1087

Szczegóły
Tytuł 1087
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1087 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1087 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1087 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marek Kreutz Koniec ko�c�w Czytelnik Warszawa 1991 Ok�adk� projektowa� Jan Bokiewicz Copyright by Marek Kreutz, Warszawa 1991 ISBN 83-07-01904-4 Je�li kom�rki nowotworowe mog� si� mno�y� w,jniesko�czono��, czy mo�na znale�� spos�b, by ka�da kom�rka niesko�czenie si� mno�y�a, a wi�c by�a nie�miertelna? � Jestem pewien, �e podejmie si� pr�by, ale na razie nikt nie ma najmniejszego poj�cia o tym, jak si� do tego zabra�. Nieograniczony rozr�d jest jedn� tylko z cech nowotworowej kom�rki. Gdy hoduje si� wi�ksz� ilo�� mysich kom�rek, po jakim� czasie wszystkie prawie gin�. Bardzo nieznaczna ich cz�� ulega jednak jakiej� mutacji, kt�ra umo�liwia; im dalszy rozr�d. Mo�na wi�c unie�miertelni� kom�rk�, dodaj�c do niej DNA z niekt�rych wirus�w nowotworowych. Wirusy te zawieraj� geny, kt�re nazywamy genami nie�miertelno�ci, nie wiedz�c jednak, na czym polega ich dzia�anie. Jednym z najbardziej podniecaj�cych aspekt�w badania nowotwor�w jest obecnie poznanie tych gen�w nie�miertelno�ci i ich biochemicznych funkcji. Tymczasem dzi� wszystko dzieje si� tak, jak gdyby ludzie odmawiali umierania, jak gdyby uwa�ali �mier� za jaki� nies�ychany skandal, absurd. Obiecuje si� nawet, �e ludzie kiedy� b�d� �y� bez ko�ca. Louis-Vincent Thomas (antropotanatolog) � Ale czy uwa�a Pan, �e nie�miertelno�� nie jest wykluczona? Mo�e po uzyskaniu sztucznego bia�ka i syntezie enzym�w uda si� odnawia� starzej�cy si� organizm cz�owieka? � Na razie jest to science-fiction. Gdy b�dziemy wi�cej wiedzieli o kom�rkach, zrozumiemy, na czym polega starzenie si� (...) � Czy by�by Pan zainteresowany nie�miertelno�ci�, gdyby j� panu zaofiarowano? � Oczywi�cie! My�l�, �e ka�dy z nas, cho� w zale�no�ci od tego, czy �ycie jego jest, czy nie jest interesuj�ce. Ja kocham �ycie! Z przyjemno�ci� czytam ka�dy nowy numer "Natur�". Z wywiadu z prof. Jamesem Watsonem (nagroda Nobla w 1962 wraz z F.H.C. Crickiem) PROLOG Spokojna powierzchnia Morza �r�dziemnego od wschodu zmienia�a kolor, z miedzianoz�otego stawa�a si� granatowa, by ju� w okolicach Bosforu i Dardaneli przechodzi� stopniowo w po�yskliw� czer�. S�o�ce leniwie opada�o za horyzont, pogr��aj�c w cieniu kontynent Federacji Europejskiej wraz z pi�cioma miliardami jej mieszka�c�w; dok�adna liczba, podana tego wieczora w komunikacie S�u�by Demograficznej, wynosi�a 5 106 911 806 �yj�cych obywateli, kt�rzy mieli teraz przed sob� kilka godzin, na og� jeszcze ch�odnej, wiosennej nocy. Do samotnej wysepki, jakich wiele na wschodnich kra�cach Morza Jo�skiego, zbli�a� si� od p�nocy b��kitny wod-nop�at ze znakami Federacji na p�katym kad�ubie. Przybli�ywszy si� do skalistych brzeg�w, pilot obni�y� lot i zr�cznie posadzi� maszyn� na falach. Pokonuj�c op�r wody, aparat powoli i statecznie wp�yn�� do niewielkiej zatoczki i z cichym szumem elektrycznych silnik�w przybi� do kamiennego mola. Po chwili w rozsuni�tych drzwiczkach kabiny pojawi� si� wysoki m�czyzna. By� to cz�owiek bardzo ju� posuni�ty w latach. Czupryna, z fantazj� sfalowana nad wysokim pobru�d�onym czo�em, by�a co prawda niezwykle g�sta, ale ju� zupe�nie bia�a, a szyj� i podbr�dek szpeci�y zwisaj�ce fa�dy pomarszczonej sk�ry, drgaj�ce przy ka�dym prze�kni�ciu �liny. Starcz� twarz zdobi�y g�ste, krzaczaste brwi, nadaj�c jej dumny i w�adczy wyraz. Starzec, otulaj�c si� be�owym we�nianym p�aszczem, nadzwyczaj zr�cznie jak na jego wiek zeskoczy� na p�yt� mola i ruszy� ku brzegowi krokiem mocnym i pr�nym. Przy wyj�ciu z mola na szutrowej drodze oczekiwa�a bia�a begi-na z kierowc� w nieskazitelnie bia�ym kombinezonie i b��kitnej czapeczce na g�owie, wypr�onym na baczno�� przy otwartych drzwiczkach. Starzec wsiad�. Kierowca zatrzasn�� za nim drzwi, prze- bieg� truchtem na swoje miejsce w samochodzie i begina ruszy�a natychmiast w g��b wyspy, rozpraszaj�c pot�nymi reflektorami g�stniej�cy mrok. Po pi�ciu minutach jazdy dwa sto�ki �wiat�a dotkn�y metalowej bramy o a�urowej konstrukcji, kt�ra pod tym dotkni�ciem rozwar�a si� bezszelestnie. Min�wszy bram�, pojazd przejecha� jeszcze trzysta metr�w i zatrzyma� si� przed wej�ciem do niewysokiego pawilonu w maroka�skim stylu, o ol�niewaj�co bia�ych �cianach. Kierowca w b��kitnej czapeczce wykona� wszystkie poprzednie czynno�ci w odwrotnej kolejno�ci i otworzywszy drzwi zamar� w postawie zasadniczej. Starzec, pokonuj�c nadzwyczaj lekko trzy stopnie schodk�w, wszed� do �rodka. � Kar�o � powiedzia� nieg�o�no, wkraczaj�c do przestronnego holu, roz�wietlonego jasnym �wiat�em, wydobywaj�cym ca�e bogactwo barw i odcieni z mozaiki na pod�odze i fresk�w pokrywaj�cych �ciany, fresk�w, kt�re do z�udzenia przypomina�y te z pa�acu w Knossos. � Jestem � odpowiedzia� spokojny g�os i na schodach ukaza� si� wysoki, dobrze zbudowany m�czyzna, wygl�daj�cy na mniej wi�cej pi��dziesi�t lat, ubrany w rodzaj srebrzystej liberii. Z wysokiego, sztywnego ko�nierza stercza�a jajowata g�owa ca�kowicie pozbawiona w�os�w. Poci�g�a, szczup�a twarz pozbawiona by�a nie tylko �lad�w zarostu, ale tak�e brwi i rz�s. � Bardzo si� ciesz�, �e znowu pan do nas zawita� � Kar�o nieco pochyli� l�ni�c� czaszk�. � Zabierz p�aszcz i przyjd� zaraz do salonu � poleci� starzec, podaj�c Kar�owi okrycie. Salon by� obszernym pomieszczeniem, zbudowanym na planie ko�a, z pod�og� obni�on� o kilkana�cie centymetr�w w stosunku do reszty domu, pi�� par przeszklonych drzwi wychodzi�o na p�kolisty taras, zawieszony nad morzem kipi�cym przy nadbrze�nych ska�ach. Starzec usiad� ci�ko na jednym z mi�kkich bia�ych foteli i rozlu�ni� ko�nierzyk koszuli z naturalnego jedwabiu o barwie ko�ci s�oniowej. Uff, ju� po wszystkim... Ca�y ten skom- 8 plikowany dzie� ma poza sob�. Wszystko posz�o chyba jak najlepiej... �adnych potkni��. Ritter z pewno�ci� da sobie rad�. U�miechn�� si�. Zepsuje troszk� jutrzejsz� pomp� w Genewie, ale przynajmniej fina� na miar� postaci! Lubi� wielkie fina�y, jak u tego, no... Beethovena. Lodowiec Mer de Glace b�dzie jego grobowcem... Wspania�y Mer de Glace. Do salonu wszed� Kar�o i zatrzyma� si� w progu. � Ko�czymy z genera�em, drogi Kar�o � starzec wskaza� swoj� twarz. � Duchy nie istniej�, nie powinny istnie�, od jutra, Kar�o, b�dziesz mia� do czynienia tylko z dyrektorem semibanku w Mediolanie, Davidem Mercuri, bierz si� do roboty. Kar�o znikn��, po chwili pojawi� si� znowu, ci�gn�c niewielki stolik na k�kach zastawiony s�ojami i puzderkami r�nej wielko�ci i kszta�tu. Zatrzyma� si� przy siedz�cym i przez chwil� patrzy� na jego twarz. � A jednak szkoda � westchn�� � to by�a wyj�tkowo udana posta�. To m�wi�c, si�gn�� do siwej czupryny i zr�cznie odklei� j� od czaszki. � Te� tak uwa�am, drogi Kar�o � powiedzia� starzec � ale sam przyznasz, �e genera� bardzo nam si� ju� postarza�, tymczasem David Mercuri ma przed sob� przysz�o��. � Bez w�tpienia � przyzna� grzecznie Kar�o i w salonie rozleg� si� odg�os delikatnego klaskania; to d�onie Karla wklepywa�y nawil�aj�cy krem w napi�t� i g�adk� sk�r� na g�owie siedz�cego. � Czy mog� o co� zapyta�? � odezwa� si� Kar�o, odrywaj�c ostro�nie brwi znad przymkni�tych powiek i wrzucaj�c je kolejno do alabastrowego pojemnika. � Tak? � Kiedy odb�dzie si� pogrzeb? � Przypuszczam, �e na pocz�tku tygodnia. � Czy b�dzie mi wolno pojecha� na t� uroczysto��? Siedz�cy na fotelu u�miechn�� si�. � Robisz si� sentymentalny, Kar�o. � Chcia�bym si� troch� rozerwa� � pospieszy� Kar�o z wyja�nieniem. � To chyba ju� ostatni pana pogrzeb? � Miejmy nadziej�, ale c� mo�na wiedzie�... Palce Karla odlepi�y rz�sy od powiek i po chwili twarz siedz�cego w delikatny spos�b zosta�a pozbawiona zmarszczek i nieprzyjemnych fa�d na podbr�dku. Zabieg nie trwa� d�u�ej ni� p� godziny i kiedy niedawny starzec o-tworzy� oczy, ujrza� w lustrze, podsuni�tym mu przez Karla, twarz czterdziestoletniego m�czyzny, lekko poblad�� i bez jednego w�oska. Przeci�gn�� si�. Tak, dzisiaj pe�ny relaks, mo�e kobieta? Nale�y mu si� w ko�cu troch� oddechu, zanim wskoczy w sk�r� Davida Mercuri... Kiedy� sko�cz� si� te przebieranki? Akcja Beta post�puje, ale ile jeszcze czasu do jej zako�czenia... Kar�o w milczeniu porz�dkowa� stolik z przyborami. � Ka�d� wypraw� na brzeg uwa�asz za rozrywk�, Kar�o... Co ci� w�a�ciwie tam tak bawi? Zagadni�ty zaprzesta� na chwil� uk�adania s�oik�w i zastanowi� si�. � Po�piech � odpar�. � Po�piech ich wszystkich. W tym ci�g�ym po�piechu przypominaj� jakie� owady, kt�re kiedy� widzia�em... Mo�e mr�wki. Ten po�piech cz�sto sprawia, �e po prostu nie mog� oderwa� wzroku. M�czyzna z twarz� nie wyko�czonej lalki znowu si� u�miechn��. Czas... Czas jak morze, niesko�czone, leniwe morze... Nad ekranem terminalu, wisz�cym na �cianie, pojawi� si� czerwony sygna�. � Do diab�a, sprawd�, kto to i czego chce. Kar�o bez s�owa skierowa� si� w stron� drzwi. � Kar�o � m�czyzna powstrzyma� go. � Oczywi�cie, b�dziesz m�g� z�o�y� wieniec na grobie genera�a Pinto, je�eli tak bardzo chcesz. � Dzi�kuj� � Kar�o sk�oni� si� i wyszed�. Wr�ci� po chwili, �eby poinformowa�, �e na rozmow� czeka Peter van Liin. � Prezydent? Czego chce? 10 T � Twierdzi, �e to sprawa wyj�tkowa, jest lekko zdenerwowany. � Prze��cz. Na ekranie ukaza�a si� ci�ka, jakby z grubsza tylko ciosana twarz van Liina, kt�ry stanowisko prezydenta Rady Najwy�szej FE obj�� dwa lata temu, po sierpniowych wyborach. � Jak si� czujesz w roli nieboszczyka? � zapyta�y usta na ekranie, szerokie na przynajmniej dziesi�� centymetr�w. � Troch� zm�czony, o co chodzi? Rzadko mam okazj� przebywa� na wyspie. � Niestety, musz� ci przeszkodzi� � powiedzia� van Liin. � M�wi ci co� nazwisko Ruben? Alfred Ruben? � Nic. � To genetyk, pracuje u Hartza w Zurychu, dali�my mu pozwolenie na badania, pracuje nad hemofili� � m�wi� van Liin tym swoim m�skim, matowym g�osem, kt�ry tak dobrze mu s�u�y� w prezydenckiej karierze. � Zechac otrzyma� jego raport, zechciej zerkn�� na ten fragment... Twarz van Liina znikn�a z ekranu, a pojawi� si� fragment tekstu, jarz�cy si� seledynowymi literami. � Rozumiem � m�czyzna przed ekranem pokiwa� g�ow�. � Co o tym s�dzisz? Na ekranie zn�w pojawi�a si� twarz van Liina. � Przypadek. Po prostu przypadek. To si� musia�o sta� pr�dzej czy p�niej. W nauce mo�na dochodzi� do tego samego r�nymi drogami... W ka�dym razie to jest dok�adnie to. Ten... � Ruben � podpowiedzia� van Liin. � Jak on si� zachowuje? � Najpierw oczywi�cie zg�upia�, ale dop�ki nie by� pewny, nie rozg�asza�, potem wys�a� lojalnie raport do Zechaca i poprosi� do siebie reporter�w z tv. Na szcz�cie Zechac zareagowa� w por� i wyperswadowa� mu ten krok, Ruben da� si� przekona�, ale zdaje si�, �e nie do ko�ca... 11 � Wie co� wi�cej? � w g�osie m�czyzny by� niepok�j. � Na razie chyba nie, ale jest bardzo ambitny. � Sprawdzili�cie jego grup�? � Tak, ma MN � odpar� van Liin natychmiast. � Obawiam si�, �e jest tylko jedno wyj�cie... � Te� tak my�l�... Zapad�a chwila ciszy. � Dobrze � powiedzia� wreszcie m�czyzna przed e-kranem � tylko zadbajcie o wszystkich, podkre�lam: o wszystkich. Ritter to za�atwi, wchodzi na moje miejsce od jutra. Wy��czy� ekran i przymkn�wszy oczy, z�o�y� g�ow� na oparciu fotela. Pr�dzej czy p�niej... Ten Ruben, �ebski facet, szkoda �e jest MN, wielka szkoda. Szum morza dzia�a usypiaj�co. Morze... Faluj�ce, niezmierzone, nieruchome morze. CZʌ� PIERWSZA �mieszny, staro�wiecki wagonik kolejki z�batej sun�� w g�r� powoli, ale uparcie. Eroll postawi� ko�nierz tefrono-wej kurtki i odsun�� si� troch� od okna; wia�o ch�odem. Obok starsza pani o nobliwym wygl�dzie cieszy�a si� jak dziecko. � To ma chyba ze sto lat! � wykrzykiwa�a, pukaj�c w �ciany wagoniku. � Zapewniam ci�, �e wi�cej � odpowiedzia� siedz�cy naprzeciw niej siwow�osy m�czyzna. S�owo �zapewniam" powt�rzy� kilka razy. Wygl�daj� na szc79�l:w� par� staruszk�w, pomy�la�, poczu� przenikliwy dreszcz, zapewne z powodu coraz zimniej-szego g�rskiego powietrza. Zbli�ali si� do ko�ca podr�y. Pi��dziesi�t pi�� minut trwa�o pokonanie trasy Chamonix--Mohtanvert, tak jak przed stu, a mo�e dwustu laty. Nie mia� poj�cia, kiedy zbudowano t� kolejk�, nie mia� pami�ci do dat, kojarzy�y mu si� z jednym tylko � z cmentarzem. Wagonik podjecha� pod szary, betonowy peron i zatrzyma� si�. Wraz z grup� pasa�er�w opu�ci� kolejk� i ruszy� w kierunku Hotel du Montanvert. Para staruszk�w sz�a przed nim, rozgl�daj�c si� z entuzjazmem. Przys�uchiwa� si�, jak starsza pani wypytuje partnera o ceny pokoj�w, popatruj�c z odrobin� zazdro�ci na tych, kt�rzy znikali za ogromnymi wrotami hotelu. Nie ka�dego by�o sta� na Hotel du Montanvert, chocia� bynajmniej nie grzeszy� komfortem. By� tu kiedy� i znosi� �piewaj�co owe reklamowane szeroko �sparta�skie warunki" tylko dlatego, �e obok by�a Mariko, ka�dego dnia i ka�dej nocy, i nic nie mog�o zak��ci� tego czasu. Omin�� hotel i wszed� na obszerny taras widokowy. Kr�ci�o si� po nim sporo ludzi, z tego powodu zapewne w�a�nie 13 tu wyznaczono mu spotkanie. Widoczno�� by�a dobra, nawet bardzo dobra, ka�dy m�g� podziwia� szerok� panoram� alpejskich szczyt�w i s�ynny Mer de Glace. Skrz�cy si� biel� j�zor lodowca sp�ywa� gdzie� spomi�dzy szczyt�w Moine i Grandes Jorasses, tak si� w ka�dym razie zdawa�o, ale by�o to z�udzenie wynikaj�ce z oddalenia, w rzeczywisto�ci oba szczyty dzieli znaczna odleg�o��, a bram� dla lodowej rzeki jest raczej Moine i Grand Chormoz, pomi�dzy kt�rymi, w miejscu zwanym M�ynami, ��cz� si� w jeden dwa lodowe nurty, Geant i Leschaux, i ju� jako Mer de Glace sp�ywaj� w dolin� Chamonix, zamieniaj�c si� przy ko�cu swojej drogi w wartko biegn�ce strumienie. Starsza pani, kt�ra razem ze swoim towarzyszem r�wnie� dotar�a na taras, co chwil� wykrzykiwa�a nazwy rozpoznanych w przewodniku szczyt�w. Wskazywa�a je palcem, szarpi�c swego towarzysza. On znosi� to wszystko ze spokojem i �agodno�ci�, jak� daje tylko p�ny wiek i ogromna za�y�o�� z drugim cz�owiekiem, z kt�rym prze�y�o si� ca�e d�ugie �ycie. � Tam Dru! Trzy tysi�ce siedemset pi��dziesi�t dwa metry! � oznajmi�a, przymierzaj�c rzeczywisto�� do trzymanego w d�oniach rysunku z przewodnika. � Tam Mount Mallet! Widzisz? � stanowczo domaga�a si� potwierdzenia. � Nie, to nie Mallet, to Szczyt Republiki � poprawi�a si� � zaraz obok Grand Chormoz, taki z�bek, widzisz? � Samolot� powiedzia� kr�tko jej towarzysz, przerywaj�c potok zachwyt�w. � Nie widz� � zaniepokoi�a si� staruszka, gor�czkowo przeszukuj�c horyzont ogromn� lornet�. � Ach, tak! � zawo�a�a z dzieci�cym zachwytem. � Widz�! Ale to nie samolot, to raczej helikopter � przypatrywa�a si� uwa�nie. � Nie wygl�da na g�rskie pogotowie, jest wi�kszy... Chyba nie powinien lecie� tak nisko. � Szkoda, �e nie siedzisz obok pilota, powiedzia�aby� mu, co ma robi� � b�kn�� siwy pan. 14 � Jeste� z�o�liwy, Eryku � zauwa�y�a tonem, kt�ry �wiadczy�, �e zupe�nie si� tym nie przejmuje. Eroll mimo woli spojrza� w tamtym kierunku. Helikopter przybli�a� si�, widzia� go ju� dobrze nie uzbrojonym okiem. Nag�y, bezg�o�ny b�ysk ujrzeli wszyscy. Staruszka krzykn�a i mocno chwyci�a za rami� swego towarzysza. Wszyscy obecni na tarasie widzieli, jak maszyna rozpada si� na cz�ci, ci�gn�c za sob� smug� dymu. Za daleko by�o, �eby dobieg� ich jakikolwiek d�wi�k, ca�a tragedia rozegra�a si� przed oczami przypadkowych widz�w, niczym w pozbawionym nagle d�wi�ku holograficznym filmie. � Widzia�e�?! Widzia�e�!? � wo�a�a starsza pani bliska p�aczu. Taras rozbrzmiewa� podnieconymi g�osami, kto� pobieg� do hotelu zawiadomi� g�rsk� stra�. W tym ba�aganie Eroll us�ysza� nagle tu� obok: � Brand? Odwr�ci� si�. Przed nim sta� m�ody m�czyzna, wygl�daj�cy na nie wi�cej ni� dwadzie�cia pi�� lat, w grubej ocieplanej kurtce koloru indygo, niedbale rozpi�tej, w spodniach i butach do tras wysokog�rskich. Przez chwil� nie by� pewien, czy to ten cz�owiek wym�wi� nazwisko Brand, jego oczy bez przerwy przesuwa�y si� po otoczeniu, ale ani razu nie spocz�y na Erollu. � Pan co� m�wi�? � Jestem Sydney � powiedzia� tamten. � To na mnie pan czeka�, mo�emy i��. Zeszli z tarasu, na kt�rym przybywa�o ludzi, cho� ju� od dawna nic nie by�o wida�. � Daleko? � zapyta� Brand. � Dwie godziny drogi � Sydney machn�� r�k� w kierunku g�rskich szczyt�w. � Co tam si� w�a�ciwie sta�o? � zapyta�. � Chyba rozbi� si� jaki� helikopter � powiedzia� Brand. Sydney wzruszy� ramionami. � Jecha� go s�k � powiedzia�. � Idziemy, Numer Jeden czeka na pana, jak by�o um�wione. 15 Szli jaki� czas wzd�u� lodowca, potem zeszli z turystycznego szlaku, wspinaj�c si� strom�, g�rsk� �cie�k�. Torba ze sprz�tem ci��y�a Erollowi coraz bardziej. Zacz�� �a�owa�, �e wzi�� nissana, seksta by�a du�o l�ejsza. Ale mia�a gorszy obraz � pociesza� si�. Po godzinie wspinaczki Syd-ney zarz�dzi� post�j. Usiad� na g�azie i zapali� jakie� �mierdz�ce �wi�stwo. � D�ugo ju� jeste� z nimi? � zagadn�� Eroll. � Nie twoja sprawa � us�ysza� w odpowiedzi. � �eby to spotkanie mia�o jaki� sens, musicie odpowiada� na moje pytania � powiedzia� spokojnie � albo nie mam po co tam i��. Sydney spojrza� na niego spode �ba. � Ja nie jestem od gadania, poczekaj na Pierwszego, ju� on ci przyszykowa� gadu�� jak trzeba � powiedzia�. Wsta�, rzucaj�c niedopalonego papierosa. � Nie zawi��ecie mi oczu? �- zapyta� Eroll z przek�sem. � Nie trzeba � odpar� Sydney, ruszaj�c w g�r�. � Zanim zejdziesz na d�, nas ju� tu dawno nie b�dzie. Pomara�czowy parmonides czeka� na niego tam, gdzie go pozostawi� przed wjazdem na Montanvert, jakie� sto metr�w od stacji kolejki z�batej w Chamonix. Eroll wrzuci� nissana na tylne siedzenie, wsiad�, zatrzasn�� drzwi i wsun�� kaset� do odtwarzacza. Cofn�� ostatnie minuty nagrania. � ...a� do zwyci�stwa! Mamy w swoich planach wi�cej takich akcji! Ci, kt�rzy rz�dz� dzisiejsz� Europ�, musz� zrozumie�, �e czas ju� przywr�ci� temu kontynentowi dawne, narodowe ramy. Precz ze Zjednoczon� Federacj� Europy! Ka�dy wraca tam, sk�d przyszed�! Wtedy dla ka�dego prawdziwego Szwajcara znajdzie si� praca i miejsce do �ycia! Powr�t do dawnych pa�stwowych granic � oto cel walki organizacji bojowej Brown Helvetia! 16 Na ekranie widzia� wykrzywion� w dziwnym grymasie, metalow� mask� na twarzy terrorysty, kt�ry stoj�c na tle o�nie�onych szczyt�w, recytowa� swoje credo. Bo�e, co za g�wno! � pomy�la� i zatrzyma� ta�m�. Kiedy jecha� na spotkanie z tymi, kt�rzy dziesi�� dni temu wysadzili w powietrze po�ow� Place de 1'Opera, powoduj�c �mier� kilkudziesi�ciu ludzi i dalsze tyle rani�c, mia� nadziej� na �wietny re-' porta�, na co� ekstra, czego jeszcze nie by�o. Zobaczy� t� idiotyczn� mask�, us�ysza�, co ma do powiedzenia Numer Jeden Helvetii, i wiedzia� ju� � rewelacji nie b�dzie. Za t� kaset�, kt�r� przed chwil� nakr�ci�, �adne stacja nie zap�aci mu wi�cej ni� za reporta� z parlamentarnych obrad, po prostu jeszcze jedna grupa separatystycznych ob��ka�c�w. Ch�tnie da�by w pysk facetowi w masce, ale musia� swoj� rol� gra� do ko�ca. �aden reporter, a ju� szczeg�lnie je�li jest wolnym strzelcem, nie mo�e sobie pozwoli� na takie spontaniczne reakcje, tym bardziej wobec ludzi, kt�rzy jednym ruchem kciuka wysy�aj� do nieba kilkaset os�b. Zapu�ci� silnik i podjecha� do bramki przy wje�dzie na superszybk�. Automat wy�wietli� numer toru, przypisan� pr�dko�� i otworzy� bramk�. O tej porze t�ok na trasach nie by� jeszcze tak du�y, po po�udniu mo�na by�o czeka� przy bramce nawet i czterdzie�ci minut. Parmonides wjecha� na tor. Kiedy osi�gn�� przepisane przez elektronicznego cerbera 252 km na godzin�, Brand w��czy� automatpilota i u�o�y� si� wygodniej, opuszczaj�c oparcie fotela. By� zm�czony, rze�kie g�rskie powietrze roz�o�y�o go troch�. Du�o je�dzi� ostatnio. Szuka� tego jednego, jedynego tematu, kt�ry pozwoli�by mu rozmawia� z tv z pozycji dyktuj�cego stawk�. Nie by�o to proste. Mia� trzydzie�ci pi�� lat, od dziewi�ciu lat w bran�y i jeszcze nigdy mu si� to nie uda�o. Takich jak on by�o w Europie kilkadziesi�t tysi�cy. Kilkadziesi�t tysi�cy ludzi, kt�rzy z wszelkiego rodzaju kamerami, urz�dzeniami holo i innymi zabawk|iitii,do zapisu d�wi�ku i obrazu przemierzali co/jeizie� kontyn^rjt wzd�u� i wszerz w nadziei trafienia na t�ibpmb�.CfBa t� f�on� spraw�, kt�ra poruszy 2 � Koniec.. 17 serca pi�ciu miliard�w telewidz�w, a reportera wyniesie na szczyt s�awy i uznania w jeden wiecz�r, daj�c pieni�dze, olbrzymie pieni�dze. O tej forsie �ni ka�dy z tych ludzi, gdy bierze do r�ki kamer�. Kiedy dziewi�� lat temu Brand kupowa� sw�j pierwszy sprz�t profesjonalny, marzy� o karierze Holdiego, kt�ry w�a�nie wtedy wpad� na trop afery z �lewymi dzie�mi", a jego rewelacyjne kasety telewizja rzymska zakupi�a za sum� przyprawiaj�c� o zawr�t g�owy. Marzy� o karierze Richnera czy van Proofa, kt�rych reporta�e z pierwszego i jak dot�d ostatniego orbitalnego miasta spowodowa�y odwo�anie, a potem wstrzymanie projektu Orbita, poniewa� udowodni�y, jak wielu ludzi tam zamieszka�ych straci�o �ycie z powodu wadliwej konstrukcji stacji. Do tego jednak, �eby powt�rzy� ich sukcesy, trzeba by�o mie� nie tylko dobry sprz�t, ale du�o sprytu i jeszcze wi�cej szcz�cia. W profesji wolnego strzelca wielu widzia�o szans� dla siebie, ale nielicznym by�a ona dana. Brand nie by� wyj�tkiem. Po godzinnej je�dzie opu�ci� superszybk� i wjecha� w o-br�b miasta, kt�re nazywa�o si� Zurychem, chocia� powierzchnia dw�ch tysi�cy kilometr�w kwadratowych, kt�r� kiedy� zajmowa�o to miasto, stanowi�a teraz ledwie jedn� dziesi�t� ca�o�ci. Na Uto Quai zatrzyma� go kolorowy t�um, id�cy ca�� szeroko�ci� bulwaru. Stulecie Zjednoczenia � zupe�nie zapomnia� o tej fecie. W��czy� tv. Na niewielkim samochodowym ekranie ukaza�a si� twarz van Liina, szefa federacyjnego rz�du, jego modulowany g�os zabrzmia� w kabinie pa-rmonidesa. � ...zanim sto lat temu po��czyli�my si� w wielk� europejsk� rodzin�. Za nami poszli inni, �wiat postawi� na jedno��, na pok�j! Ale to my byli�my pierwsi! W�a�nie my, stoj�c u progu nowej straszliwej wojny, zdobyli�my si� na to, by j� odrzuci�, rozs�dek zatriumfowa� i jedynie s�uszna alternatywa sta�a si� faktem � m�wi� van Liin, patrz�c co jaki� czas prosto w kamer�. � Zjednoczenie si� Europy i utworzenie Rz�du Federacyjnego pozwoli�o skuteczniej zaj�� si� naszym najwa�niejszym problemem, jakim jest 18 l problem demograficzny, problem przeludnienia. Sztuczna regulacja przyrostu naturalnego, chocia� niesie ze sob� wiele niedogodno�ci, jest naszym dobrodziejstwem, jest najbardziej humanitarnym sposobem na zmniejszenie wielko�ci populacji... Id� do diab�a � pomy�la� Brand i wy��czy� obraz. Poch�d przep�ywa� obok, jakie� roze�miane twarze zagl�da�y co chwil� do �rodka pamonidesa. Eroll zasun�� szyby. Nie by�o rady, trzeba by�o czeka�, o wycofaniu si� me by�o ju� mowy. Zapali� papierosa, robi� to rzadko, ale w tej sytuacji nie pozostawa�o nic innego. Przez ostatnie lata dawa� sobie jako� rad�, by�y okresy, kiedy powodzi�o mu si� nawet lepiej ni� �rednio, ale tylko tyle. S�owo kariera nie bardzo pasowa�o. Dorobi� si� sprz�tu, urz�dzi� niez�e studio w mieszkaniu na Zolikonie, mia� znajomo�ci w bran�y, sta� si� po trochu starym wyjadaczem i przesta� my�le� o tym jednym, niepowtarzalnym sukcesie. Otoczony nimbem zawodu nie mia� k�opot�w z kobietami, chocia� zwi�zki te nigdy nie trwa�y d�ugo. Przy jego trybie �ycia pewne rzeczy by�y, tak mu si� przynajmniej zdawa�o, nie do pogodzenia. Zdanie to zmieni�, kiedy pozna� Mariko. Unika� raczej bywania na przyj�ciach, ale akurat wtedy poszed�. Party urz�dza� jaki� wa�niak z sieci genewskiej i chcia� si� tam pokaza�. Mia�a kr�tkie, kruczoczarne w�osy, lekko sko�ne oczy i �niad� cer� kobiet ze Wschodu. S�dzi�, �e pochodzi z Wysp Japo�skich, ale wyja�ni�a, �e jej ojciec by� Korea�czykiem. Mia�a nie wi�cej jak trzydzie�ci lat i pracowa�a na Oddziale Zap�odnie� w klinice Hartza w Zurychu. Tego wszystkiego dowiedzia� si� w czasie drogi powrotnej z Genewy do Zurychu, superszybka by�a wyj�tkowo zat�oczona, wi�c jechali chyba z p�torej godziny. Kiedy nast�pnego ranka obudzi� si� obok nagiej, filigranowej postaci, wiedzia� ju� znacznie wi�cej. Mia�a m�a, z kt�rym rozesz�a si� nied�ugo po �lubie, powod�w nie docieka�. M�� by� psychiatr�, specjalist� od tak zwanej szczurzej choroby, musia� wi�c by� cz�owiekiem zamo�nym, ale Brand wola� 19 o to nie pyta�. Szczurza choroba, polegaj�ca na nag�ym, niespodziewanym wzro�cie poziomu agresji nieukierunko-wanej i wy�adowuj�cej si� na pierwszym lepszym przedmiocie lub osobie, doprowadzaj�ca cz�sto do powa�nych samookalecze�, spowodowana by�a, jak s�dzono, przeludnieniem i szerzy�a si� zastraszaj�co w�r�d mieszka�c�w Federacji bez wzgl�du na pochodzenie spo�eczne, stan maj�tkowy czy wykszta�cenie. Psychiatrzy nie narzekali na brak pacjent�w. Brand uwa�a� jednych i drugich za pot�nie kopni�tych. Osoba by�ego m�a niezbyt go interesowa�a. Wiedzia� ju�, �e got�w jest zosta� na d�u�ej w ma�ym mieszkanku na Pasa�u Armstronga. Podoba�o mu si�. By�o pe�ne nieznanych ro�lin, zapach�w, dziwnych figurek z br�zu. Nad tapczanem wisia� sporych rozmiar�w portret Mariko, b�d�cy najwyra�niej dzie�em komputera, kt�ry u�o�y� jej podobizn� z mn�stwa niezrozumia�ych dla Branda symboli. Mariko wyt�umaczy�a mu potem ich znaczenie, zawiera�y fragmenty informacji, g��wnie genetycznej czy biochemicznej, fizjologicznej. By� to prezent od koleg�w z kliniki, zabawna i mi�a pami�tka, tworzona nie bardzo legalnie i wymagaj�ca sporo pracy, ale w�a�nie dlatego cenna. M�wi�a mu o tym wszystkim, spokojna, opanowana, ale wyczuwa� w niej niezrozumia�e napi�cie, niepewno��. Miesi�c p�niej rozstali si� na d�u�ej. Wyjecha� na reporta�, chodzi�o o machlojki na starym sk�adowisku odpad�w promieniotw�rczych pod Hawrem, na p�wyspie Cotentin. Noce sp�dza� w n�dznych hotelikach w jakim� Barfleur czy Omonville. Nerwowe, pe�ne napi�cia dni (kilkakrotnie gro�ono mu pobiciem, a nawet �mierci�) nie pozwala�y zasn��. Pod przymkni�tymi powiekami pojawia�a si� twarz Mariko, jej drobna sylwetka, sko�ne, ciemne oczy. Gdzie� pod czaszk� k��bi�y si� my�li o tym, �e ma ju� trzydzie�ci kilka lat, i o tym, �e nie bawi si� wcale tak �wietnie, poluj�c na tematy do reporta�y, jak to kiedy� mu si� zdawa�o, �e po prostu ci�ko haruje, czekaj�c na lepsze �ycie � a �ycie, to kr�tkie �ycie mija. 20 Pierwszego wieczoru po powrocie, le��c na tapczanie obok Mariko, opowiedzia� jej o wszystkim, o czym my�la� w czasie tamtych nocy nad kana�em La Manche. � Chcia�bym, �eby�my mieli dziecko � powiedzia� wreszcie � wyb�r p�ci nale�y do ciebie, nie chcia�bym umrze� bezpotomnie. Mariko unios�a si�-i usiad�a, widzia� tylko jej szczup�e plecy. Splot�a d�onie na karku, silnie zaciskaj�c palce i skurczy�a si� jak ma�y bezbronny �limak. � Szesna�cie lat temu sprzeda�am limit � powiedzia�a. Nie mia�a prawa go zatrzymywa�, wi�za�, powinna by�a go odtr�ci�, nie komplikowa� �ycia ani sobie, ani jemu, post�pi�a tch�rzliwie, ohydnie... Dopiero wtedy zrozumia� to ogromne napi�cie, kt�re wyczuwa� pod pozornie spokojn� powierzchni�. Patrz�c na jej zgarbione, nagie plecy, powiedzia�: � Damy sobie jako� rad�. Sam nie wiedzia� jak, ale czu�, �e musi tak powiedzie�. Odwr�ci�a si� twarz� do niego, jej oczy by�y suche. � Nigdy nie b�dziesz mia� ze mn� dziecka, nie mog� ci go da� � powiedzia�a. � W ko�cu to stanie si� najwa�niejsze, zostaw mnie, nie r�b sobie wyrzut�w, powinnam ci to wyja�ni� od razu. D�ugo t�umaczy�, �e nie zrezygnuje ani z niej, ani z dziecka. Jej limit by� wyczerpany, ale istniej� przecie� inne mo�liwo�ci, prawo do drugiego dziecka mo�na na przyk�ad kupi�... � Czy zdajesz sobie_spraw�, ile to kosztuje? Ile na to trzeba? Zdawa� sobie spraw�. Prawo do drugiego dziecka kosztowa�o maj�tek. Przepisy m�wi�y wyra�nie: ka�da kobieta ma prawo do urodzenia jednego dziecka � i �aden bank seminacyjny nie wyda�by plemnik�w Erolla, gdyby mia�y by� po��czone z gametami Mariko. Dura lex sed lex� Europa p�ka�a w szwach. Nigdy dot�d nie odczuwa� tego prawa jako ograniczaj�cego wolno�� osobist�, jego wolno��. Obowi�zek sterylizacji wszystkich, semibanki, wszystko to 21 funkcjonowa�o na d�ugo przed jego urodzeniem, by�o proste i jasne. Prawo obejmowa�o wszystkie kobiety i wszystkich m�czyzn bez wyj�tku, mi�o�� mi�o�ci�, a decyzja o pocz�ciu nowej istoty musia�a by� w pe�ni �wiadoma i wymaga�a maksimum odpowiedzialno�ci. Prawo by�o wi�c logiczne, prawo by�o rozs�dne, podwa�a�a je tylko niewielka grupa nielegalnych naturyst�w, kt�rzy nie pozwolili si� wysterylizowa�... A jednak, do diab�a, chce mie� dziecko w�a�nie z Mariko, tylko z Mariko! l w�a�nie tego mu nie wolno! C� go obchodz� takie czy inne racje? Jakim prawem van Liin czy ktokolwiek inny dyktuje mu, z kim mo�e mie� potomka, a z kim nie! Brand waln�� pi�ci� w kr�g kierownicy. Kolorowy t�um wci�� blokowa� przejazd. Do gmachu Zuryskiej Niezale�nej Sieci TV dotar� dopiero oko�o trzeciej. Na Tavianiego natkn�� si� wysiadaj�c z windy. Niski, t�gawy, zawsze weso�y Orlando Taviani by� praw� r�k� kierownika sekcji REP. Nigdy chyba nie mia� w r�ku kamery, ale zna� si� na tej robocie jak ma�o kto, wiedzia� zawsze, co p�jdzie lepiej, co gorzej, i szef sekcji REP polega� na jego zdaniu.' � Witaj, kr�lu strzelc�w! � zawo�a� na widok Branda. Znali si� od �adnych paru lat, zreszt� w ten spos�b grubasek zwraca� si� do wszystkich, kt�rzy dostarczali mu materia�y. � Jak �owy? Brand potrz�sn�� pulchn� d�oni�, wyci�gni�t� w jego kierunku serdecznym gestem. � Owszem, co� w sam raz na dzisiejszy dzie� zachwyt�w, towar ekstra � powiedzia�, wychodz�c z za�o�enia, �e autoreklamy nigdy za wiele. � Nie masz poj�cia, co tu si� dzi� dzieje, amico � westchn�� Taviani. � Mamy sygna�y, �e do po�udnia by�o oko�o 22 czterdziestu zamach�w,-w dodatku pojutrze ten pogrzeb, wi�c nie mo�na za bardzo rado�nie, ale i nie smutno, rozumiesz... Zwariowa� mo�na. � Jaki pogrzeb? � Nic nie wiesz? Eduardo Pinto... � Taviani skierowa� kciuk w d�. � Bum! � Szef Bezpiecze�stwa? � Si, si! � przytakn�� Taviani rado�nie � rozwali� si� dzi� rano w Alpach... � Czekaj... � Eroll chwyci� Tavianiego za guzik od marynarki, skrojonej nieco staro�wiecko, ale ze smakiem. � Rano? W Alpach? � Tak, lecia� helikopterem do Genewy na uroczysto�ci zjednoczenia i szlag go trafi� � potwierdzi� Taviani, lekko zaskoczony reakcj� Branda. � Nie przejmuj si� tak � doda� ironicznie � on mia� ju� chyba z dziewi��dziesi�t lat... Niech to jasna cholera! Eroll by� w�ciek�y, ale pr�dko si� opanowa�. Nie m�g� si� przyzna� Tavianiemu, �e widzia� to na w�asne oczy, mia� przy sobie kamer� i nie skorzysta� z niej. Trudno, by�o, min�o... Wyj�� z torby kaset� i poda� Tavianiemu. � Co tu jest? � zapyta� Orlando, bior�c do r�ki pude�eczko niewiele wi�ksze od kieszonkowej zapalniczki. � Wywiad z Numerem Jeden organizacji Brown Helve-tia � odpar� Brand. � Ki diabe�? � Zrobili Place de 1'Opera w zesz�ym tygodniu. � Aha � przypomnia� sobie Taviani i skrzywi� si� lekko. � W zesz�ym tygodniu, to tak dawno. By�o tam chocia� ze sto trup�w? � Dziewi��dziesi�t osiem � powiedzia� Brand. � Czekam pi�tro ni�ej w Z�otym Kocie � doda�, kieruj�c si� ku schodom. W Z�otym Kocie by�o jak zwykle t�oczno, ale znalaz� wreszcie jak�� woln� lo��, to znaczy wg��bienie w �cianie, gdzie by�o miejsce dla dw�ch os�b. Ponad stolikiem, we 23 wn�ce, jarzy� si� ekran terminala, pokazuj�c fragment uroczysto�ci w Genewie. Brand zam�wi� piwo, kt�re automat wyplu� natychmiast na stolik, otwieraj�c na moment kana� podaj�cy. Upi� z�ocistego p�ynu ze szklanki, odstawi� j� i si�gn�� do sensorowej klawiatury na brzegu stolika. Obraz t�umu na ekranie znikn��, ust�puj�c seledynowym literom telegazety. Odnalaz� has�o �Og�oszenia" i dzia� �Odst�pi� limit". Lista zawiera�a kilkadziesi�t nazwisk, wi�kszo�� jednak ju� zna�, szuka� tych, kt�re pojawi�y si� w ci�gu ostatnich kilku dni. Znalaz� dwie nowe pozycje: Lizza Bean 653, Anim. Str., N. Z. W. 343 768 34 p.m. oraz Barba Scito 4-654 Theat. Pl. �ur. C 773 698 65 a.m. Poci�gn�� �yk piwa i przekaza� oba numery do pami�ci tele. Po chwili skasowa� jednak numer pani Scito; by�o ju� dawno �post meridiem". Z numerem Lizzy Bean automat po��czy� go natychmiast. Na ekranie ukaza�a si� owalna twarz o regularnych rysach, okolona burz� rudych w�os�w. � Jestem z og�oszenia, czy Lizza Bean? � zapyta�, mimo �e by� tego ca�kowicie pewien. By�a bardzo �adna i mog�a mie� najwy�ej dwadzie�cia lat. Spodziewa� si� tego. Odk�d studiowa� ten dzia� og�osze� i wydzwania� po kolei do ka�dej z tych kobiet, przekona� si�, �e wszystkie s� bardzo m�ode i na og� �adne. Tylko wtedy federy licz� si� tak bardzo i ch�� ich posiadania jest tak wielka, �e za�miewa wszystko. Kiedy uzyska� potwierdzenie, wyra�one niedba�ym skinieniem g�owy, zapyta� kr�tko: � Ile? � Sto dwadzie�cia tysi�cy � pad�a natychmiastowa odpowied�. Czy to wysoko�� sumy, czy te� ton, jakim zosta�a zakomunikowana, sprawi�y, �e poczu� w�ciek�o��. � Nie wydaje ci si�, kotku, �e to cena zbyt wy�rubowana? � zapyta�, zaciskaj�c palce na szklance. � Je�li chcesz mie� drugiego bobaska, tatulku, to trzeba buli�, w moim przypadku taki numer mo�na zrobi� tylko raz, chyba rozumiesz... Nie masz feder�w, to znikaj... 24 Ruda pi�kno�� wy��czy�a si�. Brand powoli uni�s� do ust szklank� i opr�ni� j� duszkiem. Niepotrzebnie w og�le dzwoni�. Ceny rzadko spada�y poni�ej stu tysi�cy, a nie mia� nawet po�owy tej sumy, wliczaj�c oszcz�dno�ci Mariko. l niepr�dko b�dzie mia�, je�eli nadal b�dzie tak bystry, jak dzi� rano na tarasie Montanvert. Niech to diabli... Do dziupli, w kt�rej siedzia�, zajrza� Taviani. Usiad� naprzeciwko i k�ad�c kaset� na stole popuka� w ni� palcem. � Szef powiedzia�, �e to jest g�wno, takie numery ju� nikogo nie bior�, Eroll. Owszem, szybko do nich dotar�e�, rzecz w miar� aktualna, ale nic poza tym � Taviani teatralnym gestem roz�o�y� r�ce. � Wiesz sam, co ci b�d� m�wi�... Brand s�ucha� spokojnie. To by�a zwyk�a gadka Tavianie-go. Mo�na by�o da� g�ow�, �e �aden szef tego materia�u nie widzia�, chodzi�o tylko o to, ile Taviani ma zap�aci�. To by�y jego normalne zagrywki. Eroll niedbale si�gn�� po le��ce na stole pude�eczko z nagraniem. Pulchna r�czka szybko chwyci�a jego d�o� i przytrzyma�a na stole. � Nie ma si� co gniewa�! Szef powiedzia�, �e po starej znajomo�ci mo�emy ci da� dwa tysi�ce, amico. Eroll wsta� i schowa� kaset� do kieszeni. � Przepraszam ci�, Orlando � powiedzia� � ale spiesz� si�. Jeszcze dzisiaj chcia�bym skoczy� do Genewy, pozna�em tam ostatnio paru facet�w, mo�e dadz� wi�cej. Taviani podskoczy� jak na spr�ynie, zast�puj�c mu dro- 9S- _ � Bene! Bene! Daj� trzy, wiesz, �e wi�cej nie mog�! Eroll, ten materia� nie jest tego wart, zdajesz sobie spraw�! Usiedli z powrotem. Brand po�o�y� kaset� i przesun�� w kierunku Tavianiego. � Napijesz si� czego�? � zapyta� Taviani zwyczajnie, jakby ca�a scena przed chwil� nie mia�a miejsca. By� to w�a�ciwie zupe�nie poczciwy facet, tyle �e nieprzyjemnie lojalny wobec firmy i mo�e dlatego wydawa� si� niezast�piony. Bystry, inteligentny, znaj�cy si� na interesach, przy 25 tym obdarzony m�sk� po�udniow� urod� i wdzi�kiem, wci�� mia� wielkie powodzenie u kobiet. W wieku sze��dziesi�ciu lat, �ywotny i pe�en energii, robi� wra�enie cz�owieka szcz�liwego i dobrze w �yciu usadowionego, czasem nieco cynicznego, ale w gruncie rzeczy pozytywnie nastawionego do wszystkich. A jednak tam gdzie� w �rodku, na samym dnie, tkwi�o co�, co przeszkadza�o, co uwiera�o, jaka� zadra, kt�ra z wiekiem dawa�a zna� o sobie coraz cz�ciej. Nie by�o ju� tygodnia, by Taviani nie studiowa� swojego odbicia w lustrze, coraz cz�ciej zdarza�y si� chwile, kiedy czu�, �e ta ��d� powoli, ale jednak stale i nieub�aganie p�ynie, pozostawiaj�c za sob� kolejne przystanie. Stara� si� o tym nie my�le�, ale w najmniej oczekiwanych momentach przychodzi�y mu do g�owy niepotrzebne pytania: ilu jeszcze kobiet dotknie w swoim ��ku � pi�ciu? Dziesi�ciu? Ile jeszcze sensacyjnych materia��w zakupi dla swojej firmy? Dziesi��? Dwadzie�cia? Sto dwadzie�cia? Niechby nawet, te liczby zaczyna�y by� przera�aj�co konkretne. Zam�wili po szklance Cenesse Win�. � Orlando, ty masz dzieci? � zapyta� nagle Brand. Ta-viani za�mia� si� g�o�no. � Nawet troje, ale ka�de z inn�, to jedyny spos�b � powiedzia�. � Je seme � tout vent! Si�gn�� do kieszeni i wyci�gn�� plik stereografii. � Dziewczynka i dw�ch ch�opc�w. � Ka�de z inn�? Taviani przytakn��. Brand przez chwil� przygl�da� si� podobiznom. � Kocha�e� te kobiety? � zapyta� po chwili. � Certamente! l nie tylko te � odpar,� Taviani. Ni st�d, ni zow�d wr�ci�o wspomnienie wczorajszego wieczoru u Elzy. Bawi�c si� z dzieciakiem, posypa� sobie swoje czarne pukle bia�ym talkiem, udaj�c �wi�tego Miko�aja. Do pokoju wesz�a akurat Elza i zawo�a�a: jak ty wygl�dasz?! Dopiero wtedy spojrza� w lustro i widok staruszka, kt�rego tam zobaczy�, przerazi� go. � Mi�o�� to mi�o��, a dzieci to dzieci, non 26 e vero? To jedyne, co po nas w gruncie rzeczy zostaje � powiedzia�. � S�uchaj, Orlando � Brand zebra� si� w sobie � potrzebuj� feder�w, ale nie trzech czy pi�ciu tysi�cy, potrzebuj� pi��dziesi�t kawa�k�w. Taviani gwizdn�� cicho, w jego pulchnych policzkach zrobi�y si� ma�e do�ki. � Mam zamiar kupi� prawo do limitu. � Sei matto! Czy akurat z ni� musisz mie� dzieci?! � zawo�a� Taviani nieco zirytowany. � Musz� mie� ten limit, Orlando � powt�rzy� Brand. Taviani wzruszy� ramionami, poci�gn�� ze szklanki i odstawiaj�c j�, powiedzia�: � Opowiem ci histori�, amico, pos�uchaj. Pewien genetyk wyleczy� jednego faceta z hemofilii jak�� rewelacyjn� metod�, nie znam szczeg��w. Nasz reporter dowiedzia� si� o tym i genetyk zaproponowa� wywiad. Nawet si� ucieszy�em, bo nareszcie co� w r�owym kolorze. Um�wili si� wczoraj, m�j ch�opak pojecha� tam ze sprz�tem, pewny, �e tamten czeka i puchnie z dumy, a tymczasem facet wyrzuci� go po prostu za drzwi, odwo�uj�c wywiad. Ch�opak tak si� w�ciek�, �e nie chce mie� z tym ju� nic wsp�lnego. A ja my�l�, �e co� w tym musi by�, wiesz jak to jest z tymi, kt�rzy grzebi� w genach, jak im si� uda, publika pieje z zachwytu, jak nie � zaraz robi si� grubsza sprawa, podnosi si� krzyk o zagro�eniu, zaprzestaniu, e cosi via. A dla nas � tak czy inaczej � korzy��. � Ale co ja mam do tego? � Brand nie bardzo rozumia� t� nag�� zmian� tematu. � Gdyby� pow�szy�, amico? Wiesz, ja mam nosa, tam co� �mierdzi na pewno... Ty nigdy nie my�la�e� o sta�ej robocie? � zapyta� nagle. � M�g�bym ci� poprze� u Grun-sta, zawsze to sta�y doch�d i nie taki ma�y... ed allora? Brand bawi� si� w milczeniu szklank�. � Nie mam nawet po�owy tej sumy� ci�gn�� Taviani. � Ale dajmy na to, �e w tej chwili wr�czam ci czek, kupujesz 27 limit. Idziecie oboje do banku, potem walicie prosto do Oddzia�u Zap�odnie� i za dziewi�� miesi�cy rodzi si� wam �liczny bobas. W dalszym ci�gu b�dziesz je�dzi� na te swoje polowania? Nadstawia� �eb w byle sprawie? Powiedzia�em o tym, bo ci� lubi� i chcia�bym ci pom�c, zrobisz jak uwa�asz � Taviani wsta�. � Tengiti. � Orlando � Taviani zatrzyma� si�. � Co to za instytut? � zapyta� Brand. � Klinika Hartza, facet nazywa si� Ruben, profesor Alfred Ruben. * IV Przy kolacji, kt�r� jedli we dw�jk� w zielonej sypialni na Pasa�u Armstronga, zapyta� o Rubena: w ko�cu Mariko pracowa�a w tej samej klinice. Owszem, s�ysza�a o Rubenie, prowadzi� jakie� badania, mia� u Hartza swoje laboratorium, ale szczeg��w nie zna�a. � Je�eli chcesz, rawsze mog� si� dowiedzie� � powiedzia�a. � Taviani zaproponowa� mi dzisiaj etat u siebie, co ty na to, Japoneczko? � Czy to znaczy, �e nie musia�by� tak cz�sto wyje�d�a�? � ucieszy�a si�. � To znaczy to i wiele innych rzeczy, wiele zmian... Powt�rzy� jej rozmow� w Z�otym Kocie, pomijaj�c pewne fragmenty. � Przysz�o mi do g�owy, �e nale�a�oby mo�e najpierw dotrze� do pacjenta tego Rubena. Maj�c ju� jakie� informacje, m�g�bym �atwiej przycisn�� genetyka do muru. � Ty naprawd� chcesz si� ustatkowa� � powiedzia�a Mariko zdumiona. � Naprawd� � przyci�gn�� j� do siebie. � Z tob�. Boj� si� tylko, czy facet wracaj�cy co wiecz�r do domu nie przestanie ci� interesowa� zbyt szybko, Japoneczko. � Nie wiem, to trzeba sprawdzi� � powiedzia�a, �miej�c si� i jej oczy zmieni�y si� w w�skie, sko�ne szparki. 28 Nast�pnego ranka obudzi� go brz�czyk terminala. Dzwoni�a Mariko, wymy�laj�c mu od leniwych sus��w. By�a ju� w klinice. � Pacjent nazywa si� lvo Yorga, od tygodnia przebywa w separatce nr 611 na trzecim pi�trze g��wnego gmachu, mo�esz rusza� do ataku � powiedzia�a. By�a dziewi�ta rano. Wrzuci� w siebie �niadanie, spakowa� si� pospiesznie, zabiera� minihessa, najmniejsz� kamer�, jak� dysponowa�, i oko�o dziesi�tej zajecha� przed klinik�. Wszed� do holu i nie zatrzymywany przez nikogo wsiad� do windy. Dwie minuty p�niej stan�� przed drzwiami z numerem 611. Na pukanie nikt nie odpowiada�. Nacisn�� klamk� i wszed�. Znalaz� si� w niewielkim, ale wygodnym pokoju, urz�dzonym nawet do�� przytulnie jak na szpitaln� separatk�, jednak ba�agan, jaki w nim panowa�, zupe�nie nie odpowiada� szpitalnemu drylowi. Drzwiczki niewielkiej �ciennej szafy otwarte by�y na o�cie�, wieszaki porozrzucane niedbale, sko�tuniona po�ciel k��bi�a si� na tej dziwnej machinie, kt�r� nazywaj� szpitalnym ��kiem. Bia�e kimono, str�j obowi�zuj�cy ka�dego pacjenta bez wyj�tku, wala�o si� na pod�odze obok ��ka... Przeszed� si� powoli po pokoju, zajrza� na niewielki balkon, wychodz�cy na park, i wr�ci�..Na umywalce w rogu dostrzeg� szczoteczk� do z�b�w i myd�o. Usiad� na foteliku obok ��ka. Czemu ten go��, do licha, tak si� spieszy�? Uni�s� kamer� do oka i przejecha� po ca�ym wn�trzu, ko�cz�c uj�cie na niedbale ci�ni�tym kimonie. To by�o wszystko, co m�g� na razie zarejestrowa�. Nie mia� tu nic do roboty. Podszed� do drzwi, kt�re nagle odskoczy�y z impetem. Stan�� w nich pot�ny szpakowaty m�czyzna w zielonkawym lekarskim stroju. Niewielki napis na jego szerokiej piersi, kt�ry znalaz� si� mniej wi�cej na wysoko�ci oczu Branda, g�osi�: Prof. Alfred Ruben. Brand cofn�� si�. � Gdzie jest Yorga? � zapyta� Ruben g�osem tubalnym i dono�nym, nawyk�ym do rozkazywania. Za jego plecami Brand dostrzeg� drobn� posta� przestraszonej piel�gniarki. 29 � Sam chcia�bym wiedzie� � powiedzia�. � Zdawa�o mi si�, �e to w�a�nie pan b�dzie mi m�g� na to pytanie odpowiedzie�, profesorze. Ruben spojrza� na niego jak byk szykuj�cy si� do ataku na pikadora. � Co pan tu robi?! Kim pan w�a�ciwie jest?! � rykn��, post�puj�c gro�nie naprz�d. � Czy zdaniem pana nieobecno�� Yorgi ma co� wsp�lnego z eksperymentem, kt�rego dokona� pan na nim? Cofn�� si�, �eby zrobi� lepsze uj�cie. Twarz Rubena sp�sowia�a. � Prosz� natychmiast si� st�d wynosi� � wysapa� w�ciekle, zaciskaj�c pi�ci ogromne niczym bochny chleba. Dziewi�� lat w bran�y nauczy�o Branda nie l�ka� si� takich gr�b ani nawet takich pi�ci. Kamera pracowa�a bez przerwy. � Dlaczego nie chce pan powiedzie� nic o swoim eksperymencie? Czy ten eksperyment nie powi�d� si�? Czy lvo Yorga jest chory, czy zdrowy? Pot�na d�o� schwyci�a go za kark i niczym �opata automatu wypchn�a na korytarz. Gruchn�� z �omotem pod przeciwleg�� �cian�, nie wypuszczaj�c kamery. W wizjerze mia� przera�on� twarz bezradnej piel�gniarki. Kiedy si� podni�s�, zobaczy� ju� tylko szerokie plecy odchodz�cego pospiesznie korytarzem Rubena. Piel�gniarka ruszy�a za profesorem prawie biegn�c. Wr�ci� do zaparkowanego przed klinik� parmonidesa i zatrzasn�� ze z�o�ci� drzwiczki. Od dw�ch dni wia� fen, jego suche i ciep�e podmuchy nieprzyjemnie dra�ni�y nerwy. Ulic� sk�pan� w wiosennym s�o�cu przelewa� si� t�um pieszych i nieprzerwany strumie� pojazd�w, w pudle wozu Eroll poczu� si� jak w ma�ej �upince na wzburzonym oceanie. Szybkimi ruchami palc�w wystuka� numer informacji i za��da� adresu obywatela Federacji o nazwisku Yorga, lat 25, zamieszka�ego w okr�gu Zurych. Wi�cej nie wiedzia�, ale to powinno wystarczy�. Spojrza� na ekran i to, co przeczyta�, spowodowa�o, �e skasowa� napis i po��czy� si� jeszcze raz. Nie chcia� wierzy� w�asnym oczom, komputer jed- 30 nak uparcie odpowiada� tymi samymi s�owami: NIE FIGURUJE. Rozumia� coraz mniej. �Nie figuruje" znaczy�o po prostu: nie istnieje. Gdyby adres by� zastrze�ony, komputer powiadomi�by o tym, gdyby obywatel o takim- nazwisku nie nale�a� ju� do grona �yj�cych, napis g�osi�by: �Nie �yje". Wybra� numer Mariko. � Jeste� pewna, �e poda�a� mi nazwisko tego pacjenta w dobrym brzmieniu? � zapyta�, kiedy si� zg�osi�a. Mariko przeliterowa�a, zgadza�o si�. A jednak nic si� nie zgadza�o. Zapyta�, sk�d je ma. � Kiedy przysz�am rano do kliniki, zajrza�am po prostu do spisu pacjent�w w rejestracji � wyja�ni�a. � Pacjent profesora Rubena jest tylko jeden: lvo Yorga. Zajmuje separatk� numer 611. � Zajmowa� � mrukn�� Brand. � Co m�wisz? � Nic, nic... �; Eroll, co si� w�a�ciwie sta�o? Gdzie ty jeste�? � Na dole, w samochodzie. Ten tw�j Ruben ma mocne pi�ci � potar� machinalnie kark. � Wyrzuci� mnie po prostu. � Widzia�e� si� z Yorg�? � zapyta�a Mariko. � Niestety, nie mia�em przyjemno�ci. Zreszt� nic dziwnego, skoro takiego faceta w og�le nie ma, to wszystko jaka� lipa. � Bzdura � �achn�a si� Mariko. � Kto ci powiedzia�, �e nie istnieje? � Komputer Centralnej Informacji. � To niemo�liwe. � Wiem � przytakn�� � ale prawdziwe. B�d� tak dobra i spr�buj znale�� adres Yorgi w waszej rejestracji, je�eli tam w og�le jest... � doda�. � Nowy Zurych, Po�udnie, East Strasse 127 � powiedzia�a Mariko ��cz�c si� z nim po kilku minutach. � Eroll, a co tu w�a�ciwie chodzi? � To jaka� �mierdz�ca sprawa. Tego Yorgi nie ma w kli- 31 nice, wygl�da na to, �e Ruben te� nie wie, gdzie on jest. Mam nadziej�, �e go znajd�. Jeszcze jedna pro�ba, Japo-neczko, dowiedz si� o tym eksperymencie wszystkiego, co tylko b�dzie mo�liwe. Sprawd� ostatnie wyniki bada� Yorgi, i w og�le, o co tam chodzi�o, znasz si� przecie� na tym. P�niej si� skontaktujemy. Ostatnie s�owa wypowiedzia�, w��czaj�c si� ju� do ruchu. Nigdy specjalnie nie lubi� Nowego Zurychu. Wielo�� poziom�w, pl�tanina estakad, potoki ludzi i pojazd�w, wieczny szmer tysi�cy elektrycznych silnik�w � to wszystko przyprawia�o o b�l g�owy. Po up�ywie kwadransa ka�dy chodzi� niczym w transie, a jedynym sposobem na wytr�cenie si� z tego stanu by�a g�o�na rozmowa, tote� wielu m�wi�o tutaj do siebie. W�asny g�os uspokaja�. W starym Zurychu by�o podobnie, ale jakby �atwiej dawa�o si� to znie��. Tam by� zwyk�y uliczny ha�as, nie t�umiony, jak tu, specjaln� akustyk� ulic i podziemnych korytarzy, budowanych z my�l� o wyeliminowaniu ha�asu, tej chronicznej dolegliwo�ci wszystkich starych miast. Odnalaz� ulic� podan� mu przez Mariko. Do budynku numer 127 wchodzi�o si� z pierwszego poziomu. Zostawi� w�z i zjecha� do podziemnego pasa�u. Zielonkawa tafla rozsun�a si� przed nim, ukazuj�c jasny korytarz. Wszed� i zatrzyma� si� przed �wietln� tablic� z list� lokator�w. Nazwiska Yorgi na niej nie by�o. � Pan kogo� szuka? � us�ysza� nagle za plecami. Odwr�ci� si�. Przed nim sta�a brzydko ubrana starsza kobieta, chuda jak kij od szczotki, i wpatrywa�a si� w niego podejrzliwie. Por�wnanie z kijem od szczotki nasun�o mu si� mo�e dlatego, �e w�osy tej kobiety, kr�tko obci�te, stercza�y �miesznie na wszystkie strony. � Powiedziano mi, �e mieszka tutaj niejaki lvo Yorga, ale na li�cie go nie widz� � powiedzia�. Kobieta omiot�a go nieufnym spojrzeniem, pi�ropusz na jej g�owie zako�ysa� si�. � A pan co, z Opieki? 32 Przytakn��. � Ano mieszka�, ale ju� nie mieszka � powiedzia�a zaczepnym tonem. � Od kiedy, nie wie pani? � Pewnie, �e wiem � �achn�a si�. � Od dzisiaj. On by� prosz� pana, chory naprawd�, nawet �al mi go by�o, zawsze sam, pracy �adnej nie m�g� znale��... A co, pan niby nie wie, jak to jest? � zaatakowa�a nagle. � Ja, to co innego, stara, ale on m�ody... Teraz wyjecha� leczy� si�, mieszkanie zwolni�, b�dzie dla was, co? � Wyjecha� si� leczy�? Przecie� leczy� si� uHartza... � Ja tam nie wiem, gdzie � wzruszy�a ramionami. � Dzisiaj z samego rana przyjechali po jego rzeczy z jakiej� firmy przewozowej, panie... du�o tego nie by�o � rozczuli�a si� � biedny by� jak my wszyscy... � Zaraz, zaraz... � przerwa� jej biadolenie. � Czy jego te� pani dzisiaj widzia�a? By� tu? � A Bo�e bro�! Ci, kt�rzy wynosili rzeczy, powiedzieli, �e pan Yorga zwalnia mieszkanie, bo jak ich zobaczy�am, to ju� my�la�am, �e co� niedobrego... Cz�owiek nie zna dnia ani godziny, prosz� pana, mors certa hora incerta � paln�a nagle czyst� �acin�. � A dok�d wie�li te rzeczy? M�wili? � Zapyta� szybko, boj�c si�, �e kobiecina zacznie cytowa� co� d�u�szego. � Gdzie� na po�udnie... Czy to zreszt� moja sprawa? Niech si� biedaczek kuruje, wida� zn�w mu si� pogorszy�o. Kobieta dotkn�a drzwi windy, kt�re rozsun�y si� przed ni� pos�usznie. Wesz�a do �rodka i odwracaj�c si� ku Erol-lowi potrz�sn�a swoim czubem niczym w�dz rzymskiej kohorty. � Macie go z g�owy, powinien si� pan cieszy� � powiedzia�a i drzwi si� za ni� zatrzasn�y. Przepchn�wszy si� przez t�um na chodniku, dotar� do par-monidesa. D�u�sz� chwil� siedzia� nieruchomo, b�bni�c pal- 3 � Koniec.. 33 cami po kierownicy. W tej sprawie by�o co�, czego nie m�g� zrozumie�. Niby wszystko uk�ada�o si� logicznie, eksperyment przeprowadzony przez Rubena nie powi�d� si� i Yorga nadal by� chory, by� mo�e jeszcze bardziej ni� przedtem. Nic dziwnego, �e Ruben nie chcia� rozmawia� z reporterem Tavianiego, chocia� sam go najpierw zaprasza�; widocznie pogorszenie stanu Yorgi nast�pi�o dopiero w ostatnich dniach i Ruben zmuszony by� si� wycofa�. Pragnienie rozg�osu zmieni�o si� w ch�� ukrycia rezultat�w nieudanego do�wiadczenia, zw�aszcza �e jego obiektem by� cz�owiek. Taviani mia� racj�, w takich przypadkach opinia publiczna g�o�no manifestowa�a swoje oburzenie i kto wie, czy Ruben m�g�by nadal korzysta� z laboratori�w kliniki Hartza. Wszystko si� zgadza�o, a jednak co� by�o nie tak. Brand dobrze pami�ta�, z jakim impetem Ruben wpad� do separatki Yorgi. By� �ywo zaniepokojony nieobecno�ci� swojego pacjenta. Je�eli sam wys�a�by go gdzie� na leczenie, nie pyta�by o niego. Tymczasem by� najwyra�niej zdenerwowany i nie trzeba by�o studiowa� psychologii, �eby to spostrzec. W takim razie � gdzie jest lvo Yorga?% V � To niemo�liwe � kr�ci�a g�ow� Mariko, powtarzaj�c po raz kolejny to s�owo. Siedzieli naprzeciw siebie p