Ahern Cecelia - Sto imion
Szczegóły |
Tytuł |
Ahern Cecelia - Sto imion |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Ahern Cecelia - Sto imion PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Ahern Cecelia - Sto imion PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Ahern Cecelia - Sto imion - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
CECELIA AHERN
STO IMION
Strona 3
Dedykuję mojemu wujowi Robertowi (Hoppy) Ellisowi.
Kochamy Cię, tęsknimy za Tobą
i dziękujemy za wspomnienia.
Strona 4
Rozdział pierwszy
Mówili na nią „Ani mru-mru”. Żaden powierzony jej sekret, żadna poufna informacja,
osobista czy nie, nigdy, przenigdy nie wydostawała się na światło dzienne. Przy niej ludzie czuli
się bezpiecznie; wiedzieli, że nie będzie ich oceniać, a jeśli nawet, to w milczeniu, tak by się tego
nie domyślili. Nosiła idealnie pasujące do niej imię, które oznaczało konsekwencję i hart ducha,
oraz trafne przezwisko. Była solidna i opanowana, niewzruszona, ale jednocześnie miała kojący
wpływ na innych. Dlatego odwiedzanie jej w takim miejscu było tym bardziej bolesne.
Dosłownie, fizycznie bolesne, nie tylko trudne dla duszy. Kitty czuła w klatce piersiowej, w
samym sercu, ból, który pojawił się wraz z myślą, że trzeba tu przyjść, rósł podczas samej wizyty
i nasilał się ze świadomością, że to nie jest sen ani fałszywy alarm, że to życie w swym
najbardziej prawdziwym przejawie. Życie, które zostało poddane próbie i które kiedyś przegra ze
śmiercią.
Idąc przez ten prywatny szpital, Kitty wybierała schody, choć mogła skorzystać z windy,
celowo skręcała w niewłaściwe korytarze, przy każdej okazji uprzejmie przepuszczając przed
sobą innych ludzi, szczególnie jeśli byli to pacjenci poruszający się w ślimaczym tempie,
trzymający się balkoników lub pchający stojaki na kółkach z kroplówkami. Miała świadomość,
że się na nią gapią, co było efektem kryzysu, w którym tkwiła, oraz tego, że błąka się bez celu po
całym oddziale. Chętnie angażowała się w najkrótszą choćby wymianę zdań, gdy ktoś ją jedynie
zagadnął. Robiła wszystko, co mogła, by tylko opóźnić chwilę wejścia do sali Constance. W
końcu jednak nie dało się jej już tego bardziej odwlec, bo oto znalazła się w ślepym zaułku:
półkolistym korytarzu z czworgiem drzwi. Troje z nich było otwartych. Kitty nie musiała
zaglądać do środka; z miejsca, w którym stała, zarówno pacjenci, jak i odwiedzający byli
świetnie widoczni. Nie patrząc na numery sal, wiedziała, w której z nich znajduje się jej
przyjaciółka i mentorka. Te drzwi były zamknięte. Kitty poczuła wdzięczność dla losu za tę
ostatnią już zwłokę.
Zapukała cicho, bez przekonania. Z jednej strony chciała wreszcie odbyć tę trudną wizytę,
z drugiej jednak szczerze pragnęła, by nikt nie usłyszał jej pukania, żeby mogła odejść, a potem
się usprawiedliwiać, że przecież próbowała; żeby mogła żyć spokojnie, bez poczucia winy. Jakaś
resztka rozsądku mówiła jej, że tak się nie da, że tak nie można. Serce jej waliło, buty
poskrzypywały na podłodze, gdy przestępowała z nogi na nogę, i było jej słabo od zapachu
szpitala. Nie znosiła go. Poczuła falę nudności, odetchnęła więc głęboko i pomodliła się o
opanowanie, o to, by zachować się w końcu jak osoba dorosła. By móc przez to przejść.
Gdy Kitty skupiała się na kontemplowaniu swoich stóp i na tym, by oddychać głęboko,
drzwi się otworzyły i, zaskoczona, stanęła twarzą w twarz z pielęgniarką i z Constance, która
wyglądała przerażająco źle. Kitty zamrugała raz, drugi, a za trzecim wiedziała już, że będzie
musiała udawać, aby Constance nie ujrzała jej prawdziwej reakcji na swój stan. Zastanawiała się,
co powiedzieć, ale nie mogła znaleźć słów. Nie przychodziło jej do głowy nic zabawnego, nic
zwyczajnego, nic, co mogłaby powiedzieć przyjaciółce, którą znała od dziesięciu lat.
– Pierwszy raz ją widzę na oczy – odezwała się Constance. Jej francuski akcent był
słyszalny, mimo że mieszkała w Irlandii już ponad trzydzieści lat. Głos miała wciąż zaskakująco
mocny i pewny, taki, jak zawsze ona sama. – Proszę zawołać ochronę i natychmiast ją stąd
wyprowadzić.
Pielęgniarka uśmiechnęła się, otworzyła szerzej drzwi, po czym wróciła do łóżka
Constance.
– Może przyjdę później – zaproponowała Kitty. Obejrzała się, lecz za sobą zobaczyła
Strona 5
tylko sprzęt medyczny, odwróciła się więc znowu, w poszukiwaniu czegoś normalnego, czegoś
zwykłego i banalnego, na czym mogłaby się skupić, co pomogłoby jej udawać, że nie znajduje
się w szpitalu, z tym jego zapachem, i z nieuleczalnie chorą przyjaciółką.
– Już prawie skończyłam. Zmierzę pani tylko temperaturę – pielęgniarka zwróciła się do
Constance i włożyła jej końcówkę termometru do ucha.
– Usiądź tu. – Constance wskazała na krzesło obok łóżka.
Kitty nie umiała spojrzeć jej w oczy. Wiedziała, że to niegrzeczne, ale wzrok jej
nieustannie uciekał, jakby przyciągany magnesem, do wszystkiego, co nie kojarzyło się z
chorobą i chorymi ludźmi. Zajęła się więc prezentami, które przyniosła.
– Mam dla ciebie kwiaty. – Rozejrzała się w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłaby je
postawić.
Constance nie znosiła kwiatów. Zostawiała je w wazonie, żeby zwiędły, ilekroć ktoś
próbował ją za ich pomocą przekupić, przeprosić czy po prostu upiększyć gabinet. Kitty
wiedziała o tym, lecz mimo wszystko je kupiła. Był to jeden ze sposobów na opóźnienie wizyty,
tym bardziej że kolejka w kwiaciarni była kusząco długa.
– Ojej – powiedziała pielęgniarka. – Ochrona powinna była panią uprzedzić, że nie wolno
wnosić kwiatów na oddział.
– Ach, to żaden problem. Jakoś się ich pozbędę. – Kitty starała się ukryć ulgę, z którą
wstała, by uciec z kwiatami.
– Ja je wezmę – zaoferowała pielęgniarka. – Zostawię je w recepcji, żeby mogła pani je
później zabrać do domu. Szkoda, żeby taki piękny bukiet się zmarnował.
– Dobrze, że mam jeszcze ciasteczka. – Kitty wyjęła pudełko z torby.
Siostra i Constance wymieniły spojrzenia.
– No chyba żartujecie. Ciasteczek też nie wolno?!
– Kucharz woli, aby pacjenci spożywali tylko potrawy wydawane przez niego.
Kitty wręczyła kontrabandę pielęgniarce.
– Ciastka też może pani potem wziąć do domu – powiedziała ze śmiechem siostra, po
czym spojrzała na termometr. – W porządku. – Uśmiechnęła się do pacjentki. Zanim wyszła,
wymieniły jeszcze znaczące spojrzenia, jak gdyby te dwa słowa oznaczały coś całkiem innego –
bo z Constance nic nie było w porządku. Zżerał ją rak. Włosy zaczęły jej odrastać, ale
nierównomiernie, w wycięciu workowatej szpitalnej koszuli widoczne były kości klatki
piersiowej, a z obu ramion zwisały kable i rurki, z ramion wychudłych i posiniaczonych od
zastrzyków i podłączania aparatury.
– Na szczęście nie przyznałam się jej, że w torbie mam kokainę – odezwała się Kitty, gdy
za pielęgniarką zamykały się drzwi i z korytarza dobiegł jeszcze jej serdeczny śmiech. – Wiem,
że nie cierpisz kwiatów, ale wpadłam w panikę. Chciałam ci przynieść złoty lakier do paznokci,
kadzidełka i lusterko, bo pomyślałam, że tak będzie zabawnie.
– Czemu tego nie zrobiłaś? – Oczy Constance wciąż były niebieskie i błyszczące i gdyby
Kitty zdołała skupić się tylko na nich, tak pełnych życia, mogłaby niemal zapomnieć o
wyniszczonym ciele. Niemal, ale nie całkiem.
– Bo sobie uświadomiłam, że to nie jest zabawne.
– Mnie by rozbawiło.
– Przyniosę je następnym razem.
– To już nie będzie takie śmieszne. Znam już dowcip. Moja kochana… – Wyciągnęła
rękę do Kitty i splotły dłonie na kołdrze. Kitty nie mogła patrzeć na ręce Constance, tak były
biedne i chude. – Jak dobrze cię widzieć.
– Przepraszam, że się spóźniłam.
Strona 6
– Trochę ci to zajęło.
– Wiesz, te korki… – zaczęła Kitty, ale zaraz dała sobie spokój z żartami. Spóźniła się
ponad miesiąc.
Zapadła cisza. Kitty zrozumiała, że powinna teraz wytłumaczyć, dlaczego nie
przychodziła.
– Nie znoszę szpitali.
– Wiem. To nosokomefobia – odparła Constance.
– Co takiego?
– Lęk przed szpitalami.
– Nie wiedziałam, że istnieje na to określenie.
– Istnieją określenia na wszystko. Ja na przykład od dwóch tygodni nie mogę się
wypróżnić; oni mówią na to „anismus”.
– Powinnam coś o tym napisać. – Kitty odpłynęła myślami.
– Ani się waż. O inercji mojego jelita grubego możemy wiedzieć tylko my, Bob i ta miła
pani, której pozwalam sobie zaglądać w tyłek.
– Miałam na myśli artykuł o lęku przed szpitalami. To by był dobry temat.
– Uzasadnij.
– Na przykład, mogłabym dotrzeć do kogoś, kto jest poważnie chory, ale nie może przez
to się leczyć.
– Wielkie rzeczy. Mogą go leczyć w domu.
– A kobieta, która zaczęła rodzić? Chodzi tam i z powrotem po ulicy przed szpitalem i nie
może się zdobyć na wejście do środka.
– No to urodzi w karetce, w domu albo na ulicy. – Constance wzruszyła ramionami. –
Kiedyś pisałam o kobiecie z Kosowa, która urodziła w kryjówce. Była tam całkiem sama, to było
jej pierwsze dziecko. Znaleziono ich dopiero dwa tygodnie później, zdrowych i zadowolonych.
Afrykańskie kobiety wydają dzieci na świat podczas pracy w polu, po czym natychmiast wracają
do swego zajęcia. W rozmaitych plemionach kobiety rodzą, tańcząc. Tylko świat zachodni
podchodzi do rodzenia od niewłaściwej strony. – Machnęła lekceważąco ręką, choć sama nie
miała dzieci. – Pisałam już o tym kiedyś.
– To może o lekarzu, który nie jest w stanie chodzić do pracy… – Kitty nie dawała za
wygraną.
– To absurd. Taki ktoś powinien stracić prawo do wykonywania zawodu.
Kitty roześmiała się.
– Dzięki za szczerość, jak zwykle. – Uśmiech zniknął z jej twarzy i zapatrzyła się w dłoń
Constance, obejmującą jej własną. – Więc może o pewnej egoistce, która nie odwiedza chorej
przyjaciółki?
– Ale przecież jesteś tu i bardzo się cieszę, że cię widzę.
Kitty przełknęła ślinę.
– Nic nie mówisz o tamtym.
– O czym?
– Wiesz, o czym.
– Nie wiedziałam, czy chcesz o tym rozmawiać.
– Właściwie to nie.
– Sama widzisz.
Przez chwilę milczały.
– Nie zostawiają na mnie suchej nitki w prasie, w radiu, wszędzie – Kitty jednak podjęła
temat.
Strona 7
– Nie czytałam żadnej prasy.
Kitty udała, że nie widzi sterty gazet na parapecie.
– Od tygodnia gdziekolwiek pójdę, wszyscy się na mnie gapią, pokazują palcami,
szepczą, jakbym była nierządnicą.
– To cena za bycie w centrum uwagi. Jesteś teraz gwiazdą telewizji.
– Nie jestem gwiazdą telewizji, tylko kimś, kto zrobił z siebie kretynkę w telewizji. To
zasadnicza różnica.
Constance znów wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic takiego.
– Ty nigdy nie chciałaś, żebym pracowała w tym programie. Powiedz po prostu „a nie
mówiłam?” i będziemy mieć to z głowy.
– Nie używam takich słów. One nic nie wnoszą.
Kitty wyjęła dłoń z uścisku przyjaciółki i zapytała cicho:
– Czy mam jeszcze pracę?
– Nie rozmawiałaś z Pete’em? – Constance wydawała się rozgniewana na swego
redaktora dyżurnego.
– Rozmawiałam. Ale muszę to usłyszeć od ciebie. To dla mnie ważniejsze.
– Stanowisko „Etcetera” w kwestii zatrudnienia cię jako reporterki nie uległo zmianie –
oświadczyła Constance stanowczo.
– Dziękuję – szepnęła Kitty.
– Popierałam twoją pracę w programie Trzydzieści minut, bo wiem, że jesteś dobrą
reporterką i masz zadatki, żeby być świetną. Wszyscy popełniamy błędy, niektórzy mniejsze, inni
większe, ale nikt nie jest doskonały. Wykorzystujemy takie doświadczenia, by stać się lepszymi
dziennikarzami, a co ważniejsze, lepszymi ludźmi. Pamiętasz, jaką historię próbowałaś mi
sprzedać, gdy dziesięć lat temu przyszłaś na rozmowę kwalifikacyjną?
Kitty zaśmiała się z zażenowaniem.
– Nie – skłamała.
– Jasne, że pamiętasz. Jeśli ty nie chcesz jej przypomnieć, ja to zrobię. Zapytałam cię:
gdybyś miała dla mnie napisać jakiś tekst, tu i teraz, na jakikolwiek temat, to co by to było?
– Naprawdę, nie musisz mi tego przypominać. Byłam przy tym, pamiętasz? – Kitty się
zaczerwieniła.
– A ty odpowiedziałaś – ciągnęła Constance, jak gdyby Kitty w ogóle się nie odezwała –
że słyszałaś o gąsienicy, która nie potrafi zmienić się w motyla.
– Tak, tak, wiem.
– I że chciałabyś sprawdzić, jak to jest – być pozbawionym tej wspaniałej możliwości.
Dowiedzieć się, co czuje gąsienica, która patrzy, jak inne gąsienice się przepoczwarzają,
wiedząc, że sama nigdy nie będzie miała podobnej szansy. Rozmowę z tobą przeprowadzałam w
dniu wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, tego samego dnia zatonął też statek
wycieczkowy, którym płynęło cztery i pół tysiąca ludzi. Z dwunastu osób, z którymi
rozmawiałam tamtego dnia, ty byłaś jedyną, która nie wspomniała słowem o polityce, o statku
czy o tym, że marzy, by spędzić jeden dzień z Nelsonem Mandelą. Ciebie najbardziej obchodziła
biedna mała gąsienica.
Kitty uśmiechnęła się.
– Taa, byłam wtedy świeżo po studiach. Chyba miałam wciąż za dużo trawki w
organizmie.
– Nie – szepnęła Constance, znów biorąc Kitty za rękę. – Byłaś jedyną osobą, która
szczerze powiedziała mi, że nie boi się latać, że tak naprawdę boi się, że nie zdoła pofrunąć.
Kitty z trudem przełknęła ślinę, bliska łez. Z całą pewnością jeszcze nigdy nie wzbiła się
Strona 8
do lotu i czuła, że jest od tego dalsza niż kiedykolwiek.
– Niektórzy twierdzą, że nie powinno się startować z pozycji lęku – ciągnęła Constance –
ale przecież gdzie nie ma lęku, tam nie ma wyzwania. Często najlepsze teksty pisałam wtedy,
gdy zaakceptowałam swój lęk i postawiłam przed sobą wyzwanie. Zobaczyłam wtedy młodą
dziewczynę, która bała się, że nie pofrunie, i pomyślałam sobie: aha! to ktoś dla nas. I o to chodzi
w „Etcetera”. Oczywiście, piszemy o polityce, ale raczej o ludziach, którzy za nią stoją. Chcemy
dowiedzieć się, jakie przeżywają emocje, nie tylko jaką stosują taktykę, ale dlaczego akurat taką.
Co się wydarzyło w ich życiu, że zaczęli wierzyć w to, dlaczego poczuli tamto. Owszem, czasem
rozmawiamy z nimi o diecie, jednak nie o produktach ekologicznych i pełnoziarnistych; nas
interesuje kto i dlaczego. Ciekawią nas ludzie, uczucia, emocje. Może sprzedamy mniej, ale
chodzi nam o coś więcej, choć to jest oczywiście tylko moja opinia. „Etcetera” nadal będzie
publikowało twoje artykuły, Kitty, jeżeli będziesz pisała o tym, co dla ciebie jest prawdą, na
pewno nie o tym, co czyimś zdaniem nadaje się na dobry tekst. Nikomu nie wolno twierdzić, że
wie, co ludzie chcą czytać, słuchać czy oglądać. Ludzie sami rzadko mają tego świadomość;
zdają sobie sprawę dopiero po fakcie. To jest właśnie sedno tworzenia czegoś oryginalnego.
Szukanie nowości, a nie karmienie rynku przeróbką starego. – Constance uniosła brwi.
– To był mój materiał – powiedziała Kitty cicho. – Nie mogę na nikogo zwalić winy.
– Dobrze wiesz, że w całym procesie bierze udział nie tylko autor. Gdybyś przyszła z tym
materiałem do mnie, nie puściłabym go, a nawet gdyby, to wycofałabym go w porę. Istniały
pewne znaki, które powinien był dostrzec któryś z twoich zwierzchników, ale jeśli chcesz wziąć
całą winę na siebie, musisz zadać sobie pytanie, dlaczego tak bardzo chciałaś go wyemitować.
Kitty nie była pewna, czy ma na to odpowiedzieć. Tymczasem Constance zebrała siły i
mówiła dalej:
– Pewnego razu przeprowadzałam wywiad z człowiekiem, który wydawał się coraz
bardziej rozbawiony moimi pytaniami. Gdy zapytałam, co go tak śmieszy, odparł, że pytania,
które zadaje dziennikarz, mówią o wiele więcej o nim samym niż odpowiedzi o bohaterze
wywiadu. Z naszej rozmowy dowiedział się więcej o mnie niż ja o nim. Uznałam to za
interesujące. Miał rację, przynajmniej w tamtym wypadku. Uważam, że tekst zdradza więcej na
temat autora, niż opowiada nam sama historia. Na studiach dziennikarskich uczą nas, że aby
uniknąć stronniczości, musimy się zdystansować do materiału, jednak czasem musimy być w nim
obecni, żeby zrozumieć, współodczuwać, żeby pomóc odbiorcy identyfikować się z bohaterami,
bo inaczej nie ma w tym serca. Inaczej historie mógłby relacjonować robot. Ale to nie znaczy, że
do relacji trzeba dodawać opinie, Kitty, bo to również mnie niepokoi. Nie lubię, gdy reporterzy
wykorzystują jakąś historię, żeby oznajmić widzom swoje zdanie. Kogo obchodzi, co myśli jedna
osoba? Naród? Gatunek? Przedstawiciele jednej z płci? To interesuje mnie bardziej. Chodzi mi o
to, że powinno się wykazać zrozumienie dla wszystkich aspektów danej opowieści, udowodnić
odbiorcy, że za słowami kryje się emocja.
Kitty nie chciała się zastanawiać, co opracowanie tamtego materiału mówi o niej samej –
nie chciała o tym myśleć ani mówić nigdy więcej – jednak było to niemożliwe, ponieważ jej
stację telewizyjną pozwano właśnie do sądu, a ją samą dzielił jeden dzień od procesu o
zniesławienie. W głowie jej dudniło, miała już dość myślenia o tym wszystkim, analizowania, co,
u licha, się wydarzyło. Nagle jednak poczuła potrzebę, by wyrazić skruchę, przeprosić za
wszystko, co kiedykolwiek zrobiła źle, żeby tylko poczuć się znów wartościowym człowiekiem.
– Muszę ci coś wyznać.
– Uwielbiam wyznania.
– Wiesz, gdy dałaś mi pracę, byłam tak podekscytowana, że pierwszym tekstem, jaki
chciałam dla ciebie napisać, był ten o gąsienicy.
Strona 9
– Serio?
– Oczywiście nie mogłam przeprowadzić wywiadu z gąsienicą, ale chciałam, by był to
punkt wyjścia historii o ludziach, którzy nie są w stanie fruwać, choć bardzo tego pragną. O tym,
jak to jest, gdy ktoś cię wstrzymuje, podcina ci skrzydła. – Kitty spojrzała na przyjaciółkę, która
gasła w szpitalnym łóżku, której duże oczy wpatrywały się w nią, i zwalczyła chęć, by się
rozpłakać. Była pewna, że Constance dobrze rozumie, co ona ma na myśli. – Zaczęłam zbierać
materiał do tego artykułu… Przepraszam… – Przyłożyła dłoń do ust i z całych sił próbowała się
opanować, ale nie mogła, i łzy jednak popłynęły. – Okazało się, że nie miałam racji. Ta
gąsienica, o której ci opowiadałam, oleander, jednak potrafi latać. Tylko że przeistacza się w
ćmę. – Kitty czuła, że to niedorzeczne płakać przy tych słowach, mimo to nie mogła się
powstrzymać. Nie chodziło jej już teraz o sytuację nieszczęsnej gąsienicy, tylko o to, że jej teksty
jak były, tak nadal są beznadziejne, a teraz w dodatku znalazła się w poważnych tarapatach. –
Kierownictwo stacji mnie zawiesiło.
– I dobrze. Poczekaj, aż wszystko się uspokoi, i wtedy będziesz mogła wrócić do
opowiadania historii.
– Już nie wiem, jakie historie chcę opowiadać. Boję się, że znowu coś sknocę.
– Nic nie sknocisz, Kitty. Wiesz, opowiadanie historii czy – jak lubię to nazywać –
poszukiwanie prawdy wcale nie ma być jak wyjazd na misję pod ostrzałem karabinów, żeby za
wszelką cenę ujawnić jakieś kłamstwo. Nie musi też być szczególnie nowatorskie. Trzeba po
prostu dotrzeć do sedna tego, co prawdziwe.
Kitty kiwnęła głową i pociągnęła nosem.
– Przepraszam, to nie ja miałam być głównym tematem tej wizyty. Tak mi przykro. –
Pochyliła się do przodu i złożyła głowę na łóżku, zażenowana, że Constance widzi ją w takim
stanie, zawstydzona, że zachowuje się w ten sposób, podczas gdy przyjaciółka jest bardzo chora i
ma większe zmartwienia.
– No już, cicho – powiedziała Constance uspokajającym tonem, przesuwając delikatnie
dłoń po włosach Kitty. – To nawet lepsze zakończenie niż to, jakiego pragnęłam na początku.
Nasza biedna gąsienica mimo wszystko pofrunęła.
Gdy Kitty podniosła głowę, zobaczyła, że Constance jest wyczerpana.
– Dobrze się czujesz? Zawołać pielęgniarkę?
– Nie… nie. Czasem tak mi się dzieje – odpowiedziała chora. Ciężkie powieki zaczynały
jej opadać. – Utnę sobie drzemkę i znowu poczuję się lepiej. Proszę, nie odchodź. Tyle mamy do
obgadania. Na przykład Glena. – Uśmiechnęła się słabo.
Kitty posłała jej udawany uśmiech.
– Tak. Prześpij się – szepnęła. – Ja tu zostanę.
Constance zawsze umiała czytać z jej twarzy, natychmiast rozszyfrowywała jej kłamstwa.
– Szczerze mówiąc, nigdy go nie lubiłam.
Powieki Constance zamrugały i zamknęły się.
Kitty siedziała na parapecie okna sali szpitalnej Constance, patrzyła na przechodniów w
dole i zastanawiała się, którą drogą ma wrócić do domu, żeby zobaczyło ją jak najmniej ludzi. Z
transu wyrwał ją potok słów w języku francuskim. Zaskoczona odwróciła się do Constance. W
ciągu tych dziesięciu lat, nie licząc sytuacji, w których Constance przeklinała, Kitty nigdy nie
słyszała, żeby przyjaciółka używała swego ojczystego języka.
– Co mówiłaś?
Constance przez chwilę sprawiała wrażenie zdezorientowanej. Odchrząknęła i jakoś się
pozbierała.
– Wyglądasz, jakbyś odpłynęła gdzieś daleko – powiedziała.
Strona 10
– Rozmyślałam.
– O, to chyba będę musiała zawiadomić władze.
– Jest takie pytanie, które zawsze chciałam ci zadać. – Kitty wróciła na krzesło obok
łóżka.
– Tak? Dlaczego ja i Bob nie mieliśmy dzieci? – Constance usiadła na łóżku i sięgnęła po
wodę. Pociągnęła maleńki łyk przez słomkę.
– Nie, pani wszystkowiedząca. Wszystkie rośliny, które kiedykolwiek hodowałaś,
zwiędły, nie potrafię sobie wyobrazić ciebie wychowującej dziecko. Nie, chciałam cię zapytać,
czy jest jakaś historia, którą chciałaś opisać, ale z jakiegoś powodu nigdy tego nie zrobiłaś?
Constance się rozpromieniła.
– O, to jest dobre pytanie! Samo w sobie zawiera jakąś historię. – Spojrzała na Kitty z
uniesionymi brwiami. – A co powiesz na artykuł, w którym przeprowadzasz wywiady z
emerytowanymi pisarzami na temat historii, które wypuścili z rąk, hę? Powinnam pogadać o tym
z Pete’em. A może powinniśmy dotrzeć do literatów na emeryturze i poprosić, żeby napisali
historię, której nie opowiedzieli nigdy wcześniej, specjalnie dla naszego czasopisma. Do ludzi
takich jak Oisín O’Ceallaigh i Olivia Wallace. Dać im szansę na opowiedzenie jej. Może w
wydaniu specjalnym.
Kitty roześmiała się.
– Nigdy nie dajesz za wygraną?
Rozległo się ciche pukanie do drzwi i do środka wszedł Bob, mąż Constance. Wyglądał
na zmęczonego, ale gdy tylko ujrzał żonę, twarz mu złagodniała.
– Witaj, kochanie. Cześć, Kitty. Miło, że w końcu dotarłaś.
– Korki – rzuciła Kitty z zakłopotaniem.
– Znam ten ból. – Uśmiechnął się. Podszedł do niej i pocałował ją w czubek głowy. – Ja
też często się przez nie spóźniam, ale lepiej późno niż wcale, prawda? – Spojrzał na Constance,
która wykrzywiała twarz w dużym skupieniu. – Próbujesz się wypróżnić, kochanie?
Kitty się zaśmiała.
– Kitty zapytała mnie, czy jest jakaś historia, którą kiedyś chciałam napisać, ale tego nie
zrobiłam.
– Aha. Tyle że lekarze zabronili zmuszać ją do myślenia – zażartował. – Choć to dobre
pytanie. Niech zgadnę. Może wtedy, gdy nastąpił wyciek ropy, a ty miałaś wywiad na
wyłączność z tym pingwinem, który był świadkiem?
– Nie miałam wywiadu na wyłączność z pingwinem – powiedziała Constance ze
śmiechem i skrzywiła się z bólu.
Kitty zaniepokoiła się, jednak Bob, przyzwyczajony, ciągnął:
– To w takim razie z wielorybem. To był wieloryb, który widział wszystko. Każdemu, kto
się zbliżył, opowiadał o tym, co widział.
– To był kapitan statku – Constance poprawiła Boba z czułością.
– Dlaczego nie zrobiłaś z nim wywiadu? – zapytała Kitty, będąca pod wrażeniem ich
wzajemnej miłości.
– Spóźniłam się na samolot – odpowiedziała Constance, wygładzając pościel.
– Nie mogła znaleźć paszportu – zdradził ją Bob. – Wiesz, jak wygląda nasze mieszkanie,
znajdziesz tam wszystko, tylko dziada z babą brakuje. Od tamtej pory trzymamy paszporty w
tosterze, żeby było łatwiej je znaleźć. No, w każdym razie, nie zdążyła na samolot i kapitan
udzielił wywiadu komuś innemu, czyjego nazwiska tu nie wymienię. – Odwrócił się do Kitty i
wyszeptał: – Danowi Cummingsowi.
– Och, zrobiłeś to, właśnie mnie zabiłeś! – wykrzyknęła Constance dramatycznie, udając,
Strona 11
że umiera.
Kitty ukryła twarz w dłoniach, czując, że nie wypada się śmiać.
– Uff, wreszcie się jej pozbyliśmy – droczył się łagodnie Bob. – A jaka jest prawda,
kochanie? Sam jestem ciekaw.
– Serio nie wiesz? – zapytała go Kitty. Pokręcił głową i oboje patrzyli, jak Constance
rozmyśla, co faktycznie stanowiło zabawny widok.
– Ach! – powiedziała nagle i oczy jej rozbłysły. – Mam. To świeży pomysł, przyszedł mi
do głowy w zeszłym roku, zanim… No, w każdym razie był to swoisty eksperyment, ale zajmuje
moje myśli, odkąd tu jestem.
Kitty przysunęła się bliżej, żeby lepiej ją słyszeć.
Constance specjalnie zwlekała, drocząc się z mężem i przyjaciółką.
– To chyba jeden z moich najlepszych pomysłów.
Kitty jęknęła ze zniecierpliwieniem.
– Posłuchaj, ta teczka jest w domu. W moim gabinecie. Teresa cię wpuści, pod
warunkiem że nie będzie zbyt zajęta oglądaniem programu Jeremy’ego Kyle’a. Teczkę
znajdziesz pod „N”. Na okładce ma napis „Nazwiska”. Przynieś mi ją, a wszystko ci opowiem.
– Nie! – Kitty się roześmiała. – Wiesz, jaka jestem niecierpliwa. Nie każ mi czekać.
– Jeśli ci powiem teraz, możesz tu już nie przyjść.
– Przyjdę, obiecuję.
Constance uśmiechnęła się.
– Okay, przynieś mi teczkę, a ja opowiem ci tę historię.
– Stoi.
Uścisnęły sobie dłonie.
Strona 12
Rozdział drugi
Wybierając mniej uczęszczane drogi i czując się przy tym jak szczur biegnący kanałem
ściekowym, Kitty jechała rowerem do domu. Była wyczerpana. Euforia po spotkaniu z
przyjaciółką minęła, teraz znowu czuła się beznadziejnie, bo dotarło do niej, jaka przyszłość
rysuje się przed nimi obiema.
Trzydzieści minut, program telewizyjny, który Kitty współtworzyła od zeszłego roku i
który dał jej wielką życiową szansę, jak na ironię stał się też przyczyną jej klęski. Miał
oglądalność na poziomie pół miliona widzów, co było imponujące jak na pięciomilionowy kraj,
jednak nie na tyle, żeby Kitty została drugą Katie Couric. Teraz swojemu fatalnemu materiałowi
zawdzięczała zawieszenie w roli reporterki tej stacji, a w sądzie miała usłyszeć zarzut o
zniesławienie. Reportaż został wyemitowany cztery miesiące wcześniej, w styczniu, ale to
wiadomość o zbliżającym się procesie, oddalonym już teraz tylko o jeden dzień, trafiła na
pierwsze strony gazet. Jej twarz, jej pomyłka i jej nazwisko były teraz znane widowni o wiele
większej niż półmilionowa.
Wiedziała, że ludzie szybko zapomną o niej samej, jednak na dłuższą metę ucierpi jej
kariera zawodowa. Właściwie już została zniszczona. Miała szczęście, że nadal zatrudnia ją
„Etcetera”, czasopismo, które założyła Constance i którego była naczelną, choć pracę tam
zachowała tylko dlatego, że przyjaciółka bardzo ją wspierała. Kitty nie doświadczała teraz
wsparcia ze strony zbyt wielu osób, i choć funkcję zastępcy naczelnej sprawował Bob, który
również był jej przyjacielem, nie miała pewności, jak długo uda się jej utrzymać posadę bez
życzliwej dłoni Constance. Kitty ze strachem myślała o dniu, w którym mentorki zabraknie w jej
życiu, nie tylko tym zawodowym. Constance wspierała ją od samego początku, dawała
wskazówki i dobre rady. Pozwalała jej też mówić własnym głosem i podejmować własne
decyzje, dzięki czemu wszystkie sukcesy Kitty mogła przypisać sobie, ale musiała się również
podpisać pod każdym ze swych błędów, jak choćby pod tym teraz.
Telefon znów zawibrował jej w kieszeni, ale zignorowała go, jak to robiła już od
tygodnia. Dziennikarze wydzwaniali do niej, od kiedy rozeszła się wieść, że sprawa trafia do
sądu; ludzie, których uważała za przyjaciół, molestowali ją, żeby tylko zdobyć jej wypowiedź.
Stosowali rozmaite taktyki. Niektórzy prosili o kilka słów wprost, inni usiłowali wzbudzić w niej
współczucie: „Wiesz, jak to jest, Kitty, jesteśmy tu pod straszną presją. Szef wie, że się znamy, i
oczekuje, że coś od ciebie dostanę”. Jeszcze inni „spontanicznie” zapraszali ją na kolację, na
drinka, na przyjęcia z okazji rocznicy ślubu swoich rodziców czy osiemdziesiąte piąte urodziny
dziadków, w ogóle nie wspominając o tej historii. Nie spotkała się ani nie rozmawiała z żadnym
z nich, ale przy okazji otwierały jej się oczy i powoli zaczynała wykreślać ich z listy tych, którym
wysyłała kartki świąteczne. Był tylko jeden człowiek, który do tej pory do niej nie zadzwonił –
jej przyjaciel Steve. Przyjaźnili się od czasu studiów dziennikarskich. Jego największym
marzeniem była praca w redakcji sportowej, jednak jak na razie udawało mu się tylko pisać o
prywatnym życiu piłkarzy dla tabloidów. To on zasugerował Kitty, żeby poszła do „Etcetera”.
Zobaczył ten magazyn w poczekalni u lekarza, dokąd poszli po pigułkę wczesnoporonną dla
Kitty po ich jedynej randce, po której uznali, że ich przeznaczeniem jest zostać tylko
przyjaciółmi.
Myśl o Stevie w połączeniu z uporczywie dzwoniącym telefonem sprawiła, że u Kitty
włączył się szósty zmysł. Zatrzymała rower i wyjęła komórkę. To był on. Wahała się, czy
odebrać. Szczerze mówiąc, nie była go pewna. W efekcie tej historii z programem Trzydzieści
minut Kitty miała zamęt w głowie i nie wiedziała, komu jeszcze może ufać. Odebrała telefon.
– Bez komentarza – warknęła.
Strona 13
– Słucham?
– Powiedziałam: bez komentarza. Powiedz swojemu szefowi, że ze mną nie rozmawiałeś,
że się pokłóciliśmy… Właściwie to zaraz chyba tak się stanie, bo nie mogę uwierzyć, że masz
czelność do mnie dzwonić i wystawiać naszą przyjaźń na próbę.
– Paliłaś krak?
– Co? Nie. Zaczekaj – zaczęli tak o mnie mówić? Bo jeśli ktoś rozpowiada, że jestem
narkomanką, to…
– Kitty, zamknij się. Powiem szefowi, że Kitty Logan, o której on i tak nigdy nie słyszał,
nie wypowie się na temat nowej kolekcji Victorii Beckham, bo tylko o tym wolno mi dzisiaj z
kimkolwiek rozmawiać. Nie o zbliżającym się meczu między Carlow a Monaghan United, który
będzie miał decydujące znaczenie, bo Carlow znalazł się w finale ogólnoirlandzkim pierwszy raz
od tysiąc dziewięćset trzydziestego szóstego roku, a Monaghan od tysiąc dziewięćset
trzydziestego nie był w ogóle w żadnym finale, ale to nikogo nie obchodzi. W każdym razie nie
w mojej redakcji. Nie. Nas obchodzi tylko, czy nowa kolekcja Posh Beckham to hit czy kit, hot
czy knot, a może jeszcze inne dwa słowa o przeciwnym znaczeniu, najlepiej rymowane, które
właśnie powinienem wymyślać, ale nie daję rady. – Gdy skończył gderać, Kitty nie mogła się
powstrzymać i roześmiała się szczerze, pierwszy raz od tygodnia.
– Fajnie, że przynajmniej jedno z nas uważa to za zabawne.
– Myślałam, że pozwolili ci pisać o piłce nożnej.
– Victoria jest żoną Davida Beckhama, więc podobno to się kwalifikuje jako pisanie o
piłce. Poza tym że potrzebuję pomocy przy kretyńskim materiale, który muszę wypocić,
dzwonię, żeby się upewnić, że nie gnijesz w swoim mieszkaniu.
– Cóż, miałeś nosa. Faktycznie gniłam sobie w mieszkaniu, ale musiałam z niego wyjść,
żeby odwiedzić Constance. Teraz wracam, żeby gnić dalej.
– Super, więc zaraz się zobaczymy. Jestem przed twoimi drzwiami. Aha, Kitty – Steve
nagle spoważniał – lepiej przywieź jakiś rozpuszczalnik i porządną szczotkę do szorowania.
Żołądek podjechał Kitty do gardła.
„Dziennikarska szmata” – taki napis wykonany sprayem zastała Kitty na swoich
drzwiach, gdy taszcząc rower, dotarła na szczyt schodów. Jej kawalerka znajdowała się w
dzielnicy Dublina o nazwie Fairview, na tyle blisko centrum, że mogła do niego jeździć rowerem,
a nawet chodzić piechotą. Kitty było stać na to mieszkanie tylko dlatego, że znajdowało się nad
pralnią chemiczną.
– Może powinnaś się przeprowadzić – rzucił Steve, gdy na klęczkach szorowali drzwi.
– Nie ma takiej opcji. Na nic innego mnie nie stać. Chyba że słyszałeś o jakimś innym
mieszkaniu nad pralnią chemiczną.
– To twój warunek?
– Ilekroć otwieram któreś z okien, w dzień czy w nocy, owiewają mnie opary substancji
chemicznej znanej jako tetrachloroeten, jak również czterochlorek etylenu, perchloroetylen, a w
skrócie PCE lub, najczęściej, PERC. Słyszałeś o niej?
Steve pokręcił głową i psiknął więcej rozpuszczalnika na drzwi.
– Używa się jej do czyszczenia ubrań na sucho i do odtłuszczania metali. Przez Światową
Organizację Zdrowia uznana została za potencjalnie rakotwórczą. Badania wykazały, że
krótkotrwały kontakt, do ośmiu godzin, z ilością siedmiuset tysięcy mikrogramów substancji na
metr sześcienny powietrza wywołuje w ośrodkowym układzie nerwowym objawy takie jak
zawroty i bóle głowy, senność, zamroczenie i zaburzenia równowagi. Ta czerwona trudniej
schodzi, nie?
– Spróbuj z zieloną, czerwoną ja się zajmę.
Strona 14
Zamienili się miejscami.
– Kontakt z ilością trzystu pięćdziesięciu tysięcy mikrogramów przez cztery godziny ma
wpływ na nerwy wzrokowe. – Kitty zanurzyła gąbkę w wiadrze z wodą i kontynuowała
szorowanie. – Długotrwała ekspozycja na tę substancję wywołuje u pracowników pralni zmiany
w składzie biochemicznym krwi i moczu. PERC przenika przez podłogę, sufit i materiał, z
którego zbudowane są ściany. Badania psychometryczne przeprowadzone na czternastu
zdrowych dorosłych mieszkających w sąsiedztwie pralni chemicznych wykazały gorsze wyniki
niż przeciętnie u osób nienarażonych na kontakt.
– A więc taki masz problem. Zgaduję z twojego słowotoku, że przygotowywałaś materiał
o PERC.
– Nie całkiem. Zebrałam dane, po czym poinformowałam właściciela, który mieszka na
dole, że robię o tym materiał i że powiadomię wszystkich sąsiadów, i powiem jego pracownikom
o konsekwencjach pracy z tą substancją. W rezultacie obniżył mi czynsz o sto euro.
Steve rzucił jej zaszokowane spojrzenie.
– Mógł sobie poszukać innego lokatora.
– Zagroziłam mu, że powiem o wszystkim kolejnym lokatorom, jakich znajdą. Wpadł w
panikę.
Pokręcił głową.
– Ale z ciebie…
– Spryciara? – Uśmiechnęła się.
– Dziennikarska szmata – odparł. – Może nie powinniśmy tego zmywać, bo to prawda. –
Wciąż na nią patrzył, jakby nagle przestał ją poznawać.
– Przecież to oni używają PERC!
– Więc przeprowadź się gdzie indziej.
– Nie stać mnie.
– Kitty, nie możesz tak po prostu szantażować ludzi. Nie możesz wykorzystywać swojego
zawodu, żeby osiągać własne cele. To się nazywa zastraszanie, wiesz?
– Oooch. – Przewróciła oczami, ale za chwilę z frustracją cisnęła gąbkę do wiadra i
otworzyła drzwi do mieszkania.
Nie zamknąwszy ich, usiadła przy kuchennym stole i zaczekała, aż on do niej dołączy.
Ugryzła jedno z ciastek, które przyniosła z powrotem ze szpitala. Steve zamknął za sobą drzwi,
ale nie usiadł.
– Chcesz mi się z czegoś zwierzyć, Steve?
– Wpadłem tu, żeby sprawdzić, jak się czujesz w związku z jutrzejszym procesem, ale im
więcej gadasz, tym bardziej przestaję ci współczuć.
Ciastko zaczęło jej rosnąć w ustach. Przełknęła je szybko. I w końcu to usłyszała.
– Oskarżyłaś szanowanego nauczyciela wuefu, żonatego, ojca rodziny, o seksualne
wykorzystywanie dwóch uczennic i spłodzenie jednej z nich dziecka. W telewizji. Na oczach
całego kraju. I nie miałaś racji.
Wpatrywała się w niego, oczy szczypały ją od łez. Serce jej się ściskało, gdy słuchała
Steve’a, ale choć wiedziała, że popełniła błąd, uważała, że nie zasługuje na to, by ktoś się w ten
sposób do niej zwracał.
– Zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam – odparła, udając pewność siebie.
– A jest ci przykro?
– Jasne, że jest mi przykro, do cholery – wybuchnęła. – Moja kariera jest skończona. Nikt
mnie już nigdy nie zatrudni. Naraziłam stację telewizyjną na kto wie jak wysokie
odszkodowanie, jeśli on wygra sprawę, a pewnie wygra, i Bóg wie jakie koszty sądowe, a także
Strona 15
na utratę reputacji. Jestem skończona. – Kitty, roztrzęsiona, patrzyła, jak jej zazwyczaj spokojny
przyjaciel stara się nie stracić panowania nad sobą.
– Widzisz, i to mnie właśnie wkurza, Kitty.
– Co?
– Twój ton, to, że podchodzisz do tego tak nonszalancko.
– Nonszalancko? Steve, przecież ja jestem przerażona!
– Przerażona własnym losem. Boisz się o „Katherine Logan, dziennikarkę telewizyjną” –
powiedział, podkreślając wypowiedź znakiem cudzysłowu uczynionym w powietrzu.
– Nie tylko. – Przełknęła ślinę. – Strasznie boję się też o moją pracę w „Etcetera”. Mam
dużo do stracenia, Steve.
Zaśmiał się do siebie, ale to nie był przyjemny śmiech.
– Właśnie o to mi chodzi. Mówisz tylko o tym, że ucierpi twoje nazwisko, twoja
reputacja, twoja pozycja. Myślisz wyłącznie o sobie. Gdy opowiadasz mi o tym, jak głupio
postępujesz, na przykład szantażując właściciela domu, że obsmarujesz go w mediach, martwię
się. Ty mnie martwisz. – Przestał chodzić tam i z powrotem i wbił w nią wzrok. – Już od roku.
– Od roku? Okay, ktoś tu się najwyraźniej czepia – odpaliła wstrząśnięta. – Tak,
popełniłam błąd w swoim programie. Ale sprawa z mieszkaniem? Przecież to było całkiem
nieszkodliwe! Czekaj, a pamiętasz, jak udawałeś, że znalazłeś włos łonowy w ostatnim kęsie
burgera, żeby dostać drugiego za darmo? I dopiąłeś swego. Narobiłeś kierownikowi takiego
wstydu przed klientami, że nie miał wyjścia.
– Miałem wtedy osiemnaście lat – zauważył spokojnie. – Ty masz trzydzieści dwa.
– Trzydzieści trzy. Zapomniałeś o moich ostatnich urodzinach – dodała dziecinnie. –
Taka już jestem. Wszędzie szukam tematów.
– W których wykorzystujesz ludzi.
– Steve!
– Kiedyś wykonywałaś świetną robotę, Kitty. Pozytywną. Przygotowywałaś materiał po
to, żeby opowiedzieć ciekawą historię. Nie chodziło ci o demaskowanie ludzi czy wrabianie ich.
– Przepraszam, nie wiedziałam, że twój artykuł o nowej kolekcji Victorii Beckham ma
zmienić świat – zauważyła złośliwie.
– Chodzi mi o to, że kiedyś lubiłem cię czytać i słuchać. Teraz jesteś po prostu…
– Jaka? – Do oczu napłynęły jej łzy.
– Nieważne.
– Nie, proszę bardzo, powiedz mi, jaka jestem, bo przez ostatni tydzień słyszę o tym tylko
we wszystkich stacjach telewizyjnych, czytam na wszystkich portalach i na własnych drzwiach
wejściowych, więc serio, chciałabym wiedzieć, co myśli o mnie mój najlepszy przyjaciel, bo to
będzie już doprawdy pełnia szczęścia! – wykrzyczała.
Westchnął i odwrócił wzrok.
Zaległa cisza.
– Jak mam to naprawić, Steve? – zapytała w końcu. – Co mam zrobić, żebyście ty i cała
reszta świata przestali mnie nienawidzić?
– Rozmawiałaś z tym facetem?
– Z Colinem Maguire’em? Coś ty. Jutro mam z nim przecież sprawę w sądzie. Jeśli się do
niego zbliżę, wpadnę w jeszcze większe tarapaty. Przeprosiliśmy go oficjalnie na początku
Trzydziestu minut, gdy okazało się, że to nie on jest ojcem. Ta wiadomość miała priorytet.
– Myślisz, że od tego poczuł się lepiej?
Wzruszyła ramionami.
– Kitty, gdybyś mi zgotowała coś takiego jak jemu, zrobiłbym coś o wiele gorszego niż
Strona 16
zniszczenie ci drzwi. Miałbym ochotę cię zabić – oświadczył stanowczo.
Oczy Kitty rozszerzyły się.
– Steve, przestań mnie straszyć.
– Tego właśnie nie rozumiesz, Kitty. Tu nie chodzi o twoją karierę czy dobre imię. Tu w
ogóle nie chodzi o ciebie. Tylko o niego.
– Nie wiem, co robić – przyznała z wysiłkiem. – Może gdybym mogła wytłumaczyć, co
się stało… Te dwie kobiety były tak wiarygodne, Steve. Ich wersje się zgadzały, daty, godziny,
wszystko było takie… prawdziwe. Uwierz mi, zbadałam tę sprawę dogłębnie. Nie pobiegłam z
nią od razu do telewizji. Zajęło mi to sześć miesięcy. Kibicowali mi producent i wydawca, nie
byłam jedyną zaangażowaną osobą. I tu wcale nie chodziło tylko o niego. Nie rozumiesz? To był
materiał o pedofilach i przestępcach seksualnych w Irlandii, którzy pełnią różne funkcje w
szkołach i mają bezpośredni kontakt z dziećmi w innych profesjach, na których złożono skargę i
którym postawiono zarzuty wykorzystywania uczniów pozostających pod ich opieką.
– Tylko że on tego nie robił. Był całkowicie niewinny.
– Okay! On nie! – wykrzyknęła z frustracją. – Ale cała reszta się zgadzała. O tym nikt nie
mówi!
– Bo na tym polega twoja praca, żeby się wszystko zgadzało. Nie masz za to zbierać
gratulacji.
– Każdy dziennikarz zrobiłby to samo, ale list dostałam ja.
– Nie bez przyczyny. Te kobiety cię wrobiły i wykorzystały, żeby wrobić jego. Robiłaś
jakieś materiały o bzdurach, więc wiedziały, że się na to rzucisz, żeby mieć swój moment
chwały.
– Nie chodziło o mój moment chwały.
– Nie? Nigdy nie widziałem, żebyś była tak podekscytowana, jak w dniu, gdy dostałaś
pracę w tym programie. A robiłaś wtedy materiał o herbacie, Kitty. Gdyby Constance poleciła ci
napisać artykuł o herbacie, kazałabyś jej się wypchać. Telewizja cię podniecała.
Próbowała udawać, że to nieprawda, ale nie mogła. Steve miał rację. Na Trzydzieści minut
składał się jeden dłuższy materiał oparty na śledztwie dziennikarskim – który każdy chciał dostać
– a pozostały czas programu zapychano krótszymi, lokalnymi i już nie tak sensacyjnymi
wiadomościami. Jej pierwszym zadaniem było zbadanie, dlaczego konsumenci wybierają herbatę
takiej a nie innej firmy. Liczne wizyty w fabrykach herbaty, ujęcia półek z herbatą w
supermarketach, uczestnictwo w porannych imprezach herbacianych doprowadziły ją do
wniosku, że ludzie po prostu kupują ten gatunek, który pijali ich rodzice. To była kwestia
pokoleniowa. Materiał miał cztery minuty i pięćdziesiąt sekund. Kitty była przekonana, że
stworzyła przełomowe dzieło sztuki. Gdy w czwartym miesiącu pracy w telewizji dostała ten list,
zaadresowany imiennie do niej, od dwóch kobiet, które wysuwały oskarżenia pod adresem
Colina Maguire’a, natychmiast im uwierzyła, rzuciła się na tę sprawę z pasją, zaczęła z nimi
współpracować i pomogła zmontować sprawę przeciwko nauczycielowi. Dała się ponieść
dramatyzmowi, emocjom, atmosferze studiów telewizyjnych, szansie na przejście od historyjek o
niczym do rozgłosu. W poszukiwaniu prawdy wygłosiła kłamstwo, niebezpieczne kłamstwo, i
zniszczyła człowiekowi życie.
Steve rozglądał się po mieszkaniu.
– Co znowu?
– Gdzie jest Glen?
– W pracy.
– Zawsze zabiera ze sobą ekspres do kawy?
Zmieszana odwróciła się, by spojrzeć na blat, ale nagle zadzwoniła jej komórka.
Strona 17
– Cholera. Moja mama.
– Rozmawiałaś ostatnio z rodzicami?
Kitty przełknęła ślinę i zaprzeczyła ruchem głowy.
– Odbierz – polecił Steve i widać było, że nie wyjdzie, póki ona tego nie zrobi.
– Halo?! – Kitty zawołała do słuchawki z przesadną intonacją, dla efektu, i wtedy Steve
wyszedł.
– Katherine, to ty?
– Tak.
– Och, Katherine… – Matka wybuchnęła płaczem. – Katherine, nie masz pojęcia… –
prawie nie mogła wydobyć głosu.
– Mamo, co się stało? – Kitty usiadła prosto, przerażona. – Coś z tatą? Wszystko w
porządku?
– Och, Katherine… – Pani Logan szlochała. – Ja już nie mogę. Tak strasznie nam tu
wszystkim wstyd! Jak mogłaś to zrobić? Jak mogłaś to zrobić temu biednemu człowiekowi?
Kitty odchyliła się znów na oparcie krzesła, przygotowana na atak. Wtedy spostrzegła, że
zniknął też telewizor plazmowy Glena, a po bliższym zbadaniu sprawy okazało się, że jego
ubrania z szafy również.
Strona 18
Rozdział trzeci
Po tygodniu, który wydawał się najdłuższym w jej życiu, Kitty obudziła się w nocy z
koszmaru, cała spocona. Leżała w zmierzwionej pościeli, a serce waliło jej jak szalone. Bała się
rozejrzeć po pokoju, dopiero gdy koszmar zaczął zacierać się jej w pamięci, nabrała odwagi i
usiadła na łóżku. Nie mogła oddychać. Otworzyła okno i zrobiła kilka głębokich wdechów, ale
prosto do płuc wsączyły jej się opary z otworów wentylacyjnych całodobowej pralni chemicznej.
Zakaszlała, zatrzasnęła okno i poszła do kuchni, gdzie otworzyła lodówkę i stanęła przed nią
nago, żeby się ochłodzić. Nie była gotowa na jutrzejszy dzień. Nie miała zielonego pojęcia, jak
sobie z nim poradzić.
– Colin Maguire poniósł nieodwracalne szkody dla swojej reputacji. Jego życie uległo
całkowitej odmianie. Odrzuciła go własna rodzina i społeczność lokalna, a wszystko to po
programie Trzydzieści minut z dziesiątego stycznia. Katherine Logan podeszła do pana Maguire’a
przed szkołą, w której pracował, i oskarżyła go o molestowanie seksualne dwóch nastoletnich
uczennic oraz o spłodzenie nieślubnego dziecka. Pomimo iż kilkakrotnie temu zaprzeczył i
zaproponował, że podda się badaniu na ustalenie ojcostwa, program wyemitowano.
Nieprzemyślane działania i nieprofesjonalne zachowanie Katherine Logan, Donala Smitha i
Paula Montgomery’ego wywarły druzgocący wpływ na życie pana Maguire’a.
Kitty siedziała na sali sądowej obok producenta Trzydziestu minut, Paula, i wydawcy,
Donala. Słuchali odczytywania rozwlekłych warunków opiewającej na czterysta tysięcy euro
ugody o odszkodowanie kompensacyjne i zadośćuczynienie za straty moralne. Odczytanie ich
trwało dokładnie siedemnaście minut. Z każdym słowem, z każdym kolejnym oskarżeniem Kitty
nienawidziła się bardziej. W pewnej odległości od niej siedzieli Colin Maguire i jego rodzina –
żona, rodzice i rodzeństwo – oraz wszyscy sąsiedzi, którzy przyszli, żeby go wspierać.
Wpatrywali się w nią, a ich spojrzenia paliły ją w plecy. Czuła ich nienawiść, ich gniew, ale nade
wszystko odczuwała krzywdę Colina. Prawie nie podnosił głowy, wzrok miał opuszczony, broda
tkwiła bez ruchu na piersi. Wyglądał tak, jakby od roku nie spał.
Ekipa programu Trzydzieści minut wraz ze swymi adwokatami wyszła z budynku sądu i
zaczęła zręcznie torować sobie drogę wśród tłumu fotografów i kamer, w tym tych z ich własnej
stacji. Podstawiano je Kitty pod nos, jakby była jednym z przestępców, których często oglądała w
wiadomościach, wychodzących z tego właśnie budynku. Mężczyźni szli tak prędko, że ledwo
mogła nadążyć, ale nie chciała biec. Od przetrwania tego momentu zależało jej zdrowie
psychiczne. Nie chciała popełnić błędu teraz, po tym jak cały szereg jej pomyłek doprowadził ich
tutaj. Spuściła głowę, ale zaraz pomyślała, że w ten sposób wygląda na winną, więc ją podniosła.
„Głowa do góry, przyjmij karę i idź”, powtarzała sobie, usiłując się nie rozpłakać. Flesze
aparatów oślepiły ją i zmusiły do ponownego spuszczenia wzroku. Sam fakt, że idzie, wydał jej
się nagle nienaturalny, a krok mechaniczny i wymagający wiele wysiłku. Skupiła się na stawianiu
jednej nogi przed drugą, starając się, żeby ruch lewego ramienia odpowiadał ruchowi lewej nogi,
nie odwrotnie. Koncentrowała się na tym, żeby się nie uśmiechać, ale nie chciała też wyglądać na
zdenerwowaną. Miała świadomość, że zdjęcia, które jej teraz zrobią, będą istnieć już zawsze, że
ten materiał będzie puszczany na okrągło w telewizji, a potem trafi do archiwów i reporterzy
będą mogli w każdej chwili go z powrotem odgrzebać. Wiedziała o tym, bo sama tak robiła
codziennie. Nie chciała wyglądać na wyniosłą, ale nie chciała też, żeby ludzie doszli do
przekonania, że jest winna. Ludzie nie zawsze słuchali komentarza, najczęściej patrzyli tylko na
zdjęcia. Usiłowała wyglądać na osobę, która jest niewinna, ale której jest przykro. Na osobę
skruszoną. Usiłowała zachować dumę i godność, choć w środku czuła, że nie zostało jej ani
jedno, ani drugie, a ktoś bez przerwy coś wykrzykiwał w jej kierunku. Stronnicy Maguire’a czym
Strona 19
prędzej opuścili sąd i wyszli na ulicę, gdzie zaczęli udzielać wywiadów prasie, usiłując
zakrzyczeć ekipę Trzydziestu minut. Słyszała, jak obrzucają ich wyzwiskami, a dziennikarze
próbują przekrzyczeć ich tyrady. Kierowcy, przejeżdżający nabrzeżem Inns Quay, zwalniali,
żeby lepiej przyjrzeć się zamieszaniu, dostrzec, kogóż to tak ciasno otaczają dziennikarze, kto
jest dosłownie sprasowany przez medialną maszynerię. Ściśnięta i popychana, wyczerpana i
skrajnie zniechęcona, Kitty pomyślała, że właśnie to zafundowała Colinowi Maguire’owi.
Reporterzy wpadali na nią co chwilę, starając się dotrzymać jej kroku. Kitty szła dzielnie,
stawiając stopę za stopą; tylko tyle mogła zrobić. „Głowa do góry, nie uśmiechać się, nie płakać,
nie upaść, iść”.
Gdy wydostawszy się z macek dziennikarzy, znaleźli się w pobliskiej kancelarii swoich
adwokatów, Kitty rzuciła torbę na podłogę, oparła czoło o chłodną ścianę i wzięła kilka
głębokich oddechów.
– Jezu – wydyszała, czując, że całe jej ciało oblewa fala gorąca.
– Dobrze się czujesz? – zapytał łagodnie Donal.
– Nie – wyszeptała. – Przepraszam za to, tak strasznie, okropnie mi przykro.
Poczuła, że delikatnie poklepuje ją po plecach, i była mu wdzięczna za wsparcie. To ona
była winna, więc miał wszelkie prawo się na niej wyładować.
– To jakiś kompletny absurd – wściekał się Paul w sąsiednim pomieszczeniu, chodząc
tam i z powrotem przed biurkiem adwokata. – Czterysta tysięcy euro plus koszty procesu. Nie tak
miało być.
– Mówiłem, że możliwe, że…
– Jak pan śmie się teraz wycofywać! – wrzasnął Paul. – To jest potworne. Jak oni mogli
nam to zrobić? Przecież przeprosiliśmy. Publicznie. Przed programem wyemitowanym ósmego
lutego. Czterysta tysięcy ludzi obejrzało nasze przeprosiny, nasze przyznanie, że on nie jest
winny, do tego miliony przeczytało o tym w internecie, a po dzisiejszym dniu Bóg wie ile
jeszcze. Wie pan co, założę się, że od samego początku byliśmy wrabiani. Te dwie kobiety na
pewno działały razem z Colinem Maguire’em i teraz dostaną swoją dolę. Wcale bym się nie
zdziwił. Teraz już nic mnie nie zdziwi. Jezu. Czterysta tysięcy. Jak ja to wyjaśnię naczelnemu?
Kitty oderwała czoło od chłodnej ściany korytarza i stanęła w drzwiach gabinetu
adwokata.
– Zasłużyliśmy sobie na to, Paul.
Zapadła cisza. Za plecami usłyszała, jak Donal wstrzymuje oddech. Paul obrócił się
szybko i popatrzył na nią, jakby była niczym, a to było i tak trochę więcej niż jej własne
mniemanie o sobie w tej chwili.
– Zniszczyliśmy Colinowi Maguire’owi życie. Zasłużyliśmy na to, żeby usłyszeć każde
słowo, które tam padło. Nie powinniśmy byli popełnić tak wielkiego błędu i teraz musimy wziąć
odpowiedzialność za swoje postępowanie.
– Nasze postępowanie? Nie. Twoje postępowanie. To ty zniszczyłaś mu życie, ja byłem
tylko kretynem, który zakładał, że wykonujesz swoją pracę jak należy i zbadałaś sprawę od
podszewki. Od razu wiedziałem, że nie powinniśmy ci dawać tego tematu. Wspomnisz moje
słowa, stacja już nigdy cię nie zatrudni, słyszysz mnie, Kitty? Nie masz pojęcia o tym, jak się
robi materiał, do cholery! – wrzeszczał.
Kitty skinęła głową i wycofała się.
– Cześć, Donal – powiedziała cicho.
Kolega kiwnął głową w odpowiedzi, a Kitty opuściła budynek tylnym wyjściem.
Bała się wracać do mieszkania z dwóch powodów. Nie była pewna, czy decyzja sądu
sprawi, że ataki na jej mieszkanie staną się jeszcze gwałtowniejsze, czy też może ustaną, jako że
Strona 20
Colin został oczyszczony z zarzutów i w dodatku przyznano mu odszkodowanie finansowe. Po
drugie, bała się zostać sama. Była rozdarta – z jednej strony nie mogła już ani minuty dłużej
rozpamiętywać dzisiejszych zdarzeń i dręczyć się nimi, ale z drugiej czuła, że niemyślenie o nich
też nie jest w porządku. Zasługiwała na karę, musiała przetrwać to uczucie straszliwego wstydu.
Zabrała rower z uliczki na tyłach sądu i ruszyła w kierunku domu Constance. Paul zarzucił jej, że
nie ma pojęcia, jak się robi porządny materiał, ale ona znała kogoś, kto to wiedział, i być może
nadeszła wreszcie pora, by zacząć się uczyć od nowa.
Constance i Bob mieszkali w suterenie trzypiętrowego domu w stylu edwardiańskim w
Ballsbridge, którego pozostałą część zajmowała redakcja czasopisma. Mieszkanie przez
dwadzieścia pięć lat zamieniło się w ich wspólne rozbudowane biuro. Kuchnia, nigdy
nieużywana, ponieważ praktycznie codziennie jadali poza domem, była zagracona pamiątkami i
przedmiotami przywiezionymi z ich licznych podróży. W całym mieszkaniu znajdowała się
eklektyczna zbieranina dzieł sztuki: hebanowe rzeźby obok podobizn zadowolonego Buddy i
nagich kobiet ze szkła weneckiego, maski afrykańskie i weneckie na głowach starych misiów, a
na ścianach chińskie akwaforty i pejzaże powieszone obok ulubionych satyrycznych komiksów
Boba. W całym mieszkaniu wyczuwało się ich obecność. Miało osobowość, było zabawne, po
prostu żyło. Gosposia Teresa, która pracowała u Constance i Boba od dwudziestu pięciu lat, była
już po siedemdziesiątce. Zdaje się, że robiła niewiele więcej poza ścieraniem kurzu i oglądaniem
programów Jeremy’ego Kyle’a, ale Constance, dla której idealnie posprzątany dom i tak nigdy
nie był priorytetem, nie miała serca, by ją zwolnić. Teresa świetnie znała Kitty, dlatego bez słowa
wpuściła ją do mieszkania, po czym natychmiast wróciła z filiżanką herbaty na fotel przed
telewizorem, w którym kobieta i mężczyzna wrzeszczeli na siebie nawzajem z powodu jakiegoś
testu na wykrywaczu kłamstw, ponieważ wynik nie był po myśli żadnego z nich. Kitty była
zadowolona, że Teresa nigdy nie ogląda wiadomości i jest całkowicie nieświadoma
dramatycznych wydarzeń tego tygodnia, co oszczędziło jej przykrej rozmowy. Weszła do
gabinetu Constance i Boba.
Ich biurka stały idealnie naprzeciw siebie i były identycznie zarzucone czymś, co z
pozoru wyglądało jak śmiecie, ale faktycznie najprawdopodobniej było ważną pracą. Nad
biurkiem Constance wisiały prowokacyjne francuskie kobiece akty z lat trzydziestych XX wieku.
Zawiesiła je tam dla przyjemności Boba; on z kolei z myślą o niej umieścił nad swoim biurkiem
sztukę afrykańską przedstawiającą nagich mężczyzn. Podłogi były tak samo zagracone jak
biurka, zarzucone licznymi perskimi dywanikami w wymyślne wzory, przez co trudno było nie
potknąć się o jakieś wybrzuszenie. Poza kolejnymi dziełami sztuki na całej podłodze tego
pomieszczenia znajdowały się porcelanowe koty w różnych pozach. Kitty wiedziała, że
Constance ich nie znosi, zarówno porcelanowych, jak i prawdziwych, jednak należały do jej
matki, i gdy ta umarła, Constance uparła się, że musi im znaleźć nowy dom. Pokój był tak
zagracony, że Kitty dziwiła się, jak lokatorzy w ogóle dają radę się tu skupić na pracy, jednak
udawało im się to, do tego z dużym powodzeniem. Constance przeniosła się z Paryża do Dublina,
żeby zrobić na złość swemu bogatemu ojcu i studiować literaturę angielską w Trinity College.
Tam redagowała gazetę studencką, a jej pierwszą pracą było pisanie w dziale „Społeczeństwo” w
„Irish Times”, gdzie poznała Roberta McDonalda. Bob był dziesięć lat od niej starszym
korespondentem do spraw biznesu w „Timesie”. Gdy Constance wreszcie miała dość
wykonywania poleceń innych, co u niej następowało szybko, postanowiła doprowadzić ojca do
jeszcze większej frustracji, zostawiając porządną pracę w głównym poważnym irlandzkim
dzienniku i zabierając się do wydawania własnej gazety. Bob dołączył do niej i po zdobyciu
doświadczenia w różnych czasopismach, dwanaście lat temu założyli „Etcetera”, które jak do tej
pory okazało się ich najbardziej udanym przedsięwzięciem. Nie należało do najlepiej