Slonce tez jest gwiazda - Nicola Yoon
Szczegóły |
Tytuł |
Slonce tez jest gwiazda - Nicola Yoon |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Slonce tez jest gwiazda - Nicola Yoon PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Slonce tez jest gwiazda - Nicola Yoon PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Slonce tez jest gwiazda - Nicola Yoon - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
WROCŁAW 2017
Strona 4
Tytuł oryginału
The Sun Is Also The Star
Projekt okładki
ELAINE C . DAMASCO
Ilustracja na okładce
DOMINIQUE FALLA
Redakcja
URSZULA ŚMIETANA
Korekta
URSZULA WŁODARSKA
Redakcja techniczna
KRZYSZTOF CHODOROWSKI
Niniejsza powieść stanowi wytwór wyobraźni autora, a wszelkie podobieństwo
do osób żyjących lub zmarłych, wydarzeń i miejsc jest całkowicie przypadkowe.
Text copyright © 2016 by Nicola Yoon
Published by arrangement with Rights People, London.
Produced by Alloy Entertainment , LLC .
Polish edition © Publicat S. A. MMXVII (wydanie elektroniczne)
Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora,
w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.
All rights reserved.
Wydanie elektroniczne 2017
ISBN 978-83-271-5685-3
jest znakiem towarowym Publicat S. A.
Publicat S. A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24
tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00
e-mail: office@publicat .pl, www.publicat .pl
Oddział we Wrocławiu
50-010 Wrocław, ul. Podwale 62
tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66
e-mail: wydawnictwodolnoslaskie@publicat .pl
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Strona 5
Strona 6
Spis treści
Dedykacja
***
Prolog
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Irene
Daniel
Charles Jae Won Bae
Rodzina
Natasha
Irie
Daniel
Natasha
Irene
Natasha
Samuel Kingsley
Daniel
Natasha
Maszynista
Daniel
Natasha
Strona 7
Daniel
Natasha
Okres połowicznego rozpadu
Daniel
Donald Christiansen
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Wieloświaty
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Miłość
Daniel
Natasha
Hannah Winter
Radca prawny Jeremy Fitzgerald
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Strona 8
Włosy
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Włosy
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Samuel Kingsley
Daniel
Kelnerka
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Strona 9
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Los
Natasha
Daniel
Natasha
Samuel Kingsley
Daniel
Natasha
Natasha Kingsley
Daniel
Natasha
Samuel Kingsley
Natasha
Daniel
Dae Hyun Bae
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Strona 10
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Joe
Natasha
Daniel
Oczy
Daniel
Natasha
Samuel Kingsley
Daniel
Jeremy Fitzgerald
Hannah Winter
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Daniel
Natasha
Strona 11
Daniel + Natasha
Cztery minuty
Natasha
Daniel
Czas i odległość
Epilog
Podziękowania
Przypisy
Strona 12
Mamie i Tacie, którzy nauczyli mnie,
czym są marzenia i jak się ich trzymać
Strona 13
Zachód słońca nie powinien zostać odarty ze swej romantyczności
za sprawą odrobiny wiedzy na jego temat.
Błękitna kropka, Carl Sagan [1]
Czy ja się ośmielę
Niepokoić wszechświat?
W minucie znajdzie się czas,
By postanowić i sprostować
To, co minuta odmieni.
Pieśń miłosna J. Alfreda Prufrocka, T. S. Eliot [2]
Strona 14
PROLOG
Carl Sagan powiedział kiedyś, że jeśli chcesz upiec szarlotkę
od podstaw, musisz najpierw stworzyć Wszechświat . Mówiąc
„od podstaw”, miał na myśli „od zera”. Od czasów, kiedy jeszcze nie
istniał nasz świat . Jeżeli chcesz upiec szarlotkę z niczego, musisz zacząć
od Wielkiego Wybuchu, rozszerzających się wszechświatów, neutronów,
jonów, atomów, czarnych dziur, słońc, księżyców, pływów oceanicznych,
Drogi Mlecznej, ewolucji, dinozaurów, wymierania, dziobaków, Homo
erectusa, człowieka z Cro-Magnon i tak dalej. Musisz zacząć
od początku. Wynaleźć ogień. Znaleźć wodę, żyzną glebę i nasiona.
Postarać się o krowy i ludzi, którzy będą je doić, oraz kolejnych, którzy
ubiją to mleko na masło. Będzie ci potrzebna pszenica, trzcina cukrowa
oraz jabłonie. Przyda ci się chemia i biologia. A jeśli szarlotka ma być
naprawdę dobra – także artyzm. Żeby szarlotka przetrwała wiele
pokoleń, musisz mieć maszynę drukarską, rewolucję przemysłową
i może nawet jakiś wiersz.
Żeby stworzyć coś tak prostego jak szarlotka, musisz stworzyć cały,
calutki świat .
Strona 15
DANIEL
Miejscowy nastolatek przyjmuje swój los, godzi się zostać
lekarzem, same stereotypy
To wina Charliego, że tegoroczne lato (a teraz także i jesień) to jedno
absurdalne wydarzenie goniące drugie. Charles Jae Won Bae, zwany też
Charliem, mój starszy brat, pierworodny syn pierworodnego syna,
zaskoczył moich rodziców (oraz wszystkich ich przyjaciół i całą
plotkarską społeczność Koreańczyków w nowojorskiej dzielnicy
Flushing), ponieważ dał się wyrzucić z Harvardu („uczelnia najlepsza
z najlepszych” – powiedziała moja mama, kiedy przyszło pismo
potwierdzające, że dostał się na studia). No więc został wywalony
z najlepszej uczelni, a mama przez całe lato chodzi ze zmarszczonym
czołem, jakby nie do końca wierzyła i nie do końca rozumiała.
„Dlaczego twoje stopnie złe? Ciebie wyrzucić? Dlaczego ciebie
wyrzucić? Dlaczego nie zostawić i kazać się uczyć?”
Na co tata odpowiada: „Nie, nie wyrzucili go. Poprosili, żeby przestał
uczęszczać na zajęcia. To nie to samo”.
A Charlie mamrocze pod nosem: „To tylko chwilowe. Tylko na dwa
semestry”.
Pod ciężarem dezorientacji moich rodziców, ich wstydu
i rozczarowania niemal współczuję Charliemu. Niemal.
Strona 16
NATASHA
M ama twierdzi, że powinnam już sobie dać spokój i że to, co robię,
jest pozbawione sensu. Wygląda na zdenerwowaną, a wtedy mówi
z wyraźnym akcentem i każde zdanie staje się pytaniem.
– Nie sądzisz, Tasha, że trzeba już dać z tym spokój? Nie sądzisz, że to,
co robisz, nie ma sensu?
Przeciąga pierwszą sylabę w słowie „sens” o sekundę za długo. Tata
się nie odzywa. Zabrakło mu słów, może z gniewu, może z bezsilności.
Nigdy tego nie rozróżniam. Czoło marszczy tak głęboko i tak mocno,
że trudno sobie wyobrazić jego twarz z inną miną. Jeszcze parę
miesięcy temu zasmuciłby mnie jego widok, ale teraz mam to gdzieś.
To przez niego wpadliśmy w to szambo.
Peter, mój dziewięcioletni brat, jest jedyną osobą w rodzinie
zadowoloną z obrotu sprawy. Właśnie pakuje swoją walizkę i puszcza
„No Woman, No Cry” Boba Marleya. Staroświecka muza do pakowania –
tak ją nazwał.
Chociaż urodził się w Stanach, twierdzi, że chce mieszkać na Jamajce.
Zawsze był nieśmiały i dlatego z trudem nawiązuje znajomości. Chyba
sobie wyobraża, że Jamajka to raj na ziemi i tam jakimś cudem będzie
mu lepiej.
Siedzimy w salonie naszego mikroskopijnego mieszkania. Salon jest
jednocześnie sypialnią, którą dzielę z Peterem. Mamy dwie nieduże
Strona 17
sofy, które rozkładamy na noc i dla zachowania odrobiny prywatności
przesłaniamy jaskrawoniebieską zasłonką. W tej chwili zasłona jest
odsunięta, więc widać obie części pokoju.
Nietrudno odgadnąć, kto z nas chciałby zostać, a kto chce wyjechać.
Moja strona nadal wygląda na zamieszkaną. Na małej półce z IKEA stoją
książki. Na biurku mam zdjęcie z najlepszą przyjaciółką, Bev. Jesteśmy
na nim w laboratorium fizycznym i z okularami ochronnymi
na twarzach robimy dzióbki do obiektywu. Okulary były moim
pomysłem, dzióbki – jej. Nie wyjęłam ani jednej rzeczy z komody. Nie
zerwałam ze ściany plakatu NASA z mapą nieba. Jest ogromny –
właściwie to osiem plakatów, które skleiłam w jeden – i ukazuje
wszystkie najważniejsze gwiazdy, gwiazdozbiory oraz fragmenty Drogi
Mlecznej widoczne z półkuli północnej. Zawiera także instrukcje, jak
znaleźć Gwiazdę Polarną i jak określać swoje położenie po gwiazdach
na nieznanym terenie. Tuby, które kupiłam do zapakowania plakatów,
stoją pod ścianą.
Po stronie Petera wszystko świeci pustką, mój brat spakował już swój
dobytek w kartony i walizki.
Rzecz jasna, mama ma rację – to, co robię, jest pozbawione sensu. Ale
i tak zabieram słuchawki, podręcznik do fizyki i kilka komiksów, jeżeli
przyjdzie mi czekać, może dokończę lekcje i poczytam.
Peter patrzy na mnie, kręcąc głową.
– Po co to zabierasz? – pyta. Chodzi mu o podręcznik. – Wyjeżdżamy,
Tasha. Nie musisz odrabiać lekcji.
Mój brat odkrył niedawno siłę sarkazmu. Wykorzystuje go przy
każdej sposobności. Nie odpowiadam mu, zakładam słuchawki i ruszam
w stronę drzwi.
– Niedługo wrócę – rzucam mamie.
Zaciska zęby i się odwraca. Tłumaczę sobie, że przecież to nie na mnie
jest zła. „Tasha, nie na tobie jestem zła” – ostatnio często to powtarza.
Strona 18
Idę do urzędu imigracyjnego na Manhattanie, może ktoś będzie
w stanie mi pomóc. Mamy status nielegalnych imigrantów, dzisiaj
wieczorem zostaniemy deportowani z USA.
To moja ostatnia szansa przekonania jakiegoś urzędnika – albo losu –
żeby pomógł mi znaleźć sposób na pozostanie w Ameryce.
Żeby było jasne: nie wierzę w los. Ale jestem zdesperowana.
Strona 19
DANIEL
Powody, dla których uważam, że Charles Jae Won Bae vel Charlie jest
totalnym dupkiem (kolejność przypadkowa):
Przed swoją spektakularną (i jakże uroczą) katastrofą na Harvardzie
Charlie był dobry dosłownie ze wszystkiego. Nikt nie powinien być
dobry ze wszystkiego. Z matmy, angielskiego, biologii, historii, nawet
w sporcie. To nieprzyzwoite. Jeszcze rozumiem bycie dobrym w trzech
– czterech kategoriach, chociaż i tak to już przekracza zasady dobrego
smaku.
To klasyczny samiec, co oznacza, że często zachowuje się jak dupek.
Właściwie to prawie zawsze. A nawet non stop.
Jest wysoki, ma wyrzeźbione, wyraziste i w ogóle „wy-” kości
policzkowe. Wszystkie dziewczyny (wszystkie, nie tylko Koreanki
ze szkółki biblijnej) twierdzą, że ma całuśne usta.
Nie byłoby z tym wszystkim żadnego problemu – owszem,
zawstydzająco dużo zalet, i zgadza się, odrobinę za wiele skarbów jak
na jednego człowieka – gdyby był chociaż miły. Ale nie. Charles Jae
Won Bae jest pyszałkowaty, a co najgorsze – terroryzuje innych. Jest
dupkiem. Z zamiłowania.
Nie lubi mnie, i to od bardzo dawna.
Strona 20
NATASHA
Telefon, słuchawki i plecak wkładam do szarego koszyka i przechodzę
przez bramkę. Strażniczka – Irene, jak głosi plakietka z imieniem –
zatrzymuje mój koszyk, zanim wjedzie na taśmę, tak jak to robi
codziennie.
Patrzę na nią, ale się nie uśmiecham.
Kobieta zerka do koszyka, odwraca moją komórkę i wbija wzrok
w etui, jak to robi codziennie. Mam na nim grafikę z okładki płyty
Nevermind zespołu Nirvana. Codziennie palce strażniczki muskają
wizerunek niemowlaka, a ja codziennie zżymam się na to. Wokalistą
Nirvany był Kurt Cobain. Jego głos, poharatanie, które w nim słychać,
brak perfekcji, to, że człowiek może poczuć wszystko, co i on czuł,
że jego głos napina się tak mocno, jakby miał zaraz pęknąć, a jednak tak
się nie dzieje – tylko to nie pozwala mi oszaleć, odkąd zaczął się cały
ten koszmar. Jego rozpacz wydaje się o wiele głębsza niż moja.
Strażniczka nie spieszy się, a ja nie mogę się spóźnić na spotkanie. Już
mam coś powiedzieć, ale nie chcę jej rozzłościć. Nie chcę dawać jej
powodu, żeby mnie jeszcze dłużej zatrzymywała. Znów na mnie patrzy,
jednak nie daje do zrozumienia, że mnie poznaje, chociaż od tygodnia
przychodzę tu codziennie. Jestem dla niej kolejną anonimową twarzą,
kolejnym petentem, kolejnym kimś, kto czegoś chce od Stanów
Zjednoczonych.