Skrzydlewski Witold - Inkwizycja. Grzechy Przeszłości

Szczegóły
Tytuł Skrzydlewski Witold - Inkwizycja. Grzechy Przeszłości
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Skrzydlewski Witold - Inkwizycja. Grzechy Przeszłości PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Skrzydlewski Witold - Inkwizycja. Grzechy Przeszłości PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Skrzydlewski Witold - Inkwizycja. Grzechy Przeszłości - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Witold Skrzydlewski Inkwizycja Grzechy Przeszłości Saga Strona 3 Inkwizycja - Grzechy Przeszłości   Zdjęcie na okładce: Shutterstock Copyright © 2022 Witold Skrzydlewski i SAGA Egmont   Wszystkie prawa zastrzeżone   ISBN: 9788728435731   1. Wydanie w formie e-booka Format: EPUB 3.0   Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.   www.sagaegmont.com Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro. epub - lesiojot Strona 4 Spis treści Strona tytułowa Karta redakcyjna Witold Adam Skrzydlewski Preludium Dedykacja Rozdział I Rozdział II Rozdział III Rozdział IV Rozdział V Rozdział VI Rozdział VII Rozdział VIII Rozdział IX Rozdział X Rozdział XI Rozdział XII Rozdział XIII Rozdział XIV Rozdział XV Rozdział XVI Rozdział XVII Rozdział XVIII Rozdział XIX Rozdział XX Rozdział XXI Rozdział XXII Rozdział XXIII Rozdział XXIV Rozdział XXV Strona 5 Rozdział XXVI Rozdział XXVII Rozdział XXVIII Rozdział XXIX Rozdział XXX Rozdział XXXI Rozdział XXXII Rozdział XXXIII Rozdział XXXIV Rozdział XXXV Epilog O książce Inkwizycja - Grzechy Przeszłości Strona 6 Witold Adam Skrzydlewski Strona 7   Urodził się 5 stycznia 1999 roku w  centralnej Polsce. Za młodu, wraz z rodzicami, porzucił miejski zgiełk na rzecz wiejskiego zacisza. Całe swoje, jak na razie krótkie życie kształcił się w  wiedzy ogólnej oraz językach Strona 8 obcych. Realizację pierwotnych planów i założeń przerwała mu w 2018 roku diagnoza potwierdzająca nieuleczalną chorobę. Z racji tego oraz późniejszej pandemii Cov-Sars-2 musiał poddać się trwałej izolacji i  separacji od większości ludzi ze swojego otoczenia. To właśnie wtedy naprawdę rozwinął w sobie pasje literacką i przyrzekł, że stworzy skończony utwór. W wolnych chwilach śledzi sytuację polityczną Polski i  świata, maluje modele do gier bitewnych, oddaje się rozrywce komputerowej, czyta powieści fantastyczne, sci-fi i  militarne oraz prowadzi zawiłe debaty mając za rozmówcę... siebie. Mawia, iż „ból jest katalizatorem obowiązku”.   Strona 9 PRELUDIUM OD CZASU, GDY BÓG POSTANOWIŁ UKARAĆ LUDZKOŚĆ, JUŻ PONAD TYSIĄC LUDZKICH POKOLEŃ SPISAŁO BEZBARWNYM ATRAMENTEM SWOJE ŻYWOTY NA KARTACH HISTORII. ŚWIAT, UJARZMIONY PRZEZ CZŁOWIEKA I ODDANY MU W CAŁKOWITE WŁADANIE, SPŁONĄŁ DOSZCZĘTNIE W OGNISTYM POTOPIE, NAZWANYM DNIEM KARY. CHWILE PEŁNE POŻOGI, KTÓRE NIEMAL ZMAZAŁY Z  POWIERZCHNI GLOBU WSZELKIE ŻYCIE I  W NIEBYT ODESŁAŁY WSZYSTKO, CO WYKSZTAŁCIŁY LUDZKIE RĘCE, BYŁY WYROKIEM ZA MILENIA GRZECHÓW I WYSTĘPKU. JEDNAK TO NIE BYŁ KONIEC, A LEDWIE POCZĄTEK... Z POPIOŁÓW NIEZLICZONYCH ISTNIEŃ, ZGŁADZONYCH W  KILKA SEKUND, KTÓRE SYPAŁY SIĘ W  KLEPSYDRZE ODMIERZAJĄCEJ GEHENNĘ DUSZ, WYROSŁA NOWA RZECZYWISTOŚĆ. GLEBA UŻYŹNIONA MARNOŚCIĄ LUDZKIEGO LOSU POZWOLIŁA WYDAĆ OBFITE PLONY. NIC JUŻ JEDNAK NIE BYŁO TAKIE SAMO... ZIEMIA STAŁA SIĘ POLEM BITWY, NA KTÓRYM WALCZĄCYMI NIE BYLI TYLKO ŚMIERTELNI. WRZASK MILIARDÓW DUSZ, WYDARTYCH Z  CIAŁ W  KRÓTKIM I  NAGŁYM KATAKLIZMIE, ROZPRUŁ NICI, KTÓRYMI POZSZYWANE BYŁY RÓŻNE WYMIARY. GRANICE POMIĘDZY NIEBEM, PIEKŁEM, NIESKOŃCZONOŚCIĄ INNYCH ŚWIATÓW, A  NASZYM PADOŁEM PRZESTAŁY BYĆ SZCZELNE. ANIOŁY, DEMONY I POTWORY NA STAŁE WMIESZAŁY SIĘ W RÓŻNORODNE SPOŁECZNOŚCI. LUDZKI GATUNEK SPRAWNIE ODBUDOWAŁ SWOJE SZEREGI. WZNIÓSŁ POTĘŻNE MIASTA-PAŃSTWA, OTOCZYŁ SIĘ MURAMI, WYTYCZYŁ NA NOWO SZLAKI I  DROGI, KTÓRE ŁĄCZYŁY POSZCZEGÓLNE BASTIONY CYWILIZACJI. NIE SPOSÓB BYŁO JEDNAK USTRZEC SIĘ STARYCH BŁĘDÓW... USTA ZNÓW ZACZĘŁY KŁAMAĆ, MYŚLI ZDRADZAĆ, A CZYNY WYRZĄDZAĆ KRZYWDĘ. CZŁOWIEK JEST JAK WOJNA, NIGDY SIĘ NIE ZMIENI. KREW NIEWINNYCH, BARDZIEJ DOSTĘPNA OD CZYSTEJ WODY, HOJNIE ZRASZAŁA SUCHĄ I  SPRAGNIONĄ ZIEMIĘ. PLANY KOSMATYCH UMYSŁÓW WIODŁY DO INTRYG, KTÓRYCH JEDYNYM CELEM BYŁO DOBRAĆ SIĘ DO DUSZ BOGOBOJNYCH. LUDZKOŚĆ OTOCZYŁA CIEMNOŚĆ WROGÓW, UKRYWAJĄCYCH SIĘ NIE POZA MURAMI MIAST, LECZ WŚRÓD NAJBLIŻSZYCH... NIELICZNI MOGLI PŁAWIĆ SIĘ W  BLASKU BOGACTWA, A  NIEPRZEBRANE RZESZE ŚMIERTELNIKÓW GNIŁY I  UMIERAŁY W  WIECZNEJ NOCY, POŻERAJĄC JESZCZE CIEPŁE ZWŁOKI. LUDZIE GINĘLI, ZABIJANI PRZEZ BLIŹNICH W  WALCE O  PRZETRWANIE, ZDYCHALI W  CELACH, UWIĘZIENI PRZEZ INTERWENTÓW, KONALI OD NIEWOLNICZEJ PRACY W  FABRYKORIACH INŻYNIERÓW, ODDAWALI Strona 10 DUCHA W  ŚWIĄTYNIACH KAPŁANÓW LUDZKIEGO BOGA I  PADALI OFIARĄ TAJEMNICZEJ INKWIZYCJI. O ICH LOSIE WIEDZIAŁ TYLKO NAJWYŻSZY... ŻYCIE W  TAKIM ŚWIECIE BYŁO RECHOTEM LOSU, KTÓRY TOWARZYSZYŁ CZŁOWIEKOWI OD DNIA NARODZIN PO GODZINĘ ŚMIERCI. BY EGZYSTOWAĆ W  TEJ RZECZYWISTOŚCI, NALEŻAŁO PAMIĘTAĆ, ŻE NAJWIĘKSZA ŚWIATŁOŚĆ TWORZY NAJGŁĘBSZE CIENIE, NAJSŁODSZY UŚMIECH SKRYWA NAJSTRASZLIWSZE KŁAMSTWO, A  NAJGORĘTSZA MIŁOŚĆ DAJE TCHNIENIE SKUTEJ LODEM NIENAWIŚCI... PORZUĆ NADZIEJĘ, ZAPOMNIJ O  LOGICE I  ZATRAĆ WIARĘ WE WSZYSTKO OPRÓCZ KRÓLA NIEBIESKIEGO. CZYTAĆ BĘDZIESZ O  CZASACH, W  KTÓRYCH CZŁOWIEK STAJE W  SZRANKI Z  NIEZBADANYM, NIEZROZUMIAŁYM I  NIEMOŻLIWYM. ZAGŁĘBISZ SIĘ W  ŚWIAT, W  KTÓRYM ŻYCIE LUDZKIE JEST MONETĄ W  RĘKACH WIECZNYCH. UJRZYSZ WIELKIE IMPERIA, WIECZNIE PIJANE OD KRWI MĘCZENNIKÓW, A GDY ZAMKNIESZ OCZY, USŁYSZYSZ OKRZYKI MODLITW I TAK SAMO LICZNE POTĘPIEŃCZE SZEPTY... KRONIKARZ IBRAHIM KANTOR, WSTĘP DO „DZIEJE ER, KTÓRE JUŻ NIE WRÓCĄ”, OPUBLIKOWANE W 21983 ROKU PO DNIU KARY. DEMONY SĄ NICZYM POSŁUSZNE PSY, KTÓRE PRZYCHODZĄ, GDY SIĘ JE ZAWOŁA. REMY DE GOURMONT. DAWNY ZIEMSKI POETA. KIEDYŚ RÓWNIEŻ SZATAN BYŁ ANIOŁEM, NIM ZACZĄŁ MYŚLEĆ I  DBAĆ O  SIEBIE SAMEGO. KAPŁAN COLTMAR KROS. SPALONY NA STOSIE ZA BLUŹNIERSTWA PRZECIWKO DOGMATOM KOŚCIOŁA. BÓL JEST KATALIZATOREM ŻARLIWOŚCI, CIERPIENIE JEST AKCELERATOREM MŚCIWOŚCI. INKWIZYTORKA MARIA IREMSKI. DO LEGEND ŚWIĘTEGO OFICJUM PRZESZŁA JAKO KAT NIEWIERNYCH. Z  JEJ ROZKAZU OCZYSZCZONE ZOSTAŁO MIASTO MAROKORO WRAZ Z PIĘCIOMA MILIONAMI MIESZKAŃCÓW. Strona 11 DEDYKACJA Powieść dedykuję każdemu, kto jest żądny prawdy, nie lęka się jej krzewić i  wypala wszelkie kłamstwo. Wszystkim tym, którzy nie wahają się mówić tego, co myślą, nie dbając o  to, co wypada, i  co jest poprawne. Rzeszom ludzi, którzy potrafią bronić swoich racji i  nie pozwalają narzucić sobie wpływów bądź wyznań. Książkę tę pisałem z myślą o tych, którzy szczerzy ze sobą mogą być tylko w  myślach i  są zmuszeni kłamać, by funkcjonować w  społeczeństwie, które ich nie akceptuje i  namawia do oszustw. Niech każda strona tej książki doda Tobie, drogi Czytelniku i droga Czytelniczko, otuchy na resztę życia. Odkryjesz na nich historię mroczną, brutalną, koszmarną i niesprawiedliwą. Poznasz bohaterów zwaśnionych stron, którzy toną we wzburzonym morzu potępienia i  miażdżeni są pod ciężarem odpowiedzialności. Nie obawiaj się zacząć czytać, gdyż na pewno wystarczy Ci odwagi. W końcu żyjesz na tym ziemskim padole, a każda chwila tu spędzona czyni z Ciebie bohatera, którego legenda rośnie z dnia na dzień. Strona 12 ROZDZIAŁ I MÓWI SIĘ, ŻE ŚWIAT, KTÓRY DZISIAJ ZNAMY, KIEDYŚ WYGLĄDAŁ ZUPEŁNIE INACZEJ. LUDZIE ŻYLI NA CAŁEJ KULI ZIEMSKIEJ, PEŁNEJ ZIELENI I NIESKAŻONEJ WODY. KAŻDY Z NASZYCH PRZODKÓW MIAŁ ŻELAZNY RYDWAN, A W PRZESTWORZACH KRĄŻYŁY METALOWE KONSTRUKCJE. WSZYSTKIEGO MIELI PO STOKROĆ WIĘCEJ NIŻ MY TERAZ. TO WŁAŚNIE ONI BYLI PANAMI ŚWIATA I  MOGLI ROBIĆ CO CHCIELI. TWORZYLI MAJESTATYCZNE BUDOWLE, JAK NA PRZYKŁAD GIGANTYCZNY ZEGAR, KTÓRY ZACHOWAŁ SIĘ DO NASZYCH CZASÓW, A  INŻYNIEROWIE, DZIĘKOWAĆ STWÓRCY, BYLI GO W  STANIE NAPRAWIĆ, ORAZ PRAWIE OŚMIUSETMETROWĄ WIEŻĘ, KTÓRA OBRACA SIĘ WOKÓŁ WŁASNEJ OSI. SMUTEK WYPEŁNIA ME SERCE... ILE NASZE POKOLENIA TRACĄ W STOSUNKU DO PRZODKÓW. PRAWDĄ JEST, ŻE NIE WIEMY DOKŁADNIE, CO SIĘ STAŁO. NAJSTARSZE PRZEKAZY MÓWIĄ O TYM, ŻE ŚWIAT ZAPŁONĄŁ ŻYWYM OGNIEM. PRZYJĘŁO SIĘ NAZYWAĆ TEN CZAS DNIEM KARY. LUDZIE UMIERALI NA NIEWYOBRAŻALNĄ SKALĘ. NAWET DZISIAJ WIDZIMY GŁĘBOKIE RANY W ZIEMI, KTÓRE POWODUJĄ ŚMIERĆ U TYCH, KTÓRZY SIĘ DO NICH ZBLIŻĄ. LAMENT DUSZ UMĘCZONYCH W TAMTYM KATAKLIZMIE SPRAWIŁ, ŻE NIEWIELE POTRZEBA, BY NASZE KOSZMARY PRZYSZŁY I  ODEBRAŁY NAM ŻYCIA. TARCZĄ CHRONIĄCĄ NAS OD TEGO JEST WIARA I  CIĘŻKA PRACA, LECZ PRAWDZIWYMI OBROŃCAMI SĄ AGENCI TAJEMNICZEJ I  POTĘŻNEJ INKWIZYCJI. NAWET JEŚLI WŚRÓD MOŻLIWYCH DZIAŁAŃ POZOSTAJE IM WYBRAĆ MNIEJSZE ZŁO... KRONIKARZ IBRAHIM KANTOR, FRAGMENT Z  „DZIEJE ER, KTÓRE JUŻ NIE WRÓCĄ”, OPUBLIKOWANE W 21983 ROKU PO DNIU KARY. Krew, cierpienie i  sterylność. Te trzy pierwiastki dało się wyczuć w  powietrzu. Czego innego można byłoby się spodziewać w  inkwizycyjnej sali przesłuchań. Przesłuchań, dobre sobie. Raczej tortur – pomyślał skatowany Thomas. Nigdy nie przypuszczał, że trafi w sam środek placówki legendarnej Inkwizycji. A  już na pewno nie w  roli przesłuchiwanego, przykutego do Drzewa Zdrajców. Ta maszyna, jeśli tak można ją nazwać, faktycznie przypominała drzewo. Tyle że zamiast gałęzi miała haki, ostrza i najróżniejsze narzędzia tortur. Strona 13 Wisiał na sworzniach wbitych w  skórę. Klatkę piersiową miał otwartą, a prosto w brzuch, mięśnie i narządy wpięto całą masę żelastwa. Nie umarł jeszcze tylko dlatego, że maszyna dozowała dawki licznych substancji, które utrzymywały przesłuchiwanego przy życiu. Inkwizytor mógł myślami pobudzać działanie Drzewa i zsyłać na opornego rozmówcę niekończące się męki. – Ponawiam pytanie. Kto kazał takim jak ty wydrapywać na murach budynków te symbole? – zapytał potężny, głęboki głos. Na ścianie pokoju przesłuchań świetlisty pył ułożył się w  cienie przypominające prymitywne i  chaotyczne runy. Na pierwszy rzut oka wyglądały jak zwykły akt wandalizmu. Dla kogoś biegłego w demonologii były to glify sławiące czyny czarcich istot. To właśnie przerażało Thomasa. Jego kat nigdy nie podniósł głosu. Nigdy nie drgnęła mu powieka ani żaden grymas nie pojawił się na twarzy, gdy wraz ze swoimi egzekutorami w  czarnych zbrojach zabił wszystkich w  Dzielnicy XV-11. Zrobił to tylko po to, by do niego dotrzeć. Nie zareagował, gdy maszyna obdzierała go ze skóry i  raniła. Nawet gdy wrzeszczał w  najgorszym cierpieniu, błagając o  śmierć, nie widział nic oprócz wpatrzonych w  niego zimnych, czarnych oczu. I  choćby miał całą wieczność, nie znalazłby tam krzty litości czy człowieczeństwa. Nagły zgrzyt metalowych przekładni oznajmiał kolejną mękę. Thomas zawył z  bólu. Krzyczał za każdym razem, gdy maszyna łamała kości i  rozrywała mięśnie. Malutkie, ledwo widoczne pręciki wgryzły się w  jego nerwy, czyniąc taki ból, jakiego nikt, kto nie jest więźniem Drzewa Zdrajców, nie jest w stanie sobie wyobrazić. – Ty... jesteś... psychopatą – wychrypiał, dysząc ciężko. – Wolę określenie Człowiek z  Wyobraźnią – odpowiedział Inkwizytor. – Podsumujmy to, co już od ciebie otrzymałem. Jakieś trzy miesiące temu do Dzielnicy XV-11 zawitali nieznani ludzie, którzy zaoferowali jedzenie i medykamenty w zamian za to, że mieliście napadać na kapłanów, niszczyć kapliczki i  zostawiać po sobie takie wzory. A  od dwóch tygodni systematycznie was dozbrajali w broń pochodzącą z Kuźni Inżynierskich, co, powiem szczerze, jest nielichym osiągnięciem. Szykowaliście powstanie? Rozmieszczenie każdej skrytki, którą namierzyli moi agenci, sugerowałoby bardzo przemyślane uderzenie we wszystkie ważniejsze departamenty Strona 14 w  promieniu dwóch kilometrów od Dzielnicy XV-11, nie mówiąc już o  niej samej. Nikt z was nie wpadłby na taki złożony plan. Jestem tego pewien. Thomas mimowolnie kiwnął głową. Była to prawda. On sam nie znał się na planowaniu czy prowadzeniu walk. Całe życie zaprzątał sobie głowę tym, żeby przepracować dwanaście godzin każdego dnia w  przepompowniach wody, a  potem sprawdzać pułapki na szczury w  nadziei, że znajdzie w  nich coś, co nie pozwoli mu umrzeć z głodu. – Oni mówili, że to będzie początek nowego porządku. Wszyscy przestaniemy głodować i  umierać w  gównie, kiedy cała ta lepsza część miasta żyje z  naszej krwi. Z  całej mojej rodziny zostałem tylko ja. Żona umarła dawno temu na raka, a mój jedyny syn miał osiem lat, gdy wykrwawił się od ran spowodowanych przez wybuch pompy. Resztę bliskich i przyjaciół zabiłeś w  XV-11. Ty i  twoi ludzie. Byliśmy gorsi niż robactwo... – charczał resztkami powietrza z  płuc niezmasakrowanych jeszcze przez aparaturę. Zresztą ona i  tak nie pozwoliłaby mi umrzeć – pomyślał. – Co ty wiesz o poświęceniu! – wrzasnął najgłośniej, jak potrafił. Maszyna wbiła się w  kręgosłup. Thomasa przeszył niewyobrażalny ból. Jego szczęki zacisnęły się z taką siłą, że popękały ostatnie zęby. Inkwizytor wyszedł z półcienia, który go skrywał. Katowanemu mężczyźnie resztki krwi zastygły w  żyłach. W  końcu mógł się lepiej przyjrzeć oprawcy. Nie była to postać wielkiej postury i tężyzny. Zbliżając się, Witeldon zdjął płaszcz. Thomas widział go teraz w  całej okazałości. Był mężczyzną o  średnim wzroście, bez wątpienia atletą, choć fakt ten skrywała zbroja. Kunsztownie wykonana z  nakładanych jedna na drugą płyt lśniącego niebieskawego metalu, zdawała się lekka jak piórko i nie krępująca ruchów. Torturowany mrugnął i mocno się zdziwił, ponieważ teraz odzienie tajemniczego człowieka miało kolor węgla ze złotymi akcentami. Co to za czary – pomyślał. Jego kat miał na piersi symbol Inkwizycji, I, czyli pierwszą cyfrę z  Czcigodnego Języka, na której zawieszono wagę przechyloną w  jedną stronę. U pasa wisiała kabura z  grubej skóry, z  gigantycznym rewolwerem, a  długi miecz z  połyskującego metalu został przytwierdzony na plecach. Lecz to nie postura, pancerz czy uzbrojenie wzbudziło w Thomasie paniczny lęk. Jego źródłem była twarz Inkwizytora. Smukła, lekko wychudzona, o bladej cerze. Strona 15 Średniej długości, gęsta broda łączyła się z  fryzurą. Włosy powinny być przystrzyżone już jakiś czas temu. Grzywka charakterystycznie opadała, zakrywając większość czoła, lecz nie wchodziła na oczy. Całość uzupełniały duże wąsy, które podobnie jak reszta owłosienia miały kolor ciemnego brązu. Oczy nie zdradzały nic, prócz nienawiści i  śmierci. Bił z  nich chłód tak wielki, że przesłuchiwany dostawał dreszczy. Absolutna cisza w  pomieszczeniu ciągnęła się kilka sekund i  dzwoniła w  uszach męczennika niczym kościelne dzwony. Bez wątpienia trwałaby dłużej, gdyby Inkwizytor nie przemówił. – Mówisz, że tacy jak ja, lepsza strona miasta, jak to ująłeś, nie wiedzą co to poświęcenie. Pozwól, że coś ci pokażę – wypowiadając te słowa, odpiął wszystkie zaczepy napierśnika pancerza i  zdjął go jednym ruchem ręki. Oczom Thomasa ukazał się umięśniony tors z  wyćwiczonym brzuchem, całkowicie pokryty nieznanymi mu symbolami. – Te tatuaże zostały wyryte na całym moim ciele, również na każdej jego kości. Są to ochronne inkantacje, spisane demoniczną krwią, które czynią mnie niewrażliwym na wpływ czartów i  magię Czarnoksiężników z  Kręgów Magów. Potężne glify sprawiają, że się nie starzeję, mój szkielet jest dziesięciokrotnie wytrzymalszy niż jakiegokolwiek człowieka, a  krew krzepnie dostatecznie szybko, bym nie wykrwawił się nawet od poderżniętego gardła. Mam dość siły, by powalić rozpędzonego byka i refleks pięciokrotnie szybszy, niż pozwala na to ludzka biologia. Niewielu inkwizytorów decyduje się na taki rytuał. Z  tych, którzy go przechodzą, przeżywa jeszcze mniej. Ja byłem pierwszą udaną próbą na siedemset osiemdziesiąt trzy nieudane – nie przerywając wypowiedzi, jednym ruchem, szybszym niż strzała z łuku, wyciągnął miecz. Thomas nie zarejestrował tego faktu, zobaczył jedynie ostrze przed swoją twarzą. Strona 16 – Ten miecz został ochrzczony imieniem Catherine. Ostrze stworzono z  tysiąca warstw potrójnie błogosławionej stali, która spadła z  nieba. Schłodzono je w  krwi niepokalanych niewiast, które same się zgłosiły do tego aktu pokuty. Na całej długości jest pokryte pismem tak małym, że dla Strona 17 twojego nieulepszonego oka niewidocznym. Wersety głoszą śmierć zdrajcom i  zagładę wszelkim plugawym bytom. Później ów metal zaklęto, by utrzymywać go pomiędzy dwoma wymiarami, naszym i Piekłem. Dzięki temu można było na niego nanieść wszystkie litanie i  fragmenty wyciągnięte ze świętych ksiąg i  zwojów. Nie zamazano żadnej z  milionów liter. Pracowały nad nim trzy pokolenia kowali – z  prędkością błyskawicy miecz wrócił na plecy, a w dłoni znalazł się rewolwer. Oczom skazanego ukazała się broń z nieziemsko lśniącego srebra, wręcz świecącego własnym blaskiem. Inkwizytor pstryknął opancerzonymi palcami. Przedmiot objął złoty ogień, a na jego powierzchni ukazało się wiele szczegółowo wygrawerowanych mozaik. – Nosi imię Victoire, a legenda głosi, że został wykonany tuż po Dniu Kary. Ma wielkość pospolitego obrzyna, ale jak widzisz, cały został pokryty mozaikami z  życia przepięknej niewiasty. Rozmiar broni ma znaczenie, gdy mówimy o  amunicji – Inkwizytor wyjął z  bębenka jeden nabój, który był istnym dziełem sztuki. – Pociski są wykonane z najczystszego srebra i mają diamentowe czubki. Na powierzchni każdego z  nich wyryto zaklęcia i modlitwy, czyniące je praktycznie niezniszczalnymi i śmiercionośnymi dla wszystkiego, co nieczyste. Konserwowane są w święconej wodzie, nad którą nieprzerwanie, dniami i  nocami, modlą się od tysiącleci siostry zakonne ściśle tajnego ugrupowania. Same naboje robią głuchoniemi mistrzowie kowalstwa, a  proces stworzenia jednej kuli pochłania całe ich życia – ponownie pstryknął palcami, a  relikwia skryła prezentowaną historię. Wsadził Victoire do kabury i  założył napierśnik. – Pomyśl jeszcze o  tych wszystkich, którzy spędzają swoje żywoty na szukaniu materiałów i technologii, by móc to wszystko utrzymać w ciągłej produkcji. Może wtedy zrozumiesz, co to prawdziwe poświęcenie – powiedział i ruszył do wyjścia. – Dlaczego mi to wszystko powiedziałeś? – zapytał Thomas. Inkwizytor odwrócił się i spojrzał na niego ze smutkiem. – Dlatego, że ignorancja jest grzechem, a  usprawiedliwianie grzeszności jest pogłębianiem potępienia – kontynuował marsz. – Poza tym i  tak jesteś już martwy – dodał zwyczajnym tonem, stojąc u progu wrót. Thomas spojrzał przed siebie szeroko otwartymi oczami. Ostatnim widokiem były szpony Drzewa Zdrajców, które przeszyły jego czaszkę. Wbiły się przez oczodoły, uśmiercając go na miejscu. Krzyk, który próbował wydobyć się z jego gardła, nigdy nie został wykrzyczany. Strona 18 Na końcu korytarza, który był tak samo wejściem, jak i  wyjściem z katakumb inkwizytorskiej bazy operacyjnej, czekała ubrana w lekką szatę kobieta. Kiedy odległość między nimi zmalała na tyle, by można było rozmawiać bez podnoszenia głosu, zadała pytanie. – Czy przesłuchanie się udało, mój Panie? Inkwizytor spojrzał na nią i ruchem ręki nakazał, by poszła za nim. – Tak samo jak zawsze, Tamara. Na początku dumni i pyszni, ale każdego da się złamać. Kobieta przekrzywiła usta w ledwo widocznym uśmiechu. – Tak sądziłam, dlatego w hangarze czeka maszyna i Sulla jako pilot. Lekko przekrzywił głowę i  spojrzał na nią, a  widząc jej minę drgnął mu policzek. – To jest jakaś sekta, muszę się nią zająć. Dziękuję – powiedział. Spojrzała w  jego bezduszne oczy. Mimo że ją przerażały, to jednak doceniała wszystko, co Inkwizytor robił dla niej i  innych w  zamian za ich służbę i umiejętności. – Żyję, by ci służyć, Witeldonie – ukłoniła się. Strona 19 ROZDZIAŁ II – KIM JESTEM? – CZŁONKIEM INKWIZYCJI. – CO JEST MOIM PRZEZNACZENIEM? – WALCZYĆ ZE ZŁEM, NISZCZYĆ SPLUGAWIENIE I OSĄDZAĆ GRZESZNYCH. – CO JEST MOIM ORĘŻEM? – WIARA MĄ TARCZĄ, A UŚWIĘCONY CEL MIECZEM. – CZYM JEST DLA MNIE WIARA? – POCHODNIĄ NIESIONĄ PRZEZ NOC, KTÓRA ROZPRASZA MROK. – CZYM JESTEM W OCZACH STWÓRCY? – OSKARŻYCIELEM, SĘDZIĄ I KATEM. FRAGMENT Z KSIĘGI POŚWIĘCENIA ZNAJDUJĄCEJ SIĘ W ZAKAZANEJ BIBLIOTECE. W zasadzie każdy inkwizytor posiada placówkę operacyjną, która jest źródłem jego wpływów i mocy. Witeldon nie należał do wyjątków. Oddalona od ciekawskich oczu, wyryta głęboko u podnóża trudno dostępnej góry, idealnie ukryta, zawierała setki metrów tuneli i korytarzy, tworząc labirynt znany tylko jemu i jego sługom. Najwyżej położony był hangar, który mieścił największe osiągnięcia Inżynierów. Członek Świętego Oficjum wolnym krokiem piął się w górę przez kolejne poziomy. Mijał liczne postacie, odziane w niebiesko-złote szaty. Jedne niosły broń, która trafiała do naprawy albo czyszczenia, drugie dźwigały strawę do kolejnych pomieszczeń i  posterunków, a  jeszcze inne, obładowane rozmaitymi zwojami i  pergaminami, szły w  sobie tylko znanych kierunkach i próbowały niczego nie pogubić. Każdy człowiek, gdy tylko widział swojego Pana, kłaniał mu się i wracał do obowiązków. Przechodził obok marmurowych ołtarzy, przy których zawsze ręce do modlitwy składała jakaś zbłąkana dusza. Mijał areny, gdzie jego jednostki Strona 20 uderzeniowe ćwiczyły umiejętności walki wręcz. Przepięknie wykonane zdobienia, rzeźby i obrazy towarzyszyły mu do samego hangaru. Nie były to tylko zwykłe dekoracje. Każda z  nich kryła miotacze ognia, wyrzutnie granatów i  zatrutych strzałek. W  przypadku ataku mogły zamienić wszystkie korytarze i pomieszczenia w prawdziwe strefy śmierci. Po przejściu trzech tysięcy sześciuset siedemdziesięciu trzech metrów, które część jego wzmocnionego mózgu niezłomnie liczyła, doszedł do wrót wejściowych hangaru. Strzegło go czterech wybranych przez niego Mortusów. Żołnierze najlepsi z  najlepszych, a  każdy z  inną przeszłością. Piechurzy z  licznych armii monarchów z  całego globu, Interwenci z  miast- państw, najemnicy, a  nawet recydywiści i  pokutujący grzesznicy. Wszyscy oni zostali ponownie ukształtowani przez wiarę i dostali szansę przysłużenia się Stwórcy. Niektórych przyciągnęła tu ambicja, innych poczucie obowiązku, a część nie miała wyboru. Każdy dostał kontrakt, który musiał podpisać krwią. Tracił wtedy prawo do swojego życia, którym teraz zarządzał Bóg, przemawiający przez Członka Świętego Oficjum. Dlatego nazwa ich jednostki wywodzi się od słowa Mortuus, pochodzącego z  Czcigodnego Języka. Oznacza ono Zmarłego, ponieważ dla nich ziemski żywot się skończył. Pozostał tylko Stwórca. Odziani w  stalowo-wolframowe wzmacniane pancerze, uzbrojeni w  karabin świetlny model Cereus, podstawowe wyposażenie oddziału, strzegli wejścia. Był to wynalazek inkwizycyjnych Inżynierów, produkowany tylko na potrzeby Oficjum. Broń wyjątkowa, generująca skoncentrowane światło, które z  łatwością przepalało większość osobistych środków ochronnych, doszczętnie niszcząc żywe tkanki i kości trafionej ofiary. Cereus oznacza Świecę, gdyż za jego pomocą bogobojny człowiek może rozproszyć mroki grzechów. Żołnierze zasalutowali i  zrobili miejsce, by Inkwizytor mógł przejść. Tytanowe wrota o  grubości opasłej księgi otworzyły się. Zobaczył maszyny wraz z  pilotami odzianymi w  kombinezony z  utwardzanej skóry. Zatrzymał się na platformie prowadzącej w dół hangaru. – Niechaj Światłość nigdy nie zgaśnie, piloci – powiedział donośnym głosem, a zgromadzeni lotnicy stanęli na baczność i odpowiedzieli chórem. – Tak samo jak ogień naszych dusz. Ona jest wieczna!