Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Rozkoszne - ANTOLOGIA PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
ANTOLOGIA
Rozkoszne
ANTOLOGIA KOBIECYCHOPOWIADAN EROTYCZNYCH
Autorki:
SYLWIA BLACHNIEREK AGNIESZKA
GABRIELA MAGDALENA GRUZAKA
AMELIA KNAJDEK BOZENA KONAROWSKA EWA KRUCHOWSKA BARBARA KULESZA AGNIESZKA KWIT AGNIESZKA LIS MARTYNA LOGIN JOANNA MARAT KATARZYNA MISIOLEK NATALIA AGATA PODZIELNA MAGDALENA PONDEL IRENA SKIERKASYLWIA STRACZEWSKA-KUBRYNSKA MONIKA WOLDANSKA JOANNA ZAKRZEWSKA MAGDALENA ZIMNIAK MAGDALENA ZWIERZYNA Rozkoszne
ANTOLOGIA KOBIECYCH OPOWIADAN EROTYCZNYCH Copyright (C) Wydawnictwo Replika, 2010 Wszelkie prawa zastrzezone Redakcja
Magdalena Bandurska Projekt okladki Design Partners (www.designpartners.pl) Sklad i lamanie Dariusz Nowacki Wydanie I
ISBN 978-83-7674-058-4 Wydawnictwo Replika ul. Wierzbowa 8, 62-070 Zakrzewo tel./faks 061 868 25 37
[email protected] www.replika.eu
Druk i oprawa: WZDZ - Drukarnia "LEGA" Slowo od wydawcy
Rozkoszne to zbior opowiadan nagrodzonych w konkursie Wydawnictwa Replika na kobiece opowiadanie erotyczne. Dwadziescia jeden opowiadan nagrodzonych publikacja prezentuja zbiorowy portret wrazliwosci erotycznej
Polek - od fantazji seksualnych po odarty z emocji seks bez zobowiazan.
Bohaterki tych opowiadan to kobiety poszukujace spelnienia. Majac rozne potrzeby, w roznorodny sposob je zaspokajaja-przez seks z nieznajomym, z szefem lub przyjacielem, w trojkacie, w zwiazku, podczas jednej nocy. Seks w perspektywie kobiecej nabiera nowych znaczen, a emocje i sprzecznosci mieszaja sie w tyglu kobiecych doswiadczen - seksu z mezczyzna i seksu z kobieta, w fantazjach i rzeczywistosci, w imie milosci i zamiast niej, w czystej przyjemnosci i niechcianym obowiazku. Autorki opowiadan przyblizaja nam kobieca erotyke w rozmaitych poetykach i formach, uzywajac jezyka prostych opisow lub poetyckich porownan. Czasem ukladaja zdania w lubiezne pozycje, by slowa zmusic do patrzenia, czasem kamufluja erotyzm w platonicznych metaforach. Struktura doswiadczen wyraza sie w jezyku, oddajac literaturze pierwszenstwo w probie wyrazenia tego, co niewyrazalne. Kobiecy jezyk, kobieca perspektywa i kobiece swiatoodczuwanie sa najwieksza wartoscia tego zbioru
Poczatek lipca przyniosl kolejna fale upalow. Zastygle w bezlitosnej duchocie miasto zdawalo sie topic z goraca. Kurz, spaliny, oblepiajacy obcasy asfalt i ten dziwnie
irytujacy blekit nieba, z ktorego w najblizszym czasie nie miala spasc nawet kropla deszczu, doprowadzaly Agate do szalu. Noce byly rownie meczace jak dnie. Bezsenne i duszne. Pelne niechcianych wspomnien i ciagnace sie az po swit, ktory w koncu litosciwie przynosil odrobine ochlody.
Noca z czwartku na piatek, pomimo skrajnego zmeczenia, Agata nie mogla zasnac. Przewracala sie w wymietej poscieli, co kilka minut zerkajac na zegarek. Druga nad ranem, trzecia, wpol do czwartej... Przed czwarta wstala, wsuwajac stopy w usluznie czuwajace przy lozku bambo-7
sze, otwarla drzwi balkonowe i wyszla na zewnatrz. Jedenascie pieter ponizej miasto spalo ciche, zastygle w chwilowym bezruchu. Jedynym dochodzacym do uszu Agaty dzwiekiem byl odlegly sygnal syreny ambulansu. Oparla sie o barierke i przymknela oczy. Lekki wiatr musnal jej twarz. Bawil sie dlugimi kosmykami jej kasztanowych wlosow, przyniosl chwilowe orzezwienie. Kilka minut pozniej wrocila do lozka. Zwinela sie w klebek, wtulajac sie w poduszke.
Kiedy w koncu zasnela, przysnil jej sie Piotr. Szli brzegiem morza, objeci i rozesmiani. Jak to w snach bywa, wszystko dzialo sie na opak - Agata byla bosa, w letniej sukience, podczas gdy plaze spowijala gruba warstwa swiezego sniegu. Powiedziala cos do Piotra, ale nie uslyszal. Przystanal i spojrzal jej w twarz. "Musze isc", rzucil cicho, calujac ja. Jego wargi byly slone i chlodne. Przyciagnal ja do siebie. Gladzil jej wlosy, scalowywal plynace po policzkach lzy. Morze szumialo za ich plecami spienione i ciemne. Zerwal sie porywisty wiatr, niebo zasnuly sinoszare chmury. Agata zadrzala i objela sie ramionami, Piotr ruszyl przed siebie, brnac po kostki w mokrym sniegu. Wolala za nim, ale zniknal juz w idacej od strony wzburzonego morza mgle. Rzucila sie do biegu, raniac stopy o kamienie, lecz plaza byla juz pusta...
Obudzila sie z krzykiem, roztrzesiona i smutna. Czasem wydaje mi sie, ze byl tu jeszcze wczoraj, pomyslala. Spal po swojej stronie lozka, bral prysznic, pogwizdujac, a rano parzyl te irytujaco przeslodzona kawe. Tymczasem minelo ponad poltora roku, odkad odszedl, westchnela. Narzucila na ramiona jedwabny szlafrok w czerwono-8
czarne roze i poszla do kuchni. Chociaz wiszacy nad tra-wertynowym blatem zegar pokazywal dopiero piata trzynascie rano, wiedziala, ze juz nie zasnie. Zaparzyla sobie zielonej herbaty i wlaczyla laptopa. Do szostej rano przegladnela kilka portali finansowych, pozniej zalozyla sluchawki i kilkakrotnie odsluchala Sonate Ksiezycowa. Dopiero kiedy zorientowala sie, ze po policzkach plyna jej lzy,
z furia zamknela komputer, wstajac od biurka. W pracy pojawila sie niewyspana i glodna. Pulsowalo jej w skroniach, drzaly jej dlonie. Dlaczego? Zadreczala sie na okraglo, chociaz wiedziala, ze na to akurat pytanie odpowiedzi juz nie otrzyma.
Witryna malego, jubilerskiego sklepu tkwila wcisnieta pomiedzy antykwariat i cukiernie. Agata pomyslala, ze to dziwne - tyle razy wracala tedy z pracy, a nigdy nie zauwazyla salonu z bizuteria. Przystanela, przygladajac sie wiszacemu na wystawie naszyjnikowi z turkusow. Nie zastanawiajac sie dlugo, pchnela ciezkie drzwi z mosiezna klamka. W srodku pachnialo wanilia i pasta do podlog. Agata podeszla do gabloty z turkusami, przygladajac sie naszyjnikowi i kolczykom do kompletu. Wpadla jej tez w oko bransoletka zdobiona koralem i broszka w ksztalcie wazki. Mruzyla oczy, usilujac dostrzec wypisane drobnym maczkiem ceny, gdy podszedl do niej wysoki szatyn kolo trzydziestki. Wczesniej musial byc na zapleczu, bo zauwazyla go dopiero teraz. Odwrocila sie zaskoczona, posylajac mu lekki usmiech.
-Szuka pani czegos konkretnego? - zagadnal ja.
9
Kiedy podszedl blizej, zakrecilo jej sie w glowie. Czula sie tak, jakby ktos zabawil sie jej kosztem, zakpil z jej cierpienia. Spojrzala w twarz jubilera, nie mogac sie oprzec wrazeniu, ze rozmawia z... Piotrem. Jeszcze nigdy nie spotkala kogos az tak do niego podobnego. Te same ciemne, migdalowe oczy, identyczny wzrost i sylwetka. Nawet wlosy mieli dokladnie takie same - ciemnokasztanowe, proste, opadajace przydluga grzywka na oczy. Przez kilka chwil Agata stala, usilujac zlapac oddech, w koncu powiedziala cicho, ze sie spieszy, i niemal wybiegla z salonu na zalana sloncem ulice.Nastepnego dnia wracala z pracy ta sama droga. Jakby cos ciagnelo ja do sklepu, w ktorym pracowal mezczyzna ludzaco podobny do Piotra... Przez kilka chwil ogladala wystawione w witrynie wisiory z czarnej muszli, w koncu po krotkim wahaniu weszla do srodka. Ciemnooki jubiler juz od drzwi poslal jej szeroki usmiech.
-Mam nadzieje, ze ma pani dzisiaj nieco wiecej czasu
-zagadnal, wychodzac zza masywnego, drewnianego kon
tuaru.
-Wlasciwie to mam dzisiaj urodziny - sklamala. Sama nie wiedziala, czemu to powiedziala. Moze po prostu chciala miec dobry powod, dla ktorego tutaj wrocila...
-W takim razie musimy znalezc cos szczegolnego - zdecydowal szatyn, podchodzac do jednej z oszklonych gablot. - Do pani szarych oczu beda pasowac niebieskie agaty - rzekl, wyjmujac z gablotki oryginalny wi-
siorek.
Tym bardziej, ze mam na imie Agata, pomyslala. Wziela 10
od niego oprawiony w srebro wisior, obracajac go w palcach.
-Piekny - powiedziala, chociaz wydal jej sie odrobine
zbyt ciezki.
Szatyn od razu wyczul jej wahanie.
-A moze cos z ametystem? Mamy bransoletki, naszyjniki, kolczyki - wymienial, siegajac po kolejne blyskotki. Pomyslala, ze ma piekne, szczuple palce. Jak u pianisty... Zajrzala w glab gablotki, przygladajac sie ulozonej w rownych rzedach bizuterii.
-Tamten naszyjnik jest ciekawy - zauwazyla, wskazujac na osadzone w srebrze kamienie w odcieniu ciemnej, morskiej zieleni.
-To awenturyn. Podobno przynosi swojemu wlascicielowi bogactwo i spokoj. - Szatyn mrugnal, dodajac, ze to nowa dostawa. - Niedawno przywiozlem go z Indii.
-Moglabym zmierzyc? - zapytala Agata.
-Oczywiscie. Pomoge pani - zaoferowal.
Staneli przed olbrzymim, zawieszonym naprzeciw wejscia lustrem w zlotych ramach. Agata odgarnela wlosy, odslaniajac kark. Kiedy jubiler zapinal naszyjnik, poczula na szyi musniecie jego oddechu. Spojrzala w upstrzone patyna czasu lustro i ich oczy sie spotkaly. Usmiechnal sie lekko. Zauwazyla, ze ma mala, ledwie widoczna blizne tuz nad gorna warga. Pomyslala, ze juz dawno nie czula takiego pragnienia bliskosci, takiej rozpaczliwej checi wtulenia sie w czyjes ramiona... Policzki jej zaplonely, zakrecilo jej sie w glowie. Ukladajac kamienie, szatyn musnal palcami jej obojczyk. Zadrzala, leciutko przygryzajac wargi.
-Dziekuje - powiedziala cicho.
11
Zapiety naszyjnik ozdobil jej dekolt, ladnie wspolgrajac z bursztynowa opalenizna.-Jest idealny, wezme go. - Dotknela zawieszonej na
szyi ozdoby, niechetnie rozpinajac zapiecie.
Jakby juz na samym wstepie nie chciala sie rozstawac z nowa blyskotka... Wyjela z torebki portmonetke, zastanawiajac sie, czy zaplacic karta, czy gotowka. Zdecydowala sie na gotowke. Jubiler usmiechnal sie, biorac od niej dwustuzlotowy banknot. Ich palce zetknely sie w jednym elektryzujacym ulamku sekundy.
-Jako nowa klientka dostanie pani rabat. Powiedzmy
trzydziesci piec procent.
Zaskoczyl ja. Rozesmiala sie, rzucajac mu kokieteryjne spojrzenie.
-Trzydziesci piec procent? Zartuje pan, prawda?
-Nigdy nie zartuje z pieniedzy. - Mrugnal i dodal, by
-
potraktowala to rowniez jako prezent urodzinowy. Czy on mnie podrywa?, pomyslala, bezwiednie obracajac na palcu waska, zlota obraczke. A moze zwyczajnie jest mily, walczy o nowa klientele?, zastanawiala sie Agata, biorac od szatyna elegancko zapakowany naszyjnik.
-Do widzenia i dziekuje. - Ruszyla do wyjscia. Otworzyl przed nia ciezkie drzwi. Przystanela w progu, chcac jeszcze cos dodac, kiedy on musnal jej dlon.
-Wszystkiego najlepszego - powiedzial, patrzac jej w oczy.
Bez slowa skinela glowa, czujac, ze... chce jej sie plakac.
-Do widzenia - powtorzyla, wychodzac na ulice.
12
Do mieszkania dotarla dziwnie rozgoraczkowana. Wyjela z torebki naszyjnik i zsunela z siebie sukienke, zostajac w samej bieliznie. Za kilka tygodni naprawde mam urodziny, pomyslala. Trzydziesci dwa lata... czy to juz duzo?, zastanawiala sie, bladzac rekoma po plaskim brzuchu, pelnych piersiach i szczuplej, dlugiej szyi. Stanela przed lazienkowym lustrem, przygladajac sie uwaznie swojej twarzy. Przez chwile szukala pierwszych oznak nieuchronnego przemijania, w koncu rozesmiala sie glosno, odkrecajac kran nad wanna. Jakbym nie miala wiekszych problemow, wzruszyla ramionami, zrzucajac z siebie bielizne. Uczesala wlosy, zmyla makijaz i zanurzyla sie w przyjemnie cieplej, pachnacej cytrusowa nuta kapieli. W poniedzialek rano ubrala sie wyjatkowo starannie. Zalozyla bezowa, lniana sukienke, buty na obcasach i turkusowy zakiet; dekolt ozdobila nowym naszyjnikiem.-Szalowo wygladasz. - Rafal z dzialu obslugi klienta
dosiadl sie do niej w firmowym barku. - Masz jakies plany
na dzisiejszy wieczor? - zagadnal ja bezceremonialnie. -
Moglabys przejsc sie ze mna na wernisaz znajomego - za
proponowal, dosypujac do swojej kawy dwie kopiaste
lyzeczki cukru.
Z uznaniem przyjrzala sie jego nieskazitelnie odprasowanej koszuli, podkreslajacemu szary kolor oczu jedwabnemu krawatowi i zadbanym dloniom. Pedant i przystoj-niaczek, slowem - smakowity kasek, pomyslala. Mimo to zdecydowala, ze nie da sie zaprosic. 13
-Przykro mi, mam juz inne plany - sklamala.
-Szkoda - mruknal, wstajac. - To na razie - rzucil na odchodnym, zabierajac ze soba swoja kawe i talerzyk z salatka marsylska.
Faceci, skrzywila sie Agata. Tak latwo ich urazic. Prawde powiedziawszy, mialaby nawet ochote przejsc sie z Rafalem na ten wernisaz, ale bala sie, ze sprawy potocza sie w dosc frywolnym kierunku. On mial opinie firmowego
Don Juana, ona zbyt rozpaczliwie tesknila za mezczyzna. To mogloby nawet wypalic, gdyby nie jeden maly szczegol
-Agata nie wierzyla w biurowe romanse. Zbyt wiele
wscibskich oczu sledzilo taki zwiazek, zbyt wiele jezykow
rzucalo o kilka slow za duzo, zeby cos dobrego moglo
z tego wyniknac, pomyslala, konczac szarlotke. Wchodzac do swojego gabinetu, poczula lekkie uklucie zalu. Przeszlo jej przez mysl, ze moze warto bylo zaryzykowac, jednak szybko sie pocieszyla. To, ze Rafal jest w jej typie, nie znaczy, ze ma leciec na pierwsze jego skinienie. Nie zamierzala poprawiac mu jego fiirciarskich statystyk. Agata zmarszczyla brwi, ozywiajac uspiony ekran sluzbowego laptopa.
Mgla byla mleczna, niemal bajkowa. Bialy woal spowijal waskie zaulki starego miasta, tlumil dochodzace z pobliskiej ulicy odglosy. Agata szla szybko, zmarznieta i dziwnie zdenerwowana. Obcasy jej zamszowych butow stukaly o nierowny bruk miarowym rytmem. Minela ja dorozka. Chwile pozniej za jej plecami ktos krzyknal cos po hiszpansku. Zadrzala. Wyjatkowy chlod poznego, letniego 14
wieczoru stal sie nagle przejmujacy. Oblepial jej plecy, zachlannym jezorem lizal obleczone jedynie cienkimi ponczochami lydki. Przyspieszyla i, podnoszac kolnierz bezowego zakietu, skrecila w Poselska. Jakub czekal na nia przy kutej, zelaznej bramie w zakolu ulicy.
-Balem sie, ze juz nie przyjdziesz - powiedzial. - Masz
zimne rece - dodal, calujac wnetrze jej dloni.
-To przez te mgle. - Leciutko wzruszyla ramionami.
Objal ja w talii i pociagnal w strone Grodzkiej. Kilka
chwil pozniej weszli do bramy jednej z kamienic. Sciany na
klatce zdobila fantazyjna, niebiesko-zielona mozaika i Agata
przypomniala sobie wakacje w Maroku. Usmiechnela sie
na wspomnienie Piotra uczacego sie nurkowac i ogarnal ja bezbrzezny smutek.
-Grosik za twoje mysli - powiedzial Jakub, otwierajac
masywnym kluczem pomalowane na zielono drzwi.
Nic nie odrzekla. Stala w milczeniu, obojetnym wzrokiem sledzac zawieszonego w futrynie malego pajaka. Weszli do srodka i Jakub zapalil swiatlo. Przedpokoj byl utrzymany w czarno-bialej tonacji i ozdobiony olbrzymim lustrem. Zatrzymala sie przed nim, sciagajac zakiet. Jej lustrzane odbicie bylo blade, zwiewne, niemal eteryczne. Tylko jej oczy plonely... Jakub objal ja od tylu. Poczula cieplo jego ciala i mocny, orientalny zapach jego wody kolonskiej. Odgarnal wlosy z jej karku, musnal jej szyje swoim oddechem, przesunal rekoma po jej ramionach.
-Sciagnij ja - poprosil, rozpinajac zamek jej malej
czarnej. 15
Sukienka z leciutkim szelestem opadla na marmurowa posadzke. Drzaca z chlodu i pozadania Agata zostala jedynie w koronkowej bieliznie, ponczochach i butach z imitacji skory weza, ktore zrzucila chwile pozniej.
-Pragne cie od chwili, w ktorej przekroczylas prog mo
jego salonu. - Glos Jakuba byl lekko chrapliwy, pelen na
macalnego napiecia.
Musnal palcami jej naszyjnik, z uznaniem pieszczac misterna jubilerska robote. Westchnela, ujmujac jego twarz w dlonie. Calowal ja zarliwie, z zachlannoscia przygodnego kochanka, ktory swietnie wie, ze ta wspolna noc moze byc pierwsza i ostatnia. Posadzil ja na starej, drewnianej skrzyni i szepczac jej na ucho, jak bardzo chce ja pieprzyc, gladzil obleczone w ponczochy uda Agaty, sunac dlonia wyzej i wyzej, tam, gdzie koronka laczyla sie ze skora. Zrzucila z niego marynarke, rozpiela mu koszule. Sciagnal ja niecierpliwym ruchem, szarpiac sie z guzikami u mankietow. Pogladzila jego pieknie wyrzezbione ramiona. Wsunela palce w geste wlosy kochanka, szeptem powtarzajac jego imie. Jakub...
-Chodz - powiedzial, podajac Agacie reke.
Poprowadzil ja w glab dlugiego korytarza, w koncu
pchnal ozdobione matowa szyba drzwi. Sypialnia byla prze
stronna i pelna ksiazek. Miejscami ulozone w wysokie
wieze, pietrzyly sie niemal po sam sufit. Nikle swiatlo ulicz
nej latarni saczylo sie zza podniesionych rolet, ale glebia
pokoju tonela w mroku bezksiezycowej, mglistej nocy.
Jakub delikatnie pchnal Agate na szerokie, przykryte ciezka,
brokatowa narzuta loze. W milczeniu zdjal buty i skarpetki.
Zsunal z siebie dzinsy i bokserki i nagi opadl na lozko.
16
Pocalowal ja, bawiac sie dlugimi pasmami jej wlosow. Kiedy poczula na sobie jego ciezar, przymknela oczy. Wsunal dlon miedzy jej nogi. Gladzil aksamitna skore wnetrza jej ud, piescil oslonieta czarna koronka stringow oaze kobiecosci. Calowal jej brzuch, bladzil dlonmi po jej pelnych piersiach, w koncu uwolnil je z jarzma stanika. Delikatnie, niemal z nabozna czcia wyznawcy rozkoszy, ucalowal jej ciemnorozowe sutki, leciutko je przygryzajac. Zapragnela poczuc go w sobie.-Wejdz we mnie - szepnela, ssac platek jego ucha.
Zsunal z niej stringi i wszedl w nia zdecydowanym
pchnieciem. Cicho krzyknela, obejmujac nogami jego plecy.
Szybko odnalezli zgodny, wspolny rytm. Ich oddechy zgraly
sie, ciala sczepione w rozkosznym tancu milosci w koncu
eksplodowaly dzika rozkosza. Wbila paznokcie w jego po
sladki, krzyczac jego imie.
Obudzila sie zlana potem i drzaca. Przyjemne, pulsujace
cieplo miedzy nogami i wyraziste wspomnienie erotycznego snu sprawily, ze przez kilka kolejnych minut lezala z przymknietymi oczyma, upajajac sie przesuwajacymi sie na ekranie jej wyobrazni obrazami nagiego mezczyzny z salonu jubilerskiego. Zaschlo jej w ustach. Poczula, ze nocna koszula lepi sie do jej spoconych plecow. Napila sie stojacego przy lozku soku, poznej poszla pod prysznic. Kilka minut stala w strumieniach chlodnej, niemal zimnej wody, ale jej cialo wciaz zdawalo sie plonac jakims blizej nieokreslonym pragnieniem. Nagle zdala sobie sprawe, ze odkad kupila naszyjnik z awenturynem, obsesyjnie mysli o ciemnookim szatynie, ktory tak ludzaco przypominal jej Piotra. Do sypialni wrocila po jakims kwadransie, senna, 17
ale tez dziwnie niespokojna. Zrzucila z siebie frotowy recznik i polozyla sie spac nago. Usnela niemal chwile po tym, jak tylko przylozyla glowe do poduszki, jednak tym razem nic jej sie nie snilo.
Przez kilka kolejnych dni myslala o tym, zeby znowu isc do salonu jubilera i chociaz w przelocie z nim porozmawiac, ale nie znalazla w sobie tyle odwagi... JESIEN
Kazdej jesieni jezdzili z Piotrem do Wloch. Byl to ich coroczny rytual, tradycja, ktorej nigdy nie zlamali. Czasem rozmawiali o tym, ze ciekawie byloby zwiedzic chociazby Hiszpanie, Francje czy Portugalie, ale koniec koncow, zawsze i tak ladowali we Wloszech. Tej jesieni Agata zdecydowala, ze pojedzie tam sama. Wybrala Rzym. Moze dlatego, ze nigdy tam razem nie dotarli. Wenecja, Mediolan i cala Toskania budzily w niej zbyt wiele bolesnych wspomnien, ale Rzym wydal jej sie idealny. Zatrzymala sie w malym, zaniedbanym hoteliku w okolicach Piazza di Spagna.
-Buona sera, signorina. - Mlody, ciemnooki recepcjonista
poslal jej znuzone spojrzenie znad trzymanej w reku
ksiazki.
-Signora - poprawila go, dotykajac zawieszonej na
zlotym lancuszku slubnej obraczki.
Kilka dni temu w koncu zdjela ja z palca, ale nie potrafila tak po prostu sie z nia rozstac. Teraz nosila ja na szyi, czasem w portfelu.
-Mi dispiace, ma I'acsensore non fundiona - powiedzial
18
recepcjonista, nie trudzac sie, zeby przejsc na angielski, o ile w ogole go znal...Nie rozumiejac ani slowa, Agata wzruszyla ramionami, ciagnac za soba swoja oliwkowa walizke. Skierowala sie w strone windy, kiedy recepcjonista zastapil jej droge.
-Signora, ho detto, che l'ascensore efuon serpi^io! - gestyku
lowal, wskazujac w strone windy.
-Aa, winda nie dziala - mruknela Agata.
Miala nadzieje, ze chlopak pomoze jej z bagazem, ale recepcjonista juz wrocil za kontuar, zostawiajac ja u podnoza wylozonych wyblakla, bordowa wykladzina schodow. Szlag by to, sapnela, taszczac walize na drugie pietro. Pokoj byl maly i duszny. Agata otworzyla szeroko okno, brudzac sobie rekaw od zakurzonej zaluzji. Wieczorny gwar rzymskiej ulicy nieproszony wlal sie do wnetrza. Wychylila sie z nadzieja na jakis mily widok, lecz jej okno wychodzilo na ciasny, slepy zaulek. Na parapecie domu naprzeciwko siedzial spasiony, rudy kot, dwa pietra nizej jakis szczuply mezczyzna wyszedl z sasiedniej bramy, wesolo pogwizdujac. Przez chwile stala w oknie, w koncu rozpiela walizke, wyjela z niej kilka najniezbedniej szych rzeczy i weszla do wylozonej drobnymi, turkusowymi plytkami lazienki. Wziela szybki prysznic, poprawila makijaz i wrocila do pokoju. Ubrala sie w kilka minut - dzinsy, czarna bluzka, sportowy zakiet. Ciuchy byly zmiete, ale pomyslala, ze nie bedzie sie przeciez wyrozniac w tlumie podobnie ubranych turystow.
Kiedy wyszla przed hotel, dochodzila dwudziesta. Ruszyla przed siebie, rozgladajac sie za jakas mala, niedroga restauracja, gdy katem oka dostrzegla, ze przyglada sie jej 19
wysoki, szczuply blondyn w ciemnej koszuli i sztruksowej marynarce. Przyspieszyla, majac nadzieje, ze facet nie zamierza wyrwac jej torebki. Sporo sie nasluchala o wloskiej przestepczosci, jednak kiedy blondyn dogonil ja na najblizszym przejsciu dla pieszych i stanal tuz obok, dosc nachalnie sie jej przypatrujac, zrozumiala, ze ma do czynienia raczej z jakims podrywaczem niz zlodziejem. Przeszla przez jezdnie, mijajac grupe rozesmianych Japonczykow, i ruszyla w strone fontanny di Trevi. Gdy dotarla na miejsce, klebowisko ludzi siedzacych na kamiennych murkach w poblizu fontanny niemal ja oszolomilo. Stala zasluchana w szum splywajacej imponujacymi kaskadami wody, kiedy blondyn sprzed hotelu znalazl sie tuz przy niej. Lamana angielszczyzna zapytal, czy jest Ukrainka, pozniej wreczyl jej kupiona wczesniej u zgarbionego Hindusa roze. Pokrecila przeczaco glowa, w pierwszej chwili nie chcac przyjac kwiatka, ale blondyn nie dal sie latwo zbyc.
-Moze jednak cos zjemy? - nalegal, dodajac, ze zna swietna knajpke. - Poznasz rzymska kuchnie. Turysci mysla, ze Wlochy to tylko pizza i spaghetti. - Usmiechnal sie, dodajac, ze zaprasza ja na prawdziwa uczte w starym stylu. - Saltimbocca alla romana, moje ulubione danie. Musisz sprobowac - naklanial.
-Co to jest? - zapytala.
-Rolada cieleca przyprawiana szalwia. - Blysnal bialy-
mi zebami w usmiechu. - Z odrobina miejscowego wina z Frascati jest to jedno z najlepszych dan, jakie moze zaoferowac Lazio. A na deser tiramisu - dodal, muskajac dlon Agaty. 20
Wlasciwie juz chciala mu odmowic, kiedy pomyslala o czekajacym ja wieczorze. Samotny spacer, pozniej powrot do hotelu, noc w pustym lozku. I ta przekleta, trawiaca ja od srodka tesknota za czyms, co bezpowrotnie stracila...
-Czemu nie? - zgodzila sie w koncu z lekkim wahaniem i powiedziala, dodajac, ze ma na imie Agata.
-Agatea... - mruknal blondyn, przedstawiajac sie jako Matteo.
Przecisneli sie przez rozbawiony tlum i ruszyli wzdluz via del Tri tone. Agata milczala, jej towarzysz tez nie byl zbyt rozmowny. Restauracja okazala sie ciasna i zaniedbana, ale jedzenie bylo fantastyczne. Chociaz po przylocie Agata nie czula sie glodna, teraz, siedzac przy ciasnym, obleczonym kraciasta cerata stoliku, jadla wszystko, co stawial przed nia niski, rozesmiany kelner. Nieco cierpkie, zielone oliwki. Smazony baklazan z mozzarella. Szynka parmen-ska, pieczona ricotta z ziolami... - chciala chociazby sprobowac wszystkiego.
Matteo obserwowal ja z blakajacym sie na pelnych wargach usmieszkiem.
-Lubie kobiety potrafiace cieszyc sie dobrym smakiem.
Zazwyczaj sa namietne - powiedzial.
Jego wzrok przesunal sie po jej przeciagnietych wisniowa szminka ustach. Poczula, ze sie rumieni.
-Co cie sprowadza do Rzymu? - zapytal, dolewajac jej wina.
-Przeszlosc - odparla cicho.
-Przeszlosc nalezy zostawic przeszlosci - powiedzial Matteo, proszac kelnera o rachunek.
21
Kiedy wyszli na zewnatrz, dochodzila dwudziesta trzecia.-I co teraz? - zapytala Agata, chociaz przeciez dobrze wiedziala.
-Zabiore cie nad morze - zaproponowal, ciagnac ja w strone ciasnego zaulka, w ktorym zaparkowal. Wsiadajac do jego starej, granatowej terenowki, Agata pomyslala, ze to szalenstwo jechac za miasto ze swiezo poznanym facetem, ale chwile pozniej zrozumiala, ze wlasciwie nie pragnie teraz niczego wiecej. Zupelnie jakby na jeden krotki moment chciala zapomniec, kim jest i przez co niedawno musiala przejsc. Matteo prowadzil nerwowo, raz za razem wciskajac klakson.
-Maledetto ca^pl- zaklal, gdy zdezelowana furgonetka
-
zajechala im droge, zmuszajac go do gwaltownego hamowania.
Kiedy wyjechali z Rzymu, wlaczyl radio i wnetrze samochodu zalal cichy jazz. Kilkanascie minut pozniej dotarli w okolice Terraciny, gdzie puste, rozlegle plaze ciagnely sie niemal w nieskonczonosc. Matteo zostawil dzipa w okolicach kosciolka z porosnieta mchem dzwonnica i piechota ruszyli w strone morza. Mimo ostatnich dni pazdziernika wciaz bylo zaskakujaco cieplo. Plaza okazala sie pusta i cicha, nawet morze wydalo sie Agacie wyjatkowo spokojne. Matteo ujal jej dlon, prowadzac dziewczyne w strone wydm. Wzrok Agaty powoli przyzwyczajal sie do panujacej wokol atramentowej ciemnosci. Szli w milczeniu, dopoki nie dotarli do kilku porzuconych na lacie mokrego piachu, przewroconych do gory dnem lodek.
-Zimno ci? - zapytal Matteo, obejmujac ja ramieniem. 22
-Nie - powiedziala, bo chociaz od morza szla chlodna bryza, policzki jej plonely. - Kiedy bylam mala, myslalam, ze piasek na plazy spada z nieba tak jak snieg. - Usmiechnela sie w ciemnosci.
-Ja do szesnastego roku zycia snieg widywalem jedynie w telewizji - Matteo zatrzymal sie. - Masz takie piekne, wyraziste rysy. Gdybym umial, wyrzezbilbym cie w kamieniu
-mruknal, wierzchem dloni glaszczac jej policzek.
Pomyslala, ze nikt inny nie jest tak dobry w rzucaniu
wyswiechtanych banalow jak Wlosi, ale nie przeszkadzalo
jej to. Przyjezdzajac z nim tutaj, wiedziala, ze beda sie ko
chac. Pragnela tego rownie mocno jak on. Przyciagnal ja
do siebie. Delikatnie musnal jej wargi, skladajac na nich po
calunek lekki jak trzepot motylich skrzydel. Chwile pozniej
calowal ja zarliwie, niemal wpijajac sie w jej pelne usta.
Przywarla do niego mocno. Ich ciala wtopily sie w siebie
idealnie dopasowane, chetne i wyglodniale. Przez material
swoich dzinsow poczula jego napierajaca na jej udo erekcje.
Rzucil na ziemie marynarke, na ktorej usiadla Agata, sam
zas ukleknal obok, niecierpliwie rozpinajac swoja koszule.
Czule pogladzila delikatne, jasne wloski na jego torsie
i wsunela rece pod pasek jego dzinsow. Rozpial jej spodnie i zsunal je razem z koronkowymi stringami. Mowiac cos po wlosku, niecierpliwie walczyl z jej bluzka i zapieciem stanika. Kiedy ujal w dlonie jej nagie piersi, jednoczesnie wciaz szepczac cos w swoim jezyku, cicho jeknela. Przez kilka minut calowali sie w kompletnej ciszy, chwile pozniej Agata dosiadla go okrakiem, opadajac prosto na jego wyglodniala meskosc. Unosila sie i opadala w zawrotnym tempie. Jej pelne piersi tanczyly mu przed oczyma w rozwiazlym tancu 23
niczym nieskrepowanej rozkoszy. Jego dlonie piescily jej plecy i posladki, gladzily aksamitna skore dziewczyny.
Westchnela, czujac, ze zalewa ja fala goraca, chwile pozniej on krzyknal i gladzac jej piersi, powtarzal, jak bardzo go podnieca. Agata opadla na zmieta marynarke, czujac, ze jest jej zimno i goraco zarazem. Drzac, zalozyla bielizne, szukajac w ciemnosci reszty swojej garderoby. Podal jej dzinsy i kilka minut pozniej w milczeniu wracali do samochodu.
Powrotna podroz do Rzymu wydala jej sie o wiele krotsza - o tej porze ruch na ulicach nieco zelzal. Matteo, pogwizdujac, prowadzil o wiele spokojniej.
-Zadzwonie - powiedzial, odprowadzajac ja pod samo
wejscie do hotelu, ale oboje wiedzieli, ze klamie.
-Ciao - rzucila, nie patrzac mu w oczy i nie ogladajac
sie za siebie, weszla do srodka.
Wasaty nocny portier leciutko sie do niej usmiechnal, ale nie zagail rozmowy. Przechodzac przez ozdobiony olbrzymimi palmami korytarz, Agata pomyslala o Piotrze. Wszystko dlatego, ze cie tu nie ma, wyszeptala sama do siebie, wchodzac do pokoju. Na wargach wciaz jeszcze czula smak ust przygodnego kochanka, cala plonela. Zrzucila ubranie i weszla pod prysznic, wyobrazajac sobie, ze Piotr czeka na nia w olbrzymim, oslonietym muslinowym baldachimem lozu.
Cztery dni pozniej Agata byla z powrotem w Polsce, a kilkudniowy pobyt w Rzymie wydal jej sie jedynie odleglym, mglistym wspomnieniem. Zupelnie jakby Wlochy stracily nagle caly swoj urok... 24
ZIMA
Pierwszy snieg spadl dopiero przed Nowym Rokiem. Sypal przez trzy dni, pokrywajac miasto gruba, puchowa pierzyna. Agata nigdy nie lubila zimy. Pomimo ze w mieszkaniu bylo cieplo, stale marzly jej stopy i dlonie. Styczen minal w zawrotnym tempie. Agata dostala awans, wiecej czasu spedzala w firmie, co sprawilo, ze nie myslala tak czesto o osobistych sprawach. Lubila swoja prace w finansach. Liczby byly tak cudownie przewidywalne, mozna bylo im ufac. Kiedy sumowala dlugie kolumny cyfr, skomplikowany swiat zewnetrzny znikal. Byl tylko migoczacy ekran jej laptopa i kojacy spokoj, ktory ogarnial ja, gdy wklepywala do komputera nowe dane. Pierwsze dni lutego przyniosly odwilz. Ohydnie przybrudzona, posniegowa breja zalegala na chodnikach, powodujac coraz wieksze poirytowanie przechodniow. Wracajac z pracy ktoregos wtorku, Agata odkryla nowo otwarty bar wegetarianski. "Szpinakowa fantazja" - glosil stylizowany na stary, powieszony nad oszklonymi drzwiami szyld. Weszla bardziej wiedziona ciekawoscia niz glodem, jednak po chwili wahania zdecydowala sie cos przekasic. Wnetrze utrzymane bylo w ostrym pomaranczowym odcieniu i ozdobione imponujaca liczba witrazowych lampek w stylu Tiffany'ego. Agata usiadla przy wiklinowo-szkla-nym stoliku i siegnela po lezaca na blacie karte dan.-Polecam nalesniki ze szpinakiem, ewentualnie golabki
z ryzem i grzybami - uslyszala rozbawiony meski glos. -
Milo pania widziec. - Szatyn z salonu jubilerskiego stanal
przy jej stoliku, zdejmujac szalik.
25
-Przyszedl pan na obiad? - zapytala bez zastanowieniai od razu poczula sie jak ostatnia idiotka.
A co innego moglby tutaj robic? Zdzierac haracz z wlasciciela?
-Czesto tutaj jadam. Mozna? - Wskazal wolne krzeslo naprzeciw niej.
-Oczywiscie. - Usmiechnela sie, podajac mu karte. - W takim razie wezme te goraco przez pana rekomendowane nalesniki ze szpinakiem - zdecydowala.
On wybral golabki z sosem grzybowym i malego heinekena. Kiedy czekali na zamowienie, swietnie im sie rozmawialo. O sprawach banalnych i bardziej wznioslych. O zyciu, skandynawskim kinie, zrazach w smietanie i Krakowie, ktory od czasow ich dziecinstwa tak bardzo sie zmienil. Zjedli i on poprosil o rachunek. Agata nagle zdala sobie sprawe, ze wciaz nie zna jego imienia.
-Te grzecznosciowe formulki. Pan, pani... Moze przejdziemy na "ty"? Jestem Agata. - Podala mu reke.
-Jakub.
Jakub... Zupelnie jak w moim snie, pomyslala zaskoczona. Jak to mozliwe? Najzwyklejszy zbieg okolicznosci, a moze cos wiecej, zastanawiala sie, tymczasem on placil rachunek.
-Nastepnym razem ja stawiam - powiedziala, zakla
dajac smieszny, welurowy beret.
Podal jej plaszcz, przepuszczajac w waskim przejsciu pomiedzy stolikami.
-Do zobaczenia zatem - rzekl, kiedy wyszli na ze
wnatrz. - Wybacz, ale nie odprowadze cie na przystanek.
O szesnastej mam spotkanie w centrum - dodal.
26
Agata sledzila go wzrokiem, dopoki nie zniknal za rogiem, i dopiero wtedy wolno ruszyla mokrym od roztopow chodnikiem, sama nie wiedzac, czy czuje bardziej zal, czy wscieklosc. Nawet nie wymienilismy sie wizytowkami, pomyslala, poprawiajac szal.Jakos w polowie marca Agata zdala sobie sprawe, ze przynajmniej dwa razy w tygodniu stara sie zagladac do "Szpinakowej fantazji". Zazwyczaj, o ile akurat byl wolny, wybierala stolik, przy ktorym ostatnio jedli razem z Jakubem, i nawet w trakcie posilkow z nadzieja spogladala w strone drzwi. Pojawil sie, kiedy juz myslala, ze nigdy
wiecej sie nie spotkaja. Wszedl i rozejrzal sie, przeslizgujac sie wzrokiem po zatloczonych stolikach. Na widok Agaty usmiechnal sie szeroko i ruszyl w jej strone. Serce skoczylo jej do gardla, chcialo jej sie spiewac. Przyszedl!
Przywital sie z nia swobodnie, jak ze stara, dobra znajoma.
-Mam cos dla ciebie. - Usiadl po jej prawej.
Kiedy nachylil sie w jej strone, siegajac do wewnetrznej kieszeni zawieszonego na oparciu krzesla plaszcza, poczula nutke jego wody kolonskiej.
-To agat mszysty. Kilka tygodni temu bylem w Urugwaju i pomyslalem o tobie. Chyba z tydzien nosilem go ze soba z nadzieja na spotkanie. - Podal jej zawiniety w ozdobna bibulke naszyjnik. - Podobno to kamien jasnowidzow i wrozek. - Usmiechnal sie.
-Piekny. Dziekuje - powiedziala dziwnie skrepowana. 27
Zjedli z apetytem, ale tym razem nie rozmawialo im sie tak dobrze jak ostatnio. Kiedy wyszli na zewnatrz, ruszajac w strone Miodowej, Jakub zaczal jej opowiadac o swojej milosci do kamieni i podrozach. Sluchala go w milczeniu, zastanawiajac sie, czy cos sie miedzy nimi wydarzy, czy sa je-dynie para przygodnych znajomych, czujacych sie swobodnie w swoim towarzystwie. Tak bardzo pragnela szczesliwego zakonczenia...
Rzesisty deszcz dopadl ich na srodku ulicy. Jakub powiedzial, ze nie zabral parasola, i pociagnal ja w strone jednej z otwartych, drewnianych bram.
-Schowajmy sie, zanim zadzwonie po taksowke - za
proponowal.
W bramie bylo ciemno i chlodno. Przerazliwy przeciag przyprawil Agate o dreszcze. Oparla sie o odrapana sciane, podnoszac futrzany kolnierz plaszcza. Jakub stanal przy niej, wyjmujac komorke. Spojrzala mu w oczy. Nie zastanawiala sie, co robi, to byl impuls. Stanela na palcach, ujela jego twarz w dlonie i... pocalowala go w usta. Wydawal sie zaskoczony i zadowolony jednoczesnie. Pomyslala, ze wyglada jak spasiony kocur na widok bonusowej miski z mlekiem. Usmiechnal sie leciutko, samymi kacikami ust. Musnal jej wargi pocalunkiem, wsunal palce w jej wlosy, bawiac sie wilgotnymi od deszczu kosmykami.
-Nie powinnismy... - zaczal cicho, ale jego cialo mo
wilo co innego.
Wlozyl rece pod jej rozpiety plaszcz, przywarl do niej calym soba, zasypal ja zarliwymi pocalunkami. Przymknela oczy, wyobrazajac sobie, jak w jej mieszkaniu zrzucaja z siebie przemoczone ubrania i wchodza do pelnej piany wanny, 28 kochajac sie w goracej, pachnacej lawenda wodzie. Fantazjowala, ze zdziera z niej ubranie i bierze ja na zimnym, golym betonie. Ze posiada ja zachlannie, zarlocznie, z pasja i gwaltowna pazernoscia zlaknionego samca. Marzyla, zeby obrocil ja twarza do odrapanej sciany, zdarl z niej koronkowe stringi, podniosl jej spodnice i wslizgnal sie w jej goraca kobiecosc, wypelniajac ja swoja pulsujaca zadza.
-Jedzmy do mnie - powiedziala ledwie slyszalnie.
Pocalowal wnetrze jej dloni, szepczac, ze o niczym
innym nie marzy. Nagle jego komorka rozswiergotala sie
idiotyczna melodyjka, wyrywajac Agate ze slodkiego amoku
pozadania.
-Nie odbieraj - poprosila.
Przez chwile sie wahal, w koncu niechetnie otworzyl klapke swojej motoroli. Sluchal w milczeniu, pozniej obiecal dzwoniacemu, ze przyjedzie za kwadrans i sie rozlaczyl. Wsunal telefon w wewnetrzna kieszen plaszcza i oparl sie o sciane. Chciala go pocalowac, ale delikatnie ja odsunal.
-Agata... Jestem zonaty. Podobasz mi sie. Sprawilas, ze
nie moge przestac o tobie myslec, lecz kocham Monike.
Jakis czas temu mialem romans. Nie planowalem tego, stalo
sie... Zona sie dowiedziala. Wyrzucila mnie z domu, za
bronila widywac sie z corkami. Nigdy nie zapomne tam
tych beznadziejnie pustych, gorzkich dni i wiem, ze drugiej
zdrady Monika mi nie wybaczy - powiedzial cicho, prze
czesujac palcami wlosy.
-I dlatego podarowales mi wlasnie naszyjnik?! - syk
nela Agata, nie potrafiac ukryc w glosie rozczarowania, zalu
i wscieklosci.
29
Jakub stal ze spuszczona glowa, czubkiem ciemnowis-niowego, skorzanego buta wgniatajac w popekany beton lezacy w bramie niedopalek. Pomyslala, ze wyglada jak skruszony, maly chlopiec, ktory rozdarl wlasnie swoje wyjsciowe spodnie, i nie wiedziala, czy bardziej ja to rozczula, czy wkurza.-Posluchaj... - zaczal, ale wybiegla na deszcz bez
pozegnania.
W nastepnych dniach nie rozstawala sie z nowym naszyjnikiem. Najchetniej nie sciagalaby go nawet na noc, jednak duze, nierowno oszlifowane kamienie uwieraly ja w szyje. Po pracy przychodzila do "Szpinakowej fantazji", rozgladajac sie za Jakubem. Marzyla o kolejnym spotkaniu. O jakims wyjasnieniu, chociazby krotkiej rozmowie, o jego pocalunkach na swojej twarzy, jednak on sie nie pojawil. Nie chciala sie pogodzic z tym, ze wiecej go nie zobaczy. Nocami plakala w poduszke, na przemian ogladajac zdjecia meza i marzac o dotyku Jakuba. Sama juz nie wiedziala, za ktorym z nich bardziej teskni... WIOSNA
Wiosna pojawila sie mocno spozniona, za to dla oslody zaskakujaco ciepla. Pod koniec kwietnia temperatura dochodzila do dwudziestu kilku stopni. Agata zyla praca. Wychodzila z domu rano, wracala poznym popoludniem. Nie przestala zagladac do "Szpina-30
kowej fantazji", chociaz wiedziala przeciez, ze Jakub nie przyjdzie. Pewnej srody pod oslona wieczornej ciemnosci podeszla pod jego salon i zagladnela do srodka przez oszklona witryne, jednak szybko stamtad uciekla. Nie potrafila sobie nawet wyobrazic, co by mu powiedziala, gdyby ja na tym przylapal. Nigdy nie lubila zebrac o uczucia. Zawsze wydawalo jej sie to najohydniejsza forma ponizenia, upadkiem ponizej wlasnej godnosci i dobrego smaku, jednak teraz, zaslepiona ta dziwna, niespelniona namietnoscia, zyla w jakims amoku. Czula, ze plonie. Ze to sekretne, beznadziejne uczucie zadzy i niespelnienia toczy ja od srodka, niszczy jak rak. Pozera, wchlania, absorbuje wszystkie mysli, wysysa z niej skolatana dusze. Ktoregos dnia po powrocie z pracy spojrzala w zawieszone nad komoda w sypialni lustro i przerazilo ja wlasne odbicie. Znikly puszyste, blyszczace pasma - wlosy miala teraz spiete w ciasny kucyk i pozbawione blasku. Policzki jej sie zapadly, sine kregi pod jasnymi oczyma postarzaly ja o pare lat, nadawaly jej wyglad pogrzebowej placzki. Stala przed lustrem dluzsza chwile, az w koncu zrozumiala, co powinna zrobic. Musi wybaczyc sobie i jemu. Musi wybaczyc Piotrowi te straszna zdrade, jakiej sie wobec niej dopuscil. Pozwolic mu spoczywac w pokoju i przestac sie zastanawiac, dlaczego tamtego mroznego, styczniowego dnia wszedl na strych domu swoich rodzicow, zalozyl sobie petle na szyje i zostawil ja sama. Musi wybaczyc mu to, ze nawet nie probowal szukac u niej pocieszenia, nie staral sie rozmawiac. Myslala, ze sa udanym malzenstwem. Ze sie wspieraja, rozwiazujac kazda sprawe razem, ale w dniu, w ktorym odszedl w ten sposob, stracila wiare we 31
wszystko, co kiedykolwiek ich laczylo. Policja nie zdolala wyjasnic, czemu jej maz odebral sobie zycie. Piotr nie po-zaciagal zadnych dlugow, nie mial romansu. Nie cierpial na depresje, nie byl alkoholikiem ani hazardzista. Byl zdrowy, mlody i - jak jej sie wydawalo - szczesliwy, jednak cos, jakis powod, ktorego ona juz nigdy nie pozna, sklonil go do podjecia tej decyzji. Decyzji, z ktora teraz Agata musiala zyc. Musiala wybaczyc Piotrowi jego odejscie i zdjac z siebie duszace pietno zlej zony. Haniebne pietno kobiety, ktora nie potrafila odwiesc wlasnego meza od tego kroku... Czasem nie wiedziala, co boli ja bardziej - to, ze Piotr nie zyje, czy to, ze nie zdolala go powstrzymac.
Westchnela, odwracajac zmeczone oczy od lustra. Sciagnela szary, sluzbowy kostium i rozpuscila wlosy. Zalozyla dzinsy i blekitny sweter, chwycila za lezaca na krzesle torebke. Na Salwator dotarla w pol godziny. Alejki byly puste i ciche. Bez najmniejszego trudu znalazla grob meza, chociaz nie byla na cmentarzu od dnia jego pogrzebu. Nie potrafila, to bylo ponad jej sily. Zatrzymala sie przy duzym, rodzinnym grobowcu rodziny Piotra i w milczeniu wpatrywala sie w tabliczke z jego imieniem i nazwiskiem. Wybaczam ci, pomyslala, ukladajac w kamiennym wazonie przyniesione ze soba lilie. Gdy tam stala, przez krotki moment wydawalo jej sie, ze czuje obecnosc meza. Zupelnie jakby zjawil sie na te jedna ulotna chwile, zeby podarowac jej ostatnie pozegnanie, ktorego los im poskapil.
-Tesknie - powiedziala cicho, gladzac odpychajaco
zimny marmur nagrobka.
32
Kiedy w koncu ruszyla w strone wyjscia, czula sie lekka, wolna, prawie szczesliwa. Dziwila sie, czemu zrobila to dopiero teraz. Dlaczego dopiero teraz przyszlam tutaj pogodzic sie z przeszloscia?, zastanawiala sie, jednak wsiadajac do tramwaju, powiedziala sobie, ze to nie ma zadnego znaczenia. Najwidoczniej takie rzeczy dzieja sie swoim wlasnym rytmem...Telefon zadzwonil, kiedy Agata podlewala kwiaty na balkonie. Odstawila konewke i pobiegla do przedpokoju.
-Pomyslalem, ze moze w sobote wybierzesz sie ze mna
do teatru - uslyszala w sluchawce glos Rafala.
-Nie poddajesz sie, co? - Agata usmiechnela sie, siadajac na krzesle z metalowym oparciem, ktore kilka lat wczesniej kupili z Piotrem na pchlim targu.
-Wygralem dwa bilety na jakas premiere i pomyslalem o tobie. - W jego zazwyczaj pewnym glosie Agata uslyszala cien podenerwowania.
Przeszlo jej przez mysl, ze to nawet smieszne. Rano widzieli sie na firmowym korytarzu, ale nie zajaknal sie nawet slowem, ze w weekend chcialby z nia wyjsc.
-A rezygnacja nie lezy w moim charakterze - mruknal,
dodajac, ze wpadnie po nia o dziewietnastej.
Kiedy sie rozlaczyl, Agata usmiechnela sie pod nosem, krojac sobie kawalek ciasta. Nagle zdala sobie sprawe, ze dosc dlugo zalowala odrzuconego zaproszenia na tamten wernisaz. 33
Sztuka byla zenujaco nudna. Poczatkowy monolog miotajacego sie po scenie "alkoholika", wyjatkowo nieudolnie nasladujacego tak zwany stan upojenia, ocieral sie o groteske. Kilka smiertelnie nuzacych minut pozniej scene
zaludnily spiewajace jakas przydluga rymowanke, ubrane w zwiewne biale szaty kreatury, ktore najwyrazniej w rezyserskim zamysle mialy byc przejawem pijanego widu glownego bohatera... Rafal dyskretnie ziewnal, Agata zerknela na zegarek, po czym wyjela z torebki paczke owocowych drazy i wsunela sobie do ust kilka cukierkow naraz. Siedzieli zapadnieci w olbrzymie, pluszowe fotele, rzucajac szeptem zlosliwe komentarze, az w koncu, ku oburzeniu siedzacej przy nich starszej kobiety w bordowym zakiecie, wyszli w trakcie spektaklu.
-Chala do potegi entej. Wierzyc sie nie chce, ze to
ten goraco opiewany przez krytykow debiut obiecuja
cego rezysera. - Rafal zasmial sie, kiedy wyszli na zew
natrz. - Chyba powinienem cie przeprosic - zazartowal. -
Obiecuje, ze nastepnym razem zabiore cie na lepsza
sztuke.
-Mysle, ze dam sie udobruchac, jesli mnie nakarmisz. Umieram z glodu. - Agata rozesmiala sie. - Masz ochote na kuchnie gruzinska?
-Obawiam sie, ze nic mi to nie mowi - powiedzial.
-Tym lepiej. Masz szanse poznac nowe smaki. Ja uwielbiam lawasz, moglabym go jesc codziennie. Przebiegli przez jezdnie tuz przed zblizajaca sie taksowka, ktorej kierowca zatrabil, wymownie pukajac sie w czolo.
34
Kasztany na plantach wlasnie zakwitly. Szli wolno, upajajac sie magia wiosennego spaceru. Restauracja byla zatloczona, jednak udalo im sie znalezc malutki stolik w glebi sali. Czekajac na zamowienie, opowiadali sobie firmowe anegdotki. Jeszcze niedawno nie chcialam sie z nim umowic, zdala sobie sprawe Agata, przygladajac sie jego twarzy. Szeroka, meska szczeka, zadbane zeby, jasne oczy ocienione ciemnymi rzesami i krotko obciete, popielato-blond wlosy czynily go niezaprzeczalnie przystojnym, jednak bylo cos jeszcze. Cos, czego do tej pory nie dostrzegala. Rafal byl ujmujaco cieply. Taki typ inteligentnego wrazliwca, za ktorym przepadaja kobiety pod kazda szerokoscia geograficzna. Oczywiscie dobrze pamietala firmowe anegdotki. Mariola z sekretariatu szeroko rozpowiadala, ze Rafal mial z nia romans, Beata dalaby wszystko, zeby sie z nia umowil, a Kinga ponoc przespala sie z nim na jednym ze szkolen. Nie, zeby ja to teraz jakos szczegolnie obchodzilo. Kazda nowa znajomosc zasluguje przeciez na swoja wlasna, od poczatku pisana historie.-O czym myslisz? - zapytal Rafal, podajac jej sztucce
owiniete w lniana, czerwona serwetke.
Usmiechnela sie leciutko. Wolalabym, zebys nie wie
dzial, przeszlo jej przez mysl.
-O przeszlosci - powiedziala.
-Przeszlosc... - zaczal, poluzowujac prazkowany kra
wat.
-Nalezy zostawic przeszlosci - weszla mu w slowo
Agata, przypominajac sobie rzymskie spotkanie z Matteo.
Zjedli ze smakiem. Jeszcze chwile posiedzieli przy sto
liku zatopieni w rozmowie, w koncu wyszli. Zrobilo sie
35
chlodniej. Agata zapiela zakiet, Rafal machnal na przejezdzajaca obok taksowke, chwytajac dziewczyne za reke.-Mam swietne kalifornijskie wino. Wpadniesz czy pod
rzucic cie do ciebie? - zapytal, kiedy umoscili sie w cuch
nacej papierosowym dymem taryfie.
-Lubie wino. - Usmiechnela sie, opierajac glowe
o zaglowek.
Ruch byl nieznaczny. Pod kamienice, w ktorej mieszkal Rafal, dotarli w pare minut.
-Mieszkam w strasznie ciasnej dziupli, za to na gorze
jest jak w raju. Mam dostep do krytej oranzerii na dachu.
Spedzam tam mnostwo czasu - powiedzial, otwierajac
przed nia drzwi od mieszkania. - Wejdz, wezmiemy na gore
wino i swiece.
Szara kotka poufalym gestem jedynej dumnej posiadaczki otarla sie o lydki Rafala, posylajac Agacie nieufne spojrzenie.
-Poznajcie sie, dziewczyny. Petronela. Agata. - Zywio
lowo gestykulujac, Rafal dokonal blazenskiej prezentacji,
chociaz kotka czmychnela juz do pokoju.
-Hmm, ciekawe imie dla kotki. - Agata usmiechnela sie.
-Znalazlem ja w piwnicy. Niemal zaglodzona wzialem na gore z zamiarem odkarmienia i przekazania jakiejs dobrej duszy, jednak oboje zapalalismy do siebie niespodziewanie goracym uczuciem i Petra zostala krolowa mieszkania. A imie... Nie mialem zadnego pomyslu, a ze akurat tego dnia wypadaly imieniny Petroneli, pomyslalem, ze kocica razem z lepszym zyciem znalazla tez imie - wyjasnil 36
Rafal, wyjmujac z lodowki wino. - To co? Idziemy na gore?
-Chodzmy - zgodzila sie Agata. - A swoja droga, nie
znalam cie od tej strony. - Usmiechnela sie.
Oranzeria tonela w zieleni. Wielkie, rozlozyste papro
cie, kilka figowcow benjaminskich i stojaca w kacie, wysoka
palma nadawaly wnetrzu nieco egzotycznego charakteru.
Rafal postawil na malym, drewnianym stoliku przyniesione
z mieszkania swiece i wyjal z kieszeni zapalniczke. Swiece zamigotaly trzepoczacym blaskiem, rozswietlajac ciemne katy bursztynowa poswiata. Kilka minut pozniej o szklany dach zabebnily pierwsze ciezkie krople deszczu.
-Za spotkanie - powiedzial Rafal, podajac Agacie kieliszek czerwonego wina.
-I za smierc przeszlosci. - Zasmiala sie, dopiero po
dluzszej chwili zdajac sobie sprawe, ze w jej sytuacji za
brzmialo to dosc upiornie.
Przez moment spogladala przez okno na spadziste kontury dachow, pozniej upila kilka lykow wina.
-Posluchaj. - Rafal polozyl palec na ustach, otwierajac
jedno z obramowanych metalowymi ramami okien. - Na
dole, w piwnicy jest pub z muzyka na zywo. Chcac nie
chcac, mam tu czasem nocne koncerty. Slyszysz? - zapy
tal, biorac ja za reke.
-Brzmi troche jak folk irlandzki. - Podeszla blizej
okna.
-Zatanczymy?
Wtulila sie w niego, opierajac glowe na jego ramieniu.
Objal jaw pasie delikatnie, jakby odrobine oniesmielony jej
37
niespodziewana bliskoscia. Tanczyli wolno, zupelnie nie domuzyki...
-Pieknie pachniesz - powiedzial. - I wiem, to szczyt
banalu - wyszeptal w jej wlosy.
-Slyszalam juz bardziej banalne komplementy. -
Usmiechnela sie.
W oddali glucho przetoczyl sie grzmot, deszcz przemienil sie w rzesista ulewe. Milczeli, kazde zatopione we wlasnych myslach. Blysnelo, chwile pozniej ciemne niebo za panoramicznym oknem oranzerii przeciela kolejna blyskawica.
-Dlaczego nie poszlas ze mna na tamten wernisaz? - zapytal nagle Rafal.
-Czy to ma teraz jakies znaczenie? - Agata leciutko wzruszyla ramionami.
Tuz przed polnoca zrobilo sie chlodniej. Dopili wino, swiece sie wypalily. Siedzieli na drewnianej lawce w ciemnym kacie oranzerii.
-Pamietasz, kiedy nasz byly prezes niechcacy
wylal na ciebie kawe? Scieralas plame z bialej bluzki,
usilujac jednoczesnie uratowac czesc zalanej dokumen
tacji kredytowej i sam nie wiem... Chyba wlasnie wte
dy kompletnie mnie zauroczylas - powiedzial nagle
Rafal.
-Zauroczylam cie, scierajac plame z bluzki? - Agata wybuchla perlistym smiechem.
-Zauroczyl mnie twoj rumieniec, roztrzesione dlonie
i ten usmiech, ktory wciaz mialas na ustach, chociaz zauwazylem, ze chce ci sie plakac. Ponad dziesieciu sliniacych sie na ten widok facetow obserwowalo powiekszajaca sie 38
plame na twoich piersiach, a ja mialem ochote cie przytulic, zabrac stamtad, pocalowac...
-Wiec dlaczego tego nie zrobiles? - przekomarzala sie
z nim Agata, splatajac swoje palce z jego.
-Powiedzmy, ze nie chcialem publicznie dostac po pysku. Czy taka odpowiedz cie zadowala?
-Niezbyt, ale niech ci bedzie. - Rozesmiala sie. - Strasznego sie wtedy wstydu najadlam. I ten oslizgly wzrok Markowskiego... Stary oblech. - Wzdrygnela sie.
-Zostaniesz na noc? - zapytal Rafal, niespodziewanie
zmieniajac temat.
Spojrzala mu w oczy. Zostac? A moze nie warto sie spieszyc?, zastanawiala sie. Chciala, zeby ta historia byla czyms wiecej niz przelotnym romansem. Pragnela, zeby to byl poczatek czegos szczegolnego, cennego.
-Nie spieszmy sie - powiedzial Rafal, jakby czytajac w jej myslach. - Chcialbym cie tylko przytulic.
-Ciekawe, co na to Petronela. - Agata usmiechnela sie, wstajac.
Klatka schodowa byla cicha i ciemna. Witrazowe okienko u szczytu schodow wpuszczalo odrobine padajacego na sciane kamienicy swiatla z pobliskiego aptecznego neonu, jednak wieksza czesc korytarza tonela w mroku. Rafa