Peinkofer Michael - Bractwo Tajemnego Znaku

Szczegóły
Tytuł Peinkofer Michael - Bractwo Tajemnego Znaku
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

Peinkofer Michael - Bractwo Tajemnego Znaku PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd Peinkofer Michael - Bractwo Tajemnego Znaku pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Peinkofer Michael - Bractwo Tajemnego Znaku Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

Peinkofer Michael - Bractwo Tajemnego Znaku Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Strona 1 Strona 2 MICHAEL PEINKOFER BRACTWO TAJEMNEGO ZNAKU PROLOG BANNOCKBURN W ROKU PAŃSKIM 1314 Bitwa dobiegła końca. Niebo było ponure i szare niczym leżące długo na deszczu żelazo, które straciło swój blask. Nieliczne strzępy błękitu, które można było dostrzec w ciągu dnia, skryły się za powałą gęstych chmur, które teraz spowiły ponurą szarością kotlinę pod Bannockburn. Ziemia zdawała się odzwierciedlać mrok nieba. Brudny brąz i ziemista żółć przeważały w barwach ubogo porośniętych wzgórz okalających mokradła. Rozległe pole przypominało rolę, na której zaorano już skiby czekające na siew. Jednak było to ziarno śmierci, które zostało rozrzucone na polach pod Bannockburn. O świcie pozycje naprzeciw siebie zajęły wojska angielskie, zjednoczone pod berłem niezwyciężonego władcy Edwarda II, który po raz kolejny usiłował rzucić na kolana osiadłych Szkotów, oraz siły zbrojne szkockich książąt stojących na czele klanów i szlachty, zwołane przez ich króla Roberta Bruce'a, by podjąć ostatnią, rozpaczliwą walkę o wolność. Dwie armie spotkały się na grząskim bagnisku pod Bannockburn Strona 3 w owej bitwie, która miała nieodwołalnie przypieczętować los Szkocji. Ostatecznie zwyciężyli woje Roberta, jednak triumf ten został drogo okupiony. Na rozległych polach leżało niezliczone mnóstwo pozbawionych życia wojowników. Cały obszar pokrywały ciała leżące w błocie, z nie- mym wyrzutem w martwych oczach spoglądając w niebo, ku któremu wznosiły się strzępy pułkowych chorągwi i proporców. Zimny wiatr śmierci omiatał równinę, zawodząc ckliwie, jak gdyby również matka natura litowała się nad ludzką niedolą. Uniósł się welon mgły, otulając jak całun okrutną scenerię. Tylko gdzieniegdzie coś jeszcze się poruszało. Ranni i okaleczeni, w których wciąż tliła się iskierka życia, usiłowali zwrócić na siebie uwagę, wołając chrypliwymi głosami. Koła zaprzężonego w woły wozu, który toczył się przez grzęzawisko bitewnego pola, skrzypiały cicho. Jechała nim gromada mnichów pośród zakrwawionych trupów starali się wypatrzyć rannych. Od czasu do czasu zatrzymywali się, jednak najczęściej nie byli w stanie uczynić nic poza zmówieniem modlitwy za konającego i udzieleniem ostatniej posługi. Mnisi nie byli jednak jedynymi, którzy w tej ponurej godzinie krążyli po polu bitewnym pod Bannockburn. Z gęstej mgły, tam gdzie ciemność zaczęła już spowijać kotlinę, z zarośli i krzaków zaczęły wyłaniać się obdarte postacie, które nie miały żadnego szacunku do śmierci i które bieda zmuszała do zbierania rzeczy pozostawionych Strona 4 przez poległych - były to hieny cmentarne i złodzieje, którzy towarzyszyli każdej bitwie, podobnie jak padlinożercy podążający za stadami zwierząt. Bezszelestnie wymykali się spomiędzy rzadkich zarośli i rozpełzali się po pobojowisku niczym robactwo. Rzucali się na poległych, by zrabować im doczesne mienie. Tu i ówdzie dochodziło do waśni, gdy przedmiotem sporu był nieuszkodzony miecz lub łuk, i nierzadko dobywano wyszczerbionych głowni, by rozstrzygnąć kwestię, kto ma zostać nowym właścicielem. Dwóch złodziei toczyło zażarty spór o jedwabną pelerynę, którą w trakcie bitwy nosił angielski szlachcic. Rycerz już jej nie potrzebował, gdyż topór woja szkockiego klanu roztrzaskał mu czaszkę. Podczas gdy rabusie spierali się o wartościową zdobycz, nagle tuż przed nimi z mgły wyłoniła się ciemno odziana postać. Była to stara kobieta. Była drobnej postury, do tego chodziła przygarbiona, a mimo to w czarnym płaszczu z grubo tkanej wełny, z długimi białymi jak śnieg włosami tworzyła widok napawający trwogą. Przymknięte oczy spo- glądały z głęboko osadzonych oczodołów, a wąski orli nos zdawał się dzielić zrytą zmarszczkami twarz staruchy na dwie połowy. - Kala - syknęli ze zgrozą złodzieje i w następnym momencie walka o pelerynę rozstrzygnęła się. Hieny cmentarne porzuciły cenną zdobycz i rozpierzchły się we mgle, która coraz szczelniejszym całunem okrywała kotlinę. Strona 5 Stara kobieta patrzyła za nimi z potępieniem. Nie czuła sympatii do tych, którzy zakłócali spokój zmarłych, nawet jeśli czynili to, walcząc o przetrwanie, bowiem najczęściej to właśnie pchało większość z nich do uprawiania tego niecnego procederu. Czujnymi, bladoniebieskimi oczyma starucha rozejrzała się i w gęstej mgle dojrzała niewyraźne sylwetki mnichów, którzy opatrywali rannych. Z gardła Kali wydobył się pomruk niezadowolenia. Mnisi. Przedstawiciele nowego porządku. Ostatnimi czasy stawali się coraz liczniejsi, wszędzie z ziemi wyrastały klasztory niczym grzyby po deszczu. Już od dawna nowa wiara wypierała stare wierzenia. Nowa religia okazywała się silniejsza i potężniejsza. Przedstawiciele nowego porządku kontynuowali niektóre uświęcone tradycją dawne obyczaje. Innym, pielęgnowanym od pokoleń obrządkom groziło teraz całkowite zapomnienie. Tak jak tego dnia. Żaden z mnichów nie wiedział, co tak naprawdę wydarzyło się na polu bitewnym pod Bannockburn. Widzieli tylko to, co oczywiste. To, o czym będzie pamiętać historia. Stara kobieta szła powoli przez usiane zwłokami, przesiąknięte krwią poległych pole. Okaleczone ciała i odrąbane członki zagradzały jej drogę, bezpańskie miecze i części rynsztunku umazane były krwią i błotem. Wrony, które dogadzały sobie, ucztując na ciałach zabitych, wzleciały w niebo, głośno kracząc, kiedy zbliżyła się do nich. Kala przyglądała się temu z obojętnością. Strona 6 Żyła zbyt długo i widziała zbyt wiele, żeby wciąż jeszcze odczuwać prawdziwy strach i przerażenie. Była świadkiem, jak jej ojczyzna została podbita przez Anglików i okrutnie ujarzmiona. Przeżyła upadek swojego świata. Krew i wojna były nieustannymi towarzyszami jej życia, a teraz w głębi ducha odczuwała cichy triumf z powodu zupełnego pogromu, jaki stał się udziałem Anglików. Chociaż cena, jaką za niego zapłacono, była wysoka. Wyższa, niż którykolwiek z mnichów czy ktokolwiek spośród śmiertelnych mógł przewidzieć. Stara kobieta doszła do środka bitewnego pola. Tam, gdzie toczyły się najbardziej zagorzałe walki i gdzie król Robert wraz z zachodnimi klanami oraz ich przywódcą Angusem Ogiem przyjął impet głównego natarcia, trupy poległych ścieliły się gęsto, znacznie gęściej niż gdzie indziej. Ciała przebite strzałami leżały porozrzucane po polu, tu i ówdzie poruszali się jeszcze ranni, którzy mieli raczej wątpliwe szczęście wymknąć się łaskawej śmierci. Stara Kala nie zwracała jednak na nich uwagi. Przyszła tu tylko z jednego powodu - chciała na własne oczy upewnić się, czy spełniło się to, co wyjawiły jej runy. Energicznym ruchem ręki odgarnęła na bok śnieżnobiałe włosy, którymi zimny wiatr wciąż na nowo przesłaniał jej twarz. Jej oczy, które mimo podeszłego wieku nie straciły ostrości widzenia, spoglądały tam, gdzie stał Robert Bruce. Nie było tam żadnych poległych. Strona 7 Niczym w oku cyklonu, w którym nie czuć najlżejszego powiewu wiatru, ziemia, na której walczył król, pozostała nietknięta. Żadne ciało nie leżało w zasięgu kręgu, którego bronił król, zupełnie jakby Bruce w trakcie bitwy otoczony był niewidzialnym murem. Stara Kala znała powód. Wiedziała o pakcie, który został zawarty, oraz o nadziei, jaka się z nim wiązała. Złudnej nadziei, która raz jeszcze przywoływała duchy starych czasów. W zapadającej ciemności dotarła do skrawka ziemi pozbawionej ciał i wstąpiła do wnętrza okręgu nietkniętego stopą wroga. Wtedy go dostrzegła. Runy nie kłamały. Miecz Bruce'a, ów oręż, którym król walczył z Anglikami, którym ich pokonał, pozostał na bitewnym polu. Porzucony tkwił pośrodku kręgu, wbity w błotnisty grunt mokradła, zapadając się powoli w grzęzawisko. Ostatnie promienie dziennego światła pozwalały dostrzec połyskujący znak, który został wyryty na płaskim ostrzu miecza. Symbol z dawnych pogańskich czasów o ogromnej niszczycielskiej sile. - Dokonało się - wymamrotała cicho Kala i odczuła ulgę. Brzemię, które dźwigała przez ostatnie miesiące i lata, opatrzność zdjęła z jej barków. Przez pewien czas zwolennikom starego porządku udało się przekonać króla do siebie. To właśnie oni umożliwili Robertowi zwycięstwo na polu bitwy pod Bannockburn. Jednak u kresu boju król Strona 8 odwrócił się od nich. - Pozostawił miecz - powiedziała cichym głosem wieszczka runiczna. - Tym samym zapadło rozstrzygnięcie. Ofiara nie była daremna. Gdyby król i wierni mu słudzy zapragnęli na koniec dnia zatriumfować i cieszyć się owocami zwycięstwa, nie trwałoby to długo. Triumf na polach pod Bannockburn niósł zalążek klęski. Wkrótce kraj znów rozpadłby się i pogrążył w chaosie oraz wojnie. Jednak tego dnia odniesiono wielkie zwycięstwo. Głownia ta już od dawien dawna rozstrzygała o losach szkockiego narodu. Teraz jednak, zdradzona i porzucona przez możnych, straciła cały swój blask. Nadeszła pora, by miecz zabrać tam, skąd pochodził, i by uwolnić go od ciążącej na nim klątwy. Walka o los Szkocji została rozstrzygnięta dokładnie tak, jak przepowiedziały to runy. Historia nie będzie pamiętać o tym, co tak naprawdę wydarzyło się dzisiaj, a nieliczni, którzy to wiedzieli, już wkrótce opuszczą ziemski padół. Lecz runy nie powiedziały Kali wszystkiego. KSIĘGA PIERWSZA Runiczny znak Strona 9 1 ARCHIWUM OPACTWA Z DRYBURGHA, KELSO MAJ 1822 W wiekowej sali panowała absolutna cisza. Cisza wypełniała bibliotekę z Dryburgha od stuleci i biorąc we władanie każdego, kto przestąpił jej progi, nakazywała szacunek. Samo opactwo od dawna nie istniało. W 1544 roku Anglicy pod wodzą Somerseta zrównali z ziemią szacowne mury. Jednak dzielnym mnichom zakonu premonstratensów udało się uratować większą część zbiorów biblioteki klasztornej i ukryć w nieznanym miejscu. Jakieś sto lat temu księgi zostały ponownie odnalezione, a pierwszy książę Roxburghe, znany mecenas sztuki i kultury, zatroszczył się o to, aby zbiory biblioteki z Dryburgha znalazły nową siedzibę na wschodnich obrzeżach osady Kelso, w starym zbożowym spichlerzu z palonej cegły, pod którego wysokim dachem od tamtej pory spoczywały niezliczone ilości foliałów, manuskryptów, woluminów oraz zwojów. Była tu przechowywana wiedza minionych stuleci: odręcznie sporządzone kopie oraz przekłady antycznych rozpraw, które zdołały przetrwać mroczne wieki średnie, kroniki i annały średniowieczne, w których uwieczniono czyny i dokonania monarchów. Tu, na pergaminie oraz kruchym już papierze, na którym czas odcisnął swoje piętno, historia była wciąż żywa. Każdego, kto się w to miejsce zagłębił, ogarniało tchnienie przeszłości. I to właśnie był powód, dla którego Jonathan Milton tak bardzo Strona 10 lubił tę bibliotekę. Już kiedy był chłopcem, historia pobudzała jego wy- obraźnic, bardziej interesowały go opowiadane przez dziadka historie o starej Szkocji oraz o klanach regionu Highlands niż wojny i despoci współczesnych czasów. Jonathan był też przekonany, że historia może ludzi wiele nauczyć - wszakże pod warunkiem że są świadomi swojej przeszłości. Miejsce tak przesiąknięte historią jak biblioteka w Dryburghu wręcz zapraszało do studiowania minionych dziejów. Dla młodego człowieka, który na uniwersytecie w Edynburgu rozpoczął studia historyczne, możliwość pracy tutaj była niczym dar od losu. Serce mu waliło, kiedy zdejmował z regału ogromny foliał. Unoszące się obłoki kurzu wywoływały kaszel. Mimo to niczym cenny skarb przycisnął mocno do siebie księgę, która mogła ważyć dobre trzynaście kilogramów. Następnie sięgnął po świecznik i zszedł wąskimi krętymi schodami na dół, gdzie stały stoły do czytania. Ostrożnie położył wolumin na masywnym drewnianym stole i zajął przy nim miejsce z zamiarem przejrzenia zawartości. Z wypiekami na policzkach Jonathan zamierzał przekonać się, jakiż to skarb wyciągnął z otchłani dziejów. Chodziły słuchy, że jeszcze sporo czasu upłynie, zanim zostaną sprawdzone i skatalogowane wszystkie biblioteczne dokumenty. Nieliczni mnisi, których odesłano z klasztoru z zadaniem sprawowania pieczy nad bibliotecznym księgozbiorem, nie byli w stanie podołać tej pracy. Zakurzone i okryte gęstą pajęczyna regały ciągle jeszcze mogły ukrywać prawdziwe perły. Już sama myśl, że mógłby trafić na coś Strona 11 takiego, sprawiła, iż serce Jonathana zaczęło bić szybciej. Chociaż prawdę mówiąc, nie był tu po to, by wzbogacić wiedzę historyczną o nowe odkrycia. Jego prawdziwe zadanie polegało na tym, by prowadzić proste poszukiwania, co było czynnością dosyć monotonną, choć dobrze płatną. Oprócz tego Jonathan miał niewątpliwy zaszczyt pracować dla sir Waltera Scotta, człowieka, który dla wielu młodych Szkotów stanowił wzór godny naśladowania. Nie tylko dlatego, że sir Walter, który mieszkał w położonej niedaleko posiadłości Abbotsford, był odnoszącym sukcesy powieściopisarzem, którego dzieła czytano zarówno w rzemieślniczych warsztatach, jak i w szlacheckich dworach. Człowiek ten był Szkotem z krwi i kości. Dzięki jego wstawiennictwu oraz wpływom na brytyjskim dworze wiele szkockich zwyczajów, które przez setki lat były zakazane, mogło ponownie ujrzeć światło dzienne. Ponadto w niektórych kręgach brytyjskiego społeczeństwa nastała moda na szkockie obyczaje. Ostatnio uchodziło za eleganckie noszenie szkockich kiltów i tartanów. By zapewnić nowe teksty wydawnictwu założonemu w Edynburgu do spółki z przyjacielem Jamesem Ballantyne'em, sir Walter pracował dosłownie dzień i noc, zazwyczaj pisząc kilka powieści jednocześnie. Wsparciem dla niego byli sprowadzani z Edynburga studenci, którzy pomagali mu w badaniu historycznego tła utworów. Biblioteka opactwa z Dryburgha, która mieściła się w Kelso i tym samym była Strona 12 oddalona o zaledwie dziewiętnaście kilometrów od rezydencji Scotta, oferowała sprzyjające warunki. Jonathan otrzymał miejsce wolontariusza dzięki jednemu z przyjaciół ojca, z którym sir Walter studiował na Uniwersytecie w Edynburgu w młodych latach. Chociaż jego praca była niezbyt wymagająca umysłowo i polegała raczej na suchym zgłębianiu źródeł niż na poszukiwaniu zaginionych kronik i starodawnych palimpsestów, chudy i kościsty młody człowiek z włosami splecionymi w krótki warkocz mógł ten fakt przeboleć. Bowiem przy tej okazji miał sposobność spędzenia wielu godzin w miejscu, w którym zamierzchłe dzieje stykały się z czasami współczesnymi. Niejeden raz przesiadywał tu do późnej nocy i zupełnie zapominał o upływającym czasie pochylony nad starodawnymi epistołami i dokumentami. Tak jak tego wieczora. Przez cały dzień Jonathan prowadził poszukiwania i gromadził materiał: zapiski z annałów, raportów składanych władcom, klasztornych kronik oraz innych źródeł pisanych, które mogły okazać się przydatne sir Walterowi do pisania najnowszej powieści. Jonathan sumiennie i skrupulatnie wypisywał wszystkie znaczące daty i fakty, a potem umieszczał je w notatniku, który dał mu sir Walter. Po skończonej pracy jednak znów oddał się własnym studiom i w tym celu ruszył ku tej części biblioteki, która najbardziej przyciągała jego uwagę. Były tam oprawione w skórę zbiorowe księgi, które przechowywano na górnej kondygnacji i które w sporej części wciąż Strona 13 jeszcze nie zostały przejrzane. Jak stwierdził Jonathan, były wśród nich pergaminy z XII i XIII wieku: dokumenty, epistoły i fragmenty tekstów z tamtej epoki, której zgłębianie wciąż jeszcze opierało się przede wszystkim na angielskich źródłach. Wszakże gdyby udało mu się znaleźć nieznane dotąd szkockie źródło, byłaby to prawdziwa naukowa sensacja, zaś jego nazwisko znalazłoby się na ustach wszystkich mieszkańców Edynburga... Młodego studenta ambicja rozpierała do tego stopnia, że każdą wolną minutę wykorzystywał, by na własną rękę badać zbiory biblioteczne. Miał pewność, że ani sir Walter, ani opat Andrew, kustosz archiwum, dopóty nie będą mieli nic przeciwko jego poszukiwaniom, dopóki punktualnie i sumiennie wywiązuje się z powierzonego mu zadania. W świetle świecy, która rzucała na blat stołu ciepły migoczący blask, studiował teraz zebrane razem fragmenty tekstów pochodzących sprzed kilku stuleci - wyrywki z annałów, które sporządzili mnisi klasztoru w Melrose, a także dokumenty, listy, sprawozdania poborców podatkowych i inne podobne pisma. Łacina, którą spisano te teksty, nie była wykwintnym językiem z czasów Cezara i Cycerona, której obecnie uczono w szkołach. Większość autorów posługiwała się językiem, który tylko częściowo przypominał klasyczną łacinę. Było to znaczną korzyścią dla Jonathana, który bez trudu mógł tłumaczyć te teksty. Strona 14 Pergamin, na którym zapisano te dokumenty, był sztywny, lecz kruchy, zaś atrament w wielu miejscach do tego stopnia wyblakły, że ledwo można było odczytać litery. Dramatyczne dzieje biblioteki oraz długi okres, przez który księgi trzymano w odludnych jaskiniach i wilgotnych piwnicach, nie wpłynęły korzystnie na ich stan. Foliały oraz zwoje były w znacznym stopniu podniszczone. Zbadanie ich treści oraz zachowanie jej dla potomności musiało stać się celem każdego zaangażowanego historyka. Jonathan uważnie przeglądał poszczególne strony. Dowiadywał się z nich o darowiznach szlachty na rzecz podległych jej wasali, o daninach pobieranych od chłopów. Znalazł też kompletną listę wszystkich opatów klasztoru w Melrose. Wszystko to było rzeczywiście interesujące, jednak w żadnym wypadku nie mogło stać się sensacyjnym odkryciem. Nagle Jonathan odkrył coś, co całkowicie pochłonęło jego uwagę. Kiedy odwrócił kolejną stronicę, zmienił się wygląd oraz forma zapi- sków. To, co miał teraz przed sobą, nie było ani listem, ani też żadnym formalnym dokumentem. Prawdę mówiąc, miał trudności z określeniem pierwotnego przeznaczenia tego zapisku, który sprawiał wrażenie, jakby był wyrwany z większej całości, być może jakiejś kroniki albo starych klasztornych rejestrów. Kaligrafia oraz kształt liter zapisanych pędzelkiem różniły się zasadniczo od tych z poprzednich stron. Także pergamin sprawiał wrażenie cieńszego i bardziej porowatego, co pozwalało domyślać się, Strona 15 że również był znacznie starszy. Skąd mógł pochodzić ten urywek? I dlaczego został wyrwany z właściwego woluminu? Gdyby któryś z mnichów administrujących biblioteką znajdował się w pobliżu, Jonathan mógłby go o to zapytać. Jednak o tej późnej godzinie opat Andrew oraz jego współbracia udali się już na modły, a potem do swoich samotnych cel. Mnisi przywykli już do tego, iż Jonathan całymi dniami szperał w spuściźnie po dawno minionych czasach. Ponieważ sir Walter cieszył się całkowitym zaufaniem braci zakonnych, przekazali jego studentowi klucz, który umożliwiał mu odwiedzanie biblioteki o dowolnej porze. Jonathan poczuł, jak włosy na karku stają mu dęba. A zatem to jemu samemu przypadło w udziale rozwiązanie zagadki, na którą natrafił tak niespodziewanie. Przy migoczącym płomyku świecy pogrążył się w lekturze tekstu. Szło mu znacznie trudniej niż w przypadku innych zapisków - po części dlatego, że strona ta była w dużo gorszym stanie, a po części dlatego, że autor posługiwał się bardzo rzadką formą łaciny, pełną obcych pojęć. Na pierwszy rzut oka Jonathan zdołał stwierdzić, że strona ta nie była częścią kroniki. Sądząc po formie - wciąż pojawiały się takie określenia jak „dostojni panowie" - mógł mieć do czynienia z listem, jednak jak na list styl języka był bardzo nietypowy. - Być może jest to relacja - Jonathan mruknął pod nosem z Strona 16 namysłem. - Relacja wasala dla pana lub króla... Z detektywistyczną ciekawością czytał dalej. Ogarnęła go ambicja popychająca do wyjaśnienia zagadki, do kogo skierowane było to pismo i jakie było jego przeznaczenie. W badaniach nad minionymi dziejami liczyła się nie tylko gruntowna historyczna wiedza, ale także ciekawość. Jonathan posiadał i jedno, i drugie. Jednak odszyfrowanie tego tekstu okazało się żmudnym przedsięwzięciem. Chociaż w międzyczasie już zdobył pewne doświadczenie w czytaniu i tłumaczeniu źródeł pisanych, w których roiło się od skrótów i zagadek, zdołał się uporać zaledwie z kilkoma wierszami. Autor tego tekstu pisał w sposób tak bardzo zawiły, że posługujący się szkolną łaciną Jonathan stanął przed zadaniem przekraczającym jego umiejętności. Co chwilę pojawiały się nowe słówka, które przyciągały jego uwagę. Nieustannie natrafiał na papa sancto - czy w tym wypadku chodziło o Ojca Świętego z Rzymu? W wielu miejscach pojawiały się też słowa gladius oraz rex, które w łacinie oznaczały miecz oraz króla. Poza tym Jonathan raz po raz natrafiał na pojęcia, których nie był w stanie przetłumaczyć, ponieważ nie wywodziły się jednoznacznie z języka łacińskiego ani też nie przypominały żadnej pokrewnej formy znanych mu słów. Wyszedł z założenia, że w tym przypadku chodziło o słowa zaczerpnięte z języka gaelickiego albo piktyjskiego, które we wczesnym średniowieczu były jeszcze szeroko rozpowszechnione. Jak opowiadał sir Walter, niektórzy starsi Szkoci wciąż posługiwali Strona 17 się tymi archaicznymi, od dawna zakazanymi językami. A może przepisać stronę tego tekstu i pokazać ją któremuś z nich? Jonathan pokręcił głową z powątpiewaniem. Dysponując tylko tą jedną stroną, nie zajdzie daleko. Musi odnaleźć resztę dokumentu, który został ukryty gdzieś w zakurzonych zakamarkach przepastnej starej biblioteki. Z namysłem wziął do ręki świecznik. Widząc migoczące błyski, którymi płomienie rozświetlały ciemności, rozejrzał się dookoła. Zauważył przy tym, że jego tętno przyspieszyło. Uczucie, że jest na tropie tajemnicy, napełniło go euforią. Słowa, które zdołał rozszyfrować, nie mogły mu wyjść z głowy. Czyżby rzeczywiście chodziło o jakiś raport? Być może o przesłanie papieskiego legata? Ale cóż mógł mieć z tym wspólnego król i miecz? I o którym królu mowa? Jego wzrok pobiegł ku balustradzie, za którą w regularnych odstępach rysowały się regały górnej kondygnacji. Stamtąd właśnie wy- dobył wolumin, w którym odkrył tajemniczy fragment. Być może tam znajdzie resztę. Jonathan nie miał złudzeń co do tego, że szanse na to były raczej niewielkie, ale chciał przynajmniej podjąć próbę. Całkowicie stracił poczucie czasu - nawet nie zauważył, że dawno minęła północ. Pospiesznie wszedł na stopnie krętych schodów, gdy nagle do jego uszu dobiegł jakiś hałas. Gwałtowne, choć przytłumione pukanie. Ktoś otworzył masywne dębowe drzwi biblioteki i potem je zamknął. Strona 18 Z ust Jonathana wyrwał się krzyk przerażenia. Trzymał świecę przed sobą, próbując oświetlić przestrzeń pod balustradą, gdyż chciał zobaczyć, kim był nocny gość. Jednak płomień świecy nie sięgał na tyle daleko, by rozproszyć ciemności zakurzonej mrocznej czeluści. - Kto tam? - zapytał donośnym głosem Jonathan. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Ale usłyszał kroki. Ciche, miarowe kroki, które zbliżały się ku niemu po zimnych płytach kamiennej posadzki. - Kto tam jest? - raz jeszcze zapytał student. - Opacie Andrew, czy to ojciec? I znów nie uzyskał odpowiedzi. Jonathan poczuł, jak w dopiero co pobudzoną ciekawość nagle wkrada się strach. Zgasił świecę, zmrużył oczy i w nikłej poświacie biblioteki, którą oświetlał jedynie blask księżyca wpadający przez wąskie szczeliny brudnych okien, usiłował dojrzeć cokolwiek przed sobą. Kroki zbliżały się bezlitośnie. Po chwili student wypatrzył w półmroku zarys jakiejś postaci. - Kim... kim pan jest? - zapytał przerażony. I tym razem nie otrzymał odpowiedzi. Postać odziana w szeroką pofałdowaną opończę z kapturem nawet nie spojrzała w jego kierunku. Niczym nieporuszona szła przed siebie, mijając ciężkie dębowe stoły, potem weszła na schody, które prowadziły do balustrady. Mimowolnie Jonathan cofnął się, czując nagle krople zimnego Strona 19 potu na czole. Drewniane stopnie zatrzeszczały, gdy ledwie widoczna postać postawiła na nich stopę. Powoli wchodziła na górę, a z każdym krokiem Jonathan cofał się coraz dalej. - Błagam - powiedział cicho. - Kim pan jest? Niech mi pan po wie, kim pan jest... Tajemnicza postać dotarła do szczytów schodów, a kiedy słaby blask księżyca padł na sylwetkę, Jonathan mógł dostrzec twarz. Twarz, której nie było. Jonathan z przerażeniem wpatrywał się w nieruchome rysy maski, przez szczeliny której spoglądały na niego zimne oczy. Jonathan poczuł dreszcze na całym ciele. Ten, kto nosił budzącą grozę szatę i do tego jeszcze skrywał twarz za maską, musiał mieć złe zamiary! Jonathan szybko obrócił się i zaczął biec. Nie mógł uciec schodami w dół, ponieważ złowroga postać zagrodziła mu drogę. Dlatego pobiegł w przeciwnym kierunku, wzdłuż balustrady, jedną z alejek, która ciągnęła się między regałami z książkami. Czuł narastającą panikę. Stare księgi i dokumenty nagle przestały cieszyć jego serce. Jedynym, czego pragnął, była ucieczka - jednak po kilku krokach nie miał już dokąd uciekać. Alejka kończyła się masywną ścianą z cegły i Jonathan zrozumiał, że popełnił niewybaczalny błąd. Zawrócił, chcąc go naprawić, i spostrzegł, że jest już na to za późno. Strona 20 Człowiek w masce stał przy drugim końcu alejki. W słabym świetle widoczna była tylko jego sylwetka. Ponuro i groźnie zagrodził Jonathanowi drogę. - Czego pan chce? - zapytał raz jeszcze, choć nie miał nadziei na to, że usłyszy odpowiedź. W panice błądził wzrokiem, szukając wyjścia, którego już nie było. Z trzech stron otaczały go wysokie ściany, był więc zdany wyłącznie na łaskę i niełaskę upiora. Postać zbliżała się ku niemu. Jonathan cofał się, aż natknął się na zimną ścianę. Drżąc ze strachu, przytulił się do muru. Jego paznokcie wbiły się w chropowate wystające krawędzie cegieł tak mocno, że nabiegły krwią. Poczuł przejmujący chłód, jakim emanowała złowieszcza postać. Uniósł ręce w obronnym geście, zakrywając twarz, osunął się na ziemię i zaczął cicho szlochać, podczas gdy zamaskowana postać podeszła do niego. Peleryna tajemniczej osoby zsunęła się w dół, a Jonathan Milton pogrążył się w ciemności ponurej jak noc.

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!