O'Connell June - Byle nie on

Szczegóły
Tytuł O'Connell June - Byle nie on
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

O'Connell June - Byle nie on PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie O'Connell June - Byle nie on PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

O'Connell June - Byle nie on - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Byle me on Przełożyła Maria Magdalena Szwarc Wydawnictwo Da Capo Warszawa Tytuł oryginału HIS AND HERS © 1993 by Cloverdale Press, lnc Published by arrangement Projekt graficzny okładki Robert Maciej Skład i łamanie „KOLONEL" For the Polish translation Copyright © 1999 by Wydawnictwo Da Capo For the Polish edition Copyright © 1999 by Wydawnictwo Da Capo Wydanie I ISBN 83-7157-424-X Druk: Drukarń. GS, Kraków tel.(012)260-15-01 Rozdział 1 K.ari Cortland pośpiesznie szła korytarzem szkoły średniej w Magnolii. Chciała jak najszybciej wydostać się z budynku i wrócić do domu. Dzisiejsze popołudnie było po prostu katastrofą. Odgarnęła z twarzy długie kręcone włosy i omal nie zderzyła się z Marshą Jenkins, z którą siedziała na chemii. Starając się chociaż na chwilę zapomnieć o swoim problemie, uśmiechnęła się do ciemnowłosej koleżanki. - Pewnie na dworze jest bardzo ciepło - powiedziała. - Chciałabym, żeby wiosny w Luizjanie nie były takie gorące. - Czasami kusi mnie wyjazd na Alaskę. - Kari zachichotała. June O'Connell Idąc wraz z koleżanką zatłoczonym korytarzem, pomachała do kilku znajomych. W roli przewodniczącej przedostatniego rocznika najbardziej podobało jej się to, że ma kontakty z wieloma ludźmi. Zazwyczaj zwlekała z powrotem do domu i rozmawiała ze znajomymi. Jednak dziś było inaczej - chciała wyjść ze szkoły jak najszybciej. Strona 2 Wszystko zaczęło się zaraz po lunchu. W czasie czwartej lekcji ponad dziesięć osób zapytało, czy to prawda, że jej mama spotyka się z ojcem Brandona Duncana. Kari długo się nad tym zastanawiała. Jeśli tak było, to dlaczego mama nic jej o tym nie powiedziała. Jak mogła utrzymywać coś takiego w tajemnicy? Na pewno Brandon opowiedział kolegom z drużyny baseballowej o tym, że jego ojciec umówił się z jej mamą, a oni, nie tracąc czasu, puścili plotkę dalej. Jaki wstyd - pomyślała ponuro Kari. Już miała wyjść ze szkoły, gdy ktoś poklepał ją w ramię. Odwróciła się i ujrzała chłopaka w zielonej skórzanej kurtce. - Ej, Kari! To prawda, co powiedział Brandon, że jego ojciec ma randkę z twoją mamą? - zapytał, szczerząc zęby. Tego było jej już za wiele. - Nie! Mam dosyć ciągłego wysłuchiwania tych bzdur! - krzyknęła. Odwróciła się i wybiegła za drzwi. Takie sytuacje powtarzały się przez całe popołudnie. Skoro mama zaczęła się z kimś widywać, to dlaczego musiał to być akurat ojciec sportowca. Kari nienawidziła sportowców, a zwłaszcza Brandona Duncana! Biegła przez całą drogę. Zwolniła dopiero wtedy, gdy dzieliło ją od domu zaledwie kilka budynków. Byle nie on Natychmiast wbiegła po schodach do swojego pokoju, rozrzucając wszystkie książki. Wskoczyła na łóżko i westchnęła. Jeśli to wszystko prawda, to dlaczego mi o tym nie powiedziała? Dlaczego muszę się o tym dowiadywać w szkole? - zastanawiała się załamana. Mały rudy jamnik, Rusty, napierał na drzwi, dopóki się nie otworzyły, po czym wskoczył na łóżko. Kari objęła go ramieniem i przyciągnęła do siebie, bo potrzebowała pociechy. Kiedy umarł jej tata, ona i mama bardzo cierpiały. W końcu jednak nauczyły się być znowu szczęśliwe. A teraz mama mogła przez jedną randkę wszystko zmarnować. Kari obróciła się na drugi bok. Wiedziała, że mama i tak wkrótce kogoś by sobie znalazła, ale dlaczego wybrała akurat ojca chłopaka ze szkoły? Po chwili usłyszała jej kroki na schodach i lekkie pukanie do drzwi. - Mogę wejść?- zapytała pani Cortland. Kari nabrała głęboko powietrza, by zachować spokój. - Proszę, wejdź - rzuciła. - Czy coś jest nie w porządku? Pozbierałam twoje książki; leżały porozrzucane na schodach. Chyba nie jesteś chora? - zapytała matka, kładąc podręczniki na biurko. - Mamo, jest coś, o czym muszę wiedzieć - wymamrotała Kari. - Czy umówiłaś się na randkę z ojcem Brandona? Strona 3 Pani Cortland popatrzyła zmieszana i przez moment dziewczyna miała nadzieję, że to była jednak tylko głupia plotka. Mama przesunęła na bok jakieś ubrania i usiadła na krześle obok łóżka. Byle nie on June O'Connell - Owszem, umówiłam się z nim na czwartek wieczór. A więc to była jednak prawda. Kari zamarła w bezruchu. Łzy zaczęły napływać jej do oczu, mimo że starała się robić wszystko, aby je powstrzymać. - Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Wszyscy w szkole wiedzieli. Dlaczego muszę być ostatnią osobą, która się o tym dowiaduje? Pani Cortland westchnęła ciężko. - Tak mi przykro, Kari. Miałam ci o tym powiedzieć dziś wieczorem. Jestem zaskoczona, że ktoś jeszcze o tym wiedział. Nie przyszłoby mi do głowy, że to coś tak wielkiego. - Wielkiego?! - oburzyła się dziewczyna. - To jest po prostu straszne - dodała zirytowana. - Kochanie, ja z nim idę tylko na kolację. - Myślałam, że jesteśmy szczęśliwą rodziną. Dlaczego musisz się z kimś umawiać? - Kari zdała sobie sprawę, jak egoistycznie musiało to zabrzmieć. Jednak bała się, że wszystko między nią a matką zacznie się zmieniać. Randka byłaby tylko początkiem. A gdyby mama postanowiła ponownie wyjść za mąż? -Nie chcę, żeby ktokolwiek zajął miejsce taty - powiedziała ze smutkiem. - Oj, Kari. - Pani Cortland objęła córkę i odgarnęła ciemnoblond włosy z jej twarzy. - Nikt nie zajmie miejsca taty, wiesz o tym. I jestem z tobą szczęśliwa. Nie przetrwałabym tych czterech lat bez ciebie. Potrzebujemy siebie nawzajem, ale ostatnio uznałam, że już czas mieć jakieś życie towarzyskie. No wiesz, za niecałe dwa lata pójdziesz na studia, a ja zostanę tu sama. Kari poczuła się podle. - Przepraszam, mamo. — Jak mogła nie pomyśleć o uczuciach matki? Mimo wszystko nadal nie podobał jej się pomysł randki z ojcem Brandona. - Nie chodzi mi o to, żebyś nie miała przyjaciół. Ale nie mogłaś się umówić z kimś innym? - Co masz do zarzucenia Chad... eee... panu Dun-canowi? - zapytała pani Cortland. Kari skrzywiła się na dźwięk tego imienia. - Jego syn chodzi do mojej szkoły i jest ostatnim palantem. Pani Cortland wyglądała na zaskoczoną. Strona 4 - Naprawdę? Słyszałam, że Brandon jest czymś w rodzaju gwiazdy w każdej dyscyplinie. - Jest kretynem. Jednak wiele dziewczyn traktuje go jak bożyszcze - powiedziała Kari z niesmakiem. - Daj mu szansę. Może jeśli go lepiej poznasz... - Nie chcę go znać! Jest tak nadęty, że rozmawia tylko ze swoimi kolegami debilami, z nikim innym. Pani Cortland westchnęła. - A co z panem Sloanem? Nie ma żony, jest przystojny - zasugerowała jej córka. Mama, śmiejąc się, potrząsnęła jej dłonią. - Nie baw mi się tu w swatkę. Sama dam sobie radę. Najwyraźniej nie, skoro stać cię tylko na poderwanie ojca Duncana - pomyślała dziewczyna. - A pomijając to, jaki jest jego syn - kontynuowała jej mama- pan Duncan jest bardzo miły. Poza tym idziemy tylko na kolację. - Jak wy w ogóle się spotkaliście? - Współpracuję z firmą, w której on pracuje -wyjaśniła pani Cortland i wstała.- Zrobię coś na June O'Connell kolację. Zjemy dzisiaj wcześniej, bo mam jeszcze spotkanie. Zatrzymując się w drzwiach, dodała: - Kari, nic się nie zmieni, obiecuję. - Nie rób kolacji dla mnie. Zjem u Wendy. Musimy rozwiązać dwa trudne zadania z matematyki na jutrzejsze zajęcia z trygonometrii. - Dobrze, ale nie zostawaj u niej za długo. Musisz przecież wcześnie wstać. Kiedy mama wyszła z pokoju, Kari zeskoczyła z łóżka. Czuła się już trochę lepiej, ale tylko trochę. Miała nadzieję, że humor jej się poprawi, kiedy z Wendy Sawyer, jej najlepszą przyjaciółką, podoła tym potwornym zadaniom. Wzięła lakier i spryskała kręcone włosy, przetykane jaśniejszymi od słońca pasemkami, bezskutecznie próbując nadać fryzurze nowy kształt. Z westchnieniem odłożyła sprej, porwała książki i zbiegła po schodach. Drzwi do domu Wendy otworzyła pani Sawyer, Wskazała jej ręką na górę, skąd dochodziła głośna muzyka. Kari, pokonawszy schody po dwa stopnie naraz, wpadła do pokoju przyjaciółki. Wendy siedziała na łóżku i czytała „Seventeen". - Aj! - krzyknęła Wendy. Czasopismo wypadło jej z ręki. Strona 5 Wendy miała tylko metr pięćdziesiąt wzrostu, była o dobre piętnaście centymetrów niższa od Kari. Jej duże brązowe oczy i ciemne, ścięte w niesamowity sposób włosy nadawały jej wygląd modelki. Wendy 10 Byle nie on marzyła o tym, by pracować w świecie mody, a Kari, patrząc na nią, była pewna, że kiedyś jej się to uda. - Rozwiązałaś te zadania z matmy? - zapytała Wendy. Kari potrząsnęła głową. - Uznałam, że będzie lepiej, jeśli zrobimy to razem. Jednak najpierw opowiem ci, jaki koszmar dzieje się u mnie w domu. Oczy Wendy się rozszerzyły. - Co się stało? - Nie słyszałaś? Myślałam, że cała szkoła wie. - Nie słyszałam o niczym. Co się dzieje? - Tragedia. Moja mama ma randkę z ojcem Bran-dona Duncana. - Chyba żartujesz! - krzyknęła Wendy. - Czy on jest tak samo boski jak Brandon? - Boże, Wendy! On może i nieźle wygląda, ale nie znasz takich głupków jak on? Chyba ktoś, kogo przezywają Bubba, nie może straszyć inteligencją! A Brandon na domiar złego jeszcze zadziera nosa. Wendy skrzywiła się. - To przezwisko może i jest głupie, ale skąd wiesz, że Brandon jest taki naprawdę? - Mówisz jak moja mama. - Kari jęknęła. Wendy popatrzyła na nią złośliwie. - Mnie tylko zastanawia, jak on może być tak dobry w każdej dyscyplinie. Nie uważasz, że byłoby ciekawie umówić się z kimś z naszej szkolnej drużyny? - Przestań, Wendy. Nie umówiłabym się z Bran-donem, nawet gdyby mnie o to błagał. Poza tym nawet go nie znam. - Czy on chodzi z tobą na jakieś zajęcia? 11 1 Jkne 0'Connell Strona 6 W kuchni nalała sobie mleka i wyciągnęła pudełko . żytnimi krakersami. Usiadła przy stole i rzucając lf*stka Rusty'emu, myślała o życiu towarzyskim ma-' V. Nie winiła jej za to, że chce nawiązać nowe ^jomości. Ale skoro chciała się z kimś umawiać, to *imś innym, a nie z ojcem Brandona. Chyba powinnam znaleźć mamie odpowiedniego zadecydowała w końcu Kari. Rozdział 2 .Następnego dnia, gdy Kari stała na korytarzu w pobliżu klasy, zauważyła Brandona przechadzającego się z dwoma kolegami. Musiała przyznać, że wiele dziewczyn dałoby się zabić dla jego ciemnych kręconych włosów i tych długich, gęstych rzęs. Zagryzła wargę. Jeśli miała wykonać jakiś ruch, powinna to zrobić teraz. Idąc do klasy, zwolniła kroku, by dotrzeć do drzwi w tej samej chwili co Brandon. Kiedy stanęła przy nim, uśmiechnęła się i powiedziała: „Cześć". Wyraz rozbawienia znikł z jego twarz. Nie odpowiedział, tylko kiwnął lekko głową i, omijając ją, wszedł do klasy. Kari patrzyła za nim z narastającą wściekłością. Co on sobie wyobraża? Próbowała być tylko miła, a on potraktował ją jak powietrze. Co za cham! June 0'Connell Zaciskając zęby, poszła na swoje miejsce. Starała się udawać, że nic się nie stało. Ostrożnie położyła książki na stole, chociaż chętniej rzuciłaby nimi w Brandona. - Ej, co się dzieje?- zapytała Marsha Jenkins, jej koleżanka z ławki. - Wyglądasz, jakby cię przed chwilą ugryzł grzechotnik. - Coś podobnego - oburzała się wciąż Kari. Przypuszczała, że Brandon siedzi z tyłu sali i naśmiewa się z niej wraz ze swoimi głupimi kolegami. Umyślnie opuściła na podłogę ołówek. Chciała, przekręcając się na krześle, by go podnieść, zerknąć na Brandona. Tymczasem stwierdziła ze zdumieniem, że patrzy prosto na nią. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, skrzywił się i odwrócił wzrok. - O matko, jak on mnie denerwuje! - powiedziała Kari na głos. Podniosła ołówek i odwróciła się twarzą do tablicy. - Kto ci tak działa na nerwy? - zapytała Marsha. - Brandon Duncan. Wiesz coś o nim? Marsha zerknęła przez ramię. - Niewiele więcej od ciebie. Tylko to, że jest boski i że jest najlepszym sportowcem w naszej szkole. Koleżanka, z którą mam angielski, twierdzi, że on jest małomówny. Strona 7 - Małomówny? Nie mogę w to uwierzyć. Zawsze rozmawia ze swoimi głupkowatymi kolegami. Marsha wzruszyła ramionami. - On mnie specjalnie nie obchodzi. Od kiedy poznałam Jeffa, nie oglądam się za Brandonem. - Ja też się nie oglądam! Nie cierpię tych nadętych sportowców. 16 Byle nie on Po chwili do klasy wszedł pan Adams - nauczyciel chemii. Kari otworzyła zeszyt, ale nie mogła się skupić na lekcji. Rozpierała ją wściekłość na Brandona i jego ojca. W końcu się uspokoiła; wmawiała sobie, że nie ma się czym przejmować. Może randka mamy z panem Duncanem okaże się zupełną klapą. W czwartkowy wieczór Kari wyglądała z okna, czekając na przyjazd pana Duncana. Nie namawiała mamy na odwołanie randki, ale nie miała zamiaru spotkać go przy drzwiach. Przydreptał do niej Rusty. Kari, patrząc przez okno, mechanicznie drapała go za uchem. W końcu w jej ulicę skręcił ciemnozielony samochód i podjechał wolno pod dom. O nie! Mercedes! Czy nie mógłby jeździć poobijanym chevroletem lub czymś podobnym? Odchyliwszy głowę, by nie mógł jej zobaczyć, obserwowała pana Duncana, kiedy wysiadał z samochodu i wchodził na ganek. Musiała przyznać, że jest naprawdę przystojny. Miał ciemne włosy, przyprószone siwizną, tak samo kręcone jak Brandon. Był też równie dobrze zbudowany jak syn; ramiona prawie rozsadzały mu kurtkę. Boże, dlaczego on nie jest chudy, kościsty i szpetny? - pomyślała. Rozległ się dźwięk dzwonka. Rusty swoim zwyczajem wybiegł z pokoju, szczekając. - Kari! - zawołała pani Cortland, idąc po schodach, by otworzyć drzwi. — Chciałabym, żebyś poznała pana Duncana. 17 June 0'Connell Była to ostatnia rzecz, jaką Kari miała ochotę usłyszeć. Uciekła do łazienki i odkręciła do końca kurek prysznica. Bo przecież skoro brała prysznic, nie mogła nikogo poznać. - Nie mogę teraz zejść, mamo! - krzyknęła. Kilka minut później, kiedy droga wydawała jej się bezpieczna, pobiegła do swojego pokoju i wyjrzała przez okno. Kiedy zobaczyła, że pan Duncan otwiera mamie drzwi samochodu, skrzywiła się. Mama wyglądała świetnie, zwłaszcza gdy przesłała swojemu towarzyszowi czarujący uśmiech. Kari miała nadzieję, że randka okaże się kompletnym niewypałem, ale na razie zapowiadała się nieźle. Strona 8 Późnym wieczorem, kiedy skończyła pracę domową z chemii, zabrała się do pisania wypracowania z angielskiego. Wciąż jednak zastanawiała się nad tym, jaką restaurację wybrał pan Duncan i czy po kolacji zabierze mamę dokądś jeszcze. Około dziesiątej postawiła na kuchence czajnik z wodą. Miała nadzieję, że po powrocie mamy usiądą nad filiżanką herbaty i usłyszy relację o tym, jak straszna była randka. Kwadrans później usłyszała, że otwierają się frontowe drzwi. - Cześć - powiedziała pani Cortland wesołym głosem. Kari weszła do przedpokoju. - Chcesz herbaty? - Brzmi zachęcająco. - Mama podążyła za nią do kuchni. Kari zaparzyła dwa kubki herbaty, po czym usiadły razem przy stole. - On ma luksusowy samochód - zagaiła. 18 Byle nie on - Ładny, prawda? Dziewczyna popatrzyła krzywo na matkę, która najwyraźniej bujała w obłokach. - Taki samochód musi być bardzo drogi. Czy on jest bogaty? - spytała i wstrzymała oddech. Nie chciała, żeby pan Duncan miał na swojej liście zalet kolejny plus. - To służbowy samochód, a poza tym to nie nasz interes, czy pan Duncan jest bogaty, czy nie - odparła mama. - Czy on... Czy on coś próbował, no wiesz... Pani Cortland wybuchła śmiechem. - O, Kari. Co to za pytanie. Chyba wydaje ci się, że jesteś moją matką, a ja twoją córką. Nie, nie próbował niczego. Przez cały czas zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. Kari wpatrywała się w mamę, która wyglądała tak naiwnie jak nastolatka po powrocie z wielkiego balu. Zdała sobie sprawę, że dawno nie widziała jej tak Strona 9 szczęśliwej. - Przepraszam, mamo. - Nachyliła się i pocałowała ją w policzek. - Cieszę się, że się dobrze bawiłaś. Kiedy leżała w łóżku, ciągle jeszcze widziała pełne zachwytu oczy matki. Nie chciała jej unieszczęśliwiać, ale była pewna, że pan Duncan nie jest jedynym wspaniałym mężczyzną na świecie. Zacznę szukać już jutro - postanowiła. Następnego dnia Kari w drodze do szkoły spotkała Wendy. - I jak tam się udała wczorajsza randka? - zapytała przyjaciółka od razu. 19 June O'Connell - Podobało jej S|ę _ odpowiedziała Kari i westchnęła. Wendy pisnęły z zachwytu, jednak gdy zobaczyła wyraz jej twarzy t stłumila emocje. - Co robiłaś, ^iedy ich nie było? - Spędziłam Caty wieczór nad pracą domową. - Dlaczego nie przyszłaś do mnie? - Chciałam zobaczyć, jak wygląda ten pan Duncan -wyjaśniła Kari. - Ej, szpiegowałaś ich? - rzuciła Wendy. - Nie szpiegOwałam. po prostu go „sprawdzałam", to wszystko. A przy okazji, znasz jakiegoś samotnego faceta? Wendy zaśmiała się. - W szkole pełno ich - odparła. - Mówię o takim w wieku pana Duncana - sprostowała Kari. - O, rozurtiiem odpowiedni dla twojej mamy? Kari kiwnęły g}Ową. - Wykombinowałam, że jeśli znajdę mamie innego faceta, pan Duncan zniknie z jej życia. Jej przyjaciólka zachichotała. - Będę mi^a oczy otwarte na fajnych starszych panów! Strona 10 Kari nie t^gła się tego dnia skupić na lekcjach. Była zbyt Zajęta listą mężczyzn odpowiednich dla mamy. Popatrzyła na pana Ellisa, który akurat mówił o wojnie arnerykańsko-hiszpańskiej. Umieściłaby go na liści e, gdyv> był 0 dwadzieścia lat młodszy. Uśmiechnęła się, kiedv wyobraziła sobie mamę z siwym i przy-garbionym nauczycielem historii. 20 Byle nie on Gdy na trzeciej lekcji wchodziła do pomieszczenia samorządu szkolnego, nie miała jeszcze na liście żadnego nazwiska. Po kilku minutach zjawiła się Wendy. - Masz już jakieś pomysły? - spytała. Kari pokręciła głową. - Nie, ale wydaje mi się, że niedługo kogoś wymyślę. A ty? - Też jeszcze nic, ale cały czas się nad tym zastanawiam. Posłuchaj: idziesz dzisiaj na mecz? To jeden z tych ważniejszych. Po południu organizują spotkanie z drużyną, żeby kibice mogli trochę zapalić zawodników do walki. - Nie wiem co prawda, czy jest ktoś, kto mniej niż ja interesuje się baseballem i baseballistami, ale jako przedstawiciel samorządu powinnam tam być. Chyba pójdę. Wendy uśmiechnęła się. - To dobrze. Szkoda, że nie wystąpią w krótkich spodenkach. Lubię facetów w szortach. Kari popatrzyła na nią z oburzeniem. - Wendy! Ty masz myśleć o honorze szkoły, a nie o facetach. - Mamy inne priorytety. Chodź, idziemy malować. Wykonanie transparentów na mecz Gatorów - drużyny high school w Magnolii - było obowiązkiem samorządu szkolnego; Kari pomagała przyjaciółce w wykonaniu tego zadania. Podniosła marker i powiedziała: - Chyba napiszę na jednym: „Brandon Duncan to idiota". - Nie zrobisz tego - zaprotestowała Wendy. Kari zaczęła się śmiać. 21 June 0'Connell Strona 11 - Nie zrobię, al e miałabym ochotę. Wreszcie dziewczyny zebrały swoje prace i wyszły na dwór na szkoln^ dziedziniec, gdzie czekała reszta osób, które miały ^'e zająć transparentami. - Skończmy z t^mjak najszybciej i chodźmy na tę imprezę - powiedz ^ła Wendy. Przez następną Źodzinę pracowali w szaleńczym tempie, by skończyć na czas. Gdy rozległ się dźwięk dzwonka, Kari, We ndy i inni podążyli do sali gimnastycznej, gdzie miałfc* się odbyć impreza. Na sali dziewczyny z zespołu dopingującego rozpoczęły już swój stały popis. Kiedy pojawili się zawodnicy, tłum zaczął wiwatować. - Chyba nie musimy przejmować się honorem szkoły! - wrzasnęła Wendy, chcąc przekrzyczeć hałas z trybun. Drużyna GatoróW usiadła obok zespołu dopingującego, którego Uderza po kolei przedstawiała i wychwalała każdego ^Portowca, gdy ten wychodził na podium. Brandon Duncan był ostatni. Kiedy podszedł do mikrofonu, tłum Zaczął szaleć. Kari popatrzyła na Wendy i skrzywiła się. - Wygląda na to, że jestem tu w mniejszości. - Dobrze przynajmniej, że to widzisz - odparła jej przyjaciółka, śmieją^ się. Hałas ucichł, gdyż wszyscy chcieli usłyszeć to, co Brandon ma do powadzenia o meczu, który wkrótce miał się odbyć. Nie Powiedział wiele. - Southfield zostaje dziś pokonany. Nie mają szans z Gatorami! - Ale to było głupfe - wyszeptała Kari. - Chodźmy stąd. Od tego gadania robi mi się niedobrze. 22 Byle nie on - Czy pięciuset kibiców może się mylić? - zapytała niewinnie Wendy. - Szaleją za nim tylko dlatego, że jest niezłym sportowcem. Gdyby był zwykłym uczniem, nie cieszyłby się taką popularnością. Wendy zachichotała. - Faceta o takim wyglądzie trudno nazwać zwykłym uczniem. Kari wiedziała, że przyjaciółka ma rację. Nawet gdyby nie był najlepszym sportowcem, dziewczyny by za nim szalały - tak był przystojny. Jednak Kari wolała inteligentnych chłopaków, a Brandona do nich nie zaliczała. 1 ii Strona 12 00 p. es o 31 S 2.9 3- N S5 9 cv i 0Q 5 N NP N N N <1> l l 8 N N o- P P O Strona 13 co &z^ a -d I S v> P *"2 . &\ P P CD CO N 3 " 13S9 3 L2 p SSiisTi co N a t/i CD o O o N Strona 14 o p .p S.np 3 31.5: o p^ p p vi PT fi- L.L N- OJ O o N L2 .cl ct> n o- -? o* p N N CO co t/i N %*-% ^^ P- W T3 2i y- co **S CV P" Strona 15 ct> n^BS-^ 8 2cf5 N CO AP p ^ g N 8» ^ o c a.-e co ^- *~t t/l NI' f«.ass-s.«^s^^s. ^& N li&ps.-ts *S: 1^ B&l .H P ^^^3 B ^^3 ?r N N ó < p &.*» 3 O v> Strona 16 o Po C6 QąS ^ ^ 2. P*. o s o- 2 ^ l S o 2 2. Łp P ^ ^ 5 K.. R SB L'9 51 <co *g. co p " 3&. op P CO ^ CM^ 3sB? ś" p 0Q "-< -C6 p_ CD p p co _ o o. ?*-< p 21^ o p 3;e 3. & ? i Strona 17 p^ js *» <0 co s o- p p II S- o <ó g. -fis. co t/i O o -cu co p 7^ co i-> P i N- 3 E. W CD •5*^ CD .o 8 3,cg I Strona 18 N P 52 P- ?? C o o N- Ń ci- ts w^ co ^^< cd o era p P- CO ct&S 5a CD p N- <D 69 s. B ^F2 p CD f> ara 2. O CD O- s bp & N 5 N CO t—i <S> 5* Strona 19 C <D ?r^ ^p B-^ -d KT3 N t/l p N Ep p Ni g1. S *«' i. co N CD ° O, o jP ^ o 2 o o o<a N"P O N.O *f. CD 3 p» SL n CD ¦a-s* b s & Strona 20 N es 51 E feg --? ?Qi5NO p o a >tś <-> ^T3 p 3 p- CD N CP ' N P e p N P P P P- P P LJ. P * St S' ^ <CD -5 8 CD co ip p cc* o 2 P <!*;