Kargman Jill - Mamzille - Mamuśki z Manhattanu

Szczegóły
Tytuł Kargman Jill - Mamzille - Mamuśki z Manhattanu
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Kargman Jill - Mamzille - Mamuśki z Manhattanu PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Kargman Jill - Mamzille - Mamuśki z Manhattanu PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Kargman Jill - Mamzille - Mamuśki z Manhattanu - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Corinne Kopelman, najlepszej matce na świecie, która nie jest mamzillą oraz Sadie i Ivy - jeśli kochacie mnie choć w połowie tak, jak ja kocham Waszą babcię, to mi się udało Strona 3 MAMZILLOWY SŁOWNIK WYRAŻEŃ I SKRÓTÓW ANOREKTOMAMA: matka, która wraca do wagi sprzed ciąży w ciągu dwóch tygodni lub nawet szybciej. BRAMKARZ: środek antykoncepcyjny; przykładowe zastoso­ wanie: „Jesteśmy gotowi na drugie dziecko, dlatego zwalnia­ my bramkarza". C i D: Ciężarna I Dumna; przyszła mama nosząca sięgające po­ łowy brzucha koszulki i/lub głaszcząca się po wypukłości co dwie sekundy; często wspomina, jak „ożywiona" się czuje. FNPDI: Fioł N a Punkcie Drugiego Imienia; matka, która mówi o swoim dziecku, używając pierwszego i drugiego imienia, na przykład: J u l i a Charlotte uwielbia zajęcia z mandaryńskiego". GORĄCA MAMUŚKA: seksowna, atrakcyjna matka, zobacz MKBP. HIPOCHONDROMATKA: matka, która ciągle uważa, że jej dziecko jest chore i/lub inne maluchy są chore i zarażą jej potomka. IMIENNY KŁUSOWNIK: złodziej, który kradnie wcześniej przez kogoś wybrane imię, na przykład: „Pragniemy nazwać dziecko Mabel, ale nie m ó w nikomu, nie chcemy, żeby jakiś Imienny Kłusownik nam je ukradł". J-ROSY: sandały (zwykle w metalicznym odcieniu) od Jacka Rogersa, podstawa wiosennego/letniego mundurka mamzilli, razem z białymi spodniami rurkami i wyszywaną koralikami tuniką. Strona 4 KARMICIELKI PSYCHOPATKI: brygada hałaśliwych matek, konkurujących ze sobą w kwestii tego, która dłużej karmi piersią; często negatywnie oceniają/lżą matki karmiące bu­ telką. LóDMAMA: zimna, beznamiętna matka, która nigdy nie przy­ tula swoich dzieci; do swojego syna zwraca się: „synu", a on do niej: „matko". MAMOLOG: zjawisko występujące, gdy matka nawija bez przer­ wy o swoim potomku, jakby było jedynym dzieckiem na świe­ cie. M D O : Mama Dwa Obiady; jeden około szóstej z dziećmi, zwyk­ le makaron z serem lub paluszki z kurczaka; drugi później, z mężem. MANIA POSIADANIA: choroba bardzo bogatych ludzi; do s y m p t o m ó w należą: panika w chwili wyboru koloru wózka Bugaboo i poty nocne wobec konieczności wytypowania od­ powiedniego przedszkola za dwadzieścia tysięcy dolarów; symptomatyczne jest częste niezadowolenie mimo wygodne­ go trybu życia. M K: Matka Kłamczucha; przykładowy cytat: „Madison prze­ sypia całą noc, od kiedy skończyła dwa tygodnie!". MKBP: Mamusia, Którą Bym Przeleciał. MORALMAMA: moralizująca matka, która uważa, że wie, co jest najlepsze nie tylko dla jej dziecka, lecz także dla dzieci innych ludzi. N i A N i E K : niania rodzaju męskiego; zwykle młodszy i atrak­ cyjniejszy od mamy i taty malucha. ODTWARZANIE PORODU: niekończące się, minuta p o mi­ nucie odtwarzanie nagrania porodu; zwykle okraszone nie­ chcianymi, krwawymi szczegółami, jakby to był pierwszy poród w historii ludzkości. PICIE HERBATY I OGLĄDANIE: herbatka na cześć nowo narodzonego dziecka przywiezionego do domu ze szpitala, Strona 5 kiedy goście piją herbatkę, oglądają noworodka i przynoszą prezenty. PIŁKA NA PATYKU: wyjątkowo chuda przyszła mama, któ­ ra gimnastykuje się jak szalona i liczy kalorie, w rezultacie ma kościste ciało i jedynym dowodem jej ciąży jest powiększona macica; często nosi szpilki. PORYWACZKA NIAŃ: matka, która nie jest w stanie spraw­ dzić/zatrudnić niani, idzie więc na plac zabaw i próbuje pod- kraść czyjąś opiekunkę do dziecka. PREZENT ZA PARCIE: drogi podarunek od męża dla żony za wypchnięcie dziecka na świat, zwykle w formie biżuterii; liczą się też cesarki, choć technicznie nie wymagają parcia. R O D Z Ą C A Z N A G R O D Ą BŁĘKITNEJ WSTĘGI: mama, któ­ ra chwali się naturalnym p o r o d e m i uważa, że zasługuje na nagrodę za obejście się bez leków znieczulających; zobacz: ZO. ROZMNAŻANIE NA WYŚCIGI: próby posiadania większej liczby dzieci szybciej niż inni. SANTA MAMUŚKI: gatunek matek z Los Angeles, dzielnica Santa Monica; zobacz: Karmicielki Psychopatki. SOBOTATA: tata desperacko starający się zabawiać swoje dzieci w weekendy; często członek K R O (Klubu Rozwie­ d z i o n y c h O j c ó w ) ; zwykle widzi się go z p o t o m k a m i bez towarzystwa mamy w te dni, kiedy sprawuje opiekę nad dzie­ ckiem. SPERMINATOR: facet, który ma co najmniej czwórkę dzieci. sUICIDE HOurS: najczęściej od piątej po południu do chwi­ li, gdy mąż wróci z pracy. Dla reszty świata trwają wówczas „happy hours". ŚWIEŻE PIECZYWO: zobacz Słownik wyrazów, które wyszły z użycia. TECHNOBLIŹNIĘTA: bliźnięta poczęte in vitro; ich matki często twierdzą, że mają „naturalne" dzieci. Strona 6 W O: Warte O p i e k u n k i ; p r z y k ł a d o w e zastosowanie: „ N i e czy­ t a ł a m recenzji t e g o filmu, n i e w i e m , c z y jest w a r t z a t r u d n i a n i a o p i e k u n k i " (ponieważ bilety + p o p c o r n + napoje + opiekun­ k a = 100 $) ZBYT W Y T W O R N A , BY P R Z E Ć : k o b i e t a , k t ó r a nie r a d z i s o ­ bie z p o r o d e m i/lub p e r s p e k t y w ą rozciągniętej p o c h w y , w o b e c czego prosi o cesarkę, często dziesięć dni p r z e d t e r m i n e m , aby uniknąć dodatkowego tygodnia o k r o p n e g o przybierania na wadze. Z O: Z n i e c z u l e n i o w a O p o z y c j o n i s t k a ; k o b i e t a p r z e c i w n a u ż y ­ w a n i u z n i e c z u l e n i a w t r a k c i e parcia; z w y k l e chwali się s w o i m długim, naturalnym porodem. Strona 7 1 G a p i ę się na krystaliczną, z a m a r z n i ę t ą t u n d r ę na o b l o ­ d z o n e j Alasce. O t o c z o n a bezkresną, śnieżną p u s t y n i ą ma­ ła e s k i m o s k a d z i e w c z y n k a idzie, zmagając się z gwałtow­ n y m w i a t r e m miotającym płatki śniegu, a w tle gra wesoła muzyka. - W ł ó ż swoje kami-kluk, ż e b y b y ł o ci c i e p ł o i su­ cho... N i e , nie p r z y l e c i a ł a m do J u n e a u . O g l ą d a m Ulicę Se­ z a m k o w ą z moją córką Violet. To jeden z t y c h przyjaznych dla świata o d c i n k ó w z G r o v e r e m , w k t ó r y c h k u l t u r y glo­ bu oglądamy naiwnymi i n i e w i n n y m i oczami dziecka. O d ­ w i e d z a m y chińskiego chłopca, świetnego a k r o b a t ę , p o t r a ­ fiącego k r ę c i ć c z t e r n a s t o m a t a l e r z a m i n a twarzy, o r a z m a ł ą I n d o n e z y j k ę , k t ó r a u m i e balansować sześcioma mis­ k a m i u m i e s z c z o n y m i na głowie. I z n i m i t a ń c z y ć . Dzisiaj G r o v e r zabrał nas d o c z t e r d z i e s t e g o dziewią­ t e g o s t a n u i miejscowa d z i e w c z y n k a ubiera się, z a n i m sta­ wi czoła a r k t y c z n y m m r o z o m , a p o m a g a jej w t y m m a m a , k t ó r a zajmuje się ł ą c z e n i e m f u t r z a n y c h s k ó r i s z y c i e m tikiyook, czyli p ł a s z c z y c h r o n i ą c y c h p r z e d n i s k i m i t e m ­ p e r a t u r a m i . M a ł a wybiega n a rześkie, świeże p o w i e t r z e , by s p o t k a ć się z i n n y m i dziećmi, t a k ż e o d z i a n y m i w naj­ gorszy k o s z m a r P E T A , i wskakuje w p u s z y s t e zaspy śnież­ n e , śmiejąc się u r o c z o . To w s z y s t k o wydawało się tak zdrowe, p r o s t e i nieskom­ plikowane. Ż a d n y c h w y m y ś l n y c h szkół, d o k t ó r y c h wypa- Strona 8 da się dostać, ani mieszkań, k t ó r e trzeba p o r ó w n a ć . Bardzo przyjemnie wyglądał t e n ponury, a j e d n o c z e ś n i e dziwnie p o w a b n y w i d o c z e k z lśniącym s z r o n e m i kilkoma rozba­ w i o n y m i dzieciakami n i o s ą c y m i swoje d o m o w e l u n c h e w r o z k o ł y s a n y c h torbach. Ale zaraz z n o w u dał o sobie znać t e n p a s k u d n y ucisk w b r z u c h u i n i e o d p a r t a , o k r o p n a , straszna myśl: na pew­ no jedna z m a m przygląda się kami-kluk i n n e g o dziecka i patrzy, czy jest lepiej zszyte. A l b o czy w o r e k na książki z r o b i o n y p r z e z j e d n ą z m a m ma aż t a k w y m y ś l n y krój jak t e n drugi. J e s t e m pewna, że igloo jednej z r o d z i n okaza­ ł o b y się większe, sanie innej bardziej imponujące. Oglądałam p r o g r a m w swoim telewizorze, w swoim mieszkaniu, bynajmniej nie w białym, p u s z y s t y m pejzażu, ale w jaskini lwa, w siedzibie najbardziej konkurujących ze s o b ą m a m u s i e k na świecie: w dzielnicy U p p e r East Side w N o w y m J o r k u . W Kalifornii, skąd m ó j m ą ż J o s h i ja miesiąc t e m u przenieśliśmy się dość niespodziewanie, je­ dyna p o m a r a ń c z o w a spacerówka firmy Bugaboo na naszej ulicy stanowiła tak d z i w n y widok, że l u d z i o m zdawało się, i ż t o k o s m i c i d o s t a r c z y l i j ą s w o i m latającym t a l e r z e m . W N o w y m J o r k u t e n rolls-royce w ś r ó d dziecięcych w ó z ­ k ó w okazał się tak n o r m a l n y m p o j a z d e m jak żółta taksów­ ka, ulice były ich p e ł n e , c h o ć w o d r ó ż n i e n i u od s a m o c h o ­ d ó w w ó z k i nie p a c h n i a ł y przytłaczająco o d ś w i e ż a c z a m i p o w i e t r z a i curry, ale dziećmi w y p i e l ę g n o w a n y m i k o s m e ­ t y k a m i marki Kiehl. D o s z ł o d o tego, ż e nie m a m n a w e t o c h o t y spacerować M a d i s o n Avenue, b o p o d c z a s gdy m ó j dzieciak wygląda jak m o d e l k a firmy Baby O l d Navy, ciągle w p a d a m na są­ siadów z m a l u s z k a m i pięknie w y s t r o j o n y m i w s u k i e n e c z - ki, p ł ó c i e n n e b l u z e c z k i z t a s i e m k a m i u k o ł n i e r z y k ó w , lśniące buciki z lakierowanej skóry, k o r o n k o w e s k a r p e t k i Strona 9 i o g r o m n e k o k a r d y w w y m o d e l o w a n y c h w ł o s k a c h . Teś­ ciowa kupuje n a m dziecięce ubranka z m e t k a m i C Z Y Ś C I Ć C H E M I C Z N I E . Jeśli s ą p ł ó c i e n n e , w t e d y t r z e b a rozkła­ dać deskę d o prasowania. M a m o c h o t ę uciec. M o ż e t r z e ­ ba b y ł o z a d z w o n i ć d o Air Alaska. Wszystko zaczęło się, kiedy do mojego m ę ż a zadzwonił P a r k e r Elliott, najlepszy przyjaciel z H a r v a r d Business School. Wiedział, że J o s h miał serdecznie dosyć swojej r o ­ b o t y w San Francisco i nienawidził pracy w e d ł u g czasu na W s c h o d n i m Wybrzeżu oraz wstawania p r z e d świtem. Lu­ dzie z banku, dla k t ó r e g o pracował Parker, złożyli J o s h o w i propozycję nie do odrzucenia, więc nagle nasze spokojne życie w Kalifornii p r z e s z ł o do historii. Tuż p r z e d narodzi­ nami Violet robiłam d o k t o r a t z historii sztuki na Uniwer­ sytecie Berkeley, ale p o z o s t a ł a m magistrem, b o : a) bocian był w d r o d z e i b) sama nie wiedziałam, co do diabła miała­ b y m p o c z ą ć z t y t u ł e m doktora. Kiedy więc J o s h został we­ zwany, b y ł a m już idealnie p r z y s t o s o w a n ą d o t r a n s p o r t u , w pełni wyedukowaną, siedzącą w d o m u mamą. D o r a s t a ł a m w d e s z c z o w y m Seattle, z a t e m nie reago­ wałam przerażeniem na burzową pogodę Wschodniego W y b r z e ż a jak większość m i e s z k a ń c ó w Kalifornii. Tak na­ prawdę, chociaż u r o d z o n a i wychowana na Z a c h o d n i m Wybrzeżu, zawsze lepiej c z u ł a m się w klimacie p ó ł n o c n o - - w s c h o d n i m - rześkie jesienie spędzając w d o m u o r a z unikając słońca z p o w o d u bladej i wrażliwej na s ł o ń c e ce­ ry. K i e d y p o z n a ł a m J o s h a i z a c z ę l i ś m y się s p o t y k a ć , od razu oznajmił mi, że planuje p e w n e g o dnia p o w r ó c i ć do rodzinnego N o w e g o Jorku i tam założyć rodzinę. N i e m i a ł a m nic p r z e c i w k o t e m u , nie m o g ł a m j e d n a k przewi­ dzieć, że t e n dzień nadejdzie t a k szybko. L u b i ł a m nasze k o l o r o w e , b e z t r o s k i e życie w San F r a n c i s c o , z dala od jego bywającej na salonach m a m u n i . Mieszkaliśmy sobie Strona 10 w y g o d n i e w naszej s a m o t n i , w ś r ó d bliskich przyjaciół, z u l u b i o n y m i miejscami s p o t k a ń i ł a g o d n y m i zwyczajami dnia c o d z i e n n e g o . Uwielbiałam M a n h a t t a n i o d w i e d z a ł a m go każdej jesieni, ale dla m n i e stanowił tylko lśniący, p a ź ­ d z i e r n i k o w y kolaż z ł o ż o n y ze s z t u k na Broadwayu, luk­ s u s o w y c h p o k o i h o t e l o w y c h , dizajnerskiego sushi i p o c a ­ ł u n k ó w w ś r ó d liści k o l o r u b u r g u n d a w C e n t r a l Parku. P r z e m i a n a z r o m a n t y c z n e j t u r y s t k i w o k o p u j ą c ą się m i e s z k a n k ę była bardziej bolesna, niż się spodziewałam. Propozycja i p r z y g o t o w a n i a nastąpiły tak s z y b k o ; miałam wrażenie, że w ciągu kilku dni spakowałam się do p u d e ł , wsiadłam do samolotu i wprowadziłam do firmowego „ a p a r t a m e n t u " , nie miałam nawet szansy przyzwyczaić się do samej myśli o p r z e p r o w a d z c e . Tego w i e c z o r u , kiedy przyjechaliśmy d o N o w e g o J o r ­ ku, J o s h z a m ó w i ł u c z t ę z ł o ż o n ą z c h i ń s z c z y z n y i gdy u t u ­ liliśmy Violet w jej łóżeczku, zabraliśmy się do żarcia na w y n o s , z k u r c z a k i e m generała Tso, k t ó r e g o pochłaniali­ ś m y w świetle t a ń c z ą c y c h p ł o m y k ó w n i e a r o m a t y c z n y c h świec. - H a n n a h ? - zagaił J o s h , uśmiechając się n a d p a ł e c z ­ kami. - Tak, k o t k u ? - Dziękuję. P o d s z e d ł i objął m n i e , ja zamrugałam, ż e b y strącić p o ­ j e d y n c z ą ł z ę , a on w y t a r ł ją delikatnie. N a g l e n a s z a sy­ tuacja się z m i e n i ł a : byliśmy d a l e k o od przyjaciół, mojej r o d z i n y , m o j e g o w y b r z e ż a . Z n a l e ź l i ś m y się w n o w y m , elitarnym świecie - wraz z jego m a m ą i w y m y ś l n y m i s z k o ­ łami. Pojawiło się więcej łez. Strona 11 - J a k b y mi b y ł o m a ł o soli z t e g o j e d z e n i a - z a ś m i a ­ ł a m się, k i e d y p o c a ł u n k a m i o s u s z a ł m o j e p o l i c z k i . - J u ż j e s t e m n a j g r u b s z ą laską w t y m mieście, a w i d o k i na M a d i s o n Square G a r d e n wcale nie pomagają. - P r z e s t a ń . Jesteś piękna. Spojrzałam na niego z w d z i ę c z n o ś c i ą i w e s t c h n ę ł a m . - B ę d z i e n a m tu d o b r z e - p o c i e s z a ł , głaszcząc m o j e włosy. - Lepiej niż d o b r z e . P o k o c h a s z N o w y J o r k , H a n , obiecuję. J o s h i e zawsze chciał, ż e b y m k o c h a ł a jego m i a s t o r o ­ d z i n n e t a k gorąco jak on - i r o b i ł w s z y s t k o , by rozpalić we mnie tę pasję: poczynając od festiwali filmów W o o d y ' e g o Allena, k t ó r e o r g a n i z o w a ł w naszej n o r c e , o r a z m u z e a l ­ n y c h maratonów, a kończąc na ekscytujących degustacjach j e g o u l u b i o n y c h p o t r a w (idealny bajgiel, najlepszy h o t d o g ) , p r e z e n t o w a n i u najbardziej w y s u b l i m o w a n y c h alej czy wskazywaniu zróżnicowanych mieszkańców - zinte- lektualizowanych, stanowiących b a r w n y wachlarz eklek­ t y c z n y c h , c z a s e m d z i w a c z n y c h o s o b o w o ś c i . Był u r o d z o ­ n y m n o w o j o r c z y k i e m , uwielbiającym s z a r o ś ć , d o b r z e z n o s z ą c y m zgiełk i r o z k o s z u j ą c y m się zapachami s p r z e ­ d a w a n e g o n a ulicach jedzenia. O d k i e d y g o p o z n a ł a m , c o kilka miesięcy o d w i e d z a ł to m i a s t o dla swoich wariactw, jak ć p u n dający sobie w żyłę m i e s z a n k ą zgiełku, t e m p e r a ­ t u r y i siły n a p ę d o w e j w y s p y o d ł u g o ś c i d w u d z i e s t u kilo­ m e t r ó w , k t ó r ą uważał z a c e n t r u m wszechświata. Był t a k z a c h w y c o n y faktem, iż w k o ń c u się tu p r z e p r o w a d z i ł , że cieszyłam się r a z e m z n i m . Ale nie miały j u ż w r ó c i ć d n i , gdy do d o m u wracał o 16.30, a p o t e m c h o d z i l i ś m y na r o ­ d z i n n e spacery w i e c z o r n e i jedliśmy w c z e s n e obiady w na­ szych u l u b i o n y c h knajpkach. J u ż wcześniej ostrzegł m n i e , że tutaj nie z d o ł a t a k sobie z o r g a n i z o w a ć p r a c y i będzie z a w a l o n y r o b o t ą , p r z y k u t y do b i u r k a na jakiś czas. A ja Strona 12 miałam sama pływać p o n i e s p o k o j n y c h m o r z a c h . P o m o ­ rzach z r e k i n a m i - n o s z ą c y m i t o r e b k i od H e r m e s a , oble­ c z o n y m i w k o s t i u m y od C h a n e l i pchającymi w ó z k i Bu- gaboo. - Bee z a d z w o n i do ciebie j u t r o , ż e b y się u m ó w i ć - p o ­ wiedział J o s h , starając się p o p r a w i ć mi n a s t r ó j . - P a r k e r twierdził, że o n a chce zabrać cię na jakiś p o k a z u b r a ń dla dzieci czy coś w t y m stylu. P r z e d s t a w i ci w s z y s t k i c h swo­ ich przyjaciół. - D o b r z e - o d p a r ł a m , wypuszczając p o w i e t r z e i kiwa­ jąc głową. C h c i a ł a m być dla niego oparciem. Był z a ł a m a n y swoją starą pracą i nie m o g ł a m p a t r z e ć , jaki czuł się nieszczęśli­ wy. Teraz miał szanse na n o w y start i p r a g n ę ł a m podzielać jego e n t u z j a z m . Ale na sam dźwięk imienia Bee stałam się nerwowa. Strona 13 2 Bee Elliott była chyba największą porażającą pięknością, jaką kiedykolwiek w życiu oglądałam z bliska - była n i c z y m ta niedotykalska laska w liceum, dwie klasy wyżej n a d t o ­ bą, na k t ó r ą w r a z ze w s z y s t k i m i przyjaciółkami gapiłaś się na g ł ó w n y m k o r y t a r z u szkoły. Z długimi, sięgającymi ra­ m i o n blond włosami (które p r a w d o p o d o b n i e same się ukła­ dały, kiedy t y l k o przeciągnęła się i ziewnęła o w s c h o d z i e słońca, ohyda) i z figurą m o d e l k i u t r z y m a ł a swoje ciałko- -szkielet (albo, jak to ujmowała stara ekipa ze szkoły, „pięk­ ną figurę", czyli p a t y k z cyckami) po u r o d z e n i u syna We- stona Burke'a Elliotta. Wydawała się po p r o s t u supermamą, ale nie tą przerażającą m a t k ą z p r z e d m i e ś c i a , spędzającą w i ę k s z o ś ć czasu n a o d w o ż e n i u s w o i c h dzieci n a zajęcia pozaszkolne. N i e nosiła m a m u ś k o w y c h dżinsów z zaszew­ kami jak w tej pseudoreklamie z Saturday Night Live, przed­ stawiającej aseksualne, jeżdżące m i n i v a n e m k r ó l o w e wy­ p i e k ó w z fryzurami t y p u p r e z e n t e r k a telewizyjna. Była zachwycającą, n o w o j o r s k ą i k o n ą mody, p r e z e n t o ­ w a n ą w c z a s o p i s m a c h jako c i ę ż k o pracująca filantropka, k t ó r a potrafiła prace na r z e c z i n n y c h wcisnąć m i ę d z y by­ cie k l a s o w ą m a m ą w p r z e d s z k o l u syna, bieganie w o k ó ł jeziora w C e n t r a l P a r k u k a ż d e g o ranka, c h o d z e n i e na u r o ­ czyste l u n c h e z p a n i a m i z t o w a r z y s t w a , by dbać o sprawy bliskie jej sercu i wyglądanie niezwykle pięknie, kiedy t o ­ warzyszyła swojemu m ę ż o w i Parkerowi na przyjęciach czy galach d o b r o c z y n n y c h . Strona 14 N i e z r o z u m c i e m n i e źle, nie była ż o n ą z e Stepford. N i e z d e n e r w o w a ł a b y m n i e jakaś b e z m ó z g a i nieatrakcyjna la- lunia. Bee c h o d z i ł a do P r i n c e t o n , o c z y m i n f o r m o w a ł a cię b a r d z o szy b ko, i pracowała dla Lazard Frères aż do n a r o ­ dzin syna, z a n i m p o s z ł a na n i e k o ń c z ą c y się u r l o p macie­ rzyński. P r z e z r o k karmiła piersią, z r z u c e n i e ciążowych k i l o g r a m ó w z a b r a ł o jej sześć t y g o d n i , po c z y m w bikini wystąpiła w w e e k e n d , kiedy b r a ł a m ślub w Kalifornii. W trakcie wesela, najpiękniejszego dnia m o j e g o trzy­ dziestoletniego życia - zaraz po n a r o d z i n a c h małej Violet - j e d n ą n a n o s e k u n d ę p r a w d z i w e g o stresu ( o p r ó c z chwili, gdy teściowa uczyniła uwagę, że moja sukienka jest „taka p r o s t a " ) p r z e ż y ł a m , kiedy przywitałam się z Bee. Wszyscy - naprawdę wszyscy, nie p r z e c h w a l a m się - zachwycali się u r o c z y s t o ś c i ą ślubną, t y m , jaka była piękna, wzruszająca, idealna, a Bee rzuciła tylko lakoniczne „gratulacje". Wiem, że moja reakcja to mój w ł a s n y p r o b l e m i p r a w d o p o d o b n i e z b y t wielkie z n a c z e n i e n a d a w a ł a m s ł o w o m tej kobiety, m o ż e nawet w jakiś p o k r ę c o n y s p o s ó b s z u k a ł a m jej a p r o ­ baty, ale oczywiste było, że p r z y jej przytłaczająco p i ę k n y m ślubie z w y ż s z y c h sfer mój okazał się zapiaszczoną, nie- z o r g a n i z o w a n ą p l a ż o w ą i m p r e z ą z b o s ą p a n n ą m ł o d ą i ba­ n a l n y m z a c h o d e m słońca. Epicki, skąpany w p i w o n i a c h i z a p l a n o w a n y p r z e z C o ­ lina C o w i e g o ślub z P a r k e r e m E l l i o t t e m o d b y ł się w N o ­ w y m J o r k u , gdzie o b y d w o j e dorastali. O n a c h o d z i ł a d o C h a p i n , on do Collegiate - obie s z k o ł y z tradycjami, jed­ na dla dziewcząt, druga dla chłopców. Poznali się w t r z e ­ ciej klasie w K n i c k e r b o c k e r na zajęciach t a ń c ó w towarzy­ skich. Z g a d z a się, t a ń c e t o w a r z y s k i e , w białych rękawiczkach. Kiedy mieli osiem lat. W t e d y ja b y ł a m za­ jęta nieco mniej szykownie, smażąc robale za p o m o c ą szkła powiększającego na n a s z y m t r a w n i k u . Ale ścieżka życia Strona 15 Bee zdawała się w y t w o r n a od chwili, gdy stawiała pierwsze k r o k i , p r a w d o p o d o b n i e w s a t y n o w y c h baletkach. Jej r o ­ dzice, starzy przyjaciele m a m y Josha, posiadali a p a r t a m e n t w P a r y ż u , d o m e k narciarski w A s p e n i majątek z i e m s k i n a d oceanem w S o u t h a m p t o n . N i k o g o nie p o w i n n o dziwić więc, że ślub Bee, p o d o b n i e jak ślub Lady D i , k t ó r y jako dzieciak widziałam w telewizji, był o b r a z e m najbardziej spektakularnej ekstrawagancji, jaką kiedykolwiek ogląda­ łam. Zaślubiny w University Club mieszczącym czterystu gości p r z e d s t a w i o n e z o s t a ł y na błyszczącym papierze ma­ gazynu „ T o w n & C o u n t r y " : czternaście lśniących d r u h e n w p u r p u r o w y c h kreacjach od Very Wang, c z t e r y dziew­ czynki sypiące kwiatki w tiulowych sukieneczkach i z wian­ k a m i z hortensji na j a s n o b l o n d główkach oraz dwaj c h ł o p ­ cy n i o s ą c y o b r ą c z k i , o d z i a n i w g a r n i t u r k i od R a l p h a L a u r e n a z szeleczkami i m u s z k a m i . J o s h i e w roli d r u ż b y stał p r z y o ł t a r z u , więc w trakcie c e r e m o n i i siedziałam sa­ ma, pozycja „plus jedna o s o b a t o w a r z y s z ą c a " na liście go­ ści. D z i w n e uczucie, kiedy twój mąż o t r z y m u j e i m i e n n e z a p r o s z e n i e , a ty nie; to d o z n a n i e t y p u „ j e s t e m z n i m " , gdy p o z o s t a j e s z p o z a ścisłym kręgiem z n a j o m y c h p a n n y m ł o d e j i nie czujesz się na miejscu. T k w i ł a m o b o k m a m y J o s h a , k t ó r a zachwycała się „ p r z e p i ę k n ą " i „ k o s z t o w n ą " s u k n i ą ślubną od O s c a r a de la Renty, n i e b o t y c z n ą liczbą piwonii oraz p i ę t r o w y m , c z t e r o m e t r o w y m t o r t e m od Syl- vii W e i n s t o c k . D a j m y s o b i e s p o k ó j z e ścisłym k r ę g i e m p a n n y m ł o d e j , c z u ł a m się, j a k b y m nie należała n a w e t do t y c h c z t e r y s t u gości. P ó ł t o r a r o k u p ó ź n i e j , k i e d y J o s h i ja pobieraliśmy się, s p o t k a ł a m Bee po raz drugi, a o n a p r o m i e n i a ł a z u p e ł n i e jak w d n i u swego ślubu, ale t y m r a z e m była już nie t y l k o pociągającą kobietą, lecz także matką. W d o d a t k u c h u d s z a Strona 16 niż ja, k t ó r a p r z e c h o d z i ł a m właśnie p r z e d ś l u b n ą a n o r e k ­ sję, a jeszcze n a w e t nie r o d z i ł a m . Parker to p r z e c u d o w n y facet, p r a w d z i w y brat dla J o s h a , zawsze życzliwy, u r o c z y i zabawny k u m p e l . Przyjeżdżał w interesach do San F r a n ­ cisco co kilka miesięcy i n a s z e z a b a w n e , p e ł n e ś m i e c h u w s p ó l n e o b i a d y przyprawiały m n i e o b ó l b r z u c h a . Praw­ dziwy skarb, zawsze s e r d e c z n y i słodki, kochający ojciec, k t ó r y od razu wyciągał a l b u m y ze zdjęciami Westa i żalił się, jak b a r d z o za n i m tęskni. A więc jej mąż był mi b a r d z o bliski, a Bee zawsze stanowiła dla m n i e coś w rodzaju ta­ jemnicy. D z i w n e , bo zwykle t r z y m a ł a m się z dziewczy­ n a m i , n i e c h ę t n i e k u m p l o w a ł a m się z c h ł o p a k a m i ; n i g d y nie p r z e d k ł a d a ł a m facetów nad laski. Z Parkerem w s z y s t k o szło gładko. R o z m o w y z Bee wydawały się w y m u s z o n e . K i e d y u r o d z i ł a się moja c ó r k a , d o s t a l i ś m y ekstrawa­ gancki s r e b r n y k u b e c z e k dziecięcy z w y g r a w e r o w a n y m i i m i o n a m i V I O L E T G R A C E i z d o ł ą c z o n ą karteczką o tre­ ści: „Witaj na świecie - E l l i o t t o w i e " . N a g l e z r o b i ł o mi się strasznie w s t y d , bo r o k wcześniej wysłałam Bee idiotycz­ ne śpioszki k u p i o n e dla W e s t o n a w Baby G a p . Na p e w n o pomyślała, że m ó j p r e z e n t jest taki... zwyczajny. N i e c h o ­ d z i ł o o r ó ż n i c ę klasy czy coś w t y m guście, nie c h o d z i ł o o t o , że o n a miała m n ó s t w o pieniędzy, c h o d z i ł o bardziej o d o s k o n a ł o ś ć . Bee b y ł a t a k a idealna, p o u k ł a d a n a , że c z u ł a m się p r z y niej jak jakaś p i e p r z o n a fleja. P o z n a ­ ł a m jej p r z y j a c i ó ł k i z C h a p i n , w s z y s t k i e takie s t y l o w e , zawsze robiły t o , co w y p a d a ł o , w e d ł u g reguł. W zestawie­ n i u z ręcznie t ł o c z o n ą p a p e t e r i ą Bee moja wyglądała na tanią p o d r ó b k ę . W e ź m y na p r z y k ł a d k a r t k ę świąteczną. Jej d r u k o w a n a na t a k cienkim papierze, że m o ż n a b y ł o podciąć sobie nią żyły. Moja nieciekawa, w y k o n a n a za p o m o c ą s t e m p e l k ó w jak niedojrzałe naśladownictwo stylu M a r t h y Stuart. Zdję- Strona 17 cie Westa s t a n o w i ł o k o m p l e t n y , czarno-biały, profesjo­ nalny p o r t r e t uchwycony na zalanych słońcem plażach S o u t h a m p t o n Bathing C o r p . Nasze? Przypadkowe, pstryk­ nięte p r z e z e m n i e , kiedy Violet bawiła się z m e w a m i p r z y Fisherman's Wharf - pozdrowienia z tandetnego tury­ stycznego miejsca. Zdaję sobie sprawę, że przesadzam z ty­ mi analizami i robię w r a ż e n i e wariatki, ale to b y ł y takie m a ł e s y m b o l e , k r ó t k a w i a d o m o ś ć p r z e s ł a n a z jej świata d o mojego, o p a t r z o n a r ó w n o p r z y k l e j o n y m n a kopercie z n a c z k i e m , p r z e z k t ó r ą bałam się stawić czoła s w e m u n o ­ w e m u życiu. B a r d z o się bałam. Strona 18 3 I s t n i a ł o jednak jeszcze j e d n o h u m a n o i d a l n e wcielenie szyku, k t ó r e p r z y s p o r z y ł o m i s t r e s u zaraz p o p r z e p r o ­ wadzce. Zaledwie zainstalowałam naszą cyfrową sekretar­ k ę (co n i e m a l w y m a g a ł o d y p l o m u i n s t y t u t u t e c h n o l o g i i i zabrało mi diabelnie d u ż o czasu), kiedy z a d z w o n i ł tele­ fon. A k u r a t z m i e n i a ł a m Violet pieluchę - t y m r a z e m p o ­ w a ż n a sytuacja o k r y p t o n i m i e B r ą z o w y K o d - w i ę c nie m o g ł a m o d e b r a ć i gdy w r ó c i ł a m do salonu ze świeżo p r z e ­ w i n i ę t y m m a l u c h e m , n a s e k r e t a r c e migała c z e r w o n a je­ dynka. Wcisnęłam PLAY i w tej samej chwili aż się wzdryg­ n ę ł a m , słysząc trujący t o n dobiegający z g ł o ś n i c z k a . D z w o n i ł a pani Lila Allen Dillingham, m a m a J o s h a . Wiem, w i e m : większość ludzi nie z n o s i swoich teścio­ w y c h ; to zasada, nie wyjątek. Teściowe we w s z y s t k o się wtrącają. P o d o b n o wiedzą, co jest najlepsze dla dzieci. Lista ciągnie się bez końca. Ta k o b i e t a była nie t y l k o solą w m o i m o k u , ale c a ł y m jej k i l o g r a m e m w ż e r a j ą c y m się w moją t k a n k ę . Typ z Mayflower. Wyszła za s e r d e c z n e g o i słodkiego m ę ż c z y z n ę z miłości w wieku d w u d z i e s t u je­ den lat, jednak u r o d z o n a w G r e e n w i c h i należąca do elity Lila z o r i e n t o w a ł a się z czasem, że s a m y m u c z u c i e m nie zapłaci się r a c h u n k ó w w e k s k l u z y w n y m klubie. O j c i e c mojego męża, k t ó r e g o r o z i s k r z o n e o c z y i w e s o ł y u ś m i e c h widniały na zdjęciach w n a s z y m d o m u , u m a r ł , kiedy J o s h miał o s i e m lat. Z o s t a w i ł niewiele p i e n i ę d z y - p o d o b n i e jak m o i r o d z i c e b y ł n a u c z y c i e l e m z pasją. R o d z i c e Lili z racji swojego r o d o w o d u (choć z k o n t a m i topniejącymi Strona 19 z p o w o d u t r z e c h p o k o l e ń graczy w racquetballa, k t ó r z y nie zniżali się do tego, by podjąć pracę), gwałtownie sprze­ ciwili się t e m u małżeństwu, ponieważ on był ż y d e m . I c h o ­ ciaż z p e w n o ś c i ą go k o c h a ł a (we w s p o m n i e n i a c h wszyst­ kich p o z o s t a ł niezwykle czarującym m ę ż c z y z n ą obda­ r z o n y m o g r o m n y m p o c z u c i e m h u m o r u ) , narastająca złość Lili z p o w o d u tego, co miały jej przyjaciółki, o r a z presja d o r ó w n y w a n i a p r z y j a c i o ł o m z dzieciństwa k u m u l o w a ł y się. Z czasem coraz wyraźniej zaczęła h o ł d o w a ć material­ n y m wartościom swoich rodziców. J o s h opowiadał, że w k o ń c u t a k jej o d b i ł o , iż po śmierci ojca zaczęła obsesyj­ nie w o z i ć g o p o L a u d e r Way. Oglądali w y p a s i o n e d o m y w G r e e n w i c h , z a n i m przenieśli się z p o w r o t e m do miasta, ż e b y m o g ł a - jak t ł u m a c z y ł a s w o j e m u m a ł e m u s y n k o w i - zaledwie kilka miesięcy po p o g r z e b i e pierwszego „zna­ leźć n a s t ę p n e g o męża". A r y s t o k r a t y c z n a b l o n d y n a o twar­ d y m sercu, ta jedyna, k t ó r a nie zareagowała ekscytacją na wieść o n a s z y c h planach m a ł ż e ń s k i c h . Płakałam mu p o t e m w rękaw, bo jej zaciśnięte szczęki dowodziły, że z d r u z g o t a ł a ją ta w i a d o m o ś ć . Jej jedynak, jej książę, m a r n o w a ł się ze m n ą , d z i e w c z y n ą z klasy śred­ niej, a b y ł a m p r z e k o n a n a , że miała w o k ó ł siebie stada ła­ będzic z towarzystwa, w k t ó r y c h widziałaby k a n d y d a t k i na jego ż o n ę . Z a w s z e była dla m n i e z i m n a jak lód (w t o ­ warzystwie M o o s h u Mafii, czyli w ś r ó d m o i c h przyjaciół w San F r a n c i s c o , z k t ó r y m i w k a ż d ą niedzielę j e d l i ś m y chińszczyznę, nazywałam ją Soplem Lodu) i mierzyła mnie w z r o k i e m od s t ó p do głów, bez wątpienia w d u c h u po raz kolejny krytykując mój strój. Jestem pewna, że nawet C h r i s t y T u r l i n g t o n nie p r z e t r w a ł a b y jej prześwietlającej n a w y l o t inspekcji, b o p r z e c i e ż ż a d n a ś m i e r t e l n a p a n n a nie zasługiwała na jej „aaaaaniołka". A nie chcę się chwa­ lić, lecz w s z y s t k i e m a t k i w s z y s t k i c h m o i c h f a c e t ó w p o Strona 20 p r o s t u p r z e p a d a ł y za m n ą - zawsze superuprzejmą, uważ­ ną, otwartą, p e ł n ą s z a c u n k u i pierwszą chętną, kiedy t r z e ­ ba p o s p r z ą t a ć ze stołu czy p o m ó c w k u c h n i . J e s t e m rów­ ną laską. O g l ą d a m Lifetime, u ś m i e c h a m się, nawiązuję znajomości. I idealnie r o z u m i e m tę relację m i ę d z y m a t k ą a s y n e m t y p u : „ o n jest m o i m s y n e c z k i e m " . Ale to nieste­ t y b y ł o z u p e ł n i e c o i n n e g o , całkiem i n n y p r o b l e m . M a m a J o s h a wielbiła go w d z i w n y s p o s ó b , k t ó r y wydawał mi się nieco chory. O n stanowił dla niej szansę p r z e d ł u ż e n i a r o ­ d o w o d u , szansę u t r z y m a n i a się na p o z i o m i e , z a p r z e p a s z ­ czoną przez pierwsze małżeństwo. G d y b y J o s h wybrał odpowiednią k a n d y d a t k ę z w y ż s z y c h sfer, jego m a t k a mia­ ł a b y okazję n a p r a w i ć b ł ę d y p r z e s z ł o ś c i , w p r o w a d z a j ą c w n u k i do elity. I najwyraźniej chciała go u s t r z e c p r z e d p o m y ł k ą , k t ó r ą sama popełniła. N i e p o w t ó r z y ł a jej zresztą: drugie m a ł ż e ń s t w o zawar­ ła dla z i m n e j , twardej kasiory. W a t s o n D i l l i n g h a m okazał się w a r t y m s t o m i l i o n ó w Brytyjczykiem i b y ł y m m i s t r z e m p o l o . Kupił Lili w e e k e n d o w ą p o s i a d ł o ś ć n a C o n y e r s F a r m w G r e e n w i c h i l u k s u s o w y a p a r t a m e n t na o s t a t n i m p i ę t r z e b u d y n k u p r z y Piątej Alei z w i d o k i e m na kołysane w i a t r e m d r z e w a C e n t r a l Parku, k t ó r y z tej p e r s p e k t y w y wyglądał jak ich p r y w a t n y o g r ó d . On był bliski osiemdziesiątki - dwadzieścia lat starszy od niej - i kiedy o n a używała sobie za p o m o c ą m a s y kart k r e d y t o w y c h , Watson, „Watts", miał w Anglii dwie córki, k t ó r e z p e w n o ś c i ą d o s t a n ą lwią część jego kasy, gdy on wybierze się na m e c z p o l o z a n i o ł k a m i . Pewnie dlatego t a k jej zależało, ż e b y J o s h b o g a t o się o ż e ­ nił. A m o ż e zwyczajnie myślała, że nie j e s t e m g o d n a jej synka. M o ż e chciała m n i e zadręczać, aż zwariuję. Ale dzięki B o g u za J o s h a . J e s t wspaniały. Tyle k o b i e t ma p r o b l e m y z teściowymi - ja, z moją t r u d n ą do przejścia t e ś c i ó w k ą , nie j e s t e m oczywiście o s a m o t n i o n a w n i e -