Bishop Anne - Efemera 02 - Belladonna
Szczegóły |
Tytuł |
Bishop Anne - Efemera 02 - Belladonna |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Bishop Anne - Efemera 02 - Belladonna PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Bishop Anne - Efemera 02 - Belladonna PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Bishop Anne - Efemera 02 - Belladonna - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Anne Bishop
Belladonna
Efemera, tom drugi
Zjadacz Świata nadal grasuje po krajobrazach
Efemery, zasiewając w umysłach jej mieszkańców strach
i zwątpienie. Tymczasem Glorianna Belladonna – dotąd
jedyna krajobrazczyni zdolna pokrzyżować mu plany −
odkrywa, że nie jest sama. Nadzieja serca leży w belladonnie
− ostrzeżenie Sebastiana w półmroku jawy snu przemknęło
przez krajobrazy i dotarło do Michaela, mężczyzny, który
również posiada niezwykłą moc. To on i Glorianna mogą
stanowić jedyną szansę dla mieszkańców Efemery…
Strona 3
Dla Mii Qian Lee Debony. Witaj w naszych
krajobrazach. I dla czarodziejów, którzy rozumieją, że
miłość to prawdziwa magia.
Strona 4
PODZIĘKOWANIA
Dziękuję Blairowi Boone’owi za to, że nadal jest
moim pierwszym czytelnikiem, Debrze Dixon, która jest
moim drugim czytelnikiem, Dorannie Durgin za
prowadzenie mojej strony internetowej, Dirkowi
Flinthartowi za odpowiedzi na pytania o irlandzki flet,
Nadine i Danny’emu Fallacaro za informacje żeglarskie i
Pat Feinder za dzielenie ze mną radości i smutków tej
podróży.
Strona 5
ROZDZIAŁ 1
OBECNIE
Glorianna szła przez las w bladoszarym świetle,
zwiastującym świt. Wkrótce dotarła do piętrowego domku
ze świeżo pomalowanymi okiennicami. Tak właściwie
cały domek wyglądał na świeżo wysprzątany − od dachu
aż po piwnicę. Nawet teren wokół wykazywał oznaki
uporządkowania.
Dobrze się stało, że Sebastian i Lynnea pobrali się
pod koniec lata. Bo gdyby Lynnea postanowiła do tego
wszystkiego jeszcze założyć ogród, należałoby wątpić,
czy Sebastian miałby siłę wypełniać w nocy obowiązki
małżonka. A ponieważ był inkubem i uważał, że tylko
oddychanie jest czynnością bardziej niezbędną niż seks,
patrząc na uporządkowane obejście, można było wiele
wywnioskować o darze przekonywania Lynnei.
Glorianna uśmiechnęła się do swoich myśli, gdy
nagle zauważyła kuzyna. Stał po drugiej stronie dróżki,
która biegła koło domu, tam gdzie przesieka wśród drzew
odsłaniała widok na niebo i jezioro. Jej uśmiech wypełniło
ciepło, płynące z miłości, jaką żywiła dla Sebastiana.
Odwrócił lekko głowę, dając znak, że usłyszał jej kroki,
ale nie oderwał oczu od nieba, na którym właśnie
wschodziło słońce.
– Czy stanę się kiedyś taki jak inni ludzie? – spytał
Strona 6
cicho, gdy wzięła go pod ramię. – Czy zacznę uważać
wschód słońca za coś oczywistego, codziennego, nie będę
już miał poczucia, że to cud? Czy kiedykolwiek będzie to
dla mnie tylko miara czasu?
– Musiałeś zasłużyć sobie na wschody słońca –
odparła Glorianna, mrugając gwałtownie, by pozbyć się
łez, które nagle napłynęły jej do oczu. – Więc nie,
Sebastianie, nie sądzę, żebyś kiedykolwiek traktował je
jak coś oczywistego.
Tak niewiele brakowało, by straciła go na zawsze.
Kiedy udała się do Miasta Czarowników, by uwięzić
Mrocznych Przewodników, którzy byli najbardziej
podstępnymi sprzymierzeńcami Zjadacza Świata, musiała
zaryzykować, że kiedy uwolni sprawiedliwość serca,
miłość Lynnei i jej odwaga uratują Sebastiana. Gdyby
Lynnea się ugięła, Sebastian pogrążyłby się w mrocznym
krajobrazie, który rezonowałby z ponurą wizją, jaką
narzucili jego sercu Mroczni Przewodnicy.
Ale Lynnea się nie ugięła, a Sebastian poszedł za
swoim sercem i sprowadził ich oboje tutaj, do tego domu.
Wcześniej, kiedy mieszkał tu sam, dom stał w granicach
mrocznego krajobrazu zwanego Gniazdem Rozpusty.
Teraz był częścią dziennego krajobrazu Aurory, rodzinnej
wioski Nadii, matki Glorianny.
Sebastian odetchnął z zadowoleniem, po czym
spojrzał na kuzynkę.
– Napijesz się kawy?
– Jasne – odparła, ale nie ruszyła się z miejsca.
Strona 7
Światło nowego dnia przesycone było smutkiem, który
ścisnął jej serce. Małżeństwo Sebastiana z Lynneą,
a tydzień później ślub jej matki z Jackiem – to były
bardzo radosne wydarzenia, ale jednocześnie brutalnie
uświadamiały Gloriannie to, że ona sama nigdy nie
znalazła podobnej miłości. Owszem, miewała partnerów
w łóżku, ale nikogo, kogo mogłaby nazwać swoim
kochankiem.
A przynajmniej nie prawdziwym kochankiem,
w fizycznym rozumieniu tego słowa. Bo w ciągu
ostatniego miesiąca, kiedy odpływała w sen, miała
wrażenie, że czuje ciepło męskiego ciała, czuje przyjemny
ciężar obejmujących ją ramion…
Czy powinna wspomnieć o tych snach Sebastianowi?
Inkub potrafił połączyć się z kobietą w półmroku jawy
snu i stworzyć iluzję swojej obecności, a czystej krwi
inkubowie, uciekinierzy z mrocznych krajobrazów, które
wiele wieków temu zostały zapieczętowane wraz ze
Zjadaczem Świata, byli śmiertelnie niebezpieczni. Jednak
nie sądziła, żeby jakiś inkub, wszystko jedno, czystej krwi
czy nie, pofatygował się stworzyć sen, w którym było
ciepło romansu, a brakowało seksualnego żaru.
Podniosła wzrok i zapomniała, co miała powiedzieć.
Dziwny wyraz twarzy Sebastiana kazał jej się zastanowić,
ile czasu tak stała − pogrążona we własnych myślach –
i czy prezent urodzinowy, który jej ofiarował, był jedynie
dziełem jego wyobraźni.
– Twoje urodziny były w zeszłym tygodniu –
Strona 8
stwierdził Sebastian, podejmując temat jej myśli nieco
zbyt bezpośrednio, by mogła poczuć się swobodnie. –
Więc teraz jesteś ode mnie starsza.
– Zawsze będę od ciebie starsza – odparła, usiłując
ukryć gorycz.
– Owszem. Ale przez wiele kolejnych miesięcy będę
mógł mówić, że mam trzydzieści lat, a ty będziesz
musiała się przyznawać, że masz trzydzieści jeden.
Glorianna cofnęła się odrobinę. Zaskoczyła ją pokusa,
żeby obrazić się na Sebastiana.
– Sama sobie zaparzę kawę – oświadczyła, odwróciła
się na pięcie i ruszyła w stronę domu. Miała wrażenie, że
jej dorosłość zaczęła się pruć − im mocniej próbowała się
jej trzymać, tym bardziej ona się strzępiła. Jeszcze chwila,
a zacznie przezywać jak dziecko i kopać po kostkach. Nie,
nie przezywać, nigdy nie lubiła się przezywać. To za
bardzo raniło Sebastiana. Ale kiedy mieli po osiem lat,
kopała go po kostkach, ile popadło.
Kiedy wyszła na dróżkę, Sebastian złapał ją za ramię.
Naprawdę miała ochotę go kopnąć, chociaż raz, dla
własnej satysfakcji, ale jego mina wskazywała, że nie
chodzi tu o odwet. Więc chwyciła nadprute końce swojej
dorosłości i owinęła się nimi – i uświadomiła sobie, że
złość na niego zagłuszyła smutek, który wcześniej czuła.
Zapewne zdenerwował ją właśnie w tym celu. Nawet
kiedy nie wślizgiwał się w cudze sny, aż nazbyt celnie
odczytywał emocje.
– Wiem, dlaczego ja wstałem o tej porze –
Strona 9
powiedział, wskazując głową przesiekę wśród drzew. –
Ale dlaczego ty zwlekłaś się z łóżka bladym świtem?
Teraz, kiedy to pytanie wreszcie zostało zadane,
Glorianna wcale nie miała ochoty na nie odpowiadać.
– Lee chrapie – rzuciła wymijająco.
– Aha.
– Naprawdę.
– Powiedz to komuś, kto nigdy nie spał z nim
w jednym pokoju. O ile w starym domu Jacka wszystko
jest w porządku z akustyką, Lee na pewno nie chrapie na
tyle głośno, żeby kogoś obudzić, szczególnie gdy ten ktoś
śpi w innym pokoju. – Sebastian rzucił jej uważne
spojrzenie. – A może masz kłopoty ze snem i zrzucasz
winę na niego?
Przyłapał ją. Glorianna desperacko zaczęła szukać
jakiejś wymówki, w którą Sebastian mógłby uwierzyć –
albo przynajmniej którą by zaakceptował – ale nic nie
przychodziło jej do głowy. Jej brat Lee, wiedząc
z własnego doświadczenia, jak wielkim wysiłkiem jest
chronienie rozbitych krajobrazów Efemery przed
Zjadaczem Świata, nie naciskałby na nią. Ale Sebastian to
co innego.
Popatrzyła na kuzyna. Jego włosy były
ciemnobrązowe, jej zupełnie czarne, ale miał takie same
zielone oczy, a z rysów twarzy i z sylwetki byli do siebie
z Lee tak podobni, że mogliby uchodzić za braci. Jednak
uroda Sebastiana była pełna niebezpieczniej zmysłowości,
której nie miał Lee. Ostatnio objawiła się w nim również
Strona 10
moc czarownika, więc był teraz nie tylko inkubem, ale
i Czyniącym Sprawiedliwość Gniazda Rozpusty.
Jednak Sebastian odpowiadał tylko za garść
mieszkańców Gniazda, i to od niedawna, Glorianna
natomiast jako krajobrazczyni i Lee jako mostowy, który
łączył podległe jej fragmenty Efemery, odpowiadali za
wiele istnień. Może właśnie dlatego, że na Sebastianie nie
ciążyła aż taka odpowiedzialność, poddała się i wyznała,
co ją martwi:
– Minął ponad miesiąc, odkąd stanęłam przed
Miastem Czarowników i wykonałam sprawiedliwość
serca, pozbawiając Zjadacza Świata jego najsilniejszych
sprzymierzeńców – powiedziała, odwracając wzrok. – Od
tamtej pory Zjadacz nie dał znaku życia. Przynajmniej nie
w krajobrazach, które znajdują się pod kontrolą moją albo
mamy. Ale od czasu ataku na szkołę krajobrazczyń ma
dostęp do wszystkich fragmentów świata zakotwiczonych
w ich ogrodach. W tej chwili może być wszędzie, siejąc
strach w ludzkich sercach, podsycając uczucia, które
karmią prądy Mroku. Nie zdając sobie z tego sprawy,
ludzie będą osłabiać dające im siłę prądy Światła, by
odwrócić się od Mroku. Jeśli żadna krajobrazczyni nie
narzuci swojej woli światu, Efemera wkrótce zacznie
zmieniać swoje fragmenty, tak żeby rezonowały z tymi
mrocznymi sercami – i narodzą się nowe koszmarne
krajobrazy.
– Czy Zjadacz mógł zostać zniszczony, kiedy
odrywałaś od świata Mrocznych Przewodników? – spytał
Strona 11
Sebastian.
Glorianna pokręciła głową.
– Zjadacza stworzyła mroczna strona ludzkiego serca.
Póki serce jest zdolne żywić takie uczucia, Zjadacz będzie
istniał.
– Więc jak możemy go zniszczyć?
– Nie my – odparła. − Ja. Jestem jedyną
krajobrazczynią, która posiada dość mocy, by z nim
walczyć. Nie jestem jednak pewna, czy mam dość sił, by
go pokonać.
Właśnie to dręczyło ją nocami. Strach. Jeśli nie
znajdzie sposobu na uwięzienie Zjadacza Świata, jak
dawno temu uczyniły to pierwsze krajobrazczynie, nic nie
powstrzyma go od urzeczywistniania ukrytych ludzkich
lęków. Te pierwsze krajobrazczynie, nazywane
Przewodnikami Serca, podczas walki ze Zjadaczem
rozbiły Efemerę na wiele fragmentów i dzięki temu
zdołały oderwać od świata jego i jego mroczne
krajobrazy. Ale to, co wtedy działało na ich korzyść,
obecnie działało na jej niekorzyść. Mogła dotrzeć tylko do
tych krajobrazów, które z nią rezonowały, natomiast
Zjadacz, jeśli tylko stworzył sobie punkt dostępowy, mógł
polować wszędzie indziej, poza jej zasięgiem.
– Nie jesteś sama, Glorianno – powiedział Sebastian,
gładząc ją uspokajająco po ramieniu. – Musisz stanąć na
czele, ale nie będziesz walczyć sama.
Owszem, będę.
Strona 12
– Zaproponowałeś mi kawę, pamiętasz?
Przyglądał jej się tak długo, że zaczęła podejrzewać,
iż bada te jej uczucia, którymi nie chciała się z nim
podzielić. W końcu wziął ją za rękę i zaprowadził do
kuchennego wejścia.
Przed drzwiami zatrzymał się i spojrzał na nią
z wahaniem.
– Lepiej zachowujmy się cicho – powiedział.
– Lynnea jeszcze śpi?
– Tak, ale jej nie obudzą nasze głosy. Natomiast
Buma owszem.
Glorianna uniosła brwi.
– Buma?
– Świergotka – rzucił, jakby lekko zażenowany.
Pociągnęła Sebastiana za rękaw, żeby nie otwierał
jeszcze drzwi.
– Dlaczego nazwaliście go Bum? – zapytała.
– Bo wali mnie w czoło za każdym razem, kiedy
wypuszczamy go z klatki.
Glorianna zmarszczyła brwi. Lynnea dostała
świergotka od Nadii. Jej matka na pewno zauważyłaby,
gdyby z ptakiem było coś nie tak.
– Dlaczego na ciebie wpada? Ma uszkodzone
skrzydła?
– Nie – parsknął Sebastian. – Bez problemu potrafi
krążyć wokół Lynnei albo latać za nią z pokoju do pokoju.
Bez problemu potrafi siadać na framugach drzwi i okien,
kiedy bawi się w „Złap świergotka”. Ale jak tylko się
Strona 13
zjawię, leci prosto na mnie i… – Z impetem stuknął się
dłonią w czoło.
– O rany… – sapnęła Glorianna.
– Potem oczywiście zaczyna się denerwować, bo na
moim czole nie ma gdzie usiąść, więc zsuwa mi się po
twarzy i wbija mi szponki w nos. – Pokiwał głową, kiedy
Glorianna się skrzywiła. – Wiesz, jakie to uczucie, kiedy
ptak wbija ci pazury w czubek nosa? I na dodatek
trzepocze skrzydłami, żeby utrzymać równowagę,
wrzeszcząc co sił w płucach. A Lynnea tylko w kółko
powtarza: „Nie strasz go, Sebastianie, to jeszcze dziecko”.
Glorianna była niezmiernie ciekawa, jak Lynnea
potrafi wtedy zachować poważny wyraz twarzy. Sama
musiała przycisnąć rękę do ust, żeby stłumić śmiech.
– Och wiem, że to boli, ale co to musi być za widok!
– zawołała, gdy Sebastian spojrzał na nią czujnie.
– Aha.
Coś w jego oczach kazało jej cofnąć się o krok.
– Czy to w ogóle prawda? – spytała.
– Co do słowa.
Nagle zorientowała się, o co w tym wszystkim
chodzi. Przez kilka chwil, kiedy wyobrażała sobie
Sebastiana broniącego się przed małym Bumem, dręczące
ją troski znikły, a śmiech był jak słońce, które rozprasza
mgłę.
Ale przypomniało jej to też, dlaczego musi zmierzyć
się ze Zjadaczem Świata i wygrać. Nie szykowała się do
tej walki po to, żeby chronić przed unicestwieniem tylko
Strona 14
wspaniałe Miejsca Światła, ale również takie drobinki
Światła.
– Dostanę kiedyś tej kawy? – spytała.
Sebastian z uśmiechem objął ją ramieniem i otworzył
kuchenne drzwi.
– Może ty zaparz kawę, a ja zrobię tosty dla Buma.
– Bum jada tosty?
– Oczywiście nie całe – odparł obronnym tonem. –
Jest maleńki. Musi się dzielić.
Glorianna rzuciła okiem na zakrytą klatkę stojącą na
stole, a potem podeszła za Sebastianem do kuchennego
blatu, na którym stał worek z ziarnami kawy i młynek.
– Nie sądzisz, że psujecie go, racząc go co rano
smakołykami?
Sebastian parsknął.
– To tylko tost. Nie dostaje do niego ani masła, ani
galaretki.
– No tak. Galaretka zupełnie zmienia postać rzeczy.
Rzucił jej przeciągłe spojrzenie.
– Zmiel tę kawę.
Już po kilku chwilach Glorianna musiała przyznać, że
Sebastian i Bum naprawdę byli razem zabawni.
Szczególnie gdy ptaszek dał jasno do zrozumienia, że nie
chce, by wrzucano mu śniadanie do karmnika,
i spodziewa się, że Sebastian będzie trzymał tost, żeby
mógł usiąść mu na dłoni i zjeść jak należy. Wychowanie
Buma pozostawiało chyba wiele do życzenia, gdyż
najwyraźniej uczył się tylko tego, czego chciał. Natomiast
Strona 15
wychowanie Sebastiana do roli niewolnika małego
pierzastego tyrana postępowało bardzo obiecująco.
Rozbawienie, które Glorianna czuła, wychodząc
z domku kuzyna, towarzyszyło jej przez resztę dnia.
Strona 16
ROZDZIAŁ 2
DWA TYGODNIE WCZEŚNIEJ
Erinn zatrzymała się pod jedną z zapalonych latarni
i wsunęła dłonie do kieszeni płaszcza. Co sobie myśli ten
Tommy Latarnik, że zapala tylko co czwartą lampę? Fakt,
że nie jest to ruchliwa ulica − po jednej stronie są jedynie
zaplecza sklepów stojących przy głównej ulicy, a po
drugiej małe robotnicze domki. Ale było przecież jeszcze
wcześnie, a ludzie wracający do domów nie powinni
chodzić po ciemku.
Ty też nie chodziłabyś po ciemku, Erinn Mary, gdybyś
poszła główną ulicą, jak obiecałaś ojcu Kaelie. Trzeba
było się zgodzić, kiedy zaproponował, że zaprzęgnie konia
i odwiezie cię do domu. Ostatnio w wiosce zdarza się zbyt
wiele złych rzeczy, wszyscy są podenerwowani,
a w zeszłym tygodniu zniknęło dwóch chłopców.
Ale gdyby poszła główną ulicą, musiałaby przejść
obok pubu Donovana, a nie chciała, żeby Torry i jego
kumple zobaczyli ją i pomyśleli, że go sprawdza.
Nagły poryw wiatru załopotał połami jej płaszcza.
W chłodzie jesiennej nocy czuć już było nadchodzącą
zimę – jakby sam wiatr chciał zapędzić ludzi do domów.
Erinn wzdrygnęła się i ruszyła pospiesznie ku następnej
zapalonej latarni.
Kiedy spotka Tommy’ego Latarnika, powie mu, co
Strona 17
o tym wszystkim myśli, może nawet dla podkreślenia
swoich słów da mu po głowie. Dunberry było dość dużą
wioską i potrzebowało więcej niż jednego latarnika, ale
każdy miał przydzielony rewir, a ich wynagrodzenie
pochodziło z podatków pobieranych na utrzymanie
wioski, więc Tommy nie powinien zaniedbywać swoich
obowiązków.
Tak jak Torry nie powinien zaniedbywać swoich…
Ale nie. To nie powinien być dla niego obowiązek. Torry
powinien chcieć spędzać czas z kobietą, z którą planował
ożenić się zaraz po zbiorach. Dziś jednak wolał siedzieć
w pubie, pić piwo z kumplami i grać w strzałki…
I flirtować z dziewczętami? Ni stąd, ni zowąd rozległ
się cichy głos w jej głowie.
Nie, Torry nie flirtował. A na pewno nie robił tego
nagminnie. I tylko po przyjacielsku. I na pewno nie teraz,
skoro już są po słowie…
Dlaczego nie? spytał głos. Ile przyjemności może mu
dać dziewczyna, która sama przed sobą nie potrafi się
przyznać do tego, co zrobiła?
Seks. Uprawialiśmy seks, pomyślała Erinn,
zatrzymując się pod kolejną zapaloną latarnią. Za drugim
razem było nawet całkiem miło, a Torry powiedział, że
będzie jeszcze lepiej, jak już poznają się nawzajem pod
tym względem. Nie miał się na co skarżyć.
To, że się nie skarży, nie oznacza, że go nie
rozczarowałaś i że nie zastanawia się, co mogą mu
zaoferować inne dziewczęta, skoro ty nie potrafisz albo
Strona 18
nie chcesz tego zrobić. A poza tym skąd może wiedzieć, że
później będzie lepiej? Widocznie musiał to robić z inną
dziewczyną. Dziewczyną, którą porzucił. Tak jak porzuci
ciebie.
Nie, Torry nie jest taki…
Szklaneczka piwa i rozmowa z przyjaciółmi. Jesteś
pewna, że tylko tego szuka w pubie? Może szuka czegoś
więcej? Może kogoś? Kogoś takiego jak…
Shauna? Wszyscy wiedzieli, że Shauna jest ostra
i skłonna dać chłopakom coś więcej niż kilka buziaków.
A Torry jej się podobał, choć on sam chyba nigdy tego nie
zauważył.
Och, zauważył, zauważył. To ty nie zauważyłaś.
Nagle dziewczynę ogarnęło mroczne, pełne goryczy
uczucie, a chwilę później przejmująca dreszczem rozkosz
na myśl o przejechaniu paznokciami po pięknej twarzy
Shauny. Nie, to nie wystarczy. Wydrapię tej suce oczy.
A wtedy Shauna nie będzie już wyglądała tak ładnie.
Przestanie kusić chłopaków i kraść przyszłość uczciwym
dziewczętom… Erinn odetchnęła gwałtownie i potrząsnęła
głową. Dlaczego myśli o takich rzeczach? Zupełnie jakby
ktoś był w jej głowie i szeptem podburzał te wszystkie
niespokojne myśli, które zaległy w jej umyśle, odkąd
uczucia przeważyły nad rozsądkiem i dała się przekonać
Strona 19
Torry’emu, żeby zrobili to, co powinno nastąpić dopiero
po ślubie.
Ale kochała Torry’ego. A on kochał ją. I nie
zamierzała słuchać dłużej tych głupich podszeptów.
Zacisnęła pięści na klapach płaszcza, patrząc w dal
ciemnej uliczki. Dalej lampy już się nie paliły. W domach
też było ciemno. Noc wydała jej się nagle gęsta, niemal
dusząca – miała wrażenie, że ciemność ją wyczuwa.
Gdzieś w pobliżu zaczął szczekać pies. Erinn
podskoczyła, zaskoczona. Może poczuł jej zapach? Wiatr
wiał w stronę, z której dochodziło szczekanie. A może
wyczuł coś innego?
Obejrzała się w prawo, na przejście między
budynkami – nie na tyle szerokie, by przejechał tamtędy
wóz, ale wystarczające jako skrót dla dostawców na
rowerach czy pieszych. Pub Donovana był niedaleko.
Wejdzie tam i poprosi Torry’ego, żeby odprowadził ją do
domu. Przestała przejmować się tym, co sobie pomyśli.
Że go sprawdza, że jest głupia albo że to dziwne, że tak
nagle zaczęła bać się ciemności. Ale dziś naprawdę się
bała.
Odetchnęła głęboko i weszła w wąskie przejście.
Pospiesznie ruszyła w stronę światła widocznego na
drugim końcu.
– Panie Białej Wyspy, pozwólcie mi kroczyć
w Świetle – szeptała do siebie. – Panie Białej Wyspy,
pozwólcie mi kroczyć w Świetle.
Nagle w połowie przejścia, tuż poza zasięgiem
Strona 20
światła latarni, coś poruszyło się w mroku. Nim zdążyła
uciec, nim choćby zdołała krzyknąć, to coś złapało ją,
obróciło i przycisnęło do ściany budynku. Jakaś ręka
zatkała jej usta.
Szybki ruch. Odgłos drącego się materiału, chłód
w miejscu, gdzie płaszcz został rozdarty. A potem dziwne,
nieznane uczucie, gdy coś ostrego przebijało skórę
i mięśnie na jej boku.
Pani Światła, chroń mnie… Pomóż mi…
W ciągu tych kilku sekund, jakich jej ciało
potrzebowało, żeby rozpoznać ból, nóż się wycofał. Teraz
przyciśnięty był do jej policzka, jego czubek naciskał
skórę tuż poniżej lewego oka.
– Krzyknij, a wykolę ci oko – usłyszała szept. –
Powiedz mi to, co chcę wiedzieć, a nie oszpecę tej ślicznej
buźki.
Ręka, która zasłaniała jej usta, przesunęła się,
chwytając za gardło.
– Proszę, nie rób mi krzywdy… – jęknęła szeptem
Erinn. Za bardzo się bała, żeby podnieść głos.
Mężczyzna. Tyle wiedziała. Ale było zbyt ciemno,
żeby mogła dostrzec jego twarz.
– Powiedz mi, co szeptałaś – zażądał. – O Białej
Wyspie. O Świetle.
– Proszę, puść mnie. Proszę, nie…
– Mów!
– B-biała Wyspa to schronienie Światła. Całe