Begley Jamie - The Last Riders 01 - Razer
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Begley Jamie - The Last Riders 01 - Razer |
Rozszerzenie: |
Begley Jamie - The Last Riders 01 - Razer PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Begley Jamie - The Last Riders 01 - Razer pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Begley Jamie - The Last Riders 01 - Razer Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Begley Jamie - The Last Riders 01 - Razer Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
CHOMIKO_WARNIA
Tytuł oryginału
Razer’s Ride
Copyright © 2013 by Jamie Begley
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne
Oświęcim 2022
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Przemysław Gumiński
Korekta:
Malgorzata Kolekta
Edyta Giersz
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-304-1
Strona 4
SPIS TREŚCI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
Strona 5
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
Strona 6
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Beth zaparkowała swój niewielki samochód na pustym miejscu przed marketem. Złapała
listę i ogromną torbę, po czym zerknęła na zegarek, obliczając, że ma godzinę na zakupy dla pani
Langley. Ta krucha staruszka zatrudniła Beth do wszystkich czynności, których nie mogła już
robić sama. Była jedną z klientek, którą udało się pozyskać Beth w ciągu ubiegłych pięciu lat.
Oprócz niej najęła na parę godzin w tygodniu studenta, który przejął od niej część trudniejszych
obowiązków. Bez niego niejednokrotnie musiałaby zrezygnować ze sprzątania garaży, dźwigania
ciężarów i pielęgnacji trawników. Od kiedy jednak udało jej się zatrudnić Blake’a, takie prace
przekazywała jemu, zostawiając sobie niewielką część zysków.
Beth szybko znalazła wszystkie produkty z listy. Ze zmarszczonymi brwiami przyglądała
się niewielkiej liczbie artykułów spożywczych w koszyku. Martwił ją malejący apetyt pani
Langley. Była pewna, że te ograniczenia nie wynikały z przyczyn finansowych, ponieważ
większością spraw budżetowych zajmowała się Beth, która z wykształcenia była księgową.
Pilnowanie salda książeczki czekowej pani Langley zajmowało niewiele czasu, a tak naprawdę
pozwalało na wykorzystanie zaniedbanych umiejętności, ponieważ o trudzie ich zdobywania
przypominała comiesięczna spłata kredytu studenckiego. Po skończeniu studiów ta działalność
była dosłownie darem z niebios. Kiedy sąsiadka zachorowała, Beth zaproponowała, że zanim
wróci do zdrowia, będzie załatwiać jej różne sprawy. Od tamtej pory pocztą pantoflową zyskała
klientelę zapewniającą stały dochód kosztem czasu wolnego. Klienci często po prostu
z samotności zaczęli prosić o drobne zadania, z którymi doskonale poradziliby sobie sami.
Dziewczynie wydawało się smutne, że dzwonią do niej zamiast do własnych dzieci, które
niejednokrotnie mieszkały w pobliżu. Mimo to nie miały ani trochę ochoty zostawić własnego
życia, by zaopiekować się rodzicami. Przesłanie jej czeku stanowiło balsam dla ich sumienia.
Beth właśnie wkładała zakupy spożywcze do bagażnika, kiedy popołudniową ciszę
przerwał głośny dźwięk silników. Napięła wszystkie mięśnie, po czym obejrzała się przez ramię.
Na parking wjeżdżała spora grupa motocykli. Trzy lata temu spokojne, niewielkie miasteczko
Treepoint objął w posiadanie lokalny klub motocyklowy. Beth zamknęła bagażnik, szybko
wsiadła do samochodu i natychmiast zablokowała drzwi. Gdy wkładała kluczyk do stacyjki,
uważnie obserwowała parkujących w zbitej grupie motocyklistów.
Większość mieszkańców miasta nie znała faktycznej siedziby klubu motocyklowego The
Last Riders, ale krążyły plotki, że znajdowała się w górach na granicy między Kentucky
a Wirginią. Kiedy członkowie klubu wpadali w jakieś kłopoty, co zdarzało się dość często, dwa
przygraniczne departamenty policji niejednokrotnie przepychały przestępstwa między sobą,
w związku z czym żadnego motocyklisty nigdy nie ukarano. Liczba członków i siła klubu stale
rosła, ponieważ obie społeczności przygraniczne coraz bardziej obawiały się przerażających
i bezkompromisowych obcych. Na szczęście trzymali się z dala, a żadne problemy nie
wychodziły poza zamkniętą grupę i nieszczęsne bary, w których decydowali się spędzić noc.
Wskutek ich działań taki przybytek często wymagał remontu i pozostawał zamknięty przez wiele
dni. Zwykle jeden z członków klubu przychodził nazajutrz z plikiem gotówki dla właściciela, coś
tam przy tym dodając, by skłonić go do milczenia. Dla posiadaczy drobnych przedsiębiorstw
stało się to regularnym źródłem dochodu.
Beth nadal obserwowała zza szyby samochodu dużą grupę wchodzącą do sklepu.
Wszyscy mężczyźni mieli na sobie dżinsy i skórzane kurtki z symbolem klubu na plecach.
Pozostali kupujący odsuwali się na boki w wąskim przejściu w obawie przed kłopotami. Pomimo
Strona 7
powszechnej paniki, która wprawiła Beth w poczucie winy, ich zachowanie nie odbiegało od
zachowania innych klientów niewielkiego sklepu.
Wśród mężczyzn było kilka kobiet. Jedna z nich roześmiała się, zwracając uwagę Beth.
Samantha, wnuczka pani Langley, trzymała rękę na pasie jednego z większych mężczyzn. Ten
swobodnie obejmował ją ramieniem, podczas gdy był pogrążony w rozmowie z kolegą
i całkowicie ignorował rozstępujących się przed nimi stałych klientów. Beth nigdy nie widziała
Sam w takim stroju. Jej reputacja pochodziła jeszcze z czasów przed pojawieniem się
motocyklistów w mieście. Miała na sobie obcisłe dżinsy odsłaniające biodra i talię, a w pępku
połyskiwał kolczyk, który przyciągał uwagę do płaskiego brzucha właścicielki. Do tego założyła
na tyle krótką koszulkę, że było widać spod niej kopuły piersi. Obrazu dziewczyny motocyklisty,
przyprawiającego jej babcię o palpitacje serca, dopełniały wysokie buty.
Sam była o kilka lat młodsza od Beth. Miała dziewiętnaście lat i gibkie, jędrne ciało,
a Beth była niewysoka i okrąglutka. Bynajmniej okrągłość nie wynikała z nadwagi, ale przy jej
niewielkim wzroście, mierzyła bowiem zaledwie półtora metra, zdawało się, że przybierała na
wadze niezależnie od diety. Na szczęście jej praca i aktywność fizyczna pozwoliły uniknąć
pękatej postury.
Kiedy weszli do sklepu, Beth ostrożnie wyjechała z parkingu. Martwiła się o dziewczynę,
lecz choć dobrze się znały, wiedziała na pewno, że nie może o tym wspomnieć. Pani Langley
z całą pewnością umierałaby ze zmartwienia, gdyby tylko wiedziała, z kim spotyka się jej
wnuczka, a jej ojciec wpadłby w szał.
Vincent Bedford, prezes miejscowego banku, był człowiekiem wyniosłym i aroganckim,
który rezerwował cały swój urok dla wyższej klasy społeczeństwa Treepoint. Beth miała z nim
kontakt od czasu, gdy jego teściowa, pani Langley, zaskoczyła ją prośbą o sprawowanie kontroli
nad finansami. Zięć pani Langley zgodził się bez namysłu. Vincenta Bedforda zupełnie nie
interesował niewielki majątek teściowej, za to nieustannie całował w tyłek każdą bogatą wdowę
w miasteczku.
Beth skręciła w wąską aleję prowadzącą do domu pani Langley, by podrzucić jej kilka
zamówionych produktów spożywczych. Myślami była już przy kolejnym oczekującym zleceniu.
Jeśli dobrze pójdzie, wróci do domu przed zmrokiem.
***
– Widziałaś? – zapytał Razer uwieszoną na nim dziewczynę.
– Jak mogłam nie zauważyć? Była tak przerażona, że niemal wskoczyła do samochodu.
Założę się, że narobiła w majtki.
Razer wybuchnął śmiechem, do którego szybko przyłączyli się pozostali, którym nie
umknął widok ponętnej blondynki pospiesznie przemykającej do samochodu. W sklepie
rozdzielili się, by zebrać produkty na kolejny tydzień. Z trzech wózków wylewały się ogromne
ilości mięsa, chipsów i piwa.
– Jak to dowieziemy do domu? – zapytała Sam Razera, który właśnie wyjmował
banknoty o wysokich nominałach, by zapłacić kolosalny rachunek.
– A może wynajmiemy tę przerażoną myszkę twojej babci? – zażartował.
– Nie wygłupiaj się. Założę się, że pognała donieść na mnie babci. Wścibska suka.
Train zbliżył się do niej od tyłu, przesunął dłonią po jej pośladku, po czym przyciągnął ją
do nabrzmiałego rozporka. Nie zwracali uwagi na sprzedawczynię i gapiących się klientów,
którzy nie przywykli do tak jawnej erotyki w miejscu publicznym.
– Sam, co powie? Że jesteś, do cholery, jedną z nas? Czym się martwisz? To nieprawda. –
Parsknął śmiechem i przyciągnął ją bliżej.
Strona 8
– Nie martw się, dziewczyno. Tej staruszce nie przyjdzie do głowy, że pieprzysz się
z nimi wszystkimi – zamruczała Evie sarkastycznie, odpychając Sam na bok przepełnionym
wózkiem sklepowym i kierując się do drzwi wyjściowych. – Włóżcie zakupy do mojego
samochodu – poleciła motocyklistom, ignorując przy tym wściekły wzrok Samanthy.
Brak szacunku ze strony powszechnie lubianej Evie sprawił, że Sam poczerwieniała na
twarzy. Czując na sobie badawcze spojrzenie sprzedawczyni z otwartymi ustami, warknęła:
– Na co się tak gapisz, suko?
– Doskonale, Sam. – Train zwolnił nieco uścisk, po czym pocałował ją w usta. Dla
osłupiałych ludzi przy kasie było to prawdziwe przedstawienie. Zdenerwowana Sam wyrwała mu
się i uciekła z oczu zgromadzonej w sklepie widowni.
***
Beth weszła do domu pani Langley, ostrożnie niosąc zakupy. Starsza pani nie radziła już
sobie z tak dużym domem. Okazałe meble i dekoracyjne ornamenty wymagały nieustannego
odkurzania. Wspaniale wyposażona kuchnia od dawna była nieprzydatna, gdyż staruszka
gotowała tylko dla siebie.
Beth po cichu odłożyła produkty i ruszyła na poszukiwanie pracodawczyni, którą znalazła
drzemiącą na tapczanie.
– Pani Langley? – Po chwili bez odpowiedzi Beth miała odwrócić się i pozwolić jej dalej
spać, ale usłyszała zmęczony głos:
– Beth?
– Tak, to ja. – Dziewczyna wróciła do pokoju, by kobieta mogła na nią patrzeć bez
konieczności podnoszenia głowy.
– Myślałam, że to Samantha. Miała do mnie wpaść w tym tygodniu. – W jej
bladoniebieskich oczach szerzył się smutek. Beth ścisnęło coś w gardle, bo miała świadomość,
jak wielu jej klientów cierpiało z powodu samotności.
Beth poczuła się zmuszona usiąść na parę minut, by wysłuchać kilku anegdotek na temat
dzieciństwa Samanthy. Zaczęła marzyć o potrząśnięciu dziewczyną, która ignorowała swoją
babcię. Jednak wiedziała, że nie ma sensu wściekać się o coś, na co nie ma wpływu. To nie jej
wina, że kierowała się przykładem ojca. Matka Sam, a zarazem córka pani Langley, zginęła
w wypadku samochodowym, gdy Sam miała czternaście lat.
Beth przerwała opowieść kobiety:
– Przepraszam, nie chciałam pani obudzić. Chciałam tylko powiedzieć, że podrzuciłam
zakupy i schowałam je. Blake wpadnie w weekend przeczyścić rynny i schować wszystkie
niepotrzebne rzeczy.
– Dziękuję. Nie wiem, co zrobiłabym bez twojej pomocy.
– Z pewnością pani rodzina chętnie zapewniłaby pomoc.
– Tak myślisz?
– Jestem o tym przekonana. Proszę nie spać zbyt długo, bo w nocy nie zmruży pani oka.
Do zobaczenia w sobotę. Zamknę za sobą drzwi.
Zanim Beth wyszła, kobieta zdążyła już ponownie zapaść w drzemkę. Zamykając ciężkie
drzwi, ponownie usłyszała głośny dźwięk motocykli. Powoli przemieszczały się aleją
z ograniczeniem prędkości, przejeżdżając tuż obok domu, który właśnie opuszczała Beth.
Samantha siedziała z tyłu ogromnego, czarnego motocykla, przy czym była przyklejona do
innego mężczyzny niż ten, z którym weszła do sklepu. Beth czuła na sobie jej wzrok, więc
zdecydowała się pomachać. Dziewczyna odwróciła głowę, jawnie ignorując niezobowiązujące
pozdrowienie.
Strona 9
Beth wzruszyła ramionami, zupełnie niezmartwiona tą niegrzecznością. Kiedy ich drogi
się przecinały, Samantha nigdy nie okazywała przyjaźni, a często była otwarcie wroga. Beth
starała się, by jej to nie dotykało, ale nie mogła zrozumieć przyczyny tak dużej niechęci.
Wydawało się, że od samochodu dzieli ją dobrze ponad kilometr zamiast zaledwie paru
metrów. Kiedy już stała przy pojeździe, ponownie odwróciła głowę w stronę ryczących
motocykli. Gdyby nie było to tak oczywiste, Beth weszłaby do domu i poczekała, aż znikną
z pola widzenia, jednak nie chciała robić z siebie idiotki dwa razy w ciągu jednego dnia. Kiedy
minął ją ostatni motor, odetchnęła z ulgą. To właśnie ten motocyklista obejmował Samanthę
w sklepie. Teraz, gdy Beth szła do samochodu, nie spuszczał z niej wzroku. Jego surowa uroda
wręcz zmuszała do wstrzymania oddechu. Na kołnierz skórzanej kurtki spadały przewiązane
bandanką ciemnobrązowe włosy, a za ciemnymi okularami, które nie zmniejszały intensywności
spoczywającego na niej spojrzenia, ukrywał się tajemniczy kolor oczu. Krótka wymiana spojrzeń
przyniosła żywą reakcję jej ciała. Beth dostrzegła, jak usta wykrzywiają mu się w szelmowski
uśmiech, zupełnie jakby znał targające jej ciałem uczucia. Ruszyła szybciej w stronę samochodu,
odrywając wzrok od przejeżdżającego motocykla. Nie odwróciła się na dźwięk ryku silnika,
który wydawał się z niej naśmiewać. Drżącymi palcami wkładała kluczyk do stacyjki. Nie miała
pojęcia, dlaczego motocykliści wprawiali ją w taki dyskomfort. Doszła jedynie do wniosku, że są
uosobieniem wszystkich wad, przed którymi ostrzegał ją ojciec. Jej rodzice urodzili się i dorastali
w Treepoint. Ojciec był miejscowym kaznodzieją w zgromadzeniu baptystów, a matka
poświęciła się jego pracy. Mieli wysokie oczekiwania wobec swojej córki głównie dlatego, że
bacznie obserwowała ją cała społeczność, informując ojca o każdym domniemanym pogwałceniu
jego nauk w przekonaniu o słuszności swego postępowania. W odpowiedzi zapewniał jej
wielogodzinne pogadanki i przez wiele dni patrzył na nią z wyrzutem, przez co Beth czuła się
nieudolna i zła. Doświadczenia większości dziewcząt, takie jak potańcówki i chłopcy, zaczęły
wiązać się z uczuciami budzącymi oburzenie ojca. W odniesieniu do wymogów wynikających
z jego pozycji w społeczności Beth miała dwie drogi. Mogła się zbuntować albo
podporządkować. Nie była waleczna, więc ze względu na siostrę ugięła się pod żądaniami
rodziców. Opieka nad Lily nie była trudna. Kiedy narzucone przez rodziców ograniczenia dusiły
Beth, Lily świadomie je przyjmowała. Tej znerwicowanej dziewczynie zasady dawały poczucie
bezpieczeństwa i porządku.
Aby dać przykład miłosierdzia, rodzice adoptowali dziewczynkę, Lily. Umysł Beth unikał
wspomnień o pierwszym spotkaniu z nową siostrą, ale czuła prawdziwą wdzięczność za
uratowanie Lily. Siostry łączyła wielka miłość, nawet jeśli nie było między nimi więzów krwi.
Lily była dokładnym przeciwieństwem Beth: wysoka, szczupła i promiennie piękna
zarówno w środku, jak i na zewnątrz. Nie sposób było oderwać od niej wzroku. Wydawało się, że
człowiek traci przy niej coś niezwykle istotnego. Wygląd tej ślicznej dziewiętnastolatki nie
zdradzał, z jakiego piekła wyciągnęli ją rodzice. Lily była nieduża jak na swój wiek, a jej
biologiczna matka wbrew prawu nie posłała jej do szkoły. Po adopcji rodzice Beth mówili, że jest
dwa lata młodsza, dzięki czemu nie była opóźniona we własnej grupie wiekowej. Beth kochała
swoją siostrę, a po śmierci rodziców podczas misji dobroczynnej przeniosła się do domu, by
zająć się nią do ukończenia szkoły średniej. Lily teraz była w ostatniej klasie. Co prawda
nadrobiła braki w rozwoju fizycznym i psychicznym, lecz nadal jej prawdziwy wiek był
tajemnicą, którą znała tylko dyrekcja szkoły. Tak zadecydowali rodzice. Społeczność uważająca
ją za siedemnastolatkę żyła w nieświadomości.
Beth zaparkowała na podjeździe. Po zapalonym świetle na ganku poznała, że Lily czeka
na jej powrót z pracy. Na progu przytulnego domu dotarł do niej zapach jedzenia.
– Siostrzyczko, spóźniłaś się. – Lily przywitała się z nią z naganą.
Strona 10
– Wiem. Zadzwoniłabym do ciebie, ale znam twoje zdanie na temat rozmów podczas
jazdy. – Beth zdjęła buty i opaskę, dzięki której włosy nie wpadały jej na twarz. Dziewczyna ze
zrozumieniem łagodziła obawy siostry, wiedząc, jak dużą traumą była niespodziewana śmierć
obojga rodziców.
– W porządku. – Lily natychmiast wybaczyła siostrze. – Chodźmy jeść. Umieram z głodu.
Beth roześmiała się na myśl o szczupłej sylwetce siostry.
– Jak zwykle. Nie wiem, jak ci się udaje nie przybrać na wadze, skoro ciągle jesz. Chyba
masz wyjątkowo dobre geny. – Na widok bólu w oczach siostry Beth natychmiast pożałowała
tych słów. Szybko wzięła ją pod rękę i poprowadziła z powrotem do kuchni, zmieniając po
drodze temat: – To co na kolację?
Lily ze śmiechem odpowiedziała:
– Twoje ulubione spaghetti.
Nakryły do stołu i po chwili siedziały nad przygotowaną przez Lily kolacją.
– Jakie masz plany na weekend? – zapytała Beth.
– Nic szczególnego. – Lily wzruszyła ramionami, sięgając po kromkę chleba
z czosnkiem. – Nauka. – Na tę krótką odpowiedź Beth zmarszczyła brwi.
– Czy za parę tygodni nie masz czasem balu absolwentów?
– Tak, ale nie idę.
– Dlaczego? Charles nie chce? – Beth usiłowała nie krzywić się, kiedy wypowiadała jego
imię. Chłopak był miły, lecz miał wiele cech wspólnych z jej ojcem. Jego przekonanie o własnej
nieomylności często działało Beth na nerwy.
– Nie, ja też nie chcę. – Lily uniesioną dłonią powstrzymała protesty Beth. – Ty nie
poszłaś na bal, bo tata ci nie pozwolił. Ja po prostu nie mogę iść ze świadomością, że on by tego
nie chciał, a Charles tylko przy okazji się ze mną zgadza.
Beth uważnie dobierała słowa:
– Lily, czasy się zmieniły. Kościół teraz jest znacznie bardziej pobłażliwy niż w czasach,
kiedy tata był pastorem. Nie każę ci iść na całość, a jedynie dobrze się bawić. We wszystkim
istnieje złoty środek.
Lily jedynie pokręciła głową i odpowiedziała:
– Nie, Beth. Proszę, nie chcę tam iść.
Beth zaczęła dociekać, czy jej siostra nie chce iść na bal absolwentów, czy też na
późniejsze imprezy, na których zachowanie nieco wymykało się spod kontroli. Rozmowę
przerwał im dzwonek telefonu grający melodię Into The Fire. Lily nie lubiła tej piosenki, lecz
Beth zupełnie to nie przeszkadzało. Uwielbiała muzykę, sprawiała jej radość wbrew naukom
ojca, który twierdził, że prowadzi do grzechu i pokusy. Dziewczyna nie zamierzała dopuścić, by
siostra poczuciem winy skłoniła ją do zmiany melodii na własny nudny dzwonek.
– Słucham.
– Mówi Loker James. Przepraszam, że zakłócam ci wieczór, ale potrzebuję twojej
pomocy.
– To żaden problem, proszę pana. Co mogę dla pana zrobić?
Kiedy Lily nałożyła sobie kolejną dokładkę spaghetti, skrzywiła się z niesmakiem.
– Właśnie zadzwonił do mnie Mick z baru Rosie’s. Mój ojciec upił się i usiłuje wdać się
w bójkę z klientami. Wyślij tam Blake’a, niech przyprowadzi go do domu. Jestem
w Waszyngtonie na spotkaniu, dlatego nie mogę zrobić tego sam – mówił Loker.
– Nie mogę wysłać Blake’a, ale zajmę się tym sama – odpowiedziała Beth.
Ojciec pana Jamesa, Ton, był niewysokim mężczyzną o ogromnej fantazji, którego
wszyscy znali. Na trzeźwo nie sprawiał problemów, ale alkohol dawał mu przekonanie, że jest
Strona 11
kozakiem. Często było to powodem bójek, które przegrywał, a czasem nawet wycieczek na
oddział ratunkowy, by ktoś go opatrzył do wtóru wściekłych wymówek syna. Właśnie dlatego
Loker James zatrudnił Beth. Po prostu w związku z częstymi wyjazdami chciał mieć ojca na oku.
– Nie wiem, czy to najlepsze wyjście. Po pijaku tata bywa trudny. – W telefonie wyraźnie
słychać było zdenerwowanie. Beth szeroko się uśmiechnęła, gdyż doskonale wiedziała, jak
nieznośny bywa ten człowiek. W ciągu kilku ostatnich miesięcy od rozpoczęcia pracy
wielokrotnie kładła go do łóżka, jednak teraz po raz pierwszy miała wejść do baru i wyprowadzić
go stamtąd po popijawie.
– Poradzę sobie z Tonem, proszę się nie martwić. Mick pomoże mi wsadzić go do
samochodu.
Beth dobrze znała Micka. Właściciel baru regularnie chodził do kościoła jej ojca i robił to
nadal po jego śmierci, kiedy to kościół przejął nowy pastor. Ojciec podczas rozmów ze swoją
żoną często się zastanawiał, czy to skrucha z powodu grzechów popełnionych w barze, czy też
przez niego samego. Gdy wspominano o tym Mickowi, ten za każdym razem najzwyczajniej
w świecie zmieniał temat na ostatnie kazanie ojca, co zmusiło entuzjastycznego pastora do
odstąpienia od ratowania mężczyzny uznanego za jednego z największych grzeszników w całej
społeczności. Jego szczodre datki wkrótce położyły kres dalszym próbom zbawienia jego duszy.
– Jesteś pewna? – Teraz w głosie pana Jamesa słychać było zwątpienie, po którym
rozległo się westchnienie. – Zadzwoń do mnie, jak już dotrzecie do domu. W razie kłopotów
natychmiast daj mi znać.
Strona 12
ROZDZIAŁ DRUGI
Dotarcie do baru na obrzeżach miasta nie zabrało Beth wiele czasu od chwili, gdy
zostawiła Lily z myciem naczyń, co zupełnie nie budziło w niej poczucia winy. Beth nie cierpiała
tego robić, ponieważ w dzieciństwie wielokrotnie zmywała po licznych kolacjach dla członków
Kościoła, do których wydawania jej rodzice czuli się zmuszeni.
Wjeżdżając na całkowicie zapełniony parking baru Rosie’s, Beth przełknęła ślinę.
W piątkowy wieczór panował tam duży ruch, lecz większość miejsc zajmowały motocykle.
Poczuła ucisk w żołądku. By nie zmienić zdania i nie zadzwonić do Lokera Jamesa z informacją,
że nie udało się uratować jego ojca, Beth szybko ruszyła do wejścia. Po drodze jej uwagę przykuł
ruch z boku budynku. Jakiś mężczyzna opierał się o boczną ścianę, a przed nim klęczała kobieta
w czarnej spódnicy z falbankami. Jej poruszająca się miarowo głowa dokładnie mówiła, czym się
zajmuje, trzymając w ustach jego penisa. Gdy Beth udało się wreszcie oderwać zaskoczone
spojrzenie od ruchów bioder i wpychanego w chętne usta kobiety ogromnego członka,
rozpoznała w mężczyźnie człowieka, który był świadkiem jej przemykania się do samochodu pod
sklepem. Nawet teraz, kiedy podniósł wzrok i dostrzegł zaskoczenie na twarzy Beth, ta musiała
powstrzymać się przed ucieczką w bezpieczne schronienie do oczekującego pojazdu. Zamiast
zrezygnować, mocniej docisnął głowę kobiety. Na chwilę odwrócił wzrok od Beth, by sprawdzić,
jak wygląda cały członek w ustach najwyraźniej doświadczonej kochanki. Miała zsuniętą na talię
czarną bluzkę, a jego dłoń pieściła jej pierś. Beth obserwowała, jak ściska w palcach brodawkę
kobiety, dzięki czemu jej głowa zaczęła szybciej się poruszać, aż wreszcie po jego lubieżnym
jęku i dyszeniu kobiety dali znać, że doszedł w jej ustach.
Kiedy trzask drzwi przywrócił Beth do rzeczywistości, nerwowo ruszyła naprzód i niemal
wbiegła do baru. Obserwacja tej pary wywołała w niej niechęć do samej siebie, ale po prostu
zastygła przygwożdżona do tego widoku, przez co nie była w stanie się ruszyć.
Dopiero po chwili jej oczy przywykły do panującego w środku mroku. Ton siedział przy
barze. Najwyraźniej pomoc przybyła w samą porę, ponieważ drugi z motocyklistów, których
widziała z Samanthą, trzymał go teraz za gardło. Wcześniej wspomniana dziewczyna znajdowała
się na kolanach mocno wytatuowanego mężczyzny.
Po stwierdzeniu, że w tej grupie wierność nie istnieje, Beth gestem przywołała Micka,
który nie spuszczał jej z oczu, odkąd weszła do baru. Ostrożnie podeszła od tyłu do Tona, który
nie był zdolny, by ją zobaczyć, gdyż motocyklista trzymał go teraz w powietrzu. Chwilę później
wyciągnęła rękę i włożyła ją pod najwyraźniej skłonne wydusić z jej klienta życie ramię.
– Przepraszam, czy mógłby pan go puścić? – Niewiarygodnie wprost przerażająca twarz
zwrócona teraz w jej stronę kazała dziewczynie wydać z drżących warg niezamierzony pisk. Beth
przyznawała się do tchórzostwa i nigdy w życiu nie dążyłaby do konfrontacji ze stojącym przed
sobą olbrzymem, jednak ta sytuacja daleko odbiegała od normy, bo konfrontację wymuszał
dobrostan jej klienta, a także, rzecz jasna, wysoka kwota, którą planowała obciążyć Lokera
Jamesa za to zlecenie. Dlatego też po przełknięciu ogromnej guli strachu w gardle odciągnęła
jego dłoń od już purpurowego Tona.
Uwolniony mężczyzna chwycił się baru i ciężko na nim zawisł, wciągając powietrze do
przyduszonych płuc. Towarzyszące temu odgłosy przykuły powszechną uwagę, gdyż wszyscy
zastanawiali się, czy staruszek umrze na atak serca, czy też uda mu się odzyskać formę.
– Co jest, do jasnej cholery? – Kiedy potężny motocyklista zbliżył się, by ponownie
chwycić Tona, Beth zasłoniła staruszka własnym ciałem, uniemożliwiając mężczyźnie kolejną
Strona 13
napaść.
– Przepraszam za wszystko, co zrobił. Przyjechałam po niego. Jeśli da mi pan chwilę,
zaraz przestanie siedzieć panu na głowie. – Nieco zbyt późno dziewczyna dostrzegła, że
przerażający motocyklista nie ma włosów. – To znaczy… – dodała pospiesznie. – Wiem, że po
pijaku bywa nieco denerwujący, ale nie będzie pana dłużej wkurzał.
Cisza w barze pozwoliła dziewczynie usłyszeć oszalałe bicie własnego serca.
– Nazwał mnie cipą. Najpierw stłukę go na kwaśne jabłko, a potem możesz go sobie
zabrać, dokąd tylko zechcesz. – Po tych słowach ponownie sięgnął do Tona, odsuwając ją przy
tym z drogi.
Chwytając się stołka, by odzyskać równowagę, usłyszała oschły ton skierowany do tego
półgłówka:
– Daj spokój, Knox. Puść go. Później wyrównasz rachunki.
Kiedy się obejrzała, człowiek, którego spotkała na zewnątrz, odciągał agresywnego
wielkoluda do tyłu. Za nim potulnie szła specjalistka od robienia loda, która puściła do Beth
oczko, po czym weszła za bar, gdzie natychmiast zabrała się do nalewania do szklanek
spienionego piwa.
Beth poczuła, że się rumieni i nie jest w stanie popatrzeć mu w oczy. Zdenerwowała się,
że w obecności tego konkretnego motocyklisty nieustannie robi z siebie durnia.
Mężczyzna zwany Knoxem sprawiał wrażenie skłonnego do kłótni, lecz zaraz obdarzył ją
szerokim uśmiechem i podniesionym głosem, by mógł go słyszeć Ton, obwieścił:
– Staruchu, możesz uważać się za szczęściarza, że dziś pojawiła się ta słodka suczka, ale
później się tobą zajmę. Zmęczyło mnie, że z twojej gęby wydostaje się coś, czego nie umiesz
powstrzymać ze starości.
Ton, któremu udało się odzyskać oddech, ale nie zdrowy rozsądek, wtrącił głupio:
– Beth, widzisz, co chcę powiedzieć. To cipa.
Beth krzyknęła, kiedy Knox, odpychając ją na bok, rzucił się na nieskruszonego Tona,
przed czym pozostali motocykliści starali się go powstrzymać.
Ktoś ją chwycił i przytrzymał, dopóki nie odzyskała równowagi. Patrząc w górę,
dostrzegła wpatrzone w siebie oczy, które wywołały w jej ciele od lat głęboko zepchnięte
doznania. Odsunęła się od podtrzymującej ją góry mięśni, czując dyskomfort na wspomnienie
aktu seksualnego z kelnerką sprzed zaledwie kilku minut. Czerwona jak burak Beth zobaczyła,
jak mocno wytatuowany motocyklista trzyma wyrywającego się Tona, podczas gdy czterech
innych poskramia wściekłego Knoxa.
– To mój bar i wszystko mi jedno, co się tu dzieje, dopóki płacicie zielonymi – ryknął
Mick, zyskując powszechny posłuch. – Ale muszę was prosić o zostawienie Tona w spokoju.
Przyjaźnię się z Lokerem i przyrzekam, że odpłaci winy ojca.
Beth zaskoczyła reakcja motocyklistów. Zawahał się nawet rozszalały Knox. Korzystając
z okazji, ujęła Tona pod ramię z zamiarem opuszczenia baru, gdy Mick odwracał uwagę tłumu.
Tonowi się to jednak zupełnie nie podobało, bo postanowił wyrwać się z objęć ratunku.
– Nigdzie nie idę, dopóki nie wypiję jeszcze jednego.
– Ton, proszę, chodźmy. Pan James prosi, żeby cię zabrać do domu. Czeka na mój
telefon.
– Czyli może poczekać jeszcze dziesięć minut, bo ja zamierzam się napić. – Wojowniczy
mężczyzna ciężko podszedł do najbliższego stołu i wrzasnął do Micka: – Jeszcze jedną kolejkę
whisky.
Mick uważnie na niego popatrzył, po czym zwrócił się do kobiety za barem:
– Jenna, nalej mu whisky. – Obrzucił motocyklistów ostrzegawczym spojrzeniem, po
Strona 14
czym wrócił za bar i zajął się wydawaniem napojów. – Piwo na koszt firmy! – Słowa Micka
skłoniły wszystkich motocyklistów do podejścia do lady.
Beth nie umknęło groźne spojrzenie, jakim Knox obrzucił Tona, zanim sięgnął po kufel
i oparł się o bar.
Nie mając pojęcia, co robić w tej groteskowej sytuacji, Beth zajęła miejsce przy stole
obok Tona. Kiedy kelnerka postawiła przed nim szklankę whisky, Beth nie podniosła wzroku.
I tak zdecydowanie zbyt dużo widziała.
– Coś pani podać?
– Nic, dziękuję.
– Nie żałuj sobie – powiedziała kelnerka.
Beth podniosła głowę i dostrzegła rozbawiony wyraz twarzy Jenny. Zorientowała się, że
ta kobieta wiedziała, że była obserwowana podczas aktu z motocyklistą, co zupełnie jej nie
przeszkadzało. Patrzyła, jak tamta obsługuje mężczyzn przy barze, flirtując przy tym
z niektórymi z nich.
Beth potajemnie zerknęła na mężczyznę, któremu Jenna robiła loda, i nie dostrzegła ani
krztyny zazdrości. Zamiast tego wpatrywał się w nią samą. Kiedy usiadł przy niewielkim stoliku
tuż obok, przelotnie dotykając udem jej nogi, cała się zaczerwieniła.
– Ton, chyba wiesz, że postawiłeś Lokera w złej sytuacji – stwierdził motocyklista.
– Razer, to nie po raz pierwszy i zdecydowanie nie po raz ostatni. – Ton podniósł
szklaneczkę, jakby zupełnie go to nie obeszło. – A poza tym Loker może sam o siebie zadbać.
Razer uniósł piwo do ust. Beth zauważyła, jak bardzo są zmysłowe podczas picia. Był
przystojny, a sądząc po jego podejściu, także doskonale świadomy swej atrakcyjności dla kobiet.
Czuła, że wpatrzony w niego wzrok Beth zupełnie go nie dziwi.
– Kiedy skończy pić, musisz go stąd wyprowadzić. Jeśli ponownie napyskuje Knoxowi,
nikt go nie powstrzyma – powiedział do Beth i rzucił Tonowi ostrzegawcze spojrzenie.
– Już idę. – Ton chwiejnie wstał od stołu. – I to nie dlatego, że się boję.
– Nie rób tego, Ton – błagała Beth.
Nie dając się powstrzymać, Ton ciągnął:
– Ale muszę odstawić Beth do domu. Nie pasuje do tej speluny.
Beth miała ochotę zwrócić mu uwagę za obrazę lokalu Micka, który w końcu uratował
mu ten niewdzięczny tyłek. Widząc minę sztywniejącego za barem Micka, miała pewność, że
Loker będzie to musiał wynagrodzić nie tylko motocyklistom.
Wstała od stołu i ruszyła za Tonem do drzwi. Razer złapał ją za dłoń i po raz pierwszy
zwrócił się bezpośrednio do niej:
– Odwieź Tona i wróć. Napij się ze mną.
Przez arogancję tego mężczyzny Beth opadła szczęka. Zdecydowanie przywykł do
chętnych kobiet.
– To nie jest dobry pomysł, ale dziękuję. – Grzeczna chrześcijanka, którą była w głębi
duszy, odmówiła, natomiast nieposkromiona kobieta, o której marzyła, błagała o wolność. Kiedy
wyrwała mu dłoń, pospiesznie poszła za Tonem na zewnątrz, a za nią podążył śmiech Razera.
Dostrzegł jej niezdecydowanie.
***
– O co, do cholery, chodzi? – zapytała Samantha, podchodząc do stołu.
Razer wiedział, że ich podsłuchała.
– To nie twoja sprawa. – Obrzucił ją twardym spojrzeniem na znak, że nie pozwoli się tak
traktować.
Strona 15
– Razer, no dawaj. Jestem napalona, jedźmy do domu.
– Co jest? Shade nie ma nastroju? – odpowiedział Razer.
– Dobrze wiesz, że zaspokoję was obu. – Opierając się o jego plecy, otarła się piersiami,
a dłonią przesuwała mu po klatce piersiowej, aż wreszcie dotarła do krocza, gdzie lekko ścisnęła
ukrytą pod dżinsami męskość. Pod jej doświadczonym dotykiem penis ponownie się naprężył.
Pociągnął ją w bok, po czym obcesowo pocałował.
– Weź Shade’a i spotkajmy się na zewnątrz. Zapłacę rachunek i za chwilę wyjdę.
– Po co płacić Mickowi? Czy nie mówił, że to na koszt firmy? Jeśli chcesz wydawać
pieniądze, równie dobrze możesz mi je dać.
– Zawsze za siebie płacimy. Mick nie odpowiada za Tona. Nie bądź chciwą suką
i poczekaj na zewnątrz, bo zapytam Jenny, czy chce się zabawić. Mnie to bez różnicy –
skwitował z lodowatą nutą w głosie.
Sam zrezygnowała z ciętej riposty, wiedząc, że Razer się na nią wścieknie, a nie mogła na
to pozwolić, bo zbyt mocno go pożądała. Kiedy usiadł obok tej cnotki, nauczycielki ze szkółki
niedzielnej, dostrzegła w jego oczach zainteresowanie. Wcześniej mogłaby przyrzec, że nie ma
najmniejszych szans, by dobrać jej się do majtek, lecz tym razem Sam dostrzegła w twarzy Beth
cień wahania, gdy zaprosił ją na drinka. Pragnąc dać mu niezapomnianą noc, znalazła Shade’a
i wyszła na zewnątrz.
***
– Podnieś tę zaspaną łepetynę. – Słysząc ponaglający głos siostry, Beth mocniej przykryła
głowę poduszką.
– Idź stąd. – Miała wrażenie, że dopiero zamknęła oczy.
Troska o Tona zajęła jej ponad godzinę, a później musiała jeszcze odbyć rozmowę
z Lokerem, który przyjął jej opis wydarzeń z zadziwiającym spokojem, i wszystko mu wyjaśnić.
Zawsze był dla niej tajemnicą. Miał prawie czterdziestkę na karku, a do tego nie sposób było go
uznać za przystojniaka. Całe miasto miało go za nieuprzejmego i nieprzyjaznego, co jednak
zupełnie się nie liczyło, ponieważ był znanym biznesmenem, który osiedlił się w Treepoint.
Miasteczko było wyborem odchodzącego na emeryturę ojca Lokera, byłego wojskowego.
Kiedy wyjazdy służbowe Lokera zaczęły się przeciągać powyżej siedmiu dni, zatrudnił
Beth. Ton słynął w całym mieście ze wszczynanych po pijaku burd, ale przy tym cierpiał na kilka
schorzeń wymagających uważnej kontroli. Sądząc po jego zachowaniu, Beth była zdumiona, że
udało mu się zrobić karierę poza wojskiem. Lily podskakiwała na jej łóżku, odciągając siostrę od
tych myśli.
– Chodźmy popływać – zasugerowała Lily.
Pomimo mocno wypełnionych dni roboczych Beth starała się mieć wolny weekend, by
spędzić go z Lily. Zbliżał się termin jej wyjazdu na studia, więc Beth pragnęła wcześniej
poświęcić każdą wolną chwilę swojej siostrze. Świadomość tak dużej zmiany ścisnęła jej serce.
Były sobie tak bliskie, że dziewczyna nie chciała rozstawać się z siostrą.
– W porządku. – Ze śmiechem pospiesznie założyły kostiumy kąpielowe, a na to krótkie
spodenki i koszulki. Beth cieszyła się ze swojego swobodnego stroju, który zastępował
niewygodną odzież noszoną do pracy podczas kontaktów z klientami w różnych częściach
miasta.
Kiedy zjadły szybkie śniadanie i zapakowały lekki lunch, wsiadły do samochodu Beth
i wyruszyły nad jeziorko u podnóża okolicznych gór. Zwykle o tej porze roku nie było tam tłoku.
Dziewczyny odkryły maleńki zakątek z niewielką plażą, gdzie nie było żywej duszy, co dawało
im jeszcze większą prywatność. Bawiły się przez ponad godzinę, po czym wyszły z wody
Strona 16
i leniwie zjadły lunch.
– Gotowa do powrotu do wody? – zapytała Lily.
– Odczekaj dwadzieścia minut, bo złapie cię skurcz – upomniała siostrę Beth, swobodnie
się przy tym wyciągając na miękkim kocu, który woziły w samochodzie właśnie na takie okazje.
Obie siostry były zagorzałymi miłośniczkami pływania, a zimna woda nigdy ich nie odstraszała.
– To przesąd.
– Nie sądzę. Moim zdaniem brzmi prawdziwie.
– Ty leniuchu, po prostu nie chce ci się wstawać – oskarżyła Beth Lily.
– Nie mam siedemnastu lat i nieograniczonej energii. Jestem już stara.
– Masz dwadzieścia cztery lata, to nie starość. A poza tym mam dziewiętnaście,
pamiętasz?
– Czuję się staro, a ty zachowujesz się jak siedemnastolatka – zarzuciła Beth.
– Jesteś tylko zmęczona późnym powrotem wczoraj w nocy.
– Skąd wiesz, o której wróciłam? Kiedy weszłam, miałaś zgaszone światło – zauważyła
Beth.
– Nie spałam. Nie mogę spać, dopóki nie wrócisz – wyznała Lily.
– To się już nie powtórzy, przepraszam.
Lily wzruszyła ramionami.
– To nie twoja wina. Muszę przywyknąć do samotności. No, chyba że jesienią pójdę na
dwa lata do szkoły policealnej, by być bliżej ciebie. – Lily obserwowała reakcję siostry.
Beth pokręciła głową.
– Już ci mówiłam, że dobrze ci zrobią studia dalej od domu. Cały świat stoi przed tobą
otworem. Spróbuj na parę semestrów. Jeśli będziesz naprawdę nieszczęśliwa, to wrócisz do
domu. Wiesz, że do zawodu pracownika socjalnego potrzebujesz szeregu różnych doświadczeń.
– Ale…
– Spróbuj – zachęciła Beth z uśmiechem.
– Dobrze, ale jeśli będzie źle, to wrócę do domu.
Roześmiana Beth zerwała się na równe nogi i chwyciła ją za rękę.
– Chodźmy popływać – zaproponowała starsza siostra.
– Nie miałyśmy odczekać?
– Żyjmy na krawędzi.
Chichocząc, wbiegły do chłodnej wody. Na zmianę podtapiały się i szczęśliwie spędzały
wspólnie czas. Następnie Beth, która sfrustrowała się faktem, że nie może złapać swojej śliskiej
jak foka siostry, ruszyła w stronę koca.
– Spakuję ci rzeczy, jeśli chcesz jeszcze trochę popływać – rzuciła przez ramię.
– Super. – Lily leniwie unosiła się na plecach, machając przy tym do siostry.
Uśmiechnięta Beth właśnie klęczała na kocu, zbierając resztki lunchu, gdy usłyszała
zmierzający w ich stronę głośny dźwięk motorów. Choć zaczęła się modlić, by je minęły,
błagania pozostały bez odpowiedzi i już po chwili do ich cichego zakątka dotarła duża grupa
motocyklistów.
Dziewczyna nieruchomo obserwowała, jak zsiadają z pojazdów i wyciągają z sakw piwo
oraz ręczniki. Rozpoznała wśród nich Razera, Knoxa i Samanthę, która wraz z pięcioma innymi
kobietami przyjechała na tylnym siedzeniu motocykla. Pozostałych członków dwunastoosobowej
grupy zupełnie nie znała.
Beth rozpoznała motocyklistę, z którym wczoraj Sam odjechała z baru. W końcu nie
sposób było go zapomnieć za sprawą tatuaży na całym ciele. Miał ciemne włosy jak Razer, choć
krótsze. Był też szczuplejszy. Roztaczał aurę zagrożenia, która kleiła się do ciała niczym
Strona 17
rękawiczka. On także miał na nosie ciemne okulary, lecz Beth mimo to wyczuła, że zauważył
zarówno ją, jak i Lily.
Skierował uwagę na Lily, która w chwili, gdy motocykle skręciły do ich kryjówki,
właśnie płynęła do brzegu. Beth zamarła podobnie jak jej siostra, gdyż na pięknej twarzy Lily
widniało przerażenie odzwierciedlające odczucia obu sióstr.
Beth nieruchomo siedziała na kocu ze wzrokiem wbitym w siostrę, kiedy poczuła czyjąś
coraz bliższą obecność.
– Możemy się przyłączyć?
– Jasne, ale my właśnie się zbieramy. – Beth starała się mówić spokojnie, by nie
przestraszyć siostry. I tak wystarczająco się bała.
Beth nie sądziła, że grupa je zaczepi. Przecież gdyby nękali kobiety, mówiłoby się o tym
w mieście. Tak naprawdę motocykliści właściwie nie musieli uganiać się za kobietami, gdyż
niedostatek wolnych mężczyzn w tej społeczności zapewniał im szeroki wybór.
Bezpośrednie spojrzenie Razera przygwoździło ją.
– Nie uda nam się nakłonić was do zmiany planów?
– Nie, jesteśmy tu już dłuższą chwilę i wystarczająco na dziś złapało nas słońce.
Razer uważnie przyglądał się siedzącej na kocu Beth. Jej jasne, długie, gęste i jedwabiste
włosy zaczynały już schnąć. Dzięki przedziałkowi na środku okalały jej twarz i opadały w falach.
Skórę miała widocznie zaróżowioną od słońca. Błękitny, jednoczęściowy kostium ledwo okrywał
jasne krzywizny pełnych piersi.
– Założę się, że nie tylko to wam dopiekło – stwierdziła Sam z głosem ociekającym
sarkazmem, ocierając się o Razera. Skierowała ostre spojrzenie na górę od kostiumu Beth, która
się zarumieniła przez świadomość, że przez mokry kostium widać było jej sterczące brodawki.
– Nie zwracaj na nią uwagi. To suka, ale to na pewno już wiesz. Przecież mieszkasz tu
dłużej ode mnie. Cześć, jestem Evie.
– Cześć – odpowiedziała Beth ślicznej brunetce, nie spuszczając Lily z oczu, po czym
wstała, skrępowana założyła szorty i właśnie miała sięgnąć po koszulkę, gdy ubiegł ją Razer. Już
trzymał ją w dłoni, a kiedy po nią sięgnęła, nie chciał jej oddać mimo gwałtownego szarpnięcia.
– Wszystko w porządku? – Wpatrywał się w ciągle nieruchomą Lily.
– Tak, w porządku. – Pospiesznie wyrwała mu koszulkę, po czym założyła ją i schyliła
się po koc.
– Nic jej nie jest? – Zaniepokojona Evie spojrzała na Lily, która zaczynała się trząść. Beth
po raz pierwszy oderwała wzrok od siostry, by zerknąć na mężczyzn. Niełatwo było im ukryć
wyraz twarzy, choć zupełnie nie tego się spodziewała. Wszyscy byli zaniepokojeni, dzięki czemu
Beth przestała się martwić ich przyjazdem. Lily miała na sobie maleńkie, różowe bikini, które
podkreślało jej dojrzałą figurę, ale dziewczyna przestała obawiać się o ich zamiary, gdyż zdradzał
ich wyraźny lęk, a przy tym nie ślinili się na widok jej gibkiego ciała.
– Słuchaj, możemy jechać dalej – zaproponował Razer.
– Nie, w porządku. – Trzymając koc w dłoni, Beth powoli podeszła do siostry. – Lily,
skończyłam pakować. Jesteś gotowa do powrotu?
Lily odsunęła się od niej i ponownie zanurzyła w wodzie. Dłonie skrzyżowała na
piersiach, co jedynie uwydatniło jej jędrne ciało. Beth zatrzymała się, pamiętając, że już coś
takiego się wydarzyło, gdy pijany parafianin zjawił się w domu rodziców z butelką alkoholu.
Dopiero po upływie kilku godzin udało się jej wydobyć Lily z oszołomienia. Wcale nie musiała
zgadywać, jakie koszmary wróciły, bo dobrze o nich wiedziała. Z tego samego powodu Lily
pragnęła zostać pracownikiem socjalnym. Tylko poświęcenie było w stanie wyciągnąć ją
z bezpiecznego schronienia w górach.
Strona 18
– Lily, proszę. Nie zrobią ci krzywdy. Jeszcze nic nie pili. – Beth miała nadzieję, że to
prawda. – Nie masz się czego bać. Czy kiedykolwiek pozwoliłam cię skrzywdzić? – zapytała.
Z drżących warg Lily wydobył się cichy jęk, a ona sama z wahaniem zrobiła krok w stronę Beth.
– Doskonale, słoneczko – pochwaliła ją Beth.
– Na miłość boską, jedźcie stąd. I tak nikt was tu nie chce.
Beth kątem oka dostrzegła, jak Razer ruchem dłoni nakazał Evie skłonić Sam do
zamknięcia ust.
– Dlaczego mam trzymać gębę na kłódkę? Ta koścista dziwka uważa się za lepszą od
nas…
Beth usłyszała ostry skowyt, gdy Evie zamknęła dłonią usta Sam, skutecznie przerywając
dalszą wypowiedź.
– Powiedziałam, że masz być cicho. – W otoczeniu pozostałych kobiet Sam wreszcie
przestała gadać.
– Beth… – Niepewny głos Lily ranił serce Beth.
– No chodź, słodziaku, jeszcze kilka kroków. – Beth cierpliwie czekała na brzegu ze
świadomością, że motocykliści znieruchomieli. Po chwili drżąca Lily znalazła się na tyle blisko,
że Beth mogła ją owinąć kocem. Wyciągnięcie jej z wody wymagało nakładu całej pozostałej
energii. Kiedy się zbliżyły, mężczyźni odsunęli się, zapewniając Lily potrzebną przestrzeń.
Wreszcie Beth udało się wsadzić ją do samochodu. Pospiesznie podeszła do drzwi kierowcy,
gdzie czekał już Razer, podając jej pozostawiony ręcznik i kosz.
– Dzięki – powiedziała.
– Nic jej nie będzie?
– Nie, przejdzie jej, gdy dotrzemy do domu – odparła Beth, po czym dyplomatycznie
usiłowała wyjaśnić: – Nie chodzi o was, chłopaków, lecz o alkohol.
Uśmiech Razera zdradził, że załapał jej kłamstwo.
– Prawdopodobnie zupełnie nie pomógł hałaśliwy gang motocyklistów. – Beth chciała
zaprzeczyć, lecz Razer ją powstrzymał. – W porządku, nic się nie stało. Przerażamy wszystkich
w tej mieścinie. Dwie samotne kobiety w tym odosobnionym miejscu musiałyby być szalone,
gdyby nasz najazd nie wzbudził ich obaw.
Beth po raz pierwszy obdarzyła go niewymuszonym uśmiechem, a kiedy odpowiedział
tym samym, oblała się rumieńcem.
Nie chcąc Lily kazać dłużej czekać, wsiadła do samochodu. Obrzuciła siostrę
zaniepokojonym spojrzeniem, jednocześnie kierując pojazd w stronę domu. Po przyjeździe
przygotowała Lily gorącą kąpiel i lekką sałatkę z kurczakiem na obiad. Jadły w zupełnej ciszy.
W pewnych sytuacjach wracały demony z przeszłości Lily, a Beth dawno temu nauczyła się, że
najlepiej pozwolić, by siostra sama się z nimi uporała. Również bez jej pomocy zwykle zdawała
sobie sprawę ze swej przesadzonej reakcji, a następnym razem starała się lepiej kontrolować lęki.
W nocy obudziły ją krzyki. Beth wpadła do pokoju Lily, która zwinęła się w kącie.
Usiadła obok płaczącej siostry i ujęła ją w ramiona. Jednocześnie gładziła jej ciemne loki, by
nieco załagodzić emocje. Kołysała siostrę, aż ta wreszcie zasnęła. Delikatnie odeszła od Lily, po
czym poszła do swojego pokoju po kołdrę i poduszki, które ułożyła na podłodze, a na nich na
wznak śpiącą siostrę. Beth położyła się obok, wcześniej unosząc jej głowę i podkładając pod nią
poduszkę.
Spały ciasno w siebie wtulone. W ten sam sposób w dzieciństwie spędziły wiele nocy. Na
myśl o przeszłości i cierpieniu Lily Beth poczuła napływające do oczu łzy. Udało jej się przeżyć,
lecz nieustannie towarzyszyły jej brutalne wspomnienia, które tylko czekały na szansę do ataku.
Beth w ciemności pokoju szeptała powtarzaną każdej nocy modlitwę. Robiła to, odkąd Lily
Strona 19
została jej siostrą. Prosiła, by udało jej się znaleźć spokój od koszmarów i by pojawił się przy niej
ktoś dość silny, by go zapewnić.
Strona 20
ROZDZIAŁ TRZECI
Budząc zaspaną Lily, by przygotowała się do kościoła, Beth dostrzegła piękno
niedzielnego poranka. Co niedzielę chodziły na poranną mszę i nawet po trudnej nocy nie
przyszło im do głowy, by zrezygnować. Msza przebiegła w przyjaznej atmosferze i poprawiła im
nastrój, czego nie można było powiedzieć o nabożeństwach odprawianych przez ich ojca. Później
udały się pieszo do miejscowej restauracji po drugiej stronie ulicy. Do dziewczyn dołączyli
przyjaciele Lily, więc zajęli duży stół. Byli żywiołowi jak wszystkie dzieciaki w tym wieku, ale
Lily zupełnie nie przeszkadzało to w przyłączeniu się do nich ze swoim szelmowskim poczuciem
humoru. Beth siedziała na drugim końcu stołu, z zadowoleniem sącząc kawę i obserwując, jak
cienie w oczach jej siostry rozpływają się w fiołkowej głębi. W restauracji było mnóstwo ludzi
czekających na wolny stolik.
– Pastorze Dean! – Lily pomachała do pastora, który właśnie wszedł do środka.
Duchowny otrzymywał po nabożeństwie wiele zaproszeń na lunch, ale zawsze odmawiał. Był
przystojny i do wzięcia, a na dodatek miał mahoniowe włosy, więc kobiety w kościele
nieustannie walczyły o jego uwagę. Dlatego też z dozą zaskoczenia Lily zauważyła, że przeprosił
parafianina, z którym właśnie rozmawiał, i skierował się do ich stolika. Beth obserwowała, jak
wita się z Lily i jej przyjaciółmi, a oni okazują mu wyraźny szacunek. Zresztą nic dziwnego, bo
to był doskonały pastor, który poświęcał czas swoim parafianom, również najmłodszym, co
pozwoliło mu zdobyć ich zaufanie. Dwa lata temu przejął stanowisko po ich ojcu i początkowo
spotkał się z oporem ze strony wiernych. Był bardziej pobłażliwy w sferach, w których ojciec
groził ogniem piekielnym i siarką, jednak Beth zupełnie nie żałowała tej zmiany i była naprawdę
zadowolona, że młodzieży nie naucza się już w tak duszącej atmosferze.
– Dołączy pan do nas? – zapytała Beth, kiedy tylko udało jej się wtrącić słowo.
Pastor Dean się roześmiał i odpowiedział:
– Z przyjemnością. – Odsunął sobie krzesło obok Beth i usiadł. – Pozwoli mi to odpocząć
od tych trudniejszych parafian.
– Ależ, pastorze, nie chcemy uniemożliwić pańskiej trzódce możliwości skorzystania
z zacnego towarzystwa – roześmiała się Beth.
– Zupełnie się nie krępujcie. – Dean zamówił śniadanie u przechodzącej kelnerki. – O ile
nie potrzebujecie mojej rady w sprawie nieśmiertelnej duszy – dodał.
Beth wzruszyła ramionami.
– Nie, z tym wszystko w porządku.
Dean ponownie się roześmiał i szybko pochłonęła go rozmowa z pozostałymi
biesiadnikami. Grupa młodzieży planowała weekendową wycieczkę, by wziąć udział
w odbudowie zniszczonego przez tornado kościoła, o czym dzieciaki z ożywieniem dyskutowały.
Był to przyjemny lunch, czasem tylko przerywany poważniejszymi tematami.
Kiedy zebrany na lunch tłum w restauracji zaczął maleć, Beth dostrzegła w rogu pod tylną
ścianą stolik, przy którym siedział Razer z dwoma kumplami i uważnie się przyglądał grupie.
– Beth! – krzyknęła do niej Lily. – Idziemy do kina, a potem do Charlesa na obiad.
Musimy skończyć prezentację na jutrzejsze zajęcia.
– Dobrze, weź samochód. – Beth sięgnęła do torebki po kluczyki.
– Najpierw cię podrzucimy – zaprotestowała Lily.
Beth zerknęła na zegarek.
– Nie, to w drugą stronę. Spóźnicie się na początek filmu. Przejdę się, to niedaleko.