Amore, amore - ebook

Szczegóły
Tytuł Amore, amore - ebook
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Amore, amore - ebook PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Amore, amore - ebook PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Amore, amore - ebook - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 M A R I A CA R M E N M O R E S E Amore, amore! Miłość po włosku Strona 2 Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Salon Cyfrowych Publikacji ePartnerzy.com. Strona 3 Amore, amore! Miłość po włosku Strona 4 M A R I A CA R M E N M O R E S E Amore, amore! Miłość po włosku Z niemieckiego przełożyła Magdalena Jatowska Strona 5 Tytuł oryginału AMORE, AMORE! Redaktor prowadz cy Monika Koch Redakcja El bieta Ptaszy ska-Sadowska Redakcja techniczna Agnieszka G sior Korekta Monika Pauli ska Jadwiga Przeczek Copyright © by Ullstein Buchverlage GmbH, Berlin. Published in 2010 by Ullstein Taschenbuch Verlag Copyright © for the Polish translation by wiat Ksi ki Sp. z o.o., Warszawa 2011 Copyright © for the e-book edition by wiat Ksi ki Sp. z o.o., Warszawa 2011 Niniejszy produkt obj ty jest ochron prawa autorskiego. Uzyskany dost p upowa nia wył cznie do prywatnego u ytku osob , która wykupiła prawo dost pu. Wydawca informuje, e wszelkie udost pnianie osobom trzecim, nieokre lonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych - jest nielegalne i podlega wła ciwym sankcjom. wiat Ksi ki Warszawa 2011 wiat Ksi ki Sp. z o.o. 02-786 Warszawa, ul. Rosoła 10 ISBN 978-83-247-2658-5 Nr 45010 Strona 6 UNO To przygoda, my l . Z okna samolotu spogl dam na Włochy, które le pode mn spokojne i ciche niczym pi - ce zwierz . W jasnym wietle sło ca widz domy z dacha- mi krytymi dachówk , pinie i cyprysy, a po prawej stronie Elb , otoczon szmaragdowozielonymi wodami. Powie- trze jest tak czyste i klarowne, e dostrzegam migocz ce fale. Głos pilota budzi mnie jednak niebawem ze ródziemno- morskiego letniego snu – we Włoszech jest zimno, tempera- tura wynosi około sze ciu stopni. Odwracam si i zerkam przez szpar mi dzy fotelami. Siedz ca za mn starsza pani wzdycha rozczarowana: – Włochy zdecydowanie nie s tak ładne, jak wszyscy twierdz . – Potem mówi do m a, zaj tego rozwi zywaniem krzy ówki: – Mówiłam ci przecie , eby my polecieli na Lanzarote. – Kolejne westchnienie. – Poza tym włoskie ho- tele s słabo ogrzewane. Dzi ki Bogu, wzi łam ze sob koc elektryczny! Teraz to ja wzdycham. Nie dlatego, e zostawiłam termo- for w Hamburgu. Nie, nie w tym problem. Lec na południe sama, poniewa znowu jestem singielk . To znaczy osob sa- motn , niezwi zan , porzucon . Przed sze cioma tygodnia- mi Christian spakował manatki i u boku pewnej brunetki ra- do nie opu cił na zawsze moje ycie. 5 Strona 7 – Ciesz si – jednogło nie skomentowały kole anki nasze rozstanie. – Lepszy bolesny koniec ni bole ć bez ko ca. Za mało pocieszaj ce uznałam natomiast komentarze w rodzaju: I tak był z niego nieuleczalny podrywacz. ycia z Christianem wcale nie uwa ałam za nieko cz c si bole ć, nawet je li czasami podejrzewałam, e mo e go co ł czyć z któr z moich znajomych. Gdy dwa tygodnie po rozstaniu nadal byłam w stanie prze- łkn ć co najwy ej par jabłek i paczk chrupkiego pieczy- wa, rodzina i przyjaciele stwierdzili, e nale y natychmiast co przedsi wzi ć. Mama, z pochodzenia Włoszka, dzwoni- ła codziennie, by dowiedzieć si , czy wreszcie co zjadłam. – Czy mam przysłać do ciebie twojego brata Antona z mis- k lasagne? – pytała zatroskana. Z kolei najlepsza przyjaciółka usiłowała zaci gn ć mnie do dyskoteki i starała si rozweselić tekstami w stylu: – Kolejny, prosz ! W biurze kole anka okre liła cienie pod moimi oczami jako „tak wielkie jak pasy na autostradzie” i podarowała mi krem przeciwzmarszczkowy, który miał zdziałać „prawdzi- we cuda”. Gdy tak si to wszystko toczyło, a ja w rekordo- wym tempie zu ywałam całe opakowania chusteczek, kto w niebie ulitował si nad moim nieszcz snym losem, ponie- wa w tym samym czasie co mój zawód miłosny, nast pił ol- brzymi kryzys mieciowy we Włoszech. – Co ma wspólnego jedno z drugim? – spytała mnie zdu- miona szefowa, gdy przedstawiłam jej stan rzeczy. – Nie ma tu co prawda relacji przyczynowej, ale pewien zwi zek jednak jest – odparłam, przyznaj , w do ć mało przekonuj cy sposób. – Chce pani wzi ć urlop? – dopytywała si , spogl daj c na mnie znad okularów. – eby pojechać do Włoch? I co chce tam pani robić? Uprawiać cytryny i pomidory, by zapo- mnieć o wielkiej miło ci? Podłe, prawda? Spróbowałam si u miechn ć. – Tak. Pojad do krewnych... Potrzebuj mojej pomocy – wyja niłam. Potem wyj kałam jeszcze par słów o katastro- 6 Strona 8 fie mieciowej, małej liczbie turystów, załamaniu gospodar- czym i swojej włoskiej rodzinie. W trakcie mówienia zacz łam mocno pocić si pod lew pach . Prawdziwe bł dne koło – im bardziej si pociłam, w tym wi ksze popadałam zakłopotanie. Zerkn łam na koszulk – wilgotna plama wci rosła. Im bardziej si wstydziłam, tym wi cej potu wydzielała lewa pacha. Czy szefowa to zauwa yła? W ka dym razie co nagle musiało złagodzić jej nastawienie, poniewa ona równie spróbowała zamarkować u miech. Podsumowała moje nie- składne wyja nienia: – Brat pani matki prowadzi pensjonat w południowych Włoszech, który z powodu tej afery z wywozem mieci zo- stał zamkni ty, poniewa przestali przyje d ać tury ci. Wu- jowi i ciotce tu przed emerytur grozi bankructwo, dlatego chc szybko sprzedać hotel i bardzo pani prosz o pomoc w załatwieniu formalno ci i przeprowadzce? Potakn łam z wdzi czno ci . Nastała chwila ciszy. Aby przełamać zakłopotanie, opowiedziałam jej o swoim dzieci - stwie, o wakacjach nad morzem sp dzanych u dziadków i krewnych, o hotelu La Villa Blu i licznych zagranicznych go ciach. Poniewa szefowa nie próbowała mi przerywać, a nawet patrzyła na mnie z uwag , mówiłam dalej. Dawniej dom był siedzib proboszcza, brata dziadka mojej babki. Musiało to być mniej wi cej w połowie dziewi tnastego wieku, gdy le- gendarny dowódca Giuseppe Garibaldi zjednoczył całe Wło- chy od północy po południe. Paplałam dalej, e nawet po stu pi ćdziesi ciu latach ludzie na południu nie otworzyli serc przed Włochami z północy. I dalej, w nieko cz cym si sło- wotoku, o białych cianach domu, w ci gu dnia chroni cych przed upałem, i o kolacjach pod pergol , po której pi ła si bugenwilla. – Prosz pani, a teraz na powa nie: jak sobie to pani wy- obra a? – przerwała mi szorstko redaktor naczelna. – Nie chce mi pani chyba powiedzieć, e opuszcza nas z powodu jakiej przeprowadzki i wyje d a na roczny urlop nad Morze 7 Strona 9 ródziemne? – Odrzuciła głow do tyłu i za miała si roz- dra niona. – Sama bym tak chciała. Podobnie jak pani stu dwudziestu zestresowanych kolegów! – Wskazała na teczki i albumy zdj ć pi trz ce si na jej biurku. – Jeste my zawa- leni robot ! – rzuciła pospiesznie. – Trzeba pilnie przygoto- wać czerwcowe wydanie z letni mod , a w redakcji działu podró y jedna z kole anek jest na urlopie macierzy skim. Jak mamy sobie radzić? Reklam nieustannie ubywa, zarz d stawia redaktorów pod ogromn presj . Opadłam na krzesło i spojrzałam przez okno na miejski park, przed którym stał na placu autobus. M yło. W szybie zobaczyłam swoj przestraszon twarz i pomy lałam, e ta ponura pogoda pasuje do mojej szarej cery. Wci zastanawiałam si , co mam odpowiedzieć, gdy sze- fowa doko czyła: – Nie mog si bez pani obej ć. To absolutnie wykluczone! Westchn łam. – Chocia ... – mrukn ła – chocia ... mogliby my... było- by... – Pauza. Zmierzyła mnie uwa nym spojrzeniem, obró- ciła si do okna, a potem znowu w moj stron . – Tak sobie teraz gło no my l : gdy b dzie pani we Włoszech, czy mog- łaby pani od czasu do czasu podesłać nam artykuł? Uniosłam głow zdumiona. – Hm... Kontynuowała ju teraz płynnie: – Z południowych Włoch nie jest daleko do Rzymu. Mu- siałaby pani tylko pojechać kilka razy do Rzymu i Mediola- nu, obejrzeć jaki pokaz mody lub wybrać si na targi sztu- ki, utrzymywać kontakt z fotografami... Vecchia volpe – chytra lisica, powiedziałaby moja babka, wieć, Panie, nad jej dusz . Mistrzyni strategii znowu mnie zaskoczyła. Mój wniosek urlopowy został zatem zatwierdzo- ny, ale pod warunkiem, e b d dalej pisać dla magazynu. Dwie pieczenie na jednym ogniu, poniewa mo na było w ten sposób zaoszcz dzić na kosztownym stanowisku kore- spondentki w Mediolanie w tym annus horribilis kryzysu fi- nansowego. Jednocze nie szefowa zyskiwała w redakcji opi- 8 Strona 10 ni wyrozumiałej przeło onej i powiernicy, która pomogła podwładnej w wyj tkowej potrzebie. W wyj tkowej potrzebie – tak to uj ła i zaraz dodała: – Na pewno znalazłaby pani jeszcze nieco czasu dla redak- cji działu podró y, prawda? – Nie czekaj c na moj odpo- wied , wstała i wyj ła z regału teczk podpisan ENIT. – Mo e mogłaby pani wybadać teren i nawi zać kontakt z włoskim biurem turystyki we Frankfurcie nad Menem? Spojrzałam na ni oszołomiona. Czy powinnam jeszcze raz podkre lić, e do osiemnastego roku ycia ka de lato sp dzałam we Włoszech? – Zgodnie z t informacj prasow z Mi dzynarodowych Targów Turystycznych – wyj ła z teczki kartk – Włochy to ulubiony cel młodych par w podró y po lubnej! – Podała mi teczk . – Kiedy dokładnie pani wyje d a? Za dwa tygodnie? To prosz napisać od trzech do czterech tysi cy znaków o włoskich pomysłach na stylowe wesele. – Przesun ła dło- ni w powietrzu z lewej do prawej, jakby ju widziała przed sob artykuł: – Najwa niejsza uroczysto ć w yciu zorgani- zowana na pla y, przy blasku ksi yca, na łodzi... opis, jak wi tuj Włosi: Wenecja, Portofino, Rzym. – Usiadła z wes- tchnieniem: – Zazdroszcz pani! Skin łam głow i wstałam, by si po egnać. Podała mi r k . – Kto wie? Mo e odda pani serce jakiemu gor cokrwi- stemu Włochowi! Pani to ma dobrze! Kto chwyta mnie za rami , a gdy unosz głow , steward podsuwa mi wiklinowy koszyczek. Mrugam, a potem chrz - kam zakłopotana – sobowtór Luki Toniego oferuje mi owi- ni te w czerwon foli praliny w kształcie serc. Buon San Valentino! – widnieje na opakowaniu. Linie lotnicze ycz mi zatem szcz liwego dnia wi tego Walentego. Steward niecierpliwie podtyka koszyczek w moj stron . Zaraz b - dziemy l dować, a on musi obsłu yć jeszcze dwadzie cia rz dów. Wybieram czekoladk . 9 Strona 11 Na małym wysuwanym ekranie umieszczonym pod sufi- tem ledz tras lotu. Czerwona linia ci gnie si od północ- nych Niemiec przez Alpy i wzdłu włoskiego buta prawie do Afryki. Być mo e u miecham si z rozmarzeniem, bo gdy unosz wzrok, natrafiam na spojrzenie m czyzny, który siedzi w tym samym rz dzie po przeciwnej stronie przej cia. – La prima volta in Italia? Pierwszy raz we Włoszech? – pyta i u miecha si . – Tak – odpowiadam sucho. – Che bello, to pi knie! Zatem dziewicza podró . Ma pani szcz cie. Dzi wieje mistral, jest zimno, ale za to pogodnie. Urlop czy praca? Ponownie kłami : – Odwiedzam znajomych. Nie pytaj c o zgod , m czyzna wstaje i siada na wolnym miejscu obok mnie. – Jest pani nauczycielk ? Czy mo e studentk ? Uff. W my lach przewracam oczami. Pierwszy włoski Don Juan podczas mojej wyprawy. Jeszcze dla mnie za wcze nie na m skie znajomo ci, wi c odpowiadam monosillabi: „Tak, nie, nie wiem”. Czaru ignoruje moje pełne rezerwy zachowanie i zaczy- na opowiadać o swoim pobycie w Hamburgu. Mówi tak e o pracy i nie miało wypytuje o mnie i moj rodzin . Gdy sa- molot dotyka ziemi, wyjmuje z kieszeni marynarki srebrne etui i podaje mi wizytówk . „Gaetano Letizia, Capri”, czy- tam. Z tyłu Bł kitna Grota, stary obrazek z czasów Goethe- go. Podziwiam wypiel gnowane paznokcie i wyprostowan sylwetk m czyzny. Nie wygl da jak typowy południowo- włoski macho – przyjemna postać, ciemne włosy poprzety- kane cienkimi srebrnymi nitkami. Na pi knym nosie okula- ry w metalowych oprawkach. Gdy podaj mu swoj wizytówk , u miecha si w nieco zmanierowany sposób i wyci ga wyprostowan r k . Jego dło porusza si przy tym tam i z powrotem niczym delikatny kwiat. Mo e jest gejem?, przemyka mi przez głow . 10 Strona 12 – Giornalista! – wyja nia Gaetano. – Najlepiej podam pani mój numer komórkowy. Gdyby miała pani pytania albo potrzebowała informacji, mo e pani dzwonić do mnie o ka - dej porze. – Jego głos brzmi jak łagodny, monotonny piew. Nie ma w tpliwo ci, jest gejem, stwierdzam. W ko cu Ca- pri od stuleci stanowi mekk homoseksualistów. Oskar Wil- de i spółka! Z jednej strony odczuwam ulg , a z drugiej jestem rozcza- rowana. Jego pogodny sposób bycia zaczyna mi si podobać. Przyci gam beznadziejne przypadki jak magnes, my l so- bie. Czy nie zakochałam si w Christianie, chocia katastro- fa była z góry zaprogramowana? Od pocz tku wiedziałam, e jest nieuleczalnym kobieciarzem. Mimo to nasz zwi zek, pełen wzlotów i upadków, przetrwał sze ć lat. A pierwszy m czyzna, którego teraz spotykam, oczywi cie jest gejem. Znowu bello e impossibile! Pi kny i niemo liwy wyci ga z kieszeni marynarki pióro i zapisuje na bł kitnej wizytówce swój numer komórkowy, po czym oddaje mi kartonik. – Grazie – mówi i wsuwam go do kieszeni. Strona 13 DUE Gdy wysiadam z samolotu, czuj powiew mro nego wia- tru. Niebo wci jest co prawda lazurowe, ale na horyzoncie zaczynaj gromadzić si pot ne burzowe chmury. – Czy to nasze Włochy? – j czy siwa dama, która podró- uje z elektrycznym kocem w walizce. W busie włoscy pasa erowie rozmawiaj przez komórki. „Mamma!” albo „Pasquale! Antonio! Maria!” i „Adesso adesso, wła nie przyleciałem, czekam na baga . Tak, tak, la valigia, potem zaraz do ciebie przyjad ! Tak, lot min ł do- brze. Do zobaczenia! Ciao, ciao”. Rozgl dam si na wszystkie strony. Gaetano jakby si zapadł pod ziemi , pewnie wsiadł do drugiego busa. Aby si czym zaj ć, równie wł czam telefon. „Wind vi augura Buon San Valentino!”. Najwyra niej walentynki musz być dla Włochów wi tem narodowym, prawie jak Bo e Naro- dzenie i Wielkanoc, skoro nawet operator telefonii komór- kowej yczy klientom przez esemes szcz liwego wi ta miło ci. Dostaj elektroniczne serce z porad : „Wybierz numer 4545 i sprawd ofert abonamentow z premi dla zakochanych”. To ci dopiero – przylecieć do Włoch w wi to zakocha- nych, gdy jest si wie o po rozstaniu, my l . Czy naprawd dobrze zrobiłam? Komórka raz jeszcze odwraca moj uwa- g . Drugi esemes: „Cara V., sono in straritardo, jestem me- 12 Strona 14 gaspó niona, sorry! Spotkajmy si od razu w restauracji Anti- ca Trattoria, Via Caracciolo 4. Do zobaczenia. Baci. Twoja C. PS Bardzo si ciesz na spotkanie!”. Chiara, moja nieodpowiedzialna przyjaciółka, znowu wy- stawiła mnie do wiatru. Jeszcze wczoraj wieczorem rozma- wiały my przez telefon i upierała si , e odbierze mnie z lot- niska, a teraz nagle to odwołuje. Czy b d niesprawiedliwa, je li powiem, e tego si spo- dziewałam? Umawianie si z Włochami to przedsi wzi cie, które wymaga przebiegło ci Odyseusza, czaru syreny, a prze- de wszystkim spokoju Buddy. Przed wylotem zadzwoniłam do kilku znajomych z moich letnich wakacji z czasów dzie- ci stwa. „Sentiamoci, zdzwonimy si , gdy przylecisz”, brzmiały niekonkretne odpowiedzi, albo: „Vediamo, zoba- czymy”. – Łatwiej umówić si na spotkanie z rze nikiem ni z Włochem – brzmiał komentarz wuja, gdy opowiedziałam mu przez telefon o swoich odczuciach. – Włochy to paese del pressappoco, kraj w przybli eniu – próbował mnie po- cieszyć. – Je li, na przykład, spytasz konduktora na Sycylii, o której odje d a poci g, odpowie più o meno, mniej wi cej o pi tej. Wszystkie plany s lu ne. W poniedziałek co naj- wy ej bardzo ogólnie wiadomo, jak b dzie wygl dał ty- dzie , pewne s jedynie imieniny matki. No, mo e jeszcze ustala si termin wizyty u dentysty, kiedy boli z b. Wszyst- ko inne jest jak rozpływaj cy si we mgle krajobraz doliny pada kiej – twierdzi wuj Gianni. – Przekaz brzmi: bardzo ch tnie si z tob zobacz , ale je li co mi wypadnie, wtedy b d zmuszony odmówić. Albo: spotkamy si , je eli nie b d mieć innych planów. – Ale to oportunizm! – prawie krzykn łam do słuchawki. – Jestem dla nich kołem zapasowym czy co? – Calma, spokojnie, moja kochana, tak nie jest. Neapol to nie miasto, do którego przyjedziesz, walniesz pi ci w stół i powiesz: „Nie chc !”. Znasz sytuacj – korki na ulicach, strajki i zwolnienia. Dzwoni do ciebie kole anka w potrze- bie albo spotykasz na ulicy przyjaciela i idziesz z nim wypić 13 Strona 15 aperitif. Nagle nast puje imprezisto, nieprzewidziana oko- liczno ć, która miesza ci plany. Dlatego lepiej niczego nie obiecywać i mieć otwarte ró ne mo liwo ci. Pami tasz jesz- cze powiedzenie twojej babki? – Tak – odparłam. – A santi e criature non promettere. – Znaczy to mniej wi cej: nie obiecuj nic wi tym i dzie- ciom. – Brava! – pochwalił mnie wuj Gianni. – Zdradz ci moj wersj : nie obiecuj nic kobietom i dzieciom – dodał artob- liwym tonem. Wuj cieszy si opini niepoprawnego casano- vy, w dodatku nielubi cego dzieci. – No dobrze. Ale odbierzesz mnie pó niej, tak? – spyta- łam zatroskana. – Sì, sì, jak ustalili my, w dniu przylotu zostaniesz u przy- jaciółki w Neapolu, a nast pnego dnia przypłyniesz do nas na wysp promem. B d czekał na ciebie w porcie. D’accordo, zgoda? – Tak, ciao. – Ciao, buon viaggio, ciao, ciao. Czy Chiara nie stawiła si z powodu innych planów?, zastanawiam si , maszeruj c z tłumem rozgadanych wło- skich pasa erów w kierunku punktu wydawania baga u. Jak dobrze! Moja walizka ju czeka na ta mie. Włoski cud! Niestety rado ć trwa krótko, poniewa chwytam wa- lizk tak niezr cznie, e wypada mi z r ki i uchwyt cał- kiem si odrywa. Mannaggia, co za pech, powiedziałby te- raz neapolita czyk. Czy to zły znak? Na szcz cie nie jestem przes dna jak moja matka, która w najdrobniej- szych niepowodzeniach widzi zapowied tragicznych wy- darze . Gdy odwiedziłam j wczoraj wieczorem, by po- egnać si z ni i z papa, podarowała mi z tej okazji mały róg z koralu. Południowi Włosi wierz , e taki róg strze e człowieka przed złymi mocami i zazdro ci . Dla mnie to ludowy prze- s d, si gaj cy pocz tków staro ytno ci. Ju Wergiliusz mó- 14 Strona 16 Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Salon Cyfrowych Publikacji ePartnerzy.com.