9852
Szczegóły |
Tytuł |
9852 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9852 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9852 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9852 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Pocz�tek formularza
Pocz�tek formularza
J�zef Ignacy Kraszewski
�
KAMIENICA W D�UGIM RYNKU
Ktokolwiek zwiedza� Gda�sk i jego okolice � przyzna� musi, �e ma�o miast w Europie tak �redniowieczny na sobie zatrzyma�o charakter, nie wyrzekaj�c si� wszak�e tego, czym �yje tera�niejszo�� i zapewnia si� przysz�o��. Miasta jak ludzie maj� w�a�ciw� fizjognomi�, a �miesznym by by�o utrzymywa�, �e ona jest dzie�em przypadku i nie ma �adnego g��bszego znaczenia. Owszem, jak w cz�owieku, tak w mie�cie rysy og�lne twarzy dla fizjognomisty m�wi� wiele... tak wiele, i� z nich przesz�o�� niemal ca��, tera�niejszo�� w cz�ci, a przysz�o�� cho� po trosze odczyta� mo�na. Gda�sk nale�y do tych szcz�liwych staruszk�w, kt�rych poczciwy, d�ugi, pracowity �ywot wypi�tnowa� si� na licu; a mimo wieku jest i krasa na policzkach, i �ycie w oczach zmarszczkami okrytych. Jak z pompeja�skich gruz�w, tak z tych szczyt�w XVII i XVIII wieku, z gotyckich budowli XIII i XIV, s�ycha� przesz�o�� opowiadaj�c� dzieje nadmorskiej osady, miasta, grodu, portu i targowicy... Na ka�dym kroku spotyka podr�ny jak�� niezbyt zawik�an� zagadk�, kt�r� sobie z przyjemno�ci�, nie �ami�c bardzo g�owy, wysylabizowuje. Nie szkodzi to te� nic Gda�skowi, �e jest i dla artysty pe�nym wzor�w, motyw�w, temat�w do �licznych obrazk�w.
A kt� policzy, ile w tych �cianach, gankach, na poddaszach, po uliczkach i zak�tach kryje si� poda�, powie�ci, dramat�w i ob�amk�w �ywota ludzkiego? Na wsi spokojnej, w miasteczku zamieszkanym przez emeryt�w, procentowicz�w i rozmaite kalectwa odpoczywaj�ce po burzach �ywota... formu�a �ycia i historia ludzi s� niezmiernie proste. Urodzi� si�, �otrowa� troch�, pi�, hula�, jad�, o�eni� si�, zrujnowa� i... Bogu ducha odda� (je�li tylko Bogu). W mie�cie takim, jak Gda�sk, gdzie �y�y z�ota jak w Kalifornii jednego dnia otwiera�y si� szcz�liwym, a drugiego wysycha�y do szcz�tu... gdzie prac� od szel�ga nabywa�y si� maj�tki, a upojeniem zbogacenia traci�y, gdzie wczorajszy ulicznik m�g� by� nied�ugo kapitalist�, a kapitalista n�dzarzem... poj�� �atwo, co pieni�dz, ten wszechmog�cy pan �wiata... figl�w p�ata�, dramat�w rozwi�zywa� niespodzianie, i ile dawa� szcz�cia, co wywo�ywa� wstydu... i bole�ci.
Tote� zbli�ywszy si� do dawnych mieszka�c�w pomorskiego grodu... mo�na si� bez liku nas�ucha� opowiada�, tradycyj, stokro� wi�cej zajmuj�cych w swej prostocie ni�eli sztuczne owe powie�ci nasze, kt�re my z tak� bied� i mozo�em wymy�lamy dla rozrywki i po�ytku czytelnik�w naszych.
Brzydk� to jest rzecz� m�wi� o sobie i zaczyna� opowiadanie od rachunk�w sumienia, ale czasem si� tak z�o�y, i� tego unikn�� niepodobna. Nie wahamy si� wstrzyma� �askawych naszych czytelnik�w (!!) wyznaniem im na ucho i pod najuroczystszym zakl�ciem, �e � nigdy powie�ci nie tworzym z w�asnej fantazji. Mocno przekonani, i� rzeczywisto�� tak jest bogat�, i� my si� z ni� mierzy� wcale nie mo�emy, zwykli�my po prostu okrada� Pana Boga, kt�rego to nie zubo�y, i pos�ugiwa� si� tym, co nam spadnie gotowym z �ycia. Kto by si� uskar�a� na brak zasob�w do powie�ci, ten chyba nie umia�by u�y� tego niezmiernego bogactwa materia��w, kt�re go otacza i wala si� pod stopami. Na nieszcz�cie z tych kopalni marmur�w my potem robiemy cz�sto... gruz, du�o py�u, ob�amk�w... a rzadko kiedy pomnikowe dzie�o. Ale folgujcie, pa�stwo, s�abo�ci ludzkiej i � przebaczcie!!
Najzr�czniejszym z powie�ciopisarzy b�dzie zawsze ten, kt�ry jak najmniej... tworzy, ba�amuci i k�amie; najszcz�liwszym za to, kto pods�uchuje i powtarza wiernie.
L�kam si�, aby kto� z po�piechu, przy, uchowaj Bo�e, rozdra�nieniu nerwowym lub usposobieniu ��ciowym � nie wywnioskowa� sobie z tego, �e jeste�my za... realizmem czystym i nie znamy a zna� nie chcemy warunk�w sztuki... tworzenia i pi�kno�ci idea�u! A! idea�y... idea�y tworzy te� i rzeczywisto��, i warunki kreacji zna ona przynajmniej tak dobrze, jak estetycy wyk�adaj�cy teorie pi�kna po uniwersytetach. Nie wszystko jest pi�knym w naturze... ale natura w chwilach szcz�liwych jest doprawdy tak pi�kn�, jak nigdy nie bywa sztuka! Sztuka tylko t� znikom� chwil�... ten b�ysk ducha niebieski... to ukazanie si� idea�u... wciela, chwyta i pozwala nam d�u�ej si� wra�eniem jego napawa�. Wierzcie mi, pa�stwo, tw�rczo�� cz�owieka... jest zapo�yczon� od Boga... i bez pierwowzoru... ziarna piasku z atom�w utworzy� by nie umia�a. My si� napawamy Bo�� ide� i jej blaskiem... a jak mniej wi�cej czyste lub m�tne zwierciade�ka... odsy�amy to �wiat�o odbite.
Ca�y ten wst�p (mo�e troch� nudny...?) mogliby�my zast�pi� kilk� wyrazami, o�wiadczaj�c, �e do powie�ci naszej �ycie dostarczy�o w�tku... ale chcieli�my si� troch� wywn�trzy� i troch� pogaw�dzi�. Nie jest to grzech tak wielki, by przebaczonym by� nie m�g�. A za wyznaniem pierwszym idzie te� drugie znowu, i� w osobach wchodz�cych do opowiadania nie nale�y szuka� i odgadywa�... po imieniu �ywych albo zmar�ych. Warunkiem jest dla nas, by�my wzi�t� z �ycia prawd� tak pi�knie ubra� potrafili i przestroi�, aby w niej nikt ani siebie, ani bli�niego nie pozna�. Smutn� by�oby rzecz� �ywi� si� tak surowym mi�sem lub co gorzej... zw�okami nieboszczyk�w.
Staro�ytni mistrzowie, maluj�c �mier� cz�owieka, wyobrazili j� bardzo kunsztownie. Z ust, umieraj�cego wymyka�a si� duszyczka zwierz�ca, a z ust tej dopiero... duch ludzki. Ten maluteczki cz�owieczek... jest w�a�nie tym, co sztuka z rzeczywisto�ci chwyci� ma prawo. Nie skostnia�ego ona maluje trupa, ale t� skrzydlat� jego duszyczk�, tak�, jak� j� �ycie uczyni�o... brzydk� lub anielsko pi�kn�.
Na tym koniec spowiedzi i gaw�dzie � wracamy do Gda�ska...
Niedaleko od Artushofu i wspania�ego ratusza, na kt�ry sk�ada�y si� wieki, buduj�c si� bardzo figlarnie, bo nawet z pomoc� po�ar�w przyczyniaj�cych si� do coraz pi�kniejszego i bogatszego wznoszenia gmach�w... kt�re niszczy�y pozornie, by z ni� m�ode feniksy powsta�y � by�a (i jest) kamienica �wiadcz�ca, i� jej w�a�ciciele nale�e� musieli do najmaj�tniejszych rodzin miasta, gdzie niemal wszyscy byli zamo�ni. Sama powierzchowno�� domu wzbudza�a uszanowanie; rozmiar, jak na Gda�sk, by� znaczny, bo gdy inne fronty cz�sto trzema i dwoma, i jednym oknem patrz� w ulic�, ten, o kt�rym m�wimy, liczy� ich a� pi��, i to... dosy� szeroko rozstawionych. Ganek obyczajem tutejszym wybiega� prawie do �rodka drogi, jakby go�ci zaprasza� � a by� to portyk, cho� bez kolumn i pokrycia... ozdobny, wytworny, wyrze�biony, wystrojony � od�wi�tny. Dwie chimery le�a�y z dw�ch stron z rozdartymi paszczami, nastawionymi skrzyd�y i fantastycznymi zwojami, nierozwik�anej budowy, na kt�r� si� sk�ada�y zwierz�ta, ptaki, reminiscencje cz�owieka i w�a. Artysta sobie pozwoli� tworzy� je, nie pytaj�c o pozwolenie ani naturalist�w, ani mitolog�w. Istoty te widocznie wyros�y nad brzegiem Ba�tyku, dla pociechy i dumy w�a�ciciela, kt�ry m�g� takich dw�ch niebywa�ych str��w postawi� sobie przy schodkach. Opr�cz nich sta�y i dwie ogromne kule na s�upkach... a �ciany ganku przyozdabia�y p�askorze�by, obrazy przedstawiaj�ce handel, przypominaj�ce podr�e, pe�ne cud�w �wiaty zamorskie... i cnoty potrzebne tym, kt�rzy po�redniczyli pomi�dzy domem a obczyzn�... Po wschodach otoczonych tymi rze�bami wst�powa�o si� na podniesiony ganek, ca�y wy�o�ony posadzk� kamienn�... przepyszne drzwi z drzewa najkunsztowniej znowu wydzierzganego d�utem i stolarszczyzn� powleczonego... wiod�y do wn�trza kamienicy. Ale zgrzeszy�by, kto by si� po�pieszy� wnij��, nie obejrzawszy na wspania�y szczyt domostwa.
W ko�cu XVII wieku facjata ze szczero gotyckiej przeistoczon� zosta�a wytwornie na nowszego smaku budow�. Na ostrym przycz�ku sta� Archanio� Micha� z rozpi�tymi skrzyd�ami, podniesionym mieczem p�omienistym i tarcz� z napisem Quid ut Deus? Kto jak B�g? (Wiadomo, �e to jest hebrajskie znaczenie wyrazu Michael...). Poni�ej mi�dzy oknami, na �cianach, gdziekolwiek gzyms i wy��obienie zostawi�o pr�ni�, XVII wieku architekt nasia� kwiat�w, nawiesza� wie�c�w, nasadzi� owoc�w, narzuca� anio�k�w, nastawi� kariatyd pe�nych fantazji. Zdawa�o si�, i� mu sz�o o to, aby nie pos�dzono w�a�ciciela o sk�pstwo, a jego o brak pomys��w. Wszystko to by�o �wie�o wykute z kamienia i uczciwie narysowane, z tym wdzi�kiem epoki, kt�ry cho� cz�sto chce nadto... rzadko te� nie wywo�a wra�enia. Pomi�dzy oknami pierwszego a drugiego pi�tra roz�ciela�y si� ca�e obrazy biblijne... historia patriarchy Jakuba, wy�ej w mniejszych odpowiadaj�cych im medalionach, a ponad trzecim ju� wykwita�y li�ciaste tylko ozdoby. By�o tego wszystkiego mo�e nieco za wiele, za obficie, ale razem wzi�ta facjata uderza�a wszak�e w�a�ciwym stylem... �mia�o u�ytym i wykonanym szcz�liwie.
Niejeden si� pyta, przechodz�c ulic� z w�skimi kamieniczkami, co te� domy takie zawiera� mog�, kt�re ledwie par� okienek maj� na czole? A�eby sobie na pytanie to odpowiedzie�, potrzeba wnij��, obejrze� podw�rze i zrozumie� ekonomi� wewn�trzn� budowli, kt�re bokiem stoj� po wi�kszej cz�ci do ulicy, a ci�gn� si� w g��b podw�rcami, skrzyd�y i rozrastaj� tajemniczo. Nasza kamienica by�a tak�e tej natury i front jej o pi�ciu oknach kryl obszerne bardzo domostwo wyci�gni�te ku drugiej bocznej uliczce, na kt�r� znowu patrzy�o inn� twarz�, dosy� ozdobn�, cho� mo�e nie tak, jak g��wna, wytworn�. Nie jedna rodzina, ale kilka pob�ogos�awionych przez Boga mog�y si� wybornie w tych rozleg�ych zabudowaniach pomie�ci�.
Wyt�umaczy nas dalszy ci�g opowiadania z tego na poz�r zbytniego zaj�cia domem, kt�ry zdaje si� gra� pierwsz� rol�... i w istocie ma niepo�ledni� w historii rodziny, kt�rej losy tre�� tej powie�ci stanowi�. Prosimy wi�c o cierpliwo�� czytelnik�w i nie zapuszczaj�c si� na ten raz w g��b kamienicy, zwr��my si� do ludzi, kt�rzy j� zamieszkiwali.
W pierwszych latach XVIII wieku (historia nasza musi si�gn�� tak daleko), gdy kamienica, o kt�rej mowa, by�a jeszcze w�asno�ci� spadkobierc�w po zmar�ym kupcu Stenzlu, a nie wygl�da�a wcale tak pi�knie � przyby� do Gda�ska �redniego wieku m�czyzna z kilkoletnim ch�opi�ciem. By� on tu ca�kiem obcy; zamieszka� w naj�tym dworku na przedmie�ciu i z pocz�tku �y� bardzo samotnie. M�wiono, �e by� szlachcicem, �e posiada� znaczn� maj�tno��, �e wypadki jakie� nieszcz�liwe wygna�y go z kraju i zmusi�y szuka� przytu�ku daleko. Zwano przybysza Janem Paparona. Nierych�o zawi�za� on tu stosunki, znalaz� sp�lnika do handlu i oddal si� nowemu zawodowi z ca�� gorliwo�ci� �wie�ego jeszcze cz�owieka, kt�ry chce i potrzebuje si� dorabia�. Z ma�ym, jak si� zdawa�o, kapita�em, Paparona ��czy� niezmiern� energi� i pracowito��. Wychowanie dziecka, kt�re prawie nieustannie mia� przy sobie, i zaj�cia handlowe poch�ania�y wszystek czas jego. Szcz�ciem trafi� na uczciwego i roztropnego, oswojonego z miejscowymi stosunkami wsp�lnika, zdziwi� go zdolno�ciami i niezmordowan� prac�, a Pan B�g tak im poszcz�ci�, i� wkr�tce kapita� ich ur�s� znacznie. Paparona otrzyma� prawo miejskie, rozwi�za� sp�k� i poszed� dalej o swej sile. Nie�atwo to nowemu cz�owiekowi, przybyszowi nieznanemu wcisn�� si� w spo�ecze�stwo obce, zyska� zaufanie, wyrobi� sobie stanowisko w�r�d starszych wsp�zawodnik�w miejscowych. Paparona zna� od razu przygotowanym by� do walki, do znoszenia nieprzyjemno�ci nieuniknionych, z zimn� krwi� nastawia� im czo�a, szed� swoj� drog� z rozwag� ch�odn�, z wytrwaniem upartym, nie zra�aj�c si� niczym i... zwyci�y�. Pokona� on to, co mu stawa�o na przeszkodzie, prawo�ci� charakteru wi�cej ni� umiej�tnym zabieganiem, prac�, bystrym poj�ciem natury tego handlu, do kt�rego przyszed� zrazu nowym, obcym, a w ko�cu sta� si� dla wszystkich wyroczni�. Nadzwyczajna oszcz�dno��, �ycie skromne, zdrowie zahartowane i twarde, dozwoli�y mu wystarczy� wszystkiemu � zajmowa� si� czynnie handlem, spekulowa� i pilnie j�� si� wychowania dziecka, kt�re kocha� z czu�o�ci� niezmiern� i dla kt�rego zdawa� si� jedynie �elazne podejmowa� trudy. Dla siebie oszcz�dny a� do sk�pstwa, dla tego jedynego dzieci�cia by� niemal rozrzutnym. Najlepsi nauczyciele, najwyszuka�sze �rodki u�atwiaj�ce nauk� � najdro�sze rozrywki nic go dla mi�ego Bartoszka nie kosztowa�y. Celem �ycia by�o to rosn�ce �liczne dzieci�, kt�re si� wszak�e nie zdawa�o przeznaczonym na wzi�cie w spadku ojcowskiego handlu i stanowiska... Maj�tno�� Paparony, kt�ra nie mia�a by� znaczn�, gdy do Gda�ska przyby�... uros�a do tak wysokich rozmiar�w, i� wkr�tce naby� ow� kamienic� po Stenzlach na najg��wniejszej ulicy, opr�cz tego wzi�� w jakim� d�ugu dworek z gruntem na p� drogi ku Oliwie, po�o�ony w�r�d wzg�rk�w... i liczono go na miliony. By� mo�e, i� nie ca�a ta fortuna by�a owocem pracy i oszcz�dno�ci, gdy� przybysz kilka razy wyje�d�a� tajemniczo i m�wiono, domy�lano si� przynajmniej, �e znaczne sumy z sob� przywozi�.
W�r�d tych zaj�� pan Jan Paparona pozosta�, czym by� w pocz�tkach, cz�owiekiem �ycia skromnego, zamkni�tym w sobie, milcz�cym, powa�nym, a nieznu�onym w pracy.
Nawet ci, co si� do� dosy� poufale zbli�ali, jego pierwszy wsp�lnik, ludzie co dzie� si� on ocieraj�cy, nic nie wiedzieli z jego przesz�o�ci � pokryta ona by�a jak�� tajemnic� wiele daj�c� do my�lenia. Nie �miano jej ods�ania�, dopytuj�c go, badaj�c, gdy� pan Jan widocznie o przesz�o�ci m�wi� nie lubi�. C� w niej si� kry�o bolesnego. Zerwa� on ze swoim �wiatem, stosunkami, krajem i wyrobi� sobie nowe, kt�re synowi ukochanemu chcia� w spadku zostawi�.
Ci, co osobi�cie znali Paparon�, mieli dla� szacunek po��czony z pewn� obaw�. Skromny kupiec kry� w sobie utajonego butnego niegdy� wojaka, kt�ry wejrzeniem i postaw� chwilowo si� zdradza�. Bywa�o, �e gdy go co oburzy�o, rozprostowa� si�, podni�s� czo�o, uderzy� r�k� po boku, jakby szuka� � ale wnet przypomnienie po�o�enia, stanowiska... przywraca�o mu zimn�, zrezygnowan� postaw� cz�owieka, co si� wyrzek� uczu� i nami�tno�ci niew�a�ciwych stanowi nowemu. U�miecha� si� gorzko, k�ania� grzecznie, spuszcza� oczy i ci�gn�� taczk� dorobkowicza.
Dzieci� z takim wychowane staraniem i mi�o�ci�, jakby mu ojciec chcia� da� zapomnie�, �e nigdy matki nie zna�o � wyros�o na podziw pi�kne, bujne i rozko�ysane pieszczotami w kolebce, ale ci, co znali Paparon� i jego syna, pytali si� w duchu siebie, do czego je przysposobiono i przeznaczono. W istocie trudno by�o odgadn��. Ojciec przyj�� miejskie nie tylko prawo, ale obyczaje i spos�b �ycia, nie zdawa�o si� wi�c, a�eby syna chcia�, dorobiwszy si� maj�tno�ci, wr�ci� stosunkom zerwanym i �wiatu obcemu. Kupno kamienicy w Gda�sku i ca�y sk�ad interes�w wymaga�y zajmowania si� czynnego handlem, kt�ry domowi temu szed� na podziw szcz�liwie. Cytowano Paparon� jako dow�d, co mo�e uczciwo��, praca i rozum, nawet w cz�owieku nie oswojonym z zawodem, kt�remu odda� si� w p�niejszym wieku. Nikt nie przypuszcza�, aby dom m�g� by� zwini�ty. Tymczasem wychowanie i zami�owanie m�odego Bartoszka wcale w nim kupca nie obiecywa�y. By� to �wietnie wychowany ch�opak, m�wi�cy doskonale kilku j�zykami, je�d��cy konno wybornie, lubi�cy fechtowa� si�, ta�cuj�cy prze�licznie, maluj�cy jak artysta i ze szczeg�lnym zami�owaniem dla sztuki, kt�ra zdawa�a si� by� prawie nami�tno�ci� jego. Ojciec czy nie �mia�, czy nie umia� przynagla� go do pilniejszego zaj�cia nad ksi�gami kupieckimi i rachunkami. Wchodzi�o to wprawdzie w zakres jego zatrudnie�, sta�o na programie, ale Bartoszek przychodzi� rzadko do kantoru, siad� za st�, a�eby rysowa� szkice na bia�ym papierze, ojciec u�miechaj�c si� podziwia� jego talent, ca�owa� w �liczne czo�o i po kr�tkiej gaw�dce nadchodz�ca pora przeja�d�ki lub czytania przerywa�a nudnie i dla formy tylko zatrudnienia przesiedzian� godzin�.
Przyjaciele Paparony robili mu uwag� nieraz, i� syna zbyt �wiatowym, nadto pieszczonym wychowywa� sposobem; odpowiada� im, �e mu dosy� zostawi maj�tku, aby swym fantazjom m�g� dogodzi�, a co si� tyczy handlu, to raz urz�dzone i w tryb pewien wprowadzone interesa p�j�� musz�, nawet gdyby ich sw� prac� nie od�ywia�. Potrz�sali na to g�owami ludzie do�wiadczeni, ale trudno si� by�o sprzecza�, a ukazywa� niebezpiecze�stwo za p�no. Ojciec mia� tak widoczn� s�abo�� dla syna, i� mu nic odm�wi� nie m�g�. Dorasta� w�a�nie m�ody cz�owiek, gdy zacny Jan, kt�ry pracowa� do ostatniej niemal godziny �ycia z zajad�o�ci� i pasj� nad powi�kszaniem ju� i tak kolosalnej fortuny, zazi�biwszy si� w spichrzach zbo�owych wiosenn� por�... zachorowa� i umar�. Czuj�c zbli�aj�cy si� zgon, przywo�a� syna, zamkn�� si� z nim na godzin kilka, m�wiono, �e mu familijne mia� powierzy� tajemnice, odda� jakie� papiery. Bartosz wyszed� sp�akany i smutny. Ojciec nazajutrz nie �y�.
Po �mierci zacnego Paparony wykonana likwidacja jego maj�tku nieruchomego i ruchomego, kapita��w, statk�w, nale�no�ci w domach bankowych wykaza�a kilka milion�w talar�w czystego mienia, co na owe czasy by�o bogactwem ogromnym i stawi�o Bartosza na czele niemal pieni�nej arystokracji miasta Gda�ska.
Ci, kt�rzy domy�lali si� wcze�nie bardzo znacznej fortuny, nie rachowali wszak�e ani na po�ow�... zdumia�o to wszystkich. M�ody Paparona o�wiadczy� zaraz, i� nadal interesa ojcowskie prowadzi� b�dzie, zatrzyma� w biurze pomocnik�w, zachowa� stary porz�dek, s�owem, nie okaza� wcale ch�ci zmiany stanu i zaj�cia. Ale ze �mierci� pana Jana zmieni�o si� wszystko sam� rzeczy natur�, w kilka miesi�cy ju� stagnacja czu� si� dawa�a... nie by�o tego, co dawa� �ycie i wlewa� ducha. Klienci domu nie znajdowali nigdy prawie m�odego Paparony tam, gdzie by by� powinien osobi�cie si� stawi�... rozm�wi� si� z nim o interesach by�o trudno, zdawano wszystko na pierwszego komisanta... on sam ledwie mia� wyobra�enie o handlu i toku spraw.
Wprawdzie zaprasza� za to na wyborne obiady i �niadania, przyjmowa� z go�cinno�ci� wystawn�, grzecznym by� po pa�sku, mi�ym niezmiernie... ale to wszystko nie obudza�o zaufania. Interesa sz�y zrazu tym pop�dem, jaki im nada� ojciec, potem zacz�y wolniejszym ju� posuwa� si� trybem, opieszalej... czynniejsi wiele z tego skorzystali, fortuna nie cierpia�a jeszcze, ale ju� o powi�kszaniu jej, jak za nieboszczyka co roku, i mowy by� nie mog�o.
Tymczasem przysz�y dla pana Bart�omieja lata m�odo�ci, w kt�rych �ycie si� u�miecha wszelkimi szcz�cia obietnicami... Bogaty, pi�kny, wychowany po paniczowsku, wszed� w towarzystwa, kobiety go ci�gn�y, o interesach ani wiedzie� nie chcia�. Roztargniony przychodzi� czasem do biura, przem�wi� s��w kilka do starego swego poczciwego komisanta, po�artowa� z m�odszymi, grzecznie si� k�ania�, i ucieka�. Starzy przyjaciele domu z tego wszystkiego nie rokowali nic dobrego. We wszelkich podobnego rodzaju przedsi�bierstwach co nie idzie naprz�d, cofa� si� musi i upada�. Tu, je�li dot�d nie by�o upadku widocznego, by�a dotykalna stagnacja, interes�w brak�o. Ducha przedsi�biorczego nie mia� pan Bart�omiej wcale, a w interesach tego uporu i ch�odnej zaci�to�ci, kt�rej one wymagaj�; najmniejsza rzecz go zra�a�a, cofa� si�, ust�powa� i bardzo po pa�sku wsp�zawodnikom schodzi� z drogi. �miano si� ze� po cichu, ale szlachetno�� charakteru, niezmierna us�u�no�� czyni�y go mi�ym ludziom. Przebawiwszy lat kilka na niedosz�ych r�nych mi�ostkach, pan Bart�omiej nareszcie trafi� bardzo szcz�liwie... �eni�c si� z c�rk� bogatego kupca i mieszczanina Helmutha. By�a to naj�wietniejsza partia w Gda�sku, najpi�kniejsza panna, najwi�kszy posag i najstarsza firma niepokalana!!
Duch ojca zza grobu jeszcze widocznie czuwa� nad ukochanym dzieci�ciem... ma��e�stwa tego zazdro�cili mu wszyscy. W istocie panna Dorota by�a najmilsz� istot� w �wiecie, pieszczon� u ojca i jedyn� jego spadkobierczyni�. �lub ten kojarzy� nie tylko ludzi dwoje, ale dwa domy i dwie pot�ne fortuny. Stary Helmuth by� zabieg�y, przebieg�y, czynny, przysz�o�� obiecywa�a si� �wietn�. I szcz�cie te� ja�nie� musia�o nad domem, bo m�odzi ludzie si� kochali... panna by�a idealnie pi�kn�, jakby wyhodowan� w szklarni, delikatn�, �wie��, a nie znaj�c� nic w �wiecie pr�cz niewinnych jego rozkoszy. Bartoszek zakochany w niej na zab�j. Wesele odby�o si� z tym przepychem tradycyjnym mieszczan bogatych, kt�rzy zwykli byli w podobnych razach wyst�powa� �wietnie i ca�e niemal miasto zaprasza� na gody. Orszak panny m�odej, wyst�p pana m�odego, ognie sztuczne, teatr domowy, maskarada, bal, sto�y na kilkaset os�b, beczki wina dla ludu w ulicach... epitalamy drukowane na at�asie... wie�ce, �uki tryumfalne... wszystko to zajmowa�o miasto przez par� tygodni. Paparona dom wspaniale na nowo na przyj�cie swej oblubienicy urz�dzi�. Stary Helmuth, troch� sk�py, t� raz� powiedzia� � niczego nie �a�owa� � i zdumia� tych, co go znali.
Obudzi�o to troch� zazdro�ci w ludziach, da�o pow�d do r�nych plotek i uk�sze�, ale najz�o�liwsi zaprzeczy� nie mogli, i� dawno Gda�sk nie widzia� nic podobnego. Bartoszek szcz�liwy, rozja�niony, poczu� �ycie nowe. I on, i �ona mieli upodobanie i gust wykwintny, zaraz wi�c po o�enieniu najpierwsz� rzecz� dla obojga by�o dom stary odpowiednio do my�li swej urz�dzi�. Sprowadzono rze�biarzy, rysownika, malarzy, zam�wiono najlepszych rzemie�lnik�w, nie wahano si� marmury kupi� we W�oszech i restauracj� pocz�to na tak� skal�, i� miliony poch�on�� mog�a. Stary Helmuth stan�� w pocz�tku oporem, robi� uwagi, usi�owa� odwie�� od tak kosztownego przedsi�wzi�cia, ale c�rka umia�a go sobie pozyska� i zamkn�� mu usta. W par� lat p�niej �mier� mu je te� zawar�a na wieki. Bez przeszkody oboje pa�stwo oddali si� ulubionemu marzeniu uczynienia z domu tego pie�cide�ka, kt�re by by�o cudem i podziwem dla miasta. Opr�cz tego grunt i liche domostwo na p� drogi do Oliwy na wzg�rzach zamierzono przeistoczy� na letni� will� i park prawdziwie pa�ski. Dorota chcia�a, aby si� zwa�a will� �Bartolomea�, on pragn�� jej da� imi� �Dorote�, stan�o przy pierwszym i r�wnocze�nie z przebudowywaniem kamienicy rozpocz�li arty�ci plany budowli, parku, fontann, kt�re pi�kne wiejskie schronienie przyozdobi� mia�y. Roboty p�dzone przez oboje pa�stwo, kt�rzy si� nimi zajmowali nami�tnie, sz�y szybko, ale poch�ania�y sumy ogromne. Urodzenie syna... na chwil� tylko oderwa�o od nich.
W rok po przyj�ciu jego na �wiat pi�kna Dosia zachorowa�a ze zbytku mo�e szcz�cia, kt�re tak umie zabija� czasem zdradliwie, jak niedola, a bole�ci �ywi� i krzepi�. Zacz�o si� to od ma�ego kaszelku, od zbytnich rumie�c�w na �licznej twarzy bia�ej jakby wypalonych, zdawa�o si� to niczym, potem nast�pi�o os�abienie, niemoc, niepok�j... lekarze cicho m�wili o suchotach, radzili podr� jak zwykle, gdy si� chorego chc� pozby�. Pan Bart�omiej wybra� si� z �on� na po�udnie, ale �liczna Dosia, nie dojechawszy dalej jak na brzeg Renu, zgas�a na ramieniu m�a, z�o�ywszy g��wk� do snu. Rozpacz biednego cz�owieka by�a niewys�owion�, �al straszny. Za cia�em ub�stwionej istoty szed� biedny pieszo, wiod�c je do tego rodzinnego k�ta... gdzie ju� szcz�cia znale�� nie mia� nigdy. Jaki� czas po tym wypadku, kt�ry go z�ama� i nagle do ci�kich �ycia zapas�w sprowadzi�, pan Bart�omiej by� zamkni�ty, milcz�cy, oboj�tny na wszystko. Nawet dzieci� nie pociesza�o go, unika� ma�ego Albertka, kt�ry mu nadto przypomina� �on�, nadzieje, czasy b�ogie, a niepowrotne. W rok po zgonie Doroty, kt�ry by� przerwa� i zwolni� prace rozpocz�te oko�o kamienicy i willi, rozbudzi�a si� znowu w Paparonie gor�czkowa nami�tno�� owa do budowli. Powodem mo�e by�o to w�a�nie, i� si� nimi nieboszczka �ywo tak�e zajmowa�a, chcia� my�l jej przywie�� do skutku. Z now� gorliwo�ci� rzuci� si� do architektury, malarstwa, rze�by i sam niemal sta� si� artyst�... Nie dziwiono si� wcale, �e w tym szuka� roztargnienia, zaj�cia, upojenia, aby o srogim �alu swym zapomnie�. Ale ten towarzyszy� mu wsz�dzie, by� szczerym i g��bokim i nie usta� do zgonu.
Mo�e sza� artystyczny czy inne jakie powody odci�gn�y pana Bart�omieja od troskliwego zaj�cia si� losem dziecka, kt�re chowa�o si� szcz�liwie, zdrowo, ale w r�ku obcych i pod wp�ywem cudzym. Ojciec z dziwn� oboj�tno�ci� i surowo�ci� nawet si� z nim obchodzi�. Sam rozpieszczony, mo�e z pewn� my�l� surowiej chcia� wyhodowa� Alberta. Nie zaniedbywano nic, co do wykszta�cenia jego przyczynia� si� mog�o, ale Paparona skierowa� nauki ku przysz�emu zawodowi do handlu, do przemys�u i rzeczywisto�ci. Jakby umy�lnie unikano wszystkiego, co by w ch�opi�ciu ojcowskie zami�owanie w sztukach obudzi� mog�o.
R�s� tak na uboczu sierota ponuro, smutno i te pierwsze lata �ycia wp�yw na jego charakter wywar�y stanowczy. Niepodobny do ojca i matki, dosy� pospolitych rys�w twarzy, przypominaj�cych dziwnie dziada Helmutha, Albert od dziecka tak pocz�� by� sk�pym, i� go za fenomen w swym rodzaju uwa�ano. Tej nami�tno�ci nikt nie my�la� hamowa�, ros�a wi�c z nim i zwi�ksza�a si� jakby na przekor� rozrzutno�ci ojcowskiej. Miliony starego Paparony i Helmutha sz�y na ozdabianie willi i domu, a ma�y Albertek ciu�a� ju� miedziaki i wsp�uczniom wypo�ycza� je � na procenta...
Opatrzno�� mo�e chcia�a dom ocali� w ten spos�b od zupe�nego upadku, gdy� ruina mu grozi�a zar�wno przez nieopatrzno�� pana Bart�omieja, jak zaniedbanie interes�w. Dom widocznie chyli� si�, chwia�, kapita�y wyczerpywa�y, a gdy na to uwag� Paparony zwracano, rusza� niedowierzaj�co ramionami. Milcza�, odwraca� si�, nie chcia� s�ucha�, nie umia� radzi�, a nade wszystko powstrzyma� szalonych wydatk�w. Dom, kt�rego zewn�trzn� posta� nakre�lili�my w pocz�tku opowiadania, powsta� staraniem p. Bart�omieja: podziwiali go wszyscy, ukazywano go obcym jako osobliwo�� i skarby miasta, ale gdy ju� by� na uko�czeniu, a willa �Bartolomea� rozpo�ciera�a si� w�r�d zieleni i wodotrysk�w... przysz�y tak ci�kie czasy dla miasta, dla kraju, a szczeg�lniej dla domu Paparon�w, i� wszystko potrzeba by�o zawiesi�... Niewiele te� do uko�czenia pozostawa�o.
Pan Bart�omiej postarza� w tym �yciu, syn jego podr�s� i sko�czywszy szko�y, usiad� od razu za kantorem u ojca... ale tu zajmowa� podrz�dne stanowisko jakby komisanta tylko... i spe�nia� je z biern� oboj�tno�ci�. Ojciec i syn widywali si� co dzie�, ale stosunki ich by�y wi�cej ni� ch�odne, dostrzegano w nich prawie niech�� dziecka dla rodzica... Pan Bart�omiej obchodzi� si� te� z synem, jakby go za nier�wnego sobie inteligencj� uwa�a�, m�wi� z nim rzadko, unika� wywn�trze�, zbywa� kr�tko i sucho. Ju� za �ycia ojca z pewnym zaj�ciem i ciekawo�ci� rozpowiadano sobie o przysz�ym dziedzicu domu. Albert w istocie niepospolitym by� m�odzie�cem, dojrza�ym przedwcze�nie, zimnym, wyrachowanym, oszcz�dnym do �mieszno�ci, oboj�tnym dla ludzi, zamkni�tym w sobie. Z pensyjki, jak� mu dawa� ojciec, z pomoc� uboczn� spekulacji, wiadomo by�o, �e sobie ju� stworzy� kapitalik dosy� znaczny, kt�rym obraca� bardzo zr�cznie. Tak gdy z jednej strony sumy szalone sypa�y si� na rozrywk� artystyczn� pana Bart�omieja, na marmury, alabastry, br�zy, obrazy i najdziwniejsze fantazje, gdy w willi �Bartolomea� sprowadzanymi z dala konchami wy�cie�ano pieczary i groty, a ze ska� przywo�onych statkami wznoszono g�ry sztuczne... m�ody Albert, oszcz�dzaj�c na jadle i napoju, na sukni, na najdrobniejszych rzeczach, rozpoczyna� sw� opatrzno�ciow� jakby misj� d�wigania zachwianego domu. Dom ten, kt�ry przez po��czenie z Helmuthowskim by� najznaczniejszym w Gda�sku i rozporz�dza� kapita�ami niezmiernymi, a kredyt mia� na europejskich placach nieograniczony i wiar�, w istocie zosta� przez nieopatrzn� fantazj� p. Bart�omieja przywiedziony niemal do upadku. Nie by�o �adnej rachuby w wydatkach na budowy kosztowne. Zapasy si� wyczerpywa�y, wiara zachwia�a, wszyscy powoli cofali si� od Paparon�w i kantor ich pustkami sta� prawie. Naczelnik domu zdawa� si� to oboj�tnie przyjmowa�, nic go to nie obchodzi�o, rusza� ramionami, gdy mu o tym m�wiono, a ostatki grosza rzuca� w t� otch�a�, kt�ra je po�era�a. Wprawdzie facjata kamienicy, wewn�trzne jej urz�dzenie, willa sama by�y podziwem obcych i dum� mieszczan, ale zarazem rozrzutno�� i nie�ad zniszczy�y olbrzymi� fortun�. Pan Bart�omiej do artystycznych swych zachcianek ��czy� jeszcze pa�sk� go�cinno�� i upodobanie w wyst�powaniu przy ka�dej zr�czno�ci, mo�e aby mia� przed kim ze swym ksi���cym pa�acem si� popisa�, dawa� obiady, wieczory, zaprasza� cudzoziemc�w, najbardziej szlacht� przybywaj�c� do Gda�ska, i lubi� drobnostkowo pokazywa� swe skarby.
Szczeg�lniej tak zwana sala wenecka obudza�a podziw wszystkich mi�o�nik�w sztuki. Strop jej, w kaselony z�ocone ozdobny, zawiera� przepyszne obrazy, w podobny spos�b i nie z mniejszym u�o�one staraniem jak w salach Pa�acu Do��w. W po�rodku alegoryczna posta� Gda�ska, doko�a god�a r�ne, sceny z �ycia portowego, przez najlepszych owego czasu artyst�w malowane by�y i �wietnia�y kolorytem a wdzi�kiem. Rze�by na drzewie okrywa�y te� �ciany, a drzwi, kominy, �awy, sprz�ty dziwi�y wykonaniem prawie jubilersko wyko�czonym. Ca�e zreszt� pierwsze pi�tro, a� do sieni, wschod�w, by�o ju� podobnie przyozdobionym. Roboty w willi �Bartolomea� tak�e si� do ko�ca zbli�a�y, gdy brak kapita��w zmusi� je powstrzyma�; monoman zgryz� si� tym, zachorowa�, trzy dni zamkni�ty w swoim pokoju � i umar�, nie zawo�awszy nawet syna do siebie.
Wszyscy, przyzna� potrzeba, po �mierci pana Bart�omieja Paparony wi�cej okazywali ciekawo�ci, co si� stanie z domem jego, ni� �alu po biednym szale�cu. Pogrzeb odby� si� przyzwoicie, ale bez zbytniej wystawy (by�o to w r. 1770). Albert natychmiast wszystkie roboty oko�o willi i domu przerwa�, u�ytych kunsztmistrz�w posp�aca�, zam�wienia dalsze poodwo�ywa� i przedsi�wzi�� troskliw� likwidacj� stanu domu i firmy, kt�ry z powodu nieporz�dku lat ostatnich nikomu dobrze nie by� znany. Odby�o si� to w najwi�kszej ciszy i spokoju... Bilans wypad� by� straszliwie gro�ny dla ka�dego innego jak pan Albert spadkobiercy; na twarzy m�odej, ale zastyg�ej ju� tego dziwnego cz�owieka nie by�o �ladu ani �alu, ani trwogi, ani pomieszania.
Milcz�co, ze zmarszczon� brwi�, przejrza� rachunki, skonfrontowa� je i nie da� nikomu pozna� po sobie, co postanowi. Byli tacy, kt�rzy mu doradzali, �eby dom i will� sprzeda� natychmiast, chocia� nie�atwo i za bezcen by�o znale�� na nie kupca. Skarby artystyczne, nagromadzone tam, z trudno�ci� mi�o�nika, co by je oceni�, znale�� mog�y. Domy�lano si� ju�, i� to wszystko p�jdzie pod m�otek, ale si� sta�o inaczej. Czy to szanuj�c pami�� ojca, czy z innych powod�w, kt�rych si� domy�la� nikt nie umia�, Albert nie tkn�� ani kamienicy, ani willi. Stan�y tylko roboty, pozamykano wszystko, nowy dziedzic zaj�� lich� stancyjk� na ty�ach i � rozpocz�� prac�, jakby zupe�nie na nowo si� mia� dorabia�. A by�o mu pewnie trudniej, ni� gdyby z niczego tworzy�, bo ruina ka�da jest zawad�; �atwiej wznie�� chat� now�, ni� stary pa�ac upadaj�cy pod�wign��. Ale wola cz�owieka jest si�� pot�n�, je�li potrafi by� trwa�� a niezmo�on�. Dla tych, co si� z bliska przypatrywali, sta� si� Albert nie tylko Zagadk�, ale podziwem, dla wielu po�miewiskiem. Szydzono sobie z rozrzutno�ci ojca i jego pa�skich ton�w, syn zdawa� si� chcie� najostateczniej przeciwn� odgrywa� rol�. Od dziecka by� sk�pym, teraz sta� si� nim ohydnie, zajadle, �miesznie, dobrowolnie za� zaj�� stanowisko wobec spo�ecze�stwa tak podrz�dne, tak uni�one, jakby mu ono na co� z rachuby jego by�o potrzebnym.
Nie mog�c dla braku kapita��w i nadwer�onego kredytu rzuca� si� na wielkie interesa, pocz�� od najdrobniejszych, odprawi� wszystkich komisant�w pr�cz jednego staruszka, pozby� si� s�ug, obl�k� w suknie najlichsze i nastr�cza� te� do najlichszych pos�ug, byle c� zarobi�. Nied�ugo czasu by�o potrzeba, a�eby kredyt powraca� zacz��. Albert by� rzetelno�ci nieposzlakowanej, regularno�ci zegara gda�skiego, ale w rachunkach drobnostkowy, nieub�agany, nielito�ciwy. Do serca i uczucia ani si� mo�na by�o odzywa�, �ladu go w piersi nie by�o... Sk�pstwo posuwa� do bajecznych granic. W domu gotowano raz na tydzie�, �y�o si� odgrzewanym lub suchym, go�� nie przest�pi� progu. Salon wenecki i dom zamkni�ty na klucz stara baba pokazywa�a ciekawym za pieni�dze.
Min�y lata... w post�powaniu Alberta na w�os si� nic nie zmieni�o, chocia� maj�tek r�s�, dom kwitn��, interesa p�yn�y, a spekulacje udawa�y si� na podziw szcz�liwie. Resztki po Paparonach i Helmuthach zgarni�te starannie, prac� wsp�ln� rozrobione, znowu si� rozrasta�y i pan Albert w szarym przyodziewku, z niepozorn� min�, na gie�dzie obudza� poszanowanie. S�owo jego sta�o za z�oto, pi�� minut nikt na niego nigdy nie czeka�, ale te� i on nikomu na minut� nie przebaczy�. Znano go jako nieub�aganego w sprawach pieni�nych, r�wnie dla siebie, jak dla innych.
Posta� cz�owieka urobi�a si� do jego charakteru... m�ody wydawa� si� za wcze�nie starym, p�e� nie mia�a krwi, ��ta pergaminowa powleka�a twarz sk�ra, oczy by�y jakby zagas�e i martwe, usta zapad�e. Trzyma� si� zgarbiony, z g�ow� spuszczon� w d�, z wejrzeniem w ziemi�, z r�kami w kieszeniach, m�wi� ma�o, p�s�owami, cz�sto dla oszcz�dno�ci ograniczaj�c znacz�cym g�owy skinieniem.
Nie widzia� go nikt nigdy przy rozrywce, na przechadzce, pr�nuj�cego; pracowa� za czterech, spa� nie rozebrany najcz�ciej, jad� chodz�c lub pisz�c.
W tym najsurowszym �yciu anachorety, dobiwszy si� prawie do lat czterdziestu, gdy ju� przeb�kiwano, �e si� pewnie nie o�eni nigdy (rzecz by�a bardzo prawdopodobna) � nag�e Paparona zawi�za� tajemnicze stosunki z niejakim panem Handlem, kt�ry mia� tylko jedn� c�rk�, a w Gda�sku jako� nie najlepszej s�awy u�ywa�. Ten Handel by� niegdy� ma�ym faktorem na placu, pocz�� od niczego, pochodzi� z rodziny izraelskiej, ale si� wychrzci� wpr�dce, zwykle rzuca� si� do interes�w najniebezpieczniejszych, do rob�t nie bardzo jasnych i czystych, ale mia� talent szczeg�lny wychodzi� z nich r�k� obronn�. Na tego rodzaju sprawach ryzykownych zysk zawsze bywa w stosunku do niebezpiecze�stwa, nie dziwiono si� te�, �e Handel dorobi� si� pr�dko i szcz�liwie. Mia� nieprzyjaci� bez liku, przyjaciela ani jednego... Cz�owiek by� ponury, przykry, zjadliwy i pogardzaj�cy �wiatem a� do cynizmu. Z przyjemno�ci� jak�� przyczepia� si� do tych, kt�rych m�g� m�czy� i dopieka� im... Z pierwszego jakiego� ma��e�stwa Handel mia� jedn� c�rk�, Mari�, panienk� nie�adn�, niezbyt m�od�, ale s�yn�c� z gospodarno�ci i rozs�dku. S�awa ojca, mimo �e si� domy�lano posagu znacznego, odstr�cza�a od niej konkurent�w. Albert, nie staraj�c si� wcale, prawie w domu ich nie bywaj�c, nagle o�eni� si� z Mari� H�ndel. Dowiedziano si� o tym, gdy ju� by�o po cichym weselu. Nie zmieni�o ono wcale trybu �ycia w kamienicy na D�ugim Rynku... otwarto jeden pokoik dla nowej pani, oddano jej klucze, a jejmo�� z nowym koszykiem na targ chodzi� zacz�a. Przeb�kiwano, i� w umowie i kontrakcie o c�rk� Albert Paparona wym�wi� sobie wyra�nie, a�eby te�� u niego nie bywa�, jako� nigdy go w weneckim pa�acu nie widywano...
W rok po �lubie da� Pan B�g c�rk� m�odym nowo�e�com, a we trzy potem syna.
Rozwodzim si� tu dosy� obszernie nad histori� rodziny, od kt�rej ostatnich potomk�w najbli�ej nas obchodz�cych jeszcze jedno dzieli pokolenie, ale ca�a nasza historia sta�aby si� niezrozumia��, gdyby�my jej nie poprzedzili tym rysem genealogicznym, kt�ry si� �ci�le ��czy z opowiadaniem, prosiemy wi�c o cierpliwo�� dla antenat�w Paparon�w ostatnich, gdy� nieboszczyki te czynny udzia� mie� musz� w powie�ci, przede wszystkim za� Albert.
Alberta znowu zrozumie� by by�o trudno i oceni�, gdyby�my po trosze dziej�w przodk�w jego nie znali. Zatem, b�agamy jeszcze o chwil� rezygnacji.
Pierwsze kroki Alberta w �yciu ju� nam ca�ego maluj�, nie zmieni� si� on na w�os ani zbogaceniem, ani o�enieniem, ani wiekiem. Sk�pstwo tylko zdawa�o si� rosn�� z latami, a �ona by�a dla� szacown� wsp�pracownic�, gdy� po�lubiwszy cz�owieka, za�lubi�a razem jego obyczaj, charakter, pracowito�� i oszcz�dno��. Opr�cz tego po �mierci starego H�ndla wnios�a domowi Paparon�w przesz�o sto tysi�cy talar�w uciu�anych po jednym i okupionych niewys�owionymi k�opoty, procesami, zabiegami. Nied�ugo jednak cieszy� si� Albert tak wybornie dobran� towarzyszk� �ywota i nim dzieci doros�y, utraci� Mari�, kt�ra zazi�biwszy si� na targu, potem nie chc�c doktora, aby mu nie p�aci�, z jakiej� gor�czki nagle zmar�a. W rok po niej straci� tak�e Paparona c�rk� i zosta� mu tylko syn Teodor, kt�rego sam wychowaniem si� zatrudnia�. Po pierwszych kilku klasach odbytych w szko�ach i niezb�dnym elementarnym wykszta�ceniu ojciec odebra� ch�opca do domu i posadzi� go w kantorze, wdra�aj�c do pracy i do pos�usze�stwa niewolniczego. Dziecko by�o powolne, zahukane i nie obiecuj�ce nadzwyczajnych zdolno�ci. Ca�ym staraniem rodzica by�o utrzyma� je jak najd�u�ej w ma�oletno�ci. Dorastaj�cy Teodorek wygl�da� na ubogiego komisanta, �ycie prowadzi� surowe, grosza nigdy nie mia� na rozporz�dzenie w�asne i da� si� tak poprowadzi�, �e si� sta� machin� miern� w r�kach nieub�aganego starca.
Chciwo�� starego ros�a i wzmaga�a si� z bogactwy. Od dawna ju� dom znowu sta� na naj�wietniejszej stopie, rozporz�dza� kapita�ami znacznymi, ale sk�pstwo coraz si� jeszcze zwi�ksza�o. Kamienica owa, na kt�r� wysypano miliony, willa wspania�a � zamkni�te, opustoszone, bo grosza na ich utrzymanie stary da� nie chcia�, zrujnowa�y si� powolnie, nieznacznie, ale ich ani sprzeda�, ani zmieni� tego post�powania Paparona nie my�la�. Kilka razy proponowano mu dosy� dobre warunki, aby si� pozby� nieu�ytecznego ci�aru, nie zgodzi� si� wszak�e ani nawet m�wi� o tym, rzuci� r�k� z jak�� niech�ci� i odwr�ci� tylko. Do sali weneckiej on sam nigdy prawie nie zajrza�, w ozdobniejszej cz�ci domu wcale nie bywa�, willi unika�. Dlaczego te nieu�yteczne skarby trzyma� � trudno by�o wyt�umaczy�, bo� pewnie nie dla pami�ci ojca, z kt�rym tak ch�odno byli przez ca�e �ycie; ani dla mi�o�ci syna, kt�ry zdawa� mu si� oboj�tnym. Po �mierci �ony Albert Paparona zszed� do najostateczniejszej sk�pstwa granicy, sta� si� przez ni� �miesznym, a wzmagaj�ca si� nami�tno�� do grosza musia�a w ko�cu samemu jego nabycia by� szkodliw�, gdy� przestawa�a � jak wszelka nami�tno�� � by� logiczn�. Pod staro�� zmieni� si� tryb prowadzenia interes�w zupe�nie, po�ci�g�� wszystkie kapita�y, obr�t nimi uczyni� szczup�ym i trwo�liwym, pomienia� wszystko niemal, co mia�, na monet� brz�cz�c�, a tej nigdy nie trzyma� w kasie, ale j� zabiera� do siebie i chowa� gdzie� tak skrycie i tajemnie, �e si� nikt nawet domy�li� nie m�g�, dok�d ten skarb znosi�. Wszelkie ryzyko odstr�cza�o go, spekulacja na d�u�sze termina stan�a, ogranicza� si� z dnia na dzie� ma�ymi interesami, byle co najpr�dzej w jaki pieni�dz zrealizowa�.
Pomimo najniewygodniejszego �ycia, g�odu, kt�ry cierpia� dobrowolnie, ch�odu, pracy, troski, Albert Paparona, zestarzawszy do pewnego kresu, zawi�d� i �y� zegarkowym �yciem bez zmian najmniejszych jak machina... Nie chorowa� nigdy, nie przekracza� pod �adnym pozorem zwyk�ego sposobu utrzymywania si� � by� zdr�w, silny i ruchawy.
Syn tymczasem, na kt�rego ma�o zwraca� uwagi, �y� biednie, smutnie i w niedostatku prawie, gorzej od p�atnego s�ugi. Ojciec by� dla� surowym i zimnym zawsze, patrzy� na uchodz�c� jego m�odo�� w tej niewoli i niedostatku, nie my�l�c wcale, aby c� dla� uczyni� wypada�o. Kilka razy przyjaciele domu starali si� go bada� w tym przedmiocie, ale si� nie t�umaczy�, gniewa�, z�yma�, r�kami rzuca� i odchodzi�... Syn i ojciec nie widywali si�, tylko w kantorze, nie m�wili z sob�, tylko o interesach, kr�tko i oboj�tnie. U�alano si� nad losem nieszcz�liwego Teodora � ale na to zaradzi� by�o trudno, przykre po�o�enie od dzieci�stwa, zawis�o�� ta, zahukanie, uczyni�o go jak�� istot� zdr�twia��, obudzaj�c� lito��. Ci, co znali dziada, co spotykali biednego w n�dznym ubraniu dziedzica milion�w, lituj�c si� nad nim, zapraszali go, starali si� to �ycie os�odzi�... ale nieszcz�liwy zdawa� si� zrezygnowany. �agodny, smutny u�miech zjawia� si� na jego ustach, gdy kto do� przem�wi� serdeczniej, czasem jakby �za na powiekach, serce wszak�e nie otworzy�o si� s�owem... bo odwyk� od zwierzania si� ludziom, l�ka� si� wszystkich, a oka ojcowskiego najbardziej. Tak ten niewolnik prze�y� swe lat dwadzie�cia, trzydzie�ci i doszed� do czterdziestego roku �ycia.
Sk�piec �y� uparcie. Teodorowi przedwcze�nie w�os siwia� na skroni. Zapytywano starego Alberta, czyby nie czas by�o syna o�eni�, na to ramionami rusza� i odpowiada�:
� O! o! b�dzie jeszcze dosy� czasu...
Z powodu interes�w Teodor zbli�y� si� jako� do pewnego kupca nazwiskiem Horowitza. By� to cz�owiek ukszta�cony, rozs�dny, dobrze prowadz�cy handel, ani zbyt maj�tny ni ubogi, obarczony bardzo liczn� famili�, bo samych c�rek mia� pi�� doros�ych i dorastaj�cych. Mia� on jak�� szczeg�ln� sympati� dla biednego Teodora; zapoznawszy si� z nim, prawie gwa�tem go uprosi�, �eby w domu jego bywa� zacz��. Przyjmowano go tu tak serdecznie, tak mu tam by�o dobrze i mi�o, i� od�y� nieco, polubi� towarzystwo i na ostatek pokocha� si� w starszej c�rce Horowitza, pannie Adelajdzie. Ta cicha mi�o�� cierpliwie trwa�a lat par�, gdy jednym razem ojciec zawo�a� do siebie syna.
� Czego to asindziej bywasz u tych Horowitz�w? � zapyta�.
� Nie zdaje mi si�, a�eby w tym by�o co z�ego � odpowiedzia� Teodor.
� Tak, tak, ale strata czasu i ba�amuctwo � doda� Albert � asi�dziejowi w g�owie o�enek... g�upstwo! Nie pora... a ja na wesele i na gospodarstwo z�amanego nie dam szel�ga i nie pozwol�, nie pozwol�! Prosz� o tym wiedzie� i pami�ta�.
Z tym syna odprawi�. Teodor nikomu o tym nie wspomnia�, ale potajemnie bywa� u Horowitz�w nie przesta�. Trwa�o tak ju� lat kilka, gdy wreszcie, rozm�wiwszy si� z przysz�ym te�ciem, odwa�y� si� Teodor sam znowu wszcz�� o tym z ojcem rozmow�... By�o to w kantorze, nikogo nie mieli �wiadkami. Z przyzwoitym dla rodzica uszanowaniem syn o�wiadczy�, i� niezmienne ma postanowienie �eni� si� z pann� Horowitz�wn�, �e doszed� lat czterdziestu kilku i �e czas by�o o losie jego postanowi�.
� A to sobie asindziej stan�w! jeste� pe�noletni � odpar� gniewnie stary... � tylko uprzedzam, �e ja grosza nie dam... nie dam... bo nie mam na to.
S�owa wi�cej wydoby� z niego nie by�o mo�na, wzi�� za czapk� i wyszed�. Folguj�c dziwactwu Paparony, Horowitz da� w swoim domu mieszkanie m�odemu ma��e�stwu, �lub sprawi� i Teodorowi wyznaczy� procent od posagu c�rki. Na weselu by� chwil� tylko stary sk�piec, a o reszt� nawet si� nie spyta�.
Cierpiano wszystko, rachuj�c na to, �e maj�tku z sob� nie we�mie ani go straci� nie mo�e, a Teodor by� przecie� jego jedynym spadkobierc�. Tymczasem starzec na przekor� �y�, rusza� si�, stawa� coraz obrzydliwiej sk�pym i do dziwactwa a monomanii posun�� mi�o�� z�ota. Dwoje ju� dziatek mieli pa�stwo Teodorostwo, gdy jednego poranku dano im wiedzie�, �e drzwi pokoju staruszka sta�y zaparte, a on o zwyk�ej godzinie w kantorze si� nie ukaza�.
By�o to co� tak nadzwyczajnego, i� si�, co najmniej, ci�kiej s�abo�ci domy�lano i wybito drzwi po pr�nym ko�ataniu do nich. Stary siedzia� w swym krze�le z g�ow� na piersi opad��, zastyg�y, od kilkunastu godzin, jak si� zdawa�o, nie�ywy.
�mier� ta, w osiemdziesi�ciu kilku leciech, przy ci�kiej pracy i �yciu niewygodnym, dziwi� nie mog�a nikogo, by�a raczej op�nion� ni�eli przy�pieszon�. Gdy przysz�o do pogrzebu, okaza�o si�, �e stary, kt�ry sobie na ciep�� sukni� �a�owa� nawet, mia� jednak po�miertn� fantazj� dosy� kosztown�. Wiadomo by�o bowiem jego poufa�emu komisantowi i jedynemu powiernikowi Mansel, �e na lat pi�� przed zgonem zakupi� i wykona� kaza� starannie bardzo ogromn�, wspania�� trumn� cynow�, sk�adaj�c� si� ze trzech wchodz�cych w siebie skrzy� zamykanych na klucze. By�o to w swoim rodzaju arcydzie�o, kt�re stary Paparona pod okiem pilnym zrobi� poleci�, poprawia�, wyko�cza� i kt�rym si� niemal bawi�. Sta�a trumna ta w oddzielnej izdebce, jakby przygotowana na wypadek wszelki, i w niej te� zw�oki jego do familijnego grobu przy ko�ciele Panny Marii wstawiono. Ten zbytek nie zdziwi� tak bardzo nikogo, bo� przecie sk�piec m�g� mie� tak�e jedno jakie� dziwactwo, kt�remu chcia� dogodzi�.
Zaraz po pogrzebie Teodor zaj�� si� likwidacj� interes�w. Tu czeka�a jego i wszystkich niespodzianka niezrozumia�a, zagadkowa, a smutna. W kasie domu by�o par� tysi�cy talar�w na rozchody bie��ce, regestra starannie utrzymywane wykazywa�y w gotowi�nie kilkomilionowy kapita�, na bankach i wekslach ma�o znacz�ce sumki si� znalaz�y... ale owe miliony... znik�y. Nikt ani si� m�g� domy�le�, gdzie je starzec chowa�, nikt najmniejszego o skarbcu nie mia� wyobra�enia. Przetrz�siono jak najpilniej ca�y dom, kryj�wki, lochy, �ciany, posadzki, will�, powybijano pr�no w murach wy�omy, poodrywano p�yty kamienne... owych milion�w nie by�o �ladu. Wpadli ludzie na my�l zuchwa�ej kradzie�y, uwi�ziono komisanta, kilka os�b domowych, zaprowadzono �ledztwo surowe, poszukiwania trwa�y lata... i spe�z�y na niczym.
Po�o�enie Teodora i jego rodziny by�o nad wszelki wyraz przykre. Zosta� im dom i willa, kt�rych sprzeda� nie mogli, obawiaj�c si� gdzie� zakopanego pozby� skarbu, a zreszt� przywiedzeni byli niemal do ub�stwa, potrzeba by�o jeszcze ma�e d�ugi pop�aci�, tak �e ostatecznie ledwie �y� mieli z czego.
Sprawa tego skarbu nie sarn� rodzin� obchodzi�a; ca�e miasto, mo�na powiedzie�, �ywo zajmowa�o si� t� tajemnicz� przygod�. Z papier�w okazywa�o si� jak najdobitniej, �e skarb ten istnia�, �e musia� by� niemal ca�y w z�ocie, gdy� Albert zmienia� ci�gle na dukaty, cokolwiek uzbiera�. Tak znaczne sumy przez nikogo pochwycone by� nie mog�y, nikomu te� powierzone nie zosta�y. Owe miliony musia�y wi�c by� z�o�one w domu, co najprawdopodobniejsza, albo gdzie� w willi, cho� do tej rzadko, prawie nigdy nie chodzi� stary. Z pocz�tku nadzieja odkrycia owego schowania by�a dosy� �yw�, co dzie� niemal pr�bowano szuka�, zawsze bezskutecznie. Papiery nie dawa�y najmniejszej skaz�wki. Badano obyczaje, ruchy, spos�b �ycia starca w ostatnich latach jego, ale i to do niczego nie doprowadzi�o. Zwykle w kilku izdebkach, do kt�rych chodzi�, zamyka� si� na klucz, a co tam robi�, nikt nie wiedzia�, nikogo tu nie przyjmowa�, tylko w kantorze na dole. Naturalnie n�dzne, opuszczone i brudne pokoiki naprz�d zruinowano poszukiwaniami, obalono niemal i nie znaleziono w nich nic.
Przy starannym przetrz�saniu wszystkich pozosta�o�ci w sukni Alberta Paparony, w kt�rej by� zwyk� chodzi�, znalaz� si� w kieszeni bardzo misternej roboty klucz du�y... Zdawa�o si�, �e on w�a�nie skarbiec �w, gdzie schowane by�y miliony, musia� otwiera�, ale klucz do niczego nie przypada� i pozosta� tylko jako wskaz�wka i dow�d istnienia kryj�wki.
Trudno opisa� skutek tej �mierci Alberta i okrutnego zawodu dzieci, kt�re niedostatek prze�ladowa�, cho� nadzieja zawsze przy z�udzeniu utrzymywa�a, �e kiedy� si� to odkry� musi. Niedostatek kapita��w, zaj�cie tymi poszukiwaniami daremnymi spowodowa�y, �e pan Teodor musia� si� prawie wyrzec handlu i prowadzenia dalszych interes�w.
On, �ona, dwoje dzieci zostali tak przy pa�acu, kt�rego pozby� si� nie mogli, przy willi, kt�ra im by�a ci�arem, w ub�stwie niemal. Im d�u�ej ci�gn�y si� nadaremnie poszukiwania, tym rozpacz ogarnia�a bardziej biednego Teodora, kt�ry w ko�cu rozporz�dziwszy spadkiem swym ewentualnym, zmar�, zagryz�szy si�.
Pozosta�a po nim wdowa, z dwoma synami pod opiek� swojej rodziny, ju� nawet nie �mia�a kosztownych prowadzi� dalej poszukiwa� � m�wiono o skarbie, wzdychano, ale nie by�o nadziei wynalezienia go, przypadek chyba m�g� naprowadzi� na odkrycie.
Z dw�ch syn�w pani Adelajdy Paparonowej starszy Wiktor wpr�dce okaza� ochot� dziwaczn� do podr�y, dalekich wycieczek, potem do stanu wojskowego, m�odszy o lat par� Jakub pozosta� przy matce.
Biedna matka przy innych utrapieniach mia�a niema�o niepokoju i zgryzoty ze starszym, kt�rego bardzo kocha�a. Ch�opiec by� umys�u �ywego, poj�tny, ciekawy, ale szaleniec niezmierny, a w g�owie mu si� pali�o nie wiedzie� czym. Napiera� si� p�yn�� do Indii, potem do Afryki, p�niej ju� chcia� wst�pi� do wojska... Matka si� temu opiera�a, jak mog�a. Wyprawiony po sko�czeniu szk� w rodzinnym mie�cie do uniwersytetu w Bonn, po dwuletnim tam pobycie napisa� list do matki, i� chce odby� podr� do Hiszpanii, p�niej da� zna�, �e wst�pi� do wojska... Od tego ostatniego listu d�ugo nie by�o o nim wiadomo�ci �adnej, potem zg�osi� si� par� razy, daj�c tylko zna�, �e �yje i s�u�y wojskowo... nareszcie przesta� pisa� zupe�nie. Matka i rodzina zagrzebali go w sercu, bo lata up�ywa�y, a ju� o nim wcale nie by�o wie�ci. Po �mierci matki nie mia� te� i brat �adnej.
Los brata Jakuba ma�o si� r�ni� od nieszcz�liwego jego ojca; nie poszukiwano ju� skarbu, ale o nim zawsze my�lano, cz�sto m�wiono... To� ub�stwo, kt�re znosi� Teodor, sta�o si� udzia�em jego syna. A�eby si� utrzyma� przy domu i willi, potrzeba by�o ofiar, oszcz�dno�ci, �y�o si� wi�c nadziej� raczej ni� rzeczywisto�ci�.
W czasie, gdy si� powie�� nasza w�a�ciwie poczyna, to jest w latach ju� naszych, gdy Gda�sk skutkiem r�nych wp�yw�w epoki straci� wiele na wa�no�ci jako miasto handlowe i portowe, pan Jakub Paparona �y� owdowia�y z jedynaczk� c�rk� swoj�, pann� Klar�, kt�ra przesz�a ju� by�a granic� dla panien tak niebezpieczn� lat dwudziestu. Dom ich by� ma�o ucz�szczanym, rodzina ubog�, chocia� zawsze jeszcze zostawa�a w posiadaniu swej willi i kamienicy. Jakub mia� lat czterdzie�ci kilka... zajmowa� si� interesami handlowymi, ale nie dla siebie, s�u�y� drugim, a �e znano go z poczciwo�ci i rodzina mia�a zachowanie u ludzi, miejsce to w znacznym kantorze dawa�o mu doch�d wystarczaj�cy na �ycie skromne a przyzwoite. Cz�� wspania�ego domu by�a zamieszkan� z wyj�tkiem sali weneckiej, kt�ra pozosta�a, jak by�a, ze swymi skarbami sztuki, a otwiera�a si� tylko w nadzwyczajnych wypadkach lub dla zwiedzaj�cych j� ciekawych cudzoziemc�w.
Jak na dnie w�d najg��bszych barwa, co je u�cie�a, przebija si� w fali i nadaje jej kolor czasem trudny do wyt�umaczenia, a im tylko w�a�ciwy, tak w dziejach rodzin pochodzenie ich dalekie, zapomniane � jeszcze si� w jakim� rysie niezrozumia�ym maluje; po wiekach rozpoznajemy na twarzy krew, kt�rej kropla zaledwie p�ynie w �y�ach prawnuk�w. Chocia� Paparonowie zapomniel