Wladcy Przestworzy - Dan Hampton
Szczegóły |
Tytuł |
Wladcy Przestworzy - Dan Hampton |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Wladcy Przestworzy - Dan Hampton PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Wladcy Przestworzy - Dan Hampton PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Wladcy Przestworzy - Dan Hampton - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Dan Hampton
WŁADCY
PRZESTWORZY
Tłumaczenie Tomasz Nowak
Konsultacja Gladius
Strona 4
Copyright © 2014 by Ascalon, LLC. All rights reserved
Copyright for the Polish edition © Wydawnictwo Pascal
Published by arrangement with HarperCollins Publisher.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment niniejszej publikacji nie może być
reprodukowany, przechowywany bądź rozpowszechniany bez uprzedniej pisemnej zgody
wydawcy, z wyjątkiem krótkich fragmentów publikowanych w celach reklamowych lub
w recenzjach.
Tytuł oryginału: Lords of the Sky
Tłumaczenie: Tomasz Nowak
Redakcja: Gladius
Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak, Julita Balcerzak, Katarzyna Śledź
Konsultacja: Gladius
Projekt graficzny okładki: P.G. „Elzop”
Zdjęcia pochodzą z archiwum prywatnego autora, chyba że zaznaczono inaczej.
Redaktor prowadzący: Agnieszka Cybulska
Redaktor naczelny: Agnieszka Hetnał
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
www.pascal.pl
Bielsko-Biała 2015
ISBN 978-83-7642-536-8
eBook maîtrisé par Atelier Du Châteaux
Strona 5
Od autora
WŁADCY PRZESTWORZY to opow ieść o pilocie myśliwskim.
Nie możn a go zroz um ieć bez wiedzy na tem at wielkich konf likt ów, które go stworzyły. Na
badan ie każdego możn a poświęcić całe życie, co z pewn ością prakt ykują niektórzy uczen i. Nie‐
możliw ością jest wym ien ien ie wszystkich osób, które w min ion ym wieku zasłuż yły na uznan ie,
przyczyn iając się do rozw oju lotn ict wa i uzbrojen ia, inn ow acji takt yczn ych oraz sztuki wojen‐
nej. Nie sposób równ ież opisać ogromn ego oddan ia i poświęcen ia ludzi, którzy poz walają lotn i‐
kom wzbić się w pow iet rze i walczyć. Jestem wam wdzięczn y i mam nadzieję, że znajdzie się
aut or, który odda spraw iedliw ość równ ież waszej służbie. Zam iarem, jaki przyświecał mi pod‐
czas pisan ia tej książki, było przedstaw ien ie kluczow ych postaci, ważn ych inn ow acji techn olo‐
giczn ych, a takż e miejsc, w których walczyli lotn icy, tak abyśmy mogli lepiej zroz um ieć, jaki
wpływ wyw arło na nas min ion e stulecie.
Książka zaczyn a się od Wielkiej Wojn y, jak początkow o naz yw an o I wojn ę świat ow ą,
a konkretn ie od opisu działań na froncie zachodn im. Nie przedstaw iam poz ostałych, rozległych
pól bit ewn ych tej wojn y; dokon ałem takiego wyboru, pon iew aż niebo nad okopam i stało się
miejscem narodzin pilot a myśliwskiego. Było wielu dobrych pilot ów, którzy wspan iale walczyli
na inn ych front ach, jedn ak to tu rozgryw ały się najw ażn iejsze wydarzen ia. Równ ież rozw ój
sam olot ów myśliwskich i pilot ów wojskow ych ściślej związ an y był z działan iam i lądow ym i pod‐
czas Wielkiej Wojn y, niż miało to miejsce w czasie kolejn ych konf likt ów. Lotn ict wo dopiero się
rozw ijało jako odrębn y rodzaj wojska i ściśle podlegało swoim matczyn ym arm iom. Działan ia
lądow e zostały opisan e z pewn ym i szczegółam i, tak aby czyt eln ik mógł lepiej zroz um ieć, dla‐
czego rozw ój myśliwców przebiegał akurat w ten sposób. Ogromn a skala i względn a niez ależ‐
ność przyszłych kampan ii pow ietrzn ych miały dopiero nadejść. Wszystko, co pojaw iło się póź‐
niej, ukaz uje nasz dług wobec tych nieliczn ych pilot ów, Władców przestworzy, którzy tworzyli
historię i w duż ej mierze dali nam świat, w jakim teraz żyjem y.
Strona 6
ŻYJ CHWALEBNIE, HOJNIE, NIEUSTRAS ZENIE,
NA KOŃCU BEZPIECZNIE… MY, KTÓRZY LATAMY,
CZYNIMY TO Z MIŁOŚ CI DO LATANIA. ŻYJEMY W
POWIETRZU I OBCUJEMY Z CUDEM…
NIC NIE DAJE PODOBNYCH ODCZUĆ.1)
CECIL LEWIS, SAGITTARIUS RISING
1) Tłum. Tomasz Nowak
Strona 7
WŁADCY
PRZESTWORZY
Strona 8
Część pierwsza
Wojna, która miała
zakończyć wszystkie wojny:
1914–1918
SPÓJRZ! TWE IMPERIUM STRACHU – CHAOS – POWRACA,
PRZED TWYM NIETWÓRCZYM SŁOWEM GINIE ŚWIATŁO,
TWA DŁOŃ – WIELKI ANARCHISTA – KURTYNIE OPAŚĆ POZWALA,
A WSZYSTKO POWSZECHNY MROK POCHŁANIA...2)
ALEXANDER POPE
2) Tłum. Arkadiusz Belczyk
Strona 9
Rozdział 1
„OD LATANIA DO WALKI”
MORANE SAULNIER L
1 kwietn ia 1915
Dixmud e, Belgia
ZIMN O.
Było zimn o. I mokro.
Francuski pilot trząsł się w swojej przem oczon ej skórzan ej kurtce lotn iczej, chron iąc głow ę
w ram ion ach przed wilgotn ym i zimn ym pow iet rzem. Pocierał lodow at ym i palcam i nóg o or‐
czyk sterow y, aby przyw rócić krąż en ie. Doszedł do wniosku, że gogle były praw ie bezuż yt eczn e
– zaparow an e od środka i zam az an e od deszczu po zew nętrzn ej stron ie. Podn iósł je więc do
góry i zmruż ył oczy w pełn ym wilgoci pow iet rzu.
80-konn y, rot acyjn y siln ik firm y Gnom e zaryczał, gdy pilot otworzył wąską dźwignię prze‐
pustn icy. Gdy pon own ie cofn ął drąż ek, wielkie pow ierzchn ie stat eczn ika weszły w gęste pow ie‐
trze i dziób sam olot u wzniósł się do góry. Wyt arł mokrą od deszczu twarz i nałoż ył gogle. Pa‐
trzył przez obracające się łopat y śmigła i pragnął, aby chmury wreszcie się rozpierzchły. Szare
kosmyki przesuw ały się nad skrzydłam i, gdy mały jedn opłat piął się w górę. Siln ik wyt ęż ał siły,
aby przepchać go przez mat ow e chmury.
Roland Garros mruczał pod nosem, mrugając oczam i z pow odu naw iew an ego deszczu.
W norm aln ych warunkach francuski pilot mógłby schow ać się za owiewką i przyn ajm niej osło‐
nić twarz, ale nie dziś. Uśmiechając się niez naczn ie, dosięgnął drewn ian ych uchwyt ów przyśru‐
Strona 10
bow an ego przed nim karabin u maszyn ow ego.
Dziś żadn ego karabin u ani pistolet u. Nie będzie też pistolet u na flary. To byłoby dopiero za‐
bawn e. Wyobraź sobie, strzelać flaram i do inn ej maszyn y lat ającej. Słyszał naw et o pilocie,
który za pom ocą ciągnięt ej za sam olot em liny z kot wicą próbow ał zahaczyć jakiegoś Niemca.
W zeszłym tygodniu dwóch boszów 3) zadrwiło z Garrosa, co naw et teraz doprow adzało go do
wściekłości. Obserw at or wręcz wstał z tyln ego siedzen ia i złapał się za krocze. Śmiali się z nie‐
go, gdy odlat yw ali.
3) Bosz – francuskie pogardliwe określenie Niemca (przyp. tłum.).
Ale nie dziś.
Pilot uśmiechał się, a zęby połyskiw ały na tle jego smagłej i mokrej twarzy. Dziś przygot o‐
wał dla nich niespodziankę. Pon own ie poklepał broń, a następn ie cofn ął rękę do środka kabin y,
aby nie zmarz ła. Hotchkiss model 1907 był francuskim karabin em maszyn ow ym wykorzysty‐
wan ym przez piechot ę. Miał dużą wagę i krótką lufę. Udało mu się przym ocow ać go do swojej
maszyn y w sposób niew zbudzający podejrzeń. Taką przyn ajm niej miał nadzieję.
Gdy jego Moran e-Sauln ier przekroczył wysokość 1500 met rów, Garros wleciał w oślepiające
prom ien ie kwietn iow ego słońca nad Belgią. Na zachodzie Garros mógł dostrzec ciemn oszare
plam y wody, które pojaw iały się pod nim w wyrwach pom iędzy chmuram i. Przed wojn ą lat ał
zarówn o nad kan ałem La Manche, jak i nad Morzem Śródz iemn ym. Drżał z zimn a. Głębiej
schow ał się w swoim skórzan ym płaszczu. „Dlaczego nie możn a walczyć w cieplejszym miej‐
scu?”, pom yślał.
Wojn a trwała już od ośmiu miesięcy i nic nie wskaz yw ało na to, aby mogła się szybko za‐
kończyć. Tylko do Boż ego Narodzen ia, tak mów ili. Wszystko miało się skończyć do świąt. A te‐
raz nastał już kwiecień – mokry i lodow at y. Zupełn e dziadostwo. Od sylw estra nie możn a było
dostać naw et przyz woitej filiż anki kawy.
Wyrówn ując lot na wysokości 2 tysięcy met rów i ustaw iwszy bogat ą mieszankę paliw a, po‐
woli pociągnął lew arek w stron ę ogon a i otworzył przepustn icę. Pon own ie odsun ął na czoło go‐
gle i poczuł, jak zimn y deszcz spływ a mu za kołn ierz. Delikatn ie przesuw ając drąż ek sterow y
w lewo, nacisnął na lewy orczyk sterow y. Jego but pośliz gnął się po met alu. Sam olot ruszył
w lewo. Zerkając na zegarek, Garros obliczył w pam ięci, że zostało mu jakieś 45 min ut lotu. Od
pewn ego czasu pracow ał nad wskaźn ikiem, który pokaz yw ałby, ile lit rów paliw a poz ostało
w baku. Wskaźn ik miał postać igły umieszczon ej na przypom in ającej cyf erblat tarczy i łączył się
ze znajdującym się w baku pływ akiem. Na raz ie urządzen ie nie działało jedn ak praw idłow o.
Jeszcze nie działało.
Mruż ąc oczy od wiat ru, Garros sprawdził karabin maszyn ow y. Jego mechan ik wykon ał kilka
pasków z met alu i przym ocow ał je do kadłuba prostopadle do kabin y. Następn ie do pasków me‐
talu przyspaw ał dwa wsporn iki w kształcie podkow y i umocow ał w nich karabin maszyn ow y.
Karabin Hotchkissa działał na zasadzie wykorzystan ia energii gaz ów prochow ych i zasilan y był
z met alow ego magaz ynka na 24 naboje, wprow adzan e do zamka. Garros miał przy sobie czte‐
Strona 11
ry takie magaz ynki wsun ięt e w cholewki but ów – po dwie w każdą. Będzie musiał jedn ocześnie
załadow ać, celow ać, pilot ow ać maszyn ę i strzelać, ale wiedział, że mu się uda. Atak miał być
niespodziew an y i tym raz em to on będzie się śmiał jako ostatn i.
Słynny lotnik francuski z okresu przedwojennego, Roland Garros, był pierwszym pilotem,
który zamocował na samolocie skierowany do przodu karabin maszynowy. Garros
używał go z powodzeniem w czasie walk powietrze–powietrze
Kąt em oka zauważ ył migot liw y ruch na południow ym wschodzie i spojrzał w tamt ym kie‐
Strona 12
runku pon ad skrzydłem. Nic… Ale za chwilę znow u coś zobaczył. Mrugając kilkakrotn ie, przen i‐
kał wzrokiem przez mokrą mgłę.
O, tam!
Zobaczył mały ciemn y punkcik, który wlókł się tuż nad horyz ont em w prześwicie między
chmuram i. Francuz uśmiechn ął się pow oli. Znalazł go dokładn ie tam, gdzie spodziew ał się sa‐
molot u obserw acyjn ego. Popraw iając niez naczn ie swoją poz ycję w fot elu, Garros pon own ie za‐
łoż ył gogle i pochylił się do przodu.
Ustaw iwszy bogat ą mieszankę paliw a, pow oli pociągnął lew arek do siebie i otworzył prze‐
pustn icę. Wpat rując się int ensywn ie w obcy sam olot, doszedł do wniosku, że jest on oddalon y
o co najm niej pięć kilom et rów. Delikatn ie pociągnął drąż ek i jego Moran e zaczął się niez nacz‐
nie wznosić. Garros skierow ał maszyn ę w kierunku chmury znajdującej się daleko przed Niem‐
cem.
Nie wiedział wprawdzie, czy na pewn o ma do czyn ien ia z boszem, ale i tak zajął dogodn ą
poz ycję. Z tą myślą schylił się i wyszarpn ął z lew ego buta magaz yn ek. Wysun ęły się oba i jeden
z nich stukn ął o podłogę kabin y. Przez chwilę szukał go po omacku, co spraw iło, że sam olot em
trochę zat rzęsło. „Zapom nij o tym”, pom yślał. W praw ym bucie miał przecież dwa kolejn e. Po‐
łoż ył magaz yn ek na kolan ach i nie spuszczając z oczu niez nan ej maszyn y, uniósł się nieco
w lewo. Jego palce ostrożn ie przesun ęły się wzdłuż zamka karabin u maszyn ow ego. „Tu jesteś”,
pom yślał. Puścił drąż ek i używ ając obu rąk włoż ył magaz yn ek, który zaskoczył z trzaskiem.
Z walącym sercem pon own ie ujął drąż ek sterown iczy i spojrzał przed siebie. Nagle białe ob‐
łoczki pojaw iły się na tle szarych chmur. Uśmiech na twarzy Garrosa pow iększył się.
„Ogień obron y przeciwlotn iczej”, pom yślał. I znow u nie musiało to wcale oznaczać, że sa‐
molot należ ał do nieprzyjaciela. W końcu piechot a miała zwyczaj strzelać do wszystkiego, co la‐
tało. Przez dobrą chwilę wpat ryw ał się przed siebie, późn iej chrząkn ął z zadow olen ia. Dziób po‐
dobn y do torpedy i ukośny ogon: przed sobą miał Albat rosa, niem iecki sam olot rozpoz nawczy.
Zwiększając moc siln ików, nakierow ał nos sam olot u prosto na wroga i lekko pchnął drąż ek
do przodu. Niem iec zaczął z woln a zaw racać po wielkim i len iw ym okręgu.
Pochylając maszyn ę na skrzydło, Garros zauważ ył, że magaz yn ek kołysze się w strum ien iu
pow iet rza, złagodził więc skręt i zmarszczył brwi. Nie pom yślał o tym, a mogło dojść do zacięcia
się bron i. „Tylko ostrożn ie”, pow iedział sobie w duchu. Moran e-Sauln ier szybko zbliż ał się do Al‐
bat rosa. Garros zredukow ał więc o cal przepustn icę, aby w ten sposób zmniejszyć prędkość.
W odległości 100 met rów widział obu Niemców, jak wychylali się na praw o i pat rzyli w dół. Re‐
dukując przepustn icę o kolejn y cal, Garros dosięgnął dźwigni przeładow an ia po lew ej stron ie
karabin u maszyn ow ego. Nie miał rękaw ic i poczuł chłód met alu. Gdy przeładow ał, śliski uchwyt
wyśliz gnął mu się z palców i pilot uderzył kostkam i dłon i o kom orę zamkow ą karabin u maszy‐
now ego.
Warkn ął i pociągnął pon own ie. Tym raz em suw adło przesun ęło się do końca i zaskoczyło.
Z aprobat ą skin ął głow ą i zwiększając moc siln ika, zaczął znow u zbliż ać się do Albat rosa. Tym
raz em go zauważ yli i obserw at or poderwał lorn etkę do oczu. Garros wiedział, że Niem iec wy‐
pat ruje teraz zam ocow an ego nad skrzydłem karabin u maszyn ow ego lub uzbrojon ego członka
załogi. Francuz podn iósł rękę i pom achał, aby Niem iec się rozluźn ił. Jeż eli do Garrosa uśmiech‐
nie się szczęście, to wrogi obserw at or nie zauważ y nic groźn ego przez obracające się łopat y
Strona 13
śmigła i wróci do oglądan ia ziem i.
I to właśnie było prawdziw ą niespodzianką, nieprawdaż? Garros zachichot ał, kierując dziób
swojego Moran e-Sauln iera wprost na kabin ę niem ieckiego sam olot u. Jego mechan ik i zbroj‐
mistrz przykręcili met alow e klin y do każdej łopat y śmigła. W ten sposób mógł strzelać bezpo‐
średn io przez chron ion e klin am i śmigło bez kon ieczn ości korzystan ia z nieporęczn ego i wi‐
doczn ego z daleka stan ow iska karabin u maszyn ow ego nad skrzydłem. Naz iemn e próby prze‐
biegły pom yśln ie. Trzy na 10 pocisków przechodziły przez śmigło. Musiał jedn ak się zbliż yć.
Teraz, w odległości 50 met rów, zobaczył, jak niem iecki obserw at or wzruszył ram ion am i
i odw rócił się w bok. Nierzadko zdarzało się, że nad polem bit wy kilka wrogich sam olot ów ob‐
serw acyjn ych znajdow ało się na jedn ym obszarze, prow adząc rozpoz nan ie tego sam ego miej‐
sca. Co pew ien czas ktoś wystrzelił, ale zaz wyczaj po prostu wzajemn ie się ignorow ali.
Ale nie dziś.
Z 30 met rów mógł już wyraźn ie rozpoz nać szczegóły niem ieckiego sam olot u. Maszyn a,
względn ie czysta, za wyjątkiem ciemn ych smug wokół osłon y siln ika, pom alow an a była na nie‐
wyróżn iający się brąz ow y kolor z czarn ym krzyż em malt ańskim na kadłubie. Albat ros nie po‐
siadał uzbrojen ia, chociaż obaj Niemcy prawdopodobn ie tak. Jeszcze raz szarpn ął za bezpiecz‐
nik igliczn y i delikatn ie otworzył przepustn icę, następn ie puścił ją, a lewą ręką ujął kolbę kara‐
bin u maszyn ow ego. Było to nieporęczn e, ale praw ej ręki pot rzebow ał do sterow an ia sam olo‐
tem i celow an ia.
Wziął głęboki oddech i wydychając pow iet rze, będąc praw ie nad niem ieckim sam olot em, po‐
ciągnął za spust. Hałas zaskoczył go i wzdrygnął się, gdy łuski uderzyły go w twarz. Sam olot
trząsł się od siły odrzut u – mały jedn opłat podskakiw ał, a drąż ek sterow y szarpał się w ręku pi‐
lot a. Przełykając ślin ę, pilot puścił karabin maszyn ow y, zam knął przepustn icę, a pot em pon ow‐
nie nacisnął spust. Dym leciał mu prosto w twarz i w tym mom encie Garros był zadow olon y, że
na oczach ma gogle. Karabin głośno zat erkot ał i nagle ucichł, gdy skończył się magaz yn ek z na‐
bojam i. Podciągając maszyn ę ku górze i skręcając swoim Moran e-Sauln ierem w lewo, oddalił się
od niem ieckiego sam olot u. Sięgnął po następn y magaz yn ek.
Nie było to jedn ak pot rzebn e.
Roland zobaczył, że dziób Albat rosa znajdow ał się w górze, jego skrzydła ruszały się
w przód i w tył. Niem iecki pilot leż ał nieruchom o na drążku sterow ym, a strzępy mat eriału
gwałt own ie trzepot ały w kabin ie. Francuz nagle zam rugał. Seria przeszyła plecy niem ieckiego
pilot a.
Obserw at or ciągle jeszcze żył i walczył. Wydaw ało się, że mężczyz na próbuje dostać się do
przedn iej kabin y, ale cięż ar mart wego ciała pilot a spoczyw ającego na przyrządach sterown i‐
czych pow odow ał opadan ie sam olot u, który niebaw em zaczął wirow ać. Garros leciał po łuku,
żeby nie stracić z oczu niem ieckiego sam olot u. Ostatn im obraz em, jaki poz ostał mu po Albat ro‐
sie, był migający niebieski szalik obserw at ora. W następn ej chwili niem iecka maszyn a wśli‐
zgnęła się miedzy ciemn e ciężkie chmury i znikła.
Strona 14
Wspaniały widok na kliny osłaniające śmigła samolotu Morane-Saulnier,
użyt e po raz pierws zy przez Garr os a w 1915 roku
TEGO x czwartku, w kwietn iu 1915 roku, narodziło się lotn ict wo myśliwskie wraz z pilot am i.
Lotn ict wo rozw ijało się teraz szybciej niż jakakolw iek inna dziedzin a ludzkiej akt ywn ości,
z wszystkim i tego dalekosiężn ym i konsekwencjam i. Jedn ak samo lat an ie, roz um ian e jako
kont rolow an y przez pilot a lot przy użyciu maszyn y, zaczęło się zaledw ie kilkan aście lat przed
zestrzelen iem Albat rosa przez Rolanda Garrosa w 1915 roku. Chociaż bracia Wright nie byli
pierwszym i ludźm i, którzy wzbili się w pow iet rze, to bez wątpien ia zalicza się ich do pion ierów
kont rolow an ego lat an ia sam olot am i dyspon ującym i własnym napędem.
Narodzin y lot ów balon em z pasaż eram i dat uje się na chwilę, gdy Etienn e Montgolf ier
wzniósł się w pow iet rze w październ iku 1783 roku. Wart ość rozpoz nan ia z pow iet rza docen ian a
była przez ówczesnych wojskow ych i wykorzystyw an o balon y do śledzen ia ruchów wroga, gdy
tylko było to możliw e. W lat ach osiemdziesiąt ych XIX wieku większość mocarstw (Wielka Bryt a‐
nia, Francja, Niemcy i Rosja) posiadało korpusy balon ow e. Jedn ak unoszen ia się w poz baw io‐
nym napędu i skaz an ym na łaskę wiat ru balon ie, podobn ie jak prow adzen ie obserw acji z balo‐
nu przyw iąz an ego do wielkiej wyciągarki – tego nie możn a było naz wać lat an iem.
Szybow an ie pojaw iało się znaczn ie wcześniej. Abbas Ibn Firn as, Berber żyjący w muz uł‐
mańskiej Andaluz ji, podjął pierwszą syst em at yczn ą próbę lotu. W specjaln ie skonstruowan ym
Strona 15
szybowcu wystart ow ał ze zbocza góry i unosił się przez 10 min ut, zan im bezpieczn ie ześliz gnął
się na ziem ię. Cztery wieki późn iej angielski filoz of i badacz Roger Bacon po raz pierwszy opi‐
sał sam olot w swoich Lis tach o sekretach trud ów sztuki i nauki. Maszyn a zwan a orn it opt erem miała
lat ać, machając skrzydłam i, tak jak czyn ią to ptaki i niet operze. Naw iasem mów iąc, pow stało
kilka udan ych mechan iczn ych orn it opt erów, ludzkie mięśnie nigdy jedn ak nie stały się dosta‐
teczn ie wydajn ym źródłem energii. Cudown y i wielce utalent ow an y Leonardo da Vinci dodał
do swojego orn it opt era pow ierzchn ie sterow e, udow adn iając w ten sposób, że roz um iał podsta‐
wow e właściw ości przepływ u pow iet rza i wiedział, jak na nie wpływ ać.
W 1633 roku niez wykle odw ażn y lub kompletn ie szalon y Turek, Lagaran Hasi Celabi, wy‐
strzelił się za pom ocą rakiet y z siedm iom a doczepion ym i skrzydłam i z teren u pałacu Topkapi
w Istambule. Wykorzystawszy 70 kilogram ów prochu, aby wznieść się w pow iet rze, spadł na‐
stępn ie do morza, przeż ył i dopłyn ął do brzegu. Nikt nie odn ot ow ał, jaką osiągnął wysokość.
Sto sześćdziesiąt lat późn iej nieposiadający żadn ego form aln ego wykształcen ia ani naukow ego
doświadczen ia Hiszpan zbudow ał maszyn ę lat ającą, używ ając do tego celu drewn a, tkan in
i piór rozjuszon ych sępów, które uprzedn io zwabił zgniłym mięsem. 15 maja 1793 roku Diego
Marin Aguilera w tow arzystwie swojej siostry oraz wiejskiego kow ala, który pom ógł mu w bu‐
dow ie maszyn y, skoczył z zamku Coruñ a del Conde. W blasku pełn i księż yca Aguilera zam achał
mechan iczn ym i skrzydłam i swojego szybowca i, zgodn ie z ustalen iam i Amerykańskiego Insty‐
tut u Aeron aut yki i Astron aut yki, pokon ał około 360 met rów.
Marin przeleciał nad rzeką Arandilla, lecz rozbił się, gdy jedn o z met alow ych mocow ań szy‐
bowca pękło, nie wyt rzym ując obciąż eń spow odow an ych lot em. Niestet y, mieszkańcy pobli‐
skiego miasta uznali go za heret yka i spalili jego szybow iec, który w ich przekon an iu obraż ał
Boga. Chociaż Marin nigdy już nie wzbił się w pow iet rze, to uznaw an y jest pow szechn ie (przy‐
najm niej w Hiszpan ii) za ojca awiacji.
W 1843 roku to William ow i Henson ow i, angielskiem u konstrukt orow i maszyn koronkar‐
skich, przypadło w udziale wykon an ie pierwszego kroku na drodze do lot ów maszyn z napę‐
dem. Wraz z John em Stringf ellow em, równ ież inż yn ierem, opat ent ow ał Pow ietrzn y Parow y
Pow óz Henson a (HASC). Chociaż tej maszyn ie nigdy nie udało się wznieść w pow iet rze, to jed‐
nak jej pom niejszon y model z własnym napędem zdołał kilkakrotn ie podskoczyć. Henson
i jego tow arzysze byli tym tak zachwycen i, że założ yli firm ę o szumn ej naz wie Spółka Trans‐
port u Lotn iczego, której zadan iem było stworzen ie jedn opłat owca zdoln ego do przew oz u pasa‐
żerów. Ostat eczn ie Hanson i Stringf ellow odkryli, że siln iki parow e są niew ydajn e jako źródło
napędu dla statków pow ietrzn ych. Ich waga jest bow iem większa od wyt warzan ej siły nośnej.
Pięć lat późn iej Hanson rozw iąz ał spółkę i wye migrow ał do Ameryki. Chociaż nie odn iósł sukce‐
sów lotn iczych, każdy, kto się goli, pow in ien być mu wdzięczn y, pon iew aż wśród różn ych wy‐
nalazków jego aut orstwa były równ ież współczesne maszynki do golen ia.
Tym oto sposobem wykon an ie pierwszego udan ego, kont rolow an ego lotu z napędem przy‐
padło w udziale dwóm mechan ikom row erow ym, a przy tym sam oukom. Dokon ali tego
w grudn iu 1903 roku. Bracia Orville i Wilbur bez wątpien ia mieli i wiz ję, i wielkie umiejętn ości
techn iczn e, mimo to byli dziwn ą parą. Cechow ała ich wybitn a skryt ość oraz skłonn ość do pie‐
niact wa, do końca życia poz ostali też kaw aleram i. Wilbur stwierdził kiedyś, że „nie starczyło
czasu dla dwojga – żony i sam olot u”.
Strona 16
Ich wyczyn spraw ił, że lat an ie stało się now ym sport em, chwilow ą modą i ekscyt ującym wy‐
raz em ludzkich możliw ości. Wydarzyło się to w czasach, gdy fascyn acja now ym i techn ologiam i,
które pojaw iały się regularn ie, była pow szechn a. Mimo to podbój przestworzy był czymś wyjąt‐
kow ym.
Pierwszy pat ent braci Wright, o num erze 821 393, nie odn osił się bezpośredn io do maszyn y
lat ającej. Raczej dot yczył syst em u sterow an ia, który zmien iał ustaw ien ie zew nętrzn ej stron y
skrzydła, tak aby uzyskać sterown ość poprzeczn ą. Samą techn ikę naz yw an o wing warp ing, czyli
skręcan iem części skrzydła, bow iem pow ierzchn ie były rzeczyw iście zmien ian e, aby zwiększyć
siłę nośną jedn ej końcówki skrzydła, a zmniejszyć drugiej.
Aby omin ąć pat ent braci Wright, inny amerykański pion ier lotn ict wa, Glenn Curt iss, opra‐
cow ał syst em lot ek, który osiągał te same rez ult at y, ale był znaczn ie bardziej efekt ywn y. Bra‐
cia nat ychm iast poz wali go do sądu. Wyn ikła z tego bat alia prawn a, która ciągnęła się przez po‐
nad 10 lat. W trakcie procesu okaz ało się, że w 1863 roku pew ien angielski wyn alazca, Matt hew
P.W. Boult on, opracow ał pierwszy służ ący do kont roli lotu poprzeczn ego syst em lot ek. W ten
sposób prawdopodobn ie podw aż ył twierdzen ie Wright ów o naruszen iu ich pat ent u. Curt iss się
jedn ak nie przejm ow ał. Kont yn uował sprzedaż sam olot ów naw et po tym, jak obw odow y sąd
apelacyjn y podt rzym ał wyrok w jego spraw ie. Okaz ał się znaczn ie sprawn iejszym bizn esm e‐
nem niż bracia Wright. W 1920 zarobił 20 milion ów dolarów i przeprow adził się na Florydę.
Chociaż zakraw a to na iron ię, w 1929 roku firm y Wright Aeron aut ical oraz the Curt iss Aeropla‐
ne and Mot or Compan y połączyły się, tworząc istn iejącą do dnia dzisiejszego Curt iss-Wright
Corporat ion.
W okresie, który nastąpił bezpośredn io po eksperym ent ach lotn iczych braci Wright w Kitt y
Hawk, zasady aerodyn am iki były dopiero opracow yw an e. W niepełn y sposób roz um ian o jej
fundam ent y, takie jak: siłę nośną, opór aerodyn am iczn y, cięż ar i siłę ciągu. Siła nośna wystę‐
puje wtedy, gdy strum ień pow iet rza dzieli się na pow ierzchn i skrzydła. Kiedy pow iet rze poru‐
sza się szybciej nad jej górn ą kraw ędzią aniż eli nad doln ą, to wówczas nad skrzydłem wyt wa‐
rza się obn iż on e ciśnien ie. Nat om iast podw yższon e ciśnien ie pow stałe pod skrzydłem pcha je
w górę wraz ze wszystkim, co zostało do niego przym ocow an e. Gdy następn ym raz em będzie‐
cie jechali aut em, wystawcie dłoń przez okno i trzym ajcie ją równ olegle do drogi. Następn ie po‐
chylcie ją trochę, a poczujecie siłę nośną.
Opór aerodyn am iczn y zasadn iczo jest wszystkim, co przeciwdziała sile nośnej. Przydatn a
jest wiz ua liz acja pow iet rza jako wody. Wyobraźcie sobie teraz, że jesteście ciągnięci w wodzie,
a ubran ie i buty was spow aln iają. To właśnie jest opór aerodyn am iczn y. Poz ycja, którą przyj‐
muje wasze ciało w wodzie, na przykład opływ ow a lub rozczapierzon a, może wpływ ać na wa‐
szą wodn ą przejażdżkę – to równ ież jest opór. Z aerodyn am iczn ego punkt u widzen ia wszelkie
podpory, linki, wystające podw oz ie oraz wystające elem ent y konstrukcyjn e wczesnych sam olo‐
tów wyt warzały opór, obn iż ając ich osiągi. Podobn y wpływ miał kształt kadłuba i skrzydeł, miej‐
sca ich złączeń oraz umiejscow ien ie kabin y. Wszystko musiało zostać wypracow an e met odą
prób i błędów, dopóki inż yn ieria i doświadczen ie nie wypracow ały idea ln ego połączen ia.
Opór aerodyn am iczn y musi zostać przez wycięż on y przez siłę nośną. Przed 1903 rokiem do‐
kon yw an o tego za pom ocą szybowców start ujących ze wzniesień lub ciągnięt ych za pojazdam i
naz iemn ym i. Bracia Wright zyskali sław ę, wykorzystując siln ik do poruszan ia się sam olot u
Strona 17
w pow iet rzu, pow odując przepływ pow iet rza wokół skrzydeł i wyt warzając w ten sposób siłę
nośną. Dziś wydaje się to oczyw iste, ale wówczas siln iki były bardzo proste i opracow an o je do
napędzan ia aut om obilów, a nie sam olot ów. Stworzon y przez Charliego Taylora siln ik Wright
Flye ra, chociaż zbudow an y na zam ów ien ie, był podstaw ow ym modelem poz baw ion ym świec
zapłon ow ych i gaźn ika. Wyt warzał zaledw ie 12 koni mechan iczn ych. Cięż ar w przypadku siln i‐
ka sam ochodow ego nie miał tak zasadn iczego znaczen ia jak dla sam olot u. W tym czasie więk‐
sza moc, pot rzebn a do wyt worzen ia większego ciągu, oznaczała większe i cięższe siln iki. Cią‐
giem określa się skierow an y do przodu ruch pow iet rza przeciwn y do ruchu sam olot u lecącego
w pow iet rzu. Musi zostać wyt worzon a dodatkow a siła nośna, aby pokon ać cięż ar sam olot u.
W inn ym wypadku cięż ar i ciąg się zrówn ow aż ą. W pierwszych lat ach lotn ict wa maszyn y nie
dyspon ow ały nadw yżką ciągu. Zan im pow stały bardziej wydajn e siln iki, konstrukt orzy starali
się więc zwiększyć siłę nośną wszelkim i dostępn ym i sposobam i.
Wczesne konstrukcje skrzydeł miały kluczow e znaczen ie dla wykorzystan ia dostępn ej siły
nośnej, której nie było wiele. Większość wczesnych maszyn lat ających stan ow iły dwupłat owce
z dwiem a param i skrzydeł połączon ym i za pom ocą wsporn ików i stalow ych lin ek. Siła nośna
skrzydła, czyli cięż ar, który skrzydło musi utrzym ać, aby sam olot mógł lat ać, zrówn ow aż on a
zostaje przez siłę ciągu. Dzieje się to poprzez lat an ie znaczn ie szybciej (co wówczas nie było
jeszcze możliw e) lub poprzez zastosow an ie podwójn ych skrzydeł. Dwie pary skrzydeł rozdziela‐
ły cięż ar sam olot u, umożliw iając w ten sposób budow ę bardziej wyt rzym ałych konstrukcji, które
poz walały na zastosow an ie cięższych siln ików o większej mocy. Możn a było w końcu dodać
uzbrojen ie.
W lat ach poprzedzających I wojn ę świat ow ą nikt na pow ażn ie nie rozw aż ał zastosow an ia
uzbrojon ych sam olot ów. Depart am ent Wojn y USA trzykrotn ie odrzucił naw et propoz ycje braci
Wright, dot yczące wojskow ej wersji ich ustrojstwa. W 1910 roku bryt yjski min ister wojn y stwier‐
dził: „Nie uważ am y, aby aeroplan y mogły okaz ać się w jakikolw iek sposób przydatn e do celów
wojenn ych”.
Lotn ict wo zadebiut ow ało na polu zwiadu i rozpoz nan ia. Ale stopn iow y i pokojow y rozw ój
lotn ict wa miał się wkrótce gwałt own ie zmien ić. Podczas krótkiej wojn y włosko-tureckiej w Libii
Włosi zabrali ze sobą do celów rozpoz nawczych kilka balon ów i dziew ięć sam olot ów. 1 listopada
1911 roku ogłosili wykon an ie pierwszej misji bombow ej. W 1912 roku Francuz i użyli sam olot ów
w Maroku, a kilka jedn opłat ów typu Moran e (pom yłka aut ora – chodzi o Bleriot y, TN) wypoż y‐
czon o do Rum un ii podczas wojen bałkańskich (1912–1913). Pilot ow an e przez obcokrajowców sa‐
molot y raczej nie zostały użyt e ofensywn ie. Mimo to Turcy ogłosili, że pojm an i lotn icy zostan ą
stracen i.
POD KON IEC CZERWCA 1914 roku pew ien człow iek wyciągnął pistolet i zastrzelił inn ego czło‐
wieka w Sarajew ie. Niestet y – dla milion ów ludzi, którzy pot em zgin ęli – zam achowcem tym
okaz ał się radykaln y serbski nacjon alista, Jugosłow ian in Gav rilo Princip, człon ek Młodej Bośni,
tajn ej organ iz acji walczącej o wyz wolen ie Słow ian. Człow iekiem, na którego dokon ał on za‐
machu, był arcyksiąż ę Franciszek Ferdyn and, następca habsburskiego cesarza Austro-Węgier.
Choć wydarzen ie to uznaje się często za cas us belli, w rzeczyw istości wybuch Wielkiej Wojn y nie
został sprow okow an y jakimś pojedynczym zdarzen iem. Cztery lata późn iej – po śmierci 10 mi‐
Strona 18
lion ów ludzi i okaleczen iu na całe życie kolejn ych 20 milion ów – nikt z pewn ością nie myślał
już o zam achu w Sarajew ie.
Cztery dekady, które min ęły od wojn y prusko-francuskiej z 1871 roku, uznan e zostały za
okres bezprzykładn ego rozw oju techn ologiczn ego i stosunkow o pokojow ej koe gz ystencji. Tele‐
graf, telef on, rozbudow a sieci kolejow ej – wszystko to zbliż yło ludzi jak nigdy dot ąd, prow adząc
do wzrostu handlu, edukacji, a w niektórych przypadkach prawdziw ego kult urow ego oświecen ia.
Ów długi okres pokoju i dobrobyt u przyn iósł równ ież eksploz ję dem ograf iczn ą – w lat ach 1850–
1900 liczba ludn ości Europy wzrosła o pon ad 50 procent.
Jedn ym ze sposobów kont rolow an ia takiego rapt own ego przyrostu młodych mężczyzn była
przym usow a służba wojskow a, która stała się czymś pow szechn ym. Postęp w zakresie produkcji
wysokiej jakości stali i bron i, łączn ie z bron ią aut om at yczn ą, gaz ow ym i pociskam i art yleryjski‐
mi i karabin am i maszyn ow ym i, zwiększył w proporcji geom et ryczn ej siłę raż en ia wojsk. Ob‐
serw ow an o też szybki wzrost żarliw ego nacjon aliz mu, który zachęcał do wykorzystan ia tych
masow ych arm ii. Europa w 1914 roku była zbiorem pełn ych żarliw ej dumy krajów, o wielkich re‐
gularn ych arm iach, uzbrojon ych w nowe, ekscyt ujące rodzaje bron i. Stan ow iło to idea ln ą mie‐
szankę wybuchow ą, czekającą tylko na iskrę, która pojaw iła się wraz z Gav rilo Principem i jego
pistolet em.
Żadn e z wielkich mocarstw nie starało się zbyt usiln ie unikn ąć wojn y; w rzeczyw istości wy‐
krystaliz ow ały się już stron y konf likt u. Wielka Bryt an ia i Francja, dwa mocarstwa, które wal‐
czyły ze sobą przez stulecia, uznały w 1904 roku, że współpraca lepiej będzie służ yła ich int ere‐
som narodow ym. Londyn chciał zająć się Egipt em bez ingerencji ze stron y inn ych państw, Pa‐
ryż zam ierzał z kolei poszerzyć swoje wpływ y w półn ocn ej Afryce, zwłaszcza w Maroku – tak
doszło do pow stan ia entente cord iale, „serdeczn ego poroz um ien ia”. Francuz ów zaa larm ow ała po‐
nadt o niem iecka bojow ość, doszli zat em do wniosku, że sojusz z Bryt yjczykam i byłby czymś
rozt ropn ym. Anglia miała podobn y mot yw zaw iąz ując sojusz, licząc na to, że wielka, regularn a
arm ia francuska, rozm ieszczon a bezpośredn io pom iędzy Niemcam i a kan ałem La Manche bę‐
dzie siln ą barierą ochronn ą; zgodn ie z tym tokiem roz um ow an ia zaw arcie przym ierza było
mądrym posun ięciem strat egiczn ym.
W odpow iedzi na to Niemcy połączyły się sojuszem z Austro-Węgram i i Włocham i, tworząc
Trójprzym ierze. Występow ali też na ówczesnym polu polit yczn ej gry pom niejsi gracze, co do‐
datkow o komplikow ało spraw y w Europie. Rozpadające się imperium osmańskie, stan ow iące
zbiór różn orodn ych teryt oriów, szukało niem ieckiego parasola ochronn ego przed Rosją. Lenn i‐
cy tureckiego sułt an a, tacy jak Arabow ie, zabiegali nat om iast o pom oc bryt yjską bądź francu‐
ską, by wyz wolić się spod pan ow an ia Turków, podczas gdy Egipt i Libia dąż yły do uniez ależn ie‐
nia się od swoich władz kolon ialn ych. Krótko mów iąc, pan ow ał chaos.
Wtedy zaczęły przew racać się klocki dom in o.
28 lipca 1914 roku, dokładn ie miesiąc po zam achu na Franciszka Ferdyn anda, Austro-Węgry
wypow iedziały wojn ę Serbii. Rosja – nadal boleśnie odczuw ająca klęskę w wojn ie z Japon ią
(1905 r.) oraz utrat ę wpływ ów w Bośni i Hercegow in ie w 1909 roku – przystąpiła do mobiliz acji
w obron ie swoich słow iańskich „braci”. W odpow iedzi Niemcy zarządziły swoją mobiliz ację, do‐
magając się w wojown iczy sposób neut raln ości Francji oraz – dodatkow o – poddan ia dwóch
twierdz położ on ych na wspóln ej gran icy. Następn ie Niemcy wypow iedziały wojn ę Rosji, doko‐
Strona 19
nały inw az ji na Luksemburg i zaż ądały praw a do tranz yt u przez teren neut raln ej Belgii.
Wojska lądowe na frontach I wojny światowej znalazły się w krwawym
impasie.
W tym czas ie lotn ict wo bojowe przeżywało gwałt own y rozwój – od ster owc ów
i nieuzbrojon ych sam olot ów rozpoznawc zych po cor az to bard ziej wyr afin owa-
ne i cor az bard ziej śmierc ion oś ne myś liwc e. Wid oczn y tu plak at to swoi sta ce-
leb rac ja niem ieck ieg o Alb at ros a, któr em u moc ars twa alianck ie star ały się
dor ówn ać
3 sierpn ia, po odrzucen iu przez Paryż zachow an ia neut raln ości, Niemcy wypow iedziały woj‐
nę Francji i najechały na Belgię. Wielka Bryt an ia odpow iedziała na to następn ego dnia wypo‐
wiedzen iem wojn y Kajz erow i. Cztery dni późn iej, 7 sierpn ia 1914 roku, pierwsze oddziały an‐
gielskie wylądow ały we Francji.
Strona 20
Cztery eskadry Bryt yjskiego Królewskiego Korpusu Lotn iczego (RFC), lat ające na sześciu typach
nieuzbrojon ych sam olot ów, 13 sierpn ia opuściły Dov er i wylądow ały w Amiens na teren ie Fran‐
cji. Ich konstrukcje przypom in ały mechan iczn e lat awce z polakierow an ym i, związ an ym i dru‐
tem płócienn ym i skrzydłam i. Owe Parasole, Blériot y, Avro i Firm an y stan ow iły poz ostałości
z czasów eksperym ent aln ej awiacji, zapoczątkow an ych w Kitt y Hawk. Królewski Korpus Lotn i‐
czy pierwsze strat y w stref ie walk pon iósł 16 sierpn ia, gdy sam olot podporuczn ika E.W.C. Per‐
ry’ego podczas start u utracił sterown ość i rozbił się, zabijając pilot a.
Królewska Służba Pow ietrzn a Maryn arki Wojenn ej (RNAS) początkow o została oddelego‐
wan a do działań pat rolow ych wzdłuż wschodn iego wybrzeż a Anglii. Jedn ak wkrótce Eskadra
Eastchurch (późn iejsza 3. Eskadra RNAS) została wysłan a, wraz z kilkom a Blériot am i i Farm a‐
nam i oraz zbieran in ą dwupłat ów, do belgijskiej Ostendy.
Królewski Korpus Lotn iczy znajdow ał się w pow ijakach i miał tak wielkie pot rzeby transpor‐
tow e, że londyńskie furgon etki, ciągle jeszcze jeżdżące z reklam am i herbatn ików Peek Frea na
i sosów Laz enby’ego, musiały woz ić lotn icze wyposaż en ie, person el naz iemn y oraz bagaż e.
W ciągu kilku miesięcy do Francji traf iło pon ad 60 sam olot ów oraz stu pilot ów wspieran ych
przez 800 mechan ików.
Pierwsi piloci byli sam oukam i lub absolw ent am i przeróżn ych kursów w cyw iln ych szkołach
pilot aż u. Mieli niew ielką znajom ość teorii, pot raf ili wykon yw ać zaledw ie podstaw ow e man ew‐
ry lotn icze i z pewn ością nie mieli żadn ego pojęcia o strzelan iu. Obserw at oram i byli oficerow ie,
którzy, jak uważ an o, pow inn i znać się na czyt an iu map, wsadzan o ich więc po prostu do tyln ej
kabin y sam olot u. Późn ej, gdy pojaw iły się karabin y maszyn ow e, pokaz yw an o im pewn ie, jak
się z nich strzela i usuw a zacięcia. Nie były to jedn ak form aln e szkolen ia w zakresie obsługi
bron i maszyn ow ej. W każdym raz ie każda ze stron konf likt u oczekiw ała krótkiej wojn y i uwa‐
żała, że poradzi sobie z takim person elem, jakim akt ua ln ie dyspon ow ała.
Już w 1905 roku sztab gen eraln y Cesarstwa Niem ieckiego spodziew ał się wojn y na dwa
front y. Hrabia Alf red von Schlieff en opracow ał strat egię jej prow adzen ia. Zgodn ie z jego pla‐
nem niem iecka arm ia miała nacierać przez Luksemburg i Belgię, omijając w ten sposób fort yf i‐
kacje na gran icy z Francją. Osiągnąwszy otwart e teren y półn ocn ej Francji, wojska niem ieckie
miały zająć port y nad kan ałem La Manche i uniem ożliw ić udzielen ie wsparcia przez Anglię. Po
osiągnięciu tych celów Niemcy mogli otoczyć Paryż i atakując od tyłu rozbić Francuz ów. Po wy‐
elim in ow an iu Francji Niemcy mieliby woln ą rękę, aby zająć się Rosją.
Plan ów posiadał jedn ak kilka ryz ykown ych założ eń, które uczyn iły z niego dom ek z kart.
Po pierwsze, Niemcy uważ ali, że pow oln a i zdezorgan iz ow an a Rosja będzie pot rzebow ała sze‐
ściu tygodni na mobiliz ację. Po drugie, zakładali, że ich zwycięskie wojska, naw et mimo belgij‐
skiego i francuskiego oporu, poruszać się będą na zachód ze stałą szybkością 20 mil dzienn ie. Po
trzecie, paraf raz ując Napoleona, arm ia maszeruje na swoich żołądkach, a Niemcy zdecydow a‐
nie nie docen ili logistyczn ych trudn ości związ an ych z zaopat rzen iem tak szybko poruszającego
się wojska.
W rzeczyw istości Rosjan ie przeprow adzili mobiliz ację w czasie około 10 dni, a nie sześciu ty‐
godni. Równ ież Belgow ie walczyli znaczn ie bardziej wyt rwale, niż oczekiw an o, wykorzystując
nat uraln e przeszkody teren ow e do pow strzym an ia niem ieckiej inw az ji. Wielka Bryt an ia zare‐
agow ała bardzo szybko i przerzuciła swoje wojska na kont yn ent, zan im francuskie port y mogły