Wladcy Przestworzy - Dan Hampton

Szczegóły
Tytuł Wladcy Przestworzy - Dan Hampton
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Wladcy Przestworzy - Dan Hampton PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Wladcy Przestworzy - Dan Hampton PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Wladcy Przestworzy - Dan Hampton - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Dan Hampton WŁADCY PRZESTWORZY Tłumaczenie Tomasz Nowak Konsultacja Gladius Strona 4 Copyright © 2014 by Ascalon, LLC. All rights reserved Copyright for the Polish edition © Wydawnictwo Pascal Published by arrangement with HarperCollins Publisher. Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment niniejszej publikacji nie może być reprodukowany, przechowywany bądź rozpowszechniany bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy, z wyjątkiem krótkich fragmentów publikowanych w celach reklamowych lub w recenzjach. Tytuł oryginału: Lords of the Sky Tłumaczenie: Tomasz Nowak Redakcja: Gladius Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak, Julita Balcerzak, Katarzyna Śledź Konsultacja: Gladius Projekt graficzny okładki: P.G. „Elzop” Zdjęcia pochodzą z archiwum prywatnego autora, chyba że zaznaczono inaczej. Redaktor prowadzący: Agnieszka Cybulska Redaktor naczelny: Agnieszka Hetnał Wydawnictwo Pascal sp. z o.o. ul. Zapora 25 43-382 Bielsko-Biała www.pascal.pl Bielsko-Biała 2015 ISBN 978-83-7642-536-8 eBook maîtrisé par Atelier Du Châteaux Strona 5 Od au​tora WŁAD​CY PRZE​STWO​RZY to opo​w ieść o pi​lo​cie my​śliw​skim. Nie moż​n a go zro​z u​m ieć bez wie​dzy na te​m at wiel​kich kon​f lik​t ów, któ​re go stwo​rzy​ły. Na ba​da​n ie każ​de​go moż​n a po​świę​cić całe ży​cie, co z pew​n o​ścią prak​t y​ku​ją nie​któ​rzy ucze​n i. Nie​‐ moż​li​w o​ścią jest wy​m ie​n ie​n ie wszyst​kich osób, któ​re w mi​n io​n ym wie​ku za​słu​ż y​ły na uzna​n ie, przy​czy​n ia​jąc się do roz​w o​ju lot​n ic​t wa i uzbro​je​n ia, in​n o​w a​cji tak​t ycz​n ych oraz sztu​ki wo​jen​‐ nej. Nie spo​sób rów​n ież opi​sać ogrom​n e​go od​da​n ia i po​świę​ce​n ia lu​dzi, któ​rzy po​z wa​la​ją lot​n i​‐ kom wzbić się w po​w ie​t rze i wal​czyć. Je​stem wam wdzięcz​n y i mam na​dzie​ję, że znaj​dzie się au​t or, któ​ry odda spra​w ie​dli​w ość rów​n ież wa​szej służ​bie. Za​m ia​rem, jaki przy​świe​cał mi pod​‐ czas pi​sa​n ia tej książ​ki, było przed​sta​w ie​n ie klu​czo​w ych po​sta​ci, waż​n ych in​n o​w a​cji tech​n o​lo​‐ gicz​n ych, a tak​ż e miejsc, w któ​rych wal​czy​li lot​n i​cy, tak aby​śmy mo​gli le​piej zro​z u​m ieć, jaki wpływ wy​w ar​ło na nas mi​n io​n e stu​le​cie. Książ​ka za​czy​n a się od Wiel​kiej Woj​n y, jak po​cząt​ko​w o na​z y​w a​n o I woj​n ę świa​t o​w ą, a kon​kret​n ie od opi​su dzia​łań na fron​cie za​chod​n im. Nie przed​sta​w iam po​z o​sta​łych, roz​le​głych pól bi​t ew​n ych tej woj​n y; do​ko​n a​łem ta​kie​go wy​bo​ru, po​n ie​w aż nie​bo nad oko​pa​m i sta​ło się miej​scem na​ro​dzin pi​lo​t a my​śliw​skie​go. Było wie​lu do​brych pi​lo​t ów, któ​rzy wspa​n ia​le wal​czy​li na in​n ych fron​t ach, jed​n ak to tu roz​gry​w a​ły się naj​w aż​n iej​sze wy​da​rze​n ia. Rów​n ież roz​w ój sa​m o​lo​t ów my​śliw​skich i pi​lo​t ów woj​sko​w ych ści​ślej zwią​z a​n y był z dzia​ła​n ia​m i lą​do​w y​m i pod​‐ czas Wiel​kiej Woj​n y, niż mia​ło to miej​sce w cza​sie ko​lej​n ych kon​f lik​t ów. Lot​n ic​t wo do​pie​ro się roz​w i​ja​ło jako od​ręb​n y ro​dzaj woj​ska i ści​śle pod​le​ga​ło swo​im mat​czy​n ym ar​m iom. Dzia​ła​n ia lą​do​w e zo​sta​ły opi​sa​n e z pew​n y​m i szcze​gó​ła​m i, tak aby czy​t el​n ik mógł le​piej zro​z u​m ieć, dla​‐ cze​go roz​w ój my​śliw​ców prze​bie​gał aku​rat w ten spo​sób. Ogrom​n a ska​la i względ​n a nie​z a​leż​‐ ność przy​szłych kam​pa​n ii po​w ietrz​n ych mia​ły do​pie​ro na​dejść. Wszyst​ko, co po​ja​w i​ło się póź​‐ niej, uka​z u​je nasz dług wo​bec tych nie​licz​n ych pi​lo​t ów, Wład​ców prze​stwo​rzy, któ​rzy two​rzy​li hi​sto​rię i w du​ż ej mie​rze dali nam świat, w ja​kim te​raz ży​je​m y. Strona 6 ŻYJ CHWA​LEB​NIE, HOJ​NIE, NIE​USTRA​S ZE​NIE, NA KOŃ​CU BEZ​PIECZ​NIE… MY, KTÓ​RZY LA​TA​MY, CZY​NI​MY TO Z MI​ŁO​Ś CI DO LA​TA​NIA. ŻY​JE​MY W PO​WIE​TRZU I OB​CU​JE​MY Z CU​DEM… NIC NIE DAJE PO​DOB​NYCH OD​CZUĆ.1) CE​CIL LE​WIS, SA​GIT​TA​RIUS RI​SING 1) Tłum. Tomasz Nowak Strona 7 WŁADCY PRZE​STWO​RZY Strona 8 Część pierwsza Wojna, która miała zakończyć wszystkie wojny: 1914–1918 SPÓJRZ! TWE IMPERIUM STRACHU – CHAOS – POWRACA, PRZED TWYM NIETWÓRCZYM SŁOWEM GINIE ŚWIATŁO, TWA DŁOŃ – WIELKI ANARCHISTA – KURTYNIE OPAŚĆ POZWALA, A WSZYSTKO POWSZECHNY MROK POCHŁANIA...2) ALEXANDER POPE 2) Tłum. Arkadiusz Belczyk Strona 9 Rozdział 1 „OD LATANIA DO WALKI” MO​RA​NE SAUL​NIER L 1 kwiet​n ia 1915 Di​xmu​d e, Bel​gia ZIM​N O. Było zim​n o. I mo​kro. Fran​cu​ski pi​lot trząsł się w swo​jej prze​m o​czo​n ej skó​rza​n ej kurt​ce lot​n i​czej, chro​n iąc gło​w ę w ra​m io​n ach przed wil​got​n ym i zim​n ym po​w ie​t rzem. Po​cie​rał lo​do​w a​t y​m i pal​ca​m i nóg o or​‐ czyk ste​ro​w y, aby przy​w ró​cić krą​ż e​n ie. Do​szedł do wnio​sku, że go​gle były pra​w ie bez​u​ż y​t ecz​n e – za​pa​ro​w a​n e od środ​ka i za​m a​z a​n e od desz​czu po ze​w nętrz​n ej stro​n ie. Pod​n iósł je więc do góry i zmru​ż ył oczy w peł​n ym wil​go​ci po​w ie​t rzu. 80-kon​n y, ro​t a​cyj​n y sil​n ik fir​m y Gno​m e za​ry​czał, gdy pi​lot otwo​rzył wą​ską dźwi​gnię prze​‐ pust​n i​cy. Gdy po​n ow​n ie cof​n ął drą​ż ek, wiel​kie po​w ierzch​n ie sta​t ecz​n i​ka we​szły w gę​ste po​w ie​‐ trze i dziób sa​m o​lo​t u wzniósł się do góry. Wy​t arł mo​krą od desz​czu twarz i na​ło​ż ył go​gle. Pa​‐ trzył przez ob​ra​ca​ją​ce się ło​pa​t y śmi​gła i pra​gnął, aby chmu​ry wresz​cie się roz​pierz​chły. Sza​re ko​smy​ki prze​su​w a​ły się nad skrzy​dła​m i, gdy mały jed​n o​płat piął się w górę. Sil​n ik wy​t ę​ż ał siły, aby prze​pchać go przez ma​t o​w e chmu​ry. Ro​land Gar​ros mru​czał pod no​sem, mru​ga​jąc ocza​m i z po​w o​du na​w ie​w a​n e​go desz​czu. W nor​m al​n ych wa​run​kach fran​cu​ski pi​lot mógł​by scho​w ać się za owiew​ką i przy​n aj​m niej osło​‐ nić twarz, ale nie dziś. Uśmie​cha​jąc się nie​z nacz​n ie, do​się​gnął drew​n ia​n ych uchwy​t ów przy​śru​‐ Strona 10 bo​w a​n e​go przed nim ka​ra​bi​n u ma​szy​n o​w e​go. Dziś żad​n e​go ka​ra​bi​n u ani pi​sto​le​t u. Nie bę​dzie też pi​sto​le​t u na fla​ry. To by​ło​by do​pie​ro za​‐ baw​n e. Wy​obraź so​bie, strze​lać fla​ra​m i do in​n ej ma​szy​n y la​t a​ją​cej. Sły​szał na​w et o pi​lo​cie, któ​ry za po​m o​cą cią​gnię​t ej za sa​m o​lo​t em liny z ko​t wi​cą pró​bo​w ał za​ha​czyć ja​kie​goś Niem​ca. W ze​szłym ty​go​dniu dwóch bo​szów 3) za​drwi​ło z Gar​ro​sa, co na​w et te​raz do​pro​w a​dza​ło go do wście​kło​ści. Ob​ser​w a​t or wręcz wstał z tyl​n e​go sie​dze​n ia i zła​pał się za kro​cze. Śmia​li się z nie​‐ go, gdy od​la​t y​w a​li. 3) Bosz – francuskie pogardliwe określenie Niemca (przyp. tłum.). Ale nie dziś. Pi​lot uśmie​chał się, a zęby po​ły​ski​w a​ły na tle jego sma​głej i mo​krej twa​rzy. Dziś przy​go​t o​‐ wał dla nich nie​spo​dzian​kę. Po​n ow​n ie po​kle​pał broń, a na​stęp​n ie cof​n ął rękę do środ​ka ka​bi​n y, aby nie zmar​z ​ła. Hotch​kiss mo​del 1907 był fran​cu​skim ka​ra​bi​n em ma​szy​n o​w ym wy​ko​rzy​sty​‐ wa​n ym przez pie​cho​t ę. Miał dużą wagę i krót​ką lufę. Uda​ło mu się przy​m o​co​w ać go do swo​jej ma​szy​n y w spo​sób nie​w zbu​dza​ją​cy po​dej​rzeń. Taką przy​n aj​m niej miał na​dzie​ję. Gdy jego Mo​ra​n e-Saul​n ier prze​kro​czył wy​so​kość 1500 me​t rów, Gar​ros wle​ciał w ośle​pia​ją​ce pro​m ie​n ie kwiet​n io​w e​go słoń​ca nad Bel​gią. Na za​cho​dzie Gar​ros mógł do​strzec ciem​n o​sza​re pla​m y wody, któ​re po​ja​w ia​ły się pod nim w wy​rwach po​m ię​dzy chmu​ra​m i. Przed woj​n ą la​t ał za​rów​n o nad ka​n a​łem La Man​che, jak i nad Mo​rzem Śród​z iem​n ym. Drżał z zim​n a. Głę​biej scho​w ał się w swo​im skó​rza​n ym płasz​czu. „Dla​cze​go nie moż​n a wal​czyć w cie​plej​szym miej​‐ scu?”, po​m y​ślał. Woj​n a trwa​ła już od ośmiu mie​się​cy i nic nie wska​z y​w a​ło na to, aby mo​gła się szyb​ko za​‐ koń​czyć. Tyl​ko do Bo​ż e​go Na​ro​dze​n ia, tak mó​w i​li. Wszyst​ko mia​ło się skoń​czyć do świąt. A te​‐ raz na​stał już kwie​cień – mo​kry i lo​do​w a​t y. Zu​peł​n e dzia​do​stwo. Od syl​w e​stra nie moż​n a było do​stać na​w et przy​z wo​itej fi​li​ż an​ki kawy. Wy​rów​n u​jąc lot na wy​so​ko​ści 2 ty​się​cy me​t rów i usta​w iw​szy bo​ga​t ą mie​szan​kę pa​li​w a, po​‐ wo​li po​cią​gnął le​w a​rek w stro​n ę ogo​n a i otwo​rzył prze​pust​n i​cę. Po​n ow​n ie od​su​n ął na czo​ło go​‐ gle i po​czuł, jak zim​n y deszcz spły​w a mu za koł​n ierz. De​li​kat​n ie prze​su​w a​jąc drą​ż ek ste​ro​w y w lewo, na​ci​snął na lewy or​czyk ste​ro​w y. Jego but po​śli​z gnął się po me​t a​lu. Sa​m o​lot ru​szył w lewo. Zer​ka​jąc na ze​ga​rek, Gar​ros ob​li​czył w pa​m ię​ci, że zo​sta​ło mu ja​kieś 45 mi​n ut lotu. Od pew​n e​go cza​su pra​co​w ał nad wskaź​n i​kiem, któ​ry po​ka​z y​w ał​by, ile li​t rów pa​li​w a po​z o​sta​ło w baku. Wskaź​n ik miał po​stać igły umiesz​czo​n ej na przy​po​m i​n a​ją​cej cy​f er​blat tar​czy i łą​czył się ze znaj​du​ją​cym się w baku pły​w a​kiem. Na ra​z ie urzą​dze​n ie nie dzia​ła​ło jed​n ak pra​w i​dło​w o. Jesz​cze nie dzia​ła​ło. Mru​ż ąc oczy od wia​t ru, Gar​ros spraw​dził ka​ra​bin ma​szy​n o​w y. Jego me​cha​n ik wy​ko​n ał kil​ka pa​sków z me​t a​lu i przy​m o​co​w ał je do ka​dłu​ba pro​sto​pa​dle do ka​bi​n y. Na​stęp​n ie do pa​sków me​‐ ta​lu przy​spa​w ał dwa wspor​n i​ki w kształ​cie pod​ko​w y i umo​co​w ał w nich ka​ra​bin ma​szy​n o​w y. Ka​ra​bin Hotch​kis​sa dzia​łał na za​sa​dzie wy​ko​rzy​sta​n ia ener​gii ga​z ów pro​cho​w ych i za​si​la​n y był z me​t a​lo​w e​go ma​ga​z yn​ka na 24 na​bo​je, wpro​w a​dza​n e do zam​ka. Gar​ros miał przy so​bie czte​‐ Strona 11 ry ta​kie ma​ga​z yn​ki wsu​n ię​t e w cho​lew​ki bu​t ów – po dwie w każ​dą. Bę​dzie mu​siał jed​n o​cze​śnie za​ła​do​w ać, ce​lo​w ać, pi​lo​t o​w ać ma​szy​n ę i strze​lać, ale wie​dział, że mu się uda. Atak miał być nie​spo​dzie​w a​n y i tym ra​z em to on bę​dzie się śmiał jako ostat​n i. Słynny lotnik francuski z okresu przedwojennego, Roland Garros, był pierwszym pilotem, który zamocował na samolocie skierowany do przodu karabin maszynowy. Garros używał go z powodzeniem w czasie walk powietrze–powietrze Ką​t em oka za​uwa​ż ył mi​go​t li​w y ruch na po​łu​dnio​w ym wscho​dzie i spoj​rzał w tam​t ym kie​‐ Strona 12 run​ku po​n ad skrzy​dłem. Nic… Ale za chwi​lę zno​w u coś zo​ba​czył. Mru​ga​jąc kil​ka​krot​n ie, prze​n i​‐ kał wzro​kiem przez mo​krą mgłę. O, tam! Zo​ba​czył mały ciem​n y punk​cik, któ​ry wlókł się tuż nad ho​ry​z on​t em w prze​świ​cie mię​dzy chmu​ra​m i. Fran​cuz uśmiech​n ął się po​w o​li. Zna​lazł go do​kład​n ie tam, gdzie spo​dzie​w ał się sa​‐ mo​lo​t u ob​ser​w a​cyj​n e​go. Po​pra​w ia​jąc nie​z nacz​n ie swo​ją po​z y​cję w fo​t e​lu, Gar​ros po​n ow​n ie za​‐ ło​ż ył go​gle i po​chy​lił się do przo​du. Usta​w iw​szy bo​ga​t ą mie​szan​kę pa​li​w a, po​w o​li po​cią​gnął le​w a​rek do sie​bie i otwo​rzył prze​‐ pust​n i​cę. Wpa​t ru​jąc się in​t en​syw​n ie w obcy sa​m o​lot, do​szedł do wnio​sku, że jest on od​da​lo​n y o co naj​m niej pięć ki​lo​m e​t rów. De​li​kat​n ie po​cią​gnął drą​ż ek i jego Mo​ra​n e za​czął się nie​z nacz​‐ nie wzno​sić. Gar​ros skie​ro​w ał ma​szy​n ę w kie​run​ku chmu​ry znaj​du​ją​cej się da​le​ko przed Niem​‐ cem. Nie wie​dział wpraw​dzie, czy na pew​n o ma do czy​n ie​n ia z bo​szem, ale i tak za​jął do​god​n ą po​z y​cję. Z tą my​ślą schy​lił się i wy​szarp​n ął z le​w e​go buta ma​ga​z y​n ek. Wy​su​n ę​ły się oba i je​den z nich stuk​n ął o pod​ło​gę ka​bi​n y. Przez chwi​lę szu​kał go po omac​ku, co spra​w i​ło, że sa​m o​lo​t em tro​chę za​t rzę​sło. „Za​po​m nij o tym”, po​m y​ślał. W pra​w ym bu​cie miał prze​cież dwa ko​lej​n e. Po​‐ ło​ż ył ma​ga​z y​n ek na ko​la​n ach i nie spusz​cza​jąc z oczu nie​z na​n ej ma​szy​n y, uniósł się nie​co w lewo. Jego pal​ce ostroż​n ie prze​su​n ę​ły się wzdłuż zam​ka ka​ra​bi​n u ma​szy​n o​w e​go. „Tu je​steś”, po​m y​ślał. Pu​ścił drą​ż ek i uży​w a​jąc obu rąk wło​ż ył ma​ga​z y​n ek, któ​ry za​sko​czył z trza​skiem. Z wa​lą​cym ser​cem po​n ow​n ie ujął drą​ż ek ste​row​n i​czy i spoj​rzał przed sie​bie. Na​gle bia​łe ob​‐ łocz​ki po​ja​w i​ły się na tle sza​rych chmur. Uśmiech na twa​rzy Gar​ro​sa po​w ięk​szył się. „Ogień obro​n y prze​ciw​lot​n i​czej”, po​m y​ślał. I zno​w u nie mu​sia​ło to wca​le ozna​czać, że sa​‐ mo​lot na​le​ż ał do nie​przy​ja​cie​la. W koń​cu pie​cho​t a mia​ła zwy​czaj strze​lać do wszyst​kie​go, co la​‐ ta​ło. Przez do​brą chwi​lę wpa​t ry​w ał się przed sie​bie, póź​n iej chrząk​n ął z za​do​w o​le​n ia. Dziób po​‐ dob​n y do tor​pe​dy i uko​śny ogon: przed sobą miał Al​ba​t ro​sa, nie​m iec​ki sa​m o​lot roz​po​z naw​czy. Zwięk​sza​jąc moc sil​n i​ków, na​kie​ro​w ał nos sa​m o​lo​t u pro​sto na wro​ga i lek​ko pchnął drą​ż ek do przo​du. Nie​m iec za​czął z wol​n a za​w ra​cać po wiel​kim i le​n i​w ym okrę​gu. Po​chy​la​jąc ma​szy​n ę na skrzy​dło, Gar​ros za​uwa​ż ył, że ma​ga​z y​n ek ko​ły​sze się w stru​m ie​n iu po​w ie​t rza, zła​go​dził więc skręt i zmarsz​czył brwi. Nie po​m y​ślał o tym, a mo​gło dojść do za​cię​cia się bro​n i. „Tyl​ko ostroż​n ie”, po​w ie​dział so​bie w du​chu. Mo​ra​n e-Saul​n ier szyb​ko zbli​ż ał się do Al​‐ ba​t ro​sa. Gar​ros zre​du​ko​w ał więc o cal prze​pust​n i​cę, aby w ten spo​sób zmniej​szyć pręd​kość. W od​le​gło​ści 100 me​t rów wi​dział obu Niem​ców, jak wy​chy​la​li się na pra​w o i pa​t rzy​li w dół. Re​‐ du​ku​jąc prze​pust​n i​cę o ko​lej​n y cal, Gar​ros do​się​gnął dźwi​gni prze​ła​do​w a​n ia po le​w ej stro​n ie ka​ra​bi​n u ma​szy​n o​w e​go. Nie miał rę​ka​w ic i po​czuł chłód me​t a​lu. Gdy prze​ła​do​w ał, śli​ski uchwyt wy​śli​z gnął mu się z pal​ców i pi​lot ude​rzył kost​ka​m i dło​n i o ko​m o​rę zam​ko​w ą ka​ra​bi​n u ma​szy​‐ no​w e​go. Wark​n ął i po​cią​gnął po​n ow​n ie. Tym ra​z em su​w a​dło prze​su​n ę​ło się do koń​ca i za​sko​czy​ło. Z apro​ba​t ą ski​n ął gło​w ą i zwięk​sza​jąc moc sil​n i​ka, za​czął zno​w u zbli​ż ać się do Al​ba​t ro​sa. Tym ra​z em go za​uwa​ż y​li i ob​ser​w a​t or po​de​rwał lor​n et​kę do oczu. Gar​ros wie​dział, że Nie​m iec wy​‐ pa​t ru​je te​raz za​m o​co​w a​n e​go nad skrzy​dłem ka​ra​bi​n u ma​szy​n o​w e​go lub uzbro​jo​n e​go człon​ka za​ło​gi. Fran​cuz pod​n iósł rękę i po​m a​chał, aby Nie​m iec się roz​luź​n ił. Je​ż e​li do Gar​ro​sa uśmiech​‐ nie się szczę​ście, to wro​gi ob​ser​w a​t or nie za​uwa​ż y nic groź​n e​go przez ob​ra​ca​ją​ce się ło​pa​t y Strona 13 śmi​gła i wró​ci do oglą​da​n ia zie​m i. I to wła​śnie było praw​dzi​w ą nie​spo​dzian​ką, nie​praw​daż? Gar​ros za​chi​cho​t ał, kie​ru​jąc dziób swo​je​go Mo​ra​n e-Saul​n ie​ra wprost na ka​bi​n ę nie​m iec​kie​go sa​m o​lo​t u. Jego me​cha​n ik i zbroj​‐ mistrz przy​krę​ci​li me​t a​lo​w e kli​n y do każ​dej ło​pa​t y śmi​gła. W ten spo​sób mógł strze​lać bez​po​‐ śred​n io przez chro​n io​n e kli​n a​m i śmi​gło bez ko​n iecz​n o​ści ko​rzy​sta​n ia z nie​po​ręcz​n e​go i wi​‐ docz​n e​go z da​le​ka sta​n o​w i​ska ka​ra​bi​n u ma​szy​n o​w e​go nad skrzy​dłem. Na​z iem​n e pró​by prze​‐ bie​gły po​m yśl​n ie. Trzy na 10 po​ci​sków prze​cho​dzi​ły przez śmi​gło. Mu​siał jed​n ak się zbli​ż yć. Te​raz, w od​le​gło​ści 50 me​t rów, zo​ba​czył, jak nie​m iec​ki ob​ser​w a​t or wzru​szył ra​m io​n a​m i i od​w ró​cił się w bok. Nie​rzad​ko zda​rza​ło się, że nad po​lem bi​t wy kil​ka wro​gich sa​m o​lo​t ów ob​‐ ser​w a​cyj​n ych znaj​do​w a​ło się na jed​n ym ob​sza​rze, pro​w a​dząc roz​po​z na​n ie tego sa​m e​go miej​‐ sca. Co pe​w ien czas ktoś wy​strze​lił, ale za​z wy​czaj po pro​stu wza​jem​n ie się igno​ro​w a​li. Ale nie dziś. Z 30 me​t rów mógł już wy​raź​n ie roz​po​z nać szcze​gó​ły nie​m iec​kie​go sa​m o​lo​t u. Ma​szy​n a, względ​n ie czy​sta, za wy​jąt​kiem ciem​n ych smug wo​kół osło​n y sil​n i​ka, po​m a​lo​w a​n a była na nie​‐ wy​róż​n ia​ją​cy się brą​z o​w y ko​lor z czar​n ym krzy​ż em mal​t ań​skim na ka​dłu​bie. Al​ba​t ros nie po​‐ sia​dał uzbro​je​n ia, cho​ciaż obaj Niem​cy praw​do​po​dob​n ie tak. Jesz​cze raz szarp​n ął za bez​piecz​‐ nik iglicz​n y i de​li​kat​n ie otwo​rzył prze​pust​n i​cę, na​stęp​n ie pu​ścił ją, a lewą ręką ujął kol​bę ka​ra​‐ bi​n u ma​szy​n o​w e​go. Było to nie​po​ręcz​n e, ale pra​w ej ręki po​t rze​bo​w ał do ste​ro​w a​n ia sa​m o​lo​‐ tem i ce​lo​w a​n ia. Wziął głę​bo​ki od​dech i wy​dy​cha​jąc po​w ie​t rze, bę​dąc pra​w ie nad nie​m iec​kim sa​m o​lo​t em, po​‐ cią​gnął za spust. Ha​łas za​sko​czył go i wzdry​gnął się, gdy łu​ski ude​rzy​ły go w twarz. Sa​m o​lot trząsł się od siły od​rzu​t u – mały jed​n o​płat pod​ska​ki​w ał, a drą​ż ek ste​ro​w y szar​pał się w ręku pi​‐ lo​t a. Prze​ły​ka​jąc śli​n ę, pi​lot pu​ścił ka​ra​bin ma​szy​n o​w y, za​m knął prze​pust​n i​cę, a po​t em po​n ow​‐ nie na​ci​snął spust. Dym le​ciał mu pro​sto w twarz i w tym mo​m en​cie Gar​ros był za​do​w o​lo​n y, że na oczach ma go​gle. Ka​ra​bin gło​śno za​t er​ko​t ał i na​gle ucichł, gdy skoń​czył się ma​ga​z y​n ek z na​‐ bo​ja​m i. Pod​cią​ga​jąc ma​szy​n ę ku gó​rze i skrę​ca​jąc swo​im Mo​ra​n e-Saul​n ie​rem w lewo, od​da​lił się od nie​m iec​kie​go sa​m o​lo​t u. Się​gnął po na​stęp​n y ma​ga​z y​n ek. Nie było to jed​n ak po​t rzeb​n e. Ro​land zo​ba​czył, że dziób Al​ba​t ro​sa znaj​do​w ał się w gó​rze, jego skrzy​dła ru​sza​ły się w przód i w tył. Nie​m iec​ki pi​lot le​ż ał nie​ru​cho​m o na drąż​ku ste​ro​w ym, a strzę​py ma​t e​ria​łu gwał​t ow​n ie trze​po​t a​ły w ka​bi​n ie. Fran​cuz na​gle za​m ru​gał. Se​ria prze​szy​ła ple​cy nie​m iec​kie​go pi​lo​t a. Ob​ser​w a​t or cią​gle jesz​cze żył i wal​czył. Wy​da​w a​ło się, że męż​czy​z na pró​bu​je do​stać się do przed​n iej ka​bi​n y, ale cię​ż ar mar​t we​go cia​ła pi​lo​t a spo​czy​w a​ją​ce​go na przy​rzą​dach ste​row​n i​‐ czych po​w o​do​w ał opa​da​n ie sa​m o​lo​t u, któ​ry nie​ba​w em za​czął wi​ro​w ać. Gar​ros le​ciał po łuku, żeby nie stra​cić z oczu nie​m iec​kie​go sa​m o​lo​t u. Ostat​n im ob​ra​z em, jaki po​z o​stał mu po Al​ba​t ro​‐ sie, był mi​ga​ją​cy nie​bie​ski sza​lik ob​ser​w a​t o​ra. W na​stęp​n ej chwi​li nie​m iec​ka ma​szy​n a wśli​‐ zgnę​ła się mie​dzy ciem​n e cięż​kie chmu​ry i zni​kła. Strona 14 Wspaniały widok na kliny osłaniające śmigła samolotu Morane-Saulnier, uży​t e po raz pierw​s zy przez Gar​r o​s a w 1915 roku TEGO x czwart​ku, w kwiet​n iu 1915 roku, na​ro​dzi​ło się lot​n ic​t wo my​śliw​skie wraz z pi​lo​t a​m i. Lot​n ic​t wo roz​w i​ja​ło się te​raz szyb​ciej niż ja​ka​kol​w iek inna dzie​dzi​n a ludz​kiej ak​t yw​n o​ści, z wszyst​ki​m i tego da​le​ko​sięż​n y​m i kon​se​kwen​cja​m i. Jed​n ak samo la​t a​n ie, ro​z u​m ia​n e jako kon​t ro​lo​w a​n y przez pi​lo​t a lot przy uży​ciu ma​szy​n y, za​czę​ło się za​le​d​w ie kil​ka​n a​ście lat przed ze​strze​le​n iem Al​ba​t ro​sa przez Ro​lan​da Gar​ro​sa w 1915 roku. Cho​ciaż bra​cia Wri​ght nie byli pierw​szy​m i ludź​m i, któ​rzy wzbi​li się w po​w ie​t rze, to bez wąt​pie​n ia za​li​cza się ich do pio​n ie​rów kon​t ro​lo​w a​n e​go la​t a​n ia sa​m o​lo​t a​m i dys​po​n u​ją​cy​m i wła​snym na​pę​dem. Na​ro​dzi​n y lo​t ów ba​lo​n em z pa​sa​ż e​ra​m i da​t u​je się na chwi​lę, gdy Etien​n e Mont​gol​f ier wzniósł się w po​w ie​t rze w paź​dzier​n i​ku 1783 roku. War​t ość roz​po​z na​n ia z po​w ie​t rza do​ce​n ia​n a była przez ów​cze​snych woj​sko​w ych i wy​ko​rzy​sty​w a​n o ba​lo​n y do śle​dze​n ia ru​chów wro​ga, gdy tyl​ko było to moż​li​w e. W la​t ach osiem​dzie​sią​t ych XIX wie​ku więk​szość mo​carstw (Wiel​ka Bry​t a​‐ nia, Fran​cja, Niem​cy i Ro​sja) po​sia​da​ło kor​pu​sy ba​lo​n o​w e. Jed​n ak uno​sze​n ia się w po​z ba​w io​‐ nym na​pę​du i ska​z a​n ym na ła​skę wia​t ru ba​lo​n ie, po​dob​n ie jak pro​w a​dze​n ie ob​ser​w a​cji z ba​lo​‐ nu przy​w ią​z a​n e​go do wiel​kiej wy​cią​gar​ki – tego nie moż​n a było na​z wać la​t a​n iem. Szy​bo​w a​n ie po​ja​w ia​ło się znacz​n ie wcze​śniej. Ab​bas Ibn Fir​n as, Ber​ber ży​ją​cy w mu​z uł​‐ mań​skiej An​da​lu​z ji, pod​jął pierw​szą sys​t e​m a​t ycz​n ą pró​bę lotu. W spe​cjal​n ie skon​stru​owa​n ym Strona 15 szy​bow​cu wy​star​t o​w ał ze zbo​cza góry i uno​sił się przez 10 mi​n ut, za​n im bez​piecz​n ie ze​śli​z gnął się na zie​m ię. Czte​ry wie​ki póź​n iej an​giel​ski fi​lo​z of i ba​dacz Ro​ger Ba​con po raz pierw​szy opi​‐ sał sa​m o​lot w swo​ich Li​s tach o se​kre​tach tru​d ów sztu​ki i na​uki. Ma​szy​n a zwa​n a or​n i​t op​t e​rem mia​ła la​t ać, ma​cha​jąc skrzy​dła​m i, tak jak czy​n ią to pta​ki i nie​t o​pe​rze. Na​w ia​sem mó​w iąc, po​w sta​ło kil​ka uda​n ych me​cha​n icz​n ych or​n i​t op​t e​rów, ludz​kie mię​śnie ni​g​dy jed​n ak nie sta​ły się do​sta​‐ tecz​n ie wy​daj​n ym źró​dłem ener​gii. Cu​dow​n y i wiel​ce uta​len​t o​w a​n y Le​onar​do da Vin​ci do​dał do swo​je​go or​n i​t op​t e​ra po​w ierzch​n ie ste​ro​w e, udo​w ad​n ia​jąc w ten spo​sób, że ro​z u​m iał pod​sta​‐ wo​w e wła​ści​w o​ści prze​pły​w u po​w ie​t rza i wie​dział, jak na nie wpły​w ać. W 1633 roku nie​z wy​kle od​w aż​n y lub kom​plet​n ie sza​lo​n y Tu​rek, La​ga​ran Hasi Ce​la​bi, wy​‐ strze​lił się za po​m o​cą ra​kie​t y z sied​m io​m a do​cze​pio​n y​m i skrzy​dła​m i z te​re​n u pa​ła​cu Top​ka​pi w Istam​bu​le. Wy​ko​rzy​staw​szy 70 ki​lo​gra​m ów pro​chu, aby wznieść się w po​w ie​t rze, spadł na​‐ stęp​n ie do mo​rza, prze​ż ył i do​pły​n ął do brze​gu. Nikt nie od​n o​t o​w ał, jaką osią​gnął wy​so​kość. Sto sześć​dzie​siąt lat póź​n iej nie​po​sia​da​ją​cy żad​n e​go for​m al​n e​go wy​kształ​ce​n ia ani na​uko​w e​go do​świad​cze​n ia Hisz​pan zbu​do​w ał ma​szy​n ę la​t a​ją​cą, uży​w a​jąc do tego celu drew​n a, tka​n in i piór roz​ju​szo​n ych sę​pów, któ​re uprzed​n io zwa​bił zgni​łym mię​sem. 15 maja 1793 roku Die​go Ma​rin Agu​ile​ra w to​w a​rzy​stwie swo​jej sio​stry oraz wiej​skie​go ko​w a​la, któ​ry po​m ógł mu w bu​‐ do​w ie ma​szy​n y, sko​czył z zam​ku Co​ru​ñ a del Con​de. W bla​sku peł​n i księ​ż y​ca Agu​ile​ra za​m a​chał me​cha​n icz​n y​m i skrzy​dła​m i swo​je​go szy​bow​ca i, zgod​n ie z usta​le​n ia​m i Ame​ry​kań​skie​go In​sty​‐ tu​t u Ae​ro​n au​t y​ki i Astro​n au​t y​ki, po​ko​n ał oko​ło 360 me​t rów. Ma​rin prze​le​ciał nad rze​ką Aran​dil​la, lecz roz​bił się, gdy jed​n o z me​t a​lo​w ych mo​co​w ań szy​‐ bow​ca pę​kło, nie wy​t rzy​m u​jąc ob​cią​ż eń spo​w o​do​w a​n ych lo​t em. Nie​ste​t y, miesz​kań​cy po​bli​‐ skie​go mia​sta uzna​li go za he​re​t y​ka i spa​li​li jego szy​bo​w iec, któ​ry w ich prze​ko​n a​n iu ob​ra​ż ał Boga. Cho​ciaż Ma​rin ni​g​dy już nie wzbił się w po​w ie​t rze, to uzna​w a​n y jest po​w szech​n ie (przy​‐ naj​m niej w Hisz​pa​n ii) za ojca awia​cji. W 1843 roku to Wil​lia​m o​w i Hen​so​n o​w i, an​giel​skie​m u kon​struk​t o​ro​w i ma​szyn ko​ron​kar​‐ skich, przy​pa​dło w udzia​le wy​ko​n a​n ie pierw​sze​go kro​ku na dro​dze do lo​t ów ma​szyn z na​pę​‐ dem. Wraz z Joh​n em String​f el​lo​w em, rów​n ież in​ż y​n ie​rem, opa​t en​t o​w ał Po​w ietrz​n y Pa​ro​w y Po​w óz Hen​so​n a (HASC). Cho​ciaż tej ma​szy​n ie ni​g​dy nie uda​ło się wznieść w po​w ie​t rze, to jed​‐ nak jej po​m niej​szo​n y mo​del z wła​snym na​pę​dem zdo​łał kil​ka​krot​n ie pod​sko​czyć. Hen​son i jego to​w a​rzy​sze byli tym tak za​chwy​ce​n i, że za​ło​ż y​li fir​m ę o szum​n ej na​z wie Spół​ka Trans​‐ por​t u Lot​n i​cze​go, któ​rej za​da​n iem było stwo​rze​n ie jed​n o​pła​t ow​ca zdol​n e​go do prze​w o​z u pa​sa​‐ że​rów. Osta​t ecz​n ie Han​son i String​f el​low od​kry​li, że sil​n i​ki pa​ro​w e są nie​w y​daj​n e jako źró​dło na​pę​du dla stat​ków po​w ietrz​n ych. Ich waga jest bo​w iem więk​sza od wy​t wa​rza​n ej siły no​śnej. Pięć lat póź​n iej Han​son roz​w ią​z ał spół​kę i wy​e mi​gro​w ał do Ame​ry​ki. Cho​ciaż nie od​n iósł suk​ce​‐ sów lot​n i​czych, każ​dy, kto się goli, po​w i​n ien być mu wdzięcz​n y, po​n ie​w aż wśród róż​n ych wy​‐ na​laz​ków jego au​t or​stwa były rów​n ież współ​cze​sne ma​szyn​ki do go​le​n ia. Tym oto spo​so​bem wy​ko​n a​n ie pierw​sze​go uda​n e​go, kon​t ro​lo​w a​n e​go lotu z na​pę​dem przy​‐ pa​dło w udzia​le dwóm me​cha​n i​kom ro​w e​ro​w ym, a przy tym sa​m o​ukom. Do​ko​n a​li tego w grud​n iu 1903 roku. Bra​cia Orvil​le i Wil​bur bez wąt​pie​n ia mie​li i wi​z ję, i wiel​kie umie​jęt​n o​ści tech​n icz​n e, mimo to byli dziw​n ą parą. Ce​cho​w a​ła ich wy​bit​n a skry​t ość oraz skłon​n ość do pie​‐ niac​t wa, do koń​ca ży​cia po​z o​sta​li też ka​w a​le​ra​m i. Wil​bur stwier​dził kie​dyś, że „nie star​czy​ło cza​su dla dwoj​ga – żony i sa​m o​lo​t u”. Strona 16 Ich wy​czyn spra​w ił, że la​t a​n ie sta​ło się no​w ym spor​t em, chwi​lo​w ą modą i eks​cy​t u​ją​cym wy​‐ ra​z em ludz​kich moż​li​w o​ści. Wy​da​rzy​ło się to w cza​sach, gdy fa​scy​n a​cja no​w y​m i tech​n o​lo​gia​m i, któ​re po​ja​w ia​ły się re​gu​lar​n ie, była po​w szech​n a. Mimo to pod​bój prze​stwo​rzy był czymś wy​jąt​‐ ko​w ym. Pierw​szy pa​t ent bra​ci Wri​ght, o nu​m e​rze 821 393, nie od​n o​sił się bez​po​śred​n io do ma​szy​n y la​t a​ją​cej. Ra​czej do​t y​czył sys​t e​m u ste​ro​w a​n ia, któ​ry zmie​n iał usta​w ie​n ie ze​w nętrz​n ej stro​n y skrzy​dła, tak aby uzy​skać ste​row​n ość po​przecz​n ą. Samą tech​n i​kę na​z y​w a​n o wing war​p ing, czy​li skrę​ca​n iem czę​ści skrzy​dła, bo​w iem po​w ierzch​n ie były rze​czy​w i​ście zmie​n ia​n e, aby zwięk​szyć siłę no​śną jed​n ej koń​ców​ki skrzy​dła, a zmniej​szyć dru​giej. Aby omi​n ąć pa​t ent bra​ci Wri​ght, inny ame​ry​kań​ski pio​n ier lot​n ic​t wa, Glenn Cur​t iss, opra​‐ co​w ał sys​t em lo​t ek, któ​ry osią​gał te same re​z ul​t a​t y, ale był znacz​n ie bar​dziej efek​t yw​n y. Bra​‐ cia na​t ych​m iast po​z wa​li go do sądu. Wy​n i​kła z tego ba​t a​lia praw​n a, któ​ra cią​gnę​ła się przez po​‐ nad 10 lat. W trak​cie pro​ce​su oka​z a​ło się, że w 1863 roku pe​w ien an​giel​ski wy​n a​laz​ca, Mat​t hew P.W. Bo​ul​t on, opra​co​w ał pierw​szy słu​ż ą​cy do kon​t ro​li lotu po​przecz​n e​go sys​t em lo​t ek. W ten spo​sób praw​do​po​dob​n ie pod​w a​ż ył twier​dze​n ie Wri​gh​t ów o na​ru​sze​n iu ich pa​t en​t u. Cur​t iss się jed​n ak nie przej​m o​w ał. Kon​t y​n u​ował sprze​daż sa​m o​lo​t ów na​w et po tym, jak ob​w o​do​w y sąd ape​la​cyj​n y pod​t rzy​m ał wy​rok w jego spra​w ie. Oka​z ał się znacz​n ie spraw​n iej​szym biz​n es​m e​‐ nem niż bra​cia Wri​ght. W 1920 za​ro​bił 20 mi​lio​n ów do​la​rów i prze​pro​w a​dził się na Flo​ry​dę. Cho​ciaż za​kra​w a to na iro​n ię, w 1929 roku fir​m y Wri​ght Ae​ro​n au​t i​cal oraz the Cur​t iss Ae​ro​pla​‐ ne and Mo​t or Com​pa​n y po​łą​czy​ły się, two​rząc ist​n ie​ją​cą do dnia dzi​siej​sze​go Cur​t iss-Wri​ght Cor​po​ra​t ion. W okre​sie, któ​ry na​stą​pił bez​po​śred​n io po eks​pe​ry​m en​t ach lot​n i​czych bra​ci Wri​ght w Kit​t y Hawk, za​sa​dy ae​ro​dy​n a​m i​ki były do​pie​ro opra​co​w y​w a​n e. W nie​peł​n y spo​sób ro​z u​m ia​n o jej fun​da​m en​t y, ta​kie jak: siłę no​śną, opór ae​ro​dy​n a​m icz​n y, cię​ż ar i siłę cią​gu. Siła no​śna wy​stę​‐ pu​je wte​dy, gdy stru​m ień po​w ie​t rza dzie​li się na po​w ierzch​n i skrzy​dła. Kie​dy po​w ie​t rze po​ru​‐ sza się szyb​ciej nad jej gór​n ą kra​w ę​dzią ani​ż e​li nad dol​n ą, to wów​czas nad skrzy​dłem wy​t wa​‐ rza się ob​n i​ż o​n e ci​śnie​n ie. Na​t o​m iast pod​w yż​szo​n e ci​śnie​n ie po​w sta​łe pod skrzy​dłem pcha je w górę wraz ze wszyst​kim, co zo​sta​ło do nie​go przy​m o​co​w a​n e. Gdy na​stęp​n ym ra​z em bę​dzie​‐ cie je​cha​li au​t em, wy​staw​cie dłoń przez okno i trzy​m aj​cie ją rów​n o​le​gle do dro​gi. Na​stęp​n ie po​‐ chyl​cie ją tro​chę, a po​czu​je​cie siłę no​śną. Opór ae​ro​dy​n a​m icz​n y za​sad​n i​czo jest wszyst​kim, co prze​ciw​dzia​ła sile no​śnej. Przy​dat​n a jest wi​z u​a li​z a​cja po​w ie​t rza jako wody. Wy​obraź​cie so​bie te​raz, że je​ste​ście cią​gnię​ci w wo​dzie, a ubra​n ie i buty was spo​w al​n ia​ją. To wła​śnie jest opór ae​ro​dy​n a​m icz​n y. Po​z y​cja, któ​rą przyj​‐ mu​je wa​sze cia​ło w wo​dzie, na przy​kład opły​w o​w a lub roz​cza​pie​rzo​n a, może wpły​w ać na wa​‐ szą wod​n ą prze​jażdż​kę – to rów​n ież jest opór. Z ae​ro​dy​n a​m icz​n e​go punk​t u wi​dze​n ia wszel​kie pod​po​ry, lin​ki, wy​sta​ją​ce pod​w o​z ie oraz wy​sta​ją​ce ele​m en​t y kon​struk​cyj​n e wcze​snych sa​m o​lo​‐ tów wy​t wa​rza​ły opór, ob​n i​ż a​jąc ich osią​gi. Po​dob​n y wpływ miał kształt ka​dłu​ba i skrzy​deł, miej​‐ sca ich złą​czeń oraz umiej​sco​w ie​n ie ka​bi​n y. Wszyst​ko mu​sia​ło zo​stać wy​pra​co​w a​n e me​t o​dą prób i błę​dów, do​pó​ki in​ż y​n ie​ria i do​świad​cze​n ie nie wy​pra​co​w a​ły ide​a l​n e​go po​łą​cze​n ia. Opór ae​ro​dy​n a​m icz​n y musi zo​stać prze​z wy​cię​ż o​n y przez siłę no​śną. Przed 1903 ro​kiem do​‐ ko​n y​w a​n o tego za po​m o​cą szy​bow​ców star​t u​ją​cych ze wznie​sień lub cią​gnię​t ych za po​jaz​da​m i na​z iem​n y​m i. Bra​cia Wri​ght zy​ska​li sła​w ę, wy​ko​rzy​stu​jąc sil​n ik do po​ru​sza​n ia się sa​m o​lo​t u Strona 17 w po​w ie​t rzu, po​w o​du​jąc prze​pływ po​w ie​t rza wo​kół skrzy​deł i wy​t wa​rza​jąc w ten spo​sób siłę no​śną. Dziś wy​da​je się to oczy​w i​ste, ale wów​czas sil​n i​ki były bar​dzo pro​ste i opra​co​w a​n o je do na​pę​dza​n ia au​t o​m o​bi​lów, a nie sa​m o​lo​t ów. Stwo​rzo​n y przez Char​lie​go Tay​lo​ra sil​n ik Wri​ght Fly​e ra, cho​ciaż zbu​do​w a​n y na za​m ó​w ie​n ie, był pod​sta​w o​w ym mo​de​lem po​z ba​w io​n ym świec za​pło​n o​w ych i gaź​n i​ka. Wy​t wa​rzał za​le​d​w ie 12 koni me​cha​n icz​n ych. Cię​ż ar w przy​pad​ku sil​n i​‐ ka sa​m o​cho​do​w e​go nie miał tak za​sad​n i​cze​go zna​cze​n ia jak dla sa​m o​lo​t u. W tym cza​sie więk​‐ sza moc, po​t rzeb​n a do wy​t wo​rze​n ia więk​sze​go cią​gu, ozna​cza​ła więk​sze i cięż​sze sil​n i​ki. Cią​‐ giem okre​śla się skie​ro​w a​n y do przo​du ruch po​w ie​t rza prze​ciw​n y do ru​chu sa​m o​lo​t u le​cą​ce​go w po​w ie​t rzu. Musi zo​stać wy​t wo​rzo​n a do​dat​ko​w a siła no​śna, aby po​ko​n ać cię​ż ar sa​m o​lo​t u. W in​n ym wy​pad​ku cię​ż ar i ciąg się zrów​n o​w a​ż ą. W pierw​szych la​t ach lot​n ic​t wa ma​szy​n y nie dys​po​n o​w a​ły nad​w yż​ką cią​gu. Za​n im po​w sta​ły bar​dziej wy​daj​n e sil​n i​ki, kon​struk​t o​rzy sta​ra​li się więc zwięk​szyć siłę no​śną wszel​ki​m i do​stęp​n y​m i spo​so​ba​m i. Wcze​sne kon​struk​cje skrzy​deł mia​ły klu​czo​w e zna​cze​n ie dla wy​ko​rzy​sta​n ia do​stęp​n ej siły no​śnej, któ​rej nie było wie​le. Więk​szość wcze​snych ma​szyn la​t a​ją​cych sta​n o​w i​ły dwu​pła​t ow​ce z dwie​m a pa​ra​m i skrzy​deł po​łą​czo​n y​m i za po​m o​cą wspor​n i​ków i sta​lo​w ych li​n ek. Siła no​śna skrzy​dła, czy​li cię​ż ar, któ​ry skrzy​dło musi utrzy​m ać, aby sa​m o​lot mógł la​t ać, zrów​n o​w a​ż o​n a zo​sta​je przez siłę cią​gu. Dzie​je się to po​przez la​t a​n ie znacz​n ie szyb​ciej (co wów​czas nie było jesz​cze moż​li​w e) lub po​przez za​sto​so​w a​n ie po​dwój​n ych skrzy​deł. Dwie pary skrzy​deł roz​dzie​la​‐ ły cię​ż ar sa​m o​lo​t u, umoż​li​w ia​jąc w ten spo​sób bu​do​w ę bar​dziej wy​t rzy​m a​łych kon​struk​cji, któ​re po​z wa​la​ły na za​sto​so​w a​n ie cięż​szych sil​n i​ków o więk​szej mocy. Moż​n a było w koń​cu do​dać uzbro​je​n ie. W la​t ach po​prze​dza​ją​cych I woj​n ę świa​t o​w ą nikt na po​w aż​n ie nie roz​w a​ż ał za​sto​so​w a​n ia uzbro​jo​n ych sa​m o​lo​t ów. De​par​t a​m ent Woj​n y USA trzy​krot​n ie od​rzu​cił na​w et pro​po​z y​cje bra​ci Wri​ght, do​t y​czą​ce woj​sko​w ej wer​sji ich ustroj​stwa. W 1910 roku bry​t yj​ski mi​n i​ster woj​n y stwier​‐ dził: „Nie uwa​ż a​m y, aby ae​ro​pla​n y mo​gły oka​z ać się w ja​ki​kol​w iek spo​sób przy​dat​n e do ce​lów wo​jen​n ych”. Lot​n ic​t wo za​de​biu​t o​w a​ło na polu zwia​du i roz​po​z na​n ia. Ale stop​n io​w y i po​ko​jo​w y roz​w ój lot​n ic​t wa miał się wkrót​ce gwał​t ow​n ie zmie​n ić. Pod​czas krót​kiej woj​n y wło​sko-tu​rec​kiej w Li​bii Wło​si za​bra​li ze sobą do ce​lów roz​po​z naw​czych kil​ka ba​lo​n ów i dzie​w ięć sa​m o​lo​t ów. 1 li​sto​pa​da 1911 roku ogło​si​li wy​ko​n a​n ie pierw​szej mi​sji bom​bo​w ej. W 1912 roku Fran​cu​z i uży​li sa​m o​lo​t ów w Ma​ro​ku, a kil​ka jed​n o​pła​t ów typu Mo​ra​n e (po​m ył​ka au​t o​ra – cho​dzi o Ble​rio​t y, TN) wy​po​ż y​‐ czo​n o do Ru​m u​n ii pod​czas wo​jen bał​kań​skich (1912–1913). Pi​lo​t o​w a​n e przez ob​co​kra​jow​ców sa​‐ mo​lo​t y ra​czej nie zo​sta​ły uży​t e ofen​syw​n ie. Mimo to Tur​cy ogło​si​li, że poj​m a​n i lot​n i​cy zo​sta​n ą stra​ce​n i. POD KO​N IEC CZERW​CA 1914 roku pe​w ien czło​w iek wy​cią​gnął pi​sto​let i za​strze​lił in​n e​go czło​‐ wie​ka w Sa​ra​je​w ie. Nie​ste​t y – dla mi​lio​n ów lu​dzi, któ​rzy po​t em zgi​n ę​li – za​m a​chow​cem tym oka​z ał się ra​dy​kal​n y serb​ski na​cjo​n a​li​sta, Ju​go​sło​w ia​n in Ga​v ri​lo Prin​cip, czło​n ek Mło​dej Bo​śni, taj​n ej or​ga​n i​z a​cji wal​czą​cej o wy​z wo​le​n ie Sło​w ian. Czło​w ie​kiem, na któ​re​go do​ko​n ał on za​‐ ma​chu, był ar​cy​ksią​ż ę Fran​ci​szek Fer​dy​n and, na​stęp​ca habs​bur​skie​go ce​sa​rza Au​stro-Wę​gier. Choć wy​da​rze​n ie to uzna​je się czę​sto za ca​s us bel​li, w rze​czy​w i​sto​ści wy​buch Wiel​kiej Woj​n y nie zo​stał spro​w o​ko​w a​n y ja​kimś po​je​dyn​czym zda​rze​n iem. Czte​ry lata póź​n iej – po śmier​ci 10 mi​‐ Strona 18 lio​n ów lu​dzi i oka​le​cze​n iu na całe ży​cie ko​lej​n ych 20 mi​lio​n ów – nikt z pew​n o​ścią nie my​ślał już o za​m a​chu w Sa​ra​je​w ie. Czte​ry de​ka​dy, któ​re mi​n ę​ły od woj​n y pru​sko-fran​cu​skiej z 1871 roku, uzna​n e zo​sta​ły za okres bez​przy​kład​n e​go roz​w o​ju tech​n o​lo​gicz​n e​go i sto​sun​ko​w o po​ko​jo​w ej ko​e g​z y​sten​cji. Te​le​‐ graf, te​le​f on, roz​bu​do​w a sie​ci ko​le​jo​w ej – wszyst​ko to zbli​ż y​ło lu​dzi jak ni​g​dy do​t ąd, pro​w a​dząc do wzro​stu han​dlu, edu​ka​cji, a w nie​któ​rych przy​pad​kach praw​dzi​w e​go kul​t u​ro​w e​go oświe​ce​n ia. Ów dłu​gi okres po​ko​ju i do​bro​by​t u przy​n iósł rów​n ież eks​plo​z ję de​m o​gra​f icz​n ą – w la​t ach 1850– 1900 licz​ba lud​n o​ści Eu​ro​py wzro​sła o po​n ad 50 pro​cent. Jed​n ym ze spo​so​bów kon​t ro​lo​w a​n ia ta​kie​go rap​t ow​n e​go przy​ro​stu mło​dych męż​czyzn była przy​m u​so​w a służ​ba woj​sko​w a, któ​ra sta​ła się czymś po​w szech​n ym. Po​stęp w za​kre​sie pro​duk​cji wy​so​kiej ja​ko​ści sta​li i bro​n i, łącz​n ie z bro​n ią au​t o​m a​t ycz​n ą, ga​z o​w y​m i po​ci​ska​m i ar​t y​le​ryj​ski​‐ mi i ka​ra​bi​n a​m i ma​szy​n o​w y​m i, zwięk​szył w pro​por​cji geo​m e​t rycz​n ej siłę ra​ż e​n ia wojsk. Ob​‐ ser​w o​w a​n o też szyb​ki wzrost żar​li​w e​go na​cjo​n a​li​z mu, któ​ry za​chę​cał do wy​ko​rzy​sta​n ia tych ma​so​w ych ar​m ii. Eu​ro​pa w 1914 roku była zbio​rem peł​n ych żar​li​w ej dumy kra​jów, o wiel​kich re​‐ gu​lar​n ych ar​m iach, uzbro​jo​n ych w nowe, eks​cy​t u​ją​ce ro​dza​je bro​n i. Sta​n o​w i​ło to ide​a l​n ą mie​‐ szan​kę wy​bu​cho​w ą, cze​ka​ją​cą tyl​ko na iskrę, któ​ra po​ja​w i​ła się wraz z Ga​v ri​lo Prin​ci​pem i jego pi​sto​le​t em. Żad​n e z wiel​kich mo​carstw nie sta​ra​ło się zbyt usil​n ie unik​n ąć woj​n y; w rze​czy​w i​sto​ści wy​‐ kry​sta​li​z o​w a​ły się już stro​n y kon​f lik​t u. Wiel​ka Bry​t a​n ia i Fran​cja, dwa mo​car​stwa, któ​re wal​‐ czy​ły ze sobą przez stu​le​cia, uzna​ły w 1904 roku, że współ​pra​ca le​piej bę​dzie słu​ż y​ła ich in​t e​re​‐ som na​ro​do​w ym. Lon​dyn chciał za​jąć się Egip​t em bez in​ge​ren​cji ze stro​n y in​n ych państw, Pa​‐ ryż za​m ie​rzał z ko​lei po​sze​rzyć swo​je wpły​w y w pół​n oc​n ej Afry​ce, zwłasz​cza w Ma​ro​ku – tak do​szło do po​w sta​n ia en​ten​te cor​d ia​le, „ser​decz​n e​go po​ro​z u​m ie​n ia”. Fran​cu​z ów za​a lar​m o​w a​ła po​‐ nad​t o nie​m iec​ka bo​jo​w ość, do​szli za​t em do wnio​sku, że so​jusz z Bry​t yj​czy​ka​m i był​by czymś roz​t rop​n ym. An​glia mia​ła po​dob​n y mo​t yw za​w ią​z u​jąc so​jusz, li​cząc na to, że wiel​ka, re​gu​lar​n a ar​m ia fran​cu​ska, roz​m iesz​czo​n a bez​po​śred​n io po​m ię​dzy Niem​ca​m i a ka​n a​łem La Man​che bę​‐ dzie sil​n ą ba​rie​rą ochron​n ą; zgod​n ie z tym to​kiem ro​z u​m o​w a​n ia za​w ar​cie przy​m ie​rza było mą​drym po​su​n ię​ciem stra​t e​gicz​n ym. W od​po​w ie​dzi na to Niem​cy po​łą​czy​ły się so​ju​szem z Au​stro-Wę​gra​m i i Wło​cha​m i, two​rząc Trój​przy​m ie​rze. Wy​stę​po​w a​li też na ów​cze​snym polu po​li​t ycz​n ej gry po​m niej​si gra​cze, co do​‐ dat​ko​w o kom​pli​ko​w a​ło spra​w y w Eu​ro​pie. Roz​pa​da​ją​ce się im​pe​rium osmań​skie, sta​n o​w ią​ce zbiór róż​n o​rod​n ych te​ry​t o​riów, szu​ka​ło nie​m iec​kie​go pa​ra​so​la ochron​n e​go przed Ro​sją. Len​n i​‐ cy tu​rec​kie​go suł​t a​n a, tacy jak Ara​bo​w ie, za​bie​ga​li na​t o​m iast o po​m oc bry​t yj​ską bądź fran​cu​‐ ską, by wy​z wo​lić się spod pa​n o​w a​n ia Tur​ków, pod​czas gdy Egipt i Li​bia dą​ż y​ły do unie​z a​leż​n ie​‐ nia się od swo​ich władz ko​lo​n ial​n ych. Krót​ko mó​w iąc, pa​n o​w ał cha​os. Wte​dy za​czę​ły prze​w ra​cać się kloc​ki do​m i​n o. 28 lip​ca 1914 roku, do​kład​n ie mie​siąc po za​m a​chu na Fran​cisz​ka Fer​dy​n an​da, Au​stro-Wę​gry wy​po​w ie​dzia​ły woj​n ę Ser​bii. Ro​sja – na​dal bo​le​śnie od​czu​w a​ją​ca klę​skę w woj​n ie z Ja​po​n ią (1905 r.) oraz utra​t ę wpły​w ów w Bo​śni i Her​ce​go​w i​n ie w 1909 roku – przy​stą​pi​ła do mo​bi​li​z a​cji w obro​n ie swo​ich sło​w iań​skich „bra​ci”. W od​po​w ie​dzi Niem​cy za​rzą​dzi​ły swo​ją mo​bi​li​z a​cję, do​‐ ma​ga​jąc się w wo​jow​n i​czy spo​sób neu​t ral​n o​ści Fran​cji oraz – do​dat​ko​w o – pod​da​n ia dwóch twierdz po​ło​ż o​n ych na wspól​n ej gra​n i​cy. Na​stęp​n ie Niem​cy wy​po​w ie​dzia​ły woj​n ę Ro​sji, do​ko​‐ Strona 19 na​ły in​w a​z ji na Luk​sem​burg i za​ż ą​da​ły pra​w a do tran​z y​t u przez te​ren neu​t ral​n ej Bel​gii. Wojska lądowe na frontach I wojny światowej znalazły się w krwawym impasie. W tym cza​s ie lot​n ic​t wo bo​jo​we prze​ży​wa​ło gwał​t ow​n y roz​wój – od ste​r ow​c ów i nie​uzbro​jo​n ych sa​m o​lo​t ów roz​po​znaw​c zych po co​r az to bar​d ziej wy​r a​fi​n o​wa​- ne i co​r az bar​d ziej śmier​c io​n o​ś ne my​ś liw​c e. Wi​d ocz​n y tu pla​k at to swo​i sta ce​- le​b ra​c ja nie​m iec​k ie​g o Al​b a​t ro​s a, któ​r e​m u mo​c ar​s twa alianc​k ie sta​r a​ły się do​r ów​n ać 3 sierp​n ia, po od​rzu​ce​n iu przez Pa​ryż za​cho​w a​n ia neu​t ral​n o​ści, Niem​cy wy​po​w ie​dzia​ły woj​‐ nę Fran​cji i na​je​cha​ły na Bel​gię. Wiel​ka Bry​t a​n ia od​po​w ie​dzia​ła na to na​stęp​n e​go dnia wy​po​‐ wie​dze​n iem woj​n y Kaj​z e​ro​w i. Czte​ry dni póź​n iej, 7 sierp​n ia 1914 roku, pierw​sze od​dzia​ły an​‐ giel​skie wy​lą​do​w a​ły we Fran​cji. Strona 20 Czte​ry eska​dry Bry​t yj​skie​go Kró​lew​skie​go Kor​pu​su Lot​n i​cze​go (RFC), la​t a​ją​ce na sze​ściu ty​pach nie​uzbro​jo​n ych sa​m o​lo​t ów, 13 sierp​n ia opu​ści​ły Do​v er i wy​lą​do​w a​ły w Amiens na te​re​n ie Fran​‐ cji. Ich kon​struk​cje przy​po​m i​n a​ły me​cha​n icz​n e la​t aw​ce z po​la​kie​ro​w a​n y​m i, zwią​z a​n y​m i dru​‐ tem płó​cien​n y​m i skrzy​dła​m i. Owe Pa​ra​so​le, Blério​t y, Avro i Fir​m a​n y sta​n o​w i​ły po​z o​sta​ło​ści z cza​sów eks​pe​ry​m en​t al​n ej awia​cji, za​po​cząt​ko​w a​n ych w Kit​t y Hawk. Kró​lew​ski Kor​pus Lot​n i​‐ czy pierw​sze stra​t y w stre​f ie walk po​n iósł 16 sierp​n ia, gdy sa​m o​lot pod​po​rucz​n i​ka E.W.C. Per​‐ ry’ego pod​czas star​t u utra​cił ste​row​n ość i roz​bił się, za​bi​ja​jąc pi​lo​t a. Kró​lew​ska Służ​ba Po​w ietrz​n a Ma​ry​n ar​ki Wo​jen​n ej (RNAS) po​cząt​ko​w o zo​sta​ła od​de​le​go​‐ wa​n a do dzia​łań pa​t ro​lo​w ych wzdłuż wschod​n ie​go wy​brze​ż a An​glii. Jed​n ak wkrót​ce Eska​dra East​church (póź​n iej​sza 3. Eska​dra RNAS) zo​sta​ła wy​sła​n a, wraz z kil​ko​m a Blério​t a​m i i Far​m a​‐ na​m i oraz zbie​ra​n i​n ą dwu​pła​t ów, do bel​gij​skiej Osten​dy. Kró​lew​ski Kor​pus Lot​n i​czy znaj​do​w ał się w po​w i​ja​kach i miał tak wiel​kie po​t rze​by trans​por​‐ to​w e, że lon​dyń​skie fur​go​n et​ki, cią​gle jesz​cze jeż​dżą​ce z re​kla​m a​m i her​bat​n i​ków Peek Fre​a na i so​sów La​z en​by’ego, mu​sia​ły wo​z ić lot​n i​cze wy​po​sa​ż e​n ie, per​so​n el na​z iem​n y oraz ba​ga​ż e. W cią​gu kil​ku mie​się​cy do Fran​cji tra​f i​ło po​n ad 60 sa​m o​lo​t ów oraz stu pi​lo​t ów wspie​ra​n ych przez 800 me​cha​n i​ków. Pierw​si pi​lo​ci byli sa​m o​uka​m i lub ab​sol​w en​t a​m i prze​róż​n ych kur​sów w cy​w il​n ych szko​łach pi​lo​t a​ż u. Mie​li nie​w iel​ką zna​jo​m ość teo​rii, po​t ra​f i​li wy​ko​n y​w ać za​le​d​w ie pod​sta​w o​w e ma​n ew​‐ ry lot​n i​cze i z pew​n o​ścią nie mie​li żad​n e​go po​ję​cia o strze​la​n iu. Ob​ser​w a​t o​ra​m i byli ofi​ce​ro​w ie, któ​rzy, jak uwa​ż a​n o, po​w in​n i znać się na czy​t a​n iu map, wsa​dza​n o ich więc po pro​stu do tyl​n ej ka​bi​n y sa​m o​lo​t u. Póź​n ej, gdy po​ja​w i​ły się ka​ra​bi​n y ma​szy​n o​w e, po​ka​z y​w a​n o im pew​n ie, jak się z nich strze​la i usu​w a za​cię​cia. Nie były to jed​n ak for​m al​n e szko​le​n ia w za​kre​sie ob​słu​gi bro​n i ma​szy​n o​w ej. W każ​dym ra​z ie każ​da ze stron kon​f lik​t u ocze​ki​w a​ła krót​kiej woj​n y i uwa​‐ ża​ła, że po​ra​dzi so​bie z ta​kim per​so​n e​lem, ja​kim ak​t u​a l​n ie dys​po​n o​w a​ła. Już w 1905 roku sztab ge​n e​ral​n y Ce​sar​stwa Nie​m iec​kie​go spo​dzie​w ał się woj​n y na dwa fron​t y. Hra​bia Al​f red von Schlief​f en opra​co​w ał stra​t e​gię jej pro​w a​dze​n ia. Zgod​n ie z jego pla​‐ nem nie​m iec​ka ar​m ia mia​ła na​cie​rać przez Luk​sem​burg i Bel​gię, omi​ja​jąc w ten spo​sób for​t y​f i​‐ ka​cje na gra​n i​cy z Fran​cją. Osią​gnąw​szy otwar​t e te​re​n y pół​n oc​n ej Fran​cji, woj​ska nie​m iec​kie mia​ły za​jąć por​t y nad ka​n a​łem La Man​che i unie​m oż​li​w ić udzie​le​n ie wspar​cia przez An​glię. Po osią​gnię​ciu tych ce​lów Niem​cy mo​gli oto​czyć Pa​ryż i ata​ku​jąc od tyłu roz​bić Fran​cu​z ów. Po wy​‐ eli​m i​n o​w a​n iu Fran​cji Niem​cy mie​li​by wol​n ą rękę, aby za​jąć się Ro​sją. Plan ów po​sia​dał jed​n ak kil​ka ry​z y​kow​n ych za​ło​ż eń, któ​re uczy​n i​ły z nie​go do​m ek z kart. Po pierw​sze, Niem​cy uwa​ż a​li, że po​w ol​n a i zdez​or​ga​n i​z o​w a​n a Ro​sja bę​dzie po​t rze​bo​w a​ła sze​‐ ściu ty​go​dni na mo​bi​li​z a​cję. Po dru​gie, za​kła​da​li, że ich zwy​cię​skie woj​ska, na​w et mimo bel​gij​‐ skie​go i fran​cu​skie​go opo​ru, po​ru​szać się będą na za​chód ze sta​łą szyb​ko​ścią 20 mil dzien​n ie. Po trze​cie, pa​ra​f ra​z u​jąc Na​po​le​ona, ar​m ia ma​sze​ru​je na swo​ich żo​łąd​kach, a Niem​cy zde​cy​do​w a​‐ nie nie do​ce​n i​li lo​gi​stycz​n ych trud​n o​ści zwią​z a​n ych z za​opa​t rze​n iem tak szyb​ko po​ru​sza​ją​ce​go się woj​ska. W rze​czy​w i​sto​ści Ro​sja​n ie prze​pro​w a​dzi​li mo​bi​li​z a​cję w cza​sie oko​ło 10 dni, a nie sze​ściu ty​‐ go​dni. Rów​n ież Bel​go​w ie wal​czy​li znacz​n ie bar​dziej wy​t rwa​le, niż ocze​ki​w a​n o, wy​ko​rzy​stu​jąc na​t u​ral​n e prze​szko​dy te​re​n o​w e do po​w strzy​m a​n ia nie​m iec​kiej in​w a​z ji. Wiel​ka Bry​t a​n ia za​re​‐ ago​w a​ła bar​dzo szyb​ko i prze​rzu​ci​ła swo​je woj​ska na kon​t y​n ent, za​n im fran​cu​skie por​t y mo​gły