9794

Szczegóły
Tytuł 9794
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9794 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9794 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9794 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

SVEN HASSEL TOWARZYSZE BRONI POLSKI INSTYTUT WYDAWNICZY Ksi��ki Svena Hassela wydane przez Polski Instytut Wydawniczy: Widzia�em, jak umieraj� Monte Cassino W przygotowaniu: SS-Genera� Batalion marszowy Gestapo TOWARZYSZE BRONI T�umaczy� JULIUSZ WILCZUR-GARZTECKI Tytu� orygina�u FRONT KAMERADEN Projekt graficzny / Cover designed by HENRIETTE TOST � Copyright by Sven Hassel � Copyright for the Polish translation by Juliusz Wilczur-Garztecki � Copyright for the Polish edition by Polski Instytut Wydawniczy, Warszawa 2004 WYDANIE PIERWSZE Polski Instytut Wydawniczy, Warszawa 2004 r. e-mail: [email protected] ul. Chmielna 5/7, 00-021 Warszawa tel./faks (022) 826 92 96 www.StrefaKsiazki.net ISBN 83-89700-17-4 Dystrybucja: Firma Ksi�garska Jacek Olesiejuk Sp. z o.o., 01-217 Warszawa, ul. Kolejowa 15/17, e-mail: [email protected] tel./faks (022) 631 48 32 Druk i oprawa: Drukarnia Delta, 50-212 Wroc�aw, ul. Otwarta tel. (071)32 88 362 32 88 363 Najl�ejszy b�l ma�ego palca sprawia ci wi�cej niewygody i niepokoju, ni� zniszczenie i �mier� milion�w ludzi. T� ksi��k� dedykuj� wszystkim zwyk�ym �o�nierzom urodzonym w roku 1927, kt�rzy cierpieli najbardziej podczas ostatniej Wielkiej Wojny. * * * Przekazano nas do g��wnego punktu opatrunkowego. Lekarz wrzeszcza� na nas, poniewa� byli�my tak niewiarygodnie brudni i zawszeni. Powiedzia� nam, �e nigdy dotychczas nie przyjmowa� takich �wi�. Ten lekarz by� bardzo m�ody i bardzo niewiele widzia�. Dotychczas ledwie lizn�� medycyny w �fabryce lekarzy� w Grazu. Ma�y kaza� mu spada�. Obdarzy� go wszelkiego rodzaju epitetami, kt�re powinien by� zachowa� dla siebie - w�r�d nich nie by�o ani jednego przyzwoitego s�owa. Lekarz w�ciek� si�. Skrupulatnie zanotowa� wszystko, co Ma�y powiedzia�, jak r�wnie� jego nazwisko i jednostk� wojskow�. Przysi�gaj�c na sw�j nowo nabyty honor wojskowy przyobieca�, �e Ma�y na d�ugo zapami�ta kar�, jakiej zostanie poddany, chyba �e b�dzie mia� tyle szcz�cia, by umrze� podczas transportu - na co mia� szczer� nadziej�. M�ody lekarz wymownie okazywa� przyjemno��, gdy Ma�y wrzeszcza� podczas operacji, gdy od�amki pocisku usuwano z jego mi�sistego cia�a. W trzy tygodnie p�niej lekarz zosta� przywi�zany do wierzby i zastrzelony. Mia� nieszcz�cie operowa� genera�a ugryzionego przez ody�ca. Genera� zmar� pod no�em bo g��wny lekarz by� pijany i niezdolny do operowania. Kto� z Korpusu Armijnego za��da� meldunku, a g��wny lekarz nie waha� si� przed zrzuceniem odpowiedzialno�ci na m�odego doktora. S�d polowy orzek�: niekompetencja i zaniedbanie s�u�by. Jego wrzaski, gdy ci�gni�to go pod wierzb�, by�y nieprzyzwoicie g�o�ne. Nie mo�na by�o go zmusi�, by sam szed� wobec czego musia�o go nie�� czterech ludzi. Jeden z nich trzyma� g�ow� m�odego doktora pod pach� jak w imadle. Dw�ch innych nogi. Czwarty unieruchomi� jego r�ce na piersi. Czu� bicie serca m�odego doktora. �omota�o. Powiedzieli mu, �e powinien temu stawi� czo�o jak m�czyzna, �e m�czyzna powinien wstydzi� si� p�aczu. Ale cz�owiekowi, gdy ma dwadzie�cia trzy lata, trudno by� m�czyzn�, gdy wierzy, �e jest wy�sz� istot�, poniewa� zosta� wojskowym chirurgiem rezerwy i ma dwie gwiazdki. Jak powiedzieli ci, co go rozstrzelali - starzy piechurzy z 9. Pu�ku, to by�a paskudna egzekucja. Znali si� na tym, rozstrzelali ju� wielu. Byli sprawnymi facetami, ci ludzie z dziewi�tego. Rozdzia� I Pomocniczy, Polowy Poci�g Szpitalny �877 Wsch�d� Mr�z wbija� rozpalone do czerwono�ci no�e we wszystko co �ywe i martwe i przemiata� puszcz� z trzeszcz�cym odg�osem. Parow�z, ci�gn�cy nie ko�cz�cy si� poci�g z symbolem Czerwonego Krzy�a, wygwizda� d�ug� skarg�. Bia�a para odlotowa wygl�da�a na tle zimowego, rosyjskiego nieba, na zimn�. Saperzy mieli futrzane czapki i watowane kurtki. W d�ugim sznurze wagon�w towarowych z namalowanymi na dachach czerwonymi krzy�ami le�a�y setki okaleczonych �o�nierzy. Gdy poci�g mkn�� przed siebie, �nieg na nasypie wiruj�c unosi� si� w g�r� i przenika� przez zmro�one �ciany wagon�w. Le�a�em w wagonie nr 48 wraz z Ma�ym i Legionist�. Ma�y le�a� na brzuchu. Wybuchaj�cy pocisk trafi� go z ty�u. Po�ow� ty�ka mia� oderwan� przez granat mo�dzierzowy. Drobny Legionista musia� wiele razy dziennie trzyma� dla niego lustro, by Ma�y m�g� kontemplowa� swe straty wojenne. - Jak my�lisz, czy mog� wykuka� sobie orzeczenie o zdolno�ci wy��cznie do s�u�by garnizonowej za ten kawa� mi�sa, kt�ry Iwan mi odstrzeli�? Legionista cicho si� roze�mia�. - Jeste� r�wnie naiwny, jak wielki i gruby. Naprawd� w to wierzysz? Non, mon cher, kto�, kto nale�y do batallion disciplinaire nie dostaje przeniesienia do garnizonu, je�li nie odstrzel� mu ca�ej g�owy. Otrzymasz �liczn� piecz�tk� �Zdolny do s�u�by czynnej� w dokumencie stanu s�u�by, a po tym pogoni� ci� z powrotem, pro�ciutko na front, by ci odci�o drug� po�ow� dupy. - Dam ci zaraz w jadaczk�, ty ponury defetysto - zawy� w�ciekle Ma�y. Pr�bowa� wsta�, ale ze zjadliwym przekle�stwem na ustach pad� z powrotem w s�om�. Legionista zachichota� i po przyjacielsku poklepa� Ma�ego w rami�. - Spoko, ty brudna �winio, bo za nast�pnym razem, gdy b�dziemy wy�adowywa�, zostaniesz wywalony wraz z martwymi bohaterami. Huber przesta� wrzeszcze� pod �cian�. - Wyci�gn�� kopyta - powiedzia� Ma�y. - Tak i b�dzie mia� towarzystwo - szepn�� Legionista, ocieraj�c pot z czo�a. Trawi�a go wysoka gor�czka, a krew przesi�k�a przez tymczasowy opatrunek sprzed tygodnia oplataj�cy jego bark i szyj�. By� to siedemnasty raz, gdy Legionista zosta� ranny. Pierwsze czterna�cie zawdzi�cza� Legii Cudzoziemskiej, w kt�rej s�u�y� przez dwana�cie lat. Uwa�a� si� bardziej za Francuza, ni� Niemca. Nawet wygl�da� jak Francuz: mia� metr sze��dziesi�t wzrostu, drobn� budow� cia�a i by� mocno opalony. W k�cie jego warg tkwi� przylepiony na sta�e papieros. - Wody, wy przekl�te �winie! - wrzasn�� Huhn, podoficer z wielk�, otwart� ran� brzucha. Grozi�, przeklina� i b�aga�. A po tym zacz�� p�aka�. Na drugim ko�cu wagonu kto� za�mia� si� ochryple i z�o�liwie. - Je�li masz pragnienie, mo�esz tak jak my wszyscy zlizywa� l�d ze �cian. Jaki� sier�ant obok mnie, uni�s� si� troch� pokonuj�c b�l w brzuchu rozerwanym seri� z pistoletu maszynowego. - Towarzysze, Fuhrer si� nami zaopiekuje! - Podni�s� r�k� jak rekrut w sztywnym, nazistowskim pozdrowieniu. A po tym zacz�� �piewa� Horst Wessel Lied, oficjalny hymn nazistowski: - �Do g�ry sztandar, zewrze� swe szeregi, szturm�wki brzmi pot�ny, twardy krok...� Przeskoczy� cz�� tekstu, jakby wybieraj�c ulubione s�owa: ��ydowska krew pop�yn�� musi, naprzeciw nam stan�li socjali�ci, naszego kraju ha�ba i wstyd...�. A po tym wyczerpany zwali� si� na s�om�. Szyderczy �miech odbi� si� od pokrytego szronem sufitu. - Bohater si� zm�czy� - mrukn�� kto�. - Adolfa ni choler� nie obchodzimy. W tej chwili najprawdopodobniej �yka pasz� dla kr�lik�w i �lini si� nad swoim kundlem. - Za to wy�l� ci� przed s�d polowy! - zawy� histerycznie sier�ant. - Pilnuj si�, aby�my ci nie wyrwali j�zyka z gard�a - warkn�� Ma�y, ciskaj�c mena�k� z wywo�uj�c� md�o�ci kapust� prosto w twarz sier�anta. - Za�atwi� ci�, ty �mierdz�ca �winio, ty n�dzna kreaturo! - wrzasn�� �kaj�c z w�ciek�o�ci i b�lu, wielbi�cy Hitlera sier�ant artylerii. - Pomarzy�, dobra rzecz - zadrwi� Ma�y, machaj�c szerokim no�em bojowym, kt�ry zawsze trzyma� ukryty za cholewk� buta. - Wyr�n� ci tw�j g�upi m�zg z czaszki i wy�l� go do nazistowskiej suki, kt�ra ci� zrodzi�a. Gdybym m�g� wsta�, podszed�bym i zrobi� ci t� kuracj� natychmiast. Poci�g zatrzyma� si� nagle. Wstrz�s spowodowa�, �e wszyscy j�kn�li�my z b�lu. Zimno wpe�za�o coraz g��biej do wagonu, Sztywnia�y nam stopy i palce. Jeden z ch�opc�w zabawia� si� wydrapywaniem czubkiem bagnetu sylwetek zwierz�t na oszronionych �cianach. �adnych, ma�ych zwierz�tek. Myszka, wiewi�rka, oraz szczeniak, kt�rego nazwali�my Oskarem. Wszystkie inne zwierz�ta po jakim� czasie znika�y, ale Oskar by� rysowany ci�gle na nowo. Kochali�my Oskara i rozmawiali�my z nim. Artysta, starszy szeregowiec saper�w, powiedzia� nam, �e szczeniak jest br�zowy z trzema bia�ymi �atkami na g�owie. Oskar by� bardzo �adnym szczeniakiem. Gdy lizali�my �ciany, z najwi�ksz� ostro�no�ci� omijali�my j�zykami Oskara. Gdy pomy�leli�my, �e Oskar si� nudzi, saper narysowa� kota, by pies m�g� go goni�. - Dok�d jedziemy? - zapyta� ma�y, siedemnastoletni piechur ze zmia�d�onymi nogami. - Do domu, ch�opcze - szepn�� jego przyjaciel, ranny w g�ow� podoficer. - S�yszeli�cie co� takiego? - zarechota� marynarz z Morza Czarnego, go�� z rozwalon� ko�ci� biodrow�. - Jedziemy do domu! Co to jest dom g�upia �winio? Piek�o? Niebo? Zielona rajska dolina, gdzie anio�y Adolfa ze swastykami na czo�ach graj� Horst Wessel na z�otych harfach? - Parskn�� �miechem drwi�c z setek sopli lodu, zwisaj�cych z sufitu. Odb�ysn�y mu oboj�tnie. Poci�g zn�w ruszy�. Tymczasowy, pomocniczy polowy poci�g szpitalny, zestawiony z osiemdziesi�ciu sze�ciu lodowatych, brudnych wagon�w bydl�cych, wype�nionych stosami ludzkiego nieszcz�cia, zwanego �o�nierzami - rannych za sw�j kraj, bohater�w! I to jakich bohater�w! Setki kaszl�cych, �lini�cych si�, przeklinaj�cych i �miertelnie przera�onych biednych sukinsyn�w, wij�cych si� z b�lu i j�cz�cych za ka�dym razem, gdy poci�g szarpn��. Tego rodzaju ludzkich wrak�w, o kt�rych nigdy nie wspominano w sprawozdaniach o heroicznych bojach ani na plakatach rekrutacyjnych. - Pos�uchaj mnie, Pustynny W��cz�go - odezwa� si� g�o�nym szeptem Ma�y do Legionisty - Zaraz, gdy dojedziemy napompowani energi� do tego �mierdz�cego szpitala, pierwsz� rzecz� jak� zrobi�, to schlam si� w trupa. Tak, a gdy b�d� ju� odpowiednio upierdolony zawo�am piel�gniarki i zajm� si� ich ma�ymi, karbolowymi cipkami wszystkimi na raz. - Spojrza� marzycielsko na sufit i u�miechn�� si� b�ogo, oblizuj�c odmro�one wargi: - I za�� si�, �e dam im wszystko, czego jesten wart. - Oczy mu zab�ys�y w pe�nym zachwytu oczekiwaniu. Po raz pierwszy w �yciu mia� znale�� si� w szpitalu i wyobra�a� go sobie jako rodzaj burdelu z bardzo wyszukanymi us�ugami dla klient�w. Legionista roze�mia� si�. - A� si� zdziwisz, m�j ch�opcze. Najpierw zostaniesz pokrojony tak gruntownie, �e b�dziesz mia� zupe�nie inne zmartwienia przez pierwszych par� tygodni. B�dziesz poci� si� stalowymi od�amkami ze wszystkich por�w. B�d� ci wsz�dzie wbija� strzykawki, aby� od nich nie wykorkowa�, poniewa� ci�gle b�dzie mo�na ci� u�y� jako mi�so armatnie. - Przesta�! Nie chc� tego s�ucha� - rozdar� si� Ma�y, bia�y z przera�enia. Po kilku minutach ciszy zapyta� ostro�nie: jak my�lisz, czy to bardzo boli, gdy polowi chirurdzy ci� tn�? Legionista powoli odwr�ci� g�ow� i przyjrza� si� z bliska temu wielkiemu �obuzowi. Ka�dy rys t�pej twarzy Ma�ego wyra�a� strach przed czekaj�cym go nieznanym. - Boli, Ma�y, to boli, boli jak wszyscy diabli. Oni rw� i rozszarpuj� cia�o na szcz�tki, na drobne kawa�ki, aby� d�awi� si� i j�cza�. Ale pociesz si�, to boli tak bardzo, �e nie b�dziesz w stanie wyda� d�wi�ku, nawet kwikni�cia. Tak to si� dzieje - skin�� g�ow� Legionista. - O, Jezusie, Mario - zasapa� Ma�y. - �wi�ta Matko Bo�a. - Gdy mnie tylko po�ataj� w tym szpitalu - my�la�em na g�os - chc� znale�� sobie kochank�, kosztown�, poci�gaj�c�, do�wiadczon� kochank� w d�ugim futrze z norek, prawdziwe trofeum. Legionista skin�� g�ow�. - Wiem, co masz na my�li, �wietn� zdobycz. - Mlasn�� j�zykiem. - Co to jest kochanka? - wmiesza� si� Ma�y. Starannie wyt�umaczyli�my mu, co to jest kochanka. Twarz rozja�ni�a mu si�. - Och, to kurwa do trzymania w domu. Jedna z tych samodzielnych. O, Chryste, gdyby� tylko m�g� upolowa� jedn� z nich! - Zamkn�� oczy, wyobra�aj�c sobie ca�e bataliony ol�niewaj�cych dziewczyn. Widzia� je, id�ce pro�ciutkim rz�dem d�ug� ulic�, kr�c�ce zgrabnymi ty�eczkami. - Ile taka jedna kosztuje? - By nie utraci� ca�kowicie widoku wymarzonych dziewczyn, zdecydowa� si� na otworzenie tylko jednego oka. - Ca�oroczny �o�d - szepn��em, zapominaj�c o b�lu w plecach na my�l o kochance w futrze z norek, kt�r� b�d� mia�. - Mia�em kiedy� kochank� w Casablance - zaduma� si� Legionista. - To by�o tu� po tym, jak zosta�em sier�antem w 3. Kompanii 2. Batalionu. Dobra kompania, mi�y szef, nie �adna �mierdz�ca kupa g�wna. - Do diab�a z twoim szefem. Chcemy us�ysze� o twojej dupie, nie o twoim cholernym szefie. Legionista roze�mia� si�. - By�a zam�na z rozpustnym armatorem prawdziwym starym capem. Jedyn� rzecz�, jak� w nim widzia�a, by�a jego forsa. A ta wyra�a�a si� w pi�knym, d�ugim szeregu cyfr. Jej ulubion� rozrywk� by�o kupowanie kochank�w, a po tym wyrzucanie ich, gdy zostali ca�kiem zu�yci. - Te� zosta�e� wyrzucony? - zapyta� Ma�y, kt�ry zacz�� s�ucha� z uwag�. Legionista nie odpowiedzia� Ma�emu, tylko kontynuowa� opowie�� o �onie armatora w Casa blance, kt�ra kupowa�a sobie mi�o��. Ma�y uparcie wtr�ca� si�. W ko�cu wyda� taki ryk, �e inni ranni pasa�erowie wagonu zacz�li go przekrzykiwa�. - Czy ty tak�e dosta�e� kopa, Pustynny W��cz�go? Chcia�bym wiedzie�, czy zrzucono ci� kopniakami po kuchennych schodach?! - Nie, nie dosta�em! - podni�s� g�os ma�y Legionista, maj�c do�� ci�g�ego przerywania. - Gdy znalaz�em co� lepszego, zmy�em si�. Wiedzieli�my, �e to k�amstwo, a Legionista wiedzia�, �e my wiemy. - Jej cera by�a ��tawo-oliwkowa - kontynuowa� Legionista. - Czarne w�osy, zawsze upi�te do g�ry w jaki� wyszukany spos�b. A to, co mia�a pod spodem, mon Dieu, by�o tak� uczt�, jak butelka szampana R�derer Brut, rocznik 1926. Powiniene� by� to widzie� a najlepiej dotkn�� tego, mon garcon! Ranny w g�ow� podoficer roze�mia� si� cicho. - Musisz by� wielkim epikurejczykiem. Nie mia�bym nic przeciwko wyj�ciu z tob� do miasta pewnego wieczoru i rzuceniu okiem na te twoje dziewczyny. Legionista nawet nie zada� sobie trudu, by na niego spojrze�. Le�a� z zamkni�tymi oczami i puszk� na mask� gazow� pod g�ow�. - Kobiety ju� mnie nie interesuj�. Opowiadam tylko o dawnych do�wiadczeniach. - Opowiedz mi jeszcze troch� o twoich dziewczynach z Casablanki, Pustynny W��cz�go. Gdzie naprawd� znajduje si� ten burdel, Casablanca? Legionista zakaszla� g�ucho. - Oczywi�cie, dla ciebie na �wiecie s� tylko dwie wa�ne rzeczy: burdele i koszary. Casablanca to nie burdel, ale cudowne miasto na zachodnim wybrze�u Afryki. Miejsce, gdzie legioni�ci drugiej klasy ucz� si� je�� piasek i pi� pot i gdzie mo�esz sobie zam�wi� kompletn� tureck� orkiestr�. R�wnie� w Casablance te os�y, kt�re wyobra�aj� sobie �e b�d� mieli wspania�e �ycie w Legii dowiaduj� si�, �e s� �winiami, poniewa� zrodzi�y ich �winie.. - ...i zrobi�y ich �winie - doda� g�os w ciemno�ciach, stopniowo zapadaj�cych w wagonie. - Ca�kowita prawda - skin�� g�ow� ma�y Legionista, - zostali zrobieni przez �winie jak ty i ja i wszyscy inni faceci na �wiecie. - Niech �yje �winia! - kto� wrzasn��. - Niech �yje �winia! - rykn�li�my ochryp�yn ch�rem. - Niech �yje g�upia �winia, nadal popychaj�ca nazistowsk� kup� g�wna! - Wy szumowiny, wy parszywa ho�oto! - Rozdar� si� hitlerowski sier�ant. By� g��boko oburzony - Niech wam B�g dopomo�e, wy szczury, gdy natarcie zn�w ruszy do przodu! Feldmarsza�ek von Mannstein wkr�tce przekroczy Lewart� i przypu�ci szturm na Moskw�. - W takim wypadku b�dzie to w poci�gu towarowym na Syberi�, z je�cami - zadrwi� kto�. - Naprz�d grenadierzy, zbawcy Wielkich Niemiec! - wrzeszcza� fanatycznie sier�ant. - Hau-hau, ty Adolfie w�asnej roboty, czy by�e� w akcji pod Wielkimi �ukami? - zapyta� Ma�y. - Bo tak ciep�o m�wisz o Lewarcie. - A czy ty by�e�? - zapyta� starszy szeregowiec z jedn� tylko r�k�, ropiej�c� od gangreny. - Mo�esz si� o to za�o�y�. Trzech z nas siedzia�o w bunkrze z Dwudziest� Si�dm�. Masz jakie� sprzeciwy, ty brudny skurwielu? - Nagle Ma�y zwierzy� si� ca�emu wagonowi. - Gdy tylko wyjd� ze szpitala, wpierdol� oficerowi kwatermistrzostwa. Zajebi� temu z�odziejowi, tak, �e nie b�dzie w stanie odr�ni� swojej dupy od �okcia. Ciachn� go przez szcz�k�, aby mia� na reszt� �ycia u�miech przylepiony do twarzy. - Czemu jeste� taki w�ciek�y akurat na oficer�w kwatermistrzostwa? - zapyta� jednor�ki szeregowiec. - Zostawi�e� sw�j m�zg w utraconej r�ce? - wykrzykn�� Ma�y. - Ty o�le, nigdy nie przemok�e� do nitki pod jedn� z naszych peleryn przeciwdeszczowych? Te typy z kwatermistrzostwa, uwa�asz, maj� dzia�k� ze wszystkiego, co my dostajemy. Ka�da peleryna przeciwdeszczowa jest zrobiona w taki spos�b, �e przemaka na deszczu. Czy nie czaisz, co to za numer? Poniewa� kwatermistrzostwo ma grube zyski z ka�dej peleryny, a tacy jak my, wielcy durnie, wyrzucamy pierwsze dwie w nadziei, �e dostaniemy co� lepszego, �atwo zauwa�y�, na czym ten przekr�t polega. - Pierwszorz�dny kawa� - zauwa�y� Legionista. - Gdybym tylko m�g� dosta� si� do S�u�by Kwatermistrzowskiej i sprzedawa� p�aszcze przeciwdeszczowe tym oficerskim z�odziejom! Gdyby to mi si� przytrafi�o, Allah zaiste by�by m�dry i dobry. - A co z t� dup�, o kt�rej nam opowiada�e�? - zawo�a� Ma�y. Zapomnia� o oficerach kwatermistrzostwa. - Pilnuj swojego nosa! - warkn�� Legionista. W chwil� p�niej powiedzia� do siebie: Mahomecie i wszyscy prawdziwi prorocy! Jak�e j� kocha�em. Dwa razy, po tym, jak mnie odprawi�a pr�bowa�em si� w�ama� do ogrodu Allaha. - Ale powiedzia�e�, �e to ty j� rzuci�e� - parskn�� Ma�y. - I co z tego? - wrzasn�� Legionista. - Zwyk�e suki mnie nie obchodz�! To kr�tkonogie, dupiaste, wiecznie trajkocz�ce pizdy! I pomy�le�, �e m�czyzna mo�e by� tak g�upi, by ugania� si� za czym� takim. Sp�jrz na ni� rano - oczy zapuchni�te i rozmazane, a ca�a twarz nad�ta i wysmarowana kredk� do warg. - Dzi�kuj� ci - rozleg� si� g�os z wn�trza wagonu. - To jest to, co nazywam komplementem dla p�ci pi�knej. - On ma racj� - nadesz�a riposta z jakiego� innego miejsca w ciemno�ci. - Traci si� apetyt na widok takiej jednej z drug� z metalowymi lok�wkami we w�osach, w klapkach bez obcas�w i po�czochach majtaj�cych si� ko�o �ydek. Przez stukot k� poci�gu dos�yszeli�my warkot samolotu. Uciszyli�my si� i zacz�li�my s�ucha�, jak dzikie zwierz�ta, gdy us�ysz� �miertelne echo nawo�ywania nagonki. - Jabos, my�liwce bombarduj�ce - szepn�� kto� g�o�no. - Jabos - powt�rzy�o kilka g�os�w. Dr�eli�my, i to nie z zimna, ale dlatego, �e tu w wagonach by�a z nami �mier�. Jabos... - Nadejd� teraz �mierci, nadejd� - nuci� Legionista. Samolot skr�ca� i warcza� w stale narastaj�cym crescendo. Z przeci�g�ym rykiem przemkn�� nad poci�giem. Czerwona jak krew gwiazda ch�odno �wieci�a nad licznymi wagonami bydl�cymi, z krzy�ami mi�osierdzia wymalowanymi na dachach. Samolot wystrzeli� �wiec� w g�r�, a po tym zawr�ci� i spad� jak jastrz�b na m�odego zaj�czka. Ma�y wsta�, opieraj�c si� na swych muskularnych ramionach i rykn�� przez drzwi: no, chod�cie, wy czerwone skurwysyny, posiekajcie nas na mielonk�! Ale zr�bcie to zaraz! Pilot, jakby us�yszawszy to i chc�c ze wszystkich si� zastosowa� si� do ��dania, wystrzeli� pociski, kt�re z �oskotem przebi�y �cian� wagonu i zaklekota�y po jego drugiej stronie. Tuziny dziurek pojawi�y si� r�wnym szeregiem w g�rnej partii jednej ze �cian. Niekt�rzy wrzeszczeli. Inni tylko charczeli. A po tym umarli. Parow�z zagwizda�. Wjechali�my do lasu. Pilot zawr�ci� do domu na herbat� i jajka sadzone, ��tkami do g�ry. By� pi�kny poranek, taki z przejrzystym, mro�nym powietrzem. Pilota musia� cieszy� pi�kny widok, widziany z g�ry. - Mia�bym ochot� na kie�bas� - powiedzia� Legionista. Nie tak� zwyczajn� kie�bas�, lecz zrobion� z wieprzowiny z zapachem w�dzenia i ostr�, jak czarny pieprz. Musi te� nieco zalatywa� �o��dziami. Tak si� dzieje, gdy �winie wypuszcza si� wolno do lasu. - Od jedzenia surowych ma��y mo�na dosta� tyfusu - zawiadomi� cz�onek pocztu sztandarowego piechoty, kt�ry mia� rozwalone kolano. - Gdybym tylko m�g� zdoby� ca�y koszyk zaka�onych tyfusem ma��y, gdy wr�c� na front. Ko�a stuka�y po szynach. Zimno by�o nieust�pliwe. Wciska�o si� przez dziury, pozostawione przez pociski Jabosa. - Alfred! - zawo�a�em. Od d�ugiego czasu nie wymawia�em imienia ma�ego Legionisty, a mo�e nigdy tego nie robi�em. Nie odpowiedzia�. - Alfred! G�upio to zabrzmia�o. - Alfred, czy kiedykolwiek t�skni�e�, by mie� dom? Meble i wiesz, tego rodzaju rzeczy? - Nie, Sven. Ju� min�� m�j czas na co� takiego - odpowiedzia� z zamkni�tymi oczami wykrzywiaj�c pogardliwie usta. Jak�e lubi�em jego wychud�� twarz. - Teraz stuknie mi ju� trzydziestka - kontynuowa�. - Maj�c szesna�cie lat wst�pi�em do La Legion Etrangere. Sk�ama�em, �e jestem o dwa lata starszy. By�em skurwielem przez zbyt wiele lat. Kupa g�wna, to m�j dom. Moja chata tam, w Sidi- delAbbes, cuchn�ca kwa�no od grubej warstwy potu tysi�cy ludzi, kt�rzy zostawili j� po sobie i kt�rej �adne wykadzanie dymem nie by�o w stanie usun��, ta chata b�dzie moj� ostatni�. - �a�ujesz tego? - Nigdy nie powinno si� niczego �a�owa� - odpowiedzia� Legionista. - �ycie jest dobre. Pogoda jest dobra. - Nie s�dzisz, Alfred, �e jest cholernie zimno? - Zimna pogoda te� jest dobra. Ka�da pogoda jest dobra tak d�ugo, jak oddychasz. Nawet wi�zienie jest dobre, dop�ki jeste� �ywy i zapominasz, jak dobrze mog�oby ci si� powodzi�, gdyby... W�a�nie to �gdyby� doprowadza ludzi do szale�stwa. Zapomnij o tym �gdyby� i �yj! - Czy nie jest ci przykro, �e zosta�e� ranny w szyj�? - zapyta� cz�owiek z gangren�. - Mo�esz mie� sztywn� szyj� i musie� nosi� stalowy ko�nierz, by ci podtrzymywa� g�ow�. - Nie. Nie jest mi przykro z tego powodu. Mog� �y� nawet ze stalowym ko�nierzem. Gdy to wszystko minie, wezm� robot� w o�rodku szkolenia rekrut�w dla La Legion Etrangere, na dwudziestoletnim kontrakcie. B�d� w stanie wypi� ka�dego wieczoru butelk� Valpolicella i prowadzi� jaki� ma�y handelek na czarnym rynku porzuconymi rzeczami ze sk�adnicy. Zapomnie� o jutrze. Kopn�� ksi�dza w portki gdy jestem pijany. Odwiedza� dwa razy dziennie meczet i m�wi�, �e do diab�a ze wszystkim innym. - B�d� mieszka� w Wenecji gdy Adolfa rozwal� - wmiesza� si� chor��y sztandaru. - Widzia�em j� z moim starym, gdy mia�em dwana�cie lat. Pierwszorz�dne miasto. Czy kto� by� w Wenecji? - Ja by�em - dolecia�o po cichu ze s�omy w k�cie. Byli�my przera�eni odkrywszy, �e to powiedzia� umieraj�cy lotnik. Nie mia� twarzy. Wszystko przez p�on�ce paliwo. Piechur przycich�. Nie patrz�c na umieraj�cego, powiedzia�: - A wi�c by�e� w Wenecji? - Powiedzia� to po w�osku, by zrobi� lotnikowi przyjemno��. D�uga cisza. Ka�dy z nas czu�, �e wszyscy powinni milcze�. Us�ysze�, jak umieraj�cy cz�owiek opowiada o mie�cie, to by� prawdziwy zaszczyt. - Canale Grand� najpi�kniejszy jest w nocy. Wtedy gondole wygl�daj� jak brylanty, igraj�ce z per�ami - wyszepta� lotnik. - Plac �wi�tego Marka jest zabawny, gdy podnosi si� woda i zalewa go - powiedzia� chor��y sztandaru. - Wenecja, to najlepsze miasto na �wiecie, Chcia�bym tam pojecha� - rzek� umieraj�cy �o�nierz, doskonale wiedz�c, �e umrze w bydl�cym wagonie na wsch�d od Brze�cia Litewskiego. - Stary �o�nierz jest zawsze weso�y - stwierdzi� Legionista, a propos niczego. - Jest weso�y, poniewa� �yje i wie, co to znaczy. - Zerkaj�c na mnie kontynuowa� - Ale nie ma a� tak wielu starych �o�nierzy. Wielu nazywa si� �o�nierzami, ale tylko dlatego, �e maj� na mundurach paseczki. Nie jeste� �o�nierzem, p�ki Kostucha nie u�ci�nie ci d�oni. - Gdy zamieszkam w Wenecji - marzy� piechur, - b�d� codziennie jada� canelloni. B�d� mi podawa� kraby w skorupie i, jestem cholernie pewien, codziennie �wierze sole. - Merde! Ma��e te� s� dobre - orzek� Legionista. - Ale mo�na od nich dosta� tyfusu - ostrzeg� g�os z drugiego ko�ca wagonu. - G�wno mnie obchodzi tyfus. Gdy Adolf zostanie uduszony, wszyscy b�dziemy uodpornieni - stwierdzi� z wielk� pewno�ci� chor��y sztandaru. - Zakazuj� ci m�wi� w taki spos�b o naszym fuhrerze! - wrzasn�� sier�ant artylerii. - Jeste�cie band� zdrajc�w i zawi�niecie! - Och, zamknij si�. Zapiszcza�y hamulce. Poci�g porusza� si� kr�tkimi zrywami. Nast�pnie troch� przyspieszy� i zn�w przyhamowa�. Jecha� coraz wolniej, a� wreszcie zatrzyma� si�, kwil�c d�ugo hamulcami. Lokomotywa wypu�ci�a par� i odjecha�a, by dosta� wod� i inne, potrzebne parowozowi rzeczy. Z dobiegaj�cego z zewn�trz ha�asu mogli�my stwierdzi�, �e stoimy na stacji. Tupot but�w, krzyki, wrzaski. Us�yszeli�my, �e jeden cz�owiek si� �mieje. Le�eli�my w �rodku, coraz bardziej w�ciekli na niego. Tylko nazistowska kupa g�wna mog�a �mia� si� w taki spos�b. �aden uczciwy, sponiewierany cz�owiek nie �mia�by si� tak. - Gdzie my jeste�my? - zapyta� starszy szeregowiec saper�w. - W Rosji - nadesz�a lakoniczna odpowied� Legionisty. - Niech ci� diabli, tego nie musisz mi m�wi�! - Wi�c czemu do cholery pytasz, g�upcze? - Chc� wiedzie� w jakim mie�cie. - A co ci za r�nica? Szarpni�ciem otwarto przesuwne drzwi. Podoficer sanitariusz gapi� si� na nas g�upawym wzrokiem. - Heil, towarzysze - zapia�. - Naszczaj mi w oko - wrzasn�� agresywnie Ma�y i plun�� w stron� bohatera od Eskulapa. - Wody - j�kn�� z brudnej s�omy g�os. - Odrobin� cierpliwo�ci - odrzek� podoficer sanitarny, - a b�dziecie mieli wod� i zup�. Czy kto� jest szczeg�lnie chory? - Zwariowa�e�? Oczywi�cie nikt, jeste�my tak zdrowi, jak nowonarodzone dzieci. Przyjechali�my, �eby pogra� z wami w pi�k� no�n� - stwierdzi� sucho chor��y sztandaru piechoty. Podoficer uciek� szybko, jakby go kto� goni�. Min�� niesko�czenie d�ugi czas. Wtedy pojawi�o si� paru je�c�w wojennych wraz z milicjantem. Przyci�gn�li wiadro zupy i zacz�li j� nalewa� do naszych zat�uszczonych i niewiarygodnie brudnych mena�ek. Jedna chochla na ka�dego. Zupa by�a letnia. Wypili�my i stali�my si� jeszcze bardziej g�odni. Milicjant obieca�, �e przyniesie wi�cej, ale nie wr�ci�. Zamiast niego zjawi�a si� nowa grupa je�c�w wojennych. Pod nadzorem sier�anta zacz�li wyci�ga� trupy. Czterna�cie trup�w. Dziewi�� z nich by�o robot� my�liwca bombarduj�cego. Chcieli te� zabra� ze sob� lotnika, ale zdo�a� ich przekona�, �e jeszcze �yje. Sier�ant zirytowa� si�, ale zostawi� go z nami. P�nym popo�udniem pojawi� si� lekarz rezerwy w towarzystwie paru podoficer�w-medyk�w. Szybko rzucili okiem tu i tam. Ka�demu m�wili to samo. Wszystko b�dzie w porz�dku, naprawd� nie jest �le. Powt�rzywszy t� sam� formu�� lotnikowi, podeszli do Ma�ego. Zacz�a si� zabawa. Nim zdo�ali otworzy� usta, wybuchn��. Wy parszywe gnojki! Popatrzcie, jak mnie urz�dzili! Ale to naprawd� nie jest �le, nieprawda�? Po�� si�, ty znachorze, a ja ci wydr� jeden p�dupek. Wtedy b�dziesz m�g� powiedzie�, czy jest �le! Chwyci� doktora za kostk� nogi i przewr�ci� go na �mierdz�c� s�om�. - Attention! Attention! - wrzasn�� Legionista. - Dobrze, Ma�y, tak nale�y post�powa� - uradowa� si� cz�owiek z krwawi�c� r�k� i rzuci� si� na doktora. Reszta z nas posz�a w jego �lady i w jednej chwili umazali�my lekarza nasz� krwi�. Gdy podoficerom uda�o si� go wydoby�, mia� przera�aj�cy wygl�d. - Nie tak �le - zadrwili�my ch�ralnie. - Zap�acicie za to! - grozi� wstrz��ni�ty doktor. - Przyjd� tu jeszcze raz, je�li jeste� taki odwa�ny - roze�mia� si� Ma�y. Lekarz i jego dw�ch pomocnik�w wyskoczyli z wagonu i zatrzasn�li drzwi. Poci�g nie ruszy� a� do nast�pnego ranka. Ale zapomnieli przynie�� nam �niadanie. Kl�li�my. Nast�pnego ranka lotnik by� ci�gle �ywy, ale kto� inny umar� w nocy. Dw�ch facet�w pobi�o si� o jego buty. Nic dziwnego, by�a to para �licznych, mi�kkich but�w. Bez w�tpienia para, kt�r� przed wojn� uszyto mu na miar�. Wed�ug przepis�w by�y zbyt d�ugie. Wewn�trz by�y wys�ane mi�ciutkim futrem. Dosta� je sier�ant artylerii kolejowej. Waln�� swego rywala, podoficera strzelc�w, z ca�ej si�y w szcz�k�, co spowodowa�o, �e ten na chwil� zapomnia� o butach. - Cholernie fajna para but�w - zawo�a� triumfalnie sier�ant, podnosz�c je w g�r�, aby�my wszyscy mogli nacieszy� si� ich widokiem. Chuchn�� i wytar� je r�kawem. - Chryste, jak ja b�d� w nich maszerowa�! - rozpromieni� si�, pieszcz�c pi�kne buty. - Lepiej wsad� w�asne na umrzyka - kto� go ostrzeg�. - W przeciwnym razie ryzykujesz, �e stracisz nowe w ekspresowym tempie. - Co chcesz przez to powiedzie�? - otworzy� usta ze zdumienia sier�ant, chowaj�c buty w s�omie. - Chcia�bym zobaczy� typa, kt�ry si� o�mieli! - Mia� min� psa, pilnuj�cego ko�ci. - No c�, w takim razie po prostu zapomnij o w�o�eniu but�w na nieboszczyka, a przekonasz si�, �e b�d� tacy, kt�rzy si� o�miel� - za�mia� si� ten sam cz�owiek. - �owcy g��w �ci�gn� ci t� pi�kn� par� but�w, a po tym podci�gn� ci� na sznurku za pl�drowanie. Bo to w�a�nie jest pl�drowanie. Nazwano to nawet rabowaniem trup�w. By�em, uwa�asz, przy dora�nym s�dzie polowym. Znam cennik. - Och, do diab�a z tym wszystkim - zaprotestowa� sier�ant. - Te buty nie b�d� mu ju� potrzebne. - Ani tobie, bracie - odpar� trze�wo cz�owiek z s�du polowego. - Armia da�a ci jedn� par�. - To po prostu brednie. Te parszywe opakowania na ko�ci nie nadaj� si� do chodzenia. - Powiedz to �owcom g��w - za�mia� si� tamten. Mia� blad� twarz z bezkrwistymi wargami i zimnymi oczami. - B�d� ci� bili tak d�ugo, a� przyznasz na pi�mie, �e dosta�e� od Adolfa najwspanialsz� par� but�w na �wiecie. Sier�ant nic ju� nie odpowiedzia�. Poszed� po rozum do g�owy. Przeklinaj�c wsun�� stare buty na nogi nieboszczyka. W godzin� p�niej trup nie by�by w stanie rozpozna� swego wyposa�enia. Zast�pi�y je wszelkiego rodzaju nieznajome rzeczy. Huhn, ranny w brzuch podoficer, zn�w poprosi� o wod�. Legionista wsun�� mu kawa�ek lodu. Huhn zacz�� go ssa� �akomie. Stopy zacz�y mnie pali�. B�le przenika�y ca�e moje cia�o. Czu�em si� tak, jakby p�omienie po�era�y moje ko�ci. Druga faza odmro�enia. Pierwsz� s� b�le. Nast�pnie b�le troch� ust�puj�, a jeszcze w nast�pnej chwili stopy zaczynaj� pali� i pal� tak d�ugo, a� strac� czucie. Brak czucia jest znakiem, �e si� sko�czy�o. Gangrena jest w pe�ni rozwini�ta i twoje stopy umieraj�. B�le posuwaj� si� do g�ry. W szpitalu tw�j kikut b�dzie parowa� pod no�em chirurga. Przera�enie chwyci�o mnie w kleszcze. Amputacja! Bo�e, wszystko, tylko nie to! Wyszepta�em m�j strach Legioni�cie. Obrzuci� mnie spojrzeniem. - Wtedy wojna si� dla ciebie sko�czy. Lepiej nogi, ni� g�owa. Tak, wtedy wojna si� sko�czy. Pr�bowa�em si� pociesza�, ale przejmuj�cy mrozem strach utkwi� mi w gardle. Pr�bowa�em sobie wyobra�a�, �e z nogami mia�em szcz�cie. Gorzej by�oby, gdyby to by�y r�ce, ale przera�enie nie rozlu�ni�o swego u�cisku. Widzia�em siebie o kulach. Nie, nie chcia�em by� �cz�owiekiem na ko�kach�. - Co si� z tob� dzieje? - zapyta� zaskoczony Legionista. Nie�wiadomie zawo�a�em �na ko�kach�. Zasn��em. Obudzi�y mnie b�le, ale b�le mnie uszcz�liwia�y. Moje stopy bola�y, ale by�o w nich �ycie. Nadal mia�em moje cudowne, wspania�e nogi. Poci�g zatrzymywa� si� jeszcze dwukrotnie. Za ka�dym razem lekarz ogl�da� moje nogi. Za ka�dym razem to samo. - �Nie tak �le�. - Na Mahometa, co w takim razie naprawd� oznacza ��le�? - Wskaza�em okaleczonego lotnika, kt�ry w�a�nie umar�. - Czy to tak�e nie jest �le? Nikt nie zada� sobie trudu, by mi odpowiedzie�. Tymczasowy, pomocniczy poci�g szpitalny kontynuowa� jazd� na zach�d. Po przybyciu do Krakowa, po dwunastu dniach transportu, sze��dziesi�t dwa procent rannych wy�adowano jako trupy. - Jeste�cie stadem p�aczliwych starych bab - grzmia� kapelan wojskowy, pu�kownik von Zlavik, gdy j�czeli�my. By� bardzo niezadowolony, �e okazywali�my nasz b�l. - B�agacie �wi�tego Ojca, by wam pom�g�, ale Pan nie b�dzie chcia� mie� nic do czynienia z band� takich nicponi, jak wy. Rozkaza� nam, aby�my zaprzestali naszych zawodze�. Zagrozi�, �e zamknie nas, a� zgnijemy. B�g jest jak najbardziej mi�osierny, powiedzia� nam w zaufaniu, ale tylko dla przyzwoitych ludzi i dobrych �o�nierzy, nie dla takiej bandy jak my, najbardziej odra�aj�cych wyrzutk�w spo�ecze�stwa. Podni�s� krucyfiks, gestem podobnym do pozdrowienia nazistowskiego, a potem kaza� pos�ugaczom usun�� dwa trupy owini�te w prze�cierad�a. W chwil� p�niej prze�cierad�a przyniesiono z powrotem i przygotowano na nast�pne cia�a. Pu�kownik-kapelan splun�� i opu�ci� nas. Tego samego popo�udnia spad� ze schod�w i z�ama� sobie r�k�. Z�ama� j� w trzech miejscach. - Sk�adany do kupy kwicza� jak ka�dy z was - �mia�a si� piel�gniarka, siostra Monika, kt�ra potrzebowa�a m�czyzny dwa razy na dzie�, aby zachowa� dobry nastr�j. - C�, istniej� r�ne rodzaje ludzi - stwierdzi� ma�y Legionista. Przewr�ci� si� na drugi bok i pochwali� Allaha. Cichym szeptem opowiedzia� nam o �wi�tym cz�owieku, kt�ry wspi�� si� a� na nag�, kamienn� pustyni� G�r Rifu, sam jeden. ROZDZIA� II Sk�adnica �mierci W 3. Rezerwowym Szpitalu Polowym, ulokowanym w by�ym polskim seminarium duchownym w Krakowie, niemi lekarze i ich pomocnicy zabawiali si� z rannymi. Sala operacyjna by�a kiedy� gabinetem rektora. Dobry ksi�dz nie potrafi�by przewidzie�, jak wielu ma umrze� w jego biurze. W czasach pokojowych, wypadkami �miertelnymi w tym jednym pokoju pilnie zaj�oby si� kilka wydzia��w do spraw zab�jstw. Le�a�em na niskich noszach, kt�re uwiera�y, jakby by�y z blachy falistej. Pod no�em by� kto� z ran� w g�owie. Umar�. Na stole po�o�ono dow�dc� oddzia�u stra�y po�arnej z ran� brzucha. Umar�. Trzech martwych. Dw�ch wysz�o �ywych. Wtedy nadesz�a moja kolej. - Ocalcie moje nogi - to ostatnie, co zapami�ta�em, �e m�wi�, nim podano mi narkoz�. Chirurg nic nie powiedzia�. Gdy si� p�niej obudzi�em na jakiej� sali, moje nogi nadal by�y ze mn�. Pierwsze godziny by�y przyjemne i spokojne. Potem chwyci�y mnie b�le. Niewiarygodne b�le. Innym nie by�o lepiej. Gdy ciemno�ci lito�ciwie zapad�y na sali, kt�ra wydziela�a ci�ki smr�d kwasu karbolowego, noc wype�ni�y niejasne pomrukiwania. By�y to skargi torturowanych. Pochyli�a si� nade mn� piel�gniarka, sprawdzi�a mi puls i znik�a. Podnosi�a mi si� temperatura. Strach przed �mierci� zacz�� w�lizgiwa� si� we mnie. Pe�z� jak w��, owijaj�c moje cia�o swymi zwojami. Bredzi�em. Nie by�o nic pr�cz mg�y i oderwanych obraz�w. Wyra�nie widzia�em Kostuch� czaj�c� si� w k�cie sali. Niecierpliwie macha�a nog�. Szara posta� w czarnej pelerynie i z kos� zdawa�a si� by� bardzo zaj�ta. - Mia�a� dobre polowanie, nieprawda�? Cholernie dobre polowanie. Ty kupo g�wna, ty �mierdz�ca kupo g�wna! Czy my�lisz, �e si� ciebie boj�? Widzia�em rzeczy bardziej niebezpieczne, ni� ty. O wiele bardziej niebezpieczne. Czy mam si� ciebie ba�? Ha! Oczywi�cie boj� si�. Do diab�a, dr�twiej� ze strachu. Piel�gniarka zn�w si� pojawi�a. - Spadaj, karbolowa suko. Daj mi spok�j. Tylko poczekaj a� Ruscy tu przyjd�, wtedy b�dziesz zapracowana, ty nazistowska nosicielko nocnik�w. Wtedy zobaczysz. - Nie, wr��, prosz�, wr��! Bo�e, jak si� boj�. - Ale posz�a sobie. Istota z Kos� wyszczerzy�a z�by. Poprzez j�ki innych wyra�nie mog�em dos�ysze� jej ochryp�y rechot. Macha�a nog� coraz szybciej. Jej cierpliwo�� by�a chyba na wyczerpaniu. Legionista nuci�: �Przyjd� teraz, �mierci, przyjd�.� - Zatka�em sobie uszy. Nie chcia�em s�ucha� przekl�tej pie�ni, ale do��czy�y si� do niej ca�e tysi�ce. - Przyjd� teraz, �mierci, przyjd�. Zn�w rechocze dolatuj�cy z k�ta �miech. Szara posta� przesun�a badawczo palcami po ostrzu i u�miechn�a si� z satysfakcj�. By�o ostre. Ostre, jak gilotyny w wi�zieniach Plotzensee i Lengries. Jak n�, kt�ry odci�� g�ow� mojej Urszuli od jej smuk�ej szyi. Zastanawiam si�, czy w Ko�ymie s� gilotyny? Co jest z tob� nie tak, ty g�upia �winio? My�la�em, �e po�egna�e� si� z t� mi�ostk�, kt�r� mia�e� kiedy� w Berlinie, z �ydowsk� dziewczyn�, kt�ra sypia�a z esesmanami, poniewa� mia�a poczucie humoru! �liczna dziewczyna. Ol�niewaj�ca. Nie �li� si�, ty mi�czaku. Kiedy� chcia�e� zosta� oficerem. Chcia�e� by� �o�nierzem, ty dupku. I czym teraz jeste�? Ma�ym g�wnem, przera�onym widokiem Postaci z Kos�. Czym si� martwisz? Zapomnij o wszystkim i wstawaj. O co masz si� martwi�, pr�cz siebie samego, ty t�paku? Czy to nie dziwne? Ani jedna ludzka dusza nie pomy�li o tobie, gdy walniesz w kalendarz. No to przyjd�, kurwo, zabierz mnie ze sob� przez Styks. My�lisz, �e si� ciebie boj�? Szara posta� wyprostowa�a si� i owin�a szar� peleryn�. Stawiaj�c starannie kroki podesz�a do mnie. Wyda�em d�ugi, przenikliwy wrzask. Piel�gniarka zn�w przysz�a. Otar�a mi czo�o czym�, co by�o cudownie ch�odne. Pada� deszcz. Uspokajaj�co, monotonnie dzwoni� o szyby. Posta� z Kos� znikn�a. Zabra�a ze sob� dw�ch z tej sali. W siedem dni p�niej zosta�em przeniesiony na sal�, na kt�rej le�eli Ma�y i Legionista. Ma�y zarobi� sobie dwa tygodnie w kiciu, kt�re mia� odsiedzie� gdy tylko wyzdrowieje. Gdy siostra prze�o�ona i inne piel�gniarki pojawi�y si� w drzwiach, rykn��. - Hurra, oto nadchodz� dziwki! Na koje, ch�opcy! Zrobi�a si� straszliwa awantura. Sko�czy�a si� w godzin� p�niej, gdy oficer lekarz wymierzy� mu dwa tygodnie. Ma�y po prostu nie m�g� zrozumie�, za co. Nie zdo�ano mu wyt�umaczy�, �e szpital wojskowy nie jest burdelem. Gdziekolwiek ujrza� kobiety, Ma�y po prostu widzia� burdele. - Tu si� wszystko mo�e zdarzy� - u�miechn�� si� Legionista. - Niekt�re piel�gniarki a� wzdychaj� za tym, by kto� z blaszkami na piersi przespa� si� z nimi. Starszy kapral Hanssen, le�y tu od siedemnastu miesi�cy i kuma wszystko. M�wi, �e siostra Liza wbi�a sobie do g�owy, �e musi mie� ch�opca, p�ki jeszcze jest na to czas. Wypr�bowa�a ca�e stado m�czyzn, ale jak dot�d nie ma ch�opca. Ale jeszcze nie porzuci�a nadziei. Robi to z takim zapa�em, jak zawsze. Ona to uwa�a za sw�j patriotyczny obowi�zek. Pewnego dnia Legionist� i mnie zawini�to w jakie� koce i zaniesiono w miejsce, z kt�rego mieli�my widok na po�yskuj�ce wody �aby i mogli�my obserwowa� holowniki, pchaj�ce si� pod pr�d. Wkr�tce po tym do��czy� do nas Ma�y, kt�ry r�wnie� zosta� umieszczony w fotelu. Przez ca�� godzin� siedzieli�my tam, s�uchaj�c huku wbijanych nit�w w stoczni Sttilckenwerft. Piel�gniarka uczy�a mnie chodzi�. Nogi mia�em sparali�owane. Gdy wspinali�my si� na urwisko, od�amek pocisku armatniego utkwi� mi w kr�gos�upie. Stopniowo uczy�em si� chodzi�. Kosztowa�o mnie to ca�e strumienie potu. Ta piel�gniarka by�a wyj�tkowo cierpliwa. Cho� stara i brzydka, by�a oddana swej pracy. Zapomnia�em jej imienia. Tych, kt�rzy nam pomagaj�, cz�sto zapominamy, wrog�w nigdy. Ma�y wsadzi� sw� wielk� pi�� pod nos ka�demu z naszych dziesi�ciu wsp�pacjent�w na sali. - To nie jest r�czka damy. Dobrze b�dzie, je�li zdacie sobie z tego spraw� od samego pocz�tku. - To mi przywodzi na my�l kaplic� pogrzebow� - wymamrota�, marszcz�c brwi, Stein. - Tak, w�a�nie to lubi� - powiedzia� Ma�y. - Twoje s�owa dowodz�, �e chodzi�e� do szko�y. Nie obchodzi mnie, je�li siedzicie woko�o na ��kach, ale pos�uchajciie tego! Gdy powiem �Przynie�� piwo!�, z�o�ycie do kupy wasze grosze i polecicie jak b�yskawice, by przynie�� piwo dla Ma�ego. I niech B�g wam pomo�e, je�li spr�bujecie je rozwodni�! Je�li tylko b�d� mia� do�� piwa, b�d� g�adki i milutki jak koci�tko, to sobie zapami�tajcie. Ale je�li go zabraknie... - zrobi� d�ug� przerw� i rozejrza� si� woko�o z�owieszczym wzrokien - niech B�g Wszechmog�cy zlituje si� nad wami! ROZDZIA� III Dyktator Ma�y Rosja zosta�a zapomniana. To, co wiedzieli�my o Rosji, to by� Front Wschodni. Nazwa, moi drodzy, obejmuj�ca gorsze piek�o, ni� jakiekolwiek opisywane przez ksi�y, nawet z sekty opartej wy��cznie na ludzkim strachu przed nieznanym. Najbardziej pomys�owy kap�an tej sekty nie by�by w stanie wyczarowa� piek�a, kt�re mog�o by cho� odrobin� konkurowa� z piek�em, kt�re poznali�my na Froncie Wschodnim, piek�em, zaludnionym diab�ami w khaki i zieleni - mistrzami sadyzmu. Teraz byli�my daleko od piek�a. Byli�my ranni, chorzy, lubie�ni, pijani. Nic nas, do cholery, nie obchodzi�o. Po prostu �yj i zapomnij. Umrzesz jutro. W ko�cu znale�li�my si� w dobrym szpitalu wojskowym w Hamburgu, ze wsp�czuj�cym naczelnym lekarzem oraz dobrymi i z�ymi piel�gniarkami. Operacje by�y przesz�o�ci�. Poci�li nas troch� w Krakowie, nieco wi�cej w Berlinie, a tu, w Hamburgu poci�li nas jeszcze troch� bardziej. Nie byli�my przykuci do ��ek i mogli�my spacerowa� poza terenem szpitala. Pili�my, cho� alkohol by� zakazany. Sp�dzali�my czas chodz�c na kurwy, wdaj�c si� w b�jki, wpadaj�c do bar�w i r�n�c dziewczyny oraz �ony innych �o�nierzy. Legionista nie m�g� ju�, niestety, zazna� przyjemno�ci seksu, dzi�ki Unterscharfuhrerowi SS w obozie koncentracyjnym Fagen, kt�ry amatorsko zabawia� si� chirurgi�. Poniewa� nie m�g� radowa� si� �amaniem sz�stego przykazania, musia� znale�� inny spos�b na �ycie. Dlatego Alfred Kalb, by�y kapral 2. Pu�ku Francuskiej Legii Cudzoziemskiej, pi� powoli, solidnie i nieustannie. Gdy ktokolwiek powiedzia�, �e �Pustynny W��cz�ga jest lekko wstawiony�, oznacza�o to, �e by� bardzo pijany, tak pijany, �e kto� inny wykorkowa�by od st�enia alkoholu w krwi. Ma�y, gdziekolwiek poszed�, tam prowokowa� b�jki. Da� wszystkim do zrozumienia, �e przyby� do Hamburga by kogo� zabi�, najch�tniej jako �o�nierz ze wsi. Spra� kt�rego� z wykidaj��w na Sankt Pauli, poniewa� podejrzewa� go, �e dolewa mu wody do piwa. Gdy kierownik za��da� od niego zap�acenia rachunku, Ma�y cisn�� go w ramiona ch�rzystek rewiowych. Mi�dzy stolikami chodzi� sobie ko�, a go�cie poili go piwem. Ma�y zabra� konia ze sob� i zostawi� go w holu pawilonu piel�gniarek gdzie wywo�a� dzik� awantur�. Gdy naczelny lekarz, dr Mahler, us�ysza� o Ma�ym i koniu, zachichota�. - Co w tym z�ego, niech si� zabawiaj�. Dr Mahler, Naczelny Oficer Lekarz, by� najbardziej niewojskowym chirurgiem wojskowym, jakiego mo�na sobie wyobrazi�. Przez wiele lat praktykowa� w koloniach brytyjskich. Jego specjalno�ci� by�a medycyna tropikalna. Po zamachu z 11 lipca, w�adze nazistowskie go aresztowa�y. Kr��y�y plotki, �e ledwie unikn�� szubienicy. By� w jaki� spos�b powi�zany z admira�em Canarisem, przyw�dc� �opozycji�. W jaki spos�b uda�o mu si� pozosta� przy �yciu, nigdy nie wyja�niono. Gdy go o to pytano, dr Mahler tylko wzrusza� ramionami i odpowiada�: g�upstwo. Nadal odbywa obchody swego spustoszonego przez gor�czk� szpitala wojskowego w towarzystwie prze�o�onej piel�gniarek, siostry Emmy. Tysi�ce ludzi �yje dzisiaj dzi�ki oddaniu tego lekarza. Ale w szpitalu byli tak�e �li lekarze, bezu�yteczni nazi�ci, kt�rych g��wn� rozrywk� by�o tropienie �zdrajc�w� i symulant�w. Na przyk�ad dr Frankendorf. Nieustannie prze�ladowa� szeregowca artylerii przeciwlotniczej Georga Freytaga, kt�ry pad� ofiar� dziwnej gor�czki, w kt�rej nikt nie potrafi� si� rozezna�. Nieustannie badali mu krew, lecz wyniki ci�gle by�y negatywne. W chwili, gdy uznawali, �e zosta� wyleczony, gor�czka znowu si� pojawia�a. Pod dow�dztwem dr Frankendorfa odbywa�y si� b�yskawiczne naloty dla stwierdzenia, czy George nie posiada cukru nas�czonego benzyn� lub podobnych, wywo�uj�cych gor�czk� substancji. Nie znajdowano niczego. Frankendorf aran�owa� przes�uchania, przymila� si�, grozi�, kl��, lecz za ka�dym razem odchodzi� przybity i g��boko rozczarowany. Czy by�o to wygodne dla dr Frankendorfa, czy nie, gor�czka szeregowca artylerii przeciwlotniczej Georga Freytaga trzyma�a si� uporczywie. Wraz z dr Frankendorfem wszyscy inni pacjenci na sali byli przekonani, �e George oszukuje. Przez ca�e popo�udnie i wiecz�r, nieprzerwanie a� do nocy, Ma�y robi� Georgowi najbajeczniejsze propozycje w zamian za jego tajemnic�. Motywy Ma�ego by�y nieco odmienne, ni� Frankendorfa. Wydawa�o mu si�, �e George wynalaz� chorob� doskona��. Ten tylko potrz�sa� g�ow�. - Wierz mi, przyjacielu, moja gor�czka jest prawdziwa. Ma�y nie ukrywa� swego rozczarowania. Wrzeszcza� i grozi� mu obiciem twarzy. W swej w�ciek�o�ci kopniakiem wyrzuci� przez okno misk� z wod�, lecz to nic nie da�o. George trzyma� �wi�ty sekret przy sobie. Wzi�wszy wszystko pod uwag�, George by� dziwnym ch�opcem. Nie pi�, nie uprawia� gier hazardowych i nie okazywa� zainteresowania kobietami. Wszystkim co robi� by�o tylko p�j�cie na spacer, gdy gor�czka na to pozwala�a. George by� �adnym ch�opcem, dobrym ch�opcem. Robi� r�ne rzeczy dla piel�gniarek, kt�re wszystkie okazywa�y mu takie uczucie, jakie okazuje si� dziecku - kt�rym rzeczywi�cie by�. Siedzieli�my w Numerze 72 z widokiem na Reeperbahn i Pa�ac Sprawiedliwo�ci, gro�nie majacz�cy na ko�cu Glacis Chaussee. Od Browaru Sankt Pauli zalatywa� zapach piwa. Legionista wyci�gn�� spod materaca butelk�. Wielk� butl� kmink�wki. Przechodzi�a z r�k do r�k. Ma�y czkn�� rozkosznie i poci�gn�� dwa �yki. Rozejrza� si�, by sprawdzi�, czy ktokolwiek si� temu sprzeciwia. Heinz Bauer by� ju� lekko zamroczony. To zirytowa�o Ma�ego, kt�ry przypadkiem by� w swym �wra�liwym� nastroju. - Niedawno stukni�to kilka naprawd� �wietnych dziewczyn - powiedzia� Paul Stein. Mia� na my�li trzy kobiety, zamordowane w Hamburgu w ci�gu ostatnich paru tygodni. - Morderca musi by� wariatem - orzek� Ma�y i ponownie czkn��, po d�ugim �yku z butelki. - Ostatni� udusi� po�czoch�, a potem j� poci��. Paul powiedzia�, �e pierwsza z dziewczyn zosta�a uduszona po�czoch� lub sztuk� bielizny, po tym jak zosta�a zgwa�cona i pokaleczona no�em. Zadowolenie mordercy zdawa�o si� zale�e� od uduszenia dziewczyn intymn� sztuk� odzie�y. Na tym etapie policja dostawa�a prawie rozstroju nerwowego z frustracji. - Mo�e dr Frankendorf jest morderc� seksualnym - podsun�� Ma�y z rozja�nion� twarz�. - Do diab�a, ch�opcy, gdyby tak dr Frankendorfowi kto� upierdoli� dy�k�! - Mon Dieu, to by by�o wspaniale! - wykrzykn�� Legionista. Oczami wyobra�ni ujrza� bydl�c� g�ow� dr Frankendorfa, spadaj�c� do kosza. - Widzieli�cie zdj�cia, wystawione za szk�em w gablocie, przy komisariacie policji na Davidstrasse? - zapyta� Mouritz Klokyty, ochotnik z Sudet�w. Nie znosili�my Mouritza. - Powinno istnie� prawo przeciw wystawianiu takich rzeczy - ci�gn�� dalej. - Gniew Bo�y wkr�tce spadnie na nich, spadnie na nas wszystkich. - Co chcesz przez to powiedzie�? - spyta� Ma�y i zgrabnie wyplu� gar�� prze�utej, kapusty kiszonej. Kapust� trzyma� na nag�e sytuacje w misce ukrytej w tekturowym pude�ku pod ��kiem. Mouritz sta� si� uroczysty. - Ale czy nie zdajecie sobie sprawy, �e skandal doprowadzi do z�ego ko�ca? B�yskawica i grom w was uderz�. - Mog� bez trudu sobie wyobrazi�, �e Boga nieco roze�li to, �e jakie� kobiety s� rozcinane od g�ry do do�u - odpowiedzia� dobrodusznie Ma�y napychaj�c usta kapust� kiszon�, - ale to zupe�nie nie pow�d, by mia� za to kara� mnie, Pustynnego W��cz�g�, Svena, czy policjant�w z Davidstrasse. �adnemu z nas nie przysz�o by do g�owy zarzynanie dziwek. Wolimy traktowa� je na staromodny spos�b. - Wszechmog�cy Bo�e! - zawo�a� oburzony Mouritz. - Nie wzywaj imienia Pana nadaremno - pouczy� go Ma�y, gro��c palcem. Mouritz nie pozwoli� przerwa� sobie. Zwr�ci� si� do nas, pozosta�ych. - Jeste�cie blu�niercami, pomiotem diabelskim. Strza�a Boga ugodzi was, poniewa� odmawiacie ujrzenia upadku moralno�ci wok� was. Jak kap�an ekskomunikuj�cy sw�j zb�r, skierowa� palec na Ma�ego i zaintonowa�: jeste� kusicielem, naczyniem z�a, ale dobro ci� zetrze na proch. Ma�y walczy� akurat z kawa�em wieprzowiny, kt�ra twardo opiera�a si� przegryzieniu na dwie cz�ci. Przesta� �u�. Wyci�gn�� z ust ca�y kawa� i gro�nie spojrza� na Mouritza. - Czym ja jestem, jak powiedzia�e�? - Naczyniem z�a - zaintonowa� Mouritz. - �ycie jest ciernist� �cie�k�, zasypan� grzechami, a ty jeste� jednym z tych kolczastych grzech�w. - To spowodowa�o, �e Ma�y, siedz�cy na pod�odze po turecku, z wieprzowin� w d�oni, otworzy� usta ze zdumienia. Mouritz zrobi� gro�ny gest w jego kierunku. - Ale nie skusisz mnie, szatanie. Ty - kusiciel i uwodziciel, a ja m�wi�: nie ma Zbawienia dla ciebie! Legionista przerwa� Mouritzowi jego ekskomunik�: - Voila, ca�kiem ponura gadka! - Zawo�a� ze �miechem. Ma�y powr�ci� do �ucia swej wieprzowiny. Potem powoli wsta�. Z gard�a wydar�o mu si� warkni�cie. - Powiniene� by� nieco ostro�niejszy, obrzucaj�c obelgami Ma�ego, ty t�py nudziarzu. Oczywi�cie nie zdajesz sobie sprawy, �e jestem zbawiony jako osoba pobo�na, kt�ra kupi�a sobie rozgrzeszenie. Chcesz pos�ucha�, za jak� cen�, ty czeski Judaszu, co sprzeda�e� sw� pobo�no�� Adolfowi? Pi�� kwart w�dki i dwie�cie papieros�w machorkowych, kt�re ryzykuj�c �yciem ukrad�em sier�antowi kwatermistrzostwa 27. Pancernej... a teraz takie nic jak ty twierdzi, �e jestem bezbo�ny! Zn�w przesta� wgryza� si� w wieprzowin� i wymierzy� ni� Mouritzowi policzek. Mouritz p�le�a� na brzegu swego ��ka. Twarz mu zzielenia�a ze strachu. - Wesz z Sodomy - stwierdzi� Ma�y. Splun�� na Mouritza, kt�ry teraz le�a� jak martwy, patrz�c szklistymi oczami na Ma�ego, kt�ry powr�ci� do swej bitwy z wieprzowin�. Mouritz otwiera� i zamyka� usta jak karp w skrzynce sklepu rybnego tu� przed tym, jak utn� mu g�ow�, aby uniemo�liwi� nabywcy odkrycie, �e karp jest ju� na p� nie�ywy. Ma�emu odbi�o si� poprzez wieprzowin�, kt�ra uparcie pozostawa�a w jednym kawa�ku. - Wyno� si� st�d, ty nazistowski szpiclu i spr�buj przej�� przez Elster� ze �liczn�, ma�� modlitewk�, dok�adnie tak jak Moj�esz, gdy przechodzi� przez Kana� Sueski. - Poj�cie Ma�ego o historii biblijnej by�o nieco zagmatwane. Zn�w ud