9655

Szczegóły
Tytuł 9655
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9655 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9655 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9655 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Troy Denning Tajemnica Ziguratu Tom 1 Ksi�g Szkar�atnego S�o�ca Przek�ad Katarzyna Przyby� Data wydania oryginalnego: 1991 Data wydania polskiego: 1996 Andrii, z podzi�kowaniem za pomoc i zach�t� Wiele os�b pomog�o mi w napisaniu tej ksi��ki i stworzeniu ca�ej serii. Dzi�kuj� wszystkim, a szczeg�lnie tym, bez kt�rych Athas by� mo�e nigdy nie ujrza�by purpurowego s�o�ca. Mary Kirchoff i Tim Brown w du�ej mierze wsp�tworzyli ten �wiat, Brom nam powiedzia�, jak to wszystko powinno wygl�da�, Jim Lowder pojawi� si� w chwili, kiedy najbardziej go potrzebowa�em, Pat McGilligan wnios�a do tej pustynnej krainy atmosfer� dramatyzmu, a Jim Ward, pe�en entuzjazmu, wspiera� nas i s�u�y� wszelk� inn� pomoc�. �wiat Szkar�atnego S�o�ca rz�dzony jest przez szalonego w�adc� - maga, ogarni�tego pragnieniem osi�gni�cia nie�miertelno�ci. Wymaga to jednak straszliwych ofiar... PROLOG Ponad wyn�dznia�ym, spalonym s�o�cem miastem wznosi� si� olbrzymi zigurat. Jego tarasy obudowano l�ni�cymi ceg�ami - poszczeg�lne poziomy w innym kolorze: jasny fiolet u podstawy, potem indygo, lazur, ziele�, ���, ognistopomara�czowy, a na zwie�czeniu szkar�at. Na ka�dym z siedmiu pi�ter tkwi�y dwa pot�ne, centralnie umieszczone bastiony. Wie�e strzeg�y szerokich schod�w wiod�cych na sam wierzcho�ek budowli, jak gdyby pragn�y dosi�gn�� dw�ch bladych ksi�yc�w, kt�re migota�y nad monumentalnym zwie�czeniem ziguratu i przesyca�y mg�y przed�witu bursztynowym blaskiem. Na tarasach, oplecionych paj�czyn� lin i utkanych kr��kami, uwija�y si� tysi�ce p�nagich niewolnik�w, kt�rzy w rytm uderze� bicz�w wci�gali po g�adkich �cianach kosze wype�nione ceg�ami. Przed ziguratem sta� niewysoki m�czyzna odziany w d�ug� purpurow� szat�. Na jego g�owie l�ni� z�oty diadem - korona kr�la Tyru. Wymyka�y si� spod niej rzadkie pasma siwych w�os�w, ale czubek g�owy starca by� �ysy i �uskowaty. Zastyg�y grymas gniewu i nienawi�ci tworzy� g��bokie zmarszczki na czole, w oczach malowa�a si� tysi�cletnia gorycz, a suche, pop�kane wargi wykrzywia�y si� ponuro. Obwis�a sk�ra na policzkach, podbr�dku by�a blada i pomarszczona, jakby w�adca po�ci� od stu lat. Kto wie, mo�e rzeczywi�cie nie jad� od tak dawna. Obok wiekowego kr�la sta� podenerwowany m�czyzna w czarnej szacie, jak� nosili kr�lewscy kap�ani - czciciele Kalaka, a jednocze�nie jego urz�dnicy, stra� i gwardia. Na plecy opada�y mu splecione w warkoczyk miedziane w�osy. Mia� ko�cist� twarz, haczykowaty nos, w�skie, zaci�ni�te usta i �widruj�ce oczy koloru �wie�ej w�troby. Mierzy� prawie metr siedemdziesi�t. R�nica wzrostu mi�dzy nim i zgrzybia�ym w�adc� by�a tak du�a jak mi�dzy elfem a cz�owiekiem. Czu� si� z tego powodu bardzo nieswojo. Tithian z Mericles, najwy�szy kap�an igrzysk i jedyny spadkobierca rodu Mericles, nie mia�by nic przeciwko temu, by wyr�nia� si� wzrostem w�r�d swoich kompan�w. Jako bystry m�odzieniec wiedzia� jednak, �e niebezpiecznie jest przewy�sza� kr�la. Tithian zauwa�y�, �e jego niewyra�ny cie� pada na kr�lewsk� osob�. Post�pi� zatem kilka krok�w naprz�d, udaj�c, �e przygl�da si� fio�kowym ceg�om pokrywaj�cym najni�sze pi�tro ziguratu. Ka�d� z nich zdobi�a alabastrowa p�ytka z wyryt� podobizn� smoka. Pochylona ku ziemi bestia o w�owym ogonie sta�a na dw�ch pot�nych �apach. Szorstki chitynowy pancerz pokrywa� ca�y grzbiet i ogon. Przednie ko�czyny by�y nieco ko�kowate, ale zako�czone ludzkimi d�o�mi. Tkwi�y w nich dwie laski stanowi�ce dodatkowe podpory dla pot�nego tu�owia. Ramiona bestii ochrania� ko�nierz z pod�u�nych, ostro zako�czonych �usek. Na d�ugiej, pr�nej szyi ko�ysa�a si� p�aska g�owa z w�skimi, szczelinowymi oczami, bez uszu, ale za to z olbrzymi� paszcz� pe�n� sztyletowatych z�b�w. - Przepi�kna robota, kr�lu - skomentowa� Tithian, nie odrywaj�c oczu od bia�ych p�ytek. - Zdumiewaj�ce, z jak� precyzj� oddano szczeg�y. Kalak wyprostowa� si� i po�o�y� na ramieniu m�odego cz�owieka d�o� o powykrzywianych palcach i spuchni�tych stawach, bardziej podobn� do zwierz�cego szponu ni� do cz�ci ludzkiej ko�czyny. - My�lisz, �e wezwa�em ci� tutaj, �eby� si� zachwyca� sztuk�? - spyta� kr�l i nie czekaj�c na odpowied�, podprowadzi� Tithiana w kierunku kosza cegie�, kt�ry mia� by� wci�gni�ty na wy�sze pi�tro ziguratu. Tithian skrzywi� si�. Zawsze widywa� kr�la w jego Z�otej Wie�y i nie mia� poj�cia, dlaczego kazano mu si� stawi� pod piramid�, w dodatku o tak barbarzy�skiej porze. Kwa�ny ton wypowiedzi Kalaka wskazywa�, �e dzisiejsze spotkanie nie b�dzie nale�a�o do przyjemnych. Nagle staruch z�apa� lin�, kt�ra zwiesza�a si� z w�druj�cego do g�ry kosza. Odbi� si� od ziemi i uni�s� w g�r�. Tithian zdusi� okrzyk przera�enia, gdy szponiaste palce Kalaka zacisn�y si� na jego ramieniu. W u�amek sekundy wisia� w powietrzu w �elaznym u�cisku kr�la i spogl�da� w d� na g�owy niewolnik�w, kt�rzy �adowali ceg�y do kosz�w u podstawy ziguratu. Niewolnicy, zdumieni widokiem dw�ch m�czyzn ulatuj�cych jak smugi dymu, przerwali prac� i gapili si� na niezwyk�� scen�. Nadzorcy, namiestnicy ni�szego stopnia, odziani w czarne tuniki podobnie jak Tithian, kilkoma celnymi uderzeniami bat�w o ko�cianych r�koje�ciach szybko zagnali poddanych z powrotem do pracy. Gdy Kalak i Tithian wznie�li si� ponad pierwszy poziom ziguratu, znale�li si� twarz� w twarz z pot�nie umi�nion� futrzast� istot�. Zwalisty, dwustukilogramowy baazrag przerwa� wci�ganie cegie�. Zmarszczy� krzaczaste brwi, przeszywaj�c wzrokiem obu dostojnik�w, a potem, zadziwiony, wystawi� ku nim grzebieniasty �eb. Gdy skierowawszy spojrzenie w d�, spostrzeg�, �e nogi kroj� wisz� w powietrzu, jego przepastne nozdrza rozd�y si� ze strachu, a paszcz�ka opad�a obna�aj�c cztery ostre, po��k�e k�y. Baazrag zrobi� krok do ty�u, podni�s� przednie �apy w obronnym ge�cie i pu�ci� lin�. Kr�l zeskoczy� na taras, ledwie zd��ywszy odrzuci� sznur, by nie run�� w d� jak kosz z ceg�ami, kt�re upadaj�c rozgniot�y na miazg� jednego z niewolnik�w, same za� roztrzaska�y si� na kawa�ki. Kalak wychyli� si�, z niezadowoleniem popatrzy� na kup� gruzu i jeszcze mocniej zacisn�� palce na ramieniu Tithiana, a� ten zl�k� si�, �e pop�kaj� mu ko�ci. Kiedy kr�l w ko�cu podni�s� wzrok, w jego oczach iskrzy�a w�ciek�o��. Dojrza� jakiego� cz�owieka w czarnej szacie i wskaza� na niego palcem: - Ty! - Nadzorca b�yskawicznie obr�ci� si� i zblad�, ujrzawszy, kto si� do niego zwraca. - Tak, Najpot�niejszy? - Ten niewolnik w�a�nie upu�ci� ca�y kosz moich cegie� - wycedzi� Kalak, wskazuj�c na nieszcz�snego baazraga, kt�rego tak zaskoczy� swoim pojawieniem si� na tarasie. - Wysmaga� go! Nadzorca a� si� skuli�. G�upota baazrag�w, kt�ra sprawia�a, �e by�y tak dobrymi niewolnikami, nie pozwala�a im zrozumie� sensu kary; bicie cz�sto wyzwala�o w nich �lepy, morderczy sza�. Mimo wszystko jednak nadzorca pos�usznie rozwin�� bicz; niepos�usze�stwo wobec kr�la by�o r�wnoznaczne z natychmiastow�, okrutn� �mierci�. Tithian nie zd��y� przyjrze� si�, jak wymierzano kar� baazragowi. Kalak za��da�, by podano mu nast�pn� lin�. Dw�ch niewolnik�w ochoczo poprowadzi�o kr�la i gwardzist� do kosza z ceg�ami, kt�re mia�y pow�drowa� na nast�pny poziom ziguratu. W�adca w dalszym ci�gu zaciska� jedn� r�k� na ramieniu swego pretorianina; drug� chwyci� lin� przywi�zan� do kosza i znowu zacz�li si� wznosi�. I tak, poziom po poziomie, dotarli na szczyt budowli. Nadzorcy kieruj�cy prac� na poszczeg�lnych tarasach za ka�dym razem wykrzykiwali ostrze�enia do swoich koleg�w na g�rze, by jaki� zaskoczony niewolnik znowu nie przyczyni� si� do zniszczenia cegie�. Niewolnicy byli przewa�nie lud�mi, kar�ami lub p�elfami, ale na kilku poziomach przewa�a�y inne, bardziej egzotyczne rasy. Na jednym z taras�w pracowa�y belgoie, niezgrabne, wysokie humanoidy, r�ni�ce si� od ludzi tylko niezwykle szerokimi stopami, pazurzastymi palcami i brakiem podbr�dk�w. Przy pracy bez przerwy porusza�y bezz�bnymi ustami. Gdzie indziej znowu pracowa�y githy, groteskowe p�elfy, p�p�azy. By�y wysokie i szczup�e jak pustynne elfy i mia�y d�ugie, chude nogi, kt�re odchodzi�y od cia�a poziomo jak u jaszczurek. Githy by�y tak przygarbione, �e posuwa�y si� jakby w ci�g�ym przysiadzie, powoli i niezgrabnie. Ich ko�ciste, niewielkie g�owy przypomina�y kszta�tem brzeszczot strza�y, a wy�upiaste oczy bez powiek wpatrywa�y si� nieruchomo w uczepionych sznura m�czyzn. Na sz�stym poziomie ziguratu kr�l zatrzyma� si� i wypu�ci� z u�cisku obola�e rami� Tithiana. Nie mogli dalej wznosi� si� na linie, bo si�dmy, najwy�szy taras monumentalnej budowli okala�y drewniane rusztowania. K��bi� si� na nich ca�y t�um jozhali, ma�ych, dwunogich p�az�w o cienkich ogonach, d�ugich, gi�tkich szyjach i wyd�u�onych pyskach pe�nych ostrych, igie�kowatych z�b�w. Tr�jpalczaste jozhale obudowywa�y najwy�szy taras szkar�atnymi ceg�ami. Pracowa�y w zdumiewaj�cym tempie i biega�y po rusztowaniach w g�r� i w d� z tak� �atwo�ci�, jakby porusza�y si� po p�askim terenie. Kalak wszed� na drewnian� konstrukcj� i wskaza� zakrzywionym palcem na nie wyko�czony taras. - Czy m�j zigurat b�dzie gotowy za trzy tygodnie? Tithian pos�usznie spojrza� na oplecion� rusztowaniami budowl�, jakby chcia� oceni� post�p prac. Nie zna� si� na tym i podobnie jak wi�kszo�� mieszka�c�w miasta, nie mia� poj�cia, po co kr�l buduje ten zigurat. Kalak nie raczy� udzieli� wyja�nie�, a ci, co zadawali zbyt wiele pyta�, rozstali si� z �yciem. Zigurat stanowi� wi�c dla Tithiana ca�kowit� zagadk� - mo�e tylko sztuka budownicza by�a dla niego bardziej niepoj�ta. W mniemaniu namiestnika do ko�ca budowy mog�y up�yn�� r�wnie dobrze trzy dni jak trzy tygodnie. Zaskoczy�o go, �e kr�l jest ciekaw jego zdania, ale mimo ignorancji w sprawach wznoszenia gmach�w, nie m�g� pozwoli� sobie na b��dn� odpowied�. Nale�a�o uwzgl�dni� dwie rzeczy: w�asn� strategi� polityczn� i to, co kr�l chcia�by us�ysze�. Celom Tithiana najlepiej pos�u�y�oby zwyk�e zaprzeczenie. Najwy�sza Kap�anka Rob�t Kr�lewskich, kobieta imieniem Dorjan, by�a jego najpowa�niejsz� rywalk�. Kalak wydawa� si� z niej niezadowolony i Tithian wyczuwa�, �e ma szans� dodatkowo utrudni� przeciwniczce �ycie. - No wi�c? Kap�an spojrza� w stron� kr�la i oniemia� z podziwu. Nie zdawa� sobie sprawy, jak wysoko si� znale�li. Z sz�stego poziomu ziguratu roztacza� si� zapieraj�cy dech w piersiach widok. U st�p budowli rozpo�ciera�a si� piaszczysta przestrze� areny, kt�ra z tego miejsca wielko�ci� przypomina�a podw�rko w miejskim domu �rednio zamo�nego szlachcica. Rz�dy siedze� wygl�da�y niczym wyk�adany terakot� mur wok� tego podw�rka. Nawet Z�ota Wie�a w pa�acu Kalaka, wznosz�ca si� na przeciwleg�ym ko�cu areny, mog�aby by� wzi�ta za pierwsz� lepsz� baszt�. Za pa�acem kr�lewskim znajdowa�a si� Twierdza Kap�a�ska. Wznosi�y si� tam marmurowe pa�ace nale��ce do sze�ciu najwy�szych kap�an�w; eleganckie zameczki, w kt�rych mieszkali ich zaufani wsp�pracownicy, i wreszcie komfortowe wille ni�szych stopniem duchownych. T� dzielnic� dniem i noc� patrolowa�y setki �o�nierzy. Od reszty miasta oddziela� j� wysoki mur z ostrymi kawa�kami obsydianu powbijanymi na szczycie. Za twierdz� ci�gn�y si� ceglane, ufortyfikowane miejskie mury - tak szerokie, �e po ich zwie�czeniu przesz�oby wojsko, i tak wysokie, �e nawet smok nie m�g�by za nie zajrze�. Z wierzcho�ka ziguratu Tithian dostrzega� nawet przestrze� za murami, gdzie ci�gn�y si� pola Kalaka: sze�ciokilometrowy pier�cie� niebieskiego burgrasu, z�ocistej dymi�czki i p�o��cego ostrokrzewu, u�y�niony krwawym potem legionu niewolnik�w. Za pastwiskami wida� by�o pomara�czowe piaski doliny Tyru - ogromn� pylist� preri�, z rzadka poro�ni�t� k�pami krzaczastych tamaryszk�w i wiotkiej kocierzyny. Przez zas�on� drobnego py�u, kt�ry zawsze wisia� w powietrzu, barwi�c athazja�skie niebo na tysi�c pastelowych odcieni, Tithian widzia� w dali odleg�e, nagie, popielistoszare kraw�dzie G�r Granicznych. M�wiono, �e za tymi nieprzebytymi szczytami rozkwita d�ungla, ale naturalnie puszcza� mimo uszu takie absurdalne opowie�ci. By� przekonany, �e ca�y Athas wygl�da tak jak dolina Tyru, chocia� podejrzewa�, �e niekt�re regiony s� jeszcze bardziej ja�owe. Kalak brutalnie przerwa� jego zadum�: - Tithianie, co zmoim ziguratem? Czy Dorjan zd��y na czas? - B�dzie to trudne, ale mo�liwe - odpar�, przezornie unikaj�c bezpo�redniego ataku. - Nie podoba mi si�, �e jest jeszcze tyle do zrobienia, lecz Dorjan pewnie pracuje wed�ug szczeg�owego planu. Kr�l nie odpowiedzia�. Zamiast tego spojrza� w stron� szczup�ej kap�anki zbli�aj�cej si� do nich od p�nocnej strony. By�a to Dorjan - pi�kna kobieta o cerze koloru ko�ci s�oniowej, klasycznym nosie i wysokich ko�ciach policzkowych. Mimo urody nie by�a poci�gaj�ca: na jej twarzy malowa�y si� surowo�� i okrucie�stwo. Sz�a szybkim, zdecydowanym krokiem, a d�ugie, jedwabiste w�osy powiewa�y na wietrze jak czarny sztandar. Na widok Tithiana jej spojrzenie sta�o si� tak twarde jak ceg�y ziguratu, a pe�ne czerwone usta wykrzywi� grymas pogardy i zadufania. Za ni� post�powa�o dw�ch podw�adnych - pot�nie zbudowanych m�czyzn o bezwzgl�dnym wyrazie twarzy i kwadratowych szcz�kach. Mi�dzy sob� prowadzili wycie�czonego, bladego, ciemnow�osego niewolnika, kt�ry opiera� na brzuchu po�amane r�ce. Jednym okiem wpatrywa� si� w ziemi�; drugie zas�oni�te by�o spuchni�tymi powiekami. M�czyzna z trudem oddycha� przez zakrwawione usta, bo z jego zmia�d�onego nosa zosta�a tylko fioletowoczarna masa. - A jak tam moje igrzyska, Tithianie? - oboj�tnie zapyta� Kalak. Jego �widruj�ce oczy wpatrywa�y si� w niewolnika. - Mo�emy by� gotowi nawet na jutro, oczywi�cie je�li dzi� zako�czono by budow� ziguratu - odpar� z dum� Tithian. -Moi �owcy schwytali nowe stworzenie, kt�re z pewno�ci� ci� zadziwi, o panie. Kr�l uni�s� brew. - Naprawd�? To by dopiero by�o co�! Tithian przeklina� w duchu w�asn� g�upot�. W ci�gu swego tysi�cletniego panowania Kalak niew�tpliwie widzia� tyle egzotycznych bestii, �e przekracza�o to wszelkie wyobra�enia. B��dem by�o rozbudza� oczekiwania kr�la nieskromnym samochwalstwem. Zanim jednak Tithian zdo�a� zatuszowa� swoj� fanfaronad�, podesz�a do nich Dorjan. Ostentacyjnie zignorowa�a rywala, zwr�ci�a si� w stron� Kalaka i sk�oni�a g��boko. Zgrzybia�y w�adca wyci�gn�� pomarszczon� d�o�, a ona j� uca�owa�a. - To ten? - Kalak cofn�� r�k� i wskaza� na niewolnika. Dorjan przytakn�wszy, wyj�a z kieszeni ko�ciany amulet pokryty runami. - Pr�bowa� wmurowa� to w wewn�trznym korytarzu - powiedzia�a, podaj�c przedmiot kr�lowi. - Runy maj�... - Zbudowa� niewidzialn� przegrod� - warkn�� Kalak, wyrywaj�c jej z r�ki amulet. Podsun�� go pod zmasakrowany nos niewolnika. - Co zamierza�e� osi�gn�� z pomoc� tego drobiazgu? Niewolnik wzruszy� ramionami. - Nie wiem - wyszepta� niewyra�nie. - Kaza�a mi to zamurowa� w g��wnym szybie. - Kto? - zapyta�a Dorjan, zezuj�c w stron� Tithiana. Zanim niewolnik zd��y� odpowiedzi�, Tithian dostrzeg� utkwione w siebie �widruj�ce spojrzenie kr�la. - Nie wiem, jak si� nazywa - mamrota� niewolnik, nie podnosz�c wzroku. - To p�elfica, w�asno�� Najwy�szego Kap�ana Igrzysk. - Sadira - przerwa� mu Tithian, podaj�c imi� jedynej posiadanej przez niego p�elficy. - To kuchenna dziewka w mojej szkole gladiator�w. Wiem o jej zwi�zkach z Zamaskowanym Bractwem. Dorjan gniewnie zmarszczy�a brwi. - Czy mam rozumie�, �e orientujesz si� r�wnie�, i� ta kobieta pr�buje zak��ci� igrzyska z okazji zako�czenia budowy ziguratu? - Tak jest. Nie uda�o mi si� jednak dowiedzie� o szczeg�ach plan�w Bractwa - odpar� i �eby ukry� zaskoczenie, zacz�� uwa�nie przygl�da� si� rusztowaniom. - Na szcz�cie wygl�da na to, �e b�d� mia� mn�stwo czasu na sko�czenie �ledztwa. Kalak nie da� po sobie pozna�, czy wierzy Tithianowi. Spojrza� na Dorjan. - Zdaje si�, �e Tithianowi pozostanie rzeczywi�cie ponad miesi�c na zdekonspirowanie knowa� moich wrog�w, prawda? - Niestety - niech�tnie przytakn�a Dorjan, unikaj�c wzroku kr�la. Kalak skrzywi� si�. - Tak w�a�nie my�la�em - stwierdzi� i oboj�tnie chwyci� pobitego niewolnika za kark. - Zobaczmy, czy uda nam si� pom�c Tithianowi w �ledztwie. - Nie! - Nieszcz�nik pr�bowa� si� wyrwa� i skoczy� z tarasu, ale kr�l trzyma� go w �elaznym uchwycie. Kalak zamkn�� oczy, a m�czyzna zacz�� krzycze�. Tithian bez specjalnego zainteresowania obserwowa�, jak kr�l wdziera si� do umys�u niewolnika. M�ody namiestnik lepiej ni� wi�kszo�� ludzi rozumia�, co si� dzieje, gdy� w m�odo�ci, pod presj� rodzic�w, sam przez jaki� czas studiowa� sztuki psioniczne. Ujarzmienie w�asnych duchowych i psychicznych si� wymaga�o drastycznych wyrzecze� oraz przej�cia przez bolesne rytua�y inicjacyjne. Mistrz Tithiana trzyma� ch�opca kr�tko, ucz�c go, w jaki spos�b mo�na wykorzystywa� uzyskan� w ten spos�b energi�, by czyta� w my�lach, porusza� przedmioty si�� woli, a nawet widzie� przez grube mury. Niewidzialna Droga, jak mistrz okre�la� te umiej�tno�ci, by�a niezwykle trudnym szlakiem. Gdy tylko ch�opiec dor�s� na tyle, by m�c decydowa� o swoim losie, natychmiast porzuci� szko��, wybieraj�c �atwiejsz� i bardziej lukratywn� karier� u kr�lewskiego boku. Po papierowo bladych wargach Kalaka przemkn�� lekki u�mieszek. Niewolnik co� zabe�kota�, zacz�� si� �lini�, a na jego zniekszta�conej, konwulsyjnie wykrzywionej twarzy odmalowa�o si� �miertelne przera�enie. Spomi�dzy spuchni�tych warg wysun�� si� odgryziony czubek j�zyka i upad� na ziemi�. W ko�cu kr�l odemkn�� powieki i zdj�� r�k� z szyi ofiary. Jedyne zdrowe oko niewolnika stan�o w s�up. Zakrwawione usta otwar�y si� w bezg�o�nym krzyku i nieszcz�nik run�� na ziemi�. Nie zwracaj�c uwagi na umieraj�cego, kr�l z furi� potrz�sn�� amuletem. - Jeszcze dwa takie s� w moim ziguracie. Zaskoczona Dorjan otworzy�a usta ze zdziwienia. Przecz�co pokr�ci�a g�ow�, ale nie mog�a wym�wi� ani s�owa. - My�li tego niewolnika by�y jasne i nie pozostawia�y w�tpliwo�ci w tej mierze - powiedzia� kr�l beznami�tnie. Szczup�a kap�anka cofn�a si� dwa kroki. Krew odp�yn�a jej z twarzy. - B�dziesz je mia� przed wieczorem, panie. - Ale nie od ciebie - pokr�ci� g�ow� Kalak. Dorjan odwr�ci�a wzrok, by nie patrze� kr�lowi w oczy, ale ta pr�ba ratunku spe�z�a na niczym. - Najpot�niejszy, daj mi tylko... Przerwa�a b�aganie w p� zdania, gdy w�adca wpatrzy� si� w jej twarz przez szparki powiek. Zaatakowa� kobiet� z tak� si��, �e jego moc na chwil� wdar�a si� r�wnie� do umys�u Tithiana. M�czyzna zdusi� krzyk, kiedy w jego umy�le pojawi� si� obraz smoczego cielska. Olbrzymi ogon bestii w�ciekle smaga� powietrze, a z pyska pe�nego ostrych z�b�w dobywa�y si� k��by ��tego dymu. Zwierz wysun�� przed siebie trzymane w d�oniach laski: na ko�cu jednej z nich iskrzy�a si� czerwona kula, a na drugiej migota� zielony p�omyk. Tithian zl�k� si�, �e gniew Kalaka zniszczy tak�e i jego, ale w tym momencie wizja smoka znikn�a z jego umys�u. Dorjan krzycza�a, gwa�townie trz�s�c g�ow�. Pomruk zdumienia przeszed� przez zgromadzony na tarasie t�um jozhali i nadzorc�w, kt�rzy przerwali prac�, szukaj�c �r�d�a rozpaczliwych wrzask�w. Kap�an, jednocze�nie zafascynowany i pe�en odrazy, obserwowa� cierpienia rywalki. Z jednej strony by� szcz�liwy, �e wreszcie si� jej pozb�dzie, ale nag�e zej�cie Dorjan brutalnie przypomina�o o cenie, jak� wysocy dostojnicy czasami p�ac� za swoj� w�adz� i pozycj�. Krzyki kobiety szybko przesz�y w cichy skowyt. Nagle kap�anka umilk�a i unios�a podbr�dek. Jej oczy zasz�y mg��, cho� Tithianowi przez chwil� wydawa�o si�, �e widzi gdzie� w ich g��bi czerwon�, l�ni�c� b�yskawic�. Z nosa torturowanej zacz�� si� s�czy� ��ty dym, a z ust buchn�� zielony p�omie�. Tithian ledwie zd��y� odej�� na bok, by unikn�� poparzenia, gdy g�ow� Dorjan otoczy�a szmaragdowa kula ognia. Kobieta pad�a na taras bez �ycia. Tithian milcz�c patrzy�, jak jej czaszka obraca si� w popi�. Zacz�y nim targa� niespokojne my�li. Wreszcie Kalak odwr�ci� jego uwag� od tej sceny, podaj�c ko�ciany amulet. - Gratulacje. Mianuj� ci� moim nowym Najwy�szym Kap�anem Rob�t Kr�lewskich - powiedzia� w�adca. - Masz w trzy tygodnie sko�czy� budow� ziguratu i odnale�� dwa pozosta�e amulety. Rozdzia� l Gaj Rikus ze�lizn�� si� po linie i zeskoczy� na niewielk� aren�. Pragn�� zako�czy� walk�, zanim zrobi si� gor�co. Purpurowe s�o�ce dopiero pojawi�o si� nad horyzontem: jego rozjarzone promienie przebija�y si� przez zabarwione na oliwkowo poranne mg�y. Piasek niewielkiej areny ju� zd��y� si� nagrza�. Powietrze przesyca� s�odkawy, duszny od�r krwi i rozk�adaj�cych si� wn�trzno�ci. Na �rodku areny czeka�o zwierz�, z kt�rym Rikus mia� dzi� stoczy� walk�. My�liwi Tithiana schwytali t� besti� gdzie� na pustyni. Stw�r niemal do po�owy tkwi� w wykopanym przez siebie p�ytkim rowie. Ponad powierzchni� piasku wznosi�a si� jego �uskowata, rdzawopomara�czowa skorupa o �rednicy blisko metra osiemdziesi�ciu. Je�li mia� jakie� ko�czyny-�apy, odn�a czy te� macki - to albo wsun�� je do skorupy, albo ukry� w zwa�ach piachu otaczaj�cych jego cielsko. Bestia podnios�a �eb. Spod jednego ko�ca pancerza wystawa�a bia�a g�bczasta kula z rozmieszczonymi w r�wnych odst�pach mozaikowymi oczyma. Z jej czubka wyrasta�y trzy ow�osione czu�ki, skierowane na Rikusa. Nad paszcz� zwisa�o sze�� palczastych wyrostk�w os�oni�tych pot�nymi �uwaczkami d�ugo�ci m�skiego ramienia. W kleszczach tych tkwi�o okrutnie okaleczone, umazane krwi� i piaskiem cia�o nikaala Sizzkusa, do wczoraj opiekuna bestii. Spiczasty podbr�dek dozorcy opiera� si� na zielonym �uskowatym pancerzu piersiowym, kompletnie strzaskanym przez potwora. Spod strzechy czarnych w�os�w spogl�da�y martwe, pozbawione powiek oczy. Tr�jpalczaste d�onie spoczywa�y na �uwaczkach krwio�ercy. W kilku miejscach spod podziurawionej sk�ry nikaala wydosta�y si� r�owawe zwoje wn�trzno�ci. Sadz�c po liczbie ran, Sizzkus stoczy� bardzo ci�k� walk�, zanim si� podda�. Rikusa dziwi�o, �e dozorca w og�le musia� ucieka� si� do walki, bo zwykle by� bardzo ostro�ny w obchodzeniu si� z nowymi stworami. Sam mu niedawno m�wi�, �e potwory, jak r�wnie� tak zwane nowe rasy ca�y czas pojawiaj� si� na pustyni, ale wi�kszo�� z nich bardzo szybko ginie, padaj�c ofiar� silniejszych stwor�w. Te za�, kt�re uchodz� z �yciem, s� najbardziej z�o�liwe oraz niebezpieczne ze wszystkich i naprawd� trzeba z nimi uwa�a�. Gladiator odwr�ci� wzrok od sponiewieranego cia�a nikaala - zdj�� we�nian� szat�, ods�aniaj�c poznaczone bliznami, umi�nione cia�o. Jako odzienie pozosta�a jedynie zgrzebna konopna przepaska zawi�zana wok� bioder. Zacz�� powoln� rozgrzewk�; jego m�odo�� ju� przemin�a, wi�c wiedzia�, �e sterane w walce mi�nie b�d� obola�e, je�li ich nie rozrusza przed walk�. Na szcz�cie, zewn�trznie nic nie zdradza�o dojrza�ego wieku Rikusa. By� niezwykle dumny, �e jego �ysina jest wci�� g�adka i l�ni�ca, spiczaste uszy przylegaj� mu do g�owy, a czarne oczy spogl�daj� bystro i wyzywaj�co. Nos mia� w dalszym ci�gu prosty, pod pot�n� szcz�k� nie dostrzeg�oby si� ani �ladu drugiego podbr�dka, a sk�ra na mocnej szyi zachowa�a m�odzie�cz� elastyczno��. Bezw�ose cia�o kszta�towa�y niezmiernie wyrobione mi�nie; w oczy rzuca�y si� bicepsy, szeroka klatka piersiowa i mocno zarysowane uda. Mimo �e zwykle na pocz�tku walki bywa� zesztywnia�y, ze wzgl�du na dawne rany i �le zro�ni�te z�amania, to jednak w dalszym ci�gu, je�li tylko zechcia�, potrafi� si� porusza� z gracj� linoskoczka. Rikus wyj�tkowo dobrze znosi� ca�e lata pojedynk�w na arenie, i nic dziwnego: by� mu�em, czyli hybryd� hodowan� specjalnie do walk. Po ojcu, kt�rego nigdy w �yciu nie widzia�, odziedziczy� si�� i wytrwa�o�� kar��w. Matka, zabiedzona kobiecina, kt�ra zmar�a w niewolniczych kazamatach w dalekim Uriku, da�a mu ludzki wzrost i �ywotno��. Brutalni trenerzy, jego jedyni wychowawcy, znienawidzeni tyrani i mordercy, nauczyli go sztuki bezlitosnego zabijania i przetrwania. Ale tylko sobie samemu zawdzi�cza� cech�, dzi�ki kt�rej zwyci�a� w walce: olbrzymi� determinacj�. Wzrasta� w przekonaniu, �e wszyscy ch�opcy s� szkoleni na gladiator�w. Zdawa�o mu si�, �e ci, kt�rzy b�d� wyr�niali si� w walce, zostan� trenerami i z czasem mo�e nawet zdob�d� tytu� szlachecki. �udzi� si� tak a� do dziesi�tego roku �ycia, kiedy jego pan przyprowadzi� na trening swojego s�abowitego synka, �eby mu pokaza� do�y sparringowe. Rikus zacz�� por�wnywa� w�asn� poszarpan� przepask� biodrow� z jedwabnymi szatami tamtego malca i zrozumia� wreszcie, �e nawet ze swym samozaparciem oraz talentem nie ma szans, by kiedykolwiek wywalczy� sobie uprzywilejowany status, jaki �w ch�opiec po prostu odziedziczy�. Kiedy obaj dorosn�, tamten s�abeusz zachowa pozycj� szlachcica, a Rikus pewnie pozostanie jego niewolnikiem. Ma�y gladiator poprzysi�g� sobie wtedy, �e umrze jako wolny cz�owiek. W trzydzie�ci lat p�niej, po wielu kr�tkotrwa�ych ucieczkach, nadal �y� jako niewolnik. Gdyby jednak nie by� mulem, raczej ju� dawno wyzion��by ducha albo odzyska�by wolno��; zabito by go, karz�c za liczne ucieczki, lub pozwolono by mu przepa�� bez wie�ci gdzie� w pustyni, poniewa� ci�g�e �ciganie okaza�oby si� za kosztowne. Ale mule stanowili zbyt du�� warto��. Po pierwsze, byli bezp�odni, wi�c gatunek przed�u�ano sztucznie. Ponadto, wi�kszo�� matek mul�w umiera�a w czasie ci��y albo rodz�c ogromne niemowl�ta. Jeden mul przewy�sza� warto�� stu zwyk�ych niewolnik�w, w�a�ciciele zatem nie szcz�dzili koszt�w, by pochwyci� zbiega. Rikus jednak nied�ugo mia� ju� pozosta� niewolnikiem. Za trzy tygodnie b�dzie walczy� w igrzyskach na cze�� ziguratu. Sam kr�l og�osi�, �e zwyci�zcy zostan� uwolnieni, a on zamierza� znale�� si� w tej grupie. Po rozgrzewce mul znowu spojrza� na zw�oki Sizzkusa, zastanawiaj�c si�, dlaczego taki do�wiadczony dozorca pad� ofiar� stwora, kt�ry wydawa� si� wzgl�dnie powolny i niezgrabny. - Czemu nikt go nie uratowa�? - zapyta�. - Nawet nie pr�bowali�my przyj�� mu z pomoc� - odpar� Boaz, obecny trener gladiatora. Boaza cechowa�y wysoko uniesione brwi i wyblak�e oczy p�elfa, a ko�cista twarz o ostrych rysach upodabnia�a go do gryzonia. Jak zwykle mia� zamglony wzrok i si�ce pod oczyma - efekt przesiadywania po nocach w miejskich winiarniach. - Nie b�d� ryzykowa� �ycia stra�nik�w dla jakiego� tam niewolnika - o�wiadczy�. Boaz z sze�cioma stra�nikami i czterema innymi niewolnikami stali na szerokim zwie�czeniu muru otaczaj�cego pole walki. Niewielka treningowa arena znajdowa�a si� w odosobnionym zak�tku posiad�o�ci lorda Tithiana, po�r�d kilku glinianych barak�w, gdzie gnie�dzi�o si� pi��dziesi�ciu niewolnik�w, czyli prywatna stajnia gladiator�w m�odego magnata. - To by� porz�dny cz�owiek - odpar� Rikus z w�ciek�o�ci�. - Mog�e� mnie zawo�a�. - Gaj dopad� go, kiedy ty spa�e� - powiedzia� Boaz, krzywi�c twarz w ironicznym grymasie. - A wszyscy wiemy przecie�, co mo�e si� sta�, gdy gladiator w twoim wieku walczy bez rozgrzewki. Stra�nicy zarechotali, s�ysz�c obel�ywe s�owa swojego prze�o�onego. Cho� byli to pot�ni m�czy�ni, wszyscy w sk�rzanych pancerzach, uzbrojeni we w��cznie o ostrzach z obsydianu, Rikus obrzuci� ich gro�nym spojrzeniem. - Zabi� takich sze�ciu jak wy i Boaza na dodatek to dla mnie tyle, co si� podrapa� - warkn��. - Mam nadziej�, �e to nie ze mnie si� �miali�cie. Stra�nicy zamilkli natychmiast, bo mul znany by� z tego, �e potrafi� obr�ci� swoje pogr�ki w czyn. Dwa miesi�ce temu u�mierci� swojego poprzedniego trenera. Gdyby lord Tithian nie wzi�� sprawy w swoje r�ce, Boaz te� by ju� pewnie nie �y�. Po �mierci tamtego trenera lord przyprowadzi� do celi Rikusa m�odego niewolnika. Dw�ch stra�nik�w przytrzyma�o m�odzie�ca, a Tithian po�o�y� na jego g�rnej wardze fioletow� g�sienic�, kt�ra b�yskawicznie w�lizn�a mu si� do nosa. Niewolnik zacz�� prycha� i krzycze�, bezskutecznie staraj�c si� jej pozby�. W kilka sekund p�niej krew pop�yn�a mu z nozdrzy, straci� przytomno�� i bezw�adnie osun�� si� na ziemi�. - Teraz ten robak zagnie�d�a si� w m�zgu Grakidiego - wyja�ni� Tithian. - Za p� roku ch�opak o�lepnie, przestanie m�wi�, b�dzie si� �lini� i robi� inne rzeczy, zbyt obrzydliwe, by o nich wspomina�. Wreszcie kompletnie zidiocieje, a w jaki� czas p�niej z jego oczodo�u wykluje si� �ma. - Tithian przerwa� na moment, �eby Rikus m�g� si� dobrze przyjrze� nieprzytomnemu nieszcz�nikowi, a potem wyj�� z kieszeni ma�y flakon z identyczn� g�sienic�. - Uwa�aj, �eby mnie nie rozgniewa�. Dostojnik wyszed�, nie powiedziawszy ani s�owa wi�cej. Teraz Grakidi ju� kula� i nie widzia� na jedno oko. Potrafi� wym�wi� tylko w�asne imi�, pracowa� przy opr�nianiu kub��w z pomyjami, a czasem zdarza�o mu si� zab��dzi� po drodze z jednego baraku do drugiego. Ale wygl�da� na zadowolonego, na ustach mia� zawsze typowy dla ob��kanych u�miech. Mul nie m�g� �cierpie� tego widoku, bo czu� si� odpowiedzialny za kalectwo ch�opca. Postanowi� zabi� Grakidiego, jak tylko nadarzy si� okazja. Boaz z op�nieniem zareagowa� na gro�b� Rikusa skierowan� do stra�nik�w. - To ja im p�ac�, wi�c mog� si� �mia� z moich dowcip�w, je�li chc� - powiedzia�. - Tylko ich nie strasz, n�dzniku. - Wolisz, �ebym ich od razu pozabija�? - odpar� Rikus. Przekrwione oczy Boaza zw�zi�y si� z gniewu. - Nie ma co dyskutowa� z g�upim mu�em - powiedzia� i przeni�s� wzrok z twarzy Rikusa na czw�rk� niewolnik�w stoj�cych w pobli�u. - Twoi przyjaciele zap�ac� za t� bezczelno��. Kogo mam wych�osta�? Neev�? Trener wskaza� na blondynk�, z kt�r� Rikus zwykle walczy� w parze. Neeva nale�a�a do rodu ludzkiego. Wpatrywa�a si� w Boaza szmaragdowymi oczyma. Rozchylona z przodu peleryna ods�ania�a silne cia�o o muskulaturze niemal tak pot�nej jak u Rikusa. Kobieta mia�a pe�ne czerwone usta, wystaj�cy, mocny podbr�dek, jasn�, g�adk� sk�r�. Uchodzi�a za istot� r�wnie pi�kn� co niebezpieczn�. Na szcz�cie dla Rikusa, Neeva rzeczywi�cie by�a tak gro�nym przeciwnikiem, jak to wskazywa� jej wygl�d. Stanowili par� gladiatorsk�, co oznacza�o, �e nie tylko spali ze sob�, lecz tak�e walczyli na igrzyskach przeciw podobnym duetom. Pojedynki z okazji uko�czenia ziguratu, z kt�rymi Rikus wi�za� nadzieje na odzyskanie wolno�ci, tak�e mia�y by� zespo�owe. W odpowiedzi na z�o�liwo�� trenera mul tylko popatrzy� spode �ba. Boaz wzruszy� ramionami. - To mo�e zamiast niej Yarig i Anezka? S� tacy mali, �e trzeba b�dzie wych�osta� oboje - powiedzia�, wskazuj�c na drug� par� nale��c� do gladiatorskiej stajni Tithiana. Yarig, m�czyzna, popatrzy� na trenera z uraz�. Jak wszystkie kar�y mierzy� mniej wi�cej metr dwadzie�cia i by� kompletnie pozbawiony ow�osienia. Mia� proste, wyraziste rysy twarzy i charakterystyczne dla kar��w zgrubienie czaszki na czubku �ysej g�owy. Odznacza� si� nawet lepsz� muskulatur� ni� Rikus. Mul cz�sto sobie my�la�, �e jego przyjaciel bardziej przypomina pot�ny g�az ni� �yw� istot�. - To nieuczciwe, Boazie - o�wiadczy� Yarig stanowczo. - Wzrost nie czyni r�nicy. - Mam w nosie uczciwo�� - uci�� trener, zaszczyciwszy kar�a ledwie jednym kosym spojrzeniem. Ale Yarig nie da� si� zbi� z tropu. - Wzrost nie czyni r�nicy przy ch�o�cie - upiera� si� przy swoim. Jak ka�dy karze�, tak si� przejmowa� drobiazgami, �e cz�sto traci� z oczu wa�niejsze sprawy. - Wszystkich boli tak samo, niezale�nie od wzrostu. Anezka podesz�a do partnera, chc�c go odci�gn�� na bok. Nie spuszcza�a z Rikusa gniewnego wzroku. Kiedy� ju� j� zbito w odwet za bezczelno�� mula i od tej pory nawet nie stara�a si� ukry� swojej niech�ci do niego. Nie mierzy�a wi�cej ni� metr; by�a nizio�kiem - kobiet� a� zza G�r Granicznych. Wygl�da�a jak drobniutkie dziecko o sylwetce i twarzy dojrza�ej kobiety. G�ste, sko�tunione w�osy nigdy nie widzia�y grzebienia, a spojrzenie br�zowych oczu wyra�a�o jednocze�nie przebieg�o�� i szale�stwo. Zanim zosta�a niewolnic�, uci�to jej j�zyk, wi�c nikt nie wiedzia� na pewno, czy jest rzeczywi�cie niespe�na rozumu, czy tylko tak wygl�da. Wi�kszo�� wola�a nie dyskutowa� zbyt d�ugo na ten temat, bo Anezka bardzo lubi�a je�� surowe mi�so, najch�tniej jeszcze �ywej ofiary. Yarig, odsun�wszy Anezk�, zn�w podszed� do Boaza. - Powiniene� wysmaga� tylko jedno z nas - powt�rzy�. Dw�ch stra�nik�w przytkn�o ostrza w��czni do jego piersi, by zatrzyma� upartego kar�a. - Boaz �adnego z was nie wych�oszcze - o�wiadczy� Rikus. - Jak nie ich, to kogo? - spyta� nadzorca, wyginaj�c usta w okrutnym u�miechu. - Mo�e kochank�? Rikus j�kn�� w duchu. Nie ukrywa� swoich mi�ostek przed Neev�, ale otwarta rozmowa na ten temat zawsze j� irytowa�a. Jeszcze mu tylko brakowa�o zagniewanej partnerki przed walk�. Boaz wskaza� na ostatni� osob� stoj�c� na murze, zmys�ow� dziewk� kuchenn� imieniem Sadira. Gestem kaza� jej podej��. Tak jak on pochodzi�a z rodu p�elf�w. Mia�a uniesione brwi oraz wyblak�e oczy, ale na tym ko�czy�y si� ��cz�ce ich podobie�stwa. Ostre i prostackie rysy trenera kontrastowa�y z drobn� i delikatn� twarz� m�odej kobiety. Jej oczy by�y jasne i przejrzyste jak turmalin, a d�ugie bursztynowe w�osy sp�ywa�y fal� a� do ramion. Dziewczyna mia�a na sobie konopn� koszul� z szerokim, opadaj�cym z ramion dekoltem, ledwie si�gaj�c� do po�owy szczup�ych ud. Wszystkie niewolnice nosi�y takie same �achmany, ale na Sadirze to ubranie wygl�da�o prowokacyjnie jak najbardziej wyzywaj�ca suknia szlachcianki. Kiedy dziewczyna podesz�a do nadzorcy, ten po�o�y� t�ust� �ap� na jej nagim ramieniu. Drgn�a, gdy lubie�nie przesun�� palcami po g�adkiej sk�rze, ale nie �mia�a zaprotestowa�. - Szkoda b�dzie poznaczy� tak� �licznotk� bliznami, ale je�li tego koniecznie chcesz, Rikusie... - Wcale nie chc� i ty dobrze o tym wiesz - odpar� mul i w por� ugryz� si� w j�zyk, by zn�w nie zas�u�y� na kar�. - Je�li ju� musisz kogo� wych�osta�, to mo�esz mnie. Nie b�d� si� broni�. Boaz pokr�ci� g�ow� i powiedzia� z wymuszonym u�mieszkiem: - To nic nie da. Jeste� zbyt odporny na b�l. Skoro mamy ci� czego� nauczy�, trzeba si� chwyta� innych sposob�w. Kogo zatem wybato�y� za twoj� bezczelno��? Nasta�a pe�na napi�cia cisza. - Nie ma po�piechu - o�wiadczy� w ko�cu Boaz, wskazuj�c na �rodek areny. - Zdecydujesz si� po walce z gajem. Takie ust�pstwo przynajmniej dawa�o Rikusowi czas do namys�u. Gdy gladiator odwr�ci� si� ku bestii, ta pomacha�a czu�kami w jego kierunku, a potem rozwar�a �uwaczki i jednym ruchem g�owy odrzuci�a na bok cia�o Sizzkusa, kt�re wyl�dowa�o kilkana�cie metr�w dalej. Widok ten u�wiadomi� mulowi, �e nie wolno mu znale�� si� w podobnej co dozorca sytuacji. - Wezm� tw�j p�aszcz - powiedzia�a Sadira, kl�kaj�c na zwie�czeniu muru. - Szkoda by przypadkiem podar� si� w czasie walki. Rikus podni�s� okrycie i rzuci� je niewolnicy. - Dzi�ki. Odbieraj�c szat�, dziewczyna szepn�a: - Rikusie, nie podoba mi si� mina Boaza. Mul u�miechn�� si�, ods�aniaj�c bia�e z�by. - Nic si� nie b�j. Rozedr� go na strz�py, gdyby chcia� ci� ch�osta�. Sadira z przera�eniem unios�a brwi. - Nie! - sykn�a. - Nie o to mi chodzi. Znios� bicie. To ty musisz by� bardzo ostro�ny. Jej nieoczekiwana reakcja zaskoczy�a Rikusa. My�la�, �e b�dzie si� ba�a oszpecenia. Ale zanim zd��y� pochwali� dziewczyn� za odwag�, podesz�a Neeva, wzi�a j� za rami� i odci�gn�a od areny. - Jak� chcesz bro�, Rikusie? - spyta�a. - Nasz przyjaciel zaczyna k�apa� �uwaczkami. - �adnych ostrych przedmiot�w ani szpikulc�w - ostrzeg� Boaz, mierz�c Rikusa wzrokiem. - Gaj ma by� specjaln� atrakcj� nadchodz�cych igrzysk. Tithian ci� sprzeda murarzom, je�li zabijesz potwora przed ostateczn� walk�. Spojrza� przez rami� na gaja, kt�ry przesta� porusza� kleszczami i rozwar� je szeroko. Mul kilka chwil wpatrywa� si� w swojego przeciwnika, a potem zapyta� trenera: - Boazie, lubisz zak�ady? - A co? Gladiator u�miechn�� si� prowokuj�co i wskaza� na gaja. - B�d� z nim walczy� samymi �piewokijami. Je�li zwyci��, wych�ostasz tylko mnie. Je�li przegram, wysmagasz nas wszystkich. - Te kleszcze potn� �piewokije jak s�omki! - zaprotestowa�a Neeva. Rikus nawet na ni� nie spojrza�. Ca�� uwag� skoncentrowa� na trenerze. - To jak, zak�ad stoi? Kiedy tamten przytakn�� z okrutnym u�miechem, mul zwr�ci� si� do swojej partnerki: - Daj mi kije. Neeva ani drgn�a. - To za s�aba bro� na tego stwora - powiedzia�a. - Nie zamierzam przyczyni� si� do twej �mierci. - Rikus na pewno wie, co robi - wtr�ci�a si� Sadira, odchodz�c. - Ja przynios� �piewokije. Neeva chcia�a i�� za ni�, ale Boaz kiwn�� na stra�nik�w, a ci zagrodzili jej drog� w��czniami. Po chwili wr�ci�a Sadira z dwoma cynobrowymi kijami o dwuip�centymetrowej �rednicy, d�ugimi na nieca�y metr. Si�a uderzenia lekkich kij�w zrobionych z w��knistego drzewa, kt�re si� wygina�o, a nie p�ka�o, bra�a si� z szybko�ci, a nie z masy. Ko�ce mia�y nieco grubsze ni� odcinek �rodkowy; nacierano je specjaln� oliw�, by by�o je �atwiej chwyta�. Sadira rzuci�a je w d�, a Rikus z�apa� po jednym w ka�d� r�k�. Gladiator odwr�ci� si� i stan�� na wprost gaja, zataczaj�c kijami �semki. Przecinaj�c powietrze, kije wydawa�y charakterystyczny gwizd, czemu zawdzi�cza�y sw� nazw�. Rikus rzadko u�ywa� ich do walki na �mier� i �ycie, ale za to stanowi�y jego ulubion� bro� treningow�, bo ich skuteczno�� zale�a�a bardziej od umiej�tno�ci i wyczucia gladiatora ni� od brutalnej si�y. Postanowi� zaatakowa� �eb potwora. Skoczy� do przodu, a kije w jego r�ku �piewa�y, wykre�laj�c w g�rze przer�ne gardy i zas�ony szermiercze. Gaj tkwi� nieruchomo w piasku, patrz�c przed siebie pustym, zamglonym wzrokiem. - Czy to monstrum mnie widzi? - spyta� Rikus. W odpowiedzi us�ysza� tylko rozbawione pochrz�kiwanie Boaza. Gladiator zatrzyma� si� w odleg�o�ci kilku metr�w od g�owy gaja. W powietrzu unosi� si� s�odkawy, pi�mowy zapach, silniejszy od smrodu wn�trzno�ci, kt�re w dalszym ci�gu zwisa�y z wyrostk�w na �uwaczkach potwora. Rikus podszed� jeszcze krok i pomacha� kijami przed oczyma bestii. Nie drgn�a, wi�c zamarkowa� atak na jej g�ow�. I tym razem nie by�o �adnej reakcji, wi�c stan�� z boku straszliwych kleszczy i trzymaj�c jeden z kij�w w pozycji obronnej, lekko postuka� ko�cem drugiego w czerwone mozaikowe oczy. Gaj gwa�townie szarpn�� g�ow� i trafi� zewn�trzn� stron� kleszczy w udo Rikusa, niemal go przewracaj�c. Mul ze zmarszczonym czo�em przygl�da� si� stworowi, staraj�c si� odgadn��, dlaczego, zdaniem Tithiana, gaj jest tak� niezwyk�� atrakcj�. Potw�r by� niew�tpliwie bardzo silny, ale jak na razie nie zrobi� nic nadzwyczajnego. Gdyby Rikus mia� ze sob� ostr� bro�, zabi�by to stworzenie za jednym zamachem. - Co� z nim nie tak! - zawo�a� Rikus przez rami�. - My�liwi chyba go o�lepili w czasie polowania. Boaz wybuchn�� gwa�townym, piskliwym �miechem. - Uderz to cholerne bydl�, zobaczymy, co ono zrobi! - krzykn�a Neeva. Rikus zgrzytn�� z�bami, s�ysz�c ostry ton partnerki, i ponownie odwr�ci� si� w stron� zwierz�cia. Celowo zignorowa� jego niewidz�ce czerwone oczy i przeszed� mu przed nosem. Wymierzy� mocny, kr�tki cios w bia�� kul�. Kij opad� na ni� z t�pym odg�osem, jakby kto� uderzy� w materac wype�niony traw�. Jeden z trzech ow�osionych czu�k�w b�yskawicznie owin�� si� wok� kija i bez wysi�ku wyrwa� bro� z d�oni oszo�omionego Rikusa, kt�ry wywin�� salto do ty�u, by znale�� si� w odpowiedniej odleg�o�ci od gaja. Gdy stan�� na r�wne nogi, us�ysza� gromk� salw� �miechu Boaza i stra�nik�w. Mul zmarszczy� czo�o, w�ciek�y na siebie, �e bestii uda�o si� go zaskoczy�, i z�y na stra�nik�w, �e �miali si� z jego nieostro�no�ci. Gaj dalej tkwi� bez ruchu, je�li nie liczy� gi�tkich czu�k�w wymachuj�cych �piewokijem. Rikus patrzy� przez chwil� i nagle zorientowa� si�, �e stw�r niezgrabnie pr�buje kre�li� w powietrzu �semki - zas�on� szermiercz�, jak� zademonstrowa� on sam, gdy Sadira rzuci�a mu kije. Teraz mul wiedzia� ju� dwie rzeczy o swoim przeciwniku. Po pierwsze, czu�ki na czubku g�owy stanowi�y raczej co� w rodzaju macek, bo nigdy w �yciu nie widzia�, �eby zwierz� u�ywa�o czu�k�w jako narz�du chwytnego. Po drugie, gaj by� o wiele bystrzejszy i bardziej spostrzegawczy, ni� to si� zdawa�o na pocz�tku. Bestii uda�o si� wykona� klasyczne szermiercze pchni�cie i nie nale�a�o tego uwa�a� za przypadek. - To co, masz ochot� bi� si� na kije? - warkn�� Rikus. Zacz�� kre�li� w powietrzu przer�ne figury, a potem zaatakowa� gaja, kryj�c si� za �wiszcz�c�, ruchom� zas�on� �piewokija. Kiedy znalaz� si� w zasi�gu broni, przednia cz�� skorupy gaja unios�a si� na p� metra ponad ziemi�. Na u�amek sekundy ukaza�o si� bia�e g�bczaste cia�o i pl�tanina odn�y o wyra�nych stawach. Stw�r b�yskawicznie schowa� g�ow� do skorupy, zabieraj�c �piewokij. Pancerz opad� na ziemi�. Wida� by�o tylko �uwaczki, kt�rymi gaj zak�apa� gro�nie i zostawi� je otwarte. - Co teraz, Rikusie? - rykn�� jeden ze stra�nik�w. - W�a� za nim i walcz! - podsun�� inny. Mul, zaczerwieniony ze wstydu, popatrzy� na nich przez rami�. Tylko Neeva zachowa�a powag�. Nawet Sadira pod�miewa�a si� z jego sytuacji. - On nie chce walczy�! - odkrzykn��. - Mo�e by tak ze trzech, czterech stra�nik�w przysz�o tu zamiast niego? Propozycja wywo�a�a now� fal� weso�o�ci w�r�d widz�w, ale nikt si� nie kwapi� do jej przyj�cia. Rikus, trzymaj�c w z�bach kij, przesun�� si� tak, by gaj nie m�g� dosi�gn�� go �uwaczkami, i przygotowa� si� do przewr�cenia przeciwnika na plecy. Okaza�o si� to bardzo trudne, bo stw�r wysun�� trzy odn�a z drugiej strony skorupy i zapar� si� mocno o ziemi�. Mimo to Rikus powoli unosi� pancerz. Nawet tak silne zwierz� jak gaj by�o bezradne wobec pot�nych musku��w mula. Skorupa pow�drowa�a w g�r�, a trzy �apy po stronie Rikusa oderwa�y si� od ziemi. Mul zobaczy� bia�e cia�o gaja, podzielone na trzy cz�ci: g�ow�, w�ski korpus z odn�ami i t�usty, sercowaty odw�ok, na kt�rego czubku widnia� kr�g czerwonawych mi�ni. Gdy gladiator by� ju� bliski przewr�cenia potwora na wznak, gaj zwin�� odw�ok pod siebie, wcelowuj�c �w kr�g w napastnika. Mi�nie skurczy�y si� i ods�oni�y otw�r wielko�ci kciuka. Rozleg� si� g�o�ny syk i chmura gazu polecia�a mu�owi w twarz. Rikus gwa�townie wyplu� kij na piasek i pu�ci� skorup�. Odwr�ci� si� b�yskawicznie, przebieg� kilka krok�w, a potem osun�� si� na kolana i zwymiotowa�. Gard�o mia� pe�ne �r�cego �wi�stwa, kt�rym z obrzydzeniem oddycha�. Twarz szczypa�a go od wilgotnej, �mierdz�cej mazi. - I co, Rikusie, dalej my�lisz, �e ten stw�r jest bezsilny? - zapyta� Boaz, wykrzywiaj�c si� do nieszcz�snego gladiatora. Ten pr�bowa� co� odpowiedzie�, ale uda�o mu si� tylko kilka razy zaczerpn�� �wie�ego powietrza. Schwyci� gar�� piasku i wtar� go sobie w twarz, staraj�c si� zetrze� cuchn�c� wydzielin�. - Rikusie, tobie jest s�abo! Potrzebujesz pomocy! - zawo�a� Yarig. - Nie! - odkrzykn�� z wielkim trudem mul. Je�li mia� wygra� zak�ad z Boazem i oszcz�dzi� przyjacio�om ch�osty, musia� sam pokona� besti�. Wsta�, maj�c nadziej�, �e to powstrzyma Yariga. Ku swojemu zdumieniu potkn�� si� i o ma�o co znowu nie upad�. Czu� md�o�ci i kr�ci�o mu si� w g�owie, jakby wypi� garniec wina. Ten bydlak go otru�! Chocia� Rikus ledwie widzia�, zorientowa� si�, �e jego wysi�ki tylko utwierdzaj� kar�a w podj�tym postanowieniu. - Id� do ciebie, Rikusie! - zawo�a� przyjaciel i podszed� do liny, kt�ra zwiesza�a si� nad aren�. - Zosta�, Yarig! - nakaza� mu Boaz. - To ja decyduj�, kiedy Rikus ma zej�� z pola walki. Naturalnie Yarig w og�le nie zareagowa� na polecenie nadzorcy, ale mul zobaczy� jak przez mg��, �e Neeva przytrzyma�a kar�a. Cho� by�a od niego du�o s�absza, uda�o jej si� przeszkodzi� mu na chwil�. To wystarczy�o, by dwaj stra�nicy przystawili mu ostrza dzid do gard�a. Yarig zatrzyma� si� niech�tnie. Rikus zacz�� odzyskiwa� wzrok. W tym momencie oba �piewokije przelecia�y nad g�ow� gladiatora i uderzy�y w kamienny mur. Mul odwr�ci� si� w stron� gaja tak szybko, �e a� mu si� zakr�ci�o w g�owie. Potw�r wygramoli� si� ze swej p�ytkiej jamy. Teraz, gdy stan�� na nogach, czubek jego skorupy znajdowa� si� nieco wy�ej ni� g�owa Rikusa. Gaj k�apa� �uwaczkami, wymachiwa� ow�osionymi mackami na czubku g�owy i wpatrywa� si� w gladiatora trzema czerwonymi �lepiami. Nie spuszczaj�c wzroku z przeciwnika, Rikus cofn�� si� pod mur, by podnie�� kije. Na g�rze Boaz cicho rozmawia� ze stra�nikami. Neeva i inni niewolnicy milczeli. Gaj posuwa� si� do przodu z szeroko rozwartymi kleszczami. Nie chc�c da� si� zap�dzi� pod �cian�, Rikus wyszed� mu na spotkanie, a trzymane kije �wista�y w powietrzu jak pejcze. Gaj na�ladowa� jego technik�, wymachuj�c mackami niczym kawa�kami sznura. Z bojowym okrzykiem na ustach, gladiator rzuci� si� do przodu na tyle szybko, na ile tylko pozwala�y mu uginaj�ce si� pod nim nogi. Podni�s� jeden kij do uderzenia, ustawiaj�c drugi w �rodkowej pozycji obronnej. Gaj nieoczekiwanie przysiad�. Rikus zorientowa� si�, �e bestia znowu chce go zaskoczy�, i natychmiast rzuci� si� do ty�u, l�duj�c na plecach z g�o�nym �oskotem. W tej samej sekundzie gaj skoczy�. Olbrzymie cielsko z impetem ruszy�o na gladiatora, a pokryte kolcami �uwaczki znalaz�y si� dok�adnie tam, gdzie Rikus by sta�, gdyby nie jego intuicja. Mul jak sztyletem k�u� mi�kkie cia�o stwora kijami, a� ich ko�ce wchodzi�y na kilkana�cie centymetr�w w mi�kk� tkank�. Nie wiedzia�, czy zadaje gajowi jakie� rany i czy ten w og�le co� czuje. Potw�r uni�s� koniec skorupy i Rikus zobaczy� wycelowany w siebie odw�ok. Kopn�� go z ca�ej si�y i wstrzyma� oddech. Us�ysza� sykniecie w okolicy swoich st�p. Cofn�� kije, potem jeszcze trzy razy wbi� je w mi�kkie cielsko, a nast�pnie poturla� si� po ziemi, t�uk�c w wierzgaj�ce odn�a, kt�re zagradza�y mu wyj�cie spod skorupy. Gdy poczu� na twarzy gor�ce promienie s�o�ca i odwa�y� si� wci�gn�� powietrze w p�uca, ujrza� Sadir� i innych niewolnik�w stoj�cych na skraju obmurowania, tu� obok liny. Stra�nicy, kt�rzy ich otaczali, byli poch�oni�ci tym, co si� dzia�o na arenie, i nie zwracali na nich uwagi. Mul stan�� na nogi. - Wszystko w porz�dku! - zawo�a�, cofn�� si� i odparowa� kijami gwa�towne kopniaki wymierzane dwoma czarnymi owadzimi odn�ami. Gaj odwr�ci� si� b�yskawicznie, by z�apa� przeciwnika kleszczami. Rikus zamarkowa� atak i �uwaczki pochwyci�y tylko powietrze. Mul przemkn�� obok nich i zaatakowa� �eb potwora, wymierzaj�c seri� b�yskawicznych uderze�. Zgina� przy tym d�onie w przegubach, by ciosy pada�y jeden po drugim. Gaj smagn�� go ow�osionymi mackami. Przez ramiona i pier� gladiatora przep�yn�a fala straszliwego b�lu. Czu�, jakby ca�e jego cia�o p�on�o od wewn�trz, i ba� si�, �e za chwil� buchnie ogniem. Krzykn�� rozdzieraj�co. Pr�bowa� odskoczy�. Nogi si� pod nim ugi�y. Potworny b�l znowu ogarn�� ramiona i tors. Rikus zignorowa� to, zmuszaj�c cia�o do poddania si� jego woli. Pos�ucha�o go tylko w po�owie. Poczu�, �e pada. Nieludzkim wrzaskiem wezwa� swoje nogi, by go podpar�y. By�y jak z kamienia, ale si� uda�o. Nie upad�. Gaj cofn�� �eb i rozwar� kleszcze. Rikus odbieg� par� krok�w w ty� i podni�s� nieruchawe r�ce. �eb potwora wystrzeli� do przodu, a jego �uwaczki chwyci�y gladiatora wp�. Cztery ostre kolce zag��bi�y si� w brzuch mula. Rikus nie pr�bowa� si� wyrywa�. Wiedzia�, �e nie poradzi sobie ze szczypcami. Zamiast tego wbi� wiec kije w znajduj�c� si� najbli�ej niego par� �renic. Czerwone powierzchnie mozaikowych oczu zapad�y si� w g��b. Ca�ym cia�em gaja wstrz�sn�� dreszcz. Mocniej zacisn�� kleszcze. Obok mula pojawi�a si� Neeva z w��czni� jednego ze stra�nik�w. Wymierzy�a j� w �eb potwora. Do Rikusa dochodzi�y gniewne okrzyki Boaza. Gdy ostrze zacz�o si� zni�a�, gaj schwyci� ruchliw� mack� za trzonek w��czni i odrzuci� j� na drugi koniec areny. Z przeciwnej strony pojawi� si� Yarig, a zaraz za nim Anezka. Rikus wiedzia�, �e zeskoczy�a jedynie ze wzgl�du na partnera. Karze� swoj� broni� waln�� besti� w �eb. Nizio�ka wycelowa�a w podgardle i wbi�a czubek dzidy poni�ej �uwaczek. Zrobi�a to tak mocno, �e ca�e obsydianowe ostrze zag��bi�o si� w ciele potwora. Gaj machn�� pot�nym cia�em Rikusa jak maczug�, przewracaj�c tr�jk� przeciwnik�w na plecy. Mul k�tem oka dojrza� Sadir� uzbrojon� jedynie w gar�� piasku. - Zje�d�aj st�d! - krzykn�� zdumiony, �e niewolnica gotowa jest dla niego ryzykowa� �ycie. Jego s�owa by�y zupe�nie niezrozumia�e, gdy� gaj potrz�sa� nim z wielk� si��. Gladiator raz jeszcze d�gn�� w okaleczone oczodo�y stworzenia. Tym razem dwie ow�osione macki odparowa�y jego ciosy. Kosmate wyrostki owin�y si� wok� nadgarstk�w mula. Fala b�lu przesun�a si� w g�r� ramion. Mi�nie bestii napi�y si� tak mocno, �e niemal po�ama�y Rikusowi ko�ci. Wrzasn�� i spr�bowa� wyrwa� macki ze �ba stworzenia, ale ramiona odm�wi�y ju� pos�usze�stwa. Trzecia macka trzepn�a ofiar� w skro�. W m�zgu Rikusa eksplodowa� bia�y gejzer b�lu. Nic ju� nie s�ysza�, nic nie widzia�. Czu� tylko, jak pier� wznosi mu si� i opada od krzyku. W g�owie mula panowa�a kredowobia�a pustka odcinaj�ca go od �wiata. Nagle pojawi� si� w niej r�j chrz�szczy wielko�ci kciuka. Wszystkie by�y podobne do gaja. Powoli opada�y z powietrza na powierzchni� m�zgu i zacz�y go po�era�, zostawiaj�c za sob� wiotkie nitki b�lu, kt�re stopniowo tworzy�y sie� pokrywaj�c� ca�y umys�. Przera�enie mula, jego pami��, a nawet wola walki zacz�y zanika�. Po chwili nie czu� ju� nic opr�cz okrutnego p�omienia w�asnej agonii, gorzkiego zapachu l�ku i suchego popio�u zamieraj�cych my�li. Wreszcie nawet i te przykre doznania zblak�y i odp�yn�y. Mu�owi nie zosta�o nic: straci� resztk� �wiadomo�ci