Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9584 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Autor: Marek Ho�y�ski
Tytu�: b�
[email protected]
Z "NF" 7/96
Pierwszy dzie� Nowego Roku sp�dzony na Przyl�dku Nowego
Roku. "Zabawny pomys�" - powiedzia�a Nancy.
Od dawna nie mieli �adnych pomys��w. A i ten ostatni,
cho� mo�e zabawny, nie by� ca�kiem udany. Wprawdzie
sylwester przy kominku w domu wsp�lnych przyjaci� min�� w
ciep�ej atmosferze, nazajutrz jednak od rana zanosi�o si� na
deszcz, pogoda nie zach�ca�a do d�u�szych spacer�w.
Co gorsza, do rezerwatu w La Punta De Ano Nuevo - jak
nazwali to miejsce Hiszpanie, dotar�szy tu 1 stycznia 1603
roku - zjecha�a du�a grupa klubu ekologicznego z San
Francisco. Piknikowali dyskretnie, �eby nie zak��ci�
spokoju �rodowiska, czyli rozwalonych leniwie na ska�ach lw�w
morskich. Pewnie byli w za�y�ych stosunkach z administracj�
park�w narodowych, bo stra�nik nie chcia� s�ysze� o
wpuszczeniu nikogo bez klubowej legitymacji.
Zdecydowali si� wi�c na wcze�niejszy powr�t t� sam� kr�t�
drog�, kt�ra przecina g�ry Santa Cruz, oddzielaj�ce wybrze�e
Pacyfiku od Doliny Krzemowej - Silicon Valley. W dni wolne
od pracy jest tu spory ruch: samochody, biegacze, piesi
wycieczkowicze, motocykle i rowery. Tym razem szosa by�a
pusta - ludzie odpoczywali po sylwestrowych szale�stwach.
Wy�sze partie g�r wci�� spowija�a mg�a ci�gn�ca od
oceanu. Tibor w��czy� �wiat�a mijania. Jechali korytarzem
w�r�d g�stego lasu, kt�ry po obfitych jesiennych opadach
zaczyna� tu i �wdzie wkracza� na jezdni�. Mg�a dodawa�a mu
g��bi i tajemniczo�ci. Korony eukaliptus�w i sekwoi splata�y
si� nad szos� w katedralne sklepienia.
- W�a�nie tutaj "zieloni" powinni urz�dza� swoje
ekologiczne pielgrzymki - spr�bowa� prze�ama� cisz� Tibor.
Nancy milcza�a.
Szosa z wolna opada�a ku Silicon Valley. Mg�a ust�pi�a w
po�owie drogi do Palo Alto.
- Sp�jrz, co za widok! - wo�a� raz po raz Tibor.
Przytakiwa�a bez entuzjazmu. Ma przed oczyma inne widoki,
a raczej horyzonty, jakie otwiera�a przed ni� propozycja z
Nowego Jorku - my�la� ze smutkiem.
- Tak naprawd� - odezwa�a si� w ko�cu - b�dzie mi
brakowa�o kalifornijskiego krajobrazu.
I zn�w milczeli. By�o to ich spotkanie po�egnalne.
Przed paroma laty w podobnej sytuacji �egna� si� z Judy.
Te� zmienia�a miejsce pobytu dla pracy "lepiej p�atnej i
ciekawszej". Niez�a sk�din�d okazja do bezkonfliktowego
zerwania, zanim mi�dzy dwojgiem znudzonych sob� ludzi zrodzi
si� obco��. Judy dochowywa�a wierno�ci sympatycznym
konwenansom: otrzymywa� kartki na walentynki. Nancy jest
mniej sentymentalna. Zaprz�tni�ta robieniem kariery. Na
palcach jednej r�ki mog�a ju� liczy� szczebelki, kt�re
zawiod� j� na szczyt. Potem mo�e nawet skok do Europy... Do
starej Europy, fascynuj�cej tu niekt�rych, jak m�oda Ameryka
fascynuje niekt�rych Europejczyk�w.
Na progu jej domu w Palo Alto serdecznie �yczyli sobie
sukces�w na nowy rok i wszystkie nast�pne lata.
W dolinie by�o ju� s�onecznie. Z tarasu swojego bungalowu
m�g� jeszcze podziwia� pe�n� panoram� Doliny Krzemowej w
mi�kkim popo�udniowym �wietle. Mieszka� w tej okolicy ponad
trzydzie�ci lat, a ci�gle nie m�g� si� nadziwi�, �e
najwi�ksze na �wiecie skupisko przemys�u high-tech wygl�da z
s�siednich pag�rk�w jak wielki park.
A przecie� prosperuje tu blisko 700 przedsi�biorstw,
wytwarzaj�c nie tylko oparte na krzemie p�przewodniki (od
czego wzi�a dolina sw� now� nazw�), ale i wi�kszo�� tego,
co przynale�y do nowoczesnej techniki. Od oprogramowania i
sprz�tu komputerowego, urz�dze� pomiarowych i
telekomunikacyjnych po stacje kosmiczne, p�ywaj�ce czo�gi i
trudne do okre�lenia wytwory in�ynierii genetycznej.
Mimo to obecno�� przemys�u zdradzaj� jedynie talerze
po��cze� satelitarnych, wystaj�ce gdzieniegdzie ponad
wierzcho�kami drzew. �adnych komin�w, buchaj�cych piec�w i
stra�y przemys�owej w pomi�tych mundurach. Budynki lu�no
rozrzucone, niskie ze wzgl�du na trz�sienia ziemi, a mi�dzy
nimi skwery z altankami, fontanny, korty tenisowe, baseny i
boiska do koszyk�wki. Kolonie domk�w mieszkalnych o
standardzie luksusowych hoteli. Wygody codziennej
egzystencji, opr�cz mo�liwo�ci zawodowych i wspania�ego
klimatu, przyci�gn�y do Krzemowej Doliny czo��wk� �wiatowej
nauki i techniki.
Tibor przywyk� do tego krajobrazu. "Do licha, czy�bym tu
wr�s� na dobre?" Przypomnia� sobie konsternacj�, jaka
zapanowa�a na przyj�ciu po wr�czeniu mu przez prezydenta
Reagana medalu "Za Zas�ugi dla Rozwoju Techniki". Jaki�
dziennikarz zapyta�, czy wr�s� w Ameryk�. "Wros�em w prac�"
- odpowiedzia�.
Zamkn�� drzwi na taras, zszed� do kuchni, zrobi� sobie
kanapk� i przelecia� po kana�ach telewizji. Normalna
sieczka. Jak w piosence: "Sto kana��w i nic do ogl�dania".
Od kiedy pod��czono go do ISDN-u, pok�j telewizyjny
wype�ni� si� po sufit sprz�tem elektronicznym. Integrated
Services Digital Network, czyli zintegrowana cyfrowa sie�
us�ug, to dzi� powszechnie znany standard. Par� lat temu Tom
Porter, obecnie szef nie�le prosperuj�cej firmy
telekomunikacyjnej, mia� jednak trudno�ci z wyt�umaczeniem
korzy�ci p�yn�cych z posiadania jednego kabla dla telefonu,
telewizji i komputera.
"To wa�ny projekt. Naszej firmie bardzo zale�y, �eby
przetestowa�o go paru fachowc�w twojej klasy" - nalega� Tom.
- "Chcemy wkroczy� w nowe stulecie z co najmniej po�ow�
kadry pracuj�cej na odleg�o��. Dajemy ci sprz�t za darmo,
pokrywamy koszty po��cze�. B�dziesz m�g� udziela� swoich
konsultacji siedz�c na basenie, odpowiada� na poczt�
elektroniczn� przy �niadaniu. Unikniesz kork�w na
autostradzie".
"Nie ma mowy. Komputer to ostatnia rzecz, jak� mam ch��
ogl�da� w domu po trzydziestu latach gapienia si� na� w
pracy" - broni� si� Tibor. - "Konstytucja ameryka�ska uznaje
rozdzia� ko�cio�a od pa�stwa".
Porter nie dawa� jednak za wygran�. Przypomnia� nawet, �e
gdy kiedy� ko�czyli pilny projekt, je�dzi� nad ranem a� do
Menlo Park po chi�skie �arcie dla ca�ego zespo�u. By�
wtedy najm�odszy w grupie - gdyby nie robi� tego z w�asnej
inicjatywy i tak by na niego wypad�o. Trudno to uzna� za
d�ug wdzi�czno�ci, ale ju� si� pojawi� w rozmowach trudny do
odrzucenia aspekt kole�e�skiej solidarno�ci.
Tibor poszed� wi�c na kompromis. Zgodzi� si� bra� udzia�
w eksperymencie, odm�wi� jednak sk�adania miesi�cznych
sprawozda�. Stan�o na tym, �e b�dzie uruchamia� maszyn�,
kiedy mu przyjdzie na to ochota i da zna�, je�li co� mu si�
nie spodoba.
Na pocz�tku troch� tej decyzji �a�owa�, bo ju� nast�pnego
dnia zadzwoni�o do niego AT&T prosz�c, �eby si� nie rusza� z
domu. Straci� popo�udnie, ale ca�e szcz�cie, �e by� na
miejscu. Instalator najwyra�niej zamierza� podwiesi� przew�d
ISDN-u od frontu i wywierci� dziur� w zewn�trznej �cianie.
Zgodzi� si� z sugesti� Tibora na podej�cie od ty�u przez
piwnic� i pod�og�, pok�u� si� o ostrokrzew zas�aniaj�cy
okienko do piwnicy i odjecha� w z�ym nastroju.
Pojawi� si� jednak nazajutrz pokonuj�c krzaki sk�rzanym
kombinezonem i przy�bic� u�ywan� przez spawaczy. Po��czenie
telefoniczne dzia�a�o po p� godzinie, ale komputer nie
okazywa� nim �adnego zainteresowania. Tibor wymontowa� dysk
i przez nast�pny tydzie� skompletowa� na nim dodatkowe
pakiety sieciowe. Od tego czasu ISDN funkcjonowa� bez
zarzutu; dost�p do Internetu by� par� razy szybszy ni� przez
modem i pocz�tkowe k�opoty posz�y w niepami��.
Tibor w��czy� komputer i zalogowa� si�. Zawsze powtarza�
codzienne czynno�ci w zwyk�ym porz�dku: email, notowania
gie�dowe, grupy dyskusyjne. W okienku MediaMail pojawi� si�
komunikat:
Updating "/usr/mail/tibor": empty.
No new mail in Mailbox since the last check.
Jak mo�na si� by�o spodziewa�, w poczcie elektronicznej
od wczoraj nic nowego. Gie�da dzi� zamkni�ta - nie ma co
sprawdza�. W grupach dyskusyjnych, kt�re abonowa�, te�
prawie nic. W dziale comp.infosystems.www.servers.unix jedna
wiadomo�� o nowej konfiguracji serwera. A i to wygenerowana
automatycznie. Grupa soc.culture.magyar mia�a par�
posting�w, ale wszystkie koncentrowa�y si� wok� k��tni na
temat ma�o znacz�cej partii politycznej. Tibor
wyemigrowa� w 1956 roku i ma�o si� rozeznawa� w aktualnych
niuansach.
Utrzymywa� jednak subskrybcj� i nawet uda�o mu si�
wyja�ni� przez sie� par� problem�w zwi�zanych z dopasowaniem
mi�dzynarodowej klawiatury do w�gierskich czcionek. Komu� w
kraju na tym bardzo zale�a�o, cho� na dobr� spraw� mo�na by
si� doskonale bez nich obej��. On sam przecie� czyta� od lat
teksty bez znak�w diakrytycznych. Korespondencj� w rodzinnym
j�zyku musia� prowadzi� u�ywaj�c liter angielskiego
alfabetu. Nie by�o nigdy przek�ama� i dwuznaczno�ci, kt�rych
nie da�oby si� rozstrzygn�� przez odwo�anie do kontekstu.
"Jest okazja, �eby sprawdzi�, co ciekawego w innych
grupach" - pomy�la�. Wybra� myszk� "All groups" i zacz��
przegl�da� alfabetyczny spis temat�w. Zbi�r "alt" by�
niemal na pocz�tku wykazu. Ca�e szcz�cie, bo grup zrobi�o
si� ju� dobrych par� tysi�cy. Dzia�y rozpoczynaj�ce si� od
tego skr�tu, okre�lane jako alternatywne, by�y do��
kontrowersyjne i przyci�ga�y najwi�cej czytelnik�w. Sam�
tylko alt.binaries.pictures.erotica, najpopularniejsza w
sieci, odwiedzana by�a przez miliony internaut�w.
Tibor sprawdzi� alt.books.isaac-asimov, bo kiedy� pozna�
Asimowa. Ze wzgl�du na tytu� zajrza� do
alt.buddha.short.fat.guy (alt.budda.ma�y.gruby.facet). Obie
by�y puste. Humor w Internecie nie ma respektu dla religii.
P� roku temu jaki� fanatyk ostro agitowa� w
alt.religion.universal-life opatruj�c swoje kazania tytu�em
"Jezus zbawia". Po angielsku saves znaczy r�wnie�
"oszcz�dza". Nie trwa�o to d�ugo, nim kto� odpowiedzia�:
Jesus saves, but Moses invests, czyli "Jezus oszcz�dza, ale
Moj�esz inwestuje".
Tym razem w alt.religion.universal-life by�y cztery
wiadomo�ci. Jedna oferowa�a darmowe horoskopy, druga adres w
"�wiatowej paj�czynie", pod kt�rym mo�na znale�� cytaty z
Biblii. Nast�pna bez tre�ci; tylko jedno zdanie w nag��wku:
"Bo�e przebacz mi!" Czyba nie �art - brzmi zbyt
dramatycznie. Jak�e osobisty sta� si� ostatnio Internet!
Pisz� otwarcie o sprawach, o kt�rych wstydziliby si�
rozmawia� z bliskimi przyjaci�mi.
Ostatnia wiadomo�� nawi�zywa�a do poprzedniej; wskazywa�
na to umieszczony w tytule skr�t "Re:" oznaczaj�cy odpowied�
na poruszony poprzednio temat.
Subject: Re: Bo�e przebacz mi!
Do kogo ty przyg�upie piszesz? Powiniene� prosi� o
przebaczenie wszystkich uczestnik�w tej grupy za za�miecanie
sieci takimi listami. -- B�g
No prosz�: niedawno mieli�my Szatana, teraz pojawi� si�
B�g. "Szatan" by� programem sprawdzaj�cym szczelno��
komputerowych zabezpiecze�. Dan Farmer, kt�ry go napisa�, by�
zwolennikiem zasady swobodnego dost�pu do sieciowych
zasob�w. Og�osi� wi�c publicznie �r�d�o, z kt�rego mo�na
"Szatana" skopiowa�. Przez Internet przetoczy�a si� burzliwa
dyskusja, bo program trafi� do r�k komputerowych
policjant�w, ale te� i do w�amywaczy.
Tibor sprawdzi� adres nadawcy. "B�g" pisa� ze
studenckiego konta na Uniwersytecie Bosto�skim. Odrabia
pewnie jakie� zaleg�e �wiczenia. Sp�dza wolny dzie� w
ponurej piwnicy na Commonwealth Avenue przerobionej na hal�
terminalow� i roz�adowuje frustracje w sztubackich
dowcipach. No c�, za wolno�� s�owa w Internecie trzeba
p�aci� pob�a�liwo�ci� dla takich typ�w. To si� zreszt� mo�e
sko�czy�. Kongres wyst�pi� w roli przyzwoitki, uchwali�
Decency Act i autorzy ostrzejszych wypowiedzi mog� by�
poci�gani do odpowiedzialno�ci. Je�li oczywi�cie da si� ich
w sieci z�apa�.
Tibor zwykle nie wdawa� si� w przepychank� s�own�, ale
tym razem postanowi� zareagowa�. Nie dlatego, �e podpis
"Boga" obra�a� jego uczucia religijne. Sam przecie� w latach
sze��dziesi�tych robi� na Stanfordzie rozmaite g�upstwa. Na
murze Green Library napisa�: "B�g umar�. (Nietzsche)". Potem
uzupe�ni�: "Nietzsche umar�. (B�g)". Po paru dniach doda�:
"Nietzsche jest Bogiem". To ostatnie wymy�li� sam albo tak
mu si� przynajmniej wydawa�o.
Subject: Re: Bo�e przebacz mi!
Serdeczne �yczenia pogody ducha i tolerancji w
rozpoczynaj�cym si� roku dla wszystkich dyskutant�w (w tym
r�wnie� dla Boga).
Zastanowi� si� przez chwil�, czy nie zacytowa�
poprzedniej wiadomo�ci albo przynajmniej uj�� "Boga" w
cydzys��w. Powt�rzenie tematu chyba jednak wystarcza -
aluzja powinna by� czytelna. Pierwszy dobry uczynek w Nowym
Roku. Wyla� troch� oliwy na fale Internetu i przyczyni� si�
do podtrzymania dobrych obyczaj�w.
Zadowolony z siebie poszed� do kuchni. Otworzy� pude�ko
sardynek, poszarpa� na ma�e kawa�ki par� li�ci sa�aty i
wymiesza� to wszystko z majonezem. Kolacja z g�owy.
Op�uka� naczynia i wstawi� je do zmywarki. Z kub�a
�mierdzia�o sardynkami; wyni�s� go do pojemnika. Zaczyna�o
ju� zmierzcha�, wi�c wyturla� pojemnik ze �mieciami na
chodnik przed domem. Przypomnia� sobie, �e jutro zabieraj�
r�wnie� makulatur� i wyszed� na patio po torby z gazetami i
butelkami.
Us�ysza� stamt�d kr�tki urywany sygna� komputera. Na
wy�wietlonej w rogu ekranu skrzynce pocztowej podnios�a si�
czerwona chor�giewka - jest poczta. Klikn�� myszk� na
symbolu MediaMail. Z pomini�ciem grupy dyskusyjnej nadesz�a
bezpo�rednia odpowied� na jego list, kt�rego tre��, zgodnie
z obowi�zuj�c� konwencj�, by�a powt�rzona i wyodr�bniona
znaczkami ">".
From:
[email protected]
To:
[email protected]
Subject: Zwi�zany z "Bo�e przebacz mi!"
>Serdeczne �yczenia pogody ducha i tolerancji w
>rozpoczynaj�cym si� roku dla wszystkich dyskutant�w (w tym
>r�wnie� dla Boga).
Jak to mi�o, �e kto� o tym pomy�la�.
Wiadomo�� nie podpisana, a adres zwrotny,
[email protected], ma zakodowane konto. To jedna ze sztuczek
chroni�cych niezale�no�� wypowiedzi w Internecie. Poczta
dostarczona zosta�a do zewn�trznego komputera, kt�ry z
prawdziwego konta generuje przypadkow� kombinacj� liter i
cyfr (takich w�a�nie jak "aq3z9") i przesy�a j� do adresata.
�wiadczy te� o tym sama nazwa komputera (replay znaczy
"odpowied�") po�rednicz�cego w kodowaniu i dekodowaniu
adres�w. Do niego odnosi si� r�wnie� domena "com" grupuj�ca
komputery komercjalne z przemys�u i biznesu - nie jest to
zatem istotnym �ladem. Komputer nadawcy m�g� mie� ko�c�wk�
"edu" (szko�y i uczelnie), "gov" (maszyny rz�dowe), "org"
(organizacje) lub jak�kolwiek inn�.
�adny gest. Cho� mo�e te� lekka ironia i powinien si�
poczu� jak dyskretnie pog�askany po g�owie naiwniak. Tak czy
owak wypada odpowiedzie�.
>Jak to mi�o, �e kto� o tym pomy�la�.
Nie mia�em zamiaru korygowa� niczyich manier. Po prostu
by�em w przyjaznym nastroju. Mo�e z okazji Nowego Roku, ale
te� odby�em dzisiaj uduchawiaj�cy przejazd przez g�ry we
mgle.
Przed wys�aniem zapu�ci� Networkera i w osobnym oknie
wy�wietli� schemat lokalnej sieci. Je�li komputer koduj�cy
jest gdzie� w pobli�u, to si� go da umiejscowi�. Jednak
wiadomo�� przej�� komputer na Berkeley, a potem zacz�a si�
ona szybko przemieszcza� na p�noc i wysz�a z zakresu
Networkera na granicy z Oregonem.
Nic wi�cej nie mo�na by�o zrobi�. Tibor wiedzia� o tym
doskonale. Zna� sie� jak w�asn� kiesze�. Tak si� z�o�y�o, �e
by� przy jej narodzinach. Kiedy rosyjski sputnik
zmobilizowa� Amerykan�w do zmasowanego wysi�ku, wydawa�o im
si�, �e powinni przymkn�� dziur� technologiczn�. Departament
Obrony za�o�y� ARPA - Advanced Research Project Agency
(Agencj� Zaawansowanych Projekt�w Badawczych). W czasach gdy
Tibor ko�czy� studia, pieni�dzy na rozw�j nauki nie
brakowa�o i w ofertach pracy mo�na by�o przebiera�.
Wybra� Stanford Research Institute, bo blisko i pracowa�o
tam sporo ludzi, kt�rych zna� z uniwersytetu. Kierownikiem
zespo�u by� Douglas Engelbart, uchodz�cy za natchnionego
guru. Mia� zwariowane pomys�y, ciekawe teoretycznie, ale
w�wczas ma�o przydatne. Dopiero po latach okaza�o si�, jakie
by�y wa�ne. To on zaprojektowa� myszk�, niezale�ne okna,
zaproponowa� hipertekst.
W p�nych latach sze��dziesi�tych naukowcy pracuj�cy dla
ARPA w r�nych o�rodkach badawczych i uniwersytetach
zacz�li narzeka� na trudno�ci z koordynacj� bada� i wymian�
informacji. Tak zrodzi�a si� koncepcja Arpanetu, sieci,
przez kt�r� mo�na przekazywa� dane bezpo�rednio mi�dzy
komputerami, i SRI podj�� si� jej realizacji.
Engelbart zapali� si� do tematu i zagoni� wszystkich do
programowania. Nie by�o to a� tak trudne, jak mo�na by
oczekiwa�. Informacj� dzieli�o si� na kr�tkie segmenty,
zaopatrywa�o w osobne adresy i puszcza�o przez zwyk�� lini�
telefoniczn�. 21 listopada 1969 roku Tibor wys�a� w sie�
pierwsz� wiadomo��. Po paru minutach mia� odpowied� od Jona
Postela, kt�ry by� wtedy doktorantem na Uniwersytecie
Kalifornijskim w Los Angeles i odpowiada� za po��czenie po
tamtej stronie.
W tym historycznym wydarzeniu nie by�o �adnego
dramatyzmu. Przygotowania sz�y zgodnie z planem. Nikt nie
zarywa� nocy, nie gryz� palc�w niepewny, czy eksperyment si�
powiedzie. Wiadomo by�o, �e musi si� uda� i wymiana z UCLA
by�a tylko formalnym potwierdzeniem. Gdyby wiedzieli, �e
poruszyli nawis �nie�ny, kt�ry rozpocznie lawin�,
zaprosiliby przynajmniej dziennikarzy. Rewolucja w
przekazywaniu informacji, zmiany spo�eczne - kto to wtedy
m�g� przewidzie�! Wysz�o na to, �e przegapili
najistotniejszy moment w swej zawodowej karierze. Dzisiaj
nikt z nich nie mo�e sobie nawet przypomnie�, czego ten
pierwszy na �wiecie email dotyczy�.
>Nie mia�em zamiaru korygowa� niczyich manier. Po prostu
>by�em w przyjaznym nastroju. Mo�e z okazji Nowego Roku, ale
>te� odby�em dzisiaj uduchawiaj�cy przejazd przez g�ry we
>mgle.
�wi�ta i rocznice nastrajaj� refleksyjnie. Dobrze jest
mie� wtedy pod r�k� kogo�, z kim si� tym mo�na podzieli�.
Po odebraniu tej wiadomo�ci Tibor odrzuci� podejrzenia.
Nie ma mowy o ironii, to raczej �yczliwy i gotowy do pomocy
psycholog-amator. Dalej jednak brak �lad�w, kt�re by
pozwoli�y go umiejscowi�. Gdyby cho� napisa� "�wi�teczne
wieczory nastrajaj� refleksyjnie". Na Wschodnim Wybrze�u ju�
noc, a w Europie nast�pny dzie�. Wiadomo by by�o, �e jest z
tej samej strefy czasowej. Trudno okre�li�, ile os�b ma w
okolicznych stanach dost�p do sieci, ale zawsze to mniej ni�
kilkadziesi�t milion�w u�ytkownik�w Internetu.
W starym Arpanecie wszyscy si� znali, ale potem cywilne
po��czenia zacz�y si� b�yskawicznie rozrasta� i nast�pi�a
ich konsolidacja w sie� sieci, czyli Internet. Ostatnie
w�z�y Arpanetu zlikwidowano w 1988 r., zreszt� wi�kszo��
pracuj�cych przy nim ludzi ju� przedtem wyciek�a do
przemys�u. Tibor dziesi�� lat wcze�niej za�o�y� z dwoma
kolegami firm� robi�c� oprogramowanie dla sieci lokalnych.
Sz�o im nie�le, ale poch�ania�o to mn�stwo wysi�ku i ca�y
wolny czas. Ch�tnie wi�c przystali na propozycj� wykupu
z�o�on� przez Novella. Tiborowi zaproponowano obj�cie
stanowiska dyrektora dzia�u, w kt�ry po po��czeniu zamieni�a
si� jego by�a firma, ale odm�wi�. Jako jeden z za�o�ycieli
wy�o�y� pocz�tkowo w�asne pieni�dze i dosta� za nie spory
portfel akcji. Na starcie by�y po dolarze, w chwili wykupu
po prawie dwadzie�cia.
Zrobi�a si� z tego niez�a suma zapewniaj�ca spokojny byt
na reszt� �ycia. W Dolinie Krzemowej przechodzenie na
emerytur� po pi��dziesi�tce nie budzi niczyjego zdziwienia.
Praca jest intensywna i ludzie szybko si� wypalaj�. Jak nie
uda�o im si� dorobi�, to hoduj� owce w Oregonie. Niekt�rzy
nie wytrzymali ci�nienia i powariowali. Z jego dawnych
koleg�w tylko Engelbart jeszcze si� trzyma. Pracuje w
Logitechu, nie dlatego �eby potrzebowa� pieni�dzy, ale chce
wdro�y� jakie� nowe pomys�y.
Tibor przesta� wi�c chodzi� do pracy, ale nie wycofa� si�
definitywnie z �ycia zawodowego. Konsultowa� rozmaite
projekty, zasiada� w radach nadzorczych. W nieoficjalny
tytu� jednego z ojc�w sieci komputerowych w��czonych by�o
sporo kupon�w do odcinania. A przy tym si� nie nudzi�.
>�wi�ta i rocznice nastrajaj� refleksyjnie. Dobrze jest
>mie� wtedy pod r�k� kogo�, z kim si� tym mo�na podzieli�.
Mo�na mie� albo nie mie�. To jest konsekwencja naszych
poprzednich wybor�w, a ka�dy wyb�r ma te� dobre strony.
Nie by� pewien, czy wyra�a si� jasno, nie mia� ochoty si�
specjalnie nad tym rozwodzi�. Pisa� o nocach sp�dzanych w
uniwersyteckim laboratorium, weekendach na materacu w
gabinecie swojej firmy? Marudzi� o po�wi�caniu �ycia
prywatnego dla informatyki? Ci, kt�rzy zaraz po studiach
zak�adali rodziny, nie mieli takiej si�y przebicia. Oni z
kolei z zazdro�ci� przygl�dali si� kolegom kieruj�cym
korporacjami. Co� za co�.
To oczywi�cie uproszczenie, ale konieczne, je�li chce si�
uog�lnia�. Jasne, �e sam by� w sytuacjach, kt�re wyklucza�y
wyb�r, bo �ycie narzuca�o rozwi�zania. Jeszcze w kraju tego
do�wiadczy�. Przyk�ad: historia z Zsuzs�. Pozna� j� w
sto��wce uniwersyteckiej, przy obiedzie. W pi��dziesi�tym
pi�tym. Na filologii by�y tylko trzy takie dziewczyny "z
klas�". Tibor studiowa� wtedy matematyk�. Musieli by� oboje
g�upio zakochani, skoro podczas pami�tnych dni i nocy
budapeszte�skich przyrzekli sobie, �e je�li maj� zgin��,
zgin� razem.
Nic takiego si� nie sta�o. Otwarta granica i og�lny
nastr�j po przegranej spowodowa�y p�niej, �e zdecydowali
si� na wsp�lny wyjazd. Jechali w kilkana�cie os�b i jaki�
samozwa�czy lider zabra� go z sob� dla sprawdzenia, czy da
si� swobodnie przej�� na stron� austriack�. Ona zosta�a z
plecakami i reszt� grupy. Szlaban by� zerwany, posterunki
opuszczone, droga wolna. Po powrocie nie zastali jednak
nikogo, plecaki te� wsi�k�y. Posz�a pog�oska, �e nadchodz�
czo�gi - zmiot�a ich fala uchod�c�w. I tak si� pogubili.
>Mo�na mie� albo nie mie�. To jest konsekwencja naszych
>poprzednich wybor�w, a ka�dy wyb�r ma te� dobre strony.
Czasem da si� z�agodzi� konsekwencje b��dnych decyzji, a
nawet odrobi� z�o�liwo�ci losu.
Znowu ten filozof Internetu. Tak jakby Tibor nie pr�bowa�
szuka�! Przeczesa� obozy przej�ciowe, a� spotka� kogo�, kto
twierdzi�, �e Zsuzsa wr�ci�a tamtej nocy do Budapesztu.
Granica zablokowana, znajomi pozrywali kontakty. Pisa� na
pocz�tku nie chcia�, �eby jej nie nara�a�. Kiedy ju� by�o
mo�na, list si� odbi�.
Prawd� m�wi�c, robi� to zreszt� na p� gwizdka. Poczu�
smak samotno�ci, ale w g��bi ducha by� nawet zadowolony.
Samemu na Zachodzie by�o �atwiej, a z uwieszon� u szyi
niedoko�czon� filolo�k� w�giersk� mia�by mniejsz� si��
przebicia.
W Austrii nie sp�dzi� wiele czasu. Ameryka�scy urz�dnicy
emigracyjni dawali priorytet m�odym i wykszta�conym. Szybko
otrzyma� wiz� i stypendium na sko�czenie studi�w na dowolnym
uniwersytecie. Wk�ad von Neumanna w podstawy informatyki
przetar� szlak dla w�gierskich matematyk�w - nie mia�
trudno�ci z dostaniem si� na Stanford.
Przypomina� sobie Zsuzs� od czasu do czasu i podejmowa�
wtedy jakie� dzia�ania. Pr�bowa� do niej dotrze� przez
organizacje uchod�cze, lokalnego kongresmena, ameryka�sk�
ambasad�. Ale by�o wtedy tyle prawdziwych tragedii,
rozbitych rodzin. Z jednej strony czu� si� troch� g�upio
zawracaj�c g�ow� tak ma�o istotn� spraw�. Z drugiej, jak
wszyscy w�wczas, mia� do Amerykan�w �al, �e nie
interweniowali ostrzej.
Raz nawet da� temu wyraz podczas dorocznej konferencji
sieci komputerowych w Anaheim. Latem, gdy upa�y po�udniowej
Kalifornii ograniczaj� nap�yw turyst�w, disneyowski kombinat
tanio wynajmuje swoje posiad�o�ci na rozmaite zjazdy i
sympozja. Poniewa� ich uczestnicy nie s� zainteresowani
atrakcjami Diseylandu, organizuje si� im wieczorami inne
rozrywki.
Drugiego dnia konferencji urz�dzono wi�c przyj�cie na
dziedzi�cu pobliskiej Biblioteki Nixona. Usytuowana obok
domku, w kt�rym urodzi� si� by�y prezydent, gromadzi
zdj�cia, kopie przem�wie� i podarunki od �wczesnych g��w
pa�stwa. W holu monumentalne malowid�o: Nixon na wzg�rku w
pozie Lenina wyci�ga w powitalnym ge�cie r�k�. Drog�
nadchodzi grupa ludzi przebrana w kostiumy reprezentatywne
dla r�nych zawod�w i warstw w�gierskiego spo�ecze�stwa.
Tiborowi wymkn�a si� ironiczna uwaga, ale przyhamowa�
widz�c zdziwione spojrzenia koleg�w. Nigdy przedtem nie
widzieli socrealizmu, nie mieli negatywnych skojarze�. O co
chodzi - przecie� Nixon naprawd� stara� si� pom�c. O ma�y
w�os wyszed�by na zgorzknia�ego niewdzi�cznika.
>Czasem da si� z�agodzi� konsekwencje b��dnych decyzji, a
>nawet odrobi� z�o�liwo�ci losu.
Wyb�r mo�e by� narzucony przez sytuacj�. Kiedy huragan
historii wyrwie z korzeniami drzewo, to nie da si� go z
powrotem zasadzi�.
Tego akurat by� pewien. Do Budapesztu pojecha� latem 1990
roku, �eby sprzeda� mieszkanie odziedziczone po ciotce.
Formalno�ci ci�gn�y si� przez dwa tygodnie i mia� do��
czasu, by rozejrze� si� po terenie. Poszed� na uczelni�,
odwiedzi� sw�j stary pok�j w akademiku, spacerowa� nad
rzek�. Jako� nie m�g� odtworzy� w sobie sentymentu do tych
zapchanych samochodami ciasnych uliczek, brudnych dom�w i
gburowatych ludzi.
Szuka� Zsuzsy, ale bez przekonania. A raczej z
przekonaniem, �e nie znajdzie i uniknie rozczarowa�. Jej
rodzice umarli, nowi lokatorzy nie mieli o niczym poj�cia.
Na uniwersytecie znalaz� jej dyplom z 1960 roku, ale bez
informacji o dalszych losach. Sprawdzi� ksi��k�
telefoniczn�, biuro adresowe, by� na policji.
Troch� mu nawet ul�y�o. Najbardziej zadowolony by� z tej
wizyty jego przyjaciel psychoterapeuta, kt�ry zawsze
twierdzi�, �e cie� Zsuzsy wisia� nad wszystkimi p�niejszymi
romansami. Ale wisie� przesta�, a przez ostatnie lata te�
nic wa�nego w jego �yciu osobistym si� nie wydarzy�o. A
je�li ju�, to jak zwi�zek z Nancy, szybko rozsypywa�o.
>Wyb�r mo�e by� narzucony przez sytuacj�. Kiedy huragan
>historii wyrwie z korzeniami drzewo, to nie da si� go z
>powrotem zasadzi�.
Niekt�re drzewa mo�na odzyska�, trzeba tylko wiedzie�
jak. Zwalanie winy na przeznaczenie i emigracyjna gorycz to
s�aba wym�wka, aby wycisza� g�os serca.
Sk�d on wie, �e jestem emigrantem? Miliony os�b
urodzonych w Stanach ma obco brzmi�ce imiona i nazwiska.
Mia� ci�gle akcent, ale w pisanym angielskim by� nie do
wykrycia. A ta aluzja do serca? Dwa trafienia w jednym
zdaniu to zbyt du�o jak na zbieg okoliczno�ci.
Ta ca�a konwersacja rozwija si� tak p�ynnie, jakby jego
anonimowy rozm�wca co� o nim wiedzia�. Tibor poczu� si�
nieswojo. Przeczesa� w pami�ci list� krajowych i
zagranicznych znajomych, kt�rzy znali histori� Zsuzsy. M�g�
ich policzy� na palcach i �aden nie mia� chyba swobodnego
dost�pu do Internetu.
Mo�e namierza go w�gierski konsulat? Raczej nie, oni
dawno spisali go na straty; zapraszaj� tylko na przyj�cia z
okazji �wi�ta narodowego i zjazdy naukowc�w w�gierskiego
pochodzenia. Je�li ju�, to Amerykanie. Ci zawsze mieli sporo
informacji.
Przekona� si� o tym, gdy obj�� kierownictwo grupy
robi�cej pierwsze zlecenia dla ARPA. W przegr�dce na
wiadomo�ci znalaz� kartk� od sekretarki: "Dzwoni� Rogers.
Prosi o telefon".
Steve Rogers by� jednym z jego podw�adnych. Na podstawie
�wistka papieru za�wiadczaj�cego, �e jest dyslektykiem,
za�atwi� sobie pozwolenia na prac� w domu. W zespole i tak
nie by�o formalnej dyscypliny - ka�dy przychodzi� i
wychodzi�, kiedy chcia�. Nale�a�o si� jedynie pokaza� na
pi�tkowym zebraniu, gdzie referowano post�py i zgrywano
plany na nast�pny tydzie�.
Rogers opu�ci� dwa zebrania pod rz�d i od jakiego� czasu
nie wida� go by�o przy komputerze. W�wczas mieli tylko jedn�
maszyn� na ca�e laboratorium i Rogers powinien testowa� na niej
napisane w domu programy. Numer na kartce nie by� jego
domowym telefonem. Tibor mia� powa�ne powody, by s�dzi�, �e
Rogers t�ucze lewe cha�tury.
Istotnie odezwa�a si� telefonistka, rzucaj�c
niezrozumiale skr�t jakiej� instytucji, kt�rego Tibor nie
za�apa�. Poda� wewn�trzny. "Rogers, s�ucham". "M�wi Tibor.
S�uchaj, Steve, tym razem przesadzi�e�. Mo�esz sobie robi�
na boku, co chcesz, ale kompilator ma by� gotowy na pi�tek.
Jutro o dziesi�tej masz si� zameldowa� w moim gabinecie".
"Ch�tnie, prosz� pana" - powiedzia� w s�uchawce obcy
g�os. - "W�a�nie dzwoni�em do pana, bo chcia�em si� jako�
um�wi�. B�d� u pana o dziesi�tej. �eby nie by�o
nieporozumie�: m�wi Richard Rogers. Do widzenia".
Tibor ponownie nakr�ci� numer i tym razem pos�ucha�
uwa�nie. "FBI" - powiedzia�a telefonistka. Przez przypadkow�
zbie�no�� nazwisk i brak opanowania nawymy�la� facetowi iz
kontrwywiadu. Czego on mo�e chcie� ode mnie? Informacje
sprzed 56 roku by�y mocno zdezaktualizowane, nawet ju�
zapomnia� wkutego niegdy� na studium wojskowym algorytmu
rozbierania ka�asznikowa.
O dziesi�tej Tibor zapali� trz�s�cymi si� r�kami
papierosa i zacz�� trenowa� pozy, kt�re zmusi�yby tajniaka
do respektu. Agent specjalny Rogers nie przypomina� jednak
Bonda. Okaza� si� niskim grubasem w poplamionej wiatr�wce i
z wyrazem zak�opotania na jowialnej twarzy.
"Przepraszam, �e pana niepokoj�, panie doktorze. Chcia�em
si� tylko przedstawi�. Opiekuj� si� panem od pi�ciu lat i
mia�em okazj� dobrze pana pozna�. Jak przygotowywa�em o panu
raport dla ARPA, to pomy�la�em, �e przyjd� i si� sam
poka��".
Rogers o nic nie wypytywa� i Tibor po paru minutach
rozmawia� z nim tak swobodnie, jakby si� codziennie
spotykali przy barze. "Ba�em si�, �e b�dzie pan ze mnie
wyci�ga� jakie� dane na temat przesz�o�ci albo wypytywa� o
ludzi. G�upia sytuacja, �atwo wyj�� na szpicla".
"A tam... Wiemy o panu wszystko, co trzeba wiedzie�. Chce
pan szczeg��w?" - powiedzia� dobrodusznie Rogers i sypn��
gar�ci� detali z zawodowego i prywatnego �ycia Tibora. -
"Mam nadziej�, �e nie ma nam pan za z�e takiego dok�adnego
prze�wietlenia?"
>Niekt�re drzewa mo�na odzyska�, trzeba tylko wiedzie�
>jak. Zwalanie winy na przeznaczenie i emigracyjna gorycz to
>s�aba wym�wka, aby wycisza� g�os serca.
Istotnie nawi�zywa�em do w�asnego do�wiadczenia.
Rozmin��em si� kiedy� z pewn� osob� i tego ju� nie da�o si�
odwr�ci�. Nawiasem m�wi�c, chyba ta �atwo�� porozumiewania
si� przez sie� sk�ania nas do pseudofilozoficznych hipotez i
powielania bana��w. A tu zrobi�o si� ju� p�no. Dobranoc.
Przerwa� konwersacj� mo�e zbyt gwa�townie, ale gdy
przypomnia� sobie histori� z FBI, postanowi� wypl�ta� si� z
tej rozmowy. Nikt nie lubi by� inwigilowany, nawet je�li
robi to sympatyczny facet w rodzaju Rogersa.
Do Rogersa nie mia� wtedy pretensji. Rozumia� sytuacj�,
bo wywiad w�gierski bez w�tpienia powtyka� swoich ludzi w
fal� uchod�c�w. Amerykanie musieli sprawdza� wszystkich,
kt�rzy mieli do czynienia ze strategicznymi badaniami.
Pami�taj�c czasy stalinowskie, by� nawet mile zaskoczony ich
delikatno�ci�. �adnych przes�ucha�, zezna�, podpisywania
deklaracji.
"My�la�em, �e b�dzie mnie pan pyta� o W�gry". "Tu te� mamy
jasno��" - Rogers przytoczy� par� fakt�w i nazwisk. Musieli
mie� zdumiewaj�co g�st� siatk� informacyjn� pod rz�dami
komunist�w. Pieni�dze podatnik�w nie id� na marne.
Niepozorny, �atwo zaskarbiaj�cy zaufanie rozm�wcy Rogers,
by� idealny w swojej roli. Powiedzia� mu to. Rogers
u�miechn�� si� szeroko: "Mi�o s�ysze�. Ale ja ju� si� od
pana odklejam. Jakby co, to ma pan m�j numer".
Tibor �a�owa� potem, �e nie spyta� Rogersa o Zsuzs�.
Zastanawia� si� nawet, czy nie zadzwoni�, ale nie chcia�
podtrzymywa� tej znajomo�ci. By� zadowolony, �e wszystko
posz�o tak sprawnie i bezkonfliktowo. Wizyta Rogersa z
pewno�ci� nie by�a jedynie spontanicznym odruchem. Trzeba
by�o j� traktowa� jako sygna� wyra�aj�cy zaufanie, a
jednocze�nie ostrze�enie na przysz�o��. Trudno te� uwierzy�,
�e FBI si� od niego na dobre odczepi�o. Ale
prawdopodobie�stwo, �e zaczaili si� na niego w Internecie,
jest bliskie zeru. Nie ma co wpada� w paranoj�, pora i��
spa�.
Chor�giewka MediaMail znowu si� podnios�a. "Ale si�
zapar�; b�dzie si� mnie czepia� przez reszt� nocy. To
ostatnia wiadomo�� - na nast�pn� ju� nie odpowiadam".
>Istotnie nawi�zywa�em do w�asnego do�wiadczenia.
>Rozmin��em si� kiedy� z pewn� osob� i tego ju� nie da�o si�
>odwr�ci�. Nawiasem m�wi�c, chyba ta �atwo�� porozumiewania
>si� przez sie� sk�ania nas do pseudofilozoficznych hipotez i
>powielania bana��w. A tu zrobi�o si� ju� p�no. Dobranoc.
Hipotez� mo�na podbudowa� szczeg�ami i wtedy bana�y
zmieniaj� si� w konkrety. Gdyby na przyk�ad za�o�y�, �e owa
osoba jest obecnie nauczycielk�, mieszka w Miszkolcu i
nazywa si� teraz Zsuzsa Molnar. Ma, powiedzmy, c�rk�
urodzon� w marcu 1957 roku, kt�rej na imi� Eva (jak pa�ska
matka). Przyjmijmy te�, �e jej telefon domowy ma numer
66124. Kierunkowy pan zna, tylko na W�grzech jest w tej
chwili 4:32 rano. Czy to brzmi lepiej? Ale istotnie musimy
ko�czy�. Jeszcze raz dzi�kuj� za noworoczne �yczenia.
Tibor przes�a� t� wiadomo�� do archiwum MediaMail. Przed
wy��czeniem maszyny zapisa� na wszelki wypadek cyfry
telefonu na kartce, w�o�y� sweter i wyszed� na taras.
Patrzy� na �wiat�a Krzemowej Doliny i most�w nad zatok� San
Francisco. Na lewo horyzont przes�ania�y wie�owce
�r�dmie�cia San Jose, na prawo dotyka�y go iluminowane pasy
startowe mi�dzynarodowego lotniska w San Bruno.
Widoczno�� wspania�a - mo�na by�o dostrzec nawet �wiat�a
pozycyjne unosz�cego si� w powietrzu samolotu. Tibor �ledzi�
je wzrokiem, dop�ki nie pomiesza�y si� z gwiazdami.
"Szcz�liwego Nowego Roku" - powiedzia� do siebie.
Marek Ho�y�ski
MAREK HO�Y�SKI
Urodzony w 1947 r. w Warszawie. Absolwent Wydzia�u
Elektroniki PW. Doktor in�ynier, naukowiec, popularyzator,
publicysta, specjalista w dziedzinie grafiki komputerowej.
Od kilkunastu lat prowadzi badania i wyk�ady w Massachusetts
Institute of Technology. Cztery lata temu odwiedzi�
warszawskie targi "Komputer Expo '92", wtedy te� ("NF" 6/92)
ukaza� si� u nas jego obficie ilustrowany tekst o geometrii
fraktalnej i grafikach komputerowych. W Polsce opublikowa�:
"Sztuka i komputery" (Omega 1976), "Sztuczna inteligencja"
(Omega 1979), "Maszyny jak ludzie" (Iskry 1984).
W latach siedemdziesi�tych zwi�zany by� M. H. ze
studenckim tygodnikiem "Politechnik", gdzie kibicowa�
publicystycznie buntowniczej studenckiej kulturze i
zamieszcza� turystyczne reporta�e z zagranicy. Spe�nia� te�
w�wczas rol� intelektualnego lidera dla grupy os�b aktywnych
do dzi� w polskiej fantastyce (m.in. Mirka Kowalskiego,
Marka Oramusa, Macieja Parowskiego). Doskonale
zorganizowany, rzeczowy, �wiadomie kieruj�cy swoim losem i
aktywny na wielu polach, przypomina si� dzi� Ho�y�ski
tekstem ciep�ym, mi�kkim, wr�cz sentymentalnym. Fantastyka
bliskiego zasi�gu; znajdziemy w opowiadaniu i bliskie
Ho�y�skiemu techniki informatyczne, i Krzemow� Dolin�, i
skomplikowane emigranckie emocje.
(mp)