9584

Szczegóły
Tytuł 9584
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9584 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9584 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9584 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: Marek Ho�y�ski Tytu�: b�[email protected] Z "NF" 7/96 Pierwszy dzie� Nowego Roku sp�dzony na Przyl�dku Nowego Roku. "Zabawny pomys�" - powiedzia�a Nancy. Od dawna nie mieli �adnych pomys��w. A i ten ostatni, cho� mo�e zabawny, nie by� ca�kiem udany. Wprawdzie sylwester przy kominku w domu wsp�lnych przyjaci� min�� w ciep�ej atmosferze, nazajutrz jednak od rana zanosi�o si� na deszcz, pogoda nie zach�ca�a do d�u�szych spacer�w. Co gorsza, do rezerwatu w La Punta De Ano Nuevo - jak nazwali to miejsce Hiszpanie, dotar�szy tu 1 stycznia 1603 roku - zjecha�a du�a grupa klubu ekologicznego z San Francisco. Piknikowali dyskretnie, �eby nie zak��ci� spokoju �rodowiska, czyli rozwalonych leniwie na ska�ach lw�w morskich. Pewnie byli w za�y�ych stosunkach z administracj� park�w narodowych, bo stra�nik nie chcia� s�ysze� o wpuszczeniu nikogo bez klubowej legitymacji. Zdecydowali si� wi�c na wcze�niejszy powr�t t� sam� kr�t� drog�, kt�ra przecina g�ry Santa Cruz, oddzielaj�ce wybrze�e Pacyfiku od Doliny Krzemowej - Silicon Valley. W dni wolne od pracy jest tu spory ruch: samochody, biegacze, piesi wycieczkowicze, motocykle i rowery. Tym razem szosa by�a pusta - ludzie odpoczywali po sylwestrowych szale�stwach. Wy�sze partie g�r wci�� spowija�a mg�a ci�gn�ca od oceanu. Tibor w��czy� �wiat�a mijania. Jechali korytarzem w�r�d g�stego lasu, kt�ry po obfitych jesiennych opadach zaczyna� tu i �wdzie wkracza� na jezdni�. Mg�a dodawa�a mu g��bi i tajemniczo�ci. Korony eukaliptus�w i sekwoi splata�y si� nad szos� w katedralne sklepienia. - W�a�nie tutaj "zieloni" powinni urz�dza� swoje ekologiczne pielgrzymki - spr�bowa� prze�ama� cisz� Tibor. Nancy milcza�a. Szosa z wolna opada�a ku Silicon Valley. Mg�a ust�pi�a w po�owie drogi do Palo Alto. - Sp�jrz, co za widok! - wo�a� raz po raz Tibor. Przytakiwa�a bez entuzjazmu. Ma przed oczyma inne widoki, a raczej horyzonty, jakie otwiera�a przed ni� propozycja z Nowego Jorku - my�la� ze smutkiem. - Tak naprawd� - odezwa�a si� w ko�cu - b�dzie mi brakowa�o kalifornijskiego krajobrazu. I zn�w milczeli. By�o to ich spotkanie po�egnalne. Przed paroma laty w podobnej sytuacji �egna� si� z Judy. Te� zmienia�a miejsce pobytu dla pracy "lepiej p�atnej i ciekawszej". Niez�a sk�din�d okazja do bezkonfliktowego zerwania, zanim mi�dzy dwojgiem znudzonych sob� ludzi zrodzi si� obco��. Judy dochowywa�a wierno�ci sympatycznym konwenansom: otrzymywa� kartki na walentynki. Nancy jest mniej sentymentalna. Zaprz�tni�ta robieniem kariery. Na palcach jednej r�ki mog�a ju� liczy� szczebelki, kt�re zawiod� j� na szczyt. Potem mo�e nawet skok do Europy... Do starej Europy, fascynuj�cej tu niekt�rych, jak m�oda Ameryka fascynuje niekt�rych Europejczyk�w. Na progu jej domu w Palo Alto serdecznie �yczyli sobie sukces�w na nowy rok i wszystkie nast�pne lata. W dolinie by�o ju� s�onecznie. Z tarasu swojego bungalowu m�g� jeszcze podziwia� pe�n� panoram� Doliny Krzemowej w mi�kkim popo�udniowym �wietle. Mieszka� w tej okolicy ponad trzydzie�ci lat, a ci�gle nie m�g� si� nadziwi�, �e najwi�ksze na �wiecie skupisko przemys�u high-tech wygl�da z s�siednich pag�rk�w jak wielki park. A przecie� prosperuje tu blisko 700 przedsi�biorstw, wytwarzaj�c nie tylko oparte na krzemie p�przewodniki (od czego wzi�a dolina sw� now� nazw�), ale i wi�kszo�� tego, co przynale�y do nowoczesnej techniki. Od oprogramowania i sprz�tu komputerowego, urz�dze� pomiarowych i telekomunikacyjnych po stacje kosmiczne, p�ywaj�ce czo�gi i trudne do okre�lenia wytwory in�ynierii genetycznej. Mimo to obecno�� przemys�u zdradzaj� jedynie talerze po��cze� satelitarnych, wystaj�ce gdzieniegdzie ponad wierzcho�kami drzew. �adnych komin�w, buchaj�cych piec�w i stra�y przemys�owej w pomi�tych mundurach. Budynki lu�no rozrzucone, niskie ze wzgl�du na trz�sienia ziemi, a mi�dzy nimi skwery z altankami, fontanny, korty tenisowe, baseny i boiska do koszyk�wki. Kolonie domk�w mieszkalnych o standardzie luksusowych hoteli. Wygody codziennej egzystencji, opr�cz mo�liwo�ci zawodowych i wspania�ego klimatu, przyci�gn�y do Krzemowej Doliny czo��wk� �wiatowej nauki i techniki. Tibor przywyk� do tego krajobrazu. "Do licha, czy�bym tu wr�s� na dobre?" Przypomnia� sobie konsternacj�, jaka zapanowa�a na przyj�ciu po wr�czeniu mu przez prezydenta Reagana medalu "Za Zas�ugi dla Rozwoju Techniki". Jaki� dziennikarz zapyta�, czy wr�s� w Ameryk�. "Wros�em w prac�" - odpowiedzia�. Zamkn�� drzwi na taras, zszed� do kuchni, zrobi� sobie kanapk� i przelecia� po kana�ach telewizji. Normalna sieczka. Jak w piosence: "Sto kana��w i nic do ogl�dania". Od kiedy pod��czono go do ISDN-u, pok�j telewizyjny wype�ni� si� po sufit sprz�tem elektronicznym. Integrated Services Digital Network, czyli zintegrowana cyfrowa sie� us�ug, to dzi� powszechnie znany standard. Par� lat temu Tom Porter, obecnie szef nie�le prosperuj�cej firmy telekomunikacyjnej, mia� jednak trudno�ci z wyt�umaczeniem korzy�ci p�yn�cych z posiadania jednego kabla dla telefonu, telewizji i komputera. "To wa�ny projekt. Naszej firmie bardzo zale�y, �eby przetestowa�o go paru fachowc�w twojej klasy" - nalega� Tom. - "Chcemy wkroczy� w nowe stulecie z co najmniej po�ow� kadry pracuj�cej na odleg�o��. Dajemy ci sprz�t za darmo, pokrywamy koszty po��cze�. B�dziesz m�g� udziela� swoich konsultacji siedz�c na basenie, odpowiada� na poczt� elektroniczn� przy �niadaniu. Unikniesz kork�w na autostradzie". "Nie ma mowy. Komputer to ostatnia rzecz, jak� mam ch�� ogl�da� w domu po trzydziestu latach gapienia si� na� w pracy" - broni� si� Tibor. - "Konstytucja ameryka�ska uznaje rozdzia� ko�cio�a od pa�stwa". Porter nie dawa� jednak za wygran�. Przypomnia� nawet, �e gdy kiedy� ko�czyli pilny projekt, je�dzi� nad ranem a� do Menlo Park po chi�skie �arcie dla ca�ego zespo�u. By� wtedy najm�odszy w grupie - gdyby nie robi� tego z w�asnej inicjatywy i tak by na niego wypad�o. Trudno to uzna� za d�ug wdzi�czno�ci, ale ju� si� pojawi� w rozmowach trudny do odrzucenia aspekt kole�e�skiej solidarno�ci. Tibor poszed� wi�c na kompromis. Zgodzi� si� bra� udzia� w eksperymencie, odm�wi� jednak sk�adania miesi�cznych sprawozda�. Stan�o na tym, �e b�dzie uruchamia� maszyn�, kiedy mu przyjdzie na to ochota i da zna�, je�li co� mu si� nie spodoba. Na pocz�tku troch� tej decyzji �a�owa�, bo ju� nast�pnego dnia zadzwoni�o do niego AT&T prosz�c, �eby si� nie rusza� z domu. Straci� popo�udnie, ale ca�e szcz�cie, �e by� na miejscu. Instalator najwyra�niej zamierza� podwiesi� przew�d ISDN-u od frontu i wywierci� dziur� w zewn�trznej �cianie. Zgodzi� si� z sugesti� Tibora na podej�cie od ty�u przez piwnic� i pod�og�, pok�u� si� o ostrokrzew zas�aniaj�cy okienko do piwnicy i odjecha� w z�ym nastroju. Pojawi� si� jednak nazajutrz pokonuj�c krzaki sk�rzanym kombinezonem i przy�bic� u�ywan� przez spawaczy. Po��czenie telefoniczne dzia�a�o po p� godzinie, ale komputer nie okazywa� nim �adnego zainteresowania. Tibor wymontowa� dysk i przez nast�pny tydzie� skompletowa� na nim dodatkowe pakiety sieciowe. Od tego czasu ISDN funkcjonowa� bez zarzutu; dost�p do Internetu by� par� razy szybszy ni� przez modem i pocz�tkowe k�opoty posz�y w niepami��. Tibor w��czy� komputer i zalogowa� si�. Zawsze powtarza� codzienne czynno�ci w zwyk�ym porz�dku: email, notowania gie�dowe, grupy dyskusyjne. W okienku MediaMail pojawi� si� komunikat: Updating "/usr/mail/tibor": empty. No new mail in Mailbox since the last check. Jak mo�na si� by�o spodziewa�, w poczcie elektronicznej od wczoraj nic nowego. Gie�da dzi� zamkni�ta - nie ma co sprawdza�. W grupach dyskusyjnych, kt�re abonowa�, te� prawie nic. W dziale comp.infosystems.www.servers.unix jedna wiadomo�� o nowej konfiguracji serwera. A i to wygenerowana automatycznie. Grupa soc.culture.magyar mia�a par� posting�w, ale wszystkie koncentrowa�y si� wok� k��tni na temat ma�o znacz�cej partii politycznej. Tibor wyemigrowa� w 1956 roku i ma�o si� rozeznawa� w aktualnych niuansach. Utrzymywa� jednak subskrybcj� i nawet uda�o mu si� wyja�ni� przez sie� par� problem�w zwi�zanych z dopasowaniem mi�dzynarodowej klawiatury do w�gierskich czcionek. Komu� w kraju na tym bardzo zale�a�o, cho� na dobr� spraw� mo�na by si� doskonale bez nich obej��. On sam przecie� czyta� od lat teksty bez znak�w diakrytycznych. Korespondencj� w rodzinnym j�zyku musia� prowadzi� u�ywaj�c liter angielskiego alfabetu. Nie by�o nigdy przek�ama� i dwuznaczno�ci, kt�rych nie da�oby si� rozstrzygn�� przez odwo�anie do kontekstu. "Jest okazja, �eby sprawdzi�, co ciekawego w innych grupach" - pomy�la�. Wybra� myszk� "All groups" i zacz�� przegl�da� alfabetyczny spis temat�w. Zbi�r "alt" by� niemal na pocz�tku wykazu. Ca�e szcz�cie, bo grup zrobi�o si� ju� dobrych par� tysi�cy. Dzia�y rozpoczynaj�ce si� od tego skr�tu, okre�lane jako alternatywne, by�y do�� kontrowersyjne i przyci�ga�y najwi�cej czytelnik�w. Sam� tylko alt.binaries.pictures.erotica, najpopularniejsza w sieci, odwiedzana by�a przez miliony internaut�w. Tibor sprawdzi� alt.books.isaac-asimov, bo kiedy� pozna� Asimowa. Ze wzgl�du na tytu� zajrza� do alt.buddha.short.fat.guy (alt.budda.ma�y.gruby.facet). Obie by�y puste. Humor w Internecie nie ma respektu dla religii. P� roku temu jaki� fanatyk ostro agitowa� w alt.religion.universal-life opatruj�c swoje kazania tytu�em "Jezus zbawia". Po angielsku saves znaczy r�wnie� "oszcz�dza". Nie trwa�o to d�ugo, nim kto� odpowiedzia�: Jesus saves, but Moses invests, czyli "Jezus oszcz�dza, ale Moj�esz inwestuje". Tym razem w alt.religion.universal-life by�y cztery wiadomo�ci. Jedna oferowa�a darmowe horoskopy, druga adres w "�wiatowej paj�czynie", pod kt�rym mo�na znale�� cytaty z Biblii. Nast�pna bez tre�ci; tylko jedno zdanie w nag��wku: "Bo�e przebacz mi!" Czyba nie �art - brzmi zbyt dramatycznie. Jak�e osobisty sta� si� ostatnio Internet! Pisz� otwarcie o sprawach, o kt�rych wstydziliby si� rozmawia� z bliskimi przyjaci�mi. Ostatnia wiadomo�� nawi�zywa�a do poprzedniej; wskazywa� na to umieszczony w tytule skr�t "Re:" oznaczaj�cy odpowied� na poruszony poprzednio temat. Subject: Re: Bo�e przebacz mi! Do kogo ty przyg�upie piszesz? Powiniene� prosi� o przebaczenie wszystkich uczestnik�w tej grupy za za�miecanie sieci takimi listami. -- B�g No prosz�: niedawno mieli�my Szatana, teraz pojawi� si� B�g. "Szatan" by� programem sprawdzaj�cym szczelno�� komputerowych zabezpiecze�. Dan Farmer, kt�ry go napisa�, by� zwolennikiem zasady swobodnego dost�pu do sieciowych zasob�w. Og�osi� wi�c publicznie �r�d�o, z kt�rego mo�na "Szatana" skopiowa�. Przez Internet przetoczy�a si� burzliwa dyskusja, bo program trafi� do r�k komputerowych policjant�w, ale te� i do w�amywaczy. Tibor sprawdzi� adres nadawcy. "B�g" pisa� ze studenckiego konta na Uniwersytecie Bosto�skim. Odrabia pewnie jakie� zaleg�e �wiczenia. Sp�dza wolny dzie� w ponurej piwnicy na Commonwealth Avenue przerobionej na hal� terminalow� i roz�adowuje frustracje w sztubackich dowcipach. No c�, za wolno�� s�owa w Internecie trzeba p�aci� pob�a�liwo�ci� dla takich typ�w. To si� zreszt� mo�e sko�czy�. Kongres wyst�pi� w roli przyzwoitki, uchwali� Decency Act i autorzy ostrzejszych wypowiedzi mog� by� poci�gani do odpowiedzialno�ci. Je�li oczywi�cie da si� ich w sieci z�apa�. Tibor zwykle nie wdawa� si� w przepychank� s�own�, ale tym razem postanowi� zareagowa�. Nie dlatego, �e podpis "Boga" obra�a� jego uczucia religijne. Sam przecie� w latach sze��dziesi�tych robi� na Stanfordzie rozmaite g�upstwa. Na murze Green Library napisa�: "B�g umar�. (Nietzsche)". Potem uzupe�ni�: "Nietzsche umar�. (B�g)". Po paru dniach doda�: "Nietzsche jest Bogiem". To ostatnie wymy�li� sam albo tak mu si� przynajmniej wydawa�o. Subject: Re: Bo�e przebacz mi! Serdeczne �yczenia pogody ducha i tolerancji w rozpoczynaj�cym si� roku dla wszystkich dyskutant�w (w tym r�wnie� dla Boga). Zastanowi� si� przez chwil�, czy nie zacytowa� poprzedniej wiadomo�ci albo przynajmniej uj�� "Boga" w cydzys��w. Powt�rzenie tematu chyba jednak wystarcza - aluzja powinna by� czytelna. Pierwszy dobry uczynek w Nowym Roku. Wyla� troch� oliwy na fale Internetu i przyczyni� si� do podtrzymania dobrych obyczaj�w. Zadowolony z siebie poszed� do kuchni. Otworzy� pude�ko sardynek, poszarpa� na ma�e kawa�ki par� li�ci sa�aty i wymiesza� to wszystko z majonezem. Kolacja z g�owy. Op�uka� naczynia i wstawi� je do zmywarki. Z kub�a �mierdzia�o sardynkami; wyni�s� go do pojemnika. Zaczyna�o ju� zmierzcha�, wi�c wyturla� pojemnik ze �mieciami na chodnik przed domem. Przypomnia� sobie, �e jutro zabieraj� r�wnie� makulatur� i wyszed� na patio po torby z gazetami i butelkami. Us�ysza� stamt�d kr�tki urywany sygna� komputera. Na wy�wietlonej w rogu ekranu skrzynce pocztowej podnios�a si� czerwona chor�giewka - jest poczta. Klikn�� myszk� na symbolu MediaMail. Z pomini�ciem grupy dyskusyjnej nadesz�a bezpo�rednia odpowied� na jego list, kt�rego tre��, zgodnie z obowi�zuj�c� konwencj�, by�a powt�rzona i wyodr�bniona znaczkami ">". From: [email protected] To:[email protected] Subject: Zwi�zany z "Bo�e przebacz mi!" >Serdeczne �yczenia pogody ducha i tolerancji w >rozpoczynaj�cym si� roku dla wszystkich dyskutant�w (w tym >r�wnie� dla Boga). Jak to mi�o, �e kto� o tym pomy�la�. Wiadomo�� nie podpisana, a adres zwrotny, [email protected], ma zakodowane konto. To jedna ze sztuczek chroni�cych niezale�no�� wypowiedzi w Internecie. Poczta dostarczona zosta�a do zewn�trznego komputera, kt�ry z prawdziwego konta generuje przypadkow� kombinacj� liter i cyfr (takich w�a�nie jak "aq3z9") i przesy�a j� do adresata. �wiadczy te� o tym sama nazwa komputera (replay znaczy "odpowied�") po�rednicz�cego w kodowaniu i dekodowaniu adres�w. Do niego odnosi si� r�wnie� domena "com" grupuj�ca komputery komercjalne z przemys�u i biznesu - nie jest to zatem istotnym �ladem. Komputer nadawcy m�g� mie� ko�c�wk� "edu" (szko�y i uczelnie), "gov" (maszyny rz�dowe), "org" (organizacje) lub jak�kolwiek inn�. �adny gest. Cho� mo�e te� lekka ironia i powinien si� poczu� jak dyskretnie pog�askany po g�owie naiwniak. Tak czy owak wypada odpowiedzie�. >Jak to mi�o, �e kto� o tym pomy�la�. Nie mia�em zamiaru korygowa� niczyich manier. Po prostu by�em w przyjaznym nastroju. Mo�e z okazji Nowego Roku, ale te� odby�em dzisiaj uduchawiaj�cy przejazd przez g�ry we mgle. Przed wys�aniem zapu�ci� Networkera i w osobnym oknie wy�wietli� schemat lokalnej sieci. Je�li komputer koduj�cy jest gdzie� w pobli�u, to si� go da umiejscowi�. Jednak wiadomo�� przej�� komputer na Berkeley, a potem zacz�a si� ona szybko przemieszcza� na p�noc i wysz�a z zakresu Networkera na granicy z Oregonem. Nic wi�cej nie mo�na by�o zrobi�. Tibor wiedzia� o tym doskonale. Zna� sie� jak w�asn� kiesze�. Tak si� z�o�y�o, �e by� przy jej narodzinach. Kiedy rosyjski sputnik zmobilizowa� Amerykan�w do zmasowanego wysi�ku, wydawa�o im si�, �e powinni przymkn�� dziur� technologiczn�. Departament Obrony za�o�y� ARPA - Advanced Research Project Agency (Agencj� Zaawansowanych Projekt�w Badawczych). W czasach gdy Tibor ko�czy� studia, pieni�dzy na rozw�j nauki nie brakowa�o i w ofertach pracy mo�na by�o przebiera�. Wybra� Stanford Research Institute, bo blisko i pracowa�o tam sporo ludzi, kt�rych zna� z uniwersytetu. Kierownikiem zespo�u by� Douglas Engelbart, uchodz�cy za natchnionego guru. Mia� zwariowane pomys�y, ciekawe teoretycznie, ale w�wczas ma�o przydatne. Dopiero po latach okaza�o si�, jakie by�y wa�ne. To on zaprojektowa� myszk�, niezale�ne okna, zaproponowa� hipertekst. W p�nych latach sze��dziesi�tych naukowcy pracuj�cy dla ARPA w r�nych o�rodkach badawczych i uniwersytetach zacz�li narzeka� na trudno�ci z koordynacj� bada� i wymian� informacji. Tak zrodzi�a si� koncepcja Arpanetu, sieci, przez kt�r� mo�na przekazywa� dane bezpo�rednio mi�dzy komputerami, i SRI podj�� si� jej realizacji. Engelbart zapali� si� do tematu i zagoni� wszystkich do programowania. Nie by�o to a� tak trudne, jak mo�na by oczekiwa�. Informacj� dzieli�o si� na kr�tkie segmenty, zaopatrywa�o w osobne adresy i puszcza�o przez zwyk�� lini� telefoniczn�. 21 listopada 1969 roku Tibor wys�a� w sie� pierwsz� wiadomo��. Po paru minutach mia� odpowied� od Jona Postela, kt�ry by� wtedy doktorantem na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles i odpowiada� za po��czenie po tamtej stronie. W tym historycznym wydarzeniu nie by�o �adnego dramatyzmu. Przygotowania sz�y zgodnie z planem. Nikt nie zarywa� nocy, nie gryz� palc�w niepewny, czy eksperyment si� powiedzie. Wiadomo by�o, �e musi si� uda� i wymiana z UCLA by�a tylko formalnym potwierdzeniem. Gdyby wiedzieli, �e poruszyli nawis �nie�ny, kt�ry rozpocznie lawin�, zaprosiliby przynajmniej dziennikarzy. Rewolucja w przekazywaniu informacji, zmiany spo�eczne - kto to wtedy m�g� przewidzie�! Wysz�o na to, �e przegapili najistotniejszy moment w swej zawodowej karierze. Dzisiaj nikt z nich nie mo�e sobie nawet przypomnie�, czego ten pierwszy na �wiecie email dotyczy�. >Nie mia�em zamiaru korygowa� niczyich manier. Po prostu >by�em w przyjaznym nastroju. Mo�e z okazji Nowego Roku, ale >te� odby�em dzisiaj uduchawiaj�cy przejazd przez g�ry we >mgle. �wi�ta i rocznice nastrajaj� refleksyjnie. Dobrze jest mie� wtedy pod r�k� kogo�, z kim si� tym mo�na podzieli�. Po odebraniu tej wiadomo�ci Tibor odrzuci� podejrzenia. Nie ma mowy o ironii, to raczej �yczliwy i gotowy do pomocy psycholog-amator. Dalej jednak brak �lad�w, kt�re by pozwoli�y go umiejscowi�. Gdyby cho� napisa� "�wi�teczne wieczory nastrajaj� refleksyjnie". Na Wschodnim Wybrze�u ju� noc, a w Europie nast�pny dzie�. Wiadomo by by�o, �e jest z tej samej strefy czasowej. Trudno okre�li�, ile os�b ma w okolicznych stanach dost�p do sieci, ale zawsze to mniej ni� kilkadziesi�t milion�w u�ytkownik�w Internetu. W starym Arpanecie wszyscy si� znali, ale potem cywilne po��czenia zacz�y si� b�yskawicznie rozrasta� i nast�pi�a ich konsolidacja w sie� sieci, czyli Internet. Ostatnie w�z�y Arpanetu zlikwidowano w 1988 r., zreszt� wi�kszo�� pracuj�cych przy nim ludzi ju� przedtem wyciek�a do przemys�u. Tibor dziesi�� lat wcze�niej za�o�y� z dwoma kolegami firm� robi�c� oprogramowanie dla sieci lokalnych. Sz�o im nie�le, ale poch�ania�o to mn�stwo wysi�ku i ca�y wolny czas. Ch�tnie wi�c przystali na propozycj� wykupu z�o�on� przez Novella. Tiborowi zaproponowano obj�cie stanowiska dyrektora dzia�u, w kt�ry po po��czeniu zamieni�a si� jego by�a firma, ale odm�wi�. Jako jeden z za�o�ycieli wy�o�y� pocz�tkowo w�asne pieni�dze i dosta� za nie spory portfel akcji. Na starcie by�y po dolarze, w chwili wykupu po prawie dwadzie�cia. Zrobi�a si� z tego niez�a suma zapewniaj�ca spokojny byt na reszt� �ycia. W Dolinie Krzemowej przechodzenie na emerytur� po pi��dziesi�tce nie budzi niczyjego zdziwienia. Praca jest intensywna i ludzie szybko si� wypalaj�. Jak nie uda�o im si� dorobi�, to hoduj� owce w Oregonie. Niekt�rzy nie wytrzymali ci�nienia i powariowali. Z jego dawnych koleg�w tylko Engelbart jeszcze si� trzyma. Pracuje w Logitechu, nie dlatego �eby potrzebowa� pieni�dzy, ale chce wdro�y� jakie� nowe pomys�y. Tibor przesta� wi�c chodzi� do pracy, ale nie wycofa� si� definitywnie z �ycia zawodowego. Konsultowa� rozmaite projekty, zasiada� w radach nadzorczych. W nieoficjalny tytu� jednego z ojc�w sieci komputerowych w��czonych by�o sporo kupon�w do odcinania. A przy tym si� nie nudzi�. >�wi�ta i rocznice nastrajaj� refleksyjnie. Dobrze jest >mie� wtedy pod r�k� kogo�, z kim si� tym mo�na podzieli�. Mo�na mie� albo nie mie�. To jest konsekwencja naszych poprzednich wybor�w, a ka�dy wyb�r ma te� dobre strony. Nie by� pewien, czy wyra�a si� jasno, nie mia� ochoty si� specjalnie nad tym rozwodzi�. Pisa� o nocach sp�dzanych w uniwersyteckim laboratorium, weekendach na materacu w gabinecie swojej firmy? Marudzi� o po�wi�caniu �ycia prywatnego dla informatyki? Ci, kt�rzy zaraz po studiach zak�adali rodziny, nie mieli takiej si�y przebicia. Oni z kolei z zazdro�ci� przygl�dali si� kolegom kieruj�cym korporacjami. Co� za co�. To oczywi�cie uproszczenie, ale konieczne, je�li chce si� uog�lnia�. Jasne, �e sam by� w sytuacjach, kt�re wyklucza�y wyb�r, bo �ycie narzuca�o rozwi�zania. Jeszcze w kraju tego do�wiadczy�. Przyk�ad: historia z Zsuzs�. Pozna� j� w sto��wce uniwersyteckiej, przy obiedzie. W pi��dziesi�tym pi�tym. Na filologii by�y tylko trzy takie dziewczyny "z klas�". Tibor studiowa� wtedy matematyk�. Musieli by� oboje g�upio zakochani, skoro podczas pami�tnych dni i nocy budapeszte�skich przyrzekli sobie, �e je�li maj� zgin��, zgin� razem. Nic takiego si� nie sta�o. Otwarta granica i og�lny nastr�j po przegranej spowodowa�y p�niej, �e zdecydowali si� na wsp�lny wyjazd. Jechali w kilkana�cie os�b i jaki� samozwa�czy lider zabra� go z sob� dla sprawdzenia, czy da si� swobodnie przej�� na stron� austriack�. Ona zosta�a z plecakami i reszt� grupy. Szlaban by� zerwany, posterunki opuszczone, droga wolna. Po powrocie nie zastali jednak nikogo, plecaki te� wsi�k�y. Posz�a pog�oska, �e nadchodz� czo�gi - zmiot�a ich fala uchod�c�w. I tak si� pogubili. >Mo�na mie� albo nie mie�. To jest konsekwencja naszych >poprzednich wybor�w, a ka�dy wyb�r ma te� dobre strony. Czasem da si� z�agodzi� konsekwencje b��dnych decyzji, a nawet odrobi� z�o�liwo�ci losu. Znowu ten filozof Internetu. Tak jakby Tibor nie pr�bowa� szuka�! Przeczesa� obozy przej�ciowe, a� spotka� kogo�, kto twierdzi�, �e Zsuzsa wr�ci�a tamtej nocy do Budapesztu. Granica zablokowana, znajomi pozrywali kontakty. Pisa� na pocz�tku nie chcia�, �eby jej nie nara�a�. Kiedy ju� by�o mo�na, list si� odbi�. Prawd� m�wi�c, robi� to zreszt� na p� gwizdka. Poczu� smak samotno�ci, ale w g��bi ducha by� nawet zadowolony. Samemu na Zachodzie by�o �atwiej, a z uwieszon� u szyi niedoko�czon� filolo�k� w�giersk� mia�by mniejsz� si�� przebicia. W Austrii nie sp�dzi� wiele czasu. Ameryka�scy urz�dnicy emigracyjni dawali priorytet m�odym i wykszta�conym. Szybko otrzyma� wiz� i stypendium na sko�czenie studi�w na dowolnym uniwersytecie. Wk�ad von Neumanna w podstawy informatyki przetar� szlak dla w�gierskich matematyk�w - nie mia� trudno�ci z dostaniem si� na Stanford. Przypomina� sobie Zsuzs� od czasu do czasu i podejmowa� wtedy jakie� dzia�ania. Pr�bowa� do niej dotrze� przez organizacje uchod�cze, lokalnego kongresmena, ameryka�sk� ambasad�. Ale by�o wtedy tyle prawdziwych tragedii, rozbitych rodzin. Z jednej strony czu� si� troch� g�upio zawracaj�c g�ow� tak ma�o istotn� spraw�. Z drugiej, jak wszyscy w�wczas, mia� do Amerykan�w �al, �e nie interweniowali ostrzej. Raz nawet da� temu wyraz podczas dorocznej konferencji sieci komputerowych w Anaheim. Latem, gdy upa�y po�udniowej Kalifornii ograniczaj� nap�yw turyst�w, disneyowski kombinat tanio wynajmuje swoje posiad�o�ci na rozmaite zjazdy i sympozja. Poniewa� ich uczestnicy nie s� zainteresowani atrakcjami Diseylandu, organizuje si� im wieczorami inne rozrywki. Drugiego dnia konferencji urz�dzono wi�c przyj�cie na dziedzi�cu pobliskiej Biblioteki Nixona. Usytuowana obok domku, w kt�rym urodzi� si� by�y prezydent, gromadzi zdj�cia, kopie przem�wie� i podarunki od �wczesnych g��w pa�stwa. W holu monumentalne malowid�o: Nixon na wzg�rku w pozie Lenina wyci�ga w powitalnym ge�cie r�k�. Drog� nadchodzi grupa ludzi przebrana w kostiumy reprezentatywne dla r�nych zawod�w i warstw w�gierskiego spo�ecze�stwa. Tiborowi wymkn�a si� ironiczna uwaga, ale przyhamowa� widz�c zdziwione spojrzenia koleg�w. Nigdy przedtem nie widzieli socrealizmu, nie mieli negatywnych skojarze�. O co chodzi - przecie� Nixon naprawd� stara� si� pom�c. O ma�y w�os wyszed�by na zgorzknia�ego niewdzi�cznika. >Czasem da si� z�agodzi� konsekwencje b��dnych decyzji, a >nawet odrobi� z�o�liwo�ci losu. Wyb�r mo�e by� narzucony przez sytuacj�. Kiedy huragan historii wyrwie z korzeniami drzewo, to nie da si� go z powrotem zasadzi�. Tego akurat by� pewien. Do Budapesztu pojecha� latem 1990 roku, �eby sprzeda� mieszkanie odziedziczone po ciotce. Formalno�ci ci�gn�y si� przez dwa tygodnie i mia� do�� czasu, by rozejrze� si� po terenie. Poszed� na uczelni�, odwiedzi� sw�j stary pok�j w akademiku, spacerowa� nad rzek�. Jako� nie m�g� odtworzy� w sobie sentymentu do tych zapchanych samochodami ciasnych uliczek, brudnych dom�w i gburowatych ludzi. Szuka� Zsuzsy, ale bez przekonania. A raczej z przekonaniem, �e nie znajdzie i uniknie rozczarowa�. Jej rodzice umarli, nowi lokatorzy nie mieli o niczym poj�cia. Na uniwersytecie znalaz� jej dyplom z 1960 roku, ale bez informacji o dalszych losach. Sprawdzi� ksi��k� telefoniczn�, biuro adresowe, by� na policji. Troch� mu nawet ul�y�o. Najbardziej zadowolony by� z tej wizyty jego przyjaciel psychoterapeuta, kt�ry zawsze twierdzi�, �e cie� Zsuzsy wisia� nad wszystkimi p�niejszymi romansami. Ale wisie� przesta�, a przez ostatnie lata te� nic wa�nego w jego �yciu osobistym si� nie wydarzy�o. A je�li ju�, to jak zwi�zek z Nancy, szybko rozsypywa�o. >Wyb�r mo�e by� narzucony przez sytuacj�. Kiedy huragan >historii wyrwie z korzeniami drzewo, to nie da si� go z >powrotem zasadzi�. Niekt�re drzewa mo�na odzyska�, trzeba tylko wiedzie� jak. Zwalanie winy na przeznaczenie i emigracyjna gorycz to s�aba wym�wka, aby wycisza� g�os serca. Sk�d on wie, �e jestem emigrantem? Miliony os�b urodzonych w Stanach ma obco brzmi�ce imiona i nazwiska. Mia� ci�gle akcent, ale w pisanym angielskim by� nie do wykrycia. A ta aluzja do serca? Dwa trafienia w jednym zdaniu to zbyt du�o jak na zbieg okoliczno�ci. Ta ca�a konwersacja rozwija si� tak p�ynnie, jakby jego anonimowy rozm�wca co� o nim wiedzia�. Tibor poczu� si� nieswojo. Przeczesa� w pami�ci list� krajowych i zagranicznych znajomych, kt�rzy znali histori� Zsuzsy. M�g� ich policzy� na palcach i �aden nie mia� chyba swobodnego dost�pu do Internetu. Mo�e namierza go w�gierski konsulat? Raczej nie, oni dawno spisali go na straty; zapraszaj� tylko na przyj�cia z okazji �wi�ta narodowego i zjazdy naukowc�w w�gierskiego pochodzenia. Je�li ju�, to Amerykanie. Ci zawsze mieli sporo informacji. Przekona� si� o tym, gdy obj�� kierownictwo grupy robi�cej pierwsze zlecenia dla ARPA. W przegr�dce na wiadomo�ci znalaz� kartk� od sekretarki: "Dzwoni� Rogers. Prosi o telefon". Steve Rogers by� jednym z jego podw�adnych. Na podstawie �wistka papieru za�wiadczaj�cego, �e jest dyslektykiem, za�atwi� sobie pozwolenia na prac� w domu. W zespole i tak nie by�o formalnej dyscypliny - ka�dy przychodzi� i wychodzi�, kiedy chcia�. Nale�a�o si� jedynie pokaza� na pi�tkowym zebraniu, gdzie referowano post�py i zgrywano plany na nast�pny tydzie�. Rogers opu�ci� dwa zebrania pod rz�d i od jakiego� czasu nie wida� go by�o przy komputerze. W�wczas mieli tylko jedn� maszyn� na ca�e laboratorium i Rogers powinien testowa� na niej napisane w domu programy. Numer na kartce nie by� jego domowym telefonem. Tibor mia� powa�ne powody, by s�dzi�, �e Rogers t�ucze lewe cha�tury. Istotnie odezwa�a si� telefonistka, rzucaj�c niezrozumiale skr�t jakiej� instytucji, kt�rego Tibor nie za�apa�. Poda� wewn�trzny. "Rogers, s�ucham". "M�wi Tibor. S�uchaj, Steve, tym razem przesadzi�e�. Mo�esz sobie robi� na boku, co chcesz, ale kompilator ma by� gotowy na pi�tek. Jutro o dziesi�tej masz si� zameldowa� w moim gabinecie". "Ch�tnie, prosz� pana" - powiedzia� w s�uchawce obcy g�os. - "W�a�nie dzwoni�em do pana, bo chcia�em si� jako� um�wi�. B�d� u pana o dziesi�tej. �eby nie by�o nieporozumie�: m�wi Richard Rogers. Do widzenia". Tibor ponownie nakr�ci� numer i tym razem pos�ucha� uwa�nie. "FBI" - powiedzia�a telefonistka. Przez przypadkow� zbie�no�� nazwisk i brak opanowania nawymy�la� facetowi iz kontrwywiadu. Czego on mo�e chcie� ode mnie? Informacje sprzed 56 roku by�y mocno zdezaktualizowane, nawet ju� zapomnia� wkutego niegdy� na studium wojskowym algorytmu rozbierania ka�asznikowa. O dziesi�tej Tibor zapali� trz�s�cymi si� r�kami papierosa i zacz�� trenowa� pozy, kt�re zmusi�yby tajniaka do respektu. Agent specjalny Rogers nie przypomina� jednak Bonda. Okaza� si� niskim grubasem w poplamionej wiatr�wce i z wyrazem zak�opotania na jowialnej twarzy. "Przepraszam, �e pana niepokoj�, panie doktorze. Chcia�em si� tylko przedstawi�. Opiekuj� si� panem od pi�ciu lat i mia�em okazj� dobrze pana pozna�. Jak przygotowywa�em o panu raport dla ARPA, to pomy�la�em, �e przyjd� i si� sam poka��". Rogers o nic nie wypytywa� i Tibor po paru minutach rozmawia� z nim tak swobodnie, jakby si� codziennie spotykali przy barze. "Ba�em si�, �e b�dzie pan ze mnie wyci�ga� jakie� dane na temat przesz�o�ci albo wypytywa� o ludzi. G�upia sytuacja, �atwo wyj�� na szpicla". "A tam... Wiemy o panu wszystko, co trzeba wiedzie�. Chce pan szczeg��w?" - powiedzia� dobrodusznie Rogers i sypn�� gar�ci� detali z zawodowego i prywatnego �ycia Tibora. - "Mam nadziej�, �e nie ma nam pan za z�e takiego dok�adnego prze�wietlenia?" >Niekt�re drzewa mo�na odzyska�, trzeba tylko wiedzie� >jak. Zwalanie winy na przeznaczenie i emigracyjna gorycz to >s�aba wym�wka, aby wycisza� g�os serca. Istotnie nawi�zywa�em do w�asnego do�wiadczenia. Rozmin��em si� kiedy� z pewn� osob� i tego ju� nie da�o si� odwr�ci�. Nawiasem m�wi�c, chyba ta �atwo�� porozumiewania si� przez sie� sk�ania nas do pseudofilozoficznych hipotez i powielania bana��w. A tu zrobi�o si� ju� p�no. Dobranoc. Przerwa� konwersacj� mo�e zbyt gwa�townie, ale gdy przypomnia� sobie histori� z FBI, postanowi� wypl�ta� si� z tej rozmowy. Nikt nie lubi by� inwigilowany, nawet je�li robi to sympatyczny facet w rodzaju Rogersa. Do Rogersa nie mia� wtedy pretensji. Rozumia� sytuacj�, bo wywiad w�gierski bez w�tpienia powtyka� swoich ludzi w fal� uchod�c�w. Amerykanie musieli sprawdza� wszystkich, kt�rzy mieli do czynienia ze strategicznymi badaniami. Pami�taj�c czasy stalinowskie, by� nawet mile zaskoczony ich delikatno�ci�. �adnych przes�ucha�, zezna�, podpisywania deklaracji. "My�la�em, �e b�dzie mnie pan pyta� o W�gry". "Tu te� mamy jasno��" - Rogers przytoczy� par� fakt�w i nazwisk. Musieli mie� zdumiewaj�co g�st� siatk� informacyjn� pod rz�dami komunist�w. Pieni�dze podatnik�w nie id� na marne. Niepozorny, �atwo zaskarbiaj�cy zaufanie rozm�wcy Rogers, by� idealny w swojej roli. Powiedzia� mu to. Rogers u�miechn�� si� szeroko: "Mi�o s�ysze�. Ale ja ju� si� od pana odklejam. Jakby co, to ma pan m�j numer". Tibor �a�owa� potem, �e nie spyta� Rogersa o Zsuzs�. Zastanawia� si� nawet, czy nie zadzwoni�, ale nie chcia� podtrzymywa� tej znajomo�ci. By� zadowolony, �e wszystko posz�o tak sprawnie i bezkonfliktowo. Wizyta Rogersa z pewno�ci� nie by�a jedynie spontanicznym odruchem. Trzeba by�o j� traktowa� jako sygna� wyra�aj�cy zaufanie, a jednocze�nie ostrze�enie na przysz�o��. Trudno te� uwierzy�, �e FBI si� od niego na dobre odczepi�o. Ale prawdopodobie�stwo, �e zaczaili si� na niego w Internecie, jest bliskie zeru. Nie ma co wpada� w paranoj�, pora i�� spa�. Chor�giewka MediaMail znowu si� podnios�a. "Ale si� zapar�; b�dzie si� mnie czepia� przez reszt� nocy. To ostatnia wiadomo�� - na nast�pn� ju� nie odpowiadam". >Istotnie nawi�zywa�em do w�asnego do�wiadczenia. >Rozmin��em si� kiedy� z pewn� osob� i tego ju� nie da�o si� >odwr�ci�. Nawiasem m�wi�c, chyba ta �atwo�� porozumiewania >si� przez sie� sk�ania nas do pseudofilozoficznych hipotez i >powielania bana��w. A tu zrobi�o si� ju� p�no. Dobranoc. Hipotez� mo�na podbudowa� szczeg�ami i wtedy bana�y zmieniaj� si� w konkrety. Gdyby na przyk�ad za�o�y�, �e owa osoba jest obecnie nauczycielk�, mieszka w Miszkolcu i nazywa si� teraz Zsuzsa Molnar. Ma, powiedzmy, c�rk� urodzon� w marcu 1957 roku, kt�rej na imi� Eva (jak pa�ska matka). Przyjmijmy te�, �e jej telefon domowy ma numer 66124. Kierunkowy pan zna, tylko na W�grzech jest w tej chwili 4:32 rano. Czy to brzmi lepiej? Ale istotnie musimy ko�czy�. Jeszcze raz dzi�kuj� za noworoczne �yczenia. Tibor przes�a� t� wiadomo�� do archiwum MediaMail. Przed wy��czeniem maszyny zapisa� na wszelki wypadek cyfry telefonu na kartce, w�o�y� sweter i wyszed� na taras. Patrzy� na �wiat�a Krzemowej Doliny i most�w nad zatok� San Francisco. Na lewo horyzont przes�ania�y wie�owce �r�dmie�cia San Jose, na prawo dotyka�y go iluminowane pasy startowe mi�dzynarodowego lotniska w San Bruno. Widoczno�� wspania�a - mo�na by�o dostrzec nawet �wiat�a pozycyjne unosz�cego si� w powietrzu samolotu. Tibor �ledzi� je wzrokiem, dop�ki nie pomiesza�y si� z gwiazdami. "Szcz�liwego Nowego Roku" - powiedzia� do siebie. Marek Ho�y�ski MAREK HO�Y�SKI Urodzony w 1947 r. w Warszawie. Absolwent Wydzia�u Elektroniki PW. Doktor in�ynier, naukowiec, popularyzator, publicysta, specjalista w dziedzinie grafiki komputerowej. Od kilkunastu lat prowadzi badania i wyk�ady w Massachusetts Institute of Technology. Cztery lata temu odwiedzi� warszawskie targi "Komputer Expo '92", wtedy te� ("NF" 6/92) ukaza� si� u nas jego obficie ilustrowany tekst o geometrii fraktalnej i grafikach komputerowych. W Polsce opublikowa�: "Sztuka i komputery" (Omega 1976), "Sztuczna inteligencja" (Omega 1979), "Maszyny jak ludzie" (Iskry 1984). W latach siedemdziesi�tych zwi�zany by� M. H. ze studenckim tygodnikiem "Politechnik", gdzie kibicowa� publicystycznie buntowniczej studenckiej kulturze i zamieszcza� turystyczne reporta�e z zagranicy. Spe�nia� te� w�wczas rol� intelektualnego lidera dla grupy os�b aktywnych do dzi� w polskiej fantastyce (m.in. Mirka Kowalskiego, Marka Oramusa, Macieja Parowskiego). Doskonale zorganizowany, rzeczowy, �wiadomie kieruj�cy swoim losem i aktywny na wielu polach, przypomina si� dzi� Ho�y�ski tekstem ciep�ym, mi�kkim, wr�cz sentymentalnym. Fantastyka bliskiego zasi�gu; znajdziemy w opowiadaniu i bliskie Ho�y�skiemu techniki informatyczne, i Krzemow� Dolin�, i skomplikowane emigranckie emocje. (mp)