Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9575 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
ALEXIS DE TOCQUEVILLE
WSPOMNIENIA
EDYCJA KOMPUTEROWA:
WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL
MAIL TO:
[email protected]
MMIII�
CZʌ� PIERWSZA
Napisana w Tocqueville w lipcu 1850 roku.
[GENEZA I CHARAKTER TYCH �WSPOMNIE�" �
OG�LNA FIZJOGNOMIA EPOKI POPRZEDZAJ�CEJ
REWOLUCJ� 1848 ROKU - OZNAKI ZWIASTUJ�CE T�
REWOLUCJ�1]
Oddalonemu przej�ciowo od teatru spraw publicznych i �
dla krucho�ci mego stanu zdrowia � niezdolnemu po�wi�ci�
si� �adnemu wi�kszemu studium, nie pozostaje mi w mym
osamotnieniu nic innego jak przez moment zastanowi� si�
nad sob�, czy raczej rozpatrzy� si� wok� siebie we
wsp�czesnych wydarzeniach, kt�rych by�em uczestnikiem
lub �wiadkiem. My�l�, �e z mej bezczynno�ci najlepszy
zrobi� u�ytek, gdy odtworz� te wydarzenia, odmaluj� ludzi,
kt�rzy na mych oczach brali w nich udzia�, by w ten spos�b,
je�li zdo�am, pochwyci� i wyry� w mej pami�ci zamazane
rysy, kt�re sk�adaj� si� na niepewn� fizjognomi� mojego
czasu.
Wraz z tym postanowieniem powzi��em i inne, kt�remu
pozostan� nie mniej wierny; te wspomnienia b�d�
odetchnieniem dla umys�u, a nie dzie�em uczonym. Pisz� je
wy��cznie dla
1 Pierwsz� cz�� swoich wspomnie� Tocqueville pozostawi� nie podzielon� na
rozdzia�y. Wyodr�bni� je i opatrzy� tytu�ami bratanek autora, Christian de
Tocqueville, kt�ry w roku 1893 przygotowa� pierwsze wydanie Wspomnie�.
siebie. B�d� one zwierciad�em w kt�rym bawi� si� b�d�
widokiem moich wsp�czesnych i siebie samego, nie za�
malowid�em przeznaczonym dla publiczno�ci. Nie
przeczytaj� ich nawet najlepsi przyjaciele, poniewa� chc�
zachowa� swobod� malowania bez pochlebstwa i siebie, i
ich. Chc� szczerze ods�oni� skryte pobudki, kt�re ka�� nam
dzia�a�, im i mnie zar�wno jak innym ludziom, i pobudki te
zrozumiawszy � opisa� je. S�owem, chc� w tych
wspomnieniach wypowiada� si� szczerze i dlatego jest
niezb�dne, aby pozosta�y zupe�nie sekretne.
Nie zamierzam w mych wspomnieniach cofa� si� dalej ni� do
rewolucji 1848 roku, ani te� prowadzi� ich poza 30
pa�dziernika 1849 roku, kiedy opu�ci�em ministerstwo2.
Zawarte w tych granicach wydarzenia nie s� pozbawione
pewnej wielko�ci, a r�wnie� i moja �wczesna pozycja
pozwoli�a mi dobrze je widzie�, dlatego chc� je odmalowa�.
Jakkolwiek nieco na uboczu, �y�em w obr�bie
parlamentarnego �wiata ostatnich lat monarchii lipcowej, a
przecie� mia�bym k�opot z wyrazistym odtworzeniem
zdarze� tego czasu tak nieodleg�ego, lecz tak zatartego w mej
pami�ci. Gubi� w�tek wspomnie� po�r�d labiryntu ma�ych
incydent�w ma�ych idei, ma�ych nami�tnostek, osobistych
pogl�d�w i sprzecznych projekt�w, w kt�rym wyczerpywa�o
si� �ycie �wczesnych polityk�w. W moim umy�le utrwali�a
si� tylko og�lna fizjognomia tych lat. Na m� to cz�sto
spogl�da�em z zaciekawieniem pomieszanym z obaw� i
wyrazi�cie postrzega�em szczeg�lne rysy, kt�re j�
charakteryzuj�.
Ogl�dane z oddalenia i jako ca�o�� nasze dzieje mi�dzy
rokiem 1789 a 1830 jawi�y mi si� niczym obraz zaciek�ej
walki, jaka toczy�a si� mi�dzy dawnym ustrojem, jego tra-
2 Tocqueville by� ministrem spraw zagranicznych w gabinecie, kt�ry rozwi�za� si�
31 pa�dziernika 1849 r. na ��danie Ludwika Napoleona.
dycjami, pami�tkami, nadziejami i jego lud�mi uosobionymi
w arystokracji, a now� Francj� wiedzion� przez klas� �redni�.
Wydawa�o mi si�, �e rok 1830 zamkn�� ten pierwszy okres
naszych rewolucyj, czy raczej naszej rewolucji, poniewa�
by�a tylko jedna rewolucja, ci�gle ta sama w zmiennych
obrotach fortuny i r�nych nami�tno�ci, kt�rej pocz�tek
widzieli nasi ojcowie i kt�rej my sami wedle wszelkiego
prawdopodobie�stwa nie zobaczymy ko�ca. Wszystko, co si�
osta�o z dawnego ustroju, zosta�o na zawsze zburzone. W
1830 triumf klasy �redniej by� ostateczny i tak zupe�ny, �e
wszelka w�adza, wszystkie swobody i prerogatywy, ca�e
rz�dzenie znalaz�y si� �cie�nione i jakby upchni�te w w�skich
granicach owej klasy mieszcza�skiej, z wy��czeniem � na
mocy prawa � wszystkiego, co by�o pod ni� oraz � moc�
fakt�w � wszystkiego, co by�o nad ni�. Tym sposobem
zosta�a ona nie tylko jedynym przewodnikiem spo�ecze�stwa,
ale rzec mo�na sta�a si� ona jego dzier�awc�. Pozajmowa�a
wszelkie urz�dy, zwi�kszy�a niebywale ich liczb� i
przyzwyczai�a si� �y� tyle� prawie ze skarbu publicznego ile
ze swojej w�asnej przedsi�biorczo�ci.
I nieledwie jak rzecz ca�a si� by�a dope�ni�a, zaraz te�
nast�pi�o wielkie uspokojenie wszystkich politycznych
nami�tno�ci, swego rodzaju powszechne pomniejszenie
wszelkich wydarze� i pr�dki rozw�j publicznego bogactwa.
Szczeg�lny duch klasy �redniej sta� si� og�lnym duchem
rz�d�w zapanowa� w polityce zewn�trznej r�wnie dobrze jak
w sprawach wewn�trznych duch aktywno�ci i
przedsi�biorczo�ci, cz�sto bez poczucia przyzwoito�ci, na
og� stateczny, nieraz zuchwa�y przez pr�no�� i egoizm,
nie�mia�y z temperamentu, umiarkowany w ka�dej rzeczy
wyj�wszy upodobanie w dobrobycie, wreszcie mierny duch
ten, zmieszany z duchem ludu lub arystokracji, mo�e by�
niezr�wnany, sam natomiast zawsze da rz�dy pozbawione
wielko�ci i cnoty. Rozpanoszywszy si� jak nigdy �adna
arystokracja, klasa �rednia, kt�r� nale�y zwa� klas� rz�dow�,
utwierdzi�a si� w swym panowaniu, a wkr�tce w egoizmie
i poczyna�a sobie niczym w prywatnej firmie ka�dy z jej
cz�onk�w tyle my�la� o sprawach publicznych, ile m�g� z
nich wyci�gn�� korzy�ci dla swych spraw prywatnych, i w
swym ma�ym dobrobycie �acno zapomina� o ludziach z ludu.
Potomno��, kt�ra dostrzega tylko wielkie zbrodnie, a kt�rej
umykaj� zazwyczaj przywary, nie dowie si� by� mo�e nigdy,
do jakiego stopnia �wczesne rz�dy przybra�y pod koniec
charakter towarzystwa przemys�owego, gdzie wszystkie
operacje s� nastawione na zysk, jaki mog� z nich osi�gn��
jego cz�onkowie. Przywary te wynika�y z naturalnych
pop�d�w panuj�cej klasy, z jej niepodzielnej w�adzy, z
wycie�czenia i korupcji tego czasu. Do ich powi�kszenia
znacznie przyczyni� si� kr�l Ludwik Filip3. By� przypadkiem,
kt�ry sprawi�, �e choroba sta�a si� �miertelna.
Jakkolwiek w�adca ten by� synem najszlachetniejszego w
Europie rodu, chocia� w g��bi duszy skrywa� p�yn�c� z tego
dziedziczn� dum� i z pewno�ci� �adnego cz�owieka nie
uwa�a� za sobie r�wnego, to jednak posiada� wi�kszo�� zalet
i wad, kt�re szczeg�lnie przynale�� ni�szym szczeblom
spo�ecze�stwa. Mia� w zwyczaju regularno�� i oczekiwa�
tego od otoczenia. W zachowaniu by� stateczny, pe�en
prostoty w przyzwyczajeniach i umiarkowany w gustach, z
natury przyjaciel prawa i wr�g wszelkich nadu�y�,
pow�ci�gliwy je�li nie w pragnieniach, to w swych
posuni�ciach, ludzki ale nie wra�liwy, zach�anny i �agodny,
�adnych ha�a�liwych nami�tno�ci, �adnych rujnuj�cych
s�abo�ci, �adnych ra��cych przywar, z cn�t kr�lewskich mia�
tylko jedn�, odwag�. Grzeczno�ci by� niebywa�ej,
3 Ludwik Filip, ksi��� Orleanu (1773 �1850) � potomek bocznej linii
kr�lewskiego domu Burbon�w wywodz�cej si� od Filipa Orlea�skiego,
m�odszego brata Ludwika XIV. Po rewolucji lipcowej 1830 r. i abdykacji Karola
X, Burbona z linii kr�lewskiej, Ludwik Filip zosta� namiestnikiem generalnym
kr�lestwa, a 7 sierpnia kr�lem Francuz�w.
lecz ma�o wyszukanej i bez wielko�ci, grzeczno�ci raczej
kupca ni� w�adcy. Zupe�nie nie gustowa� w literaturze i
sztuce, kocha� natomiast nami�tnie przemys�. Pami�� mia�
znakomit�, zdoln� do uporczywego przechowywania
najdrobniejszych szczeg��w. Jego konwersacja obfita,
niezborna, oryginalna, trywialna, anegdociarska, pe�na
fakcik�w, pieprzu i sensu, dawa�a ca�� przyjemno��, jak�
mo�na znale�� w rozrywkach intelektu, gdy brak im
delikatno�ci i powagi. Umys� wyborny, lecz zacie�niony i
skr�powany niedostatkiem wznios�o�ci i rozmachu w duszy.
�wiat�y, finezyjny, gi�tki i uparty, nastrojony wy��cznie
utylitarnie i wype�niony tak� pogard� dla prawdy oraz tak�
niewiar� w cnot�, �e przyt�pia�o to jasno�� jego umys�u, �e
nie tylko nie dostrzega� pi�kna bij�cego zawsze z prawdy i
prawo�ci, lecz nawet nie rozumia�, jaki mo�e z nich czasem
p�yn�� po�ytek, g��boki znawca ludzi, ale tylko poprzez ich
wady, w religii niedowiarek jak wiek XVIII, w polityce
sceptyk jak wiek XIX, sam bez wiary, nie wierzy� wcale w
wiar� innych, w�adz� i nieuczciwych dworzan kocha� w
spos�b tak naturalny, jak gdyby rzeczywi�cie urodzi� si� na
tronie, z ambicjami pow�ci�ganymi tylko przez ostro�no��,
nigdy nie nasyconymi i nigdy przesadnymi, zawsze
przyziemnymi.
Wielu by�o w�adc�w podobnych do tego portretu, lecz w
przypadku Ludwika Filipa zupe�nie szczeg�lna by�a analogia
czy raczej rodzaj pokrewie�stwa, rodzinnego wr�cz
podobie�stwa mi�dzy jego osobistymi wadami a
u�omno�ciami jego czasu; dla wsp�czesnych, a w
szczeg�lno�ci dla rz�dz�cej klasy czyni�o go to w�adc�
poci�gaj�cym oraz wyj�tkowo niebezpiecznym i
znieprawiaj�cym. Stoj�c na czele arystokracji mia�by na ni�
by� mo�e wp�yw dobroczynny. Jako przyw�dca bur�uazji
pcha� j� ku naturalnym sk�onno�ciom, kt�rym by�a ona a�
nadto gotowa ulega�. Swe wady po��czyli rodzinnym
zwi�zkiem i maria� ten wzmocni� zrazu kr�la, nast�pnie
zdemoralizowa� klas� mieszcza�sk�, a na koniec oboje
doprowadzi� do zguby.
Mimo, �e nigdy nie wyst�powa�em w Radach kr�la, do��
cz�ste okazje otwiera�y mi do niego dost�p. Ostatni raz
spotka�em go kr�tko przed katastrof� lutow�. By�em
w�wczas dyrektorem Akademii Francuskiej4 i mia�em m�wi�
z kr�lem o nie wiem ju� jakiej sprawie tycz�cej tej
korporacji. Przedstawiwszy kwesti�, kt�ra mnie sprowadzi�a,
chcia�em odej��, kr�l mnie zatrzyma�, siad� na krze�le, mnie
posadzi� na drugim i rzek� poufale: �Skoro pana widz�, panie
de Tocqueville, porozmawiajmy. Pragn� by mi pan nieco
powiedzia� o Ameryce"5. Zna�em go wystarczaj�co, by
zrozumie�, co znacz� te s�owa: �to ja b�d� m�wi� o
Ameryce". W rzeczy samej m�wi� o niej i osobliwie, i d�ugo,
za� ja nie mia�em ani mo�no�ci, ani ochoty wtr�cenia
swojego, poniewa� rzeczywi�cie by�em nim zaciekawiony.
Odmalowywa� miejscowo�ci, jakby mia� je przed oczyma,
przypomina� sobie znamienitszych ludzi spotkanych przed
czterdziestu laty, jakby rozsta� si� z nimi wczoraj, wymienia�
ich nazwiska, imiona, m�wi� w jakim byli w�wczas
4 Akademia Francuska zosta�a ufundowana patentem Ludwika XIII w 1635 r.
Grupuje wybitnych przedstawicieli francuskiego �ycia umys�owego w tradycj�
ustalonej liczbie czterdziestu. W czasach Tocqueville'a dyrektor by� wybierany co
kwarta� i przewodniczy� posiedzeniom akademik�w.
5 Ludwik Filip przebywa� w Ameryce w 1799 r. Tocqueville, wraz ze swoim
przyjacielem Gustawem de Beaumont, pojecha� do Stan�w Zjednoczonych z
oficjaln� misj� kt�rej celem by�o zapoznanie si� z ameryka�skim
wi�ziennictwem. Przebywali tam od maja 1831 r. do lutego 1832, a w roku 1833
opublikowali wsp�lnie napisany memoria� O systemie penitencjarnym w Stanach
Zjednoczonych i jego zastosowaniu we Francji. Najcenniejszym rezultatem
podr�y sta�a si� jednak ksi��ka O demokracji w Ameryce, kt�rej cz�� pierwsza
ukaza�a si� w 1835, druga w 1840 r. i kt�r� trzydziestoletni autor zdoby� du�y
rozg�os. Do dzi� jest ona uwa�ana za jedn� z �wietniejszych analiz spo�ecze�stwa
ameryka�skiego i zagro�e� zwi�zanych z procesem demokratyzacji, w kt�rym
Tocqueville widzia� g��wn� tendencj� rozwoju r�wnie� i spo�ecze�stw
europejskich.
wieku, wspomina� koleje ich �ycia, genealogie, dzieci z cudown�
dok�adno�ci� i mn�stwem szczeg��w, nie b�d�c przy
tym nudny. Bez odpoczynku powr�ci� z Ameryki do Europy,
m�wi� mi o r�nych naszych sprawach zagranicznych i wewn�trznych
z nies�ychanym brakiem pomiarkowania w
s�owach, bo nie mia�em �adnego prawa do jego zaufania.
Powiedzia� mi wiele z�ego o cesarzu Rosji, kt�rego nazywa�
Panem Miko�ajem6, lorda Palmerston7 potraktowa�
mimochodem jako szelm� i zako�czy� opowiadaj�c mi d�ugo
o hiszpa�skich ma��e�stwach8, niedawno zawartych i o
k�opotach, jakich mu przyczyni�y ze strony Anglii. �Kr�lowa
ma o nie wielki �al i nie skrywa swej irytacji, ale przecie� �
dorzuci� � te biadolenia nie przeszkodz� mi powozi� moim
fiakrem". Jakkolwiek powiedzonko to pochodzi�o z czas�w
dawnego ustroju, pomy�la�em sobie, �e nale�y w�tpi�, by
u�y� go kiedykolwiek Ludwik XIV po przyj�ciu sukcesji
hiszpa�skiej. S�dz� zreszt�, �e Ludwik Filip si� myli� i, by si�
pos�u�y� jego s�owami my�l�, �e hiszpa�skie ma��e�stwa
mocno si� przyczyni�y do wywr�cenia jego fiakra.
6 Miko�aj I (1796-1855) - car Rosji od 1825 r.
7 Henry John Temple wicehrabia Palmerston (1784�1865) � angielski m��
stanu, od roku 1807 cz�onek parlamentu i wielokrotny minister spraw
zagranicznych.
8 Nazywano tak podw�jn� uni� personaln� o jak� z inspiracji Guizota stara�a si�
Francja celem zdobycia wp�ywu na polityk� hiszpa�sk�. 10 pa�dziernika 1846 r.
kr�lowa Izabela po�lubi�a swego kuzyna ksi�cia Kadyksu a jej siostra � ksi�cia
de Montpensier najm�odszego syna Ludwika Filipa. Ma��e�stwa hiszpa�skie
przyczyni�y si� do ca�kowitego zerwania przymierza mi�dzy Francj� a Angli�.
Nieco dalej Tocqueville por�wnuje starania Ludwika Filipa o zapewnienie
ci�g�o�ci dynastii Burbon�w w Hiszpanii do podobnych d��e� Ludwika XIV,
kt�ry osadzi� na tronie hiszpa�skim swego wnuka ksi�cia Andegawenii (Filipa V
Hiszpa�skiego) w roku 1700, co doprowadzi�o do d�ugoletniej wojny o sukcesj�
hiszpa�sk�.
Po trzech kwadransach kr�l podni�s� si� podzi�kowa� mi za
przyjemno��, jak� wyni�s� z naszej konwersacji (nie wyrzek�em
dw�ch s��w) i po�egna� mnie widocznie mn�
zachwycony, bo tak zwykle bywa, �e nabiera si� dobrego
mniemania o bystro�ci osoby, przed kt�r� we w�asnym
przekonaniu b�yskotliwie si� m�wi�o. By�a to nasza ostatnia
rozmowa.
W�adca ten, nawet w najkrytyczniejszych momentach, naprawd�
improwizowa� swoje odpowiedzi dla najwy�szych
organ�w pa�stwowych, w podobnych okoliczno�ciach by�
r�wnie wielom�wny jak w konwersacji, lecz z mniejszym
szcz�ciem i dowcipem . Zazwyczaj by� to zalew gotowych
frazes�w wyg�aszanych z fa�szyw� i przesadn� gestykulacj�,
wielki wysi�ek, aby wyda� si� wzruszonym i wielkie
�omotanie si� po piersiach. W takich przypadkach stawa� si�
cz�sto niejasny, poniewa� puszcza� si� zuchwale i, by tak
rzec, g�ow� naprz�d w d�ugie zdania, kt�rych rozmiaru i
ko�ca nie m�g� z g�ry przewidzie� i z kt�rych wydobywa� si�
w ko�cu si�� gubi�c sens i nie ko�cz�c my�li. Na og� styl
jego przy uroczystych okazjach przypomina� sentymentalny
�argon osiemnastowieczny, powtarzany z �atw� i osobliwie
niepoprawn� obfito�ci�, co� z Jana Jakuba Rousseau9
poprawionego przez dziewi�tnastowieczn� kuchark�.
Przypominam sobie jak jednego dnia, znajduj�c si� w
pierwszych szeregach i mocno na widoku podczas wizyty
jak� Izba Deputowanych sk�ada�a w Tuileriach, o ma�o nie
wybuchn��em �miechem i nie spowodowa�em skandalu,
poniewa�, gdy kr�l przemawia�, Remusat10, m�j kolega w
Aka-
9 Jean-Jacques Rousseau (1712�1778) � pisarz, publicysta, filozof, jeden z
najwybitniejszych ludzi francuskiego O�wiecenia. Dzi�ki przede wszystkim swej
powie�ci Julia albo Nowa Heloiza (1761) uwa�any za wsp�tw�rc�
preromantycznego sentymentalizmu.
10 Charles de Remusat (1797-1875) - literat i filozof, od r. 1846 cz�onek Akademii
Francuskiej. Deputowany do Zgromadzenia Narodowego, w okresie monarchii
lipcowej i II Republiki zwi�zany z grup� lewego centrum. W r. 1840 minister
spraw wewn�trznych. Pozostawi�
demii i w legislaturze 11 wpad� na pomys�, aby mi szepn��
z�o�liwie do ucha tonem powa�nym i melancholijnym, t�
pi�kn� sentencj�: �W tym momencie dobry obywatel
powinien si� przyjemnie wzruszy�, lecz akademik cierpi".
W �wiecie politycznym tak utworzonym i tak kierowanym,
rzecz�, kt�rej brakowa�o najbardziej, zw�aszcza pod koniec,
by�o samo �ycie polityczne. Nie mog�o ono ani si� narodzi�,
ani utrzyma� w owym prawnym kolisku zakre�lonym przez
konstytucj�, dawna arystokracja by�a pobita, a lud wykluczony.
Poniewa� wszystkie sprawy rozstrzyga�y si� mi�dzy
cz�onkami jednej i tej samej klasy, wedle jej interes�w i jej
punktu widzenia, nie mo�na by�o znale�� pola walki, na
kt�rym wielkie partie mog�yby toczy� wojn�. Ta osobliwa
jednolito�� pozycji, interes�w i skutkiem tego pogl�d�w,
jaka panowa�a w obr�bie tego, co pan Guizotl2 nazwa� krajem
legalnym, odbiera�a
pi�ciotomowe pami�tniki (M�moires de ma vie, Paris 1958 1967) obejmuj�ce
czas od Dyrektoriatu do pocz�tk�w III Republiki, w kt�rych nakre�li� ciekawy
portret Tocqueville'a.
11 Mianem l�gislature okre�la si� we Francji system cia� wydaj�cych ustawy (np.
Senat wraz z Izb� Deputowanych), albo kadencj� tych cia�. Miano Legislatywy
przys�uguje zwyczajnemu Zgromadzeniu ustawodawczemu w odr�nieniu od
Konstytuanty � Zgromadzenia uchwalaj�cego konstytucj�.
12 Fran�ois-Pierre Guillaume Guizot (1787 - 1874) historyk i m�� stanu. Od r.
1812 profesor Sorbony, potem cz�onek Akademii Francuskiej - jego wyk�ad�w
s�ucha� Tocqueville. W okresie Restauracji pe�ni wa�ne funkcje w r�nych
ministerstwach, sympatyzuje z libera�ami. W czasach monarchii lipcowej by�
deputowanym i sprawowa� kolejno: urz�d ministra spraw wewn�trznych, o�wiaty
i spraw zagranicznych, staj�c si� g��wnym rzecznikiem polityki konserwatywnej,
kt�ra przyspieszy�a upadek Ludwika Filipa i kt�rej ostatnim przejawem by�
sprzeciw wobec projektu ustawy zmierzaj�cej do demokratyzacji prawa
wyborczego, m. in. poprzez obni�enie cenzusu maj�tkowego uprawniaj�cego do
udzia�u w wyborach. Przy tej okazji wypowiedzia� swoje s�ynne: "Enrichissez
vous!" (boga�cie si�). Po roku 1848 wycofa� si� z �ycia politycznego i po�wi�ci�
pracom historycznym.
parlamentarnym debatom wszelk� oryginalno�� i realno��, a
wi�c wszelk� prawdziw� pasj�. Dziesi�� lat �ycia sp�dzi�em
w towarzystwie znakomitych umys��w, kt�re podnieca�y si�
bez przerwy nie mog�c si� rozpali�, kt�re wysila�y ca�� sw�
bystro�� �eby wynale�� jakie� powa�ne przedmioty sporu i
nie potrafi�y ich znale��.
Z drugiej strony przewaga, jak� zyska� kr�l Ludwik Filip w
sprawach pa�stwowych wykorzystuj�c b��dy, a zw�aszcza
przywary swoich przeciwnik�w, przewaga ta sprawia�a, �e
nigdy nie nale�a�o zbyt si� oddala� od pogl�d�w w�adcy, aby
tym samym nie oddali� sukcesu i sprowadza�a r�nic�
mi�dzy partyjnymi kolorami do drobnych odcieni, a walk� do
s�ownych utarczek. Nie wiem czy w kt�rym� z parlament�w
(nie wy��czaj�c Konstytuanty, tej prawdziwej z 1789 roku)
zebra�o si� wi�cej r�norodnych i �wietnych talent�w ni� w
naszym podczas ostatnich lat monarchii lipcowej. Mog�
jednak stwierdzi�, �e ci wspaniali m�wcy srodze si� nudzili
s�uchaj�c si� wzajemnie i co gorsza, �e s�uchaj�c ich nudzi�
si� ca�y nar�d. Przyzwyczaja� si� on niepostrze�enie do
traktowania walki w Izbach raczej jako igraszek umys�u ni�
powa�nej debaty, a tego wszystkiego, co dzieli�o r�ne
parlamentarne stronnictwa wi�kszo��, centrolewic�, opozycj�
dynastyczn�13 � jako wew-
13 Tocqueville charakteryzuje tu rzeczywi�cie jedn� �rodzin�" po lityczn�,
kontynuuj�c� tradycj� stronnictwa liberalnego z czas�w Restauracji, kt�re po
rewolucji lipcowej podzieli�o si� na konserwatywn� �parti� oporu" i
reformistyczn� �parti� ruchu". W ostatnich latach monarchii konserwaty�ci
dysponowali wi�kszo�ci� w Zgromadzeniu, ich czo�owym przedstawicielem by�
Guizot. Reformistyczna mniejszo�� to centrolewica lub lewe centrum z Thiersem
na czele oraz opozycja lub lewica dynastyczna z Odilonem Barrotem jako
przyw�dc�. O podziale na frakcje parlamentarne decydowa�y bardziej osobiste
animozje ni� zasadnicze r�nice pogl�d�w politycznych: mniejszo�� nalega�a na
reform� prawa wyborczego i zerwanie z protekcjonizmem w gospodarce dla
ocalenia monarchii, kt�rej tak samo jak wi�kszo�� by�a zwolenniczk�.
netrznych k��tni dzieci jednej rodziny, kt�re usi�uj�
wzajemnie si� wykantowa� przy podziale spadku. Kilka
g�o�nych fakt�w ujawnionej korupcji sk�ania�o go do
podejrzewania wsz�dzie afer ukrytych, wyrobi�o w nim
przekonanie, �e ca�a klasa rz�dz�ca jest skorumpowana oraz
cich� dla niej pogard�, kt�r� brano za ufn� i zadowolon�
uleg�o��.
Kraj by� w�wczas podzielony na dwie cz�ci czy raczej dwie
sfery: w g�rnej, jedynej w kt�rej mia�o si� mie�ci� ca�e �ycie
polityczne, panowa�a apatia, niemo�no�� i bezruch, w strefie
dolnej przeciwnie, �ycie polityczne dawa�o o sobie zna� poprzez
gor�czkowe i nieregularne symptomy, dostrzegalne dla
uwa�nego obserwatora.
By�em jednym z tych obserwator�w i cho� daleki by�em od
my�li, �e katastrofa jest tak bliska i �e b�dzie tak straszna, to
czu�em jak w mym umy�le rodzi si� niepostrze�enie i wzrasta
niepok�j, jak zakorzenia si� w nim przekonanie, �e
zmierzamy ku nowej rewolucji. Przynios�o to moim my�lom
wielk� odmian�, bo powszechne uspokojenie i nijako��, jakie
przysz�y po rewolucji lipcowej, utrzymywa�y mnie d�ugo w
mniemaniu, �e przyjdzie mi sp�dzi� �ycie w spo�ecze�stwie
wycie�czonym i znieruchomia�ym. I w takim
prze�wiadczeniu trwa�by ka�dy, kto spogl�da�by wy��cznie
do wn�trza rz�dowej fabryki. Wszystko wydawa�o si� tam
sprz�gni�te, a�eby obracaj�c d�wigniami wolno�ci
wytwarza� olbrzymi� w�adz� kr�lewsk�, absolutn� prawie do
despotyzmu i dzia�o si� to bez wysi�ku, skutkiem regularnej i
spokojnej pracy ca�ej machiny. Dumny bardzo z korzy�ci,
jakie czerpa� z owego przemy�lnego mechanizmu, kr�l
Ludwik Filip przed�o�y� sobie, �e je�li tylko nie naruszy tego
pi�knego instrumentu, jak nieopatrznie uczyni� Ludwik
XVIII14, je�li pozwoli mu
14 Ludwik XVIII (1755-1824) - wnuk Ludwika XV i brat Ludwika XVI, �ci�tego
w styczniu 1793 z wyroku rewolucyjnej Konwencji. Wst�pi� na tron w r. 1814 po
upadku Cesarstwa, po powrocie Napoleona z Elby i w czasie s�ynnych "stu dni"
schroni� si� w Gan
dzia�a� wedle jego regu�, to nie gro�� mu �adne niebezpiecze�stwa.
Stara� si� te� wy��cznie o utrzymywanie go w
dobrym stanie i u�ywanie go zgodnie ze swymi zamiarami,
zapominaj�c przy tym o spo�ecze�stwie, na kt�rym
spoczywa� ten przemy�lny mechanizm; by� jak cz�owiek, co
nie wierzy, �e podpalono mu dom, poniewa� w kieszeni ma
klucz. Tego rodzaju troskami i zabiegami �y� nie mog�em, co
mi pozwala�o si�ga� okiem poza mechanizm instytucji i
mnogo�� drobnych, codziennych fakt�w, a�eby przyjrze� si�
stanowi obyczaj�w i nastrojom kraju. Tam za� dostrzega�em
wyra�nie jak gromadz� si� oznaki, kt�re zazwyczaj zwiastuj�
nadej�cie rewolucyj i zaczyna�em rozumie�, �e w roku 1830
koniec aktu wzi��em za koniec ca�ej sztuki.
W pa�dzierniku 1847 roku liczne grono moich parlamentarnych
przyjaci� zebra�o si�, a�eby uzgodni� jak�� lini�
post�powania na zbli�aj�c� si� sesj� ustawodawcz�.
Ustalono, �e opublikujemy program w formie manifestu i
mnie powierzono jego opracowanie. Potem pomys� tej
publikacji zosta� zarzucony, lecz rzecz, o kt�r� mnie
proszono zredagowa�em15. Odnajduj� j� teraz w swoich
papierach i wyjmuj� z niej te oto zdania. Przedstawiwszy
apati� �ycia parlamentarnego, dorzucam:
dawie, obj�� w�adz� ponownie w r. 1815. Po jego �mierci w r. 1824 rz�dy obj��
jego brat, hrabia d'Artois jako Karol X.
Tocqueville sugeruje ironiczne por�wnanie mi�dzy Ludwikiem Filipem, kt�ry
swym konserwatyzmem u�atwi� polityczn� karier� Ludwikowi Napoleonowi
Bonapartemu, przysz�emu Napoleonowi III, a Ludwikiem XVIII, kt�rego
reakcyjne rz�dy, sprawowane wbrew gwarancjom zawartym w Karcie
konstytucyjnej, przyczyni�y si� do triumfalnego powrotu Napoleona z Elby.
15 Manifest ten, pod tytu�em De la classe moyenne et du Peuple (O klasie �redniej
i o ludzie), zosta� przedrukowany w IX tomie Oeuvres completes Tocqueville'a
(Paris 1860-1865), wydanych przez G. Beaumonta.
�... Nadejdzie czas, gdy kraj podzieli si� znowu na dwie
wielkie partie. Rewolucja francuska, kt�ra znios�a wszystkie
przywileje i specjalne uprawnienia, pozostawi�a wszak�e
jedno prawo, prawo w�asno�ci. Nie trzeba, by posiadaj�cy
�ywili z�udzenie, �e ich pozycja jest mocna, by sobie
wyobra�ali, �e prawo w�asno�ci jest sza�cem nie do
zdobycia, poniewa� nigdzie dot�d nie zosta� on zdobyty,
albowiem nasz czas nie jest podobny �adnemu innemu. Gdy
prawo w�asno�ci by�o tylko �r�d�em i podwalin� dla wielu
innych praw, broni�o si� bez trudu, lub raczej nie by�o
atakowane; w�wczas opasywa�o ono spo�ecze�stwo jakby
wa�em obronnym, dla kt�rego inne prawa by�y wysuni�tymi
umocnieniami; nie si�ga�y go uderzenia, nawet nie usi�owano
powa�nie go dosi�gn��. Dzisiaj natomiast, gdy prawo
w�asno�ci jawi si� jako ostatnia ju� pozosta�o�� po
zburzonym �wiecie arystokratycznym, gdy wznosi si� ono
samotnie jako odosobniony przywilej po�r�d zr�wnanego
spo�ecze�stwa i nie pozostaje os�oni�te przez liczne inne
prawa, �atwiej podwa�alne, bardziej znienawidzone, dzi�
wi�c zagra�a mu wi�ksze niebezpiecze�stwo: ka�dego dnia
musi ono samotnie stawia� czo�a bezpo�redniemu i
nieustannemu natarciu opinii demokratycznych...
... Walka polityczna b�dzie si� wkr�tce toczy� mi�dzy tymi,
co posiadaj� a tymi, co nie posiadaj�; wielkim polem bitwy
stanie si� w�asno��, za� g��wne kwestie polityczne b�d� si�
rozgrywa� wok� mniej lub bardziej g��bokich modyfikacji
prawa posiadaczy. W�wczas to ujrzymy ponownie wielkie
publiczne poruszenia i wielkie stronnictwa.
Dlaczeg� to znaki zapowiadaj�ce ten obr�t rzeczy nie s� dla
wszystkich widzialne? Czy s�dzi si�, �e to przez przypadek,
skutkiem chwilowego kaprysu ludzkiego umys�u pojawiaj�
si� zewsz�d te szczeg�lne doktryny o r�nych nazwach, lecz
wsp�lnym g��wnym rysie, kt�rym jest negacja prawa
w�asno�ci; kt�re d��� wszystkie do przynajmniej
ograniczenia, umniejszenia, os�abienia jego dzia�ania? Kt�
nie rozpoznaje w tym
najnowszego symptomu tej starej choroby demokratycznej
naszego czasu, kt�rej przesilenie by� mo�e jest bliskie?"
Ja�niej i bardziej ponaglaj�co wyra�a�em si� w swoim przem�wieniu
do Izby Deputowanych 29 stycznia 1848 roku, zamieszczonym
w �Monitorze� z 30 stycznia 16. Oto
najwa�niejsze ust�py:
�...M�wi si�, �e nie ma niebezpiecze�stwa, bo nie ma
rozruch�w, m�wi si�, �e poniewa� na powierzchni spo�ecze�stwa
nie ma nieporz�dku w sensie materialnym, to rewolucje
s� od nas daleko.
Panowie, pozw�lcie sobie powiedzie�, �e s�dz�, i� si�
mylicie. Bez w�tpienia, nieporz�dek nie przejawia si� w
faktach, lecz wdar� si� g��boko w umys�y. Sp�jrzcie, co si�
dzieje w �onie tych klas pracowniczych kt�re dzi�, przyznaj�,
s� spokojne. Prawd� jest, �e nie targaj� nimi nami�tno�ci
czysto polityczne w takim stopniu, jak niegdy�, lecz czy� nie
widzicie, �e nami�tno�ci z politycznych przemieni�y si� w
socjalne? Czy� nie widzicie, �e rozprzestrzeniaj� si� w ich
�onie pogl�dy, idee, kt�re nie prowadz� wcale do obalenia
wy��cznie tej ustawy, tego ministerium, tego nawet rz�du,
lecz do obalenia spo�ecze�stwa, do wstrz��nienia
podstawami, na kt�rych dzi� ono si� wspiera? Czy� nie
s�yszycie jak ci�gle w�r�d nich si� powtarza, �e wszystko, co
znajduje si� ponad nimi, jest niezdolne i niegodne nimi
rz�dzi�, �e dotychczasowy rozdzia� d�br w �wiecie jest
niesprawiedliwy, �e w�asno�� opiera si� na podstawach, kt�re
nie s� sprawiedliwymi? I czy� nie s�dzicie, �e kiedy podobne
pogl�dy si� zakorzeniaj� i staj� si� prawie powszechne, �e
kiedy g��boko schodz� w masy, to musz� w�wczas
16 �Le Moniteur Universel� dziennik za�o�ony w 1789 r. w Pary�u, zamieszcza�
sprawozdania z obrad parlamentu. Staje si� oficjalnym dziennikiem rz�dowym w
r. 1800, od r. 1869 zmienia tytu� na �Journal officiel�. Tocqueville pomyli� daty
� przem�wienie wyg�asza� 27 stycznia, zosta�o opublikowane w �Monitorze� z
28 stycznia.
pr�dzej czy p�niej doprowadzi�, nie wiem kiedy, nie wiem
jak, lecz musz� wcze�niej czy p�niej doprowadzi� do
najgro�niejszych przewrot�w?
Takie jest, Panowie, moje najg��bsze przekonanie s�dz�, �e
nie w por� zasypiamy na wulkanie, jestem o tym g��boko
przekonany.
Powiedzia�em wam przed chwil� Panowie, �e to z�o doprowadzi
wcze�niej czy p�niej, nie wiem kiedy, nie wiem
jak, nie wiem sk�d przyjd�, lecz wcze�niej czy p�niej
doprowadzi do najpowa�niejszych w tym kraju rewolucyj,
b�d�cie o tym przekonani.
Kiedy przychodzi mi szuka� w r�nych epokach, u r�nych
lud�w, jaka by�a rzeczywista przyczyna, kt�ra doprowadzi�a
do ruiny rz�dz�ce klasy, dostrzegam oczywi�cie takie czy
inne zdarzenie, cz�owieka, przypadkow� lub powierzchown�
przyczyn� lecz wierzcie mi, �e przyczyn� rzeczywist�,
przyczyn� sprawcz�, kt�ra powoduje utrat� w�adzy przez
ludzi jest to, �e stali si� oni niegodni by j� sprawowa�.
Pomy�lcie Panowie o dawnej monarchii, by�a ona silniejsza
ni� wy silniejsza swymi pocz�tkami, lepiej ni� wy wspiera�a
si� na dawnych zwyczajach, na starych obyczajach, na starodawnych
wierzeniach, by�a silniejsza ni� wy, a jednak
obr�ci�a si� w proch. Dlaczego? S�dzicie mo�e, �e sprawi� to
jaki� szczeg�lny przypadek? My�licie, �e by�o to dzie�o
jakiego� cz�owieka deficytu przysi�gi w sali Jeu de Paume,
La Fayette'a, Mirabeau?17 Nie Panowie, jest inna przyczyna
ta, �e klasa, kt�ra
17 Mowa o faktach i ludziach potocznie uznawanych za przyczyny wybuchu
Rewolucji Francuskiej, deficyt � chodzi o olbrzymie niedobory w bud�ecie
pa�stwa i zarazem jeden z powod�w zwo�ania Stan�w Generalnych, od kt�rych
minister finans�w chcia� uzyska� uchwalenie reformy podatkowej, przysi�ga �
deklaracja uchwalona przez przedstawicieli stanu trzeciego 20 czerwca 1789 w
sali Jeu de Paume, w kt�rej przysi�gli sobie nie rozsta� si� zanim nie opracuj� i
nie
wtedy rz�dzi�a, przez sw� oboj�tno��, przez egoizm, przez
swoje wady sta�a si� niezdolna i niegodna rz�dzi�.
Oto prawdziwa przyczyna.
Panowie! Je�li jest s�uszne �ywi� patriotyczn� trosk� w ka�dej
epoce, to jak�e s�uszne jest �ywi� j� w naszym czasie!
Czy� nie czujecie Panowie jak�� instynktown� intuicj�, kt�rej
nie da si� uzasadni�, lecz kt�ra nie zawodzi, �e w Europie
znowu dr�y ziemia? Czy nie czujecie w powietrzu wiatru rewolucji?
Tego wiatru, o kt�rym nie wiadomo gdzie si� rodzi,
sk�d przychodzi i kogo porwie. I w tak� por� pozostajecie
spokojni wobec zepsucia publicznych obyczaj�w, a to s�owo
nie jest zbyt mocne.
M�wi� teraz bez goryczy, zwracam si� do was, jak s�dz�,
wyzbyty stronnego ducha partyjno�ci, atakuj� ludzi, wobec
kt�rych nie czuj� gniewu, lecz wreszcie mam obowi�zek
powiedzie� mojemu krajowi to, co jest moim g��bokim i
ustalonym przekonaniem. Ot� moim przekonaniem
g��bokim i ustalonym jest to, �e psuj� si� obyczaje publiczne,
�e zepsucie publicznych obyczaj�w was doprowadzi w
kr�tkim, by� mo�e bliskim czasie do nowych rewolucji. Czy�
nici kr�lewskiego �ywota s� mocniejsze, trudniejsze do
przeci�cia ni� u innych ludzi? Czy w godzinie, kt�ra w�a�nie
wybija, macie pewno�� jutra? Czy wiecie, co mo�e si� sta� z
Francj� za rok, za
uchwa�� dla kr�lestwa francuskiego konstytucji �na trwa�ych podstawach opartej".
Marie-Joseph Motier markiz de La Fayette (1757-1834) - polityk i genera�. Zyska�
s�aw� w walkach o niepodleg�o�� Stan�w Zjednoczonych. Przedstawiciel stanu
szlacheckiego w Stanach Generalnych 1789 r., inicjowa� opracowanie Deklaracji
praw cz�owieka i jako liberalny rojalista bra� udzia� w Rewolucji Francuskiej. W
czasach Restauracji by� jednym z przyw�dc�w stronnictwa liberalnego, Honore-
Gabriel Riqueti hrabia de Mirabeau (1749�1791) � polityk, przedstawiciel
trzeciego stanu w Stanach Generalnych, rzecznik monarchii konstytucyjnej i jeden
z najlepszych m�wc�w rewolucyjnych.
miesi�c, mo�e za dzie�? Tego nie wiecie, lecz macie �wiadomo��,
�e nad horyzontem jest burza, �e do nas nadci�ga. Czy
pozwolicie jej si� zaskoczy�?
Nie pozw�lcie Panowie, b�agam was! � nie prosz�, a b�agam.
Pad�bym przed wami na kolana, tak powa�na i rzeczywista
wydaje mi si� gro�ba, tak bardzo jestem
prze�wiadczony, �e przed ni� przestrzega� nie jest pust�
form� retoryczn�. Tak! gro�ba jest wielka! Za�egnajcie j�,
gdy jest jeszcze na to czas. Naprawcie z�o skutecznymi
�rodkami, atakuj�c je nie w symptomach, lecz w jego istocie.
M�wiono o zmianach w ustawodawstwie. Sk�onny jestem
s�dzi�, �e zmiany te s� nie tylko po�yteczne, lecz konieczne,
wierz� w potrzeb� reformy prawa wyborczego, w pilno��
reformy parlamentarnej, lecz Panowie, nie jestem na tyle nierozs�dny,
a�eby nie wiedzie�, �e to nie prawa przes�dzaj� o
losach lud�w, nie, to nie prawny mechanizm tworzy wielkie
zdarzenia, lecz sam duch rz�d�w. Je�li pragniecie,
zachowajcie prawa, cho� my�l�, �e to b��d, ale zachowajcie
je, je�li taka wasza wola, zachowajcie nawet ludzi co do
mnie, nie wnosz� �adnego sprzeciwu, ale � na Boga �
odmie�cie ducha rz�d�w, albowiem � powtarzam to raz
jeszcze � duch rz�d�w dzisiejszych prowadzi was w
przepa��" l8
Na �awach wi�kszo�ci te ponure przepowiednie przyj�to
obra�liwymi �miechami. U opozycji zyska�y �ywy poklask,
lecz bardziej przez ducha partyjno�ci ni� z przekonania. Tak
naprawd�, nikt jeszcze nie wierzy� powa�nie w
niebezpiecze�stwo, kt�re zapowiada�em, cho� tak bliscy
byli�my upadku. Zwyczaj ubarwiania ponad miar� wyrazu
swych uczu� i niepohamowanej przesady w wypowiadaniu
my�li, zwyczaj zastarza�y, jakiego ci
18 Fragmenty tego przem�wienia zosta�y w��czone do Wspomnie� przez ich
pierwszego wydawc� Christiana de Tocqueville, autor zostawi� w swym r�kopisie
puste miejsce.
wszyscy politycy nabyli w trakcie d�ugiej komedii
parlamentarnej, pozbawi� ich tak�e umiej�tno�ci oceny tego,
co rzeczywiste i prawdziwe. Od wielu lat wi�kszo��
twierdzi�a, �e opozycja wystawia kraj na niebezpiecze�stwo,
a opozycja powtarza�a bez przerwy, �e ministrowie gubi�
monarchi�. Jedni i drudzy czynili to tyle razy, nie bardzo w
zagro�enie wierz�c, �e w ko�cu przestali w nie wierzy�
zupe�nie w chwili, gdy wydarzenia mia�y przyzna� racj� obu
stronom . Nawet moi bliscy przyjaciele s�dzili, �e w mojej
mowie by�o nieco retoryki. Pami�tam, �e gdy schodzi�em z
trybuny, Dufaure 19 wzi�� mnie na stron� i powiedzia� mi z
owym wyczuciem parlamentu, kt�re u niego stanowi jedyny
rys geniuszu: �Uda�o si� panu lecz uda�oby si� znacznie
lepiej, gdyby Pan nie wzni�s� si� tak ponad pogl�dy
zgromadzenia i nie chcia� nas tak wystraszy�". Teraz za�
twarz� w twarz ze sob�, gdy we wspomnieniach szukam
odpowiedzi czy rzeczywi�cie by�em tak przera�ony, jak
wygl�da�em � znajduj�, �e nie, i bez oporu przyznaj�, �e
wydarzenia potwierdzi�y m�j pogl�d szybciej i pe�niej ni�
przewidywa�em . Nie, nie spodziewa�em si� takiej rewolucji,
jak� mieli�my zobaczy�, zreszt�, kto m�g� si� jej spodziewa�.
Dostrzega�em, jak s�dz�, ja�niej ni� inni og�lne przyczyny,
kt�re �ci�ga�y monarchi� lipcow� ku ruinie. Nie widzia�em
jednak bie��cych wypadk�w, kt�re mia�y j� obali�. A tymczasem
szybko mija�y dni, kt�re dzieli�y nas jeszcze od
katastrofy.
19 Jules-Armand Dufaure (1798-1881) - adwokat, cz�onek stronnictwa
liberalnego, od 1834 deputowany do Zgromadzenia. Dwukrotnie by� ministrem
spraw wewn�trznych II Republiki. Wok� niego i Tocqueville'a skupia�a si� grupa
m�odych neokonserwatyst�w, zwolennik�w umiarkowanych reform.
II
[BANKIETY - BEZPIECZE�STWO RZ�DU - TROSKI
PRZYW�DC�W OPOZYCJI - OSKAR�ENIE
MINISTR�W]
Nie chcia�em si� wdawa� w awantur� z bankietami1. Mia�em
po temu swoje ma�e i du�e racje. Ma�ymi racjami, powiedzia�bym
ch�tnie � lichymi racjami, chocia� by�y godne
szacunku i by�yby wybornymi w sprawach prywatnych,
nazywa�em irytacj� i niesmak, jakie we mnie wywo�ywa�y
charakter i kombinacje tych, kt�rzy kierowali ca�ym
przedsi�wzi�ciem - bo wiadomo, �e w polityce z�ym
przewodnikiem jest emocja, jak� budz� w nas ludzie.
Dosz�o w�wczas do �cis�ego porozumienia mi�dzy panem
Thiers2 i panem Barrot3 oraz do prawdziwej fuzji dwu od-
1 Bankietami nazywano kampani� propagandow� na rzecz reform elektoralnych i
parlamentarnych kt�r� w latach 1847�1848 prowadzi�y wszystkie orientacje
opozycyjne. Przybra�a ona form� bankiet�w, poniewa� organizatorzy chcieli w
ten spos�b omin�� ograniczenia ustawy o zgromadzeniach publicznych.
2 Louis-Adolphe Thiers (1797-1877) - adwokat, historyk, m�� stanu. Autor
dziesi�ciotomowej Historii Rewolucji (1824�1827) i dziewi�tnastotomowej
Historii Konsulatu i Cesarstwa (1840 � 1855). W ostatnich latach Restauracji
dzia�a w liberalnej opozycji, zak�ada w r. 1830 dziennik �Le National�, b�d�cy
trybun� zwolennik�w ksi�cia Orlea�skiego, krytycznie nastawionych wobec
absolutyzmu kr�la Karola X. W pierwszej dekadzie monarchii lipcowej Thiers
pe�ni funkcje ministra spraw wewn�trznych, spraw zagranicznych i szefa gabinetu
�am�w opozycji, kt�re w naszym parlamentarnym �argonie
nazywali�my centrolewic� i lewic�. Wszystkie oporne i
niepokorne umys�y, kt�re tak licznie by�y reprezentowane w
tym ostatnim stronnictwie, zosta�y stopniowo u�agodzone,
zmi�kczone i ujarzmione przez obietnice stanowisk, jakimi
sypa� pan Thiers. My�l� nawet, �e pan Barrot po raz pierwszy
da� si� nie tyle z�apa�, co zaskoczy� podobnymi
argumentami. Jakakolwiek by tego by�a przyczyna, dwaj
szefowie opozycji weszli w jak najlepsz� za�y�o��, a pan
Barrot, u kt�rego zar�wno s�abo�ci jak i cnoty mieszaj� si�
�atwo z odrobin� niedowarzenia, wysila� si� jak m�g�, aby
zapewni� triumf swojego sprzymierze�ca, nawet ze szkod�
dla samego siebie. Pan Thiers pozwoli� mu anga�owa� si� w
spraw� bankiet�w, a my�l� nawet, �e go do tego nak�oni� sam
si� nie anga�uj�c, jako
i przyczynia si� do sprowadzenia proch�w Napoleona, w drugiej dekadzie, gdy
role jego przej�� Guizot, przewodzi w Zgromadzeniu opozycyjnemu lewemu
centrum. W Zgromadzeniach II Republiki staje na czele partii porz�dku, zwalcza
socjalist�w i z l�ku przed nimi popiera Ludwika Napoleona. W dniu zamachu
stanu 2 grudnia 1851 aresztowany, potem wygnany, powraca do Francji w r. 1852,
a do �ycia politycznego w r. 1863, by w Zgromadzeniu wyst�powa� jako rzecznik
liberalizacji autorytarnych rz�d�w Napoleona III, a w r. 1870 jako przeciwnik
wojny z Prusami. Po upadku Cesarstwa i zgnieceniu Komuny Paryskiej, kt�rego
by� organizatorem, Thiers prawie do ko�ca �ycia pozostaje czo�ow� postaci�
polityczn� III Republiki. By� jej prezydentem w l. 1871-1873.
3 Odilon Barrot (1791 �1873) - adwokat, m�wca i polityk. W ostatnich
Zgromadzeniach monarchii lipcowej przewodzi opozycji dynastycznej. Po
rewolucji lutowej by� deputowanym do Konstytuanty i Legislatywy. W roku 1848
i po raz drugi w 1849 Ludwik Napoleon powierzy� mu misj� utworzenia gabinetu.
Po zamachu stanu Barrot, zwolennik monarchii konstytucyjnej, wycofa� si� z
�ycia politycznego. W pierwszych latach III Republiki Thiers mianowa� go
przewodnicz�cym Rady Stanu.
�e chcia� rezultat�w, a nie odpowiedzialno�ci za t�
niebezpieczn� agitacj�. Tote� otoczony bliskimi przyjaci�mi
tkwi� w Pary�u, milcz�cy i nieruchomy, podczas gdy Barrot
od trzech miesi�cy przemierza� kraj we wszystkich
kierunkach, w ka�dym mie�cie, w jakim si� zatrzymywa�
wyg�asza� d�ugie mowy przypominaj�c, moim zdaniem,
owych naganiaczy, co czyni� wiele ha�asu, a�eby
zaczajonemu strzelcowi wyprowadzi� zwierzyn� na strza�.
Niewielk� mia�em ochot� uczestniczy� w tym polowaniu.
Lecz g��wna i powa�na racja mej odmowy by�a inna.
Przedstawia�em j� wielokrotnie tym, kt�rzy pr�bowali mnie
wci�gn�� w te polityczne zebrania.
�Po raz pierwszy od osiemnastu lat � m�wi�em � zaczynacie
zwraca� si� do ludu i poszukujecie punktu oparcia poza
klas� �redni�. Je�li ludu nie uda si� wam podburzy� � co
wydawa�o mi si� najprawdopodobniejsze � staniecie si�
jeszcze bardziej odra�aj�cy ni� teraz dla tych, kt�rzy rz�dz� i
dla klasy �redniej, kt�ra w wi�kszo�ci ich popiera, a tym
samym wzmocnicie administracj�, kt�r� chcecie obali�. Je�li
natomiast uda si� wam podburzy� lud, nie potraficie
przewidzie�, tak jak i ja, dok�d ca�e to wzburzenie was
poprowadzi".
W miar�, jak kampania bankiet�w si� przed�u�a�a, wbrew
moim oczekiwaniom prawdopodobniejsz� stawa�a si� ta
druga hipoteza. Pewien niepok�j zaczyna� ogarnia� samych
agitator�w, niepok�j co prawda niejasny, kt�ry w ich
my�lach pojawia� si� tylko przelotnie. Dowiedzia�em si� od
de Beaumonta4, kt�ry wtedy by� po�r�d nich jednym z
pierwszych, �e poruszenie
4 Gustave-Auguste de Beaumont (1802 � 1866) � publicysta i polityk.
Przyjaciel Tocqueville'a, towarzyszy� mu w podro�y do Stan�w Zjednoczonych.
Deputowany do Zgromadzenia od r. 1839, pos�owa� nast�pnie do Konstytuanty
(pracowa� w Komisji opracowuj�cej konstytucj�) i do Legislatywy za II
Republiki, by� ambasadorem w Londynie w 1848 i w Wiedniu w 1849 r.
Przygotowa� pierwsze wydanie pism zebranych Tocqueville'a.
w kraju spowodowane bankietami przeros�o nie tylko
nadzieje, ale i �yczenia tych, kt�rzy je wywo�ali, starali si�
oni raczej je uspokaja� ni� powi�ksza�. Zamierzali nie robi�
bankietu w Pary�u, a nawet �adnych innych po zwo�aniu Izb.
Tak naprawd�, to szukali wyj�cia, �eby si� wycofa� ze z�ej
drogi na jak� weszli. I z pewno�ci� ostatni bankiet zosta�
postanowiony wbrew nim, do��czyli si� do niego pod
naciskiem, z rozp�du i nade wszystko dla podra�nionej
pr�no�ci. Przez swe wyzywaj�ce post�powanie sam rz�d
wymusza� na opozycji niebezpieczne kroki w przekonaniu, �e
w ten spos�b doprowadzi j� do kl�ski. Opozycja przyjmowa�a
wyzwanie przez fanfaronad� i �eby nie wygl�da�o, �e si�
wycofuje. Dra�ni�c i podniecaj�c si� wzajemnie, popychaj�c
si� ku wsp�lnej przepa�ci i on, i ona znale�li si� ju� na jej
skraju, a jeszcze jej nie widzieli i kroczyli dalej.
Pami�tam, �e na dwa dni przed rewolucj� lutow� spotka�em
Duvergiera de Hauranne5 na balu u ambasadora Turcji.
Darzy�em go szacunkiem i przyja�ni�, mimo �e posiada�
wszystkie wady, jakie daje partyjniactwo. ��czy� z tym
jednak ten rodzaj bezinteresowno�ci i szczero�ci, kt�ry
towarzyszy prawdziwym uczuciom, dwa przymioty rzadkie
za naszych dni, kiedy to prawdziwym uczuciem obdarza si�
najcz�ciej samego siebie. Zwr�ci�em si� do niego z
poufa�o�ci�, na kt�r� dozwala�y nasze relacje: "Odwagi, drogi
przyjacielu, rozgrywacie niebezpieczn� parti�". Na co odrzek�
powa�nie, lecz bez �adnych oznak
5 Prosper Duvergier de Hauranne (1798 � 1881) � publicysta historyk i polityk.
Deputowany od 1831 r. Jeden z przyw�dc�w centrolewicy, organizowa� kampani�
bankiet�w, napisa� g�o�n� broszur� o reformie prawa wyborczego i parlamentu. W
Konstytuancie cz�onek Komisji konstytucyjnej, wybrany do Legislatywy jest
zwolennikiem powrotu do monarchii. Po zamachu stanu Ludwika Napoleona
uwi�ziony i wygnany. Po upadku II Cesarstwa sta� si� zwolennikiem Republiki.
Napisa� obszern� Histori� rz�d�w parlamentarnych we Francji od 1814 do 1848.
W 1870 r. wszed� do Akademii Francuskiej.
niepokoju. �Niech pan wierzy, �e wszystko dobrze si�
sko�czy, a zreszt� trzeba ryzykowa�. Nie ma wolnych
rz�d�w, kt�re nie przesz�yby przez podobne pr�by". Owa
replika dobrze maluje tego cz�owieka, zdecydowanego i
ograniczonego, cho� bystrego, t� jednak bystro�ci�, kt�ra
postrzega jasno i drobiazgowo to wszystko, co mie�ci si� w
jej horyzoncie i nie potrafi sobie wyobrazi�, �e horyzont
mo�e si� zmieni�, erudyt�, bezinteresownego, �arliwego,
choleryka, m�ciwego, nale��cego do tej uczonej i
sekciarskiej rasy, kt�ra uprawia polityk� na�laduj�c
cudzoziemszczyzn� i wspominaj�c histori�, kt�ra my�lenie
zamyka w obr�bie jednej idei, ni� si� podnieca i za�lepia.
Zreszt� rz�d niepokoi� si� jeszcze mniej ni� przyw�dcy opozycji.
Kilka dni przed t� rozmow� widzia�em si� z ministrem
spraw wewn�trznych Duch�telem6. Z tym ministrem
pozostawa�em w do�� dobrych stosunkach, mimo �e od
o�miu lat prowadzi�em ostr� wojn� (co si� tyczy polityki
zagranicznej, przyznaj� - zbyt ostr�) z gabinetem, kt�rego
by� on jednym z szef�w. Nie wiem czy w�a�nie ten
mankament nie przys�u�y� mi si� w jego oczach, bo jak mi
si� zdaje, �ywi� on w g��bi duszy czu�� s�abo�� do tych, co
atakowali jego koleg� od spraw zagranicznych, pana Guizot7.
Zbli�y�a nas i w pewnym sensie zwi�za�a wsp�lna walka o
popraw� systemu penitencjarnego8, jak� toczyli�my kilka lat
przedtem. Duch�tel r�ni� si�
6 Charles-Marie hrabia Duch�tel (1803�1867) � ekonomista, polityk zwi�zany
ze stronnictwem liberalnym przed 1830 r. Za Ludwika Filipa by� ministrem
rolnictwa, handlu, finans�w, od r. 1840 � spraw wewn�trznych. Po r. 1848
wycofa� si� z �ycia politycznego.
7 Funkcj� t� pe�ni� Guizot od r. 1840.
8 Prace nad reform� wi�ziennictwa zosta�y podj�te na pocz�tku lat trzydziestych i
zmierza�y do uczynienia z wi�zienia instytucji wychowuj�cej. Tocqueville w tych
pracach uczestniczy� poprzez sw� misj� w Ameryce (por. rozdz. I, przyp. 5), a
potem w latach 1841 � 1843 jako cz�onek i sprawozdawca parlamentarnej
Komisji do reformy wi�zie�.
mocno od de Hauranne'a, o kt�rym wy�ej m�wi�em. W
postawie i obej�ciu tak by� dostojny, jak tamten chuderlawy,
kanciasty, czasem skwaszony i zgry�liwy. Mia� w sobie tyle�
sceptycyzmu, co tamten �arliwo�ci w przekonaniach, tyle�
�agodnej oboj�tno�ci, co tamten rozgor�czkowania w
dzia�aniu. Umys� bardzo gi�tki, bardzo otwarty i bardzo
subtelny, zamkni�ty w masywnym ciele, doskonale
rozumiej�cy sprawy pa�stwa, m�wi�cy o nich z wy�szo�ci�,
dobrze znaj�cy grub� strun� z�ych ludzkich nami�tno�ci, a
zw�aszcza z�ych nami�tno�ci w�asnego stronnictwa i
potrafi�cy na niej umiej�tnie gra�, bez przes�d�w i uraz,
ciep�y i przyst�pny, zawsze got�w wy�wiadczy� przys�ug�,
je�li nie by�o to wbrew jego interesom; pe�en wzgardy i
�yczliwo�ci dla bli�nich, cz�owiek wreszcie, kt�rego nie
mo�na by�o darzy� ani estym�, ani nienawi�ci�.
Kilka wi�c dni przed katastrof� wzi��em pana Duch�tel na
stron� w rogu sali konferencyjnej i przedk�ada�em mu, �e
rz�d i opozycja zdaj� si� zgodnie pracowa�, aby popchn��
wypadki ku skrajno�ci, kt�ra mo�e okaza� si� szkodliwa dla
wszystkich. Spyta�em go czy nie widzi uczciwego wyj�cia z
sytuacji tak niezno�nej, jakiego� godziwego uk�adu, kt�ry
pozwoli�by cofn�� si� ka�dej ze stron. Doda�em, �e moi
przyjaciele i ja byliby�my zadowoleni, gdyby nam je
wskazano i �e do�o�yliby�my wszelkich stara�, a�eby
koledzy z opozycji na podobny uk�ad przystali. S�ucha�
uwa�nie zapewniaj�c, �e mnie rozumie, lecz wyra�nie
czu�em, �e nie mia� przekonania do tego co mu
powiedzia�em. �Rzeczy przybra�y taki obr�t � rzek� � �e
niemo�liwe sta�o si� znalezienie rozwi�zania, jakiego szuka�em,
s�uszno�� jest po stronie rz�du i nie mo�e on ust�pi�,
a je�li opozycja b�dzie obstawa� przy swoim, wynikn� z tego
by� mo�e walki uliczne, lecz od dawna s� one przewidziane i
gdyby rz�d by� powodowany niecnymi nami�tno�ciami, jakie
mu si� przypisuje, pragn��by tej walki zamiast si� jej
obawia�, bo ma pewno�� zwyci�stwa". To rzek�szy, zacz�� z
upodobaniem wprowadza� mnie w szczeg�y przygotowa�
militarnych � liczebno�� wojska, rozmiar zapas�w, ilo��
zgromadzonej amunicji. Rozsta�em si� z nim przekonany, �e
rz�d, cho� nie zmierza� do wywo�ania rozruch�w, to zupe�nie
si� ich nie obawia� i �e maj�c pewno�� triumfu, gabinet w zapowiadaj�cych
si� wydarzeniach upatrywa� jedyny spos�b,
a�eby skupi� swych rozproszonych zwolennik�w i
obezw�adni� przeciwnik�w. Musz� wyzna�, �e wierzy�em w
to podobnie jak on, zrobi�a na mnie wra�enie jego nie
udawana pewno�� siebie.
Do prawdziwie zaniepokojonych nale�eli w Pary�u jedynie
przyw�dcy radyka��w lub ludzie, kt�rzy mieli na tyle bliskie
kontakty z ludem i parti� rewolucyjn�, �eby wiedzie�, co si�
po tamtej stronie dzia�o. Mam prawo s�dzi�, �e wi�kszo�� z
nich spogl�da�a z obaw� na mo�liwo�� dalszego rozwoju
wypadk�w, b�d� dlatego, �e zachowali tradycj� swych
dawnych nami�tno�ci raczej ni� nami�tno�ci same, b�d�
dlatego, �e przywykli do stanu rzeczy, w kt�rym ugruntowali
swoj� pozycj�, cho� uprzednio tyle razy na� wyklinali, b�d�
najpewniej dlatego, �e ze wzgl�du na sw� sytuacj� mogli z
bliska widzie� i dobrze pozna� swych sprzymierze�c�w i w
tym ostatnim momencie przerazi�o ich zwyci�stwo, jakie
mieli im zawdzi�cza�. W przeddzie� wydarze� do pani de
Tocqueville9 przysz�a z wizyt� pani de Lamartine10; zdradza�a
niepok�j tak nadzwyczajny i wzburzenie, prawie
pomieszanie umys�u od przeczu� tak z�owieszczych, �e
poruszona jej widokiem moja ma��onka opowiedzia�a mi o
tym jeszcze tego samego wieczora.
Z pewno�ci� do cech nie najmniej dziwacznych owej osobliwej
rewolucji nale�y to, �e zdarzenie, kt�re j� wywo�a�o by�o
spowodowane i nieledwie po��dane przez tych w�a�nie,
kt�rzy
9 pani de Tocqueville - Mary Mottley (1799-1864), Angielka, kt�r� Tocqueville
pozna� w r. 1828 i po�lubi� w 1835.
10 pani de Lamartine � Mary-Anne Birch (1790 � 1863), Angielka, kt�ra
po�lubi�a Lamartine'a w r. 1820.
mieli w jego wyniku utraci� w�adz�, za� przewidzieli je i l�kali
si� go ludzie, kt�rzy mieli zwyci�y�.
W tym miejscu musz� odtworzy� �a�cuch historii, a�eby
lepiej z nim powi�za� w�tek w�asnych wspomnie�.
Jak wiadomo, podczas otwarcia sesji Izby w 1848 roku, kr�l
Ludwik Filip w swej mowie tronowej okre�li� organizator�w
bankiet�w jako ludzi powodowanych �lepymi lub wrogimi
nami�tno�ciami11. By�o to r�wnoznaczne z bezpo�rednim
zaanga�owaniem kr�lewskiego majestatu przeciw ponad
setce cz�onk�w Izby. Obelga ta, dodaj�c gniewu do
rozpalonych ambicji, kt�re opanowa�y serca tych ludzi,
ostatecznie odebra�a im rozs�dek. Spodziewano si�
gwa�townej debaty, wszak�e potoczy�a si� ona tak nie od
razu. Dyskusja nad adreseml2 do kr�la by�a pocz�tkowo
spo