9284
Szczegóły |
Tytuł |
9284 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9284 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9284 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9284 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jerry z wysp
Jack London
I
Jerry'emu nie �ni�o si� nawet, �e czeka go co� niedobrego, dop�ki Mister Haggin nie wsadzi� go sobie nagle pod pach� i nie wskoczy� na ruf� oczekuj�cej szalupy. Przez ca�e sze�� miesi�cy �ycia Jerry'ego Mister Haggin by� jego ukochanym panem. Jerry nie zna� Mister Haggina jako �pana", gdy� wyraz �pan" nie figurowa� w s�ownictwie Jerry'ego, kt�ry by� g�adkow�osym, z�otop�owym terierem irlandzkim.
Ale w jego s�ownictwie �Mister Haggin" posiada�o ten sam ustalony d�wi�k i znaczenie, co wyraz ,,pan" ma dla ludzi, gdy okre�la ich stosunek do ps�w. Jerry s�ysza�, �e �Mister Haggin" by�o d�wi�kiem, kt�ry kancelista Bob i dozorca plantacji, Derby, zawsze wydawali zwracaj�c si� do jego pana. Podobnie s�ysza�, �e dwuno�ne istoty ludzkie, kt�re z rzadka przybywa�y do nich w odwiedziny na pok�adzie statku �Arangi", m�wi�y do jego pana: �Mister Haggin".
Jednak�e psy s� tylko psami i w jaki� nieokre�lony, bezmowny, b�yskotliwy, pe�en uwielbienia spos�b wadliwie oceniaj� ludzi. Maj� o swoich panach lepsze mniemanie i �ywi� do nich wi�ksze uczucie, ni�by to uzasadnia�y fakty. �Pan" oznacza dla nich � tak jak �Mister Haggin" dla Jerry'ego � co� wi�cej, wiele wi�cej ni� dla �udzi. Cz�owiek uwa�a siebie za �pana" w�asnego psa, ale pies uwa�a swego pana za �boga". Ot� wyraz �b�g" nie nale�a� do s�ownictwa Jerry'ego, mimo �e posiada� on ju� dosy� wyra�ny i wcale spory zas�b s��w. �Mister Haggin" by� to d�wi�k oznaczaj�cy �boga". W sercu i g�owie Jerry'ego, w tajemnym o�rodku wszelkich jego poczyna�, kt�ry nazywa si� �wiadomo�ci�, d�wi�k �Mister Haggin" zajmowa� to samo miejsce co �B�g" w �wiadomo�ci ludzkiej. Jako s�owo i d�wi�k �Mister Haggin" mia�o dla Jerry'ego ten sam walor co wyraz �B�g" dla ludzi wierz�cych. Kr�tko m�wi�c, Mister Haggin by� bogiem Jerry'ego.
Tak wi�c, gdy Mister Haggin czy b�g, czy jak to nazwa� zwa�ywszy ograniczenia mowy, podni�s� Jerry'ego z w�adcz� stanowczo�ci�, wsadzi� go sobie pod pach� i wsiad� do szalupy, kt�rej czarna za�oga natychmiast pochyli�a si� nad wios�ami, Jerry od razu zda� sobie z niepokojem spraw�, �e zaczyna si� dzia� co� niezwyk�ego. Nigdy dotychczas nie by� na pok�adzie statku �Arangi", kt�ry teraz przybli�a� si� i r�s� mu w oczach za ka�dym ruchem wiose�.
Ledwie przed godzin� Jerry przyszed� z zarz�du plantacji nad brzeg morza, aby si� przyjrze� odp�yni�ciu �Arangi". Ju� dwukrotnie w swoim p�rocznym �yciu do�wiadczy� tych rozkosznych wra�e�. By�o bowiem czym� prawdziwie rozkosznym m�c biega� tam i z powrotem po bia�ej pla�y z mia�kiego piasku koralowego, bra� udzia� w og�lnym podnieceniu, a nawet je powi�ksza� pod roztropnym kierownictwem Biddy i Terencjusza.
Mo�na tu by�o tak�e napastowa� Murzyn�w. Jerry nienawidzi� ich od urodzenia. Kiedy by� jeszcze skoml�cym szczeni�ciem, pierwsze do�wiadczenia pouczy�y Jerry'ego, �e jego matka, Biddy, i ojciec Terencjusz nienawidz� czarnych. Czarny by� czym�, na co nale�a�o warcze�. Je�eli nie by� ch�opcem do pos�ug, mog�o si� go atakowa�, gry�� i tarmosi�, kiedy si� znalaz� w obr�bie osady. Robi�a to Biddy. Robi� to Terencjusz. W ten spos�b s�u�yli swemu bogu � Mister Hagginowi. Krajowcy byli po�ledniejszymi dwuno�nymi stworzeniami, kt�re wykonywa�y niewolnicz� prac� dla dwunogich bia�ych pan�w i mieszka�y w odleg�ych barakach roboczych � byli czym� o tyle gorszym i ni�szym, �e nie �mieli zbli�a� si� do siedzib swych w�adc�w.
Napastowanie Murzyn�w mia�o posmak przygody. Jerry poj�� to, gdy tylko nauczy� si� skrada�. By�o w tym pewne ryzyko. Dop�ki Mister Haggin albo Derby czy Bob znajdowali si� w pobli�u, Murzyni przyjmowali to biernie. Ale zdarza�o si�, �e bia�ych pan�w nie by�o. Wtedy has�o brzmia�o: �Strze� si� czarnych!" Mo�na ich by�o zaczepia� jedynie z nale�yt� ostro�no�ci�. Pod nieobecno�� bia�ego pana nie tylko pomrukiwali i �ypali spode �ba, ale atakowali psy kijami i kamieniami. Jerry by� �wiadkiem, jak poturbowali jego matk�, i zanim nauczy� si� przezorno�ci, sam dosta� w wysokich trawach ci�gi od Godarmy'ego, krajowca, kt�ry nosi� na piersiach porcelanow� ga�k� od drzwi zawieszon� na sznurku. uplecionym z w��kien kokosowych. Nie koniec na tym. Jerry pami�ta� te� drug� przygod� w trawach, kiedy to razem ze swoim bratem, Michaelem, rzuci� si� na Oumiego, innego Murzyna, kt�ry wyr�nia� si� tym, �e na piersi nosi� k�ka z�bate od budzika. Michael oberwa� wtedy tak mocno po g�owie, �e jego lewe ucho pozosta�o na zawsze okaleczone i zmieni�o si� w ma�y, usch�y, podwini�ty kikut.
I na tym jeszcze nie koniec. Brat Jerry'ego, Patsy, i jego siostra, Kathleen, zapodzieli si� gdzie� przed dwoma miesi�cami i znikn�li na dobre. Wielki b�g, Mister Haggin, szala� po ca�ej plantacji. Przetrz��ni�to g�szcze. O�wiczono p� tuzina Murzyn�w. Mimo to Mister Hagginowi nie uda�o si� rozwi�za� zagadki znikni�cia Patsy i Kathleen. Ale Biddy i Terencjusz wiedzieli. Wiedzieli tak�e Michael i Jerry. Czteromiesi�czny Patsy i Kathleen poszli do kot�a w barakach dla czarnych, a ich mi�kkie, szczeni�ce sk�ry zosta�y zniszczone w ogniu. Jerry wiedzia� o tym, podobnie jak jego ojciec, matka i brat, gdy� wszyscy oni nieomylnie zwietrzyli zapach przypalonego mi�sa, a Terencjusz, doprowadzony do pasji t� �wiadomo�ci�, zaatakowa� nawet ch�opca do pos�ug, Mogoma, za co otrzyma� nagan� i razy od Mister Haggina, kt�ry nic nie zwietrzy� i nic nie zrozumia�, a zawsze stara� si� wpaja� dyscyplin� wszystkim istotom �yj�cym pod jego dachem.
Natomiast na pla�y, kiedy czarni, kt�rym ko�czy� si� okres pracy na plantacji, przychodzili nios�c swe skrzynki na g�owach, aby odp�yn�� statkiem �Arangi", uganianie si� za Murzynami przestawa�o by� niebezpieczne. By�a to ostatnia okazja do za�atwienia dawnych porachunk�w, gdy� ci, kt�rzy odp�ywali, nie wracali ju� nigdy. Na przyk�ad tego w�a�nie rana Biddy, pami�taj�c lanie, jakie potajemnie spu�ci� jej Lerumi, wbi�a mu z�by w nag� �ydk� i wywr�ci�a go do wody razem ze skrzynk� tudzie� ca�ym doczesnym dobytkiem, po czym u�mia�a si� ze�, pewna opieki Mister Haggina, ubawionego tym epizodem.
Pr�cz tego na �Arangi" znajdowa� si� zwykle przynajmniej jeden dziki pies z buszu, na kt�rego Jerry i Michael mogli z pla�y ujada� do utraty tchu. Pewnego razu Terencjusz, kt�ry by� prawie tak du�y jak airedale i r�wnie nieul�k�y � Terencjusz Wspania�y, jak go nazywa� Tom Haggin � dopad� takiego psa na pla�y i spu�ci� mu przerozkoszne lanie, do kt�rego Jerry i Michael, a tak�e �yj�cy jeszcze w�wczas Patsy i Kathleen do��czyli wiele rozg�o�nych naszczekiwa� i bolesnych uk�sze�. Jerry nigdy nie zapomnia� uniesienia, jakie go ogarn�o, kiedy k�apn�wszy z�bami poczu� w pysku sier�� o wyra�nym psim zapachu. Dzikie psy by�y psami � uznawa� je za swoich krewnych � ale r�ni�y si� przecie� od jego szlachetnej rasy, by�y jakie�" inne, po�ledniejsze, podobnie jak czarni w por�wnaniu z Mister Hagginem, Derby'm i Bobem.
Teraz Jerry przesta� spogl�da� na zbli�aj�cy si� �Arangi". Biddy, ju� nauczona poniesionymi' przedtem dotkliwymi stratami, przysiad�a na samym skraju pla�y, przednimi �apami w wodzie, i zawodzi�a �a�o�nie. Jerry wiedzia�, �e rozpacza za nim, bo i jego czu�ym, nami�tnym sercem targn�� ten przejmuj�cy, cho� niejasno u�wiadomiony b�l matki. Nie rozumia�, co wr�y, czu� tylko, �e widocznie ma go spotka� jaka� kl�ska i katastrofa. Kiedy obejrza� si� na lamentuj�c� ostrow�os� Biddy, zauwa�y� kr���cego troskliwie obok niej Terencjusza. I on te� mia� szorstk� sier��, podobnie jak Michael, Patsy i Kathleen; z ca�ej rodziny bowiem tylko Jerry by� g�adkow�osy.
Co wi�cej � cho� Jerry o tym nie wiedzia� w przeciwie�stwie do Toma Haggina � Terencjusz by� i�cie kr�lewskim, kochankiem i pe�nym oddania ma��onkiem. Jerry od pierwszej chwili �ycia pami�ta�, jak Terencjusz biega� z Biddy ca�ymi milami po pla�ach albo alejkach po�r�d palm kokosowych, jak obydwoje bok w bok gnali z roze�mianymi pyskami, pe�ni najszczerszej rado�ci. Poniewa� opr�cz braci, si�str i kilku z rzadka pojawiaj�cych si� dzikich przybysz�w by�y to jedyne psy, jakie Jerry zna�, nie przychodzi�o mu nawet do g�owy, �e nie wszystkie psy i suki �yj� w tak wiernym stadle. Ale Tom Haggin wiedzia�, �e to bardzo niezwyk�e. �Dobra krewi � mawia� cz�sto ciep�ym g�osem, spogl�daj�c na, nie wzrokiem pe�nym czu�ego uznania. � Ten Terencjusz to d�entelmen, taki czworono�ny cz�owiek. Prawdziwy pies-cz�owiek, psiak r�wny jak jego cztery nogi. A tyle w nim krzepy, �e s�owo daj�, t� swoj� dobr� krew, trze�w� g�ow� i dzielne serce przeka�e do tysi�cznego pokolenia!"
Terencjusz nie objawia� g�o�no" swojego smutku, je�eli w og�le go czu�, ale fakt, �e biega� naoko�o Biddy, �wiadczy�, �e troska si� o ni�. Natomiast Michael zarazi� si� od matki rozpacz� i siad�szy obok pocz�� gniewnie oszczekiwa� coraz bardziej oddalaj�c� si� ��d�, tak samo jakby szczeka� na ka�dego wroga skradaj�cego si� z szelestem przez d�ungl�. Ten widok tak�e zapad� w serce Jerry'emu, potwierdzaj�c domys�, �e czeka go jaki� nie znany jeszcze, z�y los.
Po sze�ciu miesi�cach �ycia Jerry rozumia� bardzo wiele i bardzo ma�o zarazem. Wiedzia� � nie my�l�c o tym wcale i nie zdaj�c sobie sprawy, �e wie � dlaczego Biddy, m�dra i dzielna Biddy, nie post�puje zgodnie z nakazem serca, kt�ry rozbrzmiewa� w jej g�osie, i nie skacze do wody, by za nim pop�yn��. Gdy kiedy� wielka puarka (co w s�ownictwie Jerry'ego, wraz z chrz�kni�ciami i kwikiem, stanowi�o kombinacj� d�wi�k�w czy te� wyraz oznaczaj�cy ��wini�") usi�owa�a po�re� go, przypartego do wysokiej �ciany domu na plantacji, Biddy os�ania�a go jak lwica. I jak lwica rzuci�a si� na kuchcika, kt�ry uderzy� Jerry'ego kijem chc�c go przep�dzi� z kuchni. Bez zmru�enia oka czy cho�by jednego pisku przyj�a cios, po czym przewr�ci�a czarnego i j�a go tarmosi� w�r�d garnk�w i patelni, p�ki nie odci�gn�� jej (warcz�cej po raz pierwszy) Mister Haggin, kt�ry nie z�aja� Biddy, natomiast zwymy�la� kuchcika za to, �e o�mieli� si� podnie�� r�k� na czworono�ne zwierz� b�d�ce w�asno�ci� boga.
Jerry wiedzia�, dlaczego matka nie skacze za nim do wody. S�one morze, podobnie jak po��czone z nim laguny, by�o tabu. �Tabu" jako wyraz czy d�wi�k nie istnia�o w s�ownictwie Jerry 'ego. Natomiast definicja i znaczenie tego s�owa tkwi�y dojmuj�co w jego �wiadomo�ci. Mgli�cie, niewyra�nie, a jednak nieodparcie wyczuwa�, �e dla ka�dego psa wej�cie do wody jest rzecz� nie tylko nie wskazan�, ale w najwy�szym stopniu katastrofaln� i �e zagra�a mu niejasno przeczuwanym, ostatecznym unicestwieniem. Albowiem w wodzie � to na powierzchni, to wynurzaj�c si� z g��biny � p�ywa�y bezg�o�nie ogromne, �uskowate potwory o pot�nych szcz�kach i straszliwych z�biskach, poch�aniaj�ce psa jednym b�yskawicznym k�apni�ciem, podobnie jak dr�b Mister Haggina dziobi�c poch�ania� ziarno.
Cz�sto s�ysza�, jak ojciec i matka, bezpieczni na brzegu, w�ciekali si� i wyszczekiwali swoj� nienawi�� do tych straszliwych mieszka�c�w morza, kt�rzy ukazywali si� na powierzchni tu� przy pla�y, niby p�ywaj�ce pnie drzewne. Wyraz �krokodyl" nie nale�a� do s�ownictwa Jerry'ego. Stanowi� obraz, obraz p�ywaj�cej k�ody, kt�ra tym si� r�ni�a od innych k��d, �e by�a �ywa. Jerry, kt�ry s�ysza�, zapami�tywa� i rozpoznawa� liczne wyrazy. b�d�ce dla niego tak samo narz�dziami my�li jak dla ludzi, ale kt�ry z urodzenia i natury nie by� obdarzony artyku�owan� mow� i przeto nie m�g� ich wypowiada�, pos�ugiwa� si� w swoich procesach my�lowych obrazami, tak jak ludzie m�wi�cy � s�owami. A zreszt� i ludzie obdarzeni artyku�owan� mow�, chc�c nie chc�c, pos�uguj� si� w trakcie my�lenia obrazami, kt�re odpowiadaj� s�owom i rozszerzaj� ich tre��.
By� mo�e w m�zgu Jerry'ego wysuwaj�cy si� na pierwszy plan �wiadomo�ci obraz p�ywaj�cej k�ody wytwarza� bli�sze i pe�niejsze poj�cie owego przedmiotu, ni� s�owo �krokodyl" wraz z towarzysz�cym mu obrazem mo�e wytworzy� w �wiadomo�ci ludzkiej. Jerry bowiem w gruncie rzeczy wiedzia� o krokodylach wi�cej ni� zwykli ludzie. Potrafi� zwietrzy� krokodyla z wi�kszej odleg�o�ci i w spos�b bardziej r�nicuj�cy ni� kt�rykolwiek cz�owiek, nawet nadmorski dzikus czy mieszkaniec buszu. Umia� wyczu�, �e o sto st�p, na mi�kkim kobiercu d�ungli, le�y cicho i nieruchomo, by� mo�e �pi�c, krokodyl, kt�ry wype�zn�� z laguny.
Lepiej zna� j�zyk krokodyli ni� ktokolwiek z ludzi. Mia� lepsze �rodki i mo�liwo�ci po temu. Zna� ich rozliczne odg�osy, podobne do pochrz�kiwa� i bulgotania. Wiedzia�, kiedy wyra�aj� gniew, l�k, g��d i mi�o��. A ka�dy z tych d�wi�k�w by� dok�adnie tak samo wyrazem nale��cym do jego s�ownictwa, jak wyrazy ze s�ownictwa ludzkiego. Owe krokodyle odg�osy by�y te� narz�dziami my�li. Za ich pomoc� rozwa�a�, os�dza� i okre�la� swoje w�asne post�powanie, tak samo jak cz�owiek � i podobnie jak cz�owiek, przez lenistwo nie podejmowa� �adnych decyzji, lecz tylko notowa� i utrwala� sobie jasne zrozumienie czego�, co wprawdzie dzia�o si� wok� niego, ale nie wymaga�o �adnej czynno�ci z jego strony.
Mimo wszystko jednak Jerry nie wiedzia� bardzo wielu rzeczy. Nie wiedzia� mianowicie, jaka jest wielko�� �wiata. Nie wiedzia�, �e laguna Meringe, od ty�u os�oni�ta zalesionymi g�rami, od przodu za� przybrze�nymi wysepkami koralowymi, nie jest bynajmniej ca�ym �wiatem. Nie wiedzia�, �e to zaledwie cz�steczka wielkiej wyspy Ysabel, kt�ra z kolei jest jedn� z tysi�ca innych, niejednokrotnie znacznie wi�kszych, tworz�cych razem Wyspy Salomona, a, oznaczonych przez ludzi na mapie garstk� kropek po�r�d bezmiaru zachodniej cz�ci po�udniowego Pacyfiku.
Co prawda, istnia�o jakie� �gdzie�, indziej" czy �gdzie� dalej", kt�re niejasno sobie u�wiadamia�. Ale tak czy owak by�o to tajemnic�. Z niej wy�ania�y si� nagle rzeczy, kt�re ogl�da� po raz pierwszy. Na plantacji Meringe zjawia�y si� ni st�d, ni zow�d nie widziane dotychczas kurcz�ta, puarki i koty. Raz nawet zdarzy� si� najazd przedziwnych, rogatych i w�ochatych czworonog�w, kt�rych obraz, zanotowany, w m�zgu Jerry'ego, mo�na by odnale�� w m�zgach ludzkich pod nazw� �k�z".
To samo by�o z Murzynami. Zjawiali si� nagle z Nieznanego, z owego �Sk�dsi�" czy �Gdzie Indziej", kt�re dla� by�o zbyt nieuchwytne, aby m�g� o nim cokolwiek wiedzie�. Przybywali niespodziewanie, ro�li, z przepaskami na biodrach, z ko�cianymi kolcami przewleczonymi przez nosy, i chodzili po plantacji Meringe, a Mister Haggin, Derby i Bob zap�dzali ich do roboty. Ich przybycie Jerry nieodzownie kojarzy� z przyp�yni�ciem �Arangi". Dalej ju� si� nie. wg��bia�, wyj�wszy tylko skojarzenie pochodne, a mianowicie, �e znikanie tych ludzi zbiega si� r�wnie� z odjazdem statku.
Jerry nie wnika� w owe zjawiania si� i znikania. Nigdy nie przychodzi�o mu do z�otop�owej g�owy, �eby zainteresowa� si� t� spraw� czy te� pr�bowa� j� rozwik�a�. Przyjmowa� to tak samo jak wilgotno�� wody czy ciep�o s�o�ca. Tak ju� si� dzia�o w �yciu i na tym znanym mu �wiecie. Jego mglista �wiadomo�� by�a po prostu �wiadomo�ci� czego� � zreszt� odpowiadaj�c� dosy� dok�adnie posiadanej przez przeci�tnego cz�owieka mglistej �wiadomo�ci tajemnic narodzin, �mierci, Nieznanego, o kt�rych nie ma okre�lonego poj�cia. Nie da si� zaprzeczy�, �e kecz �Arangi", statek handlowy, przewo��cy Murzyn�w na Wyspach Salomona, musia� by� w m�zgu Jerry'ego odpowiednikiem tajemniczej �odzi, kr���cej mi�dzy tym a tamtym �wiatem, i znaczy� dla� tyle, co ongi� dla ludzi owa ��d� Charona, kt�ra przeprawia�a si� przez Styks. Z nico�ci przybywali ludzie. I w nico�� odchodzili. A zawsze przybywali i odchodzili na �Arangi".
I w�a�nie na �Arangi" p�yn�� tego rozpra�onego do bia�o�ci, podzwrotnikowego poranka Jerry, trzymany pod pach� przez Mister Haggina, podczas gdy na pla�y zawodzi�a �a�o�nie Biddy, a naiwny Michael wyszczekiwa� wieczyste wyzwanie m�odo�ci, rzucane Nieznanemu.
II
Z szalupy na pok�ad �Arangi" by� tylko jeden krok nad nisk� burt� oraz sze�ciocalowym relingiem z drzewa tekowego; Tom Haggin z �atwo�ci� postawi� ten krok trzymaj�c wci��. Jerry'ego pod pach�. Pok�ad by� zat�oczony arcyciekawym t�umem. Arcyciekawy by�by on dla nieotrzaskanych ludzi ze �wiata cywilizacji, i taki te� by� dla Jerry'ego; natomiast dla Toma Haggina i kapitana Van Horna stanowi� pospolity objaw codziennego �ycia.
Pok�ad by� niewielki, poniewa� niewielki by� statek �Arangi". Pierwotnie elegancki jacht z drzewa tekowego, z mosi�nymi okuciami, wzmocniony �elaznymi k�townikami, obity niczym kr��ownik blachami z miedzi i zaopatrzony w spi�owy falsz-kil , sprzedany zosta� na Wyspy Salomona do przewo�enia czarnych niewolnik�w. Jednak�e prawnie handel ten podniesiono do wy�szej godno�ci za pomoc� terminu �werbowanie".
�Arangi" by� wi�c statkiem werbuj�cym si�� robocz� i transportowa� �wie�o pochwytanych czarnych ludo�erc�w z odleg�ych wysp � do pracy na nowych plantacjach, gdzie biali ludzie przemieniali wilgotne i niezdrowe moczary i d�ungle w bogate, wspania�e gaje kokosowe. Oba maszty
�Arangi" sporz�dzone by�y z orego�skiego cedru, tak wypolerowanego i natartego na gor�co parafin�, �e w �wietle s�o�ca b�yszcza�y niczym p�owe opale. Du�a powierzchnia o�aglowania pozwala�a statkowi p�yn�� szybko jak strza�a i sprawia�a, �e kapitan Van Horn, jego bia�y oficer i pi�tnastu czarnych z za�ogi mieli niekiedy pe�ne r�ce roboty, Statek liczy� sze��dziesi�t st�p d�ugo�ci, a belek podtrzymuj�cych pok�ad nie os�abia�y �adne nadbud�wki. Jedynymi otworami (dla kt�rych zreszt� nie musiano przecina� pok�adnik�w) by�y: �wietlik g��wnej kabiny i zej�cie kajutowe, luk na dziobie i drugi, niewielki luk na rufie, wiod�cy do �adowni.
Na tym to ciasnym pok�adzie przebywali opr�cz za�ogi �powracaj�cy" Murzyni z trzech dalekich plantacji. Termin �powracaj�cy" oznacza�, �e up�yn�y ju� trzy lata, na kt�re zawarli umow� o prac� i �e zgodnie z t� umow� odstawiano ich do rodzinnych wiosek na dzikiej wyspie Malaita. Dwudziestu z nich � dobrze znanych Jerry'emu � wraca�o z plantacji Meringe, trzydziestu przybywa�o z Zatoki Tysi�ca Okr�t�w na Wyspach Russella, a pozosta�ych dwunastu z Pennduffryn na wschodnim brzegu Guadalcanaru. Opr�cz nich � a wszyscy znajdowali si� na pok�adzie, paplaj�c piskliwie dziwnymi, nieledwie elfimi falsetami � byli tam jeszcze dwaj biali, kapitan Van Horn i jego oficer, Du�czyk Borckman, co w sumie wynosi�o siedemdziesi�t dziewi�� g��w.
� My�la�em, �e w ostatniej chwili nie starczy panu odwagi � powita� Haggina kapitan Van Horn, kt�rego oczy zab�ys�y z zadowolenia na widok Jerry'ego.
� Ano, niewiele brakowa�o � odrzek� Tom Haggin. � W ka�dym razie robi� to tylko dla pana. Jerry jest najlepszy z ca�ego miotu poza Michaelem, rzecz jasna, bo tylko one dwa zosta�y, chocia� te, co zgin�y, te� nie by�y gorsze. Kathleen to by�a kochana suka, zrobi�aby si� z niej wykapana Biddy, gdyby �y�a. No, bierz go pan.
Raptownie z�o�y� Jerry'ego na r�kach Van Horna, odwr�ci� si� i odszed�.
� A jakby mu si� sta�o co z�ego, to nigdy panu nie daruj�, kapitanie! � rzuci� szorstko przez rami�.
� Wpierw musieliby mi g�ow� uci�� � roze�mia� si� kapitan.
� To nie takie nieprawdopodobne, kochany � mrukn�� Haggin. � Meringe jest d�u�ne plemieniu Somo cztery g�owy; trzej umarli na dyzenteri�, a na czwartego dwa tygodnie temu zwali�o si� drzewo. I jeszcze na dobitk� by� synem wodza.
� Owszem, a �Arangi" winien jest Somo jeszcze dwie g�owy � przytakn�� Van Horn. � Pami�ta pan? Jake�my zesz�ego roku p�yn�li na po�udnie, jeden go�� nazwiskiem Hawkins uton�� razem z szalup� w przesmyku Arli. � Haggin odchodz�c, kiwn�� g�ow�. � Mia� on w szalupie dw�ch ch�opak�w z Somo. Zwerbowa�em ich do plantacji Ugi. Razem z tymi pa�skimi �Arangi" jest d�u�ny sze�� g��w. Ale co z tego? Istnieje taka nadmorska wioska, kt�rej jest winien osiemna�cie. Zwerbowa�em ich do Aolo, a �e pochodzili z plemienia nadmorskiego, wi�c ich za�adowano na �Sandfly", kt�ry zaton�� w drodze do Santa Cruz. Ju� tam, na wybrze�u, zebrali grubsze sk�adki... daj� s�owo, �e ten, co by zdoby� moj� g�ow�, zosta�by drugim Carnegie! Dla go�cia, kt�ry mnie z�apie i dostarczy, uzbierali we wsi sto pi��dziesi�t �wi� i nie wiadomo ile pieni�dzy muszelkowych.
� No, nie uda�o im si�... jak dot�d! � parskn�� Haggin.
� Nie ma obawy! � brzmia�a weso�a odpowied�.
� Pan m�wi tak, jak kiedy� Arbuckle � zauwa�y� Haggin. � Nie raz to s�ysza�em. Biedny, poczciwy Arbuckle ! Najm�drzejszy i najostro�niejszy go��, jaki w og�le mia� do czynienia z czarnuchami. Nigdy nie po�o�y� si� spa�, p�ki nie rozsypa� na pok�adzie ca�ego pude�ka gwo�dzi, a jak ju� nie gwo�dzi, to chocia� zmi�tych gazet. Dobrze pami�tam � mieszkali�my wtedy na wyspie Florida pod jednym dachem � jak raz wielki kot zap�dzi� karalucha w te papierzyska. A wtedy on p�c, p�c, p�c, dwa razy po sze�� z dw�ch wielgachnych pistolet�w, i podziurawi� ca�� cha�up� jak durszlak. No i r�bn�� tego kota. Umia� strzela� po ciemku nie widz�c celu; poci�ga� cyngiel �rodkowym palcem, a wskazuj�cy trzyma� wyprostowany wzd�u� lufy. Tak, tak, kochany. To by� kawa� ch�opa i oko mia� dobre. Nie by�o takiego dzikusa, kt�ry by si�gn�� po jego g�ow�. A przecie dobrali si� do niego, a jak�e. Czterna�cie lat wytrzyma�. I to jego w�asny kuchcik! Odr�ba� mu toporkiem g�ow� przed �niadaniem. Dobrze pami�tam, jake�my za drugim razem wybrali si� w busz po to, co z niego zosta�o.
� Widzia�em jego g�ow�, kiedy�cie j� oddali komisarzowi w Tulagi � doda� Van Horn.
� I taki mia� pogodny, spokojny, zwyczajny wyraz twarzy, prawie ten sam u�miech, kt�ry tysi�c razy widzia�em ! Tak mu jako� przysech� nad ogniem. Dobrali si� do niego, cho� to trwa�o czterna�cie lat. Niejedna g�owa jedzie na Malait� i zostaje na karku, ale w ko�cu j� zabieraj� jak ten stary garnek.
� Ja tam potrafi� da� sobie z nimi rad� � upiera� si� kapitan. � Jak tylko k�uje si� co� niedobrego, id� prosto do nich i m�wi� im par� s��w z g�owy. Nie mog� si� po�apa�. My�l�, �e mam jakie� pot�ne, czarodziejskie lekarstwo.
Tom Haggin nagle wyci�gn�� d�o� na po�egnanie, uparcie odwracaj�c wzrok od Jerry'ego, kt�rego Van Horn trzyma� na r�ku.
� Miej pan oko na tych, kt�rzy ode mnie wracaj�, p�ki nie wysadzisz ich co do jednego na l�d � ostrzeg� prze�a��c przez burt�. � Nie maj� powodu kocha� Jerry'ego ani jego krewniak�w, a za nic bym nie chcia�, �eby kt�ry� dzikus zrobi� mu co� z�ego. W nocy, po ciemku,mo�na go �atwo machn�� za burt� i do widzenia. Nie spuszczaj pan ich z oka, p�ki nie wyprawisz ostatniego.
Gdy Jerry zobaczy�, �e Mister Haggin zostawia go i odp�ywa szalup�, szarpn�� si� i przyciszonym, �a�osnym skomleniem da� wyraz swemu niepokojowi. Kapitan Van Horn przytuli� go mocniej i pog�adzi� woln� r�k�.
� Nie zapominaj pan o umowie! � zawo�a� Tom Haggin oddalaj�c si� coraz bardziej. � Gdyby co� si� panu sta�o, Jerry ma wr�ci� do mnie!
� Spisz� to na papierze i do��cz� do dokument�w okr�towych! � brzmia�a odpowied� Van Horna.
Po�r�d rozlicznych s��w znanych Jerry'emu by�o te� jego w�asne imi�. W tym, co m�wili obaj m�czy�ni, rozpozna� je parokrotnie i wyczu� niejasno, �e ich rozmowa dotyczy owej mglistej, nieodgadnionej a strasznej rzeczy, kt�ra si� z nim dzia�a. Szarpn�� si� jeszcze mocniej, a Van Horn postawi� go na pok�adzie. Jerry skoczy� do relingu szybciej, ni� mo�na by si� spodziewa� po nieporadnym, sze�ciomiesi�cznym szczeniaku i cho� Van Horn natychmiast pr�bowa� go zatrzyma�, nie zdo�a�by tego zrobi�, gdyby Jerry nie odskoczy� na widok wody chlupocz�cej o kad�ub �Arangi". Tabu podzia�a�o. Powstrzyma� go ja�niej�cy w m�zgu obraz p�ywaj�cej k�ody, kt�ra nie. by�a k�od�, lecz �yw� istot�. Nie by�o to rozumowanie, ale instynkt, kt�ry przeobrazi� si� w nawyk.
Jerry usiad� na kr�tkim ogonku, uni�s� ku niebu z�ocisty pyszczek i wyda� d�ugie, szczeni�ce wycie, pe�ne przera�enia i �alu.
� No dobrze, dobrze, malutki � uspokaja� go Van Horn. � We��e si� w kup� i b�d� m�czyzn�.
Ale Jerry nie da� si� ub�aga�. Chocia� mia� niew�tpliwie do czynienia z bia�osk�rym bogiem, jednak�e nie by� to jego b�g. Mister Haggin by� jego bogiem i to bogiem wy�szego rz�du. Nie my�l�c o tym Jerry uznawa� �w fakt. Jego Mister Haggin nosi� spodnie i buty. Natomiast b�g stoj�cy przy nim na pok�adzie przypomina� raczej Murzyna. Nie tylko nie nosi� spodni, chodzi� boso i mia� go�e nogi, ale jak pierwszy lepszy krajowiec by� owini�ty jaskraw� przepask�, kt�ra niby szkocki kilt opada�a mu prawie a� na opalone kolana.
Kapitan Van Horn by� przystojnym i okaza�ym m�czyzn�, cho� Jerry tego nie wiedzia�. Je�eli kiedykolwiek prawdziwy Holender zst�pi� z obrazu Rembrandta, to by� nim w�a�nie kapitan Van Horn, pomimo �e urodzi� si� w Nowym Jorku, podobnie jak wszyscy jego przodkowie od czas�w, gdy Nowy Jork nie by� jeszcze Nowym Jorkiem, lecz Nowym Amsterdamem. Stroju kapitana dope�nia� nasadzony zawadiacko na bakier mi�kki, filcowy kapelusz, wyra�nie rembrandtowski w charakterze, tors okrywa� tani, bawe�niany podkoszulek, a u pasa dynda� kapciuch z tytoniem, n� w pochewce, magazynki pe�ne naboi i olbrzymi pistolet w sk�rzanej kaburze.
Na pla�y Biddy, kt�ra st�umi�a ju� sw� bole��, pocz�a znowu zawodzi�, s�ysz�c wycie Jerry'ego. A Jerry zamilkn�wszy na chwil�, aby pos�ucha�, rozr�ni� zajad�e szczekanie Michaela i nie u�wiadamiaj�c sobie tego, ujrza� nagle jego okaleczone ucho, zadarte uparcie do g�ry. I kiedy kapitan Van Horn oraz oficer Borckman wydawali rozkazy, a grot-�agiel i bezan �Arangi" pocz�y wje�d�a� na maszty, Jerry wy�adowa� ca�� sw� �a�o�� serdeczn� w wyciu, kt�re tam, na pla�y, Bob, rozmawiaj�c z Derbym, nazwa� �najwi�kszym wyczynem wokalnym", jaki s�ysza� u psa, i doda�, �e gdyby nie troch� zbyt cienki g�os, sam Caruso nie umywa�by si� do Jerry'ego. Jednak�e owa pie�� przekracza�a wytrzyma�o�� Haggina, kt�ry wysiad�szy na l�d przywo�a� gwizdni�ciem Biddy i szybkim krokiem oddali� si� z pla�y.
Na widok znikaj�cej Biddy, Jerry popisa� si� jeszcze bardziej carusowskimi efektami, kt�re sprawi�y ogromn� rado�� stoj�cemu obok krajowcowi, powracaj�cemu z Pennduffryn. Roze�mia� si� i pocz�� drwi� z Jerry'ego chichocz�c cienko na po�y ptasim, na po�y ludzkim g�osem, przypominaj�cym bardziej krzyki stworze� �yj�cych w d�ungli ni� g�os cz�owieka, prawdziwego cz�owieka, a zatem boga. To okaza�o si� wybornym �rodkiem przeciwdzia�aj�cym. Jerry'ego ogarn�o oburzenie, �e byle czarnuch wy�miewa si� z niego, i w nast�pnej chwili ostre jak ig�y, szczeni�ce z�by naznaczy�y nag� �ydk� zdumionego dzikusa d�ugimi, r�wnoleg�ymi bruzdami, z kt�rych natychmiast trysn�a krew. Czarny odskoczy� z przera�eniem, ale krew Terencjusza Wspania�ego odezwa�a si� w Jerry'm, kt�ry wzorem ojca pogna� za nim i rozora� drug� �ydk� krwawymi krechami.
W tej chwili, w�a�nie gdy podniesiono kotwic� i wci�gano przednie �agle, kapitan Van Horn, kt�rego bystremu oku nie uszed� �aden szczeg� tego wydarzenia, rzuci� rozkaz czarnemu sternikowi i obr�ci� si�, by pochwali� Jerry'ego.
� Dobrze, Jerry! � zach�ca� psa. � Bierz gol Potrz��nij nimi Potarmo�! We� go! We� go!
Murzyn broni�c si� wymierzy� kopniaka Jerry'emu, kt�ry miast odskoczy�, rzuci� si� naprz�d � co by�o jeszcze jednym dziedzictwem po Terencjuszu � i w ten spos�b unikn�� uderzenia bosej stopy oraz nakre�li� nast�pn� seri� r�wnoleg�ych czerwonych krech na ciemnej �ydce. Tego ju� by�o za wiele i czarny, boj�c si� bardziej Van Horna ni� psa, zawr�ci� i czmychn�wszy w stron� dziobu schroni� si� na �wietliku kajutowym, gdzie le�a�o osiem karabink�w Lee-Enfield, strze�onych przez jednego z cz�onk�w za�ogi. Jerry pocz�� sro�y� si� wok� �wietlika, na pr�no usi�uj�c na� wskoczy�, p�ki kapitan Van Horn go nie odwo�a�.
� To ci dopiero poganiacz Murzyn�w z tego psa! � zwierzy� si� Van Horn Borckmanowi nagradzaj�c Jerry'ego g�askaniem i nale�n� pochwa��.
A Jerry pod dotkni�ciem pieszczotliwej d�oni boga � aczkolwiek boga nie nosz�cego spodni � na chwil� zapomnia� o swoim losie.
� Prawdziwy lew z tego psiaka; podobniejszy jest do airedale'a ni� do irlandzkiego teriera � m�wi� Van Horn, wci�� g�aszcz�c Jerry'ego. � Patrz pan, jaki ju� du�y. A jak zbudowany I Co za wspania�a pier�! Ma krzep�. B�dzie z niego pies nie lada, jak si� rozro�nie proporcjonalnie do tych swoich �ap.
Jerry w�a�nie przypomnia� sobie o swym zmartwieniu i ju� chcia� rzuci� si� przez pok�ad do relingu, aby spojrze� na Meringe malej�c� z ka�d� sekund� w oddali, gdy wtem w �agle uderzy� podmuch po�udniowo-wschodniego pasatu i przygi�� �Arangi" burt� do wody. Jerry ze�lizn�� si� i osun�� po pok�adzie, pochylonym pod k�tem czterdziestu pi�ciu stopni, na pr�no usi�uj�c przytrzyma� si� pazurami g�adkiej powierzchni. Opar� si� dopiero o podstaw� bezanmasztu, podczas gdy kapitan Van Horn, kt�ry swym marynarskim okiem wypatrzy� przed dziobem raf� koralow�, dawa� rozkaz: �Ster na wiatr!"
Borckman i czarny sternik powt�rzyli jak echo jego s�owa i kiedy okr�cono ko�o sterowe, �Arangi" b�yskawicznie wyostrzy�, po czym natychmiast wyprostowa� si� po�r�d �opotu, �agli i chrobotania szkot�w .
Jerry, wci�� zapatrzony w Meringe, skorzysta� z poziomej pozycji pok�adu, by si� pozbiera� i pope�zn�� ku relingowi. Jednak�e zatrzyma� go zgrzyt blok�w grot-szkota na t�gim wodzidle, w chwili gdy grot-�agiel, dostawszy wiatr z przeciwnej strony, przelatywa� nad nim jak szalony. Jerry dzikim skokiem unikn�� niebezpiecze�stwa (nie mniej dzikiego susa da� Van Horn, �piesz�cy mu na ratunek) i znalaz� si� wprost pod bomem, nad kt�rym ogromny grot-�agiel pi�trzy� si�, jakby mia� run�� i zmia�d�y� go.
By�o to pierwsze zetkni�cie Jerry'ego z �aglami. Nie zna� tych bestii, a tym bardziej ich obyczaj�w, ale w jego pami�ci gorza�o �ywe wspomnienie jastrz�bia, kt�ry � gdy Jerry by� jeszcze male�kim szczeni�ciem � run�� na� z nieba w samym �rodku osady. Pod groz� przepot�nego uderzenia Jerry przywar� do pok�adu. W g�rze, spadaj�c na� jak grom, zawis� skrzydlaty jastrz�b, niepomiernie wi�kszy od tamtego. Ale w skuleniu si� Jerry'ego nie by�o ani �ladu strachu. Przycupn�� tak, by zebra� si� w sobie, podda� wszystkie kom�rki cia�a w�adzy ducha, przygotowa� si� do skoku i pochwyci� w locie ow� potworn�, gro�n� rzecz;
Lecz oto w nast�pnym u�amku sekundy grot-�agiel, zn�w zazgrzytawszy blokami po wodzidle, przelecia� na przeciwn� stron� i wyd�� si� na drugim halsie tak szybko, �e Jerry skoczywszy nie zd��y� dopa�� nawet jego cienia.
Van Hornowi nie wymkn�� si� �aden szczeg� tej sceny. Nieraz ju� widywa� m�ode psy doprowadzone do prawdziwych konwulsji strachu przy pierwszym spotkaniu z wype�niaj�cymi niebo, przes�aniaj�cymi �wiat�o, czyhaj�cymi w g�rze �aglami. Ten pies by� pierwszym, kt�ry w jego oczach skoczy� nieul�kle z wyszczerzonymi z�bami, a�eby podj�� walk� z pot�nym Nieznanem.
Wiedziony odruchem podziwu Van Horn podni�s� Jerry'ego z pok�adu i chwyci� go w obj�cia.
III
Jerry chwilowo zapomnia� zupe�nie o Meringe. Pami�ta� dobrze, �e jastrz�b mia� ostre szpony i dzi�b. Trzeba wi�c by�o mie� si� na baczno�ci przed tym trzepocz�cym, gromowym potworem. Tote� Jerry, zebrany do skoku, wci�� usi�uj�c utrzyma� si� na �liskim, pochy�ym pok�adzie, nie spuszcza� oczu z grot-�agla i wydawa� przyciszone pomruki za lada jego ruchem.
�Arangi" lawirowa� pod wiatr mi�dzy koralowymi wyspami w�skiego toru wodnego. To wymaga�o cz�stych zmian halsu, tote� w g�rze grot-�agiel ustawicznie przelatywa� z lewej burty na praw� i z powrotem, czyni�c ha�as podobny do �wistu skrzyde�, ostro strzepuj�c ref-linkami i dono�nie chrobocz�c po wodzidle. Kiedy tak przelatywa� w g�rze, Jerry z p� tuzina razy doskakiwa� do niego, rozwieraj�c pysk do uk�szenia, poddzieraj�c wargi nad czy�ciutkimi, szczeni�cymi z�bami, kt�re b�yszcza�y w s�o�cu niby cacka z ko�ci s�oniowej. Poniewa� chybia� za ka�dym skokiem, doszed� wi�c do pewnego wniosku. Nale�y tu zanotowa� mimochodem, �e wniosek ten by� owocem okre�lonego aktu rozumowania. Na podstawie kolejnych obserwacji owej rzeczy, kt�ra ci�gle grozi�a mu ponawianymi atakami, Jerry stwierdzi�, �e ani razu nie zada�a ciosu, ani nawet nie zdo�a�a go dotkn��. A wi�c � aczkolwiek wcale nie my�la� o tym, �e my�li � nie by�a wida� tak gro�na i niszcz�ca, jak zrazu mniema�. Mo�e by�o i dobrze wystrzega� si� jej, ale w klasyfikacji Jerry'ego zaj�a ju� miejsce jako co�, co wydaje si� straszne, lecz straszne nie jest. Podobnie nauczy� si� dawniej nie czu� l�ku przez szumem wiatru mi�dzy palmami, kiedy le�a� zwini�ty w k��bek na werandzie domu na plantacji, ani te� przed atakiem fal, kt�re nadlatuj�c z sykiem i hukiem na pla�� rozp�ywa�y si� u jego st�p w nieszkodliw� pian�.
Po wielekro� w ci�gu owego dnia Jerry czujnie i nonszalancko, nieledwie z ironiczn� wy�szo�ci� przekrzywia� g�ow� zerkaj�c na grot-�agiel, kiedy ten przelatywa� nagle albo targa� si� napinaj�c z chrz�stem szkoty. Ale psiak ju� nie gotowa� si� do skoku. By�a to pierwsza lekcja i opanowa� j� szybko.
Za�atwiwszy si� z grot-�aglem Jerry powr�ci� my�l� do Meringe. Ale nie by�o ju� Meringe, nie by�o te� na pla�y Biddy, Terencjusza ani Michaela; nie by�o Mister Haggina, Derby'ego ani Boba; nie by�o pla�y, l�du z pobliskimi palmami i dalekimi g�rami, kt�re wiecznie wznosi�y w niebo swoje zielone wierzcho�ki. Ilekro� Jerry opar� przednie �apy na sze�ciocalowym relingu i wyjrza� � widzia� z prawej i lewej burty, przed dziobem i za ruf� tylko ocean, pomarszczony i sk��biony, a jednak karnie tocz�cy pod naporem pasatu swe bia�ogrzywe fale.
Gdyby mia� oczy cz�owieka, znajduj�ce si� prawie o dwa jardy wy�ej ni� jego w�asne, i gdyby to by�y wytrawne oczy marynarza, m�g�by dojrze� w kierunku p�nocnym p�askie pasemko wyspy Ysabel, a na po�udniu mglisty zarys Floridy, ukazuj�cej si� coraz wyra�niej, w miar� jak �Arangi" p�yn�� pe�nymi zakosami, gnany po�udniowo-wschodnim pasatem. Gdyby za� m�g� korzysta� z lunety, kt�r� kapitan Van Horn przed�u�a� zasi�g swego wzroku, by�by zobaczy� na wschodzie dalekie szczyty Malaity, nad nimi za� pierzaste, r�owawe ob�oczki.
Ale dla Jerry'ego najbardziej bezpo�rednia by�a tera�niejszo��. Wcze�nie pozna� �elazne prawo bezpo�rednio�ci i nauczy� si� przyjmowa� to, co jest w danej chwili, miast zaprz�ta� sobie g�ow� jakimi� odleg�ymi sprawami. Morze by�o. L�du ju� nie by�o. �Arangi" by� na pewno, razem z tym wszystkim, co �y�o na jego pok�adzie. Jerry pocz�� wi�c zapoznawa� si� z tym, co jest � kr�tko m�wi�c, bada� nowe otoczenie i przystosowywa� si� do niego.
Zrobi� pierwsze rozkoszne odkrycie: znalaz� szczeniaka dzikiego psa z wyspy Ysabel, kt�rego wi�z� na Malait� jeden z powracaj�cych z Meringe krajowc�w. Pies by� r�wie�nikiem Jerry'ego, ale r�ni� si� od niego ras�. By� sobie zwyczajnym, dzikim psem, kt�ry skrada si� chy�kiem, z uszami stale zwieszonymi, ogonem niezmiennie wtulonym pod siebie, wci�� boi si� nowego nieszcz�cia czy sponiewierania, zawsze jest wystraszony i nieufny, z�o�liwie szczerzy szczeni�ce k�y w obawie przed krzywd�, kuli si� pod ciosem, piszczy ze strachu i b�lu, zawsze got�w zdradziecko uk�si�, je�eli okoliczno�ci sprzyjaj�, a niebezpiecze�stwo nie grozi.
Dziki pies by� dojrzalszy od Jerry'ego, ro�lejszy i bardziej przebiegle z�o�liwy, natomiast Jerry mia� krew b��kitn�, dobry rodow�d i odwag�. Dziki pies by� owocem r�wnie �cis�ej selekcji, ale selekcji innego rodzaju. Puszcza�scy przodkowie, od kt�rych pochodzi�, ostali si� dzi�ki selekcji strachu. Nigdy dobrowolnie nie podejmowali walki z silniejszym przeciwnikiem. Na otwartym polu nie atakowali, chyba �e ich ofiara by�a s�aba albo bezbronna. �yli nie dzi�ki odwadze, lecz dzi�ki temu, �e skradali si� chy�kiem i unikali niebezpiecze�stwa. Selekcji dokona�a tu na �lepo natura w�r�d okrutnego, wrogiego otoczenia, w kt�rym prawo do �ycia zdobywa�o si� przebieg�ym tch�rzostwem, a czasem rozpaczliw� obron� w sytuacji bez wyj�cia.
Natomiast Jerry by� owocem selekcji mi�o�ci i odwagi. Jego przodk�w �wiadomie i z rozmys�em dobrali ludzie, kt�rzy niegdy� w zamierzch�ej przesz�o�ci wzi�li dzikiego psa i uczynili z niego to, co sobie wymarzyli, co pragn�li mie� i co podziwiali. Nie powinien by� walczy� jak szczur w k�cie, bo nie wolno mu by�o czmycha� w k�t wzorem szczura. Odwr�t musia� by� dla� nie do pomy�lenia. W przesz�o�ci ludzie odrzucali psy, kt�re rejterowa�y. Nie zosta�y one przodkami Jerry'ego. Na jego przodk�w wybrano psy dzielne, junackie i zuchwa�e, kt�re rzuca�y si� wprost na niebezpiecze�stwo, walczy�y i gin�y, ale nie ust�powa�y nigdy. A poniewa� jab�ko niedaleko pada od jab�oni, wi�c Jerry by� taki sam jak Terencjusz i jak od dawien dawna wszyscy przodkowie Terencjusza.
Tote� gdy Jerry natkn�� si� na dzikiego psa, zmy�lnie ukrytego przed wiatrem w zakamarku pomi�dzy grot-masztem a �wietlikiem kabiny, nie zastanawia� si� ani chwili, czy tamten jest wi�kszy lub zacieklejszy od niego. Wiedzia� tylko jedno: �e jest to odwieczny wr�g � dziki pies, kt�ry ongi� nie przyszed� do ognisk ludzkich. Z zapami�ta�ym peanem rado�ci, kt�ry zaalarmowa� wszystkos�ysz�ce uszy i wszystkowidz�ce oczy kapitana Van Horna, Jerry przypu�ci� atak. Dziki pies rzuci� si� do ucieczki z niewiarygodn� szybko�ci�, ale Jerry dopad� go i przeturla� kilka razy po nachylonym pok�adzie. A tamten, tocz�c si� tak i czuj�c uk�ucia ostrych z�b�w, pocz�� k�apa� i warcze�, wydawa� na przemian skowyty i skomlenia pe�ne strachu, b�lu i nikczemnej pokory.
Jerry by� d�entelmenem, to znaczy psem szlachetnym. Tak� ju� mia� krew. Poniewa� tamten nie stawia� oporu, poniewa� skomla� w upodleniu, poniewa� le�a� pod nim bezradnie, Jerry zaprzesta� ataku i pu�ci� przeciwnika, z kt�rym kot�owa� si� w �cieku burtowym. Nie my�la� o tym wcale. Nie my�la�, bo taki ju� by�. Stan�� na rozko�ysanym pok�adzie, z niezmiern satysfakcj� czuj�c w pysku rozkoszny smak psiej sier�ci, a w uszach i �wiadomo�ci maj�c pe�ne uznania s�owa kapitana Van Horna: �Dobry piesek, Jerry Dzielny pies! Dobry pies, dobry !"
Trzeba przyzna�, i� kiedy Jerry odchodzi�, wida� by�o, �e jest z siebie dumny. Kroczy� odrobin� za sztywno, a g�owa przekrzywiona w stron� skowycz�cego psa zdawa�a si� m�wi�: �No, chyba masz do�� na dzisiaj. Teraz b�dziesz uwa�a�, �eby mi nie wchodzi� w drog�".
Jerry nadal bada� sw�j nowy, malutki �wiat, kt�ry ani przez chwil� nie pozostawa� w bezruchu, lecz nieustannie wznosi� si�, przechyla� i ze�lizgiwa� po rozkolebanej powierzchni morza. Byli tu powracaj�cy z Meringe krajowcy. Postanowi� sobie zidentyfikowa� ich wszystkich, przy czym otrzymywa� w odpowiedzi ponure spojrzenia i burkni�cia, kt�re z kolei odwzajemnia� zuchwa�ymi napa�ciami i gro�bami. Poniewa� tak go wychowano, wi�c cho� by�y to dwuno�ne istoty, przecie� na swoich czterech nogach kroczy� przed nimi z ca�� wy�szo�ci�, zawsze bowiem porusza� si� i �y� pod opiek� wielkiego dwuno�nego, strojnego w spodnie boga, Mister Haggina.
Pr�cz tamtych byli na statku obcy Murzyni, powracaj�cy z Pennduffryn i z Zatoki Tysi�ca Okr�t�w. Postanowi� pozna� ich wszystkich. Kiedy� w przysz�o�ci taka znajomo�� mog�a okaza� si� potrzebna. Ale Jerry nie my�la� o tym. Po prostu posiad� wiedz� o swoim otoczeniu nie bawi�c si� w �adne przewidywania ani nie troszcz�c o przysz�o��.
Zdobywaj�c po swojemu t� wiedz�, wpr�dce wykry�, �e podobnie jak na plantacji ch�opcy do pos�ug byli czym� odmiennym od pracuj�cych w polu, tak i na �Arangi" powracaj�cy Murzyni r�nili si� od reszty. T� reszt� by�a za�oga statku. Pi�tnastu sk�adaj�cych si� na ni� czarnych pozostawa�o w bli�szych ni� tamci stosunkach z kapitanem Van Hornem. Najwyra�niej nale�eli bardziej bezpo�rednio do niego i do �Arangi". Pracowali pod jego rozkazami, stawali u ko�a sterowego, przyci�gali liny, windowali zza burty wod� w wiadrach i szorowali szczotkami pok�ad. Podobnie jak od Mister Haggina Jerry nauczy� si�, �e winien by� bardziej wyrozumia�y wobec pos�ugaczy ni� wobec pracuj�cych na plantacji, kt�rym zdarzy�o si� wkroczy� w obr�b osady � tak samo i od kapitana Van Horna nauczy� si� wi�kszej tolerancji w stosunku do za�ogi ni� do powracaj�cych krajowc�w. Mia� mniej swobody w obcowaniu z za�og� ni� z tamtymi. Skoro kapitan Van Horn nie �yczy� sobie napastowania za�ogi, obowi�zkiem Jerry'ego by�o powstrzyma� si� od tego. Z drugiej strony jednak nie zapomina� nigdy, �e jest psem bia�ego boga. Jakkolwiek nie wolno mu by�o rzuca� si� na tych w�a�nie Murzyn�w, jednak�e nie pozwala� im na �adn� poufa�o��. Mia� na nich oko. Bywa� ju� �wiadkiem, jak czarni, kt�rych tolerowano zupe�nie tak samo jak tych, stali w szeregu i otrzymywali ch�ost� od Mister Haggina. Ludzie nale��cy do za�ogi zajmowali w og�lnym porz�dku rzeczy miejsce po�rednie i nale�a�o baczy�, czy aby go si� trzymaj�. Jerry przyznawa� im pewne prawa, ale nie przyznawa� r�wno�ci. W najlepszym razie m�g� by� dla nich wyrozumia�y nie zapominaj�c jednak o dystansie.
Dokona� gruntownych ogl�dzin kambuza; by� on prymitywny, otwarty od strony pok�adu, wystawiony na wiatry, deszcze i burze, z ma�� kuchenk�, nawet nie okr�tow�, na kt�rej dwaj czarni, �ataj�c j� i klinuj�c, jako� tam pitrasili w�r�d k��b�w dymu straw� dla osiemdziesi�ciu ludzi przebywaj�cych na statku.
Jerry'ego zainteresowa�y nast�pnie pewne osobliwe poczynania za�ogi. Mianowicie w reling wkr�cano pionowo rurki, maj�ce- s�u�y� jako paliki, i przymocowywano do. nich trzy pasma drutu kolczastego, kt�ry obiega� ca�y statek doko�a, z ledwie pi�tnastocalow� luk� na trap. Jerry bez chwili zastanowienia odgad�, �e jest to �rodek ostro�no�ci na wypadek niebezpiecze�stwa. Ca�e jego �ycie, od momentu doznania pierwszych wra�e�, up�ywa�o w�r�d niebezpiecze�stw stale gro��cych ze strony dzikich. W domu na plantacji Meringe kilku przebywaj�cych tam bia�ych zawsze patrza�o podejrzliwie na rozlicznych krajowc�w, kt�rzy dla nich pracowali i byli ich w�asno�ci�. W pokoju bawialnym, gdzie znajdowa� si� st�, bilard i gramofon, umieszczono stojaki ze strzelbami, a w ka�dej sypialni, przy ka�dym ��ku le�a�y pod r�k� pistolety i karabinki. Podobnie Mister Haggin, Derby i Bob, wychodz�c z domu mi�dzy czarnych, zawsze mieli u pasa rewolwery.
Jerry wiedzia�, czym s� owe grzmi�ce przedmioty � a mianowicie narz�dziami zniszczenia i �mierci. Widzia�, jak niszczy�y �ywe istoty � puarki, koz�y, ptaki i krokodyle. Za pomoc� tych rzeczy biali bogowie wol� swoj� przemierzali przestrze�, nie przemierzaj�c jej cia�em i niszczyli �yj�ce stworzenia. Natomiast on sam, chc�c dobra� si� do czego�, musia� przeby� przestrze� fizycznie. By� inny ni� tamci. By� ograniczony. Wszelkie niemo�liwe rzeczy by�y mo�liwe dla nie ograniczonych dwunogich bia�ych bog�w. W pewnym sensie ta ich zdolno�� niszczenia na odleg�o�� stanowi�a przed�u�enie k��w i pazur�w. Nie zastanawiaj�c si� nad t� spraw�, nie u�wiadamiaj�c jej sobie, przyjmowa� to tak samo jak wszystko na otaczaj�cym go, tajemniczym �wiecie.
Raz nawet widzia�, jak jego Mister Haggin zadaje na odleg�o�� �mier� innym grzmi�cym sposobem. W jego oczach Haggin ciska� kiedy� z werandy laski eksploduj�cego dynamitu w wyj�c� t�uszcz� dzikich napastnik�w, kt�rzy przybyli z Nieznanego w d�ugich, czarnych, rze�bionych i wysadzanych mas� per�ow� cz�nach wojennych o zadartych dziobach, kt�re to cz�na pozostawili wyci�gni�te na brzeg u progu Meringe.
Jerry styka� si� z wieloma �rodkami ostro�no�ci przedsi�branymi przez bia�ych bog�w, tote� kieruj�c si� jakim� nieomal nieuchwytnym wyczuciem uzna� oczywi�cie to ogrodzenie z drutu kolczastego za oznak� sta�ego istnienia niebezpiecze�stwa. Kl�ska i �mier� czyha�y tu�-tu� oczekuj�c sposobno�ci, by skoczy� i zdusi� �ycie. Cho� Jerry od niedawna zna� �ycie, przecie nauczy� si� jednego prawa: �e musi ono by� bardzo �ywotne, aby si� osta�.
Nast�pn� przygod� Jerry'ego, gdy obserwowa� zak�adanie drutu, by�o spotkanie z Lerumim, powracaj�cym z Meringe krajowcem, kt�rego Biddy tego� rana na pla�y wywr�ci�a do wody razem z ca�ym dobytkiem. Spotkanie to nast�pi�o mi�dzy �wietlikiem kajutowym a praw� burt�, przy kt�rej Lerumi sta� przegl�daj�c si� w tanim lusterku i czesa� kud�at� czupryn� r�cznie wyrzezanym z drzewa grzebieniem.
Jerry, nie zauwa�ywszy Lerumiego, drepta� w�a�nie na ruf�, gdzie oficer Borckman nadzorowa� uwi�zywanie drutu do palik�w. Lerumi, zerkn�wszy z ukosa, by si� upewni�, czy zamierzony przeze� wyczyn no�ny b�dzie os�oni�ty przed cudzym wzrokiem, wymierzy� kopniaka synowi swej czworono�nej nieprzyjaci�ki. Bosa stopa trafi�a Jerry'ego we wra�liwy koniuszek �wie�o przyci�tego ogona, i oburzony psiak, w poczuciu pope�nionego na nim �wi�tokradztwa, z punktu oszala�.
Kapitan Van Horn, kt�ry sta� nie opodal rufy obserwuj�c kierunek wiatru wydymaj�cego �agle oraz niezbyt sprawne sterowanie stoj�cego przy kole krajowca, nie widzia� psa, gdy� zas�ania� mu go �wietlik. Jednak�e dostrzeg� ruch ramion Lerumiego, zdradzaj�cy balansowanie na jednej nodze w chwili, gdy druga zadawa�a kopniaka. A z tego, co teraz nast�pi�o, wywnioskowa�, co sta�o si� przedtem.
Wrzask, jaki podni�s� Jerry, gdy przysiad�szy okr�ci� si� w miejscu, skoczy� i ugryz�, by� prawdziwym szczeni�cym skowytem oburzenia. W powietrzu dosi�g�o go drugie kopni�cie, rozora� jednak stop� i kostk� Lerumiego, i chocia� polecia� przez nachylony pok�ad a� do �cieku burtowego, pozostawi� jednak na czarnej sk�rze czerwone �lady szczeni�cych, ostrych jak ig�y z�b�w. Wci�� wyszczekuj�c swoje oburzenie, pocz�� si� wspina� z powrotem na strom�, drewnian� pochy�o��.
Lerumi, zerkn�wszy powt�rnie z ukosa, zauwa�y�, �e jest obserwowany, i nie �mia� posun�� si� do ostateczno�ci. Pobieg� wzd�u� �wietlika, chc�c umkn�� na d� zej�ciem kajutowym, ale ostre z�by Jerry'ego ucapi�y go za �ydk�. Jerry, atakuj�c na. o�lep, zapl�ta� mu si� mi�dzy nogi. Lerumi potkn�� si�, a jego upadek przy�pieszy�o jeszcze nag�e, silniejsze uderzenie wiatru w �agle. Na pr�no usi�uj�c usta� na nogach, pochwyci� trzy druty kolczaste, umieszczone na zawietrznej burcie.
Wszyscy czarni obecni na pok�adzie statku rykn�li �miechem, a Jerry, widz�c, i� przeciwnik jest niezdolny do walki, a mylnie s�dz�c, �e to on sam jest przedmiotem tych drwin, z nie zmniejszon� furi� rzuci� si� na krajowc�w i w nag�ym ataku pokaleczy� liczne nogi, kt�re przed nim umyka�y. Murzyni powskakiwali do zej�cia kajutowego i luku na dziobie, uciekli na bukszpryt, wdrapali si� na olinowanie i pouczepiali wsz�dzie niczym potworne ptaszyska. W ko�cu na pok�adzie pozosta� tylko Jerry oraz za�oga statku; nauczy� si� ju� bowiem rozr�nia� jednych krajowc�w od drugich. Kapitan Van Horn z g�o�nym �miechem pocz�� go chwali�; przywo�a� psiaka i na znak radosnego podziwu obsypa� go �artobliwymi, m�skimi kuksa�cami. Nast�pnie zwr�ci� si� do swoich pasa�er�w i wyg�osi� tak� oracj� w beche-de-mer.
� Hej, wy, ch�opaki! Ja do was du�a mowa. Ten pies moja w�asno��. Jak kt�ry skrzywdzi� ten pies, ja � daj� s�owo! � bardzo ogromnie z�y na niego. Ja go st�uc na miazg�. Wy uwa�a� na swoje nogi. Ja uwa�a� na sw�j pies. Rozumie�?
A pasa�erowie, wci�� pouczepiani wysoko, ugaduj�c si� mi�dzy sob� piskliwie i �yskaj�c czarnymi oczami, przyj�li prawo bia�ego cz�owieka. Nawet Lerumi, mocno pokaleczony drutem kolczastym, nie �ypa� spode �ba i nie mamrota� gr�b. Przeciwnie, pomaca� ostro�nie palcami zadrapania, co wywo�a�o wybuch �miechu towarzyszy i ognik w oczach kapitana, po czym powiedzia�:
� No, no! To ci kawa� pies!
Jerry nie by� z�ym psem. Po prostu, tak samo jak Biddy i Terencjusz, by� zajad�y i nieul�k�y, kt�re to cechy nale�a�y ju� do jego dziedzictwa. I r�wnie� wzorem Biddy i Terencjusza lubi� napastowa� czarnych, co z kolei by�o ju� spraw� wychowania. Tak go uczono od ma�ego. Czarni byli czarnymi, natomiast biali byli bogami i ci w�a�nie biali bogowie nauczyli go napastowa� Murzyn�w i osadza� ich na owym po�ledniejszym miejscu, kt�re im przypad�o na �wiecie. Bia�y cz�owiek dzier�y� ca�y �wiat w swoich r�kach. A czarni? Albo� nie widzia�, jak ich zawsze spychano na to po�lednie miejsce? Czy� nie by� �wiadkiem, jak na Meringe biali bogowie przywi�zywali ich do palm i batogami siekli im plecy na strz�py? Nic dziwnego, �e dobrze urodzony terier irlandzki, czule ho�ubiony przez bia�ego boga, patrza� na krajowc�w jego oczyma i post�powa� z krajowcami tak, aby zas�u�y� sobie na pochwa��.
Ten dzie� by� dla Jerry'ego pe�en wra�e�. Wszystko na �Arangi" by�o nowe i obce, a tyle tam przebywa�o ludzi, �e ustawicznie dzia�y si� rzeczy ciekawe. Stoczy� ponown� utarczk� z dzikim psem, kt�ry podst�pnie zaatakowa� go z boku. Skrzynki z dobytkiem krajowc�w poustawiano tak nier�wno, �e mi�dzy dwiema w najni�szej warstwie pozosta�a niewielka luka. Z niej w�a�nie wyskoczy� dziki pies, gdy Jerry bieg� na wo�anie kapitana. Wbi� ostre, m�ode z�by w ��t�, aksamitn� sier�� Jerry'ego i czmychn�� z powrotem do kryj�wki.
I zn�w Jerry'ego zdj�o oburzenie. Rozumia�, �e mo�na atakowa� z boku. Nieraz bawili si� w ten spos�b z Michaelem, by�a to jednak tylko zabawa. Ale odwr�t bez walki, kiedy si� j� zacz�o, by� obcy naturze i obyczajom Jerry'ego. Ze s�usznym gniewem skoczy� za wrogiem do dziury. Jednak�e dziki pies najlepiej walczy� w�a�nie w ten spos�b � zaszyty w k�t. Gdy Jerry wpad� do ciasnej kryj�wki, uderzy� si� �bem o stoj�c� wy�ej skrzynk� i w nast�pnej chwili uczu� na pysku zaciek�e z�by przeciwnika.
Nie m�g� dobra� si� do dzikiego psa ani rzuci� si� na� z rozmachem, ca�ym ci�arem. M�g� tylko pe�za�, miota� si� i przepycha� naprz�d, a za ka�dym razem napotyka� warcz�cy, uz�biony pysk. Ale i tak dobra�by si� w ko�cu do dzikiego psa, gdyby nie to, �e Borckman przechodz�c si�gn�� do dziury i wywl�k� Jerry'ego za tyln� nog�. A potem znowu rozleg�o si� wo�anie kapitana Van Horna i Jerry pos�usznie pobieg� na ruf�.
Na pok�adzie, w cieniu bezanu, podawano posi�ek i Jerry, przysiad�szy mi�dzy oboma m�czyznami, otrzyma� swoj� porcj�. Doszed� ju� do wniosku,, �e z tych dw�ch kapitan jest wy�szym bogiem i wydaje liczne rozkazy, kt�rych oficer s�ucha. Oficer z kolei wydawa� rozkazy czarnym, natomiast kapitanowi nigdy. Pr�cz tego Jerry zaczyna� lubi� Van Horna, wi�c usadowi� si� tu� przy nim. Kiedy wetkn�� nos do jego talerza, otrzyma� �agodn� nagan�. Gdy natomiast zaledwie obw�cha� dymi�c� fili�ank� herbaty oficera, ten trzepn�� go po. nosie brudnym paluchem. Nie ofiarowa� mu te� ani k�ska.
Kapitan V�n Horn najpierw podsun�� Jerry'emu miseczk� owsianej papki, obficie podlanej skondensowan� �mietank� i os�odzonej czubat� �y�k� cukru. Potem od czasu do czasu dawa� mu kawa�ki chleba z mas�em i dzwonka sma�onej ryby, z kt�rych przedtem starannie usuwa� drobne o�ci.
Ukochany Mister Haggin nigdy ni