9234
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 9234 |
Rozszerzenie: |
9234 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 9234 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9234 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
9234 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Monica Hughes
Sk�d nie wida� ziemi
G��WNE DATY Z DZIEJ�W KOLONIZACJI KSIʯYCA
1959 Wys�anie �uny 2 na Ksi�yc.
1968 Apollo 8: pierwszy pojazd z za�og� na orbicie Ksi�yca.
1969 Apollo 11: pierwsze l�dowanie cz�owieka na Ksi�ycu,
1975 Po��czenie statk�w Apollo-Sojuz.
1985 Za�o�enie bazy ONZ na Sinus Medii: astronauci ZSRR i USA we wsp�pracy z naukowcami an-
gielskimi, francuskimi i niemieckimi.
1987 Za�o�enie tymczasowej bazy w Kraterze Keplera. Rozpocz�cie prac nad technik� egzystencji w wa-
runkach pr�ni i niskiej temperatury.
1988 Konstrukcja pierwszego magnetowozu. Otwarcie stacji Imbrium.
1989 Za�o�enie tymczasowych baz w Kraterach Kopernika i Alfonsusa.
1990 Za�o�enie sta�ej bazy w Kraterze Keplera.
1991 Za�o�enie sta�ej bazy w Kraterze Kopernika.
1994 Za�o�enie sta�ej bazy w Kraterze Alfonsusa.
1995 Narodziny pierwszego cz�owieka na Ksi�ycu;
dziecko � syn gubernatora Mastermana � otrzymuje imi� Kepler.
1999 Pocz�tek eksploatacji surowc�w w Kraterze Aristarchusa.
2000 LEMCON otrzymuje od ONZ prawo eksploatacji zasob�w mineralnych Ksi�yca.
2003 LEMCON og�asza zakaz wst�pu dla kolonist�w do swojej bazy na Aristarchusie.
2005 Pocz�tek projektu Genezis.
2010 Gubernator Masterman udaje si� na Ziemi�, do siedziby ONZ w sprawie uzyskania nowego man-
datu dla kolonist�w Ksi�yca. Nowy mandat ONZ. Zako�czenie budowy Genezis.
ROZDZIA� PIERWSZY
Prom ksi�ycowy usiad� na l�dowisku numer 4 dworca lotniczego na Imbrium w samo po�udnie. Po-
wraca�em na Ksi�yc, po trzech miesi�cach nieobecno�ci.
G�uchy, raczej odczuwalny ni� s�yszalny stuk u�wiadomi� mi, �e transporter po��czy� si� ze �luz� powie-
trzn�. Drzwi kabiny rozsun�y si� z lekkim sykiem. Siedzieli�my z ojcem na s�siaduj�cych ze sob� fote-
lach. Teraz rozpi�li�my pasy bezpiecze�stwa i pod��yli�my przez w�skie przej�cie ku wyj�ciu. Po drodze
lustrowa�em pozosta�e fotele. Z pozosta�ych czternastu dwana�cie zajmowali oczywi�cie tury�ci. Tuzin
pasa�er�w to wcale dobry komplet jak na po�udniowy rejs. Sezon rozpoczyna� si� wraz ze wschodem
S�o�ca, a wtedy ceny przelotu by�y znacznie wy�sze i opr�cz pieni�dzy trzeba by�o mie� dobre chody,
�eby zdoby� bilet.
Albowiem po porannym l�dowaniu podr�ni mogli ogl�da� z balkon�w hotelu "Srebrny Hilton" wspania-
�� panoram� g�r Haemus rozci�gaj�cych si� na po�udniowym wschodzie, kt�rych wierzcho�ki stawa�y �
jeden po drugim � w blasku nowego dnia, a� ca�y �a�cuch przeistacza� si� w p�omieniste p�kole. Potem
na czarnym jak atrament niebie ukazywa�o si� S�o�ce i zalewa�o pusty basen Morza Spokoju
o�lepiaj�cym �wiat�em. By� to zaiste widok wart olbrzymich sum w dolarach, funtach, markach czy
rublach, wi�c nic dziwnego, �e poranne loty na Ksi�yc zamawia� trzeba by�o na rok lub d�u�ej z g�ry.
Mniej zamo�ni tury�ci przyje�d�ali w po�udnie, tak jak dzisiaj ojciec i ja. Krajobraz ksi�ycowy jest w�w-
czas rozmyty przez znajduj�ce si� prosto nad g�ow� ostre �wiat�o S�o�ca i m�j pi�kny �wiat wygl�da jak
wymodelowany w szarawym cemencie. Nocne promy wype�nione s� zazwyczaj naukowcami, kt�rymi s�
b�d� astronomowie wykorzystuj�cy swoje urlopy, by napawa� si� widokiem wszech�wiata nie
zak��conego przez atmosfer�, b�d� te� in�ynierowie, pragn�cy osobi�cie zbada� zjawisko superzimnej
pr�ni, kt�r� odznacza si� d�uga ksi�ycowa noc.
Jaki� niecierpliwy byznesmen poszed� za naszym przyk�adem i nie chc�c straci� ani chwili cennego i
kosztownego czasu zerwa� si� na nogi. Natychmiast opad� z powrotem na siedzenie i wydaj�c bolesny
j�k chwyci� si� za g�ow�, kt�r� uderzy� w sufit. Pozostali pasa�erowie le�eli potulnie w swoich fotelach i
czekali, a� stewardesa pomo�e im dostosowa� si� do nag�ej utraty wagi.
Daremnie powstrzymywa�em si� od �miechu. Przez trzy miesi�ce przebywa�em poza moim �ywio�em
walcz�c z udr�k� sze�ciokrotnie zwi�kszonej wagi mojego cia�a i wys�uchuj�c irytuj�cych uwag Ziemian.
Jak�e dobrze by�o znale�� si� znowu we w�asnym �wiecie! Cia�o moje bez trudu przypomina�o sobie
znajome ruchy, nogi wykonywa�y d�ugie powolne susy, chodz�c przenosi�em si� z pi�t na palce,
przechylone ku przodowi cia�o rozlu�nia�o si�, ramiona r�wnowa�y�y ruchy n�g.
Przez ca�� drog� do dworca lotniczego Morza Deszcz�w czu�em si� znakomicie. Transporter po��czy�
si� ze �luz�, drzwi rozsun�y si� ukazuj�c w�ski tunel pomalowany na dobrze mi znany kolor ciemnej
zieleni. Ksi�ycowej zieleni!
Nie wiem, czy to na Ziemi jaki� zatrudniony w przemy�le psycholog uzna�, �e ten odra�aj�cy kolor jest
najbardziej odpowiedni dla ludzi przebywaj�cych w izolowanych pomieszczeniach, czy te� jaki� humo-
rysta orzek�, �e skoro ju� wiadomo, �e Ksi�yc nie jest zrobiony z zielonego sera, to powinien
przynajmniej by� pomalowany na zielono. I tak si� sta�o. Ziele� pokrywa�a wszystko. A ja ju�
zapomnia�em jak przygn�biaj�cy jest ten kolor.
Drzwi u ko�ca tunelu otworzy�y si�, weszli�my pod kopu�� hali dworcowej. Zastali�my tam oczywi�cie
t�umy, kt�re przysz�y na powitanie mojego ojca, gubernatora Ksi�yca. Rozpozna�em Milesa Fargo,
dyrektora LEMCON-u , czyli konsorcjum zajmuj�cego si� eksploatacj� zasob�w mineralnych Ksi�yca,
otoczonego przez swoich zbir�w, kt�rzy wygl�dali jakby rwali si� do bitki. LEMCON to olbrzymi koncern
wielonarodowy, kt�ry odsun�� wczesnych kolonist�w ksi�ycowych i opanowa� ca�� eksploatacj� naszych
zasob�w mineralnych. Znalaz� te� spos�b na przekazywanie zysk�w macierzystemu przedsi�biorstwu na
Ziemi. My, ludzie Ksi�yca, nie mieli�my udzia�u w tych zyskach, tote� m�j ojciec i pan Fargo byli
wrogami, chocia� nigdy nie podnie�li na siebie ani r�ki, ani g�osu. To, czego chcieli dokona� na Ksi�ycu,
by�o kra�cowo sprzeczne.
Pozostali witaj�cy byli naszymi przyjaci�mi � przewa�nie przedstawiciele r�nych baz ksi�ycowych.
Dostrzeg�em Joe Asak� z bazy Kopernika i Pierre'a Laframboise, dyrektora �Srebrnego Hiltona". Przy-
puszczam, �e by� zaniepokojony plotkami o tendencjach niepodleg�o�ciowych na Ksi�ycu. Obawia� si�,
�e wp�yn� na zmniejszenie ruchu turystycznego, kt�ry by� wci�� g��wnym �r�d�em naszych dochod�w.
Sir Michael Stokes, na kt�rego przyjaciele m�wi� Mick, przemierzy� tysi�c trzysta kilometr�w od stacji
wulkanologicznej z bazy Alfonsusa, �eby porozmawia� z ojcem. Nad t�umem witaj�cych g�rowa�a siwa
czupryna Huntleya Shepparda. Jego przybycie nie by�o dla nas niespodziank�. Pod nieobecno��
gubernatora w�a�nie on zarz�dza� koloni�. Sprawowa� urz�d kontrolera, tote� mia� ojcu wiele spraw do
przekazania.
Koloni�ci i przedstawiciele LEMCON-u otoczyli nas, czekaj�c na okazj� do rozmowy z ojcem, a
dwunastu turyst�w, kt�rzy wysiedli z promu, kr�ci�o si� niespokojnie po hallu w oczekiwaniu transportu do
hotelu, tak wi�c dopiero po kilku minutach zorientowa�em si�, �e Ann Sheppard nie przyby�a z ojcem z
bazy Keplera, �eby mnie powita�.
W czasie trzymiesi�cznego pobytu na Ziemi pisywa�em do niej regularnie... mo�e nie za cz�sto, gdy�
tak wiele dzia�o si� doko�a mnie... ale przecie� wci�� o niej my�la�em, zw�aszcza w czasie ostatnich
trzech tygodni pobytu na Ziemi, ju� po po�egnaniu si� z Hilary. A mia�em przecie� tyle do opowiedzenia.
O moim pobycie w morzu na konszelfie z wujem Tedem, ciotk� Janet i kuzynem Jonem. I o Hilary.
Chocia� postanowi�em, �e nie powiem Ann zbyt wiele o Hil. Trudno by�oby mi wyt�umaczy� jej moje
uczucia w stosunku do dziewczyny o rudych w�osach i per�owej cerze, nie rani�c jej uczu�. A tymczasem
Ann wcale nie przyjecha�a. Nie przeby�a tych bez ma�a dziewi�ciuset kilometr�w z bazy Keplera, �eby
mnie powita�.
Prze�kn��em �lin�, opad�y mi ramiona. Ojciec by� wmieszany w t�um ludzi, z kt�rych ka�dy pr�bowa�
dotrze� do niego, przy czym wszyscy m�wili naraz. Ojciec krzykn�� do mnie ponad g�owami ci�by, kt�ra
popycha�a go w stron� wind:
� Kep, przepraszam ci� bardzo. To mi zajmie kilka godzin. Dasz sobie rad�?
� Oczywi�cie, ojcze. Na pewno. Przecie� jestem w domu!
Wyszczerzy�em z�by w szerokim u�miechu. Tury�ci patrzyli na mnie z respektem i szeptali pomi�dzy;
sob�.
Ostre �wiat�o zbli�aj�cego si� odrzutowca zab�ys�o przez chwil� w ciemnych szybach okien.
Przedstawiciel hotelu zacz�� pogania� turyst�w w kierunku �luzy powietrznej, do kt�rej w�a�nie
przycumowa� luksusowy pojazd odrzutowy. Za kilka chwil polec� wzd�u� �a�cucha Apenin�w do hotelu
zbudowanego na wschodniej kraw�dzi przyl�dka Fresnela.
W�az �luzy zamkn�� si� za nimi. By�em sam.
Aparatura klimatyzacyjna szumia�a z cicha. Plastykowe paski zwisaj�ce z otwor�w wentylacyjnych pod
sufitem unosi�y si� i skr�ca�y. Przechodz�c przez pust� hal� st�pa�em bezszmerowo po zielonej,
wy�o�onej winylem posadzce.
Spojrza�em na rz�d wind. Wyboru wielkiego nie mia�em. Mog�em zjecha� jedno pi�tro w d� do kafeterii
i co� zje��, ale w ca�kowitej samotno�ci, gdy� nie b�dzie tam nawet kelnerki, z kt�r� mo�na by zamieni�
kilka s��w. Dwa pi�tra ni�ej znajdowa�a si� siedziba personelu technicznego i kierowc�w oraz jakie p�
tuzina przegr�d z ��kami dla go�ci. Trzecia dolna kondygnacja by�a niedost�pna dla wszystkich opr�cz
cz�onk�w ekipy technicznej. Znajdowa�y si� tam urz�dzenia do oczyszczania wody i regenerator
powietrza oraz aparatura w��czaj�ca jedno i drugie do ponownego obiegu, monitory ci�nienia i
ogrzewania oraz elektrownia. Jeszcze ni�ej, g��boko pod powierzchni� Ksi�yca, znajdowa� si� schron
przeciwburzowy i wielki sk�ad pojemnik�w z wod� i tlenem.
Odwr�ci�em si� od wind i wspi��em si� kr�conymi schodami na wie�� obserwacyjn� siedz�c� niczym
wielki p�cherz na wypuk�ym dachu kopu�y hali dworcowej. Metalowe schody ha�asowa�y, w�az ci�kiej
�luzy powietrznej otworzy� si� z trzaskiem. Kiedy znalaz�em si� na g�rze, zamkn��em za sob� w�az.
P�kolista szyba oddzielaj�ca mnie od pr�ni stanowi�a s�aby punkt budowy dworca, ale projektanci
uznali, �e wspania�y widok, jaki dzi�ki niej uzyskali, usprawiedliwia ryzyko. Znajduj�ce si� pod moimi
nogami drzwi zabezpiecza�y reszt� budynku przed ci�nieniem, w razie gdyby sta�o si� tutaj co� z�ego.
Pomieszczenie to mia�o surowy charakter i by�o puste, je�eli nie liczy� barierki biegn�cej wzd�u� �cian
na wysoko�ci metra od pod�ogi. Przybysze z Ziemi doznawali czasami zawrot�w g�owy, kiedy po raz
pierwszy spogl�dali na nag� powierzchni� Ksi�yca, roztaczaj�c� si� doko�a nich i pod ich nogami, no i
na gwiazdy po�yskuj�ce w bezkresnej, czarnej przestrzeni nad ich g�owami. Barierka umo�liwia�a im
oparcie si� o co�.
Pomieszczenie, jak ju� m�wi�em, mia�o charakter surowy, ale nie tak surowy jak widok rozci�gaj�cy si�
za przyciemnion� szyb�. By�o samo po�udnie i jedyny cie� w polu widzenia stanowi�a czarna smuga pod
brzuchem hotelowego odrzutowca zaparkowanego na l�dowisku. Poza tym krajobraz ksi�ycowy o�lepia�
cementow� biel�.
By� to ten sam widok Ksi�yca, jaki zapami�tali prawie wszyscy Ziemianie podczas pierwszych l�do-
wa� Apolla. �wczesne zdj�cia telewizyjne utrwali�y w umys�ach ludzkich Ksi�yc jako satelit� Ziemi ab-
solutnie bia�ego i ja�owego.
Ale on nie zawsze jest taki. Bywa bardzo pi�kny, zale�nie od swoich faz i nastroj�w. Rano k�ad� si�
na� d�ugie, faliste cienie, a terminator iskrzy si� niczym droga wybrukowana milionem kosztownych
kamieni. Pod wiecz�r jego powierzchnia mieni si� subtelnymi pastelowymi barwami, a noc� ciemnieje do
g��bokiego br�zu pod wp�ywem promieniuj�cego z Ziemi �wiat�a.
Uwa�a�em Ksi�yc za najpi�kniejsze miejsce wszech�wiata, ale musia�em przyzna�, �e po�udniowe
S�o�ce nie by�o dla� �askawe. Jego przera�aj�cy blask rozmazywa� delikatny rysunek ska�, niweczy�
subtelne kontury krajobrazu, poza tym zdawa�em sobie spraw�, �e na zewn�trz panuje straszliwe gor�co,
trzykrotnie wi�ksze ni� to, jakie bywa w kalifornijskiej Dolinie �mierci. Potrafi ono w ci�gu kilku sekund
ca�kowicie odwodni� ludzki organizm.
Spojrza�em w niebo. Maj�c S�o�ce za sob�, mog�em obserwowa� wszystkie odcienie ciemnego,
upstrzonego gwiazdami nieba, od ostrego b��kitu a� po ciemn� czerwie�.
Ziemia znajdowa�a si� na wsch�d od S�o�ca, w tym samym co ono kwadrancie ; �eby j� zobaczy�,
musia�em przes�ania� oczy. Na Ziemi panowa�a noc. Patrzy�em na t� miedzian� tarcz�, kt�ra zdawa�a si�
zwisa� tu� nad moj� g�ow�, i pr�bowa�em rozr�nia� zarysy kontynent�w.
Czy to, co jest na prawo, to atlantyckie wybrze�e Ameryki P�nocnej? Wiedzia�em, �e tam, w g��binach
Atlantyku, znajduje si� Konszelf 10, zimny, ciemny, podwodny �wiat, nie znaj�cy S�o�ca, Ksi�yca i fal,
Przez trzy wspania�e miesi�ce to spokojne miejsce by�o moim domem. Tam mieszkaj� moja ciotka, m�j
wuj i kuzyn Jon. Opodal, w swoim domu, �pi teraz Hilary... Hil o per�owej cerze i koralowych w�osach...
Jej oczy s� najb��kitniejsze na �wiecie, a przy k�cikach ust ma ma�e do�eczki...
Hilary potrafi�a czyni� ze mnie najszcz�liwszego z ludzi, ale i rozgniewa� bardziej ni� ktokolwiek inny.
By�a �ywa i jak�e poci�gaj�ca. Tak�e wtedy, kiedy �mia�a si� i naigrywa�a ze mnie, poucza�a mnie, ok�a-
mywa�a, oszukiwa�a, a nawet kiedy nara�a�a nas na �mier�. Hilary robi�a wszystko z pasj� i zapami�ta-
niem.
Postanowi�em przesta� o niej my�le� i skoncentrowa�em si� na Ann. Przecie� to Ann zostanie moj� �o-
n� i to ju� za trzy lata, kiedy tylko sko�cz� ze szko�� i zaczn� pracowa�. Wobec tej perspektywy samo
my�lenie o Hilary by�o zdrad�. Ale dlaczego Ann nie przyjecha�a, �eby mnie powita�?
Zjecha�em do kafeterii, nacisn��em guziki automatu i wzi��em sobie zup� i sandwicza. Na sali sta�o
kilkana�cie ma�ych, metalowych stolik�w. Wszystkie by�y puste. Mog�em sobie wybra� dowolne miejsce.
Zupa by�a gor�ca i po�ywna, na bazie soi, okraszona syntetycznym smakiem cebulowym, a sandwicz
zawiera� produkty dro�d�owe pochodz�ce z naszych plantacji, opartych na bezglebowej uprawie wodnej
ro�lin. By�o to solidne, wysokoproteinowe jedzenie. B�d� si� tak od�ywia� do ko�ca �ycia. Dlaczego wi�c
nagle smakowa�o mi to jakby by�o tektur�? I dlaczego przychodzi�a mi �linka do ust na my�l o frykasach
podmorskiej kuchni ciotki Janet?
Odsun��em talerz. Mia�em do��. Spojrza�em na najbli�szy ekran. Zobaczy�em na nim luksusowy odrzu-
towiec. Jego silniki wznosi�y chmur� ksi�ycowego py�u. Patrzy�em, jak z wolna znika� z pola widzenia,
pod��aj�c na wsch�d w kierunku �Srebrnego Hiltona". Ob�ok py�u osiada� powoli. Jak bardzo powoli
dzia�o si� wszystko w obr�bie niskiej grawitacji Ksi�yca!
�Jakim sposobem ogl�damy te widoki siedz�c dziesi�� metr�w pod ziemi�?" � dziwili si� zazwyczaj
tury�ci. W�wczas t�umaczyli�my im, �e to dzi�ki zamkni�temu obwodowi telewizyjnemu. Pierwsi koloni�ci
zainstalowali go, �eby obroni� si� przed uczuciem, �e jest si� zamkni�tym i pogrzebanym. Ja osobi�cie
nigdy czego� takiego nie odczuwa�em. Mo�e dlatego, �e nie zna�em domu o prawdziwych oknach, za
kt�rymi by�a prawdziwa atmosfera.
Nagle us�ysza�em jaki� ha�as na korytarzu. Z pokoju konferencyjnego wysypali si� ludzie. Ponad t�u-
mem m�czyzn i kobiet wybija�y si� dwie g�owy: mojego ojca i Huntleya Shepparda. Odsun��em m�j nie-
ciekawy posi�ek i przecisn��em si� ku nim.
� Panie doktorze, gdzie Ann? � zapyta�em natarczywie, bez �ladu obowi�zuj�cej na Ksi�ycu uprzej-
mo�ci.
Skrzywi� si� na m�j brak wychowania, ale po kilku sekundach wahania odpowiedzia�, m�wi�c z
mi�kkim szkockim akcentem:
� Ann? C�, jest teraz w domu, w bazie Keplera. A gdzie� by mia�a by�?
� Tutaj. �eby mnie powita�. Po trzech miesi�cach rozstania.
M�wi�em troch� za g�o�no, wi�c ludzie zacz�li mi si� przygl�da�. My�la�em o tym, �e niewiele brako-
wa�o, a rozstaliby�my si� z Ann na zawsze. Przecie� omal nie zgin��em w lodowatych wodach Atlantyku,
kiedy pr�bowa�em przywo�a� do rozs�dku oszala�ych podmorskich buntownik�w. Zaczerwieni�em si� ze
z�o�ci.
� No tak � Sheppard uni�s� brwi. � Trzy miesi�ce. Tylko trzy ksi�ycowe dni i noce. Ale w tym
kr�tkim czasie zmieni�e� si� bardzo, prawda? B�d� spokojny, nied�ugo zobaczysz Ann. Dzisiaj jest za-
j�ta.
Odwr�ci� si� i zacz�� rozmawia� z Mickiem Stokesem, wulkanologiem. Znalaz�em si� sam. Sta�em w
t�umie z uszami p�on�cymi ze wstydu i tymi moimi zbyt d�ugimi, ostrzy�onymi wed�ug ziemskiej mody
w�osami.
Na szcz�cie nie trwa�o to d�ugo. Transporter do bazy Keplera by� got�w do odjazdu. Ojciec wydosta�
si� zr�cznie z grupy ludzi wygl�daj�cych na pracownik�w LEMCON-u. Wsiedli�my do windy jad�cej w
g�r� do hali dworcowej. Wysiedli�my z niej wprost do magnetowozu.
Kontroler pozosta� na dole, chc�c wykorzysta� obecno�� przedstawicieli wszystkich baz ksi�ycowych,
by om�wi� z nimi bie��ce sprawy. Byli�my wi�c z ojcem sami, je�eli nie liczy� kierowcy i jego pomocnika.
Obawia�em si�, �e mnie skarci, ale ojciec powiedzia� tylko:
� Kep, musisz si� znowu dostosowa� do naszych zwyczaj�w. Nied�ugo wejdziesz zn�w w tutejszy
tryb. Ja te� lubi� swobodny spos�b bycia Ziemian, ale pami�taj, �e na Ksi�ycu jeste�my
spo�ecze�stwem zamkni�tym i �ci�le nadzorowanym. Po prostu nie mo�emy sobie pozwoli� na
zadzieranie z lud�mi.
Od czasu �mierci matki i jego nominacji na gubernatora widywali�my si� rzadko, ale by� on dla mnie
nadal najmilszym i najwspanialszym cz�owiekiem, jakiego zna�em.
Zostawi�em go wyjmuj�cego z teczki plik papier�w i przeszed�em do kabiny kierowcy. Jego pomocnik
spa�, wykorzystuj�c przerw� w pracy, wi�c usiad�em obok Tima O'Connora i przygl�da�em si� krajobrazo-
wi przesuwaj�cemu si� przed nami na monitorach telewizora.
Magnetow�z by� nisko zawieszony na wielkich ko�ach, przedzia�y dla pasa�er�w i za�ogi umieszczone
by�y tu� nad osiami tych k�, bo zachowanie r�wnowagi w tym �wiecie s�abej grawitacji nie by�o rzecz�
prost�. Ograniczon� widoczno�� kompensowa�o telewizyjne oko zamontowane na niewielkim maszcie.
Aluminiowe przes�ony umieszczono z przodu, z ty�u i poni�ej masztu i to z ich powodu �artobliwie na-
zywano w�z "parasolk�". Przes�ony chwyta�y promienie s�oneczne i przemienia�y je w elektryczno�� dla
silnik�w umieszczonych nad ka�dym z k�. Magnetow�z by� stosunkowo powolnym pojazdem, wolniej-
szym od lewici�gu. Potrzebowa� prawie czterech godzin na przebycie dziewi�ciuset kilometr�w od dwor-
ca Imbrium do bazy Keplera. W nocy ta sama podr� trwa nieca�� godzin�.
W nocy, kiedy intensywne zimno i pr�nia wprawiaj� w ruch prawa fizyki znane na Ziemi jedynie z teo-
rii, ksi�ycowe lewici�gi przelatuj� po specjalnych, pokrytych aluminium torach z szybko�ci� dochodz�c�
do tysi�ca pi�ciuset kilometr�w na godzin�. Teoretycznie mog� osi�ga� dwukrotnie wi�ksz� szybko��,
ale nigdy nie spr�bowali�my tego. Ilo�� energii zu�ytej na hamowanie by�aby marnotrawstwem nawet
przy podr�ach mi�dzy bazami odleg�ymi od siebie o p�tora tysi�ca kilometr�w.
W nocy srebrne szlaki roi�y si� od pojazd�w towarowych, przewo��cych minera�y wydobyte w kopalni
LEMCON-u do stacji ziemskich prom�w, wod� z kopalni do baz kolonii i wa�ne dla nas, a nie istniej�ce
na Ksi�ycu surowce ze stacji Imbrium do kolonii. Sie� delikatnych, pokrytych aluminium szlak�w prze-
cina�a powierzchni� Ksi�yca po�yskuj�c w �wietle Ziemi niczym sie� olbrzymiego paj�ka.
Ale teraz, gdy przypieka�o S�o�ce, lewici�gi by�y bezu�yteczne, a srebrne drogi le�a�y od�ogiem. My
tymczasem jechali�my nasz� staro�wieck� �parasolk�" wyschni�tym mare maj�c Karpaty po lewej stro-
nie.
� Co si� tu u was dzia�o, Tim? � zapyta�em kierowc�.
� Jako� lecia�o � wzruszy� ramionami nie spuszczaj�c z oka monitora. � Tw�j ojciec zrobi� dla nas
wspania�� robot� w ONZ, ale zapami�taj moje s�owa, zobaczysz, �e LEMCON si� odegra.
� Odegra si�? � powt�rzy�em. � A co oni mog� zrobi�? Skoro ONZ da� nam mandat na samodzielne
prowadzenie naszych spraw nie wy��czaj�c eksploatacji surowc�w, to LEMCON musi zastosowa� si� do
tej decyzji.
� Nie wiem � Tim O'Connor zn�w wzruszy� ramionami. � Kierowca w czasie jazdy s�yszy r�ne
rzeczy. M�wi si�, �e g�rnicy na Aristarchusie s� bardzo wzburzeni. Oni te� s� zainteresowani sytuacj� na
Ksi�ycu. Pracuj� przecie� przez osiemna�cie miesi�cy z dala od domu i rodziny. To nie jest przyjemne.
� O ile wiem, dobrze im si� za to p�aci.
� No tak, ale przecie� nie za nic. To ci�ka praca, samotna i niebezpieczna. Mo�esz by� pewny, �e
je�eli koloni�ci ksi�ycowi maj� mie� sprawiedliwy udzia� w zyskach z g�rnictwa, to nie stanie si� to kosz-
tem dochod�w akcjonariuszy LEMCON-u na Ziemi.
Wydusz� je z premii g�rnik�w albo za cen� zmniejszenia warunk�w bezpiecze�stwa w kopalniach. M�-
wi si� tak�e, �e LEMCON planuje zwolnienie ludzi z pracy, a nawet ca�kowite wycofanie si� z eksploatacji
Ksi�yca i powr�t na Ziemi�. Potrz�sn��em g�ow�.
� To by�oby szale�stwo. Im nasze surowce s� potrzebne. Przecie� wielkie mocarstwa na Ziemi nie-
mal�e wyczerpa�y swoje zasoby. To, co jeszcze pozosta�o, znajduje si� w krajach rozwijaj�cych si�, a te
potrzebuj� surowc�w dla w�asnego rozwoju, je�eli maj� si� w og�le rozwija�.
� Mam nadziej�, Kep, �e nigdy nie dojdzie do konfrontacji. Kiedy s�aby ma obwarzanek, a silny jest
g�odny, to mo�na bez pomocy wr�ki przewidzie�, co si� stanie.
Spojrza� na monitor, sprawdzi� nasze po�o�enie i zmieni� kurs w kierunku po�udniowo-zachodnim. Nie
jechali�my ju� po stosunkowo p�askim Mare Imbrium, ale musieli�my przemyka� si� pomi�dzy kraterami,
przy czym niekt�re przesmyki by�y tak w�skie, �e grozi�o nam stracenie ko�a, inne natomiast tak wielkie
jak Kepler. S�o�ce mieli�my teraz po lewej stronie. �wieci�o prosto w monitor, kt�ry pokazywa� nam
szczyty Karpat. Tim pokr�ci� ga�kami, dostroi� filtry i przyciemni� ekran tak, �eby wyeliminowa� s�oneczny
poblask, ale otrzyma� do�� jasny obraz. Wiedzia�em, �e na odcinku nast�pnych osiemdziesi�ciu
kilometr�w nawigacja b�dzie trudna. Zostawi�em wi�c Tima i powr�ci�em do kabiny pasa�erskiej do ojca.
Powt�rzy�em mu to, co m�wi� Tim o LEMCON-ie. Ojciec u�miechn�� si� troch� sztucznie.
� Tim O'Connor m�wi zupe�nie to samo, co Miles Fargo.
� Dyrektor LEMCON-u? Czy jest bardzo z�y?
� Nie spodziewasz si� chyba, �e jest zadowolony? Ale to realista. Wiedzia�, �e wcze�niej czy p�niej
to musia�o nast�pi�. Kolonia ksi�ycowa ma ju� prawie dwadzie�cia pi�� lat i od dziesi�ciu LEMCON
eksploatuje j� bezlito�nie. Wykorzystuje nasz�, z trudem zdobyt�, technologi�, bogaci si� na naszych
zasobach surowcowych, osi�gn�� olbrzymie zyski i nie p�aci nam ani grosza. Tak d�u�ej by� nie mog�o.
Miles Fargo wie to r�wnie dobrze jak my.
� Ale obawiasz si�, �e to nie powstrzyma go od walki z nami � patrzy�em ojcu prosto w twarz. �
Ojcze, a co zrobisz, je�eli g�rnicy zbuntuj� si�? � zapyta�em brutalnie.
Z kolei on spojrza� mi w oczy, unosz�c wysoko krzaczaste brwi.
� No c�. Tim 0'Connor jest tym jedynym Irlandczykiem niesk�onnym do przesady. Ale je�eli wydarzy
si� co� takiego, to mam nadziej�, �e zajmie si� tym policja kopalniana.
� A je�eli nie? Przypu��my, �e LEMCON zdecyduje si� przymkn�� oczy i pozwoli� na bunt. Ojcze,
przecie� my w og�le nie mamy policji!
� I dzi�ki Bogu nigdy jej nie potrzebowali�my. Dwadzie�cia pi�� lat bez jednego przest�pstwa to zna-
komita statystyka. Mam nadziej�, �e j� utrzymamy... Wierz�, �e uda si� to nam. Je�eli wszyscy
zachowaj� zimn� krew. Wszyscy, Kep.
Ojciec otworzy� inn� teczk� i ponownie na�o�y� okulary na nos, ko�cz�c w ten spos�b rozmow�.
Poczu�em si� dotkni�ty. Czy�by ojciec uwa�a�, �e wtr�cam si� do nie swoich spraw? Czy�by nie mia�
do mnie zaufania? Przecie� to, co zdarzy�o si� na Kon-szelfie 10, nie by�o z mojej winy. To si� po
prostu... no... zdarzy�o. I wszystko si� dobrze sko�czy�o. W morskiej g��binie zapanowa� spok�j, a ojciec
powr�ci�
tryumfalnie na Ksi�yc z mandatem ONZ w kie-szeni.
O co wi�c chodzi�o? Dlaczego poczu�em si� opuszczo-ny, dlaczego by�em niespokojny? Czy dlatego;
�e spra-wy nie u�o�y�y si� tak, jak sobie wyobra�a�em? My�la�em, �e wyl�dujemy z ojcem na Ksi�ycu w
blasku glorii! Powitaj� nas jak bohater�w i Ann b�dzie si� przygl�da�a temu tryumfowi. A ona w og�le nie
przyjecha�a. To prawie tak, jak gdyby nie pochwala�a tego, co zrobi�em. Poza tym o �adnym tryumfie nie
by�o mowy. Wszystko okaza�o si� niewypa�em.
Zaczyna�em w�tpi�, czy aby mandat ONZ by� wart tyle, co papier, na kt�rym zosta� napisany. Mo�e
Ksi�yc musi sam zadba� o siebie, w��cznie z utworzeniem w�asnej policji? Wtedy dopiero poka�emy
LEMCON--owi, kto tu rz�dzi... W tym momencie przypomnia�em sobie, ile os�b pracowa�o w si�ach
policyjnych na Kon-szelfie 10 i nienawi��, kt�ra ich otacza�a. Wi�c i to nie jest rozwi�zaniem.
Jechali�my na po�udniowy zach�d, ojciec ca�kowicie ugrz�z� w papierach, a ja rozpar�em si� w fotelu,
wsun��em r�ce do kieszeni i nienawidzi�em ca�ego �wiata. Nie wiem nawet, kiedy ukaza�a si� w naszym
polu widzenia baza Keplera, baza ksi�ycowa, gdzie przyszed�em na �wiat. Ja, pierwsze dziecko
urodzone na Ksi�ycu. Nie zauwa�y�em, kiedy min�li�my brzeg krateru. Dopiero kiedy poczu�em lekki
stuk �wiadcz�cy o tym, �e po��czyli�my si� ze �luz� powietrzn�, zda�em sobie spraw�, �e wreszcie
dotar�em do domu.
Tym razem Ann na mnie czeka�a. Przysz�o chyba z pi��dziesi�t os�b, ale ja widzia�em tylko j�. Zanim
ojciec zd��y� zgarn�� swoje papiery, by�em ju� po drugiej stronie �luzy i trzyma�em j� w ramionach.
Wyda�a mi si� tak drobna i delikatna, �e dopiero w tym momencie zda�em sobie spraw�, jak rozwin�y
si� moje mi�nie w czasie pobytu pod powierzchni� oceanu.
� Przepraszam, Ann. Nie chcia�em ci� zgnie��! Odsun�a si� nieco, a na jej blad� twarz wyst�pi�
rumieniec.
� Kep! Wszyscy na nas patrz�!
� A niech patrz�. Och, Ann, tak mi ciebie brakowa�o!
� Tak, oczywi�cie, mnie te� � wyszepta�a. � Ale uwa�aj. Nie mo�na publicznie okazywa� swoich
uczu�. Czy ju� zapomnia�e� o manierach obowi�zuj�cych u nas?
Tym razem ja si� zarumieni�em. Opu�ci�em r�ce.
� Przepraszam... By�em po prostu...
U�miechn�a si� skromnie i odgarn�a swoje kr�tkie, ciemne w�osy. Nie pami�ta�em ju�, jak pi�kne
by�y jej piwne oczy. Kiedy�, w porywie poetyckiego uniesienia, powiedzia�em jej, �e s� przepastne jak
kosmos. By�o to nadal prawdziwe. Tylko... tylko szkoda, �e nie rozpala�y si� w nich iskierki, kiedy si�
u�miecha�a. Tak jak w oczach Hil.
Odsun��em od siebie wspomnienie o tamtej dziewczynie.
� Czy masz teraz czas, Ann? Szuka�em ci� na dworcu w Imbrium. Dlaczego nie przyjecha�a�? Tyle
mamy sobie do opowiedzenia!
Ann zawaha�a si�.
� Nie wiem, Kep. Czuj� si� jako� dziwnie. Tak du�o s�ysza�am... my�l� o twoich przygodach na Ziemi.
Ale mam teraz czas. Jest przerwa obiadowa, .a potem w�a�ciwie powinnam przez kilka godzin odrabia�
lekcje. Ale mog� chyba raz jeden zwagarowa�.
U�miechn�a si� i ruszy�a naprz�d do windy. By�a niska, nie mog�a mie� wi�cej ni� metr pi��dziesi�t
wzrostu. Ale dzi�ki wspania�ej postawie i i�cie kr�lew-
skiemu sposobowi poruszania si� robi�a wra�enie wysokiej. Umia�a nawet przyda� elegancji i
oryginalno�ci p�owemu mundurowi, sk�adaj�cemu si� z tuniki i spo-dni, kt�re na Ksi�ycu nosili zar�wno
m�czy�ni, jak i kobiety.
�Mam szcz�cie" � powiedzia�em sobie stanowczo i wszed�em za ni� do windy.
� C� za szcz�cie znale�� si� znowu w domu! zawo�a�em.
ROZDZIA� DRUGI
Co za szcz�cie znale�� si� znowu w domu! W ci�gu nast�pnych siedmiu zmian ksi�ycowego dnia i
czternastu zmian nocy powtarza�em sobie uparcie, �e dobrze jest znale�� si� znowu w domu, czyli na
Ksi�ycu. I ilekro� kierowa�em te s�owa, czy to do siebie, czy do moich starych przyjaci�, stawa�em si�
ponury, coraz bardziej ponury.
Poza tym by�em w�ciek�y na samego siebie. Zawsze uwa�a�em Ksi�yc za najwspanialsze miejsce w
ca�ym systemie s�onecznym. Ale teraz wszystko mi si� pokr�ci�o. Denerwowa�em si�, kiedy sta�em w
kolejce w kafeterii albo przed �azienk�, kl��em ca�kiem nie na tutejszy spos�b, kiedy wyczerpa�a si� woda
w liczniku prysznicu, zanim zd��y�em si� umy�, i sta�em jak g�upi ca�y w mydlinach.
Moja kabina sypialna o powierzchni czterech metr�w kwadratowych wydawa�a mi si� cel� wi�zienn� i
czu�em, �e dostan� choroby przestrzennej, je�eli jeszcze raz zobacz� zielon� �cian� albo sufit
pomalowany na zielono. W bazie Keplera zu�yto tyle zielonej farby, �e mo�na by przy jej pomocy
zazieleni� ca�y Ocean Burz.
Wci�� my�la�em o przytulnej bawialni na Konszelfie 10, o kremowych firankach i poduszkach, o
jaskrawym dywanie utkanym przez ciotk� Janet. Opowiedzia�em
o tym wszystkim Ann. Przypuszcza�em, �e ona mnie zrozumie.
Ale spojrza�a na mnie jak na wariata.
� Utka� dywan? Kt� by chcia� marnowa� cenny czas na tak� robot�? Jaki by�by z tego po�ytek?
Nasze 'pod�ogi s� zawsze rozkosznie ciep�e.
� Czy wszystko musi by� po�yteczne? Czy od czasu do czasu nie mogliby�my robi� czego� dla samej
przyjemno�ci? Dla rozrywki?
Ann zastanawia�a si� z kamienn� twarz�.
� Kep, kochanie � nie m�wi�a do mnie zazwyczaj tak �agodnie. � Kep, czy nie chcia�by�
porozmawia� z kt�rym� z naszych psycholog�w? Od czasu, kiedy powr�ci�e� z Ziemi... � wzruszy�a
ramionami i nie sko�czy�a zdania.
� Uwa�asz, �e ze mn� jest co� nie w porz�dku, poniewa� widz�, �e baza Keplera jest ponura i
brzydka i �ycie na niej nie jest weso�e? Jeste�cie wszyscy tacy z siebie zadowoleni, �e si� wierzy� nie
chce. Pomy�l, Ann. Przecie� pami�tasz jeszcze Ziemi�. Twoja rodzina osiedli�a si� tu dopiero pi�� lat
temu. Przypomnij sobie, jak tam by�o, a potem rozejrzyj si� doko�a.
Stali�my w�a�nie w kafeterii. Zmiana "A" sko�czy�a kolacj� i sala by�a niemal pusta. Oboje mieli�my i��
na wyk�ad, ale ja zatrzyma�em j�.
� Popatrz na to � wskaza�em r�k�.
Czterdzie�ci stolik�w sta�o w dw�ch r�wnych rz�dach na zielonej winylowej pod�odze. Ich bia�e blaty
l�ni�y czysto�ci�. �adnych kwiat�w czy obrus�w, nie by�o nawet butelek z keczupem, bo to mog�oby za-
k��ci� symetri�. Personel szorowa� miseczki z nierdzewnej stali, przygotowuj�c je dla m�czyzn i kobiet
ze zmiany �C", kt�ra za godzin� mia�a przyj�� na �niadanie.
� Popatrz na to, Ann. Co to za �ycie?
� Wszystko tu �wietnie urz�dzone. Czego jeszcze chcesz?
� Wystr�j tej sali jest tak samo bez smaku jak jedzenie. Jestem przekonany, �e nasze �ycie mog�oby
by� znacznie przyjemniejsze, gdyby�my troch� pofolgowali wyobra�ni.
� Lepsze? Nie zdajesz sobie sprawy, jak nam tu jest dobrze. Naprawd�, Kep, m�wisz nagle jak jaki�
wielki ziemski ekspert. Ale co� ty w�a�ciwie widzia� przez te trzy miesi�ce? Wn�trze luksusowego hotelu i
podmorsk� koloni�. Pos�uchaj mnie, Keplerze Master-man. Kiedy przyjechali�my na Ksi�yc, mia�am
tylko dziewi�� lat, ale dobrze pami�tam, co jest na Ziemi. Przeludnienie. Smr�d, n�dza. Wszyscy walcz�
ze sob� o marne och�apy nieco lepszego �ycia. Nie, dzi�kuj�. Jestem wdzi�czna za to, �e �yjemy na
Ksi�ycu, podoba mi si� wszystko, co na nim jest.
Wybieg�a z kafeterii. Postanowi�em nie podnosi� wi�cej tej sprawy. Znowu sp�ni�em si� na lekcj�.
W dwa dni p�niej, kiedy jechali�my na dwunaste pi�tro do Wydzia�u Astronomii, Ann rzuci�a mi zdaw-
kowo:
� Wiesz, Kep, za�atwi�am sobie przeniesienie do zmiany "B" na nast�pnych kilka miesi�cy.
Przez chwil� nie zastanawia�em si� nad tym, co powiedzia�a.
� Tak? � odpar�em, ale zaraz potem ogarn�o mnie zdziwienie.
Nawet doro�li rzadko przenosili si� na inn� zmian�, a dzieci i uczniowie nigdy tego nie robili.
Przynale�eli�my automatycznie do tej samej zmiany, co nasi rodzice, wychowywali�my si� razem z tymi
dzie�mi, kt�re do niej nale�a�y, jadali�my razem, razem uczyli�my si�, pracowali i bawili. Nawet nasze
kabiny sypialne rozmieszczone by�y na tym samym pi�trze.
Sypialnie zmiany �A" znajdowa�y si� na trzecim pi�trze, niemal na samym dnie bazy Keplera i tylko
urz�dzenia konserwacyjne, schrony u�ywane w czasie burz kosmicznych i sk�ady wody i tlenu by�y
poni�ej. Sypialnie zmiany �B" po�o�one by�y na czwartym pi�trze, a "C" � na pi�tym. W ci�gu o�miu
godzin na dob� jedno z pi�ter sypialnych pogr��one by�o w ciemno�ci i jedna trzecia ca�ego personelu
bazy spa�a.
By� to funkcjonalny system, ale poci�ga� za sob� pewne konsekwencje spo�eczne. Wi�kszo�� z nas
zna�a osobi�cie z tysi�ca dwustu ludzi zamieszkuj�cych baz� Keplera tylko czterystu nale��cych do tej
samej, co oni zmiany. Innych spotykali�my czasem przypadkowo na korytarzach, w cz�ci rekreacyjnej,
b�d� te� na specjalnych uroczysto�ciach, takich jak przyj�cie noworoczne albo odczyt jakiego�
przyby�ego z Ziemi profesora. Przypominam sobie tylko jeden wypadek ma��e�stwa pomi�dzy dwojgiem
naukowc�w z r�nych zmian, ale okaza�o si�, �e znali si� oni jeszcze na Ziemi sprzed swojego przyjazdu
na Ksi�yc. Przez ca�e pi�tna�cie lat sp�dzonych na Ksi�ycu nigdy nie wysiad�em z windy na czwartym
czy pi�tym pi�trze.
Przystan��em i spojrza�em uwa�nie na Arin.
� Nie mo�esz tego zrobi�!
� Oczywi�cie, �e tak. To ju� za�atwione.
� To nie mog�o by� �atwe. Czy prosi�a� ojca o pomoc?
� Nie m�w tak, Kep. Ja ci nigdy nie dokucza�am twoim ojcem.
� Przepraszam. Nie mia�em nic z�ego na my�li. Ale dlaczego to robisz?
� Kiedy by�e� na Ziemi, ucz�szcza�am na wyk�ady Guya Rogeta. Nie m�wi�am ci?
Blade zazwyczaj policzki Ann zar�owi�y si�, mia�em wra�enie, �e nie jest ze mn� ca�kiem szczera.
� Organizuje specjalny kurs mechaniki kosmicznej, kt�ry mnie bardzo zainteresowa�. Ale nie pasuje
do schematu zmiany �A". Na zmianie �B" jako� sobie poradz�.
� Czy to jest takie wa�ne? Jaki� tam kurs.
� Jeste� naprawd� bardzo ciekawy.
Gapi�em si� na ni�. Guy Roget? By�em pewny, �e nigdy przedtem o nim nie wspomnia�a. By� po prostu
pretekstem, eleganckim pretekstem do przeniesienia si� na inn� zmian�. To musia�o mie� jaki� zwi�zek
ze mn�. Widocznie wola�a si� ze mn� nie widywa�. Ale...
� Ann!
� Nie ma mowy, Kep. Spu�ci�em oczy.
� Wi�c naprawd� si� przenosisz? Kiedy?
� Ju� jutro. Rano jeszcze b�d� na dawnej zmianie, a potem przenosz� si� na �B", gdzie zapalaj�
�wiat�o o 15.00.
� Czy mog� ci pom�c?
� Nie, dzi�kuj� ci. Nie mam wielu rzeczy. Wielu rzeczy �adne z nas nie mia�o. Dwa mundurki,
przybory toaletowe, kilka mikroksi��ek, par� fotografii. To, co zebra�o si� przez czterna�cie lat, mog�o
zmie�ci� si� w ma�ej walizeczce. Ale tak ju� jest na Ksi�ycu, wszystko jest sprowadzone do rzeczy naj-
istotniejszych.
� Nie b�d� ci� w og�le widywa�. Dlaczego nie powiedzia�a� mi wcze�niej o swoich planach? Postara�-
bym si� tak�e o przeniesienie. Mo�e jeszcze nie jest za p�no. Chyba zaczn� si�, stara�.
� Nie, nie r�b tego, Kep. To nie jest dobry pomys�.
� Dlaczego?
� Cho�by dlatego, �e tw�j ojciec zosta�by zupe�nie sam.
� Ojciec? To zabawne. Widuj� go teraz rzadziej, ni� b�d� si� z tob� widywa� od jutra. No ale co z two-
j� rodzin�? Czy nie b�dzie im ciebie brakowa�o?
� To co innego. Matka i tatu� maj� siebie. A poza tym ty masz przecie� du�o do odrobienia na kursie
komputerowym. Gdyby� si� przeni�s� na inn� zmian�, pozosta�by� jeszcze bardziej w tyle.
� Chyba tak. B�dzie mi ciebie bardzo brakowa�o, Ann.
U�miechn�a si� swoim przelotnym, jasnym u�miechem i popatrzy�a na mnie ciemnymi, przepastnymi
oczyma.
� Pracuj, Kep. Mo�e bez rozrywek p�jdzie ci �atwiej. Przenosz� si� tylko na trzy miesi�ce. Potem...
� Potem?
� Potem zobaczymy. Musz� ju� i��. Nie chc� si� sp�ni� na lekcj�.
Pobieg�a korytarzem do klasy astrofizyki, a ja zosta�em przy windach z rozdziawion� g�b�. Potem
stwierdzi�em, �e znowu gdzie� zostawi�em ksi��ki, nie pami�tam gdzie. Nie pami�ta�em te�, do jakiej
mam i�� klasy.
W pewnym sensie odczu�em ulg�, �e nie musz� dotrzymywa� Ann kroku, ale potrzebny mi by� przyja-
ciel, z kt�rym m�g�bym rozmawia�. Wiedzia�em, �e po jej odej�ciu b�d� bardzo osamotniony.
Czterdziestka, z kt�rej sk�ada�a si� grupa nastolatk�w zmiany �A", trzyma�a si� zawsze razem. Ale w
ci�gu tych trzech miesi�cy moi towarzysze jak gdyby zamkn�li luk�, jaka po mnie pozosta�a. Nie by�o ju�
w�r�d nich miejsca dla mnie, w ka�dym razie nie czu�em si� z nimi tak dobrze jak dawniej.
Wszyscy si� zmienili. Nie tylko Ann by�a inna. �ycie w bazie Keplera by�o nie tylko ubogie, ale surowe.
Pozostawa�y jedynie wyk�ady, praca w laboratoriach
i d�ugie dyskusje o warunkach ekonomicznych i spo�ecznych na Ksi�ycu. Nawet zaj�cia pozalekcyjne
stanowi�y tylko przed�u�enie nauki w szkole i sprowadza�y si� do astronomii czy genetyki ro�lin. Niekt�rzy
grywali w szachy, ale ja nie mia�em do tego cierpliwo�ci.
W czasie nast�pnej przerwy rozejrza�em si�. �aden z moich koleg�w nie odpoczywa�, nie leni� si� ani
te� nie robi� czego� dla samej tylko przyjemno�ci. Obserwowa�em ich d�ugo. By�o tak, jakbym ich widzia�
po raz pierwszy. Czu�em si� jak przybysz z innej planety. Czy ja te� by�em dawniej tak �miertelnie po-
wa�ny?
Po chwili poszed�em do sklepu i przynios�em sobie papier, klej i dykt�. Usiad�em przy jednym z ma�ych
stolik�w i zacz��em budowa� wie��. Z pocz�tku kiepsko mi sz�o, bo by�em nerwowy i rozkojarzony. Ale
po chwili zacz��em pracowa� sprawniej i moja wie�a ros�a, wysoka, smuk�a i bardzo niezwyk�a. Ozdobi-
�em j� gwiazdami wyci�tymi w kolorowym, b�yszcz�cym papierze.
Mia�a siedemdziesi�t pi�� centymetr�w wysoko�ci. Z powodu niskiej grawitacji ksi�ycowej ko�ysa�a si�
wytwornie, a gwiazdki mieni�y si� przepi�knie.
Koledzy zacz�li porzuca� prace i podchodzi� do mojego stolika. Wkr�tce zgromadzi� si� doko�a mnie
ma�y t�um.
� Co to jest?
� Wie�a, oczywi�cie.
� To wida�. Ale po co j� zrobi�e�?
� Nie uwierzycie mi. Po prostu dla zabawy.
� Daj�e spok�j, Kep!
Jerry spojrza� na mnie przechylaj�c krytycznie g�ow�.
� Mo�e jest pomy�lana jako wie�a cumownicza dla sterowc�w?
� No tak, gdyby�my mieli atmosfer�! � zauwa�y� kto�.
� A mo�e to jest wie�a do skok�w do wody?
� Gdyby w naszych morzach by�a woda! Wybuchn�li �miechem. Przez kilka chwil moja wie�a bawi�a
ich. Ale kiedy zorientowali si�, �e naprawd� do niczego nie s�u�y i �e nie zrobi�em jej dla jakiego� nie
znanego im celu, powr�cili do swoich zaj��. Tylko Wanda wyci�gn�a palec i delikatnie, niemal z �alem,
dotkn�a wie�y.
Paul zatrzyma� si� przy mnie, �eby mi grzecznie zwr�ci� uwag� na fakt, �e marnuj� cenny materia� na
projekt, kt�ry nie ma �adnego znaczenia dla naszej kolonii.
� Nie b�dzie zmarnowany � warkn��em.
� W takim razie powiedz nam, po co zmajstrowa�e� t� konstrukcj�?
Chcia�em mu powiedzie�, �e dla mnie jest ta wie�a czym� w rodzaju w�asnor�cznie utkanego dywanu,
ale wiedzia�em, �e nic z tego nie zrozumie, a ja wcze�niej czy p�niej wyl�duj� u psychiatry. Milcza�em
wi�c i pozwoli�em mu mie� ostatnie s�owo.
Zanios�em wie�� na d� do mojego pomieszczenia sypialnego i postawi�em j� na ma�ej komodzie, kt�ra
poza ��kiem by�a jedynym meblem w pokoju. Wygl�da�a weso�o i zabawnie w zestawieniu z zielonymi
�cianami, pomalowanymi metalowymi meblami i szarym kocem elektrycznym. Chybota�a si� pod wp�y-
wem ruchu powietrza wydobywaj�cego si� z otworu wentylacyjnego i b�yszcza�a. Pok�j przesta� by� ano-
nimowy. By� m�j i niczyj inny. Poczu�em, �e zrobi�em wielki wynalazek.
Poszed�em prosto do biura ojca do skrzyd�a administracyjnego. Chcia�em porozmawia� z nim o tym, co
dzia�o si� w mojej g�owie... Czu�em, �e je�eli nie po
rozumiem si� z nim, to albo wybuchn�, albo dostan� bzika.
Ale ojca nie by�o.
Zesztywnia�em. Sekretarka ojca, Thomasina McLeod, zwana przez wszystkich Tommy, chyba my�la�a,
�e jej nie s�ysz�.
� Nie ma go w bazie, Kep � powt�rzy�a.
� Kiedy wyjecha�?
� Kilka dni temu. Nie wiedzia�e�? Spr�bowa�em si� u�miechn��.
� Nikt mi nigdy nic nie m�wi; Tommy. Od czasu powrotu widzia�em ojca tylko przez kilka minut.
� By� ogromnie zaj�ty sprawami mandatu.
� Wiem, �e to nie jego wina. Ale dok�d pojecha�? Mo�e m�g�bym z�apa� nast�pny lewici�g i dogoni�
go. Albo zadzwoni� do niego?...
M�j g�os za�ama� si� pod wp�ywem jej wzroku.
� Ale on jest na Aristarchusie!
� W centrali LEMCON-u?
Zdziwi�o mnie to. Nawet przed okresem obecnego napi�cia naukowcy i koloni�ci ksi�ycowi trzymali
si� z daleka od ludzi z LEMCON-u. I na odwr�t. Zastanawia�em si�, czego u licha ojciec szuka� na
Aristarchusie.
� Tak. � Tommy bawi�a si� bezwiednie jakimi� drobiazgami na biurku. Po chwili spojrza�a na mnie. �
S�uchaj, Kep, to nie jest chyba dobry pomys�, �eby� teraz telefonowa� do ojca. Na pewno zasta�by� go na
konferencji. Czy nie mo�esz poczeka� a� wr�ci?
� Chyba b�d� musia�. Poprosz�, �eby mi wyznaczy� spotkanie � roze�mia�em si� .sarkastycznie.
� To dobra my�l � twarz Tommy by�a najzupe�niej powa�na. � Nie jestem pewna, kiedy ojciec b�-
dzie, ale zapisz� ci�. Czy p� godziny ci wystarczy?
� Poprosz� o godzin�, je�eli mo�na.
Tommy znowu jakby nie zauwa�y�a mojej ironii.
� Zobacz�, co si� da zrobi� � u�miechn�a si� i powr�ci�a do pracy.
Nie pozostawa�o mi nic innego -jak nonszalancko odej��. Min��em powoli biurka maszynistek i ju� przy
drzwiach potkn��em si� o w�asne nogi.
�Mo�e powinienem napisa� do niego list � pomy�la�em � i zostawi� go w jego sypialni:
Drogi ojcze!
Kiedy wygospodarujesz chwil� czasu z ci�kich obowi�zk�w rz�dzenia Ksi�ycem, uspokajania
LEMCO-N-u i poganiania ONZ, b�d� ci wdzi�czny za wyznaczenie mi spotkania. Dzieje si� ze mn� co�
niedobrego.
Tw�j sko�owany syn, Kepler.
P.S. Czy jeszcze mnie pami�tasz?"
No, ale dosy� tego. Mo�e zapomn� o wszystkich moich problemach, kiedy skoncentruj� si� na. pracy.
To z pewno�ci� poradzi�by mi psycholog. Wezm� si� do studiowania tych piekielnych obwod�w
komputerowych.
Ale si� do tego nie zabra�em. Wsiad�em natomiast do windy i pojecha�em na sam� g�r� pod kopu��.
Nie by�o tam nikogo. Przemkn��em si� po schodach do obserwatorium. Mia�em nieczyste sumienie.
Znowu marnowa�em czas.
Sfalowana powierzchnia Krateru Keplera sk�pana by�a w srebrnej po�wiacie magicznego, ziemskiego
�wiat�a. Dochodzi�a p�noc i Ziemia znajdowa�a si� niemal w pe�ni. Spojrza�em na �cienny termometr. Na
zewn�trz panowa�a temperatura minus sto dwadzie�cia stopni Celsjusza i wci�� spada�a. O �wicie, za
siedem zmian, b�dzie o dalsze pi��dziesi�t stopni ni�sza.
Gwiazdy p�on�y jak szalone t�ocz�c si� na odleg�ym niebie, lecz na wschodzie tak bliskim, �e zdawa�o
si�, i� za chwil� spadnie na g�ow�. Nade mn� wi
sia�a Ziemia, trzycentymetrowy srebrny dysk. Wpatrywa�em si� w ni�, a ona we mnie � wielkie oko
stercz�ce na niebie, nieruchome, zawieszone nad g�ow� niczym sumienie odczytuj�ce moje najskrytsze
my�li.
�achn��em si�. Tak wcale nie by�o. Ziemia nie jest mi wrogiem. Na niej mieszkaj� moi przyjaciele.
Jaskrawa plama �wiat�a na powierzchni Ziemi zwr�ci�a moj� uwag�. Nie by�em pewny, jakie
kontynenty widoczne by�y w tej fazie, ale wygl�da�o mi na to, �e ta jasna plama to chmury wzbieraj�cego
huraganu w Zatoce Meksyka�skiej. Je�eli tak, to niedaleko, nieco na p�nocny wsch�d, znajdowa� si�
Konszelf 10.
Tam jest teraz wczesne przedpo�udnie i wszyscy pracuj� w laboratoriach, na polach wodorost�w albo
w zagrodach rybnych. Jak mi ich brakowa�o! Wuja Teda, ciotki Janet, Jona. Mimo koszmarnych przyg�d,
kt�re mi si� tam przytrafi�y, mimo sprawy s�dowej i porwania mia�em tam tak wiele wspania�ych prze�y�.
Oni tam, pod morzem, zawsze na wszystko mieli czas. Czas na zadum�, na rozejrzenie si� doko�a. Czas
na to, �eby usi��� i porozmawia�.
A poza tym by�a tam Hil. Ale chyba lepiej nie b�d� my�le� o Hil.
Ziemia patrzy�a mi prosto w twarz swoim jasnym, czujnym okiem. Ruszy�em w stron� schod�w pe�en
poczucia winy. Trzeba zej�� na d� i zaj�� si� nauk�, bo jutro szko�a.
ROZDZIA� TRZECI
Nie widzia�em Ann przez tydzie� nawet przez chwi-l�. I pewnie potrwa�oby to d�u�ej, gdyby nie to, �e z
okazji Nowego Dnia m�odzie� zorganizowa�a jak zawsze zabaw�. Taka wytworzy�a si� tradycja od sa-
mego pocz�tku i nowi przybysze z Ziemi zawsze sobie z nas �artowali i m�wili: �Ale� jeste�cie zepsuci.
Codziennie zabawa!"
Jednak�e to nie by�o oczywi�cie codziennie, bo nie z okazji ka�dej dziennej zmiany � najwy�ej
dwana�cie, trzyna�cie razy do roku � i nie mia�o bynajmniej ekstrawaganckiego charakteru.
Oszcz�dzali�my przez poprzedzaj�cy zabaw� tydzie� nasze racje biszkopt�w, tak �e nic si� nie
marnowa�o, a ma�e dzieciaki przepada�y za tymi zabawami. Odbywa�y si� zawsze w kafeterii, jedynym
pomieszczeniu w bazie Keplera zdolnym pomie�ci� dzieci ze wszystkich trzech zmian i jedynej sali, kt�ra
mia�a widok na wszystkie cztery strony.
Nie od razu zauwa�y�em Ann. Razem z innymi dzie�mi ze zmiany "A" obserwowa�em roziskrzony
strumie� strzelistych promieni, tryskaj�cy z �wietlnego kr�gu S�o�ca na kilka ostatnich sekund przed jego
wschodem. By� w tym jaki� nieodparty czar. Pierwsze promienie uczyni�y z brzegu krateru ko�o z bia�ych
p�omieni. Czarne jak najciemniejsza noc cienie ci�gn�y od dna krateru pod nasz� kopu��. Potem nagle
przed naszymi oczami wybuch�o S�o�ce � jak niegdy� chyba bomba atomowa. Koniec nocy. Wszyscy
zacz�li wiwatowa�. Kto� w��czy� aparatur� muzyczn� i zacz�a si� zabawa.
Z pocz�tku nie mia�em ochoty ta�czy�. Usiad�em sam przy stoliku i radowa�em si� Nowym Dniem. By�
wsz�dzie, w powietrzu, na stole, na pod�odze. Ca�a baza Keplera przestawia�a si� z dw�ch d�ugich tygod-
ni nocy na dwa tygodnie dnia. Odczuwa�em to zupe�nie tak, jak gdybym by� cz�ci� budynku. Jak gdybym
si� znajdowa� na jego zewn�trznej �cianie, gdzie bank s�onecznych baterii wch�ania� energi� s�oneczn�,
�eby zmagazynowa� j� w zbiornikach gor�cej wody, co zabezpiecza�o nam ciep�o i �wiat�o na okres
nast�pnej nocy. Jak gdybym by� na terenie hydroponiki*, gdzie S�o�ce karmi�o swoimi promieniami
dwana�cie kilometr�w plastykowych rur, w kt�rych ros�y algi stanowi�ce nasze po�ywienie, a
jednocze�nie oczyszczaj�ce powietrze bazy i wytwarzaj�ce tlen. Jak gdybym by� w laboratorium
astronomicznym, gdzie pracownicy ze s�onecznej zmiany trwali przy przyrz�dach rejestruj�cych
s�oneczne burze. Po wschodzie S�o�ca, pozbawieni ochronnego p�aszcza atmosfery, byli�my wystawieni
na ci�g�e niebezpiecze�stwo radioaktywnego opadu z najwi�kszego stosu atomowego, jakim jest S�o�ce.
Muzyka gra�a, m�odzie� ta�czy�a. Zdawa�o mi si�, �e wyczuwam czubkami palc�w ca�� baz� Keplera,
zupe�nie jak gdyby by�a ich przed�u�eniem. Stanowi�em jej integraln� cz��. A ona by�a integraln�
cz�ci� mojego organizmu.
* Kultura wodna, czyli bezglebowa uprawa ro�lin na po�ywkach wodnych.
Grupa czterolatk�w wpad�a na m�j stolik. Malcy stawali si� coraz bardziej rozochoceni. W ksi�ycowej
grawitacji ta�czenie bywa�o niebezpieczne. Poruszanie nie wymaga�o wiele energii, ale wpadni�cie na
�cian� albo na metalowy stolik mog�o by� bardzo bolesne. Zgarn��em dzieciaki i przekaza�em je przed-
szkolance, kt�ra uspokoi�a je przy pomocy kilku biszkopt�w.
Wtedy zobaczy�em Ann. Ta�czy�a z jakim� obcym mi facetem. Przypuszczam, �e by� to nowy kolega
ze zmiany "B". Rozdzieli�em ich bezceremonialnie.
� Szcz�liwego Nowego Dnia, Ann.
� Szcz�liwego Dnia, Kep.
Ta�czyli�my przez chwil� w milczeniu, poruszaj�c si� �agodnie, p�yn�c niemal. Wygl�da�a bardzo
pi�knie. Chcia�em jej si� zwierzy� z moich my�li o bazie i Nowym Dniu. Czy potrafi zrozumie� moje
uczucie jedno�ci z organizmem, kt�ry nazywali�my domem? Mo�e tak, ale na pewno nie tutaj, nie w tym
t�umie i zgie�ku.
� Chod�, Ann � poci�gn��em j� za r�k� i zeszli�my z parkietu.
� Dok�d?
� Na g�r�, pod kopu��. Na wie�� obserwacyjn�.
� Po co, Kep? Po co wje�d�a� na sz�ste pi�tro, skoro mo�emy wszystko ogl�da� tutaj na ekranach
obserwacyjnych?
� To nie to samo, Ann. Tamten widok jest prawdziwy, a ten jak z konserwy. A poza tym chc� z tob�
pogada� sam na sam.
� No dobrze � wzruszy�a ramionami. � Nie zmieni�e� si� ani troch�, Kep. � Ton jej g�osu
wskazywa�, �e nie by� to komplement.
Z wie�y obserwacyjnej wida� by�o dno krateru i przecinaj�cy je terminator. Na wschodzie wszystko
by�o sk�pane w bia�ym �wietle, tylko grzbiet krateru ton�� w cieniu. Na zachodzie panowa�a noc, na
szczycie krateru p�on�� pas ognia. D�ugie cienie le�a�y w poprzek dna niczym czarne palce, zupe�nie tak
jak gdyby noc czepia�a si� go z uporem i nie- chcia�a si� da� odp�dzi�. Natomiast szczyty ksi�ycowych
ska� rozkwita�y w pierwszych promieniach wschodz�cego S�o�ca. Co za osza�amiaj�cy kalejdoskop
czerni i bieli!
Poczu�em przemo�n� ch�� znalezienia si� tam i zjednoczenia si� z Ksi�ycem.
� Zobacz, Ann � wskaza�em na d�. � Tam, przy czwartej �luzie, stoi dwuosobowy pe�zacz.
Wymknijmy si� st�d i przejed�my si�.
Chwyci�em j� za r�k� i spojrza�em jej b�agalnie w oczy.
� Bez celu? Bez pozwolenia? � wyrwa�a mi r�k�..� Kep, ty chyba oszala�e�!
� Mo�e oszala�em. Mo�e wszyscy tutaj s� szaleni. Tam, na Ziemi, Hil... niekt�rzy ludzie nazywali mnie
ob��kanym lunatykiem, dlatego �e pochodz� z Ksi�yca. By� to dowcip, ale mo�e... Ann, chc� koniecznie
zej�� na d� i przejecha� si� po terminatorze. Nie by�em tam od lat. A ty? Kiedy by�a� ostatnio na prze-
ja�d�ce o �wicie?
Ann potrz�sn�a g�ow�.
� Nie pami�tam. Lata temu.
� Czy ju� zapomnia�a�, jakie to cudowne? P�jd� ze mn�!
� Wiesz dobrze, �e nie wolno nam wychodzi� na zewn�trz bez zezwolenia rodzic�w.
� Ojciec wyjecha�. Kiedy go znowu zobacz�, b�dziemy ju� prawdopodobnie znowu w �rodku nocy.
No, dobra. Popro� swojego ojca o pozwolenie i to dla nas obojga. Ann potrz�sn�a g�ow�.
� Nie, nie poprosz� go. Nie chc�. To nie ma sensu. Poderwa�o mnie.
� Okay. Jad� sam. Jeszcze raz ci� prosz�: chod� ze mn�. Tak czy tak pojad�, ale b�agam ci�, jed�
te�! Twarz jej znieruchomia�a.
� Zwariowa�e�! Nigdzie nie pojad�. Wracam na zabaw�. Lepiej zapomnij o tej bzdurze i zejd� na d�.
Je�eli wyjdziesz na zewn�trz, b�d� zmuszona o tym zaraportowa�. Doskonale o tym wiesz.
Wpatrywa�em si� w ni� z uporem, a� spu�ci�a wzrok. Wzruszy�em ramionami i odwr�ci�em si� od niej.
� Zrobisz, jak zechcesz. Ale daj mi troch� czasu, zanim doniesiesz na mnie, dobrze? Podesz�a
bli�ej. Mia�a dziwnie b�yszcz�ce oczy.
� Ann, ty p�aczesz?
By�o to r�wnie niepokoj�ce i niezwyk�e, jak gdyby ska�y ksi�ycowe zacz�y nagle topnie�.
� Oczywi�cie, �e nie. G�upi jes