9184
Szczegóły |
Tytuł |
9184 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9184 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9184 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9184 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Bogdan Dzier�awa
Utopek z Wielopola
� Ksi��ka ta cerom mojim dedykuj�, co by si� naszyj godki niy wyparly. Tak se i przi tym rachuj� keby jom roz za czas swojim wnukom otwarly. Jak ju� otworzom, to ly� poczytajom, pomy�lom przi tym o starziku, potym se powspominajom co kiejsik dziolo si� w Rybniku. "
Autor
Przedmowa: Jan Miodek
Projekt ok�adki i ilustracje: Krzysztof Chrystowski
Redaktor techniczny: Henryk Skupie�
Wydano staraniem Drukarni Oldprint
Opowiadania zamieszczono pierwotnie w Tygodniku Samorz�dowym �Gazeta Rybnicka"
Drukarnia Oldprint H. Skupie� & St. Pidek s.c. 44-240 �ORY ul. Fabryczna l Oa tel./fax(0-36)344-311
� Copyright by Bogdan Dzier�awa � Illustration by Krzysztof Chrystowski
ISBN 83-901641-4-0
Przedmowa
Ju� na niejednym spotkaniu i w niejednym li�cie pytano mnie, dlaczego tak cz�sto m�wi� w swej telewizyjnej �Ojczy�nie polszczy�nie" o gwarach, dlaczego - co nietrudno zauwa�y� - jestem ich gor�cym mi�o�nikiem.
M�j sentyment do ludowych odmian j�zyka ma na pewno pod�o�e osobiste. Dzieci�stwo i lata szkolne sp�dzone w Tarnowskich G�rach, a wi�c na obszarze s�yszanej na co dzie� gwary g�rno�l�skiej, to okres pierwszych fascynacji lingwistycznych, kt�rych �r�d�em by�a w�a�nie, jak to si� okre�la fachowo, podw�jna kompetencja j�zykowa, czyli ci�g�e przechodzenie z j�zyka literackiego na gwar� i na odwr�t. Do dzi� zreszt� traktuj� ka�d� gwar� jako jeden z wariant�w stylistycznych, po kt�ry warto si�gn�� w odpowiedniej sytuacji �yciowej. Wy nie wiecie, co to za przyjemno��, kiedy mo�na wr�ci� do gwary w czasie spotka� z kolegami z dzieci�stwa - m�wi� m�odzie�y we Wroc�awiu, w Jeleniej G�rze, w Wa�brzychu, a wi�c na Ziemiach Zachodnich, gdzie m�odzi ludzie m�wi� tylko polszczyzn� og�ln�.
O emocjonalno-stylistycznej sile gwary dobrze zreszt� wiedz� najwi�ksi mistrzowie s�owa, jak chocia�by wywodz�cy si� z Podhala ks. prof. J�zef Tischner, z upodobaniem nasycaj�cy swe wypowiedzi mow� g�ralsk�. O ile� ubo�sza by�aby w og�le literatura pi�kna bez utwor�w w ca�o�ci napisanych gwar� b�d� nasyconych gwarowymi elementami stylizacyjnymi (Przerwa-Tetmajer, Orkan, Reymont, Morcinek, Redli�ski).
Ale gwary to przede wszystkim skarbnica archaizm�w j�zykowych, gramatycznych skamielin, z kt�rych odczyta� mo�na poszczeg�lne etapy rozwoju j�zyka narodowego. I zn�w warto tu przytoczy� wielkich mistrz�w s�owa, kt�rzy cz�sto si�gaj�po gwar�, by osi�gn�� stylizacyjny sztafa� historyczno�ci (z pok�ad�w gwary podhala�skiej skorzysta� na przyk�ad Henryk Sienkiewicz w �Krzy�akach", by przybli�y� czytelnikom polszczyzn� XV stulecia).
Za jedn� z najbardziej archaicznych nale�y uzna� mow� �l�sk�. Zachowa�o si� w niej do dzi� wiele cech, kt�re zanik�y w polszczy�nie og�lnej. I tak np. sp�g�oska �rz", kiedy� mi�kka, a dzi� twarda, na �l�sku wymawiana jest tak jak w staropolszczy�nie: prziszed�, grziby, krziwy, pokrziwa. W typowo �l�skich formach s�o�y�, �lazie, slecie�, sle��, sjecha� przetrwa� pierwotny bezd�wi�czny przedrostek � s-", dopiero p�niej wymawiany jako �z-" (z�o�y�, z�azi�, zlecie�, zle��, zjecha�). Archaiczn� posta� maj� przymiotniki w stopniu wy�szym: drogszy, dugszy, lekszy - z zachowanymi tematami form podstawowych dr�g-, d�ug-, �ekk-. Archaizmami fonetycznymi s� postacie ga�ba i czaka�. A ile� tu pi�knych archaizm�w wyrazowych, dochowanych w nienaruszonym stanie staropolskim: zdrzad�o (lustro), cedzidko (sitko), gon (polowanie), kiszka (kwa�ne, zsiad�e mleko), gibko (szybko), ojko, oje (dyszel). Czas przesz�y typu robi�ech, widzio�ech, czyli pras�owia�ski aoryst z ko�cowym � -ch ", a nie � -m " (robi�em), znany by� u pisarzy szesnastowiecznych, pochodz�cych z Ma�opolski i ze �l�ska. Z literackiego j�zyka wyszed� z u�ycia w wieku XVII, ale w gwarze �l�skiej i podhala�skiej jest znany do dzi�. R�wnie dawny jest dope�niacz rzeczownik�w �e�skich mi�kkotematowych (ze ziymie, z prace - �z ziemi", �z pracy"). Zaiste - to �j�dro polskiej mowy, to j�zyk Rej�w i Kochanowskich!" (s�owa Aleksandra Briicknera o mowie �l�skiej).
Te i inne skamieliny polskiej mowy znale�� mo�na w �Utopku z Wielopola" - ksi��ce wyj�tkowego czaru j�zykowego i niezwyk�ego autentyzmu regionalnego, napisanej gwar� okolic Rybnika, najpi�kniejsz� w moim odczuciu gwar� ca�ego dialektu �l�skiego. Jej autorem jest mistrz nad mistrze - Bogdan Dzier�awa, laureat pierwszego konkursu �Po naszemu, czyli po �l�sku", zorganizowanego w roku 1993 przez katowick� Rozg�o�ni� Polskiego Radia, cz�owiek, kt�rego osobowo�ci� prawdziwie si� zachwyci�em. Jej bogat� cz�ci� dzieli si� on ze swymi czytelnikami, wprowadzaj�c ich w nastr�j poda� ludu �l�skiego. Pod pi�rem Bogdana Dzier�awy o�ywa �wiat straszk�w, diob��w, klynkanic, po�ednic, skarbnik�w i utopc�w - �wiat niby tajemniczy i straszny, a przecie� dziwnie oswojony, tutejszy, bliski... Bo te� ostatecznie bije z niego ciep�o i swojsko�� w�a�nie, kt�rej �r�de� upatrywa� trzeba przede wszystkim w warstwie j�zykowej ksi��ki.
Jan Miodek
Od autora
Ksi��ka, kt�r� drodzy czytelnicy maj� przed sob� napisana gwar�, powsta�a w spos�b szczeg�lny. Polskie Radio Katowice, og�osi�o w 1993 roku konkurs pt. �Po naszemu, czyli po �l�sku". Inicjatorami tego konkursu byli redaktorzy: Pani Maria Pa�czyk i Maciej Bakes. Wzi��em udzia� w tym konkursie i doszed�em do fina�u. Wyg�osi�em monolog u�o�ony przeze mnie o utopku pt. �Bonclok". Podobn� histori� us�ysza�em w dzieci�stwie od mojej babci Marii Cwo�ek, �l�zaczki z krwi i ko�ci. W tym to konkursie, w kt�rego jury zasiadali: prof. Jan Miodek, prof. Dorota Simonides, Kazimierz Kutz oraz literat �l�ski Boles�aw Lubosz, zaj��em drugie miejsce. Zach�cony powodzeniem, zacz��em pisa� dalsze opowiadania o �Utopku z Wie-lopola", kt�re ukazywa�y si� co tydzie� w �Gazecie Rybnickiej".
Nie chc� czytelnik�w zanudza� opisywaniem charakteru naszej �l�skiej kultury w wznios�ych s�owach. Lud �l�ski jest skromny, pracowity i nie potrafi si� che�pi� swoim niew�tpliwym dorobkiem kulturowym. Ma�o jest utwor�w literackich, pisanych �yw� gwar� �l�sk�. Nie ma te� �adnych zasad pisowni gwarowej, dlatego wszystko co pisane nasz� pi�kn� gwar� r�ni si� mi�dzy sob�. Wi�kszo�� wyraz�w pisanych jest fonetycznie, tote� trudno unikn�� b��d�w ortograficznych. Brak te� odpowiednich znak�w pisarskich zmieniaj�cych brzmienie niekt�rych liter. Pos�u�� si� przyk�adem, litera �o", ��" u�yte w wyrazie �ko�" lub �k��", nie brzmi� po �l�sku. Potrzebny by�by znak np. ��" lub �?", kt�ry zmienia�by brzmienie tej litery jako wypadkow� tych dw�ch liter. Du�o te� wyraz�w, kt�re pisze si� przez ��" te� brzmi sztucznie w wersji �l�skiej (gwarowej), np. wyraz ���ka" lepiej brzmi czytane ��onka". Takich przyk�ad�w m�g�bym poda� wi�cej, dlatego prosz� o wyrozumia�o��. Mo�e w przysz�o�ci ustali si� forma pisania gwar� czego sobie i wam szczerze �ycz�, poddaj�c to pod rozwag� j�zykoznawcom. To samo dotyczy tzw. �germanizm�w" i �bohemizm�w" w naszej gwarze, kt�re w r�nych rejonach �l�ska przybieraj� r�n� form�, a kt�rych
si� nie da unikn��. Pisz�c t� ksi��k� kierowa�em si� raczej zachowaniem wierno�ci przekazu �ywego s�owa, aby gwara nie zagin�a. To co przekazali mi moi rodzice i dziadkowie, to co mnie nauczyli, zachowa� od zapomnienia i przekaza� w tej w�a�nie formie nast�pnym pokoleniom.
Du�o w dzieci�stwie s�ysza�em r�nych opowiada� od mojej babci, kt�ra mia�a szczeg�lny wp�yw na moje wychowanie. Stara�a si� wpoi� we mnie zami�owanie do gwary i kultury �l�skiej, co jej si� na pewno uda�o. W opowiadaniach s�uchanych w zimowe wieczory przy darciu pierza, fascynowa�y mnie zawsze �straszki" i demony �l�skie z piek�a rodem. By�o tych demon�w bez liku: �jaroszki", �diob�y", �klynkanice", �po�ednice", �chabernice", �skarbniki", �fojermony", �b�yndne ogniki", �strzigi", �meluzyny" i �utopce". Najbarwniejsz� postaci� by� dla mnie �utopek" lub �utopiec". Mo�e dlatego, �e mieszkali�my blisko rzeki Rudy, kt�ra p�ynie mi�dzy Wielopolem a Rybnikiem. By�o tych opowiada� o utopku najwi�cej. Poniewa� forma �utopek" we wszystkich s�uchanych opowiadaniach przewa�a�a, dlatego jej jestem wierny. �Utopek", czyli wodny demon �l�ski potrafi� si� przeobra�a� w r�ne postacie, ale najcz�ciej w zwierz�ta �yj�ce w wodzie lub w jej pobli�u. Nie znosi� suszy, musia� by� wci�� wilgotny, gdy� w przeciwnym razie zamienia� si� w inn� posta� demona, ale ju� nie zwi�zan� z wod�. Dlatego zawsze wyst�powa� w pobli�u stawu lub rzeki, a w szczeg�lno�ci tam gdzie by�y bagna i trz�sawiska. W takich miejscach najcz�ciej zdarza�o si�, �e kto� uton�� w tajemniczych okoliczno�ciach. Najcz�ciej tragedie zdarza�y si� z powodu ludzkiej lekkomy�lno�ci a cz�sto w stanie nietrze�wo�ci. Ci, kt�rzy wyszli z opresji ca�o, opowiadali p�niej niestworzone historie o b��dnych ognikach, jaroszkach, utop-kach lub innych demonach. Tak si� utrwali�o w podaniach ludu �l�skiego o tych r�nych �straszkach". Opowie�ci o utopkach i innych demonach mia�y te� inny cel, mo�na powiedzie� wychowawczy. Dzieci s�uchaj�c tych opowiada� obawia�y si� same chodzi� k�pa� si� w rzece lub stawie, gdzie pono� mieszka utopek. Zim� te�
nie wchodzi�y na l�d w obawie przed utoni�ciem i o to chodzi�o doros�ym. Sam nie raz w dzieci�stwie kurczowo trzyma�em babci� za r�k� przechodz�c blisko brzegu rzeki Rudy. Ka�de pluskni�cie wody dzia�a�o na wyobra�ni�. W ka�dej �abie skacz�cej do rzeki widzia�em utopka. Nie wszystkie opowiadania o utopku by�y negatywne, niekt�re m�wi�y o przychylno�ci utopk�w do ludzi dobrych. Utopki w szczeg�lny spos�b kara�y przewa�nie ludzi sk�pych, nikczemnych i pijak�w - takie opowiadania najbardziej przypada�y do gustu.
Opowiadania napisane przeze mnie, oparte s� na zas�yszanych w dzieci�stwie i wi��� si� �ci�le z okolicami miasta Rybnika. Akcja tych opowiada� dzieje si� w powojennych czasach w Wielopolu (dzisiejsza dzielnica Rybnika). Nazwiska i pseudonimy ludzi wymienionych w tej ksi��ce s� autentyczne i znane s� ludziom tam mieszkaj�cym. Bohaterowie: Francik i Anka s� postaciami fikcyjnymi i wszelkie podobie�stwo do mieszka�c�w Wielopola jest przypadkowe.
Bogdan Dzier�awa /-/
Bonclok
Zdarzi�o si� to przesz�o 45 lot tymu w Wielopolu. Moja starka Maryjka mieli zegrodka w keryj im wszystko piyknie ros�o. �og�rki im si� tak podarzi�y, �e chcieli se ich zakisi�, ale ni mieli takigo wiel-kigo boncloka. Na drugi dziy�, a by�o to w strzoda, wybrali si� starka na torg do Rybnika. Na targowisku stoli raciborzany z rostomaitymi klamorami. Starka se wybrali nojpiykniejszy bonclok, kery se wrazili do saka i idom nazod du dom. By�o ju� kele po�ednia jak do�li ku mo�cie na rzyce Rudzie. Most by� jeszcze wtedy drzewianny, bo bez wojna go kery� pieron szpryngny�. Starka stanyli co by si� trocha dychny� i tak se do siebie godajom: �Byda se musia�a te sz�apy oszplucha�, bo taki hyc dzisioj, �e dalij ju� kroczku niy zrobi�".
�le�li po beszongu na d� ku wodzie, symli jakla i zandale i wly�li a� pod rzi� do rzyki. Kecka se zadziyrgli do g�ry, co by si� niy zaton-ka�a we wodzie. Naroz wej�eli ku filorze, a tam na p�ytkij wodzie ra-czysko se wielki szpacyruje. Starka ty� nic, yno gibko �ap go za pukel i prask nim do boncloka. Ale bydzie co maszkeci� na wieczerze. �Je-zderkusie, ale �ech si� sztulpy ufifrala �od marasu, taki by�y piyknie wyszkrobione i wybiglowane, jak jo teraz wyglondom. Byda musia�a i�� na przimo przez las, bo by mi� ga�ba by�o jak by mie kery trefi�". Jak starka do�li ku O�li�lokowym stawom, to ju� tego boncloka niy umieli utrzima�, taki si� siaro�sko ciyn�ki zrobi�. Postawiyli go na ziy-mi, �eby odpoczny�, a tu bonclok si� rozlecio� na ograbki, bo tyn gi�-dziarski rak taki wielki ur�s�. Jak si� wygramuli� z tych szkorupow zamiyni� si� w takigo ma�ego syneczka w czerwionym kabociku i czer-wionyj czopeczce. By� to Utopek. �Jo si� nazywom Magierka" - pad� mojij starce. �Dziynkuja wom Cwo�czyno �e�cie mi� przekludzili do czystyj wody, bo jak Silyzjo zacz�a ta bajca wpuszcza� do Rudy, to ju� �ech ni mio� czym dycha�. Starka si� gibko prze�egnali i za szkaplyrz si� chycili, a� Utopek zasyczo� i wartko do wody skoczy�. Jeszcze do starki zawo�o�: �Yno niy �osprowiejcie po wsi �ech si� do Hanysa wkludzi�, bo si� dom na was poz�r, a wtedy wom niy daruj�". Starka prziszli du dom co�ko blado i na dok�odka bez boncloka.
Utopek z Wielopola
Jak �ech ju� piso�, moja starka Maryjka przekludzi�a w boncloku utopka Magierki z rzyki Rudy do o�li�lokowych staw�w, kaj by�a jeszcze czysto woda. Hanys O�li�lok to by� wielki papmo� w Wielopo-lu. Mio� on du�o pola, lasu i pora staw�w, kaj chowo� kapry.
Tyn utopek Magierka by� pieronym muzykalny, jak si� niyskorzij �okoaz�o. Bo u Hanysa miyszko� taki wezgierny karlus, Francik mu by�o. Je�dzi� �on koniami, odbywo� co�ko gowiyd�, robi� wszystko co do parobka nale�a�o. Umio� ty� piyknie gra� na krzipce. Gro� �on na ni ko�dy wiecz�r w starym rozlecanym m�ynie. Po wieczerzi, jak ju� wszytko poodbywo�, bro� ta krzipka pod parz� i kalup do m�yna. Na-malowo� se na ziymi �wiynconom krejdom taki wielgi ko�o, siod na pojszczodku na staryj ryczce i zaczon gra�. Kole p�nocy prziszo� ku nimu Magierka, �eby go pos�ucha�. Francik tak libe�nie gro�, �e utop-kowi p�aczki niyroz lecia�y z �oczow. Roz ju� boroczek niy umio� wy-trzima�, chcio� ku Francikowi do pojszczodka wly�d�, ale ta krejda go sparzi�a. Odskoczy� gibko nazod i �odezwo� si� do Francka: �Kejby� mi� nauczy� tak piyknie gra� na tyj krzipce, to jo bych ci Francik du�o piyntokow przinios�, przida�yby ci si�, bo si� bezma�a �ynisz. �Ha ha ha - roze�mio� si� Francik - ty si� chcesz nauczy� gra�, dy� mosz taki grube palce choby t�oczki i na dodatek za krotk�". �A niy da�o by si� jako naciongny� tych palc�w - pado Magierka". �Mo�no by si� da�o -godo do niego Francik, a w duchu si� �mieje co by mu to za psikusa zrobi�. - Wiysz, p�d� zy mnom do ku�nie, tam jest taki naciongad�o". Magierka si� uradowo�, �e bydzie umio� na krzipce gra�, toty� nic niy godo� yno za Franckym podepto� do ku�nie. By�o tam przikryncone do bol� taki wielki ziele�ne trzimad�o, co gospodorz mio� na proszczyni rostoma�tych klamorow, jakie som potrzebne na gospodarstwie. �Wr� tu ta pazura - pad� Francik utopkowi - do tyj szpary". Jak �on wraziy� to mu Francik z ca�yj si�y przikrynciy�, a� wszystko trzeszcza�o. Co tam si� wyrabia�o, tego opisa� niy idzie. Magierka takij diobel-skij si�y dosto�, �e co�ki te trzimad�o wytargo� ze szrubami i fronkny� nim o �ciana, to dziura a� na dw�r wylecia�a. Utopek wyparziy� z tyj ku�nie, yno si� iskry za nim su�y i siarkom by�o czu�. Wiela umio� wykopa�, ku stawie mazo�. D�ugo si� niy pokazowo� �odnymu, my�l� ta pazura musio� wyku-rowa�. Roz w niydziela Francik siod ze swojom frelom do ��dki, �eby j om po stawie powozi�. Anka by�o tyj freli, by�a piykno jak sto diosi. Mia�a czorne kryncone w�osy, a �lypskami �obraca�a na wszyst-ki strony co ni mo�no. �Wiysz co Francik, jed� tam za te charpynci, co by nos �odyn niy widzio�" - pedzia�a. Naroz przed ��dkom woda zaszplucha�a, czerwiono czopeczka od Magierki si� pokoza�a. �Teraz ci� raom, ty gi�dzie piero�ski, zarozki ci� �niom utopia, ty strupie jedyn". Francik to by� miglanc pieruchowy, to� tysz nic, yno �ap ta swoja Anka za nogi do g�ry i godo: �Widzisz tu te trzimad�o, zarozki ci ta drugo pazura naciongna, ty podciepie ma�y. Jak utopek ujrzo�, �e si� przed nim piek�o �otwar�o, drabko pod woda si� schowo�, yno si� para na wiyrchu pokoza�a. Na drugi dziy� rano Magierka prziszo� ku O�li�lokowi co�ki wylynkany i godo �Gospodorzu po�yczcie mi tego (zapomnio� jak si� to nazywo) hyrtompyrtom, bo si� musza przepyrta�". Hanys kombinuje co ty� to mo�e by�, a utopek dali godo (pokazuje na targacz abo jak kto woli kotucz kery st� wele p�onki): �Niy b�jcie si�, jak jo si� przepyrtom, to wom tyn hyrtompyrtom na-zod przipyrtom". Hanys roze�mio� si� na co�ki pysk i powiado: �Magierka, jo wiym co ci tym m�j parobek wywino�, ale ty si� niy musisz zarozki kludzi�. Od jutra ju� Francik u mi� niy robi, ale ty tu zosto�, bo kto mi bydzie kapry wachowo�. Ty przeca wiysz jaki tyn synek od tego szewca spod �asa jest gizd. Ma�y taki pieron, szkuty na �bie cho-by pojscano s�oma, ale ryby umi chyta� jak �odyn inkszy. Ju� �ech go roz trzimo� za szkrabikel, to mi si� wyrwo�, a jo do marasu pra-sny� a� mi si� odechcia�o". �Dobrze gospodarzu, jo tu �ostana, bo mi si� tu ty� podobo, ale niy wyciepujcie tego Francika, bo �on tak piyk-nie gro na tyj krzipce, jo go teraz byda z daleka s�ocho�. Prosz� wos yno piyknie, niy �osprawiejci tego po wsi bo to ga�ba na mi�, �ech jest taki ciu�mok.
Ziy�� od Utopka
By�o to w 50 abo w 51 roku. Pamiyntom, �e by�o to pod koniec siyrpnia, feryje si� ko�czy�y, a pogoda by�y piykno. Na ryncznie malowanych plakatach sz�o przeczyta�, �e w niyjbli�szo sobota na sali u pana Zimonia odbydzie si� muzyka.
Wyglonda�o to tak: �W Wielopolu dnia 25 siyrpnia br. odbydzie si� zabawa taneczno, na kero serdecznie zapraszaj� organizatorzy. Gra� bydzie niyjlepszo orkestra TANERA. Panie i panny maj�wstymp wolny". Jak tako muzyka si� mia�a odby�, to wszystke frele z Wielopola i pobliskich wsi zacz�y si� sztryndzi� ju� tydziy� naprz�d.
Starki i mamy mia�y pe�ne rynce roboty. Gibko musia�y szy� abo przeszywa� co si� yno da�o, �eby te jejich cery jak nojlepij wyglonda�y. Dzio�chy wtedy ty� by�y wymy�late, ko�do chcia�a mie� bluzka z nylonu, bo to by�o modne. Wszystke falszyrmy, co posy�ali krewni z Anglie abo z Ameryki, by�y poprute i szy�y z tego roztomajnte bluzki. Karlusy ty� si� radowali na tako muzyka i ju� tydziy� nojprz�d karki szojrowa-li, a szkuty na �epie stawiali na fazana. Galoty musia�y by� z kr�tkimi nogawicami i na dodatek w�skie. Fuzekle kraciate, a szczewiki na gru-byj szpekzoli i obszywane ryncznie bio�om dratwom.
Francik, tyn parobek od O�li�loka, ty� si� wybiyro� na ta muzyka. Widzio� �ech go pora dni przed tym, jak mio� szkuty nadzieksowane jakim� olejkym, �e mu si� na s�o�cu miechta�y co niy mo�no. Jak ju� przisz�a ta sobota na wiecz�r, widzio� �ech przed szynkiym �od Zimonia, jak si� zbiyra�y w kupki dzio�chy i karlusy. Synki z Wielopola sto�y osobno, a karlusy z inkszych wsi jak Golej�w, Orzypowice ty� stoli na boku. Je�dzili te karlusy ty� z dalsza, z Ksi��ynic, Ochoj-ca i Kamiynia. By�y tam ty� dwie gryfne frele ale �odyn ich niy zno�. Godali synki, �e to s� dzio�chy z Paruszowca. Francikowi si� zda�o, �e ju� kas te szaty �od tych dzio�ch widzio�, ale uzno�, �e mu si� to chyba �niy�o. Muzykanty zaczli gra�, ludzi ju� by�o du�o w poj-szczotku, a bab pod �oknami jeszcze wiyncyj. Ko�do chcia�a widzie� czy jeji cera mo powodzyni, abo ty� pod �cianom stoji.
�Dziwej si� Maryj, ta nasza Hajdla ta�czy z tym Zigusiym, a twoja Lyjna ze Zefkym. Zofija jako� ni mo powodzynio, bo ni mo nylonowyj bluzki", by�o s�ycha� pod �oknami. Anka ty� ta�czy�a ze swoim Franci-kym, ale �on ciyngym spoglondo� na te dwie cudze. Sto�y �one pod �cianom choby jake ksiyn�niczki, takie by�y piykne i wystrojone. Co kery karlus po ni prziszo�, to �one si� �obraca�y plecami i niy chcia�y i�� z nim ta�czy�. Pieron wiy na co �one czekaj om - my�lo� Francik -przeca s� take piykne i �obleczone maj� niyjlepsze lonty. Musza jo spr�bowa� - my�li se Francik - ale niy umio� si� jako� od tyj swojij Anki urwa�. Przi szynkfasie postawi� Stanikowi dwa piwa, �eby z An-kom zata�czy� dwa ko�ski. Jak Anka ta�czy�a ze Stanikiym, to �on gibko ku tym cudzym dzio�chom. Uk�oni� si� piyknie, to �one choby smo-wione �obie chcia�y z nim i�� ta�czy�, a� mu si� to dziwne zda�o. Fran-cika tak potyt�a�o, �e zapomnio� o swojij Ance. Anka si� znerwowa�a, �e uciyk�a z tyj muzyki sama. Francikowi niy by�o rady, to z jednom to z drugom wywijo�, chnet by do haje przisz�o, bo �one z �odnym niy chcia�y ta�czy� yno co�ki czas z tym Francikym. By�o ju� przed p�nocom, jak te dwie frele, by�y to siostry (tela si� sz�o domy�le�, bo by�y podane i jednako �obleczone) chcia�y i�� du dom. Prosi�y Francika co by ich �odkludzi�, bo �one si� bojom same du dom i��, a tata im prziko-zo�, co by by�y w doma przed p�nocom. Francik by� w si�dmym niebie, zarozki chyci� �obie pod parz� i cisnom ku cha�upie. Najbli�yj by�o na Paruszowiec przez las ko�o hanysowych staw�w, tak ich ty� kludzi�. Jak byli wele pid�a, tam kaj jest najg�ymbij, to Francik godo: �Id�cie dzio�chy po cichu bo tu utopek miyszko, jak go �obudzymy, to bydzie �le z nami". Dzio�chy si� na siebie podziwa�y i zacz�y si� chichra� a� si� Francikowi gupio zrobi�o, �e w utopki wierzi. Naroz na grobli ujrzeli dwie dziki �winie, ale tak naprowda to us�yszeli jak krzonk�jom, bo ujrze� by�o ciyn�ko, �ma by�o jak w rzici. �obydwie dzio�chy kasik si� rozpyrsk�y, a na grobli Francik widzi sztyry �wiyconce �oczy, kere wa�om prosto na niego. Niy czeko� ty� na nic, yno gibko na niyjbli�szo olsza wloz. Siod se borok na takij grubszyj rozkrace i zaczon wo�a� na te dzio�chy. �odyn si� niy �odezwo�, yno te dwie �winie pod olszom ry�y i krz�ka�y. Tak go strach �oblecio�, �e odpion pas �od galot i przi-pion si� ku tyj ga�ynzi. Usny� na tyj olszy i dopiyro jak rano s�o�ce wylaz�o, to si� �obudzi�. Patrzy i �oczom niy wierzy, dy� jo pierona siedz� na tyj olszy co na dole w dziupli szarszynie maj� gniozdo, jak jo terazki �l�za. Szarszynie ju� na dobre krajzujom kole niego, �e si� mu-sio� jeszcze wy�yj wypion� o jaki trzi metry. Baby z pod �asa id� z dzio�chami do ko�cio�a i z daleka ju� pokazujom na olsza rynkami. Gdo to tam siedzi tak wysoko, pado Maryjka i patrzy na wiyrch. Dy� to jest Francik, tyn parobek od O�li�loka, pado Aniela. By�yby go niy pozna�y, ale pod olszom le�a�y jego szkarbo�y na szpekzoli, co go w nich na muzyce widzia�y. Blisko niy sz�o pody��, bo te szarszynie lota�y tam a nazod. Potym �lecia�y si� b�jtle i ciepa�y Francikowi jabka i gruszki, bo mio� ju� g��d i pi� mu si� chcia�o. Co�ko niydziela Francik przesiedzio� na tyj olszy skuli tych szarszyni.
Na d� �loz dopiyro na wiecz�r, jak szarszynie przesta�y lota� i bajtle si� du dom wyniy�li. Idzie poma�u ku cha�pie, a kole pid�a Magierka si� z wody pokozo� i chichro si� na co�ki pysk. Teraz si� Francik kapny�, kto go tak za�atwi�. Ju� wiy kaj widzio� te szaty �od tych dzio�ch�w. Zesz�y tydzie� si� suszy�y na tatarczuchach z ink-szym praniym od utopka. Te cudze dzio�chy, to by�y cery �od Magier-ki, jednak mi� dosto�, my�li se Francik.
Anka niy goda�a z Francikiym dwa tydnie, ale jak si� dowiedzia�a, �e boroczek co�ko niydziela na olszy przesiedzio� to i si� go zol zrobi�o, to� si� piyrszo �odezwa�a. Francik ju� o muzyce niy chcio� s�ysze�, bo co�ko wie� o tym goda�a. Jak jecho� na Chwalowice po w�gli, to mu �ebonie na szibrze krejdom napisali: �ZIYN� OD UTOPKA". Teraz Francik chcio� si� wykludzi�, tak go by�o ga�ba przed ludziami.
Utopek i Aleks
Za stawym od O�li�loka by�o sze�� cha�up odciyntych od �wiata. Godali na to Podlesie, a nole�a�o to do Wielopola. Z trzech stron otoczone �asym, bez elektryki. Woda ze studnie ci�g�o si� klukom (tako �erdka na ko�cu mia�a taki hok z kerego niyroz wiadro spad�o), a �wiyci�o si� karbitkom abo naftowom lampom. Tam w jednyj cha�upie miyszko� stary Aleks ze swojom Stazyjom. Jak rano stany� to nojprz�d nabiy� swoja faja i zakurzi� a� pod co�kim Podlesiu �mierdzia�o. Mama goda�a, �e �on suszonymi gynsi�cami ta fajka nabijo� i pokrziwami. Potym bro� sikyra, owiny� si� dooko�a pi�om i wali� do �asa. Bez �asa to by �on niy wytrzimo�. Nosi� na puklu roztoma�te ko�ski drzewa, co tam wiater przewr�ci� albo ty� �on spu�ci� w hany-sowym lesie jako suszka. Niyroz by�a �ostuda skuli tego drzewa, bo O�li�lok si� niy d� tak leko wykiwa�. Potym to wszytko pocion piy-�om na kozidle, kere sto�o miyndzy stodo�om a ha�lym. Uk�odo� to wszystko na stusek pod okapym. W zimie to poli� w �ele�nioku i ze swojom Stazyjom grzoli stare ko�ci.
Czynsto ty� z �asa nosiy� prynci z brz�zki i za stodo�om robiy� mie-t�y, kere na torg do Rybnika nosiy�. Tyj jego baby to si� wszyske dziecka bo�y, bo jak si� �oblyk�a to wyglonda�a jak czarownica. Chodzi�a �ona po ch�opsku, ko�dy �l�zok wiy jak wyglonda�y baby co chodzom po ch�opsku. �obleczone mia�y jakla, kecka, zopaska, chustka na g�owie i odziywa�y si� plyjtym. Pod spodkiym mia�a sp�dniczka i galoty. Tyj �ostatnij rzeczy to �ona chyba niy nosiy�a, bojo czynsto widzio� jak sz�a do �asa miedzom to stowa�a i �odcedza�a zimioki.
Bajtle to si� j om boli jak �ognia, bo tysz te mamulki czynsto niom straszy�y. Jak sz�a do �asa na jagody abo na grziby, a bajtle si� kaj ba-wiy�y, to zarozki du dom �miatali. Ale �ona niy by�a za� tako z�o jak wyglonda�a, serce mia�a dobre do dzieci. Co mia�a boroczka robi�, dziecka za niom wo�a�y Cyncla, Cyncla dej p� litra itp. Tukej biyda by�a �e a� piszcza�o, a tu ci� jeszcze dzieciary za b�ozna robi�. To ty� czasym potompa�a za nimi, co im uciecha robi�o. No, wypi� to �ona se rada wypiy�a, yno nie by�o za co kupi�. Starego ciyngiym na torg wygania�a. �Id� Aleks jutro na torg, bo mosz ju� do�� du�o tych mie-te�, a jo mom smak co �ykny� i konszczek wusztu by� przinios". W strzoda po po�edniu Cyncla z �okiynka wyglonda�a, czy ju� Ale-ksa niy wida�. My umia�a si� doczeka�, �ma si� ju� robi�o, a mi�ego Aleksa niy wida�. Aleks na torgu trefi� kamrata, co go od bajtla pa-miynto� i wr� przi wojsku byli. Tak d�ugo si� niy widzieli, to go na jednego zaprosi� na �Potacznia", kaj si� w ko�dy torg furmony spotykali przi piwie. Na jednym si� niy sko�czy�o, tak se d�ugo stawiali, �e Aleksowi ani na wuszt niy zosta�o. Szynkiyrz ju� zawiyro� jak �oni wyle�li. Teraz na swoja droga trefi�, my�li se Aleks i jako� du dom zo�da. Za sztadionym skrynci� w prawo, bo tam by�o bli�yj, ale niy trefi� na ta deska i musio� borok przez ta bajca przelazowa�. Zaszo� jako� ku hanysowym stawom i my�li se, teraz yno przez te groble jako�� przely��, co bych do wody kaj niy wpod i byda w doma. Idzie se tak po cichutku, co by go O�li�lok niy trefi�, bo co go trefi to go s�dym straszy, �e mu drzewo z �asa kradnie. Jak by� ju� przi przepu�cie to se tak g�o�no my�li: �Co jo powiym tyj moij Stazyji, dy� �ona mi� wyciepnie z cha�py, ani wusztu ni mom, ani gorzolki, a tu ju� chyba p�noc miny-�a". Jak to pad�, znojd si� kole niego taki syneczek w czerwionym an-cu�ku i godo: �Pod�cie starziku sy mnom, jo mom du�o piniyndzy schowanych, to wom dom wiela si� wom do kapsow �mie�ci, gorzo�ka ty� si� znojdzie. Zrobicie mi za to dziesiyn� miete�, bo mom du�o za-miatanio, a razinku ni ma czym. Dowejcie poz�r, jo wom byda karbit-kom �wiyci�, co by�cie kaj niy wpadli".
Stary Aleks szo� za nim po groblach, ju� niy wiedzio� kaj jest, yno si� rozglondo� za tym �wiate�kiym �od tego syneczka. Naroz wpod do przikopy a� do pasa, ale si� jako� wygramuli�, co�ki �od szlomu ufifrany. Wejrzo� przed sia, a tu pod starom brz�zkom co�ko ho�da piniyndzy, a� mu si� oczy zablyszcza�y. Naladowo� se tych piniyndzy pe�ne kapsy i nogawice. Kole pnia le�a�y porosciepowane flaszki z gorzo�kom. Wzion se do ko�dyj rynki po dwie flaszki, bo wiyncyj niy umio� udzier�e�. Tyn syneczek si� kasik straci�, a Aleks ujrzol przed sobom le�anka wele �ostryn�nic. By� ju� taki s�aby, �e zaroz si� na nij legny� i usny�. Rano go jaki� larmo obudzi�o. Otworzi� �oczy, zaglondo, a tu jego Stazyja wrzeszczy na co�ki pysk: �Ty prze-jynty gi�dzie, kaj mosz piniondze za miet�y, kaj mosz wuszt i gorzo�ka". Wali�a go przi tym kry kom po �epie, a� wszystkich �wiyntych widzio�. Jak si� spamiynto� to widzi, �e le�y w kupie siana na o�li�lo-kowyj �once. W kapsach mo nacisnyte pe�no li�ci, a kole niego le�om sztyry ko�ski zgnitych kuloczk�w z brz�zki. Yno Stazyja jest praw-dziwo i dalij wali go krykom po palicy. �Zbiyrej si� ty strupie, a ka-lup do cha�upy, bo ci� jeszcze kto ujrzy. W doma se dziepiyro pogo-domy, ty napra�cu". �od tego czasu Aleks po jasnoku z torgu wraco�, bo si� bo�, �e go za� k�dy utopek posmyko.
Brelaty Utopek
Miyszko� na �Podlesiu" w Wielopolu szewiec, kery mio� piykno baba i troje dziecek. Niejstarszy by� synek, potym by�a dzio�cha, co j om wo�ali Trautla i niejm�odszo Irmelka. Tyn synek, to by� pieru-chowy miglanc. Piso� �ech ju� o nim, jak poradzi� chyta� ryby w ha-nysowym stawie, �e ani tyn utopek niy umio� si� z nim da� rady. W szkole godali mu ��abka", bo ko�dy �ebo� w Wielopolu musio� mie� jaki� inksze miano. Ko�dy se musio� na te miano zarobi�, bo kery go ni mio�, to musio� by� jaki� mamlas, abo gorszy ciu�mok. Wszyjscy w szkole wiedzieli, kto to by� dejmy na to: �Kasper", �Lalusia", �Lepek", �Baletka", �Kulon", �Topik" itd. Tyn synek od tego szewca tak by� z tom przirodom ze�yty, �e roztomajnto gadzina do rynki chyto� i do szko�y przinosi�. Roz to by�a zalamandra, drugi roz wrzesionica, turko� abo jeszcze co gorszego. Styk�o, �e recht�rka pedzia�a: �Kto wie jak wygl�da rzeko tka?", to ju� na drugi dziy� wszyjscy jom w szkole �oglondali. Jak szo� ze szko�y, to niy szo� szo-syjom, yno rantym, potym przikopom przez �Perdelec" a� ku hanyso-wymu stawie i przez ��ka na przimo du dom. Po drodze chyto� szma-terloki, �miyle do puciynki po ko�kach i przinosi� to wszystko do cha�py. Roz ty� chyci� tako �oszkliwo �aba, kero wciepo� do krauzy i schowo� do bifyja. Jak mama �otwar�a d�wiyrka, to jom mio� wrz�d chyci�. Wyskoczy�a z bifyja prosto na noga mamie ropucha i mama liz�a na delina jak d�ogo. Zaczyna wrzeszcze� choby jom kery ze skory drzy�. Tata na g�rze szczewiki zolowo� i przilecio� gibko na d� ca�y wylynkany. Jak si� kapny�, �e to jest robota od synka, wzion po-ciyngiel i tak mu po rzici narzazo�, �e boroczek synek niy umio� przez tydziy� na ni siedzie�. Jak si� go recht�rka w szkole pyta�a za co tak dosto�, to pad�, �e skuli takij piyknej �abki. Co�ko klasa si� zacz�a rza� i od tego czasu zosta�o mu ��abka".
Tyn szewiec robi� na cygelni, kero nale�a�a przed wojnom do O�li�lok�w. Po wojnie ta cygelnia by�a pa�stwowo i rz�dzi� tam ke-rownik. Ludzie tam ma�o zarobiali, tak jak wszy�dzi, ma�o kto zarobi� tela co by sz�o �y� dobrze. Biyda by�a wszy�dzi, ale ludzie si� le-pij przoli ni� dzisioj i bardzij byli �yczliwi. Ko�dy jeszcze po szychcie patrzo� co przirobi�, tak by�o ty� z tym szewcym. Naprawio� ludziom szkarbo�y, a za to jedni p�acili, a inksi przinosili co tam kery mio�. Jedyn przinios konsek szpyrki, drugi mas�a �dziebko abo syra, a jedni ty� gorzo�ka prziniy�li. Niy by�o czym szczewikow zolowa�, to ludzie wynosili z gruby ta�ma, kero szewiec musio� rozr�wa� - bo by�a za chrubo i tym potym zolowo�.
By�a to mocno zolowka, yno bez zima niy dej Bo�e starszymu w tym chodzi�, rozjy�d�a�o si� na wszystki strony. Dziecka to mia�y uciecha w takich szczewikach bez zima chodzi�. Co�ki dziy� umia�y na kie�zaczce kie�za�.
W takich ciyn�kich czasach pokozo� si� w Wielopolu nowy utopek. Zagnie�dzi� si� gizd piero�ski w cygielni o�li�lokowyj, to jest ta z pra-wyj strony szosyje z Rybnika do Glywic. Uwzion si� tyn utopek na
tego biydnego szewca spod �asa, ale przewa�nie we wyplata. Prziszo� roz szewiec po cimoku du dom co�ki l�d gliny stytrany, bez piniyndzy i mokry co�ki. Mio� za to w kapsie wyngorza. Baba si� go pyto: �Sk�d mosz tego wyngorza?", a �on na to: �Musio� mi do kapsy wly��, jak �ech si� w glinioku z utopkym szamoto�". �Kaj mosz wyplata?" - pyto si� go dali. �To mi musio� utopek z kapsy wyciongny�", pado do nij. �Wiysz co, stary, wszystko �ech ju� widzia�a, ale �eby w glinioku wy-ndzone wyngorze p�ywa�y i z ugryzionym �ogonym, to mo�esz takimu pedzie�, co nimo wszystkich knefli przi bontku".
Na drugo wyp�ata, jak taty d�ugo niy by�o, mama godo do ��abki": �Id� yno synek lobejrze�, kaj tyn tata tak d�ugo siedzi. Wczora godo�, �e bydom ceg�a na odbudowa Warszawy posy�a� i bydzie d�u-�yj robi�, ale co� mi si� to niy zdo". ��abka" szo� tatowi na prociw i zaszo� a� ku cygelni. Jak by� ju� wele glinioka, to go strach �oble-cio�, bo ju� si� szarzi�o, a tu tyn nowy utopek. Magierki to si� niy bo�, ale tego utopka jeszcze niy zno - co to mo�e by� za gizd. W glinioku wody by�o co niy miara po �ostatnim dyszczu. Szopka, co tam na dole sto�a, by�a co�ko wodom obloto, �e niy sz�o do nij do��, yno po takij w�skij boli. By�a tam plompka, co tam stary Alojz zawdy woda plompo�, niyroz tam by� przi niymu, ale tela wody to niy pa-miynto. Tu jeszcze tyn przejynty utopek po �epie mu chodzi. By�o tam jako� g�o�no w tyj szopie, to si� zebro� na odwaga i �loz na d�. Jak us�yszo� godka od swojigo taty, to si� ju� wcale niy bo�. Wloz po tyj desce po cichutku a� pod same d�wiyrze i przez dziura po synku zaglondo do p�j szczotka. By�o tam pora ch�op�w, kerych wszystkich zno�, ale jedyn by� cudzy. To na pewno jest tyn utopek z kerym si� tata zesz�o wyp�ata w glinioku szamoto�. Co�ki dwa tydnie musio� skuli tego utopka ze swojimi siostrami �ur je��. Taki ma�y, chruby, brelaty i kichol mo taki czerwony, ale ni mo jednego ko�skigo kopyta jak Magierka, co to za szkarada - my�lo� se ��abka". Zajrzo� jeszcze roz przez ta dziura, to tyn utopek prawie lo� tatowi gorzo�ka do zymfciorki. Wr� tyn utopek zejrzo� go pod tymi d�wiyrzami i godo: �Wejd� tu ch�opczyku do �rodka, jak ci na imi�?" To jest m�j
synek, pad� mu tata. Tyn brelocz wyci�gny� z kapsy piy�� z�otych i d� ��abce" do rynki. �Masz tu na kino, bo w sobot� b�dzie objazdowe. B�d� pokazywa� film o cegle, kt�r� tw�j tatu� produkuje w naszej cygielni, id� i zobacz".
Prziszo� ��abka" du dom wr� z tatom i zaroz mamie godo: �Wiysz mamo, pozno� �ech brelatego utopka, d� mi na kino i niy poradzi po naszymu goda�". Tata mazny� ��abki" bez pysk i godo: �Przesto� taki gupoty fanzoli�, to niy by� �odyn utopek, yno nasz nowy kerownik". Dlo ��abki" i jego siostrow to by� �BRELATY UTOPEK", bo jak si� w cygelni pokozo�, to we wyp�aty tata zawdy posmykany prziszo�.
Utopek w kinie
Prziszo� tyn dziy�, jak do Wielopola przijecha�o kino objazdowe. By�a sobota na pocz�tku pa�dziernika. Wszystke dzieci w szkole si� radowa�y i szykowa�y si� i�� �obejrze� tyn film. Pisa�o na plakacie, �e bydom puszcza� film pt. �Przygoda na Mariensztacie", ale ��abka" godo�, �e bydom pokazowa� o cegle z naszyj cygelnie. �odyn nie chcio� wierzi�, a �Kasper" mu pad�: �Klupni si� w czo�o, kto ci takich gupot nagodo�". �Pad� mi to utopek, jak �ech by� przi tatowi w cygel-ni we wyp�ata" - godo ��abka". �Sk�d si� wzion utopek w cygelni, przeca niy prze�� z hanysowego stawu". �Trefi� �ech go w budce od tego plompkorza Alojza, a jak niy wierzisz to si� podziwej - wycion-gny� z kapsy nowe piy�� z�otych - to mi utopek d� na kino". �Kasper" �oczami za�widrzy� i uwierzi�, bo zarozki to inkszym synkom powie-dzio�. Wszystkie dzieci ze szko�y przichodzi�y ku ��abce", �eby im te piniondze od utopka pokozo�, ale �odyn ich niy chcio� pomaca�, bo bezma�a si� potym cz�owieka piniontize niy trzimiom.
O czwortyj ju� si� dziecka zbiyra�y pod salom, bo si� niy mogli doczeka�, k�dy tyn kiniorz przijedzie. Kino si� mia�o zaczny� dzie-piyro o si�dmej na wiecz�r, jak si� ze�mi, bo inaczyj by trza by�o za-cionga� �okna dekami. Zawsze kino objazdowe by�o na sali od Zimo-nia, tam kaj ty� te muzyki robili. Roz na miesionc przijy�d�o� taki autok �Lublin", co mio� na tyj budzie napisane: KINO OBJAZDOWE. Zesz�y miesionc te� by�o kino i grali taki film, co si� nazywo� �Skarb". By�o to o takich chacharach, co szukali skarbu w kuminach, dziury robili we �cianach a� na ko�cu co�ki tyn familok we Warszawie przewr�ciyli. Znojdli jaki� cechonek kaj kery� zrobi� krzi�yk i napiso� pod nim �Skarb", a na ko�cu si� dowiedzieli, �e tyn skarb to by�a zwyk�o baba. U�mioli my si� jak diobli na tym kinie.
By�o ju� kole sz�stej na wiecz�r, jak si� tyn �Lublin" pokozo� pod salom. Dziecka go obstompiy�y i cis�y si� po bilety. Ju� niy pamiyn-tom po wiela te bilety sprzedowali, mi si� zdo po trzi z�ote starsi, a dzieci po�owa. Ze zadku z tego autoka wyloz taki chruby ch�op i zaczon wynosi� te swoji klamory. Synki si� zaroz ku nimu ci�li, bo jak mu kery pomogo� te kuferki nosi� do sale na bina, to go za darmo pu�ci� do kina. Ko�dy chcio� pomoga�, ale �on zawdy piyrszegoz kraj� wzion i gotowe. Mi� si� roz ty� uda�o za darmo wly�d�, bo�ech mu jako� rola kabli na bina zanios. Jak ju� te klamory by�y poustawiane i po�onczone, to tyn chruby ch�op wyj on tako kurbla i zaczon tam co� krynci�. Na rozciongnyto p�achta, na tyj �cianie od szynkwasu, pu�ciy� taki szajn, a�e wszystkich �o�lepiy�o. Musio� to wybada�, czy wszystko gro. Wr� jak z tych g�o�nik�w niy ryknie, to zaroz zicherongi poprzechodzi�y i �wiat�o zgas�o. Dzio�chy zaczyny
piszcze�, bo synki yno na to czekali, �eby se jako �obrano poszczypa� i pomaca� po cimoku. Te zicherongi jeszcze ze dwa razy wybiy�o, zanim ta piyrszo rolka zaczyna si� �obraca�. Niejprzod sz�a kronika, co mi si� niejbardzi podoba�o, bo tyn ch�op co to czyto� mio� pieronym fajny g�os. Pokazowali jak kaj� w Rusyji na polu a�e sztyry trachtory �oroz �ora�y. Zaroz mi si� tyn pacho�ek od Hanysa przipomnio�, jak si� boroczek musi koniami mynczy�. Potym pokozywali tako wielko rzyka, przegrodzono, �e si� zrobi� telki st�w jak co�ki Rybnik od Golyjowa a� ku Niedobczycom. Spuszczali z tego stawu woda z takigo wysoka jak nowy ko�ci� od �wiyntego Antoniczka z Rybnika i elektryka z tego robili. Wiela tam musia�o by� utopkow na takim wielkim stawie, jak Wielopole taki ma�e, a ju� dwa utopki tu rzondzom. Godajom, �e na szpyndlowcu ty� jest jaki� utopek.
Szpyndlowiec to by ty� sz�o do Wielopola policzy�, bo to jest w lesie zaroz za Zabuszkami. Zabuszki to by�y taki g�rki w lesie zaroz wele Podlesio. Tam w zimie je�dzi�o si� na beczo�kach. No to by by�y a�e trzi utopki we Wielopolu. Jak by�o ju� p� kroniki, to kery� synek zawo�o�: �Dzieci chowa� si�, Grimka". Co si� dali dzio�o, to si� opisa� niy do. Wszystki bajtle pod sto�ki si� zaczyny chowa�, za piec, kaj si� da�o. Grimka wparzi�a do sale jak burza i zaczyna dzieci na r�aniec wygania�, a kery niy chcio� som wylazowa�, to go za szkrabikel �ap�a i ze sale wykludzi�a. Tak by�o zawsze, jak by�o majowe abo r�aniec przi kapliczce, bo ko�cio�a jeszcze wtedy nie by�o w Wielopolu. Jak ze sale wylaz�a, to te �ebonie dopiyro wylazowali z tych k�t�w i za� butel robi�y, bo te sto�ki na sali by�y taki do sklapowanio z takich �aj st�w. Gwo�dzie z tego wy�azi�y, �e niyjedyn se galoty na nich stargo�, abo ty� prziklapny� to co niy trza.
Kronika si� sko�czy�a i �wiat�o si� o�wiyci�o, bo musio� tyn ch�op szpula zmiyni�. Jak by�o jasno, to se dopiyro sz�o �obej�e� kto siedzi w kinie. Du�o sto�k�w by�o pr�nych, bo ci co si� Grimki boli, poszli na r�aniec do kapliczki. Jak bydzie po�owica filmu to za� bydom butel robi�, bo za� nazod przijdom. Kole mi� siedzio� �Kasper", a za nami siedzio� �Lepek" i �Lalusia", bo �on zawsze si� kole nij musio� krynci�. ��abka" si� wr� �odzywo: ��obej�ijcie si� do zadku, tam siedzi tyn brelaty utopek". �Jest to tyn co ci te piy�� z�otych d� -godo �Kasper" - bo j o go ty� znom. To ni ma �odyn utopek, yno ke-rownik ze cegelnie, wczoraj nas wygoni� z glinioka jak my raki chy-tali. Szkoda, �e to nima utopek, bo by my mieli drugigo w Wielopo-lu, a tak to yno dali tyn Magierka nom zostanie". Zaczon si� tyn film
�Przygoda na Mariensztacie" i teraz wszyjscy ucichli. Czekaj om k�dy bydom o tyj naszyj cegle z Wielopola pokazowa�. Pokazowali ceg�a co�ki czas, ale nic niy godali, �e to nasza z Wielopola. Tak gibko jom k�adli ci mulorze, �e ju� po piyrszyj rolce jedyn familok we Warszawie prziby�. Te cha�angry niy umia�y z maltom postykny�, chocio� jom �opatami na tyn mur k�adli. Potym si� tako porka zacz�a ca�owa� i na sali si� larmo zrobiy�o, bo te �ebonie zaczni gwizda� i nogami tompa�, bo u nos w Wielopolu si� �odyn na drodze niy ca-�owo�. Potym trocha po�piywali i za� si� chytali murowanio, a �odyn o naszyj cegle niy wspomnio�. Tyn fa�szywy utopek musio� ��abki" za b�ozna zrobi�. Ni ma to jak tyn z hanysowego stawu, zawsze tam co� wymy�li�, ale jeszcze �odnego nie ocygani�. Po drugij rolce po�owa ludzi posz�o du dom, bo �odyn niy chcio� wierzi�, �e take som mulorze we Warszawie co ani niy jedli, ani piwa niy wypili, yno bez ustanku murowali. Tak si� cz�owiek rado w� na te kino, a teraz trzeba po cimoku du dom i�� ko�o stawu kaj Magierka miyszko. Francik ze sw�j om Ankom ty� byli na tym filmie, to si� ich musza trzima�, bo to bydzie ra�ni. Po cichu my szli z ��abkom" za nimi a� ku O�li-�lokowi i piyrszy roz my widzieli, �e we Wielopolu ty� si� na drodze ca�ujom. Co chwila stowali i pr�bowali tak, jak ci w tym kinie. Francik jednak musio� to �le robi�, bo Anka yno goda�a, tak to niy by�o �on jom inacyj trzimo�. Tela my chocio� z tego kina mieli i niy cion-g�a si� nom droga du dom.
Utopek na lodzie
Przisz�a zima do Wielopola i wszystko wyglonda�o jak w b�jce. �niega napada�o za jedna noc tela, �e z Podlesie �odyn niy umio� si� ruszy� ze swojij cha�upy. Ko�ce sztachet przi p�ocie by�o yno wida�. Dziecka si� radowa�y, bo niy musia�y do szko�y i��. Stawy od O�li-�loka zamarz�y i utopek niy bydzie ludziom na z�o�� robiy�. Bez zima utopki �piom i yno czasym wylazujom, ale przewa�nie tam kaj miyn-dzy trzcinami l�d jest ciynki. Majom dycki zrobione taki dziury w lodzie, kere nigdy niy zamarzujom. Jak ju� wszyscy mieli poodciepo-wane chodniki i drogi, to my za� musieli i�� do szko�y. Z Podlesio wszystke dzieci chodzi�y przez hanysow st�w i by�o jeszcze bli�yj ni� przez lato.
Ze szko�y �odyn niy szo� prosto du dom, yno chodzi�o si� pokie�-za�. Wszystke dzieci sz�y na �Pynkalka", to by�a tako g�rka tam kaj dzisioj jest ulica Owocowo i tam si� niyroz do wieczora je�dzi�o na taszach abo prosto na szczewikach podzolowanych grubskom ta�mom. Na czym te dziecka wtedy niy je�dzi�y, bele co si� wyno-chwia�o. Jedni mieli normalne sonki z lajstkami, a jedni mieli taki robione z ru�ek, godali na to �margaretki". Nikerzi je�dzili na klom-pach abo pantoflach z klamrami, inksi za� na becz�kach abo nartach. Ci co nic ni mieli, zwyczajnie - na rzici. Jak si� zrobiy�a tako kie�-zaczka, to si� gzu�o po zadku jak diosi. Potym si� przisz�o du dom co�ki przemoczony, dosta�o si� lyjty i za� na drugi dziy� to samo.
Jo najprz�d �ech szo� do starki. Musio� �ech zarozki syjmowa� galoty, co by si� wysuszy�y, a jo musio� ly�� na wiyszka i nogi moczy� we waszpeku z wodom ze solom. Jak mi przesta�y ciompy z nosa lecie�, to �ech z tyj wiyszki �loz i chyto� si� jedzynio. Starka mi narychtowali pora krajiczk�w chleba ze szpyrkom i szolka tej u z �oszkrabin z jab�ek. �Ale tego spu�cisz, ju� drugi pecynek chleba zacz�ach tyn tydziy�" - godali starka, a w duchu si� radowa�a, �e mi tak u nij smakuje. Niejbardzi mi u starki smakowa�y �placki z ma-kym". By�y to zwyk�e placki z tartych zimiok�w, tela, �e zamias na
brytfanie na szmalcu, lo�o si� ciasto prosto na g�rko blacha, abo na te ringi ze ziele�nioka. Jak si� upiyk�y, to si� ich przelecia�o sk�rkom ze szpyrki i jad�o ze smakym. Starka ich ok�ciyli �placki z makym", skuli tego, �e jak si� ich jad�o to zgrzipia�o miyndzy zymbami cho�by mak. Jeszcze mi czasym starka robiyli tako zupa z chleba z kmin-kym i zosmoszkom, �ona si� nazywa�a �germuszka" i ty� mi smakowa�a. Abo taki placki �gumioki" - tyn szkr�bek po odcisnytych potar-tych zimiokach si� lo�o na blacha - ty� �ech rod jod, chocio� si� to nacionga�o choby guminy ze szlojdra. Szo� �ech potym suchutki du dom i mama nic niy pozna�a, �ech za� by� kie�za� na �Pynkalce".
Roz to mi� Ponb�czek skoro�. Szo� �ech tak jak zawdy od starki du dom przez hanysow st�w, patrz� a na lodzie zna� cho�by kery kludziy� konia prosto do trzcin�w. Id� za tymi �ladami, bo mi to niy da�o pok�j. Mo�e to Francik szo� i kludzi� karego, ale po co by tu po lodzie chodziyli. Jak �ech by� ju� w tych trzcinach to widza, �e yno zna� jedne prawe kopyto i lewo noga. Straciy� si� tyn �lad kole dziury miyndzy suchom pa�kom wodnom. Teraz mi� dopiyro strach �oblecio�, bo �ech si� kapny� co to by�o. By�y to �lady od Magierki, traciy�y si� kole tyj przeromble, bo utopek wloz pod l�d. Ju� by�o za niyskoro i czuj� jak si� podymnom l�d rabuje. Taszom �ech fronkny� na l�d, a jo wpod a� pod parz� do wody. Chyci� �ech si� trzciny i wrzeszczo� wniebog�osy. Przilecia�y z drugigo ko�ca stawu take starsze synki, co tam w hokeja grali i podali mi tyn kijek, co si� tym gro. Jak mi� wyciongli z tyj wody na mocniejszy l�d, to ty� dostali strachu, bo widzieli te �lady od utopka. Sko�czy�o si� szczy�liwie, ale w doma to tak szczy�liwie niy by�o. Dosto� �ech lyjty od taty i do szko�y �ech musio� chodzi� naoko�o przez �Perdelec".
Utopek i szkubaczka
Ko�do zima jak co roku, zbiyra�y si� baby z Wielopola i dzio�chy przi szkubaniu piyrzo, przewa�nie tam kaj by�a jako dzio�cha na wydaniu i trza by�o pierzina su�. Tak ty� by�o u Anki, tej frele od Fran-cika, co ju� ku nij dwa roki chodziy�. Po Wielkanocy szykowa�o si� na wesele u Anki, a mia�a dziepiyro jedna pierzina i dwa zeg��wki. Mama od Anki dycki chowa�a gynsi i piyrzo nazbiyra�o si� mocka. Moja mamulka z ciotkom ty� chodziy�y szkuba� piyrzi do Anki. Jo tam ty� czasym przichodziy� jak si� ju� �miy�o i niy sz�o ju� na nartach je�dzi� abo na sonkach. Tyj zimy to si� jako� przijyno je�-d�yni na sonkach na szosyji. Kole szko�y na wiyrchu w Wielopolu wionzali my pora sonek do kupy, a potym my gzuli na d� ku krzi�u wiela wykopa�. Na szosyji by�o g�adko jak diosi, auta wtedy je�dziy-�y roz za �wiynty czas. Po obu stronach szosyje ros�y jasiony, a by�a ona w�sko na dwie fory i tako kostkom g�adziutkom by�a wysodzano. Jak my ju� sjechali na d�, to my czekali a� pojedzie jaki trachtor do cygelnie. Niy chcia�o nom si� pod g�rka ciongny� tych sonek i wciongny� nom je do g�ry. Formony to nos przezywali, bo jak jechali pod g�rka z wonglym, to niy poradziyli wyjecha�, co tak by�o g�adko. Roz jecho� taki stary lgn�c ze swojim synkym i ty� niy umio� z tym wonglim wyjecha�, to� rzyko� do �w. Antoniczka - �Antonicz-ku, zr�b co� �ebych wyjecho�, jak wyjada to ci kupi� tako �wiyczka jak tyn dyszel od mojigo wo��". Tyn jego synek mu godo: �Co to tato godocie, dy� takich �wiyczek nima", a on mu na to: �Niy godej tak g�o�no, bo jeszcze us�yszy i niy wyjadymy pod ta kympa". Jak �echju� piso�, auta je�dziy�y takrzodko, �e jak jecha�o jaki, to ludzie piykli ko�ocze we Wielopolu. Doprowdy, roz jedyn autok jecho� i kole dzisiejszyj tanksztele przed Golyjowym wjecho� do rantu. By� on za�adowany marmeladom i ludzie obracali tam a nazod z kiblami i rychtyg ko�ocze piykli.
Jak my ju� som przi Golyjowie, to musza pedzie�, �e my tam je�dzili na natrach na tyj kalwaryji bez ta zima. Je�dzili my ty�
w �szczyrkowym dole", na �bagnach", �zabuszkach", �machulcowyj g�rce", �pynkalce" i w glinioku kole szko�y. W glinioku to my z synkami zrobiyli tako wielko skocznia, a�e strach by�o na ni� sjecha�. Niej-dalij zawsze skoko� Zefek i Tadek, to ty� dzio�chy za nimi lota�y. Jo roz ty� chcio� tak daleko skoczy� jak �oni i jak �ech si� odbiy�, to po-tym niy wiym jak by�o dali. Pamiyntom yno tela, �e przi szczewikach mi yno �okucia zosta�y. Narty by�y od moiji ciotki - starka mi ich po�yczali jak ciotki niy by�o w doma - co by�o dali, to si� idzie domy�le�.
Wracomy do tych szkubaczek: co te baby, kere tam u tyj Anki szkuba�y, opowiada�y. To si� w palicy niy mie�ci, co jo si� tam na-s�ocho�. Jo by� bajtlym d�ogo �ech niy wiedzio� co to jest zowitka, potratek czy �onterlajb, tako tam godka sz�a. Co tam kero s�ysza�a, to opedzia�a i jeszcze co� od siebie doda�a.
Mi� to najbardzi si� podoba�o, jak goda�y o utopkach i klynkani-cach, abo o inkszych jaroszkach co rade po �o�yrokach jscajom. Roz Trudka �osprawia�a, jak j om taki gryfny karlus na hanysowyj grobli zastawiy� i pyto� si� o kogo� co pod �asym miyszko. Wyglondo� jakby kas ze zagranice przijecho�. Trudka by�a jeszcze frelom, a �e i si� spodobo�, to go chcia�a do tyj cha�upy zakludzi�. Da�a si� �nim do godki, to� �on drabko jom pod parz� chyciy� i idom dali. Trocha mia�a strach Trudka, bo si� ju� �miy�o, ale s�ysza�a, �e kery� rzynie krowy z ��ki i to by�o lepij. Wr� zejrza�a na d�, bo i si� zda�o, �e tyn karlus jako� chromie. W�osy i na g�owie stany�y jak ujrza�a, �e tyn karlus zamiast nogi mio� kopyto ko�ski. Najprz�d si� chcia�a wyrwa�, ale tyn karlus jom tak mocno trzirho�, �e niy umia�a nic zrobi�. Potym si� i przipomnia�o, co i starka powiedzieli i jak mu maz�a bez pysk lewajtkom, to utopek do przikopy zarozki wpod. Utopka si� zawsze bije majdykom, to s�ysza�a od swojij starki. Utopki si� umiom zamiynia� w bele co, to ty� Trudka widzia�a jak si� �niego kaper zro-biy� i p�ywo� gibko ku g�ymbszyj wodzie.
Najwiyncyj tyj godki to mia�y te baby w �ostatni dziy�, to by�y wy-szkubki, abo ty� godali na to �fyjderbal". Jo tam ekstra po mamulka prziszo�, ale tak najbardzi skuli ko�ocza. Jak �ech szo� ze szko�y, to
�ech widziol jak mama od Anki nios�a dwie blachy od Studnika z piekarnie. Zda�o mi si�, �e mi si� zachce, takigo pypcia �ech dosto�. Chocio� mamy by�o ga�ba, �e i za keckom lotom i za-roz mi� du dom wygoniyla. Mama od Anki da�a mi dwie sznity ko�ocza, jedna z ma-kym, a drugo ze syrym. Jeszcze dzisioj pa-miyntom tyn smak, takigo ko�ocza dzisioj niy ma na �wiecie. Szkoda, �e mi� ma-mulka wygna�a, bo tak tam by�o piyknie i by�oby dzisioj o czym pisa�, co te baby tam jeszcze goda�y. Pod �oknym �ech jeszcze na dworze s�yszo�, jak si� chichra�y.
Utopek na kole
Nareszcie bydymy mie� elektryka pod �asym, bo elektrykorze przijechali i zaczli wkrynca� szolki na masztach, kere ju� zdon�yli przed tymi ciyn�kimi mrozami zakopa�. Teraz by dom pod�oncza� elektryka do cha�up�w po koleji, to znaczy nojprzod tam kaj dosta-nom wiyncyj gorzo�ki. Sko�czy si� te szykowani karbitek i te prze-�gowani bryner�w, kere sztyjc kopciy�y.
We wszystkich cha�upach ju� przez lato mieli ludzie pociongnyte druty i szaltry z gniozdkami pozaprawiane. Z gminy powiedzieli, �e ko�dy mo se da� to zrobi�, a potym roz dwa nom to pod�onczom. Lato si� ko�czy�o a mi� to nerwowa�o, �e jako� roz dwa to niy idzie. Pad� �ech se, �e byda som elektrownia budowo�. Jak �ech jeszcze w kinie objazdowym na kronice widzio�, �e z wody idzie sztrom robi�, to �ech d�u�yj niy czeko�. W krzokach wele hanysowego m�yna widzio� �ech