8911
Szczegóły |
Tytuł |
8911 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8911 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8911 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8911 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Michael Dimercurio
ZASI�G RA�ENIA
Szarpi�ca nerwy wizja wojny przysz�o�ci
� mo�e bardzo bliskiej.
�Publishers Weekly�
Podzi�kowania
Ksi��k� t� pisa�em z�my�l� o�Dolores Quigley, kt�ra opu�ci�a ten �wiat o�wiele za wcze�nie, ale wci�� jest mi�dzy nami. Jej wp�yw na nas, jej mi�o�� odczuwamy z�wdzi�czno�ci� ka�dego dnia.
Gor�ce podzi�kowania dla Richarda J. Quigleya Jr. Za jego ciep�y, ojcowski stosunek do mnie. Dzi�kuj� tak�e Kathy Quigley, kt�ra przyj�a mnie jak cz�onka rodziny. Dzi�kuj� Rickowi i�Patty Quigleyom, Terry'emuQuigleyowi, Tomowi i�Debbie Quigleyom, Chrisowi Quigleyowi, Liz i�Jeffowi Brownom i�Brianowi Quigleyowi za to, �e pozwolili�cie mi by� swoim bratem.
Jeszcze raz dzi�kuj� wspania�ej Nancy Wallitsch, kt�ra by�a dla mnie przyjaci�k�, surowym sier�antem, a�przede wszystkim niezwykle dobrym doradc�.
Wielkie podzi�kowania dla Chrisa Allgeiera, kt�ry wierzy� we mnie i�wspiera� mnie.
Dzi�kuj� Paulowi Weissowi, kt�ry pomaga� mi, kiedy nie mog�em si� rusza�.
Dzi�kuj� Craigowi Relyea, pierwszemu czytelnikowi i��wiat�emu krytykowi, a�tak�e Mike'owi Matloszowi za jego wsparcie.
Dzi�kuj� Patricii i�Dee DiMercurio, Mamie i�Tacie, za ich zawsze otwarte ramiona i�za to, �e nigdy nie stracili nadziei.
Na zawsze zachowam wdzi�czno�� dla Matthew i�Marli DiMercurio za ich mi�o��, wyrozumia�o�� i�m�dro��, tak niezwyk�e w�ich wieku.
Nigdy nie zapomn� te� �wi�tej pami�ci Dona Fine'a, kt�ry � mo�e nawet o�tym nie wiedz�c � natchn�� mnie si�� i�odwag�.
Cz�� Pierwsza
Czerwony Sztylet
Prolog
Ostatni silnik zgas�, kiedy opadaj�cy samolot zanurkowa� ostro w�d�. Przy wy��czonych silnikach s�ycha� by�o wibracj� skrzyde�. Wielka, b��kitna powierzchnia oceanu wype�ni�a ca�e pole widzenia. Fale zala�y przedni� szyb�, gdy maszyna ci�ko uderzy�a w�wod�.
Zapi�ty w�uprz�� pas�w bezpiecze�stwa pilot szarpn�� stery i�masywny, czterosilnikowy hydroplan, ustawiwszy si� pod w�a�ciwym k�tem, zacz�� p�yn�� po lekko wzburzonej powierzchni Morza Wschodniochi�skiego. M�czyzna raz jeszcze rzuci� okiem na tablic� rozdzielcz�, skin�� g�ow� drugiemu pilotowi, rozpi�� pasy i�zszed� do du�ej kabiny na rufie. Siedz�cy tam ludzie spogl�dali na niego bez strachu, z�b�yskiem podniecenia w�oczach.
Pilot zwr�ci� si� ku prawej burcie, gdzie przy wysokiej konsoli siedzia� cz�owiek otoczony klawiaturami i�ekranami. Na jednym z�ekran�w, w�graficznym uproszczeniu, przedstawiony by� ich hydroplan na powierzchni morza, z�otwartym w�azem u do�u, przez kt�ry coraz ni�ej i�ni�ej � jak wskazywa�y cyfry z�boku ekranu � opuszcza�a si� kula na linie. Na ekranie obok zata�czy�y na ciemnym tle �wietlne punkty, a� wreszcie zla�y si� w�jeden, wi�kszy i�ja�niejszy, kt�ry wolno si� przesuwa�.
� Za dziesi�� minut znajdzie si� pi��set metr�w od nas. P�ynie wolno, z�szybko�ci� pi�tnastu w�z��w. To znaczy, �e ju� trzeba zaczyna�, �eby za dwie minuty, z�trzyminutowym zapasem czasu, zaj�� pozycje.
Komandor Chu Hua-Feng stan�� po�rodku swoich ludzi i�spojrza� na nich. Wszyscy byli ubrani w�nieoznakowane czarne kombinezony, uzbrojeni w�pistolety maszynowe, granaty i�sztylety.
Uwaga, �o�nierze � powiedzia� g��bokim g�osem. Szczup�y, muskularny Chu mia� metr osiemdziesi�t wzrostu, ale w�butach na grubych, gumowych podeszwach wydawa� si� wy�szy. Patrzy� z�g�ry na swoj� za�og�. Cho� mia� zaledwie trzydzie�ci par� lat, wyr�nia� si� w�r�d oficer�w Marynarki Wojennej Czerwonych Chin. M�wi� z�pewno�ci� siebie nawyk�ego do pos�uchu starszego brata. Oczy wszystkich dwudziestu czterech cz�onk�w za�ogi zwr�ci�y si� na niego. � Za trzydzie�ci sekund schodzimy na pok�ad. Spotkanie z�namierzon� korea�sk� �odzi� podwodn� za dwana�cie minut. Ka�dy z�was przez ostatni rok prze�wiczy� to setki razy. To ju� nie s� �wiczenia. To nasz operacyjny sprawdzian. � Zamilk�, mru��c oczy. � Admiracja uwa�nie nam si� przygl�da. Powiedzieli, �e to niewykonalne. �e nie da si� po kryjomu zaj�� zanurzonej atomowej �odzi podwodnej z�pe�n� za�og� na pok�adzie. Ale kiedy udowodnimy, �e jest to mo�liwe, kiedy wykonamy nasz� misj�, zmienimy map� Chin. I�ka�dy z�was wie, co to oznacza. � Rozejrza� si� po twarzach swoich ludzi. � A�wi�c �ycz� wam powodzenia. Pierwszy, czy jest pan got�w?
Komandor porucznik Lo Sun wsta� od konsoli, zdj�� s�uchawki.
� Got�w, komandorze.
� �wietnie. Pluton, na pok�ad!
W jednej chwili wszyscy wstali i�jeden po drugim znikn�li w�luku. Chu spojrza� do g�ry, zobaczy� stoj�cego w�drzwiach drugiego pilota, zasalutowa� mu, raz jeszcze si� obejrza� i�zszed� za innymi, zatrzaskuj�c za sob� w�az.
W w�skim, zat�oczonym, o�wietlonym czerwonym �wiat�em wn�trzu batyskafu przecisn�� si� do konsoli na przedzie. Stanowisko kontrolne by�o obite mi�kk� wyk�adzin� i�tak wymodelowane, �eby pilot m�g� wygodnie le�e� na brzuchu. Chu za�o�y� s�uchawki z�mikrofonem, sprawdzi�, czy dzia�aj�, i�wyda� rozkaz drugiemu pilotowi. Klapy w�brzuchu hydroplanu otworzy�y si� i�zala�o ich �wiat�o pa�dziernikowego dnia.
Chu si�gn�� nad g�ow� i�poci�gn�� pomara�czow� d�wigni�. Batyskaf wypad� z�wn�trza hydroplanu. Im g��biej si� zanurzali, tym b��kitne niebo stawa�o si� ciemniejsze. Nie min�a minuta, a w�wizjerze zapanowa�a czarna noc. Hydroplan ko�ysa� si� na falach sto metr�w nad nimi.
Okr�t pojawi� si� tam, gdzie tego oczekiwali. W�mocnym �wietle reflektora ujrzeli jego d�ugi, pot�ny, cylindryczny kszta�t. Ich celem by� w�az ratunkowy. Komputer, przej�wszy kontrol�, dostosowa� pr�dko�� batyskafu do pr�dko�ci okr�tu tak, by ko�nierz ich �luzy powietrznej trafi� dok�adnie na pier�cie� w�azu.
Zgodnie z�danymi dostarczonymi przez Mai Sheng, ��czniczk� wywiadu Ludowej Armii Wyzwolenia, by� to korea�ski okr�t �Dae Gu", klasy Los Angeles 688 I, dawniej USS �Louisville". Sprzedano go Korei cztery lata temu w�ramach programu, pozwalaj�cego sprzymierze�com USA nabywa� stare �odzie podwodne o�nap�dzie atomowym. Amerykanie nadzorowali ich eksploatacj�, zwracaj�c szczeg�ln� uwag� na stan reaktor�w. Dane wywiadu dok�adnie okre�la�y po�o�enie w�azu, przez kt�ry mieli wej��; jego �luza powietrzna prowadzi�a wprost do maszynowni.
Z g�uchym d�wi�kiem �Czerwony Sztylet" osiad� na pok�adzie �odzi podwodnej. Chu nape�ni� zbiornik balastowy i�ci�ar batyskafu wzr�s� o�par� ton. To powinno ich utrzyma� w�miejscu. Z�cichym sykiem wysun�a si� �luza powietrzna, ��cz�c ich z�w�azem bezpiecze�stwa korea�skiego okr�tu.
Chu wy��czy� zasilanie batyskafu, zostawiaj�c jedynie dzia�aj�cy komputer i�wewn�trzne o�wietlenie. Obola�y wyczo�ga� si� ze stanowiska kontrolnego i�przeszed� na ruf�. Lo Sun zaj�� si� w�azem. Przekr�ci� wielkie, metalowe ko�o z�uchwytami i�w�az powoli otworzy� si� do wewn�trz batyskafu. Na kad�ubie okr�tu ujrzeli w�ski rowek w�azu bezpiecze�stwa.
Chu wyci�gn�� potrzebny klucz z�torby z�narz�dziami. Po�rodku w�azu znajdowa� si� niewielki otw�r z�metalowym sworzniem o�kwadratowym przekroju. Od kilkudziesi�ciu lat w�azy ewakuacyjne �odzi podwodnych wykonywano wed�ug standard�w Mi�dzynarodowej Organizacji Normalizacyjnej, dzi�ki czemu, w�razie zatoni�cia �odzi, ka�dy przep�ywaj�cy statek m�g� jej udzieli� pomocy, otwieraj�c w�az za pomoc� standardowych narz�dzi. Chu umocowa� klucz i�kr�ci� nim, a� us�ysza� metaliczny szcz�k. Spojrza� na Lo.
� Pluton, czas � minus jeden. Za�o�y� sprz�t!
Chu wci�gn�� na siebie uprz�� z�dwiema butlami spr�onego powietrza, wychodz�c� z�nich rur� z�mask� na ko�cu owin�� sobie dooko�a szyi, przypi�� do pasa dwa pistolety automatyczne i�wi�zk� granat�w. Umocowa� na g�owie s�uchawki z�mikrofonem i�spojrza� na swoich ludzi: te� byli gotowi.
� Panie Lo, czas zero, kiedy podnios� w�az. Sygnalizator na ich mostku da im o�tyrn zna�. Okr�t ma by� opanowany w�dwie minuty. Uwaga na m�j znak. Pi��, cztery, trzy, dwa, jeden. Teraz!
Chu bez trudu podni�s� ci�k� pokryw� w�azu dzi�ki zamontowanemu w�ni� mechanizmowi spr�ynowemu. Uchwyci� drabink� i�bezszelestnie ze�lizgn�� si� do ciemnej komory. Zapali� latark� i�ukl�kn�� nad zaopatrzonym w�chromowane ko�o dolnym w�azem. Zapar� si�, przekr�ci� je i�otworzy� w�az. Z�do�u, z�jasno o�wietlonej maszynowni, buchn�y k��by pary. S�ycha� by�o szum pracuj�cych turbin.
Chu ze�lizgn�� si� po nast�pnej drabince. Kiedy jego stopy dotkn�y pod�ogi maszynowni, uni�s� zaopatrzon� w�d�ugi t�umik luf� pistoletu automatycznego AK-80 i�odsun�� si�. Zrobi� miejsce dla swoich ludzi, kt�rzy bez �adnego szmeru jeden za drugim l�dowali za nim. Chu cicho ruszy� w�stron� rufy do centrum kontroli nuklearnej. Zajrza� przez w�skie, boczne drzwi. Ludzie wewn�trz zaj�ci byli rozmow�, s�ycha� by�o �piewny, korea�ski j�zyk.
Chu trzykrotnie strzeli� do ka�dego. Jednego z�cz�onk�w za�ogi odrzuci�o w�bok, dwaj inni padli na konsol�, przy kt�rej pracowali. Stoj�cy za nimi oficer rozgl�da� si� zaskoczony i�zdezorientowany. Gdy kule ugodzi�y go w�pier�, osun�� si� powoli na pod�og� i�zamkn�� oczy dopiero wtedy, kiedy uderzy� o�ni� twarz�.
Chu przywo�a� skinieniem r�ki jednego ze swoich ludzi, kaza� mu tu zosta� i�ruszy� dalej, w�stron� rufy. Po drodze wymieni� zu�yty magazynek nie patrz�c nawet na to, co robi. Jazgotliwy ha�as narasta�. Nagle dostrzeg� kogo� mi�dzy dwoma pot�nymi turbinami. Strzeli�. Trafiony w�r�k� starszy oficer rzuci� si� do ucieczki, ale Chu wpakowa� mu w�klatk� piersiow� nast�pne cztery kule.
Nast�pnego cz�onka za�ogi znalaz� przy zaworze redukcyjnym. Zabi� go i�zszed� po drabince na �rodkowy poziom. Tu tak�e kto� powinien by�. Ju� po chwili znalaz� go, z�notatnikiem w�r�ku, spisuj�cego jakie� pomiary. Cz�owiek ten nagle chwyci� si� za pier�, krew pop�yn�a mu spomi�dzy palc�w, spojrza� w�g�r�, na Chu, i�upad�.
Kiedy Chu wr�ci� z�ni�szego poziomu, zasta� swych ludzi przy drabinie na lewej burcie. To Lo Sun ich tam zebra�, poniewa� znalaz� kana� prowadz�cy do pomieszczenia, w�kt�rym odbywa�o si� filtrowanie powietrza rozprowadzanego na ca�y statek. Na znak Chu wszyscy za�o�yli i�sprawdzili maski przeciwgazowe. Chu za�o�y� swoj�, wci�gn�� do p�uc suche powietrze o�metalicznym posmaku i�cztery razy strzeli� w�os�aniaj�c� kana� siatk�. Odpi�� od pasa granat, wyrwa� zawleczk� i�wrzuci� go do kana�u. Wybuch nie by� g�o�ny, pojemnik z�cyjanowodorem rozp�k� si� z�g�uchym trzaskiem. �miertelnie truj�cy gaz pop�yn�� do rozdzielni powietrza.
Drzwi na mostek by�y otwarte. Kiedy Chu tam wszed�, zobaczy� martwe cia�a. Le�a�y wsz�dzie. Zaskoczy�o go, jak wielu ludzi wymaga�a ameryka�ska technologia do obs�ugi tego okr�tu. Z�prawej strony znajdowa�y si� stery, podobne do u�ywanych w�samolotach. Jeden z�jego ludzi �ci�gn�� z�fotela zw�oki korea�skiego sternika i�sam usiad� na miejscu. Wkr�tce przej�cie pe�ne by�o martwych cia�, a�ludzie Chu zaj�li wszystkie stanowiska. Chu wszed� na platform� peryskopu i�rozejrza� si� po pomieszczeniu. Zameldowano mu, �e znajduj� si� na g��boko�ci pi��set pi��dziesi�t. Oczywi�cie st�p, nie metr�w. Wska�nik pr�dko�ci wskazywa� pi�tna�cie w�z��w.
Chu wychyli� si� zza peryskopu, �eby spojrze� na otaczaj�cy go panel. Pulsuj�ce czerwone �wiate�ko sygnalizowa�o, �e w�az pozostaje otwarty. To by�o najwa�niejsze. Chu wyda� swoim ludziom rozkaz � zebra� dokumentacj� techniczn�: instrukcje obs�ugi, wykazy, schematy � wszystko, co znajd�. Da� im na to cztery minuty. Przy stole z�mapami znalaz� pe�n� ksi��ek szafk�, a w�niej podr�cznik pod tytu�em Standardowe procedury operacyjne okr�t�w podwodnych. Zaczaj: go przegl�da�. Przerwa� na chwil�, kiedy us�ysza� odg�os wybuchu. To kt�ry� z��o�nierzy wysadzi� w�powietrze zamek sejfu. Kiedy dym opad�, zawarto�� sejfu przejrzano i�u�o�ono na pod�odze, obok stosu innych rzeczy. Inne sejfy na okr�cie, je�li takie jeszcze by�y, czeka� ten sam los.
Zosta�o niewiele czasu. Zapasy powietrza sko�cz� si� za par� minut. Wreszcie Chu znalaz� tak teraz potrzebn� procedur�.
� Przestawi� wska�nik pracy silnika na stop! � krzykn�� zniekszta�conym przez mask� g�osem. Cz�owiek przy konsoli sterowniczej wykona� jego rozkaz i w�po�o�onym na rufie pomieszczeniu kontroli nuklearnej zad�wi�cza� dzwonek. W�maszynowni zacz�y si� zamyka� zawory turbin parowych.
Pr�dko�� okr�tu spad�a z�pi�tnastu do dwunastu, a�potem do dziesi�ciu w�z��w. Chu zn�w zajrza� do spisu procedur, szukaj�c ust�pu dotycz�cego zatrzymania w�miejscu. Je�li uda mu si� zatrzyma� okr�t, b�d� mogli wynurzy� si�, nie walcz�c z�jego si�� rozp�du. Przegl�da� zawarto�� komputera, a� znalaz� to, czego szuka�.
Spojrza� na wska�nik pr�dko�ci, by�a ju� bliska zeru. To tak, jakby wy��czy� silniki na sterowcu. Mogli teraz r�wnie dobrze zaton��, zacz�� si� wynurza�, pop�yn�� dalej lub ruszy� do ty�u. Zale�a�o to od tego, jak okr�t porusza� si� tu� przed zatrzymaniem. Zaczeka�, a� okr�t ca�kiem zwolni, i�wystuka� na klawiaturze po��dane zanurzenie, po czym sprawdzi� zanurzenie rzeczywiste � by�y takie same. Okr�t sta� w�miejscu.
Gwa�townym ruchem r�ki ustawi� po��dan� g��boko�� poni�ej krytycznego zanurzenia, posy�aj�c okr�t prostopadle w�d�.
� Wszyscy wychodzi�! � Krzykn��.
� Dalej � sykn�� Chu. Jeden z�ludzi zaj�� stanowisko kontrolne i�zala� komor� w�azu, roz��czaj�c tym samym obie jednostki. Byli mniej wi�cej na czterystu metrach g��boko�ci, niedaleko od krytycznego zanurzenia okr�tu. �Czerwony Sztylet" m�g� wytrzyma� prawie siedemset metr�w.
W��czyli turbiny i��Czerwony Sztylet" zacz�� oddala� si� od wci�� opadaj�cego okr�tu. Pok�ad wznosz�cego si� z�alarmow� pr�dko�ci� batyskafu przechyli� si� pod ostrym k�tem. Ze wzgl�du na obecno�� �miertelnej trucizny nie mogli zdj�� masek, a�wszystkim ko�czy�o si� powietrze. Chu czu�, �e goni resztkami si�. Oddycha� z�coraz wi�kszym trudem. Wreszcie batyskaf dosi�gn�! powierzchni i�zacz�to wietrzy� wn�trze. Chu poczeka�, p�ki powietrze z�butli nie wyczerpa�o si� zupe�nie. Maj�c nadziej�, �e nic mu ju� nie zagra�a, zdj�� z�twarzy mokr� od potu mask� i�wci�gn�� do p�uc s�one morskie powietrze. �o�nierze patrzyli na niego, czekaj�c, czy nie padnie martwy. Wzi�� drugi oddech i�skin�� g�ow�. Teraz wreszcie z�ulg� wszyscy �ci�gn�li maski.
Z g��bi morza dobieg� gwa�towny, g�uchy huk, a�potem rozleg� si� chrz�st rozdzieranego metalu.
� Okr�t zosta� zmia�d�ony ci�nieniem wody � powiedzia� Lo Sun.
Chu bez s�owa wspi�� si� do komory g�rnego w�azu. Przez okr�g�e okienko wida� by�o zachmurzone niebo. Odblokowa� zabezpieczenie, otworzy� w�az, wystawi� g�ow� i�rozejrza� si� dooko�a. Batyskaf ko�ysa� si� lekko na spokojnej wodzie. Gdzie� daleko Chu us�ysza� silniki samolotu; to lecia� po nich hydroplan.
Chu zatrzasn�� w�az, zszed� na d�, po�o�y� si� na swoim miejscu i�zamkn�� oczy. Kiedy Admiralicja dowie si� o�powodzeniu ich misji, zapocz�tkuje to �a�cuch zdarze�, kt�ry przywr�ci Chinom nale�n� im pozycj�. Reszta �wiata nie b�dzie ich ju� nazywa� Czerwonymi Chinami, dla odr�nienia ich od Bia�ych Chin, pa�stwa rebeliant�w. Nar�d, ponownie zjednoczony, zn�w znany b�dzie pod sw� prawdziw� nazw�, jako Chi�ska Republika Ludowa.
Dwadzie�cia minut p�niej batyskaf zosta� wci�gni�ty do hydroplanu. Chu, siedz�c na miejscu pierwszego pilota, uruchomi� silniki i�wystartowa� w�drog� do Pekinu.
1
Niedziela 13 pa�dziernika
Wielki Dom Ludu
Pekin, Czerwone Chiny
Toaleta m�ska jarzy�a si� �wiat�ami. �ciany z�w�oskiego marmuru b�yszcza�y w�ciep�ym �wietle kryszta�owego kandelabru. Po�rodku g�adkiej, kamiennej pod�ogi cicho szemra�a fontanna, wysoko ponad ni�, pod rze�bionym na indonezyjsk� mod�� sufitem t�czowo za�amywa�o si� �wiat�o. Umywalki osadzone by�y w�marmurze, kurki kran�w odlane z�czystego z�ota. Uzbrojony czerwonogwardzista sta� sztywno przy drzwiach.
Komandor Chu Hua-Feng nie widzia� tego wszystkiego. Sta� przed oprawionym w�z�ote ramy lustrem i�patrzy� na w�asne odbicie. Nie mia� ju� na sobie czarnego kombinezonu. Ubrany by� w�czarny galowy mundur ze z�otymi, komandorskimi dystynkcjami na ramionach. Na jego piersi l�ni�y cztery bojowe medale. Kto� zapuka� do drzwi toalety, ale Chu wci�� patrzy� z�niedowierzaniem na swoje odbicie w�lustrze. Twarz mog�a nale�e� do jego ojca: wydatne ko�ci policzkowe, szeroki nos, ciemne oczy o�surowym spojrzeniu, pe�ne usta, a�pod nimi twardy, kwadratowy podbr�dek. Wzrost te� prawie ten sam. I�chocia� bardzo ceni� swojego ojca, to podobie�stwo zamiast dum�, nape�nia�o go �alem i�smutkiem.
Jego ojciec, admira� Chu Hsueh-Fan, dowodzi� pomocn� flot� Liiszan. W�zatoce Bo Bohai Wan by� na pok�adzie swojego okr�tu flagowego, lotniskowca �Shaoguan", kiedy ca�� jego flot�, razem z�okr�tem flagowym, zaatakowa�o i�zatopi�o zb�jeckie stado ameryka�skich �odzi podwodnych, id�ce na ratunek jednemu ze swoich okr�t�w, przy�apanemu na szpiegowaniu. Zdarzy�o si� to dziesi�� lat temu. M�ody Chu by� w�wczas podporucznikiem lotnictwa. Lata� na Jaku 36 A, niszczycielu �odzi podwodnych pionowego startu. W�momencie ataku by� w�a�nie w�powietrzu nad teatrem zdarze� i�m�g� ogl�da� tragedi� �Shaoguana" jak z�lo�y. Jeden z�okr�t�w podwodnych wystrzeli� rakiet�, kt�ra wyskoczy�a z�morza i�zatoczy�a ognist� parabol�, zako�czon� dok�adnie na okr�cie ojca Chu. �Shaoguan" wybuchn�� p�omieniami, przekr�ci� si� dnem do g�ry i�zaton�� w�szarym morzu.
M�ody Chu m�g� si� temu tylko przygl�da�, poniewa� zd��y� ju� wystrzeli� wszystkie pociski. Mimo �e zosta�o mu ju� niewiele paliwa, kr��y� tak d�ugo nad zatok�, p�ki nie wypatrzy� go ameryka�ski my�liwiec. Trafiony jak utraci� skrzyd�o, Chu katapultowa� si�, ale dwudziestodwuletniemu Lo Yunowi, jego strzelcowi i�przyjacielowi, nie uda�o si� tego zrobi�. Jak run�� do morza, eksploduj�c tu� przed uderzeniem o�jego powierzchni�. Chu ponad czterdzie�ci godzin unosi� si� na falach, kt�re zmywa�y z�jego twarzy �zy b�lu i�z�o�ci. Wierzy�, �e nie umrze. W��rodku deszczowej nocy uratowa� go niszczyciel. Helikopter�w nie by�o � wszystkie zosta�y str�cone przez ameryka�skie my�liwce.
Chu mia� szcz�cie, przynajmniej tak mu powiedziano. Wyszed� z�opresji bez jednego zadrapania. Innym nie powiod�o si� tak dobrze. Z�niemal siedemdziesi�ciu okr�t�w ponad po�owa posz�a na dno razem z�za�og�. Tego dnia zgin�o ponad trzy tysi�ce ludzi. Wszystko przez t� watah� ameryka�skich okr�t�w podwodnych, kt�re zniszczy�y ich flot� przy wyj�ciu z�zatoki. Ten potworny dzie� by� punktem zwrotnym w��yciu Chu. Ci�gle prze�ladowa� go obraz tego, jak okr�t jego ojca eksploduje i�wywraca si� do g�ry dnem.
Po przesz�o czterech latach, kiedy b�l os�ab� na tyle, �e Chu m�g� zacz�� normalnie �y�, stwierdzi�, �e cierpi na obsesj�, kt�ra dr�czy�a go zar�wno na jawie, jak i�we �nie. Nocami rzuca� si� na ��ku, dr�czony koszmarnymi snami. Budzi� si� na zmi�tym, mokrym prze�cieradle z�jedn� my�l� � jak zdoby� nowoczesne, niewykrywalne okr�ty podwodne?
W stosunku do innych jednostek, atakuj�cy w�zanurzeniu okr�t podwodny ma wielk� przewag�. Zaatakowawszy, mo�e niezauwa�ony przep�yn�� w�inne miejsce, tak jak to si� zdarzy�o w�czasie wojny o�Falklandy, potem w�zatoce Bohai, a�tak�e ostatnio, podczas ameryka�skiej blokady Japonii, kiedy garstka japo�skich okr�t�w podwodnych typu Destiny pos�a�a ca�� ameryka�sk� flot� na dno Pacyfiku. Cztery lata po zatoni�ciu �Shaoguana", Chu z�nieba zszed� pod wod�. Zaj�� si� okr�tami podwodnymi.
By� tylko jeden problem � wojna domowa. Bia�e Chiny zepchn�y w�g��b kraju armie Czerwonych Chin i�zaj�y ca�� lini� brzegow� od Hongkongu do Penglai. Jedynie wybrze�e zatoki Bohai na wsch�d od Pekinu pozosta�o w�r�kach Czerwonych Chin. Biali odci�li tak�e dost�p do Zatoki Korea�skiej i�Morza Wschodniochi�skiego. Gdyby Chu nie opracowa� swojego rewolucyjnego planu, Czerwone Chiny zmuszone by�yby pozosta� w�tej po�a�owania godnej sytuacji. W�a�nie po to, �eby przedstawi� ten plan kierownictwu, Chu znalaz� si� tutaj, w�Wielkim Domu Ludu.
Kto� wci�� puka� do drzwi, wreszcie kobiecy g�os zawo�a� go po imieniu. Chu odwr�ci� si� od lustra. W�p�otwartych drzwiach sta�a m�oda kobieta, ubrana w�oliwkowy mundur Ludowej Armii Wyzwolenia, ze z�otym sznurem oficera sztabowego na ramieniu. By�a wysoka i�szczup�a. Mia�a czarne l�ni�ce w�osy i�pi�kn� twarz. Mai Sheng patrzy�a na Chu uwa�nie.
� Sp�ni si� pan, komandorze. Ju� czas na pana. Chu skin�� g�ow� i�wyszed� za ni� na bogato zdobiony korytarz. Zacz�� my�le� o�tym, co go zaraz czeka, gdy nagle Mai Sheng co� powiedzia�a:
� Nie powinien pan sp�dza� tyle czasu na podziwianiu siebie, komandorze. Lepiej, �ebym ja to robi�a.
� Przepraszam, co pani powiedzia�a, pani porucznik? � nie zrozumia� Chu, wyrwany z�zamy�lenia. M�wi�a niezobowi�zuj�cym, swobodnym tonem, g�os jej lekko zadr�a�. Spojrza� na ni� zaintrygowany.
� Nic, panie komandorze � odpowiedzia�a, u�miechaj�c si�.
Znali si� od zawsze, ich ojcowie byli bliskimi kolegami. Przez d�ugie lata jej nie zauwa�a� � by�a dzieckiem, ma�� przyjaci�k� rodziny, natr�tn� siostrzyczk�, a�on by� powa�nym studentem. Dziesi�� lat temu, tu� przed wybuchem wojny domowej, zacz�a pracowa� w�Admiralicji. Dopiero rozpocz�a studia. By�a szczup�a i�delikatna jak m�oda �ania, nosi�a wdzi�cznie upi�te w�osy. Wojna zbli�a�a si� nieuchronnie. Chu nie by� w�nastroju do romans�w, ale sprawia�o mu satysfakcj�, �e taka dziewczyna jak Mai flirtuje z�nim, wpatruje si� w�niego jak w�obrazek i�bierze za dobr� monet� ka�de jego s�owo. Dawniejsz� wstydliwo�� m�odej dziewczyny wypar� czar dojrza�ej, �wiadomej siebie kobieco�ci. Kiedy wymawia� si� od spotkania z�ni�, na przyk�ad pod pretekstem, �e um�wi� si� wcze�niej na drinka z�Lo Yunem, swoim strzelcem pok�adowym i�przyjacielem, nie m�g� nie dostrzec spojrzenia, jakim go odprowadza�a. Teraz dopiero zda� sobie spraw� z�tego, �e ju� wtedy, w�tak niesprzyjaj�cych warunkach, rodzi�o si� w�nim uczucie do niej.
Zagryz� wargi, zmuszaj�c si� do powrotu do tera�niejszo�ci. Mia� przed sob� najwa�niejsze spotkanie w��yciu, spotkanie, kt�re mog�o zawa�y� na losach wojny. Mai Sheng by�a po prostu odprowadzaj�cym go na miejsce tego spotkania oficerem. W�ko�cu dotarli do ko�ca d�ugiego korytarza, gdzie dw�ch czerwonogwardzist�w sta�o po bokach wielkich, ci�kich, rze�bionych mahoniowych drzwi. Gwardzi�ci stan�li na baczno�� i�zasalutowali.
� Jeste�my na miejscu, komandorze � jej u�miech znikn��, jakby czyta�a w�jego my�lach.
Jeden z�gwardzist�w otworzy� przed nimi drzwi, przez kt�re weszti do mrocznego pomieszczenia o��cianach obitych grubym, d�wi�koch�onnym materia�em. Puszysty dywan t�umi� odg�os ich krok�w. Sufit obity by� tym samym co �ciany czarnym, wyciszaj�cym materia�em. Kilka mi�kkich foteli sta�o przed pi�ciometrowym ekranem. Po jednej stronie ekranu umieszczono przekr�j �Czerwonego Sztyletu" w�skali l :4, po drugiej stronie sta� sam batyskaf, a�pokryte czerwonym chodnikiem schody prowadzi�y do otwartych w�az�w. Tutaj, w�budynku, poza swoim �ywio�em, batyskaf wydawa� si� wielki i�niezgrabny. Chu wszed� na podium mi�dzy ekranem i�modemem, by spojrze� na stoj�c� tam konsol�. Zdawa�o si�, �e zapomnia� o�porucznik Mai Sheng.
� Musz� z�tob� porozmawia� � powiedzia�a cicho.
� Nie teraz � odpowiedzia� Chu. Przypomina� sobie, co mia� powiedzie� Przewodnicz�cemu Yangowi, admira�owi Loenowi i�genera�owi Fengowi.
� Spotkanie odb�dzie si� dopiero za godzin�.
� Wi�c dlaczego mnie ju� wywo�a�a�? Zdawa�o mi si�, �e mieli�my tu by� o�drugiej? � Prze�kn�� �lin�, zastanawiaj�c si�, czy nie �ci�gn�a go tu po to, �eby porozmawia� na tematy osobiste. Nie by� na to przygotowany.
� Spotkanie zosta�o przesuni�te na godzin� trzeci�. Zanim si� zacznie, powiem ci o�naszym ostatnim odkryciu. Nawet Przewodnicz�cy jeszcze o�tym nie wie.
Chu zesztywnia�.
� Dowiedzieli�my si�, �e za dziesi�� dni na Pacyfiku b�d� si� odbywa� �wiczenia japo�skich Morskich Si� Samoobrony. W�morze wyp�ynie sze�� nowych okr�t�w klasy Wschodz�ce S�o�ce. Najpierw odb�d� rutynowe manewry jako flotylla, potem rozdziel� si� i�przeprowadz� symulacje walki podwodnej.
Chu dech zapar�o z�wra�enia.
� Jak dowiedzieli�cie si� o�tym? Czy to wiarygodne �r�d�o informacji? Jaki jest cel tych �wicze�? Czy jednostki nawodne b�d� bra�y w�tym udzia�? Mai Sheng u�miechn�a si� i�zacz�a szybko referowa� ca�� rzecz.
Przewodnicz�cy Yang Pow zbli�a� si� do osiemdziesi�tki. By� pot�nym m�czyzn�, lubi�cym dobrze zje��, co nie by�o tajemnic� w�kr�gu bliskich mu ludzi. Trzydzie�ci lat temu, w�czasie podr�y do USA, po raz pierwszy spr�bowa� podw�jnego cheeseburgera i�jego �ycie nagle si� odmieni�o.
Jednak pomimo wieku i�tuszy nosi� si� z�godno�ci� cesarza. Zmierza� do sali obrad szybkim krokiem, ze szczeg�ln� gracj� ludzi oty�ych. Mia� pogodn�, okr�g�� twarz, na kt�rej lata zacz�y ju� odciska� swoje �lady. Zawsze mia� cienie pod oczami, kt�re ostatnio pog��bi�y si� jeszcze bardziej, podkre�laj�c ukryte za okularami w�rogowych oprawkach du�e, br�zowe, rozumne oczy. Szk�a okular�w by�y prawie p�askie, korygowa�y niewielk� wad� wzroku. M�wiono nawet, �e Yang nosi je tylko po to, by upodobni� si� do wielkich przyw�dc�w z�przesz�o�ci. Tak czy inaczej, lepiej si� w�nich czu�.
Yang by� u w�adzy od niemal osiemnastu lat. Przez pierwsze osiem, przed agresj� Tajwa�czyk�w, rz�dzi�o mu si� ca�kiem �atwo.
Bia�a Armia Nowego Kuomintangu pod dow�dztwem diabolicznego genera�a Wong Chena opu�ci�a swoj� wysp� i�wyl�dowa�a w�rebelianckim Szanghaju. Pekin najpierw nie bra� rebelii powa�nie, ale wkr�tce Szanghaj stan�� po stronie Bia�ych, a�do portu zacz�y wp�ywa� okr�ty wojenne i�statki ze sprz�tem dla rebeliant�w. Kiedy Ludowa Armia Wyzwolenia gotowa by�a na to odpowiedzie�, Biali opanowali ju� du�y, wci�� powi�kszany przycz�ek.
Po sze�ciu miesi�cach zaciek�ych walk Biali, zdobywaj�c jedno miasto po drugim, zaj�li spor� cz�� kraju. Yang, mimo silnych nacisk�w, wci�� odrzuca� mo�liwo�� u�ycia przeciw naje�d�com broni j�drowej. Twierdzi�, �e u�ycie jej na w�asnej ziemi popchn�oby ludzi prosto w�ramiona Nowego Kuomintangu. Kiedy Biali, lepiej wyszkoleni i�dysponuj�cy nowocze�niejszym sprz�tem, zepchn�li Ludow� Armi� Wyzwolenia daleko w�g��b kraju, poddano Yanga ostrej krytyce za zachowawcz� postaw�, kt�ra do tego doprowadzi�a. Ale nawet wtedy nie zmieni� zdania i�nie zamierza� go zmieni�, nawet gdyby mia�o si� to sko�czy� podzia�em Chin.
Negocjuj�c rozejm z�Bia�ymi, pozwoli� im zachowa� ziemie na wschodnim wybrze�u. Zmusi� ich do odst�pienia od ��da� terytorialnych na pomocy i�na zachodzie, kt�rych spe�nienie podzieli�oby Czerwone Chiny na dwie cz�ci. W�zamian odda� im ziemie p�nocne a� do Penglai nad zatok� Bohai. W�nieca�y rok Biali odnie�li niekwestionowane zwyci�stwo. Zmusili Ludow� Armi� Wyzwolenia do odwrotu na wszystkich frontach, zaj�li najwa�niejsze miasta Chin od Hongkongu do Szantau i�ustanowili na zdobytych ziemiach demokracj� typu zachodniego.
Yang czeka� na okazj� do rewan�u. Da� wrogom czas, �eby poczuli si� pewniej, zapomnieli o�wojnie, o�ca�ej przesz�o�ci. Kiedy b�d� si� tego najmniej spodziewali zamierza� uderzy� z�zachodu i�zepchn�� ich do morza.
W tym planie by�o jedno s�abe ogniwo � Morze Wschodniochi�skie. Kiedy zaatakuj� Bia�ych, reszta �wiata nie b�dzie si� temu bezczynnie przygl�da�. Zach�d przyjdzie im z�pomoc� � szczeg�lnie Amerykanie, ci wieczni obro�cy przegranych. U�yj � lotniskowc�w, desantowc�w i�amfibii, czo�g�w, wojsk spadochronowych, helikopter�w i�odrzutowc�w.
Bez silnej marynarki, bez kontroli nad drogami morskimi nigdy nie zwyci�y Bia�ych. Wiele dziesi�tk�w lat temu Alfred Thayer Mahan napisa� wiele tom�w na temat pot�gi morskiej. Powtarza� w�nich, �e aby wygra� wojn�, trzeba przej�� kontrol� nad morzem. Na pocz�tku drugiej dekady nowego wieku rada ta nic nie straci�a ze swojej aktualno�ci. Nie by�o wyj�cia z�tej sytuacji, przynajmniej w�najbli�szym czasie. Yang poczu� si� stary i�s�aby. Jego ojciec i�dziadek nie �yli ju� od dawna, ale wiedzia�, �e obaj byliby g��boko zawiedzeni i�zasmuceni tym, �e odda� ziemie rebeliantom. Pociesza� si� my�l�, �e Bia�e Chiny s� tworem tymczasowym, cho� ostatnio sam zacz�� w�to w�tpi�. Czy nie przejdzie do historii jako Przewodnicz�cy, kt�ry dopu�ci� do podzia�u Chin?
Dwa kroki z�ty�u sz�a porucznik Mai Sheng, jego osobista adiutantka, oficer wywiadu Ludowej Armii Wyzwolenia. By�a przy nim od czasu wojny domowej, kiedy dosta�a sw�j pierwszy przydzia� na front. Znalaz�a si� tam w�momencie, kiedy czo�gi Bia�ej Armii wdar�y si� na ty�y Ludowej Armii Wyzwolenia. Nie uciek�a, dalej zajmowa�a si� wywiadem, p�ki ranna nie dosta�a si� do niewoli. Dowiod�a wtedy, �e jest odwa�nym, pe�nym inicjatywy �o�nierzem. �wier� wieku temu Yang pozna� jej pi�kn� matk� Xu Meng. I�chocia� nikt poza nim i�Xu nie wiedzia� o�ich zwi�zku, m�wiono, �e Mai Sheng bardzo przypomina Yanga z�czas�w jego m�odo�ci.
Yang z�o�y� podw�jne przyrzeczenie. Po pierwsze, przyrzek� dba� o�Mai i o�jej karier�. Po drugie, przyrzek� zrobi� to w�taki spos�b, �eby nikt si� o�tej opiece nie dowiedzia�. Jednak ambitna Mai zawsze potrafi�a sama zatroszczy� si� o�siebie. Yang nalega�, by s�u�y�a u jego boku, ale ona po roku coraz cz�ciej zacz�a m�wi� o�powrocie na front. Teraz jednak od problem�w Mai wa�niejsze by�o sprawozdanie, kt�re mia� z�o�y� komandor Chu-Hua-Feng.
Yang zdecydowa� si� uwzgl�dni� to sprawozdanie w�swoim planie zaj�� jedynie dlatego, �e Mai bardzo na to nalega�a.
Po swojej prawej stronie Yang mia� genera�a Feng Xuka, naczelnego dow�dc� Ludowej Armii Wyzwolenia, po lewej admira�a Loen Duna, g��wnodowodz�cego si�ami morskimi L.A.W., a�raczej tym, co z�nich pozosta�o. Kiedy Bia�a Armia przej�a kontrol� nad wschodnim wybrze�em, zosta� im tylko jeden port � Luszun, dawniejszy Port Artur, na pomocnym brzegu zatoki Bohai � przez co ca�a flota zosta�a zamkni�ta za przyl�dkiem Penglai, praktycznie bez mo�liwo�ci wyj�cia w�morze. Od tej pory okr�ty sta�y tam, niszczej�c i�pokrywaj�c si� rdz�. W�gruncie rzeczy o�Marynarce Ludowej Armii Wyzwolenia mo�na by�o m�wi� tylko w�czasie przesz�ym.
Jeden ze stoj�cych pod sal� obrad gwardzist�w zasalutowa� i�otworzy� im drzwi. Yang wraz z�towarzysz�cymi mu osobami wszed� do ciemnego, wyra�nie ch�odniejszego wn�trza. Kiedy drzwi si� zatrzasn�y, znalaz� si� w�kompletnej ciemno�ci. Najpierw pomy�la�, �e to wina jego starych oczu, ale po chwili zorientowa� si�, �e rzeczywi�cie panuje tu zupe�na ciemno��. Nagle rozb�ys�o �wiat�o reflektora. W�mroku nad jego g�ow� zarysowa� si� masywny kszta�t jakiej� �odzi. By� to ten sam batyskaf, kt�rego mo�liwo�ci m�ody Chu zachwala� mu dawno temu.
�wiat�o drugiego reflektora wydoby�o z�ciemno�ci pomniejszony przekr�j batyskafu. Potem oba reflektory zgas�y i�na ekranie ukaza� si� rozleg�y widok na otwarte, b��kitne morze. Kadr rozszerzy� si�, co pozwoli�o stwierdzi�, �e morze filmowano zza przedniej szyby samolotu. Kto� wzi�� Yanga pod r�k� i�zaprowadzi� go do wielkiego, wygodnego fotela. Zapad� si� w�nim, zapatrzony w�zdj�cie przedstawiaj�ce wodowanie hydroplanu. Kamera i�mikrofon musia�y zosta� umocowane jako� na g�owie dow�dcy, poniewa� wszystko widoczne by�o z�jego perspektywy.
Yang z�otwartymi ustami patrzy� na film, na kt�rym batyskaf w�zanurzeniu zbli�a� si� do okr�tu podwodnego. Wkroczyli na pok�ad, ich pistolety automatyczne powala�y Korea�czyk�w jak kartonowe sylwetki na strzelnicy. Wreszcie fina�, w�kt�rym dow�dca nastawia przyrz�dy okr�tu tak, by zaton��, i�biegnie do w�azu ewakuacyjnego. Kiedy na ekranie ukaza�a si� panorama morza, widoczna z�otwartego w�azu wynurzonego ju� batyskafu, Yang zacz�� klaska�, wznosz�c okrzyki zachwytu. R�wnie� Feng i�Loen zareagowali entuzjastycznie.
Nie by� to jednak koniec prezentacji. Ekran zn�w rozjarzy� si� �wiat�em i�ukaza�a si� na nim twarz szanghajskiego reportera, donosz�cego, �e korea�ski okr�t podwodny �Dai Gu" zagin�� z�ca�� za�og� na pok�adzie. Ekran zn�w zgas�, �wiat�o pojedynczego reflektora ukaza�o stoj�cego na podium komandora marynarki. Baretki i�dystynkcje na jego mundurze b�yszcza�y jaskrawo.
� Witam pan�w. Jestem komandor Chu Hua-Feng. Kiedy widzieli�my si� ostatnio, prosi�em was o�finansowe wsparcie programu budowy batyskafu, kt�rego uwie�czon� sukcesem akcj� porwania okr�tu podwodnego w�zanurzeniu w�a�nie obejrzeli�cie. Nie b�d� pan�w zanudza� szczeg�ami operacyjnymi misji �Czerwonego Sztyletu", chc� jednak donie�� o�pewnym odkryciu. Za dziesi�� dni sze�� nowoczesnych japo�skich atomowych okr�t�w podwodnych klasy Wschodz�ce S�o�ce wyjdzie w�morze z�portu Yokosuka � Chu spojrza� na Mai Sheng, kt�ra u�miechn�a si� do niego. � Proponuj� zwodowa� �Czerwony Sztylet" oraz inne batyskafy i�przej�� kontrol� nad tymi okr�tami. Kiedy to zrobimy, umocnimy si� na Morzu Wschodnio-chi�skim na tyle, �eby odci�� Bia�ych od ich zachodnich sojusznik�w. Maj�c kontrol� nad Morzem Wschodniochi�skim, bez trudu odbijemy Hongkong, Szantou i�Szanghaj.
Przewodnicz�cy Yang patrzy� na komandora surowym wzrokiem. Wsta� i�powoli wszed� na podium. Wydawa�o si�, �e zaraz rozp�ta si� burza. Nagle Yang roz�o�y� ramiona, obj�� Chu nied�wiedzim u�ciskiem i��miej�c si�, poklepa� go po plecach. Napi�cie w�sali obrad opad�o i�wszyscy zacz�li klaska�.
� Komandorze Chu � powiedzia� Yang dono�nym g�osem. � Od tej chwili nie jest ju� pan komandorem. Nadaj� panu stopie� kontradmira�a. Gratuluj�.
Chu spojrza� na porucznik Mai Sheng. Uk�oni�a mu si� ceremonialnie. Nagle poczu�, �e jest to pierwszy krok do zwyci�stwa, �e to on daje zebranym w�tym pokoju ludziom.
2
�roda 23 pa�dziernika
Zachodni Pacyfik
200 kilometr�w na po�udnie od Zatoki Tokijskiej
Admira� Chu Hua-Feng z�d�o�mi splecionymi na brzuchu, z�czarn� przepask� na oczach, zdrzemn�� si� na roz�o�onym siedzeniu pilota hydroplanu Tupolew TU-187. Maszyna mi�kko osiad�a na spokojnej powierzchni morza, s�ycha� by�o jedynie cichy szum systemu wentylacyjnego, zasysaj�cego teraz s�one, pachn�ce rybami powietrze.
We �nie Chu szed� z�ojcem po sk�panym w�porannym s�o�cu pok�adzie jego niszczyciela. Mimo ostrego �wiat�a wszystko mia�o blady, sepiowy odcie� starej fotografii. Cienkim dziecinnym g�osem Chu zadawa� ojcu pytanie za pytaniem. Mog�y wydawa� si� niem�dre, ale dla pi�ciolatka mia�y wielkie znaczenie. Co to jest wyrzutnia pocisk�w? Do czego s�u�� pociski? Ojciec cierpliwie odpowiada� na wszystkie pytania tonem tak powa�nym, jakby zadawa� je urz�dnik pa�stwowy. Lecz oto nagle, na pok�adzie mi�dzy rakietami a�wyrzutni� torped, komandor porucznik Chu Hsueh-Fan pad� przed synem na kolana i�zbli�y� sw�j � twarz do jego twarzy. Chu poczu� przesi�kni�ty tytoniem oddech i�zobaczy� naczy�ka krwiono�ne w�jego oczach.
� W�dole czyha niebezpiecze�stwo. Musisz si� spieszy�. Musisz to szybko sko�czy�. Je�li b�dziesz si� oci�ga�, oni przyjd� po ciebie. A�oni s� silni.
� Ojcze, o�co ci chodzi?
� Po�piesz si�, synu. Sko�cz to szybko, nie zwlekaj.
� Nic nie rozumiem � j�kn�� Chu.
� S� dane z�satelity, panie admirale � powiedzia� ojciec i�jego twarz zacz�a zmienia� kszta�t i�traci� ostro��.
� Co si� dzieje?
� Dane z�satelity, panie admirale � powiedzia� czyj� g�os. � Obudzi� si� pan?
Chu �ci�gn�� opask� i�zamruga� oczyma. Ujrza� pochylonego nad sob� pilota. Chu uni�s� oparcie fotela do normalnej pozycji.
� Prosz� powt�rzy� � powiedzia�. Ca�kiem si� obudzi�. Wiedzia�, �e �ni� co� wa�nego, ale nie m�g� sobie przypomnie�, co to by�o.
� Mamy przekaz z�satelity, panie admirale. Komandor Lo odczytuje dane na konsoli na rufie.
Chu podni�s� si� z�fotela i�poszed� na ruf� ko�ysz�cym si� pok�adem hydroplanu.
Lo Sun siedzia� nad konsol�. Na ekranie wida� by�o wyra�ne satelitarne zdj�cie, przedstawiaj�ce wn�trze portu. W�wielkim dole sta�y trzy okr�ty. Dziwnie wygl�da�y bez pok�ad�w i��ci�tych ruf. W�kszta�cie podobne do cygara, ciemnoszare, niemal nie odr�nia�y si� od otaczaj�cej je wody. Zdj�cie to wykazywa�o jego przysz�y okr�t. Nied�ugo wyp�ynie w�morze, a�wtedy Chu wejdzie na jego pok�ad i�opanuje go si��. Wraz z�tym okr�tem b�dzie tworzy� histori�.
Na kad�ubie ich batyskafu osadzony by� b��kitny laser. Wszystkie czujniki ustawiono w�kierunku tamtego okr�tu. Wska�nik odleg�o�ci pokazywa�, �e cel znajdowa� si� zaledwie dwie�cie metr�w przed nimi.
Chu przyspieszy� i�wkr�tce da�o si� odczu� dr�enia kad�uba, co oznacza�o, �e wp�yn�li w�strumie� wody wzburzonej przez silniki du�ego okr�tu. �ruba powodowa�a jeszcze wi�ksze zawirowania ni� nap�d strugowodny. Nawet przy tak ma�ej pr�dko�ci, Chu podchodzi� do okr�tu od lewej burty, gdyby podp�yn�� od rufy, zawirowania wody mog�yby zniszczy� batyskaf. I�tak rzuca�o nimi to w�d�, to w�g�r�, komputer jednak bezb��dnie korygowa� ich po�o�enie.
W p�kolistym wizjerze nad g�ow� Chu �agodnie przelewa�y si� fale Pacyfiku. Mimo przejrzystej wody okr�t, kt�rego szukali, nie by� jeszcze widoczny. Na tak niewielkiej g��boko�ci nie by�o potrzeby u�ywania reflektor�w, ale cho� widoczno�� przekracza�a pi��dziesi�t metr�w, nic si� nie pojawia�o w�polu widzenia.
Zbli�yli si� na odleg�o�� stu metr�w, osiemdziesi�ciu, sze��dziesi�ciu. Chu wyt�a� wzrok, pr�buj�c dostrzec okr�t, a� oczy zasz�y mu �zami. Na chwil� je zamkn��, a�kiedy spojrza� znowu, co� zobaczy�, ale nie powy�ej, jak si� tego spodziewa�, tylko ni�ej, g��biej. Patrz�c na ogromny kad�ub, wy�aniaj�cy si� z�b��kitnego odm�tu, prze�kn�� �lin�. Okr�t by� o�wiele wi�kszy ni� oczekiwa�, mimo �e zna� wszystkie jego wymiary. Chu jeszcze raz prze�kn�� �lin� i�ostro�nie skierowa� batyskaf w�g�r�.
Komputer wy�wietli� ostrze�enie: fale spowodowane przez silniki s� silniejsze ni� zak�adano, mog� wypchn�� batyskaf na powierzchni�, co spowoduje katastrof� � dostrze�eni przez peryskop, nie zdo�aj� zaskoczy� przeciwnika. Byli tak blisko powierzchni, �e przy tej pr�dko�ci niemo�liwa by�a pe�na kontrola nad batyskafem � dzia�a�a na nich zar�wno si�a ss�ca Bernoulli'ego, powsta�a wok� kad�uba poruszaj�cego si� okr�tu, jak i�przyci�ganie powierzchniowe.
Chu czu�, �e akcja robi si� coraz bardziej ryzykowna. Okoliczno�ci sprzysi�g�y si� przeciwko niemu, ale poradzi sobie z�tym. Dokona� ponad dwadzie�cia �wiczebnych atak�w na okr�ty podwodne, i�to zar�wno w�pe�nym zanurzeniu, jak i�tu� pod powierzchni�, opanowa� okr�ty stoj�ce w�miejscu i�p�yn�ce z�du�� pr�dko�ci�. Dokona� tak�e ponad dwustu aborda�y na symulatorze w�bazie Liiszun i�jeden raz zrobi� to naprawd� � z�korea�skim okr�tem �Dae Gu".
Skierowa� batyskaf wy�ej i�przy�pieszy�. Dogoni� wolno p�yn�cy okr�t, kt�rego wielki kad�ub ko�ysa� si� lekko tu� pod powierzchni� wzburzonego morza. Teraz czeka� go niebezpieczny manewr, musia� wprowadzi� �Czerwony Sztylet" w�w�ski pas wody mi�dzy pok�adem okr�tu a�powierzchni�. Poczu� si� tak, jakby stanowili z�batyskafem jedn� ca�o��, nawet komputer pok�adowy sta� si� przed�u�eniem jego osobowo�ci. Z�szeroko otwartymi oczami, z�czo�em mokrym od potu, oddycha� szybko przez rozszerzone nozdrza. Zbli�a� si� do celu. W�dole wida� by�o przez wizjer szar� powierzchni� pok�adu, kolorem przypominaj�c� grzbiet delfina. Widoczne w�g�rze srebrzyste grzbiety fal nagle zbiela�y, a�na ciemnoszarym pok�adzie okr�tu zata�czy�a sie� reflektor�w �wietlnych, podobnych do tych, jakie widzi si� na dnie basenu. Przemkn�o mu przez my�l, �e musia�o wyj�� zza chmur s�o�ce.
Stru�ki potu sp�ywa�y mu do oczu i�utrudnia�y widzenie. Zacisn�� mocniej z�by, kiedy spostrzeg�, �e batyskaf zaczyna znosi� ku powierzchni. Ledwo poradzi� sobie z�przyci�ganiem powierzchniowym, kiedy rzuci�o nim w�d�, w�stron� pok�adu okr�tu. Je�li zaraz nie zapanuje nad sytuacj� i�nie doprowadzi do po��czenia z�okr�tem, ta szarpanina mo�e przedwcze�nie wyczerpa� zas�b energii batyskafu. Chu skrzywi� si�. Teraz widzia� ju� tylko fale nad sob�, pok�ad okr�tu w�dole i�wska�niki instrument�w pomiarowych. Po raz pierwszy, odk�d wprowadzi� batyskaf mi�dzy okr�t a�powierzchni� morza, odczyta� to, co wy�wietla�y. Na jednym by�a odleg�o�� dziel�ca ich od tylnej kraw�dzi statecznika okr�tu. Drugi wskazywa� odleg�o�� do w�azu ewakuacyjnego, znajduj�cego si� na rufie.
Podane przez wska�niki odleg�o�ci zaniepokoi�y Chu. Statecznik widzia� daleko z�przodu, ale min�li ju� w�az. Je�li dane zdobyte przez Mai by�y dok�adne, to rufa batyskafu znajdowa�a si� w�tej chwili nad w�azem ewakuacyjnym. Chu zwolni� i�okr�t wysun�� si� nieco do przodu. Podej�cie by�o o�wiele trudniejsze ni� w�wypadku okr�tu korea�skiego, na kt�rym w�az ewakuacyjny znajdowa� si� daleko od �ruby. Jednak ten mia� grubsz� pow�ok� wyciszaj�c�, zaprojektowan� na podobie�stwo delfiniej sk�ry, kt�ra minimalizowa�a tarcie i�odbija�a d�wi�ki sonaru. Gdyby batyskaf uderzy� o�jego kad�ub, powinna zadzia�a� jak poduszka amortyzuj�ca. By� mo�e lepiej dopu�ci� do tego, ni� traci� energi� na taniec wok� okr�tu.
Batyskaf zwalnia� do momentu, kiedy jego �luza powietrzna znalaz�a si� dwa metry od spodziewanego po�o�enia w�azu. By zlokalizowa� w�az, Chu zaktywizowa� znajduj�c� si� na ko�cu �luzy kamer� i�prze��czy� komputer na zdalne sterowanie. Jednak ledwo to zrobi� �Czerwony Sztylet" zadygota�, uni�s� si� w�g�r�, a�po chwili zacz�� opada� w�kierunku okr�tu. Chu zakl�� i�pochwyci� dr��ek sterowniczy. Komputer zawi�d� w�najwa�niejszym momencie. Na g�adkiej, szarej powierzchni okr�tu nie mo�na by�o dostrzec w�azu.
Chu podprowadzi� batyskaf do statecznika i�ponownie zwolni�. Wiedzia�, �e tym razem musi doprowadzi� do po��czenia, r�cznie kieruj�c manewrami. Po pi�ciu minutach wyczerpuj�cej pracy doprowadzi� batyskaf do miejsca, w�kt�rym znajdowa� si� poprzednio. Operuj�c sterami, pr�bowa� jednocze�nie odnale�� w�az na obrazie przekazanym z�kamery, ale im bardziej skupia� si� na ekranie, tym trudniej mu by�o sterowa�. Musia� mu pom�c Lo Sun.
� Pierwszy, ma pan obraz z�kamery ze �luzy?
� Tak, panie admirale...
� Dobrze, prosz� mnie naprowadzi� na w�az. Nie mog� manewrowa� i�jednocze�nie szuka� w�azu. Komputer si� zepsu�. Prosz� si� po�pieszy�!
� Jest pan na plus dwa. Prosz� sterowa� w�prawo jeden koma sze��...
� Do cholery, niech pan m�wi po ludzku w�prawo, ile w�lewo.
� Troch� do ty�u, teraz o�w�os w�lewo, dobrze, teraz p� metra do przodu, jeszcze, jeszcze. Ju�! Do do�u!
Chu tak delikatnie opu�ci� batyskaf na pok�ad okr�tu, �e ledwo dotkn�� on gumowanej powierzchni.
� Nie, jeste�my odrobin� za daleko. Czy mo�e pan cofn�� o�dziesi�� centymetr�w?
Chu ostro�nie cofa� batyskaf, kt�ry �lizga� po powierzchni przyci�gaj�cego go okr�tu, p�ki Lo nie krzykn��, �e s� na pozycji. Chu wype�ni� zbiorniki balastowe, przyciskaj�c w�ten spos�b batyskaf do �liskiego pok�adu. Wystrzelone pod ci�nieniem powietrze wype�ni�o �luz�, wypieraj�c z�niej wod�. Je�li byliby g��biej, musieliby u�y� pompy, na tej g��boko�ci wystarcza�o samo spr�one powietrze.
Czujniki wskazywa�y, �e komora pr�niowa dzia�a jak nale�y. Mo�na by�o wy��czy� silniki, poniewa� pot�na si�a ss�ca utrzymywa�a razem oba statki. Chu wygasza� je powoli, nas�uchuj�c, czy komora jest szczelna, ale nie pojawi�y si� �adne przecieki. Zgasi� je wi�c zupe�nie, i�wydosta� si� ze swojego stanowiska. Kiedy wreszcie wsta� i�wyprostowa� zdr�twia�e cz�onki, stwierdzi�, �e ca�y jest zlany potem. Otar� czo�o i�wzi�� od jednego z�cz�onk�w za�ogi r�cznik i�butelk� wody.
Wszyscy, pr�cz Chu, Lo i�Wanga � kt�ry mia� zamkn�� w�azy, kiedy znajd� si� ju� na pok�adzie okr�tu, a�potem odprowadzi� batyskaf do hydroplanu � mieli na twarzach maski, po��czone z�umieszczonymi na plecach butlami ze spr�onym powietrzem. Mia�y one zapobiec wdychaniu unosz�cych si� w�pomieszczeniach reaktora radioaktywnych opar�w. Maski b�d� mogli �ci�gn�� dopiero w�pomieszczeniach mieszkalnych. Chu i�Lo za�o�yli sw�j ekwipunek.
� Otworzy� w�az � powiedzia� Chu.
Kiedy Lo spe�ni� jego polecenie, da� si� s�ysze� syk spr�onego powietrza, kt�re unios�o ci�k� pokryw� w�azu. P� metra ni�ej wida� by�o szar�, gumow� powierzchni� okr�tu. Kr�g nit�w otacza� w�az, po�rodku kt�rego widnia� zamek, taki, jakiego si� spodziewali � standardowy. Lo wr�czy� Chu klucz, jakby podawa� chirurgowi skalpel. Chu umie�ci� klucz w�otworze i�obr�ci� go zgodnie z�ruchem wskaz�wek zegara � odwrotnie ni� zwykle. �adnej reakcji. Czy�by Japo�czycy zamkn�li w�az od �rodka? Mia�oby to sens, poniewa� w�az prowadzi� bezpo�rednio do komory reaktora. Je�li rzeczywi�cie zosta� zamkni�ty od �rodka, mo�na by go otworzy� jedynie palnikiem acetylenowym. A�Chu nie by� na to przygotowany.
Jednak zamek szcz�kn�� i�w�az uchyli� si� lekko. Chu spojrza� na Lo z�wyrazem zdecydowania na twarzy.
� Jest pan got�w, panie Pierwszy?
Lo Sun wzi�� g��boki oddech, za�o�y� mask� na twarz i�spojrza� na �o�nierzy plutonu.
� Got�w, admirale. Ukradnijmy ten okr�t.
� Wchodzimy na zero. Czekajcie na m�j znak � rozkaza� Chu i�sam za�o�y� mask�. Wszyscy skupili si� wok� niego.
� Trzy, dwa, jeden, ju�!
Z b�yskiem w�oczach Chu odchyli� do ko�ca ci�k� pokryw� w�azu.
3
W�az by� otwarty. Do wn�trza komory przedostawa�o si� z�niego suche, gor�ce powietrze. Panowa�y tam absolutne, niczym nie zm�cone ciemno�ci.
Chu nacisn�� guzik w�kamizelce, z�umieszczonej na jego piersi latarki wystrzeli� strumie� �wiat�a. Umocowa� latark� nad g�ow� i�skierowa� j� w�d�, w�otw�r w�azu. Czu� t�uk�ce si� w�piersiach serce. S�ysza� w�masce sw�j g�o�ny oddech. Mia� wej�� jako pierwszy, potem Lo Sun i�pozosta�ych sze�ciu ludzi. By�o ich mniej ni� w�wypadku ataku na korea�sk� jednostk�, poniewa� wysoce zautomatyzowany japo�ski okr�t wymaga� do obs�ugi zaledwie paru ludzi, zajmuj�cych jedno niewielkie pomieszczenie mieszkalne. Inni cz�onkowie poprzedniego zespo�u Chu wykorzystywali nabyte do�wiadczenie na pi�ciu pozosta�ych batyskafach.
W�az prowadzi� do znajduj�cego si� tu� obok komory reaktora pomieszczenia akumulacyjnego, w�kt�rym w�olbrzymich bateriach gromadzono energi� wytworzon� przez reaktor. Niestety, nie mogli skorzysta� z�przedniego w�azu ratunkowego, poniewa� znajdowa� si� tak blisko statecznika, �e batyskaf m�g� o�niego zahaczy�. Musieli wi�c wy��czy� reaktor. Gdyby tego nie zrobili, promieniowanie mog�oby ich zabi�. Wy��czaj�c reaktor, zaalarmuj� za�og� okr�tu, ale musieli podj�� to ryzyko.
Chu przypomnia� sobie eksperyment, sfilmowany w�Medycznym Centrum Marynarki Ludowej Armii Wyzwolenia. Eksperyment pokazywa�, co dzieje si� z�pozbawionym ochrony cz�owiekiem, kt�ry znajdzie si� w�komorze dzia�aj�cego reaktora. Pierwsze uj�cie przedstawia�o wi�nia z�czasu Wojny Domowej, stoj�cego przed wej�ciem do komory reaktora elektrowni atomowej Wuhan. Przekonany argumentami nie do odrzucenia � by� mo�e obiecano lepiej traktowa� jego uwi�zion� rodzin� � wi�zie� otworzy� w�az i�wszed� do pomieszczenia, w�kt�rym reaktor wytwarza� spr�on� par�, wydzielaj�c przy tym bardzo silne promieniowanie gamma, neutron�w i�cz�stek alfa. Ledwo zacz�� schodzi� po drabinie, w�osy na g�owie dos�ownie stan�y mu d�ba. Kiedy znalaz� si� na dole drabiny, jego chude wcze�niej cia�o obrz�k�o, a�policzki wyd�y si�. Wi�zie� puch� w�oczach, p�yny fizjologiczne nap�ywa�y do niszczonej przez promieniowanie powierzchni cia�a, podczas kiedy wewn�trz tworzy�y si� gazowe p�cherze.
Kiedy zszed� z�drabiny, ledwo pow��czy� nogami i�chyba nic ju� nie widzia�. Jedn� r�k� zas�ania� oczy, a�drug� po omacku szuka� drogi. Jego sk�ra, pocz�tkowo blada, wci�� ciemnia�a. Teraz by�a ju� ciemnopurpurowa. Prawie okr�g�y od opuchlizny pad� na kolana, oczy wysz�y mu na wierzch i�po chwili dos�ownie eksplodowa� � gazy wytworzone w�jego ciele, wyrzuci�y na zewn�trz fontann� krwi i�wn�trzno�ci.
Chu wymaca� stop� szczebel i�zszed� do w�azu. Zst�powa� w�ciemno��. Umieszczona na opasuj�cej g�ow� opasce latarka s�abo o�wietla�a w�ski, pionowy tunel, wy�o�ony bia�ym, po�yskliwym, podobnym do aluminium metalem. By�o tu pe�no kabli i�rur.
Chu przystan�� tu� pod lukiem i�zaczaj si� rozgl�da� za awaryjnym wy��cznikiem reaktora. Dane wywiadu nie okre�la�y dok�adnie jego po�o�enia, wiadomo by�o tylko, �e najprawdopodobniej ma posta� du�ego uchwytu w�kszta�cie litery T. R�wnie� we w�azie by� zamontowany automatyczny wy��cznik reaktora, ale najprawdopodobniej dzia�a� tylko wtedy, kiedy okr�t sta� przy nabrze�u. Kto mia�by otwiera� zewn�trzny w�az, kiedy okr�t by� w�zanurzeniu? Tak wi�c prawdopodobnie reaktor nie przesta� dzia�a� i�je�li Chu nie znajdzie zaraz tego przekl�tego wy��cznika, mo�e zosta� napromieniowany �mierteln� dawk� neutron�w i�promieni gamma.
Jedn� r�k� trzymaj�c si� drabiny, drug� usi�owa� wymaca� wy��cznik. Zdawa�o mu si�, �e wyczu� co� blisko kraw�dzi w�azu � by� to okr�g�y guzik w�niczym nie odpowiadaj�cy podanemu przez wywiad opisowi wy��cznika. Wygl�da� raczej na przycisk do w��czania �wiat�a w�tunelu i�u�ycie go mog�oby zaalarmowa� Japo�czyk�w. Po prawej stronie Chu znalaz� panel komputerowy, sk�adaj�cy si� z�klawiatury, paru ma�ych ekran�w i�szeregu r�nych pokr�te�. To tak�e nie by�o to, czego szuka�. Po pierwsze, wy��cznik awaryjny powinien by� umieszczony tu� przy wej�ciu do w�azu. Po drugie, powinien by� du�y, czerwony albo ��ty w�czarne pasy. Chyba �e, pomy�la� Chu ze zgroz�, dane wywiadu s� b��dne i�nie ma tu �adnego wy��cznika.
Podni�s� g�ow�. Nad nim, w�kr�gu �wiat�a zarysowa�a si� sylwetka Lo. Tu� pod nim, w�cieniu, naprzeciw zawias�w w�azu dostrzeg� wreszcie wystaj�cy ze �ciany panel z�pomalowanym na czerwono uchwytem w�kszta�cie litery T.
Chu wspi�� si� do wy��cznika i�spr�bowa� go obr�ci� � bez skutku. Spojrza� na umieszczone obok japo�skie litery