8692
Szczegóły |
Tytuł |
8692 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8692 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8692 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8692 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Terry Goodkind
Miecz prawdy tom 04 �wi�tynia wichr�w
Prze�o�y�a Lucyna Targosz
Tytu� orygina�u Temple of The Winds
Wersja angielska: 1997
Wersja polska: 1999
Mojej przyjaci�ce Rachel Kahlandt, kt�ra rozumie
PODZI�KOWANIA
Chcia�bym podzi�kowa� mojemu wydawcy, Jamesowi Frenkelowi, za pomoc i
cierpliwo��; wszystkim nie szcz�dz�cym wysi�ku pracownikom wydawnictwa TOR; mojemu
brytyjskiemu wydawcy, Carolinie Oakley, za wyrozumia�o��; mojemu agentowi, Russellowi
Galenowi, za wskaz�wki i wsparcie; mojemu przyjacielowi, Donaldowi L. Schassbergerowi,
za cenne rady; oraz Keithowi Parkinsonowi, za znakomit� ok�adk�.
ROZDZIA� 1
- Pozw�l mi go zabi� - poprosi�a Cara, kt�rej kroki dudni�y na marmurowej posadzce
jak uderzenia m�ota.
Mi�kkie sk�rzane buty, kt�re okrywa�a elegancka bia�a szata Spowiedniczki, niemal
bezszelestnie st�pa�y po zimnym kamieniu, a Kahlan stara�a si� dotrzyma� kroku Mord-Sith,
nie biegn�c przy tym.
- Nie.
Cara milcza�a, jej niebieskie oczy wpatrywa�y si� w szeroki, ci�gn�cy si� w dal
korytarz. Tu� przed obiema kobietami kroczy�o nim dwunastu d�iara�skich �o�nierzy w
sk�rzanych uniformach lub kolczugach. Ich pozbawione ozd�b miecze tkwi�y w pochwach,
bojowe topory o p�kolistych ostrzach wisia�y u pas�w. Czujne oczy przepatrywa�y cienie w
przej�ciach i pomi�dzy kolumnami, d�onie zaciska�y si� na drewnianych styliskach. Sk�onili
si� pospiesznie Kahlan, jedynie na chwil� odwracaj�c uwag� od swego zadania.
- Nie mo�emy go po prostu zabi�. Musimy si� wszystkiego dowiedzie� - wyja�ni�a
Kahlan.
Brew unios�a si� nad lodowatym, niebieskim okiem.
- Och, przecie� nie powiedzia�am, �e nic nam nie wyzna, zanim umrze. Kiedy z nim
sko�cz�, odpowie na wszystkie twoje pytania. - Po nieskazitelnej twarzy przemkn��
bezlitosny u�miech. - To zaj�cie Mord-Sith: sk�ania� ludzi, �eby odpowiadali na pytania. -
Zamilk�a, a u�miech powr�ci�, tym razem pe�en profesjonalnej dumy. - Zanim umr�.
Kahlan westchn�a.
- - To ju� nie jest twoje zaj�cie, Caro, i nie twoje �ycie. Teraz masz chroni� Richarda.
- - I w�a�nie dlatego powinna� mi pozwoli� go zabi�. Nie mo�emy ryzykowa�,
pozostawiaj�c go przy �yciu.
- Nie. Najpierw musimy si� dowiedzie�, o co chodzi, i na pewno nie uczynimy tego na
tw�j spos�b.
Smutny u�miech Cary zn�w znikn��.
- Jak sobie �yczysz, Matko Spowiedniczko.
Kahlan zastanawia�a si�, jak Cara zdo�a�a si� tak szybko przebra� w obcis�y uniform z
czerwonej sk�ry. Ilekro� pojawia� si� cho� cie� k�opot�w, zawsze przynajmniej jedna z trzech
Mord-Sith natychmiast si� pojawia�a - jakby znik�d - w swoim czerwonym sk�rzanym stroju.
Na czerwieni, jak cz�sto podkre�la�y, nie wida� by�o plam krwi.
- - Jeste� przekonana, �e �w cz�owiek to powiedzia�? To na pewno by�y jego s�owa?
- - Tak, Matko Spowiedniczko, dok�adnie tak powiedzia�. Powinna� pozwoli� mi go
zabi�, nim b�dzie mia� okazj�, by spr�bowa� zrealizowa� sw�j zamiar.
Sz�y pospiesznie korytarzem. Kahlan zignorowa�a ponown� pro�b� Cary.
- - Gdzie jest Richard?
- - Chcesz, �ebym sprowadzi�a lorda Rahla?
- - Nie! Po prostu chc� wiedzie�, gdzie jest, na wypadek gdyby by�y jakie� k�opoty.
- - Powiedzia�abym, �e to mo�na uzna� za k�opot.
- - M�wi�a�, �e ze dwie setki �o�nierzy trzymaj� go pod stra��. Jakie k�opoty mo�e
sprawi� cz�owiek, w kt�rego s� wymierzone te wszystkie miecze, topory i strza�y?
- - M�j poprzedni w�adca, Rahl Pos�pny, wiedzia�, �e sama stal nie zawsze zdo�a
ustrzec przed niebezpiecze�stwem. To dlatego mia� zawsze przy sobie gotowe do dzia�ania
Mord-Sith.
- - Ten z�y cz�owiek zabija�by ludzi, nie zadaj�c sobie nawet trudu sprawdzenia, czy
istotnie s� dla� niebezpieczni. Richard nie jest taki, ja te� nie. Dobrze wiesz, �e nigdy nie
waham si� usun�� prawdziwego zagro�enia, lecz je�li ten cz�owiek jest kim� wi�cej, ni�
wydaje si� by�, to dlaczego tak dr�y przed or�em? Poza tym jako Spowiedniczka nie jestem
wcale tak bezbronna wobec zagro�enia, kt�rego nie powstrzyma stal. Nie wolno nam traci�
g�owy. Nie ulegajmy zbyt pochopnie os�dom, kt�re mog� by� bezpodstawne.
- - Skoro nie wierzysz, �e on mo�e sprawi� k�opoty, to dlaczego niemal biegn�, by
dotrzyma� ci kroku?
Kahlan u�wiadomi�a sobie, �e o p� kroku wyprzedza Car�. Zwolni�a do szybkiego
marszu.
- - Bo m�wimy o Richardzie - powiedzia�a niemal szeptem.
- - Martwisz si� tak samo jak ja - powiedzia�a Cara i u�miechn�a si� z wy�szo�ci�.
- - Jasne, �e tak. Ale z tego, co wiemy, wynika, �e zabicie owego cz�owieka, je�li w
og�le jest kim� wi�cej, ni� si� wydaje, mog�oby si� r�wna� uruchomieniu pu�apki.
- - Mo�e i masz racj�, ale to zadanie dla Mord-Sith.
- - C�, wi�c gdzie jest Richard?
Cara chwyci�a czerwon� sk�r� przy swoim nadgarstku i poruszaj�c pi�ci�, mocniej
naci�gn�a wzmocnion� metalem r�kawic�. Agiel - straszliwa bro�, kt�ra wygl�da�a jak d�uga
na stop�, gruba jak palec czerwona sk�rzana r�d�ka - wisia� na z�otym �a�cuszku okalaj�cym
prawy nadgarstek Mord-Sith, zawsze gotowy do u�ycia. Podobny wisia� na �a�cuszku na szyi
Kahlan, lecz w d�oniach dziewczyny nie by� broni�. By� darem od Richarda - symbolizowa�
b�l i wyrzeczenia obojga.
- Jest poza pa�acem, w jednym z ustronnych park�w. - Cara wskaza�a przez rami�. - O,
w tamtym kierunku. S� z nim Raina i Berdine.
Kahlan z ulg� przyj�a wiadomo��, �e czuwaj� nad nim dwie pozosta�e Mord-Sith.
- - Ma to jaki� zwi�zek z niespodziank�, kt�r� mi szykuje?
- - Jak� niespodziank�?
- - Na pewno ci powiedzia�, Caro. - Kahlan si� u�miechn�a.
- - Oczywi�cie, �e mi powiedzia�. - Tamta zerkn�a na� spod oka.
- - Wi�c co to takiego?
- - Powiedzia� mi r�wnie�, bym ci nie m�wi�a.
- - Nie zdradz� mu, �e mi powiedzia�a�. - Kahlan wzruszy�a ramionami.
W �miechu Mord-Sith, podobnie jak w jej niedawnym u�miechu, nie by�o weso�o�ci.
- Lord Rahl ma szczeg�lny talent do dowiadywania si� o r�nych sprawach, zw�aszcza
o takich, kt�re chcia�oby si� przed nim zatai�.
Kahlan dobrze o tym wiedzia�a.
- C� wi�c tam robi?
Cara na chwil� zacisn�a usta.
- Takie tam zaj�cia pod go�ym niebem. Znasz lorda Rahla i wiesz, jak bardzo to lubi.
Kahlan spojrza�a na ni�: twarz stra�niczki by�a niemal tak czerwona jak jej sk�rzany
uniform.
- Jakie� to zaj�cia pod go�ym niebem?
Cara os�oni�a usta wzmocnion� stal� r�kawic� i odchrz�kn�a.
- Oswaja wiewi�rki ziemne.
- - Co robi? Nie dos�ysza�am. Kobieta niecierpliwie machn�a d�oni�.
- - Powiedzia�, �e wiewi�rki ziemne wysz�y z ukrycia, by sprawdzi�, jaka jest
pogoda. Oswaja je. - Wyd�a z oburzeniem policzki. - Ziarnami.
Kahlan u�miechn�a si� na my�l, �e Richard - cz�owiek, kt�rego kocha�a, kt�ry zosta�
w�adc� D�Hary i kt�remu jad�y z r�ki niemal ca�e Midlandy - sp�dza mi�o popo�udnie, ucz�c
wiewi�rki ziemne, by jad�y ziarna z jego d�oni.
- Hmm, to brzmi ca�kiem niewinnie: karmi� ziarnem wiewi�rki ziemne.
Cara zn�w poruszy�a d�oni� w pancernej r�kawicy; przesz�y mi�dzy dwoma
d�haranskimi gwardzistami.
- Uczy te wiewi�rki - rzuci�a przez zaci�ni�te z�by - �eby jad�y ziarno z r�k Rainy i
Berdine! A one chichocz�! - Wyrzuci�a w g�r� ramiona i spojrza�a ze wstydem ku sufitowi, a
Agiel zako�ysa� si� na z�otym �a�cuszku okalaj�cym jej nadgarstek. - Chichocz�ce Mord-Sith!
Kahlan zacisn�a mocno usta, z ca�ej si�y powstrzymuj�c si� od wybuchni�cia
�miechem. Cara przerzuci�a do przodu sw�j d�ugi jasny warkocz i g�adzi�a go w spos�b, kt�ry
niemile przypomina� Kahlan ruchy wied�my Shoty g�aszcz�cej w�e.
- No c�, mo�e to nie z ich woli. Przecie� ��czy je z Richardem wi�. Mo�e im to
nakaza�, a one po prostu wype�niaj� jego rozkaz - powiedzia�a, staraj�c si� wyciszy�
oburzenie tamtej.
Cara zerkn�a na ni� z niedowierzaniem. Kahlan wiedzia�a, �e ka�da z trzech Mord-
Sith a� do ko�ca broni�aby Richarda i po�wi�ci�aby dla niego w�asne �ycie - udowodni�y, �e
s� gotowe bez wahania za niego umrze� - lecz chocia� ��czy�a je z nim magiczna wi�,
spokojnie ignorowa�y jego rozkazy, je�li uzna�y je za b�ahe, nieistotne lub niem�dre.
Dziewczyna uwa�a�a, �e post�powa�y tak, poniewa� Richard zwolni� je z zachowywania
surowych, w�a�ciwych ich zaj�ciu norm, a Mord-Sith z rado�ci� korzysta�y z danej im
wolno�ci. Rahl Pos�pny - ich poprzedni w�adca, ojciec Richarda - zabi�by je natychmiast,
gdyby tylko powzi�� podejrzenie, �e bior� pod uwag� zlekcewa�enie jego rozkaz�w, nawet
tych najb�ahszych.
- Powinna� jak najszybciej po�lubi� lorda Rahla. W�wczas zamiast uczy� wiewi�rki
ziemne, by jad�y z d�oni Mord-Sith, sam b�dzie jad� z twojej.
Kahlan westchn�a i za�mia�a si� cichutko, my�l�c o po�lubieniu go. To powinno si�
sta� ju� nied�ugo.
- - Richard dostanie moj� r�k�, lecz powinna� wiedzie�, jak zreszt� ka�dy, �e nie
b�dzie z niej jad�, a ja wcale bym tego nie chcia�a.
- - Kiedy ju� odzyskasz rozs�dek, przyjd� do mnie, a naucz� ci�, jak do tego
doprowadzi�. - Cara przenios�a uwag� na czujnych d�haranskich �o�nierzy, kt�rzy - bez
w�tpienia na jej polecenie - sprawdzali ka�dy korytarz i zagl�dali za ka�de drzwi. - Egan te�
jest z lordem Rahlem. Lordowi nic nie zagrozi, kiedy b�dziemy si� zajmowa� tym
cz�owiekiem. Kahlan przesta�a si� u�miecha�.
- - Ale jak on si� tu dosta�? Wszed� wraz ze sk�adaj�cymi pro�by?
- - Nie. - G�os Cary zn�w przenika� profesjonalny ch��d. - Ale zamierzam si� tego
dowiedzie�. Z tego, co wiem, po prostu podszed� do patrolu stoj�cego w pobli�u komnaty
Naczelnej Rady i zapyta�, gdzie mo�e znale�� lorda Rahla. Zupe�nie jakby ka�dy m�g�
przyj�� i domaga� si� spotkania z w�adc� D�Hary, jakby ten by� Pierwszym Rze�nikiem, do
kt�rego idzie si� po wyborowy kawa�ek jagni�ciny.
- - To wtedy gwardzi�ci spytali go, dlaczego chce si� widzie� z Richardem?
Cara potakn�a i doda�a:
- Uwa�am, �e powinny�my go zabi�.
Kah�an zrozumia�a, o czym my�li Mord-Sith, i przeszy� j� lodowaty dreszcz. Cara nie
by�a tylko agresywn� przyboczn� stra�niczk� gotow� bez skrupu��w przela� czyj�� krew -
ona si� ba�a. Ba�a si� o Richarda.
- - Chc� wiedzie�, jak si� tu dosta�. Podszed� do patrolu ju� w pa�acu, a nie powinien
w og�le dosta� si� do �rodka i kr��y� bez przeszk�d po korytarzach. Mo�e jest jaka� szczelina
w ochronie? Chyba lepiej si� tego dowiedzie�, zanim pojawi si� nast�pny, r�wnie� nie racz�c
si� zaanonsowa�?
- - Dowiemy si�, je�li pozwolisz mi zastosowa� moje metody.
- - Jeszcze zbyt ma�o wiemy, wi�c nie mo�e umrze�, bo w�wczas Richardowi
grozi�oby wi�ksze niebezpiecze�stwo.
- - No dobrze, zabierzemy si� do tego na tw�j spos�b, przynajmniej dop�ki b�dziesz
pami�ta�, �e mam rozkazy, kt�rych si� musz� trzyma� - westchn�a Cara.
- - Jakie rozkazy?
- - Lord Rahl nakaza� nam, �eby�my ci� chroni�y tak samo jak jego. - Potrz��ni�ciem
g�owy odrzuci�a do ty�u warkocz. - Je�eli b�dziesz zbyt nieostro�na, Matko Spowiedniczko, i
swoim zakazem niepotrzebnie narazisz Richarda na niebezpiecze�stwo, cofn� dane mu
pozwolenie, by ci� zatrzyma�.
Kahlan si� roze�mia�a, lecz Cara nawet si� nie u�miechn�a i �miech dziewczyny
ucich�. Matka Spowiedniczka nigdy nie by�a pewna, kiedy Mord-Sith �artuj�, a kiedy s�
�miertelnie powa�ne.
- T�dy - wskaza�a Kahlan. - To kr�tsza droga, a poza tym ze wzgl�du na naszego
osobliwego go�cia chc� sprawdzi�, kto czeka w sali. Mo�e on ma jedynie odci�gn�� nasz�
uwag� od kogo� innego, kto stanowi prawdziwe zagro�enie.
Cara �ci�gn�a brwi, jakby j� spotka� afront.
- A niby dlaczego otoczy�am stra�ami Sa�� Pos�ucha�?
- - Mam nadziej�, �e zrobi�a� to wystarczaj�co dyskretnie. Nie ma potrzeby przera�a�
niewinnych ludzi.
- - Powiedzia�am oficerom, by nie straszyli ludzi, je�li nie b�d� musieli tego robi�, ale
ochrona lorda Rahla to nasz najwa�niejszy obowi�zek.
Kahlan potakn�a; temu nie mog�a zaprzeczy�.
Dwaj pot�nie umi�nieni gwardzi�ci sk�onili si�, a wraz z nimi blisko dwudziestu
innych, kt�rzy stali w pobli�u, i otworzyli wysokie, okute mosi�dzem drzwi wiod�ce do
arkadowego przej�cia. Wzd�u� bia�ych marmurowych kolumn bieg�a kamienna balustrada
wsparta na tulipanowych s�upkach. By�a to raczej symboliczna ni� rzeczywista bariera
oddzielaj�ca zanosz�cych pro�by ludzi, kt�rzy oczekiwali w d�ugiej na sto st�p komnacie, od
przej�cia dla urz�dnik�w. Komnat� rozja�nia�y �wietliki umieszczone w znajduj�cym si�
trzydzie�ci st�p wy�ej stropie, ale przej�cie sk�pane by�o w z�ocistym blasku lamp
zwieszaj�cych si� z ka�dego przeci�cia �uk�w na stropie.
Przychodzenie do Pa�acu Spowiedniczek po rad� i pomoc by�o bardzo dawnym
zwyczajem. Proszono o rozstrzygni�cie najrozmaitszych spraw: od za�agodzenia k��tni
handlarzy o prawa do naro�nik�w najlepszych ulic, po zbrojn� pomoc w granicznych sporach
rozmaitych pa�stw. Sprawy, kt�rymi mogli si� zaj�� miejscy urz�dnicy, kierowano do
odpowiednich biur. Petycje przedk�adane przez dygnitarzy poszczeg�lnych krain - je�li
dotyczy�y spraw uznanych za odpowiednio wa�ne lub takich, kt�rych si� inaczej nie da
za�atwi� - trafia�y przed oblicze Naczelnej Rady. Sala Pos�ucha� by�a miejscem, w kt�rym
wy�si urz�dnicy protoko�u kierowali pro�by na odpowiedni� drog�.
Kiedy Rahl Pos�pny zaatakowa� Midlandy, zabito w Aydindri� wielu urz�dnik�w.
Zgin�� r�wnie� Saul Witherrin, Szef Protoko�u, i wi�kszo�� jego pracownik�w. Richard
pokona� Rahla Pos�pnego i - jako jego potomek, kt�ry odziedziczy� magiczny dar - zosta�
w�adc� D�Hary. Zako�czy� walki i niesnaski mi�dzy krainami Midland�w, za��dawszy, by
podda�y si� jego w�adzy. Chcia� z nich uczyni� si�� zdoln� przeciwstawi� si� zagro�eniu ze
strony Starego �wiata, ze strony Imperialnego �adu...
Kahlan niech�tnie widzia�a si� w roli Matki Spowiedniczki, za kt�rej panowania
nast�pi� kres Midland�w jako formalnej ca�o�ci, jako konfederacji suwerennych krain,
rozumia�a jednak, �e jej g��wnym obowi�zkiem jest chroni� �ycie ludzi, a nie tradycj�.
Imperialny �ad, gdyby nikt mu si� nie przeciwstawi�, pogr��y�by ca�y �wiat w
niewoli, a Midlandczyk�w uczyni�by swoj� w�asno�ci�. Richard dokona� tego, co si� nie
powiod�o jego ojcu, lecz zrobi� to z ca�kowicie odmiennych powod�w. Kahlan kocha�a
ch�opaka i wiedzia�a, �e si�gn�� po w�adz� w dobrych zamiarach.
Wkr�tce wezm� �lub, a ich ma��e�stwo na zawsze zespoli w pokoju Midlandy i
D�Hare. Co wi�cej, b�dzie spe�nieniem ich mi�o�ci i najgor�tszego pragnienia: krainy te b�d�
stanowi� jedno��.
Kahlan brakowa�o Saula Witherrina, kt�ry by� znakomitym doradc�. Teraz sprawy
protoko�u by�y w nie�adzie, zw�aszcza �e cz�onkowie Naczelnej Rady te� nie �yli, a Midlandy
stanowi�y cz�� D�Hary. Przy balustradzie sta�o kilku sfrustrowanych d�haranskich oficer�w i
stara�o si� za�atwia� swoje sprawy.
Kahlan wesz�a i przesun�a wzrokiem po czekaj�cym t�umie, sprawdzaj�c, jakie� to
sprawy trafi�y tego dnia do pa�acu. Stroje zdradza�y, �e wi�kszo�� czekaj�cych pochodzi�a z
Aydindril. Byli tu robotnicy, sklepikarze i kupcy. Dostrzeg�a r�wnie� grupk� dzieci, kt�re
zapami�ta�a z poprzedniego dnia, kiedy to Richard zabra� j� ze sob�, by obejrza�a Ja�La.
Wtedy po raz pierwszy widzia�a ow� szybk� gr�; przez kilka godzin obserwowali Jak dzieci
graj� i �miej� si�. Dzieciaki na pewno chcia�y, �eby Richard przyszed� podziwia� kolejny
mecz, bo gorliwie kibicowa� ka�dej dru�ynie. Kahlan s�dzi�a, �e gdyby nawet ze szczeg�lnym
zapa�em dopingowa� tylko jedn� z nich, dzieciom i tak nie robi�oby to r�nicy, poniewa�
lgn�y do�, instynktownie wyczuwaj�c jego dobre serce.
Dziewczyna rozpozna�a tak�e grupk� dyplomat�w z kilku mniejszych krain. Mia�a
nadziej�, �e przybyli zaakceptowa� propozycj� Richarda, podda� si� pokojowo i zjednoczy�
pod d�hara�skim panowaniem. Zna�a w�adc�w owych krain i oczekiwa�a, �e ulegn� jej
naleganiom i przy��cz� si� do walki o wolno��.
Kahlan dojrza�a te� dyplomat�w niekt�rych wi�kszych krain, tych kt�re mia�y
regularne wojska. Oczekiwano ich przybycia, a Richard i ona mieli si� dzisiaj spotka� i z
nimi, i z innymi nowo przyby�ymi przedstawicielami, by us�ysze� ich postanowienie.
Kahlan chcia�aby, �eby Richard bardziej odpowiednio si� ubra�. Le�ny str�j dobrze
mu dot�d s�u�y�, ale teraz powinien nosi� szaty bardziej odpowiadaj�ce nowej sytuacji, w
kt�rej si� znalaz�. Teraz by� kim� o wiele wa�niejszym ni� le�ny przewodnik. Sama przez ca�e
niemal �ycie nale�a�a do os�b maj�cych w�adz�, wiedzia�a wi�c, jak bardzo czasami u�atwia
sprawy to, �e spe�nia si� oczekiwania ludzi. W�tpi�a, czy osoby potrzebuj�ce le�nego
przewodnika posz�yby za Richardem, gdyby nosi� str�j nieodpowiedni do wyprawy w lasy
Obecnie ch�opak by� ich przewodnikiem w zdradliwym �wiecie nie sprawdzonych zale�no�ci
i nowych nieprzyjaci�. Richard cz�sto pyta� j� o rad�, wi�c musi z nim porozmawia� o innym
stroju.
Ludzie oczekuj�cy w Sali Pos�ucha� dostrzegli wchodz�c� do przej�cia Matk�
Spowiedniczk� i natychmiast ucich�y rozmowy, a wszyscy zacz�li przykl�ka� i oddawa�
g��boki pok�on. Nie by�o w Midlandach nikogo, kto mia�by wi�ksz� w�adz� ni� Matka
Spowiedniczka, cho� Kahlan by�a najm�odsza ze wszystkich, kt�re dot�d piastowa�y to
stanowisko. Jednak Matka Spowiedniczka to Matka Spowiedniczka - bez wzgl�du na wiek
kobiety pe�ni�cej t� funkcj�. Ludzie k�aniali si� nie tyle kobiecie, ile odwiecznemu
autorytetowi.
Sprawy Spowiedniczek, kt�re wybiera�y Matk� Spowiedniczk�, by�y zagadk� dla
wi�kszo�ci Midlandczyk�w. A dla Spowiedniczek wiek mia� drugorz�dne znaczenie.
Wybiera�y j�, by strzeg�a wolno�ci i praw mieszka�c�w Midland�w, lecz ludzie rzadko tak na
to patrzyli. Dla wi�kszo�ci w�adca by� po prostu w�adc�. Niekt�rzy byli dobrzy, inni �li.
Matka Spowiedniczka, jako w�adczyni w�adc�w, popiera�a dobrych i ukr�ca�a post�pki z�ych.
Je�eli kt�ry� z rz�dz�cych by� zbyt nieudolny, mia�a prawo go usun��. Taka by�a rola Matki
Spowiedniczki. Jednak dla wi�kszo�ci ludzi odleg�e im sprawy rz�dzenia wygl�da�y na
zwyczajne k��tnie w�adc�w.
Sal� Pos�ucha� wype�ni�a nag�a cisza, a Kahlan przystan�a, �eby pozdrowi�
zgromadzonych w niej ludzi.
M�oda kobieta, kt�ra sta�a pod przeciwleg�� �cian�, obserwowa�a, jak wszyscy wok�
przykl�kaj� na kolano. Spojrza�a na Kahlan, potem na kl�cz�cych i posz�a za ich przyk�adem.
Kahlan zmarszczy�a brwi.
W Midlandach d�ugo�� w�os�w kobiety �wiadczy�a ojej pozycji i w�adzy. A sprawy
w�adzy, cho�by si� wydawa�y nie wiadomo jak b�ahe, traktowano tu bardzo powa�nie. Nawet
kr�lowa nie mog�a mie� w�os�w tak d�ugich jak Spowiedniczka, �adna za� Spowiedniczka -
tak d�ugich jak Matka Spowiedniczka.
A ta kobieta mia�a g�ste kasztanowe w�osy, kt�rych d�ugo�� dor�wnywa�a niemal
d�ugo�ci w�os�w Kahlan.
Matka Spowiedniczka zna�a prawie wszystkich midlandzkich arystokrat�w. By� to jej
obowi�zek i traktowa�a go bardzo powa�nie. Kobieta z tak d�ugimi w�osami na pewno by�a
osob� wysoko postawion�, ale Kahlan jej nie rozpoznawa�a. Je�li naprawd� pochodzi�a z
Midland�w, to - poza ni� sam�, Matk� Spowiedniczk� - w ca�ym Aydindril nie by�o chyba
cz�owieka, kt�ry by j� przewy�sza� rang�.
- Wsta�cie, moje dzieci - rzuci�a oficjalnie w kierunku schylonych w pok�onie g��w.
Ludzie zacz�li si� podnosi�, szele�ci�y suknie i surduty, wi�kszo�� patrzy�a w pod�og�
- ju� to z szacunku, ju� to z niepotrzebnego strachu. Tamta kobieta r�wnie� si� podnios�a,
skr�caj�c przy tym w palcach skromn� chusteczk� i obserwuj�c s�siad�w. I ona, jak
wi�kszo��, patrzy�a piwnymi oczami w pod�og�.
- Caro, czy ta kobieta z d�ugimi w�osami mo�e by� D�Harank�? - szepn�a Kahlan.
Cara, kt�ra pozna�a cz�� midlandzkich zwyczaj�w, r�wnie� si� tamtej przygl�da�a.
W�osy Mord-Sith by�y niemal tak d�ugie jak w�osy Kahlan, lecz przecie� by�a D�Haranka. Nie
obowi�zywa�y jej te same obyczaje.
- Ma zbyt rezolutny nosek jak na D�Haranke.
- Nie �artuj. Czy wed�ug ciebie mo�e by� D�Haranka? Stra�niczka przyjrza�a si�
tamtej dok�adniej.
- W�tpi�. D�haranskie kobiety nie wk�adaj� sukni w kwiaty, poza tym ich suknie maj�
inny kr�j. Ale ubi�r mo�na zmieni�, by lepiej pasowa� do okoliczno�ci lub do stroj�w
noszonych przez miejscowych.
Suknia nie bardzo pasowa�a do tych, w kt�re ubierano si� w Aydindril, ale mog�a by�
zupe�nie na miejscu w jakich� odleg�ych zak�tkach Midland�w. Kahlan przytakn�a i
odwr�ci�a si� ku czekaj�cemu kapitanowi, daj�c mu znak, by si� zbli�y�. Pochyli� ku niej
g�ow�, bo odezwa�a si� do� bardzo cicho.
- - Za moim lewym ramieniem, w g��bi, pod �cian�, stoi kobieta z d�ugimi
kasztanowymi w�osami. Wiesz, o kim m�wi�?
- - Ta �adna w niebieskiej sukni?
- - Tak. Wiesz, dlaczego tu przysz�a?
- - M�wi�a, �e chce rozmawia� z lordem Rahlem.
Kahlan mocniej zmarszczy�a brwi. Zauwa�y�a, �e Cara zrobi�a to samo.
- - O czym?
- - M�wi�a, �e szuka jakiego� m�czyzny: Cy... czy jako� tak, ale ja nie znam takiego
imienia. Twierdzi, �e nie ma go od jesieni i �e powiedziano jej, i� lord Rahl mo�e b�dzie
m�g� jej pom�c.
- - Mo�e i tak - stwierdzi�a Kahlan. - A m�wi�a, co j� ��czy z tym zaginionym
m�czyzn�?
Kapitan spojrza� na tamt� kobiet� i odgarn�� z czo�a rudawoblond w�osy.
- M�wi�a, �e ma wyj�� za niego. Kahlan skin�a g�ow�.
- Bardzo mo�liwe, �e jest kim� wa�nym, lecz je�li tak, to musz� z zak�opotaniem
przyzna�, i� nie znam jej imienia.
Kapitan popatrzy� na wymi�t�, pospiesznie nabazgran� list�. Odwr�ci� kart� i przejrza�
drug� stron�, a� wreszcie znalaz� to, czego szuka�.
- - Powiedzia�a, �e ma na imi� Nadine. Nie poda�a �adnego tytu�u.
- - Zadbaj, prosz�, by lady Nadine zaprowadzono do osobnej komnaty, w kt�rej
b�dzie mog�a wygodnie czeka� na pos�uchanie. Powiedz jej, �e przyjd� z ni� porozmawia� i
zobacz�, czy b�d� mog�a pom�c. Niech przynios� jej posi�ek oraz to, co mo�e jej by�
potrzebne. Przepro� lady Nadine w moim imieniu i dodaj, �e najpierw musz� si� zaj�� bardzo
wa�n� spraw�, lecz �e przyjd� do niej, jak tylko b�d� mog�a, i �e zrobi� wszystko, co w mojej
mocy, by jej pom�c.
Je�li owa kobieta istotnie zosta�a rozdzielona z tym, kt�rego kocha�a, i szuka�a go
teraz, Kahlan doskona�e rozumia�a jej rozpacz. Sama r�wnie� to prze�y�a i dobrze pami�ta�a
tamt� udr�k�.
- - Natychmiast si� tym zajm�, Matko Spowiedniczko.
- - Jeszcze jedno, kapitanie. - Kahlan obserwowa�a kobiet� skr�caj�c� w palcach
chusteczk�. - Poinformuj lady Nadine o zagro�eniu zwi�zanym z wojn� ze Starym �wiatem i
dodaj, �e w zwi�zku z tym musimy nalega�, by pozosta�a w owej komnacie, dop�ki do niej
nie przyjd�. Przed drzwiami postaw siln� stra�. Po obu stronach drzwi rozmie�� w korytarzu
�ucznik�w. Gdyby wysz�a z komnaty, upieraj si�, �e natychmiast musi tam wr�ci� i czeka�.
W razie potrzeby przeka� jej, �e to m�j rozkaz. Gdyby jednak w dalszym ci�gu stara�a si�
wydosta� - Kahlan spojrza�a we wpatrzone w ni� wyczekuj�co b��kitne oczy kapitana - zabij
j�.
Kapitan si� sk�oni�, a Kahlan ruszy�a w dalsz� drog�. Cara pod��a�a tu� za ni�.
- No, no, no - odezwa�a si� Mord-Sith, gdy tylko wysz�y z Sali Pos�ucha� - Matka
Spowiedniczka nareszcie odzyska�a rozs�dek. Widz�, �e s�usznie pozwoli�am lordowi
Rahlowi, by ci� sobie zatrzyma�. B�dziesz dla� odpowiedni� �on�.
Kahlan sz�a korytarzem ku miejscu, w kt�rym �o�nierze trzymali tamtego cz�owieka.
- Wcale nie zmieni�am zdania, Caro. Co do naszego dziwnego go�cia, to daj� lady
Nadine szans� zachowania �ycia, je�li b�d� sobie mog�a na to pozwoli�, jednak mylisz si�,
s�dz�c, �e cofn� si� przed zrobieniem tego, co si� oka�e niezb�dne dla ochronienia Richarda.
On jest nie tylko cz�owiekiem, kt�rego kocham ponad �ycie, lecz r�wnie� osob� niezmiernie
wa�n� dla sprawy zachowania wolno�ci przez mieszka�c�w zar�wno D�Hary, jak i
Midland�w. Nie ma w�tpliwo�ci, �e Imperialny �ad spr�buje wszystkiego, byle tylko go
dosta�.
Cara si� u�miechn�a, tym razem szczerze.
- - Wiem, �e i on kocha ci� r�wnie mocno. I dlatego wcale mi si� nie podoba, �e
chcesz zobaczy� owego cz�owieka. Lord Rahl obedrze mnie ze sk�ry, je�li uzna, �e narazi�am
ci� na niebezpiecze�stwo.
- - Richard urodzi� si� z magicznym darem, ja tak�e. Rahl Pos�pny wysy�a� boj�wki,
�eby zabija�y Spowiedniczki, bo jeden cz�owiek nie stanowi dla Spowiedniczki �adnego
zagro�enia.
Kahlan poczu�a znajomy, cho� przyt�umiony smutek wywo�any ich �mierci�.
Przyt�umiony, bo wydawa�o si� to tak odleg�e, cho� zdarzy�o si� ledwie przed rokiem.
Pocz�tkowo ca�ymi miesi�cami czu�a, �e powinna umrze� ze swoimi siostrami
Spowiedniczkami i �e je w pewien spos�b zdradzi�a, uchodz�c ca�o z zastawianych na ni�
pu�apek. By�a teraz jedyn� �yj�c� Spowiedniczk�.
Mord-Sith poruszy�a nadgarstkiem i Agiel znalaz� si� w jej d�oni.
- - Nawet taki cz�owiek jak lord Rahl, cz�owiek z wrodzonym magicznym darem?
Nawet czarodziej?
- - Nawet czarodziej. Dotyczy to r�wnie� takich, kt�rzy - w przeciwie�stwie do
Richarda - wiedz�, jak pos�ugiwa� si� swoj� moc�. Bo ja nie tylko wiem, jak si� pos�ugiwa�
swoj� moc�: mam w tym wielkie do�wiadczenie. Ju� dawno przesta�am liczy�...
Kahlan umilk�a, Cara za� przesuwa�a w palcach Agiel i przygl�da�a mu si�.
- A w moim towarzystwie nie grozi ci nawet niewielkie niebezpiecze�stwo.
W ko�cu dotar�y do wy�cielonego dywanami i wy�o�onego boazeri� korytarza.
T�oczy�o si� tu mn�stwo �o�nierzy, l�ni�y miecze, topory i piki. Tajemniczego m�czyzn�
trzymano w niewielkiej wytwornej bibliotece znajduj�cej si� w pobli�u do�� skromnej
komnaty, w kt�rej Richard zwyk� si� spotyka� z oficerami i czytywa� pami�tnik znaleziony w
Wie�y Czarodzieja. Gwardzi�ci chcieli uniemo�liwi� pojmanemu pr�by ucieczki, wi�c
wepchn�li go do komnaty le��cej najbli�ej miejsca, w kt�rym go znale�li, i trzymali pod
stra��, dop�ki nie b�dzie wiadomo, co z nim zrobi�.
Kahlan �agodnie uj�a �okie� �o�nierza, chc�c, by ten ust�pi� jej z drogi. Mi�nie
nagiego ramienia by�y twarde jak stal. Pika, skierowana ku zamkni�tym drzwiom, tkwi�a
nieruchomo jak osadzona w granitowej skale. W drzwi mierzy�o blisko pi��dziesi�t w��czni.
Pod ich ostrzami przykucn�li �o�nierze uzbrojeni w topory lub miecze. Kahlan poci�gn�a go
za rami� i stra�nik si� odwr�ci�.
- Przepu�� mnie, �o�nierzu.
Ust�pi� jej z drogi. Pozostali obejrzeli si� i zacz�li si� odsuwa�. Cara przeciska�a si�
przed Kahlan, spychaj�c gwardzist�w z drogi. Odsuwali si� niech�tnie, lecz nie wynika�o to z
braku szacunku, a z zaniepokojenia czaj�cym si� za drzwiami zagro�eniem. Rozst�powali si�,
ale ich ostrza wci�� mierzy�y w grube d�bowe drzwi.
Pozbawiona okien, s�abo o�wietlona komnata pachnia�a sk�r� i potem.
Wymizerowany m�czyzna przycupn�� na brzegu haftowanego podn�ka. By� tak chudy �e
gdyby uczyni� jaki� fa�szywy ruch, wycelowana w niego bro� nie mia�aby si� w co wbi�.
M�odzie�cze oczy patrzy�y to na or�, to w gniewne i ponure oczy �o�nierzy. Wreszcie
dojrza� bia�� szat� nadchodz�cej Kahlan. Zwil�y� j�zykiem wargi i spojrza� wyczekuj�co na
dziewczyn�.
Stoj�cy za wi�niem krzepcy �o�nierze w kolczugach i sk�rzanych uniformach
zobaczyli wkraczaj�ce do komnaty Kahlan i Car�. Jeden z nich kopniakiem w krzy� pochyli�
chudzielca do przodu.
- Kl�knij, pod�y kundlu.
M�odzieniec - ubrany w za du�y �o�nierski uniform, kt�rego ka�da cz�� pochodzi�a,
jak si� zdawa�o, z innego �r�d�a - zerkn�� na Kahlan, a potem rzuci� okiem przez rami� na
tego, kt�ry go kopn��. Pochyli� g�ow� poro�ni�t� zmierzwionymi czarnymi w�osami i
spodziewaj�c si� ciosu, os�oni� j� ko�cistym ramieniem.
- Dosy�. Cara i ja chcemy z nim porozmawia�. Wyjd�cie, prosz�, z komnaty -
powiedzia�a Kahlan cichym, w�adczym g�osem.
�o�nierze si� zawahali, gdy� nie mieli ochoty odwraca� broni od skulonego na
pod�odze m�odzie�ca.
- - S�yszeli�cie, co powiedzia�a. Precz - odezwa�a si� Cara.
- - Ale... - zacz�� oficer.
- - W�tpisz, �e Mord-Sith poradzi sobie z jednym ko�cistym cz�owiekiem? Wyjd�cie i
zaczekajcie na zewn�trz.
Kahlan si� zdziwi�a, �e Cara nie podnios�a g�osu. Mord-Sith nie musia�y m�wi�
g�o�niej, �eby nak�oni� ludzi do wykonywania ich polece�, lecz teraz Kahlan to zdziwi�o,
poniewa� zna�a obawy Cary dotycz�ce owego m�odziana. �o�nierze zacz�li opuszcza�
komnat�, odwracaj�c si� w progu i �ypi�c na skulonego na pod�odze intruza. Oficer tak
zaciska� pi�� na r�koje�ci miecza, �e a� zbiela�y mu k�ykcie. Wyszed� ostatni i drug� r�k�
ostro�nie zamkn�� drzwi.
M�odzian spojrza� spod os�aniaj�cego g�ow� ramienia na dwie stoj�ce trzy kroki przed
nim kobiety.
- Zamierzacie kaza� mnie zabi�?
Kahlan nie odpowiedzia�a wprost na to pytanie.
- - Przysz�y�my, �eby z tob� porozmawia�. Jestem Kahlan Amnell, Matka
Spowiedniczka...
- - Matka Spowiedniczka! - Podni�s� si� na kolana i u�miechn�� ch�opi�co. - Jeste�
pi�kna! Nie spodziewa�em si�, �e jeste� a� tak pi�kna.
Opar� d�o� o kolano i zacz�� wstawa�. Agiel Cary natychmiast znalaz� si� w
gotowo�ci.
- Nie ruszaj si�.
Zamar�, wpatruj�c si� w mierz�cy w jego twarz czerwony bicz, a potem zn�w opar�
kolano na skraju purpurowego dywanu. Blask lamp przymocowanych do smuk�ych
kolumienek, kt�re podtrzymywa�y w�skie gzymsy ponad ustawionymi po bokach komnaty
szafami bibliotecznymi, o�wietla� migotliwie wychudzon� twarz. Wi�zie� by� jeszcze niemal
ch�opcem.
- Czy m�g�bym odzyska� bro�? Potrzebny mi miecz. Je�eli nie mog� go dosta�, to
przynajmniej chcia�bym otrzyma� n�.
Cara westchn�a z irytacj�, lecz Kahlan j� ubieg�a i odezwa�a si� pierwsza.
- - Znalaz�e� si� w bardzo niebezpiecznej sytuacji, m�ody cz�owieku. Je�li to jaki�
�art, to �adna z nas nie zamierza by� pob�a�liwa.
- - Rozumiem. - Potakn�� energicznie. - To nie zabawa. Przysi�gam.
- - Wi�c powt�rz mi to, co powiedzia�e� �o�nierzom.
Zn�w si� u�miechn�� i niedbale skin�� d�oni� ku drzwiom.
- Jak ju� m�wi�em tym ludziom, kiedy by�em...
Kahlan wspar�a si� pi�ciami pod boki i post�pi�a krok ku niemu.
- M�wi�am ci, �e to nie �arty! Tylko mojej �askawo�ci zawdzi�czasz �ycie! Chc�
wiedzie�, co tu robisz, i chc� si� tego dowiedzie� natychmiast! Powt�rz to, co im
powiedzia�e�!
M�odzieniec zamruga� powiekami.
- Jestem asasynem przys�anym przez imperatora Jaganga. Przyby�em, �eby zabi�
Richarda Rahla. Czy by�aby� uprzejma wskaza� mi do� drog�?
ROZDZIA� 2
Czy teraz mog� go zabi�? - spyta�a gro�nie Cara.
Nieszkodliwie wygl�daj�cy chudy m�odzian, na poz�r bezradnie kl�cz�cy na
terytorium wroga, otoczony setkami, tysi�cami okrutnych d�haranskich �o�nierzy, otwarcie i
�mia�o o�wiadcza, �e zamierza zabi� Richarda. Absurdalno�� tej sytuacji sprawi�a, �e Kahlan
mocno zatrzepota�o serce.
Nikt nie jest a� tak szalony.
Ju� po fakcie u�wiadomi�a sobie, �e cofn�a si� o krok. Zignorowa�a pytanie Cary i
po�wi�ci�a m�odzie�cowi ca�� uwag�.
- - A jak chcesz wykona� owo zamierzenie?
- - C�, planowa�em pos�u�y� si� mieczem albo, w razie potrzeby, no�em - odpar�
bezceremonialnie, a jego u�miech powr�ci�, lecz nie by� ju� ch�opi�cy, oczy za� patrzy�y
twardo, co zupe�nie nie pasowa�o do m�odzie�czej twarzy. - To dlatego chc� je dosta� z
powrotem.
- - Na pewno nie oddamy ci broni. Pogardliwie wzruszy� ramionami.
- - To nie ma znaczenia. Mog� go zabi� w inny spos�b.
- Nie zabijesz Richarda, masz na to moje s�owo. Pozosta�a ci jedynie wsp�praca z
nami i wyjawienie ca�ego twojego planu. Jak si� tu dosta�e�?
U�miechn�� si� drwi�co.
- - Wszed�em. Po prostu wszed�em. Nikt nie zwr�ci� na mnie uwagi. Wasi �o�nierze
nie s� zbyt bystrzy.
- - S� wystarczaj�co bystrzy, �eby mie� ci� pod mieczami - wtr�ci�a si� Cara.
Zignorowa� j�. Wpatrywa� si� w oczy Kahlan.
- - A je�li nie oddamy ci ani miecza, ani no�a?
- - Wtedy wszystko si� pogmatwa i Richard Rahl b�dzie ogromnie cierpia�. Imperator
Jagang przys�a� mnie, bym ofiarowa� Richardowi �ask� szybkiej �mierci. Imperator jest
lito�ciwym cz�owiekiem i pragnie zapobiega� nadmiernym cierpieniom. W zasadzie jest
pokojowo nastawionym cz�owiekiem. Jest Nawiedzaj�cym Sny, lecz jednocze�nie osob� o
nieugi�tej woli. Obawiam si�, �e b�d� musia� zabi� r�wnie� ciebie, Matko Spowiedniczko, by
oszcz�dzi� ci cierpie� po tym, co si� stanie, je�eli mi si� teraz przeciwstawisz. Musz� jednak
przyzna�, �e wcale mi si� nie podoba pomys� zabicia tak pi�knej kobiety. - U�miechn�� si�
szerzej. - To marnotrawstwo.
Kahlan stwierdzi�a, �e bardzo j� denerwuje jego pewno�� siebie. Stwierdzenie, �e
Nawiedzaj�cy Sny jest lito�ciwy, przyprawi�o j� o md�o�ci. Wiedzia�a swoje.
- Jakie cierpienia? M�odzian roz�o�y� r�ce.
- Jestem tylko ziarnkiem piasku. Imperator nie opowiada mi o swoich planach.
Wys�ano mnie, bym wykona� jego rozkazy. A one m�wi�, �e ty i Richard macie by�
wyeliminowani. Je�li nie pozwolisz mi go zabi� lito�ciwie, Richard zostanie zg�adzony.
Powiedziano mi, �e to nie b�dzie przyjemne, wi�c mo�e pozwolisz mi szybko z tym
sko�czy�?
- Chyba �nisz - odezwa�a si� Cara. Wi�zie� spojrza� na Mord-Sith.
- - �ni�? Mo�e to ty �nisz. A ja jestem twoim najgorszym sennym koszmarem.
- - Ja nie miewam koszmar�w - oznajmi�a Cara. - Ja je zsy�am.
- - Naprawd�? - zakpi�. - W tym �miesznym stroju? A kog� to w�a�ciwie udajesz?
Mo�e si� tak ubra�a�, �eby przep�asza� ptaki z wiosennych sadzonek?
Kahlan u�wiadomi�a sobie, �e m�odzian nie wiedzia�, kim by�a Mord-Sith.
Zastanawia�a si� r�wnie�, jak mog�a cho� przez chwil� pomy�le�, �e jest jeszcze niemal
ch�opcem - zachowywa� si� jak kto� dojrza�y i do�wiadczony. To nie by� ch�opaczek. W
powietrzu wisia�o niebezpiecze�stwo. O dziwo Cara tylko si� u�miechn�a.
Dziewczyna wstrzyma�a oddech. Zda�a sobie spraw�, �e wi�zie� stoi, a nie
przypomina�a sobie, by widzia�a, jak si� podnosi� z pod�ogi.
Przesun�� wzrokiem i jedna z lamp zgas�a. Druga rzuca�a ostre, migotliwe �wiat�o na
po�ow� jego twarzy. Druga po�owa pozostawia w cieniu. Czyn ten pokaza� Kahlan prawdziw�
natur� m�czyzny, prawdziwe zagro�enie.
�w cz�owiek dysponowa� magicznym darem.
Postanowienie Kahlan, by oszcz�dzi� niewinnemu m�czy�nie niepotrzebnej
przemocy, ulotni�o si� nagle, poczu�a natomiast przemo�n� potrzeb� chronienia Richarda.
Wys�annik Jaganga dosta� swoj� szans�, teraz wyzna wszystko, co wie - wyzna to
Spowiedniczce.
Musi go jedynie dotkn�� swoj� moc� i b�dzie po wszystkim.
Kahlan chodzi�a w�r�d cia� tysi�cy niewinnych ludzi wymordowanych przez
Imperialny �ad. Kiedy zobaczy�a w Ebinissii u�miercone na rozkaz Jaganga kobiety i dzieci,
przysi�g�a Imperialnemu �adowi bezlitosn� zemst�. Ten tu m�czyzna udowodni�, �e nale�y
do Imperialnego �adu, �e jest wrogiem wolnych ludzi. Wykona� rozkaz Nawiedzaj�cego Sny.
Dziewczyna skupi�a si� na znajomej, tkwi�cej w jej wn�trzu i zawsze gotowej mocy.
Uwolnienie mocy Spowiedniczki nie polega�o na zwyczajnym zniesieniu powstrzymuj�cych
j� barier. Czyn by� szybszy ni� my�l. By� to b�yskawiczny, instynktowny akt.
�adna ze Spowiedniczek nie znajdowa�a upodobania w niszczeniu swoj� moc�
czyjego� umys�u, ale - w przeciwie�stwie do niekt�rych z nich - Kahlan nie nienawidzi�a
tego, co robi�a, tego, do czego si� urodzi�a. Stanowi�o to po prostu cz�� jej osobowo�ci. Nie
pos�ugiwa�a si� swoim darem w z�ych zamiarach, lecz po to, by chroni� innych. �y�a w
zgodzie ze sob�, z tym, kim by�a i co mog�a uczyni�.
Richard pierwszy dostrzeg�, jaka naprawd� by�a, i polubi� j� mimo mocy, kt�r�
w�ada�a. Nie ba� si� irracjonalnie nieznanego, nie przera�a�o go to, kim by�a. Przekona� si�,
jaka jest, i pokocha� j�. Razem z jej moc� Spowiedniczki. I tylko dlatego mogli by� razem, a
moc Kahlan nie zniszczy go, gdy spe�ni si� ich mi�o��.
Teraz jednak Kahlan zamierza�a wykorzysta� swoj� moc, �eby ochroni� Richarda, a
moc tylko czeka�a na uwolnienie. Trzeba jedynie dotkn�� owego cz�owieka i zagro�enie
zniknie. Ochoczego s�u�alca imperatora Jaganga spotka kara.
- Jest m�j. Zostaw to mnie - oznajmi�a dziewczyna, nie spuszczaj�c wi�nia z oka i
daj�c ostrzegawczy znak Carze.
Lecz Cara w�lizn�a si� mi�dzy nich, kiedy tamten szuka� wzrokiem ostatniej lampy, i
spoliczkowa�a go pancern� r�kawic�. Kahlan omal nie krzykn�a gniewnie, roze�lona tym
post�pkiem.
Rozci�gni�ty na dywanie wi�zie� usiad� szczerze zdziwiony. Krew ciek�a mu z
rozci�tej dolnej wargi i sp�ywa�a po brodzie. Zdziwienie zmieni�o si� w r�wnie szczer�
irytacj�.
- Jak si� nazywasz? - spyta�a stoj�ca nad nim Mord-Sith. Kahlan nie mog�a uwierzy�,
�e Cara, kt�ra zawsze m�wi�a, i� boi si� magii, rozmy�lnie prowokuje kogo�, kto w�a�nie
ujawni� sw�j magiczny dar.
M�czyzna odczo�ga� si� od Cary i przykucn��. Patrzy� na Kahlan, lecz odezwa� si� do
Mord-Sith:
- Nie mam czasu dla dworskich b�azn�w.
U�miechn�� si� i spojrza� na lamp�. Komnata pogr��y�a si� w ciemno�ciach.
Kahlan skoczy�a tam, gdzie przed chwil� tkwi�. Musi go tylko dotkn�� i b�dzie po
wszystkim. Napotka�a jedynie powietrze i uderzy�a o pod�og�. Nie mia�a poj�cia, w kt�r�
stron� uskoczy�, bo otacza�a ich atramentowa czer�. Si�ga�a na o�lep wok� siebie, staraj�c
si� go dotkn��. Musi go tylko dotkn��, a nie uchroni� go przed ni� nawet grube szaty. Z�apa�a
czyje� rami� i na sekund� przed uwolnieniem mocy zorientowa�a si�, �e dotyka sk�rzanego
uniformu Cary.
- Gdzie jeste�? - warkn�a Mord-Sith. - Nie wydostaniesz si�. Poddaj si�.
Kahlan ruszy�a na czworakach przez dywan. Moc nie moc, musz� mie� �wiat�o, bo
inaczej wpadn� w powa�ne tarapaty. Dotar�a do stoj�cej pod �cian� szafy bibliotecznej i
trzyma�a si� jej skraju dop�ty, dop�ki nie zobaczy�a smugi �wiat�a s�cz�cego si� spod drzwi.
�o�nierze walili w drzwi, nawo�ywali, chc�c wiedzie�, co si� dzieje w �rodku. Dziewczyna
podnosi�a si� chwiejnie, sun�c palcami po framudze w kierunku klamki. Nast�pi�a na skraj
sukni, potkn�a si�, polecia�a do przodu i z �omotem upad�a na �okcie. Co� ci�kiego uderzy�o
w drzwi w miejscu, w kt�rym przed chwil� sta�a, i spad�o Kahlan na plecy. M�czyzna
za�mia� si� w ciemno�ciach. Machn�a r�kami, staraj�c si� to strz�sn��, i bole�nie uderzy�a o
ostre kanty rozporek ��cz�cych nogi fotela. Z ca�ej si�y chwyci�a wy�cie�an� por�cz i
odrzuci�a fotel. Us�ysza�a, jak Cara uderzy�a o szaf� biblioteczn� po przeciwnej stronie
komnaty, z j�kiem wypuszczaj�c powietrze.
�o�nierze dobijali si� do drzwi, staraj�c sieje wywa�y�. Drzwi ani drgn�y.
W komnacie ksi��ki dalej spada�y z �omotem na pod�og�. Kahlan poderwa�a si� i po
omacku poszuka�a klamki. Uderzy�a k�ykciami o zimny metal. Z�apa�a klamk� d�oni�.
Wrzasn�a, odrzuci�o j� do ty�u z nag�ym b�yskiem i wyl�dowa�a na siedzeniu. Z klamki,
niczym z p�on�cego polana uderzonego pogrzebaczem, unios�y si� iskry. Dziewczyna
dotkn�a os�ony i teraz palce bola�y j� i mrowi�y. Nic dziwnego, �e �o�nierze nie mogli
otworzy� drzwi. Otrz�sn�a si� z szoku, wsta�a i stwierdzi�a, �e widzi troch� dzi�ki owym
powoli sp�ywaj�cym ku pod�odze iskierkom.
Nagle r�wnie� Cara zacz�a widzie� w zalegaj�cych komnat� mrokach. Chwyci�a
ksi��k� i cisn�a ni� w m�czyzn�, kt�ry sta� niemal w �rodku ma�ego pomieszczenia.
Kucn��, uchylaj�c si� przed tym pociskiem. Mord-Sith, szybka jak my�l, okr�ci�a si� i
zaskoczy�a go. Kopn�a go w szcz�k�, a� zadudni�o. M�czyzna zwali� si� na plecy. Kahlan
szykowa�a si�, by skoczy� ku niemu, zanim zgasn� wszystkie iskierki i zn�w zapanuje
ciemno��.
- Ju� po tobie! - warkn�� w�ciekle do Cary. - Nie b�dziesz mi g�upio przeszkadza�!
Zakosztujesz mojej mocy!
Ca�� uwag� po�wi�ci� teraz Carze, z czubk�w palc�w strzela�y mu migotliwe b�yski.
Kahlan musia�a si� natychmiast upora� z zagro�eniem, nim znowu stanie si� co� z�ego. Nagle
- zanim zd��y�a ku niemu skoczy� - rozprostowa� palce. Z pogardliwym, szyderczym
u�mieszkiem wyrzuci� d�o� ku Carze.
Kahlan spodziewa�a, �e Mord-Sith wyl�duje na pod�odze. Ale to m�odzian zgi�� si� z
krzykiem. Usi�owa� utrzyma� si� na nogach, lecz pad� z wrzaskiem, os�aniaj�c si� ramionami,
jakby kto� uderzy� go w brzuch. Komnat� zn�w wype�ni�a ciemno��.
Kahlan si�gn�a do klamki, licz�c na to, �e magiczna os�ona znikn�a po tym, co Cara
zrobi�a wi�niowi. Z�apa�a za klamk�, boj�c si�, �e zn�w poczuje b�l. Os�ona znikn�a. Matka
Spowiedniczka uspokoi�a si�, nacisn�a klamk� i szarpni�ciem otworzy�a drzwi. Do mrocznej
komnaty wpad�o �wiat�o, a przynajmniej tyle �wiat�a, ile przedosta�o si� zza t�umu �o�nierzy.
Do wn�trza zajrza�y zaniepokojone twarze.
Kahlan wcale nie chcia�a, by do �rodka wdarli si� �o�nierze, kt�rzy zgin�, pr�buj�c
ratowa� Matk� Spowiedniczk� przed czym�, czego nie pojmowali. Odepchn�a najbli�ej
stoj�cych.
- On ma dar! Nie wchod�cie! - Wiedzia�a, �e D�Haranczycy boj� si� magii, gdy�
cz�sto mawiali, �e s� stal� przeciwko stali, lord Rahl za� ma by� magi� przeciwko magii. -
Podajcie mi lamp�!
Stoj�cy po obu stronach drzwi �o�nierze jednocze�nie porwali lampy z najbli�szych
podstawek i podali jej. Kahlan chwyci�a jedn� z nich i obr�ci�a si� ku komnacie, zatrzaskuj�c
drzwi kopni�ciem. Nie chcia�a, �eby wesz�a jej w drog� zgraja krzepkich, uzbrojonych
gwardzist�w.
W migotliwym blasku lampy dziewczyna zobaczy�a Car� kucaj�c� obok skulonego na
purpurowym dywanie m�odziana. Biedak os�ania� ramionami brzuch i wymiotowa� krwi�.
Mord-Sith opar�a przedramiona na kolanach i zachrz�ci� jej czerwony sk�rzany uniform.
Obraca�a w palcach Agiel, czeka�a. W ko�cu md�o�ci usta�y, a Cara z�apa�a m�odziana za
w�osy. Nachyli�a si� ku niemu, d�ugi jasny warkocz zsun�� si� jej z szerokich ramion.
- To by� du�y b��d. Bardzo du�y b��d - powiedzia�a z wyra�nym zadowoleniem. -
Nigdy nie powiniene� u�ywa� swojej magii przeciwko Mord-Sith. Przez chwil� dobrze ci
sz�o, ale potem pozwoli�e� mi si� rozgniewa� na tyle, �e postanowi�e� si� pos�u�y� swoj�
magi�. I kto si� okaza� b�aznem?
- Co... to... ta... Mord-Sith? - wykrztusi� z trudem.
Cara dop�ty odchyla�a mu do ty�u g�ow�, dop�ki nie zacz�� krzycze� z b�lu.
- Twoja najgorsza senna zmora. Zadaniem Mord-Sith jest eliminowanie podobnych do
ciebie zagro�e�. Teraz ja w�adam twoim magicznym darem. Twoja magia nale�y do mnie, a
ty, m�j pieszczoszku, nie mo�esz nic na to poradzi�, o czym si� wkr�tce przekonasz.
Powiniene� spr�bowa� mnie udusi�, �miertelnie pobi� albo uciec, ale nigdy, przenigdy nie
wolno ci by�o wykorzysta� przeciwko mnie magii. Kiedy tylko pos�u�ysz si� magi� przeciw
Mord-Sith, magia staje si� jej w�asno�ci�.
Kahlan zdr�twia�a. To w�a�nie Mord-Sith uczyni�a Richardowi. W ten spos�b go
pojma�a.
Cara przycisn�a Agiel do �eber wi�nia. Biedak trz�s� si� i krzycza�. Przez bluz�
przes�czy� si� strumyk krwi.
- Wiedz, �e gdy zadaj� pytanie - powiedzia�a Mord-Sith spokojnym, w�adczym tonem
- to oczekuj� odpowiedzi. Zrozumia�e�?
M�odzian milcza�. Cara poruszy�a Agielem. Us�yszawszy trzask p�kaj�cego �ebra,
Kahlan przymkn�a oczy. Wi�zie� drgn�� i zakrztusi� si� powietrzem; nie m�g� nawet
wrzasn��.
Kahlan wydawa�o si�, �e zamieni�a si� w l�d, mi�nie odm�wi�y jej pos�usze�stwa.
Richard opowiedzia� jej, �e Denna - Mord-Sith, kt�ra go pojma�a - lubi�a �ama� mu �ebra.
Ka�dy oddech sprawia� w�wczas przera�liwy b�l, a krzyki, kt�re natychmiast prowokowa�a,
by�y straszliw� tortur�. No i ofiara stawa�a si� jeszcze bardziej bezradna.
Cara si� podnios�a.
- Wsta�.
M�odzian podni�s� si� chwiejnie.
- Zaraz si� dowiesz, dlaczego si� odziewam w krwistoczerwone sk�ry. - Kobieta
wyda�a gniewny okrzyk i z rozmachem trzasn�a biedaka w twarz pi�ci� w pancernej
r�kawicy. Upad�, jego krew trysn�a na szaf� biblioteczn�, a Mord-Sith stan�a nad nim
okrakiem. - Widz� to, co sobie wyobra�asz - poinformowa�a go. - Widz� to, co chcia�by� ze
mn� zrobi�. Niegrzeczny ch�opaczek. - Ci�ko nadepn�a mu na mostek. - To naj�agodniejsza
z kar, kt�re poznasz za ow� my�l. Im szybciej porzucisz wszelkie pr�by stawiania oporu, tym
lepiej. Jasne? - Nachyli�a si� i szturchn�a go Agielem w brzuch. - Jasne?
Wrzask m�odziana sprawi�, �e Kahlan przeszy� lodowaty dreszcz. To, na co patrzy�a,
przyprawia�o j� o md�o�ci - do�wiadczy�a kiedy� cierpie� powodowanych dotkni�ciem Agiela
oraz, co gorsza, wiedzia�a, �e to samo czyniono Richardowi - mimo to jednak nawet nie
spr�bowa�a po�o�y� temu kresu. Da�a owemu cz�owiekowi szans�. Zabi�by Richarda, gdyby
wszystko posz�o po jego my�li. Oznajmi�, �e i j� zabije, ale to gro��ce Richardowi
niebezpiecze�stwo sprawia�o, �e Kahlan milcza�a i nie stara�a si� powstrzyma� Cary.
- - No to do rzeczy - powiedzia�a tamta z szyderczym u�mieszkiem i d�gn�a Agielem
z�amane �ebro m�odziana. - Jak si� nazywasz?
- - Mar�in Pickard! - Mruga� powiekami, usi�uj�c strz�sn�� �zy. Twarz mia� pokryt�
warstewk� potu, dysza�, a w k�cikach ust zbiera�a mu si� krwista piana.
Mord-Sith wcisn�a Marlinowi Agiel w pachwin�. Bezradnie wierzga� nogami i
zawodzi�.
- - Kiedy nast�pnym razem o co� zapytani, nie ka� mi czeka� na odpowied�. I m�w
do mnie �pani Caro�.
- - Caro - odezwa�a si� cicho Kahlan, wci�� widz�c Richarda na miejscu tamtego - nie
ma potrzeby...
Kobieta obejrza�a si� przez rami�, jej zimne niebieskie oczy �ypn�y gniewnie na
dziewczyn�. Kahlan odwr�ci�a si� i dr��cymi palcami otar�a �z� sp�ywaj�c� po policzku.
Unios�a szk�o �ciennej lampy i zapali�a j� od tej, kt�r� trzyma�a w r�ce. Knot zap�on��,
Kahlan odstawi�a swoj� lamp� na boczny stolik i osadzi�a na powr�t szk�a. Przera�aj�ce by�o
to lodowate spojrzenie Mord-Sith. Ze �ci�ni�tym sercem pomy�la�a, �e b�agaj�cy o lito��
Richard ca�ymi tygodniami widzia� jedynie takie zimne oczy. Zn�w spojrza�a na tamtych
dwoje.
- - Potrzebne nam s� tylko odpowiedzi na nasze pytania, nic wi�cej.
- - I w�a�nie je wydobywam.
- - Rozumiem - przytakn�a Kahlan - ale nie musi przy tym wrzeszcze�. My nie
torturujemy ludzi.
- - Tortury? Jeszcze nawet nie zacz�am go torturowa�. - Cara wyprostowa�a si� i
rzuci�a okiem na trz�s�cego si� u jej st�p Marlina. - A gdyby zdo�a� wcze�niej zabi� lorda
Rahla? Czy w�wczas kaza�aby� mi go zostawi� w spokoju?
- - Tak. - Kahlan spojrza�a tamtej w oczy. - A potem post�pi�abym z nim jeszcze
gorzej. Gorzej, ni� potrafisz sobie wyobrazi�. Ale nie skrzywdzi� Richarda.
K�ciki ust Mord-Sith wygi�y si� w przebieg�ym u�miechu.
- - Mia� taki zamiar. Prawo duch�w m�wi, �e zamiar stanowi ju� win�. To, �e mu si�
nie powiod�o, wcale nie zmazuje winy.
- - Duchy podkre�laj� te� r�nic� mi�dzy zamiarem a uczynkiem. Chcia�am si� nim
zaj�� na sw�j spos�b. Czy� chcia�a� zignorowa� moje wyra�ne polecenie?
Cara odrzuci�a na plecy jasny warkocz.
- - Moim zamiarem by�o chronienie ciebie i lorda Rahla. Uda�o mi si� to.
- - M�wi�am, �eby� pozwoli�a mi si� tym zaj��.
- - Chwila wahania mog�a oznacza� kres dla ciebie... lub dla tych, na kt�rych ci
zale�y. - Cara przez chwil� mia�a udr�czon� twarz, lecz szybko zn�w przybra�a bezlitosn�
min�. - Oduczy�am si� wahania.
- - To dlatego go prowokowa�a�? Chcia�a�, �eby ci� zaatakowa� swoj� magi�?
Kobieta otar�a grzbietem d�oni krew z g��bokiego rozci�cia na policzku, pozosta�o�ci
po tym, jak Marlin j� uderzy� i pchn�� na szaf� biblioteczn�. Podesz�a do Kahlan.
- - Tak. - Patrz�c dziewczynie w oczy, zliza�a krew z d�oni. - Mord-Sith tylko wtedy
zdobywa w�adz� nad czyim� magicznym darem, kiedy �w kto� zaatakuje j� za pomoc� magii.
- - S�dzi�am, �e boicie si� magii.
Cara obci�gn�a czerwony sk�rzany r�kaw.
- - Boimy si�, chyba �e kto� atakuje nas, wykorzystuj�c magi�. W�wczas zdobywamy
w�adz� nad jego magicznym darem.
- - Zawsze twierdzi�a�, �e nic nie wiesz o magii, a przecie� teraz panujesz nad jego
darem. Mo�esz si� pos�ugiwa�jego magi�?
Mord-Sith spojrza�a na j�cz�cego na pod�odze cz�owieka.
- - Nie. Nie mog� korzysta� z jego daru tak, jak on to czyni, mog� go jednak zwr�ci�
przeciw niemu samemu. Mog� go krzywdzi� za pomoc� jego w�asnej magii. - Zmarszczy�a
czo�o. - Czasami troch� to wyczuwamy, ale nie pojmujemy tego tak jak lord Rahl i dlatego
nie mo�emy si� pos�ugiwa� darem. Chyba �e po to, by zadawa� im b�l.
- - W jaki spos�b?
Kahlan nie mog�a pogodzi� owych sprzeczno�ci. Uderzy�o j�, jak bardzo
niewzruszona mina Cary przypomina �twarz Spowiedniczki�: wyraz, kt�ry nauczy�a j�
przybiera� jej matka, wyraz kryj�cy uczucia wobec tego, co musia�o zosta� zrobione.
- - Nasze umys�y sprz�ga magia - wyja�ni�a Mord-Sith - wi�c wiem, co my�li, je�li
dotyczy to skrzywdzenia mnie, stawiania oporu czy sprzeciwiania si� moim rozkazom. Dzieje
si� tak, bo pozostaje to w sprzeczno�ci z moimi �yczeniami. A poniewa� nasze umys�y
sprz�ga ich magia, wystarczy sama my�l o sprawieniu pochwyconemu b�lu i ju� cierpi. -
Spojrza�a na Marlina, a ten nagle ponownie zacz�� krzycze� z przera�liwego b�lu. -
Rozumiesz?
- - Tak. Daj temu spok�j. Je�li odm�wi odpowiedzi, b�dziesz mog�a... zrobi�, co
trzeba, ale nie zgodz� si� na nic, co nie jest konieczne do ochrony Richarda. - Kahlan
odwr�ci�a wzrok od wij�cego si� w m�ce Marlina i spojrza�a w zimne, niebieskie oczy Cary. -
Zna�a� Denne? - spyta�a bezwiednie.
- - Ka�dy zna� Denne.
- - Czy by�a tak dobra jak ty w... w dr�czeniu ludzi?
- - Jak ja? - powt�rzy�a ze �miechem Cara. - Nikt nie by� w tym tak dobry jak Denna.
W�a�nie dlatego by�a ulubienic� Rahla Pos�pnego. Nie uwierzy�aby�, co potrafi�a zrobi�
cz�owiekowi. Mog�a na przyk�ad... - Zerkn�a na Agiel zawieszony na szyi Kahlan, Agiel
Denny, i nagle zrozumia�a, co si� kry�o za tym pytaniem. - Ale to by�o w przesz�o�ci. ��czy�a
nas wi� z Ranieni Pos�pnym. Robi�y�my to, co nam rozkaza�. Teraz jeste�my zwi�zane z
Richardem. Nigdy nie zrobimy mu nic z�ego. Oddamy �ycie w obronie lorda Rahla. - Zni�y�a
g�os do szeptu. - Lord Rahl nie tylko zabi� Denne, ale i wybaczy� jej to, co mu uczyni�a.
Kahlan przytakn�a jej.
- On tak. Ale ja nie. Cho� rozumiem, �e uczyni�a to, czego j� nauczono i co jej
nakazano, cho� jej duch pom�g� nam obojgu i pocieszy� nas, cho� doceniam jej p�niejsze
po�wi�cenie si� dla nas, to w g��bi serca nigdy nie wybacz� jej potworno�ci, jakie zgotowa�a
m�czy�nie, kt�rego kocham.
Mord-Sith d�ugo wpatrywa�a si� w oczy dziewczyny.
- Rozumiem. Ja r�wnie� bym ci nie wybaczy�a, gdyby� kiedykolwiek skrzywdzi�a
lorda Rahla. I nie okaza�abym ci lito�ci.
Kahlan odwzajemni�a badawcze spojrzenie.
- - Ja tak�e. M