8500
Szczegóły |
Tytuł |
8500 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8500 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8500 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8500 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl
lub http://www.ksiazki.cvx.pl
Autor K.S. Rutkowski FA�SZYWY CHRYSTUS
O tym, �e fa�szywy Chrystus w ko�cu znalaz� si� w areszcie, Kardyna� dowiedzia� si� telefonicznie od razu gdy to si� sta�o. Na jego zatroskanej od dawna twarzy nareszcie pojawi� si� u�miech. To by�a ta dobra wiadomo��, na kt�r� czeka� od wielu dni.
Nast�pnego dnia tr�bi�y ju� o tym wszystkie gazety. A dzienniki telewizyjne wszystkich stacji, zaczyna�y si� od migawek Chrystusa prowadzonego pod eskort� policji do miejscowego aresztu. Osobnik, kt�ry podawa� si� za Jezusa, by� powa�ny, mia� �agodn� twarz i ani troch� nie przejmowa� si� rol� wi�nia. By� bardzo fotogeniczny i na wszystkich filmowych przekazach wygl�da� wdzi�cznie i dostojnie.
Kardyna� od samego rana mia� pe�ne r�ce roboty. Teraz, kiedy w ko�cu ten wariat znalaz� si� pod kluczem, nale�a�o dzia�a�. Najlepiej cicho i bez zb�dnego rozg�osu. Takiej okazji nie mo�na by�o przepu�ci�. To by�a jedyna szansa, �eby pozby� si� tego typa raz na zawsze.
By� niebezpieczny. Takiego zdania by� ju� nie tylko Episkopat, ale nawet Watykan. Informacje, kt�re zewsz�d dociera�y, by�y niepokoj�ce. Ten cz�owiek podaj�cy si� za Jezusa Chrystusa wzbudza� coraz wi�ksze spo�eczne zaufanie, co grozi�o wybuchem antyko�cielnych nastroj�w. I to ju� nie tylko w tym kraju. G�osy przychylno�ci dla tego oszusta dociera�y ju� z ca�ego �wiata. Trzeba by�o wi�c przerwa� t� maskarad�. Zw�aszcza, �e ten fa�szywy �wi�ty zdecydowanie za du�o wiedzia�. I to o rzeczach, kt�re ko�ci� skrz�tnie ukrywa� przed wiernymi. O tajnych kontach w zagranicznych bankach, finansowaniu polityk�w, gospodarczych machlojkach. W swoich przem�wieniach, kt�re wyg�asza� pod ko�cio�ami i na rynkach, w asy�cie swoich dwunastu r�wnie jak on pomylonych kompan�w, kt�rych nazywa� swoimi aposto�ami, m�wi� o tym otwarcie i bez ogr�dek, sypi�c faktami jak z r�kawa. Ju� kilku dziennikarzy sprawdzi�o niekt�re z tych wiadomo�ci i kiedy okaza�y si� wiarygodne, wybucha�y prawdziwe skandale. Od wielu dni nad ko�cio�em wisia�y czarne chmury. Nawet sam papie� z powodu tego cz�owieka nie spa� po nocach. I ju� kilkakrotnie dzwoni� do Kardyna�a, domagaj�c si� dzia�ania. W ostatniej rozmowie da� mu nawet zielone �wiat�o, co czyni� nadzwyczaj rzadko. Kardyna� m�g� wi�c zrobi� co tylko uzna za stosowne, �eby zamkn�� temu wariatowi usta.
Kardyna� przygotowywa� sobie grunt pod t� spraw� od wielu dni, licz�c na jakie� potkni�cie tego pomyle�ca, za kt�re mo�na by�oby go legalnie aresztowa� i teraz, kiedy w ko�cu to si� sta�o i ten czubek siedzia� w zamkni�ciu, pozosta�y ju� tylko formalno�ci. Wszystko by�o przygotowane i zapi�te na ostatni guzik. Wystarczy�o ju� tylko wykona� dwa telefony i spokojnie czeka�. W gruncie rzeczy ten samozwa�czy Chrystus sam ukr�ci� bicz na siebie. Gdyby nie przep�dzi� spod miejscowej katedry handlarzy sprzedaj�cych tam legalnie dewocjonalia, hamburgery i inne rzeczy, nic nie mo�na by mu by�o zrobi�. W tym kraju prawo nie zabrania wariatom g�oszenia na ulicach s�owa Bo�ego, je�eli tylko nie przymuszaj� nikogo do s�uchania. Wymachiwanie batem w miejscu publicznym to ju� jednak zupe�nie inna sprawa...
Kardyna�, kt�ry w�a�nie siedzia� w zaciszu swojego obszernego gabinetu, si�gn�� po telefon. Wykr�ci� dobrze sobie znany numer i odczeka� chwil�.
- Niech b�dzie pochwalony - rzek� do s�uchawki, kiedy us�ysza� "s�ucham".
- Jego Eminencja? - zapyta� g�os w s�uchawce.
- Owszem panie Prokuratorze Generalny. Chyba wie pan w jakiej sprawie dzwoni�?
- Domy�lam si�, Wasza Eminencjo.
- W�a�nie nadszed� czas, �eby wcieli� w �ycie to, o czym rozmawiali�my jaki� czas temu.
- Tak, wiem. Widzia�em w telewizji.
- Czy mog� wi�c liczy� na pa�skie po�wi�cenie?
- Ale� oczywi�cie, Eminencjo. Ju� pozwoli�em sobie podj�� odpowiednie dzia�anie i gwarantuj�, �e ten chory cz�owiek jeszcze dzisiaj znajdzie si� w miejscu, o kt�rym m�wili�my.
- To �wietnie. Jest pan w�a�ciwym cz�owiekiem na w�a�ciwym miejscu. Polecaj�c pana ministrowi sprawiedliwo�ci wiedzia�em co robi�.
- Dzi�kuj� Waszej Eminencji za zaufanie.
- To nie zaufanie, a wiara w cz�owieka. Szcz�� Bo�e.
Kardyna� od�o�y� s�uchawk� i rozpar� si� w fotelu. Poczu� lekkie zadowolenie. Sprawa powoli stawa�a si� klarowna. I dobiega�a ko�ca. To by�o najwa�niejsze.
Na biurku przed Kardyna�em le�a� stos gazet. Z pierwszych stron ka�dej oczy fa�szywego Chrystusa spogl�da�y na niego z r�nych fotografii. By�o w nich co�, co przyci�ga�o uwag�. Co hipnotyzowa�o. Patrz�c na te wszystkie gazetowe fotki, Kardyna� przypuszcza�, �e to w�a�nie w tych oczach tkwi�a si�a tego cz�owieka. To, co powodowa�o, �e ho�ota wierzy�a w jego s�owa. Ta jego ca�a moc, o kt�rej tyle si� m�wi�o.
A poza tym jeszcze te d�ugie w�osy, broda... Ten cz�owiek rzeczywi�cie wygl�da� jakby zszed� z o�tarza. Prawdziwy Jezus Chrystus. Syn Bo�y. Ka�dy re�yser filmowy, kr�c�cy w�a�nie jak�� biblijn� histori�, z miejsca zaanga�owa�by go do tej roli.
Ze wszystkich wariat�w udaj�cych Jezusa, jakich Kardyna� spotka� w swoim �yciu, ten by� najbardziej przekonuj�cy. Dlatego koniecznie trzeba by�o si� go pozby�. Gdyby �wiat uwierzy� w tego cz�owieka, ko�ci� przesta�by si� liczy�. Skoro Jezus Chrystus chodzi�by po ziemi, ludzie woleliby go zobaczy� na �ywo ni� ucz�szcza� do �wi�ty� i si� do niego modli�.
Kolejny numer telefonu Kardyna� musia� ju� odnale�� w skorowidzu. Na szcz�cie korzysta� z tego numeru rzadko. Zbyt rzadko, �eby obci��a� nim swoj� pami��. Chocia�, jak sobie nieraz my�la�, by� mo�e powinien go zapami�ta�. Numer�w telefon�w do takich ludzi czasami lepiej nigdzie nie zapisywa�.
- Czego?! - wrzasn�� g�os w s�uchawce. -To ja.
- Ja?! Co, kurwa, za ja?! Kardyna� poczu� zirytowanie.
- Kto�, komu bardzo du�o zawdzi�czasz.
- Aaa... Wasza Ekscelencja, czy jak tam... Czy�by znowu poczu�o si� jaki� smr�d ko�o dupy?
- Nie zapominaj z kim rozmawiasz!
- Bez nerw�w, ojciec. Przecie� nie dzwonisz do mnie po to, �eby mnie wyspowiada�. Wisia�by� na telefonie przez wiele dni i wyda� fortun� na rachunek. A z pewno�ci� nie masz tyle czasu, a i mnie si� nie chce tyle gada�. Przejd�my wi�c od razu do interes�w.
- Pami�tasz nasz� ostatni� rozmow�?
- Tak... Co� pami�tam. Podobno jaki� czubek biega po mie�cie i wykrzykuje, �e jeste�cie dziwkarzami, peda�ami i innymi zbocze�cami i sracie na wszystko opr�cz mamony, do kt�rej podobno tak naprawd� si� modlicie. Je�li to prawda, to i ja powinienem zosta� wy�wi�cony na ksi�dza. Pasowa�bym do was jak nic. Macie mo�e jaki� wolny etat biskupa?
- Nie blu�nij, synu. Pami�taj, co dla ciebie zrobi�em.
- Kurwa, jak m�g�bym zapomnie�. Twoje ostatnie por�czenie znowu oszcz�dzi�o mi wielu lat wi�zienia. Masz w tym kraju wi�ksz� w�adz� ni� prezydent. A ja sp�acam swoje d�ugi.
- Masz wi�c okazj�. Ten nawiedzony cz�owiek za kilka godzin znajdzie si� tam, gdzie mia� by�. Wiesz wi�c co
masz robi�?
- Wiem. Jeszcze dzisiaj wy�l� tam swoich ludzi.
Kardyna� od�o�y� s�uchawk� na aparat. Westchn�� g��boko i spojrza� w otwarte okno.
Na dworze �wieci�o s�o�ce. �piewa�y ptaki. �wiat mia� si� dobrze. T�tni� �yciem. B��kitnego nieba nie przeci�a �adna b�yskawica, ani �aden grzmot nie rozproszy� letniej ciszy. Wi�c chyba nawet B�g nie mia� za z�e tej decyzji podj�tej w jego imieniu.
Kardyna� jeszcze raz g�o�no westchn��, a potem po raz kolejny si�gn�� po telefon, aby zadzwoni� do Watykanu i uspokoi� papie�a.
P�nym wieczorem tego samego dnia Jezus Chrystus siedzia� w swojej celi w zak�adzie psychiatrycznym, do kt�rego przywieziono go po po�udniu. By� w�a�nie po rozmowie ze swoim ojcem. Zda� mu szczeg�ow� relacj� ze swojego pobytu na ziemi i poczu� wyra�nie, �e ojciec nie jest z niej zadowolony. Tak naprawd�, do dzisiaj nie zdawa� sobie sprawy, �e na ziemi jest ju� dla niego tak niewiele miejsca. Z g�ry wszystko wygl�da�o inaczej... Jednak, jak obaj ju� dobrze wiedzieli, pozory myli�y. Gdyby jego ojciec zajmowa� si� tylko Ziemi�, to mo�e nie dosz�oby na niej do takiego zepsucia, ale we wszech�wiecie wiele by�o planet, kt�rymi nale�a�o si� opiekowa�, a Szatan nie nale�a� do pr�niak�w. Wszystko wskazywa�o na to, �e tu, na ziemi, wygra�. Ale, na szcz�cie, nie wsz�dzie wiod�o mu si� tak dobrze.
Obaj zgodnie stwierdzili, �e nowy Potop, by� mo�e, oczy�ci t� planet� z tego ca�ego plugastwa.
Jezus Chrystus nie zdziwi� si�, gdy, mimo p�nej pory, us�ysza� d�wi�k obracaj�cego si� w drzwiach klucza. Jego ojciec przygotowa� go na to. Nie broni� si� wi�c, gdy wpad�o tych trzech, kt�rzy mieli przyj��, rzuci�o si� na niego i przypar�o do �ciany. Tym razem oby�o si� jednak bez m�otka i gwo�dzi oraz bez krzy�a. Wystarczy� n�, kt�ry jeden z nich wbi� mu w cia�o. Dok�adnie w to samo miejsce, kt�re rzymski �o�nierz przebi� mu w��czni� ponad dwa tysi�ce lat temu.
Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl
lub http://www.ksiazki.cvx.pl