Feist Raymond - Wojna Światów 2 - Mistrz magii
Szczegóły |
Tytuł |
Feist Raymond - Wojna Światów 2 - Mistrz magii |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Feist Raymond - Wojna Światów 2 - Mistrz magii PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Feist Raymond - Wojna Światów 2 - Mistrz magii PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Feist Raymond - Wojna Światów 2 - Mistrz magii - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
RAYMOND E. FEIST
Strona 3
MISTRZ MAGII
(Tłumaczył: Mariusz Terlak)
Strona 4
MILAMBER I VALHERU
Tak, piękna królowo...
żaden z nas wtedy nie patrzył za siebie
Wierząc, ze jutro będzie tak jak dziś
i że chłopcami będziemy na zawsze.
William Szekspir, Opowieść zimowa, akt I, scena 2
(tłum. W. Lewik)
Strona 5
NIEWOLNIK
Konający niewolnik leżał na ziemi i krzyczał rozdzierająco. Dzień był niemiłosiernie
gorący. Inni niewolnicy wykonywali swoją pracę, starając się nie słyszeć krzyku agonii. W
obozie pracy życie miało bardzo niską cenę. Nie warto było zastanawiać się nad losem, który
miał się stać udziałem wielu z nich. Umierający został pokąsany przez relli, stwora, który
przypominał węża i zamieszkiwał moczary i bagna. Jad działał powoli, lecz pogryziony
cierpiał niewysłowione katusze, wyjąc z bólu. Poza magią nie znano żadnego leku. Ukąszony
skazany był na powolną, lecz nieuchronną śmierć.
Cisza zapadła nagle, jak nożem uciął. Pug podniósł głowę. Wartownik Tsuranich
wycierał zakrwawione ostrze miecza. Pug poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Przy uchu usłyszał
szept Lauriego.
– Wygląda na to, że krzyk umierającego Toffstona przeszkadzał naszemu szacownemu
nadzorcy. Pug obwiązał się mocno liną w pasie.
– Przynajmniej skończył szybko.
Odwrócił się do wysokiego, jasnowłosego pieśniarza z królewskiego miasta Tyr-Sog.
– Uważaj, Laurie. To stare drzewo może być spróchniałe.
Zaczął wspinać się po pniu ngaggi, drzewa przypominającego świerk, a rosnącego na
podmokłych gruntach i bagnach. Tsurani ścinali je, wykorzystując drewno i obfitość żywicy.
W ich świecie prawie w ogóle nie było metali. Tsurani, zmuszeni warunkami naturalnymi, do
perfekcji opanowali sztukę wyszukiwania i wykorzystywania substytutów. Z drewna ngaggi po
odpowiedniej obróbce można było uzyskać surowiec przypominający papier. Po wysuszeniu
jasna masa stawała się niewiarygodnie twarda, co wykorzystywano przy produkcji wielu
rzeczy codziennego użytku. Odciąganą z drewna żywicę stosowano do nasycania i
zewnętrznego laminowania innych gatunków drewna, a także do wyprawiania skór. Ze skór
Strona 6
poddanych odpowiedniej obróbce robiono pancerze, równie odporne na ciosy jak najdroższe
kolczugi w Królestwie. Oręż Tsuranich wykonany z nasyconego i pokrywanego żywicą
drewna niemal dorównywał twardością stali Midkemii.
Cztery lata spędzone w obozie pracy wśród bagien zahartowały ciało Puga. Kiedy
wspinał się na wysokie drzewo, twarde jak stal muskuły napinały się sprężyście pod skórą
opaloną na ciemny brąz przez ostre słońce świata Tsuranich. Twarz Puga okalała zmierzwiona
broda.
Dotarł do pierwszych grubych konarów i spojrzał w dół na przyjaciela. Laurie stał po
kolana w mętnej wodzie, tłukąc odruchowo owady, które były plagą okolic i przekleństwem ich
pracy. Pug polubił Lauriego. Trubadur właściwie nie musiał się znaleźć w obcym świecie, ale z
drugiej strony nikt mu nie kazał wędrować za patrolem wojsk Królestwa w nadziei, że ujrzy
przybyszów z innego świata. Tłumaczył potem, że potrzebował inspiracji i materiału, aby
tworzyć ballady, które miały go uczynić sławnym w całym Królestwie. Cóż, w rezultacie
Laurie zobaczył znacznie więcej, niż miał nadzieję ujrzeć. Patrol, któremu towarzyszył, nadział
się na główny trzon armii ofensywnej Tsuranich i Laurie dostał się do niewoli. Przybył do
obozu na moczarach ponad cztery miesiące temu i on i Pug szybko zostali przyjaciółmi.
Pug wspinał się coraz wyżej i rozglądał bystro po konarach i korze pnia. Drzewa w
Kelewanie zamieszkiwało mnóstwo równie ciekawych co niebezpiecznych stworów i
stworzątek. Dotarł do miejsca, gdzie mógł łatwo odciąć wierzchołek. Znieruchomiał nagle.
Kątem oka dostrzegł z boku jakiś ruch. Odetchnął z ulgą. To tylko iglak, mały stworek, który
chronił się przed czujnym okiem naturalnych wrogów, udając kępkę igieł ngaggi. Na widok
człowieka czmychnął po konarze i zwinnie przeskoczył na sąsiednie drzewo. Pug dla pewności
jeszcze raz omiótł wzrokiem najbliższe sąsiedztwo i zaczął wiązać liny. Jego zadaniem było
obcinanie czubków potężnych drzew, aby zmniejszyć zagrożenie przy zwalaniu drzewa.
Strona 7
Kilka razy dziabnął w korę ostrzem drewnianej siekiery. Po którymś razie ostrze
zagłębiło • się w miękką papkę. Pug zbliżył nos do pnia i powąchał uważnie. Nie było
wątpliwości, że poczuł zapach zgnilizny. Zaklął pod nosem. Spojrzał w dół.
– Laurie, to jest spróchniałe. Zawiadom nadzorcę.
Czekał, spoglądając w dal ponad wierzchołkami drzew. W powietrzu aż roiło się od
dziwacznych owadów i przypominających ptaki stworów. Chociaż minęły cztery lata, odkąd
został niewolnikiem w tym świecie, ciągle jeszcze nie mógł się przyzwyczaić do tutejszych
form życia i przyrody. Nie różniły się one co prawda aż tak bardzo od tego, co znał z Midkemii,
ale przez to właśnie zarówno podobieństwa, jak i różnice przypominały mu nieustannie, że nie
był w domu. Przecież pszczoły powinny mieć czarno-żółtawe paski, a nie jasno-czerwone. Kto
słyszał, żeby na skrzydłach orłów lśniły żółte pasy, a u mniejszych jastrzębi czy sokołów
purpurowe?! Wiedział, że tak naprawdę nie były to pszczoły, orły czy jastrzębie, lecz
podobieństwo było uderzające. Już łatwiej przychodziło mu zaakceptować o wiele dziwniejsze
stwory na Kelewanie niż te podobne do zwierząt na Midkemii. Udomowiona, pociągowa
needra o sześciu nogach, przypominająca do złudzenia roboczego woła, któremu przyprawiono
dodatkową parę klocowatych nóg, czy Cho-ja, stwór o budowie owada służący Tsuranim, a do
tego mówiący ich językiem. Przez te cztery lata przyzwyczaił się do nich. Gorzej było, kiedy
kątem oka dostrzegł zbliżające się zwierzę i odwracał się, oczekując podświadomie, że zobaczy
coś znajomego z Midkemii, aby po sekundzie doznać bolesnego rozczarowania. W takich
momentach świadomość rozstania z domem docierała do niego z wyjątkową ostrością.
Z zadumy wyrwał go głos Lauriego.
– Nadzorca idzie.
Pug zaklął po cichu. Jeśli nadzorca, idąc do nich przez bagno, zamoczy się i ubłoci,
będzie na pewno wściekły, a to oznaczało bicie i kolejne obcięcie i tak już skromnych racji
Strona 8
żywnościowych. Już sam chwilowy przestój w wycince na pewno wprawił go w zły nastrój.
Rodzinka norowców, sześcionogich stworzeń podobnych do bobrów, zadomowiła się pod
wielkimi drzewami, podgryzając delikatne korzenie. Drzewa chorowały, słabły i w końcu
usychały. Miękkie, papkowate drewno gniło powoli, podchodząc wodnistą cieczą, aby w końcu
zapaść się od środka pod własnym ciężarem i zwalić na ziemię. Po odkryciu wydrążonych
przez norowce tuneli podkładano w nich co prawda trutkę, ale zwierzęta zdążyły już poczynić
znaczne szkody.
Ochrypły głos przeklinający na czym świat stoi i towarzyszące mu wściekłe
rozchlapywanie mulistej wody oznajmiły przybycie Nogamu, ich nadzorcy. Chociaż sam był
niewolnikiem, udało mu się wspiąć na najwyższy, osiągalny dla niewolników, szczebel. Nie
mógł co prawda nigdy liczyć na odzyskanie wolności, jednak posiadał wiele przywilejów.
Między innymi pod jego właśnie komendą znajdowali się żołnierze ze straży obozowej i wolni
najemnicy. Tuż za Nogamu przyszedł młody żołnierz. Na jego obliczu malował się wyraz nie
skrywanego rozbawienia. Kiedy spojrzał w górę na Puga, chłopak miał okazję dobrze mu się
przyjrzeć. Żołnierz miał gładko wygoloną twarz, na modłę obowiązującą pośród wolnych
Tsuranich. Miał wystające policzki i prawie czarne oczy, tak charakterystyczne dla większości
przedstawicieli jego rasy. Ich wzrok spotkał się. Żołnierz jakby lekko skinął głową. Błękitna
zbroja, którą miał na sobie, nie była znana Pugowi, co jednak przy dziwnej strukturze i
organizacji armii Tsuranich wcale go nie zdziwiło. W ich świecie każdy miał swoją mniejszą
czy większą armię, nawet poszczególne rodziny, majątki ziemskie, prowincje czy miasta.
Zrozumienie wzajemnych zależności i powiązań między nimi w ramach struktury Imperium
wykraczało poza jego pojmowanie.
Nadzorca stanął pod drzewem, unosząc wysoko nad błotem swoją szatę. Burczał coś
pod nosem jak rozeźlony niedźwiedź, którego zresztą do złudzenia przypominał. Zadarł głowę
Strona 9
do góry.
– Co znowu z tym drzewem?
Pug, który poza kilkoma starymi niewolnikami Tsuranich był w obozie najdłużej,
opanował język Tsuranich lepiej niż inni niewolnicy z Midkemii.
– Śmierdzi zgnilizną. Powinniśmy chyba przygotować inne drzewo, a to zostawić w
spokoju, Panie Niewolników. Nadzorca potrząsnął wściekle pięścią.
– Śmierdzące lenie! Drzewo jest zdrowe. Szukacie tylko pretekstu, aby nie pracować.
Zabieraj się natychmiast do roboty! Ścinaj!
Pug westchnął. Sprzeczanie się z Niedźwiedziem, jak nazywali go wszyscy niewolnicy
z Midkemii, nie miało najmniejszego sensu. Coś go najwyraźniej gryzło, a płacili za to
oczywiście niewolnicy. Zaczął rąbać i po chwili czubek spadł na ziemię. Z przeciętego pnia
buchnął kwaśny odór zgnilizny. Pug błyskawicznie odwiązał liny. W chwili, kiedy przyczepiał
do pasa ostatni kawałek, tuż przed nim rozległ się rozdzierający trzask.
– Uwaga! Leci! – krzyknął do stojących na dole. Rozbiegli się natychmiast. Wśród
pracujących w lesie okrzyk „leci” nigdy nie był ignorowany. Po odcięciu wierzchołka pień
rozszczepił się u góry na pół. Chociaż nie zdarzało się to często, czasami jednak, gdy proces
gnicia był daleko posunięty, najmniejsze naruszenie kory powodowało rozszczepienie i
zawalanie się drzewa rozrywanego na boki ciężarem konarów. Gdyby Pug był nadal
przywiązany, liny przed rozerwaniem przecięłyby go na pół.
Pug ocenił błyskawicznie kierunek upadku pnia. W chwili, kiedy połówka, na której
stał, zaczęła się przechylać, odepchnął się mocno i skoczył. Uderzył płasko plecami o wodę,
starając się, aby jej powierzchnia jak najbardziej złagodziła siłę uderzenia. W tym miejscu
woda miała tylko około pół metra głębokości i po uderzeniu o powierzchnię nastąpiło drugie,
silniejsze, o dno, ale ponieważ było ono muliste, Pug nie odniósł większej szkody. Chłopak
Strona 10
krzyknął rozdzierająco, kiedy impet uderzenia wypchnął powietrze z płuc. Zawirowało mu w
głowie, lecz nie stracił przytomności. Działając bardziej podświadomie niż celowo, usiadł i
zaczął gwałtownie, jak ryba, chwytać powietrze ustami.
Niespodziewanie ogromny ciężar uderzył go w brzuch, pozbawiając oddechu i
wciskając głowę pod wodę. Przygniótł go ogromny konar. Z najwyższym trudem wystawił usta
ponad powierzchnię, by złapać haust powietrza. Płuca płonęły żywym ogniem. Zaczerpnął
gwałtownie powietrza i do środka wdarła się woda. Zaczął się dusić. Kaszląc i prychając na
wszystkie strony, usiłował zwalczyć narastającą panikę. Z całych sił napierał na przygniatający
go ciężar. Na próżno, konar był zbyt ciężki. Głowa niespodziewanie znalazła się ponad wodą.
– Pluj, Pug! Pluj, ile wlezie! – krzyczał Laurie. – Wypluj muł, bo dostaniesz bagiennej
gorączki płuc.
Pug zaczął kaszleć i pluć jak szalony. Laurie trzymał jego głowę nad powierzchnią
wody, umożliwiając mu normalne oddychanie.
– Unieście konar! Ja go wyciągnę.
Rozchlapując wysokie fontanny mulistej wody, nadbiegło kilku ociekających potem
niewolników. Zanurzyli ramiona, chwycili drewno i z trudem unieśli o kilka centymetrów. Nic
z tego, Laurie nadal nie mógł wyciągnąć Puga.
– Przynieście siekiery. Trzeba odciąć konar od pnia. Kilku z nich ruszyło po siekiery,
lecz powstrzymał ich głos Nogamu.
– Wracać! Zostawcie go. Nie ma na to czasu. Trzeba ścinać następne drzewa.
– Nie możemy go tak zostawić! – wrzasnął Laurie. – Utopi się!
Nadzorca podbiegł do Lauriego i z całej siły uderzył go pejczem w twarz, rozcinając mu
głęboko skórę na policzku, lecz Laurie nie puścił głowy przyjaciela.
– Z powrotem do roboty, niewolniku! Wieczorem dostaniesz baty za to, że odezwałeś
Strona 11
się do mnie w ten sposób. Są inni, którzy potrafią ścinać wierzchołki. Puszczaj go!
Znowu uderzył pieśniarza. Laurie skrzywił się boleśnie, lecz nie wypuścił głowy Puga z
rąk.
Nogamu wzniósł ramię do trzeciego uderzenia, kiedy powstrzymał go jakiś głos z tyłu:
– Odciąć gałąź i wyciągnąć niewolnika!
Laurie podniósł wzrok i zobaczył, że słowa te wypowiedział młody żołnierz, który
towarzyszył nadzorcy. Nogamu, nie przyzwyczajony, aby kwestionowano jego rozkazy,
odwrócił się błyskawicznie i w ostatniej chwili przygryzł wargi, aby nie powiedzieć tego, co
zamierzał. Skłonił nisko głowę.
– Wedle woli mego pana.
Dał znak niewolnikom z siekierami, aby uwolnili Puga, i po chwili chłopak został
wyciągnięty spod konara. Laurie wziął go na ręce i zaniósł pod nogi młodego żołnierza.
Pug wykaszlał ostatnie kropelki wody i wydusił ochrypłym szeptem: – Dziękuję,
panie... za uratowanie mi życia...
Młodzieniec nie odezwał się ani słowem. Poczekał, aż zbliży się nadzorca, i zwrócił się
do niego:
– To niewolnik miał rację, a nie ty. Drzewo było rzeczywiście zmurszałe. Nie miałeś
prawa karać go za swój błąd i zły humor. Powinieneś otrzymać baty, ale szkoda marnować na
to czas. Praca posuwa się powoli. Mój ojciec nie jest zadowolony.
Nogamu skłonił się nisko.
– Straciłem honor i twarz przed moim panem. Czy udzielisz, panie, pozwolenia, abym
odebrał sobie życie?
– Nie. To zbyt wielki honor dla ciebie. Wracaj do pracy. Twarz nadzorcy
poczerwieniała z bezsilnej wściekłości i wstydu. Wskazał pejczem na Puga i Lauriego.
Strona 12
– Wy dwaj, natychmiast wracać do roboty!
Laurie powstał, Pug także próbował się podnieść. Kolana trzęsły się pod nim z
wyczerpania i nerwów po dramatycznej walce o życie. Po kilku próbach udało mu się.
– Zwalniam tych dwóch z pracy na resztę dnia – powiedział młody panicz. – Ten –
wskazał na Puga – nie nadaje się w tej chwili do niczego. Tamten opatrzy mu rany zadane przez
ciebie, żeby nie wdało się zakażenie. – Odwrócił się do strażnika. – Zaprowadź ich do obozu i
zajmij się nimi.
Pug był bardzo wdzięczny za okazane serce nie tyle ze względu na samego siebie, co
raczej ze względu na Lauriego. On sam po krótkim odpoczynku mógł przecież powrócić do
pracy, lecz otwarte rany na bagnie oznaczały niechybną śmierć w męczarniach. Wysoka
temperatura, brud i muł stanowiły doskonałą pożywkę dla wielu infekcji, których nie
potrafiono leczyć.
Poszli za strażnikiem. Kiedy opuszczali teren wyrębu, Pug zauważył, że nadzorca
patrzy za nimi z zimną nienawiścią w oczach.
Deski podłogi zatrzeszczały. Pug natychmiast przebudził się. Wyrobiona w czasie
pobytu w niewoli instynktowna ostrożność podszepnęła mu, że ten dźwięk nie powinien się
pojawić w baraku w środku nocy.
Wpatrywał się intensywnie w mrok. Kroki zbliżały się, aby po chwili zatrzymać się u
stóp jego posłania. Usłyszał, jak śpiący obok Laurie gwałtownie wciąga powietrze. Trubadur
też się przebudził. Nie tylko on, pomyślał, pewnie połowa niewolników w baraku wyczekiwała
z napięciem na to, co się teraz stanie. Obcy wahał się przez moment. Pug czekał. Nerwy miał
napięte do ostatnich granic. Coś sieknęło cicho i Pug, nie czekając ani sekundy, stoczył się
błyskawicznie z posłania. Na matę spadł jakiś ciężar, a po chwili jego uszu doszedł głuchy
odgłos sztyletu uderzającego w miejsce, gdzie przed sekundą znajdowała się jego pierś. W
Strona 13
pomieszczeniu zawrzało nagle. Niewolnicy wydzierali się wniebogłosy. Ktoś z głośnym
tupotem bosych stóp biegł w stronę drzwi.
Pug wyczuł raczej, niż zobaczył wyciągające się do niego w mroku ręce. Klatkę
piersiową przeszył potworny ból. Sięgnął na ślepo przed siebie, starając się wyrwać
napastnikowi sztylet. Kolejny świst ostrza w ciemności. Pug złapał się za rozciętą głęboko
prawą dłoń. Napastnik znieruchomiał nagle. Pug wyczuł, że ciało niedoszłego zabójcy zostało
przygniecione przez kogoś trzeciego.
Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wbiegli żołnierze z latarniami w rękach. Pug
spojrzał na podłogę. Laurie leżał rozciągnięty na nieruchomej postaci Nogamu. Niedźwiedź
dyszał jeszcze, ale sądząc ze sterczącego spomiędzy żeber sztyletu, niewiele zostało mu życia.
Do baraku wszedł młody żołnierz, który rano ocalił życie Pugowi i Lauriemu. Reszta
rozstąpiła się przed nim z szacunkiem. Stanął koło trzech uczestników bójki.
– Nie żyje? – spytał krótko.
Oczy nadzorcy rozchyliły się z trudem.
– Żyję, mój panie... – wyszeptał ledwo słyszalnym głosem – lecz umrę od klingi... –
Zlaną potem twarz rozjaśnił słaby, lecz wyzywający uśmieszek.
Młody żołnierz nie pokazał nic po sobie, lecz oczy zagorzały strasznym gniewem.
– Nie sądzę – wycedził cicho przez zęby. Odwrócił się do dwóch najbliżej stojących
żołnierzy. – Wyprowadzić go natychmiast na zewnątrz i powiesić. Jego klan nie będzie śpiewał
pieśni o chwalebnej i honorowej śmierci. Zostawcie ciało, niech zeżre je robactwo. To będzie
przestroga, że należy wykonywać moje polecenia. Marsz!
Twarz konającego pobladła nagle.
– Panie! Nie... – wyszeptał drżącymi wargami – pozwól mi umrzeć od klingi...
błagam... tylko parę minut... – W kącikach ust pojawiła się krwawa piana.
Strona 14
Dwóch krzepkich wartowników schyliło się i nie zważając na jego ból, wywlokło
krzyczącego przeraźliwie Nogamu na dwór. Strach przed stryczkiem wyzwolił w nim na
moment, w ostatniej chwili życia, resztki energii.
Zgromadzeni w baraku zamarli w bezruchu jak posągi. Po chwili wycie nadzorcy
przeszło w krótki, zdławiony okrzyk śmierci. Zapadła pulsująca w uszach cisza. Młody oficer
zwrócił się do Puga i Lauriego. Pug usiadł z trudem. Z długiej, płytkiej rany na piersi sączyła
się krew. Lewą ręką podtrzymywał skrwawioną prawą dłoń. Ta rana była bardzo głęboka. Nie
mógł poruszać palcami.
– Podnieś rannego przyjaciela i chodź ze mną – powiedział oficer do Lauriego.
Trubadur dźwignął Puga na nogi i wyprowadził go z baraku. Oficer zaprowadził ich do swojej
kwatery i polecił wejść do środka. Zawołał strażnika i rozkazał, aby sprowadzono obozowego
lekarza. Czekali na niego w milczeniu. Lekarzem był stary Tsurani ubrany w szaty kapłana
jednego z ich bogów, chociaż żaden z chłopców nie wiedział którego. Obejrzał dokładnie rany
Puga i stwierdził, że cięcie na piersi jest powierzchowne. Gorzej było z ręką.
– Rana jest głęboka. Zostały przecięte mięśnie i ścięgna. Zagoi się oczywiście po
pewnym czasie, lecz ruchy i siła mięśni dłoni będą ograniczone. Tą ręką będzie mógł
wykonywać jedynie najprostsze czynności.
Oficer kiwnął głową, a na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz: mieszanina
obrzydzenia i zniecierpliwienia.
– W porządku. Opatrz rany i zostaw nas. Lekarz oczyścił rany, założył kilka szwów na
dłoń i zabandażował. Na odchodnym ostrzegł Puga, aby nie zanieczyścił ran. Pug zastosował
stare ćwiczenie umysłowe, aby złagodzić ból i napięcie.
Po wyjściu lekarza młody oficer przyglądał się im obu przez dłuższą chwilę.
– Zgodnie z prawem powinienem was kazać powiesić za zabicie nadzorcy.
Strona 15
Nie odzywali się ani słowem. Niewolnicy nie mieli prawa zabierać głosu, dopóki nie
otrzymali takiego polecenia.
– Ale ponieważ to ja go powiesiłem, mam prawo darować wam życie, jeżeli jest to w
zgodzie z moimi planami. Mogę was ukarać za zranienie nadzorcy – zawiesił na moment głos –
czujcie się ukarani.
Machnął ręką.
– Zostawcie mnie teraz, ale zameldujcie się o świcie. Muszę zdecydować, co z wami
począć.
Wyszli, zdając sobie doskonale sprawę, jakie mieli szczęście. Według wszelkich
prawideł sztuki u Tsuranich, powinni teraz dyndać na sznurze obok byłego nadzorcy.
– O co tu chodzi? – zastanawiał się głośno Laurie.
– Za bardzo mnie boli, żeby teraz nad tym główkować. Na razie jestem tylko wdzięczny
za to, że ujrzymy jutrzejszy poranek.
Przez całą drogę do baraku Laurie nie odezwał się ani słowem.
– Nie mogę się oprzeć wrażeniu, Pug, że młody oficer trzyma coś w zanadrzu...
– Nieważne. Już dawno zrezygnowałem z prób zrozumienia motywów postępowania
naszych panów. I dlatego, Laurie, udało mi się przeżyć tak długo. Robię po prostu, co mi każą,
i staram się wytrzymać.
Pug wskazał na kołyszące się na drzewie w słabej poświacie księżyca – tej nocy
wzeszedł tylko mniejszy księżyc – ciało Nogamu.
– Zbyt łatwo można skończyć w ten sposób. Laurie pokiwał powoli głową.
– Może masz rację, ale ja nadal nie rezygnuję z ucieczki. Pug zaśmiał się krótko i
gorzko.
– I gdzie to chcesz uciekać, pieśniarzu? Dokąd? Do śluzy i dziesięciu tysięcy
Strona 16
Tsuranich?
Laurie nie odezwał się ani słowem. Położyli się na swoich posłaniach i próbowali
zasnąć w tę gorącą, parną noc.
Młody oficer siedział, zgodnie ze zwyczajem Tsuranich, ze skrzyżowanymi nogami na
stosie poduszek. Oddalił wartownika, który przyprowadził Puga i Lauriego, i kazał im usiąść.
Posłuchali polecenia z pewnym wahaniem, ponieważ niewolnikom zazwyczaj nie pozwalano
na siadanie w obecności pana.
– Jestem Hokanu, z rodu Shinzawai. Obóz jest własnością mego ojca – zaczął bez
zbędnych wstępów. – Jest bardzo niezadowolony z tegorocznych wyników. Wysłał mnie tutaj,
żebym się zorientował, co można z tym zrobić. Teraz, jak wiecie, nie mam nawet nadzorcy,
który by potrafił nadzorować roboty, ponieważ ten idiota was obciążył winą za swoją własną
głupotę. Co mam robić? Milczeli.
– Jak długo tu jesteście?
Odpowiedzieli po kolei. Zastanawiał się przez chwilę.
– Ty – wskazał na Lauriego – jak się dobrze zastanowić, nie jesteś nikim
nadzwyczajnym, no może poza tym, że lepiej niż reszta opanowałeś nasz język. Ale ty –
wskazał na Puga – udało ci się przeżyć dłużej niż większości waszych rodaków o sztywnych
karkach. Dobrze też władasz językiem Tsuranich. Od biedy mógłbyś nawet ujść za wieśniaka z
odległej prowincji.
Siedzieli w milczeniu, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza Hokanu. Pug zdał sobie
nagle ze zdziwieniem sprawę, że jest pewnie o rok czy dwa starszy od tego młodego pana.
Hokanu był bardzo młody, a miał tak wielką władzę. Zwyczaje Tsuranich były bardzo dziwne.
W Crydee Hokanu byłby terminatorem lub gdyby był szlacheckiego pochodzenia, ćwiczyłby
się nadal w sztuce rządzenia państwem u boku starszych.
Strona 17
– Jak to możliwe, że władasz tak dobrze naszym językiem?
– Byłem jednym z pierwszych siedmiu, panie, którzy dostali się do waszej niewoli i
zostali przetransportowani do waszego świata. Byliśmy jedynymi niewolnikami z Midkemii
wśród ogromnej rzeszy niewolników Tsuranich. Wszyscy staraliśmy się nauczyć, jak
przetrwać, lecz po pewnym czasie byłem jedynym, któremu się to udało. Reszta zmarła od
zainfekowanych ran, trawiona gorączką bagienną czy po prostu zabita przez wartowników. Nie
został ani jeden człowiek, z którym mógłbym rozmawiać w ojczystym języku, a przez ponad
rok nie sprowadzano nowych niewolników z Midkemii.
Oficer pokiwał głową. Popatrzył na Lauriego.
– A ty?
– Ja, panie, jestem wędrownym pieśniarzem, trubadurem. Podróżując dużo po kraju,
musiałem się nauczyć wielu języków. Oprócz tego mam dobry, muzyczny słuch. Wasz język,
panie, należy do grupy języków tonalnych, jak nazywamy je w naszym świecie. Oznacza to, że
słowa o takich samych głoskach, lecz wypowiedziane w różnej intonacji, mają inne znaczenie.
Na południu naszego Królestwa mamy kilka takich języków, a ja szybko się uczę.
Oczy młodego oficera rozbłysły zainteresowaniem.
– Dobrze jest dowiadywać się czegoś nowego. – Zamyślił się na chwilę. Pokiwał
powoli głową. – Wiele czynników kształtuje los człowieka, niewolnicy. – Uśmiechnął się i
przez moment wyglądał bardziej na chłopca niż dorosłego mężczyznę. – Ten obóz to rzeźnia.
Moim zadaniem było przygotowanie raportu dla ojca, pana Shinzawai. Chyba już wiem, na
czym polega główny problem. – Wskazał palcem na Puga. – Chciałbym, żebyś się podzielił ze
mną swoimi przemyśleniami na ten temat. Jesteś tutaj dłużej niż wszyscy inni.
Pug skupił się. Już dawno nikt nie prosił go o wypowiedzenie opinii na jakiś temat.
– Panie, pierwszy nadzorca, którego zastałem w obozie po dostaniu się do niewoli, był
Strona 18
mądrym człowiekiem. Dobrze rozumiał, że nawet niewolników nie można zmusić do ciężkiej i
efektywnej pracy, jeżeli są zbyt wycieńczeni głodem. Dostawaliśmy wtedy lepsze jedzenie, a
jeżeli ktoś był ranny czy chory, miał czas, aby dojść do siebie. Nogamu był okropny i każde
niepowodzenie czy opóźnienie w pracy przyjmował jako osobisty afront. Kiedy kolonia
norowców zaatakowała kawałek lasu, winni byli niewolnicy. Kiedy umierał jakiś niewolnik,
traktował to jak spisek, mający na celu zniszczenie jego reputacji jako nadzorcy robót. Każda
trudność kończyła się kolejnym obcięciem racji żywnościowych lub wydłużeniem dnia pracy,
natomiast wszelkie postępy traktował jako słusznie mu się należącą nagrodę za jego wysiłki.
– Podejrzewałem to. Nogamu był kiedyś bardzo ważnym człowiekiem. Był hadonra –
zarządzającym posiadłościami swego ojca. Jego rodzinę uznano winną knucia spisku prze-
ciwko Imperium i jego klan sprzedał wszystkich jej członków do niewoli, to znaczy tych,
których nie powieszono od razu. Nogamu nigdy nie był dobrym niewolnikiem. Uznano wtedy,
że powierzenie mu odpowiedzialności za obóz mogło się przyczynić do praktycznego
wykorzystania jego zdolności. No cóż, popełniono omyłkę. Jak sądzicie, czy pośród
niewolników jest ktoś, kto mógłby sprawnie zarządzać obozem? Laurie lekko skłonił głowę.
– Pug, panie.
– Nie sądzę. Co do was, mam osobne plany.
Pug zdziwił się. Zastanawiał się, do czego tamten zmierzał.
– Może Chogana, panie. Był kiedyś rolnikiem. Został sprzedany w niewolę, bo nie mógł
zapłacić podatków, gdy miał kiepskie zbiory. Ma bardzo trzeźwą głowę.
Oficer klasnął w dłonie. Wartownik pojawił się błyskawicznie w pokoju.
– Poślij po niewolnika Choganę. Wartownik zasalutował i wyszedł.
– Dobrze, że Chogana to Tsurani. Wy, barbarzyńcy, nie znacie swego miejsca. Aż mnie
ciarki przechodzą, gdy pomyślę, co by się stało, gdybym mianował kogoś z Midkemii. Nie
Strona 19
minęłoby wiele czasu, a żołnierze ścinaliby drzewa, podczas gdy niewolnicy trzymaliby przy
nich wartę.
Przez chwilę panowała cisza, po czym Laurie zaśmiał się głębokim, szczerym
śmiechem. Hokanu uśmiechnął się. Pug obserwował go uważnie. Młody człowiek, od którego
zależała ich śmierć czy życie, starał się ze wszystkich sił zdobyć ich zaufanie. Laurie już go
polubił, jednak Pug trzymał swe uczucia na wodzy. Dłużej niż Laurie nie miał kontaktu ze
społeczeństwem na „starej” Midkemii, gdzie braterstwo broni czasu wojny uczyło dzielić biedę
i wspólną żołnierską miskę, zarówno prostych, jak i szlachetnie urodzonych bez względu na
stopień. Tutaj, już na samym początku niewoli, nauczył się jednego: Tsurani nigdy, nawet na
krótką chwilę, nie zapominali o swojej pozycji w hierarchii społecznej. Wszystko, co działo się
w tej chacie, działo się za sprawą woli i planu młodego oficera i na pewno nie zdarzyło się
przypadkiem. Hokanu wyczuł na sobie wzrok Puga. Spojrzał na niego. Ich wzrok spotkał się na
krótki moment. Po chwili Pug opuścił oczy – tego oczekiwano od niewolnika. Przez tę krótką
chwilę rozciągnęła się między nimi cienka nić porozumienia, jakby młody oficer chciał
powiedzieć Pugowi: „Nie wierzysz, że jestem waszym przyjacielem? Niech i tak będzie, pod
warunkiem że odegrasz swoją rolę”.
Hokanu machnął ręką.
– Wracajcie do baraku. Dobrze wypocznijcie. Wyruszamy zaraz po południowym
posiłku.
Wstali, skłonili się nisko i wycofali tyłem z chaty. Pug szedł pogrążony w milczeniu.
Laurie zerknął na niego.
– Ciekawe, gdzie nas biorą? – Kiedy nie usłyszał żadnej odpowiedzi, dodał: –
Przynajmniej jedno jest pewne, nie będzie tam gorzej niż tutaj.
Pug zastanawiał się, czy aby na pewno Laurie ma rację.
Strona 20
Ktoś potrząsnął Puga za ramię. Obudził się. Wykorzystując dodatkowy czas na
odpoczynek, drzemał w miłym, porannym cieple. Po obiedzie mieli opuścić obóz w
towarzystwie młodego szlachcica. Chogana, były rolnik, którego Pug zaproponował na
stanowisko nadzorcy, przyłożył palec do ust i pokazał na śpiącego głębokim snem Lauriego.
Pug wyszedł za starym niewolnikiem z baraku. Usiedli w cieniu pod ścianą. Chogana
zawsze mówił powoli, z uwagą dobierając słowa.
– Mój pan, Hokanu, mówi, że odegrałeś decydującą rolę w mianowaniu mnie nadzorcą
obozu. – Kiedy to mówił, jego pobrużdżona, śniada twarz wyglądała bardzo szlachetnie.
Skłonił się głęboko przed Pugiem. – Jestem twoim dłużnikiem.
Pug oddał formalny ukłon, co w warunkach obozowych było niesłychaną rzadkością.
– Nie ma mowy o żadnym długu. Jestem pewien, że będziesz się zachowywał i działał,
jak na prawdziwego nadzorcę przystało, i dobrze opiekował swoimi braćmi.
Usta Chogany rozchyliły się w szerokim uśmiechu, ukazując zęby pożółkłe ze starości i
od soku orzechów tateen, które stary ciągle gryzł. Występowały one na bagnach w dużych
ilościach. Miały lekko narkotyczne działanie i nie wpływając na efektywność pracy, czyniły ją
jednak nieco lżejszą. Pug, jak i reszta niewolników z Midkemii, starał się nie popadać w nie-
szkodliwy nałóg, chociaż gdyby go zapytać, nie potrafiłby odpowiedzieć dlaczego. Być może
dlatego, że wyglądałoby to na ostateczne poddanie się utracie wolności.
Chogana patrzył na obóz wąskimi szparkami oczu. Słońce świeciło ostro. Teren był
opustoszały. Poza osobistą ochroną młodego pana i oddziałem kucharza nie było nikogo. Z
daleka dochodziło echo pokrzykiwań pracujących przy wycince.
Stary spojrzał na Puga.
– Kiedy byłem chłopcem na farmie mego ojca w Szetac, odkryto, że mam talent.
Zostałem poddany badaniu, po którym stwierdzono, że jestem niepełny. – Pug nie zrozumiał