Feist Raymond - Wojna Światów 3 - Srebrzysty cierń
Szczegóły |
Tytuł |
Feist Raymond - Wojna Światów 3 - Srebrzysty cierń |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Feist Raymond - Wojna Światów 3 - Srebrzysty cierń PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Feist Raymond - Wojna Światów 3 - Srebrzysty cierń PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Feist Raymond - Wojna Światów 3 - Srebrzysty cierń - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Raymond E. Feist
Strona 3
SREBRZYSTY
CIERŃ
(Tłumaczył: Mariusz Terlak)
Ethanowi Aaronowi Feistowi,
Alicii Jeanne Lareau,
wszystkim małym magom
PODZIĘKOWANIA
Ponownie zaciągnąłem dług wdzięczności wobec wielu osób,
którym książka ta zawdzięcza swoje istnienie. Chciałbym gorąco
podziękować:
Piątkowym Nocnym Markom, wśród których są: April i Stephen
Abrams, Steve Barret, Anita i Jon Everson, Dave Guinasso, Conan
LaMotte, Tim LaSelle, Ethan Munson, Bob Potter, Rich Spahl, Alan
Springer oraz Lori i Jeff Velten, z powodów, których było zbyt wiele,
aby można było je tu wyliczyć.
Wdzięczny jestem Susan Avery, Davidowi Brinowi, Karnie Buford
oraz Janny Wurst za to, że zechcieli dzielić się swoimi przemyśleniami
podczas powstawania książki.
Podziękowania należą się również mym przyjaciołom w
Doubleday. Cieszę się, że ich lista wydłużyła się o nazwiska Pat
LoBrutto i Petera Schneidera.
Al Sarantonio dziękuję za wrzucanie grosików do grającej szafy w
Chicago.
Strona 4
Jeszcze raz podziękowanie dla mego agenta, Harolda Matsona.
I, jak zawsze, Barbarze A. Feist, mojej matce.
Feist
Raymond Kalifornia San Diego
kwiecień,1984
NASZA OPOWIEŚĆ DO TEJ PORY...
Pug i Tomas, dwaj chłopcy pracujący w kuchni zamku Crydee
wpadają w wir wydarzeń towarzyszących inwazji na ich rodzinną
ziemię, Królestwo Wysp w świecie zwanym Midkemią. Pug,
pochwycony przez żołnierzy Imperium Tsuranuanni, dostaje się do
niewoli. Mijają cztery lata niewolniczej pracy w obozie na bagnach w
świecie Tsuranich, Kelewanie. Pug pracuje razem z przybyłym później
towarzyszem niedoli, Laurie z Tyr-Sog, trubadurem. Po konflikcie z
nadzorcą obozowym obaj młodzieńcy zostają zabrani przez Hokanu,
najmłodszego syna Shinzawai, do majątku ojca. Dostają tam polecenie
zapoznania Kasumiego, drugiego syna gospodarza, ze wszystkimi
aspektami kultury Królestwa, oraz nauczenia go języka. Pug spotyka
tam również niewolnicę o imieniu Kalała i zakochuje się w niej. Brat
pana Shinzawai, Kamatsu, był jednym z Wielkich, magów o potężnej
mocy, którzy byli prawem sami dla siebie. Pewnego wieczoru mag
Fumita odkrywa, że Pug terminował jako mag na Midkemii. Fumita w
imieniu Zgromadzenia, bractwa wszystkich magów Kelewanu, żąda
wydania Puga, po czym obaj znikają z majątku Shinzawai.
W tym czasie na Midkemii Tomas wyrasta na postać o
Strona 5
zadziwiającej mocy. Czerpie ją ze starodawnej zbroi noszonej niegdyś
przez Władcę Smoków, jednego z rasy Valheru, legendarnego ludu,
który pojawił się pierwszy na Midkemii i władał jej wszystkimi
mieszkańcami. O Valheru nie wiedziano wiele, tylko tyle, że byli bardzo
potężni i okrutni oraz że Elfy i moredhele były ich niewolnikami.
Aglaranna, jej syn Calin oraz Tamar, wyższy doradca królowej Elfów,
obawiali
się,
że
Tomasem
zawładnęła
moc
Ashen-Shugara,
starożytnego Władcy Smoków, którego zbroję Tomas teraz nosił.
Obawiali się, że Valheru usiłuje odzyskać utraconą kiedyś niepodzielną
władzę. Aglaranna była szarpana podwójnym niepokojem i rozterką,
bo chociaż z jednej strony obawiała się Tomasa, to jednak zakochała się
w nim. Tsurani dokonują inwazji na Elvandar. Zostają odparci przez
połączone siły Tomasa i Dolgana przy pomocy tajemniczego Czarnego
Macrosa. Po bitwie Aglaranna wyznaje Tomasowi swoją miłość, zostaje
jego kochanką, tracąc przez to możliwość wpływu na niego.
Pamięć Puga zostaje uwolniona od przeszłości przez nauczycieli ze
Zgromadzenia. Po czterech latach studiów Pug zostaje magiem.
Dowiaduje się, że jest obdarzony wielką mocą i talentem, wyznawcą
Strona 6
Wyższej Drogi, magii nie istniejącej na Midkemii. Kulgan był
przedstawicielem Drogi Niższej, nie mógł zatem odpowiednio
wykształcić Puga. Zostając magiem, Pug otrzymał nowe imię Milamber.
Shimone, jego nauczyciel, obserwował Milambera, kiedy ten zdawał
ostami egzamin, stojąc na szczycie strzelistej wieżycy w samym oku
przerażającej burzy. W czasie próby zostaje mu objawiona cała historia
Imperium. Tam też zostaje mu wpojony pierwszy i podstawowy
obowiązek Wielkiego – służba Imperium. W Zgromadzeniu Pug poznaje
nowego przyjaciela, Hochopepę, przebiegłego i doświadczonego maga,
który zaznajamia Puga z pułapkami polityki Tsuranich.
W dziewiątym roku walk Arutha zaczął się obawiać, że powoli
przegrywają wojnę. Od schwytanego jeńca dowiedział się, że z
Kelewanu napływają nowe oddziały przeciwnika. Razem z Martinem
Długim Łukiem, Wielkim Łowczym swego ojca, oraz Amosem Traskiem
wyrusza w podróż do Krondoru, aby uzyskać dodatkową pomoc od
księcia Erlanda. W czasie wyprawy Amos odkrywa tajemnicę Martina.
Okazuje się, że jest on nieślubnym synem księcia Borrica. Martin żąda
od Amosa złożenia przysięgi, że ten nigdy nie wyjawi sekretu bez zgody
Martina. W Krondorze Arutha odkrywa, że miasto jest pod kontrolą
Guya, księcia Bas-Tyry, zaprzysięgłego wroga księcia Borrica. Arutha
popada w konflikt z „Małpą” Radburnem, sługusem Guya i jednocześnie
szefem tajnej policji. Radburn ściga Aruthę, Martina i Amosa, lecz ci
wpadają w ręce Prześmiewców, złodziei z Krondoru. Spotykają u nich
Jimmy'ego Rączkę – młodocianego złodziejaszka, Trevora Hulla –
Strona 7
byłego pirata, który został przemytnikiem, oraz jego pierwszego oficera
Aarona Kucharza. Prześmiewcy ukrywają u siebie księżniczkę Anitę,
której udało się uciec z pałacu. „Małpa” Radburn szaleje po całym
mieście, starając się za wszelką cenę schwytać Anitę, zanim Guy
Bas-Tyra powróci do Krondoru z przygranicznej potyczki z
sąsiadującym z Królestwem Wielkim Keshem. Przy pomocy
Prześmiewców Arutha, jego towarzysze i Anita uciekają z miasta. W
czasie morskiego pościgu Amosowi udaje się zwabić okręt Radburna na
podwodne skały i szef tajnej policji idzie na dno. Po powrocie do Crydee
dowiadują się, że młody panicz Roland poległ w potyczce z wrogiem. W
tym czasie Arutha zakochał się już w Anicie, chociaż sam przed sobą nie
przyznaje się do tego uważając, że dziewczyna jest zbyt młoda dla
niego.
Pug, znany teraz jako Milamber, wraca do majątku Shinzawai, by
odzyskać Katalę. Dowiaduje się, że został ojcem. Syn, William, urodził
się w czasie jego nieobecności. Dowiaduje się również, że ród Shinzawai
zaangażowany jest w spisek i razem z Cesarzem dążą do tego, aby
wymusić na Wysokiej Radzie, zdominowanej przez Wodza Wojny,
zawarcie pokoju. Kasumi opanował już język i zwyczaje Królestwa. Pug
i Laurie mieli mu służyć za przewodników w wyprawie do króla z
posłaniem pokoju od Cesarza. Pug życzy im powodzenia, zabiera Katalę
z dzieckiem i wracają razem do domu.
Tomas uległ wielkiej przemianie, doprowadzając w sobie moce
Valheru i ludzką naturę młodzieńca do stanu równowagi. Nie
Strona 8
przychodzi to jednak łatwo, Martin Długi Łuk nieomal traci przy tym
życie. W czasie gigantycznych wewnętrznych zmagań chłopiec zostaje
prawie pokonany. Udaje mu się jednak w końcu zapanować nad
dławiącym go szaleństwem, które egzystowało niegdyś pod postacią
Władcy Smoków, i odnajduje wewnętrzny pokój i harmonię.
Kasumi i Laurie przechodzą przez przejście między dwoma
światami i docierają do Rillanonu, gdzie dowiadują się, że król Rodne
oszalał. Oskarża ich o szpiegostwo. Przy pomocy księcia Caldrica udaje
im się zbiec. Książę poradził im, by skontaktowali się z księciem
Borrikiem, ponieważ wszystko wskazywało na to, że wkrótce
wybuchnie wojna domowa. Po dotarciu do obozu Borrica dowiadują się
od Lyama, że stary Książę w wyniku odniesionej rany jest bliski
śmierci.
Milamber-Pug
przygląda
się
Cesarskim
Igrzyskom
zorganizowanym przez Wodza Wojny dla uczczenia oszałamiającego
zwycięstwa nad wojskami Borrica. Milamber, obserwując bezmyślne
okrucieństwo, a szczególnie traktowanie jeńców z Midkemii, wpada we
wściekłość. W napadzie szału obraca w gruzy całą arenę, okrywając
hańbą Wodza Wojny, co wprowadza kompletny chaos w polityce
Imperium. Milamber musi uciekać z Katalą i Williamem na Midkemię.
Strona 9
Już nie jest Wielkim Tsuranich, a znowu Pugiem z Crydee.
Pug powrócił akurat na czas, by stanąć przy łożu śmierci księcia
Borrica. Ostatnim czynem Borrica było publiczne uznanie Martina jako
swego syna. Król Rodric rozgniewany tym, że jego dowódcy nie
potrafią zakończyć długotrwałej wojny, przybywa do obozu. Na czele
szaleńczej szarży rusza na Tsuranich i wbrew wszelkim oczekiwaniom i
przewadze wroga przełamuje ich linię frontu, spychając z powrotem do
doliny, gdzie znajduje się machina podtrzymująca przejście pomiędzy
dwoma światami. Król zostaje jednak śmiertelnie ranny. Tuż przed
śmiercią odzyskuje świadomość oraz pełnię władz umysłowych i
wyznacza Lyama na następcę tronu.
Lyam wysyła do Tsuranich wiadomość, że chce przyjąć ofertę
zawarcia pokoju, którą Rodric odrzucił. Zostaje wyznaczony termin
rozpoczęcia rokowań. Macros odwiedza wtedy Elvandar, ostrzegając
Tomasa, że w czasie trwania rozmów pokojowych można się
spodziewać zdrady. Tomas, podobnie jak i Krasnoludy, zgadza się
sprowadzić swoich wojowników.
W czasie trwania rokowań Macros stwarza wobec obu stron
magiczną iluzję, w rezultacie której na miejscu rokowań pokojowych
wybucha chaos i krwawa bitwa. Obecność Macrosa jest niezbędna i
czarnoksiężnik przybywa. Pug i Macros wspólnymi siłami zamykają
przejście między dwoma światami, odcinając drogę odwrotu z Midkemii
czterem tysiącom żołnierzy Tsuranich pod dowództwem Kasumiego.
Pug poddaje ich przed Lyamem, który obiecuje obdarzyć ich wolnością
Strona 10
pod warunkiem złożenia przysięgi na wierność Królestwu.
Wszyscy wracają do Rillanonu na koronację Lyama. Arutha zaś z
Pugiem, Kulganem i Martinem udają się na wyspę Macrosa. Spotykają
tam Gathisa, podobnego do goblina sługę czarnoksiężnika. Przekazuje
im on posłanie od Macrosa. Wszystko wskazuje na to, że sam Macros
zginął w czasie niszczenia przejścia. Swoją ogromną bibliotekę zostawił
Pugowi i Kulganowi. Obaj postanawiają stworzyć akademię dla
magów. Macros wyjaśnia również przyczyny swej zdrady, przekazując
im, że byt znany jedynie jako Przeciwnik lub Nieprzyjaciel,
przeogromna i przerażająca moc znana Tsuranim w zamierzchłych
czasach, mógł odnaleźć Midkemię, posługując się otwartym przejściem
między oboma światami. Dlatego właśnie sprowokował sytuację, w
której przejście musiało być zniszczone.
Następnie wszyscy powracają do Rillanonu, gdzie Arutha
odkrywa tajemnicę Martina. Prawda o pochodzeniu Martina i uznanie
go za najstarszego spośród trzech braci stawiają pod znakiem
zapytania prawo Lyama do dziedziczenia tronu. Jednak były Wielki
Łowczy zrzeka się wszelkich praw do korony i Lyam zostaje królem.
Ponieważ ojciec Anity zmarł, księciem Krondoru zostaje Arutha. Guy du
Bas-Tyra ukrywa się. W czasie uroczystości koronacyjnych zostaje
skazany na banicję za swoją zdradę. Laurie poznaje księżniczkę Carline,
która wydaje się odwzajemniać jego zainteresowanie.
Lyam, Martin, który został księciem Crydee, oraz Arutha ruszają
w objazd Wschodnich Prowincji Królestwa. Pug wraz z rodziną i
Strona 11
Kulganem udają się na wyspę Stardock, by rozpocząć wznoszenie
Akademii. Przez rok w Królestwie panował pokój...
Strona 12
ARUTHA I JIMMY
Z takim się rada cała ruszyła łoskotem,
Jakim piorun daleki zwykł przerażać grzmotem.
John Milton, Raj utracony. Księga II, wiersz 483
(tłum. Franciszek Ksawery Dmochowski)
Strona 13
BRZASK
Słońce schowało się za górami.
Ostatnie ciepłe promienie musnęły ziemię i po chwili tylko różowa
poświata na niebie świadczyła, że jeszcze niedawno był tu dzień. Od
wschodu nadciągał szybko fioletowogranatowy zmrok. Ostre jak
brzytwa podmuchy lodowatego wiatru buszowały pośród wzgórz,
jakby wiosna była tylko wspomnieniem z zamierzchłej przeszłości. W
zacienionych rozpadlinach leżały kurczowo wczepione spłachcie
zimowego lodu, który teraz trzeszczał głośno pod obcasami ciężkich
butów. Z ciemności wyłoniły się trzy postacie i po chwili znalazły się w
kręgu światła rzucanego przez płonące ognisko.
Stara wiedźma podniosła głowę, a jej ciemne oczy rozszerzyły się
lekko na widok trójki przybyszów. Znała postać po lewej – rosły
wojownik-niemowa, z ogoloną do gołej skóry głową, z której wisiał
tylko pojedynczy kosmyk skalpowy. Przyszedł do niej kiedyś,
poszukując magicznych znaków dla dziwnych i nie znanych jej
obrzędów. Mimo że był potężnym watażką, odesłała go z niczym,
ponieważ jego natura była przepojona złem, złem w najczystszej
postaci, i chociaż zagadnienia dobra czy zła rzadko miały dla
czarownicy jakiekolwiek znaczenie, nawet dla niej istniały granice,
których nie chciała przekraczać. Poza tym nie darzyła moredheli
specjalną miłością, a szczególnie tego, który na znak całkowitego
oddania mrocznym mocom odciął sobie język.
Strona 14
Wojownik-niemowa spoglądał na nią niezwykłymi dla swojej
rasy, niebieskimi oczami. Nawet jak na przedstawiciela górskich
klanów, których ludność była przeważnie bardziej rosła i silniejsza niż
ich pobratymcy zamieszkujący lasy, był wyjątkowo barczysty i
potężny. W dużych, spiczastych uszach lśniły złote pierścienie. U
moredheli, które nie miały płatków usznych, ich założenie było
szczególnie bolesne. Na obu policzkach widać było trzy blizny,
mistyczne symbole, których znaczenie nie umknęło uwadze wiedźmy.
Niemy wojownik dał znak swym towarzyszom. Czarownicy
wydało się, że ten z prawej strony skinął lekko głową. Nie była jednak
do końca pewna, ponieważ obcy miał na sobie skrywającą szczegóły
sylwetki obszerną szatę, a na głowie ogromny, nasunięty na twarz
kaptur. Obie, złożone razem dłonie trzymał w głębokich fałdach długich
rękawów. Z czeluści kaptura dobiegł, jakby dochodzący z ogromnej
odległości, głos.
– Chcemy odczytać znaki – powiedział obcy lekko sepleniącym,
prawie syczącym głosem. W jego mowie dał się słyszeć obcy akcent.
Niespodziewanie spośród fałd wysunęła się dłoń. Czarownica cofnęła
się gwałtownie, ponieważ dłoń była zniekształcona i pokryta łuskami,
jakby jej właściciel zamiast palców miał szpony pokryte u podstawy
wężową skórą. Natychmiast rozpoznała stwora: miała przed sobą
kapłana Pantathian, ludzi-węży. W porównaniu z nimi nawet
moredhele cieszyli się jej wysoką estymą.
Skierowała wzrok na postać stojącą pośrodku. Obcy był wyższy o
Strona 15
głowę od wysokiego moredhela i bardziej niż on potężny. Mężczyzna
zsunął powoli z ramion futro niedźwiedzia, zdjął z głowy jego czaszkę
służącą mu za hełm i cisnął na ziemię. Stara wiedźma krzyknęła
zduszonym głosem. W swoim długim życiu jeszcze nie widziała
moredhela o równie uderzającym wyglądzie. Obcy miał na sobie grube
spodnie, kamizelkę i buty sięgające kolan, noszone przez górskie klany.
Pod rozchyloną kamizelką widać było nagą pierś. Potężnie umięśniony
tors zalśnił w blasku ognia, kiedy moredhel nachylił się ku czarownicy i
zaczął się jej uważnie przyglądać. Jego nieskazitelnie piękna twarz
budziła grozę. Tym jednak, co sprawiło, że wiedźma krzyknęła
zduszonym głosem, nie był budzący lęk wygląd, lecz znak, jaki ujrzała
na jego piersi.
– Czy mnie znasz? – spytał czarownicy. Skinęła głową.
– Wiem, kim jesteś.
Pochylił się jeszcze bardziej do przodu, aż twarz oświetlił mu od
dołu płonący między nimi ogień, ukazując jednocześnie niewidoczne do
tej pory zakamarki jego przerażającej istoty.
– Tak, jestem tym, kim jestem – szepnął z uśmiechem na ustach.
Poczuła strach. Zza przystojnych rysów, spoza maski dobrotliwego
uśmiechu wyjrzało nagle oblicze zła, zła w najczystszej formie, zła tak
wielkiego, że nikt nie był w stanie spojrzeć mu prosto w oczy.
– Chcemy odczytać znaki – powtórzył, a w jego głosie zabrzmiało
szaleństwo tak czyste, jak bryła przezroczystego lodu.
– Cóż to? – Zachichotała pod nosem. – Nawet ktoś tak potężny jak
Strona 16
ty podlega ograniczeniom?
Z twarzy przystojnego moredhela znikł powoli uśmiech.
– Nie można przepowiadać swej własnej przyszłości. Starucha nie
chciała przeciągać struny.
– Potrzebne jest srebro.
Moredhel kiwnął głową. Niemy wojownik sięgnął do sakiewki
przy pasie, wysupłał monetę i cisnął na ziemię przed czarownicą. Nie
dotykając jej, wiedźma zmieszała w kamiennej miseczce kilka
składników i kiedy mikstura była gotowa, wylała ją na srebrną monetę.
Rozległ się podwójny syk: z monety i od strony człowieka-węża. Pokryta
zielonkawymi łuskami szponiasta ręka zaczęła kreślić w powietrzu
znaki. Wiedźma zareagowała ostro.
– Tylko bez tych twoich bzdur, wężu. Te czary z gorącej ziemi
mogą jedynie zakłócić moje odczytanie znaków.
Delikatne dotknięcie i cichy śmiech postaci stojącej w środku
powstrzymało kapłana-węża. Moredhel skinął głową w jej stronę.
Gardło wyschło jej z przerażenia na wiór.
– Odpowiedz więc szczerze: Co chcesz wiedzieć? – wykrztusiła
ochrypłym głosem, nie odrywając wzroku od syczącej monety, pokrytej
teraz bulgoczącą, oślizgłą zielonkawą cieczą.
– Czy już czas? Czy teraz mam wykonać to, co jest mi pisane?
Z monety trysnął jasny, zielony płomień i zatańczył nad srebrnym
krążkiem. Czarownica śledziła uważnie jego ruch, a jej oczy widziały we
wnętrzu ognia coś, co jedynie ona była w stanie dostrzec i zrozumieć. Po
Strona 17
chwili usłyszeli skrzekliwy głos staruchy.
– Krwawe Kamienie z Krzyża Ognia. Jesteś tym, kim jesteś. To, ku
czemu zostałeś zrodzony, uczyń... uczyń teraz! – Ostatnie słowa
wykrzyknęła zduszonym głosem.
Na jej twarzy pojawił się niespodziewanie jakiś nieoczekiwany
grymas.
– Co jeszcze, starucho! – przynaglił moredhel.
– Masz jednak przeciwnika, jest tam bowiem ten, który stanie ci
na drodze. Nie jesteś sam, ponieważ za tobą... nie rozumiem... – Jej
głosy był słaby i coraz cichszy.
– Co? – Tym razem na twarzy moredhela nie było nawet cienia
uśmiechu.
– Coś... coś przeogromnego... odległego... jakieś zło. Moredhel
rozważał coś w ciszy, po czym odwrócił się do człowieka-węża.
– Idź zatem, Cathos – powiedział cichym, lecz rozkazującym
głosem. – Zaprzęgnij do pracy twą wielką sztukę i odkryj dla mnie,
gdzie leży ta siedziba słabości. Nadaj naszemu wrogowi imię. Znajdź go.
Człowiek-wąż skłonił się niezdarnie i powłócząc nogami, wycofał
się miękkim ruchem z jaskini. Moredhel zwrócił się teraz do swego
niemego towarzysza.
– Wznieś sztandary, mój generale. Zbierz lojalne wobec nas klany
na równinach Isbandia, pod wieżami Sar-Sargoth. Niech ten sztandar,
który wybrałem jako własny, załopoce najwyżej. Niech wszyscy się
dowiedzą, że rozpoczynamy to, co było nam pisane. Murad, ty będziesz
Strona 18
mym najwyższym dowódcą i wszyscy się dowiedzą, że pośród mych
sług stoisz najwyżej. Czeka nas teraz chwała i wielkość. A potem, kiedy
ten szalony wąż odkryje naszą ofiarę, poprowadzisz Czarnych
Zabójców. Niech ci, których dusze należą do mnie, służą nam, szukając
naszego wspólnego wroga. Znajdź go! Zniszcz! Idź!
Niemowa skinął głową i opuścił jaskinię. Moredhel ze znakiem na
piersi zwrócił się w stronę czarownicy.
– Zatem, ludzki śmieciu, czy wiesz już, jakie to ciemne moce
drgnęły w posadach?
– O tak, posłańcu śmierci i zniszczenia, wiem. Och, klnę się na
Ciemną Panią, że wiem.
Parsknął zimnym, pozbawionym wesołości śmiechem.
– Noszę znak – powiedział, wskazując na purpurowe znamię na
piersi, które w blasku ognia zdawało się płonąć szalonym światłem.
Oczywiste, że nie była to zwykła skaza, z którą przyszedł na świat, lecz
jakiś magiczny talizman, ponieważ jego zarys układał się w idealną
sylwetkę smoka w locie. Wzniósł palec i wskazał ku górze.
– Moc jest we mnie. – Zakreślił palcem krąg w powietrzu. – To ja
zostałem wyznaczony. Jestem przeznaczeniem.
Wiedźma skinęła głową, zdając sobie sprawę, że śmierć pędzi już
ku niej, by wziąć ją w objęcia. Niespodziewanie wyrzuciła z siebie
pośpiesznie skomplikowane zaklęcie, machając przy tym gwałtownie
rękami. W jaskini dało się wyczuć narastającą z każdą chwilą moc, a
nocne powietrze wypełnił dziwny, zawodzący dźwięk. Stojący przed nią
Strona 19
wojownik pokręcił po prostu głową. Rzuciła w jego kierunku zaklęcie
tak potężne, że w okamgnieniu powinno go obrócić w proch, on zaś stał
nadal, tam gdzie stał, nietknięty i uśmiechał się ponuro.
– Cóż to, chcesz mnie wypróbować za pomocą swych nędznych
sztuczek, jasnowidzu?
Widząc, że jej działania nie przynoszą najmniejszego rezultatu,
wiedźma zamknęła oczy i siedziała wyprostowana, czekając na swe
przeznaczenie. Moredhel wyciągnął w jej stronę wskazujący palec. Z
jego końca wystrzelił srebrzysty promień światła i uderzył w
czarownicę. Wrzasnęła przeraźliwie w agonii, po czym zapłonęła
rozjarzonym do białości ogniem. Przez kilka sekund jej ciemna sylwetka
zwijała się w morzu ognia, a potem płomienie zniknęły równie nagle,
jak się pojawiły.
Moredhel obrzucił szybkim spojrzeniem spopielały stos w
kształcie ciała. Ryknął donośnym, głębokim śmiechem, podniósł z ziemi
futro i wyszedł z jaskini.
Jego towarzysze czekali na zewnątrz, przytrzymując konia.
Popatrzył w dół, gdzie w oddali widać było obóz jego oddziału, jeszcze
niewielki i nieliczny, którego przeznaczeniem jednak – jak wiedział –
był wzrost i siła. Dosiadł konia.
– Do Sar-Sargoth!
Ściągnął wodze, obrócił konia i ruszył w dół stoku, prowadząc za
sobą wojownika-niemowę i kapłana-węża.
Strona 20
ZNOWU RAZEM
Statek pędził w stronę domu.
Wiatr zmienił kierunek i nad pokładem rozległ się donośny głos
kapitana. W górze, na rejach i w olinowaniu, załoga pośpiesznie
wykonywała komendy, by jak najlepiej sprostać ostrym podmuchom
bryzy i żądaniom kapitana, który za wszelką cenę pragnął bezpiecznie
doprowadzić statek do portu. Kapitan był doświadczonym żeglarzem.
Prawie trzydzieści lat pływał w marynarce królewskiej, a od
siedemnastu dowodził swym własnym okrętem. I chociaż Królewski
Orzeł był niewątpliwie najlepszym statkiem we flocie króla, jego
kapitan ciągle marzył o odrobinę mocniejszym wietrze i trochę większej
szybkości, ponieważ wiedział, że nie spocznie ani na chwilę, dopóki
pasażerowie nie znajdą się bezpiecznie na brzegu.
Na przednim pokładzie znajdowało się trzech wysokich mężczyzn,
którzy spędzali kapitanowi sen z powiek. Dwaj z nich, blondyn i
ciemnowłosy, stali przy relingu. Opowiadali sobie kawały i co chwila
wybuchali śmiechem. Obaj mieli ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu,
obaj też chodzili pewnym, mocnym krokiem wojownika i myśliwego.
Lyam, władca Królestwa Wysp, i Martin, jego starszy brat, oraz książę
Crydee rozmawiali o wielu rzeczach, o polowaniach i ucztach,
podróżach i polityce, o wojnie i niezgodzie, a czasem też o ich ojcu,
księciu Borricu.
Trzeci mężczyzna, nie tak wysoki i barczysty jak tamci dwaj, stał