8264

Szczegóły
Tytuł 8264
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8264 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8264 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8264 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

RUTH RENDELL RZE� NIEWINI�TKA Prze�o�y�a: Beata Staniszewska Wolf to the Slaughter Wydanie oryginalne: 1967 Wydanie polskie: 1992 ROZDZIA� I Wygl�daj� na par� morderc�w. Tak w�a�nie pomy�la�by policjant zatrzymuj�c ich samoch�d za zbyt szybk� jazd�. Do tego fakt posiadania przez nich broni, z kt�rego musia�by wyt�umaczy� si� m�czyzna, poniewa� ona nie zna�aby �adnego logicznego wyja�nienia. W zapadaj�cym zmierzchu, obserwuj�c krople deszczu sp�ywaj�ce ciurkiem po szybie, pomy�la�a, �e p�aszcze przeciwdeszczowe, kt�re mieli na sobie, wygl�da�y na przebranie � gangsterski ciuch. I jeszcze ten n� gotowy do u�ycia... � Po co ci to? � spyta�a odzywaj�c si� po raz pierwszy, odk�d opu�cili Kingsmarkham i �wiat�a miasta rozmy�y si� w drobnym, m��cym deszczu. � Mo�esz mie� przez to nieprzyjemno�ci. � Jej g�os by� nerwowy, ale nie z powodu no�a. Wcisn�� przycisk uruchamiaj�cy wycieraczki. � Przypu��my, �e starucha zacz�aby jakie� wyg�upy... � powiedzia�. � Gdyby na przyk�ad zmieni�a zdanie? By�bym zmuszony postraszy� j� troch�. � M�wi�c to przejecha� po p�askiej klindze no�a. � Niezbyt mi si� to wszystko podoba � powiedzia�a dziewczyna i tym razem nie maj�c na my�li wy��cznie no�a. � Mo�e wola�aby� zosta� w domu nara�aj�c si� na jego wej�cie w ka�dej chwili? Cudem wydaje mi si� fakt, �e przynajmniej pozwoli� ci korzysta� ze swojego samochodu. Zamiast mu odpowiedzie� na pytanie, powiedzia�a ostro�nie: � Nie chc� si� widzie� z t� kobiet�, t� Ruby... Poczekam na ciebie w samochodzie. � W porz�dku. Za�atwi�em ju� wszystko w sobot�. Ona wyjdzie tylnymi drzwiami. Stowerton zobaczyli najpierw jako pomara�czow� plam�, k�pk� �wiate� p�yn�cych przez mg��. Wje�d�aj�c do centrum mijali zamkni�te sklepy. Jedynie pralnia by�a wci�� czynna. Kobiety pracuj�ce w ci�gu dnia siedzia�y przed pralkami obserwuj�c wiruj�ce b�bny. W ostrym, neonowobia�ym �wietle ich zm�czone twarze nabra�y zielonkawej barwy. Na rogu, przy skrzy�owaniu ulic, gara� Cawthorne�a pogr��ony by� w ciemno�ciach, ale wiktoria�ski dom po�o�ony z ty�u promienia� �wiat�em. Od strony otwartych frontowych drzwi s�ycha� by�o d�wi�ki tanecznej muzyki. Dziewczyna zachichota�a. Szepn�a swojemu towarzyszowi co� na temat przyj�cia u Cawthorne��w, nie wspominaj�c jednak nic o ich wsp�lnych planach. M�czyzna oboj�tnie kiwa� g�ow� i spyta�: � Kt�ra godzina? Skr�cili w�a�nie w boczn� ulic�. Ujrza�a zegar na wie�y ko�cielnej. � Prawie �sma. � Doskonale � zwr�ci� twarz w stron� �wiate� i dobiegaj�cej ich muzyki. Podni�s� dwa palce w ironicznym ge�cie. � To dla starego pryka Cawthorne�a � powiedzia�. � Pewnie chcia�by by� teraz na moim miejscu. Mijane przez nich ulice by�y szare i mokre. Wszystkie wygl�da�y tak samo. Skar�owacia�e drzewa ros�y w niewielkich od siebie odst�pach przy chodnikach, a ich st�amszone korzenie wypacza�y asfalt jezdni. Mijane domy, przed kt�rymi zaparkowane by�y samochody, by�y brzydkie i przysadziste. � No, jeste�my na miejscu. Charteris Road 82. To ten dom na rogu. Na dole pali si� �wiat�o, to bardzo dobrze. Obawia�em si�, �e mo�e z nas zakpi� i wyj�� z domu. Nie podoba�oby mi si� to � powiedzia� m�czyzna chowaj�c n� do kieszeni. Dziewczyna, obserwuj�c znikaj�ce w trzonku no�a ostrze, cicho, lecz z wyczuwalnym podnieceniem w g�osie doda�a: � Mnie te� nie. Z powodu deszczu wcze�niej zapad� zmrok i w samochodzie by�o ciemno, zbyt ciemno, aby mogli widzie� si� nawzajem. Ich d�onie spotka�y si�, kiedy pr�bowali jednocze�nie zapali� ma��, z�ot� zapalniczk�. W jej �wietle zobaczy�a jego �niad�, b�yszcz�c� twarz i wstrzyma�a oddech. � Jeste� �liczna... � powiedzia�. � Bo�e, ale jeste� pi�kna. Dotkn�� jej szyi i przesun�� palce wzd�u� policzka. Siedzieli w milczeniu patrz�c na siebie, a p�omie� rzuca� na ich twarze delikatne cienie. W chwil� potem m�czyzna zgasi� zapalniczk� i otworzy� drzwiczki samochodu. Dziewczyna obraca�a w r�kach z�oty przedmiot pr�buj�c przeczyta� wygrawerowan� pod spodem dedykacj�: �Dla Ann, kt�ra opromienia moje �ycie�. Lampa uliczna o�wietla�a miejsce mi�dzy kraw�nikiem a furtk�. M�czyzna otworzy� bramk� i przez kr�tk� chwil� jego ciemny i ostry cie� wyra�nie zaznaczy� si� na niewyra�nym, zamazanym tle. Dom, do kt�rego si� zbli�a�, wygl�da� dosy� n�dznie, a ogr�dek przed nim by� zbyt ma�y nawet na trawnik. Jedynie niewielki, otoczony kamieniami wzg�rek przyci�ga� uwag�, mo�e dlatego, �e swoim wygl�dem przypomina� gr�b. Podszed� do drzwi i stan�� po lewej stronie schod�w, tak aby kobieta otwieraj�ca drzwi nie zobaczy�a wi�cej ni� powinna, jak chocia�by ty�u zielonego, b�yszcz�cego w �wietle lampy samochodu. Czeka� niecierpliwie, przest�puj�c z nogi na nog�. Krople deszczu sp�ywaj�ce po parapetach okiennych wygl�da�y jak szklane paciorki. Us�yszawszy odg�os krok�w za drzwiami wyprostowa� si� i prze�kn�� �lin�. Zapali�o si� �wiat�o i przez ma�� szybk� w drzwiach ujrza� pomarszczon�, mocno umalowan� twarz kobiety, rzeczow�, chocia� odrobin� zaniepokojon�, okolon� w�osami koloru miedzianego. M�czyzna w�o�y� r�ce do kieszeni i palcami prawej r�ki bezwiednie g�adzi� r�koje�� no�a. Wszystko odby�o si� jednak nie tak, jak zak�ada�. Kiedy sprawy przybra�y zupe�nie inny obr�t, mia� straszne uczucie nieruchomo�ci losu. Wiedzia�, �e pr�dzej czy p�niej i tak dosz�oby do tego. Zarzucili na siebie p�aszcze. Szalikiem pr�bowa� zatamowa� up�yw krwi. � Jed�my do lekarza... � j�cza�a dziewczyna � albo do szpitala. By�a to ostatnia rzecz, na jak� by si� w tej chwili zgodzi�. Wola�, o ile to mo�liwe, unikn�� takiej ewentualno�ci. N� znajdowa� si� z powrotem w jego kieszeni. Jedyne, czego pragn��, to jak najszybciej znale�� si� na powietrzu, poczu� wilgotne krople deszczu. �miertelne przera�enie malowa�o si� na ich twarzach. M�czyzna nie mia� odwagi spojrze� jej w oczy � wytrzeszczone ze strachu i czerwone, tak jakby to krew odbija�a si� w jej �renicach. Chwiej�c si� i potykaj�c dobrn�li do samochodu. Otworzy� drzwiczki i dziewczyna opad�a na siedzenie. � Usi�d� � powiedzia� � i we� si� w gar��. Musimy si� st�d wydosta�. � Jego g�os by� s�aby i odnosi�o si� wra�enie, �e dochodzi z bardzo daleka; tak jak do niedawna daleka mu by�a my�l o �mierci. Samoch�d gwa�townie szarpn�� i ruszy�. R�ce dziewczyny trz�s�y si�, a g�os �ama�. � Wszystko b�dzie dobrze. To nic... tylko lekkie dra�ni�cie. � Jak to si� sta�o? Dlaczego? � Ta kobieta, Ruby... Ju� za p�no... Rzeczywi�cie by�o za p�no. Kiedy przeje�d�ali ko�o stacji samochodowej, us�yszeli muzyk� dobiegaj� z przyj�cia u Cawthorne��w. Nie jakie� �a�obne zawodzenia, ale ogniste, taneczne rytmy. Drzwi wej�ciowe otwarte by�y na o�cie�, tak �e padaj�ce z wn�trza domu �wiat�o odbija�o si� w ulicznych ka�u�ach. Samoch�d wolno sun�� wzd�u� sklep�w. Przesta�o pada� i wszystko dooko�a spowite by�o g�st� mg��. Droga by�a tunelem pomi�dzy drzewami, z kt�rych cicho skapywa�a woda; niczym ogromne, mokre usta wsysa�a w�z swoim �liskim, asfaltowym j�zykiem. Zabawa u Cawthorne��w, cz�ciowo za spraw� niekt�rych z go�ci, przenios�a si� na ulic�. M�ody m�czyzna trzymaj�cy w r�ku kieliszek sta� przy schodach i sprawia� wra�enie, jakby wyczerpa� ju� wszystkie mo�liwo�ci tej imprezy. Pr�ba nawi�zania kontaktu z innym pijanym go�ciem siedz�cym w samochodzie spe�z�a na niczym. Doko�czy� wi�c drinka i odstawi� puste szk�o na jedn� z pomp paliwowych. W pobli�u nie by�o nikogo, z kim m�g�by pogada�, opr�cz dziewczyny o ostrych rysach wracaj�cej do domu po zamkni�ciu baru. Zatrzyma� j� g�o�no deklamuj�c: �Czerpmy rado�� z �ycia ze wszystkich swoich si�, Nim cia�a nasze rozpadn� si� w py�� U�miechn�a si�. � Masz racj� kochasiu. P�ki co, baw si� dobrze. M�czyzna stwierdzi�, �e nie jest w stanie prowadzi� samochodu, a poza tym jego w�z zastawiony by� sze�cioma innymi, kt�rych w�a�ciciele bawili si� w najlepsze na przyj�ciu. Ruszy� wi�c pieszo, z nadziej�, �e spotka po drodze jak�� bratni� dusz�. Znowu zacz�o pada�. Deszcz przyjemnie ch�odzi� jego rozgrzan� twarz. Droga do Kingsmarkham sta�a przed nim otworem, zach�caj�c do marszu. Szed� ni� szcz�liwy, nie czuj�c zm�czenia. Widz�c w oddali �wiat�a nieruchomego samochodu, g�o�no rzek�: �Jakiej� lampy przeznaczenia jest prowadzi� swoje dzieci zagubione po�r�d ciemno�ci nocy?� ROZDZIA� II Ostry, wschodni wiatr wiej�cy w ci�gu dnia wysuszy� ulic�. Zanosi�o si� na deszcz, chwilowo jednak nie pada�o i niebo by�o szaroniebieskie. Przez �rodek miasta p�yn�� wartki strumie� poruszaj�c g�adkie kamyki, a woda wzbija�a si� w niewielkie fale. Wiatr by� na tyle silny, �e mo�na go by�o nie tylko czu�, ale i s�ysze�. Po�wistywa� w alejkach oddzielaj�cych stare sklepy od nowych blok�w mieszkalnych i z odg�osem przypominaj�cym krzyk sowy uderza� bezlistnymi ga��ziami drzew o dach�wki i �ciany dom�w. Ludzie czekaj�cy na autobus do Stowerton i drugi, jad�cy w przeciwnym kierunku, do Pomfret, podnie�li ko�nierze chowaj�c w nich zmarzni�te twarze. Przeje�d�aj�ce samochody mia�y szczelnie zamkni�te okna. Motocykli�ci zatrzymywani si�� wiatru na szczycie mostu przystawali na chwil�, a potem chwiejnie i ostro�nie zje�d�ali w d� mijaj�c bar �Olive & Dove�. Jedynie obecno�� �onkili w oknie kwiaciarni wskazywa�a na to, �e to ju� kwiecie�, a nie na przyk�ad grudzie�. Kwiaty za szyb� swoim nieskazitelnym wygl�dem upodabnia�y si� do tych wszystkich, kt�rym uda�o si� nie sp�dza� tego wietrznego poranka na zewn�trz. Jednym z takich szcz�ciarzy, przynajmniej chwilowo, by� inspektor Micheal Burden obserwuj�cy w�a�nie ulic� z okna swojego biura na High Street. Z posterunku policji w Kingsmarkham rozci�ga� si� widok na niemal ca�e miasto. Ten niezwykle nowoczesny budynek, nie s�siaduj�cy bezpo�rednio z innymi gmachami, odgrodzony by� od nich do�� szerokim pasem trawy. Tego ranka na trawniku sta� ko�. Uwi�zany na postronku wygl�da� na tak zzi�bni�tego i nieszcz�liwego, jak wchodz�cy do biura dziesi�� minut wcze�niej Burden. Teraz inspektor pr�bowa� ogrza� sobie nogi ciep�ym strumieniem powietrza p�yn�cym od strony grzejnik�w. Burden, w odr�nieniu od swojego szefa � g��wnego inspektora Wexforda, nie mia� daru przytaczania znanych cytat�w i powiedzonek, jednak tego przera�liwie zimnego, czwartkowego ranka zgodzi�by si� z tym, �e kwiecie� powo�uj�c do �ycia w martwej, zmro�onej ziemi kwiatki, jest najokrutniejszym miesi�cem w roku. Szafirki ros�y k�pkami w kamiennych donicach na dziedzi�cu posterunku, n�kane wiatrem i zimnem. Ktokolwiek je tam posadzi�, pragn��, aby kwit�y b��kitnie, przynosz�c rado�� oczom. Niestety, zbyt d�uga zima pokona�a je. Inspektor mia� wra�enie, �e patrzy raczej na tundr�, a nie na pierwsze, symboliczne znaki angielskiej wiosny. Prze�kn�� ostatni �yk gorzkiej herbaty przyniesionej przez sier�anta Camba. Herbata by�a bez cukru, nie dlatego, �e musia� dba� o lini�, ale tak� po prostu lubi� pi�. Inspektor by� szczup�ym m�czyzn� o charciej, ascetycznej i chudej twarzy. Ubiera� si� zawsze starannie i elegancko. Tego dnia mia� na sobie nowy garnitur. Zdawa�o mu si�, �e wygl�da w nim jak biznesmen na wakacjach. Z pewno�ci� nikt, zobaczywszy Burdena w jego schludnym biurze, z porz�dn� wyk�adzin�, zas�onami i szklan� rze�b� na biurku, nie pomy�la�by, �e jest detektywem. Wygl�daj�c przez okno odstawi� fili�ank� na spodek z czarnej porcelany i utkwi� wzrok w osobniku stoj�cym na s�siednim chodniku. Sam a� do przesady skrupulatny w sprawach dotycz�cych ubioru, prawie z obrzydzeniem obserwowa� d�ugow�ose, przedziwnie ubrane indywiduum. Szyba zacz�a pokrywa� si� mgie�k� pary, wi�c Burden dok�adnie przetar� j� �ciereczk� i przybli�y� twarz. Czasami zastanawia� si�, do czego jeszcze mo�e doj�� w modzie m�skiej... Detektyw konstabl Drayton by� jednym z przyk�ad�w tego nowoczesnego niechlujstwa i niedba�o�ci. No, ale ten tu przeszed� ju� wszystko: wyd�u�one, ciep�e futro jak u Eskimosa, d�ugi fioletowo-��ty szalik nie kojarz�cy si� Burdenowi z barwami �adnego znanego mu uniwersytetu czy klubu sportowego, jasne wytarte d�insy i do tego zamszowe buty. W�a�nie przechodzi� przez ulic� lekcewa��c wszelkie przepisy ruchu. Kierowa� si� w stron� frontowych drzwi posterunku. Kiedy schyli� si� i zerwa� kwiat do swojej niby to butonierki, Burden chcia� otworzy� okno, aby na niego krzykn��, ale powstrzyma� si� w por� nie chc�c wypu�ci� z pokoju ciep�ego powietrza. Zobaczy� jeszcze fioletowe fr�dzle szala znikaj�ce za drzwiami. Jak na Carnaby Street � pomy�la� przypominaj�c sobie ostatni pobyt z �on� w Londynie. Bardziej interesowali j� dziwacznie ubrani ludzie ni� sklepy. Postanowi�, �e po powrocie do domu powie jej, �e nie ma potrzeby jecha� 50 mil w zat�oczonym poci�gu, kiedy ma si� takich cudak�w we w�asnym mie�cie. Nawet ten zak�tek Sussexu ju� nied�ugo zaplewi si� nimi... � rozmy�la�. Zasiad� przy biurku, aby przeczyta� raport Draytona dotycz�cy kradzie�y szkie� z Waterford. Nie�le, wcale nie�le. Bior�c pod uwag� jego m�odo�� i brak do�wiadczenia, Drayton radzi� sobie coraz lepiej. Ale w jego raporcie by�y luki, braki oczywistych fakt�w. Je�eli cz�owiek chce, aby wszystko by�o dobrze za�atwione, musi robi� to sam � pomy�la� z gorycz�. Zdj�� z wieszaka p�aszcz przeciwdeszczowy � swoje palto odda� do czyszczenia, w ko�cu by� ju� kwiecie� � i zszed� na d�. Po kilkudniowym okresie strasznej chlapy, kafelkowa pod�oga w holu by�a tego dnia wyj�tkowo starannie wyczyszczona, do tego stopnia, �e Burden widzia� na jej powierzchni odbicie swoich perfekcyjnie wyglansowanych but�w. Ca�e wn�trze, w��cznie z okropnymi czerwonymi, plastikowymi krzes�ami, sprawia�o wra�enie ch�odu i sterylno�ci. Kto� jeszcze kontemplowa� swoje odbicie w lustrzanych, �wiec�cych czysto�ci� kafelkach. Z ko�cistymi r�koma zwisaj�cymi bezw�adnie wzd�u� cia�a, siedzia� m�czyzna, kt�rego Burden widzia� wcze�niej przez okno. Na odg�os krok�w podni�s� g�ow� i b��dnym wzrokiem spojrza� w kierunku rozmawiaj�cego przez telefon sier�anta Camba. Najwyra�niej potrzebowa� czyjej� pomocy. Nie przyszed� tu, jak to Burden s�dzi�, zebra� �mieci, naprawi� bezpieczniki czy te� wciska� sier�antowi Martinowi jakie� m�tne informacje. Wygl�da�o na to, �e by� po prostu niewinnym cz�onkiem spo�eczno�ci znajduj�cym si� w k�opotach. Inspektor zastanawia� si�, czy zgubi� psa, czy te� mo�e znalaz� czyj� portfel. Twarz tego cz�owieka by�a chuda i blada, a spojrzenie niespokojne. Gdy Camb od�o�y� s�uchawk�, m�czyzna podszed� bli�ej z widocznym wyrazem poirytowania na twarzy. � W czym mog� panu pom�c? � spyta� sier�ant. � Nazywam si� Margolis. Rupert Margolis. Mia� dziwny g�os. Burden spodziewa� si�, �e us�yszy jaki� lokalny slang, co� pasuj�cego do ubrania, a nie mi�y, kulturalnie brzmi�cy g�os. Po przedstawieniu si�, Margolis przerwa�, najwyra�niej spodziewaj�c si� �ywio�owej reakcji. Przechyli� g�ow� na bok jakby czekaj�c na westchnienia pe�ne podziwu albo wyci�gni�te w jego stron� d�onie. Camb jednak zaledwie kiwn�� g�ow�. Margolis lekko chrz�kn�� i zwil�y� j�zykiem wargi. � Zastanawia�em si� � rzek� � czy m�g�by mnie pan poinformowa�, jak mog� znale�� sprz�taczk�. �adnych ps�w ani portfeli, bezpiecznik�w ani tajnych informacji. Ten cz�owiek chcia� mie� po prostu posprz�tany dom. �Nieoczekiwane zako�czenie�, pomy�la� Burden. �Dobra lekcja na przysz�o��, aby nie wysnuwa� pochopnych wniosk�w�. U�miechn�� si� do siebie. �Czy ten cz�owiek sobie wyobra�a�, �e to Biuro Porad Obywatelskich albo po�rednictwo pracy?� Sier�ant Camb, rzadko daj�cy wyprowadzi� si� z r�wnowagi, u�miechn�� si� �agodnie do Margolisa, co wyra�nie doda�o tamtemu odwagi. Burden wiedzia�, �e pod tym u�miechem kryje si� filozoficzne stwierdzenie, �e �wiat sk�ada si� z przer�nych typ�w. � Biuro po�rednictwa pracy znajduje si� pi�� minut drogi st�d. Prosz� uda� si� prosto York Street, min�� sklep jubilerski �Joy Jewels� i znajdzie pan to biuro obok stacji benzynowej Red Star. Mo�e pan tam zapyta�. A co by pan powiedzia� na og�oszenie w miejscowej gazecie albo kartk� w sklepie Grovera? Margolis skrzywi� si�. Mia� bardzo jasne, zielonkawo-niebieskie oczy, z br�zowymi plamkami na t�cz�wce, wygl�dem przypominaj�ce ptasie jaja. � S�abo sobie radz� z takimi praktycznymi sprawami � powiedzia� niewyra�nie, oczyma b��dz�c po �cianach. � Widzi pan, zazwyczaj takimi sprawami zajmuje si� moja siostra, ale ona wyjecha�a we wtorek, tak mi si� przynajmniej wydaje... � westchn�� ci�ko, ca�ym cia�em opieraj�c si� o kontuar. � I to jest kolejny problem, bo zosta�em kompletnie pozbawiony opieki. � Powinni panu pom�c w po�rednictwie � powiedzia� Camb stanowczo. Wzdrygn�� si� �api�c papiery w momencie, gdy detektyw Drayton wchodzi� do budynku. � Trzeba co� zrobi� z tymi drzwiami. Straszne marnotrawstwo ciep�a. Nie ruszaj�c si� z miejsca, Margolis obserwowa� policjanta pr�buj�cego naprawi� drzwi. � Zastanawiam si�, co zrobi�a Ann... � powiedzia� bezradnie � to do niej niepodobne tak wyjecha� i zostawi� mnie w tym ba�aganie. Burden, stoj�cy przez ca�y czas z boku, straci� nagle cierpliwo�� i rzek�: � Je�eli nie ma dla mnie �adnych wiadomo�ci, sier�ancie, to jad� do Sewingbury. Mo�esz ze mn� jecha�, Drayton. � Nic nie ma, inspektorze � odpowiedzia� Camb � ale s�ysza�em, �e Monkey Matthews wyszed�. � Tak te� my�la�em � odpar� Burden. Grzejnik w samochodzie dzia�a� doskonale i Burden pomy�la�, �e chcia�by, �eby Sewingbury oddalone by�o nie o pi��, a pi��dziesi�t mil. Szyby w samochodzie zacz�y zaparowywa� od ich oddechu, kiedy Drayton skr�ci� w Kingsbrook. � Kim jest Monkey Matthews? � spyta�, jak tylko min�li granic� miasta i znak pozwalaj�cy na zwi�kszenie szybko�ci. � Niezbyt d�ugo u nas jeste�, co? Monkey to �ajdak, z�odziej i oszust ma�ego kalibru. W zesz�ym roku poszed� siedzie� za pr�b� wysadzenia kogo� w powietrze bomb� domowej roboty. Co� si� s�abo przy�o�y�, nie do ko�ca obmy�li� szczeg�y... Ma pi��dziesi�t lat; dziwak, brzydki i do tego ma wiele ludzkich s�abostek, w��czaj�c s�abo�� do kobiet. Bez cienia u�miechu Drayton odpar�: � Nie wydaje si� by� bardzo ludzki. � Wygl�da jak ma�pa � Burden odpar� kr�tko � je�eli to masz na my�li. Nie by�o powodu, aby prosta, oficjalna odpowied� przerodzi� si� mia�a w konwersacj�. �To wina Wexforda�, pomy�la� Burden �tego, �e tak lubi� Draytona i w dodatku okazywa� to. Jak tylko zaczniesz �artowa� z podw�adnymi i okazywa� im sympati�, zaraz chc� to wykorzysta�. Odwr�ci� si� plecami do Draytona i zacz�� obserwowa� krajobraz za oknem m�wi�c ch�odno: � Pali jak komin i w zwi�zku z tym ma gru�liczy kaszel. Cz�sto kr�ci si� ko�o baru �Piebald Pony� w Stowerton. Trzeba mie� na niego oko, bo nigdy nie wiadomo, co nowego wymy�li. Burden wola�, �eby ch�opak us�ysza� jego zdanie, ni� wielce sentymentaln� i przejaskrawion� opini� Wexforda. Szef lubi� cz�sto podkre�la� ten szczeg�lny rodzaj za�y�o�ci ��cz�cy go z typami rodzaju Monkeya, lecz pokazywanie Draytonowi zabawnej strony medalu nie mia�oby sensu, nie wiadomo natomiast, dok�d mog�oby go zaprowadzi�. Rzuci� okiem na ostry, ciemny profil m�odego m�czyzny. �Wszyscy tacy cwaniacy s� do siebie podobni�, pomy�la�, �k��bki nerw�w i masa kompleks�w ukryta pod mask� twardziela...� � Czy zatrzyma� si� najpierw u Knobbiego Clarka, sir? Burden przytakn��. Jak d�ugo jeszcze Drayton pozwoli rosn�� swoim w�osom? Czy chce upodobni� si� do muzyka rockowego? Wexford mia� racj� twierdz�c, �e gliniarz nie powinien wygl�da� na policjanta, przynajmniej nie na pierwszy rzut oka, ale ten workowaty p�aszcz to ju� by�a pewna przesada. Je�eliby postawi� Draytona w jednym rz�dzie z band� kryminalist�w, to chyba nikt nie potrafi�by odr�ni� owieczki od wilk�w. Samoch�d podjecha� pod ma�y, wygl�daj�cy raczej n�dznie i brudno sklepik jubilerski. � Nie na ��tej linii, Drayton � ostro powiedzia� Burden, nim jeszcze hamulec r�czny zosta� zaci�gni�ty. Weszli do �rodka. Niski, kr�py m�czyzna, z fioletowym znamieniem na czole i �ys� g�ow�, sta� za oszklonym sto�em, trzymaj�c w r�ku bransoletk� i pier�cionek. � Okropnie zimny ranek � powiedzia� inspektor. � Rzeczywi�cie nieprzyjemny, panie Burden � Knobby Clark, jubiler i okazjonalnie paser, przesun�� si� krok do przodu. By� zbyt niski, aby widzie�, co si� dzieje w sklepie ponad ramieniem kobiety, kt�rej �wiecide�ka w�a�nie wycenia�. Kiedy kobieta odsun�a si�, da�o si� zauwa�y� jego masywn� g�ow�, przypominaj�c� jakie� warzywo � rzep� lub kalarep�, a wra�enie to pot�gowa�a nier�wna plama znamienia. � Nie trzeba si� spieszy� � rzek� Burden � mamy przecie� ca�y dzie�. Przerzuci� wzrok na wystaw� przeno�nych zegar�w. Kobieta, z kt�r� rozmawia� jubiler, wygl�da�a na osob� godn� szacunku. Mimo i� by�a raczej m�oda, mia�a na sobie niemodny, gruby, tweedowy p�aszcz si�gaj�cy za kolana. Torebka, z kt�rej wyjmowa�a bi�uteri� opakowan� w cienk�, bia�� chusteczk�, wygl�da�a na niegdy� warto�ciow�. Troch� trz�s�y jej si� r�ce i Burden zauwa�y� na ka�dej z nich po jednej obr�czce. Dr�enie mo�na by przypisa� zimnu panuj�cemu we wn�trzu sklepu, ale jedynie nerwy t�umaczy�y �ami�cy si� g�os; nerwy i naturalna niech�� kobiety jej pokroju do faktu znajdowania si� w takim miejscu. Po raz drugi tego dnia zaskoczy� go ton i akcent � Zawsze dawano mi do zrozumienia, �e ta bransoletka jest rzecz� przedstawiaj�c� du�� warto�� � m�wi�a wygl�daj�c na zawstydzon�. � Wszystkie prezenty, kt�re otrzymywa�am od m�a, by�y bardzo cenne. � Zale�y, co pani rozumie przez �cenne�. Burden zna� ten przymilny ton, t� s�u�alczo��, za kt�r� kry�a si� jedynie ch�� zysku. � C�, mog� pani da� dziesi�� funt�w za wszystko. W tym lodowatym pomieszczeniu jej westchnienie zawis�o nad lad� niczym ob�ok dymu. � Nie, to niemo�liwe... � wygi�a palce, kt�re nadal dr�a�y. Bransoletka spad�a na st�. � Jak pani sobie �yczy � powiedzia� Knobby Clark. Oboj�tnie obserwowa� zamykaj�c� si� torebk�. � W porz�dku, Burden, co mog� dla pana zrobi�? Burden przez moment nie odzywa� si�. Doskonale wyczuwa� upokorzenie tej kobiety, rozczarowanie przypominaj�ce bardziej zranion� mi�o�� ni� okaleczon� dum�. Przesz�a obok niego z uprzejmym �przepraszam�, mocuj�c si�, z r�kawiczkami, z osobliwym wyrazem w oczach, �wiadcz�cym o dyscyplinie. Zbli�a�a si� do czterdziestki, ale jej uroda ju� dawno przemin�a. Przytrzymywa� dla niej drzwi. � Dzi�kuj� panu bardzo � powiedzia�a tonem, w kt�rym wyczu� mo�na by�o nie tyle wdzi�czno��, co niegdysiejsze przyzwyczajenie do takiego jej traktowania. � Wi�c nie widzia�e� �adnej z tych rzeczy? � rzuci� szorstko Burden podsuwaj�c list� skradzionych szkie� pod bulwiasty nos Knobbiego. � M�wi�em ju� pa�skiemu ch�opakowi, panie inspektorze. Drayton wyprostowa� si� i �ci�gn�� usta. � Chyba jednak rzuc� okiem... Knobby otworzy� usta, aby zaprotestowa�, ukazuj�c przy tym z�ote wype�nienia z�b�w. � Nie ��daj nakazu rewizji, jest za zimno... Przeszukanie sklepu nic nie da�o. R�ce Burdena by�y czerwone i a� sztywne, gdy wyszli z zaplecza. � W porz�dku, to tyle na razie. Knobby Clark by� nie tylko paserem, ale r�wnie� od czasu do czasu ich wtyczk�. Burden w�o�y� r�k� do wypchanej lekko przez portfel wewn�trznej kieszeni marynarki. � Masz dla nas co� ciekawego? Jubiler nachyli� si� lekko do przodu. � Monkey Matthews wyszed�... � powiedzia� z nadziej� w g�osie. � Powiedz co�, o czym jeszcze nie wiem � przerwa� mu Burden. Gdy wr�cili, drzwi posterunku by�y ju� naprawione, do tego stopnia, �e z trudem mo�na je by�o otworzy�. Sier�ant Camb siedzia� przy maszynie do pisania, ty�em do kontuaru, zamy�lony i jakby oszo�omiony. � Przed sekund� si� go pozby�em! � powiedzia� z nutk� gniewu i wyczerpania w g�osie, gdy tylko zobaczy� inspektora. � Kogo? � Tego komedianta, kt�ry tu przyszed�, nim wyszli�cie. Burden u�miechn�� si�. � Mo�e okazywa�e� mu za du�o wsp�czucia? � Spodziewa� si� chyba, �e im d�u�ej b�dzie tu siedzia�, tym szybciej wy�l� grup� policjant�w, aby posprz�tali mu t� jego chat�. Mieszka w Quince Cottage z siostr�, kt�ra zwia�a i zostawi�a go na pastw� losu. Pojecha�a we wtorek na przyj�cie i, jak dot�d, nie wr�ci�a. � A on przyszed� tu dlatego, �e szuka sprz�taczki? � Burden by� lekko zaintrygowany, ale mimo to nie chcia� na razie, p�ki nie by�o takiej konieczno�ci, dodawa� do listy os�b poszukiwanych. � �Nie wiem, co pocz�� � m�wi� � �Ann nigdy nie wyje�d�a�a bez zostawienia informacji�. Ann to, Ann tamto; trwa�o to strasznie d�ugo. Sier�ant Camb by� cz�owiekiem gadatliwym i Burden zastanawia� si�, w jakim stopniu to jego gadulstwo przyczyni�o si� do przyd�ugiego pobytu Ruperta Margolisa na posterunku. � Czy szef jest u siebie? � spyta�. � W�a�nie idzie. Wexford mia� na sobie okropny, szary p�aszcz, kt�ry zawsze by� brudny w czasie nawrot�w zimna i brzydkiej pogody z tej prostej przyczyny, �e nigdy nie by� czyszczony. Kolor p�aszcza i niesamowicie wygnieciony materia� wp�ywa�y na umocnienie wra�enia s�oniowato�ci, jakie sprawia� g��wny inspektor, krocz�c ci�ko po schodach z r�kami wypychaj�cymi kieszenie. � Ma pan ochot� na lunch w �Carousel�? � spyta� go Burden. � Mo�e by� � Wexford pchn�� drzwi, kt�re z trudem otworzy�y si�. Zadowolony z siebie Camb wr�ci� do papierkowej roboty. � Jest mo�e co� nowego? � spyta� Burden, gdy wyszli przed budynek. � Nic ciekawego � odpar� Wexford wciskaj�c mocniej kapelusz na g�ow�. � Monkey Matthews wyszed�. � Naprawd�? � spyta� Burden czuj�c pierwsze krople lodowatego deszczu. ROZDZIA� III To, �e w pi�tkowy poranek g��wny inspektor Wexford siedzia� przy swoim wykonanym z r�anego drewna biurku i czyta� sobotni dodatek do �Daily Telegraph�, by�o znakiem, �e w Kingsmarkham nic si� nie dzia�o. Miasto by�o nawet bardziej ospa�e ni� zazwyczaj. Na biurku sta�a fili�anka herbaty, ogrzewanie dzia�a�o bez zarzutu, a szare, eleganckie zas�ony by�y w po�owie zaci�gni�te. Wexford przegl�da� artyku� zach�caj�cy do sp�dzenia wakacji w Grecji, dok�adnie studiuj�c informacje i przegl�daj�c fotosy. Chocia� sam wcale nie przywi�zywa� wagi do w�asnego wygl�du, z zaciekawieniem ogl�da� reklamy eleganckich ubra� i mebli. Jego garnitur by� szary, z niemodnymi klapami, wypchanymi r�kawami i zniekszta�conymi kieszeniami. Przewraca� strony czasopisma. Nie interesowa�y go p�yny po goleniu, perfumy, kremy na porost w�os�w ani diety. Korpulentny i ci�ki, zawsze by� i b�dzie t�gi. Mia� brzydk� twarz, z perkatym nosem i szerokimi ustami. By� podobny do mitologicznego Sylenusa, bliskiego towarzysza Bachusa, ale opr�cz wygl�du niewiele mia� z nim wsp�lnego � czasami pozwala� sobie na ma�e piwo w towarzystwie inspektora Burdena w pobliskim barze. W po�owie lektury natrafi� na artyku� dotycz�cy rozwoju kultury w ich mie�cie. Zawsze interesowa� si� sprawami kultury i nowa moda inwestowania w obrazy ciekawi�a go. Ogl�da� w�a�nie zdj�cia przedstawiaj�ce dwa obrazy i ich tw�rc�, kiedy do jego pokoju wszed� Burden. � Najwyra�niej wszystko w porz�dku � powiedzia�, rzucaj�c okiem na gazet� i kupk� nieposegregowanej korespondencji. Stan�� za szefem i przez jego rami� spojrza� na otwart� stron� czasopisma. � Jaki �wiat jest ma�y... � westchn��, a Wexford podni�s� oczy i spojrza� na niego wyczekuj�co. � Ten typ by� tutaj wczoraj � powiedzia� wskazuj�c palcem na fotografi�. � Kto? Rupert Margolis? � Czy�by rzeczywi�cie by� malarzem? S�dzi�em, �e to jaki� �wirni�ty hipis. Wexford u�miechn�� si�. � Tutaj jest napisane, �e to dwudziestodziewi�cioletni geniusz, kt�rego obraz zatytu�owany ��wit niczego� zosta� niedawno zakupiony przez Tate Gallery. � �Margolis, autor �Obrazu z brudu�, u�ywa w swoich pracach py�u w�glowego, fus�w herbacianych i innych dziwnych substancji na r�wni z farb�. Fascynuje go niesamowita r�norodno�� powierzchni przedmiot�w umieszczonych w nieodpowiednich miejscach� itd., itp. � Inspektor przeczyta� umieszczony pod zdj�ciami napis. � Dobra, dobra, Mike, nie patrz na mnie w ten spos�b. Spr�bujmy zosta� przy zdrowych zmys�ach. Co on u licha tutaj robi�? � Szuka� pomocy domowej. � Aha, jeste�my wi�c teraz agencj� po�rednictwa pracy? �miej�c si� Burden przeczyta� na g�os fragment artyku�u znajduj�cy si� obok grubego palca g��wnego inspektora. � �Niekt�re z najlepszych prac Margolisa s� owocem dwuletniego pobytu malarza na Ibizie, lecz przez ostatni rok mieszka on wraz z siostr� w Sussex. Margolis tworzy w szesnastowiecznej pracowni na Quince Cottage, w Kingsmarkham i tam w�a�nie, w cieniu krwistoczerwonego drzewa pigwowego, urodzi�o si�, po sze�ciu miesi�cach ci�kiej pracy, jego arcydzie�o � obraz kapry�nie nazwany przez artyst� � Nic� � Cholernie po�o�nicze � powiedzia� Wexford. � C�, my nie mo�emy sobie pozwoli� na rodzenie �niczego�... Burden rozsiad� si� w fotelu z czasopismem na kolanach. � Interesuj�ca sprawa � powiedzia�. � �Anita, ex-modelka, cz�sto widywana jest na g��wnej ulicy Kingsmarkham podczas robienia zakup�w. Je�dzi bia�ym, sportowym wozem marki alpine...� Nigdy jej nie widzia�em, to dziwne... Prosz� pos�ucha� dalej: �Dwudziestotrzyletnia brunetka o zielonych oczach, wykwintna i elegancka, jest pierwowzorem Anny z portretu namalowanego przez Margolisa, za kt�ry pewien po�udniowoameryka�ski kolekcjoner proponowa� arty�cie dwa tysi�ce funt�w. Po�wi�cenie Anity interesom brata inspiruje go do tworzenia rzeczywi�cie wybitnych dzie�, by�o r�wnie�, jak si� mo�na domy�li�, powodem zerwania jej zar�czyn z pisarzem i poet� Richardem Fairfaxem.� � Dlaczeg� sam sobie nie kupisz tej gazety, skoro tak szalenie ci� to zainteresowa�o? � warkn�� Wexford. � Czytam to tylko dlatego, �e dotyczy spraw z naszego podw�rka. To zabawne, �e tyle si� dzieje naoko�o, a my nic o tym nie wiemy. Wexford skonkludowa�: � �Jak wiele klejnot�w promieniuj�cych czystym blaskiem ukrywaj� jaskinie w oceanach ciemno�ci.� � Niewiele wiem o ciemnych jaskiniach... � Burden by� czu�y na punkcie krytyki swojego rodzinnego miasta. Zamkn�� czasopismo. � Niez�a jest, to pewne. Wykwintna brunetka o poci�gaj�cych, zielonych oczach. Wychodzi na przyj�cia i nie wraca do domu... Wexford nagle o�ywi� si�. Ostro i gwa�townie spyta�: � O czym ty m�wisz? Burden, zdziwiony, podni�s� wzrok. � Powiedzia�em, �e chodzi na przyj�cia i nie wraca do domu. � To s�ysza�em. � W jego g�osie mo�na by�o wyczu� ciekawo�� i niecierpliwo��. Rozdra�niony wyraz jego twarzy w trakcie czytania artyku�u ust�pi� miejsca nag�emu, czujnemu zaciekawieniu. � Wiem, �e to powiedzia�e�. Chc� si� jeszcze dowiedzie�, sk�d o tym wiesz? � Jak ju� powiedzia�em, geniusz przyszed� poluj�c na sprz�taczk�. P�niej wda� si� w rozmow� z Cambem i poinformowa�, �e jego siostra by�a na przyj�ciu we wtorek wieczorem i od tamtej pory jej nie widzia�. Wexford wsta� powoli z krzes�a. Jego ci�ko ciosana twarz by�a zamy�lona. I mo�na by�o wyczu� co� jeszcze... W�tpliwo��? Strach? Obaw�? � Wtorek wieczorem? � zmarszczy� brwi. � Jeste� pewien, �e chodzi o wiecz�r wtorkowy? Burden nie znosi� takiej zagadkowo�ci. � Prosz� pana, on nawet nie zg�osi� jej zagini�cia. Po c� wi�c ta panika? � Cholerna panika! � prawie krzycza�. � Mike! Je�eli ona ma na imi� Ann i znikn�a we wtorek, to ju� jest powa�na historia. Nie ma tutaj jej zdj�cia? Wexford prawie wyrwa� gazet� z r�k Burdena i szybko przerzuca� kartki. � �adnego zdj�cia � rzuci� rozczarowany. � Za�o�� si�, �e brat r�wnie� nie ma jej fotografii. Burden zapyta� cierpliwie: � Odk�d to tak strasznie przejmujemy si� tym, �e jaka� przystojna, prawdopodobnie bogata dziewczyna ma kaprys wyrwa� si� gdzie� ze swoim ch�opakiem? � Od teraz � rzuci� Wexford. � Od dzisiaj, od tego ranka. Korespondencja, poranna poczta Wexforda, wygl�da�a jak kupka �mieci, ale on nieomylnie wyci�gn�� w�a�ciw� kopert� i pokaza� j� Burdenowi. � Wcale mi si� to wszystko nie podoba � wytrz�sn�� ze �rodka kartk� grubo z�o�onego papieru. W tej samej chwili przez szklan� figurk� w kolorze indygo stoj�c� na biurku Wexforda przeszed� promie� �wiat�a rzucaj�c na papier refleks, kt�ry swoim kszta�tem przypomina� ma�y niebieski b�belek atramentu. � Co� si� jednak zaczyna dzia�! To by� anonimowy list, pisany r�cznie, czerwonym d�ugopisem. � Dobrze wiesz, jakie ilo�ci takich li�cik�w dostajemy � powiedzia� Wexford. � Ten te� zamierza�em cisn�� do kosza. Pismo by�o pochylone do ty�u, du�e litery, na pierwszy rzut oka wygl�da�o na umy�lnie zmienione. Papier nie by� brudny ani s�owa nieprzyzwoite. Niesmak, jaki poczu� Burden, spowodowany by� raczej tch�rzostwem autora listu: �Dziewczyna imieniem Ann zosta�a zabita w tej okolicy pomi�dzy �sm� a jedenast� wieczorem we wtorek. M�czyzna, kt�ry to zrobi�, jest niski, m�ody i ciemnow�osy. Ma czarny samoch�d. Jego imi� � Geoff Smith.� Odrzuciwszy kartk� z wyrazem niesmaku, przyjrza� si� bli�ej kopercie. � Wys�ane w Stowerton � powiedzia�. � Wczoraj przed pierwsz�. Niezbyt ostro�nie z jego strony. Z do�wiadczenia wiem, �e autorzy takich list�w zazwyczaj wycinaj� s�owa z gazet. � Czy masz na my�li niezawodno�� naszych ekspert�w od grafologii? � w g�osie Wexforda mo�na by�o wyczu� kpin�. � Mike, czy kiedykolwiek kt�ry� z tych kolesi wyda� sensown�, jednoznaczn� opini�? Ja osobi�cie nigdy czego� takiego nie s�ysza�em. Je�eli nie dasz im przyk�adu swojego normalnego pisma, to mo�esz r�wnie dobrze oszcz�dzi� swoj� gazet� i no�yczki. Pochylasz literki do ty�u, je�li zazwyczaj robisz to do przodu. Zamiast ma�ych, zgrabnych literek stawiasz wielkie kulfony i nikt ich nie pozna, jeste� bezpieczny jak w domu. Oczywi�cie mog� przes�a� do laboratorium, ale bardzo si� zdziwi�, je�li to co� da. Moim zdaniem, tylko jedna rzecz mo�e pom�c w dotarciu do mojego korespondenta. � Papier � powiedzia� zamy�lony Burden i przejecha� palcem po g�adkiej, kremowej powierzchni. � Ma �adny znak wodny. � W�a�nie. O ile si� nie myl�, to r�czna robota, a autor listu raczej nie wydaje si� cz�owiekiem z rodzaju tych, kt�rzy zamawiaj� papier r�cznej roboty. � Mo�e pracuje w sklepie papierniczym � ostro�nie zauwa�y� Burden. � Ju� bardziej prawdopodobne, �e pracuje dla kogo�, kto taki papier zamawia. � Czy ma pan na my�li s�u��cego? To bardzo zaw�a pole poszukiwa�. Zdaje si�, �e w tej okolicy ma�o kto zatrudnia s�u��cych. � Wiele os�b zatrudnia ogrodnik�w, Mike. Powinni�my zacz�� od sklepu papierniczego i tylko odkre�la� ludzi z pewnej grupy. I to w zasadzie wy��cza Kingsmarkham, jako �e nie wydaje mi si�, aby sklep Braddona zaopatrywa� kogo� w taki rodzaj papieru, a ju� na pewno nie sklep Grovera. � Widz�, �e podchodzi pan do ca�ej sprawy bardzo powa�nie. � Rzeczywi�cie. Nie mog� sobie pozwoli� na lekcewa�enie tego anonimu i traktowanie go jako �artu. Dlatego chc�, aby sier�ant Martin, Drayton, Bryant i Gates natychmiast przyszli do mojego biura. Ty, Mike zajmiesz si� tym dwudziestodziewi�cioletnim geniuszem. Gdy policjanci weszli do gabinetu, Wexford usiad� obok Burdena za biurkiem i przem�wi�: � Wi�c tak; na razie nie zwalniam was z rutynowych obowi�zk�w � zacz��. � Jeszcze nie teraz. Chc�, aby sprawdzono wykaz ludno�ci, listy wyborcze itp. i namierzono wszystkich Geoffrey�w Smith�w w okolicy. Szczeg�lnie interesuje mnie Stowerton. Sprawd�cie ich wszystkich podczas dnia. Chc� wiedzie�, czy kt�ry� z nich jest mo�e ma�y i ciemny, i czy ma czarny samoch�d. To wszystko. �adnego straszenia �on i naciskania. Tylko taka zwyczajowa inspekcja. Miejcie oczy szeroko otwarte. Sier�ancie Martin! Prosz� dok�adnie obejrze� ten papier. Je�eli znajdziecie taki sam w sklepie papierniczym, to chc� go por�wna�... Po ich wyj�ciu z gabinetu Burden skrzywi� si� gorzko. � Smith! Niezwykle oryginalne nazwisko! � M�j drogi, niekt�rzy ludzie rzeczywi�cie si� tak nazywaj� � powiedzia� Wexford. Z�o�y� dok�adnie kolorow� wk�adk� czasopisma z fotografi� Margolisa i ostro�nie w�o�y� do szuflady swojego biurka. � Je�eli tylko uda mi si� znale�� zapa�ki � powiedzia� Rupert Margolis � to spr�buj� zrobi� panu fili�ank� kawy. Bezsilnie grzeba� w�r�d brudnych naczy�, cz�ciowo opr�nionych butelek mleka i wymi�toszonych karton�w po mro�onkach le��cych na kuchennym stole. � By�y tu we wtorek. Wr�ci�em do domu ko�o jedenastej wieczorem i okaza�o si�, �e wysiad�y bezpieczniki. To si� u nas do�� cz�sto zdarza. Le�a� tutaj ogromny stos starych gazet, wi�c wyrzuci�em to wszystko przez tylne drzwi. Nasze pojemniki na �mieci s� zawsze pe�ne... Mimo to uda�o mi si� wtedy znale�� zapa�ki. Chyba pi�tna�cie pude�ek. Le�a�y obok tych gazet � westchn�� ci�ko. � B�g jeden wie, gdzie si� one podzia�y, bo nie gotowa�em zbyt wiele... � Prosz�. � powiedzia� Burden wr�czaj�c pude�ko zapa�ek, kt�re znalaz� pod sto�em. Margolis opr�ni� dzbanek do kawy wlewaj�c czarny p�yn do zlewozmywaka. Fusy oblepi�y ca�y zlew i p�ywaj�cy w brudnej wodzie bak�a�an. � Ustalmy wi�c fakty � p� godziny zabra�o mu wyci�gni�cie z Margolisa szczeg��w maj�cych jakiekolwiek znaczenie, a i tak nie mia� pewno�ci co do tego, czy wszystko dobrze zrozumia�. � Pa�ska siostra Anita, czy te� Ann, wybiera�a si� na przyj�cie wydawane przez Cawthorne��w, w�a�cicieli stacji samochodowej w Stowerton, we wtorek wieczorem. By� pan poza domem od trzeciej po po�udniu i kiedy wr�ci� o jedenastej, nie zasta� pan ani jej, ani jej samochodu � bia�ego, sportowego alpine, kt�ry zazwyczaj parkowa� przy podje�dzie do domu. Zgadza si�? � Zgadza � odpar� niepewnie Margolis. Nad kuchni� nie by�o sufitu, tylko kryty dach�wk� dach podpierany przez stare i zniszczone belki. Malarz siedzia� na kraw�dzi sto�u obserwuj�c zwisaj�ce z belek poszarpane paj�czyny przypominaj�ce kszta�tem szare sznureczki. Patrz�c tak, ko�ysa� lekko g�ow� w rytm paj�czyn ta�cz�cych nad buchaj�c� z czajnika par�. Burden kontynuowa�: � Zostawi� pan siostrze otwarte drzwi i poszed� spa�, lecz nied�ugo potem zosta� pan obudzony przez telefon pana Cawthorne�a, kt�ry spyta�, co dzieje si� z Ann. � Tak. By�em bardzo zdenerwowany. To potworny nudziarz i w zasadzie staram si� z nim nie rozmawia�, je�eli nie musz�. � I nie przej�� si� pan niczym? � Nie, dlaczego mia�bym si� tym przejmowa�? Pomy�la�em, �e Ann zmieni�a zdanie i pojecha�a gdzie indziej � malarz podni�s� si� ze swojego miejsca i zimn� wod� przep�uka� dwie brudne fili�anki po herbacie. � Oko�o pierwszej � ci�gn�� Burden � zosta� pan ponownie obudzony przez odg�os silnika samochodowego i pomy�la� pan, �e to wr�ci�a pa�ska siostra, poniewa� nikt inny tutaj nie mieszka, ale nie wsta� pan z ��ka. � Zaraz znowu zasn��em. Jak ju� chyba wspomnia�em, by�em potwornie zm�czony. � Tak, m�wi� pan, zdaje si�, �e by� w Londynie. Kawa by�a zaskakuj�co smaczna. Inspektor pr�bowa� nie zwraca� uwagi na brudn� inkrustacj� na fili�ance i delektowa� si� napojem. Wygl�da�o na to, �e kto� wk�ada� mokre �y�eczki do cukru, a sama cukiernica oblepiona by�a ze wszystkich stron marmolad�. � Wyszed�em z domu o trzeciej � powiedzia� Margolis z rozkojarzonym wyrazem twarzy. � Ann by�a wtedy w domu. Poinformowa�a mnie, �e wychodzi wieczorem i przypomnia�a, abym nie zapomnia� klucza. � I zapomnia� pan? � Oczywi�cie, �e nie � odpowiedzia� ostrym tonem malarz. � Nie jestem szalony. Jednym haustem wypi� kaw� i jego blada twarz troch� si� zar�owi�a. � Zostawi�em samoch�d przy stacji i pojecha�em spotka� si� z pewnym cz�owiekiem w zwi�zku z moim przedstawieniem. � Przedstawieniem? � spyta� Burden niezwykle zdziwiony. S�owo to kojarzy�o mu si� z ta�cz�cymi, p�nagimi dziewcz�tami i wyfraczonymi, kabaretowymi komediantami. � No, wi�c niech b�dzie wystaw� � Margolis by� ju� zniecierpliwiony. � Moich prac. Jest pan strasznym ignorantem. Ju� wczoraj pomy�la�em, �e jeste�cie kup� filistr�w, kiedy nikt z was nie rozpozna� mnie, gdy przyszed�em na posterunek. Zmierzy� Burdena podejrzliwym wzrokiem, jakby pow�tpiewaj�c w jego dobre intencje. � Jak ju� m�wi�em, uda�em si� na spotkanie z pewnym cz�owiekiem. Konkretnie kierownikiem Galerii Morissot w Knightsbridge, kt�ry w trakcie naszej rozmowy niespodziewanie zaproponowa� mi wsp�lne zjedzenie obiadu. By�em bardzo zm�czony tym podr�owaniem, a cz�owiek z galerii okaza� si� straszliwym nudziarzcm... Siedzenie tam i s�uchanie jego przem�wienia znu�y�o mnie szalenie i dlatego us�yszawszy samoch�d Anny nie pofatygowa�em si�, aby wsta�. � Ale wczoraj rano znalaz� pan jej w�z przy podje�dzie? � upewni� si� Burden. � Ca�y mokry i odra�aj�cy... Z gazet� przylepion� do przedniej szyby � westchn�� Margolis. � W ca�ym ogrodzie pe�no by�o papier�w i starych gazet Pan pewnie nie mo�e przys�a� tu kogo� do sprz�tania? A mo�e by tak poprosi� rad� miejsk�? � Nie � odpowiedzia� stanowczo Burden. � Czy wychodzi� pan z domu w �rod�? � Pracowa�em � odrzek� Margolis � A poza tym du�o sypiam. � Po chwili doda� niejasno: � O dziwnych porach, pan rozumie... Pomy�la�em, �e Ann wr�ci�a i znowu wysz�a. Prowadzimy bardzo odmienny tryb �ycia � jego g�os sta� si� histerycznie piskliwy. Burden zacz�� si� zastanawia�, czy ten cz�owiek nie jest jednak troch� ob��kany. � Ale bez niej jestem zgubiony. Nigdy mnie tak nie zostawia�a bez s�owa... Wsta� gwa�townie zrzucaj�c na pod�og� butelk� mleka. Szyjka butelki st�uk�a si� i struga zsiad�ej serwatki rozla�a si� po wyk�adzinie ze s�omy kokosowej. � M�j Bo�e, przejd�my lepiej do pracowni, je�eli nie ma pan ju� ochoty na kaw�. Nie mam, co prawda, fotografii Ann, ale mog� panu pokaza� jej portret, kt�ry namalowa�em, je�eli s�dzi pan, �e to co� da. W pracowni by�o oko�o dwudziestu obraz�w, z czego jeden tak du�y, �e zajmowa� ca�� �cian�. Obraz wi�kszy od tego Burden widzia� tylko raz w �yciu i by�a to �Nocna stra�� Rembrandta, pobie�nie obejrzana podczas jednodniowej wycieczki do Amsterdamu. Dzie�o Margolisa przedstawia�o daj�cy z�udzenie tr�jwymiarowo�ci obraz dziko brykaj�cych figur, a jego powierzchni�, opr�cz farby, pokrywa�y kawa�eczki waty, opi�ki metali i strz�pki wymi�toszonych gazet. Burdenowi stanowczo bardziej podoba� si� obraz Rembrandta. Je�eli portret namalowany by� w tym samym stylu, to nie b�dzie przydatny przy identyfikacji. Dziewczyna mia�aby jedno oko, zielone usta i trzepaczk� do piany stercz�c� z ucha. Usiad� w bujanym fotelu, uprzednio usun�wszy z niego zmatowia�� z brudu srebrn� tack�, zgniecion� tubk� farby i niewiadomego pochodzenia instrument s�u��cy najprawdopodobniej do badania kierunku wiatru. Czasopisma, ubrania, brudne naczynia i butelki po piwie porozrzucane by�y po ca�ym pomieszczeniu, a miejscami tworzy�y na pod�odze ma�e stosy. Przy telefonie, w wazonie cz�ciowo tylko nape�nionym zielon� wod�, sta�y zwi�d�e narcyzy, z kt�rych jeden ze z�aman� �odyg�, opiera� sw�j zgni�y kielich na kawa�ku sera. W pewnym momencie wr�ci� Margolis z portretem siostry. Inspektor zdziwi� si�, poniewa� obraz namalowany by� raczej konwencjonalnie. Przedstawia� g�ow� i ramiona dziewczyny. Oczy mia�a podobne do oczu brata � niebieskie z zielonkawym odcieniem nefrytu, a jej w�osy, r�wnie czarne jak jego, upi�te by�y z ty�u g�owy. Rysy twarzy mia�a ostre, jastrz�bie, je�li tylko jastrz�bia twarz mo�e by� jednocze�nie delikatna i pi�kna: usta �adne i pe�ne oraz lekko orli nos. Margolis uchwyci�, czy te� mo�e nada� jej twarzy, wyraz b�yskotliwej inteligencji. �Gdyby nie zgin�a w m�odym wieku�, pomy�la� Burden, �by�aby kiedy� wyj�tkow� kobiet��. Mia� niejasne uczucie, �e powinno si� zawsze chwali� dzie�o pokazywane przez autora, powiedzia� wi�c niezgrabnie: � Bardzo �adny portret. Naprawd� niez�y. Zamiast okazywa� wdzi�czno�� czy zadowolenie, Margolis zwyczajnie stwierdzi�: � Tak, jest rzeczywi�cie wspania�y. Jedna z lepszych rzeczy, jakie w �yciu zrobi�em. Postawi� obraz na czystej sztaludze i uszcz�liwiony ogl�da� go, odzyskawszy dobry humor. � No wi�c, panie Margolis � Burden zacz�� ostro�nie � w tego typu przypadkach nasz� zwyczajow� czynno�ci� jest wypytanie krewnych, gdzie, ich zdaniem, zaginiony mo�e si� znajdowa�. Margolis nie odwracaj�c si� pokiwa� g�ow�. � Prosz� si� skupi�. Jak pan s�dzi, gdzie mo�e znajdowa� si� teraz pa�ska siostra? Zda� sobie spraw�, �e jego ton staje si� coraz surowszy, bardziej nauczycielski w miar� przed�u�ania si� wizyty i zacz�� zastanawia� si�, czy nie wynika to z jego zarozumialstwa. Od momentu przybycia do Quince Cottage nie zapomina� o artykule przeczytanym w biurze Wexforda dotycz�cym Margolisa i jego siostry. Obecnie u�wiadomi� sobie, z jakiego powodu notatka ta znalaz�a si� w gazecie i kim by� Margolis. Burden znajdowa� si� przecie� w obecno�ci geniusza lub, je�li mia�aby to by� jedynie ekstrawagancja dziennikarza, wielce utalentowanego cz�owieka. Malarz nie by� zwyczajnym, szarym cz�owieczkiem. W swoich palcach i m�zgu mia� co�, co go rozdziera�o, co� co mog�o pozosta� nie do ko�ca rozpoznane i zaakceptowane za �ycia artysty. Burden sta� si� nagle pe�en podziwu i szacunku, w niezrozumia�y spos�b nie m�g� jednak pogodzi� tego uczucia z otaczaj�cym go ba�aganem i blad�, wygl�daj�c� na hipisa istot�, kt�ra mog�a by� kiedy� drugim Rembrandtem. Kim�e by� on, ma�omiasteczkowy policjant, aby wydawa� s�dy na temat tego cz�owieka, drwi� sobie z niego i stroi� �arty? Chyba rzeczywi�cie by� filistrem. �agodnie powt�rzy� pytanie: � Gdzie ona mo�e by�, panie Margolis? � Nie wiem. Gdzie� z jednym ze swoich przyjaci�. Ma ich ca�e mn�stwo. Odwr�ci� si�, a jego opalizuj�ce oczy nieprzytomnie b��dzi�y po pokoju. �Czy Rembrandt mia� kiedykolwiek do czynienia ze wsp�czesnymi mu przedstawicielami porz�dku publicznego? Geniusze byli chyba wtedy bardziej powszechni ni� obecnie� � pomy�la� Burden. Cz�ciej si� mo�na by�o z tym spotka� i ludzie wiedzieli, jak si� z takim cz�owiekiem obchodzi�. � Tak przynajmniej my�la�bym... � kontynuowa� Margolis � gdyby nie ta wiadomo��... Policjant gwa�townie zerwa� si� z miejsca. Czy�by Margolis r�wnie� otrzyma� anonim? � Jaka� notatka dotycz�ca pa�skiej siostry? � W tym rzecz, �e nie ma �adnej notatki, a powinna by�. Widzi pan, ona do�� cz�sto gdzie� sobie wyskakiwa�a i nigdy nie przeszkadza�a mi, je�li w�a�nie pracowa�em lub spa�em � Margolis przeczesa� palcami d�ugie w�osy. � A ja w�a�ciwie nie robi� nic opr�cz malowania i spania... � m�wi�. � Zawsze zostawia kartk� w widocznym miejscu: przy moim ��ku albo przypi�t� gdzie� w kuchni. Zacz�� przypomina� sobie wcze�niejsze przyk�ady troskliwo�ci swojej siostry. � Zazwyczaj by�a to d�uga i szczeg�owa informacja o tym, gdzie si� uda�a, z kim i na jak d�ugo, takie tam ma�e rzeczy dla mnie � u�miechn�� si� s�abo. S�ysz�c w chwil� potem dzwoni�cy telefon, skrzywi� si� z niezadowoleniem i powiedzia�: � To pewnie ten pos�pny nudziarz, Russel Cawthorne. Zawraca mi g�ow� chc�c si� dowiedzie�, gdzie ona jest. Podni�s� s�uchawk� opieraj�c �okie� na kawa�ku ple�niej�cego sera. � Nie, nie ma jej tutaj. Nie wiem, gdzie jest Obserwuj�c go, Burden zastanawia� si�, czym by�y te �ma�e rzeczy�, kt�re siostra zostawia�a mu do roboty. Nawet tak nieskomplikowana czynno�� jak odbieranie telefon�w wydawa�a si� wprawia� go w mizantropijny nastr�j. � Jest u mnie policja, je�eli ju� pan musi wiedzie�. Oczywi�cie, zadzwoni�, jak tylko si� poka�e. Tak, tak, tak. Co pan ma na my�li m�wi�c, �e mnie odwiedzi? Nie wydaje mi si� to mo�liwe. Nigdy si� przecie� nie widujemy... � Ale dzisiaj si� zobaczycie � powiedzia� Burden cicho. � Pojedzie pan ze mn� do Cawthorne�a. I to zaraz. ROZDZIA� IV Wexford uwa�nie por�wna� obydwie kartki � t� zapisan� czerwonym d�ugopisem i drug� � now� i czyst�. Powierzchnia papieru, kolor i znak wodny by�y identyczne. � Okaza�o si�, �e to ze sklepu Braddona � powiedzia� sier�ant Martin, policjant bardzo staranny i pilny, zawsze powa�ny i rzeczowy. � W sklepie Grovera sprzedaj� jedynie notatniki i zeszyty, kt�re nazywaj� blokami rysunkowymi. Braddon sprowadza ten papier specjalnie z Londynu. � Czy chcesz przez to powiedzie�, �e jest zamawiany? � Tak, sir. Na nasze szcz�cie zaopatruje tylko jedn� klientk�, pani� Adelin� Harper mieszkaj�c� w Stowerton przy Waterford Avenue. � Rezydencje wysokiej klasy. Du�e, stare domy... � pokiwa� g�ow� Wexford. � Pani Harper wyjecha�a, sir. Zdaniem s�siad�w, sp�dza w g�rach d�ugie wakacje wielkanocne. Nie ma sta�ego s�u��cego. Jedyn� osob�, kt�r� zatrudnia, jest sprz�taczka przychodz�ca w poniedzia�ki, �rody i pi�tki. � Czy s�dzisz, �e to ona mog�a by� autork� tego listu? � To s� du�e domy, stoj�ce w sporych odleg�o�ciach od siebie. Waterford Avenue nie jest okolic� czynszow� ani blokiem mieszkalnym, gdzie wszyscy si� nawzajem znaj�. Ludzie tam mieszkaj�cy s� raczej odludkami. Trzymaj� si� od siebie z daleka. Widywano t� sprz�taczk� wchodz�c� i wychodz�c� z tego domu, nikt jednak nie wie, jak si� ona nazywa. � A je�li ma zwyczaj podw�dzania tylko takich drobnostek jak drogi papier listowy, to jej pracodawczyni i s�siedzi nie b�d� orientowa� si� w tej kwestii... � Wszystko, co wiedz� � odpar� Martin niezadowolony ze s�abej jak