8264
Szczegóły |
Tytuł |
8264 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8264 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8264 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8264 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
RUTH RENDELL
RZE� NIEWINI�TKA
Prze�o�y�a: Beata Staniszewska
Wolf to the Slaughter
Wydanie oryginalne: 1967
Wydanie polskie: 1992
ROZDZIA� I
Wygl�daj� na par� morderc�w.
Tak w�a�nie pomy�la�by policjant zatrzymuj�c ich samoch�d za zbyt szybk� jazd�.
Do
tego fakt posiadania przez nich broni, z kt�rego musia�by wyt�umaczy� si�
m�czyzna,
poniewa� ona nie zna�aby �adnego logicznego wyja�nienia. W zapadaj�cym
zmierzchu,
obserwuj�c krople deszczu sp�ywaj�ce ciurkiem po szybie, pomy�la�a, �e p�aszcze
przeciwdeszczowe, kt�re mieli na sobie, wygl�da�y na przebranie � gangsterski
ciuch. I
jeszcze ten n� gotowy do u�ycia...
� Po co ci to? � spyta�a odzywaj�c si� po raz pierwszy, odk�d opu�cili
Kingsmarkham i
�wiat�a miasta rozmy�y si� w drobnym, m��cym deszczu. � Mo�esz mie� przez to
nieprzyjemno�ci. � Jej g�os by� nerwowy, ale nie z powodu no�a.
Wcisn�� przycisk uruchamiaj�cy wycieraczki.
� Przypu��my, �e starucha zacz�aby jakie� wyg�upy... � powiedzia�. � Gdyby na
przyk�ad zmieni�a zdanie? By�bym zmuszony postraszy� j� troch�. � M�wi�c to
przejecha� po
p�askiej klindze no�a.
� Niezbyt mi si� to wszystko podoba � powiedzia�a dziewczyna i tym razem nie
maj�c na
my�li wy��cznie no�a.
� Mo�e wola�aby� zosta� w domu nara�aj�c si� na jego wej�cie w ka�dej chwili?
Cudem
wydaje mi si� fakt, �e przynajmniej pozwoli� ci korzysta� ze swojego samochodu.
Zamiast mu odpowiedzie� na pytanie, powiedzia�a ostro�nie:
� Nie chc� si� widzie� z t� kobiet�, t� Ruby... Poczekam na ciebie w
samochodzie.
� W porz�dku. Za�atwi�em ju� wszystko w sobot�. Ona wyjdzie tylnymi drzwiami.
Stowerton zobaczyli najpierw jako pomara�czow� plam�, k�pk� �wiate� p�yn�cych
przez
mg��. Wje�d�aj�c do centrum mijali zamkni�te sklepy. Jedynie pralnia by�a wci��
czynna.
Kobiety pracuj�ce w ci�gu dnia siedzia�y przed pralkami obserwuj�c wiruj�ce
b�bny. W
ostrym, neonowobia�ym �wietle ich zm�czone twarze nabra�y zielonkawej barwy.
Na rogu, przy skrzy�owaniu ulic, gara� Cawthorne�a pogr��ony by� w ciemno�ciach,
ale
wiktoria�ski dom po�o�ony z ty�u promienia� �wiat�em. Od strony otwartych
frontowych
drzwi s�ycha� by�o d�wi�ki tanecznej muzyki. Dziewczyna zachichota�a. Szepn�a
swojemu
towarzyszowi co� na temat przyj�cia u Cawthorne��w, nie wspominaj�c jednak nic o
ich
wsp�lnych planach. M�czyzna oboj�tnie kiwa� g�ow� i spyta�:
� Kt�ra godzina?
Skr�cili w�a�nie w boczn� ulic�. Ujrza�a zegar na wie�y ko�cielnej.
� Prawie �sma.
� Doskonale � zwr�ci� twarz w stron� �wiate� i dobiegaj�cej ich muzyki. Podni�s�
dwa
palce w ironicznym ge�cie. � To dla starego pryka Cawthorne�a � powiedzia�. �
Pewnie
chcia�by by� teraz na moim miejscu.
Mijane przez nich ulice by�y szare i mokre. Wszystkie wygl�da�y tak samo.
Skar�owacia�e drzewa ros�y w niewielkich od siebie odst�pach przy chodnikach, a
ich
st�amszone korzenie wypacza�y asfalt jezdni. Mijane domy, przed kt�rymi
zaparkowane by�y
samochody, by�y brzydkie i przysadziste.
� No, jeste�my na miejscu. Charteris Road 82. To ten dom na rogu. Na dole pali
si�
�wiat�o, to bardzo dobrze. Obawia�em si�, �e mo�e z nas zakpi� i wyj�� z domu.
Nie
podoba�oby mi si� to � powiedzia� m�czyzna chowaj�c n� do kieszeni.
Dziewczyna, obserwuj�c znikaj�ce w trzonku no�a ostrze, cicho, lecz z
wyczuwalnym
podnieceniem w g�osie doda�a:
� Mnie te� nie.
Z powodu deszczu wcze�niej zapad� zmrok i w samochodzie by�o ciemno, zbyt
ciemno,
aby mogli widzie� si� nawzajem. Ich d�onie spotka�y si�, kiedy pr�bowali
jednocze�nie
zapali� ma��, z�ot� zapalniczk�. W jej �wietle zobaczy�a jego �niad�, b�yszcz�c�
twarz i
wstrzyma�a oddech.
� Jeste� �liczna... � powiedzia�. � Bo�e, ale jeste� pi�kna.
Dotkn�� jej szyi i przesun�� palce wzd�u� policzka. Siedzieli w milczeniu
patrz�c na
siebie, a p�omie� rzuca� na ich twarze delikatne cienie. W chwil� potem
m�czyzna zgasi�
zapalniczk� i otworzy� drzwiczki samochodu. Dziewczyna obraca�a w r�kach z�oty
przedmiot
pr�buj�c przeczyta� wygrawerowan� pod spodem dedykacj�: �Dla Ann, kt�ra
opromienia
moje �ycie�.
Lampa uliczna o�wietla�a miejsce mi�dzy kraw�nikiem a furtk�. M�czyzna
otworzy�
bramk� i przez kr�tk� chwil� jego ciemny i ostry cie� wyra�nie zaznaczy� si� na
niewyra�nym, zamazanym tle. Dom, do kt�rego si� zbli�a�, wygl�da� dosy� n�dznie,
a
ogr�dek przed nim by� zbyt ma�y nawet na trawnik. Jedynie niewielki, otoczony
kamieniami
wzg�rek przyci�ga� uwag�, mo�e dlatego, �e swoim wygl�dem przypomina� gr�b.
Podszed� do drzwi i stan�� po lewej stronie schod�w, tak aby kobieta otwieraj�ca
drzwi
nie zobaczy�a wi�cej ni� powinna, jak chocia�by ty�u zielonego, b�yszcz�cego w
�wietle
lampy samochodu. Czeka� niecierpliwie, przest�puj�c z nogi na nog�. Krople
deszczu
sp�ywaj�ce po parapetach okiennych wygl�da�y jak szklane paciorki.
Us�yszawszy odg�os krok�w za drzwiami wyprostowa� si� i prze�kn�� �lin�.
Zapali�o si�
�wiat�o i przez ma�� szybk� w drzwiach ujrza� pomarszczon�, mocno umalowan�
twarz
kobiety, rzeczow�, chocia� odrobin� zaniepokojon�, okolon� w�osami koloru
miedzianego.
M�czyzna w�o�y� r�ce do kieszeni i palcami prawej r�ki bezwiednie g�adzi�
r�koje�� no�a.
Wszystko odby�o si� jednak nie tak, jak zak�ada�. Kiedy sprawy przybra�y
zupe�nie inny
obr�t, mia� straszne uczucie nieruchomo�ci losu. Wiedzia�, �e pr�dzej czy
p�niej i tak
dosz�oby do tego. Zarzucili na siebie p�aszcze. Szalikiem pr�bowa� zatamowa�
up�yw krwi.
� Jed�my do lekarza... � j�cza�a dziewczyna � albo do szpitala.
By�a to ostatnia rzecz, na jak� by si� w tej chwili zgodzi�. Wola�, o ile to
mo�liwe,
unikn�� takiej ewentualno�ci. N� znajdowa� si� z powrotem w jego kieszeni.
Jedyne, czego
pragn��, to jak najszybciej znale�� si� na powietrzu, poczu� wilgotne krople
deszczu.
�miertelne przera�enie malowa�o si� na ich twarzach. M�czyzna nie mia� odwagi
spojrze�
jej w oczy � wytrzeszczone ze strachu i czerwone, tak jakby to krew odbija�a si�
w jej
�renicach. Chwiej�c si� i potykaj�c dobrn�li do samochodu. Otworzy� drzwiczki i
dziewczyna
opad�a na siedzenie.
� Usi�d� � powiedzia� � i we� si� w gar��. Musimy si� st�d wydosta�. � Jego g�os
by�
s�aby i odnosi�o si� wra�enie, �e dochodzi z bardzo daleka; tak jak do niedawna
daleka mu
by�a my�l o �mierci.
Samoch�d gwa�townie szarpn�� i ruszy�. R�ce dziewczyny trz�s�y si�, a g�os
�ama�.
� Wszystko b�dzie dobrze. To nic... tylko lekkie dra�ni�cie.
� Jak to si� sta�o? Dlaczego?
� Ta kobieta, Ruby... Ju� za p�no...
Rzeczywi�cie by�o za p�no. Kiedy przeje�d�ali ko�o stacji samochodowej,
us�yszeli
muzyk� dobiegaj� z przyj�cia u Cawthorne��w. Nie jakie� �a�obne zawodzenia, ale
ogniste,
taneczne rytmy. Drzwi wej�ciowe otwarte by�y na o�cie�, tak �e padaj�ce z
wn�trza domu
�wiat�o odbija�o si� w ulicznych ka�u�ach. Samoch�d wolno sun�� wzd�u� sklep�w.
Przesta�o
pada� i wszystko dooko�a spowite by�o g�st� mg��. Droga by�a tunelem pomi�dzy
drzewami,
z kt�rych cicho skapywa�a woda; niczym ogromne, mokre usta wsysa�a w�z swoim
�liskim,
asfaltowym j�zykiem.
Zabawa u Cawthorne��w, cz�ciowo za spraw� niekt�rych z go�ci, przenios�a si� na
ulic�. M�ody m�czyzna trzymaj�cy w r�ku kieliszek sta� przy schodach i sprawia�
wra�enie,
jakby wyczerpa� ju� wszystkie mo�liwo�ci tej imprezy. Pr�ba nawi�zania kontaktu
z innym
pijanym go�ciem siedz�cym w samochodzie spe�z�a na niczym. Doko�czy� wi�c drinka
i
odstawi� puste szk�o na jedn� z pomp paliwowych. W pobli�u nie by�o nikogo, z
kim m�g�by
pogada�, opr�cz dziewczyny o ostrych rysach wracaj�cej do domu po zamkni�ciu
baru.
Zatrzyma� j� g�o�no deklamuj�c:
�Czerpmy rado�� z �ycia ze wszystkich swoich si�,
Nim cia�a nasze rozpadn� si� w py��
U�miechn�a si�.
� Masz racj� kochasiu. P�ki co, baw si� dobrze.
M�czyzna stwierdzi�, �e nie jest w stanie prowadzi� samochodu, a poza tym jego
w�z
zastawiony by� sze�cioma innymi, kt�rych w�a�ciciele bawili si� w najlepsze na
przyj�ciu.
Ruszy� wi�c pieszo, z nadziej�, �e spotka po drodze jak�� bratni� dusz�. Znowu
zacz�o
pada�. Deszcz przyjemnie ch�odzi� jego rozgrzan� twarz. Droga do Kingsmarkham
sta�a przed
nim otworem, zach�caj�c do marszu. Szed� ni� szcz�liwy, nie czuj�c zm�czenia.
Widz�c w
oddali �wiat�a nieruchomego samochodu, g�o�no rzek�:
�Jakiej� lampy przeznaczenia jest prowadzi�
swoje dzieci zagubione po�r�d ciemno�ci nocy?�
ROZDZIA� II
Ostry, wschodni wiatr wiej�cy w ci�gu dnia wysuszy� ulic�. Zanosi�o si� na
deszcz,
chwilowo jednak nie pada�o i niebo by�o szaroniebieskie. Przez �rodek miasta
p�yn�� wartki
strumie� poruszaj�c g�adkie kamyki, a woda wzbija�a si� w niewielkie fale. Wiatr
by� na tyle
silny, �e mo�na go by�o nie tylko czu�, ale i s�ysze�. Po�wistywa� w alejkach
oddzielaj�cych
stare sklepy od nowych blok�w mieszkalnych i z odg�osem przypominaj�cym krzyk
sowy
uderza� bezlistnymi ga��ziami drzew o dach�wki i �ciany dom�w. Ludzie czekaj�cy
na
autobus do Stowerton i drugi, jad�cy w przeciwnym kierunku, do Pomfret,
podnie�li ko�nierze
chowaj�c w nich zmarzni�te twarze. Przeje�d�aj�ce samochody mia�y szczelnie
zamkni�te
okna. Motocykli�ci zatrzymywani si�� wiatru na szczycie mostu przystawali na
chwil�, a
potem chwiejnie i ostro�nie zje�d�ali w d� mijaj�c bar �Olive & Dove�.
Jedynie obecno�� �onkili w oknie kwiaciarni wskazywa�a na to, �e to ju�
kwiecie�, a nie
na przyk�ad grudzie�. Kwiaty za szyb� swoim nieskazitelnym wygl�dem upodabnia�y
si� do
tych wszystkich, kt�rym uda�o si� nie sp�dza� tego wietrznego poranka na
zewn�trz. Jednym
z takich szcz�ciarzy, przynajmniej chwilowo, by� inspektor Micheal Burden
obserwuj�cy
w�a�nie ulic� z okna swojego biura na High Street.
Z posterunku policji w Kingsmarkham rozci�ga� si� widok na niemal ca�e miasto.
Ten
niezwykle nowoczesny budynek, nie s�siaduj�cy bezpo�rednio z innymi gmachami,
odgrodzony by� od nich do�� szerokim pasem trawy. Tego ranka na trawniku sta�
ko�.
Uwi�zany na postronku wygl�da� na tak zzi�bni�tego i nieszcz�liwego, jak
wchodz�cy do
biura dziesi�� minut wcze�niej Burden. Teraz inspektor pr�bowa� ogrza� sobie
nogi ciep�ym
strumieniem powietrza p�yn�cym od strony grzejnik�w. Burden, w odr�nieniu od
swojego
szefa � g��wnego inspektora Wexforda, nie mia� daru przytaczania znanych cytat�w
i
powiedzonek, jednak tego przera�liwie zimnego, czwartkowego ranka zgodzi�by si�
z tym, �e
kwiecie� powo�uj�c do �ycia w martwej, zmro�onej ziemi kwiatki, jest
najokrutniejszym
miesi�cem w roku. Szafirki ros�y k�pkami w kamiennych donicach na dziedzi�cu
posterunku,
n�kane wiatrem i zimnem. Ktokolwiek je tam posadzi�, pragn��, aby kwit�y
b��kitnie,
przynosz�c rado�� oczom. Niestety, zbyt d�uga zima pokona�a je. Inspektor mia�
wra�enie, �e
patrzy raczej na tundr�, a nie na pierwsze, symboliczne znaki angielskiej
wiosny. Prze�kn��
ostatni �yk gorzkiej herbaty przyniesionej przez sier�anta Camba. Herbata by�a
bez cukru, nie
dlatego, �e musia� dba� o lini�, ale tak� po prostu lubi� pi�. Inspektor by�
szczup�ym
m�czyzn� o charciej, ascetycznej i chudej twarzy. Ubiera� si� zawsze starannie
i elegancko.
Tego dnia mia� na sobie nowy garnitur. Zdawa�o mu si�, �e wygl�da w nim jak
biznesmen na
wakacjach. Z pewno�ci� nikt, zobaczywszy Burdena w jego schludnym biurze, z
porz�dn�
wyk�adzin�, zas�onami i szklan� rze�b� na biurku, nie pomy�la�by, �e jest
detektywem.
Wygl�daj�c przez okno odstawi� fili�ank� na spodek z czarnej porcelany i utkwi�
wzrok w
osobniku stoj�cym na s�siednim chodniku. Sam a� do przesady skrupulatny w
sprawach
dotycz�cych ubioru, prawie z obrzydzeniem obserwowa� d�ugow�ose, przedziwnie
ubrane
indywiduum. Szyba zacz�a pokrywa� si� mgie�k� pary, wi�c Burden dok�adnie
przetar� j�
�ciereczk� i przybli�y� twarz. Czasami zastanawia� si�, do czego jeszcze mo�e
doj�� w
modzie m�skiej... Detektyw konstabl Drayton by� jednym z przyk�ad�w tego
nowoczesnego
niechlujstwa i niedba�o�ci. No, ale ten tu przeszed� ju� wszystko: wyd�u�one,
ciep�e futro jak
u Eskimosa, d�ugi fioletowo-��ty szalik nie kojarz�cy si� Burdenowi z barwami
�adnego
znanego mu uniwersytetu czy klubu sportowego, jasne wytarte d�insy i do tego
zamszowe
buty. W�a�nie przechodzi� przez ulic� lekcewa��c wszelkie przepisy ruchu.
Kierowa� si� w
stron� frontowych drzwi posterunku. Kiedy schyli� si� i zerwa� kwiat do swojej
niby to
butonierki, Burden chcia� otworzy� okno, aby na niego krzykn��, ale powstrzyma�
si� w por�
nie chc�c wypu�ci� z pokoju ciep�ego powietrza. Zobaczy� jeszcze fioletowe
fr�dzle szala
znikaj�ce za drzwiami. Jak na Carnaby Street � pomy�la� przypominaj�c sobie
ostatni pobyt z
�on� w Londynie. Bardziej interesowali j� dziwacznie ubrani ludzie ni� sklepy.
Postanowi�,
�e po powrocie do domu powie jej, �e nie ma potrzeby jecha� 50 mil w zat�oczonym
poci�gu,
kiedy ma si� takich cudak�w we w�asnym mie�cie. Nawet ten zak�tek Sussexu ju�
nied�ugo
zaplewi si� nimi... � rozmy�la�. Zasiad� przy biurku, aby przeczyta� raport
Draytona
dotycz�cy kradzie�y szkie� z Waterford. Nie�le, wcale nie�le. Bior�c pod uwag�
jego m�odo��
i brak do�wiadczenia, Drayton radzi� sobie coraz lepiej. Ale w jego raporcie
by�y luki, braki
oczywistych fakt�w. Je�eli cz�owiek chce, aby wszystko by�o dobrze za�atwione,
musi robi�
to sam � pomy�la� z gorycz�. Zdj�� z wieszaka p�aszcz przeciwdeszczowy � swoje
palto odda�
do czyszczenia, w ko�cu by� ju� kwiecie� � i zszed� na d�. Po kilkudniowym
okresie
strasznej chlapy, kafelkowa pod�oga w holu by�a tego dnia wyj�tkowo starannie
wyczyszczona, do tego stopnia, �e Burden widzia� na jej powierzchni odbicie
swoich
perfekcyjnie wyglansowanych but�w. Ca�e wn�trze, w��cznie z okropnymi
czerwonymi,
plastikowymi krzes�ami, sprawia�o wra�enie ch�odu i sterylno�ci. Kto� jeszcze
kontemplowa�
swoje odbicie w lustrzanych, �wiec�cych czysto�ci� kafelkach. Z ko�cistymi
r�koma
zwisaj�cymi bezw�adnie wzd�u� cia�a, siedzia� m�czyzna, kt�rego Burden widzia�
wcze�niej
przez okno. Na odg�os krok�w podni�s� g�ow� i b��dnym wzrokiem spojrza� w
kierunku
rozmawiaj�cego przez telefon sier�anta Camba. Najwyra�niej potrzebowa� czyjej�
pomocy.
Nie przyszed� tu, jak to Burden s�dzi�, zebra� �mieci, naprawi� bezpieczniki czy
te� wciska�
sier�antowi Martinowi jakie� m�tne informacje. Wygl�da�o na to, �e by� po prostu
niewinnym
cz�onkiem spo�eczno�ci znajduj�cym si� w k�opotach. Inspektor zastanawia� si�,
czy zgubi�
psa, czy te� mo�e znalaz� czyj� portfel. Twarz tego cz�owieka by�a chuda i
blada, a spojrzenie
niespokojne. Gdy Camb od�o�y� s�uchawk�, m�czyzna podszed� bli�ej z widocznym
wyrazem poirytowania na twarzy.
� W czym mog� panu pom�c? � spyta� sier�ant.
� Nazywam si� Margolis. Rupert Margolis.
Mia� dziwny g�os. Burden spodziewa� si�, �e us�yszy jaki� lokalny slang, co�
pasuj�cego
do ubrania, a nie mi�y, kulturalnie brzmi�cy g�os. Po przedstawieniu si�,
Margolis przerwa�,
najwyra�niej spodziewaj�c si� �ywio�owej reakcji. Przechyli� g�ow� na bok jakby
czekaj�c na
westchnienia pe�ne podziwu albo wyci�gni�te w jego stron� d�onie. Camb jednak
zaledwie
kiwn�� g�ow�. Margolis lekko chrz�kn�� i zwil�y� j�zykiem wargi.
� Zastanawia�em si� � rzek� � czy m�g�by mnie pan poinformowa�, jak mog� znale��
sprz�taczk�.
�adnych ps�w ani portfeli, bezpiecznik�w ani tajnych informacji. Ten cz�owiek
chcia�
mie� po prostu posprz�tany dom. �Nieoczekiwane zako�czenie�, pomy�la� Burden.
�Dobra
lekcja na przysz�o��, aby nie wysnuwa� pochopnych wniosk�w�. U�miechn�� si� do
siebie.
�Czy ten cz�owiek sobie wyobra�a�, �e to Biuro Porad Obywatelskich albo
po�rednictwo
pracy?�
Sier�ant Camb, rzadko daj�cy wyprowadzi� si� z r�wnowagi, u�miechn�� si�
�agodnie do
Margolisa, co wyra�nie doda�o tamtemu odwagi. Burden wiedzia�, �e pod tym
u�miechem
kryje si� filozoficzne stwierdzenie, �e �wiat sk�ada si� z przer�nych typ�w.
� Biuro po�rednictwa pracy znajduje si� pi�� minut drogi st�d. Prosz� uda� si�
prosto
York Street, min�� sklep jubilerski �Joy Jewels� i znajdzie pan to biuro obok
stacji
benzynowej Red Star. Mo�e pan tam zapyta�. A co by pan powiedzia� na og�oszenie
w
miejscowej gazecie albo kartk� w sklepie Grovera?
Margolis skrzywi� si�. Mia� bardzo jasne, zielonkawo-niebieskie oczy, z
br�zowymi
plamkami na t�cz�wce, wygl�dem przypominaj�ce ptasie jaja.
� S�abo sobie radz� z takimi praktycznymi sprawami � powiedzia� niewyra�nie,
oczyma
b��dz�c po �cianach. � Widzi pan, zazwyczaj takimi sprawami zajmuje si� moja
siostra, ale
ona wyjecha�a we wtorek, tak mi si� przynajmniej wydaje... � westchn�� ci�ko,
ca�ym cia�em
opieraj�c si� o kontuar. � I to jest kolejny problem, bo zosta�em kompletnie
pozbawiony
opieki.
� Powinni panu pom�c w po�rednictwie � powiedzia� Camb stanowczo.
Wzdrygn�� si� �api�c papiery w momencie, gdy detektyw Drayton wchodzi� do
budynku.
� Trzeba co� zrobi� z tymi drzwiami. Straszne marnotrawstwo ciep�a.
Nie ruszaj�c si� z miejsca, Margolis obserwowa� policjanta pr�buj�cego naprawi�
drzwi.
� Zastanawiam si�, co zrobi�a Ann... � powiedzia� bezradnie � to do niej
niepodobne tak
wyjecha� i zostawi� mnie w tym ba�aganie.
Burden, stoj�cy przez ca�y czas z boku, straci� nagle cierpliwo�� i rzek�:
� Je�eli nie ma dla mnie �adnych wiadomo�ci, sier�ancie, to jad� do Sewingbury.
Mo�esz
ze mn� jecha�, Drayton.
� Nic nie ma, inspektorze � odpowiedzia� Camb � ale s�ysza�em, �e Monkey
Matthews
wyszed�.
� Tak te� my�la�em � odpar� Burden.
Grzejnik w samochodzie dzia�a� doskonale i Burden pomy�la�, �e chcia�by, �eby
Sewingbury oddalone by�o nie o pi��, a pi��dziesi�t mil.
Szyby w samochodzie zacz�y zaparowywa� od ich oddechu, kiedy Drayton skr�ci� w
Kingsbrook.
� Kim jest Monkey Matthews? � spyta�, jak tylko min�li granic� miasta i znak
pozwalaj�cy na zwi�kszenie szybko�ci.
� Niezbyt d�ugo u nas jeste�, co? Monkey to �ajdak, z�odziej i oszust ma�ego
kalibru. W
zesz�ym roku poszed� siedzie� za pr�b� wysadzenia kogo� w powietrze bomb�
domowej
roboty. Co� si� s�abo przy�o�y�, nie do ko�ca obmy�li� szczeg�y... Ma
pi��dziesi�t lat;
dziwak, brzydki i do tego ma wiele ludzkich s�abostek, w��czaj�c s�abo�� do
kobiet.
Bez cienia u�miechu Drayton odpar�:
� Nie wydaje si� by� bardzo ludzki.
� Wygl�da jak ma�pa � Burden odpar� kr�tko � je�eli to masz na my�li.
Nie by�o powodu, aby prosta, oficjalna odpowied� przerodzi� si� mia�a w
konwersacj�.
�To wina Wexforda�, pomy�la� Burden �tego, �e tak lubi� Draytona i w dodatku
okazywa� to.
Jak tylko zaczniesz �artowa� z podw�adnymi i okazywa� im sympati�, zaraz chc� to
wykorzysta�. Odwr�ci� si� plecami do Draytona i zacz�� obserwowa� krajobraz za
oknem
m�wi�c ch�odno:
� Pali jak komin i w zwi�zku z tym ma gru�liczy kaszel. Cz�sto kr�ci si� ko�o
baru
�Piebald Pony� w Stowerton. Trzeba mie� na niego oko, bo nigdy nie wiadomo, co
nowego
wymy�li.
Burden wola�, �eby ch�opak us�ysza� jego zdanie, ni� wielce sentymentaln� i
przejaskrawion� opini� Wexforda. Szef lubi� cz�sto podkre�la� ten szczeg�lny
rodzaj
za�y�o�ci ��cz�cy go z typami rodzaju Monkeya, lecz pokazywanie Draytonowi
zabawnej
strony medalu nie mia�oby sensu, nie wiadomo natomiast, dok�d mog�oby go
zaprowadzi�.
Rzuci� okiem na ostry, ciemny profil m�odego m�czyzny. �Wszyscy tacy cwaniacy
s� do
siebie podobni�, pomy�la�, �k��bki nerw�w i masa kompleks�w ukryta pod mask�
twardziela...�
� Czy zatrzyma� si� najpierw u Knobbiego Clarka, sir?
Burden przytakn��. Jak d�ugo jeszcze Drayton pozwoli rosn�� swoim w�osom? Czy
chce
upodobni� si� do muzyka rockowego? Wexford mia� racj� twierdz�c, �e gliniarz nie
powinien
wygl�da� na policjanta, przynajmniej nie na pierwszy rzut oka, ale ten workowaty
p�aszcz to
ju� by�a pewna przesada. Je�eliby postawi� Draytona w jednym rz�dzie z band�
kryminalist�w, to chyba nikt nie potrafi�by odr�ni� owieczki od wilk�w.
Samoch�d podjecha� pod ma�y, wygl�daj�cy raczej n�dznie i brudno sklepik
jubilerski.
� Nie na ��tej linii, Drayton � ostro powiedzia� Burden, nim jeszcze hamulec
r�czny
zosta� zaci�gni�ty.
Weszli do �rodka. Niski, kr�py m�czyzna, z fioletowym znamieniem na czole i
�ys�
g�ow�, sta� za oszklonym sto�em, trzymaj�c w r�ku bransoletk� i pier�cionek.
� Okropnie zimny ranek � powiedzia� inspektor.
� Rzeczywi�cie nieprzyjemny, panie Burden � Knobby Clark, jubiler i okazjonalnie
paser, przesun�� si� krok do przodu. By� zbyt niski, aby widzie�, co si� dzieje
w sklepie ponad
ramieniem kobiety, kt�rej �wiecide�ka w�a�nie wycenia�. Kiedy kobieta odsun�a
si�, da�o si�
zauwa�y� jego masywn� g�ow�, przypominaj�c� jakie� warzywo � rzep� lub kalarep�,
a
wra�enie to pot�gowa�a nier�wna plama znamienia.
� Nie trzeba si� spieszy� � rzek� Burden � mamy przecie� ca�y dzie�.
Przerzuci� wzrok na wystaw� przeno�nych zegar�w. Kobieta, z kt�r� rozmawia�
jubiler,
wygl�da�a na osob� godn� szacunku. Mimo i� by�a raczej m�oda, mia�a na sobie
niemodny,
gruby, tweedowy p�aszcz si�gaj�cy za kolana. Torebka, z kt�rej wyjmowa�a
bi�uteri�
opakowan� w cienk�, bia�� chusteczk�, wygl�da�a na niegdy� warto�ciow�. Troch�
trz�s�y jej
si� r�ce i Burden zauwa�y� na ka�dej z nich po jednej obr�czce. Dr�enie mo�na by
przypisa�
zimnu panuj�cemu we wn�trzu sklepu, ale jedynie nerwy t�umaczy�y �ami�cy si�
g�os; nerwy
i naturalna niech�� kobiety jej pokroju do faktu znajdowania si� w takim
miejscu. Po raz
drugi tego dnia zaskoczy� go ton i akcent
� Zawsze dawano mi do zrozumienia, �e ta bransoletka jest rzecz� przedstawiaj�c�
du��
warto�� � m�wi�a wygl�daj�c na zawstydzon�. � Wszystkie prezenty, kt�re
otrzymywa�am od
m�a, by�y bardzo cenne.
� Zale�y, co pani rozumie przez �cenne�.
Burden zna� ten przymilny ton, t� s�u�alczo��, za kt�r� kry�a si� jedynie ch��
zysku.
� C�, mog� pani da� dziesi�� funt�w za wszystko.
W tym lodowatym pomieszczeniu jej westchnienie zawis�o nad lad� niczym ob�ok
dymu.
� Nie, to niemo�liwe... � wygi�a palce, kt�re nadal dr�a�y. Bransoletka spad�a
na st�.
� Jak pani sobie �yczy � powiedzia� Knobby Clark. Oboj�tnie obserwowa�
zamykaj�c�
si� torebk�.
� W porz�dku, Burden, co mog� dla pana zrobi�?
Burden przez moment nie odzywa� si�. Doskonale wyczuwa� upokorzenie tej kobiety,
rozczarowanie przypominaj�ce bardziej zranion� mi�o�� ni� okaleczon� dum�.
Przesz�a obok
niego z uprzejmym �przepraszam�, mocuj�c si�, z r�kawiczkami, z osobliwym
wyrazem w
oczach, �wiadcz�cym o dyscyplinie. Zbli�a�a si� do czterdziestki, ale jej uroda
ju� dawno
przemin�a.
Przytrzymywa� dla niej drzwi.
� Dzi�kuj� panu bardzo � powiedzia�a tonem, w kt�rym wyczu� mo�na by�o nie tyle
wdzi�czno��, co niegdysiejsze przyzwyczajenie do takiego jej traktowania.
� Wi�c nie widzia�e� �adnej z tych rzeczy? � rzuci� szorstko Burden podsuwaj�c
list�
skradzionych szkie� pod bulwiasty nos Knobbiego.
� M�wi�em ju� pa�skiemu ch�opakowi, panie inspektorze.
Drayton wyprostowa� si� i �ci�gn�� usta.
� Chyba jednak rzuc� okiem...
Knobby otworzy� usta, aby zaprotestowa�, ukazuj�c przy tym z�ote wype�nienia
z�b�w.
� Nie ��daj nakazu rewizji, jest za zimno...
Przeszukanie sklepu nic nie da�o. R�ce Burdena by�y czerwone i a� sztywne, gdy
wyszli z
zaplecza.
� W porz�dku, to tyle na razie.
Knobby Clark by� nie tylko paserem, ale r�wnie� od czasu do czasu ich wtyczk�.
Burden
w�o�y� r�k� do wypchanej lekko przez portfel wewn�trznej kieszeni marynarki.
� Masz dla nas co� ciekawego?
Jubiler nachyli� si� lekko do przodu.
� Monkey Matthews wyszed�... � powiedzia� z nadziej� w g�osie.
� Powiedz co�, o czym jeszcze nie wiem � przerwa� mu Burden.
Gdy wr�cili, drzwi posterunku by�y ju� naprawione, do tego stopnia, �e z trudem
mo�na
je by�o otworzy�. Sier�ant Camb siedzia� przy maszynie do pisania, ty�em do
kontuaru,
zamy�lony i jakby oszo�omiony.
� Przed sekund� si� go pozby�em! � powiedzia� z nutk� gniewu i wyczerpania w
g�osie,
gdy tylko zobaczy� inspektora.
� Kogo?
� Tego komedianta, kt�ry tu przyszed�, nim wyszli�cie.
Burden u�miechn�� si�.
� Mo�e okazywa�e� mu za du�o wsp�czucia?
� Spodziewa� si� chyba, �e im d�u�ej b�dzie tu siedzia�, tym szybciej wy�l�
grup�
policjant�w, aby posprz�tali mu t� jego chat�. Mieszka w Quince Cottage z
siostr�, kt�ra
zwia�a i zostawi�a go na pastw� losu. Pojecha�a we wtorek na przyj�cie i, jak
dot�d, nie
wr�ci�a.
� A on przyszed� tu dlatego, �e szuka sprz�taczki? � Burden by� lekko
zaintrygowany, ale
mimo to nie chcia� na razie, p�ki nie by�o takiej konieczno�ci, dodawa� do listy
os�b
poszukiwanych.
� �Nie wiem, co pocz�� � m�wi� � �Ann nigdy nie wyje�d�a�a bez zostawienia
informacji�. Ann to, Ann tamto; trwa�o to strasznie d�ugo.
Sier�ant Camb by� cz�owiekiem gadatliwym i Burden zastanawia� si�, w jakim
stopniu to
jego gadulstwo przyczyni�o si� do przyd�ugiego pobytu Ruperta Margolisa na
posterunku.
� Czy szef jest u siebie? � spyta�.
� W�a�nie idzie.
Wexford mia� na sobie okropny, szary p�aszcz, kt�ry zawsze by� brudny w czasie
nawrot�w zimna i brzydkiej pogody z tej prostej przyczyny, �e nigdy nie by�
czyszczony.
Kolor p�aszcza i niesamowicie wygnieciony materia� wp�ywa�y na umocnienie
wra�enia
s�oniowato�ci, jakie sprawia� g��wny inspektor, krocz�c ci�ko po schodach z
r�kami
wypychaj�cymi kieszenie.
� Ma pan ochot� na lunch w �Carousel�? � spyta� go Burden.
� Mo�e by� � Wexford pchn�� drzwi, kt�re z trudem otworzy�y si�. Zadowolony z
siebie
Camb wr�ci� do papierkowej roboty.
� Jest mo�e co� nowego? � spyta� Burden, gdy wyszli przed budynek.
� Nic ciekawego � odpar� Wexford wciskaj�c mocniej kapelusz na g�ow�. � Monkey
Matthews wyszed�.
� Naprawd�? � spyta� Burden czuj�c pierwsze krople lodowatego deszczu.
ROZDZIA� III
To, �e w pi�tkowy poranek g��wny inspektor Wexford siedzia� przy swoim wykonanym
z
r�anego drewna biurku i czyta� sobotni dodatek do �Daily Telegraph�, by�o
znakiem, �e w
Kingsmarkham nic si� nie dzia�o. Miasto by�o nawet bardziej ospa�e ni�
zazwyczaj. Na biurku
sta�a fili�anka herbaty, ogrzewanie dzia�a�o bez zarzutu, a szare, eleganckie
zas�ony by�y w
po�owie zaci�gni�te. Wexford przegl�da� artyku� zach�caj�cy do sp�dzenia wakacji
w Grecji,
dok�adnie studiuj�c informacje i przegl�daj�c fotosy. Chocia� sam wcale nie
przywi�zywa�
wagi do w�asnego wygl�du, z zaciekawieniem ogl�da� reklamy eleganckich ubra� i
mebli.
Jego garnitur by� szary, z niemodnymi klapami, wypchanymi r�kawami i
zniekszta�conymi
kieszeniami. Przewraca� strony czasopisma. Nie interesowa�y go p�yny po goleniu,
perfumy,
kremy na porost w�os�w ani diety. Korpulentny i ci�ki, zawsze by� i b�dzie
t�gi. Mia�
brzydk� twarz, z perkatym nosem i szerokimi ustami. By� podobny do
mitologicznego
Sylenusa, bliskiego towarzysza Bachusa, ale opr�cz wygl�du niewiele mia� z nim
wsp�lnego
� czasami pozwala� sobie na ma�e piwo w towarzystwie inspektora Burdena w
pobliskim
barze. W po�owie lektury natrafi� na artyku� dotycz�cy rozwoju kultury w ich
mie�cie.
Zawsze interesowa� si� sprawami kultury i nowa moda inwestowania w obrazy
ciekawi�a go.
Ogl�da� w�a�nie zdj�cia przedstawiaj�ce dwa obrazy i ich tw�rc�, kiedy do jego
pokoju
wszed� Burden.
� Najwyra�niej wszystko w porz�dku � powiedzia�, rzucaj�c okiem na gazet� i
kupk�
nieposegregowanej korespondencji.
Stan�� za szefem i przez jego rami� spojrza� na otwart� stron� czasopisma.
� Jaki �wiat jest ma�y... � westchn��, a Wexford podni�s� oczy i spojrza� na
niego
wyczekuj�co.
� Ten typ by� tutaj wczoraj � powiedzia� wskazuj�c palcem na fotografi�.
� Kto? Rupert Margolis?
� Czy�by rzeczywi�cie by� malarzem? S�dzi�em, �e to jaki� �wirni�ty hipis.
Wexford u�miechn�� si�.
� Tutaj jest napisane, �e to dwudziestodziewi�cioletni geniusz, kt�rego obraz
zatytu�owany ��wit niczego� zosta� niedawno zakupiony przez Tate Gallery.
� �Margolis, autor �Obrazu z brudu�, u�ywa w swoich pracach py�u w�glowego,
fus�w
herbacianych i innych dziwnych substancji na r�wni z farb�. Fascynuje go
niesamowita
r�norodno�� powierzchni przedmiot�w umieszczonych w nieodpowiednich miejscach�
itd.,
itp. � Inspektor przeczyta� umieszczony pod zdj�ciami napis. � Dobra, dobra,
Mike, nie patrz
na mnie w ten spos�b. Spr�bujmy zosta� przy zdrowych zmys�ach. Co on u licha
tutaj robi�?
� Szuka� pomocy domowej.
� Aha, jeste�my wi�c teraz agencj� po�rednictwa pracy?
�miej�c si� Burden przeczyta� na g�os fragment artyku�u znajduj�cy si� obok
grubego
palca g��wnego inspektora.
� �Niekt�re z najlepszych prac Margolisa s� owocem dwuletniego pobytu malarza na
Ibizie, lecz przez ostatni rok mieszka on wraz z siostr� w Sussex. Margolis
tworzy w
szesnastowiecznej pracowni na Quince Cottage, w Kingsmarkham i tam w�a�nie, w
cieniu
krwistoczerwonego drzewa pigwowego, urodzi�o si�, po sze�ciu miesi�cach ci�kiej
pracy,
jego arcydzie�o � obraz kapry�nie nazwany przez artyst� � Nic�
� Cholernie po�o�nicze � powiedzia� Wexford. � C�, my nie mo�emy sobie pozwoli�
na
rodzenie �niczego�...
Burden rozsiad� si� w fotelu z czasopismem na kolanach.
� Interesuj�ca sprawa � powiedzia�. � �Anita, ex-modelka, cz�sto widywana jest
na
g��wnej ulicy Kingsmarkham podczas robienia zakup�w. Je�dzi bia�ym, sportowym
wozem
marki alpine...� Nigdy jej nie widzia�em, to dziwne... Prosz� pos�ucha� dalej:
�Dwudziestotrzyletnia brunetka o zielonych oczach, wykwintna i elegancka, jest
pierwowzorem Anny z portretu namalowanego przez Margolisa, za kt�ry pewien
po�udniowoameryka�ski kolekcjoner proponowa� arty�cie dwa tysi�ce funt�w.
Po�wi�cenie
Anity interesom brata inspiruje go do tworzenia rzeczywi�cie wybitnych dzie�,
by�o r�wnie�,
jak si� mo�na domy�li�, powodem zerwania jej zar�czyn z pisarzem i poet�
Richardem
Fairfaxem.�
� Dlaczeg� sam sobie nie kupisz tej gazety, skoro tak szalenie ci� to
zainteresowa�o? �
warkn�� Wexford.
� Czytam to tylko dlatego, �e dotyczy spraw z naszego podw�rka. To zabawne, �e
tyle si�
dzieje naoko�o, a my nic o tym nie wiemy.
Wexford skonkludowa�:
� �Jak wiele klejnot�w promieniuj�cych czystym blaskiem ukrywaj� jaskinie w
oceanach
ciemno�ci.�
� Niewiele wiem o ciemnych jaskiniach... � Burden by� czu�y na punkcie krytyki
swojego
rodzinnego miasta. Zamkn�� czasopismo.
� Niez�a jest, to pewne. Wykwintna brunetka o poci�gaj�cych, zielonych oczach.
Wychodzi na przyj�cia i nie wraca do domu...
Wexford nagle o�ywi� si�. Ostro i gwa�townie spyta�:
� O czym ty m�wisz?
Burden, zdziwiony, podni�s� wzrok.
� Powiedzia�em, �e chodzi na przyj�cia i nie wraca do domu.
� To s�ysza�em. � W jego g�osie mo�na by�o wyczu� ciekawo�� i niecierpliwo��.
Rozdra�niony wyraz jego twarzy w trakcie czytania artyku�u ust�pi� miejsca
nag�emu,
czujnemu zaciekawieniu. � Wiem, �e to powiedzia�e�. Chc� si� jeszcze dowiedzie�,
sk�d o
tym wiesz?
� Jak ju� powiedzia�em, geniusz przyszed� poluj�c na sprz�taczk�. P�niej wda�
si� w
rozmow� z Cambem i poinformowa�, �e jego siostra by�a na przyj�ciu we wtorek
wieczorem i
od tamtej pory jej nie widzia�.
Wexford wsta� powoli z krzes�a. Jego ci�ko ciosana twarz by�a zamy�lona. I
mo�na by�o
wyczu� co� jeszcze... W�tpliwo��? Strach? Obaw�?
� Wtorek wieczorem? � zmarszczy� brwi. � Jeste� pewien, �e chodzi o wiecz�r
wtorkowy?
Burden nie znosi� takiej zagadkowo�ci.
� Prosz� pana, on nawet nie zg�osi� jej zagini�cia. Po c� wi�c ta panika?
� Cholerna panika! � prawie krzycza�. � Mike! Je�eli ona ma na imi� Ann i
znikn�a we
wtorek, to ju� jest powa�na historia. Nie ma tutaj jej zdj�cia?
Wexford prawie wyrwa� gazet� z r�k Burdena i szybko przerzuca� kartki.
� �adnego zdj�cia � rzuci� rozczarowany. � Za�o�� si�, �e brat r�wnie� nie ma
jej
fotografii.
Burden zapyta� cierpliwie:
� Odk�d to tak strasznie przejmujemy si� tym, �e jaka� przystojna,
prawdopodobnie
bogata dziewczyna ma kaprys wyrwa� si� gdzie� ze swoim ch�opakiem?
� Od teraz � rzuci� Wexford. � Od dzisiaj, od tego ranka.
Korespondencja, poranna poczta Wexforda, wygl�da�a jak kupka �mieci, ale on
nieomylnie wyci�gn�� w�a�ciw� kopert� i pokaza� j� Burdenowi.
� Wcale mi si� to wszystko nie podoba � wytrz�sn�� ze �rodka kartk� grubo
z�o�onego
papieru. W tej samej chwili przez szklan� figurk� w kolorze indygo stoj�c� na
biurku
Wexforda przeszed� promie� �wiat�a rzucaj�c na papier refleks, kt�ry swoim
kszta�tem
przypomina� ma�y niebieski b�belek atramentu.
� Co� si� jednak zaczyna dzia�!
To by� anonimowy list, pisany r�cznie, czerwonym d�ugopisem.
� Dobrze wiesz, jakie ilo�ci takich li�cik�w dostajemy � powiedzia� Wexford. �
Ten te�
zamierza�em cisn�� do kosza.
Pismo by�o pochylone do ty�u, du�e litery, na pierwszy rzut oka wygl�da�o na
umy�lnie
zmienione. Papier nie by� brudny ani s�owa nieprzyzwoite. Niesmak, jaki poczu�
Burden,
spowodowany by� raczej tch�rzostwem autora listu:
�Dziewczyna imieniem Ann zosta�a zabita w tej okolicy pomi�dzy
�sm� a jedenast� wieczorem we wtorek. M�czyzna, kt�ry to zrobi�, jest
niski, m�ody i ciemnow�osy. Ma czarny samoch�d. Jego imi� � Geoff
Smith.�
Odrzuciwszy kartk� z wyrazem niesmaku, przyjrza� si� bli�ej kopercie.
� Wys�ane w Stowerton � powiedzia�. � Wczoraj przed pierwsz�. Niezbyt ostro�nie
z jego
strony. Z do�wiadczenia wiem, �e autorzy takich list�w zazwyczaj wycinaj� s�owa
z gazet.
� Czy masz na my�li niezawodno�� naszych ekspert�w od grafologii? � w g�osie
Wexforda mo�na by�o wyczu� kpin�. � Mike, czy kiedykolwiek kt�ry� z tych kolesi
wyda�
sensown�, jednoznaczn� opini�? Ja osobi�cie nigdy czego� takiego nie s�ysza�em.
Je�eli nie
dasz im przyk�adu swojego normalnego pisma, to mo�esz r�wnie dobrze oszcz�dzi�
swoj�
gazet� i no�yczki. Pochylasz literki do ty�u, je�li zazwyczaj robisz to do
przodu. Zamiast
ma�ych, zgrabnych literek stawiasz wielkie kulfony i nikt ich nie pozna, jeste�
bezpieczny jak
w domu. Oczywi�cie mog� przes�a� do laboratorium, ale bardzo si� zdziwi�, je�li
to co� da.
Moim zdaniem, tylko jedna rzecz mo�e pom�c w dotarciu do mojego korespondenta.
� Papier � powiedzia� zamy�lony Burden i przejecha� palcem po g�adkiej, kremowej
powierzchni.
� Ma �adny znak wodny.
� W�a�nie. O ile si� nie myl�, to r�czna robota, a autor listu raczej nie wydaje
si�
cz�owiekiem z rodzaju tych, kt�rzy zamawiaj� papier r�cznej roboty.
� Mo�e pracuje w sklepie papierniczym � ostro�nie zauwa�y� Burden.
� Ju� bardziej prawdopodobne, �e pracuje dla kogo�, kto taki papier zamawia.
� Czy ma pan na my�li s�u��cego? To bardzo zaw�a pole poszukiwa�. Zdaje si�, �e
w tej
okolicy ma�o kto zatrudnia s�u��cych.
� Wiele os�b zatrudnia ogrodnik�w, Mike. Powinni�my zacz�� od sklepu
papierniczego i
tylko odkre�la� ludzi z pewnej grupy. I to w zasadzie wy��cza Kingsmarkham, jako
�e nie
wydaje mi si�, aby sklep Braddona zaopatrywa� kogo� w taki rodzaj papieru, a ju�
na pewno
nie sklep Grovera.
� Widz�, �e podchodzi pan do ca�ej sprawy bardzo powa�nie.
� Rzeczywi�cie. Nie mog� sobie pozwoli� na lekcewa�enie tego anonimu i
traktowanie
go jako �artu. Dlatego chc�, aby sier�ant Martin, Drayton, Bryant i Gates
natychmiast przyszli
do mojego biura. Ty, Mike zajmiesz si� tym dwudziestodziewi�cioletnim geniuszem.
Gdy policjanci weszli do gabinetu, Wexford usiad� obok Burdena za biurkiem i
przem�wi�:
� Wi�c tak; na razie nie zwalniam was z rutynowych obowi�zk�w � zacz��. �
Jeszcze nie
teraz. Chc�, aby sprawdzono wykaz ludno�ci, listy wyborcze itp. i namierzono
wszystkich
Geoffrey�w Smith�w w okolicy. Szczeg�lnie interesuje mnie Stowerton. Sprawd�cie
ich
wszystkich podczas dnia. Chc� wiedzie�, czy kt�ry� z nich jest mo�e ma�y i
ciemny, i czy ma
czarny samoch�d. To wszystko. �adnego straszenia �on i naciskania. Tylko taka
zwyczajowa
inspekcja. Miejcie oczy szeroko otwarte. Sier�ancie Martin! Prosz� dok�adnie
obejrze� ten
papier. Je�eli znajdziecie taki sam w sklepie papierniczym, to chc� go
por�wna�...
Po ich wyj�ciu z gabinetu Burden skrzywi� si� gorzko.
� Smith! Niezwykle oryginalne nazwisko!
� M�j drogi, niekt�rzy ludzie rzeczywi�cie si� tak nazywaj� � powiedzia�
Wexford.
Z�o�y� dok�adnie kolorow� wk�adk� czasopisma z fotografi� Margolisa i ostro�nie
w�o�y�
do szuflady swojego biurka.
� Je�eli tylko uda mi si� znale�� zapa�ki � powiedzia� Rupert Margolis � to
spr�buj�
zrobi� panu fili�ank� kawy.
Bezsilnie grzeba� w�r�d brudnych naczy�, cz�ciowo opr�nionych butelek mleka i
wymi�toszonych karton�w po mro�onkach le��cych na kuchennym stole.
� By�y tu we wtorek. Wr�ci�em do domu ko�o jedenastej wieczorem i okaza�o si�,
�e
wysiad�y bezpieczniki. To si� u nas do�� cz�sto zdarza. Le�a� tutaj ogromny stos
starych
gazet, wi�c wyrzuci�em to wszystko przez tylne drzwi. Nasze pojemniki na �mieci
s� zawsze
pe�ne... Mimo to uda�o mi si� wtedy znale�� zapa�ki. Chyba pi�tna�cie pude�ek.
Le�a�y obok
tych gazet � westchn�� ci�ko. � B�g jeden wie, gdzie si� one podzia�y, bo nie
gotowa�em
zbyt wiele...
� Prosz�. � powiedzia� Burden wr�czaj�c pude�ko zapa�ek, kt�re znalaz� pod
sto�em.
Margolis opr�ni� dzbanek do kawy wlewaj�c czarny p�yn do zlewozmywaka. Fusy
oblepi�y ca�y zlew i p�ywaj�cy w brudnej wodzie bak�a�an.
� Ustalmy wi�c fakty � p� godziny zabra�o mu wyci�gni�cie z Margolisa
szczeg��w
maj�cych jakiekolwiek znaczenie, a i tak nie mia� pewno�ci co do tego, czy
wszystko dobrze
zrozumia�. � Pa�ska siostra Anita, czy te� Ann, wybiera�a si� na przyj�cie
wydawane przez
Cawthorne��w, w�a�cicieli stacji samochodowej w Stowerton, we wtorek wieczorem.
By� pan
poza domem od trzeciej po po�udniu i kiedy wr�ci� o jedenastej, nie zasta� pan
ani jej, ani jej
samochodu � bia�ego, sportowego alpine, kt�ry zazwyczaj parkowa� przy podje�dzie
do
domu. Zgadza si�?
� Zgadza � odpar� niepewnie Margolis.
Nad kuchni� nie by�o sufitu, tylko kryty dach�wk� dach podpierany przez stare i
zniszczone belki. Malarz siedzia� na kraw�dzi sto�u obserwuj�c zwisaj�ce z belek
poszarpane
paj�czyny przypominaj�ce kszta�tem szare sznureczki. Patrz�c tak, ko�ysa� lekko
g�ow� w
rytm paj�czyn ta�cz�cych nad buchaj�c� z czajnika par�.
Burden kontynuowa�:
� Zostawi� pan siostrze otwarte drzwi i poszed� spa�, lecz nied�ugo potem zosta�
pan
obudzony przez telefon pana Cawthorne�a, kt�ry spyta�, co dzieje si� z Ann.
� Tak. By�em bardzo zdenerwowany. To potworny nudziarz i w zasadzie staram si� z
nim
nie rozmawia�, je�eli nie musz�.
� I nie przej�� si� pan niczym?
� Nie, dlaczego mia�bym si� tym przejmowa�? Pomy�la�em, �e Ann zmieni�a zdanie i
pojecha�a gdzie indziej � malarz podni�s� si� ze swojego miejsca i zimn� wod�
przep�uka�
dwie brudne fili�anki po herbacie.
� Oko�o pierwszej � ci�gn�� Burden � zosta� pan ponownie obudzony przez odg�os
silnika
samochodowego i pomy�la� pan, �e to wr�ci�a pa�ska siostra, poniewa� nikt inny
tutaj nie
mieszka, ale nie wsta� pan z ��ka.
� Zaraz znowu zasn��em. Jak ju� chyba wspomnia�em, by�em potwornie zm�czony.
� Tak, m�wi� pan, zdaje si�, �e by� w Londynie.
Kawa by�a zaskakuj�co smaczna. Inspektor pr�bowa� nie zwraca� uwagi na brudn�
inkrustacj� na fili�ance i delektowa� si� napojem. Wygl�da�o na to, �e kto�
wk�ada� mokre
�y�eczki do cukru, a sama cukiernica oblepiona by�a ze wszystkich stron
marmolad�.
� Wyszed�em z domu o trzeciej � powiedzia� Margolis z rozkojarzonym wyrazem
twarzy.
� Ann by�a wtedy w domu. Poinformowa�a mnie, �e wychodzi wieczorem i
przypomnia�a,
abym nie zapomnia� klucza.
� I zapomnia� pan?
� Oczywi�cie, �e nie � odpowiedzia� ostrym tonem malarz. � Nie jestem szalony.
Jednym haustem wypi� kaw� i jego blada twarz troch� si� zar�owi�a.
� Zostawi�em samoch�d przy stacji i pojecha�em spotka� si� z pewnym cz�owiekiem
w
zwi�zku z moim przedstawieniem.
� Przedstawieniem? � spyta� Burden niezwykle zdziwiony. S�owo to kojarzy�o mu
si� z
ta�cz�cymi, p�nagimi dziewcz�tami i wyfraczonymi, kabaretowymi komediantami.
� No, wi�c niech b�dzie wystaw� � Margolis by� ju� zniecierpliwiony. � Moich
prac. Jest
pan strasznym ignorantem. Ju� wczoraj pomy�la�em, �e jeste�cie kup� filistr�w,
kiedy nikt z
was nie rozpozna� mnie, gdy przyszed�em na posterunek.
Zmierzy� Burdena podejrzliwym wzrokiem, jakby pow�tpiewaj�c w jego dobre
intencje.
� Jak ju� m�wi�em, uda�em si� na spotkanie z pewnym cz�owiekiem. Konkretnie
kierownikiem Galerii Morissot w Knightsbridge, kt�ry w trakcie naszej rozmowy
niespodziewanie zaproponowa� mi wsp�lne zjedzenie obiadu. By�em bardzo zm�czony
tym
podr�owaniem, a cz�owiek z galerii okaza� si� straszliwym nudziarzcm...
Siedzenie tam i
s�uchanie jego przem�wienia znu�y�o mnie szalenie i dlatego us�yszawszy samoch�d
Anny
nie pofatygowa�em si�, aby wsta�.
� Ale wczoraj rano znalaz� pan jej w�z przy podje�dzie? � upewni� si� Burden.
� Ca�y mokry i odra�aj�cy... Z gazet� przylepion� do przedniej szyby � westchn��
Margolis. � W ca�ym ogrodzie pe�no by�o papier�w i starych gazet Pan pewnie nie
mo�e
przys�a� tu kogo� do sprz�tania? A mo�e by tak poprosi� rad� miejsk�?
� Nie � odpowiedzia� stanowczo Burden. � Czy wychodzi� pan z domu w �rod�?
� Pracowa�em � odrzek� Margolis � A poza tym du�o sypiam. � Po chwili doda�
niejasno:
� O dziwnych porach, pan rozumie... Pomy�la�em, �e Ann wr�ci�a i znowu wysz�a.
Prowadzimy bardzo odmienny tryb �ycia � jego g�os sta� si� histerycznie
piskliwy. Burden
zacz�� si� zastanawia�, czy ten cz�owiek nie jest jednak troch� ob��kany. � Ale
bez niej jestem
zgubiony. Nigdy mnie tak nie zostawia�a bez s�owa...
Wsta� gwa�townie zrzucaj�c na pod�og� butelk� mleka. Szyjka butelki st�uk�a si�
i struga
zsiad�ej serwatki rozla�a si� po wyk�adzinie ze s�omy kokosowej.
� M�j Bo�e, przejd�my lepiej do pracowni, je�eli nie ma pan ju� ochoty na kaw�.
Nie
mam, co prawda, fotografii Ann, ale mog� panu pokaza� jej portret, kt�ry
namalowa�em,
je�eli s�dzi pan, �e to co� da.
W pracowni by�o oko�o dwudziestu obraz�w, z czego jeden tak du�y, �e zajmowa�
ca��
�cian�. Obraz wi�kszy od tego Burden widzia� tylko raz w �yciu i by�a to �Nocna
stra��
Rembrandta, pobie�nie obejrzana podczas jednodniowej wycieczki do Amsterdamu.
Dzie�o
Margolisa przedstawia�o daj�cy z�udzenie tr�jwymiarowo�ci obraz dziko
brykaj�cych figur, a
jego powierzchni�, opr�cz farby, pokrywa�y kawa�eczki waty, opi�ki metali i
strz�pki
wymi�toszonych gazet. Burdenowi stanowczo bardziej podoba� si� obraz Rembrandta.
Je�eli
portret namalowany by� w tym samym stylu, to nie b�dzie przydatny przy
identyfikacji.
Dziewczyna mia�aby jedno oko, zielone usta i trzepaczk� do piany stercz�c� z
ucha. Usiad� w
bujanym fotelu, uprzednio usun�wszy z niego zmatowia�� z brudu srebrn� tack�,
zgniecion�
tubk� farby i niewiadomego pochodzenia instrument s�u��cy najprawdopodobniej do
badania
kierunku wiatru. Czasopisma, ubrania, brudne naczynia i butelki po piwie
porozrzucane by�y
po ca�ym pomieszczeniu, a miejscami tworzy�y na pod�odze ma�e stosy. Przy
telefonie, w
wazonie cz�ciowo tylko nape�nionym zielon� wod�, sta�y zwi�d�e narcyzy, z
kt�rych jeden
ze z�aman� �odyg�, opiera� sw�j zgni�y kielich na kawa�ku sera. W pewnym
momencie wr�ci�
Margolis z portretem siostry. Inspektor zdziwi� si�, poniewa� obraz namalowany
by� raczej
konwencjonalnie. Przedstawia� g�ow� i ramiona dziewczyny. Oczy mia�a podobne do
oczu
brata � niebieskie z zielonkawym odcieniem nefrytu, a jej w�osy, r�wnie czarne
jak jego,
upi�te by�y z ty�u g�owy. Rysy twarzy mia�a ostre, jastrz�bie, je�li tylko
jastrz�bia twarz mo�e
by� jednocze�nie delikatna i pi�kna: usta �adne i pe�ne oraz lekko orli nos.
Margolis uchwyci�,
czy te� mo�e nada� jej twarzy, wyraz b�yskotliwej inteligencji. �Gdyby nie
zgin�a w m�odym
wieku�, pomy�la� Burden, �by�aby kiedy� wyj�tkow� kobiet��.
Mia� niejasne uczucie, �e powinno si� zawsze chwali� dzie�o pokazywane przez
autora,
powiedzia� wi�c niezgrabnie:
� Bardzo �adny portret. Naprawd� niez�y.
Zamiast okazywa� wdzi�czno�� czy zadowolenie, Margolis zwyczajnie stwierdzi�:
� Tak, jest rzeczywi�cie wspania�y. Jedna z lepszych rzeczy, jakie w �yciu
zrobi�em.
Postawi� obraz na czystej sztaludze i uszcz�liwiony ogl�da� go, odzyskawszy
dobry
humor.
� No wi�c, panie Margolis � Burden zacz�� ostro�nie � w tego typu przypadkach
nasz�
zwyczajow� czynno�ci� jest wypytanie krewnych, gdzie, ich zdaniem, zaginiony
mo�e si�
znajdowa�.
Margolis nie odwracaj�c si� pokiwa� g�ow�.
� Prosz� si� skupi�. Jak pan s�dzi, gdzie mo�e znajdowa� si� teraz pa�ska
siostra?
Zda� sobie spraw�, �e jego ton staje si� coraz surowszy, bardziej nauczycielski
w miar�
przed�u�ania si� wizyty i zacz�� zastanawia� si�, czy nie wynika to z jego
zarozumialstwa. Od
momentu przybycia do Quince Cottage nie zapomina� o artykule przeczytanym w
biurze
Wexforda dotycz�cym Margolisa i jego siostry. Obecnie u�wiadomi� sobie, z
jakiego powodu
notatka ta znalaz�a si� w gazecie i kim by� Margolis. Burden znajdowa� si�
przecie� w
obecno�ci geniusza lub, je�li mia�aby to by� jedynie ekstrawagancja
dziennikarza, wielce
utalentowanego cz�owieka. Malarz nie by� zwyczajnym, szarym cz�owieczkiem. W
swoich
palcach i m�zgu mia� co�, co go rozdziera�o, co� co mog�o pozosta� nie do ko�ca
rozpoznane
i zaakceptowane za �ycia artysty. Burden sta� si� nagle pe�en podziwu i
szacunku, w
niezrozumia�y spos�b nie m�g� jednak pogodzi� tego uczucia z otaczaj�cym go
ba�aganem i
blad�, wygl�daj�c� na hipisa istot�, kt�ra mog�a by� kiedy� drugim Rembrandtem.
Kim�e by�
on, ma�omiasteczkowy policjant, aby wydawa� s�dy na temat tego cz�owieka, drwi�
sobie z
niego i stroi� �arty? Chyba rzeczywi�cie by� filistrem. �agodnie powt�rzy�
pytanie:
� Gdzie ona mo�e by�, panie Margolis?
� Nie wiem. Gdzie� z jednym ze swoich przyjaci�. Ma ich ca�e mn�stwo.
Odwr�ci� si�, a jego opalizuj�ce oczy nieprzytomnie b��dzi�y po pokoju. �Czy
Rembrandt
mia� kiedykolwiek do czynienia ze wsp�czesnymi mu przedstawicielami porz�dku
publicznego? Geniusze byli chyba wtedy bardziej powszechni ni� obecnie� �
pomy�la�
Burden. Cz�ciej si� mo�na by�o z tym spotka� i ludzie wiedzieli, jak si� z
takim cz�owiekiem
obchodzi�.
� Tak przynajmniej my�la�bym... � kontynuowa� Margolis � gdyby nie ta
wiadomo��...
Policjant gwa�townie zerwa� si� z miejsca. Czy�by Margolis r�wnie� otrzyma�
anonim?
� Jaka� notatka dotycz�ca pa�skiej siostry?
� W tym rzecz, �e nie ma �adnej notatki, a powinna by�. Widzi pan, ona do��
cz�sto
gdzie� sobie wyskakiwa�a i nigdy nie przeszkadza�a mi, je�li w�a�nie pracowa�em
lub spa�em
� Margolis przeczesa� palcami d�ugie w�osy. � A ja w�a�ciwie nie robi� nic
opr�cz malowania
i spania... � m�wi�. � Zawsze zostawia kartk� w widocznym miejscu: przy moim
��ku albo
przypi�t� gdzie� w kuchni.
Zacz�� przypomina� sobie wcze�niejsze przyk�ady troskliwo�ci swojej siostry.
� Zazwyczaj by�a to d�uga i szczeg�owa informacja o tym, gdzie si� uda�a, z kim
i na jak
d�ugo, takie tam ma�e rzeczy dla mnie � u�miechn�� si� s�abo. S�ysz�c w chwil�
potem
dzwoni�cy telefon, skrzywi� si� z niezadowoleniem i powiedzia�: � To pewnie ten
pos�pny
nudziarz, Russel Cawthorne. Zawraca mi g�ow� chc�c si� dowiedzie�, gdzie ona
jest.
Podni�s� s�uchawk� opieraj�c �okie� na kawa�ku ple�niej�cego sera.
� Nie, nie ma jej tutaj. Nie wiem, gdzie jest
Obserwuj�c go, Burden zastanawia� si�, czym by�y te �ma�e rzeczy�, kt�re siostra
zostawia�a mu do roboty. Nawet tak nieskomplikowana czynno�� jak odbieranie
telefon�w
wydawa�a si� wprawia� go w mizantropijny nastr�j.
� Jest u mnie policja, je�eli ju� pan musi wiedzie�. Oczywi�cie, zadzwoni�, jak
tylko si�
poka�e. Tak, tak, tak. Co pan ma na my�li m�wi�c, �e mnie odwiedzi? Nie wydaje
mi si� to
mo�liwe. Nigdy si� przecie� nie widujemy...
� Ale dzisiaj si� zobaczycie � powiedzia� Burden cicho. � Pojedzie pan ze mn� do
Cawthorne�a. I to zaraz.
ROZDZIA� IV
Wexford uwa�nie por�wna� obydwie kartki � t� zapisan� czerwonym d�ugopisem i
drug�
� now� i czyst�. Powierzchnia papieru, kolor i znak wodny by�y identyczne.
� Okaza�o si�, �e to ze sklepu Braddona � powiedzia� sier�ant Martin, policjant
bardzo
staranny i pilny, zawsze powa�ny i rzeczowy. � W sklepie Grovera sprzedaj�
jedynie
notatniki i zeszyty, kt�re nazywaj� blokami rysunkowymi. Braddon sprowadza ten
papier
specjalnie z Londynu.
� Czy chcesz przez to powiedzie�, �e jest zamawiany?
� Tak, sir. Na nasze szcz�cie zaopatruje tylko jedn� klientk�, pani� Adelin�
Harper
mieszkaj�c� w Stowerton przy Waterford Avenue.
� Rezydencje wysokiej klasy. Du�e, stare domy... � pokiwa� g�ow� Wexford.
� Pani Harper wyjecha�a, sir. Zdaniem s�siad�w, sp�dza w g�rach d�ugie wakacje
wielkanocne. Nie ma sta�ego s�u��cego. Jedyn� osob�, kt�r� zatrudnia, jest
sprz�taczka
przychodz�ca w poniedzia�ki, �rody i pi�tki.
� Czy s�dzisz, �e to ona mog�a by� autork� tego listu?
� To s� du�e domy, stoj�ce w sporych odleg�o�ciach od siebie. Waterford Avenue
nie jest
okolic� czynszow� ani blokiem mieszkalnym, gdzie wszyscy si� nawzajem znaj�.
Ludzie tam
mieszkaj�cy s� raczej odludkami. Trzymaj� si� od siebie z daleka. Widywano t�
sprz�taczk�
wchodz�c� i wychodz�c� z tego domu, nikt jednak nie wie, jak si� ona nazywa.
� A je�li ma zwyczaj podw�dzania tylko takich drobnostek jak drogi papier
listowy, to jej
pracodawczyni i s�siedzi nie b�d� orientowa� si� w tej kwestii...
� Wszystko, co wiedz� � odpar� Martin niezadowolony ze s�abej jak