8229

Szczegóły
Tytuł 8229
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

8229 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 8229 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8229 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

8229 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Micha� Witkowski Copyright Copyright 2001, by Micha� Witkowski Copyright 2001, for the electronic edition by eBook.pl Baobab To by� Baobab. Jedno, a w�a�ciwie cztery wro�ni�te w ziemi� drzewa, prawie ��cz�ce si� u podstawy w jeden trzon. Wskutek tego w �rodku utworzy� si� ma�y domek, a domek - to by�o to! Uwielbia�em zabaw� w domek, potrafi�em znale�� go wsz�dzie, stworzy� z niczego; ka�da ma�a, zamkni�ta przestrze� obdarza�a mnie t� podniecaj�c� pow�oczk� intymno�ci, w kt�rej zaciszne szczeliny mo�na si� by�o schowa� wraz z jak�� zaimprowizowan� napr�dce tajemnic�. Dzi� zazdro�nie wspominam tamte metamorfozy materii. Pude�ko od zapa�ek zamieniaj�ce si� w sejf albo w wi�zienie chrab�szcza; d�ugie zebrania, prawdziwe naukowe konferencje w szafie i, oczywi�cie, moje �ycie w Baobabie. Jesieni� drzewo rozrzuca�o wok� trzepaka i �mietnika d�ugie, bordowe, kwa�no pachn�ce str�ki wype�nione wewn�trz dorodnymi, c�tkowanymi pestkami. Kiedy si� je po�o�y�o na betonie, z kt�rego wyrasta� trzepak i wysuszy�o w gor�cym s�o�cu, stawa�y si� przedziwnie g�adkie, b�yszcz�ce, nakrapiane niczym jajeczka przepi�rcze. To by�o jakie� egzotyczne drzewo. Nie rozumia�o po polsku, wi�c nie bali�my si� szepta� w jego wn�trzu najpoufniejszych tajemnic, spiskowa�, opowiada� o podpatrzonych erotycznych zwyczajach rodzic�w. Pokazywali�my sobie to i tamto. Na wszystko by�a cena (za pokazanie p�aci�o si� kapslami, najlepiej zagranicznymi, u�ywanymi gumami, papierkami po cukierkach). W�r�d �miech�w i okrzyk�w zdumienia, westchnie� i poj�kiwa�, dokonywa�y si� w Baobabie zdziwione inicjacje, podpisywano pakty, a nawet wyroki �mierci. Mieli�my po dziesi�� lat, razem - dwadzie�cia. Kred� kradzion� ze szko�y wypisywali�my najgorsze wyrazy na wszystkich drzewach i murach w okolicy. Oszcz�dzili�my Baobab. Siedzieli�my tam, kiedy spad� ulewny deszcz i zaraz potem zajecha�a brzydka Nyska, z kt�rej wysiad�a gruba dziewczyna, co odt�d mia�a by� niemym przedmiotem naszych prze�ladowa�, a wtedy, jeszcze niczego nie przypuszczaj�c, stawia�a pierwsze kroki na podw�rku, a za ni� wysiad� jej stary ojciec, nios�c w r�ku okropn�, staro�wieck� lamp� naftow�. (Czy ty s�ysza�e� kiedy�, �eby kto� mia� siedem lat i sze��dziesi�cioletniego ojca?) I kiedy spojrzeli�my po sobie, aby po chwili milczenia wybuchn�� najdzikszym, najbardziej wyuzdanym �miechem, do jakiego tylko zdolny jest dziesi�ciolatek. I kiedy pewnego razu w telewizji nie by�o Teleranka, tylko jaka� du�a i brzydka g�owa, a potem nie mogli�my d�ugo zostawa� na dworze, bo by�a chyba jaka� wojna, czy co� takiego. Moje blokowisko nie znajdowa�o si� na �rodku miasta, a co dopiero m�wi� o �rodku �wiata. Anteny na dachach powleka�y przestrze� niewidzialn� siatk� fal. Kiedy pada� deszcz, szyby stawa�y si� niebieskie od telewizor�w i szklanka naci�ga�a w oczach. Ba�em si� zag��bia� dalej. Kiedy nadchodzi�a burza, dachy je�y�y si� antenami i kolcami piorunochron�w jak czarne koty na kot�owni. W czerwonych autobusach pobrzmiewa�y piosenki Maanamu. Jeden z nich kursowa� od mojego blokowiska do drugiego na najbardziej oddalonych granicach miasta. To nie prawda, �e bloki s� brzydkie, brzydkie s� tylko te niskie, czteropi�trowe, ale kto powie co� podobnego o moim dziesi�ciopi�trowym z powolnymi windami i zsypem? Betonowe miasteczko pe�ne by�o ch�opak�w z d�ugimi, prostymi, czarnymi w�osami i arogancko zadartymi nosami, z du�ymi, zdziwionymi ustami, w sk�rach i czarnych jak w�osy koszulkach z czerwonymi, kanciastymi napisami. To byli metale. Nie wiedzia�em jeszcze, co to takiego metal, dlatego kojarzyli mi si� z dachami naje�onymi szpicami anten i piorunochron�w. Wydawali mi si� ich kap�anami. Tak samo szpiczaste by�y napisy na ich koszulkach. By� grudniowy �wit, niedziela. To pami�tam, bo zawsze ogl�da�em �Teleranek�. Nigdy nie zapomn� tego przyjemnego podniecenia (nareszcie co� zaczyna si� dzia�), kiedy ca�y dom wrza� jak mrowisko rozdeptane nog� olbrzyma. Olbrzym okaza� si� polityczny. Zamiast programu dla dzieci widzia�em jego wielk� g�ow�. Wype�nia�a sob� ca�y ekran. To w�a�nie on wy��czy� nam telefon, pootwiera� listy, zakaza� wychodzenia i pozamyka� wieczorami bramy. Kiedy zaczyna�o si� �ciemnia�, opuszczali�my pachn�ce cynamonem wn�trze Baobabu. Na znak, �e co� si� zmieni�o, co� politycznego zawis�o w lodowatym powietrzu, podci�gaj�c si� nawzajem wywiesili�my na wysokiej ga��zi drzewa bia�o - czerwon� chor�giewk�, papierow� pozosta�o�� z wiosny, pami�taj�c� jeszcze ciep�e, majowe uniesienia. Teraz nasze konferencje toczyli�my na stopniach zimnej, zamkni�tej klatki schodowej. Naj�arliwiej omawiane zagadnienie: Jak to mo�liwe, �e jest wojna, chocia� nie ma wojny? W tym wszystkim przera�a�o nas tylko jedno - temperatura. Zimno. Nie da�o si� wytrzyma� na schodach w bramie. Mimo r�kawiczek palce dr�twia�y b�yskawicznie przenikni�te lodem a� do ko�ci. Palce u n�g protestowa�y, uszy domaga�y si� zmiany klimatu, policzki przechodzi�y na stron� czerwonych. Ko�ci zaczyna�y istnie� intensywniej ni� dot�d, mr�z nam je u�wiadamia�. Cia�o walczy�o z tym szarym grudniem, nie godzi�o si� na czas, w jakim przysz�o mu cierpie�. Ka�u�e matowia�y. Kt�rej� nocy, nad ranem zmar� staruszek z s�siedniej bramy. A potem jako� wszystko rozesz�o si� po ko�ciach. I kiedy innym razem, kilka lat p�niej, z trzaskiem otwiera�y si� kolejno wszystkie okna w bloku, i ukazywa�y si� g�owy matek, jak te, co gada�y w telewizji, aby nam kaza� natychmiast wraca� do domu, bo w Rosji wybuch�a jaka� wojna, czy jaka� bomba, a mo�e elektrownia atomowa, i chocia� tego nie wida�, to powietrze jest jednak zab�jcze, i mog� mi urosn�� piersi, albo druga g�owa. Co dwie g�owy, to nie jedna, dobrze mie� drug� g�ow�, ale ja chcia�em piersi. Wi�c nie wr�ci�em do domu, tylko w��czy�em si� podw�rkami g��boko wdychaj�c przeistaczaj�ce powietrze, aby nareszcie wpa�� na szukaj�c� mnie po blokowiskach matk�. W kilka godzin p�niej ojciec wr�czy� mi bia�o - czerwon� chor�giewk�, bo by�o jako� tak ko�o pierwszego maja, a ja uwielbia�em pochody. Tymczasem wyruszyli�my w nieko�cz�cy si� poch�d po aptekach pe�nych paniki i zapachu potu. Papier chor�giewki nie wytrzyma� mojego agresywnego znudzenia kolejk�. Dzieci pij� p�yn Lugola Bo to polska coca - cola! Baobab obserwowa� nasz� panik� ze spokojem mutanta, kt�remu ju� nic nie zaszkodzi. Mia� przecie� cztery pnie i niespotykane str�ki z koralami w �rodku - �r�d�o bi�uterii dziewczyn z podw�rka. A przecie�, kt�rego� ranka, znale�li�my u jego st�p str�k wielko�ci ramienia dojrza�ego m�czyzny. Jego pestki jak pi�ki tenisowe zosta�y zgodnie uznane za najwi�kszy skarb podw�rka. W jego zacisznym dot�d wn�trzu wrza�a teraz wielotygodniowa konferencja na tematy prawie polityczne, a w szczeg�lno�ci: Je�eli kto� ma dwie g�owy, to czy musi w obydwu my� z�by? Nasza bezgraniczna ch�� przeistoczenia si� w potworki znane z ok�adek pi�rnik�w, ca�kowity brak l�ku czy obrzydzenia, marzenia o zmianie, jakiejkolwiek... Zobacz, jestem E. T. - powiedzia�a� kt�rego� dnia, na�o�ywszy na g�ow� znalezion� na �mietniku br�zow� po�czoch�. Przede wszystkim - marzenia o zmianie p�ci. Od dawna, ustawiaj�c taboret na krze�le, krad�em z najwy�szej szafki kuchennej ameryka�skie witaminy znalezione w paczce �ywno�ciowej, bo babcia, kt�ra przyjecha�a na �wi�ta ze wsi, powiedzia�a mi, �e od tego mog� kobietom urosn�� w�sy, a m�czyznom piersi. Byli�my wdzi�czni Rosjanom za to, �e zes�ali nam niespodziewanie ten cudowny dar przemienienia, co jak manna spad� na nas z nieba zatrutym deszczem. Wi�c przygl�dali�my si� sobie z uwag�. Po kilku tygodniach moja dziesi�cioletnia przyjaci�ka zaaferowana stan�a w �drzwiach� Baobabu: Zacz�y mi rosn�� piersi, podaj r�k�, czujesz? Rzeczywi�cie, pod naszyt� kieszonk� z �atk� w kszta�cie Myszki Miki, wyczu�em ma�y, mi�kki placek. Musia�a mie� jakie� lepsze witaminy. Od tamtej pory z roku na rok jej piersi coraz wyra�niej rozpycha�y coraz bardziej kobiece bluzki. A� w ko�cu stan�y zm�czone. Mo�e powietrze ju� si� oczy�ci�o? Z biegiem lat towarzystwo zacz�o si� przerzedza�: Gruba Zo�ka wyprowadzi�a si� na inne blokowisko, o pi�knych, seledynowo-pomara�czowych parawanach dom�w, podobnych do rz�d�w tabliczek jakich� nieznanych �akoci. Wojtek Szczerba zaj�� si� maluchem swojego taty i od tego czasu nie wychodzi� ju� z pachn�cego smarem gara�u. Nawet nie wiedzia�, �e na dachu tego niskiego budynku schowali�my nasz najwi�kszy skarb; worek, obci��ony kamieniem, wrzucony zosta� na dach, �eby ju� nikt, cho�by nawet chcia�, nie m�g� go z niego zdj��.Tak samo wieczna mia�a by� nasza przyja��. Symbolizowa�y j� spoczywaj�ce na dachu gara�u taty Wojtka Szczerby dwa w�osy przewleczone przez jedno ucho od ig�y, a tak�e papierek z cyrografem, pomazany dwoma rodzajami krwi, wyci�ni�tej z �y� t� sam� ig�� - wszystko upchane w pude�ko po sportach. Odesz�a Zytka z parteru, a Nowa nigdy nie �mia�a pojawi� si� na podw�rku, tak by�a przestraszona tym, co zobaczy�a, kiedy raz zanurzy�a si� w konary starego Baobabu. Powoli zostawali�my sami. Siedzieli�my w Baobabie, kiedy zajecha�a zab�ocona ci�ar�wka i wysiad�o kilku facet�w w drelichach. Jak si� mia�o okaza�, przyjechali, aby wybudowa� dla nas raj. Wysiedli z wozu i roz�o�yli si� wok� trzepaka. Najpierw w ich grubych, ��tych paluchach b�ysn�y niezgrabnie zapa�ki. Szary, brudny dym dotar� do nas, ukrytych w Baobabie i przyjemnie po�echta� nosy. Spluwali miarowo przekle�stwami i �lin�. Na zielonej �awce po�o�yli bia�o-niebiesk� paczk� popularnych i termos. Do po�udnia czekali na szefa i jakich� geodet�w. Kiedy nie przyje�d�ali, faceci poszli szuka� budki telefonicznej. Wtedy wzrok mojej przyjaci�ki pad� na odbijaj�ce si� od zieleni �awki papierosy. Podgl�dali�my ich codziennie, kiedy mierzyli przestrze� kilku metr�w, aby wreszcie wyla� fundamenty. Nie wiedzieli�my wtedy, �e te brzydkie, nier�wne, wryte w ziemi� labirynty stan� si� podstaw� naszego prywatnego raju. Na razie musieli�my zadowala� si� niejasnym przedsmakiem. Tak, czuli�my go codziennie: gorzki smak nikotyny, kilka nerwowych wdech�w, a potem kr�cenie si� dooko�a tak, �e korona Baobabu stawa�a si� m�ynkiem. Wdycha� trzeba by�o szybko, mocno i co najmniej cztery razy pod rz�d. Kiedy si� wtedy siada�o na uklepanej ziemi wewn�trz drzewa, czu�o si� jak�� pierwotn� wi� (z czym?), jak�� harmoni�. Ale te wi�zi i harmonie ko�czy�y si� rzyganiem. Palce �mierdzia�y wtedy okropnie jeszcze bardzo d�ugo, starannie myte gor�c� wod�. Straszny smr�d nie chcia� z nich zej�� nawet godzinami tarty �cierk�. Moja ma�a Lady Macbeth. Okaza�o si�, �e faceci w drelichach stawiaj� fundamenty pod warzywniak. W ci�gu kilku lat na wszystkich otaczaj�cych Baobab osiedlach powyrasta�y podobne. Od niechcenia, ale uparcie wyznacza�y przestrze� z drzewem po�rodku. Nie byli�my ju� sami w Baobabie; otoczeni zbiegowiskiem dzieci prowadzili�my w drzewie nasz �mieszny sklep. Moja przyjaci�ka, ubrana w wykradziony mamie beret, siedzia�a za lad� - star� dech� opart� o wystaj�ce s�ki dw�ch konar�w. Wy�ej, na wywleczonej z s�siedniego �mietnika szmacie, wypisali�my: S K U P I S P R Z E D A � A R T Y K U � � W P O C H O D Z E N I A Z A G R A N I C Z N E G O Mieli�my w ofercie ��to - czarne paski sk�rek od banan�w, wszelkiego rodzaju pestki, �upinki - wszystko porz�dnie wysuszone, policzone i umieszczone w woreczkach zawieszonych na ga��zkach. Oferowali�my wszelkiego rodzaju odpadki niezdarnie podrobionej zachodniej kultury masowej. W warzywniaku sprzedawano w woreczkach popcorn z odbit� na tanim powielaczu plakietk� przedstawiaj�c� Myszk� Miki. Czarno - bia�e kontury obrysowywa�y kszta�t, ale kolor, �le odbity, przesun�� si� o dwa centymetry w bok. Ten sam defekt mia�a twarz piosenkarza Limahla umieszczona w s�onych paluszkach. A papierki od lizak�w z zespo�em Lombard? A dwie pedalskie twarzyczki kolesi z Modern Talking: zmys�owo mru��cy oczy blondynek ze swoj� czarnow�os� kici� wygl�dali z wyprostowanej paznokciem nalepki do��czonej do gumy balonowej. A gumy - kulki? A kapsle, a komiksy z donald�wek? Ka�dy stawia� sobie za punkt honoru umiej�tno�� strzelenia wielkim balonem. Pami�tam, jeszcze dawniej, jeszcze w przedszkolu, na samym pocz�tku mojej pami�ci. Nosi�em wtedy fartuszek z kieszonk� na brzuchu i przyszyt� w �rodku na tasiemce chustk� do nosa. Nosi�em rajtuzy, w kt�re tamtego dnia strzeli�em kup�. Nie wiedzia�em, co z ni� zrobi�, kiedy natkn��em si� na szafk� kole�anki. Ka�dy mia� tak� sam� na przybory do plastyki, na br�zowe bry�ki kasztan�w, wat�, plastelin� i �akocie. Otworzy�em j� i zajrza�em do �rodka - Donald�wka. Szybko i bez jakiejkolwiek wprawy rozerwa�em papierek. Obejrza�em si�, czy nikt nie idzie. Nie szed�. Gwa�townym ruchem, jakim Ewa musia�a urwa� jab�ko z Drzewa, u�ama�em malute�ki ro�ek bia�ej sztabki, przypominaj�cej plastelin� o zapachu nie do opisania!, Wlepi�em ten pachn�cy kawal�tek w najni�szy, najg��bszy ro�ek dna kieszonki w fartuszku. Obejrza�em si� jeszcze raz i... drug� r�k� szybko si�gn��em do rajtuz. Wyci�gn��em tward� bry�k� kupy i szybko, z zamkni�tymi oczami, wrzuci�em j� do szuflady kole�anki. A potem uciek�em. Ca�ymi latami w�cha�em ten ro�ek gumy, kt�rego �adne pranie nie pozbawi�o niebia�skiego zapachu. Wklejony na zawsze w materia� by� mi ulg� w nudnych minutach stania w k�cie, os�adza� godziny przymusowego spania (czyli nudzenia si� na le�akach), wry� si� w te lata jak w materia�. By� talizmanem. By� przedmiotem zgubionym przez kosmit�w. Tak, to by� interes dla nas. Nad wej�ciem do drzewa, zrobionym ze szczeliny mi�dzy konarami, umie�cili�my god�o sklepu - olbrzymi str�k z czas�w metamorfoz. Panowa�a u nas metoda wymiany, jakby pieni�dz nie zosta� jeszcze odkryty. I rzeczywi�cie - nie znali�my go jeszcze. Czasami by�o nam tak dobrze, �e chcieli�my, aby cztery wysokie korony zamkn�y si� nad nami, aby nas poch�on�y na zawsze z tymi wszystkimi sk�rkami od banan�w i historyjkami z donald�wek. Chcieli�my, �eby ju� tak zosta�o, tak bez pieni�dzy. Mo�na sobie pokazywa� siusiaka za trzy kapsle i plakietk� z Ostrowsk�, mo�na cieszy� si� byle patykiem po lizaku. Mo�na wszystko. Przyszed� jednak ten gor�cy czerwiec. Szare klatki kiosk�w powystawia�y za brudnymi od deszczu kratami bia�o-czerwone pude�eczka z czarnymi napisami, kartoniki z kobietami, co jak madonny w ko�ciele sta�y si� celem nerwowych pielgrzymek ch�opak�w z osiedla, bia�e flaszki ze z�otymi zawijasami francuskich nazw - sens �ycia naszych dziewczyn. I wtedy ogarn�� wszystkich sza� oryginalno�ci. Oddzielania ciemno�ci od �wiat�a. Certyfikaty mog�y by� podrobione, ale kiedy ju� zyska�y nasz� aprobat� - u�wi�ca�y produkty, za�wiadcza�y o pochodzeniu z tamtego legendarnego �wiata. Motorynka zamienia�a si� w Harleya, gdy w ustach prowadz�cego j� Wojtka Szczerby tkwi� ogarek marlborasa. Wi�c bra�o si� te produkty jako przedmioty, kt�re nie razi�yby swoj� jako�ci� tamtych go�ci na Harleyach. Ale certyfikat�w ma�o by�o jeszcze na �wiecie, wi�c prze�wietla�o si� akcyzy cameli. Podw�rze wyda�o nawet spec�w, co za (oryginalnego, rzecz jasna) szluga d�ugo zwykli gnie�� opalizuj�cy w przylepionym nad blokami s�o�cu certyfikat. Drapali go brudnymi pazurami, aby z m�dr� min� i pow�tpiewaj�cym wyd�ciem ich m�odych, pe�nych warg, stwierdzi�, �e przy uprawie tytoniu tych papieros�w nie pracowali oryginalni Murzyni, �e czu� w tym raczej robot� poprzylepianych do ta�my produkcyjnej, spoconych pa� z Radomska. Punkt zlece� znajdowa� si� w Baobabie. Pewnej niedzieli wszystkie blokowiska rozbrzmiewa�y do rana pijanymi okrzykami rado�ci. Starsi ch�opcy, co zwykle demolowali nam sklep, teraz puszczali race, kt�rych pawie ogony coraz zatrzymywa�y si� nad szczytem drzewa. Plakaty powiewa�y na murach, kt�re mia�y run�� lada dzie�. Od tamtej pory nasze przedmioty robi�y z biegiem czasu coraz mniejsze wra�enie. Niekt�re dzieci gardzi�y ju� nawet gum�, a co dopiero naszymi papierkami. Kiedy pewnego razu zobaczyli�my pobliski �mietnik pe�en kolorowych skarb�w, zrozumieli�my, �e nasz sklep w starym drzewie straci� racj� bytu. Tego dnia Baobab postrada� wszystkie str�ki i ju� nie rodzi� wi�cej. Sta� si� normalnym drzewem, dlaczego mieliby�my w nim pozostawa�? 1998 r. Donald�wki Mia�em jakie� trzyna�cie lat. Samoch�d, coraz bardziej rozgrzany, piek�. Zapach plastiku miesza� si� z oparami stacji benzynowej. Zamkni�ty od zewn�trz nie mog�em wyj��. Pami�tam, dw�ch kolesi�w co� kupowa�o (dzisiaj wiem, �e musia� to by� Playboy). Przyciskali do szyby samochodu kolorow� ok�adk�, robili miny. Trwa�o to bardzo d�ugo. Odwraca�em si� niespokojnie w stron� dalekiej sylwetki ojca kupuj�cego Marlboro. Wreszcie wr�ci�. Przez reszt� drogi skupiony wpatrywa�em si� w jego kark, ca�y w fantastycznych pr�gach od upa�u. Co to byli za faceci? Eee... Jecha�em z ty�u, kl�cz�c na siedzeniu i patrz�c jak autostrada rozwija si� za nami, jakby samoch�d by� szpul�. Mijali�my motele i gigantyczne parkingi, lasy rosn�ce r�wno jak pu�ki �elaznych �o�nierzy i ogrodzone stalowymi siatkami. Tak, byli�my ju� na terenie tego kraju, o kt�rym opowiada�o si� bajki na trzepaku i w piaskownicy. Kiedy jakie� dziecko stamt�d wraca�o, handlowa�o na podw�rku sk�rkami od banan�w i pomara�czy, zamienia�o si� za gum� �z buzi�, a nawet - w szczeg�lnych transakcjach - za ca�kiem now�. Te gumy mia�y w �rodku male�kie komiksy (my m�wili�my na nie �historyjki�), kt�re pachnia�y bardzo d�ugo, dlatego wyg�adza�o si� je troskliwie paznokciem i wk�ada�o do pi�rnika, gdzie z gumk� - myszk� tworzy�y niepowtarzalny zapach. Mo�na je by�o wygra� w klasy rysowane r�ow� kred� na chodniku. Gum� mo�na te� by�o wygra� �w gum�. Od tego kolekcjonowania wszystkie dziewczynki na podw�rku kaza�y na siebie m�wi� �Miki�. By�em pewien, �e w kraju, w kt�rym si� nagle znalaz�em, musia�y mieszka� �ywe stwory z komiks�w. Walczy�em wi�c ze snem, przekonany, �e lada moment mignie mi mi�dzy drzewami g�owa Kaczora Donalda. Sing, sing - Mi - sia - Be - la - Mi - sia - Ka - sia - Kon - fa - ce - la - Mi - sia - Ka - Mi - sia - Be - Mi - sia - Ka - sia - Kon - Fa - Ce! Ojciec kierowa� w skupieniu milcz�cy jak szofer. Zdawa� mi si� troch� obcy. Wyrwany z kontekstu domu, oderwany od matki, niepe�ny. Teraz m�wi�: �ojciec�, ale wtedy to by� �tato�, kt�ry nagle, przez to uporczywe milczenie, sta� si� niepostrze�enie w�a�nie ojcem. Czasem pr�bowa� do mnie zagadywa�, ale brzmia�o to sztucznie, a ja, po uszy w swoich marzeniach, zbywa�em te jego kokieteryjne uwagi: Kto jest najlepszym kierowc� �wiata? Ty... Pod wiecz�r upa� zel�a� i w naszym rozklekotanym Golfie zrobi�o si� przyjemnie. Mimo wentylacji z p�l dochodzi� zapowiadaj�cy wczesn� jesie� zapach nawozu i dymu palonych li�ci. Radio nareszcie zacz�o nadawa� jakie� ciche country. Tylko wci�� jeszcze ciep�a butelka Pepsi sycz�c poplami�a mi koszulk�, tak �e ca�y si� lepi�em, wi�c postanowili�my z ojcem zatrzyma� si� na jakim� wielkim parkingu. Mieli�my spa� w samochodzie, bo noclegi by�y dla nas za drogie. Perspektywa nocy obserwowanej przez szyb� w obcym kraju. Tymczasem robi�o si� coraz ciemniej, coraz przyjemniej. Ogarnia�o mnie to dziwne podniecenie, kt�re odczuwa dziecko, kiedy z jakich� nadzwyczajnych powod�w nie musi i�� spa� o zwyk�ej porze. Wszystko si� wtedy wydarzy, �wiat jest tajemniczy i kusz�cy. To �wszystko� zamyka�o si� dla mnie w spodziewanym spotkaniu stwor�w z komiks�w do��czanych do gum donald�wek. Wiedzia�em, �e nie zmru�� oka przez ca�� noc, zwyczajne obietnice. Nieznacznie ten zwyk�y w sensie kalendarzowym dzie� wyda� z siebie noc sylwestrow�. Sing, sing!!! Ale jak na z�o�� nie spotykali�my �adnych parking�w, kt�rych tyle dot�d mijali�my. Za to samoch�d wjecha� w jakie� u�pione miasteczko. Musia�o by� oko�o dwunastej w nocy, ulice by�y czyste i wymar�e, a w oknach nie pali�y si� �wiat�a. Ostatni go�cie jedynej miejscowej knajpy stali z kuflami przed drzwiami na chodniku. D�ugo obserwowa�em jad�cy za nami autobus na dziwnej rejestracji (dzisiaj wydaje mi si�, �e szwajcarskiej). Widzia�em niewyra�n� twarz kierowcy, a kiedy ich wyprzedzali�my, zauwa�y�em, �e jaka� siwiutka staruszka pomacha�a do mnie z u�miechem. A mo�e to nie by� u�miech? Mo�e po prostu pokaza�a mi fuck off? Takie siwiutkie go��beczki bywaj� z�o�liwe jak wyrostki. Ale to teraz tak kombinuj�. Potem miasteczko zacz�o si� przerzedza�, a w jednym z ostatnich dom�w zobaczy�em zapalone �wiat�o. Pomy�la�em wtedy, �e to ja, �e ja tam mieszkam. Mam wielkie, czarne uszy i czerwone ogrodniczki. Nie wiem, �e jest nas dw�ch, po prostu - nie wiemy o sobie. W ko�cu taka szalona odleg�o��, przecie� nie musieli�my si� dot�d spotka�. Potem znowu zjechali�my na autostrad�. W samochodzie pachnia�o papierosami, uwielbia�em ten zapach. Ca�y czas nie mog�em si� oprze� ch�ci zagadania do ojca, ale ba�em si� przeci�� cisz�. Przekonanie, �e jego tam nie ma, za kierownic�, �e samoch�d jedzie sam i lada chwila rozwali si� na pierwszym zakr�cie, sprawia�o, �e zaczyna�em si� ba�. W�a�nie wtedy Golf mi�kko skr�ci� w odnog� autostrady. Zaparkowali�my. Sing, sing! Tysi�ce, wydawa�o mi si�, tysi�ce i tysi�ce tir�w, jeden obok drugiego, sta�o, wype�niaj�c ten gigantyczny parking a� po horyzont. �wiat�a, strasznie silne, tworzy�y sztuczny dzie�. Ale to by�a nieudolna imitacja, bo wszystko rozmazywa�o si� snami drgaj�cymi od cieni. Ojciec by� jakby za szyb�, a ja pogr��ony w amoku wyczuwa�em jego obecno�� niewyra�nie i m�tnie. Nie ma nic bardziej dzikiego, nieoswojonego, nad nocn� stacj� benzynow�, z parkingiem si�gaj�cym po horyzont, z restauracjami McDonald�s, prysznicami, myjniami, motelem, z podziemnymi gara�ami i setkami zaspanych ludzi. Grubi kierowcy tir�w jedz� frytki, pij� piwo, kopi� puszki, drzemi� za ogromnymi kierownicami w czerwonych baseball�wkach nasuni�tych na przekrwione oczy. Autobusy z r�nych kraj�w zatrzymuj� si� na post�j i spragnieni podr�ni nareszcie mog� zapali�. Ka�dy z nich ma w mniejszym lub wi�kszym stopniu przed oczami tamto miejsce, w kt�rym si� zasta�, osadzi�, i z kt�rego nagle od kilkunastu godzin jest stopniowo i bole�nie odrywany. Analogie dentystyczne, jakie� zaspane retrospekcje, oto podr�ny pal�cy przed autobusem. Pi�ta rano po nieprzespanej nocy - uporczywy wzw�d sw�dzenie twarzy chorobliwy g��d w p�ucach zgaga Wi�cej kawy!!! Ale o tym nie mog�em jeszcze wiedzie�, dla mnie to by�a d�ungla. Obco�� wszystkiego sprawia�a, �e otula�em si� w m�j domowy sweterek, kt�ry pachnia� mam�. Idziemy siusiu. Wzi�li�my szczotki do z�b�w i wszystko. Najpierw trzeba by�o znale�� wyj�cie z tego labiryntu tir�w i autobus�w. Daleki kompleks oferuj�cy spragnionym coca col� po odrobin� wy�szej cenie istnia� na razie tylko jako daleka �una �wiate� na horyzoncie. Zauwa�y�em, �e w mojej g�owie �wita ju� od dawna jedna my�l. Pocz�tkowo niejasna i przestraszona nie�mia�o majaczy�a gdzie� na granicy �wiadomo�ci, potem - na widok parkingu - zacz�a si� przedziera� bezczelnie i chamsko, a teraz to ju� zupe�nie tryumfowa�a. Sing, sing!!! Oderwa� si� od taty! Zgubi� si�! Uciec! Nie dzieli� si�, zajada� samemu ten zakazany owoc, t� nocn� hybryd�. Ta my�l wype�nia�a ca�� moj� g�ow�, kiedy trzymany kurczowo za r�k�, szed�em pos�usznie z ojcem w stron� spodziewanej restauracji. Ta my�l, my�l, my�l! To jest my�l! Nie zagl�daj do samochod�w, nikt tego nie lubi. Dobra, dobra... Przede wszystkim drzwi same si� otwiera�y, a potem woda sama lecia�a z kran�w i pisuar�w. Dziwi�em si� wszystkiemu: po�yskuj�cym automatom z bajecznie kolorowymi plakietkami prezerwatyw, kt�re bra�em za takie same gumy do �ucia, jakie widywa�em na podw�rku. Nieufnie przygl�da�em si� dw�m ogolonym na �yso facetom w czarnych, sk�rzanych kurtkach, majstruj�cym sobie przy rozporkach. Ich czarne i rude bokobrody coraz zbli�a�y si� do siebie. Z zachwytem przyj��em szklane pud�o wype�nione kolorowymi maskotkami z r�czk� do ich wy�awiania i szpar� na monety. A automatyczna suszarka? Jak d�ugo, bardzo d�ugo bawi�em si� ni�, my�l�c, jak by tu dobra� si� do automat�w, bo przecie� tam s� donald�wki! Co ci panowie tam robi�? Bawi� si� w tat� i mam�. �Faceci sko�czyli swoj� robot�, poca�owali si� i d�ugo myli r�ce, tak, �e w ko�cu musia�em jednemu ust�pi� suszarki. Cholerne peda�y!� - tak odebra�bym to teraz. Ale to �teraz� miesza mi si� z �wtedy� - poj�cia walcz� ze sob�. �Tato� bije si� z �ojcem�, �panowie� usi�uj� za�agodzi� konflikt z �facetami�, kt�rzy na nich nacieraj�. Ju� wyci�gaj� no�e, kiedy �peda�y� pokazuj�, �e s� za �facetami�. Panowie b�d� musieli ust�pi�. Verdammte Schwule! - mrukn�� w stron� kolesi�w w sk�rach jaki� szczaj�cy w rogu grubas. Przeci�ga�em, jak mog�em, mycie z�b�w, bo coraz to wchodzili jacy� dziwni ludzie. Czeka�em na stwory z komiks�w do��czanych do donald�wek. Ju� prawie po uszy siedzia�em w jakiej� zakazanej �historyjce�. Tutejsze gumy mia�y na opakowaniach inne monstra. Z zaciekawieniem ogl�da�em kolorowe plakietki w automacie: go�a kobieta o nalanej twarzy, z przera�aj�co wielkimi cyckami i r�owym futerkiem. Hi, hi, hi! Cycki wielkie jak uszy Myszki Miki! Dwa balony nadmuchane z donald�wki. �To oni maj� prawdziwe gumy, a te, kt�re docieraj� na nasze podw�rko s� widocznie jakimi� ocenzurowanymi podr�bami, bublami - o w�a�nie - Bubble Gum� - my�la�em zadzieraj�c g�ow� pod automatem. Sing, sing!!! Nie ma go! Ojciec gdzie� si� zapodzia�! Co za szcz�liwy zbieg okoliczno�ci. Ale toaleta robi si� obca i dzika, osacza mnie i chce wch�on�� w swoje �mierdz�ce dezynfekcj� bebechy. Wchodz�cy m�czy�ni wydaj� si� podejrzani, moja fantazja pracuje jak suszarka, a ch�� prze�ycia czego� (ale czego?) przechodzi w obsesj�. Ka�dy najniewinniejszy nawet autostopowicz wydaje mi si� narkomanem, albo parkingowym z�odziejem. A mo�e dziwk� m�sk�? Kierowcy tir�w staj� si� tak monstrualnie grubi, �e rozpoznaj� w nich znajomych rze�nik�w o przekrwionych oczkach �wi�. Jaki Kaczor Donald? Jaka Myszka Miki? Ej, kolego... Lustro zajmuj�ce ca�� �cian� nad umywalkami staje si� krzywym zwierciad�em i w nim ogl�dam t� wielk�, zautomatyzowan� toalet�, ogromny, p�p�atny, p�darmowy kibel dla lepszej cz�ci �wiata. Trzydzie�ci marmurowych pisuar�w eksploatowanych bez przerwy przez dwadzie�cia cztery godziny na dob�, wszystkie non stop zaj�te. Trzydzie�ci kabin na monety, w kt�rych B�g wie co si� odbywa. Tu nawet Myszka Miki zamieni si� w go�� dziwk�. I ja w tym wszystkim - facet z tornistrem do�wiadcze�. W lustrze widz� moj� twarz. Lewa g�rna warga podnosi si� i opada. Kiedy jest w g�rze ukazuje z�b. Trzeba tylko zapanowa� nad dr�eniem, skupi� si� na jednym k�ciku. Tak robi� Mussolini, teraz to wiem. Wtedy udawa�em min� Rambo. Na moim elektronicznym zegarku, kt�ry zdj��em aby umy� r�ce i po�o�y�em na mokrej umywalce, jest pi�ta rano, kiedy w�a�nie co� zaczyna si� dzia� w toalecie. Najpierw dobiegaj� mnie dalekie odg�osy, pokrzykiwania nasilaj� si�, rosn�. Naraz do kibla wpada oko�o trzydziestu czy czterdziestu charakterystycznie umundurowanych, ros�ych facet�w. Blondyni i Murzyni Murzyni i blondyni. To ich by�y te rz�dy ogromnych, opancerzonych ci�ar�wek wojskowych. Fuck you, you little deep shit man! To ameryka�ska armia wariuje po ameryka�skiej stronie Niemiec. Pi�ta rano - czas si� odla�. Kolejki do pisuar�w, jak po mi�so w Polsce. Wojna o miejsce. Prawdziwi �o�nierze - prawdziwa wojna. Jechali ca�� noc, komu by si� nie chcia�o. Kilku kupuje papierosy z automatu, bez przerwy pal�. Cholera, mam ochot� spr�bowa�. �o�nierze skrobi� nad pisuarami inicja�y swoich Sant, Sandr i Samant. Nawet gdy lej� nie wyci�gaj� fajki z g�by. Twardzi faceci, nie ma co, jak w westernach. Co b�dzie, gdy sko�cz� i naraz zwal� si� na umywalni�, gdzie nadal udaj�, �e co� robi�? Ale nie, nie ma obawy - twardzi faceci nie myj� r�czek po siusianiu. Automaty - te przyci�gaj� ich uwag�. To wiem od dawna - Amerykanie kochaj� blondynki i automaty. Mo�e Amerykanie skonstruowali blondynki i automaty? Wi�c do automat�w z blondynkami wypi�tymi na plakietkach. �miechy, wypieki, poszturchiwania. Lolo Ferrari. Kto� otwiera puszk� piwa. Pobekiwania. Ja w tym wszystkim. Huk p�kaj�cych prezerwatyw. Najpierw nadmuchuj� je jak balonowe donald�wki, potem przypalaj� zapalniczkami i huk. I rechot. A ja robi� du�y wdech, du�y krok i uciekam na stacj�. Plastikowy kubek z herbat� ogrzewa mi r�ce jak przedtem automatyczna suszarka. W barze te� mn�stwo �o�nierzy ameryka�skich. Pij� piwo, a puszki rozgniataj� jak August Mocny podkowy. Zawieszony u g�ry telewizor jest kolorowy! Oczywi�cie mecz. Murzyni kibicuj� wy��cznie Murzynom i nie zgniataj� puszek. Barmanka obs�uguje tu chyba od dzieci�stwa. Ona mieszka na stacji. Tato na pewno mnie szuka, ale to wielki kompleks, no, to mu troszeczk� zajmie. Przede mn� paczka czips�w - prezent od bia�ego, otwieram j�, a w �rodku... Sing, sing!!! Kaczor Donald i Myszka Miki w rolach g��wnych! Wi�c komiks. Ja w nim, z �o�nierzami w niemieckiej Ameryce. Murzyni s� fajni, ale to biali zamawiaj� dla mnie piwo i frytki, cz�stuj� Camelem, a ja nie m�wi� nie. Okazuje si�, �e barmanka jest radzieck� emigrantk�, a co za tym idzie - umie ta�czy� i zaraz dla nas wykona taniec brzucha na ladzie. �o�nierze s� rozochoceni. Po�eraj� j� wzrokiem, cz�stuj�, cz�stuj� do znudzenia jej w�asnymi alkoholami. Ona sobie pije, a im nalicza. A ja zadzieram g�ow� na roz�wietlony, lustrzany sufit i z chuderlawego Polaczka przemieniam si� w t�u�ciutkiego, ameryka�skiego pieguska o rumianych wypiekach i bia�ych z�bach. Takiego z czerwon� baseball�wk� na�o�on� na bakier. Sing, sing! Szukaj mnie teraz, tato, do rana. Kiedy si� budz�, atmosfera w barze zaczyna robi� si� nie�wie�a, kelnerka ju� nie ta�czy (i chyba w og�le nie by�o o tym mowy), Murzyni zaci�cie kibicuj�, biali zaci�cie puszczaj� ogromne balony i rozgniataj� puszki. Pod blatami stolik�w coraz wi�cej poprzylepianych gum. Ale czy guma �agodzi obyczaje? Fuck, fuuuck, fuuuucccck! Uciekam od tego fuck, w panice, chc� przecie� jeszcze przed �witem zwiedzi� reszt� tego ogromnego kompleksu. Wabi� mnie podziemne gara�e, prowokuje myjnia, ale najbardziej chc� wymkn�� si� do lasu granicz�cego z zapleczem restauracji �mierdz�cym zgni�ym �arciem. Pierwsza trudno�� to siatka � metalowa, wysoka, po�yskuj�ca. Odgradza obrze�a lasu od tego specyficznego gatunku ludzi, kt�rego rodzi stacja. Bo ich g��wn� cech� jest jednorazowo��. Widuj� si� zawsze pierwszy i ostatni raz w �yciu, wi�c bardzo intensywnie. Wszystko, co maj� sta�ego pozostawiali gdzie� przy �onach wielorazowego u�ytku, przy domach na d�ugie i nieruchome lata, o solidnych fundamentach wro�ni�tych w ziemi� jak drzewa w lesie. Wi�c tu i teraz pozostali tylko oni, nadzy, jak talia kilku zaledwie zwietrza�ych piosenek, kilku obejrzanych nie do ko�ca film�w, jakiego� zapachu kojarz�cego si� z. Tacy jeste�my po odj�ciu wszystkiego? Nie potrafiliby sobie, przy�apani w tej chwili, przypomnie� nawet koloru czajnika w pozostawionej daleko kuchni, a co dopiero twarzy tamtych �on. Kwintesencja przypadku, opatuleni w ciuchy przez przypadek te, a nie inne, zalegaj�ce szafy setki kilometr�w st�d. Wi�c po�eraj� mn�stwo jednorazowych kubk�w, jednorazowych autostopowiczek, rzuciwszy w las, za siatk�, kolejn� jednorazow� chusteczk� i flak prezerwatywy. Wi�c wydalanie jest drug� cech� tych ludzi, dlatego sercem ka�dej stacji z przyleg�o�ciami jest wielka i skomplikowana toaleta. Sranie, w�a�nie sranie to g��wny pow�d zatrzymania si� na stacji. Sra si� wszystkim i natychmiast, od r�ki, sra si� kobietami i m�czyznami, wysrywa ka�dy skrawek po�artej autostrady, a wszystkie odchody id� gdzie? Do lasu. Stacja te� nie toleruje ich d�ugo. A las? Ta najbardziej sta�a rzecz, �le: odwieczna i niezmienna partia smuk�ych, zachowawczych konserwatyst�w? Osiad�o��, sta�o��, wielorazowo�� lasu atakowana tysi�cami jednorazowych opakowa�, mia�a na swoj� obron� l�ni�ce ogrodzenie. Ale czy takie dwie s�siaduj�ce ze sob� skrajno�ci mog� si� oby� bez antagonizm�w? Dlaczego nie przedar�em si� wtedy przez siatk�? Uciekam w stron� podziemnych parking�w. Wentylatory pracuj� pe�n� par�, ale i tak powietrze jest inne. Podziemna cisza, jeszcze uszy pe�ne tamtego FUCK, kt�re narasta�o, narasta�o, �eby nareszcie p�kn�� jak balon donald�wki. Zagl�da�em w�a�nie przez szyby do samochod�w, kiedy naraz potykam si� o co�. Podnosz� - - gwizdek - - ci�ki, pod�u�ny, z czarnego metalu. Wk�adam do kieszeni. Ogl�dam si� dooko�a. Cicho, mleczne �wiat�o neon�wek. Echo. Moje kroki rozlewaj� si� w wielkiej przestrzeni. W tle kr�cone schody, obok winda na g�r�, na powierzchni� ziemi. Metal, wsz�dzie metal. Zielone �wiat�a, co� jak Exit, a mo�e w�a�nie Exit? Nagle - oczywi�cie - kto� nadchodzi i jestem coraz bardziej pewien, �e to Murzyn. Murzyn z kr�tkofal�wk�. Czo�gam si� pod jakiego� masywnego, czarnego Mercedesa. Je�li ma psa to jestem za�atwiony. Chyba nie ma. Tato tam �pi w samochodzie? Co ten Murzyn zrobi? Podchodzi do Mercedesa, pod kt�rym le��. M�g�bym go z�apa� za nog�. Chyba podni�s� pokryw� baga�nika, idzie... Chyba do kogo�, jaka� kobieta? Zostawi� otwarty baga�nik? Wychodzi, rozmawia z kim� przy windzie. Nie rozmawia, on... gwa�ci! Murzyn gwa�ci kobiet�. Ja, z gwizdkiem, pod Mercedesem. Czy powinienem zagwizda�? Z ca�ej si�y, na ca�y parking? To solidny, policyjny gwizdek. Co si� stanie je�li zagwi�d��? A je�li nie? Tak nudno i tak nieciekawie. Przecie� mnie tam zmasakruj�, a co to za bohater? Ale lepsze, ni� gdybym siedzia� cicho, bo tak nic si� nie b�dzie dzia�o. No Exit. Ale nie, ona si� wyrwa�a, ucieka, on za ni�. Wstaj�, zagl�dam do baga�nika. Sing! Sing! Pakuj� sobie ile wlezie, pe�ne kieszenie spodni, do spodni, w r�kawy, do but�w! Sing, sing! Rz�dz�, od jutra to ja rz�dz� na podw�rku! Ile historyjek, ka�da inna. Ale jaja, jak balony! Pakuj�, pakuj�, zgarniam i... ju� mnie nie ma. Ojciec �pi w samochodzie... Od jutra to ja rz�dz� - JA facet, co si� odlewa z papierosem w g�bie? zamerykanizowany gnojek z czterdziestej drugiej na Bielanach? kole� z komiksu znalezionego w paczce czips�w? polska wersja kresk�wki o Myszce Miki? kochany syneczek mamusi, zdemoralizowany odrobin� zbyt d�ugim myciem z�bk�w? W�a�ciciel stu paczek donald�wek. 1997 r. Szyba Burdel. Za oknami przylepiona czarna tapeta przebita na wylot ksi�ycem, jakby d�gn�� szabl� w p��tno. Ko�ysze miarowo wi�c rzygi brn� z trudem po pod�odze, to wte, to wewte. Piwo, jedyne lekarstwo na nud�, jest ju� ciep�e, zreszt� nigdy nie by�o inne. Gor�co jak w kot�owni, czemu si� dziwi�, w ko�cu to lato. T�ok - te� normalka. - Te chuje d�ugo jeszcze b�d� gra�? - pyta jaka� podejrzana czterdziestka. Graj�, niestety, graj�, hipisi si� znale�li, dziewi��dziesi�ty �smy, gdzie oni si� uchowali? Stoi si� tylko, pali, pije, kr�cej �yje. Ale� sobie bu�k� rozkrwawi�! Ale do kibla to si� nie dostaniesz, bo tam ju� wojsko siedzi, ze czterech. O, widzisz, ale refleks. Siedz�. Pe�no ich wsz�dzie. Gdzie jest miejsce, tam si� jest. Przepustka - �wi�ta rzecz. Z dziewczyn� si� zobaczy�, czy si� nie skurwi�a przez te p� roku. Z kolegami p�litr�wk� wypi�, cho�by i w bramie. Wywiedzie� si�, a nawet pobi�. Wiadomo - przyjemnie. W og�le ma�o jest przyjemno�ci na �wiecie. Jakby tak policzy�. Pieprzenie - raz. W�dka - dwa. Papierosy - trzy. Boks - cztery. Wozy - pi��. Przepustka - sze��. I co? Wszystko razem tak mie� - zwariowa�by� ch�opie. Nie da si� tak na raz. Owszem - mo�na si� pieprzy� w wozie (jad�c 150, je�li kto� prowadzi) i pali�, b�d�c przy tym ujebanym, i je�li to jest Rols, to w telewizorku mo�e lecie� boks, i to wszystko na przepustce. Jest sze�� rzeczy? Jest. A ilu tak ma? Fors� mie� i tyle. Tylko �e zarobi�, uczciwie cz�owiek nie zarobi, kra�� - wpadniesz i diabli wzi�li panienki, tylko skr�ty �mierdz�ce w pudle i walenie konia, albo cwela, wielka mi przyjemno��. Tak sobie taki z przepustki musi rozumowa�. A ja? Niby wiele wi�cej od niego potrafi� z tego �ycia wycisn��. Mniej wi�cej to samo, troszk� podrobionej metafizyki (taki metafizyczny samogon). Przepis? Pij na upad�ego jednej jesieni i s�uchaj ca�y czas tego samego rzewnego kawa�ka, odczekaj ze trzy latka (proces destylacji), wreszcie kt�rej� jesieni, kiedy tak samo pachnie i taki sam zi�b, nalej sobie znowu i pu�� t� sam� muzyk�. Zobaczysz, jak ci� jebnie. Dobrze, �e jestem wgnieciony w drzwi warsu, mog� po nowe piwo si� przecisn��. Jeszcze mi si� z piwem podr� nie d�u�y�a nigdy. O suchym pysku jecha� ca�� noc - pora�ka, a z piwem zaraz obserwujesz sobie ludzi, patrzysz przez okno, jak te zasrane prawiczki z pierwszej klasy. Tylko co oni tam widz�, te prawiczki? Jak wyobra�ni nie maj� i o suchym pysku? Marynareczk� sobie taki tatu� z�o�y r�wniutko, pod g��wk� i ju� zasypia. I tylko r�k� na piersi trzyma, �eby mu kom�rki nie podjebali. A z piwem to cho�by za tym oknem same tylko lasy i lasy by�y, to sobie cz�owiek wyobrazi. Powspomina. Zapali. Kto� ci� poprosi o fajk�, pogaw�dzisz o �yciu, tak og�lniej. Filozoficznie. W nocy, w poci�gu cz�owiek sam, to dystans ma. Chcia�oby si� podzieli�. (I usi���, bo tak ca�� noc na nogach, to si� odechciewa filozofii). Usiad�bym na plecaku, tyle, �e nie ma miejsca, �eby go na ziemi po�o�y�. Ale tam si� co� na wysokim sto�ku barowym zwolni�o. Pcha� si�. Pcha�. - B�dziesz mi beka� w twarz, skurwysynu! To co innego, siedzie�. Tylko �ykn��, zapali� (cholera, tu nie wolno pali�, w tym warsie). Ocho! Trzepn�o nagle sto�em, �e piwo zachwia�o si� niebezpiecznie. Przy�mione �wiat�o, piwo ko�ysze b�ogo. Siedz� obok szyby. Szyba jest pusta. (�piew Kory z g�o�nika: Mam w domu skrzynk� / skrzynka jest pusta). Za ni� kto� nalepi� czarn� plansz�, wi�c cho� nie wida� tego, co za ni�, to �wietnie wida� to, co przed ni�. Czyli czyj�� twarz. Raz po raz przebijaj� przez ni� fabryczne kominy, inne poci�gi, szyby, twarze zaspanych ludzi. Jak si� zaci�gn�� i pu�ci� dym nosem, to ��czy si� z dymem komin�w. Po prostu to g��bokie lustro naprawd� ma drug� stron� i zlewa mnie z t�em. Ty przystojniaczku, co szczerzysz miny? To zadumany, to ujebany. A naprawd�? Szyba ci na to nie odpowie. Szyba jest pusta. - Ale r�ce won, kochany - krzyczy z s�siedniego wagonu czterdziestka. - Prosz� pani! - Panie to by�y za sanacji, a ty b�dziesz do mnie m�wi� obywatelko, jasne? Tu, w warsie, te� t�ok. Cz�owiek musi si� bawi� byle czym, ot - znalaz�em sobie rozrywk� - wpatrywanie si� w wypi�te po�ladki jakiego� szeregowego, co �pi na brzuchu (u mych st�p ?) wtulony w kokon �piwora. Drelich opina mi�so, tylko zakipowa� w sam �rodek. A tam znowu taki jeden chudy blondynek gada� ca�y czas z jednym �ysoniem. Teraz �yso� zacz�� przedziera� si� do wyj�cia - pewnie b�dzie stacja. A ten do mnie mruga - i podchodzi z piwem. No, moje si� w�a�nie ko�czy, nie ma co, mam frajerskie szcz�cie. M�ody, w�oski takie, no - blondynek. I czy mo�na si� dosi���. Czemu nie? Bo tak sam siedzisz, pijesz, palisz, ja (on) rozumie (m), smutno, w nocy, w poci�gu, jeszcze co sm�tniejsze kawa�ki przygrywaj�, cz�owiek by si� wygada�. - No to gadaj pan... Kurwa, jak zacz�� nawija�! �e z Krakowa, �e chwilowo bezrobotny, ale to tylko chwilowo, bo ju� ma nakr�con� robot� w Rajchu, �e po medycynie (tu mi kaktus wyro�nie). - No to cyk - w�dki dola� do puszki. - Za spotkanie. - Nasze! I dalej. By� z tych, co si� na wszystkim znaj�. Lepiej od specjalist�w. Wi�c o tym, �e poci�g trz�sie, bo podwozie jest ruskie, a czy ja widzia�em kiedy� ameryka�skie podwozia, resory? I znowu cyk, i po Caro. I bu�ka. I W�adzio jestem. Micha�. A co robisz? �e w �yciu? Pisz�. To on po chwili w te s�owa: - Z ciebie, cholera, nadzwyczajny go��, od razu sobie upatrzy�em, m�drze ci z g�by patrzy, ty ich tu wszystkich o g�ow� przerastasz, no tak! Co si� �miejesz? Ty sobie siedzisz tutaj, jak pan, (wieszcz?), a tamci ot - mierzwa ludzka. Jeden drugiemu w jajach buta trzyma. W g�b� pierdzi. Panienk� by si� zaprosi�o, nie? Ech... Powiem ci, ale w tajemnicy. Lubi� jak panienka akurat ciotk� ma. - �e co? - Ciot�. No - okres. Od razu mi staje. M�wi mi panienka �nie mog�, no bo mam akurat te trudne dni�. Cz�owieku! Ju� jej nie wypuszcz�, zgwa�c�! A moja stara mia�a tak� chorob�, �e od lat z okresem u niej ci�ko by�o. Nie mia�a. A nie mia�a jeszcze klimakterium. Ja medycyn� studiowa�em. Je�dzi�em dla niej po leki do Rajchu, do Szwab�w, nic nie pomaga�o. A takie to leki by�y, �e jakby normalny (nie chory na to) cz�owiek spr�bowa�, to by umar�. A� tu raz, miesi�c jaki� temu, wchodz� do domu, w klatk� schodow�. Otwieraj! Nie otworz�. G�os przez drzwi. Uchyli�a tylko tak na odleg�o�� �a�cucha, widz� - niewyra�n� ma min�. Co si� sta�o - ja na to. W ko�cu otwiera i ucieka. I w kuchni si� zamk�a. Ja przez szyb� patrz�, nic nie wida�, szyba jest pusta. Gacha sobie wziena, czy kurwa co jest grane w tym domu? A ona: id� do �azienki. I nic, tylko: id� i id�. Id�, patrz�: wanna ca�a obluzgana krwi�, pe�no waty. Jezu! Jak co� we mnie takiego wst�pi�o, m�wi� ci! Biegn� do kuchni, dr� si�: uciekaj stara, bo nie r�cz� za siebie! Tak mi sta�, jak armata. A ona si� skapn�a i: Jezu! Synu�, nie! A ja: szyb�, kurwa, rozpierdol�! Nie wytrzymam! Rozjebi� ci t� krwaw� pizdr�! A ta si� uciszy�a, nas�uchuj� - kl�k�a, litani� do Naj�wi�tszej klepie. Jakby mnie kto zimn� wod� obla�. Wzionem, wr�ci�em do �azienki, wlaz�em do tej zakrwawionej wanny. Rozpinam d�insy. Jak nie try�nie! W t� krew! Bia�o - czerwono si� zrobi�o, nawet go dotkn�� nie musia�em. Nic, od razu trys�o. - Spierdalaj st�d. - Co ty, stary? - Powiedzia�em. Pomarudzi�, w ko�cu zabra� swoje piwo, Caro, ju� go nie by�o. Ojczyzn� b�dzie mi tu obra�a�... Ludzie maj� ostro pomieszane pod sufitem, nie ma co. Przy bufecie stoi kompletnie pijany facet. Blady, a w�a�ciwie ��ty, w bia�ej koszuli, spocony jak szczur, chory. Jak w febrze. Ale mimo to, a mo�e w�a�nie dlatego, wci�� nalega, naciera na zniszczon� barmank�, kt�ra nie chce mu ju� sprzeda� piwa. To chyba brzydko z jej strony? Kobieta jest m�ska, ogorza�a, uw�dzona latami sp�dzonymi w poci�gu. Kobieta pachnie warsem. - Niestety, szef zakaza�, prosz� zam�wi� mo�e kaw�. Ju� nied�ugo stacja, to sobie pan kupisz - perswaduje jakby i jej by�o �al. - Dzisiaj �wi�to obchodz�, to tak jednostk� ludzk� szanuj�? Ty wiesz, ja dzisiaj wyszed�em! A wiesz, z kt�rego paragrafu siedzia�em? Za zab�jstwo! - Tu kobieta z warsa nerwowo obejrza�a si� po wagonie i przy�o�y�a palec do ust - Za zab�jstwo - wykrzykn�� z tryumfem jeszcze g�o�niej m�czyzna, i tym razem on obejrza� si� po sali z wyrazem satysfakcji - Za - mor - do - wa - �em - wrzasn�� jak �wir i opad� na wysoki, barowy sto�ek - I dzisiaj wyszed�em. To co, nie ma okazji do wypitki, jednego ma�ego piwka wzbraniaj�. - Tych piwek to ju� chyba... - oponuje kobieta. - Ty wiesz, ile ja lat alkoholu nie pi�em? Bo tam wszystko jest, tylko alkoholu i panienek nie ma. - Jak u nas - dodaje jeden z tych, co z przepustek. - Ee, u was panienki to chyba s�? - pow�tpiewa barmanka. I do tego, co siedzia� - Ja wszystko rozumiem, ale szef zakaza�. - To ja chc� z szefem. - Prosz� bardzo - na twarzy barmanki pojawi�a si� z�o�liwa satysfakcja. Z ulg� pokaza�a drzwi na zapleczu, szarpn�a faceta za koszul�, zamkn�a za nim drzwi. Powinienem si� uczy� nie dopisywa� historii do ludzi, wierzy� w informacje pewne, omija� wszystko, co si� nadbudowuje. Nie s�ucha� tych natr�tnych domys��w: kogo, czym, za co. Siekier�, jak Raskolnikow? A jak tam w puszce czaj pi�, jak szlugi zdobywa�, cwel�w cweli�? A mo�e jego cwelili, a mo�e donosi�? Chcia�em mu za to kupi� piwo, pi��, dziesi�� piw, jakbym przeprasza� za te domys�y. Chcia�em mu da� szluga, paczk� Marlboro, posadzi� go naprzeciwko, u�miechn�� si� przyja�nie (ale nie oble�nie, ach - czuj�, �e to by wysz�o oble�nie), wypyta� o wszystko (dramat uk�adasz), opowiedzie� - gdzie teraz wojna, a gdzie pok�j, jakie filmy zajebiste wysz�y, ale wiem - dla niego ju� nie ma film�w. Albo i s�? Zapyta�, czy to prawda co ten Stasiuk wypisuje o pierdlu (dobrze wiesz, �e tak, to co si� pytasz). Albo chocia� powiedzie� mu, �e ja go szanuj�. Nie wiem, da� mu co? Co� zrobi�. Tymczasem zagaduj� do �o�nierza z przepustki: - To nie ma panienek u was? - Nie. Trzy miesi�ce mi zosta�y, do ko�ca �ycia w ten rejon kraju nie wr�c�. Noga moja nie postanie - cieszy si� ogolony ch�opak i cz�stuje mnie Goldenem. Nagle od strony zaplecza nadchodzi szef warsu prowadz�c za ko�nierz tego, co wyszed� z pierdla. Przechodz� przez ca�� d�ugo�� wagonu i przeciskaj� si� do przeciwnego wyj�cia. Daleko si� nie przecisn�. Po kilku minutach zab�jca jest znowu w�r�d nas. Podchodzi do mnie i szepcze w ucho: - Kupisz, m�ody, piwo? - wciska mi w r�k� 10 z�. - OK - staram si� zignorowa� straszliwy smr�d ziej�cy mu z g�by. - Ale gdzie b�dziesz pi�? Zo�za zobaczy, b�dzie na mnie. - niepokoj� si�. - Masz problem? - No, nie... Kupuj� dwie puszki, wr�czam mu ukradkiem, wszyscy widz�. Po chwili ju� go nie ma. Uda�o si�. Co� dla niego zrobi�em. Piwo p�dzi, poci�g p�dzi, la� si� chce, nie bardzo jest jak, ani si� dopcha� do kibla, ani do �rodka, bo tam wt�oczy�o si� kilku i tak jad�. Po g�owach to by si� dosz�o, po g�owach wsz�dzie si� zajdzie. A do rana jeszcze tyle godzin. Jak si� tak chce la�, to od razu si� odechciewa filozofowania. I ju� moje pieprzone dwie puszki najwspanialszego czarnego piasta wr�ci�y do mnie, jedna lekko o�liniona, nadpita. Zawiadowca, kt�ry mi je wr�cza, ma min� szpicla albo ch�opca oddaj�cego staruszce zaginionego kundla, celem zainkasowania obiecanej przez og�oszenie nagrody. Chuj ci w dup� - wszystko zepsu�e�! - No odejd� pan, �apy precz od Kraju Rad! - awanturuje si� sk�po ubrana obywatelka. - Jeeezu, �eby� w domu nie nocowa�. Cham! Tymczasem Stargard Szczeci�ski. Nareszcie wzgl�dny ch��d. Echa megafon�w roznosz� po peronach monotonny g�os jakiej� um�czonej kobiety. T�ok narasta. Chyba co� si� sta�o, bo jaki� poborowy str�ci� mi piwo plecakiem, inny wtuli� si� g�ow� w mojego papierosa. Zapachnia�o pal�cymi si� w�osami. - Odjazd poci�gu osobowego z Wroc�awia do S�upska, przez Pozna�, Stargard Szczeci�ski, zostaje wstrzymany z uwagi na bezpiecze�stwo pasa�er�w. Uprasza si� o jak najszybsze opuszczenie poci�gu i niepopadanie w panik�. Powtarzam... To znaczy, �e bomba. Niby. Bardzo dobrze. Co tam si� dzieje na korytarzu, chyba kogo� zadusili. Pijani z przepustek nie bardzo maj� ochot� wychodzi�, piwo tak mi�o ko�ysze. Prawiczki w garniturkach z pierwszej klasy na pewno ju� narobili w gacie. Mam dosy� poci�gu, zanurzam si� w ch�odn� noc. Pomorze... Stargard Szczeci�ski. Tu ju� powietrze pachnie morzem. Takie mi�e, mi�e z�udzenie. 1998 r. PLAYBOY W wypomadowanych w�osach podstarza�ych playboy�w odbijaj� si� kolorowe �wiate�ka. Ogr�dek pod wielkim, metalowym dachem z blachy falistej czy plastiku. Siedz� sam przy kawie w tekturowym kubku. Orkiestra gra, Metys-nie-Metys �piewa ... besame, besame mucho... Rzewnie. Ch�opcy jak w sto��wce wydaj� przez okienko piwo. M�odsi r�n� w automaty. - S� tu bydgoskie laski?! - �ykn�� piwa, �ypn�� okiem, odstawi�. Zapali� szluga nerwowym ruchem i zaraz zupe�nie przesta� si� nim interesowa�. Dalej, w centrum, st� bilardowy. Obity po bokach czarnym (materia�em?) z dwiema, trzema gwiazdkami. Czerwonymi. Albo z�otymi. Mo�e jedna z�ota. Z cyrku. Z szampana. Ze z�otka od kawy. Przy stole bilardowym podstarza�y playboy. W blond pasemkach, w czerwonych frakach, z b��kitnymi wy�ogami. W loku nad czo�em. W z�otych �a�cuchach. W uszach. Z�otych. Chwytaj�c kij pogwizduje �besame mucho�, ledwo widocznie ta�czy z kijem w rytm muzyki, trzyma go jak �lask�, obejmuje j�. Chwyta kij obiema r�kami za sob�. Przeci�ga si�. Wystaj�ce ze szkar�at�w cz�ci cia�a ma z�oto br�zowe, o jeden odcie� ciemniejsze od prawdziwego z�ota kolczyka i bransolety. A w�osy jeszcze ja�niejsze, z ��tymi kosmykami pasemek. Sam przy stole? �Hej, jak si� w to gra, w�a�ciwie?� - zaczepiam go w my�lach, ale jestem daleko, a nie chc� widzie� jego zdziwionego spojrzenia, gdy b�d� przeciska� si� do niego przez ca�� sal�. Bo w ko�cu to sala. Przep�ywaj� przeze mnie g�osy i kolory. Staram si� nie wypuszcza� ich dalej. Ale na przyk�ad zapachy nie zawsze chc� we mnie pozosta�. Jestem wyczulony tylko na kilka najordynarniejszych barw - jak w Biblii i tych wszystkich Odysejach. Czerwony - z�oty - czarny - b��kitny. Reszta nie jest milczeniem, ale jednak kr�lewskie kolory krzycz�. Kr�lewskie? Cyrkowe? ... wr�� do Sorrento... Wchodzi kilka podstarza�ych kur(acjuszek). Te zawsze maj� wielkie piersi. Opi�te bia�ymi bluzkami, na nich, na poduszkach biustu, jak na wystawie. Szafiry - brylanty. Budka z lodami ca�a w zapalaj�cych si� i gasn�cych �wiate�kach. Oczywi�cie w prakolorach. Na moje barbarzy�skie oczy. Sztuczny raik, sztuczny gaik, i �wiate�ka, i piekie�ka. Jak z tymi lampkami kontrastuje brudne wiadro, kt�rym kobieta w wyplamionym fartuchu wlewa (lody?) do pojemnika w budc

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!