8125

Szczegóły
Tytuł 8125
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8125 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8125 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8125 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Soucek Ludwik Jezioro s�oneczne ...ka�dy z nas by� czym� bezcennym, �ycie ludzkie mia�o najwy�sz� warto�� tam, gdzie nie mog�o mie� ju� �adnej, gdzie tak cienka, nie istniej�ca niemal b�onka oddziela�a je od ko�ca. Wystarczy byle �wi�stwo, byle przepalony drucik w aparatach ��czno�ci � i ju�. Gdyby jeszcze ludzie mieli zawodzi� w tych warunkach, wyprawy by�yby samob�jstwem, rozumie pan? Stanis�aw Lem: �Powr�t z gwiazd" Przedmowa Za kilka minut sko�cz� pisa� przedmow�, kt�ra � jak to wie pewnie ka�dy czytelnik � bywa zazwyczaj pisana na ko�cu, i zamkn� trzeci i ostatni tom reporta�y publikowanych w naszym pi�mie, a nast�pnie w kolejno zebranych tomach �Tajemnica �lepych ptak�w" i �Znak je�d�ca". Dzi� ju� jest oczywiste, �e moje wr�by i przepowiednie, kt�rym da�em wyraz w epilogu �Znaku je�d�ca", na og� si� nie spe�ni�y. No c� � nie mog�em przewidzie�, �e sondy, wys�ane w latach 1964 i 1967 w kierunku Marsa, przelecia�y � wida� naumy�lnie � przez jakie� okienka czy dziury w strefie Longschampsa, kt�ra grozi �miertelnym niebezpiecze�- stwem wszystkiemu, co �ywe, ze wzgl�du na ogromne dawki intensywnego promieniowania, a kt�rej istnienie stwierdzi�a dopiero automatyczna stacja kosmiczna �Kondor". Jej powierzchnia, jak si� wydaje, nie rz�dzi si� star�, dobr� i mniej wi�cej zbadan� aktywno�ci� s�oneczn�, ale czym� zupe�nie odmiennym i na razie absolutnie nie znanym. Teorii jest wiele � ja jednak zupe�nie si� na nich nie znam i obawiam si�, �e nie by�bym powo�anym i w�a�ciwym interpretatorem. Nie mog�em przygotowuj�c do druku tom reporta�y �Znak je�d�ca" nawet przypuszcza�, �e przysz�o�� kryje nieprzyjemny i ostatecznie ca�kiem niepotrzebny incydent morski w pobli�u Belmonte, celowo rozdmuchany przez ludzi, kt�rzy tylko na co� podobnego czekali. Obok innych konsekwencji (o kt�rych z wystarczaj�cym rozgoryczeniem i oburzeniem pisa�a szczeg�owo prasa na ca�ym �wiecie) oznacza�o to praktycznie kilkumiesi�czne wstrzymanie mi�dzynarodowej wsp�pracy przy budowie statku kosmicznego �Rider" i powa�ne trudno�ci ze strony Banku Mi�dzynarodowego. Po trzecie za� jako cz�owiek o przys�owiowym pechu w odgadywaniu przysz�o�ci bliskiej i dalekiej (niemniej jednak niezachwiany optymista) nie przewidywa�em wcale, �e ostatni akt historii rozpocz�tej w Islandii �Tajemnic� �lepych ptak�w" i prowadz�cej dr. Kamenika, Alen� Kral�wn�, dr. Bjelke i Leifa Thor-gunna poprzez Dziur� �wi�tego Patryka do nawi�zania pierwszego kontaktu z nieznan� cywilizacj� rozegra� si� w tak dramatycznych, skomplikowanych, a w ko�cu r�wnie� tragicznych okoliczno�ciach. Usprawiedliwiam si� wi�c i oddaj� g�os bezpo�rednim uczestnikom. Podobnie jak w dw�ch poprzednich tomach i tu m�j udzia� ograniczy� si� jedynie do pracy redakcyjnej, uporz�dkowania materia�u i normalnych w takich wypadkach poprawek stylistycznych w wypowiedziach nagranych w wi�kszo�ci wypadk�w na ta�m� magnetofonow�. A w�a�ciwie � na strun�... Nasza redakcja bowiem wybitnie si� unowocze�ni�a; redaktor naczelny zgodzi� si� w ko�cu � po d�ugoletnim warczeniu i po licznych uwagach o rozpieszczaniu i o specjalnych �pomocach" dla ma�o zdolnych reporter�w � na zakup maj�cego zaledwie pi�� lat �druciaka", kt�ry mie�ci si� w kieszeni. Pisz� o tym dlatego, aby si� dodatkowo usprawiedliwi� przed tymi spo�r�d swoich �askawych wsp�pracownik�w, kt�rzy by� mo�e nie przeczuwali nawet, �e w mojej kieszeni obracaj� si� k�ka i �e g�os ich jest notowany. Nie na u�ytek wieczno�ci wprawdzie, ale dla naszych reporta�y i tej oto ksi��ki. W�a�ciwie to podpisuj� j� swoim nazwiskiem � raczej bezprawnie. Szczeg�lnie gor�co dzi�kuj� wszystkim przyjacio�om, a zw�aszcza docentowi Holubowi z Laboratorium Astro- biologicznego Czechos�owackiej Akademii Nauk i profesorowi S�renssenowi z Uniwersytetu w Reykjaviku, kr�tko m�wi�c: tym wszystkim, kt�rzy w taki czy inny spos�b przyczynili si� do powstania �Jeziora S�onecznego". A teraz ju� chwila najbardziej uroczysta: koniec pracy czterech bez ma�a lat � kropka. Dr Ludvik Soucek Tym razem wyjqtkowo rozpoczyna dr Bjelke Ja? Naprawd�? Ale dlaczego, panie redaktorze? Wie pan przecie�, �e w wyliczance, kt�ra okaza�a si� niezb�dna po odkryciu strefy Longschampsa, odpad�em wraz z Leifem Thorgunnem z gry i wr�ci�em do niej dopiero znacznie p�niej. Trzeba by�o w�wczas raz jeszcze skontrolowa� wszystkie obliczenia wst�pne, doda� kolejne warstwy os�ony z o�owiu, a nawet ze z�ota � kr�tko m�wi�c: przewidywana pocz�tkowo ilo�� cz�onk�w za�ogi zmniejszy�a si� z dziewi�ciu do czterech. Ale to przecie� dla pana nie nowina, chocia� sta�o si� to wszystko dopiero wczoraj... Czas ucieka, panie redaktorze, prawda? Od rozpocz�cia akcji Val wtedy, w Pradze, w garsonierze Jyrry'ego, zd��y� pan ju� troch� posiwie�. Ja � oczywi�cie � tak�e. Tylko Jyrry, chocia� najstarszy z nas, wygl�da wci�� tak samo, nie m�wi�c, rzecz jasna, o tej... Ale nie uprzedzajmy fakt�w, prawda? A wi�c po osiemnastomiesi�cznych przygotowaniach, przerwanych na jaki� czas z powodu znanych nieprzyjemno�ci zwi�zanych z afer� w pobli�u Belmonte, kie dy statek kosmiczny �Rider" znajdowa� si� nie tylko na planach i kalkach oraz arkuszach obliczeniowych projektant�w, ale ju� w stadium produkcji w dwudziestu chyba punktach �wiata, trzeba by�o zmniejszy� radykalnie ilo�� cz�onk�w za�ogi. Rakieta no�na Uran-Agena III C nie wynios�aby po prostu w kosmos wi�kszego ci�aru � dodatkowe ob�o�enie �cian kabiny warstw� termoizolacyjn� przekre�li�o plany. Nie chodzi�o jedynie o wag� podr�nik�w � ja na przyk�ad jestem co najwy�ej waga pi�rkowa, a Leif, chocia� dr�gal, nie ma za to ani jednego zbytecznego grama � raczej o niezb�dne zapasy wody, �ywno�ci i tego wszystkiego, czego cz�onkowie ekspedycji na Marsa b�d� potrzebowali w ci�gu roku i stu dwudziestu siedmiu dni. Tak d�ugi by� bowiem przewidziany i na elektrycznych maszynach licz�cych dziesi�� co najmniej razy skontrolowany okres wizyty na Marsie, to znaczy obejmuj�cy podr� tam i z powrotem, a ponadto czterdziestodniowy pobyt. Oczywi�cie, konstruktorzy, a przede wszystkim koordynator ca�ego projektu � profesor Tombaugh � przewidzieli niezb�dn� rezerw�. Na miejscowe �r�d�a Marsa nie mogli�my liczy�, a regeneratory wody dla �Ridera" okaza�y si� w ko�cu jeszcze wi�ksze i ci�sze ni� sam zapas wody, dlatego te� je skre�lono. Nie planowali�my te� w �Riderze" miejsca na hodowl� rz�sy � Tombaugh bardzo uczenie o�wiadczy�, �e statek kosmiczny nie jest ogrodem botanicznym i �e niemal pi�tna�cie miesi�cy w bardzo ciasnym pomieszczeniu to i tak galery, cho�- by skaza�c�w od rana do wieczora karmiono kawiorem i m�odymi kuropatwami, i j�zyczkami s�owiczymi, i... Profesor Tombaugh, ten wielki smakosz i mi�o�nik dobrego jad�a, wymieni� jeszcze dziewi�� innych przysmak�w. Omlet z rz�sy trzy razy dziennie � nie, przy takim menu nie wytrzyma�by podr�y kosmicznej nawet � za przeproszeniem � ko�. Wszyscy przyznali�my mu racj�, szczeg�lnie g�o�no Jyrry i Alena. Tak wi�c w magazynie �Ridera", znajduj�cym si� na razie w baraku z falistej blachy w pobli�u boosteru, zacz�y si� gromadzi� dziesi�tki ton rozmaitych dobrych i nie-dobrych rzeczy w konserwach z ca�ego �wiata, pakowanych specjalnie dla warunk�w stanu niewa�ko�ci, a przede wszystkim bardzo wyra�nie oznaczonych nazwiskiem producenta. Jyrry z�o�ci� si� i gdera�, kiedy na posiedzenia komisji, kt�rej powierzono badanie przydatno�ci poszczeg�lnych produkt�w i opakowa�, wdzierali si� co chwila natr�tni fotoreporterzy i kiedy p�niej pojawi�y si� tu i �wdzie w prasie �wiatowej ca�ostronicowe reklamy, a na nich osoba czcigodnego przewodnicz�cego komisji, to znaczy Jyrry'ego, trzymaj�cego niczym tomahawk na przyk�ad czekolad� Sucharda czy pude�ko zup w kostce Knorra, poni�ej za� ogromnymi literami napis: ZDOBYWCA MARSA DOKTOR KAMENIK O�WIADCZA: BEZ CZEKOLADY SUCHARDA (albo bez zup Knorra, albo jeszcze czego� innego) NIGDY NIE OPU�CI�BYM ZIEMI! �Zdobywca Marsa", wysiaduj�cy nieustannie na nie ko�cz�cych si� konferencjach i zebraniach gdzie� w pobli�u Cap Kennedy, sk�d mia� "Rider" wystartowa�, niekiedy nie wytrzymywa� i rzuca� w fotoreportera tym, co mia� akurat w r�ku, ale niewiele to pomaga�o... Kiedy w ko�cu zdecydowano, �e liczba uczestnik�w wyprawy skurczy si� do niespe�na po�owy, w dziewi�- cioosobowym kolektywie zacz�� si� ruch i gwar. Pomys�owy hamburski ,,Stern" og�osi� nawet co� w rodzaju waszej loterii � jak�e si� to nazywa, aha: toto--lotek! � z wysokimi nagrodami dla tego, kto odgadnie ostateczny sk�ad za�ogi. Niewielu znalaz�o si� szcz�liwc�w, dla nas jednak od samego pocz�tku by�o z grubsza wiadome, kto b�dzie si� musia� z podr� da wa��saj�cych si� w kosmosie dzieci Hollohalandu po�egna�, a kto nie. Pierwszy pilot McLaughin mia� zapewnione miejsce. Zgodnie z wypr�bowan� metod�, u�ywan� jak daleko si�ga pami��, a dok�adniej m�wi�c od drugiej wojny �wiatowej, przez fabryki lotnicze, bra� � podobnie jak piloci do�wiadczalni najszybszych maszyn � udzia� we wszystkich pracach projektowych i konstrukcyjnych, zaznajomi� si� z ka�d� �rubk� najpierw na planie, a potem w fabryce. Nie mia� �atwego �ycia! Co to � to na pewno nie. Kabin� "Ridera" produkowano w Zwi�zku Radzieckim i Mac McLaughin w ci�gu nieca�ych dw�ch lat przygotowa� nalata� si� przez ocean tyle kilometr�w, ile na Marsa i z powrotem. W ko�cu by� ju� na ty ze wszystkimi stewardessami i na ulicy w Taszkiencie, gdzie przeprowadzano monta� cz�ci kabiny, co dwadzie�cia metr�w sk�a- da� podpis w co najmniej jednym pionierskim pami�tniku. Tego ko�cistego ameryka�skiego Irlandczyka znali z �am�w czasopism, z film�w i relacji telewizyjnych chyba nawet australijscy buszmeni. Nast�pnym niew�tpliwym kandydatem by� Iwan Ma- ksymycz Ostapienko, przysadzisty, kr�tko ostrzy�ony Ukrainiec, in�ynier i jeden z g��wnych projektant�w. Poza swoj� � nazwijmy j� tak � kosmiczn� specjalno�ci� by� tak�e geologiem, mineralogiem, meteorologiem, poza tym mia� za sob� dwa lata pobytu w radzieckiej stacji Mirnyj na Antarktydzie i na drugim kra�cu �wiata � na Ziemi Franciszka J�zefa, na P�nocnym Oceanie Lodowatym. Podczas opracowywania statutu wyprawy zdecydowali�my, �e Ostapienko b�dzie dow�dc�, komendantem. Jego powa�ny, spokojny spos�b post�powania, autorytet i ogromne do�wiadczenie w kierowaniu ma�ymi zespo�ami w izolacji i w bardzo ci�kich warunkach stanowi�y r�kojmi�, �e dokonali�- my s�usznego wyboru. Trzecim z �pewnych" by� sam Jyrry, chocia� natychmiast po decyzji konstruktor�w dotycz�cej zasadniczych zmian w pow�oce antyradiacyjnej i zmniejszenia ilo�ci cz�onk�w za�ogi �Ridera" on w�a�nie podni�s� najg�o�niejszy alarm. Jyrry jest bowiem lekarzem � to po pierwsze. Ja wprawdzie r�wnie� jestem doktorem medycyny, -aleT nigdy bym si� nie odwa�y� sk�ada� z�amanej ko�czyny, a co dopiero m�wi� o operacji �lepej kiszki. Im dalej od psychiatrii, tym bardziej moja wiedza medyczna rozsypuje si� w gruzy. Jurek jest, oczywi�cie, znakomitym chirurgiem i chocia�, by� mo�e, co� nieco� na tym swoim wydziale astrobiolo-gicznym zapomnia�, to jednak z ca�� pewno�ci� przypomnia� sobie wszystko w klinice Mayo. Raz po raz lata� tam operowa�, i to wszystko bez wyboru �� Ostapienko i Tombaugh upierali si� przy tym. Najch�tniej bez przerwy widzieliby go przy stole operacyjnym. Jyrry jest ponadto r�wnie� astrologiem, entomolo-giem, i w og�le znakomitym zoologiem. Jako trzeci� jego specjalno�� wzi�to te� pod uwag� jego do�wiadczenie speleologiczne, to �a�enie po wszelkiego rodzaju jaskiniach, jamach i przepa�ciach. Kto wie, czy si� to na Marsie nie przyda?! Ja z Leifem od razu wiedzieli�my, �e nie mamy nawet najmniejszej szansy. Czteroosobowa wyprawa nie mog�a sobie pozwoli� na luksus dw�ch lekarzy, i to o podobnej �kosmicznej" specjalno�ci, ani na w�asnego przewodnika g�rskiego i alpinist�, chocia� Leif � czyli wed�ug barwnych zeszyt�w komiks�w �Flegmatyczny. Larry" � w ka�dej krytycznej sytuacji by�by nie do zast�pienia. Pozostawa� elefctronik-operator Wisper, kt�ry mia� zajmowa� si� sprawami ��czno�ci, drugi pilot-kosmo-nauta Pietrow, kt�ry, jak pan wie, bra� udzia� w dramatycznym locie statku �Woschod 14" i po zderzeniu z ostatnim cz�onem rakiety no�nej nie tylko sprowadzi� uszkodzony �Woschod" na Ziemi�, ale nawet w przewidzianym rejonie l�dowania. Nast�pnie semantyk Sinton, kt�rego zadaniem mia�o by� podj�cie pr�b znalezienia �rodk�w komunikacyjnych dla porozumienia si� z inteligentnymi istotami, jakie zapewne za�o- ga �Ridera" znajdzie na Marsie. Obok profesji semantycznej by� on r�wnie� znawc� j�zyk�w staroskandy-nawskich, uczniem profesora S�renssena, a w rezerwie mia� ponadto �lincos" i �astroglos�", dwa sztuczne j�zyki � je�li mo�na te hieroglify, obrazki i schematy w og�le nazwa� j�zykiem � wymy�lone przez m�dre g�owy w�a�nie dla u�atwienia wzajemnego kontaktu cywilizacji kosmicznych. No i oczywi�cie � chocia� niegrzecznie wymieniam j� dopiero na ko�cu � pani Atena Kamenikowa � fotograf i dokumentator. Koordynatorzy nie mieli specjalnie �atwego zadania � nie s�dzi pan, panie redaktorze? Niestety � m�wi� �niestety" ze wzgl�du na nasz� star� przyja��, a nie ze wzgl�du na wypraw� � pani Alena odpad�a ju� w pierwszej rundzie. Psychologowie, kt�rzy wraz z nami mieszkali w naszej nadmorskiej willi o kilka kilometr�w od rosn�cego boosteru �Ridera", jakby si� um�wili i w najbardziej niespodzianych i nieoczekiwanych chwilach pchali si� do drzwi ze swoimi elektrcencefalograficznymi maszynkami, doszli do wniosku, �e jej obecno�� nie by�aby wskazana i �e mog�aby skomplikowa� stosunki mi�dzyludzkie w tym niewielkim kolektywie. Ostapienko wymierzy� pani Alence ostatni cios: poradzi�, aby nauczy�a fotograficznego rzemios�a Jyrry'go albo � jeszcze lepiej � Mac McLaughina. Tak czy inaczej on w�a�nie podczas pobytu na Marsie b�dzie chyba najmniej zaj�tym cz�onkiem za�ogi. Pani Alena pop�aka�a sobie troszk�, kiedy nikt nie patrzy� � co zdradzi� mi Jyrry pod straszliw� przysi� g�, �e zachowam to w tajemnicy, prosz� wi�c mnie raczej nie wydawa� � nawymy�la�a zatroskanemu ma��onkowi, �e jest draniem, bo dranie zawsze maj� najwi�ksze szcz�cie, po czym z werw� zabra�a si� do udzielania lekcji sztuki fotografowania. Na wszelki wypadek uczy�a obu � Jyrry'ego i McLaughina. Po dw�ch miesi�cach zameldowa�a Tombaughowi i Osta-pience, �e wprawdzie Mac Mac McLaughin � zawsze tego jednego �Maca" dodawa�a � ijest urodzonym kno-ciarzem, Jyrry za� wstr�tnym formalist�, ale na Marsie to chyba nie b�dzie tak bardzo przeszkadza�o i nie popsuje smaku artystycznego skacz�cych czarnych meduz. Wszystko to � Ostapienko z grymasem szyderstwa, pan profesor Tomtoaugh za� z kamienn� twarz� � przyj�li do wiadomo�ci i zatwierdzili. Nie powinienem jednak przeci�ga�, prawda, panie redaktorze? Kr�tko m�wi�c w ko�cu musia� ust�pi� Wisper, w kt�rego elektroniczne cuda dla okre�lania i zmiany kursu �Ridera" i wszystkich innych mo�liwych ewentualno�ci, gdzie mog�aby mie� zastosowanie matematyka i logika matematyczna, zacz�� si� przy pomocy szef�w i wiceszef�w z General Electric wci�ga� Ostapienko; Mac Mac McLaughin � widzi pan, m�wi� ju� jak pani Alena � obieca�, �e ci�gle b�dzie �ywy i zdrowy, nierdzewny i kuloodporny i w og�le i �e drugi pilot nie b�dzie potrzebny � odpad� wi�c w ten spos�b Pie- trow. Od chwili, kiedy Mac dowiedzia� si� o tym, od rana do nocy siedzia� u trener�w, pozwalaj�c rozkr�ca� si� w centryfugach na Cap Kennedy i tej wi�kszej w Bajkonurze, gdzie wybiera� si� czasami, dop�ki mu Jyrry nie nawymy�la�, �e jeszcze si� rozchoruje, zanim si�dzie w �Riderze" w fotelu pilota. Semantyka Sintona uznano za niezb�dnego. Nawi�zanie kontaktu by�o bowiem g��wnym i w�a�ciwie jedynym zadaniem wyprawy. Bez Sintona albo by w og�le do tego nie dosz�o, albo te� � z wielkim trudem. Fred wys�ucha� tej wiadomo�ci jednym uchem, pokiwa� g�ow�, jakby niczego innego nie tylko nie oczekiwa�, ale nawet nie m�g� oczekiwa�, i zn�w znikn�� za stosami ksi��ek, ta�m magnetofonowych i eks-pandor�w spr�ynowych pi�trz�cych si� na biurku o rozmiarach znormalizowanego sto�u do gry w tenisa sto�owego. Ekspandor�w u�ywa� jako dope�nienia i przeciwwagi swojej siedz�cej profesji i musz� powiedzie�, �e zupe�nie nie�le. Wygl�da� raczej na kulturyst� ni� na osch�ego j�zykoznawc�. No a potem pewnego pi�knego dnia stali�my na molo w porcie i patrzyli�my w stron� widnokr�gu, gdzie szaroniebieskie morze ��czy�o si� z niebieskoszarym niebem, na malutki punkcik, z kt�rego wyl�g�a si� najpierw dzieci�ca ��deczka, potem stateczek, a w ko�cu ogromny statek wioz�cy na pok�adzie w specjalnym. domku z p�yt plastykowych nasz statek kosmiczny, kabin� �Ridera". Alena fotografowa�a, nowo upieczeni arty�ci-fotograficy Jyrry i Mac r�wnie�, my, to znaczy ja z Leifem, Wisper i Piotr�w, spogl�dali�my nieco melancholijnie, a kordon policjant�w odsuwa� w ty� tysi�ce widz�w, aby pozosta� skrawek miejsca dla nas, a przede wszystkim dla oficjalnej delegacji NASA (Urz�du do Spraw Kosmonautyki), kt�ra ol�niewa�a b��kitem mundur�w i u�miechami. Jak mo�na przypuszcza� � Belmonte dawno ju� posz�o definitywnie w zapomnienie, zapomniano te� o nie ko�cz�cych si� sporach nad ujednoliceniem dokumentacji technicznej, nad de-cymalnym i withwortowskim gwintowaniem �rub oraz tysi�cem innych dyskusyjnych problem�w. Przedstawiciele kosmonautyki radzieckiej nie dawali si� � je�li idzie o jako�� u�miech�w i ich ilo�� � zawstydzi� i ca�a uroczysto�� posz�a jak po ma�le, nie licz�c deszczu, kt�ry spad� nagle i rozp�dzi� po�rednich i bezpo�rednich uczestnik�w tej parady do kawiarni i bufet�w w najbli�szej okolicy. Tak wi�c w ko�cu ,,Ridera", a w�a�ciwie jego cz��, za�adowano na specjaln� przyczep� z pot�nym ci�gnikiem jedynie w asy�cie zmokni�tych policjant�w na motocyklach, a wi�c zupe�nie spokojnie i bez nerw�w, jakby zapewne powie- dzia�a pani Alena. A czas, panie redaktorze, p�yn�� coraz pr�dzej. Nie m�wili�my wprawdzie o tym, ale codziennie przynajmniej na chwilk� podje�d�ali�my tak blisko boosteru, jak na to pozwala� drut kolczasty i t�umy ludzi doko�a, i obserwowali�my, jak ro�nie kad�ub �Ridera", jak niczym grzyby po deszczu wyrastaj� wok� niego pomocnicze zbiorniki na materia�y p�dne, jak w ko�cu na sam wierzcho�ek wysokiej na siedemdziesi�t metr�w rakiety wci�gana jest pozornie malutka kabina kosmiczna... Dalej i dla nas wej�cie by�o wzbronione. Musia�a nam wystarczy� dok�adna ma- kieta kapsu�y. Przed�u�ali�my wsp�lne wieczory, jak tylho si� da�o � i Ostapienko nawet tak bardzo nam nie wymy�la�. Siadywali�my z Jyrry'm, Alen�, a niekiedy tak�e z Leifem w k�ciku messy i niestrudzenie rozmawiali-li�my o Marsie i o tym, co tam ekspedycja znajdzie albo te� i nie znajdzie. � Jyrry, a co b�dzie, je�li si� oka�e, �e to wszystko W ko�cu tylko pomy�ka i na Marsie b�d� tylko jakie� porosty i mchy; je�li runa rider w rejonie Jeziora S�onecznego to jedynie przypadkowy uk�ad jakich� zupe�nie naturalnych formacji? � pewnego razu odwa�y�em si� wreszcie wypowiedzie� g�o�no to, co m�czy�o mnie ju� niemal dwa lata. Jyrry �ypn�� na mnie oczyma i przez chwil� milcza�. Potem machn�� r�k�. � W takim wypadku, Bjelke, pomy�limy o tobie i zaliczymy to na tw�j rachunek. �e� rzuci� urok, rozumiesz? A mamy ju�, drogi ch�opcze, niejakie do�wiadczenia z islandzkimi czarownicami! � Potraktuj to serio, Jurku! � Pani Alena stan�a po mojej stronie. � To dobrze, �e Gudmundur podj�� ten problem. Ja tak�e wci�� o tym my�l�, tylko �e nie taki ze mnie jak z niego bohater. To by ci dopiero by�a heca! W samych tylko dolarach �Rider" kosztowa� ju�, psiakrew, niemal osiem miliard�w!... � ... a w rublach niemal dwa razy tyle, o nieufna i ma�owierna! Jakbym o tym nie wiedzia�! Gazety przypominaj� nam to codziennie jak tatu� koszt nowej teczki wyrodnemu synkowi, kt�ry za wszelk� cen� chce je�dzi� na niej jak na sankach. Ale czy� my, na mi�o�� bosk�, chcemy czego� takiego? A zreszt� gdyby�my znale�li i przywie�li tylko te porosty i mchy, i jeszcze jakie� robactwo, to i tak by to by�a wspania�a zdobycz! Rozumiecie? Jyrry, panie redaktorze, by� w�wczas tak poirytowany, �e a� Ostapienko z drugiego ko�ca messy popatrzy� ciekawie: dlaczego i o co tak si� k��cimy? To trzeba widzie� na w�asne oczy: Jyrry'ego, kiedy ogarnie go sprawiedliwy gniew. � No, dobrze ju�, dobrze, ty krzykaczu! � nie ust�powa�a pani Alena. � Tak my�lisz ty. I Gudmundur. I cho�by ja. Ale ludzie oczekuj� jakiej� sensacji. I w ko�cu � maj� do tego prawo. Przecie� za �Ridera" zap�acili. Ka�dy cz�owiek na kuli ziemskiej pocz�wszy od prezydenta, a sko�czywszy no... no cho�by na mamie doktora Bjelke, da� na niego uczciwych osiem dolar�w. Rozumiesz, Jurku? I za te osiem dolar�w... Jurek z�apa� si� za g�ow�. � Alenko, b�agam ci�: sko�cz ju� z tym. Ja wiem! Za te osiem dolar�w mo�esz sobie kupi� dajmy na to srebrn� puderniczk� albo pajacyka na spr�ynce, albo jeszcze jednego okropnego s�onia do tej swojej obrzydliwej kolekcji... � Nie, Jurku, o tym akurat nie my�la�am � przerwa�a mu Alena. � Tylko tak na w�asny u�ytek policzy�am, ile za te osiem dolar�w mo�na kupi� na przyk�ad ry�u albo chleba. Wiesz, �e na �wiecie s� jeszcze ludzie, mo�e by� w to nie uwierzy�, ale s� jeszcze na �wiecie ludzie, kt�rzy potrzebuj� kawa�ka chleba albo woreczka ry�u bardziej ni� pajacyka na spr�ynce. Drogi Jyrry, skoro to tylko us�ysza�, natychmiast zrobi� si� taki malutki. � Wybacz... ja wiem... Ja tylko tak... sami wiecie... Chwilk� si� zastanawia�, po czym pochyli� sd� do nas konfidencjonalnie: � Sam bym si� d�ugo namy�la�, czy warto niemal p�tora roku by�, Alenko, bez ciebie, gdybym nie by� pewien, �e na Marsie s� nie tylko mchy i jakie� inne zielone czy raczej czerwone �ody�ki, ale te� bardziej interesuj�ce rzeczy! � A ty jeste� pewien? � powiedzieli�my niemal je- dnocze�nie z pani� Alen�. Jyrry �ciszy� g�os niczym teatralny intrygant. � ,Tak, jestem pewien. Nie chcia�em si� z tym przed wami zdradza�, ale przycisn�li�cie mnie do muru... � prze�kn�� �lin� i z wyrzutem spojrza� na mnie i na pani� Alen� � ...zarzucaj�c mi brak zrozumienia ludzkich potrzeb. Przez chwil� zgodnie i jednog�o�nie protestowali�my, ale Jyrry machn�� r�k� i natychmiast ci�gn�� dalej, �e naprawd� jest pewien i �e ma dow�d na istnienie na Marsie wysoko rozwini�tej cywilizacji. Wszyscy zastygli�my w bezruchu. Zauwa�y�em, �e nawet pani Alena wygl�da�a � jak by to sama okre�li�a � niczym wystraszona mysz. Pierwszy � rzecz dziwna � odzyska� mow� na og� milcz�cy Leif Thorgunn. Wyj�� z ust t� swoj� wiecznie poobgryzana fajk�, z kt�r� nie rozstawa� si� ani na chwil� od czasu, kiedy zdecydowano definitywnie, �e jednak nie poleci, i rzuci�: � To jest... bardzo interesuj�ce. Na ca�ym �wiecie w�a�nie tylko ty... � I zn�w przys�oni� si� milczeniem i chmur� b��kitnego dymu �Z�otego runa", kt�re bez c�a, a wi�c absolutnie nielegalnie, zdobywali dla� rosyjscy uczestnicy projektu ,,Rider". � Nie tylko ja! Przypadkiem wie o tym tak�e Osta-pienko! � broni� si� Jyrry. � A teraz wiecie to r�wnie� wy � mam nadziej�, �e przynajmniej do startu �Ridera" zachowacie to dla siebie. Postanowili�my z Iwanem Maksymyczem, �e na razie nie b�dziemy robi� paniki. Zapyta�em, jak� panik� ma. na my�li. � Zaraz si� dowiecie! Chod�my na chwil� do nas � Jyrry na to. Wymkn�li�my si� chytrze i cicho jak Indianie na �cie�ce wojennej, ale nie uda�o si� nam uj�� pe�nemu wyrzutu wzrokowi Iwana Maksymycza Ostapienki, kt�ry spojrza� na zegarek i znowu popatrzy� na nas. Jyrry przez chwil� grzeba� w swoich wiecznie poroz- rzucanych, niemniej jednak absolutnie nietykalnych stertach papieru, i wyci�gn�� w ko�cu kilka reprodukcji, wyci�tych wida� z jakiego� czasopisma. Ze wzgl�du na to, �e na zdj�ciach znajdowa�y si� � jako zawodowiec pozna�em to na pierwszy rzut oka � s�ynne fotografie powierzchni Marsa dokonane przez sond� ,,Ma-riner IV", a na ostatniej stronie uniwersalny �dwume-trowiec" Zeissa z obserwatorium w Tautenburgu, mo�na by�o przypuszcza�, �e to specjalistyczne pismo astronomiczne. Na podstawie za� czeskiego tekstu � dzisiaj, panie 'redaktorze, potrafi�bym go ju� nawet jako tako przet�umaczy� � stwierdzi�em, �e periodykiem tym by�o praskie �Kr�lestwo gwiazd". Jyrry t� moj� detektywistyczn� dedukcj� potwierdzi�. � A wi�c patrzcie, wy, wy... z waszymi porostami i mchami! � I podsun�� nam pod nos pierwsz� fotografi� obejmuj�c� cz�� Mare Sirenum z wysoko�ci oko�o 1000 km. Je�li dobrze pami�ta�em, najwi�kszy krater na zdj�ciu ma oko�o 50 km �rednicy. W lewej g�rnej cz�ci fotografii mniej wi�cej do po�owy dostrzega�o si� zatarcie rastra � poza tym nic nadzwyczajnego nie widzia�em, tym bardziej wi�c, oczywi�cie, nic nadzwyczajnego nie mogli widzie� ani pani Alena, ani te� Leif, kt�rego wiedza astronomiczna ko�czy�a si� gdzie� na Koperniku. Pani Alena osun�a si� w fotelu. � O m�j Bo�e, znowu zdj�cia! Jedynym fotografem z prawdziwego zdarzenia jestem w tym towarzystwie ja, a wy, ch�opcy, powinni�cie z tym sko�czy�! W ten spos�b przecie� zacz�a si� w�a�ciwie ca�a akcja z �Ri-derem" � tylko �e wtedy mieli�my przynajmniej zdj�cia tego szkraba ze statku z rakietami! To jest zupe�nie, ale to zupe�nie nieinteresuj�ce. Co pan na to, Gudmundurze? Wzruszy�em ramionami. � W�a�ciwie to ja tak�e nic nie wiem... Jyrry przerwa� mi w ca�kiem nieparlamentarny spos�b: ' ' � Je�li nie wiesz, to si� nie wtr�caj! A wi�c �eby �cie wiedzieli, wy wszyscy, ta linia, kt�ra najwyra�niej wygl�da jak przerwa w rastrze podczas wysy�ania b�d� te� przyjmowania fotografii, wcale nie jest przerw�. Przypadkiem tylko jest niemal � powtarzam: niemal � r�wnoleg�a z pionowymi liniami rastra. � I znowu, Jurku, masz jakie� przypadki. Taki przypadek to przecie� jedna mo�liwo�� na... bo ja wiem na ile... No... cho�by jedna na milion � protestowa�a pani Alena. � Jedna na milion? Co ci te� przychodzi do g�owy! Jasna linia odchyla si� od linii rastra o pe�ny stopie�. Sprawdzi�em to przy pomocy mikroskopu w obserwatorium u Nawia. Z mo�liwych 360�, czyli z pe�nego ko�a, mog�a si� trafi� w liniach rastra dok�adnie cztery razy � z g�ry, z do�u, z lewej strony i z prawej, a je�li za�o�ymy jeszcze mo�liwe odchylenie o jeden stopie�, to znaczy, �e jeszcze osiem razy. Og�em bior�c � dwana�cie razy. Prawdopodobie�stwo wi�c, moja szanowna, mi�a i matematycznie zacofana ma��onko, przedstawia si� wi�c nie jak jeden do miliona, ale jeden do trzydziestu. Taki przypadek dopu��cie ju� wi�c �askawie, aby�my nie przeci�gali tego zbyt d�ugo i aby Ostapienko nie zjawi� si� tu nagle jak upi�r. Jest ju� po capstrzyku. Kr�tko m�wi�c wierzcie mi, �e ta linia, do�� zreszt� dziwna, na pewno nie ma nic wsp�lnego z liniami rastra � nikt tego jednak nie zauwa�y�, zdj�-\ ci� o numerze porz�dkowym 8 uznano za nieudane i w zasadzie nie zosta�o ono opublikowane. Jedynie �Kr�lestwo gwiazd" i by� mo�e jakie� inne jeszcze pisma chcia�y mie� co� ekstra i wykorzysta�y je. Ta bia�a linia zaczyna si� od czarnego punktu � w�a�ciwie to nie tyle od czarnego punktu, ile od czarnej plamki w kszta�cie ko�a, obejmuj�cej mniej wi�cej dwudziest� cz�� pozornej �rednicy s�siedniego krateru. Od tej plamki ci�gnie si� nieprzerwanie bia�a linia, kt�ra mniej wi�cej w po�owie drogi do skraju fotografii rozpada si� i jej wyrazisto�� stopniowo s�abnie. Jest tak? � Tak, Jurku! Wszystko to m�wisz bardzo pi�knie, jakby� z ksi��ki czyta�... � ziewn�a pani Alena z g��bi fotela. � Tylko �e ja takich �lad�w widzia�am w swoim d�ugim i trudnym �yciu ca�e setki i zawsze przepowiada�y nieszcz�cie. To po prostu zadra�ni�cie emulsji filmu paznokciem albo czym� r�wnie z�owieszczym... Tak powsta�a prosta szrama, a ten tw�j s�a- wetny punkt czy te� plamka to odrobina zdartej emulsji. A teraz mo�emy spokojnie i�� spa�. � �wietnie � ucieszy� si� Jyrry. � Wida� zupe�nie to samo my�leli wszyscy, kt�rzy mieli zdj�cie w r�ku, i dlatego nie zbadali go dok�adnie. Ja jednak, ko-chasiu, jestem z natury dociekliwy i dlatego u ra-dioastronom�w w Jodrell Bank, gdzie te portrety Marsa przyjmowano, z ca�� pewno�ci� stwierdzi�em, �e przyrz�d przyjmowa� negatywy. Rozumiesz, Alen-ko, negatywy? A wi�c w przypadku, kt�ry tak lekko- my�lnie przedstawiasz, linia musia�aby by� czarna, a �w punkcik bia�y, a nie odwrotnie. Zreszt� � sp�jrzcie na kolejne zdj�cie. Nosi numer porz�dkowy 14 i mamy na nim p�nocno-zachodni� cz�� pustyni Phaetonis, sfotografowan� ju� z o wiele mniejszej wysoko�ci. Kr�tko m�wi�c, cz�� powierzch ni zdj�cia 8, i to na szcz�cie w�a�nie jedna z tych, przez kt�r� biegnie nasza... � Jaka zn�w nasza?! � odezwa�a si� z oburzeniem pani Alena. � A wi�c moja bia�a linia. Widzicie! � Co? � teraz na odmian� powiedzieli�my jednocze�nie Leif i ja. � To niewiarygodne! � Jyrry chwyci� si� za g�ow� jak nauczyciel bezradny wobec szczeg�lnie t�pego ucznia. � No ten szeroki jasny nieprawid�owy pas w lewej po�owie obrazu! To wcale nie jest skaza, ale... co? Woleli�my milcze�, Jyrry wi�c doko�czy� za nas: � To jest, o moi niedomy�lni, cz�ciowo rozproszona smuga kondensacyjna, jak� w ch�odnej i rzadkiej atmosferze Marsa pozostawi� samolot, uchwycony w locie w�a�nie na zdj�ciu numer 8! � O psiakrew! Jeszcze jeden pierwszorz�dny przypadek � zauwa�y�a jakby od niechcenia i dla samej siebie pani Alena. � Wcale nie! � odci�� si� Jyrry. � Na ten pomys� wpad� Ostapienko. M�wi�c zupe�nie szczerze, mnie to �wcale nie przysz�o do g�owy. Zdaniem Iwana Maksy-mycza jaka� lataj�ca maszyna zmierza dok�adnie do miejsca, dok�d kierowa� si� �Ranger IV", aby obserwowa� jego l�dowanie i B�g jeden wie co jeszcze. Dokonali�my oblicze� i wszystko zgadza si� co do joty. Owa lataj�ca maszyna na pewno nie znalaz�a si� tam przypadkiem. Lotnisko tak�e nie znajduje si� przypadkiem tam, gdzie l�duj� samoloty. No, do�� szczeg�lna to wprawdzie logika, ale co� w tym by�o! � Dobrze, Jyrry, ale dlaczego trzymacie to z Osta-pienk� w sekrecie? By� mo�e podczas dyskusji z innymi astronomami okaza�oby si�, �e jednak nie macie racji. Mo�e by... � wola�em czym pr�dzej zamilkn��. bo Jyrry zn�w zacz�� czerwienie�. � Chcia�e� powiedzie�, czy si� aby przypadkiem nie boimy posprzecza� czy te� pobi� o nasz� teori�, co, Bjelke? Czy�by� tak ma�o mnie zna�? Wiesz, �e nie... Boimy si� za to ca�kiem czego innego; ta maszyna, kt�ra na zdj�ciu numer 8 wygl�da jak czarna plamka, ma mianowicie dobry kilometr �rednicy, nawet je�li we�miemy pod uwag� fakt, �e lecia�a mniej wi�cej 50 km nad powierzchni� Marsa. Gdyby lecia�a jeszcze wy�ej, nie powsta�yby ju� smugi kondensacyjne. A �Rider" ma na pok�adzie, o ile mi wiadomo, trzy czechos�owac- kie kieszonkowe pistolety maszynowe �Skorpion", kilka granat�w r�cznych do walki z kosmicznymi potworami i jeden egzemplarz karabinu laserowego, kt�ry jest znakomity na �wiczeniach; w praktyce nie skrzywdzi�by nawet kota. Miotacze promieni i bro� radioaktywna stanowi� � niestety � uzbrojenie kosmonaut�w jedynie w powie�ciach fantastycznych. � No i? � zdenerwowa�em si� odrobin�. � Czy�by�my mieli jakie� powody, aby od razu planowa� starcie z nieznan� cywilizacj�? A mo�e nasza wyprawa na Marsa ma charakter zdobywczy? � Nie m�w g�upstw... � Jyrry machn�� leniwie r�k�. � Sam przecie� najlepiej wiesz, �e nie. Nasza wy prawa jednak i tak ju� jest bardzo cenna i kosztowna, musi wi�c by� odpowiednio wyposa�ona we wszystkie mo�liwe i niemo�liwe �rodki na ka�d� ewentualno��. I Iwan Maksymycz, i ja nie w�tpimy, �e znalaz�yby si� jakie� m�dre g�owy upieraj�ce si� przy zapewnieniu �Riderowi" ochrony przeciwko lataj�cym maszynkom o rozmiarach powiatowego miasteczka. Zanimby to przedyskutowano, up�yn�yby zn�w tygodnie i mie- si�ce, a w ko�cu wyfasowaliby�my dla �Ridera" bomb� atomow� i odpowiednie os�ony antyradiacyjne, a zamiast kosmonaut�w polecia�by ju� pewnie tylko jaki� kieszonkowy robot. A to jest, moi mili, dok�adnie to, czego sobie z Ostapienk� absolutnie nie �yczymy. Po chwili odezwa�a si� pani Alena. � S�uchaj no, Jurku... � powiedzia�a nieco zmienionym g�osem � wi�c ty naprawd� my�lisz, �e tam... wiesz, tam, w g�rze, mog� istnie� jakie� maszyny zdolne zagrozi� �Riderowi"?... � Co te� ci przychodzi do g�owy, kochanie! � Jyrry klepn�� j� po plecach. � W�a�nie przed chwil� przekona�a� mnie absolutnie, �e to tylko dra�ni�cie paznokciem. Zosta�my wi�c przy tym, zgoda? No i zostali�my przy tym, panie redaktorze, a� do startu �Ridera". Doktor Komenik opowiada A wi�c przede wszystkim, redaktorze, rzecz najwa�niejsza: niech pan nigdy nie czyta sci-fi, czyli powie�ci fantastyczno- naukowych. Pozbawi si� pan wszelkiej rado�ci, je�li kiedy� potem Pan B�g przypadkiem dopu�ci i z kija wypu�ci, tak jak wypu�ci� w moim wypadku, i uda si� pan osobi�cie i ca�kiem naprawd� gdzie� za stodo�� naszej starej dobrej mamy Ziemi. Nie tyle mo�e dlatego, �e bywa w nich mn�stwo nonsens�w. Z tym musi si� cz�owiek zawsze liczy�. Gorsze jest to, co jest trafne i absolutnie dok�adne i co w ko�cu niweczy ka�d� niespodziank�. Wie pan, kiedy�, przed dawnymi, bardzo dawnymi laty przyja�ni�em si� z takim jednym koleg�, medykiem, razem uczyli�my si�, razem zdawali�my egzaminy, no i pewnego razu zdecydowali�my, �e razem wyruszymy na w�dr�wk� po Karkonoszach. M�j szanowny kolega mia� na brzuchu w przezroczystym mapniku map� turystyczn� i ci�gle mnie poucza�: � Pos�uchaj, Jurek, tam, za tym zakr�tem drogi, b�dzie m�yn, a nad nim trzy domki na zboczu. Nie, przepraszam, cztery domki. Wydawa�o mi si�, �e ten czwarty to rezultat trawienia jakiej� muszki. A po chwili: � A teraz uwa�aj: jeszcze mniej wi�cej sto metr�w i znajdziemy si� ko�o le�nicz�wki. I tak dalej, i dalej. Wytrzyma�em to z Jilemnic do Witkowa, ale tu� za Witkowem tygrysim susem przeskoczy�em r�w i znikn��em w lesie. Od�a�owa�em wsp�lne p�to kie�basy, ale za to potem maszerowa�em sobie weso�o i pozwala�em si� zaskakiwa�, no i by�a to � kr�tko m�wi�c � przygoda, a nie jazda wzd�u� wytyczonej chor�giewkami i z g�ry znanej trasy. Dlaczego to m�wi�? Ano dlatego, �e wszystko, co podczas startu i po starcie �Ridera" prze�ywali�my, zna pan ju� z pewno�ci� doskonale, tak jak zna to ka�dy ch�opak, kt�ry raz na jaki� czas pozwoli sobie na fantastyczno-nauko-w� lektur� � a kt�ry� to ch�opak sobie nie pozwala, niech pan sam powie, redaktorze? Napije si� pan kawy? �wietnie. Ja te�. A wi�c te pierwsze minuty by�y zupe�nie przepisowe, ��cznie z przeci��eniem, uczuciem ucisku ko�o serca i w �o��dku i tak dalej, i dalej; wyj�tek stanowi� fakt, �e kabina �Ridera" podczas przelotu przez atmosfer� ziemsk� wype�niona by�a dwutlenkiem w�gla, tak �e musieli�my siedzie� w skafandrach. Nie mogli�my nawet spojrzeniem po�egna� si� z nasz� macierzyst� planet� w og�le, a z kilkoma bunkrami woko�o boosteru, gdzie znajdowali si� Alena, Bjelke, Leif i pozostali przyjaciele, w szczeg�lno�ci. Dwutlenek w�gla stanowi� jak- by doskonalsz� namiastk� formu�y zakazu palenia roz- b�yskuj�cej w startuj�cych samolotach. My, oczywi�cie, o paleniu nie mogli�my nawet marzy� � ale i tak te pierwsze i ostatnie odcinki lotu przez atmosfer� s� pono� najwi�kszym problemem. K�tem oka dostrzeg�em za iluminatorami �Ridera" znane �robaczki �wi�toja�skie", iskierki, od�amki roztopionego i roz�arzonego p�aszcza rakiety. Wygl�da�y zupe�nie tak jak iskry z paleniska lokomotywy podczas jazdy noc�. Po- wierzchnia os�ony �Ridera" by�a rozpalona do czerwono�ci, tak mnie przynajmniej poucza� kiedy� Mac Mac Mac � i niebezpiecze�stwo po�aru w kabinie w�a�nie w tej chwili najwi�ksze. No i siedzieli�my sobie pi�knie niczym kokoszki w kojcu, z r�koma i nogami ci�kimi jak z o�owiu. McLaughin trzyma� wprawdzie palce na guziczkach i d�wigniach r�cznego sterowania, ale chyba tylko z poczucia obowi�zku i odpowiedzialno�ci � a� do ostatecznego bowiem wprowadzenia na orbit� wok�ziemsk� kierowa�o �Riderem" centrum obliczeniowo-dyspozy-cyjne na Cap Kennedy na sp�k� z Bajkonurem. �ywi� brzydkie podejrzenie, �e w wypadku jakiego� nieszcz�cia jeszcze w atmosferze Mac McLaughin tak czy inaczej nie na wiele by si� przyda�. W jednym tylko punkcie, panie redaktorze, powie�ci fantastyczno-naukowe niew�tpliwie k�ami�, tak �e a� si� im z liter i rozdzia��w kurzy; a mianowicie w�wczas, kiedy popuszczaj� wodze fantazji i z rozkosz� opisuj�, w jakim bajecznym komforcie, niemal jak z Tysi�ca i Jednej Nocy, sp�dzaj� kosmonauci najnud- niejszy okres wype�niania obowi�zk�w, to znaczy podr� tam i z powrotem. Ha! ha! ha! � prosz� pozwoli� mi za�mia� si� straszliwie. Nie ma mowy o salach gimnastycznych i basenach, i bibliotekach! Nie ma mowy o specjalistach, kt�rzy na ka�de ��danie potrafi� wyczarowa� dowolny krajobraz i przepi�kne widoki! Nie ma mowy o windach ��cz�cych poszczeg�lne kondygnacje rakiety! �Rider" mia� rozmiary ma�ego autobusu albo raczej czego� po�redniego mi�dzy ma�ym autobusem a mikrobusem. To, szanowny panie redaktorze, m�wi wszystko! I prosz� napisa� w swojej ksi��ce, je�li ju� za wszelk� cen� chce j� pan wyda�, to mianowicie: zasadniczym problemem podr�y kosmicznych na dalekich dystansach nie jest ju� dzi� technika, ale ludzie i ich wzajemne stosunki, kt�re podczas wielu miesi�cy podr�y w bardzo ciasnym pomieszczeniu nie mog� tak si� rozsypa�, by zagrozi� wynikowi kosztownej i pracoch�onnej ekspedycji. Planetoloty z �azienkami i bie�niami, z bibliotekami i ogrodami zoologicznymi dla rozrywki �zdobywc�w wszech�wiata", jak z upodobaniem nazywa si� kosmonaut�w, to � prosz� mi wybaczy� � idiotyzm. Ludzie, kt�rym w ci�gu kilku miesi�cy podr�y niezb�dne s� takie figliki, powinni i musz� siedzie� w domu. I basta! Ka�da dodatkowa tona wagi kabiny oznacza dalsze kilka milion�w dolar�w czy rubli, kt�re w ko�cu kto� musi zap�aci� � i tak prawdopodobnie b�dzie jeszcze d�ugo, bardzo d�ugo, nawet gdy rakiety b�dzie nap�dza� energia atomowa, fotony, anihilacja masy czy � cho�by, bo ja wiem � nawet dobre s�owo. Kr�tko m�wi�c: najwa�niejsi s� i b�d� ludzie, kt�rzy widz� dalej ni� czubek w�asnego nosa, w miar� mo�liwo�ci nie przeszkadzaj� sobie nawzajem i nie irytuj� si� wi�cej ni� to niezb�dnie potrzebne. Napisze pan to? Nie zapomni pan? A wi�c dobrze � tu pan ma obiecan� kaw� jako honorarium. W ten spos�b spe�niam warunki umowy, a jednocze�nie udowadniam, �e na chwalebnie znan� kaw�, jak� parzy si� tylko u Kamenik�w, w pe�ni zas�u�y�em. Oczywi�cie, s�owa doktora Kamenika przeczytaliby�cie i bez tej �ap�wki. A to dlatego, �e w poszczeg�lne wywiady stara�em si� w miar� mo�liwo�ci nie ingerowa�, przede wszystkim za� z uwagi na niezwyk�� wa�ko�� tej my�li. W tym wzgl�dzie zgadzam si� z doktorem Kamenikiem co do joty. Przyp. red. Prosz� sobie jednak nie wyobra�a�, �e ca�e wn�trze kabiny �Ridera" s�u�y�o tylko i wy��cznie naszym skromnym osobom. W�wczas czuliby�my si� � jak mawia� nasz pos�ugacz szpitalny, pan Burgrabek � niczym Pan B�g we Francji. Sk�d�e znowu! Wi�ksz� cz�� zajmowa�y zapasy wody i �ywno�ci, przyrz�dy i cz�ci zamienne, mikrofilmy i bro�, o kt�rej � jak s�dz� � wspomnia� ju� Bjelke, i tysi�ce innych rzeczy. Aha, jeszcze jedno: nie mieli�my robot�w7 s�uchaj�cych polece� i wykonuj�cych wszystkie mo�liwe i niemo�liwe prace, podczas gdy kosmonauta kr�ci sobie palcami m�ynka na brzuchu. Niestety, i one na razie nale�� je dynie do �wiata fantazji, ale powiem panu, �e niekiedy cholernie by si� nam przyda�y... Musieli�my pos�ugiwa� si� w�asnymi r�koma. No... ale nie uprzedzajmy wypadk�w. W ko�cu szcz�liwie wydostali�my si� z atmosfery, �robaczki �wi�toja�skie" za iluminatorami poma�u rzed�y, a� wreszcie znikn�y zupe�nie. �Rider" kr��y� wok� Ziemi po elipsie na wysoko�ci mniej wi�cej 300 km. By�o to pierwsze z czterech okr��e�, kt�re mia�y by� rodzajem pr�by generalnej maj�cej wykaza�, czy wszystko jest w nale�ytym porz�dku, czy te� Mac Mac Mac powinien raczej zwr�ci� spiczasty nos � oczywi�cie �Ridera", nie sw�j � w przeciwnym kierunku. Iwan Maksymycz pozwoli� zdj�� he�my skafandr�w � ci�nienie tlenu wyt�oczy�o dwutlenek w�gla, kt�rym dla bezpiecze�stwa wype�niona by�a kabina, i mogli�my przynajmniej podrapa� si� w nos. Nie uwierzy pan, redaktorze, co to za przyjemno��! Podczas czterech okr��e� nic szczeg�lnego si� nie dzia�o, poza tym, �e praktycznie zaznajamiali�my si� ze stanem niewa�ko�ci, �e Fredowi o��wek polecia� pod sufit, tak �e zdenerwowany chwyta� go niczym much�, ale co� takiego przydarzy�o si� ju� � je�li dobrze pami�tam � Gagarinowi, i �e na w�asne oczy przekonali�my si� o widzialno�ci dr�g i �wiate� miejskich na pogr��onej w mroku p�kuli, statk�w na oceanach i innych rzeczy, kt�re ju� przed nami kosmonauci widzieli, a kt�re � bior�c pod uwag� wszelkie teoretyczne przewidywania � nie powinny by� absolutnie dostrzegalne go�ym okiem. No, ja panu tego, redaktorze, nie b�d� wyja�nia�. Jak Boga kochani, nie wiem, jak si� to dzieje. A potem zacz�a si� ju� w�a�ciwa podr� na Marsa. Nie powiem panu o niej nic poza tym, �e trwa�a dobrych par� miesi�cy. Przemiana materii w ka�dym z nas musia�a by� znacznie zwolniona. Z jednej strony oszcz�dzali�my w ten spos�b tlen, wod� i �ywno��, z drugiej za� � zmniejsza�o si� przez to niebezpiecze�stwo choroby popromiennej podczas przelotu przez stref� Longschampsa. Rozdawa�em wi�c najrozmaitsze �rodki uspokajaj�ce i nasenne i drzema�em jak wszyscy pozostali koledzy pr�cz biedaka � albo szcz�cia- �rza, ma pan do wyboru � kt�ry w�a�nie pe�ni� s�u�b� i kt�rego zasadniczym obowi�zkiem w wypadku ja-' kiego� nieszcz�cia w kabinie albo te� na ekranie radaru meteorycznego by�o obudzenie przy pomocy zastrzyku katosilu najpierw McLaughina, po nim Osta-pieriki i trzeciego �pi�cego rycerza. Wypr�bowali�my katosil na ziemi. Wydaje mi si�, �e obudzi�by i doprowadzi� do stanu pe�nej sprawno�ci nawet mumi� Tu-tanchamona. Niekiedy s�ysza�em, jak na s�siednich siedzeniach zmienionych w kuszetki Fred rozmawia z Iwanem Ma- ksymyczem i wprowadza go w rozmaite j�zykoznawcze tajemnice. Jeden zwrot pami�tam, poniewa� odnosi si� do Islandii: �Heimskt er heimaalid barn", czyli �G�upie jest dziecko, kt�re ro�nie w domu". Do zawartej w tym islandzkim przys�owiu rady zastosowali�my si� wi�c w stu procentach. Niekiedy te� czyta�em przez chwil�; na zmian� � pod komend� Ostapienki albo te� naszego kulturysty Freda � gimnastykowali�my si� troch� w miar� mo�liwo�ci i miejsca albo te� s�uchali�my program�w specjalnie dla nas przygotowanych przez kilka rozg�o�ni na Ziemi. Odbi�r by� tak kiepski, �e Iwan Maksymycz dzi�kowa� �za ogromne walory" raczej dlatego, aby nie sprawi� przykro�ci tym gorliwcom, kt�rzy wymy�lali dla nas najrozmaitsze rozrywki: od prastarych anegdot i program�w estradowych a� po koncerty muzyki konkretnej i elektronowej. Jedynie g�os�w najbli�szych, kt�rzy zostali w domu, na Ziemi, s�uchali�my w napi�ciu i cichutko jak myszki, a im bardziej si� oddalali�my i im trudniej je Iwan Maksymycz ��apa�" swoj� kr�tkofal�wk�, tym by�y nam dro�sze. Ale opowiadam tu panu, redaktorze, rzeczy zupe�nie banalne, kt�re pewnie nikogo nie. interesu j �, prawda? Daj� s�owo � nic niezwyk�ego si� nie przydarzy�o! Nie spotkali�my �adnego roju meteoryt�w, chocia� zgodnie z wszelkimi powie�ciowymi regu�ami powinno si� to zdarzy� i os�ona �Ridera" powinna przynajmniej w trzech miejscach zosta� przebita, i kt�ry� z nas z nara�eniem �ycia powinien j� z zewn�trz za�ata� � tylko �e mi�dzy Ziemi� a Marsem tych meteoryt�w jest tyle, ile za grosz uranu, a na domiar z�ego s� tak drobne, �e na tungstenkarbidowej os�onie �Ridera" zo- stawi�yby ledwie dostrzegalne otworki. Nie byli�my przygotowani do igraszek poza kabin� w kosmosie, a je�li nawet, to i tak nie mogliby�my nic zrobi�, chyba tylko zap�aka� nad dziur� w �Riderze" � spawanie bowiem specjalnie prasowanych stop�w za pomoc� na- szych marniuchnych �r�de� energii elektrycznej mo�liwe jest jedynie i wy��cznie w powie�ciach... Od dnia, kiedy sokolooki Fred Sinton stwierdzi�, �e ogieniek Marsa, widoczny w bocznym iluminatorze, jest ju� czerwonaw� tarcz�, nie �wiec�cym wprawdzie, ale ju� do�� jasnym punktem � podr� zacz�a mija� troch� pr�dzej. Oczywi�cie, natychmiast dostrzegli�my 'to wszyscy � obawiam si� jednak, �e pragnienie dodawa�o tu bystro�ci wzrokowi. D�ugotrwa�y stan niewa�ko�ci zaczyna� ju� nam bowiem dzia�a� nie tylko na nerwy � to by jeszcze cz�owiek wytrzyma�. Przede wszystkim jednak � mimo wszelkie �rodki i lekarstwa, kt�rymi zgodnie z zaleceniami �wiatowych powag i specjalnych tablic profesora Tombaugha szpikowa�em su- miennie ka�dego z nas � zacz�� oddzia�ywa� na organ r�wnowagi; dawa�y o sobie zna� dolegliwo�ci �o��dkowe, a od pi�tego miesi�ca podr�y, czyli od momentu, kiedy do celu pozostawa�o jeszcze uczciwe dziesi�� tygodni lotu, r�wnie� choroba skafandrowa. Trzeba by znale�� na ni� jaki� spos�b, redaktorze, tylko nie wiem, jaki, nie wie te� tego �aden z m�drych i brodatych profesor�w medycyny kosmicznej � przynajmniej na razie. Po prostu sk�ra nie wytrzymuje bez odparze� tak d�ugiego hermetycznego zamkni�cia, nawet je�li skafander jest w najbardziej pomys�owy spos�b ogrzewany, wietrzony i suszony. Wiadomo, �e nie sterczeli�my w skafandrach bez przerwy � ale co najmniej przez po�ow� podr�y nie zdejmowali�my ich z siebie. Zgodnie z obowi�zuj�cym bezwzgl�dnie regulaminem pok�adowym dwaj spo�r�d nas musieli by� w sta�ym pogo towiu, w �pe�nym rynsztunku", z he�mami pod r�k�, aby moc je za�o�y� w ci�gu dw�ch-trzech sekund. Pozostali dwaj mogli tymczasem odpoczywa� w fotelach � �w stroju domowym". Tu Iwan Maksymycz nie ust�pi� ani o w�os. A wi�c najpierw wszyscy drapali�my si�, a potem j�czeli�my przy ka�dym ruchu, ja za� prowadzi�em d�ugie i pouczaj�ce rozmowy konsultacyjne z mniej wi�cej po�ow� klinik dermatologicznych na Ziemi, niestety jednak ka�da z nich mia�a na t� spraw� diametralnie r�ny pogl�d. W ko�cu t� nasz� dolegliwo�� leczyli�my na sw�j rozum. Najgorzej nam si� za to dosta�o od Aleny � znajdowali�my si� w�wczas ju� jakie� dziesi�� milion�w kilometr�w od tej kulki, kt�r� ludzie nazywaj� Ziemi�. Zwymy�la�a nas, �e jeste�my jak dzieci i powinni�my przesy�a� na Ziemi� bardziej interesuj�ce informacje ni� to, �e co� nas gdzie� sw�dzi i piecze... Iwan Maksymycz strasznie chichota�, a Fred Sinton o�wiadczy�, �e dopiero teraz rozumie, dlaczego tak si� na Marsa pcha�em. A to dra�! W tym miejscu gwoli uczciwo�ci musz� wspomnie� o pewnej drobnej sprawie. W pierwotnym tek�cie �boczny iluminator", o kt�rym wspomina doktor Kamenik na pocz�tku akapitu, zast�pi�em �przednim iluminato-rem". Statek �Rider" mia� bowiem cztery iluminatory. Przypuszcza�em wiec � zgodnie z naszymi ziemskimi wyobra�eniami � ze cel mo�na osi�gn�� jedynie wtedy, je�li poruszamy si� w jego kierunku, i �e doktor Ka-memk po prostu si� przej�zyczy�. M�j �askawy wsp�pracownik jednak podczas korekty sprowadzi� rzecz do w�a�ciwych wymiar�w i wyja�ni� mi dok�adnie zasady kosmicznej nawigacji, podczas kt�rej dwa cia�a zbli�aj� si� do siebie pod najodpowiedniejszym k�tem. Szybko��, z jak� Mars kr��y wok� S�o�ca, jest taka, �e �Rider" w por�wnaniu z nim jest zwyczajnym �limakiem, no i oczywi�cie o wy�cigach nie ma co my�le�. Dlatego istotnie Mars zjawi� si� w bocznym iluminato-rze. Ofiarny doktor Kamenik udokumentowa� mi ten fakt ca�ym mn�stwem �plan�w lotu" i projekt�w dotarcia do Marsa pocz�wszy od Candera i Cio�kowskiego poprzez Ary Szternfelda a� po trasy obliczone przez nowoczesne maszyny elektronowe. Musz� przyzna�^ �e ani Cander, ani maszyny elektronowe nie by�y tak naiwne jak ja � ale przyzna�em si� ju� do tego, mam wra�enie, we wst�pi�, kiedy to nie rozmijaj�c si� absolutnie z prawd� o�wiadczy�em, �e nie jestem powo�any do fachowych wyja�nie� na temat strefy Long-schampsa. Nic nie poradz�. Tym bardziej wia� staram si� o dok�adno�� powt�rzenia wypowiedzi moich daleko bardziej poinformowanych �ofiar". Przyp. red. i No a potem czerwonawa tarcza Marsa zacz�a si� po- wi�ksza�, tak �e wygl�da�a jak zdj�cie astronomiczne, a wok� niego na czarnym niebie �wieci�y gwiazdy. Widzi pan, o tym jeszcze nie m�wi�em, redaktorze. Wie pan co? Niech pan to sobie gdzie� przeczyta i opisze w tej swojej ksi��ce owe efekty z czarnym niebem i ognistym w�z�em S�o�ca, kt�re wygl�da�o jak ognie sztuczne na Bo�e Narodzenie, oczywi�cie, �e troch� ja�niej, otoczonym strz�pami korony i tak dalej i dalej. I tak to ju� ka�dy czyta� gdzie� co najmniej dziesi�� razy! Wio�nie z tego powodu nie przyj��em propozycji doktora Kamenika. Przyp. red. > W ko�cu zacz�li�my mie� co� do roboty � rzecz jasna �Rider" podczas lotu wype�nia� r�wnie� najrozmaitsze zadania przewidziane w tej cz�ci programu: mierzy� g�sto�� mikrometeoryt�w, promieniowanie kosmiczne i B�g wie co jeszcze, ale by�a to b�d� fuszerka, b�d� te� robi�y to za nas w ca�o�ci urz�dzenia automatyczne, kt�re dane zapisywa�y � co�, co wymaga�o troch� my�lenia, a niekiedy te� wzi�cia rzeczy we w�asne r�ce, oczywi�cie, o ile w kabinie jakie� czynno�ci fiz