807
Szczegóły |
Tytuł |
807 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
807 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 807 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
807 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Erich Fromm Kryzys psychoanalizy
Wst�p
Szkice sk�adaj�ce si� na t� ksi��k�, pisane w odmiennych czasach, mi�dzy rokiem 1932 a 1969, ��czy wsp�lny w�tek; wzajemne oddzia�ywanie czynnik�w psychologicznych i spo�ecznych. Postanowi�em opublikowa� wczesne pisma wydane pierwotnie po niemiecku, gdy� s� do dzisiaj najpe�niejsz�, a zarazem naj�ci�lejsz� prezentacj� podstaw teoretycznych, na kt�rych opar�em p�niejsze prace. Wydaje mi si�, �e te wczesne pisma s� dzisiaj szczeg�lnie aktualne, gdy� poruszaj� temat, kt�ry wsp�cze�nie budzi �ywe dyskusje, zw�aszcza kiedy chodzi o wzajemne odniesienia teorii Marksa i Freuda, dyskusje - obawiam si� - po trosze dyletanckie i myl�ce. Niewiele chcia�bym zmieni� w tych wczesnych pismach, mo�e z wyj�tkiem tego, �e dzisiaj nie si�ga�bym do Freudowskiej kategorii libido, co zreszt� dla istoty wywodu nie ma wi�kszego znaczenia. Opar�em si� pokusie dokonywania zmian, natomiast wskaza�em w przypisach niezgodno�ci mi�dzy tym, co wynika z tekst�w, a moimi obecnymi s�dami; przer�bki polegaj� jedynie na skr�ceniu szkic�w tam, gdzie wydawa�y mi si� przyd�ugie b�d� tam, gdzie chodzi�o o drobiazgi dzi� ju� ma�o zajmuj�ce. Obszerny wst�pny szkic, "Kryzys psychoanalizy", zosta� napisany z my�l� o tym zbiorze (podobnie Wsp�czesno�� i matriarchat oraz Epilog). Po�wi�cony w zasadzie teorii i terapii psychoanalitycznej, jest pr�b� zbadania spo�ecznych uwarunkowa� psychoanalizy, podobnie jak nast�pny, kt�ry dotyczy Freudowskiego modelu cz�owieka. Teksty powstawa�y z rozmaitych powod�w, rozdzia�y r�ni� si� wi�c stylem, a pewne twierdzenia powtarzaj� si�. Mo�na by tego unikn�� i skr�ci� szkice, niszcz�c jednak ich form�. Przyj�ty kszta�t - mam nadziej� - nie razi czytelnika, zw�aszcza �e te powtarzaj�ce si� tu i �wdzie s�dy nie s� identyczne - raz bowiem uwypuklaj� te, raz inne wzgl�dy i dzi�ki temu lepiej obja�niaj� si� nawzajem. Szkic "Kryzys psychoanalizy" jest rekapitulacj� my�li rozwini�tych szerzej w wi�kszym i nie opublikowanym jeszcze studium roboczo nazwanym "Psychoanaliza humanistyczna", do kt�rego powstania przyczyni�o si� stypendium badawcze Research Grant 5 ROIMNH 13144-02, przyznane przez Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego przy U.S Public Health Service. Chcia�bym wyrazi� gor�ce podzi�kowania Josephowi Cunnenowi z domu wydawniczego Holt, Rinehardt i Winston za zrozumienie i daleko id�c� pomoc podczas przygotowywania r�kopisu do druku, a tak�e dr. Jerome'owi Bramsowi za wsparcie, jakim by�y dyskusje o psychologii ego. E.F. Stycze� 1970 I. Kryzys psychoanalizy Wsp�czesna psychoanaliza prze�ywa kryzys, kt�rego zewn�trznym objawem jest spadek liczby student�w wybieraj�cych sta� w instytutach psychoanalitycznych, a tak�e spadek liczby pacjent�w szukaj�cych pomocy psychoanalityka. W ostatnich latach pojawi�y si� terapie konkurencyjne, ich tw�rcy utrzymuj�, �e przynosz� one lepsze rezultaty w znacznie kr�tszym czasie za znacznie mniejsze pieni�dze. Psychoanalityk - kt�rego jeszcze przed dziesi�cioma laty cz�onkowie miejskiej klasy �redniej uwa�ali za wyroczni�, je�eli chodzi o ich duchowe udr�ki - zosta� teraz zepchni�ty do defensywy przez konkuruj�cych z nim psychoterapeut�w i straci� monopol uzdrowiciela. B�dzie nam �atwiej oceni� �w kryzys, gdy we�miemy pod uwag� histori� terapii psychoanalitycznej. Ponad p� wieku temu psychoanaliza stworzy�a now� dziedzin�, a m�wi�c j�zykiem ekonomii - nowy rynek. Wcze�niej psychiatra m�g� si� zaopiekowa� cz�owiekiem, kiedy cz�owiek �w by� albo bardzo chory psychicznie, albo dotkni�ty objawami dojmuj�cymi i degraduj�cymi spo�ecznie. Mniej dotkliwe k�opoty psychiczne uwa�ano za domen� b�d� duchownego, b�d� lekarza domowego, w wi�kszo�ci za� wypadk�w oczekiwano, �e z takimi trudno�ciami cz�owiek b�dzie si� zmaga� sam i - je�eli trzeba - cierpia� bez skargi. Freud, rozpoczynaj�c praktyk� terapeutyczn�, zajmowa� si� pacjentami "chorymi" w tradycyjnym rozumieniu s�owa: byli to ludzie cierpi�cy na skutek pog��biaj�cych si� objaw�w fobii, natr�ctw, histerii, aczkolwiek nie chorzy psychicznie. Potem metoda analityczna powoli zacz�a by� stosowana wobec tych, kt�rych nawet nie uwa�ano za "chorych". Ci "pacjenci" skar�yli si� na niezdolno�� cieszenia si� �yciem, na nieszcz�liwe ma��e�stwa, niesprecyzowane l�ki, bolesne poczucie osamotnienia, na k�opoty z produktywno�ci� w pracy, etc. Te skargi, w przeciwie�stwie do wcze�niejszej praktyki, by�y teraz kwalifikowane jako "choroby", a mia� im zaradzi� nowy "opiekun" - psychoanalityk, kt�rego zadaniem by�o przeciwdzia�anie "trudno�ciom" nie wymagaj�cym, jak dot�d s�dzono, pomocy profesjonalisty. Ta przemiana, kt�ra nie dokona�a si� z dnia na dzie�, w ko�cu sta�a si� bardzo istotnym czynnikiem w �yciu miejskiej klasy �redniej, zw�aszcza w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze niedawno uchodzi�o za "normalne", �e osoba nale��ca do swego rodzaju subkultury miejskiej "ma swego psychoanalityka", a "kozetce" po�wi�cono mn�stwo czasu, jak niegdy� chodzeniu do ko�cio�a czy �wi�tyni. Nietrudno dostrzec powody nag�ego rozkwitu psychoanalizy. W tym stuleciu, w "wieku l�ku", jak w �adnym innym pot�gowa�o si� poczucie samotno�ci i wyizolowania. Upadek religii, ja�owo�� powierzchownie postrzeganej polityki, pojawienie si� ca�kowicie wyobcowanego "cz�owieka zorganizowanego" - pozbawi�y miejsk� klas� �redni� zar�wno uk�adu odniesie�, jak i poczucia bezpiecze�stwa w bezsensownym �wiecie. Wprawdzie nieliczni znajdowali nowe uk�ady odniesienia w surrealizmie, w skrajno�ciach politycznych albo w buddyzmie Zen, jednak rozczarowani libera�owie szukali przewa�nie takiej filozofii, kt�rej wyznawanie nie wymaga�oby zasadniczej zmiany zapatrywa�, a tym samym nie spowodowa�oby by stania si� "innymi" ni� przyjaciele i koledzy. Psychoanaliza zaspokaja�a t� potrzeb�. Je�eli nawet nie udawa�o si� u�mierzy� dolegliwo�ci, to przecie� przynosi�a ulg� mo�liwo�� m�wienia do kogo�, kto cierpliwie s�ucha i lepiej czy gorzej potrafi wsp�czu�. To, �e psychoanalityk s�ucha� za pieni�dze, by�o nieistotnym mankamentem, je�eli w og�le by�o mankamentem, bo w�a�nie fakt p�acenia psychoanalitykowi dowodzi�, �e do terapii nale�y odnosi� si� serio, �e jest ona czym�, co si� liczy i na co mo�na stawia�. Poza tym presti�owa pozycja psychoanalizy wi�za�a si� z ekonomi�: chodzi�o o luksusowy towar. Psychoanalitycy oferowali namiastk� religii, pogl�d�w politycznych i filozofii. Freud rzekomo odkry� wszelkie sekrety �ycia: pod�wiadomo��, kompleks Edypa, powtarzalno�� do�wiadcze� dzieci�stwa przenoszonych na tera�niejszo��: dla cz�owieka, kt�ry to zrozumia� nie by�o ju� tajemnic ani w�tpliwo�ci. Stawa� si� cz�onkiem swego rodzaju ezoterycznej sekty, kt�rej kap�anem jest psychoanalityk: �w cz�owiek, trawi�c czas na kozetce, nie czu� si� ju� tak zdezorientowany ani samotny. * Fromm konsekwentnie u�ywa terminu unconsciousness oraz pochodnych. tak�e polscy psychoanalitycy "pod�wiadomo��" zast�puj� dzisiaj "nie�wiadomo�ci�". Jednak nazwa "pod�wiadomo��" solidnie zakorzeni�a si� w polszczy�nie i jednoznacznie odnosi si� do psychiki. Ka�dy wyb�r jest tu u�omny. "Pod�wiadomo��" razi profesjonalist�w, a "nie�wiadomo��" mo�e wprowadzi� w b��d tych czytelnik�w, kt�rzy z psychologi� nie maj� do czynienia zawodowo (przyp. t�um.). Sprawdza si� to zw�aszcza w odniesieniu do tych, kt�rym doskwieraj� nie jakie� okre�lone objawy, ale og�lne przygn�bienie. Oni w�a�nie, chc�c zmieni� si� w jaki� sensowny spos�b, musieli zdoby� si� na wyobra�enie cz�owieka niewyobcowanego, a tym samym wyobra�enie �ycia skoncentrowanego raczej wok� tego, �eby by� ni� �eby mie� lub u�ywa�. Takie za� wyobra�enie wymaga�o radykalnej krytyki ich w�asnego spo�ecze�stwa, jego jawnych a zw�aszcza ukrytych, norm i prawide�: wobec tego wymaga�o odwagi koniecznej do przeci�cia wielu wygodnych i asekuruj�cych wi�zi i znalezienia si� w�r�d mniejszo�ci: a wobec tego wymaga�o mno�enia si� psychoanalityk�w, kt�rzy nie tkwi� w duchowym i cz�sto psychologicznym zam�cie zautomatyzowanego, przemys�owego �ycia. Cz�sto mo�na by�o dostrzec "d�entelme�sk� umow�" mi�dzy pacjentem a psychoanalitykiem: �aden z nich nie mia� ochoty wstrz�s wynikaj�cy z gruntownie nowego do�wiadczenia; obu wystarcza�y drobne "korekty" i obaj byli pod�wiadomie wdzi�czni sobie za nie ujawnianie pod�wiadomych "knowa�" (u�ywaj�c okre�lenia R.D. Lainga). P�ki pacjent przychodzi i p�aci, a psychoanalityk s�ucha i "interpretuje", p�ty regu�y gry pozostaj� nietkni�te, sama za� gra sprawia przyjemno�� obu stronom. Wi�cej, odwiedzanie psychoanalityka s�u�y�o cz�sto uchylaniu si� od budz�cych trwog� a nieuniknionych okoliczno�ci �ycia, od konieczno�ci podejmowania decyzji i ryzyka. W sytuacji kiedy nie spos�b uchyli� si� od decyzji trudnej czy nawet tragicznej, cz�owiek uzale�niony od psychoanalizy przekszta�ca� konflikt realny w "neurotyczny", kt�ry wymaga� "dalszego analizowania", czasem a� do momentu, w kt�rym przestawa�a istnie� sytuacja wymagaj�ca decydowania. Stanowczo zbyt cz�sto ani pacjenci nie stanowili wyzwania dla psychoanalityka, ani psychoanalityk dla pacjent�w. Ci, kt�rzy uczestniczyli w "d�entelme�skiej umowie" nawet pod�wiadomie nie chcieli by� �adnym wyzwaniem, gdy� g�adko p�yn�cej ��dki ich "spokojnej" egzystencji nic nie powinno narazi� na ko�ysanie. W dodatku, poniewa� psychoanalitycy coraz cz�ciej uwa�ali nat�ok pacjent�w za oczywisto��, przeto wielu z nich zacz�o sk�ania� si� ku lenistwu i wierze w rynkowe mniemanie, �e skoro ich "warto�� rynkowa" jest wysoka, to r�wnie wysoka musi by� "warto�� u�ytkowa". Wielu z nich, wspieranych przez Mi�dzynarodowe Towarzystwo Psychoanalityczne - pot�n� i presti�ow� organizacj�, wierzy�o, �e poddanie si� rytua�owi, od immatrykulacji po wr�czenie dyplomu, sprawi�o, i� posiedli "prawd�". W �wiecie, w kt�rym gwarancj� prawdy jest wielko�� i pot�ga organizacji, po prostu trzymali si� przyj�tych regu�. Czy �w spis sugeruje, �e psychoanaliza nie przynios�a ludziom �adnych istotnych zmian? �e by�a raczej celem ni� �rodkiem do celu? W �adnym wypadku. By�a tu mowa o nadu�ywaniu psychoanalitycznej terapii przez niekt�rych lekarzy i niekt�rych pacjent�w, a nie o powa�nej dzia�alno�ci innych ani o ich osi�gni�ciach. Przeciwnie, �atwe negowanie terapeutycznych sukces�w psychoanalizy ,ile raczej �wiadczy o tym, �e modnym autorom trudno ogarn�� z�o�one zagadnienia zwi�zane z psychoanaliz�. Krytyczne s�dy ludzi, kt�rzy w tej dziedzinie maj� do�wiadczenia skromne lub �adne, niewiele wa�� w konfrontacji ze �wiadectwami psychoanalityk�w mog�cych wskaza� - i to w znacznej liczbie - ludzi uwolnionych ju� od gn�bi�cych ich przedtem zaburze�. Wielu pacjent�w zazna�o nowego przyp�ywu si� i rado�ci �ycia, i w�a�nie psychoanaliza doprowadzi�a do tych zmian. Rzecz jasna byli tacy pacjenci, kt�rym nie uda�o si� pom�c, byli te� tacy, u kt�rych nast�pi�a poprawa bezsporna, lecz ograniczona: nie b�dziemy jednak zg��bia� tutaj statystyki psychoanalitycznych sukces�w leczniczych. Nic w tym dziwnego, �e wielu ludzi ch�tnie uwierzy�o zapewnieniom, i� s� szybsze i ta�sze sposoby "kuracji". Psychoanaliza otworzy�a widoki na to, �e czyjej� niedoli mo�e ul�y� profesjonalista. Zmiana stylu leczenia zmierzaj�ca ku wi�kszej "wydajno�ci", przy�pieszeniu tempa 1, (*) (Por. Aniceto Aramoni, Nowa Analiza? Referat odczytany w Trzecim Forum Psychoanalitycznym w Meksyku w roku 1969 (uka�e si� w: "Revista de Psychoanalisis, Psiquiatria y Psicologia", Mexico). (*) ku "aktywno�ci grupowej", a tak�e rozpowszechnienie si� zapotrzebowania na "terapi�" w�r�d ludzi, kt�rych dochody nie pozwala�y na wyd�u�aj�ce si�, codzienne seanse - wszystko to spowodowa�o, �e nowe terapie w spos�b nieunikniony wyda�y si� bardzo atrakcyjne i odci�gn�y od psychoanalizy wielu potencjalnych pacjent�w 2. (*) (Wynalezienie terapii grupowej, bez wzgl�du na jej lecznicze zalety (kt�rych nie mog� nale�ycie oceni� ze wzgl�du na brak osobistego do�wiadczenia), zaspokoi�o popyt na ta�sz� terapi� i wyposa�y�o terapi� psychoanalityczn� w dodatkowe zaplecze. Dzisiaj natomiast grupowe treningi wra�liwo�ci w przyst�pny spos�b zaspokajaj� potrzeb� zamiany pewnego rodzaju terapii w element kultury masowej). (*) Jak dot�d poruszy�em tylko najbardziej oczywiste i powierzchowne przyczyny wsp�czesnego kryzysu psychoanalizy, mianowicie z�y u�ytek, jaki czyni z psychoanalizy spora liczba terapeut�w i pacjent�w. By prze�ama� kryzys, przynajmniej na tym poziomie, wystarczy�oby tylko domaga� si� staranniejszego doboru zar�wno lecz�cych, jak i leczonych. Nasuwa si� jednak nieuniknione pytanie: jak mog�o doj�� do nadu�ycia? Pr�bowa�em na nie odpowiedzie� w bardzo ograniczonym zakresie: na pe�n� odpowied� mo�emy liczy� dopiero wtedy, kiedy oderwiemy si� od zewn�trznych objaw�w i zajmiemy si� g��bszym kryzysem, dotycz�cym istoty psychoanalizy. Jakie s� jego przyczyny? Moim zdaniem g��wny pow�d polega na przemianie psychoanalizy, kt�ra by�a teori� radykaln�, a sta�a si� konformistyczna. Pocz�tkowo psychoanaliza by�a teori� opart� na dociekliwo�ci, przenikliw� i wyzwalaj�c� - w�a�nie radykaln�. Z wolna jednak traci�a ten charakter, popad�a w zast�j, nie rozwin�a si� i nie poszuka�a odpowiedzi na zmienion� sytuacj�, w jakiej ludzie znale�li si� po pierwszej wojnie �wiatowej. Zamiast tego stoczy�a si� w konformizm i zabieganie o szacunek. Najbardziej tw�rczym i najbardziej radykalnym osi�gni�ciem teorii Freuda by�o po�o�enie fundamentu pod "wiedz� o irracjonalno�ci", s�owem nauka o pod�wiadomo�ci. By�a to - jak uwa�a� Freud - kontynuacja prac Kopernika i Darwina (a ja doda�bym jeszcze Marksa), poniewa� ci uczeni zaatakowali ludzkie z�udzenia co do miejsca zajmowanego przez ich planet� we wszech�wiecie oraz przez nich samych w przyrodzie i w spo�ecze�stwie, a Freud zaatakowa� ostatni� i nie tkni�t� jeszcze twierdz� - �wiadomo�� cz�owieka, pojmowan� jako podstawowy i ostateczny punkt odniesie� dozna� psychicznych. Freud wykaza�, �e wi�kszo�� tego, czego jeste�my �wiadomi - realnie nie istnieje. Idealistyczna filozofia i tradycyjna psychologia spotka�y si� z frontalnym wyzwaniem, postawiony te� zosta� kolejny krok ku wiedzy o tym, czym jest "rzeczywista rzeczywisto��" (Zasadniczy krok w tym samym kierunku poczyni�a tak�e fizyka teoretyczna, kwestionuj�c inne pewniki dotycz�ce natury rzeczy). Freud nie stwierdzi� po prostu, �e w og�le istniej� pod�wiadome procesy (to zrobili przed nim ju� inni), lecz wykaza� do�wiadczalnie, jak one funkcjonuj�, zademonstrowa�, jak przejawiaj� si� w konkretnych, dostrzegalnych zjawiskach: w nerwicach, w snach, w drobnych codziennych czynno�ciach. Je�eli chodzi o wiedz� o cz�owieku, a tak�e o zdolno�� rozr�niania w ludzkim zachowaniu pozor�w od prawdy, to teoria pod�wiadomo�ci jest jednym z osi�gni�� zasadniczych. W rezultacie nada�a ona nowy wymiar poj�ciu uczciwo�ci 3, (*) (Przypis na ko�cu rozdzia�u) tworz�c tym samym now� podstaw� krytycznego my�lenia. Przed Freudem uwa�ano, �e wystarczy zna� �wiadome intencje cz�owieka, �eby oceni� jego szczero��. Po Freudzie to ju� by�o za ma�o: w gruncie rzeczy niewiele. Poza �wiadomo�ci� czai�a si� rzeczywisto�� utajona - pod�wiadomo��: klucz do prawdziwych intencji cz�owieka. Analizowanie postaci (lub zbadanie jej zachowa� z psychoanalitycznego punktu widzenia) sprawi�o, �e konwencjonalny wizerunek mieszcza�skiej (b�d� innej) "przyzwoito�ci", wraz z jej hipokryzj� i nieprawo�ci�, w�a�ciwie zatrz�s� si� w posadach. Cz�owiekowi ju� nie wystarcza�o usprawiedliwienie w�asnych poczyna� dobrymi intencjami 4. (*) (Marksowskie poj�cie "ideologii" ma to samo znaczenie co Freudowska "racjonalizacja", chocia� Marks nie pr�bowa� bada� psychologicznego mechanizmu represyjno�ci. (Por. E. Fromm, "Beyond the Chains of illusion", Trident Press and Pocket Books, Nowy Jork 1962) (*) Owe dobre intencje, je�eli nawet by�y subiektywnie najzupe�niej szczere, podlega�y dalszemu starannemu badaniu: wobec ka�dej kierowane by�o pytanie: "co si� za tym kryje?", lub jeszcze lepiej: "kim jeste�, ty ukryty za tob�"? Bo w gruncie rzeczy Freud umo�liwi� zbli�enie si� do pytania "kim jeste� i kim ja jestem?", wyprowadzonego z ducha nowej rzeczywisto�ci. Freudowsk� teori� przenika jednak g��boko si�gaj�c� dwoisto�� 5. (*) (Bardziej szczeg�owo analizuj� to zagadnienie w rozdziale 2) (*) Freud, otwieraj�c drog� do zrozumienia "fa�szywej �wiadomo�ci" i ludzkiego samozak�amania, by� radykalnym (chocia� nie rewolucyjnym) my�licielem, kt�ry poszerzy� o pewien obszar granice, w jakich tkwi�o jego spo�ecze�stwo. By� w pewnej mierze krytykiem spo�ecznym, zw�aszcza w Przysz�o�ci z�udzenia. A jednocze�nie wyrasta� z uprzedze� i filozofii swojej klasy i okresu historycznego. W uj�ciu Freuda pod�wiadomo�� by�a przede wszystkim siedzib� t�umionej seksualno�ci, a odniesieniem dla "uczciwo�ci" by�y g��wnie perypetie z libido w dzieci�stwie: Freudowska krytyka spo�eczna ogranicza�a si� do represywno�ci seksualnej spo�ecze�stwa. Freud by� �mia�ym i radykalnym my�licielem, kiedy dokonywa� wielkich odkry�, je�eli jednak chodzi�o o wyci�ganie wniosk�w, to hamowa�a go niezachwiana wiara, �e spo�ecze�stwo, do kt�rego nale�y, aczkolwiek bezspornie niedoskona�e, stanowi najwy�sz� form� ludzkiego rozwoju i �e nie da si� ulepszy� jego zasadniczych cech. Ta sprzeczno��, tkwi�ca w samym Freudzie i jego teorii, nasun�a nast�puj�ce pytanie: kt�ry z aspekt�w rozwin� uczniowie? Czy b�d� pod��a� za tym Freudem, kt�ry kontynuowa� prace Kopernika, Darwina i Marksa, czy te� zadowol� si� tym Freudem, kt�rego my�li oraz odczucia ogranicza�y si� do mieszcza�skiej ideologii i mieszcza�skich do�wiadcze�? Czy zechc� Freudowsk� szczeg�ln� teori� pod�wiadomo�ci, wywiedzion� z seksualno�ci, rozwin�� w teori� og�ln�, kt�rej przedmiotem by�aby pe�nia do�wiadcze� t�umionej, represjonowanej psychiki? Czy doprowadz� szczeg�ln� Freudowsk� figur� wyzwolenia seksualnego do wymiaru figury og�lnego wyzwolenia poprzez poszerzenie obszaru �wiadomo�ci? M�wi�c inaczej i og�lniej: czy rozwin� najt�sze i najbardziej rewolucyjne idee Freuda, czy te� po�o�� nacisk na takie teorie, kt�re naj�atwiej zdo�a sobie przyswoi� spo�ecze�stwo konsumpcyjne? Od Freuda mo�na zmierza� zar�wno w jednym, jak i w drugim kierunku. Jednak jego ortodoksyjni uczniowie wybrali Freuda - reformatora, a nie radyka�a. Nie potrafili rozwin�� teorii Freudowskiej przez wyzwolenie jej zasadniczych odkry� z ciasnych ram narzuconych przez czasy i wype�nienie nimi konstrukcji szerszej i bardziej radykalnej. Wyprzedawali t� aur� radykalizmu, kt�ra przed pierwsz� wojn� �wiatow� spowija�a psychoanaliz�, kiedy rzecz� �mia�� i rewolucyjn� by�o demaskowanie hipokryzji seksualnej. Przewaga uczni�w nastawionych konformistycznie wi�za�a si� cz�ciowo ze szczeg�lnym rysem osobowo�ci Freuda, kt�ry by� nie tylko uczonym i terapeut�, ale i "reformatorem", wierz�cym we w�asn� misj�: stworzenie ruchu s�u��cego zreformowaniu cz�owieka w sferze racjonalno�ci i etyki 6. (*) (Jeszcze w roku 1910 Freud zamy�la� sk�oni� swoich zwolennik�w do wst�powania do Mi�dzynarodowego Bractwa na rzecz Etyki i Kultury, kt�re mia�y przekszta�ci� si� w organizacj� wojuj�cych psychoanalityk�w. Wkr�tce porzuci� ten projekt i zast�pi� go planem za�o�enia Mi�dzynarodowego Towarzystwa Psychoanalityk�w. Por. E. Fromm, "Sigmund Freud's Mission", Harper & Row, Nowy Jork 1959, rozdzia� 8) (*) By� uczonym, ale mimo teoretycznych zainteresowa� nie traci� nigdy z oczu "ruchu" i polityki dotycz�cej tej sprawy. Ludzie, kt�rych uczyni� liderami tego ruchu, w og�le nie byli zdolni do krytyki radykalnej. Freud nie m�g� nie zdawa� sobie z tego sprawy, ale wybra� ich, poniewa� cechowali si� pewn� wybitn� w�a�ciwo�ci� - niekwestionowan� lojalno�ci� wobec Freuda i wobec owego ruchu: i rzeczywi�cie, wielu z nich nabra�o charakterystycznych cech biurokraty zwi�zanego z pierwsz� lepsz� organizacj� polityczn�. Od kiedy ruch zacz�� kontrolowa� zar�wno teori�, jak i praktyk� terapeutyczn�, tego rodzaju wyb�r przyw�dc�w musia� wywrze� znacz�cy wp�yw na rozw�j psychoanalizy. Inni uczniowie odeszli: Jung mi�dzy innymi 7 (*) (Patrz: rozdzia� 2) dlatego, �e by� konserwatywnym romantykiem: Adler, poniewa� by� bardziej powierzchownym, chocia� bardzo utalentowanym racjonalist�. Rank rozwin�� interesuj�ce pogl�dy, zosta� jednak odepchni�ty, w mniejszym chyba stopniu przez dogmatyczn� postaw� Freuda, co raczej na skutek zawi�ci konkurent�w. Ferenczi, mo�e najbardziej kochany spo�r�d uczni�w i najhojniej obdarzony wyobra�ni�, nie maj�cy ambicji "lidera" ani odwagi, by zerwa� z Freudem, zosta� mimo to bezceremonialnie odtr�cony, kiedy pod koniec �ycia dopu�ci� si� odchyle� w paru istotnych punktach. Wilhelm Reich zosta� usuni�ty z organizacji, mimo - a raczej dlatego - �e doprowadzi� Freudowsk� teori� p�ci do ostatecznych konsekwencji: sprawa Reicha jest szczeg�lnie interesuj�cym przyk�adem l�ku psychoanalitycznej biurokracji (w tym wypadku r�wnie� samego Freuda) przez zmian� postawy reformatorskiej na radykaln� w tej w�a�nie dziedzinie, kt�r� Freud uczyni� j�drem swego systemu. Zwyci�zcy walk zaprowadzili na dworze Freuda �cis�� kontrol�, chocia� mi�dzy nimi te� toczy�a si� rywalizacja i r�wnie� odgrywa�a rol� zawi��. Najbardziej drastyczny �lad bitew, jakie toczyli mi�dzy sob� cz�onkowie grupy, mo�na znale�� w "dworskiej biografii" Ernesta Jonesa, w kt�rej autor uzna� dw�ch swoich g��wnych rywali Ferencziego i Ranka, za chorych umys�owo w chwili odej�cia 8. (*) (Por. list Michaela Balinta do redaktora "The International Journal of Psycho - Analysis", t. 34, 1958. Por. r�wnie� moje szczeg�owe roztrz�sania na temat stosunku Freuda do Ferencziego zawarte w "The Dogma of Christ" s. 131 - 147 (Holt, Rinehardt i Winston, Nowy Jork 1963; wydanie polskie "Dogmat Chrystusa", Test, Lublin 1992), a tak�e moje uwagi na temat w "Sigmund Freud's Mission", rozdzia� 6) (*) Najbardziej ortodoksyjni psychoanalitycy pozwalali si� kontrolowa� psychoanalitycznej biurokracji, dostosowali si� do jej regu�, a przynajmniej zapewniali na g�os o lojalno�ci. Niemniej w�r�d tych, kt�rzy byli zwi�zani z organizacj�, znale�li si� i tacy, kt�rzy wnie�li oryginalny i wa�ny wk�ad do teorii i terapii psychoanalitycznej, jak: S. Rado, F. Alexander, Frieda Fromm - Reichman, Balintowie, R. Spitz, E. Erikson i wielu, wielu innych. Jednak zrzeszeni w organizacji psychoanalitycy w przygniataj�cej wi�kszo�ci sk�onni byli dostrzega� tylko to, co chcieli dostrzec (i to czego si� po nich spodziewano, �e dostrzeg�). Za jeden z najbardziej uderzaj�cych niech pos�u�y oczywisty fakt pomijany niemal w ca�ej ortodoksyjnej literaturze psychoanalitycznej, �e ma�e dziecko jest bardzo intensywnie zwi�zane z matk� na d�ugo przed rozwini�ciem si� "kompleksu Edypa" i �e ten pierwotny zwi�zek z matk� jest udzia�em tak ch�opc�w, jak i dziewcz�t. Nieliczni, najbardziej tw�rczy i �miali psychoanalitycy, np. Ferenczi, dostrzegali �w zwi�zek i przedstawiali w opisie klinicznym, kiedy jednak przechodzili na grunt teorii, powtarzali sformu�owania Freuda, nie czyni�c �adnego u�ytku z w�asnych klinicznych obserwacji 9. (*) (John Bowlby w dociekliwej rozprawie "Istota zwi�zku dziecka z matk�" szczeg�owo przedstawi� histori� teorii psychoanalitycznej z uwzgl�dnieniem tego aspektu i zwr�ci� r�wnie� uwag� na sprzeczno�� mi�dzy opisami klinicznymi a teori� w pracach autor�w z kr�gu psychoanalizy. ("The International Journal of Psycho - Analysis", t. 34, 1958, s. 355 - 372). (*) Innym przyk�adem parali�uj�cych skutk�w kontroli biurokratycznej jest jednog�o�na akceptacja za�o�enia, �e kobiety to wykastrowani m�czy�ni, wyra�ana przez niemal wszystkich ortodoksyjnych psychoanalityk�w wbrew oczywistym danym klinicznym i wbrew temu, �e zar�wno dociekania biologiczne, jak i antropologiczne m�wi� co� wr�cz przeciwnego. To samo odnosi si� do roztrz�sa� na temat agresji. P�ki sam Freud po�wi�ca� niewiele uwagi agresywno�ci cz�owieka, p�ty autorzy psychoanalityczni r�wnie� j� lekcewa�yli, ale po odkryciu przez Freuda pop�du �mierci, centralnym tematem sta�a si� destruktywno��. Ju� samo zaakceptowanie poj�cia pop�du �mierci spowodowa�o, �e natrafili na wiele przeszk�d (poniewa� - jak s�dz� - byli zbyt przywi�zani do mechanistycznej teorii instynkt�w, �eby doceni� g��bi� nowej teorii), ale i wtedy pr�bowali dopasowywania, postuluj�c istnienie "pop�du destrukcyjnego" jako przeciwie�stwa pop�du seksualnego: tym samym odrzucali stare przeciwstawienie instynkt�w seksualnego i samozachowawczego, a jednocze�nie pos�ugiwali si� starym poj�ciem instynktu 10. (*) (Przypis na ko�cu rozdzia�u) Z powy�szych uwag mog�oby wynika�, �e Freud ponosi win� za ja�owo�� ortodoksyjnej my�li psychoanalitycznej. Z pewno�ci� by�by to niew�a�ciwy wniosek. W ko�cu nikt nie zmusza� psychoanalityk�w do uleg�o�ci: byli wolni i mogli my�le�, co im si� podoba. W najgorszym razie mogli zosta� wykluczeni z organizacji, zreszt� ci nieliczni, kt�rzy zdobyli si� na "�mia�y" krok nie ponie�li z tego powodu �adnych bolesnych szk�d, je�li pomin�� napi�tnowanie przez biurokracj� odmawiaj�c� im tytu�u psychoanalityka. C� wi�c pow�ci�ga�o ich �mia�o��? By� pewien oczywisty pow�d. System, kt�ry wypracowa� Freud, by� atakowany i o�mieszany przez niemal wszystkich "szacownych" profesjona��w i cz�onk�w akademii, poniewa� �w system narusza� w�wczas liczne tabu i podwa�a� obiegowe s�dy. Wrogo�� otoczenia sprawia�a, �e - psychoanalityk dzia�aj�cy w pojedynk� nie czu� si� bezpiecznie. Mo�na wi�c zrozumie�, �e szuka� oparcia w przynale�no�ci do organizacji, co upewni�o go, �e nie jest osamotniony, �e jest cz�onkiem sekty tocz�cej walk� i �e skrupulatnie przestrzegane pos�usze�stwo wobec organizacji sprawi, �e b�dzie ona go chroni�, kiedy ju� psychoanalityk zostanie przez ni� nale�ycie "namaszczony". By�o te� naturalne, �e wraz z wiar� w organizacj� rozwin�� si� swoisty "kult jednostki". Trzeba wzi�� r�wnie� pod uwag� jeszcze jeden czynnik. Psychoanaliza utrzymywa�a, �e zna rozwi�zanie zagadki ludzkiego umys�u. W rzeczywisto�ci zna�a pewne "odpowiedzi" - je�eli w tej dziedzinie co� takiego w og�le istnieje - dotycz�ce pewnego aspektu zagadki: jednak, zwa�ywszy ogrom problemu, znacznie wi�cej pozostawa�o obszarem wci�� nieznanym. Je�eli jaki� psychoanalityk zdawa� sobie spraw� z fragmentaryczno�ci w�asnej wiedzy - teoretycznej czy terapeutycznej - to musia� si� czu� bardzo niepewnie w sytuacji, w kt�rej nawet to, co wie, jest o�mieszane i odrzucane. Czy wobec tego nie by�o czym� naturalnym, �e podtrzymywa� iluzj�, jakoby Freud posiad� - w zasadzie - ca�� prawd� i wobec tego on sam, w magiczny spos�b, jako cz�onek organizacji, dzieli z Freudem t� w�a�ciwo��? Rzecz jasna, m�g� przyj�� do wiadomo�ci fakt, �e jego wiedza jest cz�stkowa i ma charakter hipotetyczny, ale wymaga�oby to nie tylko sporej niezale�no�ci i odwagi, ale i produktywnego my�lenia. A to z kolei wymaga�oby od ka�dego psychoanalityka raczej zaj�cia dociekliwej postawy badacza ni� profesjonalisty, kt�ry stara si� korzysta� ze swej teorii, �eby zarobi� na �ycie. Naturalnie, ten sam proces, kt�ry tu opisa�em w zwi�zku z ruchem psychoanalitycznym - proces zbiurokratyzowania i wyalienowania my�li - mo�na zaobserwowa� w historii wielu ruch�w politycznych, filozoficznych i religijnych. Stosunkowo rzadko wyst�puje w historii nauki: z drugiej strony, najbardziej tw�rcze idee naukowe grz�z�y i popada�y w zast�j w atmosferze biurokracji i dogmatyzmu 11. (*) (Dobrym przyk�adem na biurokratyczne zniekszta�cenie nauki jest zniekszta�cenie teoretycznych odkry� Marksa przez stalinizm i przej�ciowe zniszczenie nauk genetycznych przez szko�� �ysenki pod rz�dami Stalina). (*) Rozw�j ruchu psychoanalitycznego naszkicowa�em pobie�nie, poniewa� istnieje powa�niejszy, aczkolwiek niedostatecznie rozpoznany, czynnik, z kt�rym kryzys psychoanalizy zrasta si� g��boko 12. (*) (Przypis na ko�cu rozdzia�u) Przedstawiaj�c negatywne skutki wynikaj�ce ze zbiurokratyzowania ruchu psychoanalitycznego, zajmowali�my si� jednym tylko czynnikiem prowadz�cym do kryzysu. Wa�niejsze s� jednak zmiany spo�eczne, kt�re po pierwszej wojnie �wiatowej narasta�y coraz szybciej. O ile z pocz�tkiem stulecia mieszcza�ski liberalizm wci�� zawiera� elementy radykalnej krytyki i reformatorstwa, o tyle trzon klasy �redniej stawa� si� bardziej konserwatywny, w miar� jak stabilizacji systemu zacz�y zagra�a� nowe si�y ekonomiczne i polityczne. Automatyzacja, wy�onienie si� "cz�owieka zorganizowanego" z towarzysz�c� temu utrat� indywidualno�ci, pojawienie si� dyktatur w wa�nych obszarach �wiata, gro�ba wojny nuklearnej - oto - kilka wa�niejszych czynnik�w, kt�re sprawi�y, �e klasa �rednia znalaz�a si� w defensywie. Wi�kszo�� psychoanalityk�w, dziel�c l�ki klasy �redniej, dzieli�a r�wnie� jej defensywn� i ostro�n� postaw�. W odr�nieniu od tej wi�kszo�ci istnia�a niewielka mniejszo�� radykalnie nastawionych psychoanalityk�w - psychoanalityczna "lewica" -kt�rzy starali si� kontynuowa� i rozwija� radykalny system Freuda i zharmonizowa� Freudowskie pogl�dy psychoanalityczne ze spo�ecznymi i psychologicznymi pogl�dami Marksa. Byli w�r�d nich S. Bernfeld i Wilhelm Reich, kt�rzy pr�bowali dokona� syntezy freudyzmu i marksizmu 13. (*) (W p�niejszych latach, przebywaj�c w Stanach Zjednoczonych, Reich ca�kowicie odwr�ci� si� od teorii marksistowskiej i straci� zupe�nie sympati� do socjalizmu, kt�ry uwa�a� za system gorszy od liberalnej polityki Roosevelta i Eisenhovera. (Por. Ilse Reich - Ollendorf, Wilhelm Reich, St. Martin's Press Inc. Nowy Jork 1969) (*) Moje w�asne prace r�wnie� dotycz� tego samego zagadnienia, poczynaj�c od Psychoanalyse und Soziologie (1928) i Das Christusdogma (1930) 14. (*) (Przek�ad angielski: "The Dogma of Christ" (Holt, Rinehardt & Winston Inc., Nowy Jork 1963; wydanie polskie "Dogmat Chrystusa", Test, Lublin 1992); my�li tam zawarte zosta�y rozwini�te w dw�ch tekstach z roku 1932 zamieszczonych w niniejszym tomie jako rozdzia�y 8 i 9). (*) Ju� w nowszych czasach R.D. Laing, jedna z najbardziej oryginalnych i tw�rczych postaci wsp�czesnej psychoanalizy, b�yskotliwie poruszy� zagadnienia psychoanalizy postrzeganej z pozycji radykalnej politycznie ihumanistycznie. R�wnie wa�ny jest wp�yw psychoanalizy na radykaln� awangard� artystyczn� i literack�. Bardzo interesuj�ce jest to, �e radykalne mo�liwo�ci Freuda, generalnie lekcewa�one przez zawodowych psychoanalityk�w, okaza�y si� bardzo atrakcyjne dla radykalnych pr�d�w w zupe�nie innych dziedzinach. �w wp�yw zaznaczy� si� dobitnie zw�aszcza u surrealist�w, ale si� na nich nie ko�czy. R�wnie� w ostatnim dziesi�cioleciu wida�, �e zagadnienia psychoanalizy intensywnie zaprz�taj� wielu filozof�w radykalnych politycznie 15. (*) (Na przyk�ad francuskie pismo "L'Homme et la Societe" (Edition Anthropos) przygotowa�o w roku 1969 specjalne wydanie, kt�rego tematem by�y "Freudo - marksizm i socjologia alienacji"). (*) W osnowie filozofii egzystencjalnej Jeana - Paula Sartre'a mo�na dostrzec bardzo interesuj�ce uj�cia stanowi�ce pod pewnymi wzgl�dami dope�nienie my�li psychoanalitycznej. Poza Sartre'em i Normanem O. Brownem najbardziej znany w tym kr�gu jest Herbert Marcuse, kt�ry swe zainteresowania zwi�zkami Marksa z Freudem dzieli z kilkoma cz�onkami Instytutu Bada� Spo�ecznych we Frankfurcie, z Maxem Horkheimerem i nie�yj�cym ju� Theodorem Adorno. S� jeszcze inni, zw�aszcza marksi�ci i socjali�ci, kt�rzy w ostatnich latach wykazali znaczne zainteresowanie tym zagadnieniem i sporo o nim napisali. Niestety, nowe pi�miennictwo cz�sto niedomaga, poniewa� autorami niejednokrotnie s� "filozofowie psychoanalizy" o niedostatecznej wiedzy klinicznej. �eby zrozumie� Freudowskie teorie, nie trzeba by� psychoanalitykiem, ale nale�y zna� ich kliniczne podstawy: zreszt� niezmiernie �atwo przeinaczy� idee Freuda i nieopatrznie cytowa� go bez wi�kszego sensu, gdy brak wystarczaj�cej wiedzy o ca�ym systemie. Pisarstwo Marcuse'a na temat psychoanalizy, obszerniejsze ni� jakiegokolwiek innego filozofa, to dobry przyk�ad specyficznych przeinacze� narzuconych teorii psychoanalizy przez "filozofi� psychoanalizy". Marcuse zapewnia, �e w swoich pracach" porusza si� wy��cznie w sferze teorii i �e trzyma si� z dala od dyscypliny technicznej, jak� sta�a si� psychoanaliza".Takie o�wiadczenie dezorientuje. Daje do zrozumienia, �e psychoanaliza zosta�a zapocz�tkowana jako system teoretyczny, �eby sta� si� p�niej sta� si� "dyscyplin� techniczn�"; tymczasem - rzecz jasna - podstaw� metapsychologii Freuda by�y jego badania kliniczne. Co Marcuse rozumie przez "dyscyplin� techniczn�"? Niekiedy wydaje si�, �e chodzi mu jedynie o zagadnienia terapii; kiedy indziej u�ywa jednak s�owa "techniczny" w odniesieniu do danych klinicznych, empirycznych. Tymczasem nie da si� obroni� rozdzielenia filozofii oraz teorii analitycznej z jednej strony od psychoanalitycznych danych klinicznych z drugiej, skoro chodzi o nauk�, kt�rej poj�� i teorii nie da si� zrozumie� w oderwaniu od zjawisk klinicznych b�d�cych podstaw� ich rozwoju. Konstruowanie "filozofii psychoanalizy" ignoruj�cej swe w�asne podstawy empiryczne musi prowadzi� nieuchronnie do powa�nych b��d�w w rozumieniu teorii. Powt�rz� jeszcze raz: nie sugeruj� tutaj, �e trzeba by� psychoanalitykiem czy chocia�by podda� si� psychoanalizie, �eby dyskutowa� na jej temat. Je�eli jednak chce si� zrozumie� zagadnienia psychoanalityczne, to nale�y wykaza� pewne zainteresowanie danymi empirycznymi dotycz�cymi jednostek b�d� zbiorowo�ci i mie� pewne przygotowanie w tej mierze. Marcuse i inni uparcie pos�uguj� si� takimi poj�ciami, jak regresja, narcyzm, perswazje etc. tkwi�c w �wiecie spekulacji najzupe�niej abstrakcyjnych: korzystaj� z "wolno�ci" w tworzeniu konstrukcji tyle� precyzyjnych, co fantastycznych, poniewa� brak im wiedzy empirycznej, kt�ra mog�aby by� sprawdzianem tych konstrukcji. Niestety, wielu czytelnik�w czerpie wiedz� o Freudzie w taki w�a�nie wypaczony spos�b, nie m�wi�c ju� o powa�nych szkodach, kt�re zawsze wyrz�dza kontakt z my�lowym nie�adem. Brak miejsca nie pozwala wda� si� tu w obszern� dyskusj� o takich pracach Marcuse'a wi���cych si� z psychoanaliz�, jak Eros and Civilization, Cz�owiek jednowymiarowy (One - dimensional Man) i An Essay on Liberation 16. (*) (Herbert Marcuse, "Eros and Civilization" Beacon Press, Boston 1967 przek�ad polski "Cz�owiek jednowymiarowy", Warszawa 1991); "An Essay on Liberation" (Beacon Press, Boston 1968). W ostatniej pracy Marcuse zmieni� wcze�niejsze s�dy i w��czy� do niej inne, niegdy� ostro przez siebie krytykowane, czego jednak nie zaznaczy� otwarcie). (*) Ogranicz� si� do kilku uwag. Przede wszystkim Marcuse, a jest to autor poczytny, pope�nia elementarne b��dy, przedstawiaj�c Freudowskie poj�cia. Na przyk�ad: Marcuse myli Freudowsk� "zasad� rzeczywisto�ci" z "zasad� przyjemno�ci" (aczkolwiek w pewnym punkcie wymienia w�a�ciwy cytat), przyjmuj�c, �e jest kilka "zasad rzeczywisto�ci" i stanowczo twierdz�c, �e cywilizacj� Zachodu rz�dzi jedna z nich, mianowicie "zasada wykonywania". Czy�by Marcuse pope�nia� rozpowszechniony b��d i uwa�a� "zasad� przyjemno�ci"za zwi�zan� z norm� hedonistyczn�, m�wi�c�, �e celem �ycia jest przyjemno��, a "zasad� rzeczywisto�ci" za zwi�zan� ze spo�eczn� norm� m�wi�c�, �e ludzkie d��enia winny kierowa� si� ku pracy i poczuciu obowi�zku? Rzecz jasna Freud niczego podobnego nie mia� na my�li: dla Freuda zasada rzeczywisto�ci by�a "modyfikacj�" zasady przyjemno�ci, a nie jej przeciwstawieniem. Freudowskie poj�cie nazwane zasad� rzeczywisto�ci polega na tym, �e w ka�dej istocie ludzkiej tkwi zdolno�� postrzegania rzeczywisto�ci i sk�onno�� do zabezpieczania si� przed szkodami, kt�re mo�e spowodowa� nie kontrolowane zaspokajanie instynkt�w. Owa zasada rzeczywisto�ci to co� zupe�nie innego ni� normy danej struktury spo�ecznej: jaka� spo�eczno�� mo�e bardzo surowo cenzurowa� pragnienia i fantazje seksualne, a wtedy zasada rzeczywisto�ci, sk�aniaj�c dan� osob� do chronienia si� przed samozniszczeniem, naka�e jej t�umi� w�a�nie takie fantazje. Normy innej spo�eczno�ci mog� by� odwrotne i w�wczas brak jest powodu, dla kt�rego zasada rzeczywisto�ci mia�aby skutkowa� t�umieniem seksualno�ci. "Zasada rzeczywisto�ci" w znaczeniu Freudowskim jest w obu wypadkach ta sama; inna jest tylko struktura spo�eczna i to, co nazwa�em "charakterem spo�ecznym" danej kultury i klasy. (Na przyk�ad spo�eczno�� wojownik�w wytworzy taki charakter spo�eczny, w kt�rym wspierane b�d� pop�dy agresywne, a t�umione pragnienia wsp�czucia i mi�o�ci; w spo�eczno�ci pokojowej, opartej na wsp�dzia�aniu, b�dzie na odwr�t. Inny przyk�ad; w dziewi�tnastowiecznym zachodnim spo�ecze�stwie klasy �redniej t�umione by�y d��enia do przyjemno�ci i u�ycia, natomiast te, kt�re sprzyja�y chomikowaniu, a wi�c zmniejszeniu konsumpcji i radowaniu si� ciu�actwem, by�y wzmacniane; w sto lat p�niej charakter spo�eczny nacechowany jest zami�owaniem do wydawania, a jednocze�nie t�umi on sk�onno�ci do chomikowania i ciu�actwa, jako nie odpowiadaj�ce zapotrzebowaniu spo�ecznemu. W ka�dym spo�ecze�stwie og�lny potencja� ludzkiej energii jest przekszta�cony w potencja� swoisty, kt�ry mo�e zosta� wykorzystany przez spo�ecze�stwo do jego nale�ytego funkcjonowania. Wobec tego to, co jest t�umione, zale�y od tego, jaki spo�ecze�stwo ma charakter, a nie od odmiennych "zasad rzeczywisto�ci". W pismach Marcuse'a w og�le nie pojawia si� jednak poj�cie charakteru w znaczeniu dynamicznym, jakim pos�uguje si� Freud: zapewne dlatego, �e nie jest ono "filozoficzne", lecz empiryczne. R�wnie powa�nego wypaczenia teorii Freuda dopuszcza si� Marcuse, pos�uguj�c si� Freudowskim poj�ciem t�umienia. "Poj�� t�umienie, t�umi�cy w rozumieniu nietechnicznym" - pisze Marcuse - "u�ywa si�, �eby okre�li� zar�wno �wiadome, jak i nie�wiadome, zewn�trzne i wewn�trzne procesy ograniczania, przymuszania i t�umienia" 17 (*) (Herbert Marcuse, "Eros and Civilization", Beacon Press, Boston 1955, s. 8). (*) Jednak g��wn� kategori� systemu Freudowskiego jest "t�umienie" w znaczeniu dynamicznym, mianowicie �e to, co st�umione, nie jest u�wiadomione. Je�eli poj�cia "t�umienia" u�yje si� zar�wno wobec danych �wiadomych, jak i pod�wiadomych, to znika ca�a donios�o�� Freudowskich poj�� zar�wno t�umienia, jak i pod�wiadomo�ci. To prawda, �e s�owo "t�umienie" ma dwa znaczenia. Pierwsze - obiegowe - oznacza dos�ownie t�umi�: czyli gn�bi�, represjonowa�, uciska�, przygniata�; natomiast drugie, u�ywane przez Freuda, psychologiczne (i stosowane w psychologii ju� wcze�niej), oznacza usuni�cie czego� ze �wiadomo�ci. I oba znaczenia nie maj� ze sob� nic wsp�lnego. Bezkrytycznie pos�uguj�c si� poj�ciem t�umienia, Marcuse przek�amuje podstawowe zagadnienie psychoanalizy. Rozgrywa dwojakie znaczenia s�owa "t�umienie", jakby oba znaczenia by�y jednymi - w ten spos�b znaczenie psychoanalityczne przepada, natomiast pojawia si� g�adka formu�a, kt�ra dzi�ki niejednoznaczno�ci s�owa stapia kategorie polityczne i psychologiczne. Innym przyk�adem podej�cia Marcuse'a do poj�� Freudowskich jest teoretyczne zagadnienie konserwatywnej natury Erosa i pop�du �yciowego. Marcuse mocno podkre�la "fakt", �e Freud przypisuje t� sam� konserwatywn� natur� (powracania do wcze�niejszego stadium) zar�wno Erosowi, jak i instynktowi �mierci. Najwyra�niej nie zdaje sobie sprawy, �e Freud po pewnych wahaniach doszed� w "Zarysie psychoanalizy" do przeciwstawnego wniosku, i� Eros nie wykazuje konserwatywnej natury, i przyj�� to stanowisko mimo powa�nych trudno�ci teoretycznych jakie, stwarza�o 18. (*) (Sigmund Freud, "An Outline of Psychoanalysis", (Abriss der Psychoanalise), Standard Edition, The Hogarth Press, London 1938, s. 149.) (*) Je�eli ksi��k� "Eros and Civilization" ogo�ocimy z wielos�owia, to oka�e si�, �e dla nowego cz�owieka w nierepresyjnym spo�ecze�stwie idea�em b�dzie odnowienie seksualno�ci pregenitalnej, zw�aszcza sk�aniaj�cej si� ku sadyzmowi i koprofilii. Wygl�da na to, �e idea�em Marcuse'owskiego "nierepresyjnego spo�ecze�stwa" jest w gruncie rzeczy jaki� infantylny raj, w kt�rym praca zawsze jest zabaw� i gdzie nie ma miejsca na powa�ny konflikt ani na tragedi�. (Marcuse ani razu nie pr�buje rozgry�� problemu, jakim jest konflikt mi�dzy takim idea�em a strukturami zautomatyzowanego przemys�u). �w idea� cofni�cia si� do infantylnej, rz�dzonej przez libido organizacji splata si� z atakiem na fakt, �e seksualizm genitalny zdominowa� pop�dy pregenitalne. �onglerka s�owna prowadzi tu do tego, �e podporz�dkowanie oralnych i analnych pragnie� erotycznych prymatowi genitalno�ci zostaje uto�samione z ma��e�stwem monogamicznym, z rodzin� mieszcza�sk� i wreszcie z regu��, �e genitalna przyjemno�� seksualna jest tylko wtedy dopuszczalna, kiedy s�u�y prokreacji. Atakuj�c "dominacj�" genitaln�, Marcuse pomija oczywisty fakt, �e seksualno�� genitalna nie ogranicza si� w �adnym przypadku do prokreacji; i m�czy�ni, i kobiety zawsze oddawali si� przyjemno�ciom seksu, niekoniecznie ��cz�c je z zamiarem prokreacji, a historia od bardzo dawna zna metody unikania ci��y. Marcuse w�a�ciwie podsuwa tak� my�l: poniewa� perswazje - jak sadyzm czy koprofilia - nie skutkuj� prokreacj�, s� zatem bardziej "wolne" ni� seksualizm genitalny. Marcuse, stosuj�c rewolucyjn� retoryk�, zaciemnia fakt, �e jego postawa ma charakter irracjonalny i antyrewolucyjny. Marcuse'a poci�gaj� - jak niekt�rych awangardowych artyst�w i pisarzy, poczynaj�c od de Sade'a i Marinettiego, a ko�cz�c na wsp�czesnych - infantylne zwr�cenie si� wstecz, perwersje oraz - jak s�dz� - skrycie: destrukcja i nienawi��. Wyra�anie w literaturze i sztuce upadku spo�ecznego b�d� naukowe analizowanie go jest ca�kowicie zasadne; je�eli za� artysta lub pisarz podziela i gloryfikuje chorobliwo�� spo�ecze�stwa, kt�re chce zmieni�, to sam jest zaprzeczeniem rewolucyjno�ci. Jest z tym blisko spokrewniona Marcuse'owska gloryfikacja Narcyza i Orfeusza, natomiast Prometeusz (kt�rego, nawiasem m�wi�c, Marks nazywa� "najwspanialszym ze �wi�tych i m�czennik�w w filozoficznym kalendarzu") zostaje zdegradowany do roli "archetypicznego bohatera zasady rzeczywisto�ci" 19. (*) (Ibid., rozdzia� 8) Orficko - narcystyczne wizje "powierzane s� �wiatu podziemnemu i �mierci". Orfeusz, zgodnie z klasyczn� tradycj�, jest "��czony z wprowadzeniem do homoseksualizmu". Jednak, powiada Marcuse, "Orfeusz, podobnie jak Narcyz, odtr�ca normalnego Erosa nie dla idea�u ascezy, lecz dla Erosa pe�niejszego. Podobnie jak Narcyz, protestuje on przeciw represyjnemu porz�dkowi prokreacyjnej seksualno�ci. Ten orficki i narcystyczny Eros jest zaprzeczeniem tego porz�dku - jest Wielk� Odmow�" 20. (*) (Ibid., s. 171.) Ow� Wielk� Odmow� r�wnie� przedstawiono jako "odmow� oddzielenia si� od przedmiotu (lub podmiotu) po��danego przez libido" 21, (*) (Ibid., s. 170.) w tej ostatniej analizie jest to odmowa dorastania, odmowa oderwania si� w pe�ni od matki i gleby, i odmowa do�wiadczenia pe�nej rado�ci seksualnej (genitalnej, nie za� analnej lub sadystycznej). (Dziwna sprawa, bo wydaje si�, �e w "Cz�owieku jednowymiarowym" Wielka Odmowa ca�kowicie zmieni�a tre��, ale nie ma ani s�owa o tej zmianie; nowe znaczenie polega na odmowie u�ycia poj��, kt�re s� pomostem mi�dzy tera�niejszo�ci� a przysz�o�ci�). Doskonale wiadomo, �e taka my�l jest dok�adn� odwrotno�ci� Freudowskiej koncepcji rozwoju cz�owieka i raczej koresponduje z Freudowsk� koncepcj� nerwicy i psychozy. Idea wyzwolenia od supremacji seksualno�ci genitalnej jest te� - rzecz jasna - najzupe�niej sprzeczna z ide� wyzwolenia seksualnego, kt�r� zaproponowa� Reich, a kt�ra dzisiaj kwitnie w najlepsze. Marcuse pomija fakt, �e dla Freuda ewolucja libido od pierwotnego narcyzmu po poziom oralny, analny a wreszcie genitalny nie jest w istocie spraw� narastaj�cego t�umienia, lecz biologicznym procesem dojrzewania prowadz�cym do nadrz�dnej pozycji seksualno�ci genitalnej. Dla Freuda osoba zdrowa to taka, kt�ra osi�gn�a poziom genitalny i kt�rej stosunek seksualny sprawia przyjemno��; ca�y Freudowski schemat ewolucyjny opiera si� na koncepcji, �e genitalno�� to najwy�szy stopie� rozwoju libido. Nie zarzucam tu Marcuse'owi, �e odst�puje od Freuda. Zarzucam mu wywo�ywanie zam�tu nie tylko na skutek b��dnego stosowania Freudowskich poj��, ale r�wnie� w wyniku stwarzania wra�enia, �e w�a�nie Marcuse reprezentuje freudyzm, co najwy�ej nieznacznie skorygowany. Tymczasem Marcuse konstruuje teori� przeciwstawn� wszystkiemu, co jest istot� my�li Freuda. Osi�ga to, cytuj�c zadania wyrwane z kontekstu lub twierdzenia, z kt�rym Freud z czasem wycofa� si�, b�d� te� przez czyst� nieznajomo�� stanowiska Freuda i tego co ono znaczy. Mniej wi�cej tak samo jak z Freudem, post�puje Marcuse z Marksem. Wprawdzie krytykuje marginesowo Marksa za nie odnalezienie ca�ej prawdy o nowym cz�owieku, jednak stwarza wra�enie, �e bez reszty podziela Marksowskie nastawienie wobec spo�ecze�stwa socjalistycznego. Nigdzie nie komentuje jednak faktu, �e jego w�asny idea� infantylnego nowego cz�owieka jest dok�adnym zaprzeczeniem idea�u Marksowskiego: cz�owieka produktywnego, samodzielnego, zdolnego do mi�o�ci i zainteresowanego wszystkim, co dzieje si� wok�. Nie spos�b wyzby� si� wra�enia, �e Marcuse wykorzystuje popularno�� Freuda i Marksa w�r�d m�odego pokolenia po to, by jego w�asny - antyfreudowski i antymarksowski - wz�r Nowego Cz�owieka wyda� si� bardziej atrakcyjny. Jak to mo�liwe, �e taki uczony humanista jak Marcuse ma przed oczami do tego stopnia zniekszta�cony obraz psychoanalizy? Wydaje mi si�, �e odpowiedzi nale�y szuka� w szczeg�lnego rodzaju korzy�ci jak� Marcuse'owi - podobnie jak niekt�rym innym intelektualistom - podsuwa psychoanaliza. Dla Marcuse'a psychoanaliza nie jest empiryczn� metod� ods�aniania pod�wiadomych pragnie� cz�owieka, ukrytych pod mask� zracjonalizowania, nie jest teori� ad personam, kt�ra ujawnia charakter i r�norakie pod�wiadome motywacje "rozs�dnych" na poz�r dzia�a�. Dla Marcuse'a psychoanaliza jest zbiorem metapsychologicznych spekulacji o �mierci, o instynkcie �ycia infantylnej seksualno�ci, etc. Wielkim osi�gni�ciem Freuda okaza�o si� podj�cie wielu zagadnie� pozostaj�cych przedtem wy��cznie w obr�bie abstrakcyjnego filozofowania i uczynienie ich przedmiotem bada� do�wiadczalnych. Natomiast Marcuse, jak si� wydaje, usi�uje to osi�gni�cie uniewa�ni� i z powrotem zamieni� je w przedmiot filozoficznych spekulacji - w danym wypadku m�tnych. Opr�cz psychoanalityk�w lewicowych oraz wspomnianych ju� cz�onk�w Freudowskiej organizacji, chcia�bym szczeg�lnie zwr�ci� uwag� na czterech psychoanalityk�w, kt�rych dorobek jest bardziej systematyczny i wywar� wi�kszy wp�yw w por�wnaniu z dokonaniami innych. (Pomijam wczesnych dysydent�w, jak Adler, Rank, Jung). Karen Horney pierwsza spr�bowa�a uj�� krytycznie Freudowsk� psychologi� kobiety, p�niej za� - pomijaj�c teori� libido, natomiast podkre�laj�c znaczenie czynnik�w kulturowych - rozwin�a t� pr�b� i doprowadzi�a do wielu p�odnych konstatacji. Harry Stack Sullivan, podobnie jak Horney, uznawa� donios�o�� czynnik�w kulturowych i w swoim uj�ciu psychoanalizy jako teorii "stosunk�w interpersonalnych" r�wnie� odrzuca� teori� libido. O ile jego teoria cz�owieka jest - moim zdaniem - w jaki� spos�b ograniczona faktem, �e tworz�c model cz�owieka odwo�uje si� bez reszty do wsp�czesnego cz�owieka wyalienowanego, o tyle g��wnym osi�gni�ciem Sullivana by�o wnikni�cie w �wiat fantazji i procesy komunikowania si� ci�ko chorych pacjent�w, a zw�aszcza schizofrenik�w 22. (*) (Zazwyczaj Horney, Sullivana i mnie klasyfikuje si� jako "kulturalist�w" lub "neofreudyt�w", jednak trudno tak� klasyfikacj� umotywowa�. Byli�my przyjaci�mi, pracowali�my razem i podzielali�my pewne pogl�dy, zw�aszcza ��czy�o nas krytyczne nastawienie wobec teorii libido: mimo to dziel�ce nas r�nice by�y wi�ksze ni� podobie�stwa, zw�aszcza gdy chodzi o "kulturowy" punkt widzenia. Horney i Sullivan rozpatrywali wzory kulturowe w tradycyjnym, antropologicznym znaczeniu, tymczasem moje podej�cie opiera�o si� na analizie si� ekonomicznych, politycznych i psychologicznych b�d�cych podstaw� spo�ecze�stwa). (*) Erik H. Erikson wni�s� znacz�cy wk�ad w teori� dzieci�stwa oraz teori� spo�ecznego wp�ywu na rozw�j w dzieci�stwie; przyczyni� si� tak�e do rozwini�cia my�li psychoanalitycznej w studium zagadnie� to�samo�ci oraz w psychoanalitycznych biografiach Lutra i Gandhiego. Wydaje mi si� jednak, �e Erikson nie posun�� si� tak daleko, jak by m�g�, gdyby wyci�gn�� bardziej radykalne wnioski z niekt�rych w�asnych odkry�. Melanie Klein i jej szko�a maj� wielkie zas�ugi w zwr�ceniu uwagi na g��bok� irracjonalno�� cz�owieka, gdy� wykazali jej wyra�ne przejawy u ma�ych dzieci. Zdaniem wi�kszo�ci psychoanalityk�w - a tak�e moim - tak dowody, jak i rozumowanie Klein nie s� przekonuj�ce. Teorie jej odegra�y jednak przynajmniej rol� odtrutki wobec tendencji racjonalistycznych, kt�re coraz silniej uwidaczniaj� si� w ruchu psychoanalitycznym. Tendencje konformistyczne w�r�d wi�kszo�ci psychoanalityk�w przejawiaj� si� g��wnie w obr�bie szko�y, kt�rej cechy rozwa�� bardziej szczeg�owo, gdy� zyska�a najwi�kszy presti� i wywiera najwi�kszy wp�yw na ruch psychoanalityczny: chodzi o psychologi� ego. Szko�� t� za�o�y�a i uprawia grupa psychoanalityk�w 23, (*) (Za�o�ycielami szko�y s� H. Hartmann, R.M. Loewenstein, E. Kris. W�r�d innych reprezentant�w psychologii ego znajduj� si� D. Rapaport, B. Gill, G. Klein, R.R. Holt i R.W. White). (*) kt�rzy wsp�pracuj�c ze sob�, rozwin�li system uzupe�niaj�cy klasyczn� teori�, nie kwestionuj�c zarazem jej dotychczasowych osi�gni��. Nazwa "psycholodzy ego" wzi�a si� st�d, �e wspomniani badacze skierowali zainteresowania teoretyczne ku ego, z dala od id, skupiaj�cego dotychczas uwag� systemu Freuda, czyli z dala od irracjonalnych nami�tno�ci, kt�re motywuj�c cz�owieka, kryj� si� jednak w jego pod�wiadomo�ci. Owo zainteresowanie dziedzin� ego ma szacowny rodow�d. Zw�aszcza od kiedy Freudowski podzia� id - ego - super - ego wypar� dawniejsze systemowe przeciwstawienie ucs (od unconscious - t�um.) (pod�wiadomo�ci) i cs (od conscious - t�um.) (�wiadomo�ci), poj�cie ego znalaz�o si� w centrum teorii psychoanalizy. Zmian� terminologii przez Freuda, a do pewnego stopnia tre�ci zagadnienia, sprowokowa�o - mi�dzy innymi - odkrycie pod�wiadomych aspekt�w ego, przez co wcze�niejsze rozgraniczenia musia�y si� wyda� p