7867

Szczegóły
Tytuł 7867
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7867 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7867 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7867 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Howard Phillips Lovecraft Sny (The Dreams) Nie jest umar�ym ten, kt�ry mo�e spoczywa� wiekami, Nawet �mier� mo�e umrze� wraz z dziwnymi eonami. Noc. Czas spokoju i przemocy. Czas snu, z�ych ludzi oraz mocy, kt�re lepiej niech pozostan� nie nazwane. L�k przychodzi o zmroku i odchodzi wraz z pierwszymi promieniami wschodz�cego s�o�ca. Boi si� ka�dy, niezale�nie od tego, co na ten temat m�wi. W ka�dym z nas jest zasiany strach. Strach przed nieznanym, przed przeznaczeniem, przed �mierci�. Czasami zapominamy o nim, a kiedy indziej l�k parali�uje nasze ruchy i my�li. Odbiera swobod� dzia�ania. Wtedy ogarnia nas jedno pragnienie: uciec jak najdalej, uwolni� si� od tego uczucia. A to wszystko dlatego, aby nie odkry�, czego si� boimy. Nikt nie lubi stawa� twarz� w twarz z w�asnymi l�kami i koszmarami. Mog� to by� zwyk�e rzeczy: cie� poruszanej wiatrem zas�ony, obudzony w gnie�dzie ptak, szum wiatru. Lecz s� jeszcze inne przyczyny: nocny krzyk przeszywaj�cy mroczn� cisz�, przyt�umione, powolne kroki dochodz�ce z dachu, d�wi�ki nie daj�ce si� w �aden spos�b przyporz�dkowa� ludziom b�d� zwierz�tom lub te� my�li przywo�uj�ce zdarzenia, o kt�rych chcieliby�my zapomnie�. Ja jednak nie zapomn� tego, co wydarzy�o si� pewnej jesieni. Tych dni nigdy nie uda mi si� wymaza� z pami�ci, a ich cie� wci�� b�dzie pod��a� za mn� a� do �mierci, kt�ra mam nadziej� przyjdzie niebawem i uwolni mnie od tych wspomnie� - na zawsze. Zanim jednak umr�, chcia�bym pozostawi� innym przestrog� przed mocami, z kt�rymi lepiej si� nie zadawa�. Dlatego w�a�nie spisuj� to, co mi si� przydarzy�o... * Z notatek... Wszystko zacz�o si� pewnej deszczowej nocy. Chc�c odpr�y� si� po ca�odziennej pracy, postanowi�em poczyta� przed snem ksi��k�. Wzi��em pierwsz� z brzegu, otworzy�em na �rodku i zag��bi�em si� w lekturze. By�a to praca jakiego� naukowca - czy mo�e raczej szarlatana - traktuj�ca o telepatii, jasnowidzeniu i tym podobnych bzdurach, kt�re uznawa�em za bajki i wytwory chorej wyobra�ni szale�c�w. Co�, czego nie dawa�o si� fizycznie zmierzy�, nie istnia�o dla mnie. Rozdzia�, kt�ry zacz��em czyta�, m�wi� o powi�zaniach snu ze �wiatem realnym: jasnowidzenie �ni�cych, przekazy my�li, odwiedzanie we �nie odleg�ych miejsc. Po kilku minutach wywody te zacz�y mnie nudzi�, lecz z jakiego� powodu nie od�o�y�em ksi��ki. W ko�cu odnios�em wra�enie, �e znalaz�em to, czego szuka�em. By� to ust�p o wi�zi, jaka podobno ��czy ludzi �ni�cych ze �wiatem zmar�ych; o tym, �e ci, kt�rzy odeszli, mog� dzi�ki naszym snom przekazywa� �ywym wiadomo�ci. S� to najcz�ciej ostrze�enia przed prowadzeniem z�ego stylu �ycia, konieczno�ci ustatkowania si� i tak dalej. Czasami, wed�ug autora, zmarli prosz� nas o pomoc w sprawach, w kt�rych sami nie mog� sobie poradzi�, np.: oczyszczenie z nies�usznie postawionych zarzut�w, sp�at� d�ugu lub zmian� miejsca poch�wku. Kiedy tylko przeczyta�em ten fragment, poczu�em ogarniaj�c� mnie senno��. Zgasi�em �wiat�o i pogr��y�em si� w cichej, spokojnej ciemno�ci. Zazwyczaj nie miewam sn�w. Lub te� po prostu nie pami�tam ich. Je�li mam sen, to jego tre�� stanowi� najcz�ciej wspomnienia r�nych sytuacji, w kt�rych si� kiedy� znalaz�em. Zazwyczaj jednak nie �ni�. Ale nie czuj� si� z tego powodu pokrzywdzony, cho� podobno brak marze� sennych cechuje osoby o ma�ej wyobra�ni, kt�re ca�� uwag� po�wi�caj� problemom dnia codziennego. Tym razem by�o inaczej. Gdy tylko wkroczy�em do krainy Morfeusza, zacz��em dostrzega� powoli formuj�ce si� obrazy. Towarzyszy�a temu zjawisku muzyka odgrywana na dzwonach - dziwna i bardzo spokojna ale jednocze�nie ponura, wywo�uj�ca przejmuj�ce uczucie l�ku. Ja sam wchodzi�em po wysokich, skrzypi�cych, drewnianych schodach, coraz bardziej zbli�aj�c si� do wiruj�cych barwnych plam, powoli formuj�cych rozmazane kszta�ty ponad moj� g�ow�. Kiedy dotar�em na szczyt schod�w, plamy zacz�y traci� kolory, stawa�y si� mroczne, ciemnia�y, lecz wci�� mog�em rozr�ni� pojedyncze barwy. ��czenie si� plam i przyjmowanie przez nie jednej formy zacz�o przebiega� teraz szybciej. Jednak co chwil� p�aty czerni - tak, wszystkie kolory przemieni�y si� w g�st�, aksamitna czer� - zlewa�y si� ze sob� tworz�c najr�niejsze kszta�ty, jak gdyby nie mog�y doj�� do zgody, co maj� stworzy�. Ostatecznie u�o�y�y si� w sylwetk� cz�owieka ubranego w d�ugie, pow��czyste szaty. W czasie, gdy ja sta�em na platformie wie�cz�cej schody, on zdawa� si� unosi� w tym, co wype�nia�o krain� snu. Jakby p�yn�� nad mrocznymi chmurami sennych mar. Nie widzia�em jego twarzy, gdy� nie by�o tu �adnego �r�d�a �wiat�a skierowanego na t� tajemnicz� posta�. Kiedy formowanie dobieg�o ko�ca, dzwony zamilk�y. Zapanowa�a cisza zwiastuj�ca oczekiwanie... Nagle po mojej prawej stronie pojawi� si� snop �wiat�a, kt�ry zacz�� przybli�a� si� zmierzaj�c do o�wietlenia mrocznej sylwetki stoj�cej naprzeciw mnie. Powoli z mroku zacz�y wy�ania� si� wyra�ne kontury jej stroju. Pierwsze co przysz�o mi do g�owy, gdy zobaczy�em granatow�, si�gaj�c� st�p sylwetki szat�, by�o nieodparte wra�enie, i� osoba ta musi by� jakim� kap�anem. Nie wiem, dlaczego tak pomy�la�em. �wiat�o w dalszym ci�gu ujawnia�o wygl�d nieznajomego. W ko�cu ujrza�em go. Wyra�nie. Zalanego �wiat�em. Ca�ego, za wyj�tkiem twarzy, kt�r� skrywa� cie� rzucony przez naci�gni�ty g��boko na oczy kaptur. Dostrzec mo�na by�o jedynie niewyra�n� lini� ust. Mog�em teraz dok�adnie stwierdzi�, kogo spotka�em w moim �nie: by� to, s�dz�c z budowy cia�a, m�czyzna ubrany w d�ug�, granatow� tunik� przywodz�c� na my�l st�j kap�a�ski. Byli�my mniej wi�cej r�wnego wzrostu. Wyczuwa�em p�yn�c� od niego si��, nie daj�ce si� opisa� uczucie w�asnej wy�szo�ci oraz co� co wywo�ywa�o l�k: pierwotn�, niepoj�t� moc, kt�rej pot�gi umys� ludzki nie by�by w stanie ogarn�� i zrozumie�. Przez jaki� czas stali�my tak na przeciw siebie nie wykonuj�c �adnych ruch�w. W pewnej chwili jego usta rozwar�y si�, jakby w przygotowaniu do wydania jakiego� d�wi�ku. Lecz nic takiego nie nast�pi�o. Usta porusza�y si� powoli, najwyra�niej staraj�c si� przekaza� mi jak�� wiadomo��, lecz �aden d�wi�k nie naruszy� panuj�cej ciszy. Trwa�o to przez jaki� czas - nie wiem dok�adnie ile. Mog�a by� to zar�wno minuta, jak i godzina. Ja sta�em w miejscu niczym zahipnotyzowany i wpatrywa�em si� w stoj�c� przede mn� posta�. Wreszcie "kap�an" najwyra�niej zrezygnowa� z ch�ci porozumienia si� ze mn�, i zacz�� zbiera� si� do odej�cia - po prostu poczynaj�c od st�p zacz�� si� rozmywa�. W tym momencie nast�pi�o co�, czego chyba nie zapomn� do ko�ca, mam nadzieje, �e ju� niezbyt d�ugiego, �ycia. Snop �wiat�a o�wietlaj�cy nas do tej pory z boku, przenikn�� przeze mnie i podp�yn�� do znikaj�cej postaci o�wietlaj�c jej twarz! W trupiobladej po�wiacie bij�cej od tajemniczego reflektora ujrza�em upiorny widok: m�j niedosz�y rozm�wca nie posiada� czego�, co mo�na by nazwa� twarz�! Jej miejsce zajmowa�a czaszka obci�gni�ta cienk�, such� i pomarszczon� sk�r�. Oczodo�y zia�y pustk�, a suche wargi ods�ania�y po��k�e ze staro�ci z�by zaci�ni�te w wiecznym grymasie. Zacz��em krzycze�. W tym w�a�nie momencie obudzi�em si� krzycz�c na ca�y g�os. W panice zacz��em szuka� wy��cznika lampki nocnej. Gdy go znalaz�em, natychmiast wcisn��em, roz�wietlaj�c pok�j jasn� barw� spokojnego, nios�cego wybawienie elektrycznego �wiat�a. Spojrza�em na zegar. By�o dwadzie�cia po czwartej rano. Tej nocy ju� nie zmru�y�em oka. Jak ju� wspomnia�em, niezmiernie rzadko co� mi si� �ni. S� to - o ile uda mi si� je zapami�ta� - sny spokojne, przywo�uj�ce dawne zdarzenia i sytuacje, w kt�rych si� znalaz�em. Koszmar�w za� nie mia�em nigdy. A� do tej pory. Obudziwszy si�, przesiedzia�em na ��ku cztery godziny, staraj�c nie my�le� o tym, co zobaczy�em we �nie. Jednak nie by�o to �atwe. Ci�gle w mych my�lach pojawia�a si� straszna wizja z mego snu: czaszka obci�gni�ta wiekow� sk�r�, twarz pozbawiona oczu, pozbawiona �ycia. A jednak posta�, kt�r� spotka�em we �nie by�a �ywa! Pr�bowa�a co� mi powiedzie�, lecz z jakich� nieznanych mi przyczyn nie mog�a zrealizowa� swoich zamierze�. Nadej�cie dnia powita�em z ulg�. O�wietlony przez pierwsze promienie s�o�ca wpadaj�ce przez okno do mojego pokoju, powoli uspakaja�em si�. Wtedy m�j wzrok pad� na le��c� na pod�odze ksi��k�, kt�r� czyta�em poprzedniego wieczoru. W nocy musia�a spa�� z ��ka. Podnios�em j�. By�a otwarta na rozdziale dotycz�cym koszmar�w sennych i ich zwi�zku z osobistymi l�kami �ni�cego. Zacz�y mi dr�e� r�ce. To ta ksi��ka spowodowa�a moje nocne prze�ycia! - pomy�la�em. Gdybym jej nie czyta�, nie mia�bym najprawdopodobniej �adnego snu. Zdenerwowany poszed�em z ni� do salonu i wrzuci�em do kominka. Cho� w domu by�o ciep�o - rok temu zainstalowano centralne ogrzewanie - rozpali�em ogie� i przez jaki� czas patrzy�em, jak bia�e strony czerniej� w p�omieniach i zamieniaj� si� w popi�. Troch� mi to pomog�o. Nast�pnie zjad�em �niadanie i postanowi�em dla odpr�enia przespacerowa� si� po mie�cie. Jesie� w regionie, w kt�rym mieszkam bywa r�na: mo�e by� ciep�a i sucha, �agodnie przygotowuj�ca nas na przyj�cie zimy, lecz mo�e by� r�wnie� zimna i deszczowa, dzia�aj�ca na wszystkich przygn�biaj�co i zmuszaj�ca do rozmy�la� nad sob�. Taka w�a�nie by�a w tym roku. Zimna, mokra, atakuj�ca wszystkich lodowatym wiatrem, kt�ry przedziera� si� przez najgrubsze nawet ubranie, wywo�uj�c dreszcze. Postawi�em ko�nierz i na�o�y�em kapelusz. Wprawdzie nie pada�o, lecz wia� zimny wiatr, zawodz�cy w szczelinach mur�w i przeciskaj�cy si� przez najlepiej uszczelnione okna. Czu�em , �e niesie on ze sob� jakie� uczucie nieokre�lonego i irracjonalnego niepokoju, lecz przypisa�em to nocnym prze�yciom. Wci�� bowiem by�em wstrz��ni�ty tym, co ujrza�em we �nie. Wyszed�em na ulic� i skierowa�em si� w stron� niewielkiego placyku znajduj�cego si� niedaleko od mojego domu. Lubi�em to miejsce. Tam bowiem znajdowa�o si� kilka sklep�w z ulubionym przedmiotem moich zainteresowa� - ksi��kami. Wok� placyku, na kt�rego �rodku bi�a niewielka fontanna, sta�o sze�� czy siedem sklep�w, z kt�rych cztery sprzedawa�y g��wnie ksi��ki. By�a tam ksi�garnia techniczna zaopatruj�ca przede wszystkim in�ynier�w, ksi�garnia medyczna odwiedzana przez lekarzy i aptekarzy i ksi�garnia "dla wszystkich" sprzedaj�ca ksi��ki o najr�niejszej tematyce - od dzieci�cych, poprzez ksi��ki dla m�odzie�y i literatur� przybli�aj�c� najnowsze osi�gni�cia nauki i techniki, do dzie� autor�w takich jak Homer czy Kartezjusz. Ostatnim z najbardziej interesuj�cych mnie sklep�w by� antykwariat. Lubi�em tam przychodzi� od czasu, jak tylko nauczy�em si� w miar� poprawnie czyta�. Siedz�c otoczony drobinami kurzu i zapachem sk�ry przegl�da�em po��k�e ze staro�ci woluminy, staraj�c si� jednocze�nie zrozumie� jak najwi�cej z ich tre�ci. Mimo, i� by�a niedziela, zdecydowa�em si� zajrze� do antykwariatu cho�by przez szyb�, gdy� od ponad miesi�ca nie by�em tam. Przez jaki� czas szed�em ulic� samotnie, zmagaj�c si� z przybieraj�cym na sile wiatrem. Dopiero dwie przecznice od mojego domu zobaczy�em pierwszych przechodni�w. Wszyscy spieszyli si� gdzie� i nie zwracali na siebie uwagi, maj�c my�li zaj�te swoimi sprawami. Zauwa�y�em jednak, �e ci, kt�rzy mnie mijali, uwa�nie przygl�dali mi si�, a na ich twarzach malowa� si� bezgraniczny strach. Nie wiedzia�em, jak si� zachowa�, wi�c szed�em dalej, staraj�c si� omija� wszystkie napotkane osoby. Nagle mocniejszy powiew wiatru str�ci� mi z g�owy kapelusz. Chc�c za�o�y� go w miar� prosto, przystan��em przy jednej z wystaw mijanych sklep�w. Spojrza�em, na swoje odbicie i ziemia w tym momencie usun�a mi si� spod n�g. W odbiciu nie zobaczy�em siebie, lecz �w potworny obraz z mojego snu: blad� czaszk� obci�gni�t� przezroczyst� sk�r�. Potem straci�em przytomno��. Ocuci�y mnie pierwsze strugi deszczu. Powoli wsta�em i z l�kiem spojrza�em w szyb� wystawow�. Nie ujrza�em w niej jednak nic poza swoim odbiciem. Stwierdzi�em, �e jestem blady i trz�s� si�, nie wiadomo czy z zimna, czy te� ze strachu. Na szcz�cie to, co ujrza�em wcze�niej w szybie, by�o tylko z�udzeniem - pomy�la�em. Otrzepa�em p�aszcz i zawr�ci�em w kierunku domu. S�dzi�em, �e jest to jedyne bezpieczne miejsce. Nie wiedzia�em w�wczas, jak bardzo si� myli�em. Na progu domu znalaz�em poranne wydanie lokalnej gazety. Wzi��em j� i wszed�em do �rodka. Skierowa�em swoje kroki do salonu. Rozpali�em ponownie ogie� w kominku, usiad�em w fotelu i zacz��em czyta� gazet�. Tak jak si� spodziewa�em, nie znalaz�em w niej nic ciekawego. Nic, za wyj�tkiem artyku�u na czwartej stronie, na kt�rej od kilku miesi�cy mie�ci� si� dzia� przypominaj�cy histori� miasta. Wydarzenia, o kt�rych m�wi� artyku�, mia�y miejsce kilkadziesi�t lat temu. Poniewa� przez ponad dwadzie�cia lat przebywa�em za granic�, zaciekawi�o mnie to. Zdziwiony by�em r�wnie�, �e nikt mi o tym wcze�niej nie m�wi�... Ale przejd�my do rzeczy. Kilkadziesi�t lat temu pewien imigrant z Rosji, Borys Gajdar, zacz�� nawo�ywa� ludzi do stworzenia Wsp�lnoty, w kt�rej jakakolwiek kontrola jednostki sprawowana przez organy wy�sze, takie jak rz�d czy parlament nie istnia�a by. Nawo�ywa� do lekcewa�enia r�nych ustaw, gdy�, jak m�wi�, to wszystko ogranicza wol� cz�owieka, kt�ra powinna pozosta� wolna, tak jak j� uczyni� B�g. Wielu ludzi pod��y�o za jego wo�aniem. Pocz�tkowo lekcewa��c jedynie normy obyczajowe. Nast�pnie jednak zacz�li lekcewa�y� prawo, co doprowadzi�o do licznych konflikt�w z policj�. Jednak to nie by�o wszystko. Po d�u�szym czasie swojej dzia�alno�ci Gajdar stwierdzi�, �e jakoby posiada moc, dzi�ki kt�rej z boskiego nakazu ma wyrwa� ludzi spod kontroli rz�du. Moc ta mia�a polega� na zdolno�ci uzdrawiania oraz oczyszczania umys��w ludzi z "g�upich i niepotrzebnych praw narzuconych przez w�adze miasta i kraju". Gajdar twierdzi�, �e jego moc nie jest niewyczerpana i dlatego musi j� uzupe�nia�. M�wi�, �e najlepiej czerpie si� j� z dzieci, gdy� "nie s� one jeszcze ska�one nakazami ograniczaj�cymi ich wolno��". "Kap�an" urz�dzi� sobie "sal� mod��w" w podziemiach, kt�re podobno rozci�gaj� si� pod ca�ym miastem i prowadz� do wszystkich dom�w, kt�re zbudowano w zesz�ym stuleciu. Podziemia te mia�y pe�ni� rol� schronienia na wypadek wojny lub kl�ski �ywio�owej. Co wiecz�r przyprowadza� do swej kryj�wki grupk� dzieci. Kiedy nast�pnego dnia rodzice chcieli je zabra� do dom�w, m�wi�, i� s� wyczerpane procesem przekazywania mocy i zapad�y w g��boki sen, z kt�rego obudz� si� dopiero po kilku dniach. Trwa�o to przez tydzie�. Po tym czasie rodzice zacz�li domaga� si� powrotu dzieci. Gajdarowi uda�o si� ich uspokoi� obietnic�, �e nast�pnego dnia dzieci wr�c� do dom�w. Tak si� jednak nie sta�o. Rosjanina z�apano w czasie, gdy cichaczem opuszcza� miasto. Zmuszono go do zaprowadzenia policji do kryj�wki. Do podziemia zesz�o wraz z nim trzech policjant�w i dw�ch ojc�w. Wysz�y tylko trzy osoby, w tym jedna postarzona w ci�gu pi�ciu minut o kilkadziesi�t lat. Wed�ug ich relacji, zaraz po zej�ciu schodami na d�, Gajdar rzuci� si� na jednego policjanta z no�em trafiaj�c go prosto w serce. W tym momencie starszy wiekiem inspektor dosta� zawa�u. Trzeciemu z policjant�w uda�o si� obezw�adni� napastnika. Podobno wtedy Gajdar rzuci� si� na wbite w pod�og� stalowe pr�ty podtrzymuj�ce o�tarz i zgin�� na miejscu. Pozosta�a tr�jka szybko opu�ci�a pomieszczenie. Na powierzchni zauwa�yli, �e jeden z towarzysz�cych im m�czyzn posiwia�. Policjant zablokowa� drzwi prowadz�ce na d� i, nie wyja�niaj�c dlaczego, kaza� szybko zamurowa� wej�cie. Jako przyczyn� nag�ego postarzenia si� jednego z m�czyzn lekarz uzna� "nag�y szok wywo�any gwa�townymi prze�yciami przekraczaj�cymi odporno�� psychiczn� badanego". �adna osoba z tej tr�jki nigdy ju� wi�cej nie chcia�a rozmawia� o tej sprawie. Nigdy te� nikt nie dowiedzia� si�, co tak naprawd� wydarzy�o si� w podziemiu. Nigdy te� nie odnaleziono zaginionych dzieci. Kiedy ju� przeczyta�em gazet�, zacz�a ogarnia� mnie ogromna senno��. Chwil� walczy�em z tym uczuciem pami�tny sn�w z minionej nocy, lecz w ko�cu uleg�em. Ostatni� rzecz�, jak� zobaczy�em przed zapadni�ciem w sen, by� zegar. Wskazywa� dziesi�t� rano. Przez g�ow� przemkn�a mi my�l, �e jest za wcze�nie na sen... Zn�w to widzia�em! Ten sam obraz, co poprzednio! Wysokie, drewniane schody prowadz�ce jakby do nik�d... Lecz tym razem wiedzia�em, co znajd� na g�rze. Opiera�em si�. Mimo to co� kaza�o mi wchodzi� po schodach, pod��a� na ponowne spotkanie z Koszmarem. Jednak pewne szczeg�y uleg�y zmianie w por�wnaniu z poprzednim snem: nie by�o s�ycha� upiornej muzyki wygrywanej na dzwonach. Panowa�a cisza przerywana jedynie skrzypieniem schod�w, po kt�rych wchodzi�em. Powoli z ciemno�ci zaczyna� wy�ania� si� szczyt wie�y, lecz nie dostrzeg�em nad sob� bezkszta�tnych plam. To CO� ju� tam na mnie czeka�o! Dotar�em na g�r�. Jak poprzednio pojawi� si� snop �wiat�a, kt�ry wydoby� z ciemno�ci mnie oraz "Kap�ana". Tym razem �wiat�o trzyma�o si� z daleka, tak jakby nie chcia�o pope�ni� drugi raz tego samego b��du. I znowu, tak jak poprzednio, wargi nieznajomego zacz�y si� porusza�, lecz tym razem s�ysza�em, co chcia�y mi przekaza�! G�os nieznajomego by� zimny, mroczny, porusza� ka�dym nerwem mojego cia�a (o ile mo�na tak nazwa� uczucie, kt�re towarzyszy�o mi we �nie). Jeszcze d�ugo potem, gdy wydarzenia te odesz�y w przesz�o��, s�ysza�em ten g�os i pierwsze s�owa mojego przera�aj�cego rozm�wcy: "�ywa istoto! Cz�owieku podleg�y �mierci! Zosta�e� tu wezwany, aby dopom�c mi wype�ni� moj� �wi�t� misj�. Wiele lat by�em uwi�ziony, lecz czas si� dope�ni�. Powr�c�, aby g�osi� S�owo Wolno�ci, a ty b�dziesz narz�dziem w mych r�kach, kt�re uwolni mnie i poprowadzi do wiecznej chwa�y w imi� Pana!" W tym momencie posta� zacz�a znika�, stawa� si� przezroczysta. Ja sam sta�em jak sparali�owany nie mog�c si� ruszy�. Nagle us�ysza�em trzask. Schody pode mn� zacz�y rozpada� si�! W nast�pnej sekundzie lecia�em w d� w niezmierzon� otch�a� strachu i ciemno�ci. Obudzi� mnie m�j w�asny krzyk. Siedzia�em na fotelu w salonie. Zegar wskazywa� trzeci� po po�udniu. Moje senne prze�ycia trwa�y wi�c d�u�ej ni� mog�em przypuszcza�. Bola�a mnie g�owa. Powoli wsta�em i nagle us�ysza�em trzask. Przera�ony, ma�o nie straci�em przytomno�ci po raz drugi tego dnia. Trzask przypomnia� mi rozpadaj�ce si� schody. My�la�em, �e ca�y dom zaraz runie mi na g�ow�. Nic takiego si� jednak nie sta�o. To na dworze z�ama�a si� ga��� starego wi�zu. Na zewn�trz szala�a burza. Poszed�em do kuchni. Wzi��em dwie aspiryny i napi�em si� kawy. Przez nast�pn� godzin� pi�em fili�ank� czarnego, odp�dzaj�cego sen p�ynu, za fili�ank�. Postanowi�em nie spa� przez najbli�sze dwa, trzy dni. Mia�em nadziej�, �e mo�e po tym czasie koszmar opu�ci mnie... na zawsze. Podobno przed przeznaczeniem nie ma ucieczki. Mo�na jedynie swoimi czynami zmieni� najbli�sz� przysz�o��. Lecz celu, wyznaczonego ka�demu cz�owiekowi przez si�y wy�sze, nie zmieni� nie mo�na. Mo�na stara� si� oddali� od niego, okr��y� go, wymin��. On jednak zawsze b�dzie przybli�a� si�, a� nadejdzie chwila, w kt�rej �yciowa misja ka�dego cz�owieka zostanie wype�niona. Takim g��wnym celem w �yciu wi�kszo�ci z nas jest �mier�, lecz niekt�rzy maj� wa�niejsze zadania do spe�nienia: ich misj� jest praca nad popraw� losu ca�ej ludzko�ci, stawanie si� m�czennikami lub �wi�tymi lub inne donios�e cele. Ja sam kiedy� pragn��em wybi� si� ponad tych zwyk�ych, zmierzaj�cych ku ostatecznemu ko�cu, niezauwa�anych ludzi. Jednak po wydarzeniach, o kt�rych pisz�, zmieni�em zdanie. Pozna�em misj�, jak� mia�em wype�ni�, i zacz��em �a�owa�, �e przeznaczenie wybra�o w�a�nie mnie. Po wypiciu kilkunastu fili�anek kawy i powzi�ciu decyzji o zerwaniu na kilka dni ze snem, uda�em si� do mojego przyjaciela - aptekarza. Chcia�em po�yczy� od niego kilka paczek kawy - uwielbia� ten nap�j i zawsze mia� go nieprzebrane zapasy - i poprosi� go o jakie� �rodki wzmacniaj�ce - a wszystko po to, aby uwolni� si� od prze�laduj�cego mnie koszmaru. Ulice by�y ciche, spowite mg��. Kiedy szed�em, przez chwil� poczu�em, jakbym by� w innym miejscu, takim, kt�rego nie znam. Jednak uczucie to szybko mnie opu�ci�o. Id�c, przezornie nie ogl�da�em wystaw sklepowych i unika�em spogl�dania w ka�d� powierzchni�, kt�ra dawa�a w miar� wyra�ne odbicie. Nie chcia�em ponownie ujrze� twarzy upiora z mojego snu. Po jakim� czasie dotar�em do domu mojego przyjaciela. Poniewa� na stukanie do drzwi nikt nie odpowiada�, uda�em si� do prowadzonej przez niego apteki. Mia� on bowiem zwyczaj pracowania nawet w dni wolne i �wi�ta. "To tak na wszelki wypadek" - m�wi�. "Lekarza wzywa si� do nag�ych wypadk�w, tak wi�c mo�e komu� potrzebne nagle b�d� leki?". Sklep by� otwarty. Przekraczaj�c pr�g poczu�em si�, jakbym wst�powa� do innego, oddalonego w czasie �wiata. Za lad� ujrza�em - zamiast mojego znajomego - m�odego cz�owieka ubranego w niemodne dzi� ubranie, kt�ry powita� mnie s�owami: "Witam szanownego pana. Czego szanowny pan potrzebuje?" Sk�d on wzi�� takiego asystenta? - pomy�la�em. Zawsze twierdzi�, �e w swojej aptece pracowa� b�dzie tylko on i nikogo wi�cej do niej nie wpu�ci. Str�j i spos�b m�wienia tego m�odego cz�owieka wyda�y mi si� dziwne, gdy� wszystko wskazywa�o na to, i� nowy asystent mojego przyjaciela zosta� �ywcem wyrwany z jakiej� powie�ci z ko�ca ubieg�ego stulecia. Skin��em g�ow� w odpowiedzi i poprosi�em o opakowanie �rodka wzmacniaj�cego. Kiedy wyj��em kilka banknot�w, chc�c zap�aci�, sprzedawca powiedzia�, �e to za du�o i wzi�� tylko jeden z nich. Nast�pnie wyda� mi spor� reszt�. Opu�ci�em aptek� zastanawiaj�c si�, czy to ceny lekarstw spad�y, czy te� ja trac� powoli wzrok, gdy� nie mog� rozpozna� poszczeg�lnych nomina��w. Wr�ci�em do domu. Od razu wzi��em dawk� kupionego przed kilkunastoma minutami �rodka i zaparzy�em dzbanek kawy. Obok dzbanka po�o�y�em na stole n� i zestaw �rodk�w opatrunkowych. Gdyby nawet kawa nie mog�a odp�dzi� ode mnie snu, b�d� nacina� sk�r� na r�kach, maj�c nadziej�, �e b�l pomo�e mi pozosta� przytomnym. Kiedy kofeina zawarta w jednej fili�ance kawy przestawa�a dzia�a�, wypija�em kolejn�. I tak na okr�g�o przez kilkana�cie godzin. Jednak po jakim� czasie stwierdzi�em, �e m�j organizm powoli zaczyna uodparnia� si� na dzia�anie kofeiny. Zm�czenie i senno�� coraz cia�niej zacz�y oplata� m�j umys�. Spojrza�em na n� le��cy na stole. Zacz��em my�le�, czy by�bym zdolny do dokonania tak okropnego czynu. Uczucie senno�ci zacz�o ogarnia� mnie coraz bardziej. Si�uj�c si� ze sob� wyci�gn��em r�k� w kierunku narz�dzia, dzi�ki kt�remu mia�em nadziej� pozosta� przytomnym. Zacisn��em palce na r�koje�ci. W tym momencie zasn��em. K�tem oka zobaczy�em jeszcze przewracaj�cy si� dzbanek z resztkami kawy i rozlewaj�cy si� po stole ciemny p�yn. Bieg�em. Co� zmusza�o mnie do szale�czego biegu. Zna�em te ulice. To by�o moje miasto. Wygl�da�o jednak inaczej ni� zwykle. Budynki by�y jakby m�odsze, nie zniszczone up�ywem czasu. W oddali dostrzeg�em przeje�d�aj�cy samoch�d do�� starego typu. Nie mog�em sobie przypomnie�, czy kto� w moim mie�cie posiada� podobny pojazd. Nagle otoczenie zacz�o si� zmienia�. Jakby znik�d pojawi�y si� g�ste, mlecznobia�e pasma mg�y, kt�re po chwili skry�y wszystko dooko�a. Widzia�em tylko drog� przed sob�. Pr�bowa�em zatrzyma� si�, lecz jaka� si�a nie pozwala�a mi na to. Musia�em biec ku nieznanemu celowi. Trasa mojego biegu, kt�ra prawie ca�y czas prowadzi�a prosto, nagle skr�ci�a. Moim oczom ukaza� si� dom, otoczony ogrodem, odgrodzony od ulicy czerwonym, ceglanym p�otem. Stan��em przed bram�, kt�ra po chwili otworzy�a si�, pozwalaj�c mi wej�� na teren posiad�o�ci. Przez g�ow� przemkn�a mi my�l, �e znam ten dom, jego otoczenie i umiejscowienie, lecz nic konkretnego nie by�em w stanie sobie przypomnie�. Czuj�c, �e nie mam innego wyj�cia, ruszy�em naprz�d. Za sob� us�ysza�em szcz�k. To brama zatrzasn�a si� odcinaj�c mi drog� wyj�cia. Ruszy�em powoli w kierunku domu. Po chwili stan��em przed drewnianymi, okutymi mosi�dzem drzwiami. Z niewiadomych przyczyn wiedzia�em, �e by�y otwarte, a ja musz� wej�� do �rodka. Nacisn��em klamk�... Obudzi�em si� zlany potem, ci�ko oddychaj�c, jakbym rzeczywi�cie biega� przez d�u�szy czas. Zza okna dochodzi� mnie gwar rozm�w. To one wyrwa�y mnie z tego dziwnego snu. Kiedy och�on��em, u�miechn��em si�. Chyba uda�o mi si� w ko�cu uwolni� od tego okropnego cz�owieka nawiedzaj�cego mnie w snach. Spojrza�em na zegarek. Ten jednak nie dzia�a�. Przenios�em wzrok na zegar stoj�cy na p�ce, lecz ku mojemu zdumieniu on r�wnie� stan��. Tkni�ty jakim� przeczuciem zacz��em chodzi� po ca�ym domu i sprawdza� zegary. �aden z nich nie dzia�a�! Wszystkie zatrzyma�y si� na tej samej godzinie: dwadzie�cia po dziesi�tej. Nie wiedzia�em jednak, czy by�a to dziesi�ta rano czy te� w nocy, tak wi�c nie mog�em okre�li�, jak d�ugo spa�em. Za oknem �wieci�o s�o�ce. Postanowi�em wi�c wyj�� z domu i spyta� si� kogo�, kt�ra jest teraz godzina oraz jaki dzie� mamy. Zamkn��em drzwi na klucz i zdecydowa�em si� przej�� na rynek i sprawdzi�, czy dzia�a zegar na wie�y ratuszowej. Jednak kiedy tylko wyszed�em za bram�, dostrzeg�em t�um ludzi pod��aj�cych w stron� niewielkiego placu po�o�onego przy parku. Moje pr�by nawi�zania rozmowy z kimkolwiek z nich spe�z�y na niczym. Ludzie ci zachowywali si�, jakby byli w transie. Nie reagowali na �adne zaczepki z mojej strony. Ponadto ich ubrania by�y dziwne. Prezentowa�y styl nieobecny w modzie ju� co najmniej od trzydziestu lat. Nagle czyje� r�ce wci�gn�y mnie w �rodek tego pochodu. Zosta�em zmuszony pod��y� razem ze wszystkimi. Tak jak si� tego domy�li�em wcze�niej, po kilkunastu minutach dotarli�my na przyparkowy plac. Gdy doszli�my do celu, poch�d uspokoi� si�, ucich�y g�osy. Wszyscy w skupieniu wpatrywali si� na niewielkie podwy�szenie ustawione w centrum placu. Po chwili pojawi� si� na nim jaki� m�czyzna. Nie mia�em wtedy pod r�k� lustra, aby to sprawdzi�, lecz podejrzewam, �e zblad�em w�wczas ze strachu. M�czyzna �w by� identycznej postury i nosi� takie same szaty, jak zjawa z mojego snu. Lecz zamiast go�ej czaszki, posiada� normaln� ludzk� twarz. Jednak moje odczucia by�y takie same jak podczas pami�tnego koszmaru. Od tego m�czyzny bi�a aura wy�szo�ci, a kiedy odezwa� si�, w jego g�osie wyczu�em nut� olbrzymiej zaci�to�ci i nieugi�to�ci. Prawdziwego fanatyzmu. Gdzie� w dali zacz�y bi� dzwony. M�czyzna odezwa� si� do zebranych w te s�owa: "Bracia! Nasza Wsp�lnota, mimo wszelkich przeciwno�ci, nadal istnieje! Nied�ugo wszyscy osi�gniemy nasz cel, kt�rym jest �ycie bez �adnych nakaz�w i praw ograniczaj�cych woln� wol� cz�owieka. Wol�, kt�r� cz�owiek otrzyma� od Boga, i kt�r� w jego imieniu wykorzystywa� do wybierania drogi post�powania. Godzina prawdy wybi�a! Dzisiaj wszystko si� dope�ni i nasze dusze zostan� uwolnione spod jarzma tych, kt�rzy uwa�aj� si� za stoj�cych wy�ej nad inne dzieci Boga!" W tym momencie wszystko wok� mnie zacz�o si� rozmywa�. Ponownie znalaz�em si� na szczycie wysokich schod�w i ujrza�em przed sob� posta� ubrana w d�ug� szat� kap�a�sk�. Tym razem jednak to nie by� sen! Czu�em powiew powietrza na twarzy, mog�em dotkn�� desek pod moimi stopami. Jednak posta� stoj�ca przede mn� wci�� wydawa�a mi si� r�wnie niematerialna jak podczas pierwszego spotkania. "Kap�an" zdj�� z g�owy kaptur. Wiedzia�em, co zobacz� i my�la�em, �e tym razem jestem na to przygotowany. Jednak ponownie strach zaw�adn�� mn� i ledwo powstrzyma�em si� od rzucenia z tej wysokiej platformy w d� ciemnej otch�ani nios�cej wybawienie od tego koszmaru. "�miertelniku!" - g�os, kt�ry wydoby� si� z suchej, pomarszczonej krtani przeszy� mnie zimnem i wywo�a� dreszcze na ca�ym ciele, lecz jaka� si�a powstrzymywa�a mnie przed wykonaniem jakiegokolwiek ruch - mog�em tylko s�ucha�. - "M�j czas nadszed�! Jam jest odkupieniem, a ty� moim Heroldem, Wyzwolicielem! Wype�nisz sw� misj� dla chwa�y mojej i chwa�y Pana, a zas�u�ysz na odkupienie!" - w tym momencie upiorna posta� podesz�a do mnie. Spod habitu wy�oni�a si� ko�cista r�ka obci�gni�ta ��t�, pomarszczon� sk�r� i dotkn�a mojego czo�a. Gdybym nie by� sparali�owany strachem, najprawdopodobniej zwymiotowa�bym na koszmar stoj�cy przede mn�. Ostatni� rzecz�, jak� pami�tam, by� obraz jakich� drzwi... Nie wiem, jak d�ugo le�a�em nieprzytomny. Ockn��em si� na pod�odze mojego pokoju, ko�o kominka. Kiedy pr�bowa�em wsta�, poczu�em ostry b�l g�owy, jakby kto� raz za razem wbija� mi ig�� w m�zg. Zebra�em wszystkie si�y, podnios�em si� i powoli podszed�em do okna. Ca�y �wiat za szyb� by� spowity szar�, g�st� mg��. Nagle wewn�trz mnie rozleg� si� g�os ka��cy mi zej�� do sk�adziku i wzi�� kilof. Pr�bowa�em si� temu przeciwstawi�. Bezskutecznie. Wzi��em wi�c kilof i pchany wewn�trznym rozkazem wyszed�em na ulic�. Moje nogi same poderwa�y si� do biegu. Ruszy�em w mg��, kt�ra rozst�powa�a si� przede mn� tworz�c korytarz o mlecznobia�ych �cianach. Nagle dozna�em ol�nienia! To w�a�nie �ni�o mi si� ostatnio. Te same ulice, tak samo g�sta mg�a, szybki bieg ku nieznanemu... Teraz jednak zna�em cel tej "wycieczki". By� nim dziwny dom otoczony ceglanym murem. Droga skr�ci�a i ujrza�em przed sob� dom. Gdyby nie to, �e obca wola sterowa�a wszystkimi moimi ruchami i my�lami, najprawdopodobniej popad�bym w g��bokie szale�stwo. Zatrzyma�em si� bowiem przed moim w�asnym domem! Tak jak w moim �nie brama otworzy�a si�, umo�liwiaj�c mi wej�cie na teren przyleg�ego ogrodu. �ciskaj�c kilof w r�kach skierowa�em si� do drzwi. By�y otwarte. Wszed�em. Wn�trze domu nie przypomina�o jednak wystroju, jaki zna�em. �ciany by�y pokryte r�nymi symbolami i inskrypcjami. Nie mia�em jednak czasu przyjrze� im si� dok�adniej, gdy� co� - lub kto� - skierowa�o moje kroki do piwnicy. Zszed�em po starych, skrzypi�cych schodach o�wietlonych przez nieziemskie �wiat�o wydobywaj�ce si� ze szczelin w �cianach. Kiedy ju� by�em na dole, obr�ci�em si� twarz� w kierunku jednej ze �cian i uderzy�em w ni� kilofem. Po pierwszych uderzeniach posypa� si� tynk oraz od�amki cegie� i rozkruszonej zaprawy. Po chwili jednak kolejne uderzenie uczyni�o wy�om w �cianie. Z dziury powia�o zat�ch�ym powietrzem. Za �cian� by�o pomieszczenie, o kt�rego istnieniu nie mia�em poj�cia, i o kt�rym wola�bym nigdy si� nie dowiedzie�. Rozbi�em �cian� do ko�ca. Kiedy przekroczy�em pr�g, w pomieszczeniu zap�on�y ustawione na pod�odze �wiece. W ich �wietle dostrzeg�em przera�aj�cy wystr�j tego miejsca. �ciany by�y zachlapane zakrzep�� krwi�, kt�r� kto� namalowa� gdzieniegdzie upiorne obrazy i wypisa� niezrozumia�e dla mnie s�owa. Lecz najgorsze by�o to, co zobaczy�em na pod�odze. U moich st�p le�a�y porozrzucane fragmenty cia�, s�dz�c z wielko�ci, najprawdopodobniej dzieci. Dostrzeg�em oczy, pouk�adane w niewielkie kupki, le��ce pod �cian�, a tak�e co�, co wstrz�sn�o mn� najbardziej: fragmenty cia� nosz�ce �lady ugryzie�, nie do ko�ca objedzone ko�ci oraz na wp� po�art� twarz dziewczynki. Mimo kontroli sprawowanej nade mn�, zwymiotowa�em. Kiedy m�j �o��dek pozby� si� ju� ca�ej swej zawarto�ci, stara�em si� opanowa� i spr�bowa� zamkn�� oczy, lecz wci�� by�em zmuszony patrze� na pozosta�o�ci po upiornej uczcie. Nagle przede mn� pojawi�a si� posta� w mnisich szatach. Unios�a g�ow� i upiorny �miech zagrzmia� w tym ma�ym pomieszczeniu. R�ce upiora wyci�gn�y si� w moim kierunku, a pod kapturem zal�ni�y przygotowuj�ce si� do ugryzienia z�by. Nie wiem, jak uda�o mi si� prze�ama� barier� strachu i si��, dzi�ki kt�rej ten "Kap�an" mia� nade mn� w�adz�. Zamachn��em si� kilofem wbijaj�c go w klatk� piersiow� m�czyzny stoj�cego przede mn�. Rozleg� si� mro��cy krew w �y�ach krzyk, a ja sam straci�em przytomno��. Ockn��em si� w szpitalu. Le�a�em przywi�zany do ��ka, a piel�gniarka wbija�a mi w �y�� ig�� strzykawki. Widz�c, �e otworzy�em oczy u�miechn�a si� i powiedzia�a, �e to tylko zastrzyk uspokajaj�cy. Ponownie straci�em przytomno��. Po tygodniu zwolniono mnie ze szpitala, nakazuj�c zg�osi� si� na ponowne badania za miesi�c. Przez ten tydzie� zdo�a�em dowiedzie� si�, jak trafi�em do szpitala. Moje miasto zosta�o nawiedzone przez trz�sienie ziemi, a mnie przygni�t� zawalaj�cy si� strop piwnicy. Mia�em podobno szcz�cie, �e m�j dom zacz�to odgruzowywa� jako pierwszy, inaczej pewnie bym nie prze�y�. Zaakceptowa�em t� wersj� wydarze�. By�a o wiele bardziej prawdopodobna od tego, co my�la�em, wiedzia�em!, �e mi si� przydarzy�o. Po d�u�szym zastanowieniu postanowi�em napisa� uzupe�nienie artyku�u o "misjonarzu" z Rosji i przyczynie zagini�cia dzieci i �mierci dw�ch policjant�w. Napisa�em o tym, lecz nigdy nie wys�a�em go do �adnej gazety. Z przeprowadzonych przeze mnie poszukiwa� wynika�o, �e w naszym mie�ci nigdy nie przebywa� nikt o nazwisku Gajdar, a tym bardziej jaki� w�drowny kaznodzieja. Policja od zawsze mia�a za zadanie natychmiast wyrzuca� takich osobnik�w z miasta. Ponadto, sam zacz��em zastanawia� si� nad tym, co mi si� przytrafi�o. Mo�e by� to tylko bardzo d�ugi i upiorny koszmar? Jednak moje obawy co do prawdziwo�ci tych wydarze� potwierdzi�y si�. Trzy tygodnie po opuszczeniu szpitala dosta�em list od niejakiej Ann Smith. Przedstawi�a si� ona w nim jako Kap�anka Kultu Drugiej Strony. Zamieszczam poni�ej przepisany fragment jej listu, kt�ry potwierdza, �e moje prze�ycia nie by�y jedynie koszmarem sennym: ...tak wi�c zosta� Pan wybrany na jego "��cze duchowe z rzeczywisto�ci�". SSS'thot, lub te� Gajdar, jak nazywa� siebie w waszym �wiecie, by� renegatem i przest�pc�. Zdradzi� nasz kult i na w�asn� r�k� rozpocz�� przygotowania do rytua�u otwieraj�cego przej�cie na Drug� Stron�... ...w waszym �wiecie jest nas niewielu. Najcz�ciej jeste�my wygna�cami z naszego �wiata, lecz cz�� z nas przyby�a tu dobrowolnie, chc�c pozna� wasz� kultur� i obyczaje. Podobnie jak w�r�d was, tak i po�r�d nas s� i uczeni i mordercy. SSS'thot zosta� wygnany z naszego �wiata za pope�nione tam zbrodnie. Zosta� oddany pod moj� opiek�. Ja jednak zawiod�am. Uda�o mu si� zmyli� moj� czujno�� i uciec. Zabili�cie go, lecz dzi�ki pewnym umiej�tno�ciom powr�ci� on z za�wiat�w. Poniewa� zamieszka�e� w domu, w kt�rym SSS'thot niegdy� mia� kryj�wk�, postanowi� zrobi� ci� swoim ��cznikiem. Dzi�ki tobie nawi�za� kontakt ze �wiatem materialnym. Dzi�ki twojej krwi mia� powr�ci� do waszego �wiata. Jednak �le wybra�. Twoje sceptyczne nastawienie do, jak wy to nazywacie, parapsychologii i "magii" pomog�o ci prze�ama� kontrol� nad twoim umys�em. Mia�e� olbrzymie szcz�cie... Do listu do��czony by� niewielki zielony kamyk na srebrnym �a�cuszku - to za okazan� nam pomoc. No� ten kamie� zawsze przy sobie. Dzi�ki temu rozpoznamy ci�. List spali�em, a kamie� wrzuci�em do szuflady. Mia�em do�� wszelkich dziwnych rzeczy po tym, co prze�y�em. Nie obchodzi�o mnie kim lub czym by� ten m�czyzna ze snu... * Te s�owa pisz� dok�adnie dwadzie�cia lat po otrzymaniu tamtego listu. Dzi� w nocy �ni�a mi si� gromada ludzi odzianych w d�ugie, granatowe tuniki. Odprawiali oni jaki� rytua�. S�ycha� by�o p�acz dzieci... Zajrza�em do szuflady. Zielony kamie� �wieci� delikatnie. Na jego powierzchni dojrza�em wz�r - p�askorze�b� przedstawiaj�c� jaszczura stoj�cego na dw�ch nogach, ubranego w d�ug�, pow��czyst� szat�. M�g�bym przysi�c, �e nic takiego wcze�niej nie zauwa�y�em... Zosta�o mi ju� tylko kilka minut. On pojawi� si� wczoraj we �nie. Powiedzia�, �e wiem o nich za du�o i �e zabieraj� mnie na Drug� Stron�. Nie chc� si� z nimi spotyka�. Przede mn� le�y na�adowany pistolet. Ju� s�. S�ysz� ich kroki na schodach. Id� po mnie. �atwo mnie nie dostan�. Mam sze�� kul. Ostatnia jest dla mnie...