7736

Szczegóły
Tytuł 7736
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7736 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7736 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7736 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ARKADY FIEDLER MADAGASKAR OKRUTNY CZARODZIEJ WYDAWNICTWO POZNA�SKIE 1969 Obwolut� projektowa� jOzef skohacki Wyklejk� wykona� MIECZYS�AW KOWALCZYK Fotografie ze zbior�w Autora CZʌ� PIERWSZA. MADZUNGA: W�r�d Sakalaw�w P�nocy Zmieni�o si� na Oceanie Indyjskim To ju� nie to, co by�o dawniej. Jak ogromnie �wiat si� zmieni� w rejonie Oceanu Indyjskiego, dozna�em na w�asnej sk�rze na francuskim statku. Mia�em niez�� zabaw�. Z Dar es-Salam p�yn��em do Madzungi w klasie turystycznej. Dawniej pasa�erowie tej klasy mieli si� dobrze, czuli si� jak u Pana Boga za piecem, otaczano ich wygod� i szacunkiem. Dzi� linia okr�towa, �Messageries Maritimes", pobiera�a stosunkowo nie mniejsz� ni� dawniej op�at�, ale po�wi�ca�a tych pasa�er�w duchowi nowych czas�w. Rzuca�a ich na �er ambicjom Trzeciego �wiata. Ratowa�a jakie� dywidendy czy racje stanu. Wi�c wygod� i szacunek dla klasy turystycznej diabli wzi�li w Moroni, porcie wysp Komoryjskich. Podniecona chmara dwustu czy ilu� �wie�ych pasa�er�w trzeciej i czwartej klasy wpad�a tu na statek, by jecha� z nami na Madagaskar. Byli ciemnosk�rzy, rozkrzyczani, spoceni, nami�tnie ruchliwi i zaborczy. Z bezwzgl�dno�ci� nowych zdobywc�w wdarli si� na pok�ad klasy turystycznej i okupowali jej teren do ko�ca podr�y. W��czyli si� po naszych korytarzach, natarczywie otwierali drzwi do kabin, zazie-rali do �rodka i budzili pasa�er�w z poobiedniej drzemki. Nikt ich nie przegania�, wszyscy ich znosili. Za�oga statku nie miesza�a si�. Dotychczasowi podr�ni klasy turystycznej oburzali si�, ale niewiele im to pomaga�o. Byli to Francuzi o �rednich zarobkach i dziwili si� pob�a�liwo�ci za�ogi. Ja si� nie dziwi�em: przecie� s�u�yli�my do tego, �eby ludzie z Komor�w, wysp nale��cych wci�� niezmiennie do Francji, czuli si� nam r�wni, i �eby jednocze�nie ludzie uprzywilejowani, pasa�erowie pierwszej klasy, zaznawali wci�� jeszcze wygody i spokoju. Spokoju tu na statku i potem tam na l�dzie. Nast�pnego dnia pod wiecz�r dop�yn�li�my do Madzungi. Port, malowniczy o tej porze dnia, czarowa� nas powiewn� lini� bia�ych budynk�w i wdzi�kiem wysmuk�ych palm, ale na statku mieli�my piekie�ko i czaru nie odczuwali�my. Kto z klasy turystycznej chcia� si� dosta� na l�d, musia� przej�� na statku przez kontrol� paszport�w, lecz do tej kontroli t�oczy�o si� ju� dwustu niepohamowanych pasa�er�w z trzeciej i czwartej klasy. Panowa� okropny bez�ad, kolejki nie by�o, wszystkie krzepkie ciemne cia�a pcha�y co si� do przodu, srogo ugniataj�c siebie, a jeszcze sro�ej bia�ych pasa�er�w z klasy turystycznej. Dosta�em si� w taki �cisk, �e nie mog�em r�kami rusza� i ledwo oddycha�em. By�em uwi�ziony cia�ami ludzkimi. Po zawzi�tych minach otaczaj�cych mnie Komoryjczyk�w miarkowa�em, �e dusili mnie z rozmys�em. Oto dostali bia�ych ludzi mi�dzy siebie i odgrywali si� na nich. O kilka krok�w ode mnie tak samo m�czyli m�odego misjonarza, wracaj�cego z urlopu na Madagaskar. Poczciwy pere usi�owa� w t�oku si� u�miecha�, ale b��dne oczy 'wychodzi�y mu z orbit. Za kilka wiek�w poniewierki i �y�owania kolorowy cz�owiek odp�aca� si� bia�emu i jako� nie mia�em mu tego za z�e, �e mi mia�d�y� klatk� piersiow�. Odpokuto wy wa�em za winy pope�niane przez ludzi bia�ych jak ja. Ale m�j ciemny s�siad z prawego boku mia� zakazan� g�b� i niew�tpliwie nadu�ywa� s�usznego prawa zemsty. W ci�bie by�o duszno i gor�co, pocili�my si� wszyscy i poci� si� m�j s�siad. Wi�c kapi�cy mu z czo�a i z nosa, i z brody pot ociera� o moje rami�, a robi� to rzetelnie, z pasj�. Niestety mia�em na sobie jasnopopielat� marynark�, w kt�rej chcia�em przedstawia� si� w ministerstwach w Tananariwie, tote� smutkiem nape�nia�a mnie rosn�ca na ramieniu plama potu i brudu od nie mytej twarzy. I nie by�o od tego ucieczki: nie mog�em odsun�� si�' ani o cal od s�siada, a prosi� go, �eby mnie nie brudzi�, by�oby prowokacyjnym dolewaniem oliwy do ognia. Naraz przysz�o mi parskn�� weso�ym �miechem i spojrze� na s�siada inaczej, przyja�nie: z tym wycieraniem zroszonego czo�a kosztem bia�ego cz�owieka cudacznie wyrasta� szelma na jaki� zgry�liwy symbol, g�upi, bo g�upi, ale symbol, i ju� nawet nie widzia�em u niego niezdarzonej g�by, a okropny �cisk w tym t�umie wydawa� si� s�usznym pok�osiem dawnych grzech�w. Bia�y pokutnik musia� przepycha� si� przez czy�ciec, by wej�� do raju. V Por�wnywano baobab z przer�nymi rzeczami, byleby by�y olbrzymie a kr�pe... (s. 11) A �eby� wiedzia�, �e jestem doros�a... (s. 47) Bajdy Marka Pola Do raju?... Niech i tak b�dzie. Przypomnia�o mi to Marka Pola. �w wenecja�ski zuch, najwi�kszy w �redniowieczu podr�nik, w drugiej po�owie XIII wieku odbywaj�cy podr� na Daleki Wsch�d, skrz�tnie rejestrowa� wszystko, co widzia� i s�ysza� po drodze. Tak powsta�o jego wiekopomne dzie�o Opisanie �wiata, najbardziej porywaj�ca � wed�ug s��w J. L. Bakera w ksi��ce Odkrycia i wyprawy geograficzne � opowie�� podr�nicza, kt�ra nie ma sobie r�wnej w ca�ej literaturze �wiatowej i nigdy nie straci warto�ci. A chocia� Marko Polo Madagaskaru sam nie zwiedzi�, da� o wyspie, nazwanej przez niego Mogelasio, ciekawy, a szumny opis: �Jest wysp� le��c� na po�udnie i na po�udniowy zach�d w odleg�o�ci oko�o tysi�ca mil od Sokotry. Mieszka�cy s� Saracenami i czcz� Mahometa... Wiedzcie, �e ta wyspa jest jedn� z najwa�niejszych i najwi�kszych na �wiecie. Obwodu bowiem liczy oko�o cztery tysi�ce mil. Mieszka�cy �yj� z handlu i r�kodzie�a. Powiadam wam, �e na tej wyspie �yje wi�cej zwierz�t ni� w innych okolicach. I wiedzcie, �e w ca�ym �wiecie nie sprzedaje si� i nie kupuje tyle k��w s�oniowych co na tej wyspie i na wyspie Zan-gibar. I wiedzcie, �e na wyspie tej jedz� jedynie mi�so wielb��dzie. I wiedzcie, �e dziennie tyle tam ich zabijaj�, �e nikt nie uwierzy, kto us�yszy o tym, a nie widzia�... Wiedzcie te�, �e., na wyspie tej znajduj� si� drzewa sanda�owe czerwone, tak wielkie jak drzewa naszych kraj�w. Te drzewa mia�yby wielk� warto�� w innych krajach, lecz oni u�ywaj� ich na opa�, jak my naszych drzew le�nych... �Maj� wiele ambry, gdy� na morzach tych jest wielka obfito�� waleni i kaszalot�w. I z po�owu owych waleni i kaszalot�w uzyskuj� ambr� w znacznej ilo�ci. Wiecie bowiem, �e wieloryby daj� ambr�... ��yj� tam lamparty i rysie, lw�w jest tam niezmierzona liczba. Innych zwierz�t jest tam pod dostatkiem, jak koz��w, jeleni, da- nieli oraz im podobnych. Bogate s� polowania na ptactwo. �yj� tam bardzo wielkie strusie... �Przybijaj� tu okr�ty z przer�nymi towarami � a s� tam z�otog�owy i jedwabne tkaniny rozmaitego gatunku, i wielorakie inne rzeczy � i wszystkie tu sprzedaj� lub wymieniaj� na p�ody owej wyspy... Powiadam wam, �e kupcy tam zyski maj� i zdobywaj� wielkie maj�tki... �I wiedzcie, �e zaiste na owych rozlicznych wyspach, le��cych na po�udniu, �yje � jak opowiadaj� ludzie �� ptak Ruk... Nieprawd� jest, jakoby by� na po�y lwem, a na po�y ptakiem, lecz m�wi� ci, kt�rzy go ogl�dali, �e jest ca�kiem taki jak orze�, lecz ponad miar� olbrzymi... Opowiadaj�, �e jest tak wielki i tak pot�ny, �e w szponach swoich uniesie s�onik i porywa go wysoko w powietrze, nast�pnie opuszcza go na ziemi�, tak �e si� ca�kiem gruchoce. W�wczas ptaki rozdziobuj� go, po�eraj� i �ywi� si� nim... Skrzyd�a jego maj� trzydzie�ci krok�w rozpi�to�ci... Wys�a�cy wracaj�c, przynie�li Wielkiemu Chanowi jedno pi�ro ze skrzyd�a owego ptaka, kt�re ja, Marko Polo, zmierzy�em i przekona�em si�, �e jest d�ugie na dziewi��dziesi�t pi�dzi; trzon za� owego pi�ra mia� obwodu dwie pi�ci mojej r�ki... Mieszka�cy wysPy ptaka zowi� ska�� � Euk... �Opowiadali te�, �e dziki s� tam wielko�ci bawo�u i �yj� tam �yrafy oraz dzikie os�y... Dziwnie o tym s�ucha�, a jeszcze dziwniej patrze� na to..." Opisanie �wiata zdoby�o sobie wielk� s�aw�. Przez dwa bite wieki nie by�o w Europie innego dzie�a tak wzi�tego, kt�re by tak urzekaj�co prawi�o o dalekich krajach na wschodzie. Ludzie, rzecz prosta, ulegali urokowi. Kr�lowie i giermkowie, zbrodniarze i �wi�ci, awanturnicy i pionierzy, zaborcy i misjonarze, mistycy i ludzie czynu wpadali w Europie w zachwyt, snuli plany, roili. Przysz�e wieki zdziera�y zas�on� tajemnic, ujawnia�y bzdury w opisach Marka Polo, k�am zadawa�y mrzonkom, ale rzecz dziwna i znamienna, Madagaskar najd�u�ej zachowa� rozg�os �jednej z najwa�niejszych wysp na �wiecie" i nie chcia� traci� tego miana. Nie chcia� ods�ania� prawdziwego oblicza � i to chyba do dnia dzisiejszego. Chcia� pozosta� wci�� wabi�cym rajem. $ Madzunga, miasto krokodyla i baobabu Wi�c z t�ocznego czy��ca na francuskim statku przepcha�em si� poprzez malgaskie c�o do miasta Madzungi niby do raju. Chocia� to jeszcze pytanie, czy do raju. W Madzundze zamieszka�em w ,,Nouvel Hotel" niedaleko portu, a w hotelu i w jego okolicy w pewnych godzinach dnia straszny roznosi� si� od�r. Mi�y w�a�ciciel, Pagoulatos, wyja�ni� mi, �e to tylko przyp�yw morza wpycha� z powrotem do miejskich kana��w fekalia sp�ywaj�ce z miasta do zatoki � i tym mnie uspokoi�. Ostatecznie dostojne kroniki nie wspomina�y, jak w raju pachnia�o, wi�c m�g� to by� i raj. Madzunga, le��ca na p�nocno-zachodnim wybrze�u wyspy, u uj�cia pot�nej Betsiboki, drugi na wyspie port po Tamatawie � by�a punktem wyj�cia w 1895 roku francuskiej wyprawy wojennej, kt�ra podbi�a Madagaskar. St�d r�ne o tym mie�cie powstawa�y zdania w�r�d Francuz�w, zale�ne od nastroju ducha, stanu w�troby i przekona� politycznych tego, kt�ry zdania owe wyg�asza�. Wi�c niekt�rzy chwalili wniebog�osy, �e to siedlisko szcz�cia i kwiat�w, �e tonie w u�miechach, �e do marze� usposabia; inni, �e tu nuda, kurz, smr�d, skwar i najpaskudniejsza na �wiecie dziura. Mnie Madzunga si� podoba�a, bo dwadzie�cia osiem lat temu na podw�rzu u pewnego hinduskiego kupca zobaczy�em tu wepchanego krokodyla-giganta, siedmiometrowego potwora. Bestia mia�a oble�nie b�ogi grymas na wrednym pysku, n�kaj�cy mnie d�ugo potem w r�nych snach, i makabrycznych, i nieprzyzwoitych. Inn� imponuj�c� osobliwo�ci� Madzungi by� jej s�ynny na Ocean Indyjski baobab. Najpot�niejszy na Madagaskarze i zapewne w ca�ej Afryce, wi�c chyba najwi�kszy na ziemi, mia� pie� o obwodzie kilkudziesi�ciu metr�w i mo�na by�o dopatrywa� si� w nim wszystkiego, lecz najmniej drzewa. Por�wnywano go ju� z przer�nymi rzeczami i stworami, byleby by�y olbrzymie a kr�- 11 pe, wi�c najcz�ciej z mamutem, ale to za ma�o: to by� superma-mut. Baobab nic si� nie zmieni� od dwudziestu o�miu lat, sta� znowu bez li�ci, napusza� si� w pobli�u oceanu u wylotu alei nosz�cej chwalebnie (czy politycznie?) t� sam� co dawniej nazw�: Avenue de France, i przypomina� rai Fryderyka Schnacka. �w niemiecki pisarz, jak zreszt� ka�dy inny tu podr�nik (nie wy��czaj�c A. F.), pisa� o baobabie wzruszonym pi�rem, a �e Schnack by� uroczym wielbicielem motyli, kwiat�w i niewinnych dziewic, bardzo go lubi�em. �' ' ' ' �w baobab stanowi� niezawodnie symbol wieczno�ci, ale musia� s�u�y� tak�e doczesnym celom. Przybili mu do czcigodnej kory dwa plakaty: jeden zapowiada� maj�ce si� odby� teatralne przedstawienie �Judasy", zapewne jakiego� zespo�u amatorskiego, drugi plakat by� jeszcze wa�niejszy, bo zaprasza� na mecz pi�ki no�nej. Oj, Judasy, Judasy! Ale ci malgascy judasy przynajmniej nie wycinali kory, jak to czynili obywatele rogali�scy z tysi�cletnimi d�bami nad Wart�: raz ko�o Wielkanocy ludzie z Rogalin-ka potrzebowali paliwa do w�dzenia szynek, wi�c brali je ze s�awnych d�b�w. Madzunga, licz�ca blisko pi��dziesi�t tysi�cy mieszka�c�w, by�a uderzaj�cym zbiorowiskiem wielu lud�w, ras i odcieni sk�ry, ale g��wne pi�tno nadawali jej nie Malgasze, lecz Hindusi, kt�rzy opanowali handel i rzemios�o. Nie zawsze tak by�o. Dawnymi czasy Arabowie z wysp Komoryjskich, z Zanzibaru i nawet z Arabii �ci�gali licznie do uj�cia rzeki Betsiboki, zak�adali tu faktorie handlowe i byli wa�nymi po�rednikami mi�dzy szerokim �wiatem a ludno�ci� malgask�. Gdy pod koniec siedemnastego wieku Saka-lawowie, przybywaj�cy jako zdobywcy z po�udnia, stwarzali tu swe rozleg�e kr�lestwo Boina, kupcy arabscy byli im wielk� pomoc�. Towary, kt�re wojacy od Arab�w dostawali, a zw�aszcza strzelby i amunicja, dawa�y im przewag� nad innymi szczepami. By� okres, kiedy nawet dalecy Merinowie, p�niej tak dumny i zwyci�ski nar�d, musieli sk�ada� Sakalawom ho�d i danin�. Wi�c przypuszczalnie rzutkim Arabom zawdzi�cza�a Madzunga swe powstanie, ale tradycja Sakalaw�w inne dawa�a wyja�nienie tych pocz�tk�w. Mianowicie ich kr�l Andriamandisoarivo w swym zwyci�skim pochodzie z po�udnia doszed�szy nad brzegi Betsiboki, 12 ujrza� prze#sob� pot�n� rzek� pe�n� wir�w i krokodyli, i w m�nym sercu nieco si� zatrwo�y�. Chc�c si� przekona�, czy Zanahary, najwy�sze b�stwo Malgasz�w, wci�� sprzyja�o jego wyprawie, kr�l postanowi� po�wi�ci� sw� najulubie�sz� c�rk�. Wi�c kaza� zbudowa� kruch� tratw� i na niej pu�ci� dziewczyn� na rzek�. Jego ludzie, zdj�ci mi�osierdziem � jak to zwykle bywa�o w takich procedurach � b�agali go, by tego nie czyni�, ale oczywi�cie b�agali daremnie, bo by� to w�adca niez�omny. B�stwo okaza�o si� przychylne. Ma�a ksi�niczka wysz�a ca�o z pr�by boskiej i szcz�liwie wyl�dowa�a po drugiej stronie Betsiboki u jej uj�cia do morza. Uradowani kr�l i jego Sakalawowie przep�yn�li rzek� i w miejscu l�dowania kr�lewskiej c�rki za�o�yli miasto; a pewni poparcia boskiego, pokonali szczepy na p�nocy i na wschodzie i stworzyli pot�ne kr�lestwo Boina. Miasto nazwali Mudzangayeh czyli Miejscem Boskiego Wyboru, a dziewczyn� Andriamihantanarivo czyli Ksi�niczk�-O-Kt�rej -�ycie-Tysi�ce-Si�-Modli�y. Z biegiem czasu Mudzangayeh przemieni�o si� w Madzung�. I Magistrat, smutne przedmie�cie i u�miechni�te dziewczyny Tsiranana, prezydent dzisiejszej Republiki Malgaskiej, nie mia� co prawda c�rki, kt�r� by rzuca� na �ask� wir�w Betsiboki, ale r�wnie lubi� Madzung� i podbija� serca ludzi, �yj�cych tu na p�nocy i zachodzie Madagaskaru. Byli to poza Sakalawami g��wnie jego krajanie ze szczepu Tsimihet�w, �yj�cy niedaleko w g��bi wyspy, wi�c nie dziw, �e w tym swoim mateczniku w prowincji Madzunga Tsiranana cieszy� si� mirem jak nikt inny i tu najwi�cej dostawa� g�os�w przy wyborach. A �e mia� serce wdzi�czne i r�ka r�k� my�a, hojnie si� odp�aca�: w Madzundze wyrasta�y jak grzyby po deszczu okaza�e budynki, wymierzane nad stan. P�aka� pono� w Tananariwie malgaski minister finans�w, marszczyli czo�a francuscy doradcy, ale Tsiranana upar� si� w szerokim ge�cie i Madzundze nie szcz�dzi� budowli. Taldm magistratem nie mog�a poszczyci� si� nawet Tananariwa i rzecz ludzka, tak�e nie mia�a takiego pomnika prezydenta, wznosz�cego dumne czo�o na placu przed magistratem. Wi�c by�o przyjemnie patrze� na architektoniczny awans Ma-dzungi i na �mia�y gmach magistratu. Sta� na skraju �r�dmie�cia, symbol nowych czas�w, b�d�c niejako zako�czeniem kilku szerokich bulwar�w stworzonych przez Francuz�w jeszcze w czasach kolonialnych. W magistracie urz�dowali Merinowie z centralnego p�askowy�u i nieliczni Tsimiheci, a najmniej by�o miejscowych ludzi, Sakalaw�w, zatrudnionych jako wo�ni. Natomiast o kilkaset metr�w za magistratem rozpoczyna�o si� ludne przedmie�cie Mahabibo, skupisko brudu, n�dzy, chor�b i woniej�cych �ciek�w. Tu w Mahabibo, w st�oczonych chatach kurnych i w krzywych budach z blachy po puszkach, gnie�dzili si� wy��cznie Sakalawowie, ostatnia biedota. Dawni panowie tej ziemi, niezwalczeni ongi� wojownicy, dzi� wydziedziczeni i brutalnie wypchni�ci ze swej stolicy na wydmuchowiska, tu doci�gali beznadziejnego �ywota. 14 Mi�dzy Mahabibo a �r�dmie�ciem rozci�ga�o si� wielkie targowisko, w godzinach porannych pe�ne ruchu, strojnych Malgaszek i weso�o�ci, jak gdyby chciano tutaj powetowa� smutek sakalaw-skich chat. Chodzi�em mi�dzy straganami, by fotografowa�, a na trzeci dzie� znano mnie ju� jak kulawego psa: kto by� brzydki lub �le ubrany, unika� mnie z daleka, natomiast dziewczyny, przystrojone w barwne lamby kuani, raczej garn�y si� i zdj�� nie mia�y mi za z�e. By�y to przewa�nie Sakalawki, niekt�re wcale �adne, a wszystkie przyodziane w tanie kolorowe kretony, zapewne ca�y maj�tek, jaki posiada�y. Na targowisku prze�ywa�y osobliwe chwile, jak gdyby jakie� malgaskie uniesienie. Przez godzin� upaja�y si� rado�ci� otoczenia, z t�umem p�yn�y rozgwarzon� fal�, �y�y tu w odr�bnym �wiecie jakiej� ma�ej swej bajki, kt�ra si� ko�czy�a dopiero, gdy wraca�y do ciemnych bud z blachy. Spostrzega�em wyra�nie, �e w tej gwarnej, godzinie czu�y si� kim� innym, ni� by�y w swych chatach; czu�y si� jak motyle, kt�re z cienia wyfrun�y na s�o�ce, albo jak tancerki wykonuj�ce czarowny taniec. A �e by�y szcz�liwe i u�miechni�te i mia�y barwne kretony na sobie, ch�tnie pozwala�y si� fotografowa�. i �yciodajny gr�b Bywa�o, �e godzi�em na ulicy rykszarza i g�usz�c leciutk� rozterk� sumienia, na jego pousse-pousse wyje�d�a�em za miasto do wiosek sakalawskich. W tych ubogich wioskach nie by�o zasobnych sklep�w, �wi�ty� ani ko�cio��w, ani �wi�tych kamieni-o�ta-rzy, natomiast w niekt�rych znajdowa�y si� groby dawnych sakalawskich wodz�w i kr�l�w. Owe groby stanowi�y dla Sakalaw�w bardzo wa�n� rzecz, najwa�niejsz� w ich �yciu. Otacza�o si� je do dzi� bezprzyk�adn� czci�, gdy� by�y to jedyne �lady i dowody dawnej �wietno�ci, po kt�rej nic innego nie pozosta�o. Najbli�szy gr�b znajdowa� si� w Doana Vovo o trzy kilometry od Madzungi. Wie�, zbudowana na piaskach, sk�ada�a si� z kilkudziesi�ciu chatynek skleconych z li�ci palmowych, a na rozleg�ym placu ci�gn�� si� wielki, czworoboczny ostrok� o bokach chyba stumetrowych. Za tym p�otem, ukryty przed ludzkim okiem, le�a� gr�b niejakiego Damisary, zapewne niegdy� du�ej miary woja. Ca�a wie� zwi�zana by�a z istnieniem grobu, wszyscy mieszka�cy tworzyli jego stra� honorow�, a jako g��wny opiekun przedstawi� si� Hommadi Bacari, w�a�ciciel n�dznego straganu, Komoryjczyk, ale sakalawskiego pochodzenia. Bacari grzecznie mnie prosi�, �ebym nie podchodzi� do �wi�tego ostroko�u bli�ej ni� na kilkadziesi�t krok�w, bo to niepokoi�oby ducha zmar�ego. Zaraz te� wyja�ni�, �e on sam tak�e nie m�g� zbli�a� si� do grobu, jak tylko w godziwym odzieniu, a teraz by� �le ubrany. Kury, ptaki plugawe, uchodzi�y w Doana Vovo za fadi, rzecz zakazan�, i nie istnia�y w wiosce, za to ch�tnie widziano tu byd�o, maj�ce u Sakalaw�w cechy istot nadprzyrodzonych. � Niestety � westchn�� Bacari � ludzie s� ubodzy i posiadaj� ma�o byd�a. Podczas tej rozmowy mieszka�cy zacz�li si� schodzi� i staj�c doko�a nas przygl�dali si� bia�emu go�ciowi z �yczliw� ciekawo�ci�. Byli mi ch�tni, bo okazywa�em szacunek dla �wi�to�ci grobu, wi�c pozwalali si� fotografowa�, a niekt�rzy ch�opaczkowie przybiegali, by poszczyci� si� posiadaniem procy. Zakupi�em u sklepi- 16 By�y to Sakalawki, niekt�re wcale tadn�, a wszystkie przyodziane w tanie kolorowe kretony... (s, 15) .by�y szcz�liwe i ch�tnie pozwala�y si� fotografowa�... (s. 15) karz� tanich cukierk�w i kaza�em rozda� je wszystkim obecnym. By� to skromny, �agodny i szcz�liwy na sw�j spos�b ludek, wi�c za te cukierki uros�em w jego oczach na dobroczy�c� i przyjaciela. W Doana Vovo panowa� osobliwy pok�j. Niew�tpliwie nastr�j dostojnej relikwii udziela� si� ca�ej wsi, k�ad� swe pi�tno na ludzi, chaty i nawet na kilka okaza�ych drzew tamaryndowych: by�y one wa�nym sztafa�em �wi�tego gaju. Ale nie przez ca�y rok trwa� tu spok�j. Raz do roku odbywa�y si� uroczysto�ci na cze�� ducha zmar�ego bohatera, trwaj�ce wiele dni. Ludzie t�umnie przybywali z daleka, ze wszystkich stron znosili sute picie i pokarm, ta�czyli i �piewali, upijali si� toak�, grz�li w r�zpasa-niu. Niekt�rzy wpadali w sza� i ta�czyli taniec tromb�. � Po tym kilkudniowym wybuchu rado�ci i oszo�omienia ludzie maj� serca nasycone dawno�ci� � ko�czy� opowiadanie sklepikarz Bacari � wi�c zadowoleni wracaj� do swych chat i do szarej codzienno�ci. Gdy po�egna�em si� z mieszka�cami Doany Vovo i pousse-pous-sem, wraca�em do Madzungi, mia�em i ja serce czym� nape�nione, chyba rzewno�ci�. W po�owie XX wieku, tu� pod bokiem �ywotnego portu Madzunga, takie ub�stwo by�oby nie do zniesienia. Wi�c mieszka�cy wymarzyli sobie ucieczk� z n�dzy dzisiejszej w promienn� przesz�o��: stworzyli sobie Trylogi� na sw� miar�. To wzrusza�o. W drodze powrotnej przemierzali�my krajobraz niezwykle monotonny: na piaskach widnia�y tylko tu i �wdzie szare krzewy i wym�czone drzewa. By�a to okolica przej�ciowa mi�dzy bujno�-ci� nadbrze�nych palm kokosowych a krain� �licznych satrak, palm wachlarzowych, rosn�cych nieco dalej w g��bi wyspy. Za to w przeciwie�stwie do nudnej scenerii jak�e podniecaj�ce bogactwo wra�e� doznanych ostatnio: tu, w Doana Vovo, �yli ludzie chwalebn� przesz�o�ci� uciekaj�c od n�dzy dnia dzisiejszego; w Ma-dzundze, na targowisku w Mahabibo m�ode Sakalawki u�miecha�y si� do �ycia dorywczym wybuchem rado�ci i na chwil� zapomina�y o mrokach swych nor, w kt�rych mieszka�y; a tam dalej nowoczesne budowle, wzniesione nad stan, na wyrost, czym by�y: mrzonk� rozrzutnik�w czy �elaznym nakazem dnia, wizj� wielkiej przysz�o�ci czy zjaw� Marka Pola? I Malgascy kelnerzy Malgasze, odznaczaj�cy si� nieprzeci�tnymi zdolno�ciami umys�owymi, mieli szczeg�lnie wyrobion� wyobra�ni�, rozigran� i p�ataj�c� im, w ka�dym razie jeszcze do niedawna, gro�ne figle. W mniemaniu Malgasz�w najgro�niejsze nadnaturalne niebezpiecze�stwa pi�trzy�y si� doko�a ludzi, a z�y los w postaci obrzydliwych demon�w i innych szkaradzie�stw czyha� nieustannie na ich zgub�. A�eby si� od z�ego obroni�, stosowali dziwne �rodki, cz�sto wr�cz makabryczne. Wi�c na przyk�ad we wszystkich prawie szczepach, �yj�cych na Madagaskarze, zabijano ka�dego noworodka, rodz�cego si� w feralnym dniu, a takich dni istnia�o w poszczeg�lnych szczepach po dwa lub trzy w tygodniu. Gdyby dziecko pozosta�o przy �yciu, sprowadzi�oby na rodzin� same nieszcz�cia i gromy. U Sakalaw�w szczeg�lnie niepomy�lnym dniem by� czwartek. Tysi�ce dzieci pada�o rocznie ofiar� tego przes�du. Rz�dy kolonialne Francuz�w st�umi�y okrutne praktyki, ale, rzecz jasna, wielu zabobon�w nie zdo�a�y wykorzeni�. Plenna wyobra�nia Malgasz�w w tym kierunku by�a zbyt silna. Mi�dzy innymi wyj�tkowo uporczywie zachowa�a si� wiara w mpakaf u czyli po�eraczy serc. Od dawien dawna wierzono, �e czarownicy i inni niegodziwcy z szata�skim upodobaniem wyrywali serca swym bli�nim, skrycie na nich napadaj�c, i je zjadali. Przes�d nabra� nawet politycznego zabarwienia w pierwszych latach po podboju Madagaskaru przez Francuz�w. Wtedy na ulicach Tananariwy cz�sto znajdowano zw�oki Malgasz�w z wydartymi sercami i Francuzom przypisywano zbrodnicze czary. Gdy tu� przed drug� wojn� �wiatow� by�em na Madagaskarze, wielu Malgasz�w wci�� wierzy�o w istnienie z�o�liwych mpakafu, pos�dzaj�c zw�aszcza Europejczyk�w o bezecne zbrodnie. We wsi Ambinanitelo podobne podejrzenia �ci�gn�� na siebie m�j poczciwy towarzysz, Bogdan Kreczmer, pracownik Pa�stwowego Muzeum Zoologicznego w Warszawie, bo zbiera� wodne owady i pa- 18 j�czaki do szata�skich epruwetek: kosztowa�o mnie niema�o zachodu, by bzdur� wybi� mieszka�com wsi z g�owy. Podst�pny mpakafu niekoniecznie zaraz wyrywa� ofiarom serce, ale wielu ludzi nie mia�o w�tpliwo�ci co do tego, �e przebieg�ym podst�pem, zazwyczaj hojnym podarkiem, Europejczyk--mpakafu stara� si� usidli� Malgaszom dusze, a�eby potem zgotowa� im zag�ad�. Gdy m�odemu g�uptasowi Rakoto, tragarzowi work�w kawy w Foulpointe, podarowali�my ca�� paczk� papieros�w, by� t� hojno�ci� tak przera�ony, �e uciek� w pop�ochu, obawiaj�c si� z naszej strony czego� z�ego. Podobna rzecz zdarzy�a mi si� dwu-, trzykrotnie z malgaskimi kelnerami. Gdy dostali napiwne, w ich mniemaniu zbyt wyg�rowane, wywo�ywa�o to skutek przeciwny spodziewanemu: nagle wrog� podejrzliwo��, po prostu opryskliwe zachowanie si� garsona. Maj�c w �ywej pami�ci te przedwojenne do�wiadczenia, uda�em si� obecnie podczas mego pobytu w Madzundze do �Hotel de Bre-tagne" i tam przy stoliku na ulicy wypi�em kaw�. Kosztowa�a czterdzie�ci frank�w, ale ja, pe�en oczekiwania, da�em malgaskie-mu kelnerowi sto frank�w i machn��em r�k� na znak, �e reszta to jego pourboire. On z lekka os�upia�, wyba�uszy� oczy, wszak�e tylko na chwil�. Twarz pokra�nia�a mu niezmiern� rado�ci�, jakby niebo poczu� w sercu, i podzi�kowa� z u�miechem od ucha do ucha. Odszed� wyra�nie zadowolony. Nie, ten nie mia� ju� strachu, �e dybi� na jego dusz�. Gdy nast�pnego dnia ponownie siad�em w tej samej kawiarence, przybieg� w te p�dy garson, inny ni� wczorajszy, ale ju� u�wiadomiony, �em ja facet od szczodrych napiwk�w. I w istocie, skutek by� ten sam: szelma ucieszy� si� sutym pourboirem i bynajmniej nie mia� mi tego za z�e. �w �Hotel de Bretagne" istnia� ju� przed wojn� i pozosta� taki sam jak wtedy; morze, odleg�e o dwie�cie krok�w, tak samo teraz hucza�o jak dawniej, a wi�kszo�� ulic Madzungl i stary baobab nic si� nie zmieni�y. Natomiast kelnerzy malgascy, co wkr�tce stwierdzi�em tak�e w Tananariwie, ju� w bia�ym cz�owieku nie dopatrywali si� zjadacza serc. Pozbyli'si� przes�du. Ba, weszli tak skutecznie na drog� post�pu1 F'naszej7 Cywilizacji, �e nauczyli si� naci�ga� go�ci. ^g b fi'! o�-'� '< oV) Madagaskarski los LEGENDARNY HIERONIM OBST W par� minut po moim wyl�dowaniu na Madagaskarze, kilkadziesi�t krok�w od wybrze�a, podszed� do mnie ze wzruszon� twarz� i zwilgotnia�ymi �renicami. Pytaj�co wymamrota� moje nazwisko i w�r�d zwyk�ego w takich chwilach be�kotu wylewnie si� u�ciskali�my. Dwadzie�cia osiem lat, jakie up�yn�y od naszego ostatniego spotkania, zrobi�y oczywi�cie swoje. Przygarbi� si�, przyg�uch�, straci� wiele z�b�w, ale mimo to pozosta� tym dawnym Hieronimem Obstem, dziwnie m�odzie�czym: cer� mia� zdrowo ogorza��, z oczu tryska� zuchowat� werw�, w szerokim u�miechu zachowa� dawn� dziarsk� rado��. Ongi�, pisz�c o moim pierwszym pobycie na Madagaskarze, po�wi�ci�em mu wiele gor�cych s��w pe�nych zapa�u i wcale nie przesadza�em. To by� bohater, legendarna na po�y posta�, pionier o rycerskim rozmachu. W swej siedzibie Antsezie nad jeziorem Kin-kony, o jakie sto kilometr�w na po�udniowy zach�d od Madzungi, panowa� niby mityczny w�adca, s�yn�� z dobroci serca i z twardo�ci pi�ci, a zdoby� nie tylko poka�ny maj�tek, ale i bezgraniczny wp�yw na Sakalaw�w ca�ej okolicy. Ci Malgasze dalekiego zaplecza oddawali mu dziwny ho�d, bo kochali go jak dobrego ducha i bali si� jak demona. Ub�stwiali go, a on, olbrzym, niewiele ni�szy ni� dwa metry, dzia�a� na ich wyobra�ni� niezwyk�� krzep� mi�ni, bystro�ci� oka, celno�ci� swego karabinu i anielsk� dobroduszno�ci�. A oto dawna legenda, w posta� obleczona, sta�a znowu przede mn�. NIEBO MADAGASKARU Madagaskar bywa� kapry�ny jak �adna inna wyspa na ziemi; ma�o by�o krain r�wnie pi�knych i zarazem tak okrutnych. Oto niebo Madagaskaru. �askawe, szczodre, iskrzy�o si� tysi�cem gwiazd, promienia�o rado�ci� s�o�ca i by�o zapraszaj�ce jak 20 u�miech Malgaszek. Tu niebo jak nigdzie indziej rozpala�o bujne nadzieje, budzi�o t�sknoty. Od niepami�tnych czas�w przyp�ywa�y tu ludy ze wszystkich stron �wiata i zak�ada�y swe ogniska. I tak�e ludzie Europy przyp�ywali po dobrobyt, by gromadzi� zasoby, nape�nia� swe spichrze, snu� plany na przysz�o��. Ale to samo niebo, tak �askawe i szczodre, zdobywa�o si� nagle na potworne okrucie�stwa i umia�o wybucha� straszliwym gniewem. Co r�ka ludzka wznosi�a w cierpliwym mozole, to rozszala�y �ywio� nieba, bywa�o, niszczy� w kilku minutach szale�stwa. Cyklony rozbija�y do szcz�tu spichrze, plany i nadzieje ludzkie. Nie by�o kapry�niejszej wyspy na ziemi ni� Madagaskar. � Jak to si� sta�o? Jak dosz�o do katastrofy? � pyta�em Obsta, gdy siedzieli�my w hotelu u Pagoulatosa przy kolacji. W roku 1939, w pi�tna�cie lat po jego przybyciu na Madagaskar, Obst sta� u szczytu swego powodzenia. Liczne wo�y, jakie posiada�, zwozi�y mu z wiosek Sakalaw�w do Antsezy zbiory rafii, a z An-tsezy t�g� motor�wk�, s�ynnym �Stachem", p�yn�� towar rzek� Mahavavy, a nast�pnie morzem do Madzungi. Z rafii Obst ci�gn�� �wietne zyski, ale to niespo�ytej jego rzutko�ci nie starczy�o. �w syn gospodarski spod Trzemeszna mia� w sobie co� z pierwszego Piasta, lubi� ko�odziejstwo i majstrowanie. Wi�c budowa� t�gie dwuko�owe arby i w�asnego pomys�u prasy do rafii, jedno i drugie wielce poszukiwane przez Malgasz�w i Europejczyk�w. Sta� go by�o r�wnie� na to, by w�asnym kosztem zbudowa� pi��dziesi�t sze�� kilometr�w drogi od Antsezy w stron� Madzungi. W�adze kolonialne z wdzi�czno�ci� przej�y drog� i nadal j� utrzymywa�y. Obst m�g� cz�ciej je�dzi� do Madzungi, a mia� wielkiego mercedesa. Wybuch drugiej wojny �wiatowej uci�� jak no�em eksport rafii; nikt ju� jej nie kupowa�, wi�c nikt tak�e nie zamawia� woz�w ani pras. Ale dopiero w 1943 spad�a prawdziwie gro�na kl�ska na Madagaskar, katastrofalna dla wyspy: cyklon. Uderzy� od Oceanu Indyjskiego na wschodnie wybrze�e, gruchota� miasta, wsie i plantacje, wielkie statki w porcie Tamatawie wyrzuca� na l�d. Wdzieraj�c si� dalej w g��b wyspy przybiera� kszta�t koszmarnej ulewy. Ca�e bry�y wody, tysi�ce Niagar, spad�y z nieba na kraj w ci�gu niewielu godzin: ob��d nieba. Dom Obsta w Antsezie sta� na wysokim wzg�rzu przy brzegu 21 gu, energicznie zaprotestowa� przeciw zo-�ci i prosi� sier�anta, �eby miast tego po-=y� na wysuni�tej plac�wce. Powsta� skan-ukarano degraduj�c go. W pu�ku s�u�y�o :t w powodziowej katastrofie roku 1943 =go maj�tku, nie upad� na duchu, nie stra-przysz�o��. Jednak znalaz� si� w pozycji odwrocie i szarpi�cego si� z coraz wi�k-niec wojny nie poprawi� jego po�o�enia, nie ruszy�, nie sprzyja�y mu tak�e ros-fermenty polityczne. kie wybuch�y w roku 1947 w centrum i na y si� dalekim echem r�wnie� na zachodzie. Obsta kilku Grek�w i Kreol�w z R�union. gasz� zamierzaj� wyci�� wszystkich Euro-�onili si� do Madzungi, podczas gdy Obst, czywi�cie pozosta� i ledwie nie przyp�aci� szczepu Betsimisarak�w, przebywaj�cy y powszechnym podnieceniem, postanowi� rzekomego wroga. Przyby� do niego z ukry-rzy� niezdrowy blask jego oczu i dziwny, i� na baczno�ci, tote� gdy napastnik znie-3t jeszcze szybciej zada� mu cios pi�ci� ze by� silniejszy i �wawszy i niejeden raz a� si� broni� w podobny spos�b. Malgasza, �cem podlegaj�cym zaburzeniom umys�u1, oparcie o mo�nego sojusznika w Madzun-Winist�rfera, kt�rej dostarcza� ca�� sw� by� pono� jego osobistym przyjacielem, adagaskaru i w przezwyci�enie powojen-liczy� si� z kaprysami madagaskarskiego >wy cyklon nawiedzi� wysp� i szczeg�lnie bodzie. Wichura zerwa�a dachy Winistor-ewa przemoczy�a zapasy rafii do tego stop-liu. Strata tysi�ca trzystu bel cennego to- 23 jeziora Kinkony, a najwi�ksze powodzie si�ga�y co najwy�ej do st�p wzg�rza. Jednak tym razem od rzeki Mahavavy sz�y do jeziora takie wa�y wzbieraj�cej wody, �e w przera�liwie kr�tkim czasie poziom jeziora wzr�s� o kilkana�cie metr�w i potop zala� ca�y kraj a� po wierzcho�ki drzew. Nawet Obstowy dom na szczycie wzg�rza znalaz� si� w wodzie do po�owy �cian. Dopiero po dziesi�ciu dniach woda zacz�a opada� obna�aj�c ca�� groz� zniszczenia. Dom Obsta jako tako ocala�, ale jego cenny samoch�d, zatopiony ca�kowicie przez wiele dni, sta� si� bezu�ytecznym rupieciem. Gorzej, �e rzeka Mahavavy zmieniaj�c swe koryto, zmy�a dotychczasowy g��boki nurt i nanios�a wsz�dzie tyle piasku, �e w p�ytkiej wodzie wszelka �egluga usta�a. Pozbawiony dost�pu do morza, Obst straci� �yciodajn� arteri�. Motor�wk� musia� sprzeda� za bezcen. SILNY, A NIEMAL ZRUJNOWANY Obst by� zupe�nie g�uchy na prawe ucho � pozosta�o�� z okop�w z pierwszej wojny �wiatowej � a prawie g�uchy na lewe ucho, wi�c trzeba by�o g�o�no m�wi� do niego, niemal krzycze�. Prawem kontrastu u�omno�� ta � jak mi si� zdawa�o � pot�gowa�a zadzier�ysto��. Gdy mi opowiada� swe dawne przej�cia, patrza�em ze zdumieniem na jego twarz, by�a bowiem bardzo polska i tak znamienna dla wielu mieszka�c�w doko�a Gop�a. Ale rozwini�te dolne szcz�ki, typowo Obstowe, �wiadczy�y o zdumiewaj�cej czupurno�ci. Pow�d� w 1943 roku wyrz�dzi�a mu niepowetowane szkody, ale jego samego nie z�ama�a. Bojownik nieugi�ty, tak �atwo nie da� si� zgnie�� przeciwno�eiom, czego dowi�d� ju� w okresie pierwszej wojny �wiatowej. Z chwil� jej wybuchu dwudziestojednoletniego dr�gala, zdrowego jak ryba, zaci�gni�to do cesarsko-niemieckiej armii i natychmiast wys�ano na zachodni front. Szed�, bo nie m�g� inaczej, ale swej polsko�ci nigdzie nie ukrywa� i mia� st�d przykro�ci. Jego sier�ant sztabowy, hakatysta, na ka�dym kroku prze�ladowa� �den Polacken" i posy�a� go na najgorsze, stracone stanowiska. Ale Obst zawsze wraca� ca�o, jak gdyby kule go si� nie ima�y, i zdobywa� jak�� osobliw� s�aw� w pu�ku. Gdy kiedy� sier�ant znowu ur�ga� �dem Polacken" przed frontem �o�nierzy, Obst �u- 22 chwale wyst�pi� z szeregu, energicznie zaprotestowa� przeciw zohydzaniu jego narodowo�ci i prosi� sier�anta, �eby miast tego poszed� z nim razem walczy� na wysuni�tej plac�wce. Powsta� skandal, ale tylko sier�anta ukarano degraduj�c go. W pu�ku s�u�y�o wielu Polak�w. Wi�c jakkolwiek Obst w powodziowej katastrofie roku 1943 postrada� wi�kszo�� swego maj�tku, nie upad� na duchu, nie straci� wiary w siebie i w przysz�o��. Jednak znalaz� si� w pozycji bojownika b�d�cego w odwrocie i szarpi�cego si� z coraz wi�kszymi trudno�ciami. Koniec wojny nie poprawi� jego po�o�enia. Handel rafi� nale�ycie nie ruszy�, nie sprzyja�y mu tak�e rosn�ce na Madagaskarze fermenty polityczne. Krwawe rozruchy, jakie wybuch�y w roku 1947 w centrum i na wschodzie wyspy, odbi�y si� dalekim echem r�wnie� na zachodzie. W Antsezie �y�o opr�cz Obsta kilku Grek�w i Kreol�w z R�union. Wobec pog�osek, �e Malgasze zamierzaj� wyci�� wszystkich Europejczyk�w, ci biali schronili si� do Madzungi, podczas gdy Obst, zawsze wierny sobie, oczywi�cie pozosta� i ledwie nie przyp�aci� tego �yciem. Pewien Malgasz ze szczepu Betsimisarak�w, przebywaj�cy w Antsezie, otumaniony powszechnym podnieceniem, postanowi� zg�adzi� Europejczyka, rzekomego wroga. Przyby� do niego z ukrytym no�em. Obsta uderzy� niezdrowy blask jego oczu i dziwny, od�wi�tny str�j. Mia� si� na baczno�ci, tote� gdy napastnik znienacka doby� no�a, Obst jeszcze szybciej zada� mu cios pi�ci� i powali� go. Obst zawsze by� silniejszy i �wawszy i niejeden raz w dawnych latach musia� si� broni� w podobny spos�b. Malgasza, kt�ry okaza� si� ob��ka�cem podlegaj�cym zaburzeniom umys�u, wzi�li do szpitala. Obst mia� materialne oparcie o mo�nego sojusznika w Madzun-dze, szwajcarsk� firm� Winist�rfera, kt�rej dostarcza� ca�� sw� rafi�. Sam Winistorfer by� pono� jego osobistym przyjacielem, wierzy� w przysz�o�� Madagaskaru i w przezwyci�enie powojennych k�opot�w. Ale nie liczy� si� z kaprysami madagaskarskiego nieba. W 1950 roku nowy cyklon nawiedzi� wysp� i szczeg�lnie da� si� we znaki na zachodzie. Wichura zerwa�a dachy Winist�r-ferowych sk�adnic, a ulewa przemoczy�a zapasy rafii do tego stopnia, �e uleg�y zniszczeniu. Strata tysi�ca trzystu bel cennego to- 23 waru doprowadzi�a star� firm� do upadku i szybkiego rozwi�zania, a Winistorfera zmusi�a do powrotu do Szwajcarii. Wi�c Hieronim Obst pozosta� sam w swej Antsezie, odci�ty od �wiata �� cz�owiek silny, ale niemal zrujnowany. OSAMOTNIENIE Chocia� Obst junaczy� i jego pewn� siebie min� opromienia� cz�sty u�miech, to przecie ow� samotno�� wyczuwa�em w ka�dym zdaniu jego opowie�ci. Dawniej, gdy posiada� pieni�dze, mia� licznych przyjaci� w�r�d Francuz�w, Kreol�w i nawet Grek�w, ale teraz gdzie� si� oni zapodziali. Dawniej cz�ciej spotyka� tych kilku Polak�w, przebywaj�cych na Madagaskarze. Dzi� Leona Barka, mieszkaj�cego wci�� w Bealananie, od lat ju� nie widzia�, Strandman zaszy� si� gdzie� w broussie za Maevatanan�, a Gier-li�ski �y� po drugiej stronie wyspy w waniliowej Antalaha. Obst mia� dawniej mi�� towarzyszk� �ycia, szlachetn� i oddan� mu Kreolk�, kt�r� dobrze sobie przypomina�em z przedwojennych czas�w. Ale ona kr�tko po wojnie umar�a. Dzieci nie by�o. Teraz w Antsezie gospodarzy�a Obstowi stara Malgaszka, Saka-lawka, bardzo mu obca, kt�r� przyho�ubi� do siebie tylko dlatego, �e by�a w skrajnej n�dzy i mia�a kilkoro wyg�odnia�ych dzieci. Jedno z tych dzieci, dziesi�cioletniego ch�opczyka, Obst polubi�, nawet tak polubi�, �e zastanawia� si�, czyby go nie usynowi� i przywi�za� serdecznie do siebie. � Czy to ch�opiec warto�ciowy? � spyta�em. Obst troch� si� zawaha�. � Tak, chyba tak! � odrzek�. � Zreszt� sami zobaczycie, gdy b�dziecie u mnie w Antsezie. Umilk� i obydwaj na pewno pomy�leli�my to samo: jakie trudne to zadanie, by rzetelnie, naszym obyczajem, przywi�za� do siebie tutejszego ch�opca. Malgasze �yli na og� w odr�bnym od naszego �wiecie uczu�. W wielu dziedzinach inaczej post�powali ni� my i inne mieli reakcje. � Czy ch�opczyk oka�e si� wdzi�czny? � b�kn��em. Obst nie odpowiedzia� na pytanie, ale po chwili odezwa� si� zmienionym g�osem, niemal�e za�ka�: � Tak bardzo lubi� dzieci, tak bardzo do nich... 24 Zdziwi�em si�, wi�cej: prawie przerazi�em si� widz�c, �e mg�� zasz�y mu oczy. Wi�c nieposkromiony ongi� pionier, m�ny zwyci�zca i chwat takie przeszed� przeobra�enia, �e oto miewa� rzewne uczucia i nie ukrywa� ich? � Przecie� trzeba si� przywi�za� do kogo�! � rzek� jakby na usprawiedliwienie. Obst przebywa� na Madagaskarze od czterdziestu dw�ch lat, istn� wieczno��, ani razu nie opuszczaj�c wyspy. Mia� w Polsce rodze�stwo i wiedzia�em, �e o swoich cz�sto serdecznie my�la� i t�skni� do nich. Wybi� si� tu na bohatera, udowodni�, �e potrafi podbija� i obc� przyrod�, i ludzi, ale w ko�cu los odwr�ci� si� od niego, �lepe �ywio�y go pokona�y, Madagaskar ju� go nie chcia�. A poniewa� Obst mia� siedemdziesi�tk�, nale�a�o chyba wyci�gn�� prost� konsekwencj�: powinien by� wraca� do swoich, do kraju. Gdy mu o tym napomkn��em, zachmurzy� si� i dopiero po chwili odpowiedzia�: � To nie takie proste! � Dlaczego nie? � powsta�em. -� Straci�em maj�tek! � rzek�. � Nie mam pieni�dzy. � Czy nie starczy na drog� powrotn�? Tyle mia� jeszcze, ale by� inny s�k: Obst wstydzi�by si� wraca� do Polski bez maj�tku. Za�mia�em si� z tej rozterki i takich w�tpliwo�ci, trac�cych sposobem my�lenia sprzed czterdziestu dwu laty, i zapewni�em go, �e gdy wr�ci do Polski Ludowej bez maj�tku, nikt mu tego wypomina� nie b�dzie, on dobrego imienia nie straci, ani korona z g�owy mu nie spadnie. Ale okaza�o si�, �e sprawa w gruncie rzeczy nie by�a tak prosta, a przyczyna niepokoju le�a�a g��biej: w jego usposobieniu. WSPANIA�E, UM�CZONE D�BISKO Pomimo podesz�ego wieku Obst zachowa� niezwyk�� si�� fizyczn� i dziarsko��, a �e kolejne katastrofy podci�y mu byt, zawzi�� si� w szczeg�lnej ambicji. Nie chcia� uzna� kl�ski. Wyzwa� do czupurnej walki przeciwny los. Niestety by�o to jak borykanie si� z wiatrakami, jak rozpaczliwa walka kogo� nieodwo�alnie spychanego. Czasem wyda�o mi si�, �e widzia�em go w sieci albo w klatce, a im mocniej szarpa� szczeble, tym z�o�liwszy stawia�y 25 one op�r. Madagaskar okazywa� mu oblicze coraz bardziej wrogie, ale on w�a�nie dlatego wzi�� na kie� i podj�� bezskuteczn� obron�. W tych warunkach nie m�g� si� osta�, wi�c krok za krokiem przegrywa�. Chocia�by spraw� drogi z Antsezy do Madzungi. W�a�ciwie drogi ju� nie by�o, dawno si� zepsu�a. Francuzi, b�d�cy na odjezd-nym z Madagaskaru, przestali j� naprawia�, a Malgasze, kt�rzy obj�li rz�dy, mieli inne k�opoty na karku. Wi�c wszelki wyw�z produkt�w z Antsezy usta� i Obst znalaz� si� niby w potrzasku. Co jeszcze zarabia�, to by�y tylko okruchy z r�ki do ust. Mia� zawsze dobre serce i s�yn�� z hojnej r�ki, a okoliczni Malgasze skwapliwie z tego korzystali, uwa�aj�c go za kogo� w rodzaju swego patriarchy czy naczelnika. Dzi� im tak�e wiod�o si� gorzej, wi�c wielu z nich w stosunkach z Obstem stara�o si� go ocygani� i nie my�la�o wywi�zywa� si� z d�ug�w. Szczeg�lnie zatrwa�aj�cy by� stosunek Obsta do szefa dystryktu, podprefekta, rezyduj�cego w Mitsinjo. Pozna�em go, gdy w drodze do Obstowej Antsezy wypad�o nam posta� przez kilka dni w tej zatraconej mie�cinie Sakalaw�w, b�d�cej w�a�ciwie wi�ksz� wsi�. Podprefekt mia� blisko czterdzie�ci lat, ale by� tak szczup�ej postaci, �e wygl�da� na dwudziestokilkuletniego m�odzika. Pochodzi�, tak samo jak prezydent Tsiranana, z dzielnego szczepu Tsimihet�w z g��bi wyspy. Jak wielu wybijaj�cych si� Malgasz�w rozkoszowa� si� w�asnym krasom�wstwem, m�wi� bardzo wiele i z nadmiernym patosem. Przy tym by� naszpilkowany kompleksami ni�szo�ci, wi�c zachowywa� si� z dra�ni�c� pewno�ci� siebie. Lubi� zagl�da� do butelki, przepada� za whisky. Do Polak�w mia� niejaki poci�g, bo kiedy� przyja�ni� si� z Gierli�skim z Antalahy, r�wnie� nie stroni�cym od kieliszka i mi�ym kumplem. Na tego podprefekta Obst patrza� z g�ry, z domieszk� pogardy, i wcale tego nie ukrywa�. Mia� mu za z�e, �e drogi nie naprawia�, i w og�le mia� mu za z�e wiele innych rzeczy. Podprefekt w obecnych warunkach ustalaj�cego si� pa�stwa i wci�� zmieniaj�cych si� warunk�w by� wszechw�adn� figur� w swym ustronnym dystrykcie i je�liby tylko chcia�, m�g� tu na ka�dym si� odegra� i ka�dego zmia�d�y�. 26 Mimo to ma�gaskiemu samodzier�cy Obst stawia� czo�a, wypowiada� niebezpieczn� wojn�. Nie zaci�t� i nie wa�n� wojn�, ale k��liw�, docinaj�c� i obsesyjn�. Niew�tpliwie przegrywaj�cy �mia�ek chcia� siebie przekona�, �e jeszcze tkwi w nim zadzier�y-sto�� i �e sta� go na igranie z ogniem. Nurtowa�a go konieczno�� utwierdzania si� w wierze, �e jest wci�� jeszcze kim� i �e pora�ki �yciowe winien nadrabia� czupurno�ci�. Niestety, nie by� to ju� dwudziestodwuletni zuch z wojska niemieckiego ani malgaski podprefekt nie by� jo�opowatym sier�antem pruskim. Wi�c Obst miota� si�, powtarzam, w zaczarowanej sieci, kt�r� sam zarzuca� na siebie, a ja coraz wyra�niej u�wiadamia�em sobie jego tragedi�. Pewnego razu na drodze w Mitsinjo widzia�em go z daleka w rozmowie z pewnym Malgaszem. Olbrzymi Obst g�rowa� tu nad lud�mi o g�ow� lub wi�cej, tote� b�d�c g�uchy musia� stale schyla� ucho do ust Sakalawy, by go rozumie�. Oto gdy go widzia�em z daleka tak schylonego jak gdyby w nadludzkim wysi�ku i z trudem porozumiewaj�cego si� z tutejszym cz�owiekiem, odnios�em wra�enie, �e Obst tak samo z trudem schyla� si� nad dzisiejszym Madagaskarem i coraz mniej go rozumia�. Dziarskie ongi�, dzi� wci�� wspania�e, ale um�czone d�bisko spod Trzemeszna nie chcia�o si� podda�, chocia� sprzysi�g�y si� przeciw niemu wszystkie �ywio�y tej obcej wyspy. Katsepa: marzenia o szcz�ciu Ju� w korespondencji, jak� wiod�em z Polski z Hieronimem Obstem, ustalili�my, �e w pierwszym etapie mej madagaskarskiej podr�y pojad� do Antsezy i tam przez pewien czas zabawi�-w go�cinie u przyjaciela z dawnych lat. Antseza le�a�a o jakie� sto kilometr�w na po�udnie od Madzungi, na po�udniowym brzegu kapry�nego jeziora Kinkony, w kraju bu�czucznych Sakalaw�w. Wi�c kr�tko po moim przybyciu na Madagaskar ruszyli�my na po�udnie w t� podr�, maj�c� niestety zgotowa� mi przekorne niespodzianki. ' ; Przep�yn�li�my t�gim promem przez uj�cie Betsiboki, szerokiej w tym miejscu na dwadzie�cia kilometr�w, i wyl�dowali�my na drugim brzegu w rybackiej wiosce Katsepa, ale tu zacz�y nas czarowa� przeciwno�ci: wszystkie autobusiki, tak zwane taxi--brousses, tego dnia ju� odjecha�y w g��b kraju i trzeba by�o -pozosta� w hoteliku madame Gordon przez ca�� prawie dob�. Prom przecina� uj�cie Betsiboki nad tymi samymi g��binami, nad kt�rymi wiele lat temu m�odziutka ksi�niczka O-Kt�rej~�y-cie-Tysi�ce-Si�-Modli�y rozstrzyga�a na kruchej tratwie los kr�lestwa Sakalaw�w. Natomiast Katsepa le�a�a dok�adnie na brzegu, z kt�rego ojciec ksi�niczki, niezapomniany Andriamandisoarivo, spu�ci� tratw� na wod�. Spogl�da�em w t� wod�: bystry pr�d tworzy� szpetne wiry i �acno m�g� rozerwa� tratw�. Za to Katsepa by�a �licznym dla oka ustroniem i odpowiada�a wszystkim ogranym idea�om, wydumanym przez lubownik�w m�rz tropikalnych: palmy kokosowe pyszni�y tu si� urodziwsze ni� gdzie indziej, malownicza pycha rozpiera�a chaty z bambus�w, piasek pie�ci� tu nogi po kostki nie gorzej ni� w klasycznych filmach o Tahiti, a w hotelu wita�a nas u�miechem rozgwarzona rozw�dka, madame Gordon. Nad nami szele�ci� dach z li�ci palmowych, gdy Gordonowa wda�a si� w powitaln� gaw�d� z Obstem. Spotyka� on na ka�dym kroku przyjaci� i znajomych. Nie rozumia�em, co m�wili, bo pos�ugiwali si� jak�� kreolsko-francusk� gwar�, ale hotelistka mia�a 28 wiele do opowiadania i czyni�a to z werw� czterdziestolatki wci�� czuj�cej si� m�odo i zaborczo. By�a �ywa i do�� �adna i sprawia�a wra�enie zadowolonej z �ycia, jak nale�a�o si� spodziewa�, w tak rozkosznym otoczeniu. Katsepa uchodzi�a za najmilsze letnisko w okolicy Madzungi i tu do hotelu przyp�ywali ch�tnie go�cie z miasta, szczeg�lnie w czasie weekend�w by�o ich tu pe�no. Dopiero p�niej, przy kolacji, gdy na dworze zapad�a noc g�o�na, a czarna jak smo�a, i na bambusowych �cianach hoteliku rozigra-�y si� podniecone jaszczurki gekony � dowiedzia�em si� od Obsta 0 �yciowej tragedii Gordonowej. By�a to Kreolka ze znamienitej rodziny, pochodz�ca z wyspy R�union, czystej krwi Francuzka, cho� nieraz Kreole miewali ma�� domieszk� krwi murzy�skiej czy malgaskiej. Wysz�a za m�� za rodowitego Francuza, kt�ry po wielu latach wsp�ycia, pomimo przyj�cia na �wiat dw�ch c�rek, opu�ci� �on� brutalnie twierdz�c, �e jest czarna, i umkn�� do Francji. By�o to z�o�liwe k�amstwo, Gordonowa bowiem nie mia�a ciemniejszej cery ni� wi�kszo�� kobiet na po�udniu Francji. Cios nie za�ama� dzielnej kobiety. Dawa�a sobie rad� pr�buj�c tego 1 owego, a� w ko�cu wyl�dowa�a w Katsepie z matk� i dwoma c�rkami, za�o�y�a tu hotel a la tahitien i chyba nie�le si� mia�a ku zadowoleniu go�ci z Madzungi. Ale odwa�n� kobiet� los dalej do�wiadcza� i nie uk�ada� jej �ycia na r�ach. Oto jej matka: zupe�nie sparali�owana, niezdolna rusza� si� ani m�wi�, le�a�a od lat nieruchomo w jednym z pokoi hoteliku, �ywy trup, wymagaj�cy ci�g�ego zachodu. Oto starsza c�rka, �adna, osiemnastoletnia Jiselle, zar�czy�a si� z jakim� kretynowatym postrzele�cem, przebywaj�cym w g��bi wyspy i uparcie wi���cym jej �ycie. Oto m�odsza, bardzo �adna c�rka, ale kaleka, bo chroma�a na jedn� nog� przy post�puj�cym niedow�adzie. A oto Jean, brat Gordonowej, na�ogowy pijak, mi�y i okrutnie niesumienny sza�aput, i zdziecinnia�y filozof w rzadkich chwilach trze�wo�ci. S�owem, madame Gordon by�a mocn�, ho�� kobiet�, otoczon� kr�giem ludzkiej niedoli w pejza�u tak pi�knym, �e przywodzi� na my�l raj i niezm�cone szcz�cie. W hotelu mieszka� opr�cz nas dwudziestokilkuletni Francuz o uduchowionej gwarzy galijskiego romantyka. Naturalnym biegiem rzeczy zapali� si� do �licznej Jiselle i �ciga� j� pow��czystym spojrzeniem, ale by� nie�mia�y i smutny. Jego afekt tchn�� r�w- 29 nie� cudactwem i dziwacznie wik�a� czy uzupe�nia� atmosfer� hotelu. Przed kolacj� puszczali�my na adapterze p�yty z przyjemnymi melodiami. Porywaj�cy baryton �piewa� do gitary mi�osne piosenki, a by�y radosne i pulsuj�ce uczuciem. � Nowoczesna muzyka � odezwa� si� Francuz wskazuj�c na adapter � jest bardzo smutna... By�, wida�, bardzo zadurzony, skoro tak odczuwa� mi�� piosenk�. Gdy p�niej le�eli�my w naszej kwaterze pod dachem palmowym i Obst ju� oddycha� miarowo, a ja zasn�� jeszcze nie mog�em, wra�enia tego dnia chodzi�y mi po g�owie i wyda�y si� jakim� wytworem typowo madagaskarskim. Ile� k�opot�w zbieg�o si� tu w jednej rodzime, co za brzemi� obci��enia dziedzicznego, ile ma�ych tragedii w ka�dej z tych istot, najwi�cej za� cierpienia zapewne u tej, kt�ra by�a pozornie mocna i wygl�da�a na najszcz�liwsz� � i pomy�le�: te wszystkie utrapienia na tle tak urzekaj�cego otoczenia! Przecie� od pierwocin ludzko�ci � powtarzam my�l �� podobn� sceneri� zawsze kojarzyli�my nie z czym innym jak z rajem Biblii lub z edenem poet�w. O, uroczy cyniku, Madagaskarze! O, czarowny kuglarzu, kapry�nie tasuj�cy karty bia�e i czarne! A mo�e m�odego Francuza, wzdychaj�cego do Jiselle, przys�a� los, by kawaler rozerwa� zakl�ty kr�g* doko�a Gordon�w i wla� w nich o�ywcze si�y? Mo�e o tej godzinie przezwyci�y� on ju� sw� nie�mia�o�� i dwoje m�odych le�a�o razem przytulonych do siebie i szepcz�cych o wiecznym kochaniu? Serdecznie im tego �yczy�em. Tymczasem od morza wzmaga� si� wieczorny wiatr i szum g�o�niejszy szed� od rzeki. Palma kokosowa, stoj�ca przed chat�, smagana monsunem, coraz mocniej uderza�a olbrzymim li�ciem o nasz dach. Siedzia�a mi w pami�ci niedawna opowie�� Obsta o cyklonach i ich gro�nych nast�pstwach na wyspie, wi�c �oskoty wiatru i skrzypy palmy budzi�y raczej niesamowite wspomnienia. Madagaskar, przewa�nie u�miechni�ty �agodno�ci� palmowych gaj�w, miewa� straszne chwile i umia� wybucha� gniewem cyklon�w i podobnych katastrof. Ale je�li Francuz i Jiselle le�eli gdzie� obj�ci, to na pewno nie s�yszeli wiatru. I mieli s�uszno��. A je�li co� s�yszeli, to tylko harfy eolskie. 30 Dziwactwa w Mitsinjo Przestrze� oko�o siedemdziesi�ciu kilometr�w z Katsepy do Mitsinjo przebyli�my na autobusowym gruchocie w ci�gu trzech godzin. Kraj by� w�a�ciwie pusty, bez wiosek, a pocz�tkowe roz�ogi i ch�chy przesz�y wkr�tce w las, sk�adaj�cy si� przewa�nie z palm wachlarzowych, zwanych tu satraka. Palmy satraki podziwia�em ju� dawniej, w czasie pierwszego na wyspie pobytu. Powszechne w p�nocno-zachodniej cz�ci Madagaskaru, stanowi�y uderzaj�ce god�o tych stron i przejmowa�y ongi� sw� groteskow� urod�, ale i dzi� wzrusza�y: ich li�cie by�y jak olbrzymie d�onie o kilkunastu palcach i jak d�onie ludzkie posiada�y wymow� mimiczn�. Satraki wskazywa�y swymi li��mi w r�nych kierunkach, a te, kt�re sta�y przy drodze na wprost naszego autobusu, wyci�ga�y ku nam d�onie jakby w przyjaznym powitaniu. By�y to palmy przemawiaj�ce do cz�owieka. Mitsinjo, siedziba w�adz dystryktu, by�o mie�cin� sobie niczego, gdzie mieszka�o kilkuset Sakalaw�w i dwadzie�cia kilka os�b innych szczep�w i narodowo�ci, �eruj�cych na tubylcach. Normalne malgaskie miasteczko z rejonu wybrze�a, ni smutne, ni weso�e. B�ogos�awione dwoma czy trzema ko�ci�kami, nie grzeszy�o zbytni� pruderi�