7536

Szczegóły
Tytuł 7536
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7536 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7536 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7536 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Boris Vian Poci�g do opowiastek Na pla�y le�a� drobny piasek, a ostrygi galopowa�y jak okiem si�gn��. Poszukiwa�y pere�. W gruncie rzeczy nikt nigdy nie pyta si�, sk�d ostrygi bior� per�y: ot, mamy wyja�nienie. Per�y na pr�no si� chowa�y, ostrygi by�y bardzo wprawne i biega�y szybciej od nich. Z Bajki na u�ytek os�b w �rednim wieku BORIS VIAN Poci�g do opowiastek Opowiadania Prze�o�y� Marek Puszczewicz Wydawnictwo �Kr�g' Warszawa 1991 Opowiadania pochodz� z nast�puj�cych edycji: Les Fourmis � Le Terrain Vague 1968; Le Loup-garou � Christian Bourgois Editeur, 1970; �Obliques" numero special, 1976 nr 8-9 � for the Polish translation by Marek Puszczewicz Ok�adk� i strony tytu�owe projektowa� Dariusz Piastowski < Redaktor Marek Piekut ISBN: 83-85199-07-1 Wilko�ak W lasku Fausses-Reposes, u podn�a Pikardii �y� sobie bardzo �adny doros�y wilk, o czarnej sier�ci i wielkich, czerwonych oczach. Nazywa� si� Denis, a jego ulubiona rozrywk� by�o obserwowanie samochod�w nadje�d�aj�cych od strony Ville-d'Avray, p�dz�cych pe�nym gazem, by wjecha� na l�ni�cy stok, na kt�rym ulewa rozpo�ciera czasami oliwkowe odbicie wielkich drzew. Lubi� r�wnie� b��ka� si� letnimi wieczorami po zagajniku, by tam zaskakiwa� niecierpliwych kochank�w w ich walce z komplikacjami elastycznych element�w, jakimi, niestety, w naszych czasach obci��a si� wi�ksz� cz�� bielizny. Ze stoickim spokojem obserwowa� wyniki tych wysi�k�w, niejednokrotnie uwie�czonych sukcesem i oddala� si� wstydliwie odwracaj�c g�ow�, gdy zdarza�o si�, �e ofiara z pe�n� akceptacj� traci�a, jak to si� m�wi, wianek. B�d�c spadkobierc� d�ugiej linii cywilizowanych wilk�w, Denis od�ywia� si� traw� i b��kitnymi hiacyntami, wzbogaconymi jesieni� kilkoma markowymi grzybami, za� zim�, ca�kiem wbrew swojej woli, mlekiem w butelkach, podw�dzonym z ��tej ci�ar�wki Sp�dzielni Mleczarskiej. Nie cierpia� mleka z powodu jego niemowl�cego smaku i od listopada do stycznia przeklina� nie�askawo�� tej pory roku, zmuszaj�cej go do szkodzenia w�asnemu �o��dkowi. Denis �y� w dobrej komitywie ze swymi s�siadami, gdy�, ze wzgl�du na jego dyskrecj�, nie mieli poj�cia, �e on w og�le istnieje. Kry� si� w ma�ej grocie, wydr��onej kilka lat wcze�niej przez jakiego� pozbawionego nadziei poszukiwacza z�ota, kt�ry, b�d�c �wiadomym prze�laduj�cego go przez ca�e �ycie pecha i maj�c pewno��, �e nigdy nie napotka swego �Koszyka Pomara�czy" (patrz: Louis Boussenard), postanowi� jednak prowadzi� roboty ziemne, r�wnie bezowocne jak i maniakalne, w klimacie przynajmniej umiarkowanym. Denis urz�dzi� sobie tam wygodn� siedzib�, przystrajan� w miar� up�ywu lat ozdobnymi deklami z k�, muterkami i cz�ciami samochodowymi, zebranymi na drodze, gdzie cz�sto mia�y miejsce wypadki. Pasjonuj�c si� mechanik� lubi� kontemplowa� swe trofea, marz�c o warsztacie naprawczym, kt�ry mia� niez�omny zamiar za�o�y� pewnego dnia. Cztery �eliwne korbowody podtrzymywa�y klap� od baga�nika u�ywan� w charakterze sto�u; ��ko sk�ada�o si� ze sk�rzanych siedze� ze starego Amilcara, co przelotnie si� zakocha� w pot�nym i masywnym platanie, za� dwie opony stanowi�y luksusowe ramy do portretu ukochanych rodzic�w; wszystko to gustownie si� ��czy�o z najbardziej banalnymi przedmiotami zgromadzonymi ongi� przez poszukiwacza. Pewnego pi�knego, sierpniowego wieczora Denis odbywa� drobnym kroczkiem sw�j codzienny trawienny spacerek. Ksi�yc w pe�ni przerabia� li�cie na mroczn� koronk�, a w jasnym �wietle oczy Denisa l�ni�y �agodnymi, rubinowymi refleksami, jak wino d'Arbois. Denis zbli�a� si� do d�bu, punktu ko�cowego przechadzki, kiedy los zes�a� na jego drog� Syjamskiego Maga, kt�rego prawdziwe nazwisko brzmia�o Etienne Pampie i ma�� Lisette Cachou, ciemnow�os� kelnerk� z restauracji Groneil, kt�r� Mag zawi�d� do Fausses-Reposes pod jakim� zwodniczym pretekstem. Lisette mia�a na sobie nowiute�ki gorset elastyczny i temu w�a�nie szczeg�owi, kt�rego zniszczeni kosztowa�o Syjamskiego Maga sze�� godzin solidnych wysi�k�w, Denis zawdzi�cza� owo sp�nione spotkanie. Na nieszcz�cie dla Denisa okoliczno�ci by�y bardzo niesprzyjaj�ce. Wybi�a dok�adnie p�noc. Syjamski Mag by� istnym k��bkiem nerw�w, za� wok� ros�y w du�ej obfito�ci wilcze �yko, go��bki wymiotne i bia�e kr�liki, kt�re od pewnego czasu towarzysz� obowi�zkowo zjawisku lykantropii � lub raczej antropolukii, o czym zaraz b�dziemy mogli przeczyta�. Rozw�cieczony pojawieniem si� Denisa, tak przecie� dyskretnego, kt�ry odchodzi� mamrocz�c jakie� przeprosiny, rozczarowany Lisette, Syjamski Mag, kt�rego nadmiar energii musia� si� wy�adowa� w taki czy inny spos�b, rzuci� si� na niewinne zwierz� i ugryz� je okrutnie w rami�. J�cz�c z przera�enia Denis umkn�� galopem. Wr�ciwszy do siebie zosta� powalony przez jakie� anormalne zm�czenie i zapad� w ci�ki sen przerywany przez koszmary. Powoli zapomnia� o incydencie, a dni zn�w zacz�y p�yn��, identyczne i r�norodne. Nadchodzi�a jesie� i wrze�niowe przyp�ywy, kt�re ciekawie wp�ywaj� na drzewa czerwieni�c im li�cie. Denis opycha� si� twardzioszkar i borowikami, dopadaj�c czasem kilka opieniek, praw niewidocznych na pokrytych kor� coko�ach, uciekaj�c j przed zaraz� przed niejadalnym sromotnikiem bezwstydnym. Teraz lasy szybko wyludnia�y si� wieczorem, a Denis k�ad� si� wcze�niej spa�. Jednak zdawa�o si�, �e to go nie odpr�a i po nocach naszpikowanych koszmarami bud, si� z niesmakiem w pysku i obola�ymi ko��mi. Postrada� nawet zapa� do mechaniki i nieraz po�udnie zaskakiwa�o go we �nie, �ciskaj�cego w bezw�adnej �apie �ciereczk�, kt�r� mia� przetrze� jak�� cz�� z pokrytego patyn� mosi�dzu. Jego odpoczynek by� coraz cz�ciej zak��cany i dziwi� si�, �e nie mo�e odkry� co jest tego przyczyn�. Noc� w czasie pe�ni ksi�yca wyrwa� si� gwa�townie ze snu, dygocz�c w gor�czce, ogarni�ty przez intensywne uczucie zimna. Przecieraj�c oczy zdziwi� si� niespotykanym wra�eniem, jakiego dozna� i zacz�� szuka� �wiat�a. Wkr�tce w��czy� wspania�� lamp�, kt�r� kilka miesi�cy wcze�niej odziedziczy� po Mercedesie ogarni�tym ob��dem i o�lepiaj�cy blask urz�dzenia o�wietli� wszystkie zak�tki jego pieczary. Kulej�c podszed� do lusterka umieszczonego nad toaletk�. Zdziwi� si�, �e stoi na tylnych �apach � lecz jeszcze bardziej by� zaskoczony, gdy jego wzrok pad� na inny obraz: z ma�ego, okr�g�ego zwierciade�ka patrzy�a na� dziwna twarz, bia�awa, bezw�osa, w kt�rej jedynie dwoje pi�knych, rubinowych oczu przypomina�o jego dawny wygl�d. Wydawszy nieartyku�owany okrzyk spojrza� na swoje cia�o i poj�� przyczyn� lodowatego ch�odu ogarniaj�cego go zewsz�d. Jego g�sta, czarna sier�� znikn�a, a przed oczami sta�o nieproporcjonalne cia�o jednego z tych ludzi, z kt�rych mi�osnej nieudolno�ci na og� szydzi�. Trzeba by�o wyj�� jak najpr�dzej. Denis rzuci� si� ku kufrowi wypchanemu r�nymi ciuchami pozbieranymi przy okazji wypadk�w. Instynkt kaza� mu wybra� szary garnitur w bia�e paski, o dystyngowanym wygl�dzie, do kt�rego dobra� g�adk� koszul�, w kolorze drzewka r�anego i bordowy krawat. Gdy tylko wdzia� to ubranie, zaskoczony, �e zachowuje r�wnowag�, kt�rej nie pojmowa�, poczu� si� lepiej i z�by przesta�y mu dzwoni�. Wtedy jego zagubione spojrzenie pad�o na kupk� czarnego futra rozsypanego wok� legowiska i zap�aka� nad straconym wygl�dem. Mimo to wzi�� si� w gar�� dzi�ki nadzwyczajnemu wysi�kowi woli i spr�bowa� postawi� kropk� nad i. Lektury wiele go nauczy�y i sprawa wygl�da�a jasno: Syjamski Mag by� wilko�akiem i on, Denis, ugryziony przez to stworzenie mia� z kolei zamieni� si� w cz�owieka. i Na my�l, �e mia�by �y� w nieznanym �wiecie, opad�a go najpierw gwa�towna trwoga. B�d�c cz�owiekiem pomi�dzy lud�mi na jakie� to niebezpiecze�stwa si� nara�a�! Samo przypomnienie ja�owych walk, jakim oddawali si� we dnie i w nocy konduktorzy z Wybrze�a Pikardyjskiego dawa�o mu symboliczny przedsmak surowej egzystencji, przed kt�r�, chc�c nie chc�c, trzeba si� by�o ugi��. Potem zastanowi� si�. Jego przekszta�cenie, zgodnie z wszelkim prawdopodobie�stwem i o ile ksi��ki nie k�ama�y, mia�o trwa� kr�tko. Dlaczego by wi�c z tego nie skorzysta� i nie zrobi� wypadu do miasta? W tym miejscu, trzeba przyzna�, przypomnia�y mu si� niekt�re sceny widziane w lasach, nie wzbudzaj�c w nim bynajmniej takich my�li jak kiedy� i wilk z�apa� si� na tym, �e przesuwa j�zykiem po wargach, co pozwoli�o mu stwierdzi�, i� oz�r, mimo wszystko, jest r�wnie spiczasty jak przedtem. Podszed� dc lusterka i przyjrza� si� sobie z bliska. W�asne rysy nie by�y mu tak niemi�e, jak si� tego obawia�. Otworzywszy usta stwierdzi�, �e nadal ma podniebienie pi�knego czarnegcgo koloru i �e zachowuje ca�kowit� kontrol� nad uszami, by� mo�e �dziebko zbyt d�ugimi i w�ochatymi. Lecz twarz, kt�r� ogl�da� w ma�ym, kulistym lusterku, przy jej wyd�u�onym owalu, matowej cerze i bia�ych z�bach, zdawa�a si niew�tpliwie zadowalaj�ca w por�wnaniu z wygl�dem znanych mu os�b. A zreszt� nale�y pogodzi� si� z tym, cc nieuniknione i w przysz�o�ci stara� si� obr�ci� to na swoje korzy��. W przyp�ywie ostro�no�ci postanowi� jednak przed samym wyj�ciem odszuka� czarne okulary, za kt�rymi m�g� w razie potrzeby skry� rubinowy blask �lepi�w Zaopatrzy� si� r�wnie� w nieprzemakalny p�aszcz, zarzuci go na rami� i zdecydowanym krokiem ruszy� ku drzwiom Kilka chwil p�niej, nios�c lekk� walizk� i wdychaj�c powietrze poranka, kt�re zdawa�o mu si� szczeg�lnie wyprane z zapach�w, znalaz� si� na skraju drogi i ze zdecydowan� min� wystawi� kciuk w stron� pierwszego dostrze�onego samochodu. Wybra� kierunek paryski, wiedz�c z codziennego do�wiadczenia, �e auta rzadko zatrzymuj� si wje�d�aj�c pod g�r�, a du�o ch�tniej zje�d�aj�c z niej, gdy� grawitacja pozwala wtedy na �atwiejsze ruszenie. Jego elegancja sprawi�a, �e bardzo szybko zosta� wzi�ty pod opiek� niezbyt �piesz�cej si� osoby i rozsiad�szy si� wygodnie po prawej stronie kierowcy, szeroko otworzy� ogniste oczy na nieznane zjawiska wielkiego �wiata. Dwadzie�cia minut p�niej wysiada� na Placu Opery. By�o jasno i ch�odno, a ruch pozostawa� w granicach przyzwoito�ci. Denis pu�ci� si� �mia�o przez pasy i ruszy� bulwarem w kierunku hotelu Scribe, gdzie za��da� numeru z �azienk� i salonem. Zostawiwszy walizk� s�u�bie wyszed� prawie natychmiast, by zakupi� rower. Ranek min�� jak sen. Denis sam ju� nie wiedzia�, o co zahaczy� peda�em. Odczuwa� w skryto�ci w�asnego ja ukradkow� ch�� odszukania jakiego� wilka, aby go ugry��, lecz s�dzi�, �e nie b�dzie �atwo znale�� ofiar�. Pragn�� te� unikn�� nadmiernego wp�ywu, jaki mog�y wywrze� na niego rzeczy opisywane w traktatach. Nie wyklucza�, �e przy odrobinie szcz�cia uda�oby mu si� zbli�y� do zwierz�t w Ogrodzie Botanicznym, lecz wola� zachowa� t� mo�liwo�� na wypadek wzmo�onego pop�du. Nowy rower przykuwa� ca�� jego uwag�. Owa niklowana rzecz fascynowa�a go, a poza tym mia�a mu u�atwi� powr�t do pieczary. W po�udnie Denis zaparkowa� swoj� maszyn� pod hotelem, na oczach lekko zaskoczonego portiera; lecz elegancja Denisa, a zw�aszcza jego rubinowe oczy, zdawa�y si� pozbawia� ludzi zdolno�ci uczynienia najmniejszej uwagi. Z lekkim sercem ruszy� na poszukiwanie restauracji. Wybra� jedn�, porz�dnie wygl�daj�c� i dyskretn�. Nadmierny t�um nadal robi� na nim wra�enie i pomimo rozleg�ej kultury og�lnej l�ka� si�, czy jego maniery nie �wiadcz� o pewnego rodzaju prowincjonalizmie. Poprosi� by go posadzono nieco na uboczu i by obs�uga si� po�pieszy�a. Lecz Denis nie wiedzia�, �e w tym tak na poz�r spokojnym miejscu, w�a�nie tego dnia odbywa�o si� comiesi�czne zebranie Mi�o�nik�w Muzyki Chevesne Rambolitain i sta�o si� tak, i� w samym �rodku posi�ku ujrza� jak wylewa si� nagle ca�a procesja d�entelmen�w o zdrowych cerach i jowialnych manierach, kt�rzy za jednym zamachem zaj�li siedem czteroosobowych stolik�w. Denis nad�sa� si� wobec tak gwa�townego nap�ywu i, jak si� tego spodziewa�, maitre d'h�tel podszed� grzecznie do jego stolika: � Bardzo pana przepraszam � powiedzia� ten g�adko wygolony i nat�uszczony m�czyzna � ale czy m�g�by pan wy�wiadczy� nam przys�ug� i dzieli� st� z t� pann�? Denis rzuci� okiem na siusiar� i natychmiast si� odd�sa�. � B�d� uszcz�liwiony � powiedzia� na wp� wstaj�c. � Dzi�kuj� panu � powiedzia�o stworzenie melodyjnym g�osem. Takim, jaki wydaje pi�a, gdy po niej poci�gn�� smyczkiem, m�wi�c �ci�le. � Skoro pani mi dzi�kuje � ci�gn�� Denis � to c� powinienem uczyni� ja? Rozumie si� samo przez si�, oddzi�kowa�. � To niew�tpliwie klasyczny przypadek dzia�ania opatrzno�ci � zaopiniowa�o cudo. I natychmiast pozwoli�a upa�� swojej torebce, kt�r� Denis pochwyci� w locie. � Och! � zakrzykn�a. � Ale� pan ma nadzwyczajny refleks! � No � potwierdzi� Denis. � Ma pan r�wnie� do�� dziwne oczy � doda�a pi�� minut p�niej. � Patrz�c na nie my�l� o... o... � O! � skomentowa� Denis. � Olbrzymich granatach � doko�czy�a. � Jak to na wojnie � rzek� Denis. � Nie nad��am... � Chcia�em powiedzie� � u�ci�li� Denis � i� spodziewa�em si�, �e wspomni pani o rubinach, maj�c jednak do czynienia z granatami pomy�la�em natychmiast o fenomenach, kt�re na zasadzie zwi�zku przyczynowo-skutkowego ewokuj� wizj� wojny. � Opu�ci� pan mury Szko�y Nauk Politycznych? � zapyta�a br�zowa sarenka. � By nigdy wi�cej do nich nie powr�ci�. � Uwa�am, �e jest pan do�� fascynuj�cy � zapewni�a banalnie panienka, kt�ra � m�wi�c mi�dzy nami � przesta�a ni� by� ju� dawno i to wielokrotnie. � Ch�tnie odwicewersi�bym to pani i to w rodzaju �e�skim � odkomplementowa� Denis. Razem opu�cili restauracj� i ma�a szelma wyzna�a wilkowi, co sta� si� m�czyzn�, �e niedaleko od tego miejsca zajmuje zachwycaj�cy pok�j w hotelu Pod Srebrnym T�uczkiem. � Niech pan zajdzie obejrze� moje sztychy japo�skie � szepn�a Denisowi do ucha. � Czy to aby bezpieczne? � zatroska� si� Denis. � Pani m��, brat, czy ktokolwiek z rodziny nie b�dzie si� niepokoi�? � W zasadzie jestem sierot� � j�kn�a ma�a, muskaj�c �ezk� czubkiem wrzecionowatego palca. � O jak�e mi przykro! � skomentowa� grzecznie jej elegancki towarzysz. Gdy wchodzi� za ni� do hotelu zwr�ci� uwag� na wielce interesuj�c� nieobecno�� recepcjonisty oraz na fakt, �e takie mn�stwo czerwonego, mi�kkiego pluszu znacznie odr�nia to miejsce od jego w�asnego hotelu. Jednak schody ukaza�y mu najpierw po�czochy, przylegaj�ce do �ydek �licznotki, kt�rej pozwoli� � chc�c si� dokszta�ci� � wyprzedzi� si� o sze�� stopni. Dokszta�ciwszy si� przy�pieszy� kroku. My�l o sp�kowaniu z kobiet� nieco go zniech�ca�a swym komizmem, lecz przypomnienie Fausses-Resposes sprawi�o, �e przeszkoda ta znikn�a i wkr�tce Denis wprowadzi� w czyn wiedz� zdobyt� w czasie obserwacji. Pi�knotka zechcia�a bardzo krzycze�, �e czuje si� usatysfakcjonowana, a nieszczero�� zapewnie� o wzlatywaniu w g�r� umkn�a uwadze poczciwego Denisa, niezbyt do�wiadczonego w tej materii. Ledwo wydoby� si� z czego� w rodzaju letargu, tak innego od wszystkiego, czego zazna� do tej chwili, kiedy us�ysza� jak zegar wybija godzin�. Dusz�c si� i bledn�c os�upia�, widz�c swoj� towarzyszk� jak z wypi�tym dupskiem � z szacunkiem dla was � szpera po�piesznie w kieszeni jego marynarki. � Pani chce moje zdj�cie! � zakrzykn�� nagle, s�dz�c, �e zrozumia�. Schlebia�o mu to, lecz poj�� w odruchu, kt�ry o�ywi� jego dwudzieln� p�kul� m�zgow�, b��dno�� takiego rozumowania. � Ale�... hmm... tak, kochanie � powiedzia�a s�odka nie wiedz�c, czy on sobie kpi czy niet. Denis zas�pi� si�. Wsta�, podszed� i sprawdzi� zawarto�� portfela. � Tak wi�c jest pani jedn� z tych kobiet, o kt�rych mo�na wyczyta� okropno�ci w dzie�ach literackich pana Mauriaca! � stwierdzi� Denis. � Kurwa, w pewnym sensie. Ju� mia�a zareplikowa� i to jak, �e dup� jej zawraca, �e wisi jej jego mi�so, �e nie mia�a zamiaru zadawa� si� z jakim� typem dla przyjemno�ci, lecz b�ysk w oku ucz�owieczonego wilka sprawi�, �e zamiast tego zamkn�a si�. Z oczodo��w Denisa promieniowa�y dwie czerwone wi�zki, kt�re utkwi�y w gaikach ocznych ciemnow�osej panienki i wp�dzi�y j� w dziwny pop�och. � Prosz� si� okry� i natychmiast st�d spada�! � zasugerowa� Denis. Nasz�a go nieoczekiwana my�l, by dla wzmocnienia efektu zarycze�. Nigdy jeszcze nie niepokoi�o go takie pragnienie, lecz pomimo braku do�wiadczenia ryk zabrzmia� w spos�b przera�aj�cy. Ca�kiem przestraszona panienka ubra�a si� bez s�owa w czasie kr�tszym ni� trzeba zegarowi na wybicie dwunastu uderze�. Denis, kiedy zosta� sam, zacz�� si� �mia�. Odczuwa� perwersyjn� przyjemno��. By�o to do�� podniecaj�ce. � To smak zemsty � wyrazi� g�o�no przypuszczenie. Zaprowadzi� porz�dek w swym odzieniu, umy� si� tam gdzie nale�a�o i wyszed�. By�a noc, a bulwar l�ni� w cudowny spos�b. Nie przeszed� nawet dw�ch metr�w, gdy podeszli do niego trzej m�czy�ni. Odziani nieco wyzywaj�co, w zbyt jasne garnitury, zbyt nowe kapelusze i zbyt wypastowane buty, otoczyli go. � Mo�emy pogada�? � zapyta� najchudszy z tr�jki, o oliwkowej cerze, z delikatnym w�sikiem. � O czym? � zadziwi� si� Denis. � Nie strugaj wariata � wycedzi� jeden z pozosta�ej dw�jki, czerwony i kwadratowy. � Wejd�my wi�c tutaj... � zaproponowa� oliwkowy, poniewa� przechodzili ko�o baru. Denis wszed�, do�� zaciekawiony. A� do tego miejsca przygoda wydawa�a mu si� sympatyczna. � Panowie gracie w bryd�a? � zapyta� trzech m�czyzn. � Zaraz co� sobie wylicytujesz � ponuro stwierdzi� czerwony kwadratowy. Wygl�da� na zirytowanego. � M�j drogi � powiedzia� oliwkowy, kiedy weszli � niedawno post�pi�e� z pewn� panienk� w spos�b niezbyt elegancki. Denis parskn�� �miechem. � Kpiny sobie urz�dza, skurczybyk! � stwierdzi� czerwony. � Zaraz mniej mu b�dzie do �miechu. � Tak si� sk�ada � ci�gn�� oliwkowy � �e my si� interesujemy t� laluni�. Denis nagle zrozumia�. � Ju� wiem � powiedzia�. � Jeste�cie alfonsami. Wszyscy trzej wstali nagle. � Nie prowokuj nas! � zagrozi� kwadratowy. Denis przyjrza� im si�. � Zaraz si� rozz�oszcz� � powiedzia� statecznie. � B�dzie to po raz pierwszy w �yciu, ale rozpoznaj� to wra�enie. Zupe�nie jak w ksi��kach. � Chyba nie my�lisz, �e si� ciebie boimy, palancie! � rzuci� czerwony. Trzeci nie by� gadatliwy. Zacisn�� pi�� i zamachn�� si�. Kiedy ku�ak zbli�a� si� do podbr�dka Denisa, ten uchyli� si�, chwyci� go za przegub i �cisn��. Trzasn�o. Na czaszce Denisa wyl�dowa�a butelka, wilk zamruga� oczyma i cofn�� si�. � Rozedrzemy ci� na strz�py � powiedzia� oliwkowy. Bar opustosza�. Denis przeskoczy� przez st� i kwadratowego. Ten, zaskoczony, rozdziawi� g�b�, lecz mia� do�� refleksu, by pochwyci� odzian� w zamsz nog� samotnika z Fausses-Reposes. Wynik�o z tego kr�tkie zamieszanie, efekty kt�rego Denis, z oddartym ko�nierzykiem, ogl�da� w lustrze. Szrama przecina�a mu policzek, a jedno z oczu nabiera�o barwy indygo. �wawo u�o�y� trzy bezw�adne cia�a pod �awkami. Pod �ebrami serce mrucza�o mu w�ciekle. I nagle jego spojrzenie pad�o na zegar. Jedenasta. � Do licha � pomy�la�. � Musz� pryska�! Szybko w�o�y� czarne okulary i pobieg� do hotelu. Dusz� mia� przepe�nion� nienawi�ci�, rozumia� jednak konieczno�� po�piechu. Zap�aci� za pok�j, wzi�� walizk�, wskoczy� na rower i wystartowa� jak prawdziwy Coppi. Doje�d�a� ju� do mostu w Saint-Cloud, kiedy zatrzyma� go policjant. � A wi�c nie ma pan �wiate�? � powiedzia� ten cz�owiek tak podobny do innych. � H�? � zapyta� Denis. � Po co? Ja widz�! � To nie po to, �eby pan widzia� � powiedzia� policjant. � To po to, �eby pana widzieli. A je�li zdarzy si� panu wypadek? H�? � Ach? � rzek� Denis. � Tak, to prawda. Ale jak dzia�a to �wiat�o? � Jaja pan sobie robisz ze mnie? � zapyta� bydlak. � Niech pan pos�ucha � powiedzia� Denis. � Naprawd� bardzo mi si� �pieszy. Nie mam czasu na robienie sobie jaj. � Wi�c chcesz pan mandat? � rzek� pod�y gliniarzyna. � Jest pan nadmiernie upierdliwy � odrzek� wilk na peda�ach. � Dobra! � powiedzia�a niecna szuja. � To go pan dostaniesz. Zacz�� wyci�ga� sw�j karnet balowy i wieczne pi�ro, i na chwil� opu�ci� g�ow�. � Pana nazwisko? � powiedzia� podnosz�c j�. Po czym zad�� w swoj� tub� d�wi�kow�, gdy� dostrzeg� w oddali chy�y rower Denisa, kt�ry w�a�nie rzuci� si� do ataku na zbocze. Denis przy�o�y� si�. Os�upia�y asfalt ust�powa� pod jego szale�czym naporem. Zbocze w Saint-Cloud zosta�o pokonane w mgnieniu oka. Przemkn�� przez bram� miasta ci�gn�cego si� wzd�u� Montretout (co w niekt�rych j�zykach znaczy: �Poka� wszystko" � cienka aluzja do satyr�w b��dz�cych po parku w Saint-Cloud) i skr�ci� w lewo, w stron� Pont Noir i Ville d'Avray. Kiedy wynurzy� si� z tego szlachetnego miasta ko�o restauracji Cabassud, zauwa�y�, tu� za sob�, jakie� poruszenie. Jeszcze bardziej przy�pieszy� i wpad� na le�n� drog�. Nagle w oddali zegar wybi� p�noc. Przy pierwszym uderzeniu Denis poczu�, �e co� nie gra. Mia� k�opot z dosi�gni�ciem do peda��w. Odni�s� wra�enie, jakby skurczy�y mu si� nogi. Z b�yskawiczn� szybko�ci� pokonywa� le��ce na piaszczystej drodze kamienie, gdy nagle dostrzeg� w �wietle ksi�yca sw�j cie� � d�ugi pysk, spiczaste uszy. Niespodziewanie pad� jak d�ugi, bo wilkowi na rowerze brak stabilno�ci. Na szcz�cie dla niego. Ledwie dotkn�� ziemi, a ju� jednym susem skoczy� w g�szcz; za� motor policyjny z trzaskiem rozbi� si� o przewr�cony rower. Kierowca straci� jedno j�dro, a ostro�� s�uchu w wyniku tego zmniejszy�a mu si� o trzydzie�ci dziewi�� procent. Denis, gdy tylko zn�w sta� si� wilkiem, zacz�� si� zastanawia�, biegn�c truchtem ku swemu domostwu, nad dziwnym sza�em, jaki ogarn�� go, gdy by� w ludzkich �achach. On, tak �agodny, tak spokojny, widzia� jak bior� w �eb jego zasady i pob�a�liwo��. ��dza zemsty, a jej skutki by�y najdotkliwsze dla trzech alfons�w z Madeleine � z kt�rych jeden, �pieszymy to powiedzie� na obron� prawdziwych alfons�w, pobiera� pieni�dze w Prefekturze, w obyczaj�wce � wydawa�a mu si� r�wnie podniecaj�ca jak i nie do pomy�lenia. Pokiwa� g�ow�. Co za pech z tym uk�szeniem przez Syjamskiego Maga. Ca�e szcz�cie � pomy�la� � ta niemi�a przemiana b�dzie si� ogranicza� do dni w czasie pe�ni ksi�yca. Co� mu jednak z tego zosta�o: owa niejasna, utajona z�o��, to pragnienie rewan�u, nadal go niepokoi�y. Prywatka u Leobille'a Powieki Foluberta Szpaka, uderzone bezpo�rednio przez falisty promie� s�oneczny, przedostaj�cy si� przez g�stw� �aluzji, mia�y od wewn�trz barw� czerwono-pomara�czow�, a Folubert u�miecha� si� przez sen. Lekkim krokiem szed� po bia�ym �wirze, mi�kkim i ciep�ym, w ogrodzie Hesperyd, a pi�kne jedwabiste zwierz�tka liza�y go po palcach n�g. W tym momencie obudzi� si�. Z du�ego palucha zdj�� delikatnie Fryderyka, oswojonego �limaka i ustawi� go w gotowo�ci do nast�pnego poranka. Fryderyk spu�ci� nos na kwint�, lecz nic nie powiedzia�. Folubert usiad� na ��ku. Ju� od samego ranka sp�dza� wiele czasu na rozmy�laniach dotycz�cych ca�ego dnia, oszcz�dzaj�c sobie tym samym licznych przykro�ci, na jakie natrafiaj� te istoty nieuporz�dkowane, pe�ne skrupu��w i niepokoju, kt�rym najmniejsze dzia�anie daje pretekst do nieko�cz�cych si� dywagacji (wybaczcie mi d�ugo�� tego zdania) i to cz�stokro� bezprzedmiotowych, jako �e zapominaj� o co w og�le chodzi�o. Musia� si� zastanowi� nad tym: 1. Jak powinien si� wyekwipowa�; 2. Jak si� posili�; 3. Jak powinien si� rozerwa�. I tyle, bo by�a niedziela, a problem ze znalezieniem pieni�dzy by� ju� rozwi�zany. Tak wi�c Folubert przemy�la� w owym w�a�nie porz�dku te trzy kwestie. Starannie przeprowadzi� toalet� wyszczotkowawszy energicznie z�by i wysmarkawszy si� w palce, po czym ubra� si�. W niedziel� zaczyna� od krawata, a ko�czy� na butach � by�o to wspania�e �wiczenie. Z szuflady wyci�gn�� par� modnych skarpetek, utworzonych z naprzemiennych pask�w: niebieski pasek, brak paska, niebieski pasek, brak paska et caetera. Przy tym modelu skarpet mo�na sobie by�o pomalowa� stopy na dowolny kolor, kt�ry pojawia� si� pomi�dzy niebieskimi paskami. Folubert by� nie�mia�y, wi�c wybra� s�oik z farb� zielon� w odcieniu niedojrza�ych jab�ek. Co do reszty, to w�o�y� swe codzienne ubranie, niebiesk� koszul� i czyst� bielizn�, poniewa� my�la� o te�io. Na �niadanie zjad� �ledzia z taczki, zakropionego s�odk� oliw� i kawa�ek chleba, �wie�ego jak oko i jak oko obramowanego d�ugimi r�owymi rz�sami. Wreszcie pozwoli� sobie na my�l o niedzieli. Tego dnia jego przyjaciel Leobille obchodzi� urodziny i na jego cze�� odbywa�a si� prywatka. Na my�l o prywatkach Folubert zatopi� si� w g��bokich marzeniach. W gruncie rzeczy cierpia� na kompleks nie�mia�o�ci i skrycie zazdro�ci� zuchwalstwa r�nym, wsp�czesnym mu bywalcom: pragn�� posiada� gibko�� Grouznie, po��czon� z zapalczywo�ci� Doddy'ego, urocz� i szykown� elegancj� Remonfola, poci�gaj�c� nieugi�to�ci� szefa Abadibaby lub ol�niewaj�cym piractwem kt�regokolwiek z cz�onk�w Klubu Lorienta�czyk�w. A przecie� Folubert mia� �adne oczy w kolorze indyjskiego kasztana, lekko faliste w�osy i wdzi�czny u�miech, kt�rym podbija� wszystkie serca, nawet nie zdaj�c sobie z tego sprawy. Nigdy nie o�miela� si� wyci�gn�� korzy�ci ze swego �adnego wygl�du i zawsze by� sam, kiedy jego koledzy elegancko ta�czyli z �adnymi panienkami swinga, jitterburga lub galijskiego barbeta. To cz�sto nastraja�o go melancholijnie, lecz noc� ukojenie znajdowa� w snach. Tam odnajdowa� siebie pe�nego �mia�o�ci i otacza�y go pi�kne dziewczyny b�agaj�c, by wy�wiadczy� im honor cho� jednego ta�ca. Folubert przypomnia� sobie sen ostatniej nocy. By�a to bardzo �adna os�bka w sukience z pienistej krepy w kolorze b��kitnej lawendy, a blond w�osy zakrywa�y jej ramiona. Nosi�a buciki z niebieskiego w�a i ciekaw� bransoletk�, kt�rej kszta�tu nie umia� opisa� dok�adnie. We �nie kocha�a go bardzo, a na koniec razem odeszli. Z pewno�ci� poca�owa� j� i by� mo�e nawet pozwoli� sobie na wy�wiadczenie jej kilku dodatkowych grzeczno�ci. Folubert zaczerwieni� si�. B�dzie mia� do�� czasu, by pomy�le� o tym udaj�c si� do Leobille'a. Pogrzeba� w kieszeni, stwierdzi�, �e zawiera do�� pieni�dzy i wyszed�, by zakupi� butelk� jakiego� jadowitego aperitifu, najta�szego gatunku, bo on sam nigdy nie pi�. W tej samej chwili gdy budzi� si� Folubert, Major, wyrwany ze snu przez chrapliwy g�os swego poruszonego sumienia, wyl�dowa� na lepkiej pod�odze sypialni ze smakiem wstr�tnej, zwyk�ej alpagi w ustach. Jego szklane oko l�ni�o ponurym blaskiem w mroku i marnym �wiat�em o�wieca�o szalik, kt�ry w�a�nie malowa�. Rysunek, przedstawiaj�cy pocz�tkowo o�l� ��czk�, gdzie pa�li si� wchodz�cy w szkod� narciarze, nabra� wygl�du weneckiej �mierci i Major ju� wiedzia�, �e b�dzie musia� pope�ni� jaki� z�y uczynek. Przypomnia� sobie o prywatce u Leobille'a i zarechota� dziko w tonacji re z krzy�ykiem, zreszt� na fa�szyw� nut�, co jasno wskazywa�o na jego po�a�owania godny nastr�j. Dostrzeg�szy flaszk� czerwonego wina wys�czy� jednym haustem oblepiaj�cy jej wn�trze ciep�y strumie� i od razu poczu� si� lepiej. Potem, stoj�c przed lustrem stara� si� upodobni� do Siergieja Andriejewa Papanina z Iwana Gro�nego. Nic z tego nie wysz�o, bo nie mia� brody. Niemniej wynik by� i tak niez�y. Major zn�w za�mia� si� szyderczo i poszed� do swego gabinetu, by tam opracowa� sabota� prywatki u Leobille'a, na kt�rym postanowi� si� zem�ci�. Leobille bowiem ju� od kilku tygodni rozpuszcza� plotki na temat Majora, niezwykle tendencyjne, posuwaj�ce si� nawet do twierdzenia jakoby ten ostatni sporz�dnia�. A to wymaga�o przyk�adnego ukarania. Major zna� si� doskonale na tym, jak ujarzmia� wszelkich wrog�w, jacy mogli mu si� napatoczy� na drodze, a to z jednej strony dzi�ki swemu niezwykle z�emu wychowaniu, z drugiej za� z powodu wrodzonych, pod�ych sk�onno�ci i z�o�liwo�ci znacznie wykraczaj�cej ponad przeci�tn�. (Nie zapominaj�c o ohydnym w�siku, jaki wyst�pnie hodowa� na g�rnej wardze, nie pozwalaj�c insektom na zaatakowanie go; a kt�ry w ci�gu dnia zakrywa� siateczk�, aby nie mog�y si� dobra� do niego ptaki.) Wzruszony Folubert Szpak stan�� przed drzwiami Leobille'a i wsun�� wskazuj�cy palec prawej r�ki w ma�� dziurk� przycisku dzwonka, kt�ry zaszy� si� gdzie� g��boko, bo spa�. Gest Foluberta przebudzi� go gwa�townie. Odwr�ci� si� i ugryz� okrutnie palec Foluberta, kt�ry zacz�� kwicze� w przejmuj�cy spos�b. Siostra L�obille'a, czatuj�ca przy wej�ciu, natychmiast otworzy�a i Folubert wszed�. W przej�ciu siostra Leobille'a naklei�a na ran� kawa�ek plastra i uwolni�a Foluberta od butelki. D�wi�ki p�yn�ce z gramofonu rozbrzmiewa�y rado�nie pod sufitem mieszkania i owija�y meble cieniutk� warstw� muzyki, kt�ra je rozja�nia�a i chroni�a. Leobille sta� przy kominku i rozmawia� z dziewczynami. Widz�c t� drug�, Folubert zmiesza� si� a poniewa� Leobille zmierza� ku niemu z wyci�gni�t� r�k�, musia� skry� swe zak�opotanie. � Dzie� dobry � powiedzia� Leobille. � Dzie� dobry � odrzek� Folubert. � Przedstawiam ci � powiedzia� Leobille. � Op�atek (to by�a pierwsza dziewczyna), to Folubert, a to Jennifer. Folubert pochyli� si� przed Op�atkiem i spu�ci� oczy wyci�gaj�c d�o� do Jennifer. Ta ostatnia mia�a na sobie sukienk� z pienistej krepy w kolorze morskiej czerwieni, buciki z czerwonego w�a i nadzwyczajn� bransoletk�, kt�r� rozpozna� natychmiast. Rude w�osy zakrywa�y jej ramiona i w ka�dym szczeg�le by�a podobna do dziewczyny ze snu; oczywi�cie kolory by�y �ywsze, lecz to normalne, bo w ko�cu �ni si� w nocy. Leobille wygl�da� na bardzo zaj�tego Op�atkiem, tote� Folubert bez zw�oki zaprosi� Jennifer. W dalszym ci�gu mia� spuszczone oczy, gdy� tu� przed nim dwa obiekty, niezwykle interesuj�ce, wci�ga�y jego spojrzenie za kwadratowy dekolt, uniemo�liwiaj�cy im swobodne oddychanie. � Czy pan jest starym kumplem L�obille'a? � zapyta�a Jennifer. � Znam go od trzech lat � sprecyzowa� Folubert. � Spotkali�my si� na treningu judo. � Pan uprawia judo? Czy walczy� ju� pan w obronie swojego �ycia? � Hmm... � mrukn�� Folubert zak�opotany. � Nie mia�em okazji. Bij� si� bardzo rzadko. � Boi si� pan? � zapyta�a Jennifer ironicznie. Folubertowi bardzo nie podoba� si� przebieg tej rozmowy. Usi�owa� odzyska� pewno�� siebie z ubieg�ej nocy. � Widzia�em pani� we �nie... � o�mieli� si� wreszcie. � Mnie si� nigdy nic nie �ni � powiedzia�a Jennifer. � Wydaje mi si� to ma�o prawdopodobne. Musia� pan co� pomyli�. � By�a pani blondynk�... � powiedzia� Folubert na kraw�dzi rozpaczy. Mia�a szczup�� tali�, a z bliska jej oczy �mia�y si� weso�o. � Sam pan widzi � rzek�a Jennifer � to nie by�am ja... jestem ruda... � To by�a pani... � szepn�� Folubert. � Nie s�dz� � odpar�a Jennifer. � Nie lubi� sn�w. Wol� rzeczywisto��. Patrzy�a mu prosto w twarz, lecz on nadal mia� opuszczone oczy i nie zdawa� sobie z tego sprawy. Nie chcia� jej za bardzo przyciska� do siebie, bo wtedy by nic nie widzia�. Jennifer wzruszy�a ramionami. Lubi�a sport i ch�opc�w �mia�ych i energicznych. � Lubi� sport � powiedzia�a. � Lubi� ch�opc�w �mia�ych i energicznych. Nie lubi� sn�w i jestem tak �ywa, jak to tylko mo�liwe. Wyrwa�a si�, bo p�yta stan�a z przera�liwym zgrzytem hamulc�w, poniewa� przyjaciel Leobille'a bez ostrze�enia zamkn�� szlaban. Folubert powiedzia� �dzi�kuj�" i chcia� j� przytrzyma� przy pomocy zr�cznej i uwodzicielskiej rozmowy, lecz w chwili, gdy ju� prawie znalaz� naprawd� uwodzicielskie zakl�cie, przemkn�� przed nim jaki� wielki i straszny niezgrabiasz i brutalnie ucapi� Jennifer. Nape�niony zgroz� Folubert cofn�� si� o krok, lecz Jennifer �mia�a si�, wi�c zdruzgotany pad� na g��boki fotel ze sk�ry buk�akowca. By� bardzo smutny i zdawa� sobie spraw�, �e mia�a to by� prywatka, taka jak inne, udana i pe�na pi�knych panienek... ale nie dla niego. Siostra Leobille'a szykowa�a si� do otwarcia drzwi, lecz stan�a os�upia�a s�ysz�c detonacj�. Jedn� r�k� z�agodzi�a �omotanie serca, za� drzwi ust�pi�y pod srogim kopniakiem Majora. �w trzyma� w d�oni dymi�cy pistolet, z kt�rego w�a�nie ustrzeli� dzwonek. Jego skarpetki w kolorze musztardy ubli�a�y ca�emu �wiatu. � Zabi�em to wstr�tne bydl� � powiedzia�. � A ty zajmij si� �cierwem. � Ale� � powiedzia�a siostra Leobille'a. Po czym uton�a we �zach, gdy� dzwonek by� z nimi od tak dawna, �e sta� si� cz�ci� rodziny. Szlochaj�c umkn�a do swego pokoju, a uszcz�liwiony Major wyci�� ho�ubca po czym schowa� pistolet do kieszeni. Nadchodzi� Leobille. Pe�en dobrej wiary wyci�gn�� r�k� do Majora. Ten za� po�o�y� na niej jakie� okropne paskudztwo, kt�re znalaz� przed wej�ciem do budynku. � Facet sp�y� � powiedzia� do Leobille'a dr��cym g�osem. � S�uchaj... Chyba niczego nie popsujesz... � Popsuj� wszystko � powiedzia� Major lodowatym g�osem szczerz�c z�by. Podszed� do Leobille'a i prze�widrowa� mu oczodo�y niezno�nym spojrzeniem swego szklanego oka. � Wi�c, facet, opowiadasz, �e ja pracuj�? � rzek�. � M�wisz, �e sporz�dnia�em? Pozwalasz sobie na podobne rzeczy? Wzi�� g��boki oddech i rykn��. � Facet, ta twoja prywatka � mo�esz to sobie od razu powiedzie� � b�dzie nieco ognista!... Leobille zblad�. Nadal trzyma� w r�ce to paskudztwo, kt�re poda� mu Major i nie �mia� si� poruszy�. � Ja... nie chcia�em ci� obrazi�... � powiedzia�. � Zamknij si�, facet � rzuci� Major. � Za ka�de zb�dne s�owo � wyp�ata. Po czym podstawi� nog� Leobille'owi, popchn�� go brutalnie i Leobille przewr�ci� si�. Go�cie niczego nie zauwa�yli. Ta�czyli, pili, gadali i parami znikali w wolnych pomieszczeniach, jak to na wszystkich udanych prywatkach. Major uda� si� w stron� bufetu. Niedaleko od tego miejsca nadal zrozpaczony Folubert gryz� si� w sobie na fotelu. Przechodz�c Major poderwa� go za ko�nierz marynarki i postawi� na r�wne nogi. � Chod� si� napi� � powiedzia�. � Ja nigdy nie pij� sam. � Ale�... Ja nie pij� nigdy.. � odrzek� Folubert. Zna� nieco Majora i nie �mia� zaprotestowa�. � Ruszaj � wrzasn�� Major. � Tylko bez trucia! Folubert spojrza� na Jennifer. Ca�e szcz�cie g�ow� mia�a zwr�con� w inn� stron� i dyskutowa�a o czym� z o�ywieniem. Co prawda � na nieszcz�cie � otacza�o j� trzech ch�opc�w, a dwaj inni le�eli u jej st�p, za� sz�sty kontemplowa� j� z wysoko�ci szafy. Leobil�e podni�s� si� dyskretnie i szykowa� si� do bezg�o�nego czmychni�cia, by zaalarmowa� si�y stoj�ce na stra�y porz�dku, lecz pomy�la�, �e je�li owe si�y zada�yby sobie trud zajrzenia do innych pokoj�w, on sam, Leobil�e, ryzykowa� sp�dzenie nocy na posterunku. Poza tym zna� Majora i stwierdzi�, �e i tak nie pozwoli�by mu on wyj��. I rzeczywi�cie, Major czujnie obserwowa� L�obille'a i przes�a� mu spojrzenie, kt�re go unieruchomi�o. Potem, trzymaj�c ca�y czas Foluberta za ko�nierz, wyci�gn�� pistolet i nie celuj�c odstrzeli� szyjk� butelce. Wszyscy go�cie odwr�cili si� zaskoczeni. � Spada� � powiedzia� Major. � No, faceci, spada�; dupe�ki mog� zosta�. Poda� szklank� Folubertowi. � Napijmy si�! Ch�opcy zostawili dziewczyny i zacz�li wychodzi�. Majorowi nie nale�a�o si� sprzeciwia�. � Nie mam ochoty pi� � powiedzia� Folubert. Spojrza� na twarz Majora i po�piesznie wypi�. � Twoje zdrowie, facet � powiedzia� Major. Oczy Foluberta napotka�y nagle twarz Jennifer. Sta�a w k�cie z innymi dziewczynami i patrzy�a na niego z pogard�. Folubert poczu�, jak nogi uginaj� si� pod nim. Major opr�ni� swoj� szklank� jednym haustem. Prawie wszyscy ch�opcy opu�cili pomieszczenie. Ostatni (nazywa� si� Ja� Berdindin, kawa� chwata) z�apa� ci�k� popielnic� i rzuci� ni� w g�ow� Majora. Ten z�apa� instrument w locie i w dw�ch susach dopad� do Berdindina. � Ty... cho no tu � powiedzia�. Zaci�gn�� go na �rodek sali. � We�miesz jedn� z dziewczyn, kt�r� zechcesz i rozbierzesz j� (dziewczyny j�kn�y pe�ne zgrozy). � Odmawiam � powiedzia� Berdindin. � Uwa�aj, facet � ostrzeg� Major. � Wszystko, tylko nie to � powiedzia� Berdindin. Przera�ony Folubert nala� sobie odruchowo drug� szklank� i wypi� jednym haustem. Major nic nie odrzek�. Podszed� do Berdindina i z�apa� go za rami�. P�niej wykr�ci� je bardzo szybko i Berdindin pofrun�� w powietrze. Major, korzystaj�c z tej pozycji, �ci�gn�� spadaj�cemu Jasiowi spodnie. � No, facet � powiedzia�. � Szykuj si�. Spojrza� na dziewczyny. � Jest jaka� ch�tna? � zapyta� �miej�c si� szyderczo. � Do�� � powiedzia� Berdindin, kt�ry oszo�omiony ku�tyka� i usi�owa� si� uczepi� Majora. Obr�ci�o si� to przeciwko niemu. Major podni�s� go i rzuci� o ziemi�. Berdindin zrobi� �pla�" i tak zosta� masuj�c sobie �ebra. � Ruda � powiedzia� Major. � Cho no. � Prosz� zostawi� mnie w spokoju � powiedzia�a bardzo blada Jennifer. Folubert opr�nia� w�a�nie czwart� szklank� i g�os Jennifer zrobi� na nim piorunuj�ce wra�enie. Odwr�ci� si� powoli na pi�cie i spojrza� na ni�. Major podszed� do dziewczyny i gwa�townym ruchem urwa� rami�czko jej morskiej sukni. (Prawdom�wno�� sk�ania mnie do wyznania, �e zaprezentowane widowisko by�o ca�kiem ucieszne.) � Prosz� mnie zostawi� � powiedzia�a Jennifer ponownie. Folubert zakry� sobie oczy d�oni�. � To sen! � szepn�� bezbarwnym g�osem. � Cho no � powiedzia� do niego Major. � Ty j� przytrzymasz kiedy facet b�dzie dzia�a�. � Nie! � rykn�� Berdindin. � Ja nie chc�!... Wszystko, tylko nie to... Tylko nie kobieta! � Dobra � powiedzia� Major. � Jestem poczciwym Majorem. Wr�ci� do Foluberta nie puszczaj�c Jennifer. � Rozbieraj si� � powiedzia� � i zajmij si� facetem. Ja zajm� si� ni�. � Odmawiam � powiedzia� Folubert. � I mo�esz i�� zobaczy�, czy ci� nie ma u Alfreda. Wkurzasz nas. Major pu�ci� Jennifer. Po�kn�� pot�ny haust powietrza i jego klatka piersiowa poszerzy�a si� co najmniej metr dwadzie�cia pi��. Zaskoczona Jennifer patrzy�a na roluberta nie wiedz�c, czy powinna opu�ci� prz�d swej sukienki, czy rozs�dniej by�o pozwoli� Folubertowi, by rzyjrza� si� temu widowisku i nabra� si�. Postanowi�a wybra� to drugie rozwi�zanie. Folubert spojrza� na Jennifer i zar�a�. Szybko zatupa� miejscu i przypakowa� Majorowi. Ten, trafiony w splot s�oneczny w chwili gdy ju� ko�czy� napinanie torsu, z�ama� si� wp� ze strasznym odg�osem. Prawie natychmiast prostowa� si�, a Folubert skorzysta� z tego, by zastosowa� ca�kiem klasyczny chwyt judo, polegaj�cy na opuszczeniu klientowi uszu na oczy i dmuchni�ciu mu w dziurki nosa. Major zrobi� si� jasnosiny i zacz�� si� dusi�. W tym momencie Folubert, kt�remu si�y zwielokrotni�a mi�o�� i aperitif, wsun�� g�ow� mi�dzy nogi Majora, uni�s� go i ponad suto zastawionym sto�em wyrzuci� na ulic� przez szyb� w oknie salonu. W salonie Leobille'a, do kt�rego wr�ci� spok�j, zapanowa�a g��boka cisza, za� Jennifer, nadal z zadart� sukienk�, pad�a w ramiona Foluberta, kt�ry pad� jak d�ugi, bo dziewczyna wa�y�a swoje sze��dziesi�t kilo. Ca�e szcz�cie fotel ze sk�ry buk�akowca sta� tu� za nim. Je�li chodzi o Majora, to jego cia�o zafalowa�o gwa�townie w powietrzu, lecz dzi�ki kilku przemy�lnym rotacjom uda�o mu si� doprowadzi� do porz�dku. Mia� niestety pecha i wpad� do czerwono-czarnej taks�wki o otwieranym dachu, kt�ra unios�a go w dal, zanim zda� sobie z tego spraw�. Kiedy ju� zda� sobie z tego spraw�, zmusi� kierowc� do opuszczenia wozu, gro��c mu resztk� z�o�liwo�ci i skierowa� taks�wk� w stron� swego domostwa, willi przy ulicy Lwie Serce. Po czym, nie chc�c si� uwa�a� za pokonanego, zabi� przez rozjechanie w�drownego handlarza, kt�ry i tak na szcz�cie nie m�g� w�drowa�, bo nie mia� n�g. Za� Folubert i Jennifer reszt� wieczora sp�dzili na zszywaniu sukienki. Jennifer zdj�a j� dla wygody, a wdzi�czny Leobille u�yczy� im na t� okazj� swojego w�asnego pokoju i elektrycznego �elazka z chi�skiej mozaiki, odziedziczonego po babce, kt�re w jego rodzinie przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie od czas�w pierwszej wyprawy krzy�owej. Przykra historia ��tawy sygna� lampy ulicznej rozjarzy� si� w szklistej i czarnej pustce okna. By�a sz�sta wieczorem. Ouen spojrza� i westchn��. Budowa jego s�owo�apki wcale nie post�powa�a naprz�d. Nienawidzi� tych szyb bez zas�on, lecz jeszcze bardziej nie cierpia� zas�on i przekl�� rutyniarsk� architektur� budynk�w mieszkalnych, od tysi�cleci poznaczonych dziurami. Z ci�kim sercem ponownie zabra� si� do pracy; chodzi�o o szybkie zako�czenie dopasowania z�b�w w trybach rozk�adacza, dzi�ki kt�remu zdania by�y dzielone na s�owa tu� przed ich pochwyceniem. Prawie z lubo�ci� utrudni� sobie dodatkowo zadanie odmawiaj�c przyznania sp�jnikom warto�ci prawdziwych s��w; w zwi�zku z ich osch�o�ci� odmawia� tym wyrazom szlachetnego miana, eliminowa� je i gromadzi� w podryguj�cych pude�kach, gdzie t�umnie k��bi�y si� ju� kropki, przecinki i inne znaki przestankowe, zanim ca�kiem nie zosta�y usuni�te wskutek filtracji. Proces banalny, mechanizm pozbawiony oryginalno�ci, lecz trudny do w�a�ciwego wyregulowania. Ouen zdziera� sobie przy tym opuszki palc�w. Jednak do�� si� ju� napracowa�. Od�o�y� cieniutk�, z�ot� p�setk�, poruszywszy ko�ci� policzkow� wystrzeli� zegarmistrzowsk� lup�, kt�r� mia� osadzon� w oczodole i wsta�. Jego cz�onki poczu�y nag�� potrzeb� odpr�enia. Czu�, �e jest niespokojny i pe�en si�y. Wyj�cie na zewn�trz dobrze by mu zrobi�o. Chodnik w opustosza�ej uliczce wymkn�� mu si� spod n�g; Ouen, pomimo przyzwyczajenia, nadal jeszcze irytowa� si� wobec tak nieoczekiwanego i przebieg�ego post�powania. Zszed� z chodnika i ruszy� skrajem jezdni pokrytej �liskim brukiem, wyznaczonej w blasku halogenowych �ar�wek lam�wk� przedwcze�nie wyschni�tego strumienia. Spacer dobrze mu zrobi�, powietrze wnikaj�ce wzd�u� przegrody nosowej, �echc�ce pod w�os jego zwoje m�zgowe, zmniejsza�o powoli przekrwienie tego ci�kiego organu, dwup�kulowego i o znacznej obj�to�ci. Jest to zjawisko normalne, jednak Ouen dziwi� si� za ka�dym razem. Obdarzony permanentn� naiwno�ci� �y� intensywniej ni� inni. Doszed�szy do ko�ca kr�tkiej, �lepej uliczki zawaha� si�, gdy� by�o tam skrzy�owanie. B�d�c niezdolnym do dokonania wyboru poszed� dalej ca�kiem prosto; brak by�o argument�w mog�cych przemawia� za praw� b�d� lew� stron�. Prosta droga wiod�a dok�adnie na most; m�g� popatrze� na dzisiejsz� wod�, niew�tpliwie niezbyt si� r�ni�c� wygl�dem od wczorajszej; lecz wygl�d wody to tylko jedna z tysi�ca jej cech. Uliczka, jak na og� �lepe, by�a pusta i poc�tkowana ��tym, wilgotnym �wiat�em, kt�rego �y�ki zamienia�y asfalt w salamandr�. Droga wznosi�a si� a� na sam szczyt garbu skamienia�ego prz�s�a, umieszczonego w poprzek rzeki, by j� po�era� nieustannie. Ouen ch�tnie opar�by si� warunkiem balustrad�, pod warunkiem jednak, �e by�aby ona wolna od gapi�w zar�wno po stronie g�rnego biegu rzeki, jak i po stronie jej biegu dolnego; gdyby znajdowali si� ju� tam jacy� osobnicy obserwuj�cy rzek�, bezsensem by�oby dorzucanie spojrzenia do wszystkich tych lubie�nie popl�tanych wi�zek wzrokowych. Wtedy wystarczy�oby p�j�� dalej, do nast�pnego mostu, jak zwykle pustego, gdy� mo�na si� tam nabawi� m�odzie�czego tr�dziku. Przemieniaj�c w czer� pustk� ulicy chy�kiem przemkn�li dwaj m�odzi ksi�a; od czasu do czasu zatrzymywali si� i ca�owali t�sknie pod mrocznymi sklepieniami bram. Ouen rozczuli� si�. Zdecydowanie dobrze zrobi� wychodz�c; na ulicy mo�na by�o zaobserwowa� krzepi�ce widowiska. Krok jego sta� si� l�ejszy, a w my�li rozwi�za� nagle ostatnie problemy zwi�zane z dopasowaniem cz�ci s�owo�apki; w gruncie rzeczy tak b�ahe: odrobina starania pozwoli�aby niew�tpliwie na ich pokonanie, zmniejszenie, zmia�d�enie, poszatkowanie, rozcz�onkowanie, jednym s�owem � skasowanie. Nast�pnie przeszed� jaki� genera�; na sk�rzanej smyczy trzyma� wi�nia maj�cego pian� na ustach; w celu wyeliminowania ryzyka skaleczenia genera�a sp�tano go, a r�ce mia� zwi�zane na karku. Kiedy zaczyna� okazywa� niezadowolenie, genera� ci�gn�� za smycz, a wi�zie� k�sa� wilgo� chodnika. Genera� szed� szybko, sko�czy� ju� dzie� pracy i wraca� do domu, by po�re� swoj� zup� literow�. Jak co wiecz�r mia� u�o�y� swoje nazwisko na brzegu talerza w trzykrotnie kr�tszym czasie ni� wi�zie� i na pe�nych w�ciek�o�ci oczach tego ostatniego poch�on�� oba talerze. Wi�zie� nie mia� szans: nazywa� si� Joseph Ulrich de Saxakrammerigothensburg, za� genera� zwa� si� Poi; lecz Ouen nie m�g� domy�la� si� tego szczeg�u. Zainteresowa� si� jednak lakierkami genera�a i pomy�la�, �e na miejscu wi�nia nie czu�by si� najlepiej. Zreszt� na miejscu genera�a r�wnie�; tyle �e wi�zie� nie wybra� sobie sam w�asnego; nie zawsze mo�na znale�� ch�tnych na stanowisko wi�nia, podczas gdy jest spory k�opot z wyborem spo�r�d kandydat�w na �mieciarzy, gliniarzy, s�dzi�w i genera��w: jawny dow�d, �e nawet najohydniejsze zawody maj� swe zalety. Ouen zaton�� w rozmy�laniach na temat owych upo�ledzonych profesji. Jasne, �e dziesi�� razy lepiej by�o zajmowa� si� konstruowaniem s�owo�apek ni� by� genera�em. Dziesi�� zdawa�o si� nawet nieco zbyt skromnym mno�nikiem. Nie szkodzi, pozostawa�a zasada. Przycz�ki mostowe by�y naje�one teleskopowymi lampami, sprawiaj�cymi bardzo �adne wra�enie, a na dok�adk� umo�liwiaj�cymi nawigacj�. Ouen oceni� je zgodnie z ich warto�ci� i przeszed� nie rzucaj�c na nie okiem. Dostrzeg� cel swej przechadzki i po�pieszy� ku niemu. Co� go jednak intrygowa�o. Z jednej strony mostu dziwnie niepozorna sylwetka wychyla�a si� za balustrad�. Podbieg�. By�a to m�oda dziewczyna stoj�ca nad sam� wod�, na ma�ym gzymsie wyposa�onym w kapinos do swobodnego odprowadzania w�d meteorycznych. Wygl�da�a, jakby si� waha�a, czy ma si� rzuci� do wody. Ouen opar� si� o balustrad� tu� za ni�. � Jestem got�w � powiedzia�. � Teraz mo�e pani rusza�. Spojrza�a na niego niezdecydowana. By�a to �adna, be�owa dziewczyna. � Zastanawiam si�, czy powinnam skoczy� z mostu w g�rnym biegu rzeki, czy w dolnym � powiedzia�a. � W g�rnym mam oczywi�cie szans� zosta� porwana przez nurt i og�uszona przez filar. W dolnym skorzystam z wir�w. Lecz niewykluczone, �e oszo�omiona skokiem zaczepi� si� o filar. Zar�wno w pierwszym, jak i w drugim przypadku znajd� si� na widoku i prawdopodobnie przyci�gn� uwag� jakiego� ratownika. � Ten problem zas�uguje na chwil� refleksji � rzek� Ouen � i mog� jedynie przyklasn�� temu, �e chce go pani potraktowa� powa�nie. Oczywi�cie jestem do pani ca�kowitej dyspozycji, jako pomoc przy jego rozwi�zaniu. � Jest pan bardzo mi�y � powiedzia�a dziewczyna o czerwonych ustach. � Nurtuje mnie to do tego stopnia, �e sama nie wiem co my�le�. � Mo�emy to szczeg�owo rozpatrzy� w jakiej� kawiarni � powiedzia� Ouen. � Kiepsko mi si� dyskutuje bez napitku. Czy m�g�bym co� pani zaproponowa�? By� mo�e u�atwi to pani p�niejsze przekrwienie m�zgu. � Bardzo ch�tnie � powiedzia�a dziewczyna. Ouen pom�g� jej powr�ci� na most, co czyni�c stwierdzi�, i� posiada ona sprytnie zaokr�glone cia�o, w najbardziej wystaj�cych, a wi�c najwra�liwszych miejscach. Skomplementowa� je natychmiast. � Wiem, �e powinnam si� zaczerwieni� � powiedzia�a � lecz w gruncie rzeczy ma pan ca�kowit� racj�. Jestem bardzo dobrze zbudowana. Niech pan popatrzy na moje nogi. Zadar�a sw� flanelow� sp�dniczk� i Ouen m�g� do woli napawa� si� nogami oraz faktem, �e by�a prawdziw� blondynk�. � Widz� co ma pani na my�li � odrzek� z okiem lekko wyba�uszonym.� No c�! Chod�my wi�c na kielicha, a kiedy ju� co� ustalimy, wr�cimy tutaj i rzuci si� pani z w�a�ciwej strony. Ruszyli pod r�k�, synchronicznie, oboje bardzo weseli. Powiedzia�a mu swoje imi� � Flawia � i ten dow�d szczero�ci wzm�g� jego zainteresowanie jej osob�, kt�re ju� i tak by�o spore. Kiedy usiedli sobie wygodnie w cieple, w skromnym lokalu, do kt�rego przychodzili marynarze i ich barki, ci�gn�a dalej. � Wcale nie chcia�am � zacz�a � by wzi�� mnie pan za idiotk�, lecz niepewno�� jak� odczu�am przy wyborze kierunku mego samob�jstwa towarzyszy�a mi od zawsze; pora by�a wi�c najwy�sza, bym j� wreszcie pokona�a, przynajmniej tym razem. W przeciwnym razie przez ca�� moj� �mier� b�d� kretynk� i s�ab� na umy�le. � Z�o � zauwa�y� Ouen � rodzi si� st�d, �e nie zawsze istnieje nieparzysta ilo�� mo�liwych rozwi�za�. W pani przypadku ani g�rny, ani dolny bieg rzeki nie wydaj� si� satysfakcjonuj�ce. Jednak nie uda si� uciec przed tym problemem. Gdzie by bowiem nie sta� most na rzece, zawsze determinuje istnienie tych dw�ch stron. � Chyba, �e u �r�d�a � zauwa�y�a Flawia. � Tak jest � powiedzia� Ouen oczarowany tak� aktywno�ci� umys�u. � Lecz �r�d�a rzek s� na og� niezbyt g��bokie. � Oto i problem � rzek�a Flawia. � A jednak � powiedzia� Ouen � zawsze istnieje mo�liwo�� odwo�ania si� do mostu wisz�cego. � Zastanawiam si�, czy nie by�oby to nieco nieuczciwe. � A wracaj�c do �r�de�, to �r�d�a rzeki Touvre maj� takie nat�enie wyp�ywu wody, kt�re ca�kowicie wystarcza dla dokonania jakiegokolwiek zwyk�ego samob�jstwa. � To zbyt daleko � powiedzia�a. � Gdzie� w okolicach Charente � stwierdzi� Ouen. � Kiedy to wymaga tyle pracy � powiedzia�a Flawia � bo �eby si� utopi�, trzeba sobie zada� tyle trudu, �e cz�owieka ogarnia rozpacz. �y� si� odechciewa. � A przy okazji � rzek� Ouen, kt�rego to zagadnienie po prostu frapowa�o � sk�d ten dramatyczny gest? � To bardzo przykra historia � odrzek�a Flawia wycieraj�c jedyn� �z�, kt�rej wynikiem by� jedynie nieprzyjemny brak symetrii. � P�on� z ciekawo�ci � wyzna� rozpalony Ouen. � Opowiem j� panu. Doceni� prostot� Flawii. Nie kaza�a si� prosi�, by opowiedzie� swoj� przygod�. Bez w�tpienia mia�a �wiadomo��, �e wyznanie tego rodzaju mo�e wzbudzi� najwy�sze zainteresowanie. Nastawi� si� na do�� d�ugie opowiadanie: �adna dziewczyna ma na og� wiele okazji do konflikt�w z bli�nimi; podobnie jak kanapka z konfiturami ma wi�ksze szans� na zgromadzenie informacji dotycz�cych anatomii i obyczaj�w much�wek ni� paskudny i krostowaty krzemie�. Tote� by� pewien, �e historia �ycia Flawii b�dzie si� opiera�a na faktach i zdarzeniach, z kt�rych wyp�ynie buduj�ca nauka moralna. Oczywi�cie buduj�ca dla moralno�ci Ouena: moralno�� osobista warta jest cokolwiek jedynie w oczach innego, gdy� samemu zbyt dobrze zna si� ukryte racje, kt�re zmuszaj� cz�owieka do przedstawienia jej w spos�b silny, zwarty i gotowy. � Urodzi�am si� � zacz�a Flawia � ju� dwadzie�cia dwa i osiem dwunastych roku temu, w ma�ym, normandzkim zameczku w okolicach Quettehou. M�j ojciec, ex-profesor dyscypliny w Instytucie Panny Dezyderii, dorobiwszy si� tam fortuny odszed� na emerytur�, by nacieszy� si� w pokoju swoj� pokoj�wk� i owocami wytrwa�ej pracy; moja matka, jedna z jego by�ych uczennic, kt�rej uwiedzenie sprawi�o mu wiele trudu �