7462

Szczegóły
Tytuł 7462
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7462 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7462 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7462 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Edmund Niziurski Szkolny lud, Okulla i ja Wydawnictwo �Nasza Ksi�garnia� Warszawa 1988 Wydanie III Spis tre�ci ROZDZIA� I � I ZN�W MIESZAM SI� W NIE SWOJE SPRAWY ROZDZIA� II � KLIPS ROZDZIA� III � CZY KONIECZNIE MINUS SZE��? ROZDZIA� IV � DOBRY JEST NASZ BRAT OBARA ROZDZIA� V � TESTY, IZMACJE I PULPETACJE ROZDZIA� VI � ZAGADKOWA AFERA TANDEMU ROZDZIA� VII � WARIANT ZERO ROZDZIA� VIII � CZY MUSIA�EM RATOWA� KUGLEWICZA? ROZDZIA� IX � ID� NA ODSTRZA� ROZDZIA� X � DALSZY CI�G SPRAWY KUGLEWICZA ROZDZIA� XI � AMSTERDAM POM�CIMY ROZDZIA� XII � CYRKOMANIA ROZDZIA� XIII � PRZE�YWAM WSTRZ�S LUDYCZNY ROZDZIA� XIV � JAK WZBUDZI�EM DRESZCZ GOGICZNY ROZDZIA� XV � �PI�CA KR�LEWNA ROZDZIA� XVI � DZIWNE ZDARZENIE NA SIEKANCE ROZDZIA� XVII � UCIECZKA CZY PO�CIG? ROZDZIA� XVIII � �LEDZTWO ROZDZIA� XIX � AKCJA W SAMOTNYM DOMU ROZDZIA� I I ZN�W MIESZAM SI� W NIE SWOJE SPRAWY Arek sp�nia� si� jak zwykle. Ju� od p� godziny czeka�em na niego niecierpliwie na �awce przy korcie Osiedla Zachodniego. Od samego pocz�tku podejrzewa�em, �e um�wiony czas spotkania jest nierealny. O si�dmej rano ten nicpo� �pi jeszcze jak zabity i w �aden spos�b nie mo�e by� na chodzie. O si�dmej rano mo�e najwy�ej by� szarpany za ucho i wyci�gany z bet�w przez przedwcze�nie oty�� osob� w kwiecistym szlafroku i z g�ow� naje�on� strasznymi papilotami, kt�ra to osoba ma nieszcz�cie by� jego matk� a moj� ciotk�. Dlatego jeszcze wczoraj wyrazi�em w�tpliwo��, czy pora spotkania jest odpowiednia i czy nie k��ci si� z jego stylem �ycia. � To prawda � odrzek� bez �enady � ale w�a�nie tak si� sk�ada, �e od jutra zmieniam styl. Od dw�ch lat to s�ysz�, lecz doprawdy trudno z nim by�o dyskutowa�. W ko�cu to ja zmieni�em miejsce zamieszkania, to ja przenosz� si� do tej nieszcz�snej szko�y pod wezwaniem Narcyzy, to ja prosz� go o par� informacji o tej budzie, abym nie czu� si� zupe�nie zagubiony. No, wi�c czeka�em cierpliwie. Nadszed� wreszcie zasapany i spojrza� nerwowo na zegarek. � Niestety mamy bardzo ma�o czasu i nie zd��� ci� we wszystko wtajemniczy�. Wi�c tylko og�lnie. Najpierw we� to � wyci�gn�� z teczki kilka zabazgranych arkusik�w papieru. � Tu masz plan orientacyjny budy � �eby� nie b��ka� si� jak osesek, a tu ma�y �katalog� wszystkich gog�w. Naszkicowa�em z grubsza ich wygl�d. Niebezpiecznych uj��em w ramki... � Ale� to... karykatury! � zauwa�y�em. � Po prostu uwydatni�em cechy, po kt�rych naj�atwiej ich rozpozna�. Przy ka�dym kr�tka notka. Wszystko zmie�ci�em na po�owie kartki. Mo�esz j� trzyma� w mankiecie... A tu masz nazwiska najbardziej niebezpiecznych typ�w w twojej klasie. Najgorszych podkre�li�em na czerwono. � M�ccy? � przeczyta�em zaskoczony. � Ci bracia? � Znasz ich? � Oszukali mnie raz na znaczkach. � Tylko raz? � Tak. � A potem? � Widzia�em ich tylko z daleka, jak bili Zyg�. � Nie wtr�ca�e� si�? � By�em trzymany przez dwu goryli po drugiej stronie alei. � To dobrze. Chyba ci� nie poznaj� � powiedzia� Arek. � Niebezpieczny jest tak�e Kocio. � Kocio? � Konstanty Kocemba z szajki Ciesielskiego, wiesz, s�ysza�e� chyba o Ciesielskim. Robi zawsze du�o zamieszania na meczach. Uwa�aj� go za znawc� pi�ki, bo ma brata trenera. Niebezpieczny fanatyk pi�karstwa. Kocio te�. Do tego jest du�y i silny i lubi si� popisywa� si��. I uwa�aj na Wyrzka! � Te� atleta? � Nie, to gn�j, co skar�y i donosi. Ale najbardziej niebezpieczny jest Z�o�liwy Miecio. � Jak go poznam? � Trudno go opisa�, bo niczym si� nie wyr�nia... na zewn�trz. No, taki zwyczajny. Do tego zmienia co troch� wygl�d, inaczej si� ubiera i w og�le. B�dzie si� chcia� na pewno z tob� przywita� i poda ci r�k�. Ale ty w �adnym wypadku nie przyjmuj! � Dlaczego? � Bo to jest jego stary numer. Ma w r�ce kolec. Zupe�nie nic nie wida�, a on mi�dzy palcami ma ukryty kolec. Facet go �ciska za r�k� i wije si� z b�lu. A Z�o�liwy Miecio �mieje si� zadowolony. � Obrzydliwy szczeniak! Co za poziom! � skrzywi�em si�. � Tak, facet jest nie na poziomie. � A kto jest na poziomie? � Na poziomie jest Suplicjusz, ale nic ci to nie da. On koleguje tylko z ksi��kami... � Kujon? � Geniusz. On ma ca�y program szkolny w ma�ym palcu. � Faktycznie, to raczej nie dla mnie � przyzna�em samokrytycznie. � No, a inni? � Masz ich zapisanych na tej kartce. Ja naprawd� nie mam czasu � spojrza� niecierpliwie na zegarek. � No, to tylko kr�tko o gogach. Zacznij od dyrektora � zaproponowa�em. � Dyrektor Rumpel si� nie liczy � powiedzia� Arek. � On nie zajmuje si� pojedynczymi uczniami. � A co robi? � Wyka�cza szko��. � W jakim sensie? � W starym i dobrym sensie tego s�owa. Naszej budzie brakuje jeszcze du�o rzeczy. Pracownie nie urz�dzone. Sala gimnastyczna nie gotowa... Tak, �e dyra praktycznie masz z g�owy. Natomiast strze� si� Okulli! � Kto zacz? � Wicedyrektorka. Podobna do kobry i r�wnie jadowita. Naprawd� nazywa si� Renata Okulczycka. Gro�ny jest tak�e Tr�baczewski, nasz chemik, zwany popularnie Tr�b�. � Dlaczego gro�ny? � Z powodu sinusoidy psychicznej. Ma niebezpieczne zafalowania, przyp�ywy i odp�ywy energii. Bardzo m�cz�cy facet. Raz jest roztargniony, p�przytomny, a� si� prosi, �eby mu chodzi� po g�owie, to zn�w popada w niezdrow� nadczynno�� gogiczn�. Jedno jest pewne. Facet nauczy ci� chemii. Poza tym jest sprawiedliwy. Aha, jeszcze jedno. To te� mo�e ci si� przyda�. Tr�ba kocha si� od dw�ch lat w pani Rosi�skiej od przyrody, czyli Szufli, ale bez wzajemno�ci, bo Szufla woli Geparda. Tak nazywamy pana Soczewiaka od wuefu. Ma wygl�d chorowity, ale nie pr�buj z nim �adnych sztuczek. Na Geparda nie ma mocnych... Uwa�aj tak�e na fizyka Osta�ko. To typ maniakalny. Mo�e ci� zadr�czy� na �mier�, je�li uzna, �e� wart �radosnej m�ki uczenia�, wi�c miej si� na baczno�ci, chyba �e lubisz �radosne m�ki�... � A daj�e mi spok�j � wzdrygn��em si�. � Jed�my dalej. � Nie ma po co. Dalej jest md�o. Kocia od geografii jest md�a. Ciemi�ny od historii jest md�y, Rubaszko jest md�y. Zreszt� i Szufla jest md�a, nie wiem, co Gepard w niej widzi. To by�oby chyba wszystko. � A tak og�lnie?... Da si� �y�? � Og�lnie, to �le trafi�e�. Najgorsza klasa w budzie. Okropne typy. Dlatego przenios�em si� w tym roku do si�dmej c na drugie pi�tro. A c� dopiero ty z tym swoim pechem. �al mi ci�. B�dziesz tam nie tylko frycem, b�dziesz tam czarnym robolem, zobaczysz! � To co mi radzisz? � Najlepiej nie zbli�aj si� na razie do nikogo, do nikogo sam nie zagaduj i nie mieszaj si� do niczego. Cho�by ci� r�czka nie wiem jak sw�dzia�a, nie si�gaj, gdzie wzrok nie si�ga. Ograniczamy si� do bezpo�redniego pola widzenia... � Adam Mickiewicz radzi� inaczej � zauwa�y�em przytomnie. � Adam Mickiewicz nie by� nowym w budzie u Narcyzy, ty jeste�, wi�c pami�taj: uszy po sobie, oczka skromnie spuszczone. Inaczej napytasz sobie biedy i podpadniesz z miejsca. * * * Stara�em si� przestrzega� tych przykaza�. W szkole kry�em si� po k�tach i nie reagowa�em na zaczepki. Ale w duchu przeklina�em Arka. Bo w�a�nie tym dziwnym zachowaniem zwr�ci�em uwag� klasy. Od razu nazwali mnie �Dzikusem� i zacz�li robi� sobie ze mnie zabaw�. �Chod�cie, ch�opaki, zobaczcie, przyprowadzili Dzikusa! Chod�, Dzikus, poka� si�. Czemu si� tak kryjesz? Nie ugryziemy ci�! Tu sama kulturalna m�odzie�. I mamy wysoko rozwini�t� �wiadomo�� klasow�... Chod�, u�wiadomimy ci� nieco!� I wszyscy �miali si�, tylko dwu si� nie �mia�o. Jeden czyta� zawzi�cie gazet�. Spojrza�em do notatek Arka. To pewnie ten Suplicjusz, intelektualista, najlepszy ucze� w klasie. A drugi � to sympatyczny, nie�mia�y ch�opczyna z obanda�owanym uchem. Podszed� do mnie i poklepa� mnie po ramieniu, jakby chcia� doda� mi otuchy. � Nie przejmuj si�. Oni tak z ka�dym na pocz�tku � powiedzia�. � Jak przetrzymasz do jutra, wszystko si� u�o�y. � Ba, ale czy przetrzymam? � wyrazi�em w�tpliwo��. � Pomog� ci � zaofiarowa� si�. � Zawrzyjmy przyja�� i sztam�. Poda� mi r�k�. U�cisn��em j� mocno i krzykn��em g�o�no z b�lu. No, wi�c sta�o si�. Mimo przestr�g Arka, da�em si� podej�� Z�o�liwemu Mieciowi i nabra� na jego s��wka. Ca�a klasa pok�ada�a si� ze �miechu, a ja patrzy�em ze zgroz� na moj� r�k�, z kt�rej wolno sp�ywa�y kropelki krwi. Ze zgroz� i upokorzeniem. Ale nagle wszyscy umilkli, bo zjawili si� M�ccy. Nie pytaj�c o nic, Du�y M�cki od razu strzeli� Z�o�liwego Miecia w ucho. � Wiesz za co? � zapyta�. � Nie wiem... � Nie lubi�, jak si� powtarzasz. Dbaj o repertuar. Z�o�liwy Miecio wycofa� si� spiesznie, mierz�c M�ckich ponurym spojrzeniem. � To twoja pierwsza szansa � mrukn�� do mnie Suplicjusz obserwuj�c zaj�cie zza gazety. � Oni nie cierpi� si� wzajemnie. Wykorzystaj to. Ale ja wola�em nie wykorzystywa� tej szansy. Zdegustowany powlok�em si� do biblioteki na drugim pi�trze, po�yczy�em pierwszy tom Wielkiej Encyklopedii Powszechnej i zaszy�em si� z nim w najbardziej ustronnym miejscu tego szlachetnego przybytku. W ten spos�b wszystkie przerwy mia�em z g�owy. Ba�em si� tylko, czy co� nie wydarzy si� na lekcjach, ale szcz�liwie nic si� nie wydarzy�o. Kocia od geografii by�a md�a, Ciemi�ny od historii by� md�y, Rubaszko od polskiego by� md�y � a wszyscy jacy� senni, o ma�o co nie pospali�my razem z nimi. Rzecz jasna okoliczno�� ta by�a dla mnie nadzwyczaj pomy�lna. Po prostu nikt nie zwr�ci� na mnie uwagi. Ju� my�la�em, �e ten pierwszy dzie� u Narcyzy mam z g�owy, a� tu nagle... Lecz to warto opowiedzie� nieco dok�adniej i po kolei. * * * Ot� wszystko zacz�o si� po lekcjach. Szko�a by�a ju� na p� opustosza�a. Tylko na korytarzach, na r�nych pi�trach, uwija�y si� grupy porz�dkowe zamiataj�c, odkurzaj�c i froteruj�c. Monotonne buczenie odkurzaczy i elektroluks�w co troch� zag�usza�y ryki rozbawionej m�odzie�y i �miech. Po pi�trach biega Gepard, ucisza i kontroluje, ale podobno o czwartej ma masa�, wi�c zaraz sobie p�jdzie. Nie musia� nikt mi go przedstawia�. Od razu go pozna�em. Jest taki jak na karykaturze Arka. Malutka, kr�tko ostrzy�ona g��wka, zapad�e policzki, d�ugie nogi, zgarbione plecy. Staram si� nie zwraca� jego uwagi i na razie mi si� udaje. A swoj� drog� trzeba mie� wyj�tkowego pecha, pierwszy dzie� w nowej budzie i od razu trafiam na dy�ur. Sprawdzi�y si� czarne proroctwa Arka. Mnie jako nowemu przypad�a oczywi�cie najgorsza robota. O dopuszczeniu do sprz�tu mechanicznego nie ma mowy. S�u�� do wynoszenia �mieci klasowych. Biegam tam i z powrotem po schodach, podczas gdy M�ccy bawi� si� odkurzaczem. Udaj�, �e odkurzacze i froterki to sprz�t wojskowy. Ju� urz�dzaj� potyczki w korytarzu. Po obstrzale artyleryjskim przyst�puj� do ataku na szczotki i �cierki. P� klasy bawi si� z nimi. Ju� s� na ko�cu korytarza. Wielka bitwa Pod Gablotami ko�czy zwyci�sk� batali�... w spos�b chyba raczej nie zaplanowany przez �adn� ze stron walcz�cych. W�a�nie przechodzi�em z kub�em pe�nym �mieci z gabinetu wychowania plastycznego, gdy us�ysza�em j�kliwy brz�k t�uczonej szyby. Spojrza�em. To polecia�a szyba ze �ciennej gabloty sportowej. Chyba Du�y M�cki w zapale bitewnym wymachuj�c szczotk� r�bn�� o szklane wieko gabloty. No i sta�o si�. Bitw� natychmiast przerwano. Gdyby to jaka� inna gablota. Ale gablota sportowa by�a oczkiem w g�owie nie tylko po�owy m�odzie�y, ale i grona nauczycielskiego z dyrektorem Rumplem na czele, nie m�wi�c oczywi�cie o Gepardzie, kt�ry mia� nad ni� piecz�. Tote� nast�pi�a og�lna konsternacja i, rzec by mo�na, os�upienie. Wszyscy zastygli w miejscu i nas�uchiwali ze strachem, kiedy odezwie si� Gepard. Ale on si� szcz�liwie nie odzywa�. Nie s�ysza�? Czy ju� go nie by�o? Po kr�tkiej, cichej dyskusji M�ccy zdj�li gablot� i ustawili j� na parkiecie opart� o �cian�, a nast�pnie wyci�gn�li gw�d� z muru. � Pami�tajcie � zagrozili wszystkim. � Wersja jest taka: gablota sama spad�a i pot�uk�a si�. Gw�d� nie wytrzyma� drga�. By�y wibracje naturalne od odkurzaczy i froterek. Wytworzy�o si� pole magnetyczne... Na�o�y�y si� fale d�wi�kowe i spowodowa�y szarpni�cie akustyczne... Do reszty os�upia�em s�uchaj�c tych naukowych wywod�w. Moja mina nie spodoba�a si� Ma�emu M�ckiemu, bo popatrzy� na mnie podejrzliwie i mrukn��: � Co si� tak gapisz?! Zmiataj na d� z tym kub�em i ani s�owa nikomu, bo zdefasonuj� ci mord�! Pami�taj, Dzikus! I ka�demu innemu, kto wsypie, zrobimy to samo! A teraz ju� was nie ma! Nie mia�em zamiaru podporz�dkowa� si� temu typkowi, ale zosta�em dos�ownie zepchni�ty ze schod�w przez czmychaj�c� t�uszcz�. Gdy trzy minuty potem wdrapa�em si� ponownie na g�r�, ju� nikogo przy gablocie nie by�o opr�cz znanego skar�ypyty Wyrzka, kt�ry w�a�nie wype�z� ostro�nie zza s�siedniej szafy. � Co teraz b�dzie? � zapyta�em. � Nic � wzruszy� ramionami. � M�ccy poszli po szklarza? � E tam. � Sami wprawi�? � Co� ty! � Nie rozumiem. Zostawi� tak, jak jest? � No chyba. Niemrawo wzi��em si� do sprz�tania pot�uczonego szk�a, kt�rym zasypana by�a pod�oga. Wyrzek spojrza� na mnie ni to zdumiony, ni przera�ony. � Zostaw � warkn��. � Dlaczego? Przecie� mo�na si� pokaleczy�. � Zostaw � powt�rzy�. � B�dzie na ciebie, �e ty st�uk�e�. Wiejmy lepiej jak oni... � poci�gn�� mnie, ale w tej samej chwili rozleg� si� tupot krok�w i wbieg�a grupa Ciesielskiego, kt�ra sprz�ta�a pobliskie pracownie. � Patrzcie, gablota! � Posz�a w drobny mak! � To wy? � spojrzeli na nas podejrzliwie. � Nie, to nie my � zasapa� Wyrzek. � My tylko patrzymy... � Jak nie wy, to kto? Wyrzek ju� otworzy� usta, ale wida� przypomnia� sobie gro�b� M�ckiego, bo wyda� tylko nieartyku�owany d�wi�k. Zreszt� grupa ju� go nie s�ucha�a, bo w�a�nie podbieg� sam Ciesielski. � Palimy Jacka Bankiera! � krzycza� z daleka. Nie zrozumia�em w pierwszej chwili. Dopiero potem zorientowa�em si�, �e gablota po�wi�cona jest w ca�o�ci pi�karstwu. Same wyci�te z gazet i czasopism ilustrowanych zdj�cia pi�karzy, fragment�w mecz�w, a w �rodku du�a fotografia zamy�lonego, znanego trenera, Jacka Bankiera. � Palimy Jacka Bankiera � powt�rzyli ch�opcy. � Ale za co?! � zdumia�em si�. Nikt jednak nie kwapi� si� z odpowiedzi�. W og�le nikt nie zwraca� na mnie uwagi. Wszyscy obserwowali Ciesielskiego, kt�ry z dziwnym u�miechem na twarzy wyrwa� z planszy gabloty fotografi� trenera i wymachuj�c ni� ponad g�owami koleg�w, zar�a�: � Zapa�ki! Kto ma zapa�ki? � Zwariowali?! Naprawd� chc� go spali�?! � wykrztusi�em. � Chyba tak � mrukn�� Wyrzek. � Za�o�yli si�, �e dru�yna Bankiera nie poniesie �adnej pora�ki w meczach towarzyskich za granic� a� do samego Mundialu. � To fanatyzm! � Oczywi�cie. Ale przegrali zak�ad i musz�... no... musz� spali� Jacka Bankiera. � Idiotyczne zak�ady. Panowie, zastan�wcie si� � pr�bowa�em apelowa� do Ciesielskiego i jego grupy, ale gdzie tam. Ju� mu podali zapa�ki, ju� kto� przytrzyma� ilustracj�, a Ciesielski nie bez przyjemno�ci przy�o�y� p�on�c� zapa�k� do podobizny znakomitego trenera. Buchn�� p�omie�. Ciesielski rytualnym gestem rozsypa� popi� po g�owach fanatyk�w, otrzepa� ostentacyjnie r�ce i na tym ceremoni� sko�czono. Z gromadnym rykiem stado Ciesielskiego opu�ci�o korytarz. � Ale b�dzie draka! � Wyrzek obliza� wargi, jakby ju� smakuj�c czekaj�c� go przyjemno��. � Teraz ju� dostan� za swoje. � My�lisz? � A ja im przy�o�� gw�d� do trumny. � Ty? � Powiem Szufli � Wyrzek zn�w obliza� wargi i oczy mu si� za�wieci�y. � O M�ckich i o nich. Wszystko powiem. � Nie zrobisz tego � zamrucza�em. � Powiem � sapa� Wyrzek. � Nie zale�y mi. I tak b�dzie na mnie, czy poskar��, czy nie. Zawsze na mnie zwalaj�. � Przecie� skar�ysz � powiedzia�em. � Ja? � Ty. Mo�e si� wyprzesz? � Nie. To fakt, czasem skar��. Ale nie zawsze. � No, to oducz si�. � Ale jutro i tak mnie obij�. � Obroni� ci�. Wyrzek spojrza� na mnie. � Raczej w�tpi�, czy potrafisz. � Przekonasz si� jutro � warkn��em. � A teraz pryskaj. Ten pan od wuefu tu si� kr�ci, nie chcia�bym, �eby ci� widzia�. � Soczewiak? � Tak. Soczewiak. S�ysz� jakie� kroki. Na wzmiank� o Soczewiaku Wyrzek natychmiast wzi�� nogi za pas. Ale to nie by� Soczewiak. Z g��bi korytarza bieg�o dwu korniszon�w. Jeden ze �cierk� i butelk� siluksu do czyszczenia szyb, a drugi z kub�em wody. Pozna�em ich kiedy� podczas moich kr�tkich zreszt� wyst�p�w w sekcji gimnastycznej klubu. Ten mniejszy ze �cierk�, czarny jak Cygan, to by� niejaki Pigment, jego prawdziwego nazwiska nie zna�em, a ten drugi z kub�em, kr�py g�owacz w pasiastej marynarskiej koszulce, nazywa� si� Kicuch. Chodzili do si�dmej b w tej budzie i obaj cierpieli z powodu swojego nikczemnego wzrostu. Biedacy wierzyli, �e intensywne �wiczenia na przyrz�dach, a zw�aszcza d�ugotrwa�e zwisy na drabinkach dodadz� im po par� centymetr�w. Na widok st�uczonej gabloty najpierw zastygli obaj nieruchomo, a potem Pigment wyda� dziki zwierz�cy krzyk rozpaczy, doskoczy� do pustych ram, osun�� si� na kolana i zacz�� si� kiwa� do samej ziemi w jakim� zapami�taniu, dos�ownie wali� g�ow� w pod�og� jak cz�owiek wschodu bij�cy w meczecie pok�ony. � Co ty wyrabiasz?! � dopad�em do niego i pr�bowa�em go podnie��, ale by� ci�ki jak o��w. � Zostaw go � mrukn�� u�miechni�ty Kicuch i mrugn�� okiem, jakby mnie bra� na �wiadka dobrego ubawu. � Co mu si� sta�o? � zapyta�em. � Przygn�bi�o go to � wyja�ni� Kicuch wskazuj�c na gablot�. � Ale �eby a� tak?! � On jest dy�urnym, to znaczy stra�nikiem tej gabloty. Beknie za to... � Cz�owieku � zwr�ci�em si� do Pigmenta � czemu si� tak przejmujesz? To przecie� nie twoja wina. To zrobili M�ccy i Ciesie. W razie czego por�czymy za ciebie. Pigment przesta� si� kiwa� i podni�s� g�ow�. Mia� czarne i piekielnie smutne oczy. � To nic nie da. Jeste� nowy i nie wiesz � j�kn��. � Jestem na obserwacji. � Na jakiej obserwacji? � zdumia�em si�. � Pan Soczewiak mnie obserwuje. � Wci�� nie rozumiem. � Pos�uchaj � wtr�ci� si� Kicuch � u nas tak jest: jak nie mog� da� sobie rady z uczniem, to go odsy�aj� do Soczewiaka. � Dlaczego do Soczewiaka? � Bo on z ka�dym daje sobie rad�, bo ch�opcy go si� boj�, m�wi�, �e by� wychowawc� w poprawczaku. Wi�c odsy�aj� do Soczewiaka, a on bierze skaza�ca do galopu... � I... i co mu robi? � dopytywa�em. � No, niby nic poza... poza regulaminem. Tylko m�wi do ciebie: �Jeste� u mnie na obserwacji. Wiesz, �e ja umiem obserwowa�. I wpatruje si� w ciebie nieruchomo ��tymi oczkami jak gepard i ma takie spiczaste uszy i kr�tkie w�osy na sztorc. A tobie sk�ra cierpnie. A potem wyznacza ci �prac� spo�eczn�� do wykonania. W�a�nie jemu wyznaczy� czyszczenie i pilnowanie tej gabloty. Pigment poci�gn�� nosem i j�kn��: � Tak... Ona ju� raz by�a st�uczona i Gepard... to jest pan Soczewiak powiedzia�, �e mam jej strzec jak oka w g�owie i... i �e czyni mnie o... osobi�cie od... odpowiedzialnym, bo... bo z trudem j� wywalczy� u Okulli, bo Okulla nie znosi pi�karzy i chcia�a t� gablot� przekaza� esperantystom... I jak si� co� stanie gablocie, to p�jd� do konia. Tak powiedzia�. � Do konia? Jak to? � Do konia gimnastycznego. B�d� musia� skaka� przez konia. Na wuefie. Przez konia i na konia, z nogami tak i tak... na r�ne sposoby. Wiesz, ile jest �wicze� na koniu? A ja mam kr�tkie nogi! � Pigment patrzy� na mnie z prawdziwym przera�eniem w oczach. � No, powiedz, Kicuch, czy ja mog� te... te wszystkie �wiczenia? � Cho�by ze sk�ry wyskoczy�, nie potrafi � przyzna� Kicuch. � Bo Gepard zadaje coraz trudniejsze, a� w ko�cu ka�dy wysiada, rozbija si� o konia, przewraca, spada, a ca�a klasa ma ubaw. Rozumiesz teraz, dlaczego zapisali�my si� w klubie do sekcji gimnastycznej. My�la�e� pewnie, �e chodzi nam o wyd�u�enie cia�a... Nie. Nam chodzi�o przede wszystkim o zapraw�. �eby Gepardowi nie by�o �atwo niszczy� nas przed klas�. Rozumiesz? Skin��em g�ow�. Rozumia�em. Wiadomo, �e na wuefie mo�na o�mieszy� najbardziej powa�nego i m�drego cz�owieka, udowodni� mu niedo��stwo, pogr��y� w otch�a� upokorzenia i wstydu, unicestwi�! Jeszcze jak si� ma takie n�dzne parametry cielesne jak Pigment! I nic nie mo�na zrobi� Gepardowi, ani poskar�y� si�. �wiczenia na koniu s� w programie i Gepard zawsze mo�e powiedzie�, �e tylko przerabia� program. � Masz racj�, Pigment � mrukn��em. � To fatalne. W tej sytuacji faktycznie mo�esz podpa�� Gepardowi z t� gablot�, ale co ja mog� zrobi�. Chyba, �e... � urwa�em nagle i rozejrza�em si� po korytarzu. � Masz jaki� pomys�? � Pigment o�ywi� si�. W jego bezdennie czarnych i smutnych oczach zab�yszcza�o �wiate�ko nadziei. � Mo�na by zamieni� gabloty � b�kn��em. � Je�li kt�ra� jest pusta... � �adna nie jest pusta. Ju� sprawdzi�em � zachichota� Kicuch, jakby go to bardzo bawi�o. Zdenerwowa� mnie. � Czemu si� g�upio �miejesz? � Ja �miej� si�? Nic podobnego! � zaprzeczy� gwa�townie. � Co teraz b�dzie?... � j�cza� Pigment. � Co teraz b�dzie? � W oczach mia� autentyczne �zy. � Uspok�j si�. Do jutra daleko. Na pewno co� wymy�limy � pociesza�em go, ale sam nie wierzy�em w to, co m�wi�. � A jak Gepard przyjdzie? � Nie musi przyj��. � Ju� idzie! � sykn�� Kicuch. Pigment zastyg� w miejscu. Od strony schod�w istotnie da�y si� s�ysze� spr�yste kroki. � To on! � pisn�� Kicuch do struchla�ego Pigmenta. � Przyszed� ci� skontrolowa�! � Tak... to on! Jestem pod obserwacj� � wybe�kota� Pigment i rzuci� si� do ucieczki w g��b korytarza. Wzruszy�em ramionami. Za bardzo histeryzuje, to fakt, straci� zupe�nie g�ow�, ale nie da si� zaprzeczy�, �e wpad� w niez�� kaba��. A potem pomy�la�em, �e niepotrzebnie roztkliwiam si� nad Pigmentem. Co mnie obchodzi Pigment i jego gablota? Jestem nowy w tej pieskiej szkole. Mam do�� w�asnych k�opot�w. W tym momencie napotka�em kpi�cy wzrok Kicucha. Sta�, �u� gum� i u�miecha� si� pod nosem. Rozz�o�ci� mnie ten jego u�miech. � Ty te� zmykaj � warkn��em. � Ja? Dlaczego? � Kicuch nie mia� ochoty. � Bo nie podobasz mi si�! � Ja? � Zmiataj! No ju�! � odepchn��em go. W�tpi� czy by mnie us�ucha�, gdyby na korytarzu pojawi� si� rzeczywi�cie pan Soczewiak, Kicuch by� zbyt lepny i ciekawy, ale zamiast Soczewiaka pojawi� si� niespodziewanie Z�o�liwy Miecio. Na jego widok Kicuch skrzywi� si� z niesmakiem i wycofa� ju� bez wahania. � Sk�d si� tu wzi��e�? � zapyta�em Miecia. Miecio przystan�� w bezpiecznej odleg�o�ci niepewny moich intencji. � By�em w gabinecie lekarskim. Zmieniali mi opatrunek ucha � wyja�ni�. � S�ysza�em jakie� wrzaski, wi�c przybieg�em. � Bardzo s�usznie � zauwa�y�em. � Chod�, nie b�j si�. Miecio wci�� mia� opory. � No, chod�, nic ci nie zrobi�, s�owo. Obejrzysz sobie � wskaza�em na gablot�. Miecio posun�� si� dwa kroki i wlepi� wzrok w obiekt. � Teraz wszystko rozumiem. Palili Jacka Bankiera? � U�miechn�� si� krzywo i poprawi� sobie nowy opatrunek na uchu. � Dobrze kojarzysz � powiedzia�em. Miecio posun�� si� zn�w o krok. � Ju� si� mnie nie boisz? � zapyta�em. Potrz�sn�� g�ow�. � Czuj�, �e mi przebaczy�e� � ogl�da� sobie paznokcie. � Dobrze czuj�? � Masz znakomite czucie � powiedzia�em. � No, to sztama � wyci�gn�� r�k�, ale ja cofn��em moj� d�o� jak oparzony. Miecio roze�mia� si�. � Tobie si� zrobi� odruch, Dzikus! � Mo�liwe � rzek�em ch�odno. � To ci przejdzie � powiedzia� Miecio � jak popracujemy razem. � Popracujemy? Ja z tob�? � W�a�nie. Co� mi przysz�o do g�owy � Miecio wpatrywa� si� w gablot�. � Ty, Dzikus, robimy kawa�? Postanowi�em by� czujny. � Planujesz jak�� z�o�liwo��? � zapyta�em. � Jasne, �e z�o�liwo��. � Ale dlaczego ze mn�? � �eby� si� m�g� odpr�y�. Mia�e� ci�ki dzie�, Dzikus. Chod�. Spojrza�em na niego nieufnie i cofn��em si� o krok. U�miechn�� si� zadowolony. � Teraz ty si� mnie boisz? � Powiedzmy... nie wierz� ci � sprecyzowa�em. � Piekielnie sta�e� si� podejrzliwy. Ale przesadzasz, Dzikus. Wzruszy�em ramionami. � To chyba zrozumia�e. Po tym, jak ze mn� post�pi�e�. Miecio zrobi� powa�n� min�. � Nie b�d� �mieszny � powiedzia�. � Jestem tylko raz na dzie� z�o�liwy. S�owo. Ju� nic ci nie grozi z mojej strony. Mo�esz spyta� Arka. Dziwi� si�, �e nie powiedzia� ci. No, wi�c chod�. Poci�gn�� mnie do gabloty. � No, wi�c co o tym my�lisz? � Gepard si� w�cieknie � zauwa�y�em. � Nie przejmujesz si� chyba Gepardem? � Ale beknie za to kto� niewinny. Wiesz, kto odpowiada za t� gablot�? � Wiem. Pigment. On jest u Geparda na obserwacji. Ale do rzeczy, Dzikus. Masz jaki� ciekawy pomys�? Milcza�em. Pami�ta�em o przestrogach Arka. Z�o�liwy Miecio pokiwa� z politowaniem g�ow�. � �al mi ci�. Wygl�dasz ca�kiem do rzeczy, a pomys�u nie masz za grosz. Ty by� zmarnowa� najlepszy materia�. Taka szansa wpada ci w r�ce, a ty nie wiesz, co robi�. Ale ja ci� naucz�. Pos�uchaj. Kawa� najlepiej wychodzi na zasadzie kontry. Jaka mo�e by� w tym wypadku najlepsza kontra? To proste. Spalili wspania�ego Bankiera? No, to my wywieszamy jeszcze wspanialszego... Co ty na to? � Niez�e � powiedzia�em. � Gdyby jeszcze wstawi� szk�o... � Czekaj! � przerwa� mi. � To nie wszystko. Sam Bankier nie za�atwi sprawy, ale Bankier w otoczeniu M�ckich? � Jak to w otoczeniu? � Wiesz, ja lubi� robi� r�nym typom specjalne zdj�cia, jak nie widz�. Napstryka�em tego ca�� mas�. Poka�� ci kiedy� w albumie. M�wi� ci, boki zrywa�! M�ckim zrobi�em te�. Kapitalnie wyszli... � Co ty knujesz? � zaniepokoi�em si�. � Zaraz, chwileczk�, jeszcze nie sko�czy�em � ci�gn�� Miecio ze z�o�liwym u�miechem. � Mam tak�e fajne zdj�cia Ciesi�w. Gdyby je odpowiednio spreparowa�... Pos�uchaj, to by wygl�da�o tak: po�rodku wielka fotografia roze�mianego Jacka Bankiera, a dooko�a niego wianuszek malutkich Ciesi�w, kt�rzy go wielbi�, kt�rzy klaszcz�, kt�rzy prosz� o autograf, podskakuj�, ta�cz�... I jeszcze zdj�cia M�ckich. Tych nie potrzebuj� nawet preparowa�. I bez tego s� w sam raz! Ale b�dzie ubaw, jak zobacz�. Najpierw os�upiej� z wra�enia, a potem krew ich zaleje. M�wi� ci, czego� podobnego jeszcze nie by�o w tej budzie. � Nie r�b tego! � warkn��em. � Co? � Miecio nie zrozumia� w pierwszej chwili. � �adnych zdj�� pr�cz Jacka Bankiera! Rozumiesz?! � Co ty?! � zdziwi� si�. � Nie chcesz skontrowa� tych kojot�w? � Ja ich skontruj�, a potem oni skontruj� mnie. Dzi�kuj�. Jestem nowy i nie chc� im podpada�. � Nie musz� wiedzie�, �e to ty... � Widzieli mnie przy gablocie i Kicuch potem mnie widzia�. Nie, Mieciu, Bankier musi by� sam! Miecio skrzywi� si�. � Je�li sam, to przynajmniej niech m�wi: �A kuku� � zaproponowa� minorowym g�osem. � �A kuku�? Jak to sobie wyobra�asz? � zdziwi�em si�. � Tak jak w komiksie. B�dzie wychodzi� mu z ust w postaci chmurki. Wiesz, taki napis. � Chcesz to przylepi�? � A co, z�y pomys�? � Mo�e by�... � zgodzi�em si� bez entuzjazmu. � Tylko trzeba jeszcze wstawi� now� szyb� do tej gabloty. � To nic trudnego � powiedzia� Miecio i poprowadzi� mnie do pracowni przyrodniczej. Drzwi otworzy� z �atwo�ci� jednym z kilku kluczy, kt�re mia� przy sobie, a widz�c moje zdumienie wyja�ni�: � Pracowa�em w r�nych k�kach, w przyrodniczym te� i zosta�y mi klucze do paru pracowni. Wejd�. Zawaha�em si�. � Co chcesz zrobi�? � Patrz � wskaza� r�k� na �cian�. � Tam wisi taka sama gablota, jak ta st�uczona na korytarzu Zamienimy tylko okna gablot i wszystko b�dzie cacy. Zajrza�em do wskazanej gabloty, wydawa�a mi si� pusta. Kilka patyk�w, szare paj�czyny, par� nie�ywych much na dnie. � Pom� mi � powiedzia� Miecio mocuj�c si� z zawiasami. Wkr�tce oszklone wieko gabloty by�o zdj�te. Zamontowali�my je w gablocie sportowej na korytarzu, a st�uczone okno z gabloty sportowej umie�cili�my w gablocie pracowni. Po dokonaniu tej zmiany, Miecio dla zamaskowania przest�pczego czynu przykry� gablot� w pracowni wielkim arkuszem grubego pakunkowego papieru i umie�ci� na nim napis: �Nie ods�ania�! Motyle nocne z rodziny Noctuide w trakcie przepoczwarzania�. Ostro�nie wycofali�my si� z pracowni, zawiesili�my gablot� sportow� na dawnym miejscu, po czym Miecio powiedzia�: � To by�oby na dzisiaj wszystko. Jutro przyjd� z samego rana, jak jeszcze nikogo nie b�dzie w szkole, i zawiesz� Jacka Bankiera. Mam takiego na jedn� szpalt�, gdyby� znalaz� w jakim� pi�mie wi�kszego, na dwie, a jeszcze lepiej na trzy szpalty, to oczywi�cie daj mi zna�... � Mam wspania�ego Jacka Bankiera z tygodnika �Sportowiec�, kolorowego i na trzy szpalty � powiedzia�em. � �wietnie! To b�dzie bomba, m�wi� ci! � zadowolony Miecio waln�� mnie w �ebro. Um�wili�my si�, �e Miecio p�jdzie ze mn� i razem wytniemy ze �Sportowca� portret znakomitego trenera. W minut� potem, wyczekawszy odpowiedni moment, nie zauwa�eni opu�cili�my mury smutnego uczyliszcza. * * * Nazajutrz Tr�ba wpad� do klasy r�wno z dzwonkiem, co mia�o podobno ��le rokowa�. Normalnie sp�nia� si� na pierwsz� lekcj�, co najmniej �kwadrans akademicki�. � Kto to zrobi�?! � zacz��, zanim jeszcze wszyscy siedli na miejscach. � Uprzedzam, niech si� od razu przyzna � ci�gn�� Tr�ba. � Ja i tak znam nazwiska. Oczywi�cie zrazu nikt si� nie odezwa�. Wszyscy siedzieli jak zakl�ci, nieruchomo. Uwa�ali pogr�ki Tr�baczewskiego za blef. � No, wi�c nikt? � sycza� pedagog. � Mam wskaza� palcem? � Ale o co chodzi � podnios�y si� nie�mia�e g�osy. � My naprawd� nie wiemy, o co chodzi. � O gablot�. � Jak� gablot�? My nic nie wiemy... � Nie wiecie?! � Tr�ba a� zakrztusi� si� z powodu tak wielkiego zaprza�stwa. � No, to porozmawiamy inaczej! � zagrzmia� i bezb��dnie, jakby kierowany gogiczn� busol�, ruszy� mi�dzy stoliki wprost do braci M�ckich. � M�ccy! � O co chodzi, prosz� pana? � M�ccy zerwali si� z miejsc wlepiaj�c straszny wzrok w Wyrzka. A Tr�ba tymczasem ju� si� obr�ci� do Ciesi i zagai�: � Ciesielski, Kocemba. Ciesie wstali oci�ale i oni te� wpakowali straszny wzrok w Wyrzka. Wyrzek zblad� i spojrza� na mnie, ale ja da�em mu znak, �eby by� cicho. � To gorzej ni� wandalizm! To bezczelno�� � grzmia� Tr�ba. � My nic... � Cicho! Wszystko wiem. Znam ca�y przebieg afery! Bezczelno��, rozwydrzenie i, powiedzia�bym, kanibalizm! � Kanibalizm?! � Dobrze, �e pani dyrektor o tym jeszcze nie wie. Zwyrodnienie! Zaczyna si� paleniem ilustracji, a potem czym si� ko�czy?! Paleniem ludzi! Zbrodni�! Tym razem M�ccy byli naprawd� przestraszeni. � Jakie palenie?... Palimy tylko sporty i to czasem � b�kn�� Ma�y M�cki. � �wiadkowie czynu! � krzycza� Tr�ba. � Gdzie s� �wiadkowie czynu? � rozgl�da� si� po klasie. Odpowiedzia�a mu cisza. Wyci�gn��em niedbale r�k�. Ca�a klasa zamar�a. Patrzyli na mnie ze zgroz�. � Jeste� �wiadkiem czynu? � zapyta� Tr�ba i podszed� do mnie. � Jestem �wiadkiem, �e z gablot� co� nie by�o tak... � Nie by�o tak? A jak?! � M�ccy na pewno nie palili nic i nikogo, a gablota wisi na swoim miejscu jak wisia�a, w doskona�ym stanie, prosz� pana! � Co takiego?! � sapa� zbity z tropu Tr�ba. � Czy mog� zapyta�, czy pan widzia� dzi� t� gablot�? � powiedzia�em sil�c si� na maksimum spokoju i powagi. � Osobi�cie nie... Ale znam wszystko z relacji... Nie my�l�, by wprowadzono mnie w b��d! � denerwowa� si� Tr�ba. � Prosz� jednak sprawdzi�. Ja widzia�em t� gablot� przed lekcjami. Daj� s�owo, �e jest zupe�nie w porz�dku! � A jednak by�a zdj�ta! M�wiono mi... � Ta gablota? Czy to nie jaka� pomy�ka? Mo�e ta obok. Filatelistyczna. Dla uzupe�nienia eksponat�w. � By� mo�e, je�li ci wierzy�... � Prosz� sprawdzi�. Skoro pad�y tu oskar�enia, to chyba jest konieczne. � Tak... chyba tak � rzek� zaaferowany Tr�baczewski i ruszy� do drzwi. My wszyscy za nim. M�ccy dogonili mnie na schodach. � R�wny jeste�, Dzikus � Du�y M�cki mrugn�� do mnie przyja�nie okiem, a Ma�y u�miechn�� si� krzywo szczerz�c swoje zaj�cze z�bki � przytomn� wstawi�e� mow�. Ale nie bardzo ci� poj�li�my, co z t� gablot�, naprawd� wisi? Czy tylko wstawi�e� kity? Zanim zdo�a�em im odpowiedzie�, Ciesie dopadli do mnie. � Dobry kolega z ciebie � Ciesielski poklepa� mnie po �opatce. � Nie wiem, co ty chcesz wykr�ci� z t� gablot�, ale je�eli ci si� uda, to ja ci rezerwuj� miejsce w naszej szajce. By�o to niew�tpliwie najwi�ksze wyr�nienie, jakie mog�o w poj�ciu Ciesi�w mnie spotka�. � Doceniam to � powiedzia�em i serce zacz�o mi bi� mocno z podniecenia. Do licha, czy�bym za jednym zamachem uratowa� Pigmenta i ob�askawi� tych bubk�w? Za du�o szcz�cia. Przez moment nawet got�w by�em uwierzy�, ale m�j wzrok pad� na u�miechni�tego z�o�liwie Miecia i nagle zdj�� mnie niepok�j, opanowa�y mnie z�e przeczucia. W ko�cu nie by�o prawd�, �e ja dzisiaj widzia�em t� gablot�. A je�li Miecio w ostatniej chwili co� skrewi�? Pu�ci�em si� biegiem po schodach wyprzedzaj�c klas�, chcia�em by� pierwszy na g�rze, ale w po�owie drogi zatrzyma� mnie surowy g�os kobiecy. Spojrza�em. Na p�pi�trze sta�a chuda osoba z dziennikiem w r�ce. Mia�a g�adko uczesane w�osy nieokre�lonego koloru i zielonkawy kostium z naramiennikami, kieszeniami i wielkimi guzami, zupe�nie podobny do paradnego munduru. Nie potrzebowa�em si�ga� do �katalogu� Arka, rozpozna�em od razu, z kim mam nieprzyjemno��. Te oczy w czerwonych obw�dkach, te wielkie okulary, ta workowata szyja o sfa�dowanej sk�rze i og�lne podobie�stwo do kobry. Tak, nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e mam przed sob� wicedyrektork� Okulczyck�, czyli straszn� Okull�. � Co to za bieganina po dzwonku?! � zagai�a gniewnie. � Marsz mi zaraz do klasy! � My idziemy z panem Tr�baczewskim � wyja�ni� z�o�liwy Miecio. Mia� zawsze najlepszy refleks. � Kolego Tr�baczewski, jest pan tam? � Jestem � rozleg� si� zasapany g�os gdzie� z do�u. � Tyle razy m�wi�am: przed przemarszem ustawiamy m�odzie� dw�jkami, poruszamy si� w zwartym szyku � parami, a tu widz� zn�w bez�adn� band� i tarasowanie schod�w! Dok�d pan ci�gnie t� m�odzie�? � Do gablot w celach dydaktycznych. Okulla pokr�ci�a g�ow�. � Suplicjusz, ustaw koleg�w! � zarz�dzi�a. � Zr�b porz�dek. Suplicjusz zacz�� biega� wzd�u� schod�w i formowa� kolumn� marszow�. Tr�ba westchn��, opar� si� ci�ko o por�cz i b��dzi� wzrokiem gdzie� po sufitach. Wida� by�o, �e cierpi. Up�yn�o dobre trzy minuty, zanim ustawieni w grzeczne pary mogli�my wystartowa� ponownie. To by�a du�a ulga, kiedy w ko�cu zobaczy�em gablot�. Wida� j� by�o ju� z daleka. Jej nienaruszona szyba b�yszcza�a w �wietle jarzeni�wek. Oczywi�cie szyk si� od razu za�ama�. Ka�dy chcia� by� pierwszy przy gablocie. � Patrzcie! Wisi! � rozleg�y si� podniecone g�osy. � Dzikus mia� racj�. Wisi. Wisi jak dawniej! Ca�a! Odetchn��em, lecz wnet okaza�o si�, �e przedwcze�nie. Oto bowiem nagle krzyki usta�y i wszyscy zastygli na moment, a potem gruchn�� �miech, jakiego jeszcze nigdy nie s�ysza�em w szkole. Wszyscy, jeden przez drugiego, zacz�li si� cisn�� do gabloty i zapanowa�a niesamowita wrzawa. Ciesie i M�ccy niespokojnie rozepchn�li ci�b�, stan�li oko w oko z gablot� i oniemieli. �miechy natychmiast usta�y. Wszyscy teraz patrzyli nie na gablot�, lecz na M�ckich i Ciesi. A potem przenie�li wzrok na mnie. Ja te� oniemia�em. Z daleka wszystko wygl�da�o w porz�dku. Po�rodku gabloty dominowa�a wielka, kolorowa i u�miechni�ta twarz Jacka Bankiera, ale gdy si� podesz�o bli�ej, wida� by�o wyra�nie, �e otacza go wieniec malutkich Ciesi�w, starannie wyci�tych z fotografii meczowych. Pozbawieni pi�ek, t�a i kontekstu, Ciesie podskakuj�cy, Ciesie dziwnie zawieszeni w powietrzu wygl�dali tak, jakby wykonywali niesamowity, rytualny taniec ku czci Jacka Bankiera. Napis pod spodem brzmia�: S�awny trener w otoczeniu swych m�odych wielbicieli. Ale to jeszcze nie by�o wszystko. W rogach gabloty jak rokokowy ornament umieszczone by�y z kolei zdj�cia M�ckich. Zupe�nie specjalne zdj�cia, robione chyba ukryt� kamer� przez kogo� piekielnie z�o�liwego. Oto zbli�enie twarzy M�ckich w ataku w�ciek�o�ci. Oto M�ccy w najobrzydliwszym ze swych �miech�w. M�ccy d�ubi�cy w z�bach, M�ccy ob�eraj�cy si� lodami, M�ccy li��cy sobie paluchy. M�ccy � postrach ogr�dk�w jordanowskich, M�ccy bij�cy malc�w, M�ccy hu�taj�cy si� na dziecinnych hu�tawkach. I wreszcie by�o zupe�nie kryminalne zdj�cie. Ma�y M�cki podstawia nog� facetowi id�cemu o kulach ze stop� w gipsie. Na nast�pnym zdj�ciu facet ju� pada� na ziemi�... bia�a noga uniesiona do g�ry, kule w powietrzu, przera�enie w oczach. Okropne, okrutne fotografie! Spojrza�em struchla�y z ukosa i zobaczy�em straszny wzrok M�ckich wbity we mnie. Spojrza�em z ukosa w drug� stron� i zobaczy�em taki� sam wzrok Ciesielskiego i Kocemby. Spojrza�em na Z�o�liwego Miecia. U�miecha� si� niewinnie. Spojrza�em na Tr�b�. Czy on te� widzi? Na szcz�cie nie zbli�y� si� do gabloty. Wystarczy�o mu, �e zobaczy� z daleka ca�� szyb� i wielk� podobizn� Jacka Bankiera w centrum. Na te drobne dodatkowe ornamenty ju� nie zwraca� uwagi. Zreszt� Ciesie i M�ccy, upokorzeni i w�ciekli, chyba umy�lnie blokowali mu dost�p i zas�aniali widok. Oceni�em b�yskawicznie sytuacj� i zdecydowa�em, �e ocali� mnie mo�e tylko szybki odwr�t. Wycofa�em si� wi�c po�piesznie za plecy Tr�by. Miecio przezornie pod��y� za mn�. Chcia� mnie min��, ale z�apa�em go za rami� i przytrzyma�em. � Co ty narobi�e�?! � sykn��em w�ciekle. � Mia� by� tylko Jacek Bankier, kt�ry m�wi �A kuku�. � Ulepszy�em � powiedzia� Miecio. � Ale teraz oni si� w�ciekn�. To ju� nie kawa�. To piekielna z�o�liwo��! � No, pewnie, �e z�o�liwo��. � Gdybym wiedzia�, �e... � sapa�em z pasji. � No, nie m�w, stary! Przecie� dobrze wiedzia�e�, �e jestem z�o�liwy. R�ce mi opad�y. Rzeczywi�cie. Pretensje mog� mie� tylko do siebie. Arek ostrzega� mnie. Po co wchodzi�em w kontakty z tym z�o�liwym �otrem? Tr�baczewski wci�� patrzy� to na nas, to na gablot� � coraz bardziej zak�opotany. � Albo kto� wprowadzi� mnie w b��d, albo... � z niedowierzaniem wpatrywa� si� w M�ckich i Ciesi�w. � Albo jest jeszcze jedna mo�liwo��, zupe�nie niezwyk�a w tej klasie. Za��my nawet, �e by�em cz�ciowo wprowadzony w b��d, to przecie� co� si� sta�o z t� gablot�. � Tr�ba wpatrywa� si� w k�t mi�dzy �cian� a pod�og�. Nagle znieruchomia� i warkn�� ostro, wskazuj�c palcem: � Suplicjusz, podnie� to! Suplicjusz pow�drowa� wzrokiem za palcem nauczyciela. W k�cie, w promieniu s�o�ca, kt�re wysz�o na moment zza jesiennych chmur, zab�ys�o co� jak brylant. �Odprysk szk�a z szyby � pomy�la�em zdenerwowany. W po�piechu przeoczyli�my go, no, trudno, ma�y pech. Ale niech i Tr�ba ma w tym dniu sw� satysfakcj�. M�g�by jeszcze popa�� w depresj�. � Wi�c jednak nie wszystko by�o k�amstwem � cedzi� Tr�baczewski odbieraj�c od Suplicjusza kawa�eczek szyby z gabloty. � Przest�pstwo zosta�o pope�nione, a potem zamaskowane... � Przest�pstwo? � j�kn�li M�ccy. � Powiedzmy lepiej � wypadek. Zdarzy� si� wypadek � ci�gn�� Tr�ba. � Ta wersja i mnie bardziej odpowiada. Zdarzy� si� wypadek, a potem by�a akcja naprawiania skutk�w wypadku. Naprawd� zupe�nie co� niezwyk�ego w tej klasie. Naprawd� co� niezwyk�ego... No, wi�c c�, gratulacje! � Tr�ba potrz�sn�� r�ce oniemia�ych M�ckich. � Gratulacje. Nie mam nic wi�cej do dodania i wykre�lam z notesu spraw�. Ca�a klasa wyda�a co� w rodzaju g��bokiego westchnienia. W czasie lekcji wszyscy przygl�dali si� z niedowierzaniem, ale i z najwi�kszym zainteresowaniem M�ckim, a M�ccy z do�� niewyra�nymi minami szeptali z sob�, a potem wlepili ci�ki wzrok w Wyrzka, wymienili znacz�ce spojrzenia i zn�w wpatrywali si� w Wyrzka. * * * Na przerwie Wyrzek pr�bowa� si� ukry�, ale dop�dzili go od razu. � Czego chcecie?! Wszystko si� dobrze sko�czy�o � krzycza� przera�ony Wyrzek. � Dobrze?! A te zdj�cia?! � sapa� Ma�y M�cki. � Ja nic nie wiem!... � Poza tym naskar�y�e�! � Ja? � Tr�ba od razu bez pud�a skierowa� si� do nas. A potem wstawia� trudn� mow�. � To nie ja. Ja nic nie powiedzia�em � wykr�ca� si� Wyrzek, ale oni zacz�li ok�ada� go po twarzy. Bardzo mi si� to nie podoba�o. Od razu doskoczy�em. � Tym razem on nie skar�y�. Pu��cie go. � Z tob� te� mamy porachunki � wycedzi� Du�y M�cki. � Sk�d wiedzia�e�, �e gablota jest naprawiona! To ty zawiesi�e� te zdj�cia! � By�e� tam! Widzieli�my! � krzykn�� Ma�y M�cki. � Bra� go! Wtedy rzucili si� na mnie. By�a w nich wielka z�o��. K��bili�my si� na pod�odze. By�o ju� ze mn� �le, gdy kto� krzykn��: �Szufla idzie!� i musieli zeskoczy� ze mnie. Rzeczywi�cie w drzwiach ukaza�a si� pani Rosi�ska. Ale nim do nas dosz�a, ju� wszyscy stali�my w miar� normalnie. Tylko ja pr�bowa�em zatamowa� krew z nosa. � Kto ci� pobi�? � zapyta�a Szufla. Wyrzek dawa� mi za jej plecami znaki, �ebym nic nie ukrywa�, ale ja mia�em inne plany. � Gonili�my si�, to niechc�cy � wyj�ka�em jak najbardziej naturalnie. � Ty jeste� lepszy numer � powiedzia�a Szufla, patrz�c na mnie ze wstr�tem. � Pierwszy dzie� w szkole i ju�... � Drugi � sprostowa�em. Szufla jeszcze bardziej sp�sowia�a z gniewu. � Drugi dzie� w szkole i ju� ci� pe�no. Porozmawiam z tob� w cztery oczy. To jest porz�dna szko�a i nie zniesiemy, �eby nowi zatruwali nam m�odzie�. Pewnie jeste� przeniesiony dyscyplinarnie. � Przeniesiono mnie do tej porz�dnej szko�y w ramach awansu za dobre sprawowanie � wykrztusi�em. � Nasza szko�a nie by�a tak porz�dna. � I jeszcze jeste� k�amczuchem na dodatek. B�dziemy mieli o czym rozmawia�, moje dziecko. � Tak jest, prosz� pani. To b�dzie bardzo przyjemna rozmowa. � Nie s�dz� � odrzek�a zimno. � Ile razy m�wi�am, �e nie wolno rozbija� si� po korytarzach. Ale im trzeba szufl� do g�owy... � gderaj�c na sw�j ulubiony spos�b, Szufla odesz�a w sin� dal, a do mnie doskoczy� od razu Wyrzek z pretensjami: � G�upi, mia�e� tak� okazj�. Dlaczego nie powiedzia�e�? Szufla by si� rozprawi�a z nimi, a tak to teraz oni nas zjedz�. Bo nie my�l, �e to ju� koniec, teraz dopiero si� zacznie. � Cicho b�d�! � Zupe�nie si� rozzuchwal�, nie b�d� si� nic bali � j�cza� Wyrzek. � Wiejmy lepiej. � Sam wiej, jak si� boisz. Wyrzek nie da� sobie dwa razy powtarza�. W nast�pnej chwili ju� go nie by�o. Uciek� na g�r�. A mnie otaczali ch�opaki z paczki Ciesielskiego. � No c�, Dzikus � powiedzia� Ciesielski � zachcia�o ci si� by� dowcipnym. Ale u mnie takie dowcipy nie przechodz�. Oduczymy ci� wtr�ca� si� do nie swoich spraw. I nie my�l, �e cokolwiek przez to za�atwi�e�. Nie z nami takie numery. � Sk�d wiecie, �e to ja? � stara�em si� by� spokojny. � Nie macie �adnego dowodu. � Owszem, mamy. Niejaki Kicuch by� �wiadkiem. Swoj� drog�, jak ci si� chcia�o! Sprz�ta�, wstawia� now� szyb�, nowe ilustracje i zdj�cia. I wszystko dla jednego marnego efektu? � Mylisz si� � powiedzia�em. � Efekt nie by� marny. � Nie jeste� specjalist� od efekt�w � wycedzi� Ciesielski. � Specjalist� jestem ja. Bra� go! � skin�� na ch�opak�w. Rzucili si� na mnie. � P�jdziesz teraz z nami grzecznie na g�r� � powiedzia� Ciesielski. � I b�dziesz robi� to, co ci ka�emy. Usuniesz to wszystko, co tam zmajstrowa�e�. Gablota musi wygl�da� tak, jak wczoraj, kiedy j� zostawi�em. Zrobisz z szyb� tak � pstrykn�� palcem. � A potem pobawisz si� zapa�kami. Jazda. Pchn�li mnie. Szarpn��em si�. Powali�em jednego, kt�ry uwiesi� si� u mojej prawej r�ki. Ale Ciesielski ju� doskoczy� z pi�ciami do mnie. � Do gabloty! � krzykn��. � Nie powtarzaj si� � us�ysza�em nagle czyj� g�os. To Du�y M�cki. Stan�� mi�dzy mn� a Ciesielskim. � Nie powtarzaj si�, Ciesiu � powt�rzy� g�o�no. � Powt�rki s� nudne � doda� Ma�y M�cki. � On chcia� zrobi� z nas durni! � krzykn�� Ciesielski. � Z nas te�, ale sko�cz z tym � rzek� gro�nie M�cki. Przez chwil� mierzyli si� oczami. Wreszcie Ciesielski ust�pi�. Patrz�c na mnie spode �ba wycofa� si� ze swoimi stronnikami. M�ccy przygl�dali mi si� przez chwil�. � Wiesz, dlaczego ci� obroni�em? � zapyta� Du�y M�cki. � W�a�nie ca�y czas zastanawiam si�. � Bo chc� sam z tob� doko�czy� rozrachunki. Chyba wkr�tce b�d� mia� dow�d, �e to ty wywiesi�e� te zdj�cia i wtedy spotkamy si�. Ale ju� teraz ci mog� powiedzie�: nie zajedziesz daleko w naszej klasie. � My�lisz? Na czym opierasz t� prognoz�? � wytrzyma�em jego wzrok. � Popisujesz si�. � Popisy zastrzeg�e� w tej klasie dla siebie? � Nie lubi�, jak kto mnie wyr�cza � wycedzi�. � Naprawd� tego nie znosz�. Tyle na razie! Cze��, Dzikus, i nie kryj si�, to nic nie da! � Nie b�j si�, b�d� do twojej dyspozycji. M�cki zmierzy� mnie ci�kim wzrokiem i odszed� w towarzystwie brata. ROZDZIA� II KLIPS My�la�em, �e ju� si� zako�czy�y emocje tego dnia, ale okaza�o si�, �e Wyrzek mia� sporo racji; to wszystko to by�a dopiero przygrywka, prawdziwy koncert pod znakomit� dyrekcj� M�ckich mia� si� dopiero rozpocz��, a ja mia�em by� solist� w tym koncercie. Naprawd� nie doceni�em tych mi�ych ch�optasi�w. Na du�ej przerwie poszed�em obejrze� sobie mecz koszyk�wki w sali gimnastycznej i w�adc� tych teren�w � d�ugonogiego Geparda, kt�rym straszy� mnie Arek, ale ledwie wsadzi�em �eb w drzwi, podbieg� do mnie Ma�y M�cki, z j�zykiem na wierzchu, ca�y zdyszany i wysapa�: � Dzikus! Do pani Rosi�skiej! Szybko! � Ja?! � przestraszy�em si�. � Dostaniesz glon do hodowli domowej. W ramach �wicze�. � Glon? � zdziwi�em si�. � Ka�dy ju� ma, tylko ty jeden nie. Masz i�� zaraz do pracowni. Pobieg�em, rozlu�niony, ciesz�c si�, �e chodzi tylko o glon. Rozgarn��em t�umek kolesi�w pod drzwiami pracowni, zastuka�em dla porz�dku i wpad�em zziajany. Wpad�em i stan��em jak wryty. W g��bi pod oknem sta� nie kto inny a Gepard we w�asnej osobie, sta� bardzo blisko Szufli i trzyma� jej g�ow� w swoich d�oniach. Wygl�da�o to tak, jakby Szufli co� wpad�o do oka, a Gepard troskliwie bada� jej to oko. Na odg�os krok�w Szufla wyrwa�a si� z r�k Geparda i patrzy�a na mnie zak�opotana, poprawiaj�c machinalnie w�osy. Gepard z pocz�tku nie rozumia�, co si� sta�o, i przez chwil� sta� jeszcze nieruchomo z r�kami uniesionymi jak kap�an, a potem zawstydzony zatrzepota� palcami w powietrzu i zacz�� sobie strzepywa� jaki� py�ek z klapy marynarki. � To znowu ty! � widzia�em, jak twarz Szufli przybiera kolor purpurowy. � Czego chcesz? � Ja? Mam dosta� glon. � Co?! Co takiego?! � Glon do hodowli domowej. � Precz! � krzykn�a Szufla. � Co?! � Nie udawaj idioty! Wtargn��e� tu przez z�o�liwo��! � Mnie powiedzieli, �e glo... � Wyno� si�! � zagrzmia� Gepard. Ruszy�em do drzwi ura�ony takim potraktowaniem i w�ciek�y, �e da�em si� tak g�upio wrobi� M�ckim. By�em w po�owie drogi, gdy drzwi otworzy�y si� poma�u i do pracowni wkroczy� Tr�ba, ju� bez fartucha, w garniturze, tajemniczo u�miechni�ty. W obu r�kach mia� ca�y stos kolorowych pude�eczek i flakonik�w. � Mam co� dla pani, pani Mario � powiedzia�. Szufla zmarszczy�a brwi. Uchwyci�em na moment jej spojrzenie. By�o niech�tne i zniecierpliwione. Gepard mrugn�� do niej porozumiewawczo. � Czas ju� na mnie � powiedzia� g�o�no i wyszed�. Tr�ba obejrza� si� za nim i ta chwila nieuwagi wystarczy�a. Kilka flakonik�w wypad�o mu z r�k na pod�og�. Rzuci�em si� i zacz��em zbiera�, ale bez po�piechu, chcia�em jak najd�u�ej by� �wiadkiem tej sceny. � Och, po co tyle fatygi, kolego � rzek�a Szufla. � Bo�e, pan przyni�s� ca�� drogeri�! � Dosta�em par� nowych kosmetyk�w od przyjaci� z zagranicy. A to m�j w�asny produkt � Tr�ba wr�czy� Szufli ma�� flaszeczk�. � Co to jest? � �rodek do wywabiania plam. Czy�ci wszystko. � Naprawd�? � Pani nie wierzy? Prosz� wypr�bowa� na moim krawacie. Mam tu plam� � wskaza�. Szufla namoczy�a kawa�ek waty w preparacie i energicznie zacz�a pociera� krawat. � Rzeczywi�cie � powiedzia�a � plama znik�a. Po�o�y�em pozbierane specyfiki na stoliku. � Dzi�kuj� ci, ch�opcze � powiedzia�a Szufla � a teraz id� ju�. Aha, na przysz�o�� wymy�l sobie do podgl�dania m�drzejszy pretekst ni� glony. Zaczerwieni�em si�, przygryz�em wargi i szybko opu�ci�em pok�j. Za drzwiami czekali ju� rozbawieni M�ccy i chyba p� klasy z nimi. Od razu mnie obskoczyli. � No jak, Dzikus, nie dosta�e� glona? � S�uchajcie, s�uchajcie, nie dosta� glona! � Widocznie przyszed� nie w por�! �miech przetoczy� si� rechotem przez ci�b�. � Opowiedz, jak to by�o? � zapyta� Du�y M�cki mrugaj�c wy�upiastym okiem. � Widzia�e� Szufl�? Co robi�a? Przyjrza�e� si� dobrze? Podziel si� wra�eniami! � Nowy wybuch �miechu. Krew nap�yn�a mi do g�owy. Wszystkie chichocz�ce twarze na�o�y�y si� na siebie. Ju� nie odr�nia�em nikogo. Jedna wielka galaretowata g�ba o rozmazanych konturach �mia�a si� ze mnie. Otrz�sn��em si�. Zamkn��em na moment oczy. Pomog�o. Gdy otworzy�em je powt�rnie, zobaczy�em ju� wyra�nie tu� przed sob� Ma�ego M�ckiego. Szczerzy� zaj�cze z�bki i wykrzykiwa�: � Co masz takie rumie�ce?! Patrzcie! Dzikus dosta� wypiek�w! Co tam widzia�e�, Dzikus? Przesta�em panowa� nad sob�. Nie mog�em d�u�ej znie�� �miechu Ma�ego M�ckiego i trzasn��em go w ten zaj�czy pyszczek. Mi�kki by� jak mase�ko. A� mnie to zdziwi�o. Od razu ugi�� si� i lekko wyl�dowa� na ziemi. Patrzy�em zaskoczony to na niego, to na moj� pi��, tymczasem naoko�o podni�s� si� wielki krzyk. � M�cki le�y! � Dzikus zaatakowa� M�ckiego! Naoko�o mnie g�stnia� coraz wi�kszy t�um. Nadbiegli nawet wszyscy Ciesie i oblizywali wargi z emocji. W ko�cu z pracowni wyskoczy�a zaalarmowana Szufla, a za ni� pan Tr�baczewski. � Co tu si� dzieje?! � patrzy�a przera�ona na le��cego Ma�ego M�ckiego. � Ten nowy go trzasn��, prosz� pani � wyja�ni� Du�y M�cki. Szufla spojrza�a na mnie wyra�nie ju� os�upia�a. � Jeszcze raz ty?! Podnie�cie go! � wskaza�a na Ma�ego M�ckiego. � A z tob� porozmawiam potem � obr�ci�a si� do mnie ze wstr�tem. By�em pewien, �e uwa�a mnie za zbocze�ca. � Chyba b�dziesz musia� p�j�� do psychologa. � To omdlenie � orzek�a patrz�c na trupio blad� twarz M�ckiego. � Szybko do pracowni! Po��cie go na stole! Niech pan mi pomo�e! � zwr�ci�a si� do Tr�by, ale Tr�ba by� tak sko�owany, �e tylko bezradnie drepta� w miejscu. � Zrobi� mu sztuczne oddychanie � zaofiarowa�em si�. � Id�! Zejd� mi z oczu! � krzykn�a Szufla. � Marsz do klasy! Wzruszy�em ramionami i zszed�em jej z oczu. Ale by�o zbyt ciekawie, by odmaszerowa� do klasy, wi�c ustawi�em si� niedaleko i pilnie obserwowa�em przebieg akcji. Ciesie ochoczo podnie�li M�ckiego, ruszyli z nim do pracowni. Tr�ba ju� wzi�� si� w gar�� i torowa� drog� przez t�umek