7424

Szczegóły
Tytuł 7424
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

7424 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 7424 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7424 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

7424 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Robert J. Sawyer Eksperyment Terminalny Przek�ad Micha� Jakuszewski The Terminal Experiment Data wydania oryginalnego 1995 Data wydania polskiego 1997 W ostatecznym rozrachunku to nasze wyobra�enie na temat �mierci decyduje, jakich odpowiedzi udzielamy na wszystkie pytania stawiane przez �ycie. Dag Hammarsjold (1905 � 1961) Sekretarz generalny ONZ Dla Teda Bleaneya z wyrazami uznania za dwadzie�cia lat przyja�ni PODZI�KOWANIA Ta powie�� zaistnia�a dzi�ki pomocy wielu wspania�ych os�b, mi�dzy innymi Christophera Schellinga i Johna Silbersacka z HarperCollins, Stanleya Schmidta z �Analogu� oraz Richarda Curtisa, mojego agenta. Niezmiernie pomocne by�y wskaz�wki doktora Davida Gotliba. Cennymi uwagami s�u�yli te� koledzy pisarze: Barbara Delaplace, Terence M. Green, Edo van Belkom i Andrew Weiner. R�wnie� moi przyjaciele: Shaheen Hussain Azmi, Asbed Bedrossian, Ted Bleaney, David Livingstone Clink, Richard Gotlib, Howard Miller i Alan B. Sawyer udzielili mi warto�ciowych porad. Na szczeg�lne wyrazy wdzi�czno�ci zas�u�y�a Rada do spraw Sztuki stanu Ontario, kt�ra przyzna�a mi subwencj� z Funduszu dla Pisarzy, pomagaj�c w ten spos�b w stworzeniu tej powie�ci. Na koniec sk�adam najgor�tsze podzi�kowania mojej �onie, Carolyn Clink. PROLOG GRUDZIE� 2011 - W kt�rej sali le�y inspektor Philo? - zapyta� Peter Hobson, wysoki, szczup�y, czterdziestodwuletni m�czyzna maj�cy tyle samo w�os�w czarnych, co i siwych. Siedz�ca za biurkiem przysadzista piel�gniarka by�a pogr��ona w lekturze. Podnios�a wzrok. - S�ucham? - Inspektor Sandra Philo - powt�rzy� Peter. - W kt�rej sali le�y? - Czterysta dwunastej - odpar�a piel�gniarka. - Ale lekarz powiedzia�, �e mog� j� odwiedza� tylko najbli�si krewni. Peter ruszy� wzd�u� korytarza. Piel�gniarka wysz�a zza biurka i rozpocz�a po�cig. - Nie mo�e pan tam wej�� - oznajmi�a stanowczo. Peter odwr�ci� si� na chwil�, by na ni� spojrze�. - Musz� si� z ni� zobaczy�. Piel�gniarka min�a go i stan�a przed nim. - Jest w stanie krytycznym. - Jestem Peter Hobson. Doktor Peter Hobson. - Wiem, kim pan jest, panie Hobson. Wiem te�, �e nie jest pan doktorem medycyny. - Jestem cz�onkiem rady nadzorczej Szpitala North York. - �wietnie. Niech pan tam pojedzie kogo� sterroryzowa�. Na moim oddziale nie b�dzie pan sia� zam�tu. Peter wypu�ci� g�o�no powietrze z p�uc. - Niech pani pos�ucha. Musz� zobaczy� si� z pani� Philo. To sprawa �ycia lub �mierci. - Na OIOM-ie wszystko jest spraw� �ycia lub �mierci, panie Hobson. Pani Philo �pi i nie pozwol� jej niepokoi�. Peter ruszy� naprz�d. - Zawo�am ochron� - zagrozi�a piel�gniarka, staraj�c si� m�wi� cicho, by nie niepokoi� pacjent�w. Peter nie obejrza� si� za siebie. - �wietnie - warkn��. D�ugie nogi nios�y go szybko wzd�u� korytarza. Piel�gniarka wr�ci�a kaczkowatym chodem do swego stanowiska i podnios�a s�uchawk�. Znalaz� sal� czterysta dwana�cie i wszed� do �rodka bez pukania. Sandra by�a pod��czona pod EKG. Nie by� to aparat Hobsona, lecz Peter nie mia� problemu z odczytaniem zapisu. Na statywie przy ��ku rannej policjantki ujrza� pod��czon� kropl�wk�. Sandra otworzy�a oczy. Wydawa�o si�, �e potrzebowa�a chwili, by skupi� spojrzenie na nim. - To ty! - odezwa�a si� wreszcie g�osem s�abym i ochryp�ym na skutek pora�enia wi�zk�. Peter zamkn�� drzwi. - Mam tylko kilka chwil. Wezwano ju� stra�nik�w, �eby mnie st�d wyprowadzili. Ka�de s�owo wymawia�a z trudem. - Kaza�e�... mnie... zabi� - stwierdzi�a. - Nie - zapewni� Peter. - Przysi�gam, �e to nie by�a moja robota. Sandra zdo�a�a wyda� z siebie s�aby krzyk, zbyt cichy jednak, by mo�na go by�o us�ysze� przez zamkni�te drzwi. - Siostro! Peter przyjrza� si� jej. Kiedy spotka� j� po raz pierwszy, zaledwie kilka tygodni temu, by�a zdrow�, trzydziestosze�cioletni� kobiet� o ogni�cie rudych w�osach. Teraz wychodzi�y jej one ca�ymi k�pami, cer� mia�a po��k�� i ledwie mog�a si� rusza�. - Nie chc� by� nieuprzejmy, Sandro - powiedzia� - ale zamknij si�, prosz�, i wys�uchaj mnie. - Siostro! - S�uchaj, do cholery! Nie mia�em nic wsp�lnego z morderstwami. Ale wiem, kto mia�. I mog� da� ci szans�, �eby go dopa��. W tej chwili drzwi otworzy�y si� gwa�townie. Do �rodka wpad�a przysadzista piel�gniarka z dw�jk� pod��aj�cych u jej boku silnie zbudowanych stra�nik�w. - Wyprowadzi� go - rozkaza�a. Stra�nicy ruszyli naprz�d. - Do cholery, Sandro - m�wi� Peter. - To twoja jedyna szansa. Daj mi pi�� minut. - Jeden ze stra�nik�w z�apa� go za rami�. - Pi�� minut, na Boga! To wszystko, o co prosz�. - Idziemy - nakaza� stra�nik. G�os Petera przybra� b�agalne brzmienie. - Sandro, powiedz im, �e chcesz, bym zosta�! Nienawidzi� siebie za to, co powiedzia� p�niej, lecz nie przysz�o mu na my�l nic bardziej skutecznego. - Je�li tego nie zrobisz, umrzesz, nie wykrywszy sprawcy. - Zje�d�aj st�d w tej chwili - odezwa� si� drugi ze stra�nik�w grubym g�osem. - Nie... niech pan zaczeka! Sandro, prosz�! - Idziemy... - Sandro! - Pozw�lcie... mu... zosta� - rozleg� si� wreszcie g�os, s�aby i wyczerpany. - Nie mo�emy, prosz� pani - odpar� jeden ze stra�nik�w. Zebra�a troch� si�. - To kwestia policyjna... pozw�lcie mu zosta�. Peter wyrwa� r�k� z u�cisku. - Dzi�kuj� ci - powiedzia� do Sandry. - Dzi�kuj�. Piel�gniarka popatrzy�a na niego spode �ba. - Nie zostan� d�ugo - zapewni� j�. - Obiecuj�. Sandra zdo�a�a odwr�ci� lekko g�ow� w kierunku kobiety. - Wszystko... w porz�dku - powiedzia�a s�abym g�osem. Piel�gniarka wrza�a z gniewu. Ten stan trwa� przez kilka sekund, po czym kobieta skin�a g�ow�. - Niech b�dzie - powiedzia�a. By� mo�e rozmowa o policyjnych kwestiach i nie wykrytych sprawcach przekona�a j�, �e to wykracza poza jej kompetencje. - Dzi�kuj� - zwr�ci� si� do niej z ulg� Peter. - Bardzo pani dzi�kuj�. Piel�gniarka spojrza�a na niego gro�nie, obr�ci�a si� na pi�cie i wysz�a. Jeden ze stra�nik�w natychmiast pod��y� za ni�. Drugi wycofywa� si� z twarz� zastyg�� w gniewie, przez ca�y czas wskazuj�c ostrzegawczo palcem na Petera. - Powiedz... mi - wydusi�a z siebie Sandra, gdy znowu zostali sami. Peter znalaz� krzes�o i usiad� obok ��ka. - Po pierwsze, zapewniam ci�, �e jest mi naprawd� szalenie przykro z powodu tego, co si� wydarzy�o. Uwierz mi, �e nigdy nie chcia�em, by tobie czy komukolwiek innemu sta�a si� krzywda. To... to wszystko wymkn�o si� spod kontroli. Sandra nie powiedzia�a nic. - Czy masz jak�� rodzin�? Dzieci? - C�rk� - odpar�a zaskoczona kobieta. - Nie wiedzia�em o tym. - Jest teraz z moim by�ym m�em. - Chc�, �eby� wiedzia�a, �e zaopiekuj� si� ni� finansowo. Zapewni� jej wszystko, czego potrzebuje: ubrania, samochody, uniwersytet, wakacje w Europie, co tylko zechce. Zap�ac� za to. Ustanowi� fundusz powierniczy. Sandra wyba�uszy�a szeroko oczy. - Nigdy nie chcia�em, by dosz�o do czego� takiego. Przysi�gam, �e wielokrotnie pr�bowa�em to powstrzyma�. Przerwa�, cofaj�c si� my�l� do pocz�tku ca�ej tej przekl�tej afery. Do innej szpitalnej sali, w kt�rej pr�bowa� doda� otuchy innej odwa�nej kobiecie, kt�ra umiera�a. Wr�ci� do punktu wyj�cia. - Sarkar Muhammed mia� racj�. Powinienem by� zwr�ci� si� do ciebie wcze�niej. Potrzebuj� twojej pomocy, Sandro. To musi si� sko�czy�. - Peter wypu�ci� powietrze z p�uc zastanawiaj�c si�, od czego zacz��. Wydarzy�o si� tak wiele. - Czy wiedzia�a� - zapyta� - �e mo�na wykona� map� wszystkich sieci neuronalnych w ludzkim m�zgu i stworzy� we wn�trzu komputera dok�adny duplikat umys�u badanego? Sandra potrz�sn�a lekko g�ow�. - No wi�c mo�na. To nowa metoda. Sarkar Muhammed by� jednym z jej pionier�w. Co by� powiedzia�a, gdybym ci� poinformowa�, �e sporz�dzono tak� map� i wykonano kopi� mojego m�zgu? Sandra unios�a brwi. - Co dwie g�owy... to nie jedna. Peter u�miechn�� si� z przek�sem na t� uwag�. - By� mo�e. W rzeczywisto�ci jednak sporz�dzono trzy symulacje mojej osoby. - I jedna z nich... jest winna... morderstw? Zaskoczy�o go, �e tak szybko si� zorientowa�a. - Tak. - Tak te� my�la�am, �e... jest w to zamieszana sztuczna inteligencja. - Pr�bowali�my je powstrzyma� - powiedzia� Peter. - Nic nie poskutkowa�o. Przynajmniej jednak wiem ju�, kt�ra symulacja jest winna - przerwa�. - Dam ci wszystko, czego b�dziesz potrzebowa�a, Sandro, ��cznie z pe�nym dost�pem w systemie pyta� i odpowiedzi do map mojego m�zgu. Poznasz mnie ze wszystkimi intymnymi szczeg�ami. Lepiej ni� ktokolwiek w �wiecie rzeczywistym. Poznasz m�j spos�b my�lenia i da to ci wiedz� potrzebn�, by przechytrzy� mordercz� symulacj�. Sandra unios�a lekko ramiona. - Nic nie mog� zrobi� - rzek�a s�abym, smutnym g�osem. - Umieram. Peter zamkn�� oczy. - Wiem. Ogromnie mi przykro. Jest jednak pewien spos�b, Sandro, by� mog�a to wszystko zako�czy�. ROZDZIA� l STYCZE� 1995 Sandra Philo przyst�pi�a do sondowania wspomnie� Petera Hobsona. Zgroza, jak si� dowiedzia�a, zacz�a si� w roku 1995, przed szesnastoma laty. Peter Hobson nie by� jeszcze w�wczas w centrum kontrowersji dotycz�cej nauki i wiary, kt�ra wstrz�sn�a �wiatem. By� wtedy jedynie dwudziestosze�cioletnim absolwentem Uniwersytetu Toronto, odbywaj�cym podyplomowe studia z zakresu in�ynierii biomedycznej, kt�ry mia� prze�y� najwi�kszy szok w �yciu... W pokoju akademika, w kt�rym mieszka� Peter Hobson, zadzwoni� telefon. - Mamy zjadacza - us�ysza� g�os Kofaxa. - Czujesz si� na si�ach? Zjadacza. Zmar�ego. Peter wci�� usi�owa� przyzwyczai� si� do nieczu�o�ci Kofaxa. Potar� powieki, by odegna� senno��. - T... tak. - Postara� si� nada� swemu g�osowi pewniejsze brzmienie. - Jasne - powiedzia�. - Oczywi�cie, �e tak. - Mamikonian zabierze si� do szatkowania - m�wi� Kofax - a ty b�dziesz m�g� obs�ugiwa� EKG. W ten spos�b zaliczysz spory kawa� wymaganego pensum. Mamikonian. Wyszkolony w Stanford chirurg transplantolog. Sze��dziesi�t kilka lat, r�ce nieruchome jak u pos�gu. Pobieranie narz�d�w. Chryste, tak jest, chcia� w tym uczestniczy�. - Kiedy? - Za par� godzin - odpowiedzia� Kofax. - Ch�opak jest pod��czony pod respirator. Dbamy o �wie�o�� mi�sa. Mamikonian jest w Mississauga. Minie sporo czasu, nim tu dotrze i si� przygotuje. Powiedzia� �ch�opak�. �ycie jakiego� ch�opaka zosta�o przerwane. - Co mu si� sta�o? - zapyta� Peter. - Wypadek motocyklowy. Wyrzuci�o go w powietrze, kiedy buick uderzy� go z boku. Nastolatek. Peter potrz�sn�� g�ow�. - Przyjd� - obieca�. - Sala operacyjna numer trzy - poinformowa� go Kofax. - Przygotowania zacznij za godzin�. Peter odwiesi� s�uchawk�, ubiera� si� w po�piechu. Wiedzia�, �e nie powinno si� tego robi�, ale nie potrafi� si� powstrzyma�. Po drodze na sal� operacyjn� zatrzyma� si� przed izb� przyj�� i spojrza� na aluminiowe tabliczki umieszczone w obracaj�cych si� wok� osi ramkach. Jakiego� faceta zszywano po tym, jak przebi� cia�em okno z grubego szk�a. Inny mia� z�aman� r�k�. Rana od no�a. B�le �o��dka. Ach... Enzo Bandello, lat siedemna�cie. Wypadek motocyklowy, tak jak m�wi� Kofax. Piel�gniarka podesz�a do niego ukradkiem i spojrza�a mu przez rami�. Na jej identyfikatorze widnia�o nazwisko Sally Cohan. Zmarszczy�a brwi. - Biedny dzieciak. Mam brata w tym samym wieku. - Po chwili doda�a: - Rodzice s� w kaplicy. Peter skin�� g�ow�. Enzo Bandello, pomy�la�. Siedemna�cie lat. Pr�buj�c ratowa� ch�opaka, zesp� urazowy poda� mu dopamin� i celowo doprowadzi� do odwodnienia licz�c, �e w ten spos�b zmniejszy obrz�k m�zgu towarzysz�cy zwykle powa�nym obra�eniom g�owy. Zbyt wielka dawka tego �rodka mog�a jednak prowadzi� do uszkodzenia mi�nia sercowego. Wed�ug historii choroby o drugiej czterna�cie w nocy zacz�li wymywa� lek z cia�a, podaj�c w zamian p�yny. Ostatnie zapisy wskazywa�y, �e ci�nienie krwi wci�� by�o zbyt wysokie - efekt dzia�ania dopaminy - lecz wkr�tce powinno opa��. Peter przerzuci� kartki. Wynik test�w serologicznych - Enzo nie by� zara�ony WZW ani AIDS. Morfologia oraz czas krwawienia i krzepni�cia r�wnie� wygl�da�y dobrze. Idealny dawca, pomy�la� Peter. Tragedia czy cud? Cz�ci jego cia�a mia�y uratowa� �ycie p� tuzina ludzi. Mamikonian najpierw wyjmie serce. Taka operacja trwa�a trzydzie�ci minut. Potem w�troba - dwie godziny roboty. Nast�pnie zesp� nerkowy usunie te narz�dy - kolejna godzina ci�cia. P�niej rog�wki. Na koniec ko�ci i inne tkanki. Do pochowania nie zostanie zbyt wiele. - Serce pojedzie do Sudbury - poinformowa�a go Sally. - Podobno pr�ba krzy�owa wypad�a znakomicie. Peter umie�ci� tabliczk� z powrotem w karuzeli i wyszed� przez dwuskrzyd�owe drzwi prowadz�ce do dalszej cz�ci szpitala. Do sali operacyjnej numer trzy wiod�y dwie r�wnie dobre trasy. Wybra� t�, kt�ra przechodzi�a obok kaplicy. Nie by� religijny. Jego rodzina, pochodz�ca z Saskatchewan, wyznawa�a md�y kanadyjski protestantyzm. Peter ostatnio odwiedzi� ko�ci� podczas czyjego� �lubu. Poprzednim razem by� to pogrzeb. Dostrzeg� rodzic�w Enza z korytarza. Siedzieli w �rodkowej �awie. Matka p�aka�a cicho. Ojciec obj�� j� ramieniem. Mocno opalony m�czyzna, na kt�rego roboczej koszuli w krat� widnia�y plamy z cementu. Mo�e by� murarzem. Bardzo wielu zamieszka�ych w Toronto W�och�w z jego pokolenia pracowa�o na budowach. Przybyli tu po drugiej wojnie �wiatowej. Nie znali angielskiego i podejmowali si� ci�kiej pracy fizycznej, by zapewni� swym dzieciom lepsze �ycie. A teraz dziecko tego cz�owieka nie �y�o. Kaplica by�a neutralna wyznaniowo, lecz ojciec ch�opaka spogl�da� w g�r�, ca�kiem jakby widzia� na �cianie krucyfiks, i wisz�cego na nim swego Jezusa. Prze�egna� si�. Peter wiedzia�, �e gdzie� w Sudbury trwa �wi�to. Dostan� serce, kt�re uratuje �ycie. Gdzie� si� radowano. Ale nie tutaj. Ruszy� dalej korytarzem. Dotar� na odcinek przedoperacyjny. Przez wielkie okno widzia� sal� operacyjn�. Wi�ksza cz�� zespo�u chirurg�w dotar�a ju� na miejsce. Cia�o Enza by�o ju� przygotowane. Ogolono tu��w i pomalowano dwiema warstwami rdzawej jodyny, a nad polem operacyjnym rozci�ga� si� czysty plastik. Peter spr�bowa� spojrze� na to, co pozostali nauczyli si� ju� ignorowa� - na twarz pacjenta. Nie zobaczy� wiele. Wi�ksz� cz�� g�owy Enza pokrywa�a cienka p�achta ods�aniaj�ca jedynie rur� respiratora. Zespo�u transplantolog�w celowo nie informowano o to�samo�ci dawcy. To podobno u�atwia�o spraw�. Peter by� zapewne jedynym, kt�ry wiedzia�, jak ch�opak si� nazywa�. Na zewn�trz sali operacyjnej znajdowa�y si� dwie urny walki. Peter przyst�pi� do regulaminowego o�miominutowego mycia. Czas odmierza� elektroniczny zegar umieszczony nad zlewem. Po pi�ciu minutach zjawi� si� sam doktor Mamikonian, kt�ry przyst�pi� do mycia nad drug� umywalk�. Mia� stalowosiwe w�osy i kwadratow� �uchw�. Przypomina� raczej starzej�cego si� superbohatera ni� chirurga. - A pan kim jest? - zapyta� Mamikonian podczas mycia. - Peter Hobson, panie doktorze. Odbywam studia podyplomowe z in�ynierii biomedycznej. Mamikonian u�miechn�� si�. - Mi�o mi pana pozna�, Peter. - Nie przestawa� si� my�. - Prosz� mi wybaczy�, �e nie u�cisn� panu d�oni - doda� chichocz�c. - Na czym polega dzi� pa�ska rola? - Podczas naszego kursu musimy zaliczy� czterdzie�ci godzin pracy na prawdziwym sprz�cie medycznym. Profesor Kofax - on jest moim promotorem - za�atwi�, bym m�g� dzisiaj obs�ugiwa� EKG - przerwa�. - Je�li nie ma pan nic przeciwko temu. - Prosz� bardzo - odrzek� Mamikonian. - Niech pan patrzy i si� uczy. - Zrobi� to, panie doktorze. Czasomierz nad umywalk� zapiszcza�. Peter nie by� przyzwyczajony do takiego szorowania. Odnosi� wra�enie, �e obdarto mu d�onie ze sk�ry. Uni�s� ociekaj�ce wod� ramiona na wysoko�� klatki piersiowej. Pojawi�a si� instrumentariuszka z r�cznikiem. Peter wzi�� go, wytar� d�onie i wsun�� si� w sterylny, zielony fartuch, kt�ry dla niego trzyma�a. - Rozmiar r�kawiczek? - zapyta�a. - Si�demka. Rozerwa�a opakowanie, wyj�a lateksowe r�kawiczki i za�o�y�a mu na r�ce. Wszed� do sali operacyjnej. Na g�rze, na galerii dla obserwator�w, sta�o dwunastu ludzi przygl�daj�cych si� przez szklany sufit. Na �rodku sali sta� st�, na kt�rym spoczywa�o cia�o Enza. Wnika�o w nie kilka przewod�w: trzy cewniki infuzyjne, cewnik do pomiaru ci�nienia t�tniczego metod� krwaw� oraz cewnik do pomiaru centralnego ci�nienia �ylnego, wprowadzony do serca, by okre�la� poziom nawodnienia. Na sto�ku siedzia�a m�oda kobieta pochodzenia azjatyckiego. Jej oczy �ledzi�y monitor przep�ywu krwi, monitor poziomu dwutlenku w�gla oraz wolumetryczn� pomp� infuzyjn�. Do chwili jego przybycia kobieta obserwowa�a r�wnie� oscyloskop aparatu EKG umieszczony nad g�ow� Enza. Peter zaj�� pozycj� tu� obok niego i poprawi� kontrast obrazu. T�tno by�o normalne. Nie dostrzega�o si� �adnych cech uszkodzenia mi�nia sercowego. Przeszy� go dreszcz. Prawo uwa�a�o tego faceta za zmar�ego, a mimo to mia� t�tno. - Jestem Hwa - przedstawi�a si� kobieta. - Pierwszy raz? Peter skin�� g�ow�. - Widzia�em ju� kilka drobnych zabieg�w, ale nic w tym rodzaju. Usta Hwy przes�ania�a maska, lecz Peter dostrzeg� wok� oczu zmarszczki u�miechu. - Przyzwyczai si� pan - stwierdzi�a. Na negatoskopie po drugiej stronie sali zawieszono zdj�cie rentgenowskie klatki piersiowej Enza. P�uca nadal funkcjonowa�y i klatka piersiowa by�a przejrzysta. Serce - sylwetka na �rodku zdj�cia - wygl�da�o normalnie. Mamikonian wszed� do sali. Zebrani zwr�cili oczy na niego, dyrygenta ich orkiestry. - Dzie� dobry wszystkim - powiedzia�. - Bierzmy si� do roboty, zgoda? Podszed� do cia�a Enza i stan�� nad nim. - Ci�nienie krwi troch� spada - oznajmi�a Hwa. - Przygotowa� krystaloid - poleci�, spojrzawszy na ekrany. - I dodajmy te� troch� dopaminy. Mamikonian zatrzyma� si� po prawej stronie Enza, na wysoko�ci klatki piersiowej. Naprzeciwko niego sta�a instrumentariuszka, a obok niej drugi chirurg, trzymaj�cy hak brzuszny. Pi�� litrowych pojemnik�w z lodowatym p�ynem Ringera ustawiono na stole w r�wnym szeregu, by mo�na go by�o szybko wyla� do otwartej klatki piersiowej. Instrumentariuszka mia�a r�wnie� sze�� gotowych do u�ytku opakowa� masy erytrocytarnej. Peter stara� si� trzyma� na uboczu, stoj�c u wezg�owia. Tu� obok niego perfuzjonista, Sikh nosz�cy zakrywaj�c� turban wielk� zielon� czap�, obserwowa� seri� ekran�w oznaczonych �monitor temperatur�, �went filtru linii t�tniczej� i �ssak kardiotomijny�. Nie opodal inny technik z uwag� obserwowa� unoszenie si� i opadanie czarnych miech�w respiratora, by si� upewni�, �e Enzo nadal oddycha prawid�owo. - Zaczynamy - powiedzia� Mamikonian. Instrumentariuszka zbli�y�a si� i wstrzykn�a co� do cia�a Enza. Przem�wi�a do mikrofonu zwisaj�cego z sufitu na cienkim przewodzie. - Myolock podano o dziesi�tej zero dwie. Doktor Mamikonian poprosi� o skalpel i dokona� naci�cia. Zacz�� tu� poni�ej jab�ka Adama i przesun�� narz�dzie a� na �rodek klatki piersiowej. Skalpel z �atwo�ci� przeci�� sk�r�, przebi� si� przez mi�nie i t�uszcz, a� wreszcie zatrzyma� si� na mostku. EKG zadr�a�o lekko. Peter spojrza� na jeden z monitor�w Hwy. Ci�nienie krwi r�wnie� ros�o. - Panie doktorze - odezwa� si�. - Akcja serca przy�piesza. Mamikonian spojrza� na oscyloskop Petera, mru��c powieki. - To normalne - stwierdzi� poirytowany, �e mu przerwano. Skalpel, �liski teraz i karmazynowy, odda� instrumentariuszce. Ta wr�czy�a mu pi�� do ko�ci. W��czy� j�. Jej bzyczenie zag�uszy�o sygna�y EKG Petera. Obracaj�ce si� ostrze przeci�o mostek. Z jamy cia�a rozesz�a si� gryz�ca wo� sproszkowanej ko�ci. Gdy ju� uporano si� z mostkiem, do akcji przyst�pi�o dw�ch technik�w z torakotomem. Obracali korb�, a� pojawi�o si� uderzaj�ce raz na sekund� serce. Mamikonian uni�s� wzrok. Na �cianie znajdowa� si� zegar mierz�cy czas niedokrwienia. W��czano go w chwili, gdy narz�d zostanie wyci�ty, by okre�li�, jak d�ugo nie b�dzie przez niego przep�ywa�a krew. Obok chirurga sta�a plastikowa miska wype�niona fizjologicznym roztworem soli. Tu zostanie op�ukane serce, by zmy� z niego star� krew. Nast�pnie prze�o�y si� je do pojemnika wype�nionego lodem i przetransportuje drog� lotnicz� do Sudbury. Mamikonian poprosi� o nast�pny skalpel i nachyli� si�, by przeci�� osierdzie. W tej samej chwili, gdy ostrze przebi�o b�on� otaczaj�c� serce... pier� Enza Bandella, oficjalnie zmar�ego dawcy narz�d�w, unios�a si� wysoko. Z rury respiratora wyrwa�o si� westchnienie. W chwil� p�niej da�o si� s�ysze� drugie. - Chryste - powiedzia� cicho Peter. Mamikonian wygl�da� na zdenerwowanego. Pstrykn�� schowanymi w r�kawiczce palcami na jedn� z instrumentariuszek. - Wi�cej myolocku! Piel�gniarka wykona�a drugi zastrzyk. W g�osie chirurga brzmia� sarkazm. - Przekonajmy si�, czy damy rad� sko�czy� t� cholern� robot�, nim dawca odejdzie, zgoda? Peter by� oszo�omiony. Mamikonian oddali� si� z wyci�tym sercem. Oznacza�o to, �e operator EKG nie b�dzie ju� potrzebny, wi�c Peter przeszed� na pi�tro dla obserwator�w, by stamt�d przygl�da� si� pobieraniu pozosta�ych organ�w. Gdy zabiegi si� sko�czy�y - gdy pustego trupa Enza Bandella zaszyto i odwieziono do prosektorium - zszed� chwiejnym krokiem na odcinek przedoperacyjny. Spotka� tam Hw�, kt�ra �ci�ga�a r�kawiczki. - Co tu si� sta�o? - zapyta�. Kobieta dysza�a g�o�no. By�a wyczerpana. - Chodzi panu o oddechy? - Wzruszy�a ramionami. - To si� czasami zdarza. - Przecie� Enz... dawca by� nie�ywy. - Oczywi�cie. Ale napompowano go �rodkami podtrzymuj�cymi �ycie. Czasem dochodzi do reakcji. - A... o co chodzi�o z tym myolockiem? Co to takiego? Hwa rozwi�zywa�a fartuch. - To �rodek powoduj�cy zwiotczenie mi�ni. Musz� go podawa�. Je�li tego nie zrobi�, kolana dawcy czasem podchodz� pod klatk� piersiow�, kiedy si� j� otwiera. Peter by� przera�ony. - Naprawd�? - Mhm. Wrzuci�a fartuch do kosza. - To tylko odruch mi�niowy. W dzisiejszych czasach znieczulanie trupa jest rutynow� procedur�. - Znieczulanie trupa...? - powt�rzy� powoli Peter. - Aha - odpar�a. - Oczywi�cie Dianne nie wykona�a dzi� wystarczaj�co dobrej roboty. - Hwa przerwa�a. - Robi� si� nerwowa, kiedy zaczynaj� si� tak rusza�, ale c�, taka ju� jest chirurgia transplantacyjna. Peter trzyma� w portfelu ma�� kopi� planu zaj�� swej dziewczyny, Cathy Churchill. By� na pierwszym roku studi�w podyplomowych, a ona na ostatnim roku chemii. Mia�a zako�czy� ostatnie dzisiaj �wiczenia - z polimer�w - za jakie� dwadzie�cia minut. Pogna� z powrotem na campus i czeka� na ni� w korytarzu pod sal�. Zaj�cia sko�czy�y si� i Cathy wysz�a na zewn�trz, gadaj�c �ywo ze sw� przyjaci�k� Jasmine, kt�ra dostrzeg�a Petera jako pierwsza. - Hej - powiedzia�a z u�miechem, poci�gaj�c Cathy za r�kaw. - Zobacz, kto tu stoi. Tw�j wybrany. Peter u�miechn�� si� przelotnie do Jasmine, lecz w rzeczywisto�ci widzia� tylko Cathy. Mia�a twarz w kszta�cie serca, d�ugie czarne w�osy i ogromne niebieskie oczy. Jak zwykle zal�ni�y promiennie na jego widok. Bez wzgl�du na to, co widzia� wcze�niej tego dnia, Peter poczu�, �e si� u�miecha. Tak dzia�o si� za ka�dym razem. Przep�ywa� mi�dzy nimi pr�d. Jasmine i inni ich przyjaciele cz�sto wyg�aszali uwagi na ten temat. - Zostawiam was, papu�ki, samych - oznajmi�a Jasmine, nie przestaj�c si� u�miecha�. Peter i Cathy powiedzieli jej �do widzenia�, po czym z��czyli si� w poca�unku. W tej kr�tkiej chwili Peter poczu�, �e wraca mu �ycie. Chodzili ze sob� ju� od trzech lat, lecz nadal ka�dy u�cisk wydawa� si� cudowny. - Co chcesz zrobi� z reszt� dnia? - zapyta�, kiedy oderwali si� od siebie. - Mia�am zamiar zajrze� na Katedr� Humanistyki, �eby si� przekona�, czy b�d� mog�a skorzysta� z pieca do wypalania, ale to mo�e zaczeka� - odpar�a figlarnym tonem Cathy. Nad ich g�owami panowa� p�mrok, co drug� �wietl�wk� usuni�to bowiem celem obni�enia koszt�w, lecz dla Petera u�miech dziewczyny rozja�nia� ca�y korytarz. - Masz jakie� pomys�y? - Tak. Chc�, �eby� posz�a ze mn� do biblioteki. Znowu ten cudowny u�miech. - �adne z nas nie jest a� tak ciche - powiedzia�a. - Nawet gdyby�my zrobili to w jakim� miejscu, kt�re zapewne b�dzie opustosza�e - mo�e w sekcji literatury kanadyjskiej - podejrzewam, �e ha�as m�g�by przeszkadza� ludziom. Nie potrafi� powstrzyma� u�miechu. Pochyli� si�, by poca�owa� j� raz jeszcze. - Mo�e p�niej - odpar� - ale najpierw musisz mi pom�c wyszuka� pewne dane. Prosz� ci�. Wzi�li si� za r�ce i ruszyli przed siebie. - Czego maj� dotyczy�? - �mierci - odpowiedzia�. Cathy wyba�uszy�a oczy. - Dlaczego? - Odrabia�em dzisiaj cz�� praktyki przy aparacie EKG podczas operacji pobrania serca celem przeszczepu. Jej oczy zata�czy�y. - To brzmi fascynuj�co. - By�o fascynuj�ce, ale... - Ale co? - Ale nie s�dz�, by dawca by� martwy, gdy zacz�li wyjmowa� z niego narz�dy. - Och, nie m�w! - odrzek�a Cathy, puszczaj�c jego d�o� na chwil� wystarczaj�co d�ug�, by klepn�� go lekko w rami�. - M�wi� powa�nie. Gdy zacz�a si� operacja, wzros�o mu ci�nienie, a akcja serca przy�pieszy�a si�. To klasyczne objawy stresu albo nawet b�lu. Do tego znieczulili cia�o. Zastan�w si� - znieczulaj� rzekomo zmar�� osob�. - Naprawd�? - Tak. A kiedy chirurg naci�� osierdzie, pacjent westchn��. - M�j Bo�e! I co zrobi� chirurg? - Kaza� wstrzykn�� wi�cej �rodk�w zwiotczaj�cych, a potem operowa� dalej. Wszyscy sprawiali wra�enie, �e to ca�kowicie normalne i sensowne. Oczywi�cie gdy operacja dobieg�a ko�ca, dawca faktycznie by� martwy. Wyszli z gmachu i ruszyli na p�noc, w kierunku Bloor Street. - A czego chcesz si� dowiedzie�? - zapyta�a Cathy. - W jaki spos�b okre�laj�, �e kto� jest martwy, nim zaczn� wycina� mu narz�dy. Przegl�dali ksi��ki ju� od jakiej� godziny, gdy Cathy wesz�a do pomieszczenia, w kt�rym siedzia� Peter. - Co� znalaz�am - oznajmi�a. Podni�s� z oczekiwaniem wzrok. Cathy przysun�a krzes�o i u�o�y�a sobie ci�kie tomisko na kolanach. - To ksi��ka dotycz�ca procedury przeszczepiania. Jest tutaj napisane, �e problem z przeszczepami polega na tym, i� nigdy nie wy��cza si� respiratora. Gdyby to zrobiono, narz�dy zacz�yby si� rozk�ada�. Dlatego, mimo �e dawc�w uznano za zmar�ych, ich serca nigdy nie przesta�y bi�. Je�li chodzi o zapis EKG, oficjalnie zmar�y dawca jest tak samo �ywy, jak ty czyja. Podekscytowany Peter skin�� g�ow�. To w�a�nie mia� nadziej� odnale��. - Jak wi�c okre�laj�, czy dawca zmar�? - Jednym ze sposob�w jest wstrzykni�cie mu lodowatej wody do uszu. - �artujesz. - Nie. Jest tu napisane, �e to kompletnie dezorientuje cz�owieka, nawet pogr��onego w g��bokiej �pi�czce. Cz�sto te� powoduje spontaniczne wymioty. - Czy to jedyny sprawdzian? - Nie. Pocieraj� te� powierzchni� ga�ki ocznej, �eby si� przekona�, czy dawca spr�buje mrugn��. Wyci�gaj� te�... jak to si� nazywa? Przew�d do oddychania? - Rurk� intubacyjn�. - Tak - powiedzia�a. - Wyci�gaj� j� na chwil�, �eby si� przekona�, czy brak tlenu spowoduje, �e cia�o wznowi samodzielne oddychanie. - A co z EEG? - C�, to brytyjska ksi��ka. Kiedy j� napisano, tamtejsze prawo nie wymaga�o jego u�ycia celem stwierdzenia zgonu. - Niewiarygodne - odpar� Peter. - Ale z pewno�ci� u nas, w P�nocnej Ameryce, trzeba go u�ywa�, prawda? - Tak sobie wyobra�am. W wi�kszo�ci jurysdykcji. - A ten dawca, kt�rego dzisiaj widzia�e�, musia� mie� p�aski zapis, nim nakazano usuni�cie narz�d�w. - Zapewne tak - zgodzi� si� Peter. - Ale na kursie EEG profesor opowiada� o ludziach, kt�rzy mieli ca�kowicie p�aski zapis, a potem wyst�pi�a u nich pewna aktywno�� m�zgu. Cathy poblad�a lekko. - Ale � powiedzia�a - nawet je�li dawca daje oznaki �ycia w jakim� niewielkim stopniu... Potrz�sn�� g�ow�. - Nie jestem pewien, czy to taki niewielki stopie�. Serce bije, do m�zgu dociera natleniona krew i wyst�puj� objawy odczuwania b�lu. - Niemniej jednak - zastanawia�a si� Cathy - nawet je�li wszystko to prawda, musi r�wnie� by� prawd�, �e m�zg, kt�ry przez d�ugi okres nie przejawia� �adnej aktywno�ci, z pewno�ci� jest powa�nie uszkodzony. M�wisz o ro�linie. - Zapewne - przyzna� Peter. - Ale istnieje r�nica mi�dzy pobieraniem narz�d�w od zmar�ych, a wyrywaniem ich z cia� �ywych, bez wzgl�du na to, jak g��boko upo�ledzeni umys�owo mog� by�. Cathy zadr�a�a. Wr�ci�a do poszukiwa�. Wkr�tce odnalaz�a wydan� przed trzema laty prac� na temat chorych z zatrzymaniem akcji serca napisan� w Szpitalu Henry�ego Forda w Detroit. U jednej czwartej pacjent�w ze stwierdzonym brakiem czynno�ci serca w rzeczywisto�ci wyst�powa�a ona, co ujawni�y wprowadzone do strumienia krwi cewniki. Ze sprawozdania wynika�o, �e uznano ich za zmar�ych przedwcze�nie. Tymczasem Peter wyszuka� kilka dotycz�cych tej samej kwestii artyku��w w �London Times� z 1986 roku. Kardiolog David Wainwright Evans wraz z trzema innym starszymi lekarzami odm�wi� wykonywania przeszczep�w uwa�aj�c, �e nie jest jasne, kiedy dawca jest naprawd� zmar�y. Dali wyraz swemu zaniepokojeniu w pi�ciostronicowym li�cie do Brytyjskiej Konferencji Kr�lewskich Kolegi�w Medycznych. Pokaza� te artyku�y Cathy. - Ale konferencja odrzuci�a ich obawy jako nieuzasadnione - stwierdzi�a dziewczyna. Peter potrz�sn�� g�ow�. - Nie zgadzam si�. Spojrza� jej w oczy. - W jutrzejszym nekrologu Enza Bandella napisz�, �e zmar� wskutek obra�e� g�owy odniesionych podczas wypadku motocyklowego. To nieprawda. Widzia�em, jak umiera�. By�em na miejscu, gdy to si� sta�o. Zabito go, wyrywaj�c mu serce z klatki piersiowej. ROZDZIA� 2 LUTY 2011 Inspektor Sandra Philo kontynuowa�a przesiewanie wspomnie� Petera Hobsona. Po uko�czeniu studi�w w 1998 roku praco wal przez kilka lat w Szpitalu East York, po czym za�o�y� w�asn� firm� produkuj�c� sprz�t biomedyczny. W tym samym roku on i Cathy Churchill, nadal bardzo w sobie zakochani, wzi�li �lub. Cathy porzuci�a swe zainteresowania chemi�. Peter nie rozumia� jeszcze dlaczego. Podj�ta nie wymagaj�c� tw�rczych uzdolnie� prac� w agencji reklamowej Doowap Advertising. W ka�dy pi�tek, po pracy, Cathy i jej koledzy Z pracy szli troch� si� napi�. W rzeczywisto�ci, jak przekona�a si� Sandra, cho� okre�lali swe zamiary s�owem �troch�, znacznie trafniejsze by�oby okre�lenie �du�o�. Pod koniec wieczoru kilku z nich zawsze udawa�o si� dokona� stopniowania przymiotnika: pijany, bardziej pijany, najbardziej pijany - cz�sto w formie ko�cz�cej si� puszczaniem pawia... By�o zimno i ciemno - typowy lutowy wiecz�r w Toronto. Peter pokona� na piechot� siedem przecznic dziel�cych trzypi�trowy budynek Hobson Monitoring od pubu Bent Bishop. Nie lubi� zbytnio koleg�w Cathy, wiedzia� jednak, jak wa�na jest dla niej jego obecno��. Mimo to zawsze stara� si� przychodzi� na ko�cu. Ostatni� rzecz�, na jak� mia� ochot�, by�y towarzyskie rozm�wki z g��wnym ksi�gowym albo dyrektorem. W reklamie by�o co� p�ytkiego, co go odstr�cza�o. Otworzy� ci�kie drewniane drzwi lokalu i stan�� w wej�ciu, by przyzwyczai� oczy do panuj�cego wewn�trz p�mroku. Po lewej stronie widnia�a tablica, na kt�rej wypisano, co szef kuchni dzisiaj poleca. Po prawej zawieszono reklamuj�cy Molson�s Canadian plakat z kszta�tn� kobiet� w czerwonym bikini. Obie stercz�ce ku g�rze piersi zakrywa�y klonowe li�cie. Seksizm w reklamie piwa, pomy�la� Peter, dawniej, obecnie i pewnie zawsze. Opu�ci� przej�cie i rozejrza� si� po pubie w poszukiwaniu Cathy. Ca�e pomieszczenie pe�ne by�o g�sto ustawionych pod przypadkowymi k�tami d�ugich szarych sto��w przywodz�cych na my�l lotniskowce w oceanicznym korku ulicznym. Z ty�u dw�ch ludzi rzuca�o do tarczy strza�kami. Byli tam. Zgromadzili si� wok� sto�u ustawionego z boku. Ci, kt�rzy byli zwr�ceni plecami do �ciany udekorowanej plakatem z kolejn� �licznotk� Molsona, siedzieli na kanapie. Reszta rozpiera�a si� w kapita�skich fotelach z drinkami w d�oniach. Niekt�rzy jedli nachos ze wsp�lnej miseczki. St� by� wystarczaj�co du�y, by mog�y si� przy nim toczy� dwie albo trzy odr�bne rozmowy. Ich uczestnicy krzyczeli, by przebi� si� przez og�uszaj�c� muzyk�, star� melodi� Mitsou, gran� g�o�niej, ni� mog�y to wytrzyma� g�o�niki. Cathy by�a bardzo inteligentn� kobiet�. To pierwsza rzecz, kt�ra przyci�gn�a do niej uwag� Petera. Dopiero p�niej zmieni� swe wyobra�enia na temat idea�u kobiecej urody - zawsze dot�d sk�aniaj�ce si� ku blondynkom o bujnych kszta�tach, przypominaj�cym te z reklam piwa - i zacz�� uwa�a� jej czarne jak noc w�osy oraz w�skie wargi za pi�kne. Siedzia�a na d�ugiej kanapie wraz z dw�jk� koleg�w. Toby, zgadza si�? I ten prymityw Hans Larsen. Spoczywali po obu jej stronach, nie mog�a wi�c wyj��, dop�ki kt�ry� z nich jej nie przepu�ci. Gdy Peter si� zbli�y�, Cathy podnios�a wzrok, u�miechn�a si� promiennie i pomacha�a r�k�. Ci�gle jeszcze odczuwa� podniecenie na widok jej u�miechu. Chcia� usi��� obok niej, lecz by�o to niemo�liwe. U�miechn�a si� raz jeszcze z mi�o�ci� wyra�nie wypisan� na twarzy, po czym wzruszy�a przepraszaj�co ramionami i wskaza�a gestem wolne krzes�o stoj�ce przy s�siednim stole. Peter przyni�s� je, a koledzy Cathy przesun�li si�, by zrobi� dla niego miejsce. Wyl�dowa� mi�dzy jedn� z wymalowanych damulek po lewej - typ sekretarek i koordynator�w produkcji, kt�re stosowa�y zbyt silny makija� - a pseudointelektualist� po prawej. Ten ostatni jak zwykle ustawi� przed sob� czytnik ksi��ek. Przez okienko w obudowie mo�na by�o dostrzec ok�adk� karty danych. Proust. Sukinsyn lubi� ostentacj�. - Dobry wiecz�r, doktorku - powiedzia� pseudointelektualist�. Peter u�miechn�� si�. - Co u pana? Pseudointelektualist� mia� oko�o pi��dziesi�ciu lat. Wygl�da� tak mizernie, jak szans� Toronto Maple Leafs w pucharze Stanleya. Paznokcie mia� d�ugie, a w�osy brudne. Howard Hughes w okresie szkolenia. Pozostali pozdrowili Petera, a Cathy obdarzy�a go kolejnym specjalnym u�miechem z przeciwnej strony sto�u. Jego przybycie wystarczy�o, by na chwil� zamilk�y odr�bne rozmowy. Hans, siedz�cy po prawej stronie Cathy, wykorzysta� okazj�, by �ci�gn�� na siebie uwag� wszystkich. - Mojej starej nie b�dzie dzisiaj w domu - oznajmi� obecnym. - Pojecha�a odwiedzi� swoje siostrzenice. - Najwyra�niej nie przysz�o mu do g�owy, �e s� to r�wnie� jego siostrzenice. - To znaczy, moje panie, �e jestem dzi� wolny. Kobiety siedz�ce wok� sto�u j�kn�y b�d� zachichota�y. Wszystkie s�ysza�y ju� od Hansa podobne propozycje. Trudno by go by�o nazwa� przystojnym m�czyzn�. Mia� brudne jasne w�osy i przypomina� nieco knedel. Mimo to jego niewiarygodna �mia�o�� mia�a specyficzny powab. Nawet Peter, kt�ry uwa�a� niewierno�� Hansa za odra�aj�c�, musia� przyzna�, �e jest w nim co� wzbudzaj�cego spontaniczn� sympati�. Jedna z wymalowanych damulek podnios�a wzrok. Pokry�a sobie karmazynow� szmink� obszar wi�kszy ni� same wargi. - Przykro mi, Hans. Musz� dzisiaj umy� w�osy. Og�lny �miech. Peter spojrza� na pseudointelektualist�, by si� przekona�, czy dotar�a r�wnie� do niego my�l, �e mycie w�os�w mo�e by� czym� wa�nym. Nie dotar�a. - Poza tym - doda�a kobieta - dziewczyna musi mie� pewne wymagania. Obawiam si�, �e nie potrafisz im sprosta�. Toby, siedz�cy po lewej stronie Cathy, zachichota�. - Aha - odezwa� si�. - Nie bez powodu nazywaj� go ma�ym Hansem. Hans u�miechn�� si� od ucha do ucha. - Jak zwyk� mawia� m�j stary, zawsze mo�na poradzi� sobie sposobem. Popatrzy� na kobiet� z namalowanymi wargami. - Poza tym nie pieprz g�upot, dop�ki... dop�ki nie pieprzy�a� si� ze mn�! Rykn�� z zachwytu nad w�asnym dowcipem. - Zapytaj Ann-Marie z ksi�gowo�ci. Ona ci powie, jaki jestem dobry. - To jest Anna-Marie - poprawi�a go Cathy. - Drobiazgi, szczeg�y - odpar� Hans, machaj�c d�oni� przypominaj�c� r�kawic� o jednym palcu. - A zreszt�, je�li ona za mnie nie por�czy, zapytaj t� blondynk� zatrudnion� tymczasowo w p�acach. T� z wielkimi buforami. Petera zacz�o to m�czy�. - Dlaczego nie spr�bujesz um�wi� si� z ni�? - zaproponowa�, wskazuj�c na kobiet� z plakatu Molsona. - Je�li �ona wr�ci niespodziewanie do domu, b�dziesz m�g� z niej zrobi� jask�k� i wyrzuci� przez okno. Hans rykn�� raz jeszcze. Peter musia� mu przyzna�, �e by� dobroduszny. - Hej, doktorek sobie za�artowa�! - zawo�a�, przenosz�c wzrok z jednej twarzy na drug�, sk�aniaj�c wszystkich, by zachwycili si� rzekomym cudem, jakim by� fakt, �e Peter wypowiedzia� dowcipn� uwag�. Ten, za�enowany, odwr�ci� wzrok i przypadkowo spojrza� prosto w oczy m�odego cz�owieka podaj�cego drinki. Uni�s� brwi. Tamten podszed� do niego. Peter zam�wi� du�y sok pomara�czowy. Nie pi� alkoholu. Hans jednak nie ust�powa� �atwo. - No, dalej doktorku. Opowiedz nam jeszcze jaki� kawa�. W swojej pracy musisz ich s�ysze� mn�stwo. Rykn�� po raz kolejny. - No dobra - odrzek� Peter. Postanowi�, �e spr�buje si� dostosowa� do towarzystwa, ze wzgl�du na Cathy. - Rozmawia�em wczoraj z jednym prawnikiem i opowiedzia� mi fajny dowcip. Dwie kobiety wr�ci�y do przegryzania nachos, najwyra�niej nie zainteresowane jego kawa�em, lecz reszta grupy spogl�da�a na niego wyczekuj�co. - Pewna kobieta zabi�a m�a, wal�c go w g�ow� flaszk� przyprawy do sa�aty. Gdy kawa� opowiadano Peterowi, by�a mowa o m�u, kt�ry zabi� �on�, nie potrafi� jednak odm�wi� sobie odwr�cenia r�l w nadziei, �e podsunie to Hansowi my�l, i� �ona mo�e nie aprobowa� jego przyg�d. - No wi�c - ci�gn�� Peter - sprawa trafi�a do s�du i pani prokurator kr�lewski chcia�a przedstawi� narz�dzie zbrodni. Podnios�a z biurka flaszk�, kt�ra wci�� by�a zamkni�ta zatyczk� i w wi�kszej cz�ci wype�niona p�ynem. Zacz�a i�� z ni� w stron� s�dziego. Powiedzia�a: �Wysoki s�dzie, oto przedmiot, za pomoc� kt�rego dokonano zbrodni. Chcia�abym go przedstawi� jako koronny dow�d rzeczowy numer jeden�. Unios�a flaszeczk� ku �wiat�u. �Jak wida�, nadal jest pe�na oliwy i octu...� No i w tej chwili adwokat natychmiast wsta� i waln�� pi�ci� w st�. �Sprzeciw, wysoki s�dzie!�, krzykn��. �Ten dow�d jest nierozpuszczalny!� Wszyscy wbili w niego wzrok. Peter u�miechn�� si�, by da� do zrozumienia, �e to ju� koniec kawa�u. Cathy zrobi�a, co mog�a, by si� roze�mia�, cho� s�ysza�a ten dowcip ju� wczoraj. - Nierozpuszczalny - powt�rzy� s�abym g�osem Peter. Nadal nie by�o wyra�nej reakcji. Popatrzy� na pseudointelektualist�. Ten zachichota� protekcjonalnie. Zrozumia� kawa� albo udawa�, �e zrozumia�. Twarze pozosta�ych by�y jednak oboj�tne. - Nierozpuszczalny - powt�rzy� Peter. - To znaczy, �e nie mieszaj� si� ze sob�. - Przenosi� wzrok z jednej twarzy na drug�. - Oliwa nie rozpuszcza si� w occie. - Och - odezwa�a si� jedna z wypacykowanych damulek. - Ho, ho! - doda�a nast�pna. Peterowi podano sok pomara�czowy. Hans wykona� gest na�laduj�cy upadek bomby, gwi�d��c przy tym w obni�aj�cej si� tonacji. Nast�pnie wyda� z siebie d�wi�k imituj�cy wybuch. Gdy podni�s� wzrok, powiedzia�: - Hej, wszyscy, czy znacie ten kawa� o kurwie, kt�ra... Peter przem�czy� si� jeszcze godzin�, cho� mia� wra�enie, �e trwa�o to d�u�ej. Hans nie przestawa� atakowa� kobiet, zbiorowo i indywidualnie. Wreszcie Peter nie m�g� ju� wi�cej znie�� jego, ha�asu i marnego soku pomara�czowego. Spojrza� w oczy Cathy i popatrzy� znacz�co na zegarek. U�miechn�a si� wy��cznie do niego, by mu powiedzie�: �Dzi�kuj� za wyrozumia�o��, po czym podnie�li si� oboje, by wyj��. - Tak szybko sp�ywasz, doktorku? - odezwa� si� Hans wyra�nie be�kotliwym g�osem. Jego lewa r�ka obj�a na sta�e ramiona jednej z kobiet. Peter skin�� g�ow�. - Naprawd� powiniene� pozwoli� Cath zosta� d�u�ej. Niesprawiedliwa uwaga rozgniewa�a Petera. Skin�� kr�tko g�ow�, Cathy si� po�egna�a i ruszyli ku drzwiom. By�a dopiero si�dma trzydzie�ci, lecz niebo zrobi�o si� ju� czarne i uliczne latarnie �wieci�y jak gwiazdy. Cathy uj�a Petera pod rami� i ruszyli powoli naprz�d. - Mam go ju� serdecznie dosy� - powiedzia� Peter. Jego s�owa stawa�y si� ob�oczkami skroplonej pary. - Kogo? - zapyta�a Cathy. - Hansa. - Och, on jest nieszkodliwy - zapewni�a. Przysun�a si� bli�ej do Petera. - Szczeka, ale nie gryzie? - No, tego bym nie powiedzia�a - odrzek�a. - Wygl�da na to, �e spotyka� si� z niemal wszystkimi kobietami z biura. Peter potrz�sn�� g�ow�. - Czy nie potrafi� go przejrze�? Jemu chodzi tylko o jedno. Zatrzyma�a si�. Unios�a g�ow�, by go poca�owa�. - Dzi� w nocy mnie te�, kochanie. U�miechn�� si� do niej, a ona do niego i z jakiego� powodu wyda�o im si�, �e wok� wcale nie jest ju� zimno. Kochali si�. By�o cudownie. Ich obna�one cia�a z��czy�y si� ze sob�. Ka�de stara�o si� zaspokoi� pragnienia drugiego. Po dwunastu latach ma��e�stwa, siedemnastu wsp�lnego �ycia, a dziewi�tnastu od pierwszej randki, znali nawzajem rytm swych cia�. A jednak, po wszystkich tych latach, wci�� potrafili znale�� nowe sposoby, by si� zaskakiwa� i sprawia� sobie przyjemno��. Wreszcie, po p�nocy, zasn�li obejmuj�c si�, spokojni, odpr�eni, wyczerpani, zakochani. Oko�o trzeciej nad ranem Peter obudzi� si� jednak nagle, zlany potem. Znowu mia� sw�j sen - ten sam, kt�ry prze�ladowa� go ju� od szesnastu lat. Le�a� na stole operacyjnym, uznany za zmar�ego, cho� nim nie by�. Skalpele i pi�y do ko�ci przecina�y jego cia�o. Z tu�owia wyjmowano mu narz�dy. Cathy, wci�� naga, obudzona nag�ym ruchem m�a, wy�lizn�a si� z ��ka, poda�a mu szklank� wody i usiad�a, tak jak robi�a to podczas wielu nocy, by obj�� go mocno, nim przera�enie nie ust�pi. ROZDZIA� 3 Peter widywa� ju� te reklamy w czasopismach i w sieci. ��yj wiecznie! Wsp�czesna nauka mo�e zapewni�, �e twoje cia�o nigdy si� nie zu�yje�. S�dzi�, �e to lipa, dop�ki nie natrafi� na artyku� na ten temat w �Biotechnology Today�. Najwyra�niej pewna kalifornijska firma potrafi�a uczyni� cz�owieka nie�miertelnym za cen� dwudziestu milion�w dolar�w. Nie wierzy�, �e to naprawd� mo�liwe, ale stosowana do osi�gni�cia tego celu technika by�a fascynuj�ca. Ponadto teraz, gdy mia� ju� czterdzie�ci dwa lata, �wiadomo��, �e sp�dz� razem z Cathy jeszcze tylko kilka dziesi�cioleci, by�a jedyn� rzecz� w �yciu, kt�ra go zasmuca�a. Tak czy inaczej, ta kalifornijska firma - Life Unlimited - urz�dza�a w ca�ej Ameryce P�nocnej seminaria stanowi�ce promocj� stworzonej przez ni� metody. Z czasem dotar�a te� do Toronto i wynaj�a sal� w hotelu Royal York. W �r�dmie�ciu nie spos�b ju� by�o porusza� si� samochodem. Peter i Cathy pojechali metrem do Union Station, kt�ra mia�a bezpo�rednie po��czenie z hotelem. Seminarium odbywa�o si� w luksusowej Sali Ontario. Wydawa�o si�, �e obecnych jest oko�o trzydziestu os�b i... - Kurcz� - powiedzia�a cicho Cathy do Petera. Podni�s� wzrok. Zbli�a� si� do nich Colin Godoyo. By� to m�� przyjaci�ki Cathy, Naomi, wiceprezes Toronto Dominion Bank - nadziany facet, kt�ry uwielbia� popisywa� si� swym bogactwem. Peter lubi� Naomi, ale nigdy nie mia� dobrego zdania o Colinie. - Petey! - zawo�a� przybysz, wystarczaj�co g�o�no, by wszystkie g�owy w sali zwr�ci�y si� w ich stron�. Wyci�gn�� muskularn� d�o� ku Peterowi, kt�ry j� u�cisn��. - I �liczna Catherine - doda�, nachylaj�c si� do poca�unku, kt�rym Cathy niech�tnie go obdarzy�a. - Jak to wspaniale, �e was widz�! - Cze��, Colin - odpar� Peter. Wskaza� kciukiem w kierunku przedniej cz�ci sali, gdzie m�wca przygotowywa� si� do wyst�pienia. - Masz ochot� �y� wiecznie? - To brzmi fascynuj�co, prawda? - odpar� Colin. - A co z wami? Szcz�liwa para nie mo�e znie�� my�li, �e �mier� j� roz��czy? - Zainteresowa�o mnie to z uwagi na in�ynieri� biomedyczn� - wyja�ni� Peter, nieco ura�ony przypuszczeniem Colina. - Oczywi�cie - odrzek� ten irytuj�cym tonem kogo�, kto wie lepiej. - Oczywi�cie. A ty, Cathy? Chcesz zachowa� na zawsze ten wspania�y wygl�d? Peter poczu� potrzeb� bronienia �ony. - Ona sko�czy�a chemi�, Colin. Po prostu zaintrygowa�y nas naukowe zasady tej metody. W tej w�a�nie chwili m�wca stoj�cy z przodu sali odezwa� si� g�o�no: - Panie i panowie. Mo�emy ju� zaczyna�. Prosz� zaj�� miejsca. Peter zauwa�y� dwa wolne krzes�a w zaj�tym szeregu i szybko ruszy� z Cathy w ich stron�. Wszyscy usiedli, by wys�ucha� reklamowego wyst�pienia. - Nanotechnologia jest kluczem do nie�miertelno�ci - zwr�ci� si� do audytorium facet z Life Unlimited. By� to muskularny Afroamerykanin po czterdziestce o przypr�szonych siwizn� w�osach i szerokim u�miechu. Jego garnitur sprawia� wra�enie kosztuj�cego dwa tysi�ce dolar�w. - Nasze nanomaszyny potrafi� zapobiec wszystkim przejawom starzenia si�. Wskaza� na widoczny na �ciennym ekranie powi�kszony obraz mikroskopijnego robota. - Oto jedna z nich - oznajmi�. - Nazywamy je �nianiami�, poniewa� zajmuj� si� opiek�. Zachichota�, zach�caj�c audytorium, by uczyni�o to samo. - A w jaki spos�b nasze nianie, kt�re rozprowadzamy po waszym ciele, zapobiegaj� starzeniu? - zapyta� m�czyzna. - To proste. Wi�ksz� cz�� tego procesu kontroluj� regulatory czasowe pewnych gen�w. C�, nie mo�na ich wyeliminowa�, gdy� s� konieczne do kierowania procesami cielesnymi, ale nasze nianie odczytuj� terminy, w jakich maj� zadzia�a�, i w miar� potrzeby przestawiaj� je. Ponadto por�wnuj� DNA produkowane przez wasze cia�o do obraz�w waszego oryginalnego DNA. Je�li pojawiaj� si� b��dy, poprawia si� je na poziomie atomowym. W�a�ciwie nie r�ni si� to zbytnio od bezawaryjnej komunikacji komputerowej. Sumy kontrolne umo�liwiaj� szybkie i dok�adne por�wnania. Spustoszenia spowodowane przez gromadzenie si� toksycznych odpad�w r�wnie� stanowi� znacz�c� cz�� procesu starzenia si�, ale nasze nianie dbaj� o wszystko i usuwaj� tak�e te zanieczyszczenia. Inny element stanowi� choroby wywo�ane autoagresj�, jak reumatoidalne zapalenie staw�w. Jednak�e podczas poszukiwa� leku na AIDS dowiedzieli�my si� bardzo du�o o uk�adzie odporno�ciowym i potrafimy teraz upora� si� niemal z wszystkimi problemami. Najgorszym aspektem starzenia si� jest jednak utrata pami�ci i funkcji poznawczych. W wielu przypadkach powodem jest po prostu niedob�r witaminy B6 i B12. Objawy te wywo�uje r�wnie� zbyt ma�a ilo�� acetylocholiny oraz innych neuromediator�w. I w takich sytuacjach nasze nianie potrafi� wyr�wna� poziom wszystkich substancji. A co z chorob� Alzheimera? Jest genetycznie zaprogramowana, by ujawni� si� w okre�lonym wieku, cho� jej wyst�pienie mo�e r�wnie� by� spowodowane wysokim poziomem glinu. Nasze nianie solidnie dobieraj� si� waszym genom do sk�ry. W��czaj� i wy��czaj� regulatory. Znajdziemy instrukcj� wywo�uj�c� chorob� Alzheimera, je�li wasze DNA j� zawiera - nie wszyscy j� maj� - i po prostu nie dopu�cimy, by zadzia�a�a. M�czyzna u�miechn�� si�. - Wiem, co sobie my�licie. Nic z tych rzeczy mi nie pomo�e, je�li bandy ta postrzeli mnie w pier�. U�ywaj�c patentowanych metod Life Unlimited, mo�emy zapewni�, �e ocalicie �ycie nawet wtedy. To fakt, �e kula zatrzyma wasze serce, ale nasze nianie monitoruj� poziom tlenu w waszej krwi i potrafi� same dostarcza� j� do m�zgu, je�li zaistnieje taka potrzeba. Dzia�aj� jak ci�gniki holuj�ce czerwone krwinki. Tak jest, b�dziecie potrzebowali przeszczepu serca i mo�e r�wnie� innych napraw, ale wasz m�zg zostanie utrzymany przy �yciu, dop�ki si� tego nie zrobi. Dobra, a teraz my�licie sobie: �A co b�dzie, je�li ten bandyta trafi mnie w g�ow�?� - M�wca uni�s� cienki arkusz czego�, co przypomina�o srebrn� foli�. - To jest poliester D5. Przypomina mylar. - Uni�s� p�acht� za jeden r�g i pozwoli�, by za�opota�a w powietrzu. - Ma mniej ni� p� milimetra grubo�ci - oznajmi�. - Ale sp�jrzcie. - Przytwierdzi� wszystkie cztery boki arkusza do kwadratowej metalowej ramki, po czym wyci�gn�� pistolet ze stercz�cym z przodu t�umikiem. - Nie obawiajcie si� - powiedzia�. - Mam na to specjalne pozwolenie. - Zachichota�. - Wiem, co wy, Kanadyjczycy, s�dzicie o broni palnej. Wycelowa� z pistoletu i strzeli� z ukosa w tafl� folii. Peter us�ysza� trzask i dostrzeg� j�zyk ognia wysuwaj�cy si� z otworu wylotowego. Rozleg� si� d�wi�k przypominaj�cy uderzenie piorunu. Z kurtyn� rozwieszon� za scen� co� si� sta�o. Agent reklamowy podszed� do metalowej ramki i uni�s� w g�r� mylarowy arkusz. - Nie ma dziury - oznajmi�. W rzeczy samej by�a to prawda. P�achta �opota�a w powiewie wywo�ywanym przez klimatyzator. - Poliester D5 stworzono dla cel�w wojskowych. Obecnie powszechnie u�ywa si� go do produkcji kamizelek kuloodpornych dla policji na ca�ym �wiecie. Jak widzicie, jest bardzo gi�tki, chyba �e co� uderzy w niego w wielk� pr�dko�ci�. Wtedy sztywnieje i staje si� twardszy ni� stal. Kula, kt�r� przed chwil� wystrzeli�em, odbi�a si� od niego. Obejrza� si� za siebie. Na scen� wszed� jego asystent trzymaj�cy co� w metalowych szczypcach. Wrzuci� przedmiot do ma�ego szklanego naczy�ka stoj�cego na podium. - Oto ona. M�wca zwr�ci� si� w stron� audytorium. - Pokrywamy czaszk� cienk�, perforowan� warstw� poliestru D5. Oczywi�cie nie musimy w tym celu zdziera� skalpu. Po prostu wstrzykujemy nanosondy, kt�re rozprowadzaj� materia�. Gdy ju� znajdzie si� on na miejscu, nawet gdy trafi was w g�ow� kula, przejedzie po niej samoch�d albo spadniecie na ni� z budynku, nie rozbijecie sobie czaszki. Poliester robi si� tak sztywny, �e wstrz�s prawie wcale nie dociera do m�zgu. U�miechn�� si� promiennie do zebranych. - Prosz� pa�stwa, sprawa wygl�da tak, jak powiedzia�em na pocz�tku. Mo�emy was tak wyposa�y�, �

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!