7356
Szczegóły |
Tytuł |
7356 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7356 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7356 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7356 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jack L. Chalker
Wyj�cie
Przek�ad: Micha� Rusi�ski
Tytu� orygina�u Exiles At The Well Of Souls
Spis tre�ci
Czas
Laboratoria Gemezjun, Makewa
Na pok�adzie frachtowca Assateaque
Nowe Pompeje
Na dole � godzina 10.40
G�rna strona Nowych Pompei � godzina 11.00
Nowe Pompeje � dolna p�kula
Nowe Pompeje � godzina 11.50
Teliagin, po�udniowa p�kula �wiata Studni
Po�udniowa strefa biegunowa w �wiecie Studni
Winda zbli�a si� do g�rnej stacji na Nowych Pompejach
Strefa Po�udniowa
Teliagin
Uchjin, P�nocna P�kula
Teliagin
Strefa Po�udniowa
W pobli�u granicy Teliagin-Kromm, o zmroku
Strefa Po�udniowa
Makiem
Dasheen
Agitar
Lata
Djukasis
Strefa Po�udniowa
Lata
Tr�jk�t Tuliga-Galidon-Olborn, o zmroku
Granica Palim i Gedemondas
Gdzie� w terenie
Ob�z 43, Gedemondas
Na �cie�ce w Gedemondas
Na g�rskim szlaku
Gdzie� w terenie
Strefa po�udniowa
Na pok�adzie statku w pobli�u Glathriel
Czas
Ksi��ka sk�ada si� z wielu odr�bnych epizod�w, kt�re ��cz� ze sob� perypetie
kilkorga
g��wnych bohater�w. Zmieniaj� si�, i to szybko, uczestnicy akcji, wydarzenia
nast�puj� po sobie
w szybkim tempie. Czytelnik przywyk�y do tradycyjnego pojmowania wszech�wiata,
ludzi,
stworze�, kszta�t�w i zwi�zanej z tym narracji mo�e mie� niejakie trudno�ci z
wyobra�eniem
sobie byt�w i umiejscowieniem zdarze� w czasie i w przestrzeni. Dlatego w�a�nie
powinien
pami�ta�, �e zmiana planu zachodzi r�wnolegle z poprzedzaj�c� j� akcj�, i to
niezale�nie od
wielo�ci takich zmian. Dzieje si� tak, dop�ki nie pojawi� si� znowu pierwotne
postaci. Taki
uk�ad mo�e si� wydawa� zbyt skomplikowany, jednak�e w trakcie lektury nie
powinien
nastr�cza� k�opot�w.
Laboratoria Gemezjun, Makewa
Nie to by�o dziwne, �e laborantka Gilgama Zindera mia�a ko�ski ogon; naprawd�
zdumiewaj�ce by�o to, �e ona sama nie widzia�a w tym najwyra�niej niczego
dziwnego czy
niezwyk�ego.
Zinder by� wysokim, chudym, raczej ponurym facetem o szpakowatych w�osach i
d�ugiej,
siwiej�cej capiej br�dce. Z tym wygl�dem sprawia� wra�enie starszego ni� by�
naprawd� i
bardziej wyczerpanego. R�wnie� jego szaroniebieskie oczy, zaczerwienione i
okolone ciemn�
obw�dk�, zdradza�y przepracowanie. Nie mia� g�owy do jedzenia przez ostatnie dwa
dni, a o �nie
nie by�o co marzy�.
Samo laboratorium te� wygl�da�o do�� niezwykle. Zaprojektowano je w kszta�cie
amfiteatralnym, z okr�g�ym podnoszonym podium, wystaj�cym jakie� 40 centymetr�w
ponad
zwyk�� pod�og�, i s�u��cym za scen�. Nad nim zawieszono urz�dzenie
przypominaj�ce dzia�o,
zako�czone niewielkim zwierciad�em, z kt�rego wystawa�o w �rodku cienkie ostrze.
Wzd�u� �cian aparatur� obiega�a galeryjka. Zapewnia�a ona dost�p do tysi�cy
zamontowanych na nich wska�nik�w, prze��cznik�w i zegar�w, migaj�cych
�wiate�kami, a tak�e
do czterech rozmieszczonych w r�wnych odst�pach tablic rozdzielczych. Przed
jedn� z nich
w�a�nie zasiada� Zinder; przy pulpicie naprzeciwko siedzia� znacznie od niego
m�odszy
m�czyzna w po�yskliwym ochronnym kombinezonie, kt�ry kontrastowa� ze strojem
laboratoryjnym Zindera, sprawiaj�cym wra�enie zesz�owiecznego.
Kobieta sta�a na okr�g�ym pode�cie i wygl�da�a do�� zwyczajnie. Jej troch� zbyt
obfite i
obwis�e kszta�ty pani przed czterdziestk� prezentowa�yby si� pewnie znacznie
lepiej w
odpowiednim opakowaniu ni� w stroju Ewy.
Gdyby nie ten ko�ski ogon, d�ugi i bujny.
Popatrzy�a w g�r� na obu m�czyzn z odrobin� zdziwienia i zniecierpliwienia.
� No dobra, dajcie spok�j! � zawo�a�a. � Mo�e by�cie co� wreszcie zrobili? Tu
jest
naprawd� zimno.
Ben Julin, m�odszy badacz, u�miechn�� si� i przechyli� przez balustrad�.
� Pomachaj jeszcze chwileczk� ogonem, Zetta. Szybciej nie mo�emy! � zawo�a�
dobrodusznie.
I rzeczywi�cie, sta�a tam, machaj�c ogonem, jakby chcia�a w ten spos�b
roz�adowa�
frustracj�.
� Naprawd� nie widzisz r�nicy, Zetta? � spyta� Zinder swoim cienkim, piskliwym
g�osem.
Popatrzy�a zdziwiona, a potem przesun�a d�o�mi po ciele, nie omijaj�c ogona,
jakby
chcia�a sprawdzi�.
� Nie, doktorze Zinder. Niczego nie zauwa�y�am. Dlaczego mia�abym... Czy co� si�
we
mnie... zmieni�o? � odpowiedzia�a niepewnie.
� Czy wiesz, �e masz ogon? � podsun�� Zinder.
Zrobi�a zdumion� min�.
� Oczywi�cie, �e wiem � odpowiedzia�a takim tonem, jakby posiadanie ko�skiej
kity
by�o czym� najnormalniejszym w �wiecie.
� I nie masz wra�enia, �e jest to... no... dziwne, czy niezwyk�e? � wtr�ci� Ben
Julin.
Teraz kobieta wygl�da�a na naprawd� zmieszan�.
� Nie, dlaczego, oczywi�cie, �e nie. Dlaczego mia�abym si� temu dziwi�?
Zinder rzuci� spojrzenie swojemu asystentowi, pi�tna�cie metr�w na drug� stron�
laboratorium.
� Ciekawa ewolucja � zauwa�y�.
Julin kiwn�� g�ow�.
� Kiedy zrobili�my misk� fasoli czy zwierz�tko laboratoryjne, wiedzieli�my mniej
wi�cej, na co nas sta�, ale nie s�dz�, bym si� spodziewa� czego� takiego.
� Przypomnij sobie teori� � podsun�� Zinder.
Julin kiwn�� znowu.
� Zmieniamy prawdopodobie�stwo w polu. To, co si� dzieje z czym� czy kim� w
polu,
jest przez obiekt odczuwane jako normalne, poniewa� zmienili�my r�wnie� jego
podstawowe
r�wnanie utrzymuj�ce r�wnowag�. Fascynuj�ce. Gdyby�my mogli rozszerzy� skal�
eksperymentu... � Urwa�, zafascynowany perspektyw�.
Zinder zamy�li� si�.
� Tak, to prawda. Ca�a populacja mog�aby dozna� przemiany, kt�rej nigdy by nawet
nie
dostrzeg�a. � Odwr�ci� si� i jeszcze raz rzuci� okiem na kobiet� z ogonem.
� Zetta? � zawo�a�. � A czy wiesz, �e my nie mamy ogon�w? �e nikt z naszych
znajomych nie ma ogona?
Przytakn�a bez wahania.
� Tak, wiem, �e wydaje si� to wam niezwyk�e. Ale w ko�cu o co ten ca�y ha�as?
Przecie� wcale nie pr�buj� si� z nim kry�.
� Czy twoi rodzice maj� ogony, Zetta? � spyta� Julin.
� Oczywi�cie, �e nie! � odpar�a. � Powiedzcie mi wreszcie, o co tu w tym
wszystkim
chodzi!
M�odszy uczony znowu popatrzy� w stron� swego starszego kolegi.
� B�dziemy to jeszcze ci�gn��? � spyta�.
Zinder lekko wzruszy� ramionami.
� A dlaczego nie? Pewnie, najch�tniej zrobi�bym badanie g��binowe i przekona�
si�, jak
daleko mo�na p�j��, ale je�eli mo�emy to zrobi� raz, to mo�emy to robi�
kiedykolwiek.
Sprawdzajmy lepiej po kolei.
� Dobra � zgodzi� si� Julin. � Od czego zaczniemy?
Zinder zastanawia� si� przez chwil�. Potem nagle si�gn�� r�k� i dotkn�� tablicy
obok
zag��bienia mieszcz�cego mikrotelefon.
� Obie? � powiedzia� do mikrofonu.
� S�ucham, doktorze Zinder? � odpowiedzia� g�os komputera, mieszcz�cego si� za
�cianami galeryjki. Taki sobie przyjemny, fachowy i... ludzki... tenor.
� Zauwa�y�e�, �e obiekt nie dostrzeg�, by�my go w jakikolwiek spos�b zmienili?
� Owszem � przyzna� Obie. � Czy chcesz, �eby odczu�a zmiany? W takiej sytuacji
r�wnania nie s� ju� takie stabilne, ale na pewno nie puszcz�.
� Nie, nie, w porz�dku � odpar� Zinder po�piesznie. � A co s�dzisz o postawie
bez
zmian w psychice? Czy to mo�liwe?
� Znacznie mniejsza zmiana � odpowiedzia� komputer. � Ale w�a�nie dlatego
�atwiejsza do przeprowadzenia i �atwo odwracalna.
� A wi�c dobrze, Obie. Wprowadzili�my konia do macierzy systemu, masz wi�c
ca�ego
konia i ca�� Zett�.
� Konia ju� nie mamy � zauwa�y� Obie.
Zinder westchn�� ze zniecierpliwieniem.
� Ale przecie� masz jego dane? Przecie� st�d si� wzi�� ten ogon, prawda?
� Tak, doktorze � odpowiedzia� Obie. � Znowu si� przekona�em, �e nie zawsze
trzeba
bra� wszystko dos�ownie. Przepraszam.
� W porz�dku � uspokoi� Zinder maszyn�. � Pomy�l no, a mo�e by�my si� wzi�li do
czego� wi�kszego? Czy masz w pami�ci s�owo i opis centaura?
Obie zastanawia� si� najwy�ej milisekund�.
� Tak. Przy takiej przemianie trzeba by si� jednak troch� napracowa�. Poza
wszystkim
s� takie kwestie, jak system wewn�trznego transportu p�yn�w ustrojowych, systemu
naczy�
krwiono�nych, dodatkowych po��cze� nerwowych itp.
� Ale m�g�by� to zrobi�? � wtr�ci� Zinder po�piesznie, troch� zaskoczony.
� O tak!
� Ile by to trwa�o?
� Dwie do trzech minut � odpowiedzia� Obie.
Zinder wychyli� si� przez barierk�. Dziewczyna z ogonem nerwowo kr�ci�a si� na
pode�cie, wyra�nie zirytowana sytuacj�.
� Asystent Halib! Prosz� przesta� si� miota� i wr�ci� na �rodek kr�gu! � skarci�
j�. �
Jeste�my ju� prawie gotowi, a ty zg�osi�a� si� do do�wiadcze� dobrowolnie.
� Przepraszam, doktorze � odpowiedzia�a z westchnieniem i stan�a w zaznaczonym
miejscu.
Zinder popatrzy� na Julina.
� Na m�j znak! � zawo�a�, a tamten potwierdzi� skinieniem g�owy.
� Teraz!
Ma�a lustrzana tarcza pod sufitem poruszy�a si�, ma�y szpic po�rodku skierowa�
si� w d�
i nagle ca�y kr�g poni�ej zala�a bladob��kitna po�wiata, kt�ra opalizowa�a na
obrysie cia�a
kobiety. Wydawa�o si�, �e zastyg�a, niezdolna do najmniejszego ruchu. Potem
nagle jej obraz
zamigota�, tak jakby by� wy�wietlony na niewidocznym ekranie, a wkr�tce znikn��
zupe�nie.
� Znane nam r�wnanie utrzymuj�ce r�wnowag� obiektu zosta�o zneutralizowane �
powiedzia� Julin do automatycznej sekretarki. Spojrza� na Zindera.
� Gil? � zawo�a�, lekko zdenerwowany.
� No? � mrukn�� Zinder, my�l�c o czym� innym.
� A co b�dzie, je�eli nie sprowadzimy jej z powrotem? To znaczy... je�li j� po
prostu
zneutralizowali�my? � powiedzia� Julin nerwowo. � Czy ona b�dzie istnie�, Gil?
Czy
kiedykolwiek jeszcze zaistnieje?
Zinder opar� si� w fotelu, zastanawiaj�c si�.
� Nie, w takim razie przesta�aby istnie� � powiedzia�. � Co si� tyczy innych
spraw...
no c�, spytamy Obiego. � Pochyli� si� i w��czy� lini� komputera.
� Tak, doktorze? � dobieg� ich spokojny g�os maszyny.
� Nie zak��cam procesu, prawda? � spyta� Zinder ostro�nie.
� O, nie � odpar� komputer pogodnie. � Zajmuj� si� tamt� spraw� jedn� �sm�
mojego
potencja�u.
� Czy mo�esz mi wyja�ni�: gdyby obiekt nie zosta� powt�rnie ustabilizowany � czy
m�g�by w jaki� spos�b istnie�? Czy kiedykolwiek ta dziewczyna b�dzie jeszcze
istnia�a?
Obie si� zastanawia�.
� Nie, oczywi�cie, �e nie. Stanowi ona mniejsz� cz�� podstawowego r�wnania,
oczywi�cie, nie mog�oby to wi�c wp�yn�� na rzeczywisto�� tak�, jak� znamy.
Nast�pi�yby jednak
zmiany dostosowawcze. By�oby tak, jakby jej po prostu nigdy nie by�o.
� W takim razie: co by by�o, gdyby�my zostawili j� z ogonem? � wtr�ci� Julin. �
Czy
wszyscy wiedzieliby, �e ona ma ogon?
� Dok�adnie � potwierdzi� komputer. � Poza wszystkim musi mie� przecie� pow�d do
istnienia, w przeciwnym razie r�wnania si� nie zr�wnowa��. Ale i w tym przypadku
nie mia�oby
to �adnego wp�ywu na og�lne r�wnanie.
� A co mog�oby to r�wnanie zak��ci�? � zapyta� siebie Zinder, zas�aniaj�c
mikrofon, a
potem wr�ci� do indagacji. � Powiedz mi, Obie, je�eli jest tak, jak powiadasz,
dlaczego my
wszyscy � to znaczy, ty i ja � jeste�my �wiadomi tego, �e rzeczywisto�� zosta�a
odmieniona?
� Znajdujemy si� bardzo blisko pola � odpowiedzia� Obie. � Wszyscy, kt�rzy
znajd�
si� w odleg�o�ci do stu metr�w, b�d� mieli tak� �wiadomo��. Im bli�ej, tym
silniejsza
�wiadomo�� owej dwoisto�ci. Poza stref� stu metr�w odczuwanie rzeczywisto�ci
zaczyna by�
bardzo nik�e. Ludzie czuj�, �e co� si� zmieni�o, ale nie mog� poj��, co
mianowicie. Poza granic�
tysi�ca metr�w rozproszenie pokrywa si� z g��wnym r�wnaniem, a rzeczywisto�� si�
dostosowuje. Je�li jednak chcecie, mog� to zmieni� lub dostosowa� do waszego
sposobu
postrzegania.
� Absolutnie nie! � rzuci� Zinder ostro. � Ale, ale... chcesz powiedzie�, �e
ka�dy, kto
si� znajdzie przynajmniej o kilometr st�d, b�dzie �wi�cie przekonany, �e ona
zawsze by�a
centaurem i �e jest jaka� tego logiczna przyczyna?
� W�a�nie tak. Podstawowe r�wnania zawsze utrzymuj� naturaln� r�wnowag�.
� Wraca! � zawo�a� Ben z emocj�, przerywaj�c ten dialog.
Zinder dostrzeg� teraz migotliwy kszta�t w �rodku kr�gu. Wreszcie obraz si�
ustali� i pole
zgas�o. Lustro bezszelestnie odjecha�o gdzie� w g�r�.
Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e nadal by�a to Zetta Halib. W ka�dym razie by�a ni�
g�rna
po�owa stworzenia, kt�re tam sta�o. W okolicy talii jednak jej ��tobr�zowa
sk�ra stopniowo
przechodzi�a w czarn� sier�� i ca�a reszta jej cia�a nale�a�a niew�tpliwie do w
pe�ni rozwini�tej,
mo�e dwuletniej klaczy.
� Obie? � to Julin wywo�ywa� komputer. � Obie, kiedy ona si� ustabilizuje? To
znaczy � kiedy centaur nabierze trwa�o�ci?
� Dla niej ju� jest trwa�y � wyja�ni� komputer. � Je�eli natomiast chodzi ci o
to, kiedy
pierwotne r�wnania ustabilizuj� jej nowy zestaw... pewnie zajmie to godzin�,
najwy�ej dwie. Jest
to w sumie drobne zak��cenie.
Zinder przechyli� si� przez barierk�, przygl�daj�c si� Zetcie z fascynacj�.
Wynik
przeszed� jego naj�mielsze oczekiwania.
� Czy b�dzie si� mog�a rozmna�a�... je�eli b�dziemy mieli partnera? � spyta�
Julin
komputer.
� Nie � odpowiedzia� komputer niemal�e przepraszaj�cym tonem. � Wymaga�oby to
jeszcze dalszej, powa�nej pracy. Mog�aby si� skrzy�owa� z koniem, oczywi�cie.
� Ale m�g�by� zrobi� par� zdolnych do rozmna�ania centaur�w? � nastawa� Julin.
� Z du�ym prawdopodobie�stwem � odpar� Obie ostro�nie. � Wszystko zale�y od
jako�ci danych na wej�ciu. Musia�bym wiedzie�, jak to zrobi�, jak si� co z czym
wi��e, zanim
bym si� do tego zabra�.
Julin kiwn�� g�ow�, ale i jemu udzieli�a si� emocja starszego kolegi, dla
kt�rego by�o to
dzie�o �ycia.
Centaur-Zetta podni�s� g�ow� i popatrzy� na nich.
� Czy macie zamiar trzyma� mnie tu ca�y dzie�? � spyta�a niecierpliwie. �
Zaczynam
by� g�odna.
� Obie, czym ona si� od�ywia? � spyta� Julin.
� Trawa, siano, takie rzeczy � odpar� komputer. � Pewne elementy musia�em
oczywi�cie troch� upro�ci�. Ludzki tors jest zbudowany g��wnie z tkanki
mi�niowej, wspartej
na ko��cu. Organy umie�ci�em w ko�skiej cz�ci.
Julin znowu pokr�ci� g�ow�, a potem spojrza� na starszego uczonego, kt�ry nadal
by�
troch� oszo�omiony swoim dzie�em.
� Gil? � zawo�a�. � Co by� powiedzia�, gdyby�my po niewielkiej kosmetyce
zostawili
j� na chwil� tak�, jaka jest? Warto by si� przekona�, jak dzia�a to
przekszta�cenie.
Zinder wykona� ruch g�ow�, zatopiony w my�lach.
Ponownie w��czaj�c ca�� procedur�, Julin odm�odzi� ludzk� po�ow� nowego
stworzenia;
wzmocni� ca�o�� i przywr�ci� m�odzie�cz� urod�.
Prawie ju� ko�czyli, kiedy si� otworzy�y drzwi obok stanowiska starszego
uczonego i do
laboratorium wesz�a z tac� w r�ku m�oda, mo�e czternastoletnia dziewczyna. Mog�a
mie� 165
centymetr�w wzrostu i prawie 68 kilogram�w wagi. Jej przysadzistej, topornej i
niezgrabnej
postaci z grubymi nogami i t�ustymi piersiami niewiele mog�y pom�c przezroczysta
sukienka,
sanda�y i przesadny makija�, nie m�wi�c ju� o wyra�nie farbowanych, d�ugich
blond w�osach.
Wygl�da�a do�� groteskowo, ale stary uczony u�miechn�� si� wyrozumiale.
� Nikki! � powiedzia� z przygan� w g�owie. Zdaje mi si�, �e m�wi�em ci ju�,
�eby� nic
wchodzi�a przy czerwonym �wietle!
� Przykro mi, tatusiu � odpowiedzia�a tonem, kt�ry �wiadczy� o czym� wr�cz
przeciwnym, postawi�a tac� i poca�owa�a go lekko w policzek. � Od tak dawna nie
bra�a�
niczego do ust, �e zacz�li�my si� ju� o ciebie martwi�. � Rozejrza�a si�,
dostrzeg�a m�odszego
m�czyzn� i zn�w si� u�miechn�a, tym razem zupe�nie inaczej.
� Cze��, Ben! � zawo�a�a figlarnie i zamacha�a d�oni�.
Julin popatrzy�, u�miechn�� si�, te� podnosz�c r�k�. Potem, znienacka dopad�a go
my�l:
sto metr�w! Kuchnia by�a w�a�nie w takiej odleg�o�ci, na powierzchni.
Oplot�a ojca ramionami. � Co robi�e� tak d�ugo? � spyta�a tym samym mizdrz�cym
si�
tonem. Chocia� fizycznie dojrza�a, Nikki Zinder pod wzgl�dem emocjonalnym by�a
jeszcze
dzieckiem i stosownie do tego si� zachowywa�a. Nawet za bardzo � pomy�la�
ojciec. Wiedzia�,
�e by�a tutaj przesadnie chroniona, odci�ta od r�wie�nik�w, rozpieszczana od
wczesnego
dzieci�stwa przez ojca, kt�ry nie potrafi� narzuci� jej dyscypliny,
zdemoralizowana pozycj�
c�runi szefa. Nawet jej lekkie seplenienie brzmia�o infantylnie; cz�sto
wygl�da�a bardziej na
nad�san� pi�ciolatk� ni� na czternastoletni� pann�.
Ale to by�o przecie� jego dziecko i nie zni�s�by roz��ki z ni�, po prostu nie
m�g� jej
wys�a� do kt�rej� z tych modnych szk� czy projekt�w wychowawczych, gdzie�
daleko st�d.
Wi�d� �ywot samotnika po�r�d liczb i wielkich maszyn; w wieku pi��dziesi�ciu
siedem lat da�
sobie pobra� pr�bki tkanek do klonowania, ale chcia� mie� w�asne dziecko.
Wreszcie op�aci�
pracownic� projektu na Wolterze, kt�ra mia�a mu da� dziecko. By�a pierwsz�,
kt�ra by�a gotowa
to zrobi�, po prostu �eby si� przekona�, jak to jest. By�a specjalistk� od
psychologii
behawioralnej. Zinder pod��czy� j� do swojego projektu do momentu narodzin
Nikki, potem j�
sp�aci� i odes�a� na Woltera.
Nikki by�a podobna do matki, ale to akurat nie mia�o �adnego znaczenia. To by�o
jego
dziecko, pozwalaj�ce mu zachowa� psychiczn� r�wnowag� w najtrudniejszych
chwilach
realizacji projektu, nad kt�rym pracowa�. By�a diabelnie niedojrza�a, to prawda.
Ale on przecie�
naprawd� chcia�, �eby doros�a.
Nikki Zinder us�ysza�a nagle kaszl�c� kobiet� i kiedy si� przechyli�a przez
barierk�,
dojrza�a w dole centaura, stoj�cego po�rodku okr�g�ego parkietu.
� O rany! � krzykn�a. � Cze��, Zetta!
Centaur popatrzy� w g�r� na dziewczyn� i u�miechn�� si� pob�a�liwie.
� Czo�em, Nikki � odpowiedzia�a Zetta automatycznie.
Zinder i Julin zastygli w podziwie.
� Nikki, naprawd� nie dostrzegasz w niej niczego... no... dziwnego? � rzuci�
ojciec
skwapliwie.
Dziewczyna wzruszy�a ramionami.
� Nic a nic. A co? Co mam widzie�?
Julian zamar� w szczerym zdumieniu.
* * *
Przez ponad tydzie� obserwowali r�ne reakcje na nowe stworzenie. W�a�ciwie
wszyscy,
kt�rzy byli w centralnym sektorze, nie dostrzegli niczego niezwyk�ego w fakcie,
�e Zetta Halib
jest teraz na wp� koniem. To znaczy � niczego niezwyk�ego, o czym by ju�
wcze�niej nie
wiedzieli. Wiedzieli oczywi�cie, �e zg�osi�a si� na ochotnika do bada�, jakie
biologowie
prowadzili nad przystosowaniem ludzi do r�nych form. Wiedzieli, �e jej rozw�j
od chwili
pocz�cia by� przedmiotem manipulacji, pami�tali, kiedy si� pojawi�a,
przypominali sobie jej
pocz�tkowe reakcje.
Wszystko si� zgadza�o, to prawda, z wyj�tkiem tego drobnego faktu, �e nic z
tego, co
pami�tali, naprawd� si� nie zdarzy�o. Rzeczywisto�� musia�a to jako� wyja�ni� i
w tym celu
wprowadzi�a stosowne zmiany. Tylko obaj uczeni znali prawd�.
* * *
Ben Julin pyka� ze swej rze�bionej fajki w pokoju szefa, ko�ysz�c si� leniwie w
obrotowym fotelu.
� A wi�c teraz wszystko jest ju� jasne � powiedzia� w ko�cu.
Starszy uczony kiwn�� g�ow� i poci�gn�� �yk herbaty.
� No tak. Mo�emy wzi�� kogokolwiek czy cokolwiek i przerobi� to tak, jak chcemy,
o
ile tylko potrafimy zgromadzi� dane, kt�rych Obie potrzebuje dla prawid�owego
przeprowadzenia transformacji, i nikt nawet si� nie zorientuje. Biedna Zetta!
Jedyny w swoim
rodzaju fenomen z pe�n� histori� i �wiadomo�ci� takiego rozwoju. Oczywi�cie
b�dziemy j�
musieli przekszta�ci� z powrotem.
� Oczywi�cie � zgodzi� si� Julin. � Pozw�lmy jej jednak zachowa� urod�.
Przynajmniej tyle jej si� od nas nale�y.
� Tak, oczywi�cie tak � odpar� Zinder zdawkowo.
� A jednak co� ci� w tym wszystkim niepokoi � zauwa�y� Julin.
Gil Zinder westchn��.
� Owszem, jest tego nawet sporo. Widzisz, to straszna w�adza zabawia� si� w
Boga.
Zupe�nie mi si� nie podoba my�l, �e kiedy� Rada mog�aby na tym po�o�y� r�k�.
Julin wydawa� si� zaskoczony.
� No c�, przecie� nie wyrzucili ca�ej tej forsy, �eby niczego z tego nie mie�.
Do diab�a,
Gil! Uda�o si� nam! Dosolili�my ca�ej tradycyjnej nauce! Pokazali�my im, jak
�atwo mo�na
zmieni� regu�y gry.
Starszy uczony przytakn��.
� Dobra, dobra. Zwiniemy wszelkie nagrody, jakie s� do wzi�cia. Tylko... no c�,
wiesz
przecie�, w czym tkwi naprawd� problem. Trzysta siedemdziesi�t cztery ludzkie
�wiaty. To
strasznie du�o. Tylko �e z wyj�tkiem nielicznych s� to Kom-landy, fantazje
konformisty.
Pomy�l, co mogliby zrobi� tym ludziom w�adcy tych system�w, gdyby mieli w r�ku
takie
narz�dzie!
Julin westchn��.
� Pos�uchaj, Gil, nasza technika nie r�ni si� zbytnio od prymitywnych metod,
kt�rymi
si� pos�uguj� manipulacje biologiczne, in�ynieria genetyczna i te wszystkie
sprawy. Mo�e jednak
mimo wszystko nie b�dzie tak �le. Mo�e nasze odkrycie spowoduje jak�� popraw�.
Do diab�a,
przecie� tam ju� nie mo�e by� du�o gorzej.
� To prawda � przyzna� Zinder. � Ale ta w�adza, Ben! Jut... � urwa�, obr�ci� si�
z
fotelem, by spojrze� w twarz m�odszemu koledze... jest jeszcze co�.
� To znaczy? � spyta� Julin.
� Skutki � powiedzia� uczony ze znu�eniem. � Ben, s�uchaj, je�eli wszystko,
dos�ownie wszystko, ten fotel, to biuro, ty, ja � je�eli wszyscy jeste�my po
prostu stabilnymi
r�wnaniami, materi� stworzon� z czystej energii i jako� utrzymywan� w tym
kszta�cie, to co
w�a�ciwie jest �r�d�em tej stabilno�ci? Czy to znaczy, �e gdzie� w g��bi kosmosu
czuwa jaki�
naczelny Obie, kt�ry utrzymuje w r�wnowadze pierwotne r�wnania?
Ben Julin zachichota� troch� nerwowo.
� My�l�, �e jest, tak czy inaczej. B�g jest po prostu gigantycznym komputerem!
Nawet
mi si� podoba taki pomys�.
Zindera jako� ta perspektywa nie bawi�a.
� My�l�, �e jest gdzie� taki olbrzymi Obie. Zreszt�, je�eli nie zrobili�my
b��du, co�
takiego musi istnie�. Nawet Obie jest tego samego zdania. Ale kto ten m�zg
zbudowa�? Kto go
konserwuje?
� No c�, je�eli m�wimy zupe�nie powa�nie, to my�l�, �e Markowianie. I z tego,
co
wiem, nadal nim kieruj� � odpar� Julin.
Zinder si� zamy�li�.
� Markowianie. Tak, pewnie tak. Wsz�dzie znajdowali�my ich wymar�e �wiaty i
opuszczone miasta. Musieli to wszystko zrobi� na gigantyczn� skal�, Ben! � Coraz
bardziej
zapala� si� do tej my�li. � Oczywi�cie! To dlatego nigdy nie znaleziono ich
wytwor�w w tych
starych ruinach! Kiedy czego� zapragn�li, po prostu przekazywali swoje
wyobra�enia Obiemu i
ju� to mieli!
Julin potakiwa�.
� Mo�e masz racj�.
� Ale, Ben! � ci�gn�� Zinder, podniecony. � Przecie� znale�li�my wszystkie ich
�wiaty! I wszystkie martwe! � Rozsiad� si� wygodnie, odpr�y� troch�, ale ton
nadal zdradza�
emocj�. � Zastanawiam si�, jak to jest... im si� nie uda�o tego opanowa�, a nam
ma si� uda�?...
� Popatrzy� na Julina. � Ben, czy jeste�my na tropie urz�dzenia do zniszczenia
rodzaju
ludzkiego?
Julin powoli pokr�ci� g�ow�.
� Nie wiem, Gil. Mam nadziej�, �e nie. Zreszt� jaki mieli�my wyb�r? A poza
tym... �
u�miechn�� si� i dorzuci� l�ejszym ju� tonem � przecie�, zanim dojdziemy do tego
stadium,
wszyscy dawno ju� b�dziemy gry�� traw�.
� Chcia�bym mie� cho� cz�stk� twojego optymizmu, Ben � powiedzia� Zinder
nerwowo. � No c�, masz racj� przynajmniej w jednym. Nie mo�emy tak nagle po
prostu
za�o�y� r�k. Czy przygotujesz wszystko?
Ben podni�s� si� z fotela i poklepa� starszego koleg� po ramieniu.
� Oczywi�cie, zabior� si� do tego � zapewni� go. � S�uchaj, za bardzo si� tym
wszystkim przejmujesz, Gil. Mo�esz mi wierzy�. � Zmieni� ton, kt�ry nabra� teraz
wi�kszej
pewno�ci. Zinder nawet tego nie zauwa�y�. � Tak, zrobi� wszystko, co trzeba.
* * *
Kiedy�, przed laty, by�y narody, kt�re ruszy�y w Kosmos. Za�o�y�y swoje
planetarne
kolonie, oparte na zupe�nie r�nych filozofiach i stylach �ycia. Potem nast�pi�
okres wojen,
najazd�w, sztucznie montowanych rewolucji. Cz�owiek rozszerzy� sw�j zasi�g,
narody zanik�y,
zostawiaj�c swym nast�pcom swoj� filozofi�. Wreszcie rz�dz�cy mieli ju� tego
wszystkiego do��
i zawarli pakt: wszystkie konkurencyjne ideologie mog� funkcjonowa� bez
skr�powania tak
d�ugo, jak d�ugo kt�ra� nie zdominuje ca�ej planety, oczywi�cie tylko pokojowymi
metodami i
bez pomocy z zewn�trz. Ka�da z planet mia�a wybra� jednego przedstawiciela do
Wielkiej Rady
�wiat�w, dysponuj�cego jednym g�osem.
Pot�ne narz�dzia odstraszania i zniszczenia zosta�y zamkni�te pod stra��
powo�anej w
tym celu jednostki, z�o�onej z ludzi specjalnie pocz�tych i wychowanych do tej
s�u�by. Jednostka
ta nie mog�a sama u�y� tej broni bez zgody, kt�rej mog�a udzieli� wi�kszo��
spo�r�d 374
cz�onk�w Rady, a ka�dy z nich musia� osobi�cie zerwa� przypadaj�ce na niego
zabezpieczenia.
Cz�onek Rady Antor Trelig by� jednym z takich stra�nik�w i zarazem wp�ywowym
politykiem w organie zarz�dzaj�cym. Technicznie rzecz bior�c, reprezentowa� on
Ludow� Parti�
Nowej Perspektywy � Komland, w kt�rym ludzie rodzili si� z wmontowanym
pos�usze�stwem,
doskonale przystosowani do wykonywania swojej pracy. Faktycznie jednak jego
wp�ywy si�ga�y
znacznie dalej, bo mia� on r�wnie� wielki wp�yw na innych cz�onk�w Rady. M�wi�o
si�, �e
starcza�o mu ambicji, by marzy� o uzyskaniu pewnego dnia kontrolnej wi�kszo�ci,
co
umo�liwi�oby mu zaw�adni�cie broni�, kt�ra mog�aby ca�e �wiaty obr�ci� w
zgliszcza.
By� wysokim m�czyzn�: oko�o 190 cm wzrostu przy szerokich barach i mocnym,
haczykowatym nosie nad kwadratow� szcz�k�, ca�o�� jakby wykuta z granitu. Teraz
jednak,
kiedy sta� tam poch�oni�ty obserwacj� dw�ch ludzi i maszyny odwracaj�cej
przekszta�cenie
centaura, wcale nie wygl�da� na ��dnego w�adzy �otra, jakim go wielu
przedstawia�o.
Uczeni wykonali dla niego dodatkowe pokazy, a nawet zaproponowali mu, by sam
spr�bowa�. Trelig odm�wi�, �miej�c si� nerwowo. Przekona�a go rozmowa z
dziewczyn�, kt�ra
zesz�a z podium, i obserwacja powrotu rzeczywisto�ci do jej pierwotnego stanu.
Potem, w gabinecie Zindera, raczy� si� bardzo niekomunistyczn� brandy.
� Nie potrafi� odda� swojego wra�enia � powiedzia�. � Dokonali�cie rzeczy
niewiarygodnej. Powiedzcie mi tylko... czy mo�na by zbudowa� naprawd� wielk�
maszyn�?
Tak�, aby mo�na by�o kontrolowa� ca�e planety?
Zinder nagle poczu� niech��.
� Nie s�dz�, by by�o to praktyczne rozwi�zanie. Zbyt wiele zmiennych.
� To si� da zrobi� � wtr�ci� Ben Julin, ignoruj�c w�ciek�e spojrzenie starszego
kolegi.
� Wi�za�oby si� to jednak z ogromnymi kosztami i by�oby zadaniem bardzo trudnym.
Trelig kiwn�� g�ow�.
� C� znacz� nawet wysokie koszty w zestawieniu z korzy�ciami? Przecie� w ten
spos�b na zawsze mo�na by oddali� widmo g�odu, gro�ne kaprysy atmosfery, a
zreszt�...
wszystko. Mo�na by w ten spos�b stworzy� utopi�!
Zinder, kt�ry nie podziela� tego entuzjazmu, pomy�la� ponuro: mo�na by te�
zepchn�� te
nieliczne ju� wolne, indywidualistyczne �wiaty w obj�cia szcz�liwego, powolnego
niewolnictwa. G�o�no za� doda�:
� My�l�, Radco, �e to r�wnie� mo�na uzna� za bro�. Bardzo niebezpieczn�, o ile
dostanie si� w niepowo�ane r�ce. Jestem przekonany, �e taka w�a�nie by�a
prawdziwa przyczyna
wygini�cia Markowian przed kilku milionami lat. Czu�bym si� zdecydowanie lepiej,
gdyby taka
pot�ga zosta�a r�wnie� obj�ta kontrolnymi prerogatywami Rady.
Trelig westchn��.
� Nie zgadzam si�. Nigdy si� jednak nie przekonamy, je�li nie spr�bujemy.
Przecie�
takiego prze�omowego odkrycia naukowego nie mo�na tak po prostu zamkn�� w
kom�rce!
� My�l� jednak, �e tak nale�y zrobi�, i co wi�cej � usun�� wszelkie �lady �
upiera� si�
Zinder. � Mamy tu w�adz� r�wn� boskiej. Nie s�dz�, by�my byli przygotowani, �eby
z niej
m�drze skorzysta�.
� Nie mo�na zatrze� odkrycia, kt�re zosta�o ju� zrobione, niezale�nie od skutk�w
�
zauwa�y� Trelig. � Zgadzam si� jednak, �e nie trzeba robi� wok� tego ha�asu.
Nawet sama
informacja o tym, �e takiego odkrycia dokonano, mo�e zainspirowa� milion innych
uczonych.
My�l�, �e na razie powinni�cie przenie�� ca�y projekt w jakie� bezpieczne,
odleg�e miejsce, z
dala od ludzkiej ciekawo�ci.
� A gdzie� to si� znajduje owo bezpieczne schronienie? � spyta� Zinder
sceptycznie.
Trelig u�miechn�� si�.
� Mam takie miejsce, planetoid� kompletnie urz�dzon�, ze sztucznym ci��eniem i
tak
dalej. Czasami jad� tam, �eby wypocz��. Nadawa�aby si� idealnie.
Zinder poczu� si� nieswojo, przypomnia�a mu si� zszargana reputacja go�cia.
� Nie s�dz� � powiedzia�. � My�l�, �e powinienem raczej przedstawi� spraw�
Radzie
w pe�nym sk�adzie na posiedzeniu w przysz�ym tygodniu. Niech ona zadecyduje.
Trelig sprawia� wra�enie, jakby spodziewa� si� takiej reakcji.
� Na pewno nie zmieni pan zdania, doktorze? Nowe Pompeje s� cudownym zak�tkiem,
znacznie milszym ni� ten sterylny horror.
Zinder zrozumia�, co tamten mu podsuwa.
� Nie, zdania nie zmieni� � powiedzia� stary uczony politykowi. � Nic mnie nie
zmusi
do zmiany pogl�d�w.
Trelig westchn��.
� A wi�c... to by by�o tyle. Zorganizuj� posiedzenie Rady za tydzie�. Oczywi�cie
we�miecie w nim udzia�, pan i doktor Julin.
Go�� wsta� i zbiera� si� do wyj�cia. Wychodz�c, u�miechn�� si� i skin��
nieznacznie
Benowi Julinowi, kt�ry pochwyci� jego spojrzenie i odda� znak. Zinder niczego
nie zauwa�y�.
Tak, Ben Julin wszystko urz�dzi, nie ma obawy.
* * *
Nikki Zinder spa�a spokojnie w swoim pokoju, zagraconym niemo�liwie egzotycznymi
ciuchami, zabawkami, r�nymi grami i porozrzucanymi bez�adnie gad�etami. Prawie
ton�a w
olbrzymim ��ku.
Przed drzwiami zatrzyma�a si� jaka� posta�, kt�ra � sprawdziwszy, czy nikt si�
nie
zbli�a � wyci�gn�a ma�y �rubokr�t i odkr�ci�a ostro�nie p�yt� na drzwiach,
bacz�c, by nie
uruchomi� alarmu. Po odkr�ceniu p�yty intruz uwa�nie si� przygl�da� ods�oni�tym
zespo�om
elektronicznym, a potem pokry� niekt�re miejsca szybko schn�cym klejem. Jeden z
zespo��w
zosta� wymontowany i przerobiony przez zamontowanie dodatkowego, srebrnego
po��czenia.
Zadowolony ze swojego dzie�a, intruz za�o�y� ponownie pokryw� i starannie
odkr�ci�
�ruby. Wciskaj�c �rubokr�t w przegr�dk� pasa z narz�dziami, zawaha� si� przez
chwil�, a potem,
przezwyci�aj�c napi�cie, nacisn�� kontakt.
Rozleg� si� nieg�o�ny szcz�k, ale poza tym nic si� nie sta�o.
Z niejak� ulg� wyci�gn�� ma�y pojemnik z przezroczystym p�ynem z innej kieszonki
pasa
i przymocowa� do niej ko�c�wk� wtryskiwacza. Ostro�nie manipuluj�c tym
urz�dzeniem,
podszed� do podw�jnych, masywnych drzwi pokoju dziewczyny i powoli nacisn��
woln� r�k�
jedno skrzyd�o, przesuwaj�c je lekko w prawo.
Drzwi si� otworzy�y bezszelestnie, bez charakterystycznego d�wi�ku pracuj�cej
pneumatyki czy innego odg�osu, kt�ry m�g�by si� wybi� ponad wszechobecny, cichy
pomruk
klimatyzacji budynku. Uchylaj�c drzwi tylko na tyle, by m�c si� w�lizn�� do
�rodka, odwr�ci� si�
i zamkn�� je spokojnie za sob�.
W md�ym �wietle nocnej lampki dostrzeg� zarys �pi�cej Nikki Zinder. Le�a�a na
plecach,
z otwartymi ustami, lekko pochrapuj�c.
Powoli, ostro�nie podszed� na palcach do ��ka, tak �e patrzy� na ni� teraz
prawie
pionowo z g�ry. Zamamrota�a co� przez sen, a on zamar� w bezruchu, obserwuj�c,
jak
dziewczyna przewraca si� na drugi bok. Pochyli� si�, ods�aniaj�c nieco skrawek
prze�cierad�a,
aby znale�� dost�p do prawego ramienia � na tyle, by mocno do niego przymocowa�
wtryskiwacz z pojemnikiem.
Jego ruchy by�y tak precyzyjne, �e dziewczyna si� nie obudzi�a, tylko z
gard�owym
j�kiem odwr�ci�a si� znowu na plecy. Kiedy ampu�ka by�a ju� pusta, m�czyzna
wyci�gn��
urz�dzenie i schowa� je do kieszeni.
Naprawd� sprawia�a wra�enie, jakby si� przebudzi�a, kiedy unios�a lew� r�k� i
dotkn�a
mi�ni prawej. Jednak chwil� potem r�ka, jakby pozbawiona nagle wszelkich
po��cze� z reszt�
cia�a, opad�a bezw�adnie. Jej oddech by� teraz ci�szy, jakby pokonywa�a
mozolnie jak��
niewidoczn� przeszkod�.
Nabieraj�c g��boko tchu pochyli� si�, dotkn�� jej, wreszcie potrz�sn�� ni�
mocno. �adnej
reakcji.
U�miechaj�c si� z zadowoleniem, usiad� na brzegu ��ka i nachyli� si� nad ni�.
� Nikki, s�yszysz mnie? � spyta� cicho.
� Aha... � wymamrota�a.
� Nikki, s�uchaj uwa�nie � ci�gn�� dalej tonem nie dopuszczaj�cym sprzeciwu. �
Kiedy powiem drugi raz �sto�, zaczniesz odlicza� od stu do zera. Kiedy
sko�czysz, wstaniesz,
wyjdziesz z pokoju i p�jdziesz prosto do laboratorium. Na parter, Nikki.
Znajdziesz tam na
samym �rodku du�y, okr�g�y podest. Staniesz na nim. B�dziesz tam sta�a i nie
ruszysz si� ze
�rodka kr�gu, bo ani nie zdo�asz, ani nie zechcesz. Nieruchoma jak manekin,
b�dziesz dalej
smacznie spa�a. Zrozumia�a� mnie?
� Rozumiem � odpowiedzia�a sennie.
� Pilnuj si�, �eby ci� nikt nie widzia�, gdy b�dziesz sz�a � przestrzeg� j�. �
Naprawd�
si� postaraj. Je�li jednak kto� ci� zobaczy, zachowuj si� normalnie, pozb�d� si�
go szybko i nie
m�w, dok�d naprawd� idziesz. Zgoda?
� Aha... � przytakn�a.
Wsta� teraz z ��ka i podszed� do drzwi, kt�re si� od strony sypialni otwiera�y
automatycznie. Uchyli� je odrobin�, wyjrza�, i widz�c, �e droga wolna, uchyli�
troch� szerzej.
Wyszed� na korytarz, odwr�ci� si� i przymkn�� drzwi.
� Sto, Nikki � powiedzia� wreszcie i zamkn�� je zupe�nie.
Zadowolony, przeszed� spokojnie korytarzem prawie sto metr�w, nie spotkawszy
nikogo.
Przy okazji odnotowa�, �e wszystkie drzwi by�y zamkni�te. Kiedy wszed� do kabiny
windy,
drzwi si� zamkn�y za nim bezszelestnie.
� Julin, Abu Ben, YA-356-47765-7881-GX, pe�na kontrola, prosz� na poziom
laboratorium 2 � powiedzia�. Winda sprawdzi�a wygl�d zewn�trzny, numer
identyfikacyjny i
charakterystyk� g�osu, a potem szybko ruszy�a do laboratorium.
Wyszed� na galeryjk�, usiad� pod swoim pulpitem rozdzielczym i w��czy� systemy.
Potem
od razu si� po��czy� z Obie.
� Obie? � wywo�a� komputer.
� Tak, Ben? � dobieg�a go �agodna, przyjazna odpowied�. Wcisn�� kilka klawiszy
na
desce.
� Operacja poza ewidencj� � odpowiedzia� z udanym spokojem. � Wprowadzi� do
zbioru pomocniczego do mojej wy��cznej dyspozycji.
� Co ty w�a�ciwie robisz, Ben? � spyta� Obie, wyra�nie zaintrygowany. � Nawet ja
nie
mog� korzysta� z tego trybu. Nawet nie wiedzia�em, �e co� takiego istnieje,
dop�ki tego nie
u�y�e�.
Ben Julin u�miechn�� si�.
� W porz�dku, Obie. Nawet ty nie mo�esz wszystkiego pami�ta�.
Chodzi�o tu o taki tryb, przy kt�rym Julin m�g� pos�ugiwa� si� Obie, a potem
spowodowa� tak� rejestracj� przebiegu ca�ej operacji, �e nawet wielki komputer
nie mia�by
dost�pu do zapisu. Komputer pracowa�by nadal normalnie, ale nie rejestrowa�by w
pami�ci nie
tylko tego, czym si� Ben zajmuje, ale r�wnie� samego faktu obecno�ci uczonego.
Julin us�ysza�, jak na dole otwieraj� si� drzwi windy. Wychylaj�c si� przez
barierk�
dojrza� Nikki, ubran� tylko w swoj� cienk� nocn� koszul�, kt�ra normalnym,
zdecydowanym
krokiem wesz�a do laboratorium i stan�a na �rodkowym kr�gu. Przesuwaj�c si�
dok�adnie na
jego �rodek, stan�a wyprostowana, z zamkni�tymi oczami. Przypomina�a pos�g,
�ycie zdradza�
tylko ledwie zauwa�alny oddech.
� Zarejestruj obiekt w zbiorze pomocniczym, Obie � rozkaza� Julin. Lustro w
g�rze si�
obr�ci�o, skierowa�o na kr�g i o�wietli�o go b��kitnym blaskiem. Obraz Nikki
zamigota� jak w
uszkodzonym telewizorze, a potem w og�le znik�. B��kitny promie�, p�yn�cy z
lustra, tak�e
zgas�.
Jakie� to kusz�ce � pomy�la� Julin � by po prostu j� tak zostawi�. Nie, by�o to
zbyt
wielkie ryzyko. W ko�cu trzeba by j� pewnie odtworzy�, a jemu nie u�miecha�a si�
perspektywa
ujrzenia jej w kr�gu i Zindera przy klawiaturze.
� Obie, to b�dzie niestabilne r�wnanie. Nie b�dzie poprawek. Sam proces
przemiany
b�dzie cz�ci� rzeczywisto�ci.
� Tak, Ben � odpar� komputer. � Nie b�dzie zmian rzeczywisto�ci.
Julin, zadowolony, kiwn�� g�ow�.
� Tylko zmiany w psychice, Obie � poleci� jeszcze Julin.
� Jestem got�w � odpowiedzia�a maszyna od razu.
� Maksymalny poziom reakcji emocjonalno-seksualnej � rozkaza�. � Obiekt ma by�
zwi�zany emocjonalnie z doktorem Benem Julinem, dane w twoim banku. Obiekt
b�dzie pa�a�
szalon� irracjonaln� mi�o�ci� do Julina, nie b�dzie m�g� my�le� o czymkolwiek
poza nim. Zrobi
dla niego wszystko, b�dzie bezwzgl�dnie lojalny tylko wobec niego. Obiekt b�dzie
si� uwa�a� za
powoln� w�asno�� wspomnianego Bena Julina. Nadaj temu kryptonim: �tryb mi�o�ci
niewolniczej� i zarejestruj go w pierwszym zbiorze pomocniczym.
� Zrobione � potwierdzi� komputer.
� Procedura wed�ug kolejno�ci, potem rejestracja z chwil� opuszczenia
laboratorium
przez ludzi.
� Odliczanie � powiedzia� komputer, a Julin znowu popatrzy� przez barierk�. W
g�rze
ponownie rozb�ys�o b��kitne �wiat�o, w kt�rego kr�gu znowu pojawi�a si� Nikki,
niczym
elektryczna zjawa. Taka sama jak przedtem, w tej samej nocnej koszuli. Nadal
sta�a nieruchomo.
� O, cholera! � zakl�� Min pod nosem. Up�yn�o nie wi�cej ni� 20 minut od
wstrzykni�cia narkotyku, kt�rego dzia�anie obliczone by�o na dobr� godzin�. Nie
mo�e
ryzykowa�!
� Dodatkowe polecenia, Obie � powiedzia� po�piesznie. � Usun�� wszelkie �lady
�rodka Stepleflin z obiektu i przywr�ci� go do pe�nej przytomno�ci,
odpowiadaj�cej o�miu
godzinom zdrowego snu. Wykonaj natychmiast, a potem wr�� do poprzednich
instrukcji.
Komputer przyj�� nowe polecenia, b��kitne �wiat�o rozjarzy�o si� ponownie, Nikki
zamigota�a znowu, ale tym razem znikn�a zaledwie na p� sekundy, po czym
wr�ci�a, w pe�ni
obudzona, rozgl�daj�c si� ze zdziwieniem po laboratorium.
Julin wychyli� si� ze swojego stanowiska.
� Hej, Nikki!
Podnios�a g�ow�, ujrza�a go i ju� nie spu�ci�a z niego wzroku, oczarowana, jakby
stan�a
twarz� w twarz z b�stwem. Wreszcie zadr�a�a i j�kn�a w ekstazie.
� Cho� tu na g�r�, Nikki � poleci�, a ona rzuci�a si� w dzikim po�piechu do
windy. Nie
min�y dwie minuty, gdy si� znalaz�a przy nim. Ci�gle przygl�da�a mu si� z
uwielbieniem i
podziwem. Gdy dotkn�� jej policzka, wyzwoli� w jej ciele dreszcz przypominaj�cy
orgazm.
Kiwn�� g�ow� z zadowoleniem.
� Chod� ze mn�, Nikki � poleci� �agodnie, bior�c j� za r�k�. Pos�ucha�a,
uczepiona
kurczowo jego ramienia. Gdy wsiedli do windy, Julin skierowa� j� na
powierzchni�.
Na najwy�szym poziomie wychodzi�o si� do niewielkiego parku, o�wietlonego bladym
sztucznym �wiat�em przezroczystej kopu�y, przez kt�r� wida� by�o, jak okiem
si�gn��, dalekie
gwiazdy. Ca�y czas nie wyda�a d�wi�ku, nie odezwa�a si� ani s�owem.
Nie byli sami. Ze wzgl�du na to, �e znaczna cz�� centrum badawczego zajmowa�a
si�
tysi�cami innych projekt�w, za�oga pracowa�a o r�nych porach, r�wnie� po to,
aby lepiej
wyzyska� urz�dzenia.
� Nie mo�emy si� nikomu pokazywa�, Nikki � szepn�� do niej. � Nikt nie mo�e nas
zauwa�y�.
� O tak, Ben � odpowiedzia�a i razem si� poczo�gali wzd�u� przej�cia, zas�oni�ci
krzewami. Na �cie�ce le�a�o troch� ostrych igie� z krzew�w i innych ro�lin,
kt�rymi j�
obsadzono. Nikki by�a ju� zdrowo pok�uta i podrapana, ale si� nie skar�y�a,
pocieraj�c
zadrapania w milczeniu. W pewnej chwili zza rogu wynurzy�a si� niewysoka, ciemna
sylwetka
m�czyzny, kt�rej Ben zrazu nie dostrzeg�, ale Nikki poci�gn�a go za krzaki.
Wreszcie dotarli do poro�ni�tego traw�, nie o�wietlonego terenu, kt�ry z
niewiadomych
powod�w nazywano campusem. Przeci�li go na ukos, id�c normalnym krokiem.
Wreszcie
przystan�li, skuleni w k�cie, w cieniu jakiego� budynku.
Otoczy�a go ramieniem i przytuli�a si�. I on j� obj��, wywo�uj�c rozkoszne
westchnienie.
G�aska�a go, ca�owa�a jego ubranie.
Wszystko wyda�o mu si� �enuj�ce, przyprawiaj�c go o md�o�ci, ale przecie� to on
ustali�
regu�y gry i mia� teraz za swoje.
Ucieszy� si�, kiedy po chwili w ciemno�ci obok nich wyl�dowa� ma�y, zgrabny
pojazd
prywatny. Unios�a si� pokrywa, kto� wyszed� i podszed� do nich. Nikki, s�ysz�c
ruch, rozejrza�a
si� i spr�bowa�a znowu wci�gn�� Mina w cie�.
� Nie, Nikki, ten cz�owiek jest moim przyjacielem � powiedzia�, a ona przyj�a
to
o�wiadczenie i od razu si� odpr�y�a.
� Adnar! Tutaj! � zawo�a�, a tamten, us�yszawszy, podszed� do nich.
� Musisz teraz p�j�� z Adnarem � powiedzia� �agodnie.
Wygl�da�a jak nawiedzona, przylgn�a do niego jeszcze mocniej.
� Tylko w ten spos�b mo�emy by� razem, Nikki � powiedzia�. � Musisz wyjecha� na
kr�tko, ale je�eli nie b�dziesz narzeka�, zrobisz wszystko, co ci powie Adnar i
jego przyjaciele, i
nie b�dziesz zadawa� pyta�, przyjd� do ciebie nied�ugo, obiecuj� ci.
Rozpromieni�a si�. My�la�a tylko o jednym; nie by�a w stanie my�le� o niczym
innym, jak
tylko o Benie, a je�li Ben co� powiedzia�, to musia�a to by� prawda.
� Chod�my ju� � zawo�a� Adnar, zniecierpliwiony. Julin zagryz� z�by, a potem,
obj�wszy dziewczyn�, ca�owa� j� d�ugo i nami�tnie.
� To na pami�tk� na czas roz��ki � wyszepta�. � A teraz id� ju�.
Posz�a z tym dziwnym cz�owiekiem. O nic nie pytaj�c, bez skargi, wesz�a do
czarnego
pojazdu, kt�ry zaraz odlecia�.
Teraz Ben Julin m�g� wreszcie odetchn��, i dopiero teraz zauwa�y�, �e jest ca�y
zlany
potem. Chwiejnym krokiem dotar� jako� do swojego budynku i po�o�y� si� do ��ka.
* * *
Antor Trelig zademonstrowa� sw�j czaruj�cy u�miech jadowitej kobry. Znowu
siedzia�,
teraz na sporym luzie, w gabinecie Gila Zindera. By�o wida�, �e uczony jest
wstrz��ni�ty.
� Ty potworze! � rzuci� politykowi przez z�by. � Co z ni� zrobi�e�?
Trelig przybra� ura�on� min�.
� Ja? Ja nic, zapewniam ci�. Drobne porwanie to stanowczo nie m�j numer
kapelusza.
Natomiast, owszem, mam pewne przypuszczenia, gdzie ona mo�e by�, wiem te� troch�
o tym, co
si� z ni� dzia�o do dzisiaj.
Zinder doskonale wiedzia�, �e jego go�� k�amie, z drugiej strony jednak
rzeczywi�cie
trudno si� by�o do niego formalnie przyczepi�. Porwania nie dokona� Trelig
osobi�cie i do�o�y�
wszelkich stara�, by upewni� si�, �e nie b�dzie mo�na go tym obci��y�.
� Powiedz, co... co oni z ni� zrobili � j�kn�� zrezygnowany.
Trelig stara� si� zachowywa� powag�.
� Z moich �r�de� wiadomo mi, �e twoja c�rka wpad�a w r�ce handlarzy g�bk�.
S�ysza�e�
co� o tym pewnie?
Gil Zinder kiwn�� g�ow�, wstrz��ni�ty nag�ym dreszczem.
� Handluj� tym okropnym narkotykiem z morderczej planety. � odpowiedzia� niemal
mechanicznie.
� O, w�a�nie � odpar� Trelig wsp�czuj�co. � Czy ma pan, doktorze, poj�cie, jak
to
dzia�a? Osobom, kt�re nie zosta�y poddane kuracji, obni�a wsp�czynnik
inteligencji o 10
procent dziennie. Po trzech, czterech dniach geniusz jest ju� tylko
przeci�tniakiem, po dziesi�ciu
� niewiele si� r�ni od zwierz�cia. Leczenia w�a�ciwie nie ma � czynnik
chorobotw�rczy jest
rodzajem mutanta niepodobnym do jakiejkolwiek znanej nam formy �ycia,
produkowanym przez
mieszanin� naszej materii organicznej i jakiej� nieznanej substancji. Poza
wszystkim, schorzenie
jest bolesne. Zdaje si�, �e jest to palenie w m�zgu, stopniowo promieniuj�ce do
innych cz�ci
cia�a.
� Do��, do��! � zaszlocha� Zinder. � Czego ��dasz, potworze?
� No c�, proces chorobowy mo�na zahamowa�, a nawet cofn�� � odpowiedzia� Trelig
tym samym, wsp�czuj�cym tonem. � G�bka nie jest oczywi�cie narkotykiem, jest
�rodkiem
powoduj�cym remisj� choroby. Przy codziennym dawkowaniu znika b�l, a utrata
mo�liwo�ci
intelektualnych te� jest niewielka. Ta... ta choroba, je�li j� mo�na tak nazwa�,
przechodzi w stan
utajenia.
� Powiedz wreszcie cen� � niemal krzykn�� Zinder.
� My�l�, �e mog� j� odnale��. Mo�na by j� wykupi� od tych ludzi. M�j personel
medyczny hoduje g�bk�, oczywi�cie ca�kowicie nielegalnie, ale musimy to przecie�
mie�, bo
wykryli�my wielu wysoko postawionych ludzi w sytuacji podobnej do twojej,
szanta�owanych
przez r�nych niegodziwc�w. Mo�emy j� wi�c odszuka�, odzyska� i da� jej w sam
raz tyle
g�bki, by przywr�ci� j� do normalnego stanu. � Poprawi� si� w fotelu, zdradzaj�c
tym ruchem,
jak dobrze si� bawi.
� Jestem jednak politykiem i nie brakuje mi ambicji. Co do tego nie ma
w�tpliwo�ci.
Je�eli zrobi� co� takiego, to znaczy, je�eli zetr� si� z nielegaln� band�
zb�j�w, ryzykuj�c
wykrycie mojej nielegalnej hodowli, musz� przecie� dosta� co� w zamian, prawda?
Dlatego...
� Tak, tak. � Zinder by� bliski p�aczu.
� Zamelduj, �e tw�j projekt okaza� si� fiaskiem i zamknij go � podda� Trelig. �
Za�atwi� przeniesienie tego... Obie, jak go chyba nazywacie... na moj�
planetoid� Nowe
Pompeje, tam zaprojektujesz i b�dziesz kierowa� budow� znacznie wi�kszego modelu
ni� ten,
kt�ry masz tutaj, tak wielkiego, by swoim zasi�giem m�g� obj��... no, powiedzmy
ca�� planet�.
Zinder by� przera�ony.
� O m�j Bo�e! Nie! Ci ludzie! Nie mog�!
Na twarzy Treliga pojawi� si� ob�udny u�mieszek.
� Nie musisz od razu podejmowa� decyzji. B�dziesz mia� tyle czasu, ile zechcesz.
�
Podni�s� si�, wyg�adzaj�c fa�dy swych bia�ych, anielskich szat. � Pami�taj
tylko, co si� dzieje z
Nikki ka�dego dnia. Mniejsza ju� o b�l, ale post�puje przecie� degradacja
umys�owa. Miej to na
wzgl�dzie, podejmuj�c decyzj�. Z ka�d� stracon� sekund� b�l narasta, z ka�d�
sekund� obumiera
jaka� cz�stka jej m�zgu.
� Ty sukinsynu � wydysza� Zinder w�ciek�y.
� I tak rozpoczn� poszukiwania � powiedzia� uczonemu jego ros�y go��. �
Oczywi�cie
nie pe�n� par�. Tak po prostu z pobudek humanitarnych. Mo�e mi to zabra� �adnych
par� dni.
Mo�e tygodni. Je�eli si� zdecydujesz, zadzwo� po prostu do mnie do biura, a
wtedy skieruj� do
tego wszystkie si�y. Do widzenia, doktorze Zinder.
Trelig powoli podszed� do drzwi i wyszed�.
Zinder sta� tam, oniemia�y, ze wzrokiem wbitym w drzwi, kt�re si� zamkn�y za
go�ciem,
a potem opad� na fotel. My�la� przez chwil�, by wezwa� Policj� Mi�dzysystemow�,
ale zmieni�
zdanie. Nikki jest na pewno dobrze ukryta, nie bardzo sobie wyobra�a�, jak mo�na
oskar�y�
wiceprzewodnicz�cego Rady o to, �e jest handlarzem g�bki i porywaczem, nie maj�c
najmniejszego dowodu. Zinder by� pewny, �e polityk ma �elazne alibi na ostatni�
noc.
Oczywi�cie otworz� �ledztwo, kt�re potrwa wiele dni, mo�e tygodni, a tymczasem
biedna
Nikki... Oczywi�cie, pozwol� jej zgni�. Pozwol� jej zgni� przez pi��, sze�� dni.
I co potem?
Przyg�up, szoruj�cy z pie�ni� na ustach ich pod�ogi, albo by� mo�e zabawka,
rzucona ludziom
Treliga, kt�rzy b�d� si� nad ni� pastwi� i wykorzystywa� seksualnie. Tej my�li
nie m�g� znie��.
M�g�by si� pewnie pogodzi� z jej �mierci�, ale nie z tym. Z tym nie.
Szumia�o mu w g�owie. P�niej co� si� wymy�li. Je�eli b�dzie m�g� j� odzyska� na
czas,
mo�e Obie j� wyleczy. A urz�dzenie, kt�re zbudowa�, na pewno mo�e by� broni�
obosieczn�.
Zm�czony, pokonany cz�owiek westchn�� i w��czy� po��czenie z biurem ��cznikowym
Treliga na Makewa. Wiedzia� dobrze, �e tamten czeka na rozmow�. Na odpowied�,
kt�ra
nieuchronnie musia�a nadej��.
By�a to pora�ka, ci�ka, prawda � pomy�la� � ale nie kl�ska. Jeszcze nie.
Nowe Pompeje, asteroid obiegaj�cy niezamieszkany
system gwiazdy Asta
Nowe Pompeje by�y du�ym asteroidem, o obwodzie wzd�u� r�wnika nieco wi�kszym ni�
cztery tysi�ce kilometr�w. By� jednym z tych niewielu okruch�w materii kr���cych
w systemach
s�onecznych, kt�re zas�ugiwa�y na miano planetoidy. Jego kszta�t by� bardziej
regularny ni�
wi�kszo�ci planet, a jego j�dro by�o zbudowane z materii szczeg�lnie g�stej.
Powodowa�o to si��
ci��enia siedmiokrotnie przewy�szaj�c� przyci�ganie ziemskie, r�wnowa�on�
pot�n� si��
od�rodkow�. Mo�na si� by�o do tego bez trudu przyzwyczai�, ludzie si� poruszali
szybciej i czuli
si� znakomicie. Tym lepiej zreszt�, poniewa� by� to rz�dowy o�rodek
wypoczynkowy.
Orbita planetoidy by�a wzgl�dnie stabilna, raczej ko�owa ni� eliptyczna. Ci�g�e
zmiany
dzie�-noc by�y trudne do zniesienia. Na standardowe dla Rady 25 godzin
przypada�y 32 wschody
i zachody s�o�ca. Trudno si� to dawa�o pogodzi� z rytmem zegara biologicznego
ludzi.
T� niewygod� cz�ciowo rekompensowa� fakt, i� po�ow� ca�ej planety obejmowa�a
wielka kopu�a wykonana z bardzo cienkiego i lekkiego syntetyku. Ta ba�ka dobrze
odbija�a
�wiat�o, wi�c po prostu wydawa�a si� na przemian ciemniejsza i ja�niejsza.
Przypomina�o to
dzie� ze zmiennym zachmurzeniem na kt�rym� ze znacznie przyjemniejszych i
bardziej
naturalnych �wiat�w. Pomi�dzy dwiema warstwami materia�u tworz�cego kopu��
umieszczono
cie�sz� ni� milimetr warstw� przypominaj�c� p�p�ynn� gaz� o drobniutkich
oczkach.
Uszczelnia�a ona natychmiast wszelkie przebicia. W razie potrzeby nawet wi�ksze
dziury mog�y
by� zasklepione przynajmniej na tak d�ugo, by nad ludzkimi domostwami mo�na by�o
uruchomi�
zabezpieczaj�ce kopu�y. Spr�one powietrze, wspomagane rosn�c� wsz�dzie
ro�linno�ci�,
utrzymywa�o stabilne warunki �rodowiska.
Teoretycznie by�o to miejsce, w kt�rym liderzy partyjni Nowej Perspektywy mogli
si�
troch� odpr�y� po codziennych trudach. Faktycznie jednak o istnieniu o�rodka
wiedzia�o tylko
kilka os�b, kt�re ��czy�a absolutna lojalno�� wobec Antora Treliga. By� on
przecie�, poza
wszystkimi innymi funkcjami, r�wnie� przyw�dc� partii. Bez zezwolenia Antora
Treliga i jego
ludzi nikt nie m�g� si� zbli�y� na odleg�o�� mniejsz� ni� rok �wietlny, chyba �e
chcia� by�
natychmiast rozerwany pociskami, kierowanymi komputerowymi systemami bojowymi,
kt�re
rozmieszczono na pobliskich okruchach kosmicznej materii i specjalnych statkach.
R�wnie� w kategoriach politycznych by�a to twierdza nie do zdobycia. Aby
pogwa�ci�
suwerenno�� i immunitet dyplomatyczny Treliga, trzeba by�o zapewni� sobie
poparcie
wi�kszo�ci Rady dla takiego kroku. Tak si� jednak sk�ada�o, �e to w�a�nie Trelig
kontrolowa�
najwi�kszy blok g�os�w.
Nikki, przywieziona na Nowe Pompeje, nie zwraca�a w�a�ciwie uwagi na otoczenie.
My�la�a tylko o Benie, o tym, �e obieca� po ni� przyjecha�. Umie�cili j� w
wygodnym pokoju.
Spokojni, pozbawieni wyrazu ludzie � stanowi�cy s�u�b� � przynosili jedzenie i
wynosili
naczynia. Le�a�a tam ca�y dzie�, obejmuj�c poduszki i wyobra�aj�c sobie, �e to
jej ukochany.
Znalaz�a kredki i papier, kt�ry zape�ni�a jego niezliczonymi podobiznami; jej
idol s�abo
wprawdzie przypomina� Bena, promienia� za to anielsk� dobroci� i pot�g�
supermena.
Postanowi�a troch� si� dla niego odchudzi�, ale roz��ka oraz obfito�� i
rozmaito�� podaw