7356

Szczegóły
Tytuł 7356
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7356 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7356 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7356 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jack L. Chalker Wyj�cie Przek�ad: Micha� Rusi�ski Tytu� orygina�u Exiles At The Well Of Souls Spis tre�ci Czas Laboratoria Gemezjun, Makewa Na pok�adzie frachtowca Assateaque Nowe Pompeje Na dole � godzina 10.40 G�rna strona Nowych Pompei � godzina 11.00 Nowe Pompeje � dolna p�kula Nowe Pompeje � godzina 11.50 Teliagin, po�udniowa p�kula �wiata Studni Po�udniowa strefa biegunowa w �wiecie Studni Winda zbli�a si� do g�rnej stacji na Nowych Pompejach Strefa Po�udniowa Teliagin Uchjin, P�nocna P�kula Teliagin Strefa Po�udniowa W pobli�u granicy Teliagin-Kromm, o zmroku Strefa Po�udniowa Makiem Dasheen Agitar Lata Djukasis Strefa Po�udniowa Lata Tr�jk�t Tuliga-Galidon-Olborn, o zmroku Granica Palim i Gedemondas Gdzie� w terenie Ob�z 43, Gedemondas Na �cie�ce w Gedemondas Na g�rskim szlaku Gdzie� w terenie Strefa po�udniowa Na pok�adzie statku w pobli�u Glathriel Czas Ksi��ka sk�ada si� z wielu odr�bnych epizod�w, kt�re ��cz� ze sob� perypetie kilkorga g��wnych bohater�w. Zmieniaj� si�, i to szybko, uczestnicy akcji, wydarzenia nast�puj� po sobie w szybkim tempie. Czytelnik przywyk�y do tradycyjnego pojmowania wszech�wiata, ludzi, stworze�, kszta�t�w i zwi�zanej z tym narracji mo�e mie� niejakie trudno�ci z wyobra�eniem sobie byt�w i umiejscowieniem zdarze� w czasie i w przestrzeni. Dlatego w�a�nie powinien pami�ta�, �e zmiana planu zachodzi r�wnolegle z poprzedzaj�c� j� akcj�, i to niezale�nie od wielo�ci takich zmian. Dzieje si� tak, dop�ki nie pojawi� si� znowu pierwotne postaci. Taki uk�ad mo�e si� wydawa� zbyt skomplikowany, jednak�e w trakcie lektury nie powinien nastr�cza� k�opot�w. Laboratoria Gemezjun, Makewa Nie to by�o dziwne, �e laborantka Gilgama Zindera mia�a ko�ski ogon; naprawd� zdumiewaj�ce by�o to, �e ona sama nie widzia�a w tym najwyra�niej niczego dziwnego czy niezwyk�ego. Zinder by� wysokim, chudym, raczej ponurym facetem o szpakowatych w�osach i d�ugiej, siwiej�cej capiej br�dce. Z tym wygl�dem sprawia� wra�enie starszego ni� by� naprawd� i bardziej wyczerpanego. R�wnie� jego szaroniebieskie oczy, zaczerwienione i okolone ciemn� obw�dk�, zdradza�y przepracowanie. Nie mia� g�owy do jedzenia przez ostatnie dwa dni, a o �nie nie by�o co marzy�. Samo laboratorium te� wygl�da�o do�� niezwykle. Zaprojektowano je w kszta�cie amfiteatralnym, z okr�g�ym podnoszonym podium, wystaj�cym jakie� 40 centymetr�w ponad zwyk�� pod�og�, i s�u��cym za scen�. Nad nim zawieszono urz�dzenie przypominaj�ce dzia�o, zako�czone niewielkim zwierciad�em, z kt�rego wystawa�o w �rodku cienkie ostrze. Wzd�u� �cian aparatur� obiega�a galeryjka. Zapewnia�a ona dost�p do tysi�cy zamontowanych na nich wska�nik�w, prze��cznik�w i zegar�w, migaj�cych �wiate�kami, a tak�e do czterech rozmieszczonych w r�wnych odst�pach tablic rozdzielczych. Przed jedn� z nich w�a�nie zasiada� Zinder; przy pulpicie naprzeciwko siedzia� znacznie od niego m�odszy m�czyzna w po�yskliwym ochronnym kombinezonie, kt�ry kontrastowa� ze strojem laboratoryjnym Zindera, sprawiaj�cym wra�enie zesz�owiecznego. Kobieta sta�a na okr�g�ym pode�cie i wygl�da�a do�� zwyczajnie. Jej troch� zbyt obfite i obwis�e kszta�ty pani przed czterdziestk� prezentowa�yby si� pewnie znacznie lepiej w odpowiednim opakowaniu ni� w stroju Ewy. Gdyby nie ten ko�ski ogon, d�ugi i bujny. Popatrzy�a w g�r� na obu m�czyzn z odrobin� zdziwienia i zniecierpliwienia. � No dobra, dajcie spok�j! � zawo�a�a. � Mo�e by�cie co� wreszcie zrobili? Tu jest naprawd� zimno. Ben Julin, m�odszy badacz, u�miechn�� si� i przechyli� przez balustrad�. � Pomachaj jeszcze chwileczk� ogonem, Zetta. Szybciej nie mo�emy! � zawo�a� dobrodusznie. I rzeczywi�cie, sta�a tam, machaj�c ogonem, jakby chcia�a w ten spos�b roz�adowa� frustracj�. � Naprawd� nie widzisz r�nicy, Zetta? � spyta� Zinder swoim cienkim, piskliwym g�osem. Popatrzy�a zdziwiona, a potem przesun�a d�o�mi po ciele, nie omijaj�c ogona, jakby chcia�a sprawdzi�. � Nie, doktorze Zinder. Niczego nie zauwa�y�am. Dlaczego mia�abym... Czy co� si� we mnie... zmieni�o? � odpowiedzia�a niepewnie. � Czy wiesz, �e masz ogon? � podsun�� Zinder. Zrobi�a zdumion� min�. � Oczywi�cie, �e wiem � odpowiedzia�a takim tonem, jakby posiadanie ko�skiej kity by�o czym� najnormalniejszym w �wiecie. � I nie masz wra�enia, �e jest to... no... dziwne, czy niezwyk�e? � wtr�ci� Ben Julin. Teraz kobieta wygl�da�a na naprawd� zmieszan�. � Nie, dlaczego, oczywi�cie, �e nie. Dlaczego mia�abym si� temu dziwi�? Zinder rzuci� spojrzenie swojemu asystentowi, pi�tna�cie metr�w na drug� stron� laboratorium. � Ciekawa ewolucja � zauwa�y�. Julin kiwn�� g�ow�. � Kiedy zrobili�my misk� fasoli czy zwierz�tko laboratoryjne, wiedzieli�my mniej wi�cej, na co nas sta�, ale nie s�dz�, bym si� spodziewa� czego� takiego. � Przypomnij sobie teori� � podsun�� Zinder. Julin kiwn�� znowu. � Zmieniamy prawdopodobie�stwo w polu. To, co si� dzieje z czym� czy kim� w polu, jest przez obiekt odczuwane jako normalne, poniewa� zmienili�my r�wnie� jego podstawowe r�wnanie utrzymuj�ce r�wnowag�. Fascynuj�ce. Gdyby�my mogli rozszerzy� skal� eksperymentu... � Urwa�, zafascynowany perspektyw�. Zinder zamy�li� si�. � Tak, to prawda. Ca�a populacja mog�aby dozna� przemiany, kt�rej nigdy by nawet nie dostrzeg�a. � Odwr�ci� si� i jeszcze raz rzuci� okiem na kobiet� z ogonem. � Zetta? � zawo�a�. � A czy wiesz, �e my nie mamy ogon�w? �e nikt z naszych znajomych nie ma ogona? Przytakn�a bez wahania. � Tak, wiem, �e wydaje si� to wam niezwyk�e. Ale w ko�cu o co ten ca�y ha�as? Przecie� wcale nie pr�buj� si� z nim kry�. � Czy twoi rodzice maj� ogony, Zetta? � spyta� Julin. � Oczywi�cie, �e nie! � odpar�a. � Powiedzcie mi wreszcie, o co tu w tym wszystkim chodzi! M�odszy uczony znowu popatrzy� w stron� swego starszego kolegi. � B�dziemy to jeszcze ci�gn��? � spyta�. Zinder lekko wzruszy� ramionami. � A dlaczego nie? Pewnie, najch�tniej zrobi�bym badanie g��binowe i przekona� si�, jak daleko mo�na p�j��, ale je�eli mo�emy to zrobi� raz, to mo�emy to robi� kiedykolwiek. Sprawdzajmy lepiej po kolei. � Dobra � zgodzi� si� Julin. � Od czego zaczniemy? Zinder zastanawia� si� przez chwil�. Potem nagle si�gn�� r�k� i dotkn�� tablicy obok zag��bienia mieszcz�cego mikrotelefon. � Obie? � powiedzia� do mikrofonu. � S�ucham, doktorze Zinder? � odpowiedzia� g�os komputera, mieszcz�cego si� za �cianami galeryjki. Taki sobie przyjemny, fachowy i... ludzki... tenor. � Zauwa�y�e�, �e obiekt nie dostrzeg�, by�my go w jakikolwiek spos�b zmienili? � Owszem � przyzna� Obie. � Czy chcesz, �eby odczu�a zmiany? W takiej sytuacji r�wnania nie s� ju� takie stabilne, ale na pewno nie puszcz�. � Nie, nie, w porz�dku � odpar� Zinder po�piesznie. � A co s�dzisz o postawie bez zmian w psychice? Czy to mo�liwe? � Znacznie mniejsza zmiana � odpowiedzia� komputer. � Ale w�a�nie dlatego �atwiejsza do przeprowadzenia i �atwo odwracalna. � A wi�c dobrze, Obie. Wprowadzili�my konia do macierzy systemu, masz wi�c ca�ego konia i ca�� Zett�. � Konia ju� nie mamy � zauwa�y� Obie. Zinder westchn�� ze zniecierpliwieniem. � Ale przecie� masz jego dane? Przecie� st�d si� wzi�� ten ogon, prawda? � Tak, doktorze � odpowiedzia� Obie. � Znowu si� przekona�em, �e nie zawsze trzeba bra� wszystko dos�ownie. Przepraszam. � W porz�dku � uspokoi� Zinder maszyn�. � Pomy�l no, a mo�e by�my si� wzi�li do czego� wi�kszego? Czy masz w pami�ci s�owo i opis centaura? Obie zastanawia� si� najwy�ej milisekund�. � Tak. Przy takiej przemianie trzeba by si� jednak troch� napracowa�. Poza wszystkim s� takie kwestie, jak system wewn�trznego transportu p�yn�w ustrojowych, systemu naczy� krwiono�nych, dodatkowych po��cze� nerwowych itp. � Ale m�g�by� to zrobi�? � wtr�ci� Zinder po�piesznie, troch� zaskoczony. � O tak! � Ile by to trwa�o? � Dwie do trzech minut � odpowiedzia� Obie. Zinder wychyli� si� przez barierk�. Dziewczyna z ogonem nerwowo kr�ci�a si� na pode�cie, wyra�nie zirytowana sytuacj�. � Asystent Halib! Prosz� przesta� si� miota� i wr�ci� na �rodek kr�gu! � skarci� j�. � Jeste�my ju� prawie gotowi, a ty zg�osi�a� si� do do�wiadcze� dobrowolnie. � Przepraszam, doktorze � odpowiedzia�a z westchnieniem i stan�a w zaznaczonym miejscu. Zinder popatrzy� na Julina. � Na m�j znak! � zawo�a�, a tamten potwierdzi� skinieniem g�owy. � Teraz! Ma�a lustrzana tarcza pod sufitem poruszy�a si�, ma�y szpic po�rodku skierowa� si� w d� i nagle ca�y kr�g poni�ej zala�a bladob��kitna po�wiata, kt�ra opalizowa�a na obrysie cia�a kobiety. Wydawa�o si�, �e zastyg�a, niezdolna do najmniejszego ruchu. Potem nagle jej obraz zamigota�, tak jakby by� wy�wietlony na niewidocznym ekranie, a wkr�tce znikn�� zupe�nie. � Znane nam r�wnanie utrzymuj�ce r�wnowag� obiektu zosta�o zneutralizowane � powiedzia� Julin do automatycznej sekretarki. Spojrza� na Zindera. � Gil? � zawo�a�, lekko zdenerwowany. � No? � mrukn�� Zinder, my�l�c o czym� innym. � A co b�dzie, je�eli nie sprowadzimy jej z powrotem? To znaczy... je�li j� po prostu zneutralizowali�my? � powiedzia� Julin nerwowo. � Czy ona b�dzie istnie�, Gil? Czy kiedykolwiek jeszcze zaistnieje? Zinder opar� si� w fotelu, zastanawiaj�c si�. � Nie, w takim razie przesta�aby istnie� � powiedzia�. � Co si� tyczy innych spraw... no c�, spytamy Obiego. � Pochyli� si� i w��czy� lini� komputera. � Tak, doktorze? � dobieg� ich spokojny g�os maszyny. � Nie zak��cam procesu, prawda? � spyta� Zinder ostro�nie. � O, nie � odpar� komputer pogodnie. � Zajmuj� si� tamt� spraw� jedn� �sm� mojego potencja�u. � Czy mo�esz mi wyja�ni�: gdyby obiekt nie zosta� powt�rnie ustabilizowany � czy m�g�by w jaki� spos�b istnie�? Czy kiedykolwiek ta dziewczyna b�dzie jeszcze istnia�a? Obie si� zastanawia�. � Nie, oczywi�cie, �e nie. Stanowi ona mniejsz� cz�� podstawowego r�wnania, oczywi�cie, nie mog�oby to wi�c wp�yn�� na rzeczywisto�� tak�, jak� znamy. Nast�pi�yby jednak zmiany dostosowawcze. By�oby tak, jakby jej po prostu nigdy nie by�o. � W takim razie: co by by�o, gdyby�my zostawili j� z ogonem? � wtr�ci� Julin. � Czy wszyscy wiedzieliby, �e ona ma ogon? � Dok�adnie � potwierdzi� komputer. � Poza wszystkim musi mie� przecie� pow�d do istnienia, w przeciwnym razie r�wnania si� nie zr�wnowa��. Ale i w tym przypadku nie mia�oby to �adnego wp�ywu na og�lne r�wnanie. � A co mog�oby to r�wnanie zak��ci�? � zapyta� siebie Zinder, zas�aniaj�c mikrofon, a potem wr�ci� do indagacji. � Powiedz mi, Obie, je�eli jest tak, jak powiadasz, dlaczego my wszyscy � to znaczy, ty i ja � jeste�my �wiadomi tego, �e rzeczywisto�� zosta�a odmieniona? � Znajdujemy si� bardzo blisko pola � odpowiedzia� Obie. � Wszyscy, kt�rzy znajd� si� w odleg�o�ci do stu metr�w, b�d� mieli tak� �wiadomo��. Im bli�ej, tym silniejsza �wiadomo�� owej dwoisto�ci. Poza stref� stu metr�w odczuwanie rzeczywisto�ci zaczyna by� bardzo nik�e. Ludzie czuj�, �e co� si� zmieni�o, ale nie mog� poj��, co mianowicie. Poza granic� tysi�ca metr�w rozproszenie pokrywa si� z g��wnym r�wnaniem, a rzeczywisto�� si� dostosowuje. Je�li jednak chcecie, mog� to zmieni� lub dostosowa� do waszego sposobu postrzegania. � Absolutnie nie! � rzuci� Zinder ostro. � Ale, ale... chcesz powiedzie�, �e ka�dy, kto si� znajdzie przynajmniej o kilometr st�d, b�dzie �wi�cie przekonany, �e ona zawsze by�a centaurem i �e jest jaka� tego logiczna przyczyna? � W�a�nie tak. Podstawowe r�wnania zawsze utrzymuj� naturaln� r�wnowag�. � Wraca! � zawo�a� Ben z emocj�, przerywaj�c ten dialog. Zinder dostrzeg� teraz migotliwy kszta�t w �rodku kr�gu. Wreszcie obraz si� ustali� i pole zgas�o. Lustro bezszelestnie odjecha�o gdzie� w g�r�. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e nadal by�a to Zetta Halib. W ka�dym razie by�a ni� g�rna po�owa stworzenia, kt�re tam sta�o. W okolicy talii jednak jej ��tobr�zowa sk�ra stopniowo przechodzi�a w czarn� sier�� i ca�a reszta jej cia�a nale�a�a niew�tpliwie do w pe�ni rozwini�tej, mo�e dwuletniej klaczy. � Obie? � to Julin wywo�ywa� komputer. � Obie, kiedy ona si� ustabilizuje? To znaczy � kiedy centaur nabierze trwa�o�ci? � Dla niej ju� jest trwa�y � wyja�ni� komputer. � Je�eli natomiast chodzi ci o to, kiedy pierwotne r�wnania ustabilizuj� jej nowy zestaw... pewnie zajmie to godzin�, najwy�ej dwie. Jest to w sumie drobne zak��cenie. Zinder przechyli� si� przez barierk�, przygl�daj�c si� Zetcie z fascynacj�. Wynik przeszed� jego naj�mielsze oczekiwania. � Czy b�dzie si� mog�a rozmna�a�... je�eli b�dziemy mieli partnera? � spyta� Julin komputer. � Nie � odpowiedzia� komputer niemal�e przepraszaj�cym tonem. � Wymaga�oby to jeszcze dalszej, powa�nej pracy. Mog�aby si� skrzy�owa� z koniem, oczywi�cie. � Ale m�g�by� zrobi� par� zdolnych do rozmna�ania centaur�w? � nastawa� Julin. � Z du�ym prawdopodobie�stwem � odpar� Obie ostro�nie. � Wszystko zale�y od jako�ci danych na wej�ciu. Musia�bym wiedzie�, jak to zrobi�, jak si� co z czym wi��e, zanim bym si� do tego zabra�. Julin kiwn�� g�ow�, ale i jemu udzieli�a si� emocja starszego kolegi, dla kt�rego by�o to dzie�o �ycia. Centaur-Zetta podni�s� g�ow� i popatrzy� na nich. � Czy macie zamiar trzyma� mnie tu ca�y dzie�? � spyta�a niecierpliwie. � Zaczynam by� g�odna. � Obie, czym ona si� od�ywia? � spyta� Julin. � Trawa, siano, takie rzeczy � odpar� komputer. � Pewne elementy musia�em oczywi�cie troch� upro�ci�. Ludzki tors jest zbudowany g��wnie z tkanki mi�niowej, wspartej na ko��cu. Organy umie�ci�em w ko�skiej cz�ci. Julin znowu pokr�ci� g�ow�, a potem spojrza� na starszego uczonego, kt�ry nadal by� troch� oszo�omiony swoim dzie�em. � Gil? � zawo�a�. � Co by� powiedzia�, gdyby�my po niewielkiej kosmetyce zostawili j� na chwil� tak�, jaka jest? Warto by si� przekona�, jak dzia�a to przekszta�cenie. Zinder wykona� ruch g�ow�, zatopiony w my�lach. Ponownie w��czaj�c ca�� procedur�, Julin odm�odzi� ludzk� po�ow� nowego stworzenia; wzmocni� ca�o�� i przywr�ci� m�odzie�cz� urod�. Prawie ju� ko�czyli, kiedy si� otworzy�y drzwi obok stanowiska starszego uczonego i do laboratorium wesz�a z tac� w r�ku m�oda, mo�e czternastoletnia dziewczyna. Mog�a mie� 165 centymetr�w wzrostu i prawie 68 kilogram�w wagi. Jej przysadzistej, topornej i niezgrabnej postaci z grubymi nogami i t�ustymi piersiami niewiele mog�y pom�c przezroczysta sukienka, sanda�y i przesadny makija�, nie m�wi�c ju� o wyra�nie farbowanych, d�ugich blond w�osach. Wygl�da�a do�� groteskowo, ale stary uczony u�miechn�� si� wyrozumiale. � Nikki! � powiedzia� z przygan� w g�owie. Zdaje mi si�, �e m�wi�em ci ju�, �eby� nic wchodzi�a przy czerwonym �wietle! � Przykro mi, tatusiu � odpowiedzia�a tonem, kt�ry �wiadczy� o czym� wr�cz przeciwnym, postawi�a tac� i poca�owa�a go lekko w policzek. � Od tak dawna nie bra�a� niczego do ust, �e zacz�li�my si� ju� o ciebie martwi�. � Rozejrza�a si�, dostrzeg�a m�odszego m�czyzn� i zn�w si� u�miechn�a, tym razem zupe�nie inaczej. � Cze��, Ben! � zawo�a�a figlarnie i zamacha�a d�oni�. Julin popatrzy�, u�miechn�� si�, te� podnosz�c r�k�. Potem, znienacka dopad�a go my�l: sto metr�w! Kuchnia by�a w�a�nie w takiej odleg�o�ci, na powierzchni. Oplot�a ojca ramionami. � Co robi�e� tak d�ugo? � spyta�a tym samym mizdrz�cym si� tonem. Chocia� fizycznie dojrza�a, Nikki Zinder pod wzgl�dem emocjonalnym by�a jeszcze dzieckiem i stosownie do tego si� zachowywa�a. Nawet za bardzo � pomy�la� ojciec. Wiedzia�, �e by�a tutaj przesadnie chroniona, odci�ta od r�wie�nik�w, rozpieszczana od wczesnego dzieci�stwa przez ojca, kt�ry nie potrafi� narzuci� jej dyscypliny, zdemoralizowana pozycj� c�runi szefa. Nawet jej lekkie seplenienie brzmia�o infantylnie; cz�sto wygl�da�a bardziej na nad�san� pi�ciolatk� ni� na czternastoletni� pann�. Ale to by�o przecie� jego dziecko i nie zni�s�by roz��ki z ni�, po prostu nie m�g� jej wys�a� do kt�rej� z tych modnych szk� czy projekt�w wychowawczych, gdzie� daleko st�d. Wi�d� �ywot samotnika po�r�d liczb i wielkich maszyn; w wieku pi��dziesi�ciu siedem lat da� sobie pobra� pr�bki tkanek do klonowania, ale chcia� mie� w�asne dziecko. Wreszcie op�aci� pracownic� projektu na Wolterze, kt�ra mia�a mu da� dziecko. By�a pierwsz�, kt�ra by�a gotowa to zrobi�, po prostu �eby si� przekona�, jak to jest. By�a specjalistk� od psychologii behawioralnej. Zinder pod��czy� j� do swojego projektu do momentu narodzin Nikki, potem j� sp�aci� i odes�a� na Woltera. Nikki by�a podobna do matki, ale to akurat nie mia�o �adnego znaczenia. To by�o jego dziecko, pozwalaj�ce mu zachowa� psychiczn� r�wnowag� w najtrudniejszych chwilach realizacji projektu, nad kt�rym pracowa�. By�a diabelnie niedojrza�a, to prawda. Ale on przecie� naprawd� chcia�, �eby doros�a. Nikki Zinder us�ysza�a nagle kaszl�c� kobiet� i kiedy si� przechyli�a przez barierk�, dojrza�a w dole centaura, stoj�cego po�rodku okr�g�ego parkietu. � O rany! � krzykn�a. � Cze��, Zetta! Centaur popatrzy� w g�r� na dziewczyn� i u�miechn�� si� pob�a�liwie. � Czo�em, Nikki � odpowiedzia�a Zetta automatycznie. Zinder i Julin zastygli w podziwie. � Nikki, naprawd� nie dostrzegasz w niej niczego... no... dziwnego? � rzuci� ojciec skwapliwie. Dziewczyna wzruszy�a ramionami. � Nic a nic. A co? Co mam widzie�? Julian zamar� w szczerym zdumieniu. * * * Przez ponad tydzie� obserwowali r�ne reakcje na nowe stworzenie. W�a�ciwie wszyscy, kt�rzy byli w centralnym sektorze, nie dostrzegli niczego niezwyk�ego w fakcie, �e Zetta Halib jest teraz na wp� koniem. To znaczy � niczego niezwyk�ego, o czym by ju� wcze�niej nie wiedzieli. Wiedzieli oczywi�cie, �e zg�osi�a si� na ochotnika do bada�, jakie biologowie prowadzili nad przystosowaniem ludzi do r�nych form. Wiedzieli, �e jej rozw�j od chwili pocz�cia by� przedmiotem manipulacji, pami�tali, kiedy si� pojawi�a, przypominali sobie jej pocz�tkowe reakcje. Wszystko si� zgadza�o, to prawda, z wyj�tkiem tego drobnego faktu, �e nic z tego, co pami�tali, naprawd� si� nie zdarzy�o. Rzeczywisto�� musia�a to jako� wyja�ni� i w tym celu wprowadzi�a stosowne zmiany. Tylko obaj uczeni znali prawd�. * * * Ben Julin pyka� ze swej rze�bionej fajki w pokoju szefa, ko�ysz�c si� leniwie w obrotowym fotelu. � A wi�c teraz wszystko jest ju� jasne � powiedzia� w ko�cu. Starszy uczony kiwn�� g�ow� i poci�gn�� �yk herbaty. � No tak. Mo�emy wzi�� kogokolwiek czy cokolwiek i przerobi� to tak, jak chcemy, o ile tylko potrafimy zgromadzi� dane, kt�rych Obie potrzebuje dla prawid�owego przeprowadzenia transformacji, i nikt nawet si� nie zorientuje. Biedna Zetta! Jedyny w swoim rodzaju fenomen z pe�n� histori� i �wiadomo�ci� takiego rozwoju. Oczywi�cie b�dziemy j� musieli przekszta�ci� z powrotem. � Oczywi�cie � zgodzi� si� Julin. � Pozw�lmy jej jednak zachowa� urod�. Przynajmniej tyle jej si� od nas nale�y. � Tak, oczywi�cie tak � odpar� Zinder zdawkowo. � A jednak co� ci� w tym wszystkim niepokoi � zauwa�y� Julin. Gil Zinder westchn��. � Owszem, jest tego nawet sporo. Widzisz, to straszna w�adza zabawia� si� w Boga. Zupe�nie mi si� nie podoba my�l, �e kiedy� Rada mog�aby na tym po�o�y� r�k�. Julin wydawa� si� zaskoczony. � No c�, przecie� nie wyrzucili ca�ej tej forsy, �eby niczego z tego nie mie�. Do diab�a, Gil! Uda�o si� nam! Dosolili�my ca�ej tradycyjnej nauce! Pokazali�my im, jak �atwo mo�na zmieni� regu�y gry. Starszy uczony przytakn��. � Dobra, dobra. Zwiniemy wszelkie nagrody, jakie s� do wzi�cia. Tylko... no c�, wiesz przecie�, w czym tkwi naprawd� problem. Trzysta siedemdziesi�t cztery ludzkie �wiaty. To strasznie du�o. Tylko �e z wyj�tkiem nielicznych s� to Kom-landy, fantazje konformisty. Pomy�l, co mogliby zrobi� tym ludziom w�adcy tych system�w, gdyby mieli w r�ku takie narz�dzie! Julin westchn��. � Pos�uchaj, Gil, nasza technika nie r�ni si� zbytnio od prymitywnych metod, kt�rymi si� pos�uguj� manipulacje biologiczne, in�ynieria genetyczna i te wszystkie sprawy. Mo�e jednak mimo wszystko nie b�dzie tak �le. Mo�e nasze odkrycie spowoduje jak�� popraw�. Do diab�a, przecie� tam ju� nie mo�e by� du�o gorzej. � To prawda � przyzna� Zinder. � Ale ta w�adza, Ben! Jut... � urwa�, obr�ci� si� z fotelem, by spojrze� w twarz m�odszemu koledze... jest jeszcze co�. � To znaczy? � spyta� Julin. � Skutki � powiedzia� uczony ze znu�eniem. � Ben, s�uchaj, je�eli wszystko, dos�ownie wszystko, ten fotel, to biuro, ty, ja � je�eli wszyscy jeste�my po prostu stabilnymi r�wnaniami, materi� stworzon� z czystej energii i jako� utrzymywan� w tym kszta�cie, to co w�a�ciwie jest �r�d�em tej stabilno�ci? Czy to znaczy, �e gdzie� w g��bi kosmosu czuwa jaki� naczelny Obie, kt�ry utrzymuje w r�wnowadze pierwotne r�wnania? Ben Julin zachichota� troch� nerwowo. � My�l�, �e jest, tak czy inaczej. B�g jest po prostu gigantycznym komputerem! Nawet mi si� podoba taki pomys�. Zindera jako� ta perspektywa nie bawi�a. � My�l�, �e jest gdzie� taki olbrzymi Obie. Zreszt�, je�eli nie zrobili�my b��du, co� takiego musi istnie�. Nawet Obie jest tego samego zdania. Ale kto ten m�zg zbudowa�? Kto go konserwuje? � No c�, je�eli m�wimy zupe�nie powa�nie, to my�l�, �e Markowianie. I z tego, co wiem, nadal nim kieruj� � odpar� Julin. Zinder si� zamy�li�. � Markowianie. Tak, pewnie tak. Wsz�dzie znajdowali�my ich wymar�e �wiaty i opuszczone miasta. Musieli to wszystko zrobi� na gigantyczn� skal�, Ben! � Coraz bardziej zapala� si� do tej my�li. � Oczywi�cie! To dlatego nigdy nie znaleziono ich wytwor�w w tych starych ruinach! Kiedy czego� zapragn�li, po prostu przekazywali swoje wyobra�enia Obiemu i ju� to mieli! Julin potakiwa�. � Mo�e masz racj�. � Ale, Ben! � ci�gn�� Zinder, podniecony. � Przecie� znale�li�my wszystkie ich �wiaty! I wszystkie martwe! � Rozsiad� si� wygodnie, odpr�y� troch�, ale ton nadal zdradza� emocj�. � Zastanawiam si�, jak to jest... im si� nie uda�o tego opanowa�, a nam ma si� uda�?... � Popatrzy� na Julina. � Ben, czy jeste�my na tropie urz�dzenia do zniszczenia rodzaju ludzkiego? Julin powoli pokr�ci� g�ow�. � Nie wiem, Gil. Mam nadziej�, �e nie. Zreszt� jaki mieli�my wyb�r? A poza tym... � u�miechn�� si� i dorzuci� l�ejszym ju� tonem � przecie�, zanim dojdziemy do tego stadium, wszyscy dawno ju� b�dziemy gry�� traw�. � Chcia�bym mie� cho� cz�stk� twojego optymizmu, Ben � powiedzia� Zinder nerwowo. � No c�, masz racj� przynajmniej w jednym. Nie mo�emy tak nagle po prostu za�o�y� r�k. Czy przygotujesz wszystko? Ben podni�s� si� z fotela i poklepa� starszego koleg� po ramieniu. � Oczywi�cie, zabior� si� do tego � zapewni� go. � S�uchaj, za bardzo si� tym wszystkim przejmujesz, Gil. Mo�esz mi wierzy�. � Zmieni� ton, kt�ry nabra� teraz wi�kszej pewno�ci. Zinder nawet tego nie zauwa�y�. � Tak, zrobi� wszystko, co trzeba. * * * Kiedy�, przed laty, by�y narody, kt�re ruszy�y w Kosmos. Za�o�y�y swoje planetarne kolonie, oparte na zupe�nie r�nych filozofiach i stylach �ycia. Potem nast�pi� okres wojen, najazd�w, sztucznie montowanych rewolucji. Cz�owiek rozszerzy� sw�j zasi�g, narody zanik�y, zostawiaj�c swym nast�pcom swoj� filozofi�. Wreszcie rz�dz�cy mieli ju� tego wszystkiego do�� i zawarli pakt: wszystkie konkurencyjne ideologie mog� funkcjonowa� bez skr�powania tak d�ugo, jak d�ugo kt�ra� nie zdominuje ca�ej planety, oczywi�cie tylko pokojowymi metodami i bez pomocy z zewn�trz. Ka�da z planet mia�a wybra� jednego przedstawiciela do Wielkiej Rady �wiat�w, dysponuj�cego jednym g�osem. Pot�ne narz�dzia odstraszania i zniszczenia zosta�y zamkni�te pod stra�� powo�anej w tym celu jednostki, z�o�onej z ludzi specjalnie pocz�tych i wychowanych do tej s�u�by. Jednostka ta nie mog�a sama u�y� tej broni bez zgody, kt�rej mog�a udzieli� wi�kszo�� spo�r�d 374 cz�onk�w Rady, a ka�dy z nich musia� osobi�cie zerwa� przypadaj�ce na niego zabezpieczenia. Cz�onek Rady Antor Trelig by� jednym z takich stra�nik�w i zarazem wp�ywowym politykiem w organie zarz�dzaj�cym. Technicznie rzecz bior�c, reprezentowa� on Ludow� Parti� Nowej Perspektywy � Komland, w kt�rym ludzie rodzili si� z wmontowanym pos�usze�stwem, doskonale przystosowani do wykonywania swojej pracy. Faktycznie jednak jego wp�ywy si�ga�y znacznie dalej, bo mia� on r�wnie� wielki wp�yw na innych cz�onk�w Rady. M�wi�o si�, �e starcza�o mu ambicji, by marzy� o uzyskaniu pewnego dnia kontrolnej wi�kszo�ci, co umo�liwi�oby mu zaw�adni�cie broni�, kt�ra mog�aby ca�e �wiaty obr�ci� w zgliszcza. By� wysokim m�czyzn�: oko�o 190 cm wzrostu przy szerokich barach i mocnym, haczykowatym nosie nad kwadratow� szcz�k�, ca�o�� jakby wykuta z granitu. Teraz jednak, kiedy sta� tam poch�oni�ty obserwacj� dw�ch ludzi i maszyny odwracaj�cej przekszta�cenie centaura, wcale nie wygl�da� na ��dnego w�adzy �otra, jakim go wielu przedstawia�o. Uczeni wykonali dla niego dodatkowe pokazy, a nawet zaproponowali mu, by sam spr�bowa�. Trelig odm�wi�, �miej�c si� nerwowo. Przekona�a go rozmowa z dziewczyn�, kt�ra zesz�a z podium, i obserwacja powrotu rzeczywisto�ci do jej pierwotnego stanu. Potem, w gabinecie Zindera, raczy� si� bardzo niekomunistyczn� brandy. � Nie potrafi� odda� swojego wra�enia � powiedzia�. � Dokonali�cie rzeczy niewiarygodnej. Powiedzcie mi tylko... czy mo�na by zbudowa� naprawd� wielk� maszyn�? Tak�, aby mo�na by�o kontrolowa� ca�e planety? Zinder nagle poczu� niech��. � Nie s�dz�, by by�o to praktyczne rozwi�zanie. Zbyt wiele zmiennych. � To si� da zrobi� � wtr�ci� Ben Julin, ignoruj�c w�ciek�e spojrzenie starszego kolegi. � Wi�za�oby si� to jednak z ogromnymi kosztami i by�oby zadaniem bardzo trudnym. Trelig kiwn�� g�ow�. � C� znacz� nawet wysokie koszty w zestawieniu z korzy�ciami? Przecie� w ten spos�b na zawsze mo�na by oddali� widmo g�odu, gro�ne kaprysy atmosfery, a zreszt�... wszystko. Mo�na by w ten spos�b stworzy� utopi�! Zinder, kt�ry nie podziela� tego entuzjazmu, pomy�la� ponuro: mo�na by te� zepchn�� te nieliczne ju� wolne, indywidualistyczne �wiaty w obj�cia szcz�liwego, powolnego niewolnictwa. G�o�no za� doda�: � My�l�, Radco, �e to r�wnie� mo�na uzna� za bro�. Bardzo niebezpieczn�, o ile dostanie si� w niepowo�ane r�ce. Jestem przekonany, �e taka w�a�nie by�a prawdziwa przyczyna wygini�cia Markowian przed kilku milionami lat. Czu�bym si� zdecydowanie lepiej, gdyby taka pot�ga zosta�a r�wnie� obj�ta kontrolnymi prerogatywami Rady. Trelig westchn��. � Nie zgadzam si�. Nigdy si� jednak nie przekonamy, je�li nie spr�bujemy. Przecie� takiego prze�omowego odkrycia naukowego nie mo�na tak po prostu zamkn�� w kom�rce! � My�l� jednak, �e tak nale�y zrobi�, i co wi�cej � usun�� wszelkie �lady � upiera� si� Zinder. � Mamy tu w�adz� r�wn� boskiej. Nie s�dz�, by�my byli przygotowani, �eby z niej m�drze skorzysta�. � Nie mo�na zatrze� odkrycia, kt�re zosta�o ju� zrobione, niezale�nie od skutk�w � zauwa�y� Trelig. � Zgadzam si� jednak, �e nie trzeba robi� wok� tego ha�asu. Nawet sama informacja o tym, �e takiego odkrycia dokonano, mo�e zainspirowa� milion innych uczonych. My�l�, �e na razie powinni�cie przenie�� ca�y projekt w jakie� bezpieczne, odleg�e miejsce, z dala od ludzkiej ciekawo�ci. � A gdzie� to si� znajduje owo bezpieczne schronienie? � spyta� Zinder sceptycznie. Trelig u�miechn�� si�. � Mam takie miejsce, planetoid� kompletnie urz�dzon�, ze sztucznym ci��eniem i tak dalej. Czasami jad� tam, �eby wypocz��. Nadawa�aby si� idealnie. Zinder poczu� si� nieswojo, przypomnia�a mu si� zszargana reputacja go�cia. � Nie s�dz� � powiedzia�. � My�l�, �e powinienem raczej przedstawi� spraw� Radzie w pe�nym sk�adzie na posiedzeniu w przysz�ym tygodniu. Niech ona zadecyduje. Trelig sprawia� wra�enie, jakby spodziewa� si� takiej reakcji. � Na pewno nie zmieni pan zdania, doktorze? Nowe Pompeje s� cudownym zak�tkiem, znacznie milszym ni� ten sterylny horror. Zinder zrozumia�, co tamten mu podsuwa. � Nie, zdania nie zmieni� � powiedzia� stary uczony politykowi. � Nic mnie nie zmusi do zmiany pogl�d�w. Trelig westchn��. � A wi�c... to by by�o tyle. Zorganizuj� posiedzenie Rady za tydzie�. Oczywi�cie we�miecie w nim udzia�, pan i doktor Julin. Go�� wsta� i zbiera� si� do wyj�cia. Wychodz�c, u�miechn�� si� i skin�� nieznacznie Benowi Julinowi, kt�ry pochwyci� jego spojrzenie i odda� znak. Zinder niczego nie zauwa�y�. Tak, Ben Julin wszystko urz�dzi, nie ma obawy. * * * Nikki Zinder spa�a spokojnie w swoim pokoju, zagraconym niemo�liwie egzotycznymi ciuchami, zabawkami, r�nymi grami i porozrzucanymi bez�adnie gad�etami. Prawie ton�a w olbrzymim ��ku. Przed drzwiami zatrzyma�a si� jaka� posta�, kt�ra � sprawdziwszy, czy nikt si� nie zbli�a � wyci�gn�a ma�y �rubokr�t i odkr�ci�a ostro�nie p�yt� na drzwiach, bacz�c, by nie uruchomi� alarmu. Po odkr�ceniu p�yty intruz uwa�nie si� przygl�da� ods�oni�tym zespo�om elektronicznym, a potem pokry� niekt�re miejsca szybko schn�cym klejem. Jeden z zespo��w zosta� wymontowany i przerobiony przez zamontowanie dodatkowego, srebrnego po��czenia. Zadowolony ze swojego dzie�a, intruz za�o�y� ponownie pokryw� i starannie odkr�ci� �ruby. Wciskaj�c �rubokr�t w przegr�dk� pasa z narz�dziami, zawaha� si� przez chwil�, a potem, przezwyci�aj�c napi�cie, nacisn�� kontakt. Rozleg� si� nieg�o�ny szcz�k, ale poza tym nic si� nie sta�o. Z niejak� ulg� wyci�gn�� ma�y pojemnik z przezroczystym p�ynem z innej kieszonki pasa i przymocowa� do niej ko�c�wk� wtryskiwacza. Ostro�nie manipuluj�c tym urz�dzeniem, podszed� do podw�jnych, masywnych drzwi pokoju dziewczyny i powoli nacisn�� woln� r�k� jedno skrzyd�o, przesuwaj�c je lekko w prawo. Drzwi si� otworzy�y bezszelestnie, bez charakterystycznego d�wi�ku pracuj�cej pneumatyki czy innego odg�osu, kt�ry m�g�by si� wybi� ponad wszechobecny, cichy pomruk klimatyzacji budynku. Uchylaj�c drzwi tylko na tyle, by m�c si� w�lizn�� do �rodka, odwr�ci� si� i zamkn�� je spokojnie za sob�. W md�ym �wietle nocnej lampki dostrzeg� zarys �pi�cej Nikki Zinder. Le�a�a na plecach, z otwartymi ustami, lekko pochrapuj�c. Powoli, ostro�nie podszed� na palcach do ��ka, tak �e patrzy� na ni� teraz prawie pionowo z g�ry. Zamamrota�a co� przez sen, a on zamar� w bezruchu, obserwuj�c, jak dziewczyna przewraca si� na drugi bok. Pochyli� si�, ods�aniaj�c nieco skrawek prze�cierad�a, aby znale�� dost�p do prawego ramienia � na tyle, by mocno do niego przymocowa� wtryskiwacz z pojemnikiem. Jego ruchy by�y tak precyzyjne, �e dziewczyna si� nie obudzi�a, tylko z gard�owym j�kiem odwr�ci�a si� znowu na plecy. Kiedy ampu�ka by�a ju� pusta, m�czyzna wyci�gn�� urz�dzenie i schowa� je do kieszeni. Naprawd� sprawia�a wra�enie, jakby si� przebudzi�a, kiedy unios�a lew� r�k� i dotkn�a mi�ni prawej. Jednak chwil� potem r�ka, jakby pozbawiona nagle wszelkich po��cze� z reszt� cia�a, opad�a bezw�adnie. Jej oddech by� teraz ci�szy, jakby pokonywa�a mozolnie jak�� niewidoczn� przeszkod�. Nabieraj�c g��boko tchu pochyli� si�, dotkn�� jej, wreszcie potrz�sn�� ni� mocno. �adnej reakcji. U�miechaj�c si� z zadowoleniem, usiad� na brzegu ��ka i nachyli� si� nad ni�. � Nikki, s�yszysz mnie? � spyta� cicho. � Aha... � wymamrota�a. � Nikki, s�uchaj uwa�nie � ci�gn�� dalej tonem nie dopuszczaj�cym sprzeciwu. � Kiedy powiem drugi raz �sto�, zaczniesz odlicza� od stu do zera. Kiedy sko�czysz, wstaniesz, wyjdziesz z pokoju i p�jdziesz prosto do laboratorium. Na parter, Nikki. Znajdziesz tam na samym �rodku du�y, okr�g�y podest. Staniesz na nim. B�dziesz tam sta�a i nie ruszysz si� ze �rodka kr�gu, bo ani nie zdo�asz, ani nie zechcesz. Nieruchoma jak manekin, b�dziesz dalej smacznie spa�a. Zrozumia�a� mnie? � Rozumiem � odpowiedzia�a sennie. � Pilnuj si�, �eby ci� nikt nie widzia�, gdy b�dziesz sz�a � przestrzeg� j�. � Naprawd� si� postaraj. Je�li jednak kto� ci� zobaczy, zachowuj si� normalnie, pozb�d� si� go szybko i nie m�w, dok�d naprawd� idziesz. Zgoda? � Aha... � przytakn�a. Wsta� teraz z ��ka i podszed� do drzwi, kt�re si� od strony sypialni otwiera�y automatycznie. Uchyli� je odrobin�, wyjrza�, i widz�c, �e droga wolna, uchyli� troch� szerzej. Wyszed� na korytarz, odwr�ci� si� i przymkn�� drzwi. � Sto, Nikki � powiedzia� wreszcie i zamkn�� je zupe�nie. Zadowolony, przeszed� spokojnie korytarzem prawie sto metr�w, nie spotkawszy nikogo. Przy okazji odnotowa�, �e wszystkie drzwi by�y zamkni�te. Kiedy wszed� do kabiny windy, drzwi si� zamkn�y za nim bezszelestnie. � Julin, Abu Ben, YA-356-47765-7881-GX, pe�na kontrola, prosz� na poziom laboratorium 2 � powiedzia�. Winda sprawdzi�a wygl�d zewn�trzny, numer identyfikacyjny i charakterystyk� g�osu, a potem szybko ruszy�a do laboratorium. Wyszed� na galeryjk�, usiad� pod swoim pulpitem rozdzielczym i w��czy� systemy. Potem od razu si� po��czy� z Obie. � Obie? � wywo�a� komputer. � Tak, Ben? � dobieg�a go �agodna, przyjazna odpowied�. Wcisn�� kilka klawiszy na desce. � Operacja poza ewidencj� � odpowiedzia� z udanym spokojem. � Wprowadzi� do zbioru pomocniczego do mojej wy��cznej dyspozycji. � Co ty w�a�ciwie robisz, Ben? � spyta� Obie, wyra�nie zaintrygowany. � Nawet ja nie mog� korzysta� z tego trybu. Nawet nie wiedzia�em, �e co� takiego istnieje, dop�ki tego nie u�y�e�. Ben Julin u�miechn�� si�. � W porz�dku, Obie. Nawet ty nie mo�esz wszystkiego pami�ta�. Chodzi�o tu o taki tryb, przy kt�rym Julin m�g� pos�ugiwa� si� Obie, a potem spowodowa� tak� rejestracj� przebiegu ca�ej operacji, �e nawet wielki komputer nie mia�by dost�pu do zapisu. Komputer pracowa�by nadal normalnie, ale nie rejestrowa�by w pami�ci nie tylko tego, czym si� Ben zajmuje, ale r�wnie� samego faktu obecno�ci uczonego. Julin us�ysza�, jak na dole otwieraj� si� drzwi windy. Wychylaj�c si� przez barierk� dojrza� Nikki, ubran� tylko w swoj� cienk� nocn� koszul�, kt�ra normalnym, zdecydowanym krokiem wesz�a do laboratorium i stan�a na �rodkowym kr�gu. Przesuwaj�c si� dok�adnie na jego �rodek, stan�a wyprostowana, z zamkni�tymi oczami. Przypomina�a pos�g, �ycie zdradza� tylko ledwie zauwa�alny oddech. � Zarejestruj obiekt w zbiorze pomocniczym, Obie � rozkaza� Julin. Lustro w g�rze si� obr�ci�o, skierowa�o na kr�g i o�wietli�o go b��kitnym blaskiem. Obraz Nikki zamigota� jak w uszkodzonym telewizorze, a potem w og�le znik�. B��kitny promie�, p�yn�cy z lustra, tak�e zgas�. Jakie� to kusz�ce � pomy�la� Julin � by po prostu j� tak zostawi�. Nie, by�o to zbyt wielkie ryzyko. W ko�cu trzeba by j� pewnie odtworzy�, a jemu nie u�miecha�a si� perspektywa ujrzenia jej w kr�gu i Zindera przy klawiaturze. � Obie, to b�dzie niestabilne r�wnanie. Nie b�dzie poprawek. Sam proces przemiany b�dzie cz�ci� rzeczywisto�ci. � Tak, Ben � odpar� komputer. � Nie b�dzie zmian rzeczywisto�ci. Julin, zadowolony, kiwn�� g�ow�. � Tylko zmiany w psychice, Obie � poleci� jeszcze Julin. � Jestem got�w � odpowiedzia�a maszyna od razu. � Maksymalny poziom reakcji emocjonalno-seksualnej � rozkaza�. � Obiekt ma by� zwi�zany emocjonalnie z doktorem Benem Julinem, dane w twoim banku. Obiekt b�dzie pa�a� szalon� irracjonaln� mi�o�ci� do Julina, nie b�dzie m�g� my�le� o czymkolwiek poza nim. Zrobi dla niego wszystko, b�dzie bezwzgl�dnie lojalny tylko wobec niego. Obiekt b�dzie si� uwa�a� za powoln� w�asno�� wspomnianego Bena Julina. Nadaj temu kryptonim: �tryb mi�o�ci niewolniczej� i zarejestruj go w pierwszym zbiorze pomocniczym. � Zrobione � potwierdzi� komputer. � Procedura wed�ug kolejno�ci, potem rejestracja z chwil� opuszczenia laboratorium przez ludzi. � Odliczanie � powiedzia� komputer, a Julin znowu popatrzy� przez barierk�. W g�rze ponownie rozb�ys�o b��kitne �wiat�o, w kt�rego kr�gu znowu pojawi�a si� Nikki, niczym elektryczna zjawa. Taka sama jak przedtem, w tej samej nocnej koszuli. Nadal sta�a nieruchomo. � O, cholera! � zakl�� Min pod nosem. Up�yn�o nie wi�cej ni� 20 minut od wstrzykni�cia narkotyku, kt�rego dzia�anie obliczone by�o na dobr� godzin�. Nie mo�e ryzykowa�! � Dodatkowe polecenia, Obie � powiedzia� po�piesznie. � Usun�� wszelkie �lady �rodka Stepleflin z obiektu i przywr�ci� go do pe�nej przytomno�ci, odpowiadaj�cej o�miu godzinom zdrowego snu. Wykonaj natychmiast, a potem wr�� do poprzednich instrukcji. Komputer przyj�� nowe polecenia, b��kitne �wiat�o rozjarzy�o si� ponownie, Nikki zamigota�a znowu, ale tym razem znikn�a zaledwie na p� sekundy, po czym wr�ci�a, w pe�ni obudzona, rozgl�daj�c si� ze zdziwieniem po laboratorium. Julin wychyli� si� ze swojego stanowiska. � Hej, Nikki! Podnios�a g�ow�, ujrza�a go i ju� nie spu�ci�a z niego wzroku, oczarowana, jakby stan�a twarz� w twarz z b�stwem. Wreszcie zadr�a�a i j�kn�a w ekstazie. � Cho� tu na g�r�, Nikki � poleci�, a ona rzuci�a si� w dzikim po�piechu do windy. Nie min�y dwie minuty, gdy si� znalaz�a przy nim. Ci�gle przygl�da�a mu si� z uwielbieniem i podziwem. Gdy dotkn�� jej policzka, wyzwoli� w jej ciele dreszcz przypominaj�cy orgazm. Kiwn�� g�ow� z zadowoleniem. � Chod� ze mn�, Nikki � poleci� �agodnie, bior�c j� za r�k�. Pos�ucha�a, uczepiona kurczowo jego ramienia. Gdy wsiedli do windy, Julin skierowa� j� na powierzchni�. Na najwy�szym poziomie wychodzi�o si� do niewielkiego parku, o�wietlonego bladym sztucznym �wiat�em przezroczystej kopu�y, przez kt�r� wida� by�o, jak okiem si�gn��, dalekie gwiazdy. Ca�y czas nie wyda�a d�wi�ku, nie odezwa�a si� ani s�owem. Nie byli sami. Ze wzgl�du na to, �e znaczna cz�� centrum badawczego zajmowa�a si� tysi�cami innych projekt�w, za�oga pracowa�a o r�nych porach, r�wnie� po to, aby lepiej wyzyska� urz�dzenia. � Nie mo�emy si� nikomu pokazywa�, Nikki � szepn�� do niej. � Nikt nie mo�e nas zauwa�y�. � O tak, Ben � odpowiedzia�a i razem si� poczo�gali wzd�u� przej�cia, zas�oni�ci krzewami. Na �cie�ce le�a�o troch� ostrych igie� z krzew�w i innych ro�lin, kt�rymi j� obsadzono. Nikki by�a ju� zdrowo pok�uta i podrapana, ale si� nie skar�y�a, pocieraj�c zadrapania w milczeniu. W pewnej chwili zza rogu wynurzy�a si� niewysoka, ciemna sylwetka m�czyzny, kt�rej Ben zrazu nie dostrzeg�, ale Nikki poci�gn�a go za krzaki. Wreszcie dotarli do poro�ni�tego traw�, nie o�wietlonego terenu, kt�ry z niewiadomych powod�w nazywano campusem. Przeci�li go na ukos, id�c normalnym krokiem. Wreszcie przystan�li, skuleni w k�cie, w cieniu jakiego� budynku. Otoczy�a go ramieniem i przytuli�a si�. I on j� obj��, wywo�uj�c rozkoszne westchnienie. G�aska�a go, ca�owa�a jego ubranie. Wszystko wyda�o mu si� �enuj�ce, przyprawiaj�c go o md�o�ci, ale przecie� to on ustali� regu�y gry i mia� teraz za swoje. Ucieszy� si�, kiedy po chwili w ciemno�ci obok nich wyl�dowa� ma�y, zgrabny pojazd prywatny. Unios�a si� pokrywa, kto� wyszed� i podszed� do nich. Nikki, s�ysz�c ruch, rozejrza�a si� i spr�bowa�a znowu wci�gn�� Mina w cie�. � Nie, Nikki, ten cz�owiek jest moim przyjacielem � powiedzia�, a ona przyj�a to o�wiadczenie i od razu si� odpr�y�a. � Adnar! Tutaj! � zawo�a�, a tamten, us�yszawszy, podszed� do nich. � Musisz teraz p�j�� z Adnarem � powiedzia� �agodnie. Wygl�da�a jak nawiedzona, przylgn�a do niego jeszcze mocniej. � Tylko w ten spos�b mo�emy by� razem, Nikki � powiedzia�. � Musisz wyjecha� na kr�tko, ale je�eli nie b�dziesz narzeka�, zrobisz wszystko, co ci powie Adnar i jego przyjaciele, i nie b�dziesz zadawa� pyta�, przyjd� do ciebie nied�ugo, obiecuj� ci. Rozpromieni�a si�. My�la�a tylko o jednym; nie by�a w stanie my�le� o niczym innym, jak tylko o Benie, a je�li Ben co� powiedzia�, to musia�a to by� prawda. � Chod�my ju� � zawo�a� Adnar, zniecierpliwiony. Julin zagryz� z�by, a potem, obj�wszy dziewczyn�, ca�owa� j� d�ugo i nami�tnie. � To na pami�tk� na czas roz��ki � wyszepta�. � A teraz id� ju�. Posz�a z tym dziwnym cz�owiekiem. O nic nie pytaj�c, bez skargi, wesz�a do czarnego pojazdu, kt�ry zaraz odlecia�. Teraz Ben Julin m�g� wreszcie odetchn��, i dopiero teraz zauwa�y�, �e jest ca�y zlany potem. Chwiejnym krokiem dotar� jako� do swojego budynku i po�o�y� si� do ��ka. * * * Antor Trelig zademonstrowa� sw�j czaruj�cy u�miech jadowitej kobry. Znowu siedzia�, teraz na sporym luzie, w gabinecie Gila Zindera. By�o wida�, �e uczony jest wstrz��ni�ty. � Ty potworze! � rzuci� politykowi przez z�by. � Co z ni� zrobi�e�? Trelig przybra� ura�on� min�. � Ja? Ja nic, zapewniam ci�. Drobne porwanie to stanowczo nie m�j numer kapelusza. Natomiast, owszem, mam pewne przypuszczenia, gdzie ona mo�e by�, wiem te� troch� o tym, co si� z ni� dzia�o do dzisiaj. Zinder doskonale wiedzia�, �e jego go�� k�amie, z drugiej strony jednak rzeczywi�cie trudno si� by�o do niego formalnie przyczepi�. Porwania nie dokona� Trelig osobi�cie i do�o�y� wszelkich stara�, by upewni� si�, �e nie b�dzie mo�na go tym obci��y�. � Powiedz, co... co oni z ni� zrobili � j�kn�� zrezygnowany. Trelig stara� si� zachowywa� powag�. � Z moich �r�de� wiadomo mi, �e twoja c�rka wpad�a w r�ce handlarzy g�bk�. S�ysza�e� co� o tym pewnie? Gil Zinder kiwn�� g�ow�, wstrz��ni�ty nag�ym dreszczem. � Handluj� tym okropnym narkotykiem z morderczej planety. � odpowiedzia� niemal mechanicznie. � O, w�a�nie � odpar� Trelig wsp�czuj�co. � Czy ma pan, doktorze, poj�cie, jak to dzia�a? Osobom, kt�re nie zosta�y poddane kuracji, obni�a wsp�czynnik inteligencji o 10 procent dziennie. Po trzech, czterech dniach geniusz jest ju� tylko przeci�tniakiem, po dziesi�ciu � niewiele si� r�ni od zwierz�cia. Leczenia w�a�ciwie nie ma � czynnik chorobotw�rczy jest rodzajem mutanta niepodobnym do jakiejkolwiek znanej nam formy �ycia, produkowanym przez mieszanin� naszej materii organicznej i jakiej� nieznanej substancji. Poza wszystkim, schorzenie jest bolesne. Zdaje si�, �e jest to palenie w m�zgu, stopniowo promieniuj�ce do innych cz�ci cia�a. � Do��, do��! � zaszlocha� Zinder. � Czego ��dasz, potworze? � No c�, proces chorobowy mo�na zahamowa�, a nawet cofn�� � odpowiedzia� Trelig tym samym, wsp�czuj�cym tonem. � G�bka nie jest oczywi�cie narkotykiem, jest �rodkiem powoduj�cym remisj� choroby. Przy codziennym dawkowaniu znika b�l, a utrata mo�liwo�ci intelektualnych te� jest niewielka. Ta... ta choroba, je�li j� mo�na tak nazwa�, przechodzi w stan utajenia. � Powiedz wreszcie cen� � niemal krzykn�� Zinder. � My�l�, �e mog� j� odnale��. Mo�na by j� wykupi� od tych ludzi. M�j personel medyczny hoduje g�bk�, oczywi�cie ca�kowicie nielegalnie, ale musimy to przecie� mie�, bo wykryli�my wielu wysoko postawionych ludzi w sytuacji podobnej do twojej, szanta�owanych przez r�nych niegodziwc�w. Mo�emy j� wi�c odszuka�, odzyska� i da� jej w sam raz tyle g�bki, by przywr�ci� j� do normalnego stanu. � Poprawi� si� w fotelu, zdradzaj�c tym ruchem, jak dobrze si� bawi. � Jestem jednak politykiem i nie brakuje mi ambicji. Co do tego nie ma w�tpliwo�ci. Je�eli zrobi� co� takiego, to znaczy, je�eli zetr� si� z nielegaln� band� zb�j�w, ryzykuj�c wykrycie mojej nielegalnej hodowli, musz� przecie� dosta� co� w zamian, prawda? Dlatego... � Tak, tak. � Zinder by� bliski p�aczu. � Zamelduj, �e tw�j projekt okaza� si� fiaskiem i zamknij go � podda� Trelig. � Za�atwi� przeniesienie tego... Obie, jak go chyba nazywacie... na moj� planetoid� Nowe Pompeje, tam zaprojektujesz i b�dziesz kierowa� budow� znacznie wi�kszego modelu ni� ten, kt�ry masz tutaj, tak wielkiego, by swoim zasi�giem m�g� obj��... no, powiedzmy ca�� planet�. Zinder by� przera�ony. � O m�j Bo�e! Nie! Ci ludzie! Nie mog�! Na twarzy Treliga pojawi� si� ob�udny u�mieszek. � Nie musisz od razu podejmowa� decyzji. B�dziesz mia� tyle czasu, ile zechcesz. � Podni�s� si�, wyg�adzaj�c fa�dy swych bia�ych, anielskich szat. � Pami�taj tylko, co si� dzieje z Nikki ka�dego dnia. Mniejsza ju� o b�l, ale post�puje przecie� degradacja umys�owa. Miej to na wzgl�dzie, podejmuj�c decyzj�. Z ka�d� stracon� sekund� b�l narasta, z ka�d� sekund� obumiera jaka� cz�stka jej m�zgu. � Ty sukinsynu � wydysza� Zinder w�ciek�y. � I tak rozpoczn� poszukiwania � powiedzia� uczonemu jego ros�y go��. � Oczywi�cie nie pe�n� par�. Tak po prostu z pobudek humanitarnych. Mo�e mi to zabra� �adnych par� dni. Mo�e tygodni. Je�eli si� zdecydujesz, zadzwo� po prostu do mnie do biura, a wtedy skieruj� do tego wszystkie si�y. Do widzenia, doktorze Zinder. Trelig powoli podszed� do drzwi i wyszed�. Zinder sta� tam, oniemia�y, ze wzrokiem wbitym w drzwi, kt�re si� zamkn�y za go�ciem, a potem opad� na fotel. My�la� przez chwil�, by wezwa� Policj� Mi�dzysystemow�, ale zmieni� zdanie. Nikki jest na pewno dobrze ukryta, nie bardzo sobie wyobra�a�, jak mo�na oskar�y� wiceprzewodnicz�cego Rady o to, �e jest handlarzem g�bki i porywaczem, nie maj�c najmniejszego dowodu. Zinder by� pewny, �e polityk ma �elazne alibi na ostatni� noc. Oczywi�cie otworz� �ledztwo, kt�re potrwa wiele dni, mo�e tygodni, a tymczasem biedna Nikki... Oczywi�cie, pozwol� jej zgni�. Pozwol� jej zgni� przez pi��, sze�� dni. I co potem? Przyg�up, szoruj�cy z pie�ni� na ustach ich pod�ogi, albo by� mo�e zabawka, rzucona ludziom Treliga, kt�rzy b�d� si� nad ni� pastwi� i wykorzystywa� seksualnie. Tej my�li nie m�g� znie��. M�g�by si� pewnie pogodzi� z jej �mierci�, ale nie z tym. Z tym nie. Szumia�o mu w g�owie. P�niej co� si� wymy�li. Je�eli b�dzie m�g� j� odzyska� na czas, mo�e Obie j� wyleczy. A urz�dzenie, kt�re zbudowa�, na pewno mo�e by� broni� obosieczn�. Zm�czony, pokonany cz�owiek westchn�� i w��czy� po��czenie z biurem ��cznikowym Treliga na Makewa. Wiedzia� dobrze, �e tamten czeka na rozmow�. Na odpowied�, kt�ra nieuchronnie musia�a nadej��. By�a to pora�ka, ci�ka, prawda � pomy�la� � ale nie kl�ska. Jeszcze nie. Nowe Pompeje, asteroid obiegaj�cy niezamieszkany system gwiazdy Asta Nowe Pompeje by�y du�ym asteroidem, o obwodzie wzd�u� r�wnika nieco wi�kszym ni� cztery tysi�ce kilometr�w. By� jednym z tych niewielu okruch�w materii kr���cych w systemach s�onecznych, kt�re zas�ugiwa�y na miano planetoidy. Jego kszta�t by� bardziej regularny ni� wi�kszo�ci planet, a jego j�dro by�o zbudowane z materii szczeg�lnie g�stej. Powodowa�o to si�� ci��enia siedmiokrotnie przewy�szaj�c� przyci�ganie ziemskie, r�wnowa�on� pot�n� si�� od�rodkow�. Mo�na si� by�o do tego bez trudu przyzwyczai�, ludzie si� poruszali szybciej i czuli si� znakomicie. Tym lepiej zreszt�, poniewa� by� to rz�dowy o�rodek wypoczynkowy. Orbita planetoidy by�a wzgl�dnie stabilna, raczej ko�owa ni� eliptyczna. Ci�g�e zmiany dzie�-noc by�y trudne do zniesienia. Na standardowe dla Rady 25 godzin przypada�y 32 wschody i zachody s�o�ca. Trudno si� to dawa�o pogodzi� z rytmem zegara biologicznego ludzi. T� niewygod� cz�ciowo rekompensowa� fakt, i� po�ow� ca�ej planety obejmowa�a wielka kopu�a wykonana z bardzo cienkiego i lekkiego syntetyku. Ta ba�ka dobrze odbija�a �wiat�o, wi�c po prostu wydawa�a si� na przemian ciemniejsza i ja�niejsza. Przypomina�o to dzie� ze zmiennym zachmurzeniem na kt�rym� ze znacznie przyjemniejszych i bardziej naturalnych �wiat�w. Pomi�dzy dwiema warstwami materia�u tworz�cego kopu�� umieszczono cie�sz� ni� milimetr warstw� przypominaj�c� p�p�ynn� gaz� o drobniutkich oczkach. Uszczelnia�a ona natychmiast wszelkie przebicia. W razie potrzeby nawet wi�ksze dziury mog�y by� zasklepione przynajmniej na tak d�ugo, by nad ludzkimi domostwami mo�na by�o uruchomi� zabezpieczaj�ce kopu�y. Spr�one powietrze, wspomagane rosn�c� wsz�dzie ro�linno�ci�, utrzymywa�o stabilne warunki �rodowiska. Teoretycznie by�o to miejsce, w kt�rym liderzy partyjni Nowej Perspektywy mogli si� troch� odpr�y� po codziennych trudach. Faktycznie jednak o istnieniu o�rodka wiedzia�o tylko kilka os�b, kt�re ��czy�a absolutna lojalno�� wobec Antora Treliga. By� on przecie�, poza wszystkimi innymi funkcjami, r�wnie� przyw�dc� partii. Bez zezwolenia Antora Treliga i jego ludzi nikt nie m�g� si� zbli�y� na odleg�o�� mniejsz� ni� rok �wietlny, chyba �e chcia� by� natychmiast rozerwany pociskami, kierowanymi komputerowymi systemami bojowymi, kt�re rozmieszczono na pobliskich okruchach kosmicznej materii i specjalnych statkach. R�wnie� w kategoriach politycznych by�a to twierdza nie do zdobycia. Aby pogwa�ci� suwerenno�� i immunitet dyplomatyczny Treliga, trzeba by�o zapewni� sobie poparcie wi�kszo�ci Rady dla takiego kroku. Tak si� jednak sk�ada�o, �e to w�a�nie Trelig kontrolowa� najwi�kszy blok g�os�w. Nikki, przywieziona na Nowe Pompeje, nie zwraca�a w�a�ciwie uwagi na otoczenie. My�la�a tylko o Benie, o tym, �e obieca� po ni� przyjecha�. Umie�cili j� w wygodnym pokoju. Spokojni, pozbawieni wyrazu ludzie � stanowi�cy s�u�b� � przynosili jedzenie i wynosili naczynia. Le�a�a tam ca�y dzie�, obejmuj�c poduszki i wyobra�aj�c sobie, �e to jej ukochany. Znalaz�a kredki i papier, kt�ry zape�ni�a jego niezliczonymi podobiznami; jej idol s�abo wprawdzie przypomina� Bena, promienia� za to anielsk� dobroci� i pot�g� supermena. Postanowi�a troch� si� dla niego odchudzi�, ale roz��ka oraz obfito�� i rozmaito�� podaw