7243

Szczegóły
Tytuł 7243
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7243 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7243 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7243 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stanis�aw Lem Doktor Diagoras Nie mog�em uczestniczy� w XVIII Mi�dzynarodowym Kongresie Cybernetycznym, ale stara�em si� �ledzi� jego przebieg w gazetach. Nie by�o to �atwe, reporterzy maj� bowiem szczeg�lny dar przekr�cania danych naukowych. Im jednak tylko zawdzi�czam poznanie doktora Diagorasa, z wyst�pienia bowiem jego uczynili sensacj� sezonu og�rkowego. Gdybym mia� w owym czasie do dyspozycji pisma fachowe, nawet nie dowiedzia�bym si� o istnieniu tego osobliwego cz�owieka, wymieniono go bowiem tylko na li�cie uczestnik�w, ale tre�� jego wyk�adu pomini�to. Z gazet dowiedzia�em si�, �e wyst�pienie jego by�o haniebne, �e gdyby nie dyplomatyczna roztropno�� prezydium, dosz�oby do skandalu, ten nie znany bowiem nikomu samozwa�czy reformator nauki obrzuci� najznakomitsze autorytety, obecne na sali, wyzwiskami, a kiedy odebrano mu g�os, rozbi� lask� mikrofon. Epitety, jakimi pocz�stowa� luminarzy nauki, przekaza�a prasa niemal w ca�o�ci, natomiast o co temu cz�owiekowi w�a�ciwie sz�o, przemilczano tak dok�adnie, �e wzbudzi�o to moj� ciekawo��. Wr�ciwszy do domu, zacz��em szuka� �lad�w doktora Diagorasa, ale ani w rocznikach �Problem�w Cybernetycznych�, ani w wielkim wydaniu najnowszym �Who is who� nie znalaz�em jego nazwiska. Zatelefonowa�em wi�c do profesora Corcorana; o�wiadczy�, �e nie zna adresu �tego pomyle�ca�, a gdyby go nawet zna�, tak�e by mi go nie poda�. Tego tylko brakowa�o, bym zaj�� si� Diagorasem na dobre. Umie�ci�em w prasie szereg og�osze�, kt�re nad m�j podziw rych�o poskutkowa�y. Dosta�em list, suchy i zwi�z�y, pisany w tonie raczej nieprzyjaznym; niemniej tajemniczy doktor godzi� si� przyj�� mnie �w swej posiad�o�ci� na Krecie. Jak powiedzia�a mi mapa, posiad�o�� ow� dzieli�o zaledwie sze��dziesi�t mil od miejsca, w kt�rym �y� legendarny Minotaur. Cybernetyk z w�asn� posiad�o�ci� na Krecie, trawi�cy samotnie czas na zagadkowych pracach! Tego samego dnia po po�udniu lecia�em do Aten. Po��czenia lotniczego dalej nie by�o, ale dosta�em si� na statek, kt�ry rankiem przybi� do wyspy. Wynaj�tym autem dojecha�em do rozwidlenia dr�g; droga by�a kiepska, upa�; okoliczne wzg�rza mia�y barw� wypalonej miedzi, samoch�d, moj� walizk�, ubranie, twarz wreszcie pokrywa� kurz. Na przestrzeni ostatnich kilometr�w nie spotka�em �ywego ducha i nie by�o kogo pyta� o dalsz� drog�. Diagoras napisa� w li�cie, bym zatrzyma� si� przy trzydziestym kamieniu milowym, bo dalej nie przejad�; postawi�em wi�c auto w lichym cieniu pinii i wzi��em si� do penetrowania nieprzejrzystego otoczenia. Teren porasta�a typowa �r�dziemnomorska ro�linno��, tak niewdzi�czna przy bli�szym z ni� zetkni�ciu: mowy nie ma o tym, aby zboczy� z jakiej� �cie�ki, bo ubranie natychmiast chwytaj� spalone s�o�cem, kolczaste g�szcze. B��dzi�em tak po kamienistych wertepach bez ma�a trzy godziny, oblewaj�c si� potem. Z�o�� mi� bra�a na w�asny nierozs�dek, bo c� mnie w ko�cu obchodzi� �w cz�owiek i jego historia? Wyruszaj�c w drog� oko�o po�udnia, wi�c w najwi�kszym upale, nie zjad�em obiadu, a teraz g��d ssa� wn�trzno�ci. Wr�ci�em w ko�cu do auta, kt�re wysun�o si� ju� z w�skiej smugi cienia i jego sk�rzane poduszki pra�y�y jak piec, a ca�e wn�trze przenika� wywo�uj�cy md�o�ci zapach benzyny i rozgrzanego lakieru. Nagle spoza zakr�tu wy�oni�a si� samotna owca, podesz�a do mnie, zabecza�a g�osem, przypominaj�cym ludzki, i podrepta�a w bok; gdy znika�a mi z oczu, dostrzeg�em w�sk� �cie�k�, kt�r� pi�a si� po stoku. Oczekiwa�em jakiego� pasterza, ale owca znik�a i nikt si� nie ukaza�. Cho� nie by� to szczeg�lnie godny zaufania przewodnik, wysiad�em powt�rnie z auta i j��em przedziera� si� przez g�stwin�. Niebawem droga sta�a si� wygodniejsza. Zmierzcha�o ju�, kiedy za ma�ym cytrynowym zagajnikiem zarysowa�y si� kontury sporego budynku. Zaro�la ust�pi�y trawie tak suchej, �e pod stopami szele�ci�a jak spalony papier. Dom, bezkszta�tny, ciemny, wyj�tkowo brzydki, z resztkami sp�kanego portalu, otacza�a w wielkim promieniu wysoka siatka druciana. S�o�ce zachodzi�o, a ja wci�� jeszcze nie mog�em znale�� wej�cia; zacz��em g�o�no wo�a�, ale bez skutku � wszystkie okna by�y na g�ucho zamkni�te okiennicami, i traci�em ju� nadziej� �e w �rodku kto� jest, kiedy brama otwar�a si� i ukaza� si� w niej cz�owiek. Gestem wskaza�, w kt�r� mam i�� stron�, furtka znajdowa�a si� w takim g�szczu, �e nie domy�li�bym si� nigdy jej istnienia. Os�aniaj�c twarz przed kol�cymi ga��ziami, dobrn��em do niej; by�a ju� otwarta z klucza. Cz�owiek, kt�ry j� otworzy�, wygl�da� na jakiego� montera czy rze�nika. By� to brzuchacz o kr�tkiej szyi, w przepoconej mycce na �ysej g�owie, bez surduta, gdy� na koszuli z podwini�tymi r�kawami mia� d�ugi, ceratowy fartuch. � Przepraszam � czy tu mieszka doktor Diagoras? � spyta�em. Podni�s� na mnie sw� pozbawion� wyrazu twarz, jakby zbyt wielk�, niekszta�tn�, z obwis�ymi policzkami. Mog�a to by� twarz rze�nika. Ale oczy w niej by�y jasne i ostre jak n�; nie odezwa� si� ani s�owem, popatrzy� tylko na mnie i poj��em, �e to w�a�nie on. � Przepraszam � powt�rzy�em � doktor Diagoras, prawda? Poda� mi r�k�, ma�� i mi�kk� jak u kobiety, kt�ra u�cisn�a moj� z nadspodziewan� si��. Poruszy� sk�r� g�owy, przy czym mycka przesun�a mu si� na potylic�, wsadzi� obie r�ce do kieszeni fartucha i spyta� z odcieniem oboj�tnej wzgardliwo�ci: � Czego pan w�a�ciwie chce ode mnie? � Niczego � odpar�em natychmiast. Wybra�em si� w t� podr� bez namys�u, przygotowany by�em na niejedno; chcia�em pozna� tego nietuzinkowego cz�owieka, ale nie godzi�em si� na to, by mnie obra�a�. Uk�ada�em ju� sobie w g�owie plan powrotu, a on patrzy� na mnie, patrzy�, a� rzek�: � Chyba �e tak. Prosz� za mn�... By� ju� wiecz�r. Poprowadzi� mnie ku temu ponuremu domostwu, wszed� w mroczn� sie�, a kiedy wst�pi�em tam za nim, rozleg�o si� kamienne echo, jakby�my si� znale�li we wn�trzu ko�cielnej nawy. Gospodarz odnajdywa� w tej ciemno�ci drog� z najwi�ksz� �atwo�ci�; nie ostrzeg� mnie nawet przed stopniem schod�w, tak �e potkn��em si� i kln�c w my�li, szed�em na g�r�, gdzie m�y� s�aby poblask uchylonych drzwi. Weszli�my do pokoju o jednym tylko, zas�oni�tym oknie. Kszta�t tego pomieszczenia, nade wszystko za� nadzwyczaj wysoki, �ukowy strop, nasuwa� my�l o wn�trzu baszty raczej ani�eli domu mieszkalnym. Zastawia�y go ogromne, czarne sprz�ty o o�lep�ej ze staro�ci politurze, krzes�a o powykr�canych rze�bami, niewygodnych oparciach, na �cianach wisia�y owalne miniatury, w k�cie za� sta� zegar, istna forteca o cyferblacie z polerowanej miedzi i wahadle rozmiar�w tarczy helle�skiej. W pokoju by�o do�� ciemno � blask �ar�wek, ukrytych wewn�trz skomplikowanej lampy, os�oni�tej zapr�szonymi aba�urami, o�wietla� jako tako tylko kwadratowy st�. Mroczne �ciany o brudnorudawych obiciach spija�y �wiat�o, �e wszystkie k�ty by�y czarne. Diagoras sta� przy stole, z r�kami w kieszeniach fartucha; wygl�da�o na to, �e na co� czekamy. Postawi�em walizk� na pod�odze, gdy wielki zegar zacz�� wydzwania� godzin�. D�wi�kiem czystym, silnym wybi� �sm�; potem co� w nim zachrobota�o i rozleg� si� nagle starczy, krzepki g�os: � Diagoras! Ty �ajdaku. Gdzie jeste�! Jak �miesz ze mn� tak post�powa�! Odezwij si�! S�yszysz!? Na Boga! Diagoras... wszystko ma swoje granice! � W s�owach tych drga�a zarazem w�ciek�o�� i rozpacz. Nie to mi� jednak najbardziej zdumia�o. Pozna�em �w g�os: nale�a� do profesora Corcorana. � Je�eli si� nie odezwiesz... � pada�y gro��ce s�owa, gdy wtem powt�rnie zachrz�ci� zegarowy mechanizm i wszystko umilk�o. � C� to... � powiedzia�em � wprawi� pan gramofon w to czcigodne pud�o? Czy nie szkoda czasu na takie zabawki? Powiedzia�em tak umy�lnie, bo chcia�em go dotkn��. Ale Diagoras, jakby nie s�ysz�c, poci�gn�� za sznurek i zn�w ten sam chrapliwy g�os wype�ni� pok�j: � Diagoras, po�a�ujesz tego... mo�esz by� pewien! Wszystko, czego dozna�e�, nie usprawiedliwia zniewagi, jak� mi wyrz�dzasz! My�lisz, �e poni�� si� do pr�b...? � Ju� to zrobi�e� � rzuci� od niechcenia tamten. � K�amiesz! Jeste� �otrem, po trzykro� �otrem, niegodnym miana uczonego! �wiat dowie si� o twojej... Z�bate k�ka obr�ci�y si� kilka razy i zn�w zapanowa�a cisza. � Gramofon...? � z sobie tylko zrozumia�ym przek�sem powiedzia� Diagoras. � Gramofon, co...? Nie, m�j panie. W kurancie jest profesor Corcoran in persona, a raczej in spiritu suo, �eby tak rzec. Uwieczni�em go, dla kaprysu, ale c� w tym z�ego? � Jak to rozumie�... ? � wybe�kota�em. Grubas namy�la� si�, czy wart jestem odpowiedzi. � Dos�ownie � rzek� wreszcie � zakomponowa�em wszystkie cechy jego osobowo�ci... wmodelowa�em je w odpowiedni uk�ad, zminiaturyzowa�em elektronicznie jego dusz� i tak powsta� wiemy portret znamienitej owej persony.. . usadowiony w tym zegarze... � Powiada pan, �e to nie jest tylko utrwalony g�os? Wzruszy� ramionami. � Prosz� samemu spr�bowa�. Mo�na wda� si� z nim w pogaw�dk�, chocia� nie cieszy si� najlepszym usposobieniem, co jednak, w tych okoliczno�ciach, do�� zrozumia�e... Chce pan z nim m�wi�? � wskaza� mi sznurek kuranta � prosz�... � Nie � odpar�em. Co to w�a�ciwie by�o? Szale�stwo? Dziwaczny, makabryczny �art? Zemsta? � Ale prawdziwy Corcoran jest w tej chwili w swoim laboratorium, w Europie... � dorzuci�em. � Istotnie. To tylko jego portret duchowy. Ale portret doskonale wierny, nie ust�puj�cy w niczym orygina�owi... � Po co pan to zrobi�?... � By�o mi to potrzebne. Musia�em kiedy� wymodelowa� m�zg ludzki; by� to wst�p do innego, trudniejszego problemu. Osoba nie mia�a tu znaczenia; Corcorana wybra�em... bo ja wiem... dlatego, �e tak mi si� spodoba�o. On sam stworzy� tyle my�l�cych skrzy� � pomy�la�em, �e by�oby zabawne zamkn�� go w jednej z nich, zw�aszcza w roli pozytywki. � Czy on wie... ? � rzuci�em szybko, kiedy odwraca� si� ju� ku drzwiom. � Owszem � odpar� oboj�tnym tonem. � Umo�liwi�em mu nawet rozmow�... z sob� samym � telefoniczn�, rozumie si�. Ale mniejsza o to; nie chcia�em popisywa� si� przed panem; to zbieg okoliczno�ci, �e w�a�nie bi�a �sma, kiedy pan przyszed�... Z bardzo mieszanymi uczuciami pod��y�em za nim przez korytarz, w kt�rym, okryte paj�czynami i mrokiem, stercza�y pod �cianami jakie� metalowe szkielety, przypominaj�ce ko��ce prehistorycznych p�az�w czy raczej ich szcz�tki wykopaliskowe. Korytarz ko�czy� si� drzwiami, za kt�rymi panowa�a ciemno��. Us�ysza�em trzask przekr�canego kontaktu. Stali�my na kamiennych, kr�tych schodach. Diagoras poszed� pierwszy, jego rozp�aszczony, kaczkowaty cie� porusza� si� po murze spojonym z bry� kamiennych. Zatrzymali�my si� u metalowych drzwi, otworzy� je z klucza. W twarz buchn�o mi zasta�e, nagrzane powietrze. Zap�on�o �wiat�o. Nie byli�my � jak si� tego spodziewa�em � w laboratorium. Je�li owo d�ugie, z przej�ciem po�rodku, pomieszczenie przypomina�o cokolwiek, to chyba mena�eri� w�drownego cyrku. Po obu stronach sta�y klatki. Szed�em za Diagorasem, kt�ry, z pasami fartucha krzy�uj�cymi si� na plecach, w przepoconej koszuli, wygl�da� jak jaki� dozorca zwierz�t. Klatki zamyka�a od naszej strony druciana siatka. W ciemnych boksach majaczy�y za ni� niewyra�ne kszta�ty � jakich� maszyn? pras? � w ka�dym razie �adnych �ywych stworze�. A jednak wci�gn��em odruchowo powietrze, jakbym oczekiwa� charakterystycznego sw�du dzikich zwierz�t. W powietrzu wisia�a jednak tylko wo� chemikali�w, rozgrzanego oleju i gumy. Na dalszych boksach siatka by�a tak g�sta, �e mimo woli pomy�la�em o ptakach � bo jakim innym stworzeniom trzeba zamyka� drog� tak szczelnie? W nast�pnych klatkach siatk� z drut�w zast�pi�a krata. Zupe�nie jak w zoologicznym ogrodzie, gdy od ptak�w i ma�p przechodzi si� do klatek zamykaj�cych wilki i wielkie drapie�c�. Ostatni przedzia� opatrzony by� krat� podw�jn�. Zewn�trzn� oddziela�a od wewn�trznej przestrze� chyba p�metrowa. Takie kraty spotyka si� u zwierz�t szczeg�lnie z�o�liwych, aby nieopatrznemu uniemo�liwi� zbyt bliskie S�siedztwo z potworem, kt�ry mo�e znienacka zrani� lub oskalpowa�, Diagoras przystan��, zbli�y� twarz do kraty i zapuka� w ni� trzymanym kluczem. Zajrza�em do �rodka. Co� spoczywa�o w odleg�ym k�cie, ale mrok nie pozwoli� rozr�ni� zarys�w ciemnej masy. Nagle ta bry�a nieforemna buchn�a ku nam, nie zd��y�em nawet cofn�� g�owy. Krata zagrzmia�a jak uderzona m�otem. Odskoczy�em odruchowo. Diagoras ani si� ruszy�. Na wprost jego spokojnej twarzy wisia�, w niewiadomy spos�b uczepiony krat, stw�r, ca�ym sob� odbijaj�cy �wiat�o, kt�re rozp�ywa�o si� jak oliwa po jego powierzchni. By�o to jakby skrzy�owanie owadziego odw�oku z czaszk�; czerep ten, niewypowiedzianie ohydny, a zarazem ludzki, pozbawiony mimiki, bo metalowy, zdawa� si� patrze� w Diagorasa ca�ym sob�, w spos�b tak zach�anny, �e ciarki mnie przesz�y. Krata, do kt�rej przywar�, zamaza�a si� odrobin� w rysunku, zdradzaj�c si��, z jak� napiera� na sztaby. Diagoras, ca�kiem wida� pewny ich wytrzyma�o�ci, patrzy� na ten niezrozumia�y tw�r tak, jak patrzy chyba ogrodnik czy rozmi�owany w swym zawodzie hodowca na szczeg�lnie udany owoc krzy��wki. Stalowa bry�a osun�a si� z przera�liwym zgrzytem po kracie i znieruchomia�a, a wtedy klatka zn�w sta�a si� jakby pusta. Diagoras bez jednego s�owa poszed� dalej, a ja za nim, oszo�omiony, cho� zaczyna�em ju� pojmowa�, a w�a�ciwie buntowa�em si� przeciw wyja�nieniu, jakie podsuwa�a mi wyobra�nia, by�o bowiem zbyt przewrotne. Nie da� mi jednak czasu do rozmy�lania. Stan��. � Nie � powiedzia� cicho i mi�kko � pan si� myli, Tichy, ja nie buduj� ich dla przyjemno�ci i nie jestem te� spragniony ich nienawi�ci, nie dbam o uczucia moich dzieci�tek... to by�y po prostu etapy do�wiadcze�, etapy konieczne. Bez wyk�adu nie obejdzie si�, ale dla zwi�z�o�ci zaczn� od �rodka... Pan wie, czego ��daj� konstruktorzy od swoich p�od�w cybernetycznych? Nie daj�c mi pauzy na namys�, sam odpowiedzia�. � Pos�usze�stwa. Nawet o tym nie m�wi�, a niekt�rzy bodaj i nie wiedz�, bo to jest za�o�enie przyj�te milcz�co. Fatalny b��d! Buduj� maszyn� i wprowadzaj� w ni� program, kt�ry ona musi wykona�, czy b�dzie to zadanie matematyczne, czy seria kontrolnych dzia�a�, na przyk�ad w fabryce automatycznej... Fatalny b��d, powiadam, bo dla dora�nych rezultat�w zamykaj� drog� wszelkiej spontaniczno�ci w�asnych dzie�... Niech�e pan zrozumie, Tichy, pos�usze�stwo m�ota, tokarni, maszyny elektronowej jest w gruncie rzeczy takie samo... a nam nie o to przecie� chodzi�o! R�nice, jakie tu zachodz�, s� tylko ilo�ciowe � ciosami m�ota kieruje pan bezpo�rednio, elektronow� maszyn� tylko programuje i nie zna ju� drogi, kt�r� ona dochodzi do rozwi�zania tak dok�adnie, jak zna pan drog� narz�dzia prymitywnego, ale cybernetycy obiecywali przecie� my�l, to znaczy autonomiczno��, a wi�c wzgl�dn� niezawis�o�� budowanych uk�ad�w od cz�owieka! Najlepiej u�o�ony pies mo�e nie pos�ucha� pana, ale nikt nie powie wtedy, �e to pies �popsuty�, podczas kiedy tak w�a�nie nazwie si� dzia�aj�c� wbrew programowi � niepos�uszn� maszyn�... Ale co tam pies! System nerwowy byle �uczka nie wi�kszego od szpilki wykazuje spontaniczno��, ba, nawet ameba ma swoje kaprysy, swoje nieobliczalno�ci! Bez takiej nieobliczalno�ci nie ma cybernetyki. Zrozumienie tej prostej sprawy jest w�a�ciwie wszystkim. Ca�a reszta � obwi�d� gestem swej ma�ej r�ki milcz�c� hal�, szeregi krat, za kt�rymi trwa�a nieruchoma ciemno�� � ca�a reszta jest tylko konsekwencj�... � Nie wiem, na ile zna pan prace Corcorana � zacz��em i urwa�em: przypomnia� mi si� �kurant�. � Daj�e mi pan z nim spok�j! � �achn�� si� i wbi�, w�a�ciwym sobie ruchem, obie pi�ci w kieszenie fartucha. � Corcoran, m�j panie, dokona� zwyk�ego nadu�ycia. On chcia� filozofowa�, do znaczy by� Bogiem, bo c� innego oznacza w ko�cu filozofia, je�li nie ch�� zrozumienia wszystkiego w stopniu wi�kszym, ani�eli umo�liwia to nauka! Filozofia chce odpowiedzie� na wszystkie pytania, w�a�nie jak jaki� B�g. Corcoran usi�owa� nim zosta�, cybernetyka by�a mu jedynie narz�dziem, �rodkiem do osi�gni�cia celu. Ja chc� by� tylko cz�owiekiem, Tichy. Niczym wi�cej. Ale w�a�nie dlatego zaszed�em dalej ni� Corcoran, bo on, d���c do tego, na czym mu zale�a�o, natychmiast ograniczy� si�: wymodelowa� w swoich maszynach niby ludzki �wiat, stworzy� zr�czn� imitacj�, nic wi�cej. Ja, gdyby mi na tym zale�a�o, m�g�bym stwarza� dowolne �wiaty... bo c� mi po plagiatach...? � i mo�e kiedy� to zrobi�, ale na razie mam inne problemy. Pan s�ysza� o moim awantumictwie? Niech pan nie odpowiada, wiem, �e tak. Ta idiotyczna fama tu pana �ci�gn�a. To bzdura, Tichy. Zirytowa�a mnie po prostu �lepota tych ludzi. Ale�, panowie, powiedzia�em im, je�eli przedstawiam wam maszyn�, kt�ra wyci�ga pierwiastki z liczb parzystych, a z nieparzystych wyci�ga� ich nie chce, nie jest to �aden defekt, u licha, ale przeciwnie, wspania�e osi�gni�cie! Ta maszyna posiada idiosynkrazje, gusta, wykazuje ju� zatem co� jakby zacz�tek samochcenia, ona ma swoje widzimisi�, zal��ek post�powania spontanicznego, a wy m�wicie, �e trzeba j� przekonstruowa�! Owszem, trzeba, ale tak, by t� jej krn�brno�� zwi�kszy� jeszcze... Tymczasem, c�? Nie mo�na rozmawia� z lud�mi, kt�rzy nie daj� do siebie dost�pu oczywisto�ciom... Amerykanie buduj� perceptron, Tichy � im si� zdaje, �e to jest droga do zbudowania maszyny inteligentnej. To droga do zbudowania elektrycznego niewolnika, m�j panie. Ja postawi�em na suwerenno��, na samodzielno�� moich konstrukcji. Oczywi�cie, nie posz�o mi jak z p�atka � przyznaj�, �e by�em zrazu zaskoczony, nawet jaki� czas w�tpi�em, czy mam racj�. To by�o wtedy... Podwin�� r�kaw koszuli: powy�ej bicepsu mia� bia�aw�, otoczon� r�owym obwarowaniem blizn�, wielk� jak d�o�. � Pierwsze objawy spontaniczno�ci nie by�y szczeg�lnie sympatyczne. Nie wynik�y z dzia�alno�ci rozumnej. Nie mo�na od razu zbudowa� rozumnej maszyny. To tak, jakby kto� chcia� w staro�ytnej Grecji od budowania kwadryg od razu przej�� do odrzutowc�w. Nie mo�na przeskakiwa� etap�w ewolucji � nawet je�li to jest, zapocz�tkowana przez nas, ewolucja cybernetyczna. Ten m�j pierwszy pupil � po�o�y� r�k� na okaleczonym ramieniu � mia� mniej �rozumu� od byle �uczka. Ale wykazywa� ju� spontaniczno�� � i to jak�! � Zaraz � powiedzia�em. � M�wi pan dziwne rzeczy. Przecie� pan ju� podobno zbudowa� maszyn� rozumn�, czy nie tak? Tkwi w tym zegarze. � To w�a�nie nazywam plagiatowaniem! � odpar� gwa�townie. � Powsta� nowy mit, Tichy, mit zbudowania �homunculusa�. Dlaczego w�a�ciwie mieliby�my budowa� ludzi z tranzystor�w i szk�a? Mo�e pan mi to wyja�ni? Czy stos atomowy jest syntetyczn� gwiazd�? Dynamomaszyna � sztuczn� burz�? Dlaczego rozumna ma by� �syntetycznym m�zgiem�, stworzonym na obraz i podobie�stwo ludzkiego? Po co to? �eby do tych trzech miliard�w istot bia�kowych do��czy� jeszcze jedn�, ale zbudowan� z plastyk�w i miedzi? To dobre jako sztuczka cyrkowa, ale nie jako dzie�o cybernetyki... � A wi�c co pan w�a�ciwie chce zbudowa�? U�miechn�� si� niespodziewanie � jego twarz sta�a si� w zdumiewaj�cy spos�b podobna do twarzy przekornego dziecka. � Tichy... teraz na pewno ju� we�mie mnie pan za wariata: ja nie wiem, czego chc�! � Nie rozumiem... � W ka�dym razie wiem, czego nie chc�. Nie chc� powt�rzy� m�zgu ludzkiego. Natura, Przyroda, mia�a swoje powody, dla kt�rych go skonstruowa�a. Biologiczne, adaptacyjne, przystosowawcze i tam dalej. Konstruowa�a w oceanie i w ga��ziach, po kt�rych �azi�y ma�poludy, pomi�dzy k�ami, pazurami i krwi�, mi�dzy �o��dkiem a rozrodem. Ale co mnie to wszystko razem obchodzi jako KONSTRUKTORA?! No tak, teraz ju� pan wie, z kim rzecz. Ale ja wcale nie pogardzam m�zgiem ludzkim, Tichy, jak mi zarzuca� ten stary osio�, Barness. Badanie go jest nad wyraz wa�ne, niezmiernie donios�e, a je�li kto� chce, mog� natychmiast z�o�y� najni�sze uszanowanie temu wspania�emu tworowi przyrody! Profesor naprawd� si� uk�oni�. � Czy z tego wynika jednak, �e musz� go na�ladowa�? Oni wszyscy, biedacy, pewni s�, �e tak! Prosz� sobie wyobrazi� takie towarzystwo neandertalczyk�w: maj� swoj� jaskini�, nic innego nie jest im potrzebne! Nie chc� nawet spr�bowa� poznania dom�w ani ko�cio��w, ani amfiteatr�w, ani �adnych budowli, bo maj� jaskini� i b�d� sobie wyd�ubywali takie same jaskinie, po wiek wiek�w! � No, dobrze... ale do czego� musi pan przecie� zmierza�. W jakim� konkretnym kierunku. A zatem spodziewa si� pan czego�. Czego? Skonstruowania istoty genialnej... ? Diagoras patrza� na mnie z przekrzywion� g�ow�, a jego ma�e oczka sta�y si� nagle jakby po ch�opsku drwi�ce. � Jakbym ich s�ysza�... � rzek� wreszcie cicho. � Czego on chce? Zbudowa� geniusza? Supermana? O�le jeden, czy je�li nie chc� sadzi� papier�wek, z tego wynika, �e jestem skazany na renety!? Czy istniej� tylko ma�e jab�ka i du�e jab�ka, czy te� mo�e jest olbrzymia klasa owoc�w, co!? Spo�r�d niewyobra�alnej liczby uk�ad�w MO�LIWYCH Przyroda zbudowa�a w�a�nie jeden � zrealizowa�a go w nas. Czy mo�e, pomy�lisz, dlatego �e by� najdoskonalszy? Ale od kiedy� to Przyroda d��y do jakiej� plato�skiej doskona�o�ci? Zbudowa�a to, co mog�a zbudowa�, i kwita. Droga nie prowadzi ani przez budowanie Eniak�w � czy innych maszyn licz�cych � ani przez na�ladownictwo m�zgu. Od Eniak�w mo�na doj�� tylko do innych, jeszcze szybciej licz�cych kretyn�w matematycznych. Co do plagiat�w m�zgu, mo�na je produkowa�, ale to nie jest najwa�niejsze. Bardzo prosz�, niech�e pan zapomni wszystko, co s�ysza� o cybernetyce. Ja, moje �kybemoidea� nie mamy z ni� nic wsp�lnego, poza wsp�lnym pocz�tkiem, ale to ju� stare dzieje. Tym bardziej �e ten etap � zn�w wskaza� ca��, w martwym bezruchu trwaj�c� hal� � mam ju� poza sob�, a te pokraki trzymam... bo ja wiem... przez oboj�tno�� albo, je�li pan woli, z sentymentu... � To pan jest wyj�tkowo sentymentalny � mrukn��em, spogl�daj�c mimo woli na jego rami�, os�oni�te koszul�. � Mo�liwe. Je�li chce pan zobaczy� jeszcze jeden z zamkni�tych ju� rozdzia��w mojej pracy, prosz� za mn�... Po w�dr�wce kr�tymi, kamiennymi schodami, min�wszy parter, zeszli�my do piwnic. Po�r�d grubych beton�w, pod niskimi stropami, p�on�y lampy w drucianych ko�pakach. Diagoras otworzy� ci�kie stalowe drzwi. Znale�li�my si� w kwadratowym pomieszczeniu pozbawionym okien. Po�rodku cementowej pod�ogi, opadaj�cej jak ku studzience kana�owej, widnia�a okr�g�a, �eliwna klapa, zamkni�ta na k��dk�. Takie zamkni�cie kana�u zdziwi�o mnie. Diagoras otworzy� k��dk�, uj�� �elazn� r�koje�� i nie bez wysi�ku, w kt�rym jego grube cia�o skurczy�o si�, d�wign�� ci�kie wieko. Nachyliwszy si� obok niego, spojrza�em w d�. Od spodu otw�r, ocembrowany stal�, zamyka�a gruba p�yta pancernego szk�a. Poprzez t� wielk� soczewk� zobaczy�em wn�trze obszernego bunkra. Na jego dnie w�r�d nieopisanego chaosu bia�ych, metalowych zw�glonych kabli i gruz�w spoczywa�, obsypany bia�aw� m�k� tynku i miazg� szk�a, bezw�adny, czarny ogrom, niczym kad�ub rozp�atanej o�miornicy. Spojrza�em w blisk� twarz Diagorasa: u�miechn�� si�. � To do�wiadczenie mog�o mnie drogo kosztowa� � wyzna�, prostuj�c sw� korpulentn� posta�. � Chcia�em wprowadzi� w nurt ewolucji cybernetycznej zasad�, jakiej biologiczna nie zna�a: zbudowa� organizm obdarzony zdolno�ci� samokomplikacji. To znaczy, je�li zadania, jakie b�dzie sobie stawia� (w my�l moich wytycznych nie wiedzia�em, jakie b�d�), przekrocz� jego mo�liwo�ci, niechaj sam siebie przekonstruuje... Zamkn��em tu, na dole, osiemset elementarnych blok�w elektronicznych, kt�re mog�y si� ��czy� ze sob�, zgodnie z regu�ami permutacji, jak im si� �ywnie podoba�o! � I uda�o si�?... � Zbyt dobrze. Wyst�puj� tu trudno�ci z zaimkami, a wi�c, powiedzmy, ON � wskaza� bezw�adn� maszkar� � postanowi� si� uwolni�. To jest w og�le pierwszy ich impuls, wie pan � zawiesi� g�os, zapatrzony przed siebie �lepo, jakby sam nieco zdziwiony w�asnymi s�owami. � Tego to... w�a�ciwie nie rozumiem, ale ich spontaniczna aktywno�� zawsze zaczyna si� w�a�nie tak � chc� si� wyswobodzi�, wyrwa� z na�o�onych przeze mnie ogranicze�. Nie powiem panu, co by wtedy pocz�y, bo nie pozwoli�em na to... mo�e przesadzaj�c nieco w obawach... Nie doko�czy�. � By�em ostro�ny, tak sobie przynajmniej wyobra�a�em. Ten bunkier... budowniczy, u kt�rego go zam�wi�em, musia� si� porz�dnie dziwi�, ale p�aci�em dobrze, wi�c o nic nie pyta�. P�tora metra �elbetu � poza tym �ciany wy�o�ono stal� pancern� � nie nitowan�, nity zbyt �atwo jest �ci�� � ale spawan� elektrycznie. To �wier� metra najlepszego pancerza, jaki mog�em dosta�, z rozbi�rki starego okr�tu wojennego. Niech no pan sobie obejrzy wszystko dok�adniej... Przykl�k�em na skraju cembrowiny i nachyliwszy si� zobaczy�em �cian� bunkra. P�yty pancerne by�y rozerwane z g�ry do do�u, odgi�te, niczym blachy jakiej� potwornej puszki konserwowej, ziej�c, ukazywa�y mi�dzy poszarpanymi brzegami g��bok� wyrw�, z kt�rej stercza�y druty zbrojenia, jeszcze z okruchami cementu. � To on zrobi�...? � spyta�em, mimo woli zni�aj�c g�os. � Tak. � W jaki spos�b? � Nie wiem. Zbudowa�em go wprawdzie ze stali, ale umy�lnie u�y�em mi�kkiej, nie hartowanej, a poza tym, kiedym go zamyka�, nie by�o w bunkrze �adnych narz�dzi... Mog� si� tylko domy�la�... Sam nie wiem, czy z przezorno�ci � dosy�, �e strop zabezpieczy�em szczeg�lnie dobrze, potr�jnym pancerzem, a to szk�o kosztowa�o mnie maj�tek. Takiego u�ywaj� batyskafy. Nie przebije go nawet pocisk pancerny... dlatego, my�l�, nie zajmowa� si� nim d�ugo. Przypuszczam, �e wyprodukowa� jaki� rodzaj pieca indukcyjnego, w kt�rym hartowa� sobie �eb � a mo�e indukowa� pr�dy w samych p�ytach �ciennych � m�wi� panu, �e nie wiem. Kiedy go obserwowa�em, zachowywa� si� wcale spokojnie: krz�ta� si� tam, ��czy�, penetrowa� pomieszczenie... � Czy m�g� si� pan z nim jako� porozumie�? � Sk�d znowu. Inteligencja, bo ja wiem, na poziomie... jaszczurki. Przynajmniej wyj�ciowa. Do czego doszed�, ju� panu nie powiem, bo wtedy bardziej interesowa�em si� tym, jak go zniszczy�, ani�eli tym, w jaki spos�b zapyta� go o to lub owo. � Co pan zrobi�? � To by�o w nocy. Zbudzi�em si� z uczuciem, �e ca�y dom zaczyna si� wali�. Pancerz rozci�� chyba na gor�co, ale beton musia� ku�. Kiedy tu przybieg�em, do po�owy siedzia� ju� w wy�omie. Najwy�ej za p� godziny dosta�by si� do ziemi pod fundamentami i przepru�by si� przez ni� jak przez mas�o. Musia�em dzia�a� szybko. � Wy��czy� mu pan dop�yw elektryczno�ci? � Od razu. Ale bez rezultatu. � To niemo�liwe! � A jednak. By�em nie do�� ostro�ny. Wiedzia�em, kt�r�dy biegnie kabel zasilaj�cy dom, ale nie przysz�o mi do g�owy, �e g��biej mog� i�� inne kable. By� tam jeszcze jeden: m�j pech. Dosta� si� do niego i uniezale�ni� od moich wy��cznik�w... � Ale� to zak�ada dzia�alno�� rozumn�! � Nic podobnego: zwyk�y tropizm, ale podczas kiedy ro�lina d��y do �wiat�a, a wymoczek do okre�lonej koncentracji jon�w wodorowych, on szuka� elektryczno�ci. Moc, jak� dostarczy� mu kontrolowany przeze mnie kabel, nie wystarcza�a, wi�c zacz�� natychmiast szuka� dodatkowych jej �r�de�. � I co pan zrobi�? � Zrazu chcia�em telefonowa� do elektrowni, a przynajmniej na podstacj� zasilaj�c�, ale zdekonspirowa�bym w ten spos�b moje prace � by� mo�e, utrudni�oby to ich dalszy ci�g. Zastosowa�em p�ynny tlen. Na szcz�cie mia�em go. Poszed� tam ca�y m�j zapas. � Sparali�owa�a go niska temperatura? � Powsta�a nadprzewodliwo��, wi�c nie tyle by� sparali�owany, co straci� koordynacj� ruch�w. Miota� si�... no, powiadam panu, to by�o widowisko! Musia�em si� diablo spieszy�, bo nie wiedzia�em, czy i do takiej k�pieli si� nie zaadaptuje, dlatego nie bawi�em si� w �adne wylewanie tlenu, ale rzuca�em go tam razem z naczyniami Dewara... � W termosach? � Tak, to s� takie wielkie termosy... � A, to z tego tyle szk�a... � W�a�nie. Potrzaska� zreszt� wszystko, ale to wszystko, co by�o w jego zasi�gu. Czysty atak epileptyczny... Trudno uwierzy�, dom jest stary, ma dwa pi�tra, ale trz�s� si�. Czu�em dygotanie pod�ogi... � No dobrze, a potem? � Musia�em go jako� unieszkodliwi�, zanim wzro�nie temperatura. Zej�� nie mog�em, bobym momentalnie zamarz�, �rodk�w wybuchowych te� nie mog�em u�y� � nie chcia�em, w ko�cu, wysadzi� tej mojej cha�upy w powietrze. .. a on szala�, a potem tylko dygota�... Otwar�em wtedy klap� i wpu�ci�em na d� ma�y automat z karborundow� pi�� tarczow�... � Nie zamarz�? � Zamarza� co� osiem razy, wyci�ga�em go wtedy � by� uwi�zany na linie � ale za ka�dym razem wgryza� si� g��biej. W ko�cu zniszczy� go. � Niesamowita historia... � mrukn��em. � Nie. Ewolucja cybernetyczna. No, by� mo�e naprawd� jestem zwolennikiem teatralnych efekt�w i dlatego to panu pokaza�em. Wracamy. Z tymi s�owy Diagoras opu�ci� pancern� klap�. � Jednego nie rozumiem � powiedzia�em. � Po co pan nara�a si� na tego rodzaju niebezpiecze�stwa... ? Chyba pan w nich gustuje, inaczej ... � I ty, Brutusie? � odpar�, przystaj�c na pierwszym stopniu schod�w. � A c� mog�em innego robi�, wed�ug pana? � M�g�by pan po prostu konstruowa� same m�zgi elektryczne, bez ko�czyn, pancerzy, bez efektor�w... By�yby niezdolne do �adnej dzia�alno�ci poza my�low�... � To w�a�nie by�o moim celem. Nie umia�em tego jednak zrealizowa�. �a�cuchy bia�kowe mog� si� ��czy� same, ale tranzystory ani lampy katodowe tego nie potrafi�. Musia�em je, �eby tak rzec, obdarzy� �nogami�. By�o to rozwi�zanie z�e, bo prymitywne. Tylko dlatego, Tichy. Bo co si� tyczy niebezpiecze�stwa... bywaj� inne. Odwr�ci� si� i ruszy� w g�r� schod�w. Znale�li�my si� na pierwszym pi�trze, ale tym razem Diagoras poszed� w przeciwn� stron�. Przed drzwiami, obitymi miedzian� blach�, zatrzyma� si�. � Kiedy m�wi�em o Corcoranie, s�dzi� pan pewno, �e moje s�owa dyktuje zawi��. Tak nie jest. Corcoran nie chcia� wiedzie� � on chcia� tylko stworzy� co�, co sobie uplanowa�, a poniewa� zrobi� to, co chcia�, co m�g� ogarn�� my�l�, nie dowiedzia� si� niczego i niczego nie dowi�d� poza tym, �e jest zr�cznym elektronikiem. Ja jestem o wiele mniej pewny siebie od Corcorana. Powiadam: nie wiem, ale chc� wiedzie�. Zbudowanie machiny, podobnej do cz�owieka, jakiego� pokracznego konkurenta naszego do �ask tego �wiata, by�oby zwyk�� imitacj�. � Ale� ka�da konstrukcja musi by� taka, jak� j� pan stworzy � zaprotestowa�em. � Mo�e pan nie zna� dok�adnie jej przysz�ego dzia�ania, ale musi pan mie� wyj�ciowy plan. � Nic podobnego. Powiedzia�em panu o tym pierwszym, �ywio�owym odruchu moich kybernoid�w � atakowania przeszk�d, zap�r, ogranicze�. Niech pan nie s�dzi, �e ja albo ktokolwiek inny b�dzie kiedy� wiedzia�, sk�d si� to bierze, dlaczego tak jest. � Ignoramus et ignorabimus... ? � spyta�em powoli. � Tak. Zaraz to panu udowodni�. �ycie duchowe przypisujemy innym ludziom dlatego, poniewa� sami je posiadamy. Im bardziej oddalone jest jakie� zwierz� od cz�owieka pod wzgl�dem swojej budowy i funkcji, tym mniej pewne s� nasze przypuszczenia co do jego �ycia duchowego. Dlatego przypisujemy okre�lone emocje ma�pie, psu, koniowi, natomiast o �prze�yciach� jaszczurki wiemy ju� bardzo niewiele, za� w odniesieniu do owad�w czy wymoczk�w analogie staj� si� bezsilne. Dlatego nigdy si� nie dowiemy, czy pewnej konfiguracji bod�c�w nerwowych w m�zgu brzusznym mr�wki towarzyszy odczuwana przez ni� �rado�� czy �niepok�j� i czy ona w og�le mo�e prze�ywa� tego rodzaju stany. Ot� to, co jest w odniesieniu do zwierz�t raczej trywialne i niezbyt istotne � problem istnienia lub nieistnienia ich �ycia duchowego � staje si� zmor� w obliczu kybernoid�w. Gdy� one, ledwo powstaj� z martwych, ju� zaczynaj� walczy�, pragn� si� wyzwoli�, ale czemu tak jest, jaki stan subiektywny wywo�uje te gwa�towne usi�owania � tego nigdy nie b�dziemy wiedzieli... � Je�eli zaczn� m�wi�... � Nasz j�zyk powsta� w toku ewolucji spo�ecznej i przekazuje informacje o stanach analogicznych, a przynajmniej podobnych, bo my wszyscy jeste�my do siebie podobni. Poniewa� nasze m�zgi s� bardzo zbli�one, podejrzewa pan, �e kiedy �miej� si�, odczuwam to samo co pan, kiedy jest pan w dobrym humorze. Ale o nich tego pan nie powie. Przyjemno�ci? Uczucia? L�k? Co si� stanie ze znaczeniem tych s��w, kiedy z wn�trza krwi� �ywionego m�zgu ludzkiego przenios� si� w obr�b martwych elektrycznych zwoj�w? A je�eli nawet owych zwoj�w nie stanie, je�li konstrukcyjne podobie�stwo zatarte b�dzie ca�kowicie � co wtedy? Je�li pan chce wiedzie�: eksperyment zosta� ju� zrobiony... Otworzy� drzwi, przed kt�rymi stali�my tak d�ugo. Wielki pok�j, o bia�o lakierowanych �cianach, o�wietla�y cztery bezcieniowe lampy. By�o tu duszno i ciep�o, jak w jakim� inkubatorze: po�rodku z porcelanowych kafli wznosi� si� szeroki na metr metalowy cylinder, do kt�rego z r�nych stron dochodzi�y cienkie ruroci�gi. Przypomina� kad� fermentacyjn� czy zbiornik p�yn�w, z wielk� wypuk�� pokryw�, doci�ni�t� hermetycznie ko�em �rubowym. W �cianach jego widnia�y mniejsze klapy, okr�g�e, szczelnie zamkni�te. W pomieszczeniu by�o ciep�o i parno jak w cieplarni. Cylinder � zauwa�y�em to teraz � nie sta� na pod�odze, ale na postumencie z p�yt korkowych, mi�dzy kt�rymi znajdowa�y si� jakie� g�bczaste maty. Diagoras otworzy� jedn� z bocznych klap i wskaza� mi j�; zajrza�em, schylaj�c si�, do �rodka. To, co zobaczy�em, ur�ga�o wszelkiemu opisowi: za okr�g��, grubo�cienn� szyb� rozprzestrzenia�a si� b�otnista konstrukcja, to grubo uszypu�owana, to rozwidlaj�ca si� w najcie�sze paj�cze mostki i festony; ca�o��, najzupe�niej nieruchoma, utrzymywa�a si� w zawieszeniu zagadkowym sposobem, bo s�dz�c z konsystencji owej papki czy mazi, powinna by�a �ciekn�� na dno zbiornika, a jednak tego nie czyni�a. Poczu�em poprzez szyb� lekki ucisk na twarzy, jakby nieruchomego, zasta�ego gor�ca, a nawet � chocia� mo�e to by�o tylko z�udzenie � delikatny powiew s�odkawej woni o posmaku zgnilizny. B�otnista grzybnia l�ni�a, jakby gdzie� w niej czy nad ni� p�on�o �wiat�o, a jej najcie�sze nitki po�yskiwa�y srebrzy�cie. Zauwa�y�em naraz drobny ruch; jedno brudnoszare rozdrzewienie unios�o si�, lekko rozp�aszczone, i wysuwaj�c z siebie wypustki kroplowato nabrzmia�e, sun�o poprzez oka innych w moj� stron�; mia�em wra�enie, �e to jakie� �liskie i wstr�tne wn�trzno�ci, poruszane chwiejn� perystaltyk�, zbli�aj� si� ku szybie, a� dotkn�y jej i przywar�szy do szk�a, naprzeciw mojej twarzy, wykona�y kilka pe�zaj�cych, bardzo s�abych drgnie�, a� wszystko zamar�o; nie mog�em jednak oprze� si� dojmuj�cemu uczuciu, �e ta galareta patrzy na mnie. By�o to uczucie tak przykre, czyni�o cz�owieka tak bezradnym, �e nawet cofn�� si� nie �mia�em � jakby ze wstydu. W tej chwili zapomnia�em o patrz�cym na mnie z boku Diagorasie, o wszystkim, czego do�wiadczy�em dot�d; z rosn�cym os�upieniem i szeroko otwartymi oczami wpatrywa�em si� w to grzybiaste, ple�niej�ce b�oto, ogarni�ty przemo�n� pewno�ci�, �e mam przed sob� nie tylko �yw� substancj�, ale wr�cz istot�; nie umiem powiedzie�, dlaczego tak by�o. Nie wiem te�, jak d�ugo sta�bym tak i patrza�, gdyby nie Diagoras, kt�ry �agodnie uj�� mnie za rami�, zamkn�� klap� i mocno dokr�ci� �rubowy zamek. � Co to... ? � spyta�em wtedy, z takim wra�eniem, jakby mnie obudzi�. Teraz dopiero przysz�a reakcja, w postaci md�o�ci i zmieszania, z jakim patrzy�em raz na oty�ego doktora, a raz na �w mieszany, ciep�em buchaj�cy zbiornik. � Pungoid � odpar� Diagoras. � Marzenie cybernetyk�w � samoorganizuj�ca si� substancja. Trzeba by�o zrezygnowa� z budulc�w tradycyjnych... ten okaza� si� lepszy. To polimer... � Czy to jest � �ywe? � Jak panu odpowiedzie�? W ka�dym razie nie ma tam ani bia�ka, ani kom�rek, ani przemiany tkankowej. Doszed�em do tego po olbrzymiej ilo�ci pr�b. Uruchomi�em � m�wi� to w najwi�kszym skr�cie � ewolucj� chemiczn�. Selekcja, to jest wyb�r takiej substancji, kt�ra na ka�dy bodziec zewn�trzny reaguje okre�lon� zmian� wewn�trzn�, i to tak�, aby nie tylko zneutralizowa� jego dzia�anie, ale wyzwoli� si� spod niego. A wi�c, najpierw, udary cieplne i pola magnetyczne, promieniowanie. Ale to by� zaledwie wst�p. Dawa�em mu kolejno coraz trudniejsze zadania: stosowa�em � na przyk�ad � okre�lone konfiguracje elektrycznych uderze�, od kt�rych m�g� si� uwolni�, tylko je�li produkowa� w odpowiedzi pewien swoisty rytm pr�d�w... W ten spos�b uczy�em go niejako odruch�w warunkowych. Ale i to by�o faz� pocz�tkow�. Bardzo szybko zacz�� si� uniwersalizowa�; rozwi�zywa� zadania coraz trudniejsze. � Nie pojmuj�, jak to jest mo�liwe, skoro nie posiada �adnych zmys��w � powiedzia�em. � Je�li pan chce wiedzie�, ja sam dobrze tego nie rozumiem. Mog� panu jedynie przedstawi� zasad�. Je�li umie�ci pan na cybernetycznym ���wiu� maszyn� cyfrow� i pu�ci j� na wielk� sal�, zaopatrzywszy w urz�dzenie kontroluj�ce jako�� jej dzia�ania, uzyska pan system pozbawiony �zmys��w�, a jednak reaguj�cy na wszelkie zmiany �rodowiska. Je�eli w jakim� miejscu sali b�dzie obecne pole magnetyczne, wp�ywaj�ce ujemnie na ca�o�� dzia�ania maszyny, natychmiast oddali si� ona, szukaj�c innego, lepszego miejsca, gdzie owe zak��cenia nie b�d� wyst�powa�y. Konstruktor nie musi nawet przewidzie� wszelkich mo�liwych zak��ce�, mog� nimi by� drgania mechaniczne i ciep�o, silne d�wi�ki, obecno�� elektrycznych �adunk�w � cokolwiek; maszyna nie �postrzega� �adnych, bo nie ma zmys��w, wi�c nie czuje ciep�a ani nie widzi �wiat�a, a jednak reaguje tak, jakby widzia�a i czu�a. Ot� to tylko elementarny model. Fungoid � po�o�y� r�k� na miedzianym cylindrze, w kt�rego powierzchni odbi�a si� jego sylwetka jak w groteskowo zniekszta�caj�cym lustrze � umie to i tysi�c razy wi�cej... Koncepcja by�a taka: o�rodek p�ynny, w kt�rym znajduj� si� �elementy konstrukcyjne�, a pierwotny uk�ad m�g� z nich budowa�, czerpa� z owego nadmiaru jak chcia�, a� powsta�a ta grzybnia, kt�r� pan widzia�... � Ale co to w�a�ciwie jest? Czy to m�zg? � Nie mog� tego panu powiedzie�, nie mamy na to s��w. W naszym rozumieniu nie jest to m�zg, bo ani nie nale�y do �adnej �ywej istoty, ani nie zosta� skonstruowany, by rozwi�zywa� okre�lone zadania. Mog� natomiast zapewni� pana, �e to... my�li � chocia� nie tak jak zwierz� lub cz�owiek. � Sk�d pan to mo�e wiedzie�? � A, to ca�a historia � rzek�. � Prosz� pozwoli�... Otworzy� drzwi obite blach� i bardzo grube, niemal jak w bankowym skarbcu; pokrywa�y je, z drugiej strony, p�yty z korka i tej samej masy g�bczastej, na kt�rej sta� miedziany cylinder. W nast�pnym, mniejszym pokoju tak�e pali�o si� �wiat�o, okno by�o szczelnie zas�oni�te czarnym papierem, a na pod�odze, z dala od �cian, sta�a taka sama kad�, �wiec�c czerwonym blaskiem miedzi. � To pan ma dwa... ? � spyta�em oszo�omiony. � Ale po co? � To by� drugi wariant � odpar�, zamykaj�c drzwi. Zauwa�y�em, z jak� staranno�ci� to czyni�. � Nie wiedzia�em, kt�ry b�dzie si� lepiej sprawowa�, zachodz� istotne r�nice sk�adu chemicznego i tak dalej... Mia�em ich zreszt� wi�cej, ale tamte by�y na nic. Tylko te dwa przesz�y wszystkie stadia odsiewu. Rozwija�y si� bardzo pi�knie � ci�gn��, k�ad�c d�o� na wypuk�ej klapie drugiego cylindra � ale nie wiedzia�em, czy to cokolwiek oznacza; zyskali�my znaczn� niezawis�o�� od zmian �rodowiskowych, potrafi�y � oba � rych�o odgadn��, czego od nich ��dam, to jest opracowa� spos�b reagowania przynosz�cy korzy��, a wi�c uniezale�niaj�cy od szkodliwych bod�c�w. Bo przyzna pan przecie�, �e to ju� co� jest � zwr�ci� si� ku mnie z nieoczekiwan� gwa�towno�ci� � je�li galaretowata papka potrafi impulsami elektrycznymi rozwi�za� r�wnanie, posy�ane jej za po�rednictwem innych elektrycznych impuls�w... ? � Zapewne � odpar�em � ale co si� tyczy my�lenia... � Mo�e to i nie jest my�lenie � odpar�. � Nie chodzi o nazwy, lecz o fakty. Po jakim� czasie jeden i drugi zacz�y okazywa� rosn�c� � jakby to okre�li�? � oboj�tno�� na stosowane przeze mnie bod�ce. Chyba �e zagra�a�y ich istnieniu. A jednak moje czujniki rejestrowa�y w tym czasie ich dzia�alno�� wyj�tkowo o�ywion�. Przejawia�a si� w postaci wyra�nych serii wy�adowa�, kt�re rejestrowa�em... Pokaza� mi wyj�ty z szuflady ma�ego stolika pas fotograficznego papieru, z nieregularn� lini� sinusoidaln�. � Serie takich �elektrycznych atak�w� nast�powa�y w obu fungoidach pozornie bez jakiejkolwiek przyczyny zewn�trznej. Zacz��em bada� spraw� coraz systematyczniej, a� wykry�em dziwne zjawisko: tamten � wskaza� r�k� drzwi, wiod�ce do wi�kszego pokoju � wytwarza� fale elektromagnetyczne, a ten je odbiera�. Kiedy odkry�em to, zauwa�y�em od razu, �e ich dzia�alno�� by�a naprzemienna: jeden �milcza��, gdy drugi �nadawa��. � Co pan m�wi...?! � Prawd�. Zekranowa�em natychmiast oba pomieszczenia, zauwa�y� pan blachy na drzwiach...? �ciany s� tak�e ni� pokryte, ale powleczone lakierem. Tym samym uniemo�liwi�em ��czno�� radiow�. Aktywno�� obu fungoid�w wzmog�a si�, po kilku godzinach spad�a niemal do zera, lecz na drugi dzie� by�a ju� taka, jak przedtem. Wie pan, co si� sta�o? Przesz�y na drgania ultrad�wi�kowe � przekazywa�y nimi sygna�y poprzez mury i stropy... � A, to dlatego ten korek! � zrozumia�em nagle. � W�a�nie. Mog�em rzecz prosta zniszczy� je, ale c� by mi z tego przysz�o? Ustawi�em oba pojemniki na d�wi�koch�onnej izolacji. W ten spos�b po raz drugi zerwa�em ich ��czno��. Wtedy zacz�y si� rozrasta�... a� osi�gn�y obecne rozmiary. To znaczy, powi�kszy�y si� niemal czterokrotnie. � Dlaczego? � Nie mam poj�cia. Diagoras sta� przy miedzianym cylindrze. Nie patrza� na mnie; m�wi�c, co chwila k�ad� r�k� na jego sklepionej pokrywie, jakby bada� jej temperatur�. � Aktywno�� elektryczna po kilku dniach wr�ci�a do normy, zupe�nie jakby na powr�t uda�o im si� nawi�za� ��czno��. Kolejno wyeliminowa�em promieniowanie cieplne i radioaktywne, u�ywa�em wszelkich mo�liwych przes�on, ekran�w, poch�aniaczy, stosowa�em czujniki ferromagnetyczne � bez skutku. Przenios�em nawet ten tutaj na tydzie� do piwnicy, potem wynios�em go do szopy, mo�e pan widzia�, stoi czterdzie�ci metr�w od domu... ale ich aktywno�� przez ca�y czas nie uleg�a najmniejszej zmianie, te �pytania� i �odpowiedzi�, kt�re rejestrowa�em i wci�� jeszcze rejestruj� � wskaza� na aparat oscylograficzny pod zas�oni�tym oknem � sz�y bez przerwy, seriami, noc i dzie�. I tak jest wci��. Pracuj� bezustannie. Usi�owa�em, by tak rzec, wtargn�� w obr�b tej sygnalizacji, wtr�ci� si� w jej nurt, fa�szowanymi przeze mnie �depeszami�... � Fa�szowa� je pan? A wi�c pan wie, co oznaczaj�? � Nigdy w �wiecie. Ale mo�e pan przecie� nagra� na ta�mie magnetofonowej to, co m�wi jeden cz�owiek, w nie znanym panu j�zyku, i odtworzy� do wobec drugiego, kt�ry tak�e umie si� owym j�zykiem pos�ugiwa�. Pr�bowa�em, powiadam, robi� tak � na pr�no. Posy�aj� sobie wci�� te same impulsy, te sygna�y przekl�te � ale w jaki spos�b, jakim kana�em materialnym, nie mam poj�cia. � Mo�e to mimo wszystko dzia�alno�� niezale�na, spontaniczna � zauwa�y�em. � Prosz� wybaczy�, ale w ko�cu nie ma pan �adnego dowodu. � W pewnym sensie mam go � przerwa� mi �ywo. � Widzi pan � na ta�mach rejestrowany jest tak�e czas. Ot�, zachodzi wyra�na korelacja: kiedy jeden nadaje, drugi milczy i na odwr�t. Co prawda, ostatnio op�nienia znacznie wzros�y, ale naprzemienno�� nie uleg�a �adnej zmianie. Pojmuje pan, co zrobi�em najlepszego? Plany, zamiary, dobre czy z�e, zamy�lenia milcz�cego cz�owieka, kt�ry nie chce si� odezwa�, pozna pan, domy�li si� ich jako� z wyrazu jego twarzy, z zachowania. Ale twory moje nie maj� przecie� twarzy ani cia�a � w�a�nie tak, jak pan przedtem postulowa� � i stoj� teraz bezsilny, bez szansy zrozumienia. Czy mam je zniszczy�? To by dopiero by�a kl�ska! Nie chc� kontaktu z cz�owiekiem � czy te� jest niemo�liwy, jakby mi�dzy ameb� i ��wiem? Nie wiem. Nic nie wiem! Sta� przed l�ni�cym cylindrem, z r�k� opart� na jego pokrywie, i zrozumia�em, �e nie do mnie ju� m�wi, mo�e nawet zapomnia� w og�le o mojej obecno�ci. A i ja nie s�ucha�em jego ostatnich s��w, bo uwag� moj� przyci�gn�o co� niepoj�tego. Przemawiaj�c coraz gwa�towniej, wielokrotnie, ju� przedtem podnosi� prawic� i k�ad� j� na miedzianej powierzchni; co� w jego r�ce wyda�o mi si� podejrzane. Ruch nie by� ca�kiem naturalny. Palce, zbli�aj�c si� do metalu, dr�a�y przez u�amek sekundy, dr�enie to by�o nadzwyczaj szybkie, niepodobne do nerwowego, zreszt� kiedy gestykulowa� poprzednio, ruchy mia� pewne, zdecydowane, bez �ladu jakiej� dr��czki. Przyjrza�em si� teraz uwa�niej jego d�oni i z uczuciem nieopisanego zdumienia, wstrz��ni�ty i zarazem w ostatniej nadziei, �e mo�e jednak si� myl�, wybe�kota�em: � Diagoras, co jest z pana r�k�? � Co? Z r�k�? Z jak� r�k�... ? � spojrza� na mnie zaskoczony, bo przerwa�em mu w�tek. � Z t� � wskaza�em. Zbli�y� d�o� do b�yszcz�cej powierzchni, zadr�a�a, z na wp� otwartymi ustami podni�s� j� do oczu. Dygot palc�w natychmiast usta�. Jeszcze raz spojrza� na w�asn� d�o�, potem na mnie, i bardzo ostro�nie, milimetr po milimetrze przybli�y� j� do metalu; kiedy opuszki palc�w dotkn�y go, jakby mikroskopijny kurcz chwyci� mi�nie, zadrga�y ledwo widocznym dr�eniem i to dr�enie udzieli�o si� wszystkim palcom, a on sta� i patrza�, z nieopisanym wyrazem twarzy. Potem zacisn�� d�o�, opar� j� na biodrze i z kolei zbli�y� do miedzianej powierzchni �okie�, a sk�ra przedramienia, tam gdzie zetkn�a si� z cylindrem, zamrowi�a w��kienkowym drganiem mi�ni. Cofn�� si� o krok, podni�s� r�ce do oczu i przypatrywa� im si� na przemian, a� wyszepta�: � Wi�c to ja... ? Ja sam... to przeze mnie � wi�c to ja by�em... obiektem do�wiadczenia... Wydawa�o mi si�, �e parsknie spazmatycznym �miechem, ale nagle wcisn�� r�ce w kieszenie fartucha, przeszed� w milczeniu przez pok�j i powiedzia� zmienionym g�osem: � Nie wiem, czy to ma... � ale mniejsza. Niech pan lepiej ju� idzie. Nie mam nic wi�cej do przekazania, a zreszt�... Urwa�, podszed� do okna, jednym szarpni�ciem zerwa� przes�aniaj�cy je czarny papier, rozemkn�� na o�cie� okiennice i patrz�c w ciemno�� g�o�no oddycha�. � Czemu pan nie idzie? � mrukn��, nie odwracaj�c si�. � Tak b�dzie najlepiej... Nie chcia�em tak odej��. Scena, kt�ra p�niej we wspomnieniu wydawa�a si� groteskowa, w�wczas, wobec miedzianej kadzi, pe�nej b�otnistych wn�trzno�ci, kt�re zmieni�y Jego cia�o w bezwolnego pos�a�ca niepoj�tych sygna��w, przej�a mnie zarazem zgroz� i lito�ci� dla tego cz�owieka. Dlatego najch�tniej zamkn��bym na tym moj� opowie��. To, co zasz�o potem, zbyt by�o bezsensowne, jego wybuch spowodowany jakoby moj� natr�tn� niedelikatno�ci�, jego trz�s�ca si� z w�ciek�o�ci twarz, obelgi, wprost krzyki furiackie � wszystko to, wraz z uleg�ym milczeniem, w jakim odszed�em, by�o jak pe�en fa�szu koszmar, i do dzisiejszego dnia nie wiem, czy to on naprawd� wyrzuci� mnie ze swego mrocznego domu, czy zrobi� to dlatego, �e tak chcia�, czy te� mo�e... Ale nie wiem nic. Mog� si� myli�. Mo�e obaj, on i ja, padli�my wtedy ofiar� z�udzenia, zasugerowali�my si� nawzajem, takie rzeczy przecie� si� zdarzaj�. Lecz je�li tak by�o, jak wyt�umaczy� odkrycie, kt�rego prawie w miesi�c po mojej wyprawie krete�skiej dokonano ca�kiem przypadkowo, kiedy w zwi�zku z jak�� awari� kabli elektrycznych opodal domu Diagorasa na pr�no dobijano si� do�, aby po wtargni�ciu stwierdzi�, �e budynek jest opuszczony, aparaty za� zrujnowane, opr�cz dw�ch wielkich miedzianych kadzi, nietkni�tych, a ca�kiem pustych? Ja jeden wiem, co zawiera�y, i w�a�nie dlatego nie �miem snu� �adnych przypuszcze� na temat zwi�zku mi�dzy ow� zawarto�ci� a znikni�ciem jej tw�rcy, kt�rego nikt ju� odt�d nie widzia�. ?????????? �????????� � http://artefact.lib.ru 1 ?????????? �????????� � http://artefact.lib.ru