1804
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 1804 |
Rozszerzenie: |
1804 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 1804 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 1804 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
1804 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Kurt Vonnegut Jr.
Rze�nia numer pi��
Czyli krucjata dzieci�ca
Czyli obowi�zkowy taniec ze �mierci�
(Prze�o�y�: Lech J�czmyk)
1
Wszystko to zdarzy�o si� mniej wi�cej naprawd�. W ka�dym razie wszystko to, co dotyczy wojny. Pewien facet, kt�rego zna�em osobi�cie, zosta� naprawd� rozstrzelany w Dre�nie za kradzie� czajnika. Inny z moich znajomych naprawd� odgra�a� si�, �e po wojnie za�atwi swoich osobistych wrog�w przy pomocy wynaj�tych morderc�w. I tak dalej. Nazwiska pozmienia�em.
Prawd� jest te�, �e w roku 1967 odwiedzi�em ponownie Drezno za pieni�dze fundacji Guggenheima (niech je B�g ma w swojej opiece). Przypomina�o bardzo Dayton w stanie Ohio, tyle �e wi�cej tu wolnych teren�w. Ziemia tutaj musi zawiera� tony m�czki z ludzkich ko�ci.
Pojecha�em tam z moim dawnym frontowym towarzyszem Bernardem V. O'Hare i zaprzyja�nili�my si� z taks�wkarzem, kt�ry zawi�z� nas do rze�ni, gdzie zamykano nas na noc, kiedy byli�my je�cami. Nazywa� si� Gerhard M�ller. Opowiada� nam, �e by� przez jaki� czas w niewoli ameryka�skiej. Pytali�my go, jak si� �yje przy komunistach, a on powiedzia�, �e pocz�tkowo by�o okropnie, �e trzeba by�o bardzo ci�ko pracowa�, nie by�o mieszka�, �ywno�ci ani odzie�y, ale �e teraz jest ju� znacznie lepiej. Ma mi�e, ma�e mieszkanko, a jego c�rka studiuje na wy�szej uczelni. Jego matka sp�on�a podczas bombardowania Drezna. Zdarza si� i tak.
Przys�a� O'Hare'owi na Bo�e Narodzenie kart� nast�puj�cej tre�ci:
"�ycz� Panu i Pa�skiej rodzinie, tak�e Pa�skiemu przyjacielowi Weso�ych �wi�t i szcz�liwego Nowego Roku i mam nadziej�, �e spotkamy si� znowu w �wiecie, gdzie pok�j i wolno�� w taks�wce, je�li wypadek zechce."
* * *
Bardzo mi si� podoba�o to "je�li wypadek zechce". Nie chc� tu opowiada�, ile pieni�dzy, czasu i nerw�w kosztowa�a mnie ta cholerna ksi��ka. Kiedy dwadzie�cia trzy lata temu wr�ci�em do domu z drugiej wojny �wiatowej, wydawa�o mi si�, �e nic �atwiejszego, jak napisa� o zniszczeniu Drezna - wystarczy po prostu przedstawi� to, co widzia�em. S�dzi�em te�, �e wyjdzie z tego wybitne dzie�o albo �e przynajmniej zarobi� na nim kup� forsy ze wzgl�du na wag� tematu.
Tymczasem nie potrafi�em jako� znale�� w sobie odpowiednich s��w, w ka�dym razie by�o tego za ma�o na ksi��k�. Zreszt� teraz te� nie bardzo wiem, jak o tym opowiada�, mimo �e jestem ju� starym prykiem, otoczonym wspomnieniami, Pall Mallami i doros�ymi synami.
Kiedy my�l� o tym, jak bezu�yteczne by�y moje wspomnienia wyniesione z Drezna i jak mnie jednocze�nie kusi�o, �eby o nim napisa�, przypomina mi si� znany limeryk:
- Pewien m�ody cz�owiek rodem z Ankary
Tak przemawia� do swojej fujary:
Ty� mi �ycie zmarnowa�,
Z mienia wyzu� i zdrowia,
A dzi� nie chcesz nawet la�, b�a�nie stary?!
Przypomina mi si� te� piosenka:
- Nasyfam si� Yon Yonson,
Przyby�em tu z Fisconsin,
Zaj�cie tam w tartaku dobre mam.
Gdziekolfiek si� poka��,
Feso�e fidze tfarze
I fszyscy prosz� mnie:
"Ach przedstaf, przedstaf si�!"
Wi�c odpofiadam, �e
Nasyfam si� Yon Yonson...
I tak dalej, w niesko�czono��.
W ci�gu tych lat znajomi nieraz pytali mnie, nad czym teraz pracuj�, i zwykle odpowiada�em, �e najwa�niejsza jest moja ksi��ka o Dre�nie.
Powiedzia�em to kiedy� Harrisonowi Starrowi, kt�ry pracuje w filmie, na co uni�s� brwi i spyta�:
- Czy to jest ksi��ka antywojenna?
- Tak - odpowiedzia�em. - Chyba tak.
- Czy wiesz, co m�wi� facetom, kt�rzy pisz� ksi��ki przeciwko wojnie?
- Nie. Ciekawe, co im m�wisz.
- M�wi�: Dlaczego nie piszesz ksi��ek przeciwko lodowcom?
Chodzi�o mu oczywi�cie o to, �e wojny b�d� zawsze i �e z r�wnym powodzeniem mo�na pr�bowa� powstrzymywa� lodowce. Ja r�wnie� jestem tego zdania.
* * *
A gdyby nawet wojny przesta�y naciera� na nas niczym lodowce, to wci�� jeszcze pozostanie zwyczajna, poczciwa �mier�.
Kiedy by�em nieco m�odszy i pracowa�em nad swoj� s�ynn� ksi��k� o Dre�nie, spyta�em towarzysza z czas�w wojny, Bernarda V. O'Hare, czy mog� go odwiedzi�. O'Hare by� prokuratorem okr�gowym w Pensylwanii, ja za� by�em pisarzem z p�wyspu Cod. Na wojnie byli�my obaj szeregowcami i zwiadowcami w piechocie. Nie spodziewali�my si� wtedy, �e po wojnie uda nam si� dorobi�, teraz jednak obu nam powodzi�o si� zupe�nie nie�le.
Odszukanie O'Hare'a zleci�em Towarzystwu Telefonicznemu Bella. W takich sprawach oni s� niezast�pieni. Czasami miewam po nocach takie napady, zwi�zane z alkoholem i telefonem. Upijam si� wtedy i wyp�aszam z pokoju �on�, ziej�c mieszanin� gazu musztardowego i r�. Potem tonem wytwornym i �miertelnie powa�nym prosz� panienk� z mi�dzymiastowej o po��czenie mnie z kt�rym� z moich od lat nie widzianych przyjaci�.
W ten w�a�nie spos�b po��czy�em si� z O'Hare'em. On jest niski, a ja jestem wysoki. Na wojnie byli�my Patem i Pataszonem. Razem trafili�my do niewoli. Powiedzia�em mu przez telefon, kto dzwoni. Uwierzy� natychmiast. Nie spa� jeszcze, czyta�. Opr�cz niego ca�y dom pogr��ony by� we �nie.
- S�uchaj - powiedzia�em - pisz� ksi��k� o Dre�nie. Szukam kogo�, kto pom�g�by mi przypomnie� sobie pewne szczeg�y. Ch�tnie przyjecha�bym do ciebie. Mogliby�my wypi�, pogada� i powspomina�.
Odni�s� si� do tego projektu bez entuzjazmu. Powiedzia�, �e niewiele pami�ta, ale �ebym przyje�d�a�.
- My�l�, �e kulminacyjnym punktem ksi��ki b�dzie egzekucja starego, poczciwego Edgara Derby'ego - powiedzia�em. - C� za ironia! Spalono ca�e miasto, zgin�o tysi�ce ludzi, a tutaj ten ameryka�ski piechociniec zostaje w�r�d zgliszczy aresztowany za kradzie� czajnika. Odbywa si� normalny s�d i stawiaj� go przed plutonem egzekucyjnym.
- Uhum - mrukn�� O'Hare.
- Czy nie uwa�asz, �e to w�a�nie powinno by� kulminacyjnym punktem ksi��ki?
- Nie znam si� na tym - odpowiedzia�. - Ksi��ki to twoja specjalno��.
* * *
Jako specjalista od punkt�w kulminacyjnych, napi�cia, charakterystyk, wspania�ych dialog�w, dreszczy emocji i kontrast�w wielokrotnie opracowywa�em sobie plan tej drezde�skiej historii. Najlepszy, a w ka�dym razie naj�adniejszy, jaki uda�o mi si� sporz�dzi�, powsta� na odwrotnej stronie rolki tapety.
U�y�em do tego celu kredek mojej c�rki, innego koloru dla ka�dego z bohater�w. Na jednym ko�cu rolki by� pocz�tek opowie�ci, na drugim koniec, za� cz�� �rodkow� zajmowa� �rodek historii. Niebieska linia spotyka�a si� z czerwon�, potem z ��t�, a potem ��ta linia urywa�a si�, poniewa� bohater, kt�rego wyobra�a�a, gin��. I tak dalej. Zniszczenie Drezna by�o przedstawione w postaci poziomej wi�zki pomara�czowych kresek i wszystkie linie, kt�re jeszcze �y�y, krzy�owa�y si� z ni� i przechodzi�y na drug� stron�.
Koniec, gdzie urywa�y si� wszystkie linie, to buraczane pole nad �ab� ko�o Halle. Pada� deszcz. Wojna sko�czy�a si� w Europie ju� kilka tygodni temu. Stali�my w szyku, pilnowani przez rosyjskich �o�nierzy. Byli tu Anglicy, Amerykanie, Holendrzy, Belgowie, Francuzi, Kanadyjczycy, Po�udniowoafryka�czycy, Nowozelandczycy, Australijczycy - tysi�ce ludzi, kt�rzy mieli przesta� by� je�cami wojennymi.
Na przeciwleg�ym kra�cu pola sta�y tysi�ce Rosjan, Polak�w i Jugos�owian, pilnowanych przez �o�nierzy ameryka�skich. Tam, na deszczu, dokonywano wymiany - sztuka za sztuk�. O'Hare i ja wdrapali�my si� wraz z innymi na ameryka�sk� ci�ar�wk�. O'Hare nie wi�z� �adnych pami�tek. Prawie ka�dy opr�cz niego co� mia�. Ja mia�em paradny kordzik oficera Luftwaffe, kt�ry przechowuj� do dzisiaj. W�ciek�y ma�y Amerykanin, kt�rego nazywam w tej ksi��ce Paulem Lazzaro, mia� prawie kwart� brylant�w, szmaragd�w, rubin�w i temu podobnych. Pozabiera� je zabitym w piwnicach Drezna. Zdarza si�.
Pewien zidiocia�y Anglik, kt�ry straci� gdzie� wszystkie z�by, wi�z� swoj� zdobycz w parcianej torbie, kt�r� opar� na moich nogach. Zerka� do niej co chwila, a potem rozgl�da� si� niespokojnie, wykr�caj�c chud� szyje, aby przechwyci� �akome spojrzenia s�siad�w. Bez przerwy obija� mnie t� torb� po nogach.
S�dzi�em, �e robi to niechc�cy, ale by�em w b��dzie. Musia� pokaza� komu� sw�j skarb i uzna�, �e mnie mo�na zaufa�. Spojrza� mi w oczy, mrugn�� porozumiewawczo i otworzy� torb�. By� tam gipsowy model wie�y Eiffla, pomalowany na z�oto. I z wmontowanym zegarem. - Fantastyczna rzecz - powiedzia�.
* * *
Przewieziono nas samolotem na odpoczynek do Francji, gdzie karmiono nas czekolad�, cocktailami mlecznymi i r�nymi innymi wzmacniaj�cymi produktami, dop�ki nie nabrali�my pod�ci�ki t�uszczowej. Potem odes�ano nas do ojczyzny i o�eni�em si� z �adn� dziewczyn�, kt�ra tak�e mia�a pod�ci�k� t�uszczow�.
I mieli�my dzieci.
I te dzieci s� teraz doros�e, a ja jestem starym prykiem, kt�ry ma swoje wspomnienia i Pall Malle. Nasyfam si� Yon Yonson...
Czasem pr�buj� p�no w nocy, kiedy �ona ju� za�nie, dzwoni� do swoich starych przyjaci�ek.
- Czy mog�aby pani poda� mi numer pani takiej a takiej? Zdaje si�, �e mieszka tam i tam.
- Przykro mi. Nie mamy takiego nazwiska.
- Dzi�kuj� pani. Przepraszam za k�opot.
I wypuszczam na dw�r psa albo wpuszczam go do domu i rozmawiamy sobie troch�. Daj� mu do zrozumienia, �e go lubi�, i on te� daje mi do zrozumienia, �e mnie lubi. Jemu nie przeszkadza zapach gazu musztardowego i r�.
- Jeste� dobry pies, Sandy - m�wi� do niego. - Wiesz o tym? Bardzo ci� lubi�.
Czasami w��czam radio i s�ucham jakiej� s�ownej audycji z Bostonu albo z Nowego Jorku. Kiedy sobie podpij�, nie cierpi� muzyki z p�yt.
Wreszcie, pr�dzej czy p�niej, id� do ��ka i �ona pyta mnie, kt�ra godzina. Ona zawsze musi wiedzie�, kt�ra jest godzina. Czasami nie wiem i wtedy m�wi�:
- A sk�d ja mog� wiedzie�?
* * *
Zastanawiam si� niekiedy nad swoim wykszta�ceniem. Po drugiej wojnie �wiatowej ucz�szcza�em przez jaki� czas na uniwersytet w Chicago. By�em studentem na Wydziale Antropologii. Uczono wtedy, �e mi�dzy lud�mi nie ma absolutnie �adnej r�nicy. Mo�e zreszt� ucz� tego i dzisiaj.
Poza tym uczono nas jeszcze, �e nie ma ludzi �miesznych, z�ych ani odra�aj�cych.
M�j ojciec na kr�tko przed �mierci� powiedzia�:
- Czy wiesz, �e w �adnym z twoich opowiada� nie wyst�puje czarny charakter?
Powiedzia�em mu, �e jest to jedna z rzeczy, jakich nauczy�em si� na studiach zaraz po wojnie.
* * *
Studiuj�c antropologi� pracowa�em jednocze�nie jako reporter kryminalny dla s�ynnej Agencji Prasowej Miasta Chicago za dwadzie�cia osiem dolar�w tygodniowo. Pewnego razu przeniesiono mnie z nocnej zmiany na dzienn� i pracowa�em szesna�cie godzin bez przerwy. Finansowa�a nas ca�a prasa miejscowa oraz Associated Press i United Press i tak dalej. Zapewniali�my obs�ug� dziennikarsk� sal s�dowych i komisariat�w policji, stra�y po�arnej, Stra�y Przybrze�nej na jeziorze Michigan i tak dalej. Z instytucjami, kt�re nas finansowa�y, byli�my po��czeni poczt� pneumatyczn�, rurami biegn�cymi pod ulicami miasta.
Reporterzy przekazywali telefonicznie swoje doniesienia pisarzom, kt�rzy siedzieli ze s�uchawkami na uszach i pisali na wosk�wkach do powielacza. Notatki powielano i wk�adano do wy�o�onych aksamitem mosi�nych walc�w, natychmiast po�ykanych przez rury poczty pneumatycznej. Najbardziej bezwzgl�dne by�y kobiety, kt�re obj�y stanowiska m�czyzn powo�anych do wojska.
Sw�j pierwszy wypadek musia�em w�a�nie relacjonowa� przez telefon jednej z tych piekielnych dziewczyn. By�a to sprawa m�odego cz�owieka, kt�ry po powrocie z wojska dosta� prac� windziarza i obs�ugiwa� staromodn� wind� w jakim� biurowcu. Na parterze drzwi windy stanowi�a �elazna ozdobna krata, przeplatana ga��zkami �elaznego bluszczu. Na �elaznej ga��zce siedzia�y dwa �elazne go��bki.
By�y �o�nierz postanowi� zjecha� wind� do piwnicy, wszed� wi�c do kabiny i ruszy� w d�, ale zaczepi� obr�czk� �lubn� o krat�. Tak wi�c zawis� w powietrzu, pod�oga windy uciek�a mu spod st�p, a sufit zmia�d�y� go. Zdarza si�.
Zatelefonowa�em o wypadku i kobieta, kt�ra mia�a zrobi� z tego notatk�, spyta�a:
- A co na to jego �ona?
- Ona jeszcze o niczym nie wie - powiedzia�em. - To si� zdarzy�o przed chwil�.
- Zadzwo� do niej. Musimy mie� jej s�owa.
- Co?
- Powiedz, �e jeste� kapitan Finn z policji. Powiedz, �e masz dla niej smutn� nowin�. Przeka� wiadomo�� i zapami�taj jej s�owa.
Zrobi�em tak, jak mi kaza�a. �ona powiedzia�a to, czego mo�na by�o oczekiwa�. �e maj� ma�e dziecko, i tak dalej.
Kiedy wr�ci�em do biura, ta kobieta spyta�a mnie, ju� z w�asnej ciekawo�ci, jak wygl�da� ten zmia�d�ony facet, kiedy go zmia�d�y�o.
Opowiedzia�em jej.
- Czy to ci� ruszy�o? - spyta�a. Jad�a w�a�nie czekoladowy batonik.
- Nie, Nancy - odpowiedzia�em. - Na wojnie widzia�em du�o gorsze rzeczy.
* * *
Nawet wtedy pisa�em ju� rzekomo ksi��k� o Dre�nie. W Ameryce niewiele wiedziano o tym nalocie. Ma�o kto zdawa� sobie spraw�, �e by�o to du�o gorsze ni� na przyk�ad Hiroszima. Ja te� tego nie wiedzia�em. Sprawie nie nadawano rozg�osu.
Kiedy� zdarzy�o mi si� opowiedzie� na przyj�ciu pewnemu profesorowi z Uniwersytetu Chicagowskiego o nalocie, tak jak go widzia�em, i o ksi��ce, kt�r� chc� napisa�. Profesor, kt�ry nale�a� do czego�, co nazywa�o si� Komitetem My�li Spo�ecznej, opowiedzia� mi w�wczas o obozach koncentracyjnych i o tym, jak Niemcy robili myd�o i �wiece z t�uszczu pomordowanych �yd�w i tak dalej.
Mog�em tylko powiedzie�:
- Wiem, wiem.
* * *
Po drugiej wojnie �wiatowej ludzie niew�tpliwie stali si� bardzo surowi. Ja za� zacz��em pracowa� w dziale reklamy firmy General Electric w Schenectady, stan Nowy Jork, i wst�pi�em do ochotniczej stra�y po�arnej w osadzie Alplaus, gdzie kupi�em sw�j pierwszy domek. Mam nadziej�, �e nie spotkam nigdy surowszego cz�owieka ni� m�j �wczesny szef. By� podpu�kownikiem reklamy w Baltimore. Kiedy pracowa�em w Schenectady, wst�pi� do Holenderskiego Ko�cio�a Zreformowanego, kt�ry jest naprawd� bardzo surowym ko�cio�em.
Od czasu do czasu zapytywa� mnie szyderczo, dlaczego nie by�em oficerem, jakbym zrobi� co� z�ego.
Oboje z �on� stracili�my swoj� pod�ci�k� t�uszczow�. By�y to dla nas lata chude. Przyja�nili�my si� z ca�� mas� chudych by�ych �o�nierzy i z ich chudymi �onami. Najsympatyczniejszymi weteranami w Schenectady, najlepszymi i najweselszymi, i najbardziej nienawidz�cymi wojny byli ci, kt�rzy rzeczywi�cie pow�chali prochu.
Napisa�em w�wczas do Wojsk Lotniczych z pro�b� o bli�sze informacje na temat nalotu na Drezno: kto wyda� rozkaz, ile samolot�w bra�o w nim udzia�, dlaczego to zrobiono, co to da�o i tak dalej. Odpowiedzia� mi kto�, kto podobnie jak ja pracowa� w dziale ��czno�ci ze spo�ecze�stwem. Odpowiedzia�, �e niestety informacje na ten temat s� nadal otoczone tajemnic� wojskow�.
Przeczyta�em ten list na g�os �onie i powiedzia�em:
- Tajemnica? Na Boga - przed kim? Byli�my wtedy Federalistami Zjednoczonego �wiata. Nie wiem, kim jeste�my teraz. Chyba telefoniarzami, bo bardzo du�o telefonujemy po nocach, w ka�dym razie ja.
* * *
W par� tygodni po rozmowie telefonicznej z moim starym frontowym towarzyszem Bernardem V. O'Hare rzeczywi�cie pojecha�em do niego z wizyt�. Musia�o to by� w roku 1964 albo co� ko�o tego - wiem, �e by� to ostatni rok Wystawy �wiatowej w Nowym Jorku. Eheu! jugaces labuntur anni. Nasyfam si� Yon Yonson. Pewien m�ody cz�owiek rodem z Ankary.
Wzi��em ze sob� dwie dziewczynki, moj� c�rk� Nanny i jej najlepsz� przyjaci�k� Alison Mitchell. Nigdy dotychczas nie wyje�d�a�y poza p�wysep Cod. Kiedy zobaczyli�my rzek�, musieli�my stan��, tak �eby mog�y posta� nad brzegiem i pomy�le� nad ni� przez chwil�. Nigdy jeszcze nie widzia�y wody w takiej d�ugiej, w�skiej i niesionej postaci. By�a to rzeka Hudson. P�ywa�y w niej karpie wielkie jak atomowe �odzie podwodne.
Widzieli�my te� wodospady: potoki skacz�ce z urwistych ska� w dolin� rzeki Delaware. By�a masa rzeczy do ogl�dania i cz�sto przystawali�my - a potem trzeba by�o jecha� dalej, zawsze trzeba by�o jecha� dalej. Dziewczynki ubrane by�y w bia�e od�wi�tne sukienki i czarne pantofelki, tak �eby obcy ludzie od razu wiedzieli, jakie to mi�e dzieci.
- Trzeba jecha� dalej, dziewczynki - m�wi�em. I jechali�my dalej.
Potem zasz�o s�o�ce, zjedli�my kolacj� we w�oskiej restauracji i wreszcie zapuka�em do frontowych drzwi pi�knego kamiennego domu Bernarda V. O'Hare. W d�oni �ciska�em butelk� irlandzkiej whisky, jak dzwonek, kt�rym wzywaj� na wieczerz�.
* * *
Pozna�em jego urocz� �on�, Mary, kt�rej dedykuj� t� ksi��k�. Dedykuj� j� r�wnie� Gerhardowi Miillerowi, taks�wkarzowi z Drezna. Mary O'Hare jest dyplomowan� piel�gniark� - trudno o bardziej odpowiedni dla kobiety zaw�d.
Mary wyrazi�a podziw dla dw�ch dziewczynek, kt�re przyprowadzi�em, i wys�a�a je razem ze swoimi dzie�mi na g�r�, gdzie mia�y bawi� si� i ogl�da� telewizj�. Dopiero kiedy dzieci ju� sobie posz�y, odczu�em, �e nie przypad�em Mary do gustu albo ja, albo co� zwi�zanego z tym wieczorem. By�a uprzejma, ale bardzo sztywna.
- Macie mi�y, przytulny dom - powiedzia�am i by�o to zgodne e prawd�.
- Przygotowa�am miejsce, gdzie b�dziecie mogli spokojnie porozmawia� - oznajmi�a.
- Doskonale - powiedzia�em i wyobrazi�em sobie dwa kryte sk�r� fotele ko�o kominka, w pokoju z boazeri�, gdzie dwaj starzy �o�nierze b�d� mogli wypi� i porozmawia�. Tymczasem Mary zaprowadzi�a nas do kuchni. Przystawi�a dwa twarde krzes�a do kuchennego sto�u z bia�ym, porcelanowym blatem, kt�ry razi� oczy, odbijaj�c �wiat�o dwustuwatowej �ar�wki nad g�ow�. Mary przygotowa�a sal� operacyjn�. Postawi�a tylko jedn� szklank� dla mnie, wyja�niaj�c, �e O'Hare nie mo�e pi� wysokoprocentowych napoj�w od czasu wojny.
Usiedli�my. O'Hare czu� si� g�upio, ale nie chcia� powiedzie�, o co chodzi. Nie mia�em poj�cia, czym mog�em tak zrazi� Mary. By�em przyk�adnym ojcem rodziny. Nie by�em pijakiem. Nie zrobi�em jej m�owi �adnego �wi�stwa na wojnie.
Nala�a sobie Coca-Coli, ha�asuj�c strasznie naczyniem z lodem w stalowym zlewie. Potem znik�a w innej cz�ci domu, ale nadal dawa�a o sobie zna�. Chodzi�a po mieszkaniu, trzaska�a drzwiami, a nawet przesuwa�a meble, �eby wy�adowa� z�y humor.
Spyta�em O'Hare'a, co takiego powiedzia�em lub zrobi�em, �e ona tak si� zachowuje.
- Wszystko w porz�dku - uspokoi� mnie. - Nie przejmuj si� tym. Tu nie chodzi o ciebie.
By�o to bardzo mi�e z jego strony. Oczywi�cie k�ama�. Chodzi�o jak najbardziej o mnie.
Tak wi�c pr�bowali�my wspomina� wojn� nie zwracaj�c uwagi na Mary. Wypi�em par� szklaneczek przyniesionego przez siebie alkoholu. Od czasu do czasu chichotali�my i u�miechali�my si�, �e to niby przypominamy sobie histori� z wojny, ale �aden z nas nie potrafi� przypomnie� sobie nic naprawd� dobrego. O'Hare pami�ta� faceta, kt�ry trafi� w Dre�nie, jeszcze przed bombardowaniem, do piwnicy pe�nej wina i musieli�my odwie�� go do domu na taczkach. Nie by�a to rzecz, o kt�rej warto by pisa� ksi��k�. Ja pami�ta�em dw�ch rosyjskich �o�nierzy, kt�rzy palili ogromne papierosy skr�cone w kawa�kach gazet.
To by�o wszystko, co si� tyczy wspomnie�, a Mary nadal ha�asowa�a. Wreszcie znowu przysz�a do kuchni po Coca-Col�. Wyj�a z lod�wki nowe naczynie z lodem i wrzuci�a je z �oskotem do zlewu, mimo �e by�o jeszcze do�� lodu na stole.
Potem odwr�ci�a si� w moj� stron�, �eby mi pokaza�, jak bardzo jest z�a i �e jest z�a na mnie. M�wi�a sama do siebie, tak wi�c to, co powiedzia�a, stanowi�o tylko fragment d�u�szego monologu.
- Byli�cie wtedy jeszcze dzie�mi! - powiedzia�a.
- S�ucham? - spyta�em.
- Na wojnie byli�cie jeszcze dzie�mi - jak te na g�rze!
Kiwn��em g�ow�, �e to prawda. Rzeczywi�cie, byli�my wtedy naiwnymi dziewicami, wyrastaj�cymi zaledwie z dziecinnych lat.
- Ale tego pan nie napisze, prawda? To nie by�o pytanie. To by�o oskar�enie.
- Ja... nie wiem jeszcze - wyj�ka�em.
- Ale ja wiem - powiedzia�a Mary. - B�dziecie udawa�, �e byli�cie m�czyznami, a nie dzie�mi, i w filmie b�d� was grali Frank Sinatra i John Wayne albo kt�ry� z tych wspania�ych, zakochanych w wojnie oble�nych staruch�w. I wojna b�dzie wygl�da� tak cudownie, �e zapragniemy nowych wojen. A walczy� b�d� dzieci, jak te na g�rze.
I wtedy zrozumia�em. Ona by�a z�a na wojn�. Nie chcia�a, �eby jej dzieci czy dzieci innych ludzi gin�y na wojnie. I uwa�a�a, �e ksi��ki i filmy maj� sw�j udzia� w zach�caniu do wojny.
* * *
Podnios�em wi�c praw� r�k� i z�o�y�em jej obietnic�: - Mary - powiedzia�em. - Nie s�dz�, aby kiedykolwiek uda�o mi si� sko�czy� t� ksi��k�. Napisa�em ju� chyba z pi�� tysi�cy stron i wszystko wyrzuci�em. Je�eli jednak kiedykolwiek j� sko�cz�, to daj� ci s�owo honoru, �e nie b�dzie w niej roli dla Franka Sinatry ani Johna Wayne'a. Wiesz, co ci powiem? Dam jej tytu� Krucjata dzieci�ca.
Od tej chwili byli�my przyjaci�mi.
* * *
O'Hare i ja zrezygnowali�my ze wspomnie�, przeszli�my do bawialni i rozmawiali�my o innych sprawach. Chcieli�my dowiedzie� si� czego� o prawdziwej krucjacie dzieci�cej, wi�c O'Hare znalaz� odpowiedni ust�p w ksi��ce Charlesa Mackaya pod tytu�em Niezwyk�o�� pewnych powszechnych iluzji i szale�stwo tlum�w, kt�r� mia� w swojej bibliotece. Ksi��ka by�a po raz pierwszy wydana w Londynie w roku 1841.
Mackay by� nie najlepszego zdania o wszystkich wyprawach krzy�owych. Krucjat� dzieci�c� uwa�a� za nieco tylko podlejsz� od dziesi�ciu krucjat dla doros�ych. O'Hare odczyta� na g�os nast�puj�cy pi�kny fragment:
"Historia zapewnia nas solennie, i� krzy�owcy byli lud�mi ciemnymi i dzikimi, i� kierowa�a nimi bezmierna bigoteria, a drog� ich znaczy�y krew i �zy. Autorzy romans�w za� rozwodz� si� nad ich pobo�no�ci� i m�stwem, przedstawiaj�c w najjaskrawszych, rozpalaj�cych wyobra�ni� barwach ich cnoty i wielkoduszno��, honor, jakim okryli si� na wieki, i wielkie us�ugi, jakie oddali chrze�cija�stwu."
A potem O'Hare przeczyta� taki kawa�ek:
"I jakie� wspania�e rezultaty przynios�y wszystkie te wojny? Europa po�wi�ci�a miliony ze swoich skarbc�w i krew dw�ch milion�w swoich mieszka�c�w po to, by garstka k��tliwych rycerzy uzyska�a sto lat panowania nad Palestyn�!"
Od Mackaya dowiedzieli�my si�, �e krucjata dzieci�ca rozpocz�a si� w roku 1213, kiedy to dwaj mnisi wpadli na pomys� zebrania armii dzieci we Francji i w Niemczech i sprzedania ich do Afryki P�nocnej jako niewolnik�w. Zg�osi�o si� na ochotnika trzydzie�ci tysi�cy dzieci przekonanych, �e p�jd� do Palestyny. "Bez w�tpienia by�y to dzieci opuszczone i bezdomne, jakie zazwyczaj gnie�d�� si� w du�ych miastach, wzrastaj�c w�r�d wyst�pku, zuchwa�e i na wszystko gotowe."
Papie� Innocenty III te� my�la�, �e dzieci wyruszaj� do Palestyny, i by� tym wstrz��ni�ty. "Te dzieci czuwaj�, kiedy my �pimy!" - powiedzia�.
Wi�kszo�� dzieci wyruszy�a okr�tami z Marsylii i prawie po�owa z nich zgin�a na morzu. Druga po�owa dop�yn�a do Afryki i zosta�a sprzedana.
Na skutek nieporozumienia cz�� dzieci stawi�a si� w Genui, gdzie nie by�o przygotowanych okr�t�w. Dobrzy ludzie udzielili im schronienia, nakarmili i porozmawiali z nimi grzecznie - potem dali im na drog� troch� pieni�dzy oraz du�o dobrych rad i odes�ali je do domu.
- Brawo dobrzy ludzie z Genui! - powiedzia�a Mary O'Hare.
* * *
Spa�em tej nocy w jednym z pokoj�w dziecinnych. O'Hare zostawi� dla mnie na nocnym stoliku ksi��k� Mary Endell z 1908 roku pod tytu�em: Drezno. Historia, miasto i galeria. Zaczyna si� tak:
"Autorka ma nadziej�, �e ta niewielka ksi��eczka oka�e si� u�yteczn�. Pr�buje ona da� angielskiemu czytelnikowi og�lny pogl�d na to, w jaki spos�b Drezno uzyska�o sw�j obecny kszta�t architektoniczny; jak, dzi�ki geniuszowi kilku ludzi, sta�o si� powa�nym o�rodkiem kultury muzycznej; zwraca tak�e uwag� na kilka trwa�ych pomnik�w sztuki, kt�re sprawiaj�, �e Galeria Drezde�ska niezmiennie przyci�ga ludzi szukaj�cych g��bokich dozna� artystycznych."
Dalej dowiedzia�em si� troch� na temat historii:
"W 1760 roku Drezno by�o oblegane przez Prusak�w. Pi�tnastego lipca rozpocz�to bombardowanie. W galerii obraz�w wybuch� po�ar. Wiele p��cien ewakuowano do K�nigstein, niekt�re jednak zosta�y powa�nie uszkodzone od�amkami pocisk�w - na przyk�ad Chrzest Chrystusa Francii. Nast�pnie stan�a w ogniu i zawali�a si� okaza�a wie�a ko�cio�a �w. Krzy�a, sk�d w dzie� i w nocy �ledzono ruchy wojsk przeciwnika. W przeciwie�stwie do ko�cio�a �w. Krzy�a, z kt�rym los obszed� si� tak okrutnie, ko�ci� Naj�wi�tszej Marii Panny wyszed� nietkni�ty, gdy� pruskie pociski odskakiwa�y od jego kamiennej kopu�y niby krople deszczu. Ostatecznie Fryderyk musia� odst�pi� od obl�enia, kiedy dowiedzia� si� o upadku K�odzka, kt�re by�o newralgicznym punktem jego nowo zdobytych teren�w. �Trzeba rusza� na �l�sk, aby nie straci� wszystkiego.�"
Drezno by�o straszliwie zniszczone. Kiedy Goethe jako m�ody student odwiedzi� miasto, zasta� tam jeszcze smutne ruiny:
"Von der Kuppel der Frauenkirche sah ich diese leidi-gen Trummer zwischen die schbne stadtische Ordnung hineingesat; da riihmte mir der Kiister die Kunst des Bau-meisters, welcher Kirche und Kuppel auf einen so uner-wiinschten Fali schon eingerichtet und bombenfest erbauthatte. Der gute Sakristan deutete mir alsdann auf Ruinen nach allen Seiten und sagte bedenklich lakonisch: Das hat der Feind gethan!"
* * *
Nast�pnego ranka dwie ma�e dziewczynki i ja przekroczyli�my rzek� Delaware w miejscu, gdzie kiedy� przeprawi� si� przez ni� George Washington. Zwiedzili�my �wiatow� Wystaw� w Nowym Jorku, zobaczyli�my, jak wygl�da przesz�o�� wed�ug Forda i Walta Disneya oraz jak b�dzie wygl�da�a przysz�o�� wed�ug General Motors.
Ja za� zapytywa�em siebie o tera�niejszo��: jak jest szeroka i g��boka i ile z niej nale�y do mnie.
* * *
Przez nast�pnych kilka lat prowadzi�em zaj�cia w znanym Studium Autorskim przy Uniwersytecie Stanu Iowa. Wpad�em tam w pewne zupe�nie cudowne tarapaty, ale wybrn��em z nich jako�. Zaj�cia mia�em po po�udniu. Przed po�udniem pisa�em i nie wolno mi by�o przeszkadza�. Pracowa�em nad swoj� s�ynn� ksi��k� o Dre�nie.
Wtedy w�a�nie pewien dobry cz�owiek nazwiskiem Seymour Lawrence podpisa� ze mn� umow� na trzy ksi��ki. Powiedzia�em:
- W porz�dku. Pierwsz� z nich b�dzie moja s�ynna ksi��ka o Dre�nie.
Przyjaciele nazywaj� Seymoura Lawrence'a po prostu Samem. I ja m�wi� teraz do niego:
- Sam, to jest ta ksi��ka.
* * *
Jest taka cienka, rozwichrzona i be�kotliwa, Sam, bo trudno jest powiedzie� co� m�drego na temat masakry. Wszyscy powinni by� zabici, nigdy ju� niczego nie m�wi� ani nie pragn��. Po masakrze powinna zapanowa� wielka cisza i rzeczywi�cie jest cisza, kt�r� naruszaj� tylko ptaki. A co m�wi� ptaki? To, co mo�na powiedzie� na temat masakry: "It-it?"
* * *
Zapowiedzia�em swoim synom, �e pod �adnym pozorem nie wolno im bra� udzia�u w rzeziach ani cieszy� si� na wie�� o masakrze wrog�w.
* * *
Powiedzia�em im r�wnie�, �eby nie pracowali w firmach produkuj�cych narz�dzia mordu i �eby wyra�ali pogard� dla ludzi, kt�rzy my�l�, �e takie narz�dzia s� nam potrzebne.
Jak ju� wspomnia�em, odwiedzi�em niedawno Drezno z moim przyjacielem O'Hare'em. Bawili�my si� znakomicie w Hamburgu, w Berlinie Zachodnim i w Berlinie Wschodnim, w Wiedniu i w Salzburgu, w Helsinkach, a tak�e w Leningradzie. By�o to dla mnie bardzo cenne, gdy� obejrza�em wiele autentycznych scenerii do moich przysz�ych wymy�lonych opowiada�. Jedno z nich b�dzie zatytu�owane Rosyjski barok, inne - Poca�unki wzbronione i Bar walutowy, jeszcze inne - Je�li wypadek pozwoli, i tak dalej.
I tak dalej.
* * *
Samolot Lufthansy mia� lecie� z Filadelfii przez Boston do Frankfurtu. O'Hare wsiada w Filadelfii, a ja w Bostonie. Jednak lotnisko w Bostonie nie przyjmowa�o i samolot polecia� z Filadelfii prosto do Frankfurtu, a ja sta�em si� niepotrzebnym cz�owiekiem w bosto�skiej mgle i Lufthansa wsadzi�a mnie do samochodu razem z innymi niepotrzebnymi lud�mi i wys�a�a nas do motelu na niepotrzebn� noc.
Czas stan�� w miejscu. Kto� igra� sobie zegarami, i to nie tylko �ciennymi, lecz tak�e r�cznymi. Male�ka wskaz�wka na moim zegarku drga�a, a potem mija� rok, zanim drgn�a znowu.
By�em ca�kowicie bezradny wobec tego zjawiska. Jako cz�owiek musia�em wierzy� zegarom i kalendarzom.
* * *
Wioz�em ze sob� dwie ksi��ki, kt�re mia�em zamiar czyta� w samolocie. Jedn� z nich by�y S�owa na wiatr Teodora Roethke i oto co w niej znalaz�em:
- Budz� si�, aby �ni�, i wkraczam w sen powoli.
Tam, gdzie strach si� nie czai, szukam przeznaczenia.
Id�c, ucz� si� drogi, kt�r� zmierza� musz�.
Drug� ksi��k� by� C�line i jego wizja Eriki Ostrovskiej.
C�line by� dzielnym francuskim �o�nierzem w pierwszej wojnie �wiatowej - dop�ki nie zosta� raniony w g�ow�. Od tego czasu nie sypia� i s�ysza� g�osy. Zosta� lekarzem i w dzie� leczy� biedak�w, za� nocami pisa� swoje groteskowe powie�ci. Nie ma sztuki bez ta�ca ze �mierci�, pisa� C�line.
"Prawd� jest �mier� - pisa�. - Walczy�em z ni� pi�knie, jak d�ugo mog�em... ta�czy�em z ni�, stroi�em j�, nadskakiwa�em jej... obwiesza�em j� serpentynami, �askota�em."
Czas by� jego obsesj�. Panna Ostrowsky przypomnia�a mi zadziwiaj�c� scen� ze �mierci na raty, gdzie C�line, chc�c zatrzyma� k��bi�cy si� na ulicy t�um, krzyczy na papierze: "Zatrzymajcie ich... nie pozw�lcie im zrobi� ani kroku dalej... Niech zastygn� w bezruchu raz na zawsze!... Tak, �eby ju� nigdy nie znikn�li!"
* * *
Przejrza�em u siebie w motelu Bibli�, w poszukiwaniu opowie�ci o wielkich kataklizmach. "S�o�ce wzesz�o na ziemi�: a Lot wszed� do Segora. Tedy Pan d�d�y� na Sodom� i Gomor� siark� i ogniem od Pana z nieba. I wywr�ci� miasta te, i wszystk� wok� krain�: wszystkie obywatele miast i wszystko, co si� zieleni na ziemi."
Zdarza si�.
Jak wiadomo, mieszka�cy obu tych miast byli grzesznikami i �wiat tylko na tym zyska�.
I �onie Lota oczywi�cie zapowiedziano, �e ma si� nie ogl�da� tam, gdzie zostali wszyscy ci ludzie i ich domy. Ona jednak obejrza�a si� i za to j� kocham, bo to by�o tak bardzo ludzkie.
Zosta�a za kar� zmieniona w s�up soli. Zdarza si�.
* * *
Ludzie nie powinni ogl�da� si� za siebie. Ja w ka�dym razie nie zrobi� tego ju� nigdy.
Sko�czy�em swoj� ksi��k� o wojnie. Nast�pna ksi��ka, jak� napisz�, b�dzie �mieszna.
Ta jest nieudana i tak by� musia�o, gdy� napisa� j� s�up soli. A zaczyna si� tak:
Pos�uchajcie:
Billy Pilgrim wypad� z czasu.
A ko�czy si� tak:
It - it?
2
Pos�uchajcie:
Billy Pilgrim wypad� z czasu.
Zasn�� jako podstarza�y wdowiec, a obudzi� si� w dniu swego �lubu. Wszed� w drzwi w roku 1955, a wyszed� innymi drzwiami w roku 1941. Wr�ci� przez te same drzwi, aby znale�� si� w roku 1963. Powiada, �e wielokrotnie widzia� swoje narodziny i �mier� i �e przenosi si� w zupe�nie przypadkowej kolejno�ci do r�nych moment�w dziel�cych te dwa wydarzenia.
Tak m�wi.
Billy nie panuje nad czasem, nie ma �adnego wp�ywu na to, dok�d si� przenosi, i te odwiedziny nie zawsze s� zabawne. M�wi, �e dr�czy go nieustannie trema, gdy� nigdy nie wie, jaki fragment swojego �ycia b�dzie musia� za chwil� odegra�
* * *
Billy urodzi� si� w roku 1922 w Ilium, w stanie Nowy Jork, jako jedyne dziecko tamtejszego fryzjera. By� �miesznym dzieckiem, kt�re wyros�o na �miesznego m�odzie�ca - wysokiego i w�t�ego, przypominaj�cego postur� butelk� Coca-Coli. Uko�czy� szko�� �redni� w Ilium, plasuj�c si� w g�rnych trzydziestu procentach, i ucz�szcza� do wieczorowej szko�y optycznej przez jeden semestr, gdy� potem powo�ano go do wojska na drug� wojn� �wiatow�. Jego ojciec zgin�� podczas wojny w wypadku na polowaniu.
Zdarza si�.
Billy odbywa� s�u�b� w piechocie na froncie europejskim i zosta� przez Niemc�w wzi�ty do niewoli. Kiedy w roku 1945 zwolniono go ze wszystkimi honorami do cywila, zapisa� si� z powrotem do Szko�y Optyki w Ilium. Na ostatnim roku zar�czy� si� z c�rk� za�o�yciela i w�a�ciciela szko�y, a potem prze�y� kr�tkotrwa�y rozstr�j nerwowy.
* * *
Trafi� do szpitala dla weteran�w wojennych nad jeziorem Placid, gdzie poddano go elektrowstrz�som i wypuszczono. O�eni� si� z narzeczon�, zako�czy� nauk� i te�� pom�g� mu rozpocz�� praktyk� w Ilium. Ilium jest szczeg�lnie dobrym miastem dla optyk�w, poniewa� znajduj� si� tu zak�ady General Forge and Foundry. Ka�dy pracownik zak�ad�w obowi�zany jest mie� okulary ochronne i nosi� je na terenie hal produkcyjnych. GF & F zatrudnia w Ilium sze��dziesi�t osiem tysi�cy pracownik�w. Wymaga to ogromnych ilo�ci szkie� i oprawek.
Najwi�cej zarabia si� na oprawkach.
* * *
Billy dorobi� si�. Mia� dwoje dzieci, Barbar� i Roberta. W odpowiednim czasie jego c�rka Barbara wysz�a za m�� za innego optyka, kt�remu Billy pom�g� rozpocz�� praktyk�. Syn Billy'ego Robert mia� powa�ne k�opoty w szkole, ale potem wst�pi� do s�ynnych Zielonych Beret�w, gdzie zrobiono z niego cz�owieka i pos�ano do Wietnamu.
Na pocz�tku roku 1968 grupa optyk�w, w�r�d kt�rych by� tak�e Billy, zam�wi�a specjalny samolot, aby uda� si� z Ilium na mi�dzynarodow� konferencj� optyk�w do Montrealu. Samolot ten rozbi� si� o szczyt g�ry Sugarbush w stanie Vermont. Wszyscy pr�cz Billy'ego zgin�li. Zdarza si�.
Podczas gdy Billy wraca� do zdrowia w szpitalu w Vermont, jego �ona zmar�a na skutek przypadkowego zatrucia tlenkiem w�gla. Zdarza si� i tak.
* * *
Kiedy Billy wr�ci� wreszcie do domu po tej katastrofie samolotowej, przez jaki� czas zachowywa� si� spokojnie. Mia� straszliw� szram� na czubku g�owy. Nie podj�� pracy. Dom prowadzi�a gosposia. C�rka odwiedza�a go prawie codziennie.
I nagle, bez �adnego ostrze�enia, Billy pojecha� do Nowego Jorku i wyst�pi� w ca�onocnej audycji radiowej po�wi�conej rozmowom z r�nymi lud�mi. Billy opowiedzia� o tym, �e wypad� z czasu. Powiedzia� te�, �e w roku 1967 zosta� porwany przez lataj�cy talerz. Talerz ten pochodzi� z planety Tralfamadorii, jak powiedzia�. Zabrano go na Tralfamadori�, gdzie pokazywano go nagiego w Zoo. Skojarzono go tam z inn� Ziemiank�, by�� gwiazd� filmow� nazwiskiem Montana Wildhack.
* * *
Jaki� nocny marek z Ilium us�ysza� Billy'ego przez radio i zatelefonowa� do jego c�rki Barbary. Barbara by�a ogromnie poruszona. Pojecha�a z m�em do Nowego Jorku i przywie�li Billy'ego do domu. Billy spokojnie, ale stanowczo twierdzi�, �e wszystko, co m�wi� przez radio, jest prawd�. Powiedzia�, �e zosta� porwany przez Tralfamadorczyk�w w dniu �lubu c�rki. Nie zauwa�ono jego znikni�cia, poniewa� Tralfamadorczycy wykorzystali fa�d� czasu, tak �e m�g� sp�dzi� lata na Tralfamadorii i wr�ci� na Ziemi� po up�ywie zaledwie u�amka sekundy.
Miesi�c min�� w spokoju, po czym Billy napisa� list do miejscowej gazety "News Leader", kt�ry redakcja opublikowa�a. W li�cie opisa� mieszka�c�w Tralfamadorii.
By�o tam powiedziane, �e maj� dwie stopy wzrostu, s� zieloni i kszta�tem przypominaj� gumowe przyssawki u�ywane przez hydraulik�w do przetykania zlewu. Cz�� rozszerzona dotyka zawsze pod�ogi, za� niezwykle elastyczne trzonki s� najcz�ciej skierowane w g�r�. Na ko�cu trzonka wyrasta ma�a r�czka z zielonym okiem na wewn�trznej stronie d�oni. Tralfamadorczycy maj� przyjazne usposobienie, widz� w czterech wymiarach i lituj� si� nad Ziemianami, �e ci widz� tylko w trzech. Mogliby nauczy� Ziemian wielu wspania�ych rzeczy, zw�aszcza na temat czasu. Billy obieca� opowiedzie� o niekt�rych z tych wspania�ych rzeczy w nast�pnym li�cie.
* * *
Kiedy gazeta opublikowa�a pierwszy list, Billy pracowa� ju� nad drugim. Drugi list zaczyna� si� tak:
"Najwa�niejsz� rzecz�, jakiej nauczy�em si� na Tralfamadorii, by�o to, �e �mier� jest tylko z�udzeniem. Cz�owiek �yje nadal w przesz�o�ci, tak wi�c g�upot� jest p�aka� na pogrzebie. Wszystkie chwile, przesz�e, obecne i przysz�e, zawsze istnia�y i zawsze b�d� istnie�. Tralfamadorczycy mog� ogl�da� te r�ne chwile tak, jak my mo�emy ogl�da� na przyk�ad G�ry Skaliste. Widz�, �e poszczeg�lne momenty s� niezmienne, i mog� wybiera� te spo�r�d nich, kt�re ich w danej chwili interesuj�. To tylko my na Ziemi mamy z�udzenie, �e chwile nast�puj� jedna za drug�, jak korale na sznurku, i �e chwila raz prze�yta jest stracona na zawsze.
Tralfamadorczyk widz�c trupa my�li sobie po prostu, �e zmar�y jest aktualnie w z�ej formie, ale jednocze�nie wie, �e ta sama osoba czuje si� znakomicie w wielu innych momentach. Kiedy teraz s�ysz� o czyjej� �mierci, wzruszam tylko ramionami i m�wi� to, co m�wi� w takich razach Tralfamadorczycy; to znaczy: �Zdarza si�.�"
* * *
I tak dalej.
Billy pisa� ten list w graciarni, w piwnicy swego pustego domu. Jego gospodyni mia�a tego dnia wychodne. W graciarni sta�a stara maszyna do pisania. By� to istny potw�r. Wa�y�a tyle co akumulator. Billy przenosi� j� z miejsca na miejsce z najwi�kszym trudem i dlatego w�a�nie pisa� w tej graciarni, a nie gdzie indziej.
Piec na rop� nie dzia�a�, poniewa� mysz przegryz�a izolacj� przewodu prowadz�cego do termostatu. Temperatura w domu spadla do dziesi�ciu stopni. Billy jednak�e tego nie zauwa�a�. Nie by� te� ciep�o ubrany. Siedzia� boso i wci�� jeszcze w pi�amie i szlafroku, mimo p�nego popo�udnia. Bose stopy mia� sino��te.
Ale serce Billy'ego p�on�o jasnym ogniem. Rozgrzewa�a je my�l, �e ujawniaj�c prawd� na temat czasu przyniesie ulg� i pocieszenie wielu ludziom. Dzwonek przy drzwiach wej�ciowych dzwoni� i dzwoni�. To jego c�rka Barbara dobija�a si� do domu. Po chwili otworzy�a sobie w�asnym kluczem i chodzi�a po mieszkaniu nad jego g�ow� wo�aj�c:
- Tato! tato, gdzie jeste�?
I tak dalej.
Billy nie odpowiada�, wi�c by�a ju� bliska histerii, bo spodziewa�a si� znale�� jego trupa. Wreszcie zajrza�a do ostatniego pomieszczenia, gdzie mo�na by�o go szuka� - to znaczy do graciarni.
* * *
- Dlaczego nie odpowiada�e�, kiedy ci� wo�a�am? - spyta�a Barbara staj�c w drzwiach. Mia�a w r�ku popo�udniow� gazet�, w kt�rej Billy opisywa� swoich przyjaci� Tralfamadorczyk�w.
- Nie s�ysza�em - powiedzia� Billy.
Uk�ad si� w danym momencie wygl�da� nast�puj�co: Barbara mia�a zaledwie dwadzie�cia jeden lat, ale uwa�a�a ojca za niedo��nego starca - mimo �e mia� dopiero czterdzie�ci sze�� lat - z powodu uszkodzenia m�zgu w katastrofie lotniczej. Uwa�a�a si� r�wnie� za g�ow� rodziny, poniewa� na ni� spad�y sprawy zwi�zane z pogrzebem matki, znalezieniem ojcu gospodyni i tak dalej. Barbara i jej m�� musieli te� dogl�da� rozlicznych interes�w Billy'ego, gdy� Billy robi� wra�enie, �e ma teraz gdzie� wszelkie interesy. Ca�a ta odpowiedzialno��, kt�ra spad�a na ni� w tak m�odym wieku, sprawi�a, �e sta�a si� do�� pyskat� j�dz�. Billy stara� si� w tym wszystkim zachowa� godno��, przekona� Barbar� i swoje otoczenie, �e nie jest niedo��ny, lecz wprost przeciwnie, po�wi�ca si� dzie�u znacznie wznio�lejszemu ni� jakie� tam interesy.
Wyobra�a� sobie ni mniej, ni wi�cej, tylko �e przepisuje lecznicze okulary duszom Ziemian. Tyle tych dusz by�o straconych i chorych, poniewa� nie widzia�y tego, co widz� jego mali, zieloni przyjaciele z Tralfamadorii.
* * *
- Nie k�am, ojcze - powiedzia�a Barbara. - Wiem doskonale, �e s�ysza�e�, jak ci� wo�a�am.
By�aby zupe�nie niebrzydk� dziewczyn�, gdyby nie to, �e nogi mia�a jak wiktoria�ski fortepian. Teraz robi�a piek�o z powodu tego listu w gazecie. M�wi�a, �e Billy wystawia na po�miewisko siebie i wszystkich swoich bliskich.
- Tato, tato. I co mamy z tob� robi�? Czy chcesz nas zmusi�, �eby�my ci� oddali tam, gdzie jest twoja matka?
Matka Billy'ego jeszcze �y�a. Przykuta do ��ka, przebywa�a w domu starc�w w Pine Knoll ko�o Ilium.
- Co ci� tak z�o�ci w moim li�cie? - zainteresowa� si� Billy.
- Przecie� to czyste wariactwo. Nie ma tam ani s�owa prawdy!
- To wszystko jest prawd� - odpowiedzia� Billy spokojnie. Nigdy nie unosi� si� gniewem. Pod tym wzgl�dem by� wspania�y.
- Nie ma �adnej planety Tralfamadorii.
- Rzeczywi�cie nie mo�na jej dostrzec z Ziemi, je�li o to ci chodzi. Podobnie jak z Tralfamadorii nie mo�na dostrzec Ziemi. Obie s� bardzo ma�e i dzieli je ogromna odleg�o��.
- Sk�d wzi��e� t� g�upi� nazw� Tralfamadoria?
- Tak nazywaj� swoj� planet� istoty, kt�re j� zamieszkuj�.
- O Bo�e - j�kn�a Barbara i odwr�ci�a si� ty�em, demonstracyjnie za�amuj�c r�ce. - Czy mog� zada� ci jedno proste pytanie?
- Oczywi�cie.
- Dlaczego nigdy nie wspomina�e� o tym wszystkim przed katastrof�?
- Uwa�a�em, �e nie nadszed� jeszcze czas.
* * *
I tak dalej. Billy powiada, �e po raz pierwszy wypad� z czasu w roku 1944, na d�ugo przed swoim pobytem na Tralfamadorii. Tralfamadorczycy nie mieli z tym nic wsp�lnego. Oni pomogli mu tylko zrozumie�, co si� naprawd� dzieje.
Billy po raz pierwszy wypad� z czasu, kiedy toczy�a si� jeszcze druga wojna �wiatowa. By� na wojnie pomocnikiem kapelana. W ameryka�skim wojsku pomocnik kapelana jest zazwyczaj og�lnym po�miewiskiem. Billy nie stanowi� wyj�tku. Nie m�g� ani zaszkodzi� wrogom, ani pom�c przyjacio�om. Prawd� m�wi�c to nie mia� przyjaci�. By� ordynansem pastora, nie m�g� liczy� na awans ani na odznaczenia, nie mia� broni i pokornie wierzy� w mi�osiernego Jezusa, co wi�kszo�� �o�nierzy uwa�a�a za g�wniarstwo.
Na manewrach w Po�udniowej Karolinie Billy grywa� zapami�tane z dzieci�stwa hymny na ma�ych, czarnych, wodoszczelnych organach. Mia�y trzydzie�ci dziewi�� klawisz�w i dwa rejestry: vox humana i vox celeste. Billy opiekowa� si� r�wnie� sk�adanym o�tarzem i walizeczk�. By�a to walizeczk� w kolorze ochronnym, z wysuwanymi n�kami, wybita od wewn�trz szkar�atnym aksamitem. W tym ognistym pluszu spoczywa� posrebrzany aluminiowy krzy� i Biblia.
O�tarz i organy zosta�y wyprodukowane przez fabryk� odkurzaczy w Camden, stan New Jersey, co by�o na nich uwidocznione.
* * *
Pewnego razu w czasie manewr�w Billy gra� psalm Pan twierdz� moj� Jana Sebastiana Bacha. By� niedzielny poranek. Billy i kapelan zebrali oko�o pi��dziesi�ciu �o�nierzy na zboczu wzg�rza w Karolinie. Nagle pojawi� si� rozjemca. Wsz�dzie by�o pe�no rozjemc�w - ludzi, kt�rzy m�wili, kto zwyci�a, a kto przegrywa teoretyczn� bitw�, kto �yje, a kto jest zabity.
Rozjemca przyni�s� �mieszn� wiadomo��. Zgromadzenie wiernych zosta�o teoretycznie zauwa�one z powietrza przez teoretycznego przeciwnika i wszyscy zostali teoretycznie zabici. Teoretyczne nieboszczyki po�mia�y si� i zjad�y suty obiad.
Wspominaj�c to zdarzenie w wiele lat p�niej, Billy zdumia� si�, jak bardzo tralfamadoria�ska by�a ta przygoda ze �mierci� - ludzie byli zabici i jednocze�nie w najlepsze spo�ywali posi�ek.
Pod koniec manewr�w Billy dosta� urlop okoliczno�ciowy, poniewa� jego ojciec, fryzjer z Ilium, stan Nowy Jork, zosta� zastrzelony przez swego przyjaciela w czasie polowania na jelenie. Zdarza si�.
* * *
Kiedy Billy wr�ci� z urlopu, czeka� ju� na niego rozkaz wyjazdu. By� potrzebny w kompanii dowodzenia pu�ku piechoty walcz�cego w Luksemburgu. Pomocnik pu�kowego kapelana zgin�� na polu walki. Zdarza si�.
Billy dotar� do swego oddzia�u, gdy ten by� w�a�nie rozbijany przez Niemc�w w s�ynnej bitwie w Ardenach. Billy nie zobaczy� nawet kapelana, kt�remu mia� pomaga�, nie otrzyma� stalowego he�mu ani but�w polowych. Dzia�o si� to w grudniu 1944 roku, podczas ostatniego pot�nego uderzenia niemieckiego w tej wojnie.
Billy uszed� z �yciem, ale znalaz� si� og�upia�y i zb��kany daleko na ty�ach Niemc�w. Trzej inni �o�nierze, r�wnie� zb��kani, ale nieco przytomniejsi, pozwolili mu wlec si� za sob�. Dwaj z nich byli zwiadowcami, a trzeci artylerzyst�. Nie mieli map ani �ywno�ci. Unikaj�c spotkania z Niemcami, zapuszczali si� coraz g��biej w sielsk� cisz�. Jedli �nieg.
Szli g�siego. Na czele zwiadowcy, sprytni, zgrabni, cisi. Byli uzbrojeni w karabiny. Za nimi szed� artylerzysta, niezdarny i t�pawy, odstraszaj�c Niemc�w automatycznym Coltem trzymanym w jednej r�ce i no�em w drugiej.
Na ko�cu szed� Billy Pilgrim z pustymi r�kami, z ponur� determinacj� przygotowany na �mier�. Wygl�da� idiotycznie - sze�� st�p i trzy cale wzrostu, pier� i ramiona jak pude�ko gabinetowych zapa�ek. Nie mia� he�mu, broni, p�aszcza ani but�w. Na nogach mia� tanie cywilne trzewiki, kt�re kupi� na pogrzeb ojca. Zgubi� jeden obcas i teraz szed� podryguj�c w g�r� i w d�. Od tego mimowolnego ta�ca bola� go staw biodrowy.
Billy mia� na sobie cienk� kurtk� polow�, koszul� i spodnie z szorstkiego sukna oraz d�ugie, mokre od potu kalesony. Z ca�ej czw�rki on jeden nosi� brod�. Broda by�a rzadka, szczeciniasta i cz�ciowo siwa, mimo �e Billy mia� dopiero dwadzie�cia jeden lat. Zaczyna� ju� tak�e �ysie�. Na skutek wiatru, mrozu i gwa�townego wysi�ku jego twarz nabra�a barwy szkar�atu.
Nie wygl�da� wcale na �o�nierza. Przypomina� raczej z�achanego flaminga.
* * *
Na trzeci dzie� w�dr�wki ostrzelano ich z daleka, kiedy przechodzili przez w�sk�, wyk�adan� ceg�ami drog�. Pad�y cztery strza�y. Pierwszy przeznaczony by� dla zwiadowc�w. Nast�pny dla artylerzysty, kt�ry nazywa� si� Roland Weary.
Trzecia kula by�a przeznaczon� dla z�achanego flaminga, kt�ry zatrzyma� si� na samym �rodku drogi, kiedy �mierciono�na pszczo�a bzykn�a mu ko�o ucha. Billy sta� grzecznie, daj�c strzelcowi szans� poprawki. Zgodnie z jego m�tnymi wyobra�eniami o zasadach prowadzenia wojen, strzelec powinien mie� szans� poprawki. Nast�pna kula - kozio�kuj�ca w powietrzu, jak mo�na by�o s�dzi� po d�wi�ku - przelecia�a o kilka cali od kolan Billy'ego.
Roland Weary wraz ze zwiadowcami le�eli bezpiecznie w rowie i Weary rycza� na Billy'ego:
- Z�a� z drogi, ty krety�ski matkojebco!
To ostatnie s�owo by�o w roku 1944 czym� nowym dla bia�ego. Zabrzmia�o tak �wie�o i zaskakuj�co w uszach Billy'ego, kt�ry nie jeba� jeszcze nikogo, �e spe�ni�o swoje zadanie. Billy ockn�� si� i zlaz� z drogi.
* * *
- Znowu uratowa�em ci �ycie, krety�ski skurwielu - powiedzia� Weary do Billy'ego w rowie. Ratowa� mu tak �ycie od kilku dni l��c go, kopi�c, bij�c, zmuszaj�c do marszu. Stosowanie brutalnego przymusu by�o absolutnie konieczne, poniewa� sam Billy nie ruszy�by palcem, �eby si� ratowa�. Billy chcia� zrezygnowa�. By� g�odny, przemarzni�ty, zagubiony, bezradny. Teraz, po trzech dniach w�dr�wki, przesta� odr�nia� sen od jawy i nie robi�o mu wi�kszej r�nicy, czy idzie, czy stoi nieruchomo. Pragn�� tylko, aby zostawiono go w spokoju. "Id�cie, ch�opcy, dalej beze mnie" - powtarza� w k�ko.
* * *
Weary by� takim samym nowicjuszem na wojnie jak Billy. On r�wnie� przyby� jako uzupe�nienie. Wraz z reszt� obs�ugi dzia�a odda� jeden gniewny strza� z pi��dziesi�ciosiedmiomilimetrowego dzia�ka przeciwpancernego. Dzia�ko wyda�o d�wi�k, jakby sam Pan B�g Wszechmog�cy rozpi�� zamek b�yskawiczny u spodni. D�ugi na trzydzie�ci st�p j�zyk ognia wypali� �nieg i traw�, pozostawiaj�c czarn� strza��, kt�ra wskazywa�a Niemcom stanowisko dzia�ka. Strza� by� niecelny.
Strzelali do Tygrysa. Czo�g pokr�ci� swoim osiemdziesi�cioo�miomilimetrowym ryjem, jakby w�szy�, i zobaczy� strza�� na �niegu. Wystrzeli� i zabi� wszystkich �o�nierzy z obs�ugi dzia�ka opr�cz Weary'ego. Zdarza si� i tak.
* * *
Roland Weary mia� osiemna�cie lat. Dobiega� kresu swego nieszcz�liwego dzieci�stwa, kt�re up�yn�o g��wnie w Pittsburghu, w stanie Pensylwania. Nie lubiano go tam w Pittsburghu. Nie lubiano, poniewa� by� g�upi, gruby, z�o�liwy i zalatywa�o od niego bekonem, cho�by nie wiadomo jak starannie si� my�. Nikt w Pittsburghu nie chcia� si� z nim zadawa� i wszyscy go odp�dzali.
Weary nie m�g� tego przebole�. Ilekro� go odp�dzono, znajdowa� sobie kogo� jeszcze bardziej pogardzanego i kr�ci� si� przez jaki� czas ko�o tego kogo�, udaj�c przyja��. A potem pod byle pretekstem katowa� go do nieprzytomno�ci.
By� to niezmienny wzorzec. Weary nawi�zywa� z lud�mi szale�cze, seksualne nieomal, mordercze stosunki, a potem bi� ich i katowa�. Opowiada� im o kolekcji broni palnej i siecznej, kajdan i narz�dzi tortur swego ojca. Ojciec Weary'ego, hydraulik, rzeczywi�cie zbiera� takie rzeczy i ubezpieczy� swoj� kolekcj� na cztery tysi�ce dolar�w. Nie by� w tym odosobniony. Nale�a� do licznego klubu ludzi, kt�rzy zbierali takie rzeczy.
Ojciec Weary'ego da� kiedy� matce Weary'ego jako przycisk do papier�w doskonale dzia�aj�ce hiszpa�skie urz�dzenie do �amania palc�w. Kiedy indziej podarowa� jej stoj�c� lamp�, kt�rej podstaw� stanowi�a miniatura s�ynnej �elaznej Dziewicy z Norymbergi. Autentyczna �elazna Dziewica by�a �redniowiecznym narz�dziem tortur, czym� w rodzaju kot�a o kszta�tach kobiety, naje�onego od �rodka kolcami. Z przodu figury znajdowa�y si� drzwi na zawiasach. Idea urz�dzenia polega�a na tym, aby wsadzi� przest�pc� do �rodka i nast�pnie powoli zamyka� drzwi. By�y nawet dwa specjalne kolce na wysoko�ci oczu skaza�ca. A w dnie znajdowa� si� otw�r, kt�rym mog�a odp�ywa� krew.
Zdarza si�.
* * *
Weary opowiedzia� Billy'emu o �elaznej Dziewicy, o otworze w dnie i do czego to s�ii�y�o. Opowiedzia� mu o pociskach dum-dum. Opowiedzia� mu, �e jego ojciec ma pistolet marki Derringer, kt�ry jest tak ma�y, i� mie�ci si� w kieszonce kamizelki, a mimo to robi w cz�owieku dziur�, przez kt�r� m�g�by swobodnie przelecie� nietoperz.
Weary stwierdzi� kiedy� z pogard� w g�osie, �e Billy pewnie nawet nie wie, co to jest stru�ynka do krwi. Billy odpowiedzia�, �e otw�r w dnie �elaznej Dziewicy, ale to nie by�o to. Stru�ynka, jak si� dowiedzia� Billy, to wy��obienie biegn�ce wzd�u� brzeszczotu szabli.
Weary opowiedzia� Billy'emu o r�nych wymy�lnych torturach, kt�re widzia� na filmach, o kt�rych czyta� w ksi��kach lub s�ysza� przez radio - i o innych wymy�lnych torturach, kt�re sam zaprojektowa�. Jednym z jego wynalazk�w by�o wiercenie facetowi w uchu wiertark� dentystyczn�. Spyta� te� Billy'ego, jaki jest jego zdaniem najgorszy rodzaj egzekucji. Billy nie mia� �adnego pogl�du na t� spraw�. Okaza�o si�, �e poprawna odpowied� brzmi nast�puj�co:
- Przywi�zuje si� faceta na mrowisku gdzie� w pustyni, kapujesz? K�adzie si� go twarz� do g�ry i smaruje mu si� jaja miodem, a potem odcina mu si� powieki, �eby musia� patrze� na s�o�ce, dop�ki nie umrze.
Zdarza si�.
* * *
Le��c teraz w rowie z Billym i zwiadowcami, w chwil� po tym jak do nich strzelano, Weary podsun�� Billy'emu pod nos sw�j n�. N� nie by� w�asno�ci� pa�stwow�. Weary dosta� go w prezencie od ojca. Jego ostrze mia�o dziesi�� cali d�ugo�ci i by�o tr�jgraniaste. R�koje��, b�d�ca jednocze�nie kastetem, sk�ada�a si� z pier�cieni, do kt�rych Weary wsun�� swoje kr�tkie, grube paluchy. Pier�cienie te� nie by�y zwyk�e - stercza�y z nich metalowe kolce.
Weary przy�o�y� kolce do policzka Billy'ego i uk�u� go czule, z krwio�ercz� pow�ci�gliwo�ci�.
- Chcia�by� dosta� czym� takim - hm? Hmmmm? - dopytywa� si�.
- Nie chcia�bym - odpowiedzi