7236

Szczegóły
Tytuł 7236
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7236 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7236 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7236 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Bonnie Mac Dougal Wbrew Regu�om Przek�ad Wojciech Jacyno, Celina Nowak 1 By�o ich sze�ciu. M�odzi i zwinni biegli susami w�r�d zmro�onej mg�y k��bi�cej si� u ich st�p i ob�ok�w gor�cej pary wydobywaj�cych si� z ich ust. Zwa�y szarego, zmieszanego z �u�lem �niegu wznosi�y si� po obu stronach drogi, a oni p�dzili pomi�dzy nimi w milczeniu, jakby wabieni feromonem, kt�ry tylko oni mogli wyczu�. Cam jecha�a pust� w�sk� drog�. Zwolni�a, gdy jeden z ch�opak�w wy�ama� si� nagle z szeregu i ruszy� w jej stron�. Uni�s� w biegu jaki� przedmiot, kt�ry zal�ni� jasno w �wietle ksi�yca, zakre�li� d�ug� elips� i opu�ci� go z g�uchym �omotem na jedn� ze stoj�cych w rz�dzie skrzynek na listy. W��czy�a d�ugie �wiat�a. Sze�ciu ch�opc�w, jeden z kijem bejsbolowym w r�ku, zamar�o na drodze przed ni�. W sekund� p�niej reflektory samochodu rozproszy�y ich jak promie� lasera. - Dzieciaki - mrukn�a. By�a sp�niona i podenerwowana. Przez dwie ostatnie godziny ubiera�a si� i rozbiera�a, upina�a w�osy i rozpuszcza�a je na nowo, starannie nak�ada�a makija� tylko po to, by go zetrze� ze z�o�ci�. Doug zauwa�y� w ko�cu, �e by�oby w z�ym tonie sp�ni� si� na przyj�cie organizowane na ich cze��. Cam zastanawia�a si�, czy przyj�cie osobno nie jest jeszcze gorsze. Zdecydowa�a jednak, �eby pojecha� pierwszy. Teraz, patrz�c za nurkuj�cymi w krzakach ch�opcami, by�a zadowolona, �e nie ma obok niej m�a. Gdyby Doug zobaczy� to, co ona w�a�nie widzia�a, czu�by si� w obowi�zku co� zrobi�. Taki ju� by�: je�li tylko m�g� co� zdzia�a�, dzia�a�, a je�li co� wiedzia�, rozg�asza� wszem i wobec. Doug nie sta�by bezczynnie widz�c ch�opaka, kt�ry rozwala czyj�� skrzynk� na listy. W dodatku ten m�ody cz�owiek powinien podawa� teraz kanapki na wieczornym przyj�ciu. Trey Ramsay by� trzynastoletnim synem ich gospodarza, senatora Stan�w Zjednoczonych Ashtona Ramsaya. Cam by�a osob� dyskretn�. Tak wi�c, jak w wi�kszo�ci przypadk�w, zdecydowa�a si� zachowa� i t� informacj� dla siebie. Jecha�a dalej. Chwil� p�niej reflektory jej samochodu o�wietli�y ciemn� furgonetk� zaparkowan� na poboczu i stoj�cego obok m�czyzn� z telefonem kom�rkowym przy uchu. Pewnie dzwoni na policj�, pomy�la�a, czuj�c ulg�, �e kto� inny zaj�� si� t� spraw�. M�czyzna mia� na sobie d�insy i kurtk� narciarsk�, str�j wystarczaj�co porz�dny jak na pi�tkowy wiecz�r na przedmie�ciach Wilmington. By�o jednak co� dziwnego w jego postawie, jaka� czujno�� w ruchach, gdy odwr�ci� si�, s�ysz�c jej samoch�d. Mijaj�c go, zerkn�a ukradkiem w lusterko. Wygl�da gro�niej ni� tamto stado wilczk�w, pomy�la�a. Ale szybko o tym zapomnia�a. Zaczyna�a nowe �ycie i �aden rozpuszczony dzieciak czy tajemniczy nieznajomy jej w tym nie przeszkodz�. Pojecha�a dalej. Zimny, lutowy ksi�yc o�wietla� pokryte dziewiczym �niegiem pola i �ywop�oty, kt�re wyznacza�y granice posiad�o�ci w starym Greenville. Przed dwustu laty region ten p�nocn� cz�� stanu Delaware - zasiedlili Franko-Amerykanie. Przybyli za�o�y� utopijn� koloni�, a sko�czyli buduj�c domy w stylu francuskim i produkuj�c proch. Dzisiaj DuPont Company by�o najwi�kszym przedsi�biorstwem w stanie. Parafrazuj�c tytu� znanej sztuki, mo�na powiedzie� tak: zazwyczaj sze�� stopni oddalenia dzieli dwoje ludzi na ziemi, ale pomi�dzy DuPontem a jak�kolwiek c�r� czy synem Delaware jest ich zaledwie dwa. Cam u�miechn�a si�, u�wiadomiwszy sobie, �e i ona, jako �ona mieszka�ca stanu, stanowi�a teraz cz�� wielkiej rodziny Delaware. Na ko�cu podjazdu do domu Ramsay�w b�yszcza�y �wiat�a. Min�a bram� i, obje�d�aj�c kr�g przykrytych �niegiem krzew�w, dotar�a do schod�w. Chyl�ca si� ku upadkowi stara posiad�o�� mia�a obskurne bia�e sztukaterie i wyblak�e czarne okiennice. Dzisiaj jednak dom l�ni� jak pa�ac. Tego wieczoru Ramsayowie wydawali przyj�cie na cze�� �wie�o po�lubionej pary dla, jak s�dzi�a Cam, elity towarzyskiej stanu Delaware. Parkingowy przechadza� si� przed domem. Ze z�o�ci� wydoby�a si� z kurtki z goretexu i cisn�a j� na tylne siedzenie. Wieczorowa suknia bez rami�czek z aksamitu i satyny kosztowa�a j� dwumiesi�czn� pensj�. Nie starczy�o ju� na elegancki p�aszcz. - Dobry wiecz�r pani - powiedzia� ch�opiec i otworzy� drzwiczki. Zawaha�a si�. Zamar�o jej serce, a cia�o przeszed� dreszcz. Dopiero po chwili dr��c wysz�a w zimne nocne powietrze. Na bli�niaczych kolumnach po obu stronach drzwi wyryto liter� V, co, jak twierdzi� senator Ramsay, mia�o symbolizowa� zwyci�stwo. Przede wszystkim jednak by� to inicja� nazwiska Vaughn. Margo Vaughn Ramsay odziedziczy�a ten dom jako cz�� poka�nej fortuny po swoich przodkach. Cam nacisn�a dzwonek i u�miechn�a si�. W chwil� p�niej Margo otworzy�a drzwi. - Campbell, kochanie! - zawo�a�a i wci�gn�a j� do �rodka. - Jeste� nareszcie! Margo mia�a na sobie ca�e metry zielono-z�otego brokatu skrojonego na wz�r kimona. Stalowoszare w�osy upi�a w kok i przebi�a przypominaj�c� dzid� szpilk� z ko�ci s�oniowej. Gdy Cam spotka�a j� po raz pierwszy, Margo by�a ubrana w jedwabn� pi�am� w stylu Mao - dziwny str�j jak na Bo�e Narodzenie. P�niej Doug jej wyja�ni�, �e Margo sp�dzi�a dzieci�stwo na Dalekim Wschodzie, gdzie jej ojciec pracowa� jako dyplomata. Po dzi� dzie� czu�a sentyment do wszystkiego, co azjatyckie. - Pani Ramsay, przepraszam za sp�nienie... - Ale� wcale si� nie sp�ni�a�, Cam. Sp�nia si� tylko Ash. - Margo zmarszczy�a czarne brwi, mocno zarysowane nad bezwzgl�dnymi oczami i wysoko osadzonymi ko��mi policzkowymi. - Poci�g. Znowu. Doug wyja�ni� tak�e i to: senator mia� �mnisz� cel� na Kapitolu i przyje�d�a� do domu poci�giem na weekendy. Takich cz�onk�w Kongresu okre�lano terminem �klub wtorkowo-czwartkowy�, chocia�, zdaniem Douga, Ramsay �ci�le przestrzega� rozk�adu poniedzia�kowo-pi�tkowego. - Prosz� o uwag�! - zawo�a�a Margo. - Oto Campbell! Nareszcie! Szum g�os�w wzm�g� si�, ludzie zacz�li si� wlewa� do g��wnego holu. Cam poczu�a si� niepewnie. Wszyscy m�czy�ni mieli na sobie smokingi, kobiety czarne suknie wieczorowe i popielatoblond fryzury, podczas gdy ona sta�a w o�lepiaj�co bia�ej sukni balowej z w�osami opadaj�cymi swobodnie na plecy. Po raz kolejny �le si� ubra�a, zn�w by�a nie na miejscu. Ale szybko przypomnia�a sobie, �e to ona jest pann� m�od� i go�ciem honorowym wieczoru; tym razem nale�a�o si� wyr�nia�. Po lewej, w salonie, pianista gra� Gershwina, z biblioteki po prawej dochodzi� gwar g�os�w. Tymczasem w holu cisn�o si� do niej mrowie ludzi. - Mi�o mi pani� pozna�, m�oda damo - powiedzia� kto�. - Bardzo mi�o. - Wszystkiego dobrego! �ylasta kobieta chwyci�a Cam za obie d�onie. - Och, tak chcia�am ci� pozna�! - zawo�a�a. - Campbell, Maggie Heller - powiedzia�a Margo. - Doug tyle nam o tobie opowiada� - stwierdzi�a kobieta. By�a nerwowa i bardzo chuda. Wygl�da�a tak, jakby nie nad��a�a z uzupe�nianiem zbyt szybko spalanych kalorii. - Wszyscy go tu uwielbiamy i �yczymy wam du�o szcz�cia! - Musisz kogo� pozna�. - Margo odci�gn�a Cam od Maggie Heller i skierowa�a w stron� m�czyzny o dziobatej twarzy, porysowanej g��bokimi bruzdami. - Norman Finn. - Gratulacje! - Roztacza� wok� od�r tytoniu, kt�rym przesi�kni�ty by� jego smoking. Cam u�cisn�a mu d�o� i odsun�a si�. Odrzuci� j� smr�d papieros�w i to s�owo - gratulacje. Zawsze si� jej wydawa�o dwuznaczne. - Mi�o mi pana pozna�, panie Finn. - Wystarczy Finn. Wszyscy tak do mnie m�wi�. - Finn - powt�rzy�a pow�tpiewaj�co. Nagle drgn�a, bo stoj�cy za ni� m�czyzna zbyt blisko si� przysun��. Odwracaj�c si�, zobaczy�a kamer� wideo skierowan� na swoj� twarz. Dziwne, pomy�la�a; przecie� w rubrykach towarzyskich trudno wykorzysta� film wideo. Margo poci�gn�a j� dalej; Cam �ciska�a d�onie, w k�ko wypowiadaj�c te same s�owa powitania. Twarze si� przesuwa�y, a pianista gra� �S Wonderful�. - Co za wspania�e przyj�cie! - powiedzia�a jaka� kobieta. - �a�ujemy tylko, �e nie mieli�cie tutaj wesela. - W�a�nie, czemu go nas pozbawili�cie? - zapyta� kto� inny. Cam u�miechn�a si� i wyja�ni�a, �e ona nie ma rodziny, a matka Douga nie mo�e podr�owa�. Dlatego ograniczyli si� do �lubu cywilnego na Florydzie. Jedynymi go��mi byli �wiadkowie - matka i ciotka Douga. Miesi�c miodowy sp�dzili na St. Bart�s. - Jestem pewna, �e by�o cudownie - westchn�a Margo. - Ale Ash i ja stwierdzili�my, �e skoro nie mogli�my urz�dzi� wesela w Delaware, to zorganizujemy tu przynajmniej przyj�cie na wasz� cze��! - Dobry pomys� przyzna� dziobaty m�czyzna, �po prostu Finn�. - Mamy okazj� ci si� przyjrze�. Cam spojrza�a na niego niepewnie. Nie wiedzia�a, co mia� na my�li ani co w og�le tu robi�. By�o w nim co� niepokoj�cego. Emanowa�a z niego prostacka si�a, nadawa�by si� na nadzorc� plantacji lub szefa kasyna. - Campbell - odezwa�a si� nerwowa kobieta, Maggie Heller. - To takie urocze imi�! - Dzi�kuj�. - Sekund� p�niej Cam drgn�a. Z�a odpowied�, chocia� wystarczaj�co stosowna, je�li znali prawd�. - Jeste� prawnikiem w Filadelfii? - Tak. W kancelarii Jackson, Rieders & Clark. Finn oznajmi� t�umowi: - To ta firma, kt�ra przej�a kancelari� Douga w zesz�ym roku. Cam wykrzywi�a usta w niemym sprzeciwie. -Och, nie przej�a, panie Finn. Nasza firma po��czy�a si� z kancelari� Douga. - Teraz to ju� rzeczywi�cie mo�na powiedzie�, �e dosz�o do fuzji - Finn roze�mia� si� grubia�sko. - Zamierzasz przyst�pi� do egzaminu adwokackiego w Delaware? - zapyta� jaki� m�czyzna. - Ju� przyst�pi�am, latem. I to z sukcesem! - doda�a zuchwale. - W czym si� specjalizujesz? - Och, jestem tylko zwyk�ym prawnikiem - rzuci�a beztrosko. - Robi� wszystko, co mi ka��. - Ale w jakim pracujesz dziale? - naciska� m�czyzna. Jej u�miech zblad�. - Prawo rodzinne - powiedzia�a po chwili. - Ach - pokiwa� znacz�co g�ow�. - W naszej firmie nazywali�my to stosunkami rodzinnymi, dop�ki jedna z klientek nie pomy�la�a, �e to oznacza, i� jej m�� ma romans z pokoj�wk�! - Pami�tam tamt� spraw�, Owen - stwierdzi� kto� stoj�cy obok. - I niech mnie diabli, je�li nie mia�a racji! Cam u�miechn�a si� z przymusem po�r�d chichotu t�umu. - Nie, chwileczk� - zaoponowa� Finn. - Doug nam powiedzia�, �e zajmujesz si� odnajdywaniem sk�adnik�w mienia. - Tak - o�ywi�a si�. - Wykonuj� orzeczenia s�dowe i staram si� tropi� maj�tek, kt�ry pozwany m�g� ukry�. Pe�ni� funkcj� wykwalifikowanego komornika. - Och, rozumiem - zauwa�y�a sucho kobieta. Nikt nie chowa lepiej swego maj�tku ni� m�czyzna my�l�cy o rozwodzie. - Cholera, czy o to chodzi w poszukiwaniu maj�tku? - powiedzia� Finn. - A ja my�la�em, �e Campbell pomo�e nam w zdobywaniu funduszy. Popatrzy�a na niego zmieszana. Zgromadzeni znowu wybuchn�li �miechem. Finn podszed� bli�ej, przynosz�c ze sob� od�r papieros�w. - Margo, pozw�l mi j� porwa�. Jest tu par� os�b, kt�re Campbell powinna pozna�. - Prosz� bardzo. - Margo uwolni�a rami� Cam i natychmiast odwr�ci�a si� do t�umu. - No, nareszcie! - krzykn�a. - Jak d�ugo si� nie widzieli�my?... Tak, tak, wiem, poci�g. Znowu. Nast�pne twarze przesuwa�y si� przed oczami Cam, gdy Finn prowadzi� j� przez hol. Owen Willoughby; Webb Black; Carl Baldini - wiesz, Baldini Construction; Chubb Heller - pozna�a� ju� jego �on�, Maggie; Ron March - jak prokurator federalny Ronald March? - w�a�nie; John Simon, poniewa� ka�da partia potrzebuje przyjaznego bankiera. Cam kiwa�a g�ow� i u�miecha�a si�, czuj�c jednocze�nie przyp�yw strachu. �adne z tych nazwisk nie by�o jej znane, mimo �e od miesi�cy �ledzi�a informacje na temat elity Wilmington. Pr�bowa�a wy�apa� strz�pki rozm�w. Przewija�y siew nich tradycyjne tematy poruszane na przyj�ciach - najnowsze filmy, skandal seksualny w Bia�ym Domu, ostatnie starcie z Saddamem Husseinem. Z ty�u dobieg�a ostrzejsza wymiana zda�. - Liczby wygl�daj� dobrze. Widzia�e� te wczorajsze wyniki sonda�u? Taak, ale co mo�emy zrobi� bez got�wki...? Mi�dzy go��mi kr��y�a Margo. - Tak, Jesse czeka na niego na stacji. Trey...? Nie wiem, musi by� wci�� na g�rze. Pewnie szuka czego� do ubrania. Ze wszystkiego ostatnio wyrasta! Finn, przepychaj�c si� przez grupk� ludzi, poci�gn�� Cam w stron� starszego m�czyzny siedz�cego na w�zku inwalidzkim. - Jonathan, to jest �ona Douga - zawiadomi� g�o�no. - Campbell, poznaj Jonathana Fletchera. W ko�cu pad�o nazwisko, jakie spodziewa�a si� us�ysze� tego wieczoru. Jonathan Fletcher nale�a� do arystokracji Delaware, by� milionerem w trzecim czy czwartym pokoleniu. - Mi�o mi pana pozna�, panie Fletcher. M�czyzna zerkn�� spod g�stych, bia�ych brwi, ale nic nie powiedzia�. - Campbell - odezwa�a si� kobieta stoj�ca za w�zkiem. - Czy to tradycja rodzinna? - Tak. - Cam obserwowa�a w�a�nie, jak Margo podnosi s�uchawk� telefonu stoj�cego po drugiej stronie holu, na stoliku przy schodach. - To nazwisko panie�skie mojej matki. - Brzmi jak szkockie - stwierdzi� niskim g�osem starszy m�czyzna, kt�remu zadr�a�y przy tym obwis�e policzki. -... Zastanawiam si�, czy widzia�e� gdzie� Treya...? - odczytywa�a z ruchu warg Margo. - W stu procentach - odpowiedzia�a szybko Fletcherowi. - Nie wygl�dasz na Szkotk� - mrukn�� podejrzliwie starszy pan. - Mo�e raczej na Irlandk�. Odrzuci�a g�ow�, pozwalaj�c, by w�osy sp�yn�y swobodnie na plecy. - Ach, dajcie panie pok�j - powiedzia�a z irlandzkim akcentem, kt�ry wzbudzi� wok� wybuchy �miechu. Czujny pianista zacz�� gra� �They All Laughed�. Dziesi�� metr�w dalej Margo od�o�y�a s�uchawk�. Na jej twarzy wida� by�o napi�cie. Po kr�tkiej chwili jednak mi�nie ponownie rozlu�ni�y si� w u�miechu. - Sk�d pochodzisz, Campbell? - kto� zapyta�. - Z Pensylwanii. Okr�g Lancaster. - Och, ale opowiedz reszt�. - Margo porusza�a si� po pokoju tak szybko, �e z�ote nici mieni�y si� na jej sukni. - Po �mierci rodzic�w na Filipinach Campbell wychowywa�a babka. Wyobra�cie sobie, pracowali tam jako misjonarze. Kosmate brwi Jonathana Fletchera unios�y si�. - Jak zmarli? - Zgin�li podczas masakry muzu�ma�skiej - odpar�a Cam. Twarze wszystkich zastyg�y w przera�eniu. - Ale to si� zdarzy�o prawie trzydzie�ci lat temu. By�am wtedy ma�ym dzieckiem - doda�a. Finn nachyli� si� do ucha Fletchera. - To osiemnastokaratowy towar, wiesz... Starzec skin�� g�ow� i przeni�s� spojrzenie z Cam na Margo, by zapyta�: - Gdzie jest ten tw�j m��? - M�wi�am ci, Jonathan. Poci�g... - A gdzie jest m�j m��? - powiedzia�a Cam, prawie tak zaciekawiona jak starszy cz�owiek. Zebrani znowu si� roze�mieli, Finn za� skierowa� j� do biblioteki. Z poprzednich wizyt w domu Ramsey�w zapami�ta�a j� jako wy�o�one ciemn� boazeri�, obwieszone ci�kimi kotarami pomieszczenie. Sta�y tu roz�o�yste kanapy i zupe�nie do nich nie pasuj�ce jedwabne parawany japo�skie. Ale dzi� wieczorem na kominku trzaska� ogie�, pali�y si� lampy i kinkiety, a w centrum tego wszystkiego b�yszcza� Doug Alexander. Obiektywnie rzecz bior�c, by� absolutnie przeci�tny, wr�cz nijaki. Wszystko w nim mo�na by opisa� jako �rednie: �rednioczarne w�osy, �redniobr�zowe oczy, �redni wzrost, �rednia budowa cia�a, chocia� z lekkim, profesorskim przygarbieniem plec�w. Lecz jednocze�nie mia� w sobie co�, co przykuwa�o uwag�. Z holu dobiega�a melodia jednej z ich ulubionych piosenek, �Someone to Watch Over Me�. Doug uni�s� g�ow�. Gdy zauwa�y� Cam w drzwiach, przes�a� jej brwiami sygna�: �Wszystko w porz�dku?�, a ona odpowiedzia�a w ten sam spos�b z u�miechem: �Tak, wspaniale!� Stoj�c tam i wpatruj�c si� w niego, istotnie tak czu�a. Ca�e �ycie by�a samotnikiem, lecz teraz stanowi�a po�ow� pary, cz�� ca�o�ci. Nigdy ju� nie b�dzie sama. Nagle czyja� r�ka oplot�a j� w pasie, a g�os wyszepta� w ucho: - Uwa�aj, ma�a. Wygl�dasz prawie jak zamroczona. - Musz� ci co� powiedzie�, Nathan - odparowa�a, wykr�caj�c si� z szelestem bia�ej satyny. - Ja jestem zamroczona. - Wspi�a si� na palce, aby u�ciska� wysokiego czarnego m�czyzn�, po czym cofn�a si� o krok, przygl�daj�c mu si� podejrzliwie. - Co ty tu robisz, na mi�o�� bosk�? - Ja? - Udawa� obra�onego, poprawiaj�c czerwon� muszk�. - Mia�em ci� spyta� o to samo. Nathan Vance by�, tak jak i ona, nikim, co zreszt� stanowi�o podstaw� ich przyja�ni. Pomagaj�c sobie wzajemnie, jak to zwykle robi� biedacy, przebrn�li przez wydzia� prawa - Cam, bia�a, osierocona dziewczyna i Nathan, syn czarnej rodziny. - Nie, naprawd� - nalega�a. - Jak ci si� uda�o tu dosta�? - Po pierwsze, razem studiowali�my - wylicza� na palcach. - Po drugie, pracowa�em z tob� w Filadelfii. Po trzecie, teraz pracuj� w Wilmington z Dougiem. W ko�cu po czwarte, jestem jedyn� na �wiecie osob�, kt�ra mo�e utrzymywa�, �e jest zaprzyja�niona jednocze�nie z pann� i panem m�odym. A zatem, jak wnosz�, nikt bardziej ni� ja nie zas�uguje na to, by tu by�. Wtedy do Cam dotar�o, sk�d wzi�� si� jej niepok�j tego wieczoru. Nie spotyka�a si� tu elita Wilmington. Nie przyszed� nikt z Komitetu Sztuk Pi�knych ani z klubu terenowych bieg�w ko�skich Winterthur czy z rady filharmonii. Zajrza�a do biblioteki. Zobaczy�a dziwnego m�czyzn� klepi�cego Douga po ramieniu. Dolecia� j� kolejny strz�pek rozmowy: - Widzia�e� to opracowanie o polityce handlowej, jakie przygotowa�? Du�o dobrego materia�u. Nathan popatrzy� w przestrze� za jej plecami i wyprostowa� ramiona. Cam odwracaj�c si� ujrza�a Normana Finna zmierzaj�cego w ich kierunku. - Och, Finn - powiedzia�a. - Pozw�l, �e przedstawi� ci mojego przyjaciela, Nathana Vance�a... - Do diab�a, znam Nathana. Jak tam interesy, m�ody cz�owieku? - �wietnie, prosz� pana. Mi�o pana widzie�. Prawnicy, pomy�la�a Cam, gdy m�czy�ni �ciskali sobie d�onie. Oczywi�cie, wszyscy musieli by� prawnikami. Stanowi�o to wystarczaj�co logiczn� podstaw� dla u�o�enia listy go�ci na przyj�cie z okazji ma��e�stwa dwojga prawnik�w, urz�dzone przez by�ego stanowego prokuratora generalnego. Wychwyci�a jednak kolejny fragment rozmowy: - Taak, zapisuje si� coraz wi�cej os�b, ale poziom funduszy... Jej nagie ramiona zadr�a�y, gdy podmuch lodowatego powietrza przelecia� przez hol. Obracaj�c si� zobaczy�a, �e senator James Ashton Ramsay wpada jak burza przez frontowe drzwi. - Margo! - rykn��, a t�um zwr�ci� si� w jego stron�. - Gdzie kolacja? Umieram z g�odu! Rozleg�y si� wiwaty. Cam przywar�a do �ciany, gdy reszta go�ci ruszy�a do przodu, walcz�c o u�cisk i spojrzenie senatora. Mia� imponuj�c� sylwetk� - wysoki i barczysty, z orlim nosem i powiewaj�c� grzyw� bia�o��tych w�os�w, kt�rej zawdzi�cza� swoje przezwisko: Lew okr�gu New Castle. Zdar� z siebie p�aszcz, cisn�� go na oparcie bambusowego krzes�a i ruszy� w t�um. - Cze�� Finn! Owen, Sara, mi�o was widzie�! Maggie, moja droga, jak si� masz? Ron! Co u ciebie s�ycha�? - Witaj w domu, senatorze! - krzykn�� Finn. Pozostali go�cie podchwycili okrzyk, tak jakby Ramsay nie pojawia� si� w tym samym miejscu w ka�dy pi�tkowy wiecz�r. - Witamy w domu senatorze! Witaj w domu! - Dobrze was widzie�! - hukn�� tamten w odpowiedzi. - Dzi�ki za przybycie! Wreszcie Cam zrozumia�a. To byli ci, kt�rych Doug nazywa� lud�mi partii nie tylko do niej nale�eli, ale r�wnie� j� kochali. Powinna si� wcze�niej zorientowa�. Partia by�a dla Douga prawie jak religia: p�aci� dziesi�cin�, ucz�szcza� na przepisowe nabo�e�stwa i g��boko wierzy�. M�� przedziera� si� przez t�um w jej stron�, wi�c wysz�a mu naprzeciw. - Kochanie...? - zawo�a�a. - Chwileczk�. - U�miechn�� si� i poszed� dalej. - Jest m�j ch�opak! - zawo�a� Ramsay i wyci�gn�� r�k� do Douga. T�um si� rozst�pi�. Zn�w rozleg�y si� okrzyki, podczas gdy dwaj m�czy�ni poklepywali si� po ramionach. Drzwi wej�ciowe otworzy�y si� ponownie. Wpad� przez nie kolejny podmuch zimnego powietrza, tym razem nios�c z sob� farbowan� blondynk� w b�yszcz�cym, czarnym p�aszczu z norek. - Ach, jest ju� Meredith. - Ramsay poci�gn�� kobiet� za sob�. - Uwaga! Przedstawiam wam Meredith Winters. �ci�gn��em j� na weekend z Waszyngtonu, wi�c dbajcie o to, �eby si� dobrze bawi�a. Jesse Lombard, d�ugoletni totumfacki senatora, w�lizn�� si� przez drzwi akurat w odpowiednim momencie, by z�apa� norki, kt�re Meredith z siebie zrzuci�a. - Kto to? - wyszepta�a Cam do Nathana, gdy Jesse dyskretnie wnosi� p�aszcze po schodach. - Strateg polityczny. Pracowa�a w dzienniku telewizyjnym w San Francisco. Teraz prowadzi kampani� Sutherlanda w Maryland. - Ojej. - Phil Sutherland to nazwisko, kt�re rozpoznawa� nawet taki polityczny laik jak Cam. By� dow�dc� dywizji pancernej podczas operacji Pustynna Burza, autorem bestsellerowej autobiografii, gospodarzem ogromnie popularnej radiowej audycji i tw�rc� udanego programu pomocy dla �r�dmie�cia Baltimore, kt�ry sta� si� wzorem dla tuzina podobnych inicjatyw w ca�ym kraju. Jego kandydowanie do Senatu by�o jednym z najbardziej obserwowanych wy�cig�w wyborczych. - Czy nie za wcze�nie, �eby Ramsay wzywa� konsultant�w do spraw kampanii? - zapyta�a Cam. - On ma kandydowa� dopiero za cztery lata. Nathan tylko na ni� spojrza�. - Margo! - wrzasn�� Ramsay. - Gdzie jeste�? I czy kto� da mi co� do picia, �ebym m�g� wznie�� toast? Jak na sygna� czterech kelner�w w bia�ych r�kawiczkach zmaterializowa�o si� przed nim z tacami pe�nymi kieliszk�w szampana. Pojawi�a si� te� Margo i stan�a obok m�a. Poca�owa� j� z g�o�nym cmokni�ciem i chwyci� kieliszek. - Uwaga wszyscy! - powiedzia� g�o�no. Kiedy szum nie zmala�, podszed� do schod�w i wspi�� si� kilka stopni. Fortepian ucich�, lecz pomruk rozlega� si� jeszcze przez par� chwil. Go�cie przepychali si� wok� podstawy schod�w. M�czyzna z kamer� wideo ustawi� si� ostro�nie w pierwszym rz�dzie i filmowa� dalej. - Dobry wiecz�r, przyjaciele - rzek� senator, gdy w ko�cu zapad�a cisza. - Ciesz� si�, �e widz� was tu wszystkich w tak wspania�y wiecz�r. Jestem te� dumny. Pozw�lcie, �e powiem wam, dlaczego. Wszyscy znacie Douga Alexandra. Niekt�rzy z was znali tak�e jego ojca Gordona Alexandra, cz�owieka, kt�rego mia�em szcz�cie nazywa� moim najlepszym przyjacielem. Stracili�my Gordona zbyt wcze�nie. O wiele za wcze�nie. A kiedy Dorothy zachorowa�a, Doug by� jeszcze ch�opcem. Musia� si� zmaga� z przeciwno�ciami losu, z kt�rymi wi�kszo�� z nas nie poradzi�aby sobie w doros�ym �yciu. Jednak nigdy nie pozwoli�, aby to go z�ama�o. Troszczy� si� o Dorothy. �adna matka nie mog�aby marzy� o lepszym synu. Nauczyciele go kochali, trenerzy nie mogli si� bez niego obej��, a je�li chodzi o mnie, to gdy nie widzia�em go przy moim stole w niedziel�, dzie� nie nale�a� do udanych. - Doug wyr�s� na cz�owieka, kt�ry nie lubi� by� drugi i kt�remu nigdy to nie wystarcza�o. Uko�czy� najlepsze szko�y, zatrudni�a go najlepsza kancelaria prawna w mie�cie... Przykro mi, Owen - zwr�ci� si� do m�czyzny, kt�ry wspania�omy�lnie wzruszy� ramionami. - Twoja te� jest dobra, ale musz� m�wi� to, co my�l�. Odk�d sko�czy� aplikacj� adwokack�, robi� same �wietne rzeczy. Bez niego nie by�oby mowy o jakiejkolwiek du�ej transakcji dotycz�cej nieruchomo�ci w Delaware. Nowy projekt rozbudowy nadbrze�a, ka�dy plan industrializacji, kt�ry doszed� do skutku w ci�gu ostatniej dekady, we wszystkich przypadkach Doug Alexander pracowa� gor�czkowo za kulisami nad ich urzeczywistnieniem. Mieszka�cy tego stanu bardzo du�o mu zawdzi�czaj�. I nie musz� m�wi� osobom zgromadzonym w tym miejscu, ile zawdzi�cza mu partia. Jest dobrym i lojalnym cz�onkiem. Niezmordowanie pracuje na rzecz naszych kandydat�w. Jednak czego� temu m�odemu cz�owiekowi brakowa�o. Z tego powodu Margo i ja nieraz si� o niego martwili�my. Kilku go�ci wymieni�o niepewne spojrzenia. - Ale, widzicie, on ju� taki jest - ci�gn�� Ramsay - Nie poszed�by na kompromis i w kwestii ma��e�stwa. Rozleg� si� pe�en ulgi �miech, Cam za� si� zaczerwieni�a. - Ale wiecie co? Wcale nie musia�! Troch� mu czasu zabra�o, zanim j� znalaz�, lecz gdy ju� j� spotka�, okaza�a si� najlepsza. - Spojrza� w d� na t�um. - Hola, hola. Brakuje nam tu panny m�odej. Campbell, gdzie jeste�? - Wejd� na g�r� - sykn�� jej do ucha Nathan. Rozleg�y si� nie�mia�e oklaski. Cam przepycha�a si� przez t�um, by stan�� ko�o Douga u st�p schod�w. - Oto i ona - o�wiadczy� Ramsay, wskazuj�c j� palcem. - Wszyscy mo�ecie oceni� jej wdzi�ki, ale musz� wam powiedzie�, �e jest r�wnie� bardzo m�dra i b�dzie wodzi� m�a za nos przez reszt� jego �ycia. Doug u�cisn�� jej d�o�, a go�cie �miali si� i klaskali. - Nie mogliby�my by� bardziej dumni z Douga Alexandra, nawet gdyby by� naszym synem - m�wi� dalej Ramsay. - Wiemy jednak, �e dzie� naszej najwi�kszej dumy dopiero nadejdzie. Mam zaszczyt i przyjemno�� og�osi� wam - i dzi�kuj� Normanowi Finnowi, �e pozwoli� to powiedzie� w�a�nie mnie - i� Doug Alexander jest kandydatem partii w listopadowych wyborach do Izby Reprezentant�w Kongresu Stan�w Zjednoczonych! Pod Cam ugi�y si� kolana. Podnios�a b��dny wzrok, by zobaczy�, jak Doug �ciska d�onie, promieniej�c tysi�cwatowym u�miechem. Ramsay wci�gn�� go na schody i obj�� ramieniem. - Przyjaciele, daj� wam Douga Alexandra! - Uni�s� wysoko kieliszek - Nasz nast�pny kongresman! - Doug Alexander! - rykn�� t�um. Palce Cam zacisn�y si� na n�ce kieliszka, kiedy go�cie wznosili toast szampanem. - Lepiej id� tam do niego - dobieg� j� g�os z ob�oku kwiatowych perfum. Cam odwr�ci�a si� i ujrza�a ostre rysy Meredith Winters. - No, ju� - powiedzia�a tamta i wyj�a kieliszek z d�oni Cam. - Ci filmowcy nie s� za darmo. Cam, potykaj�c si�, ruszy�a w stron� schod�w. Kiedy Doug wyci�gn�� d�o�, chwyci�a j� jak ton�cy. Doug zacz�� przem�wienie. Pomimo lodowatej mg�y, kt�ra j� otacza�a, Zorientowa�a si�, �e napisa� je i �wiczy� ju� wcze�niej. Obsypa� podzi�kowaniami senatora, kt�rego uwa�a� za swego drugiego ojca. Nikt dorastaj�c nie m�g� mie� lepszego wzoru do na�ladowania. Ciep�o wyra�a� si� o Margo, kt�ra zawsze sprawia�a, �e czu� si� mile widziany w ich domu. By� g��boko wzruszony i zaszczycony zaufaniem, kt�rym partia obdarzy�a go tego wieczoru. Normanowi Finnowi podzi�kowa� za stworzenie licznych okazji uczestniczenia w dzia�alno�ci partii i pracy na rzecz poprawienia warunk�w �ycia mieszka�c�w Delaware. Nic nie uczyni go bardziej dumnym ni� mo�liwo�� kontynuowania tego w Waszyngtonie. - Jak wi�kszo�� z was wie - powiedzia� - moim priorytetem jest zapewnienie miejsc pracy dla wszystkich obywateli naszego stanu. Nie mam przy tym na my�li przenoszenia nazwisk z list bezrobotnych na list� p�ac w McDonald�s. Chodzi mi o prawdziwe stanowiska pracy, kt�re wymagaj� najlepszych umiej�tno�ci, ale kt�re daj� te� prawdziwe korzy�ci. Stanowiska, na kt�rych mo�na sp�dzi� �ycie i dzi�ki kt�rym da si� wychowa� dzieci. Przerwa� na chwil� i u�miechn�� si� rozbrajaj�co. - Ale cho� opowiadam si� za pe�nym zatrudnieniem, s�dz�, �e jeden z obywateli Delaware jest ju� zatrudniony zbyt d�ugo i o wiele powy�ej swoich mo�liwo�ci. My�l�, niestety, �e nadszed� czas, aby si� znalaz� na li�cie bezrobotnych. A cz�owiek, o kt�rym my�l�, to... - podni�s� r�ce jak dyrygent orkiestry i ca�y t�um krzykn�� unisono - ... Hadley Hayes! Doug czeka� z szerokim u�miechem, a� umilkn� oklaski, i powiedzia� �agodnie: - My�la�em, �e najszcz�liwszym dniem mojego �ycia by� ten, w kt�rym ta wspania�a kobieta stoj�ca u mojego boku zgodzi�a si� zosta� moj� �on�. Ale p�niej zda�em sobie spraw�, �e si� myli�em, poniewa� najszcz�liwszy dzie� nadszed� dwa tygodnie temu, w �rod�, kiedy spojrza�a na mnie i powiedzia�a: �Tak�. Cam popatrzy�a na niego zdumiona, �e m�czyzna, kt�ry ledwo wyj�ka� o�wiadczyny, m�wi o swoich uczuciach do t�umu obcych ludzi. - Jednak�e teraz, kiedy mam przy sobie �on� i wszystkich przyjaci�, zdaj� sobie spraw�, �e myli�em si� w obu przypadkach. Najszcz�liwsze dni nadejd�, gdy wygramy wy�cig i pomaszerujemy na Waszyngton. Nathan Vance zacz�� klaska�. Zgromadzeni poszli w jego �lady i rozleg� si� og�uszaj�cy aplauz. Doug odwr�ci� si� do Cam i poca�owa� j� d�ugo i zmys�owo, a okrzyki go�ci odbija�y si� echem w w�skim holu i hucza�y jej w g�owie. Kilometr dalej grupka ch�opc�w wa��sa�a si� bez celu po Sentry Bridge Road. Poziom adrenaliny, podniesiony po rozbiciu skrzynki na listy, ju� opad�. Teraz �miali si� i podstawiali sobie nogi. Id�cy na przedzie Jon Shippen pogrzeba� w kieszeni i obr�ci� si� z u�miechem, by pokaza� co� reszcie. - �wietnie, Ship! - krzykn�li na widok skr�ta, kt�rego podw�dzi� bratu. Zapali� i zaci�gn�� si�. Mdl�co-s�odki zapach zmiesza� si� z woni� drzewnego dymu, kt�ra wisia�a w rze�kim nocnym powietrzu. Trey wdycha� te zapachy, czekaj�c na ko�cu grupki, a� skr�t dotrze do niego. By� to jego ulubiony moment, kiedy po zaci�gni�ciu si� budzi�y si� zmys�y. Wszystko nagle wydawa�o si� ostrzejsze, dostrzega� rzeczy, kt�rych wcze�niej nie zauwa�a�: lekkie dr�enie igie� sosny, �niegow� brej� zamarzaj�c� na drodze, setk� r�nych odcieni ciemnego nieba. Gdyby m�g� namalowa� t� noc, u�y�by zieleni tak g��bokich i ciemnych, �e zla�yby si� w czer�. Nazwa�by to - jak�eby inaczej? - �Noc w Greenville�. Jason mia� kij. Ci�gn�� go za sob� po �niegu, zostawiaj�c �lad jak ranne zwierz�. Gdy trawka dotar�a do niego, poda� kij Treyowi. Skr�t zmniejszy� si� ju� do jednego centymetra. Jason musia� trzyma� go z precyzj� zegarmistrza. Trey poci�gn�� kij tak samo jak Jason. Obejrza� si� na �lad, jaki zostawi�. Wyobrazi� sobie, �e przez dwadzie�cia metr�w sz�o za nimi kalekie zwierz�. Jego spojrzenie pobieg�o w stron� samochodu, kt�ry jecha� powoli z ty�u z wy��czonymi �wiat�ami. - Cholera - zasycza� i chwyci� Jasona za rami�. Nagle reflektory auta zapali�y si�, zawy�a skrzekliwie syrena i zacz�� wirowa� kogut na dachu. Ch�opcy przed nim zacz�li biec. Trey przeskoczy� nad pryzm� i przekozio�kowa� po �niegu. Dalej czo�ga� si� na czworakach po poszyciu. Przedar� si� na drug� stron� krzak�w, stan�� na nogi i pobieg� prosto przez pole. Us�ysza� za sob� zasapanego Jasona, wi�c zwolni� na sekund�, by tamten go dogoni�. Ruszyli dalej rami� w rami�. Ich buty g�o�no skrzypia�y na �niegu. Dotarli do nast�pnego �ywop�otu. Na �okciach i brzuchach posuwali si� centymetr po centymetrze przez pl�tanin� ga��zi. Trey odgarn�� w�osy z twarzy i spojrza� przed siebie. Martins Mill Road le�a�a poni�ej, opustosza�a. - Zgubili�my ich - stwierdzi� zdyszany Jason ze �miechem. Trey obserwowa� drog�. Syreny zawodzi�y jeszcze w oddali, ale nie zauwa�y� �adnych woz�w policyjnych. Obr�ci� si� na bok i zerkn�� w stron�, z kt�rej przybiegli. �lady, jakie zostawili na �niegu, wygl�da�y jak sznur czarnych mr�wek maszeruj�cych po bia�ych wydmach. Jason przewr�ci� si� na plecy, wy�owi� z kieszeni papierosa i zapali�. - Chcesz macha? - zapyta�, zaci�gaj�c si� g��boko. Trey nie odpowiedzia�. Syreny gwa�townie umilk�y, wi�c podczo�ga� si�, aby jeszcze raz rzuci� okiem na drog�. Na prawo, tam, gdzie Martins Mill krzy�owa�a si� z Sentry Bridge, zobaczy� niewyra�ny zarys samochodu. Sta� w p� drogi pomi�dzy nim a domem, co oznacza�o, �e b�dzie musia� wr�ci� w ten sam spos�b - przez pole, doj�� na Sentry Bridge, potem obej�� Chaboullaird i wyj�� ni�ej na Martins Mill. Skoczy� na r�wne nogi, got�w do ponownego biegu, kiedy snop �wiat�a przesun�� si� nagle po ich �ladach. Ch�opcy rozdzielili si�. Kiedy Trey wypad� z krzak�w, zobaczy� przednie �wiat�a policyjnego wozu. Ch�opiec ruszy� w lewo i pobieg� wzd�u� kraw�dzi drogi, ale nie mia�o to sensu. �nieg lepi� mu si� do st�p, a syreny wy�y coraz bli�ej. - Hej! Tutaj! Trey odwr�ci� g�ow� w lewo. Jaki� m�czyzna sta� obok zaparkowanej na podje�dzie furgonetki, kt�rej boczne drzwi by�y otwarte. M�czyzna macha� do niego. Trey nie zadawa� pyta�. Pop�dzi� na podjazd i zanurkowa� do samochodu; drzwi zasun�y si� za nim. Trzasn�� zamek. Ch�opiec znalaz� si� w cz�ci baga�owej; od przednich siedze� oddziela�a j� zapora z metalowej siatki. Minut� p�niej otworzy�y si� i zamkn�y drzwi po stronie kierowcy; nieznajomy schyli� nisko g�ow�. Nic nie m�wi�, Trey r�wnie� milcza�. Syreny wy�y przenikliwie i przez kilka sekund migaj�ce czerwono-niebieskie �wiat�a policyjnego wozu omiata�y pokryte metalow� blach� wn�trze furgonetki. Trey rozp�aszczy� si� na pod�odze. W ko�cu �wiat�a oddali�y si�, a d�wi�k syren powoli ucich�. - Ojej - Trey ukl�k� na wy�o�onej wyk�adzin� pod�odze. - Dzi�ki, stary. Jestem twoim d�u�nikiem. - Si�gn�� do klamki w bocznych drzwiach. - Otworzysz mi? M�czyzna przekr�ci� kluczyk w stacyjce. Silnik zaskoczy� z niskim pomrukiem. - Hej! - Trey nie wiedzia�, czy powinien co� jeszcze powiedzie�. S�siedzi zawsze zbaczali z drogi, by wy�wiadcza� przys�ugi jego rodzinie; facet pewnie podwozi go do domu. Ale kiedy samoch�d ruszy�, ko�a skr�ci�y w z�ym kierunku. - Hej! - Trey rzuci� si� do tylnych drzwi, ale i one by�y zamkni�te. Gramoli� si� do przodu i krzycza� przez oczka siatki. - Hej! Wiesz, kto jest moim ojcem? M�czyzna obejrza� si� przez rami� i spojrza� Treyowi prosto w oczy. - Tak - powiedzia�. - Wiem. 2 Dopiero po p� godzinie Cam zdo�a�a uwolni� d�o� z u�cisku Douga i uciec na ty�y domu. Zajrza�a do jakiego� pokoju, lecz unosi�a si� tam �mierdz�ca mgie�ka papierosowego dymu, kt�ra przyprawi�a j� o wymioty. W kuchni kr�cili si� kelnerzy. Na szcz�cie pok�j obok o�wietlony jedynie p�omieniami skacz�cymi w kominku, by� pusty. Wesz�a do �rodka. Tutaj, w rodzinnym, przytulnym salonie, Ash ogl�da� �Meet the Press�, Margo malowa�a wachlarze, a Trey gra� w Nintendo z nogami opartymi o st�. To tu zebrali si� w dzie� Bo�ego Narodzenia, kiedy Doug po raz pierwszy przyprowadzi� j� do Ramsay�w. Wtedy r�wnie� na kominku buzowa� ogie�, w kt�rego cieple Cam, przytulona do Douga na sfatygowanej kanapie, czu�a si� bezpiecznie. Ca�e przysz�e �ycie z Dougiem kojarzy�o si� jej w�wczas z ciep�em i bezpiecze�stwem. Dr�a�a. Skuli�a si� i przysun�a do kominka. Obr�ci�a si�, by poczu� ciep�o na plecach. Na przeciwleg�ej �cianie nad kanap� wisia�o rodzinne zdj�cie Ramsay�w. Latem, gdzie� w plenerze - obj�ci Ash i Margo, a przed nimi Trey z g�ow� przechylon� do ty�u, rzucaj�cy ojcu szelmowskie spojrzenie. Mia� wtedy dziesi�� albo jedena�cie lat, rudoblond w�osy, figlarny b�ysk w oku i siateczk� pieg�w na nosie i policzkach. Cam dobrze zna�a t� fotografi�: pos�u�y�a jako plakat wyborczy podczas ostatniej kampanii Ramsaya. Jego przeciwnik, zwracaj�cy w lekko zawoalowany spos�b uwag� na zaawansowany wiek senatora, prowadzi� w sonda�ach. Jednak w kt�rym� momencie �wiat�o dzienne ujrza� �w plakat, kt�rego ukryte przes�anie brzmia�o: skoro Ramsay m�g� by� ojcem takiego �ywego jak iskra nicponia, to z pewno�ci� ma do�� wigoru, by nadal trzyma� Senat w ryzach. Wygra� ponownie, z dziesi�ciopunktow� przewag� nad rywalem. Jednak ch�opiec, kt�rego Cam pozna�a w Bo�e Narodzenie, a przed godzin� widzia�a, jak rozrabia na dworze, ledwie przypomina� dziecko ze zdj�cia. Piegi wyblak�y, w�osy pociemnia�y i opada�y teraz na ramiona, twarz spos�pnia�a, a spojrzenie sta�o si� t�pe i beznami�tne. Jak dobrze, pomy�la�a Cam, �e dla Ramsaya nie by� to rok wybor�w. Przypomnia�a sobie jednak zaraz, kto szykowa� si� do wybor�w w tym roku. Opad�a na star� kanap� z pop�kanymi spr�ynami. To musi by� jaka� pomy�ka. Owszem, Doug pe�ni� funkcj� pracowitej robotnicy w partyjnym ulu, ale z pewno�ci� nie nadawa� si� na kandydata. By� zwyk�ym prawnikiem specjalizuj�cym si� w nieruchomo�ciach - nierzucaj�cy si� w oczy, lubi�cy pracowa� w zaciszu gabinetu. Jego niew�tpliwy czar wynika� raczej ze skromno�ci. Gdzie� mu do ch�tnie �ciskaj�cych d�onie gwiazdor�w, t�skni�cych za �wiat�em reflektor�w? Poza tym w tych sprawach istnia�a pewna kolejno��. Najpierw samorz�d szkolny, potem rada miasta, dalej stanowe cia�o ustawodawcze. Czy Doug kiedykolwiek ubiega� si� o cokolwiek poza urlopem? Drgn�a i podnios�a si�, us�yszawszy szepty na zewn�trz w holu, a nast�pnie d�wi�k przekr�canego klucza. Tylne drzwi otwarto i zamkni�to. Podesz�a do okna. Kto� wyszed� na ganek i przemkn�� pod latarni�. Zauwa�y�a bia�� pod�u�n� blizn�, ukryt� pod siwiej�cymi kr�conymi w�osami - to by� Jesse Lombard, totumfacki senatora. Przeku�tyka� po nieodgarni�tym �niegu do gara�u i po chwili stary, niebieski w�z terenowy Ramsaya wyjecha� ty�em na podjazd. Nareszcie, pomy�la�a Cam. Informacja, kt�r� wcze�niej zatrzyma�a dla siebie, musia�a ju� dotrze� do rodziny oficjalnymi kana�ami. Pewnie zadzwonili z komisariatu i Jesse zosta� wys�any po niesfornego m�odzieniaszka. W�a�ciwy cz�owiek na w�a�ciwym miejscu. Weteran wojny w Wietnamie, kt�ry wst�pi� do policji stanowej, pi�� si� w g�r� stopie� po stopniu, a� w ko�cu zosta� g��wnym inspektorem w biurze prokuratora generalnego Ramsaya. Gdy ten w tysi�c dziewi��set osiemdziesi�tym czwartym roku dosta� si� do Senatu, Lombard wr�ci� do policji, jednak rok p�niej podczas pr�by zatrzymania zosta� postrzelony; kula uszkodzi�a m�zg, pozostawiaj�c pi�tno w postaci trwa�ego pora�enia lewej r�ki i nogi oraz tiku lewego policzka. Teraz �y� z renty i senackiej pensji. Samoch�d znikn�� za domem, a Cam ponownie usiad�a na zapadaj�cej si� kanapie, t�po wpatrzona w p�omienie. Z frontowej cz�ci domu dobiega�o j� �Strike Up The Band�, �piewane przez kilkana�cie os�b do wt�ru fortepianu. Ash Ramsay dono�nym barytonem zaintonowa� refren, a kiedy do��czy� do niego piskliwym g�osem Doug, zadr�a�a. Sama sobie by�a winna. Uwierzy�a, �e mo�e si� w�eni� w �wiat presti�u i przywilej�w bez utraty anonimowo�ci, kt�r� tak bardzo stara�a si� zachowa�. Zar�wno w szkole, jak i w pracy nie robi�a nic, �eby wyst�pi� przed szereg. Chcia�a mie� prywatne �ycie i bezpiecze�stwo, a to zapewnia�a okre�lona pozycja. Pope�ni�a b��d s�dz�c, �e Doug nie pragnie niczego wi�cej. Siedzia�a, patrz�c na p�omienie, kt�re liza�y kraw�dzie kominka. Zastanowi�a si� nad w�asnym post�powaniem, kt�re j� tutaj przywiod�o. Teraz, po dw�ch tygodnia ma��e�stwa, mog�a by� ze sob� szczera. Doug sta� si� jej celem ju� tej nocy, kiedy si� spotkali. Rozpocz�a wtedy najbardziej uporczyw� kampani�, jak� kiedykolwiek prowadzi� kandydat na obieralne stanowisko. Poprzedniego lata Cam wyst�powa�a wsp�lnie z innym prawnikiem w sprawie rozwodowej. Stron� przeciwn� reprezentowa� uznany adwokat z Nowego Jorku, specjalizuj�cy si� w tej dziedzinie. Jego klientk� by�a �ona, a firma Cam reprezentowa�a m�a, kt�ry za milion dolar�w rocznie szefowa� sp�ce zajmuj�cej si� kartami kredytowymi. W Ameryce wi�kszo�� proces�w o wielkie pieni�dze mia�a jakie� korporacyjne powi�zania z Delaware, wi�c Wilmington roi�o si� od prawnik�w, kt�rzy przybywali do miasta ze swoimi klientami, sprawami i stosami papier�w. S�dy Delaware postawi�y tylko jeden warunek: prawnik spoza stanu by� obowi�zany wsp�pracowa� z prawnikiem lokalnym. Nazywano to prawem pe�nego zatrudnienia dla prawnik�w stanowych. Tego lata kancelaria Jackson, Rieders & Clark postanowi�a p�j�� jeszcze dalej. Zamiast stowarzyszy� si� z firm� z Wilmington, sama sta�a si� firm� z Wilmington. Cashman & Alexander, szanowana kancelaria, w kt�rej pracowa�o dwunastu prawnik�w, mia�a osiemdziesi�cioletni� histori�, dobre powi�zania i sta�a na skraju bankructwa. Atrament jeszcze dobrze nie wysech� na �wie�o podpisanej umowie sp�ki, kiedy Cam sprowadzi�a si� do miasta. Pewnej nocy pracowa�a sama w biurze kancelarii do niedawna jeszcze znanej jako Cashman & Alexander. Siedzia�a w przydzielonej jej sali konferencyjnej, przy owalnym stole pokrytym tysi�cami kartek i niemal setk� sprawozda� ze spraw s�dowych. Tego wieczoru nadzoruj�cy spraw� partner jad� kolacj� z klientem, a jej zleci� niewiarygodnie du�o pracy: przygotowanie pisemnego zeznania, zebranie i oznaczenie dowod�w rzeczowych, jak r�wnie� zgromadzenie materia��w i sporz�dzenie na ich podstawie czterech wniosk�w, kt�rych s�dzia i tak nie przeczyta podczas po�piesznej rozprawy, ale kt�re zaniepokoj� przeciwnik�w i ka�� jednemu z ich prawnik�w pracowa� do p�na w nocy nast�pnego dnia. Min�a �sma. Cam czu�a zm�czenie, ogarn�a j� senno�� i zapragn�a by� gdziekolwiek indziej, gdy nagle zgas�o �wiat�o. - Hej! - krzykn�a. �wiat�o ponownie zab�ys�o. W drzwiach sta� m�czyzna z d�oni� na przycisku i zdziwieniem maluj�cym si� na twarzy. - Przepraszam, nie wiedzia�em, �e kto� tu jest. - C�, kto� tu jest. - Pewnie nale�ysz do zespo�u z Filadelfii? Kiwn�a g�ow� i ponownie pochyli�a si� nad biurkiem. - Jad�a� ju� kolacj�? - Nie mam czasu na kolacj� i nie b�d� te� mia�a czasu na sen, je�li mi nie pozwolisz w spokoju doko�czy� pracy. Gdy podnios�a wzrok kilka minut p�niej, nikogo ju� nie by�o. Po jakim� czasie oderwa� j� od papier�w smakowity zapach unosz�cy si� w powietrzu. W progu sta� ten sam m�czyzna, trzymaj�c w r�ku pojemnik z napisem �Green Room� - nazw� eleganckiej i drogiej restauracji mieszcz�cej si� w hotelu �DuPont� po przeciwnej stronie ulicy. - Danie dnia, ciel�cina w winie marsala. Spojrza�a na niego. To by� drobny gest, lecz tak niespodziewany, �e nie mog�a wydoby� z siebie s�owa. - Mam nadziej�, �e b�dzie ci smakowa�o. - W jego �agodnych br�zowych oczach malowa�a si� w�tpliwo��. - Jasne. Dzi�ki. - Postawi� pojemnik na stole, a gdy zapach rozszed� si� po pokoju, Cam poczu�a niesamowity g��d. - Mo�esz kosztami obci��y� klienta. - Nie s�dz�. Podnios�a g�ow� i zmru�y�a oczy. - Kiedy� te� by�em przepracowanym szeregowym prawnikiem. - U�miechn�� si� �agodnie. - My�l� wi�c, �e zap�ac� z w�asnej kieszeni. Przez wzgl�d na dawne czasy. Odwr�ci� si�, �eby odej��. Cam zauwa�y�a, �e wcze�niej zdj�� marynark� i zostawi� gdzie� teczk�. - My�la�am, �e idziesz do domu. - Przypomnia�em sobie, �e musz� co� sko�czy�. - Zatrzyma� si� przy drzwiach. - Je�li b�dziesz czego� potrzebowa�, jestem w pokoju obok. Sko�czy�a przed drug�. Korytarz ton�� w ciemno�ci, dosz�a wi�c do wniosku, �e m�czyzna, kt�ry przyni�s� jej kolacj�, poszed� ju� do domu. Odr�twia�a, wsta�a zza sto�u i zacz�a zbiera� papiery, lecz wyczerpanie sprawi�o, �e porusza�a si� niezdarnie. Str�ci�a stert� ksi��ek, kt�re upad�y na pod�og� z g�o�nym hukiem. Pochyli�a si�, �eby je pozbiera�, a kiedy si� wyprostowa�a, on zn�w tam sta�, �cieraj�c resztki snu z powiek. Zaproponowa�, �e j� odprowadzi. Hotel mie�ci� si� zaledwie dwie przecznice dalej. Zdarza�o jej si� ju� chodzi� samej noc�, i to w du�o bardziej niebezpiecznej okolicy, zgodzi�a si� jednak. Zjechali wind� do holu i razem wyszli w letni� noc. Na zewn�trz panowa�a cisza i ch��d. Nie wida� by�o gwiazd, lecz Cam lubi�a takie niebo. Nie wydawa�o si� tak bezkresne i niepoznawalne. Przykrywaj�ca je pierzyna chmur dawa�a poczucie b�ogiego bezpiecze�stwa. Przeszli na drug� stron� ulicy i ruszyli przez Rodney Square. Prostok�tny plac poro�ni�ty traw� rozci�ga� si� wzd�u� stromego wzg�rza. U st�p wzniesienia sta� budynek s�du, a na szczycie dwunastopi�trowy hotel �Du-Pont�, zbudowany w stylu w�oskiego renesansu. Czeka�o tam na ni� ��ko, 0 kt�rym marzy�a ca�y wiecz�r, lecz spacer w t� koj�c� letni� noc sprawi�, �e t�skni�a za nim nieco mniej. Powiedzia�, �e nazywa si� Doug Alexander i �e s�ysza� o niej du�o dobrego od Nathana Vance�a, wi�c bardzo si� ucieszy�, mog�c j� w ko�cu pozna�. Pracowa� w dziale nieruchomo�ci, zajmowa� si� r�wnie� finansami publicznymi. Pochodzi� z Wilmington, lecz teraz jego chorowita matka mieszka�a na Florydzie, a w okolicy nie mia� �adnej rodziny. Do wy�ej po�o�onej cz�ci parku sz�o si� szerokimi schodami, kt�re prowadzi�y z King Street na Walnut Street. W po�owie podej�cia sta� pomnik z br�zu przedstawiaj�cy m�czyzn� na koniu. Doug zatrzyma� si�1 wskaza� statu�. - S�ysza�a� histori� o Cezarze Rodneyu? Cam potrz�sn�a g�ow�. - By� naszym pierwszym wielkim patriot�. Jednym z trzech delegat�w Delaware na Drugi Kongres Kontynentalny w tysi�c siedemset siedemdziesi�tym sz�stym roku. Podczas decyduj�cego g�osowania w lipcu w obradach uczestniczyli jedynie dwaj inni kandydaci, Read i McKean. McKean by� za przyj�ciem Deklaracji Niepodleg�o�ci, a Read przeciwko. McKean wiedzia�, �e Rodney go popiera, wi�c pos�a� je�d�ca z dotychczasowymi wynikami g�osowania do Dover, gdzie mieszka� Rodney. Rodney dosiad� konia i gna� ca�� noc, sto dwadzie�cia kilometr�w po�r�d piorun�w, by w ostatniej chwili odda� g�os za przyj�ciem Deklaracji Niepodleg�o�ci. - Jak Paul Revere. Z tym �e nie czu� na plecach oddechu brytyjskich oddzia��w. - Nie. Mia� poczucie misji. Poczu�, �e jest potrzebny i sprosta� wyzwaniu. Dla mnie znaczy to bardzo wiele. Pomy�l, gdyby nie przeg�osowano Deklaracji, Paul Revere nigdy nie musia�by odbywa� swej nocnej jazdy. O dziewi�tej rano nast�pnego dnia mia�a si� pojawi� w s�dzie, a jeszcze o drugiej w nocy uczestniczy�a w lekcji historii i wychowania obywatelskiego. Przecie� to md�y sentymentalizm. Nie spotka�a jeszcze tak pozbawionego cynizmu, otwartego i ciep�ego m�czyzny; powinna by�a go zby� i bez zastanowienia p�j�� w swoj� stron�. A jednak siedzia�a obok niego na schodach i s�ucha�a opowie�ci o Delaware. Przeni�s� wzrok z Cezara Rodneya na ni�; spostrzeg�a, jak bardzo jest zaanga�owany. I nagle ziewn�a mu prosto w twarz. Zmiesza� si� bardziej ni� ona. - Bo�e, kt�ra to ju� godzina! - wykrzykn�� zmartwiony, spogl�daj�c na zegarek. - A ja tu gl�dz� i gl�dz�. - Wsta� i poda� r�k� Cam. I wtedy to si� sta�o. Zm�czenie musia�o chyba ograniczy� jej emocjonaln� ostro�no��, bo w�a�nie tam, u st�p Cezara Rodneya galopuj�cego na koniu, zakocha�a si� w Dougu Alexandrze. - Tu jeste� - odezwa� si� ochryp�y g�os i Margo Ramsay wesz�a do pokoju. Cam zerwa�a si� na r�wne nogi. - Och, przepraszam. Musia�am troch� odpocz��. - Tssss. - Margo gestem nakaza�a jej, by z powrotem usiad�a i sama ci�ko opad�a na kanap�. Opar�a stopy o podniszczony stolik i po�o�y�a ci�k� r�k� na d�oni Cam. Ten prosty gest sprawi�, �e m�oda kobieta, tak wcze�nie pozbawiona matki, nagle zapragn�a wtuli� twarz w rami� Margo i zwierzy� si� jej ze swoich trosk. Nie mog�a jednak wyjawi� swoich problem�w nikomu, a ju� na pewno nie Margo Ramsay, siedzia�y wi�c chwil� w milczeniu, s�uchaj�c okrzyk�w ludzi partii i trzask�w drewna w kominku. - My�l�, �e chcia� ci zrobi� niespodziank� - odezwa�a si� wreszcie Margo. - Dlatego nic nie powiedzia� wcze�niej. Teraz jednak ju� wiem, co by si� sta�o, gdyby ci� uprzedzi�. Cam u�miechn�a si� s�abo. - Czy w og�le mo�na si� przygotowa� na co� takiego? - Pot�ga czasu potrafi zaskakiwa�. - Bo leczy rany, tak? -Rzeczywi�cie. Pozwala przyzwyczai� si� do ka�dej my�li. Cam podnios�a wzrok. Na �cianie nad kominkiem wisia� olejny portret m�odej kobiety o delikatnej urodzie, jasnych w�osach i zamglonym spojrzeniu. Podczas pierwszej wizyty Cam zauwa�y�a, jak bardzo ten obraz przykuwa uwag� Douga. Dowiedzia�a si�, �e przedstawia Cynthi�, c�rk� Ramsay�w. Cynthia i Doug dorastali razem. Gdyby na �wiecie panowa� jaki� naturalny porz�dek rzeczy, to ona znajdowa�aby si� dzisiaj w jego obj�ciach. Nawet je�li oni jeszcze o tym nie my�leli, istnia�y ju� plany dotycz�ce ich przysz�o�ci. I zapewne co� by z tego wynik�o, gdyby Cynthia, na�pana kokain�, w pewn� zimn� noc przed dziesi�ciu laty nie owin�a samochodu, kt�rym jecha�a, wok� s�upa telefonicznego. - Nie - Margo odezwa�a si� gwa�townie. - Wiem o czym my�lisz, ale nie. Jeste� w b��dzie. Cam zaczerwieni�a si�. - Rzecz w tym, �e ona bardziej by si� nadawa�a... - Ale� sk�d. Obserwuj� ci�, kochanie. Jeste� silna i odporna. A Cynth... - Margo spojrza�a na portret. - By�a kochan� i s�odk� dziewczynk�! - Przygryz�a wargi i wzi�a g��boki oddech. - Ale nie radzi�a sobie z przeciwno�ciami losu. Nie potrafi�a zmieni� zdania i dostosowa� si�, tak jak ty potrafisz. Umia�a jedynie prze� do przodu. Cynth. Imi� kojarzy�o si� Cam z hiacyntem, upajaj�cym zapachem i �odyg� uginaj�c� si� pod ci�arem kwiatu. Margo potar�a k�ciki oczu. - Ash powiedzia� prawd�. Mieli�my w�tpliwo�ci, czy wysun�� kandydatur� Douga, a� do chwili, gdy przyprowadzi� ci� do nas w Bo�e Narodzenie. By�a� najlepszym prezentem, o jaki mogli�my prosi�. - Ale ja nie nale�� do waszego �wiata, pani Ramsay. Nie znam tych ludzi... - Skarbie! Nie rozumiesz? Oto twoje pi�kno: przybywasz bez baga�u do�wiadcze�, czego nie mo�na by by�o powiedzie� o Cynth. Czy Doug m�g�by si� kiedykolwiek zdystansowa� od Asha, gdyby Cynth by�a dzi� na twoim miejscu? - Margo dotkn�a d�oni� podbr�dka Cam i nachyli�a si�, �eby spojrze� jej prosto w oczy. - Campbell, jeste� rzadkim dzi� skarbem, kobiet� bez przesz�o�ci. Cam uciek�a wzrokiem przed spojrzeniem Margo. - Nigdy si� nie spodziewa�am... - Och, Doug powinien by� ci powiedzie�. Teraz to rozumiem. Potrzebujesz czasu, �eby si� przyzwyczai� do tej my�li. Ale to si� na pewno stanie, skarbie. Zanim Doug og�osi publicznie, �e kandyduje, napi�cie zacznie narasta� i zobaczysz wtedy, jak bardzo b�dziesz potrzebna. Cam poczu�a, �e napi�cie w niej ju� zaczyna narasta�, gdy Margo wspomnia�a o publicznym wyst