6813

Szczegóły
Tytuł 6813
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6813 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6813 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6813 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Milena W�jtowicz �owy I oto kolejna weso�a (no, dla niekt�rych bohater�w nieco mniej) przygoda bohater�w " Statystyki magii". - Ach, jak wspaniale jest �y� z anta�ka wino pi�, przemierza� ca�y �wiat, nie zwa�a� na up�yw lat, zobaczy� miejsc tysi�ce, w nich panny z emocji dr��ce... - Czy mo�ecie si� zamkn��? - poprosi� Romboid �owca Potwor�w zn�kanym g�osem. Trzech bard�w jad�cych na osio�kach spojrza�o na siebie, kiwn�o g�owami i jednocze�nie nabra�o tchu. - Jak wiatr niesie wie�� przez wzg�rz pasm sze��, z ust nowin� wyrywa, imi� tak znane wzywa, oto przybywa! Romboid �owca Potwor�w, on ocali naaaaaaaaas... - Nie chodzi mi o to, �eby�cie �piewali o mnie - przerwa� im Romboid. - Chc� �eby�cie w og�le przestali �piewa�. Trzej bardowie spojrzeli na niego podejrzliwie. - Dlaczego? - Dlaczego? - Dlaczego? - Bo jedziemy przez las pe�en nie wiadomo czego i wszyscy w promieniu kilku kilometr�w wiedz�, �e nadje�d�amy. - To co? - No w�a�nie, to co? - Co "to co?"? - W lesie mog� by� potwory - wyja�ni� cierpliwie Romboid. - Albo zb�je. Nie by�oby rozs�dnie uprzedza� ich, �e si� zbli�amy. Mog� przygotowa� zasadzk�. Napadn� na nas, mo�e nawet ju� si� szykuj�. Mog� mie� �ucznik�w albo tresowane strzygi. W takiej okolicy wszystko jest mo�liwe. - Jeste� Romboid �owca Potwor�w. - Potwory to dla ciebie mi�ta. - Zb�je te�. - Mogliby zabi� was znienacka, zanim ja zd��y�bym cokolwiek zrobi� - nie ust�powa� Romboid. - Rombi, no co� ty - Ka�u�a spojrza� na niego pob�a�liwie. - Ka�dy wie, �e bard�w si� nie zabija - doda� Strumyk. - My sobie tylko patrzymy, nie bijemy si� z nikim. - Dajemy �wiadectwo wydarzeniom. W naszych pie�niach przetrwa historia - uzupe�ni� Bajoro. Romboid pokiwa� sm�tnie g�ow�. Przeklina� chwil�, gdy pozna� trzech bard�w. Przeklina� tradycjonalist�w, kt�rzy uwa�ali, �e z ka�dego wydarzenia powinna powsta� relacja w formie �piewanej. Przeklina� siebie, bo przy ca�ej wiedzy na temat potwor�w by� ca�kowicie bezradny wobec uporu i poczucia misji braci Wodnistych. Pozostawa�o mu tylko prosi� bog�w, �eby jednak kto� ich napad� i wyr�n�� bard�w. Oczywi�cie potem Romboid musia�by zabi� jego, ale obiecywa�, ze w uznaniu przed�miertnych zas�ug zrobi to delikatnie. Wznosi� oczy do nieba, ale na daremnie. Bogowie co prawda byli w pobli�u, ale akurat nie s�uchali. Mieli wa�niejsze rzeczy na g�owie. Mi�dzy drzewami miga�a czerwona peleryna Czerwonego Kapturka. Drzewa szumia�y, s�oneczko �wieci�o, a zza pnia d�bu wyskoczy� bardzo z�y wilk i szczerz�c z�by zapyta�: - Dok�d idziesz, dziewczynko? - Spadaj - warkn�� Czerwony Kapturek i prawym sierpowym zmia�d�y� mu nos. Wilk zrobi� zeza, patrz�c na harmonijk�, w kt�r� zmieni� si� jego nos i p�ynnym ruchem upad� na ziemie, gdzie pozosta�. - Stop - wrzasn�� zza krzak�w chuderlawy cz�owieczek w czarnych rajtuzach i przekrzywionym czarnym placku na g�owie. - To nie tak mia�o by�! - w nerwowych podskokach, trzymaj�c si� za g�ow�, zbli�y� si� do Czerwonego Kapturka. - Czego? - Czerwony Kapturek odwr�ci� si� i spojrza� na niego w spos�b wybitnie nie�yczliwy. Cz�owieczek w czerni zd�bia�. Spodziewa� si� spojrze� w niewinn� twarzyczk� blondw�osej, niebieskookiej podrz�dnej aktoreczki i nie by� przygotowany na to, co zobaczy�. Przede wszystkim, o ile wiedzia�, ogie� mo�e p�on�c w kominku, palenisku, na szczycie pochodni. Nie powinien p�on�c wewn�trz czyich� oczu. Bardzo pi�knych oczu, kt�re jednak nie nale�a�y do zestawu po��danych w tej sytuacji cech. - Nie jeste� moim Czerwonym Kapturkiem - j�kn�� cz�owieczek w czerni. - Nie da si� ukry� - odpar� niedosz�y Czerwony Kapturek, odwr�ci� si� i odszed�. Za os�upia�ym cz�owieczkiem w czerni podni�s� si� wilk z pyskiem zwini�tym w harmonijk� i zdj�� sobie �eb. - Ja mo�e dobrze nie pami�tam - powiedzia� aktor, ogl�daj�c zniszczony element swojego kostiumu - ale tego chyba w tej bajce nie by�o. Kilka drzew dalej blondw�osa, niebieskooka aktoreczka podskakiwa�a karnie, nuc�c co� pod nosem. To by�a jej wielka szansa. Jaki� wielmo�a, mi�o�nik sztuki i ba�ni, zdecydowa� si� da� z�oto na wystawienie przedstawienia w autentycznych realiach. Dzisiaj mieli pierwsz� pr�b� poza teatrem i Czerwony Kapturek zacz�� podejrzewa�, �e si� zgubi�. Poprzesta� na podejrzeniach, bo zobaczy� wilka. Nie by� to prawdziwy wilk, taki, jak powinien by�. Za bardzo przypomina� cz�owieka, ale to ju� nie by�a sprawa Czerwonego Kapturka. Gorsze by�o to, �e zupe�nie nie zwraca� na ni� uwagi. - La la la la LA!!!! - zanuci� z naciskiem Czerwony Kapturek. Wilk podni�s� g�ow� i przyjrza� jej si� z wyrazem zerowego zrozumienia na pysku. Czerwony Kapturek westchn�� w my�lach nad amatorszczyzn� niekt�rych. - Jestem Czerwony Kapturek - wysepleni� w miar� wyra�nie. - Stokrotka - powiedzia� wilk. Czerwony Kapturek rozejrza� si�, ale wok� ros�y tylko konwalie. - Gdzie? - zapyta� nieufnie. - Ja jestem Stokrotka - przedstawi� si� wilk. Czerwony Kapturek zacz�� si� zastanawia�, czy przypadkiem kto� nie zmieni� scenariusza. - Id� do domku mojej babci... - zawiesi� znacz�co g�os. - To mi�o - zgodzi� si� wilk. - Nios� jej obiadek - kontynuowa� desperacko Czerwony Kapturek. - To bardzo mi�o - zauwa�y� wilk. - I tak sobie pomy�la�am, ze mo�e ja tu poczekam i pozrywam kwiatk�w, a ty szybko pobiegniesz do domku mojej babci.... Wilk podrapa� si� w nos. - Powiedzie� jej, �e si� sp�nisz? - No...Niezupe�nie. Powiesz �e jeste� mn�, ona ci� wpu�ci, a ty j� po�resz.... - Wykluczone - zaprotestowa� gor�co wilk. - Ja jestem wegetarianinem, chyba �e masz wiejski gulasz. - A potem podasz si� za ni�, jak ja przyjd� - ci�gn�� zdeterminowany Czerwony Kapturek - i po�resz mnie, a potem p�jdziesz spa�... Wilk spojrza� na ni� ze zgroz�. - Wariatka, jak mam� kocham! Co si� dzieje z t� dzisiejsz� m�odzie��! - poderwa� si� i zwia�. Romboid i trzej bardowie zatrzymali si� na skraju wioski. By�a niedu�a, ale schludna i zadbana. Mieszka�cy wygl�dali na spokojnych i nie przejawiali zbytniego zainteresowania przybyszami. Trzej bardowie wymienili spojrzenia, a potem wyszli na �rodek placu. Bajoro szarpn�� strunami lutni. - Jak wiatr niesie wie�� przez wzg�rz pasm sze��, z ust nowin� wyrywa, imi� tak znane wzywa, oto przybywa! Romboid �owca Potwor�w, on ocali nas! - Przyb�dzie i ocali naaaaaass! - do��czyli do niego bracia. - Przez dolin sznury, �a�cuchy rzek, g�r mury i morza brzeg. Kto �yw, kto czuje w swym sercu strach, Nadchodzi Romboid on ocali was! - Nadchodzi, by ocali� waaaaaass! - zawt�rowali mu Ka�u�a i Strumyk. Romboid zastanowi� si�, czy gdyby teraz zawr�ci� i pop�dzi� konia, to ci upiorni bracia dogoniliby go. Mia� powa�ne obawy, �e tak. - Panie - jaki� staruszek poci�gn�� go za r�kaw. - Wy jeste�cie ten Romboid, �owca stwor�w straszliwych? Romboid pokiwa� g�ow�. - My tu mamy potwora - powiedzia� konspiracyjnie staruszek. - Straszy od paru miesi�cy i do lasu dziatwa boi si� chodzi�. Uradzili�my, �e mo�e jakiego� potworob�ja by zatrudni�, a wy nam tu spadacie jak z nieba! - Jaki to potw�r? - A bo my to wiemy? R�ne postacie przybiera. - W dzie� straszy czy w nocy? - A jak mu si� uwidzi. - Po�ar� ju� kogo�? - Z miejscowych nie, ale podobno� podr�nych kilku w lesie przepad�o. Nasi si� boj� tam chodzi�. Romboid skin�� g�ow�. - Zobaczymy, co to. Zaraz ruszam zbada� okolic�. Hej, bardowie - krzykn�� na swoich uci��liwych towarzyszy. - Jedziecie ze mn�? - obieca� sobie w my�lach, �e zanim besti� ukatrupi, podetknie jej pod nos przek�sk� w postaci trzech pulchnych �piewak�w. Bardowie poszeptali chwil�. - Nie - zdecydowali. - Zaczekamy w gospodzie i po�piewamy ludziom na pociech�. - A co ze �wiadectwem zdarze�? - zapyta� k��liwie Romboid. - Opowiesz nam jak by�o - odpar� Strumyk i wszyscy trzej pod��yli zbada� bogactwo jad�ospisu w miejscowej karczmie. Romboid bez s�owa zsiad� z konia, wzi�� bro� i pod��y� w las. - Tylko uwa�ajcie panie, bo tam po lesie jakie� artysty si� p�taj�!!! - zawo�a� za nim staruszek. Uciekaj�cy niedosz�y bardzo z�y wilk wpad� na zirytowanego niedosz�ego Czerwonego Kapturka, dojrza� czerwon� sukni� i wrzasn��. - Nie drzyj si�, to ja - niedosz�y Czerwony Kapturek zdj�� kaptur. Pod kapturem znajdowa�a si� pi�kna twarz otoczona czarnymi lokami. Na jej widok niedosz�y bardzo z�y wilk odetchn�� z ulg�. - Iskierka! Jak dobrze, �e to ty. My�la�em, �e ta wariatka mnie goni. - Jaka wariatka? - zainteresowa�a si� Iskierka. - Masochistyczna psychopatka. Chcia�a, �ebym j� zjad�. I jeszcze jej babci�. - Wilko�aki robi� takie rzeczy - zwr�ci�a mu uwag� Iskierka. - Ale ja jestem wegetarianinem!!! - zaznaczy� Stokrotka po raz tysi�czny. Odk�d pami�ta�, uprzedzenia gatunkowe k�ad�y si� cieniem na jego �yciu. Ludzie jako� nie chcieli zrozumie�, �e nie zje ani ich, ani ich krewnych, nawet je�li mu zap�ac�. Iskierka rozejrza�a si� po lesie. To by�o bardzo z�owrogie rozgl�danie si� i drzewa naprawd� �a�owa�y, �e nie maj� n�g i nie mog� usun�� si� z jej pola widzenia. - Musz� znale�� Amadeusza. Po lesie p�taj� si� psychopatki i jacy� chuligani, a on sobie idzie, nie m�wi�c gdzie. Stokrotka powstrzyma� si� od zauwa�enia, �e nawet gdyby Amadeusz chcia� co� powiedzie�, to by nie m�g�, bo natura nie wyposa�y�a smok�w w struny g�osowe. - Ty uciek�a� z domu, jak tylko podros�a� - zauwa�y� nie�mia�o. - On tylko poszed� sobie na spacerek. - Ale ja - powiedzia�a zimno kobieta - to ja. Stokrotka chc�c nie chc�c przyzna� jej racj�. Nikt nie m�g�by bardziej by� Iskierk�, wied�m�, matk� niezno�nego smoka i narzeczon� staro�ytnego boga wojny, ni� sama Iskierka. - Niech no tylko go znajd� - warkn�a wied�ma. - Albo jego nieodpowiedzialnego tatusia. Mia� go pilnowa�!!! Czasami mam wra�enie, �e on w og�le nie nadaje si� do opieki nad dzie�mi - oddali�a si� w bli�ej niesprecyzowanym kierunku. Wilko�ak zosta� w lesie sam i czym pr�dzej postara� si� znale�� sobie bezpieczne schronienie. Tygrys, staro�ytny b�g wojny, tatu� Amadeusza i narzeczony wied�my, spogl�da� w�a�nie w rozmarzeniu na armie rozbijaj�ce obozy. Siedzia� na zboczu, z kt�rego rozci�ga� si� widok na ca��, obecnie licznie pokryt� �o�nierzami, r�wnin�. - Nie ma niczego pi�kniejszego - stwierdzi� w zadumie. - A Iskierka? Staro�ytny b�g wojny obejrza� si� na swojego ucznia, lat trzyna�cie. Zastanowi� si�. - Fakt - przyzna�. - Iskierka jest pi�kniejsza. - Nie spodoba�oby jej si�, �e zastanawia�e� si� nad odpowiedzi� - zauwa�y� jego ucze�. - Herbercie - warkn�� Tygrys. - Przyszed�e� tu ogl�da� przygotowania do bitwy czy dyskutowa� o moim zwi�zku? Nie wspominaj�c o tym, ze na to drugie jeste� za ma�y. - Przyszed�em ogl�da� bitw� - zgodzi� si� Herbert. - Ale mieli�my przypilnowa� Amadeusza. - Nic mu si� nie stanie, je�li zostanie chwil� sam. - Iskierce si� to nie spodoba. - Nie mog�em go przecie� wzi�� ze sob�! Ostatnim razem rozp�dzi� ca�� armi�! Zreszt� przecie� jestem bogiem! Wiem, co si� z nim dzieje w tej chwili. Herbert nic nie powiedzia�, tylko w bardzo wymowny spos�b zapatrzy� si� w przestrze�. Tygrys westchn��. Kocha� Iskierk� do szale�stwa od momentu, kiedy nie pytaj�c nikogo o zdanie po prostu wesz�a sobie do strze�onej przez niego �wi�tyni i zabra�a amulet. Mniej wi�cej w tej samej chwili wkroczy�a zwyczajnie w jego nie�miertelne �ycie i, chocia� Tygrys cz�sto przeklina� t� chwil�, to nie wyobra�a� sobie �ycia bez ciemnookiej wied�my, nawet je�li �ycie z ni� nie by�o sielank�. W tej chwili mia� ponur� pewno��, �e pozostawienie pierworodnej adoptowanej latoro�li w lesie nie spotka si� z jej aprobat�. Dlatego pstrykn�� palcami i obaj z Herbertem znale�li si� przed wej�ciem do jaskini. Iskierki ani Amadeusza nie by�o nigdzie wida�, ale za to zza drzew wyszed� zestresowany Stokrotka. - O, jeste�cie - odetchn�� z ulg�. - Po lesie biegaj� jakie� psychopatki i Iskierka martwi si� o Amadeusza. Tygrys westchn��. Iskierka nigdy si� nie martwi�a. Najbli�szym do martwienia si� uczuciem, jakiego doznawa�a, by�a irytacja. - Pogadam z ni�. A ty si� czym� zajmij. Id� na ryby, zagraj w szachy, byleby� nie rzuca� si� w oczy - pstrykn�� palcami i znik�. Herbert z wyrazem zadowolenia na twarzy wyci�gn�� zza kamieni w�dk�. Stokrotka postanowi� mu towarzyszy�. Zawsze we dw�ch ra�niej stawia� czo�a psychopatkom czyhaj�cym na niewinne wilko�aki. W pi�knych czarnych oczach Iskierki p�omienie �wieci�y z�owrogim blaskiem. Wied�ma posiada�a wybitnie rozwini�ty instynkt macierzy�ski, kt�ry domaga� si� teraz informacji o miejscu pobytu potomka. �wiadomo��, �e potomek jest m�odym, �adnie wyro�ni�tym smokiem, kt�rego z ca�� pewno�ci� nikt nie da rady skrzywdzi�, zosta�a przez umys� zepchni�ta na margines. Na tym samym marginesie znajdowa�a si� opinia Iskierki o �rednio odpowiedzialnych tatusiach, kt�rzy nie s�uchaj� co si� do nich m�wi, jednak nag�e pojawienie si� Tygrysa wysun�o j� na pierwszy plan. - Jest na polanie przy stawie, goni kijanki i jest szcz�liwy - powiedzia�, zanim Iskierka zd��y�a otworzy� usta. - Mia�e� go pilnowa�. - Ani przez chwil� nie przesta�em - zapewni� j� Tygrys. - Przez ca�y czas go obserwowa�em. Telepatycznie. - Wola�abym osobi�cie - warkn�a Iskierka. - Kontakt rodzica z dzieckiem... - Jest niesamowicie wa�ny - wpad� jej w s�owo Tygrys. - Ale nie mo�emy go ogranicza�. On potrzebuje prywatno�ci. Iskierka spojrza�a na niego spode �ba. Tygrys pogratulowa� sobie w duchu zwyci�skiej potyczki. - Pewnie si� ubrudzi� - mrukn�a Iskierka. - No, troch� - przyzna� Tygrys. - Trzeba go umy� - powiedzia�a spokojnie Iskierka. - Mam go znale��? - Nie, ja go znajd�. Ty - opar�a palec o jego kolczug� - przygotujesz k�piel. Postaraj si�, kochanie - rzuci�a s�odkim g�osem, odchodz�c. S�o�ce przebija�o si� przez g�ste korony drzew i o�wietla�o poszycie lasu. Romboid przedziera� si� przez nie ju� od godziny. Pomi�dzy drzewami zacz�a przeb�yskiwa� kryszta�owo czysta rzeczka. �owca dotar� w pobli�e, ale pozosta� w ukryciu. Nad wod� siedzia� ch�opiec z w�dk�, obok niego m�czyzna w br�zowej szacie z kapturem nasuni�tym na twarz. - Po co w�a�ciwie �owisz ryby? - zapyta� ch�opca. - �eby je zje�� - wyja�ni� cierpliwie ch�opiec. - Masz poj�cie, ile one maj� o�ci? - j�kn�� m�czyzna. - Pewnie du�o. - A wiesz, jak niebezpiecznie jest je�� co�, co ma tyle o�ci??? To samob�jstwo!!! - wykrzykn�� m�czyzna ze zgroz�. - Wybacz, Herbercie, ale w czym� takim nie b�d� bra� udzia�u. Niech bogowie ci� maj� w opiece - zawaha� si�. - No, mo�e lepiej niech nie maj� - wsta� i odszed�. Ch�opiec zosta� sam ze swoj� w�dk�. Romboid zastanowi� si�, czy nie zapyta� go o potwora. Mo�liwe, ze ch�opiec sam by� �wietnie zamaskowan� besti�. Nie takie rzeczy �owca ju� widzia�. Ale z pewno�ci� nie widzia� takich kobiet jak ta, kt�ra energicznym krokiem wkroczy�a na polan�. By�a pi�kna w niezwyk�y, nieopisany spos�b. Mia�a czarne w�osy, czarne oczy i czerwon� sukni�. Rozejrza�a si� zirytowana i podesz�a do ch�opca. - Widzia�e� Amadeusza? Ch�opiec pokr�ci� g�ow�. - Jak go zobaczysz, to powiedz mu, �e k�piel ju� czeka - mia�a odej��, ale zatrzyma�a si� i spojrza�a uwa�nie na w�dk�. - Herbercie, co ty w�a�ciwie robisz? - �owi� ryby - z tonu g�osu mo�na by�o wywnioskowa�, �e ch�opiec doskonale zdaje sobie spraw�, co poci�gnie za sob� ta odpowied�. - Po co? - �eby je zje��. - Ryb nie �owi si� po to, �eby je je��. Idzie si� na ryby, �eby trwa� w izolacji. To typowy objaw nieprzystosowania spo�ecznego. Ch�opiec przytakn��. - Zastan�w si� nad sob� - rzuci�a na odchodnym. Romboid zastanowi� si�, kim mog�a by�. A potem wr�ci� do kwestii, czy powinien porozmawia� z ch�opcem. Problem rozwi�za� si� sam, kiedy z krzak�w wypad� na polan� ma�y smok. By� wi�kszy od wysokiego m�czyzny i podobny do kurczaka. Mia� d�ugie tyle �apy i kr�ciutkie przednie, ma�e skrzyde�ka i d�ug� szyj�. Na szyi osadzona by�a g�owa, a na g�owie b��kitne oczka i podobny do dzioba pysk. Wygl�da� na sympatycznego. Przebieg� przez polan� i wyrwa� ch�opcu w�dk�. Romboid zawaha� si�. Kodeks zabrania� tyka� smok�w, ale besti� nale�a�o przep�oszy� i uratowa� ch�opca. Si�gn�� po le��cy na trawie dr�g. W tym momencie kto� zdzieli� go w g�ow� czym� naprawd� ci�kim. Kiedy otworzy� oczy, zobaczy� nad sob� kamienny sufit. Nast�pnie zauwa�y� porozwieszan� wsz�dzie bro�, cz�ciowo przez co� ponadgryzan�. A potem us�ysza� g�osy. - Nie mam poj�cia, po co on go zabra�. Ten dra� chcia� zamierzy� si� na Amadeusza! - to by�a kobieta, ta w czerwonej sukni. - Bior�c pod uwag�, �e mia� przed sob� mo�liwo�� bycia zaaportowanym - tego g�osu Romboid nie zna�. Nale�a� do m�czyzny. Prawdopodobnie du�ego m�czyzny. - To tak�e twoje dziecko!! - Nie mam co do tego najmniejszych w�tpliwo�ci. Jednak postaw si� w jego sytuacji... - Wystarczy, �e stoj� w swojej! Jego mi ju� nie potrzebna! - My�l�, ze powiniene� st�d jak najszybciej i�� - rozleg� si� tu� ko�o niego g�os ch�opca. - Jak sko�cz� si� k��ci� i dalej b�d� w z�ych humorach, to mog� ci zrobi� krzywd�. - Sk�d ja si� tu w og�le wzi��em? - Humanitaryzm - wyja�ni� ch�opiec. - Czyta�em, �e bohater powinien zachowywa� si� humanitarnie w stosunku do bezbronnych i s�abszych. Jak Iskierka ci przy�o�y�a, to by�e� bezbronny i nieprzytomny. Zgodnie z zasadami bohatera nale�a�o ci pom�c. Bo ja chc� zosta� bohaterem, ale Tygrys m�wi, �e humanitaryzm jest dla idiot�w i mi�czak�w. - Tygrys? - Staro�ytny b�g wojny. Jestem jego uczniem. - Aha - Romboid pokiwa� g�ow�. - Oczywi�cie, mog�em si� domy�li�. Chyba ju� p�jd�. Wola�bym nie wchodzi� mu w drog� - �owca nie ba� si� potwor�w, ale ba� si� wariat�w. - Ju� wszed�e� - oznajmi� ch�opiec. - Chcia�e� rzuci� si� z dr�giem na jego dziecko. Romboid zatrzyma� si�. - Tego smoka? Herbert pokiwa� g�ow�. - I tak by� mu nie zrobi� krzywdy, bo on by ci� zaaportowa�, ale podobno licz� si� intencje. My�l�, �e powiniene� wyjecha� gdzie� daleko. - Nie b�dzie �atwo. Zatrudniono mnie do usuni�cia potwora z lasu. - To nie Amadeusz straszy w lesie. - Kto? - Smok. To nie on. On tylko aportuje. W lesie straszy Syk. - Jaki syk? - Bo�ek szale�stwa wojennego - wyja�ni� ch�opiec, odprowadzaj�c go do wyj�cia. - Ale teraz nie straszy, bo si� zakocha�. - Aha. - Wi�c chyba musisz wyjecha�. - Chyba tak. Dzi�ki za rad� - Romboid oddali� si� po�piesznie. Dotychczasowy zwiad nie by� owocny. Potwor�w: jeden, ale ma�y i na oko niegro�ny. Wariat�w: troje. Ma�o prawdopodobnych pog�osek o potworach: jedna. �owca ruszy� w g��b lasu, wyt�aj�c wszystkie zmys�y. Na najbli�szej polanie brzydki cz�owieczek kl�cza� przed jasnow�os� dziewczyn�. "Kl�cza�" nie by�o s�owem w pe�ni oddaj�cym sytuacj�. Czo�ga� si�, bi� pok�ony, podrywa� si� i pada� do jej st�p, a ona ca�y czas patrzy�a w przeciwn� stron�. - Serce moje, b�agam ci�! - Nie - odpar�a stanowczo wybranka jego serca. - Z �adnymi upiorami i strzygami do czynienia mie� nie b�d�. Matu� by zemdla�a, jakby si� dowiedzia�a. - To nie s� �adne upiory - skamla� brzydal. - To jest moja rodzina. Troch� dziwaczna, ale nie a� taka straszna. Raptem paru bog�w, wied�ma, wilko�ak, smok i w�cibski smarkacz. Mog�o by� gorzej. Oni s� nawet zno�ni. - �adnych nadprzyrodzonych stwor�w ogl�da� sobie nie �ycz�. - Mnie te� nie?!? - Iiii. Ty to co innego. - Jakie to tam nadprzyrodzone - zaprotestowa� brzydal. - Troch� bosko�ci jeszcze z nikogo nie zrobi�o nadprzyrodzonej istoty! - �adnych niezwyk�ych �yj�tek. To nie wypada. Ja powinnam wyj�� za jakiego� porz�dnego �owc� potwor�w, a nie za monstrum. - oznajmi�a stanowczo. - Wracam do domu. - Fio�ka! - j�kn�� brzydal. - Prosz�!!! Fio�ka! - krzykn�� za odchodz�c�. - Ona mnie nie kocha!!! - j�kn�� w przestrze�. - Dramatyzujesz jak zwykle - na polan� wyszed� pot�ny brodacz z nar�czem ga��zi. - Kocha ci�, tylko troch� zg�upia�a. Ka�dej si� to czasem zdarza - rzuci� ga��zie na �rodek polany. - Iskierka chce zrobi� piknik, �eby rodzina si� integrowa�a. Czas na kie�baski! Za nim na polan� weszli ch�opiec i ten w br�zowym kapturze, tylko �e ju� bez kaptura. Pod kapturem by� wilko�akiem. Obaj nie�li koce i koszyki z prowiantem. Ustawili je na polanie. Ostatnia na polan� wesz�a niezadowolona pi�kno�� w czerwonej sukni. Obok niej podskakiwa� rozbawiony smok. - Kochanie, b�d� tak mi�a - odezwa� si� brodacz. Kobieta klasn�a w d�onie i ga��zie zap�on�y. Wilko�ak odsun�� si� od p�omieni. - Ognia si� w lesie pali� nie powinno - j�kn��. - To niebezpieczne! - Dla kogo? - zainteresowa� si� brodaty. Wilko�ak tylko westchn��. Iskierka siad�a pod drzewem, mrucz�c pod nosem co� o niewinnych zwierz�tkach i brutalno�ci niekt�rych drani. Romboid oddali� si� po�piesznie widz�c, �e smok zaczyna zerka� w jego stron�. Nie uszed� daleko, bo wpad� na trup� aktor�w, kt�rzy w ko�cu znale�li si� nawzajem i dyskutowali w�a�nie nad zmianami w historii o Czerwonym Kapturku. - O bogowie, to� to Romboid �owca Potwor�w!!! - aktor w kostiumie wilka otworzy� szeroko oczy. - S�ysza�em o nim, ale �eby tak go spotka� tak twarz� w twarz... - Ach tak? - rozleg� si� z boku zimny g�os furii w czerwonej sukni. Obok niej smok wystawia� zdobycz, machaj�c intensywnie ogonem. W d�oni kobiety pojawi�a si� ognista kula. - Jaki� znany przest�pca? Psychopata krzywdz�cy biedne dziatki? Element niezdolny do resocjalizacji? - Ale� sk�d!!! To jest Romboid, Wielki �owca Potwor�w, obro�ca biednych bezbronnych ludzi! - wykrzykn�� re�yser, mn�c z przej�cia swoje artystyczne nakrycie g�owy. - Bezbronnych, ha! - furia zrezygnowa�a z kuli ognia i drwi�co z�o�y�a r�ce na piersi. - Bezbronni ludzie z kosami i wid�ami strasz� i morduj� biedne �yj�tka z ca�� t� swoj� niewinno�ci� i bezbronno�ci� w d�oniach. Chcia�abym zobaczy�, jak ci "bezbronni" wygl�daliby po uzbrojeniu! - zatrzyma�a smoka, kt�ry chcia� zabra� �owcy miecz. - Chod� misiaczku! Mamusia zrobi ci kie�bask� pieczon� na ognisku - smok podbieg� i poliza� j� po twarzy. - Wy te� powinni�cie si� stad wynosi� - poleci�a kategorycznie aktorom. - To niebezpiecznie zostawa� w lesie z jakim� pod�ym z�oczy�c�. Odwr�ci�a si� i odesz�a. Przez chwil� panowa�a cisza, a potem wybuch� gwar, przez kt�ry przebija� si� piskliwy g�os re�ysera. - Wynosi�?! Nigdy! - wo�a� z zapa�em, przyciskaj�c sw�j kapelusz jedn� r�k� do piersi, a drug� unosz�c dramatycznym ruchem w g�r�. - P�jd� z tob�, dzielny �owco, napisze sztuk� o twoich czynach, ukazuj�c w teatrze prawdziwe �ycie. B�d� tym, kt�ry poka�e ludziom prawdziwe, krwawe oblicze �wiata! Wyrw� ich z klatek z�udnych my�li o bezpiecze�stwie, poka�� im realizm!!!! Trupa zacz�a bi� brawo. Romboid j�kn�� w duchu i zacz�� si� wycofywa� i wyszed� z rozp�du na polan�. Spojrza�o na niego sze�� par oczu. Dwie wyra�a�y zainteresowanie mierne, jedna szalone, dwie �ywio�ow� niech��, a ostatnia, smocza, �yczliwo�� i sympati�. - Romboid �owca Potwor�w - westchn�� Herbert, kt�ry jak zwykle pods�uchiwa�, co si� dzieje w lesie. Brzydal spojrza� na �owc� z nienawi�ci�. - Romboid morderca naszych niewinnych wsp�ziomk�w, chcia�a� powiedzie� - poprawi�a zjadliwie furia. - Iskierka, kochanie, ile razy m�wi�a�, �e ludzi nie ocenia si� od pierwszego wejrzenia? - zapyta� niewinnie brodacz. - A to takie indywidua w og�le si� do ludzi zaliczaj�? - odpar�a Iskierka, zion�c jadem. Smok zacz�� merda� ogonem. - To na pewno ten Romboid - Herbert mrugn�� oczami, kt�re zrobi�y si� podobne do talerzyk�w. - Ten, co pokona� kl�tw� skarabeusza i ocali� Psigr�d od monstrum! - To wszystko wina zawy�onego poziomu adrenaliny - mrukn�� wilko�ak, obracaj�c kijek z marchewk� nad ogniskiem. - Mordercy i tyle - skwitowa�a Iskierka, przytrzymuj�c smoka. - Amadeuszu, zabraniam ci zbli�a� si� do takich kreatur. - Czemu? Mo�e by go tak zaaportowa�... - mrukn�� brzydal. - Cisza - za��da� brodaty. - Mniejsza o kwestie etyczne... - Znalaz� si� ekspert od etyki i fair play - rzuci�a w przestrze� Iskierka. - Pytanie jest jedno - ci�gn�� brodaty. - Czy zamierzasz polowa� na moje dziecko? Bo jak tak, to trzeba ci� b�dzie unicestwi�, jak nie, to id� gdzie chcesz. - Wynaj�to mnie do zabicia potwora, kt�ry zacz�� straszy� w lesie - wyzna� m�nie �owca. - A, to nie Amadeusz - powiedzia� Herbert, trac�c nadziej� na rozrywk�. - My tu ju� jeste�my od dawna i wszyscy si� do nas przyzwyczaili. - W takim razie �egnam - Romboid sk�oni� si� i po�piesznie odszed�. Na polanie natychmiast wybuch�a k��tnia. Dobiega�y go jej odg�osy. - On b�dzie wyka�cza� niewinne stworzonka!!! To barbarzy�stwo!!! - w�cieka�a si� Iskierka. - Kochanie, on w ten spos�b zarabia na �ycie. Sama m�wi�a�, �e ludzie s� za ma�o tolerancyjni dla bli�nich... - powiedzia� pob�a�liwie brodaty. - Taki bohater to jest wspania�y!! - westchn�� Herbert. - Wcale nie jest wspania�y - zaprzeczy� gwa�townie brzydal. - To tylko od�ywki magiczne, a robot� za niego odwalaj� wynaj�te trolle, on sam to takie zero... - Mog� p�j�� i zobaczy�, jak on zabija potwora? - dopytywa� si� ch�opiec. - Nie!!! To zniszczy�o by twoj� psychik�!!! - wrzasn�a Iskierka. - Nie wiem, co b�dziecie piec na ognisku, bo Amadeusz zjad� wasze kie�baski. Mog� wam da� marchewki jak chcecie... Romboid zacz�� bra� g��bokie wdechy. Robota �owcy potwor�w by�a spokojna, przewidywalna i wymaga�a tylko precyzji i nie mdlenia na widok krwi. Nikt nie wspomina� o odporno�ci psychicznej i zadawaniu si� z band� wariat�w. Zn�kany i troch� rozstrojony nerwowo Romboid dotar� do wsi. Dodatkowo rozstroi� go fakt, �e od d�u�szego czasu pod��a� za nim re�yser, kryj�c si� nieudolnie w krzakach. Za re�yserem, r�wnie� nieudolnie si� kryj�c, pod��a�a trupa aktor�w, ��cznie z Czerwonym Kapturkiem. Romboidowi z trudem uda�o si� ich zgubi� w g�szczu. Mia� �wiadomo��, �e wcze�niej czy p�niej go dopadn�. I rusz� za nim tak, jak bracia Wodni�ci. Pogr��ony w ponurych rozmy�laniach prawie zderzy� si� ze swoim zleceniodawc�. - Znalaz�y� co�, �owco? Romboid westchn��. - Owszem, znalaz�em smoka, wilko�aka i staro�ytnych bog�w! - A - starzec machn�� lekcewa��co r�k�. - My wimy, �e oni tam s�. Nie ich my si� obawiamy. - Nie? - zapyta� t�po Romboid. - Oni s� sympatycni. I jak trza, to pomog�. - A - pokiwa� g�ow� Romboid. - Ty, Rombi - rozleg� si� spod drzwi gospody g�os Ka�u�y. - Masz konkurencj�. Romboid spojrza� na braci Wodnistych. Za nimi, w drzwiach karczmy kto� sta�. Od razu rozpozna� sylwetk� Kr�liczka Donabzziu. Trudno jej by�o nie rozpozna�. Kr�liczek Donabzziu by�a posiadaczk� elementu cia�a, kt�ry pojawia� si� na miejscu jaki� kwadrans przed ni�. W og�le dziwne by�o to, �e wskutek zachwiania r�wnowagi nie przewraca�a si� na nos. Zreszt� nie dotar�aby nosem do pod�o�a. Powstrzyma�by j� ten znacz�cy element budowy cia�a, w kt�ry wpatrywali si� bracia Wodni�ci. A str�j, jaki nosi�a na tym wszystkim, wystarczy�by do uszycia trzech i p� chusteczki do nosa. Kr�liczek Donabzziu by�a �owc� potwor�w. Wi�kszo�� bestii dostawa�a na jej widok wytrzeszczu ze zdziwienia. - Czy�by� nie by� w stanie schwyta� jednej bestii? - odezwa� si� swoim cienkim g�osikiem. - Ja, Kr�liczek Donabzziu, zrobi� to za ciebie! - po czym ruszy�a w las. - Ale... - I to ma by� bohater - mijaj�c go, Ka�u�a cmokn�� z niezadowoleniem. - Ja... - Twoja strata - dorzuci� Strumyk. - Idziecie z ni�? - Musimy dawa� �wiadectwo prawdzie - oznajmi� z wy�szo�ci� Bajoro. Romboid pokr�ci� g�ow� z rezygnacj� i powl�k� si� za nimi. Przy skraju lasu natkn�li si� na nieudolnie skradaj�c� si� trup� teatraln�. Kryj�c si� po krzakach i wydaj�c dyskretne okrzyki, trupa zawr�ci�a i pod��y�a w las. Nieco dalej, przy ognisku, znad kt�rego unosi� si� aromat pieczonych marchewek, w Iskierce co� p�cznia�o. Kiedy marchewki by�y ju� gotowe, przesta�o p�cznie� i stwardnia�o na granit. W nast�pstwie tego Iskierka wsta�a i stanowczym krokiem posz�a w las. Stokrotka znieruchomia� z marchewk� w pysku. - B�ghmpffhhmfpi? - zapyta�. - Znale�� tego potwora i ocali� go od losu gorszego ni� �mier� - odpowiedzia� Tygrys. - Bhfffghh? - Od �mierci z r�k pod�ego �owcy - wyja�ni� Tygrys. - Ghhffpph!!! - Po co? Iskierka doskonale sama da sobie rad�. A nam wystygn� marchewki. - Hpff! - Ryzyko zawodowe. Zreszt�, ona mu nie zrobi krzywdy. Najwy�ej go zresocjalizuje. Stokrotka prze�kn�� marchewk� i pobieg� za Iskierk�. - Mog�? - zapyta� Herbert. - Id� - zezwoli� Tygrys. - Ty nie - z�apa� Amadeusza za ogon. - K�piel czeka. Ale najpierw marcheweczka. Samo zdrowie. Za mamusi�, za tatusia, za Herberta, za wujka Syka, za wujka wilko�aka... Rozmy�lania Fio�ki nad w�enieniem si� w rodzin� �rednio przeci�tn� zosta�y zak��cone przez Kr�liczka Donabzziu i jej element cia�a. Zanim Kr�liczek zd��y�a wyg�osi� typow� przemow� bohatera, zaczynaj�c� si� od "nie l�kaj si�, dzieweczko" i trwaj�c� pe�ny kwadrans, spomi�dzy drzew wypad� Syk, dzier��c w wyci�gni�tej r�ce pot�n� wiech� le�nego kwiecia. Na widok Kr�liczka i jego elementu zar�wno wiecha, jak i szcz�ka upad�y mu na ziemi�, a s�owa ugrz�z�y w gardle. Fio�ka b�yskawicznie zdecydowa�a, co my�li o �rednio przeci�tnej rodzinie, rzuci�a Kr�liczkowi nienawistne spojrzenie i pobieg�a szuka� Iskierki. Odrobin� zdezorientowana chimera siedzia�a przed swoj� nor� niczym grzeczny piesek. Pierwszy raz jej si� zdarzy�o, �e istota ludzka na jej widok nie rzuci�a si� do ucieczki, tylko uj�a si� pod boki i zacz�a mie� pretensje. - Co ty sobie w og�le my�lisz?! - warcza�a Iskierka. - Jak w takich warunkach gatunki maj� �y� w pokoju i harmonii?! Jak si� sprowadzasz, to idziesz si� grzecznie przedstawi� i obiecujesz, �e b�dziesz dobrym i uczynnym s�siadem! Jasne? Przedstawi� si� mieszka�com wioski, ale ju�! - wskaza�a stanowczo kierunek. - "Zje��" - zaprotestowa�a nie�mia�o chimera. - Nieelegancko jest zjada� s�siad�w - oznajmi�a stanowczo Iskierka. - "G�odowa�?" - przestraszy�a si� chimera. - Nie, sk�d - zreflektowa�a si� wied�ma. - Dogadasz si� jako� z nimi. B�dziesz broni� wioski albo co�. Chimera zastanowi�a si�. W jej oczkach mign�� cie� zainteresowania. Z lasu dobieg�y jakie� krzyki. Wied�ma rozpozna�a g�os Fio�ki, kt�ra nie wo�a�a Syka, tylko j�. - Musz� i�� - oznajmi�a. - A jak ju� za�atwisz swoje sprawy, to wpadnij do nas na pieczon� marchewk� - doda�a, odchodz�c w poczuciu dobrze spe�nionego obowi�zku. Bracia Wodni�ci skupili si� wok� os�upia�ego Syka. - Jaki� niemowa - stwierdzi� z niech�ci� Ka�u�a. - Nie chce wsp�pracowa� - obrazi� si� Strumyk. - Nie przejdzie do historii - doda� Bajoro i wszyscy trzej bracia pokiwali w zadumie g�owami. Romboid usiad� sobie pod drzewem, usi�uj�c ignorowa� ca�� trup� teatraln� z re�yserem na czele i Czerwonym Kapturkiem na ko�cu, kt�ra nieudolnie chowa�a si� z drugiej strony pnia. Z g�szczu wypad� zdyszany Stokrotka. Chcia� podbiec do Romboida i co� mu powiedzie�, ale zast�pi�a mu drog� Kr�liczek. - St�j, potworze! - pisn�a. Stokrotka spojrza� na Kr�liczek i na jej element, wrzasn�� i uciek�. - Widzisz, Rombi - westchn�� filozoficznie Ka�u�a. - Na tw�j widok potwory nie uciekaj� z krzykiem. - Jak to dobrze, �e ona tu jest - zachwyci� Strumyk. - Gdyby nie to, po�ar�by nas wilko�ak - uzupe�ni� Bajoro. - On jest wegetarianinem - mrukn�� pod nosem Romboid. - Zawistny jeste� - zauwa�y� z�o�liwie Ka�u�a. - Przyjmij pora�k� z pokor� - zaproponowa� Strumyk. - B�d� m�czyzn� - podsun�� Bajoro. - Potw�r odszed�!!! - zapiszcza�a Kr�liczek, unosz�c w g�r� miecz. - Dobro zatriumfowa�o! - Sp�jrz tylko na ni� - zasycza�a schowana za drzewem Fio�ka. - Patrz� - mrukn�a Iskierka. - Zr�b co� - za��da�a Fio�ka. - Zrobi� - obieca�a Iskierka. Zastanowi�a si� chwil�, a potem wymamrota�a zakl�cie. Podzia�a�o. Bracia Wodni�ci wpatrywali si� ponuro w bia�ego kr�liczka, kt�ry jeszcze przed chwil� by� Kr�liczkiem. - Co� tu �mierdzi - powiedzia� Ka�u�a. - Podejrzana okolica - doda� Strumyk. - Trzeba si� zmy� - podsumowa� Bajoro. Wszyscy trzej oddalili si� czym pr�dzej, rozgl�daj�c si� nerwowo. Re�yser dosta� spazm�w. - Mam wizj�!!! Mam wizj�!!! - wrzeszcza�. - Kobiety z uszami kr�liczk�w! Stroje z pi�r!!! Muzyka! �piewy!!! Ta�ce!!! Wymachiwanie nogami!!! Schody!!! Mam wizj�!!! - oprzytomnia� troch�. - Ten g�os!!! Znajd�cie mi tego wilko�aka!!! B�dzie �piewa�!!! Egzotyka!!! Jestem geniuszem!!! - rzuci� si� w las. - Futrzasty tenorze, gdzie jeste�?! Ca�y zesp� rzuci� si� za nim. Zza drzew wysz�a Iskierka i podesz�a do kr�liczka. Podnios�a zwierz�tko i podesz�a do Romboida. Gdzie� z boku Fio�ka obsypywa�a os�upia�ego Syka poca�unkami. - Moje biedactwo ukochane, co ta potwora ci zrobi�a! Iskierka poda�a kr�liczka �owcy. - Zamiast t�pi� biedne zwierz�tka, m�g�by� si� nimi zaopiekowa� - powiedzia�a. - Za�o�y� schronisko albo co�. I wynie�� si� st�d jak najszybciej. Nie lubi� ci� - doda�a z nieszczerym u�miechem. Romboid wzi�� kr�liczka i wyni�s� si�. Idea za�o�enia spokojnego schroniska dla takich, powiedzmy, smok�w, by�a ca�kiem interesuj�ca. We wsi znalaz� swojego konia. Nie zdziwi� si� zbytnio, �e przed karczm� chimera negocjowa�a w�a�nie z miejscowymi ch�opami warunki funkcjonowania agencji ochrony mienia i inwentarza. Zabra� kr�liczka i odjecha� w stron� zachodz�cego s�o�ca. Tygrys sko�czy� wyciera� Amadeusza. - Uwierzysz, �e Stokrotka tak po prostu wyjecha�? - zapyta�. Iskierka rozpali�a ogie� i osuszy�a r�czniki. - Scena go wezwa�a. Nied�ugo b�dzie premiera. Mogliby�my wybra� si� na wycieczk� do miasta - doda�a zach�caj�co. - A propos wycieczek... - Nie. - Nie? - Herbert pojedzie ze mn� na pogl�dowe zwiedzanie zdemolowanych wiosek. Na wojn� mo�esz zabra� Amadeusza. - Rozp�dzi armie i z bitwy b�d� nici. - Ale� kochanie, Amadeusz nigdy by czego� takiego nie zrobi� - zapewni�a Iskierka. - Nigdy? - B�dzie grzeczny. Zaaportuje par� mieczy, to wszystko. Nie zabronisz chyba swojemu jedynemu dziecku odrobiny rozrywki? - Gdzie�bym �mia� - westchn�� Tygrys. KONIEC