6805
Szczegóły |
Tytuł |
6805 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6805 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6805 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6805 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Sara Janik
Zwierciad�o
Urodzona w Bydgoszczy w 1976r. Zadebiutowa�a w 2001r. na �amach "Science
Fiction" opowiadaniem "Serce Lasu". Obecnie mieszka w Poznaniu i pracuje
jako projektant-grafik komputerowy.
Ray sta� na balkonie otaczaj�cym najpot�niejsz� z wie� zamku Rissarell i
wpatrywa� si� w osnuty porann� mg�� horyzont. Zamy�lony nie zauwa�y�, gdy
wysoki, ciemnow�osy m�czyzna stan�� w wej�ciu, rozejrza� si� i u�miechn��,
zauwa�aj�c Raya opartego o balustrad�. Podszed� i obj�� szczup�e ramiona
m�odzie�ca,
przytulaj�c si� do jego plec�w.
- Szuka�em ci�, Lustereczko - wyszepta� mu wprost do ucha.
- Kyei... - Ray uni�s� g�ow�, obracaj�c si� lekko i delikatnie musn�� ustami
policzek przybysza. Przez d�ug� chwil� obaj obserwowali srebrzysty wsch�d
s�o�ca.
- Przyszed�em si� po�egna� - wyszepta� Kyei.
- Ja nie chc�... - Ray zaj�kn�� si�. - Nie chc�, �eby� odchodzi�. Boj� si�...
Nie dam rady... nie wytrzymam...
- Ale� co ty opowiadasz! - Kyei obr�ci� Raya w swoj� stron�. - To nieprawda i
dobrze o tym wiesz. Jeste� silniejszy, ni� ktokolwiek s�dzi. Poradzisz
sobie.
- Ale...
- �adnych "ale". Wiesz, �e nie jeste� w stanie mnie zatrzyma�. Zwierciad�o p�ka,
gdy Mag umiera. Nie mog� tu zosta�.
- Ale ja ci� kocham! - Rayowi nap�yn�y �zy do oczu. - Nie opuszczaj mnie!
Kyei westchn��. Delikatnie pog�aska� Raya po policzku, z ciep�ym u�miechem
patrz�c w jego srebrzyste oczy. To przez nie nazywa� go Lusterkiem. Srebrne
oczy... srebrne, jak tafla lustra. I niczym lustra odbija�y wszystkie uczucia i
emocje, kt�re przewija�y si� przez serce i my�li m�odzie�ca. Teraz przypomina�y
dwa jeziora smutku.
- Ray... Lustereczko... Wiesz, �e jeste� dla mnie bardzo wa�ny - dobiera� s�owa.
- Ale ja kocham Hya. Jest dla mnie wszystkim. I nie opuszcz� go. Nigdy.
- Wi�c... wi�c dlaczego by�e� ze mn�? - Ray odwr�ci� wzrok. - Zdradzi�e� Hya....
- To nie by�o tak - Kyei z�apa� Raya za podbr�dek i zmusi� do spojrzenia w swoje
oczy. - Ciebie te� kocham, ale inaczej. A Hya... wiedzia� o wszystkim,
co by�o mi�dzy nami.
- Wiedzia�? - Ray szerzej otworzy� oczy.
- Tak. I nie mia� nic przeciwko. Hya nie by� ju� najm�odszy. Nie m�g� mi da�
tego, czego pragn��em. Dlatego pozwoli� mi na spotkania z tob�. Bardzo
ci� lubi� i cieszy� si� z naszego szcz�cia.
- Ale...
- Do�� ju� tych "ale" - Kyei otar� �zy z policzk�w Raya i cofn�� si� na
wyci�gni�cie ramion. - Dzi� b�dzie pogrzeb Hya, a ja odejd� wraz z nim.
- To g�upia tradycja! - Ray niezbyt delikatnie strz�sn�� z ramion d�onie
m�czyzny. - Nie musisz umiera� tylko dlatego, �e Hya nie �yje.
- Wiem, �e nie musz� - u�miechn�� si�. - Ja tylko... nie potrafi� �y� bez niego.
Gdy go nie ma, w mym sercu jest pustka, a dusza krwawi. Tej rany nic
nie uleczy. On by� dla mnie wszystkim. S�o�cem, powietrzem, �yciem. Gdy go
zabrak�o, wszystkie kolory zblad�y, a s�o�ce straci�o blask. Nic ani nikt mi
go nie zast�pi.
Popatrzy� na Raya, lecz na jego twarzy nie dostrzeg� zrozumienia.
- Nie pojmujesz tego - westchn��. - My�l�, �e zrozumiesz dopiero wtedy, gdy sam
odnajdziesz swego Maga. Nie zauwa�y�e�, �e ta tradycja nigdy nie zosta�a
z�amana, chocia� nikt nie ma obowi�zku umiera�? Zawsze Zwierciad�o umiera wraz
ze swym Magiem, zawsze Mag kona, gdy zginie Zwierciad�o. To wi� na ca�e
�ycie. Nikt nie potrafi tego przerwa�. Nawet �mier�. Zrozumiesz, gdy sam...
- Nie!!! To... to g�upie - Ray zmarszczy� gniewnie brwi. - Nigdy nie chc� z
nikim si� tak zwi�za�. Nie chc� umiera� dla kogo�! Nie chc� by� niczyim
Zwierciad�em!
- Chcesz na zawsze by� sam? - Kyei zdumiony zamruga� oczami. - Nie chcesz nigdy
pozna�, jakie to uczucie, gdy dzika moc Maga przep�ywa przez ciebie,
a ty ujarzmiasz j� i wielokrotnie wzmacniasz? Dziwi� ci si�, to lepsze ni� seks
- u�miechn�� si�, puszczaj�c do niego oko.
- Nie chc� i ju�!
- Dzieciak z ciebie, Lustereczko - Kyei wzruszy� ramionami i postanowi� zmieni�
temat. - Ciekawy jestem, jaki b�dzie nast�pca Hya. Podobno ma przyby�
a� z Kryszta�owych G�r...
- Pewno b�dzie obrzydliwym staruchem - burkn�� Ray, ale z ulg� przyj�� zmian�
tematu.
- Mo�e nie... Mo�e to w�a�nie on b�dzie t w o i m Magiem. Czy je�li wybierze
ciebie, zgodzisz si�?
- Nie - nad�sa� si� Ray. Ju� nie pierwszy raz Kyei dr�czy� go rozmowami o
przysz�ym partnerze. - W Kryszta�owych G�rach �yj� tylko starcy. Tam mieszkaj�
tylko najpot�niejsi Magowie. I nie s� m�odzi! Nie b�d� wi�za� si� z kim�, kto
mo�e umrze� miesi�c po naszej przysi�dze.
- Pewno masz racj� - Kyei roze�mia� si�. Ile ju� razy s�ysza� podobn� przemow�?
- Z tego, co s�ysza�em, najm�odszy z nich jest ju� du�o po sze��dziesi�tce.
Ray prychn�� niech�tnie. Widz�c jego min�, Kyei z ca�ych si� stara� si� zn�w nie
roze�mia�.
- Mag, kt�ry przyb�dzie, podobno nigdy nie potrzebowa� Zwierciad�a... Ciekawe
dlaczego?
- Mo�e jest tak pot�ny, �e nie musi mie� Zwierciad�a...
- G�upi jeste� - osadzi� go Kyei. - �aden Mag, nawet najpot�niejszy, nie mo�e
u�ywa� magii bez Zwierciad�a. To tak, jakby je�� widelcem bez z�b�w.
Kompletne marnowanie czasu i energii.
- A kobiety? Czarodziejki nie maj� Zwierciade�. I nie jestem g�upi - obrazi� si�
Ray.
- Oczywi�cie, �e nie jeste� - potwierdzi� natychmiast Kyei. - Czarodziejki maj�
inny rodzaj mocy ni� Magowie. Ich moc jest pos�uszna ich rozkazom.
S� o wiele silniejsze od nas. Jednak ta si�a ma swoj� cen�. S� zawsze same. Nie
potrafi� tak naprawd� z nikim si� zwi�za�. Wielka moc narzuca im samotno��.
Nie wiem, czy chcia�bym by� jedn� z nich... - Kyei zamy�li� si� na moment. A
potem popatrzy� o wiele powa�niej na Raya. - Mam do ciebie ostatni� pro�b�.
Spe�nisz moje �yczenie?
- Wiesz, �e zrobi� dla ciebie wszystko!
- Rozpoczniesz pogrzeb, dobrze? Jeste� dla mnie najbli�sz� osob�. Chc�, �eby� to
by� ty. Hya te� by tego pragn��.
Ray zblad�. Rozpocz�� pogrzeb... to by� ogromny zaszczyt, lecz jednocze�nie
oznacza�o, i� to on mia� podpali� stos, na kt�rym sp�onie cia�o Hya i umrze
Kyei. Sp�oszony spojrza� w zielone oczy Kyeia. Widz�c jego pe�ne oczekiwania i
nadziei spojrzenie, powoli skin�� g�ow�.
- To... dla mnie... zaszczyt... - zdo�a� wydusi�. A potem, wybuchaj�c p�aczem,
rzuci� si� na szyj� Kyeia.
* * *
Ray przez wiele dni po pogrzebie nie opuszcza� swojej komnaty. T�skni� za
Kyeiem. T�skni� tak bardzo, �e nie mia� ochoty chodzi� na lekcje, nie chcia�
je�� ani spa�. Nie pami�ta� pogrzebu zbyt dobrze. Jedyne, co mu zosta�o w
pami�ci, to widok Kyeia otoczonego przez ogie�. Jego zielone oczy by�y spokojne,
u�miecha� si� �agodnie. Gdy p�omienie zacz�y liza� suche drewno, po�o�y� si�
obok Hya, delikatnie pog�aska� jego w�osy, uk�adaj�c je starannie wok�
podg��wka,
a potem opar� policzek o pier� maga, obejmuj�c go mocno. Przymkn�� oczy i wi�cej
ich nie otworzy�. W pami�ci Raya pozosta�o tylko mgliste wspomnienie ognia,
Mag�w w czarnych i szarych szatach oraz Zwierciade� w granatach i b��kitach.
Potem kto� odprowadzi� go do komnaty, zmusi� do po�o�enia si� i kaza� odpocz��.
Dni mija�y jeden za drugim. Ray stara� si� nie zwraca� na siebie uwagi innych
mieszka�c�w Rissarell. Stara� si� przychodzi� na posi�ki, po jakim� czasie
wr�ci� na zaj�cia. Pomaga�, je�li kto� go o to poprosi�. Jednak og�lny niepok�j,
jaki panowa� w zamku, nie pomaga� mu odzyska� dobrego nastroju. Wszyscy
martwili si� o nast�pc� Hya. Po dotarciu wiadomo�ci o tym, i� wyruszy� wraz z
eskort�, wszelki s�uch po nim zagin��. Najbardziej niepokoi�o to cz�onk�w
Rady Mag�w Rissarell. W ko�cu jednak pewnego szarego poranka pos�aniec przyni�s�
wiadomo�� od delegacji z Kryszta�owych G�r informuj�c�, �e przekroczyli
Kilay�, rzek� oddalon� od Rissarell zaledwie o pi�� dni drogi. Rada jednog�o�nie
podj�a decyzj� o wys�aniu grupy maj�cej powita� Maga i jego �wit�. Postanowiono
wys�a� trzech Mag�w wraz ze Zwierciad�ami i trzy Wolne Zwierciad�a, w tym Raya,
maj�c nadziej�, �e nast�pca Hya znajdzie w�r�d nich partnera.
Wyruszyli tego samego dnia. By�a tylko jedna droga wiod�ca z Kryszta�owych G�r
do Rissarell, kt�r� mogli pod��a� przybysze. Mieli wi�c pewno��, �e
si� nie rozmin�.
I tak te� si� sta�o. Trzy dni p�niej dojrzeli du�y w�z i sylwetki je�d�c�w. Po
kilku minutach obie grupy spotka�y si� i Lon, przyw�dca wys�annik�w
z Rissarell, z rado�ci� powita� go�ci. Potem przedstawi� reszt� towarzyszy. Ray
sta� na samym ko�cu. Gdy pad�o jego imi�, niech�tnie uni�s� g�ow� i spojrza�
w szare oczy starszego m�czyzny.
- Witaj, Mir - uk�oni� si� lekko. - To zaszczyt dla mnie, i� mog�em ci� pozna�.
Mag u�miechn�� si�.
- Cieszy mnie ogromnie zar�wno zaproszenie do Rissarell, jak i wasza �yczliwo��
- obejrza� si� na swoich towarzyszy. - Poznajcie, prosz�, moje Zwierciad�o.
Oto Oyr.
Ray zdumiony spojrza� na wysokiego blondyna. Podobno Mag z Kryszta�owych G�r nie
mia� Zwierciad�a. Pozostali musieli wygl�da� na r�wnie zaskoczonych,
gdy� Mir za�mia� si� ciep�o.
- Tak, tak - machn�� lekcewa��co r�k�. - Wiem, �e chodz� pog�oski, i� nie mam
Zwierciad�a. To kompletne bzdury. Nie wyobra�am sobie, abym nie mia�
partnera. Oyr - u�miechn�� si� ciep�o do m�czyzny, a on odwzajemni� jego
u�miech - jest �wiat�em mego �ycia. A teraz poznajcie, prosz�, pozosta�ych. Mag
Kei i Zwierciad�o Syl. Mag Fra i Zwierciad�o Liya. Oraz Saytarl, nasz s�u��cy,
wo�nica i stajenny w jednej osobie. Zajmuje si� wozem i ko�mi.
Ray uwa�nie przygl�da� si� ludziom przedstawianym przez Mira. Na d�u�ej
zatrzyma� wzrok na Saytarlu, jedynej osobie pozbawionej magicznej mocy. Jedynej,
kt�rej wiek nie przekracza� 50 lat. Jego uwag� przyku�y dwie rzeczy: niech�tne
spojrzenie, jakim obrzuci� Mira, gdy ten go przedstawia�, i dwie matowoszare
bransoletki na nadgarstkach m�czyzny. Po co s�u��cemu takie ozdoby? Chyba tylko
przeszkadzaj� mu w czasie pracy. A mo�e to jaka� rodzinna pami�tka? Albo
amulety maj�ce chroni� przed z�� moc�? Czasem zwykli ludzie miewali dziwne
pomys�y. A widz�c, jak obiekt jego obserwacji patrzy� na Mag�w, doszed� do
wniosku,
�e chyba zbytnio za nimi nie przepada�. Rozbawiony swymi my�lami podni�s� wzrok
na twarz m�czyzny. Napotka� twarde spojrzenie ciemnoszarych oczu. Saytarl
wygl�da�, jakby doskonale wiedzia�, o czym my�li Ray, i wcale mu si� to nie
podoba�o. Ray panicznie skry� si� za plecami najbli�szego Maga. Nie podoba�
mu si� ten cz�owiek. Mia� nadziej�, �e nie b�dzie musia� mie� z nim �adnego
kontaktu, a po przybyciu do Rissarell natychmiast zostanie odes�any z powrotem
do Kryszta�owych G�r.
Wkr�tce obie grupy ruszy�y w dalsz� drog�. Ray trzyma� si� na uboczu. Odzywa�
si� tylko wtedy, gdy kto� skierowa� pytanie bezpo�rednio do niego, a
jego odpowiedzi by�y tak zwi�z�e, �e graniczy�y z brakiem dobrych manier. Nie
podoba�a mu si� ta ca�a "wycieczka". Chcia� by� z powrotem w Rissarell, w
swojej komnacie. Chcia�, by wszyscy dali mu wreszcie �wi�ty spok�j. Mia� ochot�
w ciszy i samotno�ci pogapi� si� w �cian�, a nie obija� sobie po�ladki
w siodle, jad�c po jaki� wertepach. Westchn��, ogarniaj�c spojrzeniem reszt�
grupy. Gdy napotka� wzrok Saytarla, natychmiast odwr�ci� g�ow�. S�u��cy patrzy�
na niego z niech�ci�, cho� r�wnie� i z wyczekiwaniem. Tak jakby tylko wygl�da�
okazji, by m�c mu przy�o�y� za najmniejsze przewinienie.
Ray westchn��. Banda starc�w i przest�pca. Nie ma co. Znalaz� si� w doborowym
towarzystwie. Utkwi� wzrok w ciemnej grzywie swego wierzchowca i ju�
do ko�ca dnia nie spojrza� na nikogo ani do nikogo si� nie odezwa�.
Wieczorem rozbili ob�z na skraju lasu. Ray roz�o�y� swoje pos�anie jak najdalej
m�g�, po czym, nie czekaj�c na kolacj�, owin�� si� pledem i natychmiast
zasn��.
Obudzi� si� czuj�c, jak co� ciep�ego zaciska mu si� na ustach, odbieraj�c
oddech. Przera�ony otworzy� oczy. Tu� nad sob� ujrza� twarz Saytarla. Spr�bowa�
wezwa� pomoc, szarpi�c si� w silnym u�cisku d�oni m�czyzny. Przypomina�o to
raczej pr�by myszy z�apanej przez kota. I to, niestety, on by� mysz�. Naraz
m�czyzna pochyli� si� i szepn�� mu wprost do ucha.
- Uspok�j si� i b�d� cicho. Nie chc� ci zrobi� krzywdy, ale je�li mnie
sprowokujesz... - cofn�� si� lekko, patrz�c ostrzegawczo w srebrne oczy ch�opca.
- Zabior� r�k�, a ty cicho wstaniesz i p�jdziesz ze mn�. Zrozumia�e�?
M�odzieniec lekko skin�� g�ow�. Gdy tylko Saytarl cofn�� d�o�, Ray nabra�
powietrza, przygotowuj�c si� do krzyku. W tym samym momencie og�uszy� go
silny cios w szcz�k�.
Ockn�� si�, czuj�c ch��d wilgotnej ziemi pod policzkiem. Zimno lekko z�agodzi�o
b�l po uderzeniu, jednak gdy tylko si� poruszy�, podw�jnie odczu� niemi�e
pulsowanie. J�kn��, �api�c si� za twarz. Usiad� i rozejrza� si�. Saytarl kl�cza�
ledwie metr od niego i zwija� ciemny pled w zgrabny tobo�ek. Otacza� ich
ciemny las. Musieli znajdowa� si� spory kawa�ek od obozowiska, gdy� nie widzia�
odblasku ogniska ani nie s�ysza� nawo�ywa� szukaj�cych go z pewno�ci� Mag�w.
Gniewnie popatrzy� na Saytarla.
- Porwa�e� mnie! - zawo�a� oskar�ycielsko. - I uderzy�e�!!!
- Zamknij si�, bo zn�w ci si� dostanie - Saytarl nawet na niego nie spojrza�.
Ray gniewnie zmarszczy� brwi. A potem zerwa� si� i pobieg� w kierunku,
w kt�rym, jak s�dzi�, znajdowa� si� ob�z. Daleko nie odbieg�, gdy poczu�
szarpni�cie i waln�� nosem w mi�kki, mokry mech.
- Co do... - zakl�� i spojrza� na nog�. Wok� kostki mia� zawi�zany
ciemnopopielaty sznur. Chwyci� lin� i szarpn��, szukaj�c drugiego ko�ca. Saytarl
bez s�owa wskaza� palcem na pobliskie drzewo. Ray z w�ciek�o�ci� zacz��
rozwi�zywa� p�tl� zaci�ni�t� wok� kostki. Zanim zd��y� si� z ni� upora�,
Saytarl
stan�� nad nim z niewielkim baga�em na plecach.
- Idziemy! - rozkaza�.
- Daj mi spok�j, porywaczu! Nigdzie z tob� nie id�! Co ty sobie wyobra�asz?
Jestem...
- Wiem, kim jeste� - Saytarl przerwa� zimno. - Jeste� g�wniarzem, kt�remu nie
podobaj� si� zabawki, jakie dosta� od rodzic�w. Ca�� drog� stroi�e� fochy
jak ma�e dziecko. A teraz przez ciebie wszyscy mogli zgin��! Ruszaj si�! Musimy
jak najszybciej st�d odej��. Z ca�� pewno�ci� ju� nas szukaj�.
M�wi�c to Saytarl chwyci� go za kurtk� i podni�s�. Potem pochyli� si�, by
odwi�za� drugi koniec sznura od drzewa i w tym momencie run�� na ziemi�
znokautowany
przez Raya. Ch�opak by� tak w�ciek�y, �e nie by� w stanie wydusi� z siebie ani
s�owa. Poczeka�, a� m�czyzna lekko si� podniesie, po czym z ca�ej si�y
kopn�� go w brzuch. Saytarl nawet nie j�kn��, cho� jego twarz lekko poszarza�a.
Z b�yskiem w oku spojrza� na Raya. Kolejn� rzecz�, jak� ch�opak spostrzeg�,
by�a niewielka k�pka wrzos�w kwitn�ca tu� przez jego oczyma. Le�a� na brzuchu, a
Saytarl siedzia� na nim i niezbyt delikatnie wi�za� mu r�ce na plecach.
- Boli... - pisn�� cicho, nie maj�c zbytniej nadziei na rozlu�nienie p�t.
Saytarl bez s�owa wsta� i zmusi� go do podniesienia si�. A potem popchn��
w kierunku przeciwnym do obozowiska mag�w.
Szli bardzo d�ugo. Zbli�a� si� wiecz�r, kiedy us�yszeli za sob� odg�osy po�cigu.
Saytarl zakl�� cicho, po czym przy�pieszy� kroku, poganiaj�c Raya przed
sob�. Ch�opak by� zbyt g�odny i wyczerpany, aby protestowa�. S�o�ce skry�o si�
za horyzontem, gdy Saytarl wreszcie si� zatrzyma�. Gdy m�czyzna rozgl�da�
si� wok�, najwyra�niej czego� szukaj�c, Ray z ulg� opad� na kolana - nie
wyobra�a� sobie, aby m�g� zrobi� cho�by jeden krok wi�cej. Jednak gdy Saytarl
z�apa� go pod rami� i podni�s�, bez s�owa sprzeciwu ruszy� w dalsz� drog�.
- Tu zanocujemy - to by�y pierwsze s�owa, jakie pad�y z ust Saytarla od chwili
zako�czenia b�jki. Dla uszu Raya brzmia�y prawie przyjacielsko. Nie�mia�o
rzuci� okiem na Saytarla, a potem na niewielkie wej�cie do jaskini, na kt�re ten
wskazywa�.
- Poczekaj tutaj. Sprawdz�, czy w �rodku nie ma jaki� zwierz�t - Saytarl znik� w
g��bi. Ray rozejrza� si�. Mia� teraz szanse na ucieczk�. Jednak zniech�ca�o
go do tego sporo rzeczy - takich, jak zapadaj�ca ciemno�� i g�uche wycie
jakiego� wilka. Westchn��. Najch�tniej by si� teraz po prostu po�o�y� i zasn��.
Przez ca�e �ycie nie by� tak zm�czony, jak w tej chwili.
- Mo�esz wej��!
Ray niepewnie wszed� w mrok. Przystan�� czekaj�c, a� oczy przyzwyczaj� si� do
mroku. Po d�u�szej chwili z ciemno�ci wy�oni�y si� zarysy jaskini i posta�
Saytarla rozk�adaj�cego pos�anie. J e d n o pos�anie! Zniech�cony Ray podszed�
do najdalszego k�ta jaskini i osun�� si� po �cianie. By� g�odny, wyczerpany,
by�o mu zimno i nawet nie mia� ch�ci k��ci� si�, �e spa� pod pledem powinna
osoba o randze Zwierciad�a, a nie byle s�u��cy.
- Wsta� - g�os Saytarla zabrzmia� wyj�tkowo mi�kko. Ray nie zauwa�y�, kiedy
m�czyzna znalaz� si� obok niego. Niech�tnie podni�s� si�, oczekuj�c kolejnych
polece�. Saytarl obr�ci� go do siebie ty�em po czym zdj�� wi�zy. R�ce Raya
opad�y bezw�adnie. Skrzywi� si� czuj�c, jak powraca kr��enie. Przez najbli�sze
minuty mo�e zapomnie� o jakichkolwiek pr�bach ich u�ycia.
Saytarl przerwa� jego rozmy�lania, bior�c go na r�ce i zanosz�c na przygotowane
pos�anie. Ray z coraz wi�kszym zdumieniem obserwowa�, jak m�czyzna
delikatnie rozciera jego d�onie.
- Nie mo�emy rozpali� ogniska, bo nas odnajd� - Saytarl poda� ch�opakowi pasek
w�dzonego mi�sa i suchara. - Zjedz to i idziemy spa� - okry� ramiona
ch�opca pledem. Ray, zbyt zszokowany, by co� powiedzie�, dobra� si� do mi�sa i
obserwowa�, jak Saytarl przetrz�sa niewielki baga�. A potem wyci�ga butelk�
wype�nion� jakim� p�ynem. - Zamiast wody wzi��em ca�kiem dobre wino - u�miechn��
si�. Nala� czerwonego p�ynu do blaszanego kubka i poda� Rayowi. Ch�opak,
coraz bardziej wstrz��ni�ty, wypi� do dna, maj�c nadziej�, �e alkohol pomo�e mu
poj�� to, co si� w�a�nie dzia�o. Czy�by Saytarl zamierza� u�pi� jego czujno��
dobrym traktowaniem i alkoholem? Do czego on zmierza�? Czy�by zamierza�... - na
sam� my�l Ray zrobi� si� czerwony.
- Sko�czy�e�? - g�os m�czyzny wyrwa� go z zamy�lenia. Pokiwa� twierdz�co g�ow�.
- W takim razie pora spa� - zmusiwszy Raya do po�o�enia si� obok, Saytarl nakry�
ich obu pledem. - Tak b�dzie cieplej - wyja�ni�, obejmuj�c i przyci�gaj�c
ch�opaka bli�ej siebie. Ray przez chwil� le�a� w bezruchu, wpatruj�c si� w
Saytarla, kt�ry zamkn�� oczy i stara� si� zasn��. Spodziewa� si� wszystkiego,
opr�cz tak troskliwej opieki.
- Co... co ty robisz? - wyszepta�.
- �pi�. Albo pr�buj�. - Saytarl uchyli� jedno oko i spojrza� gro�nie.
- Ale... co zrobi�e�... no... gdy... wtedy...? - Ray zamota� si� ca�kowicie.
Speszony zerkn�� na Saytarla, zastanawiaj�cego si� nad odpowiedzi�.
- Chyba mo�na uzna�, �e zmieni�em przysz�o�� - odpowiedzia� po chwili. - A teraz
ju� �pij. Jutro wstajemy bardzo wcze�nie.
Ray zacisn�� usta w w�sk� lini� i obr�ci� si� ty�em do m�czyzny. By� z�y
zar�wno na siebie, jak i na Saytarla. Faktem jest, �e pytanie nie by�o zbyt
m�dre, ale odpowied� przekracza�a ju� wszelkie granice! Potraktowa� go jak
jakiego�... - obejrza� si� Saytarla i w�ciek� si� ca�kowicie widz�c, �e ten
zd��y� ju� zasn��. Mia� ochot� z ca�ej si�y mu przy�o�y�. Jednak z do�wiadczenia
wiedzia�, jakby si� to sko�czy�o, wi�c da� spok�j, wzdychaj�c tylko ci�ko.
Pokr�ci� si� chwil� na twardym pos�aniu, szukaj�c jak najwygodniejszej pozycji
do za�ni�cia. Jutro powinien wsta� cho� troch� wypocz�ty, bo je�li Saytarl
b�dzie go goni� tak jak dzi�, to padnie gdzie� w lesie i wilki, kt�re s�ysza�
przed wej�ciem do jaskini, b�d� mia�y uczt�. Ostatnia jego my�l przez snem
dotyczy�a wilk�w, kt�re jednak nie b�d� mia�y uczty, bo, jak to mawia� Kyei, by�
zbudowany tylko ze sk�ry i ko�ci. No i dobrze. Wstr�tne wilki.
* * *
- Obud� si� - kto� lekko potrz�sn�� jego ramieniem. Ray troch� nieprzytomnie
podni�s� d�o� do czo�a.
- Kyei? - zapyta�, nie otwieraj�c oczu. - Przecie� jest noc... obud� mnie na
�niad...
- Cicho! S� blisko... - m�ska d�o� zakry�a mu usta. To obudzi�o go ca�kowicie.
Gwa�townie otworzy� oczy. Nad sob� ujrza� zaniepokojonego Saytarla.
Nadal le�eli obok siebie przykryci jednym pledem. Z daleka mogliby wygl�da� na
kochank�w, ale taka my�l nawet nie przysz�a Rayowi do g�owy. Zamiast tego
wymy�la� nowe przekle�stwa, bo te stare i znane ju� mu si� wyczerpa�y. Gdy
zabrak�o mu inwencji, zacz�� obmy�la� najbardziej okrutne metody zabicia
m�czyzny.
Jeszcze nikt nie doprowadza� go do takiej w�ciek�o�ci, jak ten... Zacz�� liczy�
w my�lach, staraj�c si� uspokoi�. Wiedzia�, �e nie ma sensu si� szarpa�,
gdy� Saytarl by� zbyt silny, by uda�o mu si� wyrwa�. Spokojnie czeka�, a�
m�czyzna zdecyduje si� go uwolni�.
Mija�y minuty, a oni nawet nie drgn�li. D�ugie oczekiwanie sprawi�o, �e z Raya
wyparowa� gniew. Przygl�da� si� z uwag� m�czy�nie. Saytarl by� pierwszym
cz�owiekiem od dnia �mierci Kyeia, kt�ry wywo�a� w nim jakiekolwiek emocje. To,
�e by�y one negatywne, nie mia�o znaczenia. Czu� si� troch� tak, jakby
zasn�� na d�ugi czas i dopiero teraz zaczyna� si� budzi�. Zacz�� zauwa�a�, co
dzia�o si� z nim przez ostatnie tygodnie. Gdyby trwa�o to dalej, prawdopodobnie
sko�czy�by jako zgorzknia�y pustelnik.
Delikatnie odsun�� d�o� Saytarla ze swych ust. Co zdumiewaj�ce, m�czyzna pu�ci�
go bez protestu.
- Dzi�kuj�, �e mnie obudzi�e�... - szepn�� cichutko. Saytarl spojrza� na niego z
kompletnym brakiem zrozumienia. Ray u�o�y� si� wygodniej i przymkn��
oczy. Nie zamierza� niczego wyja�nia�. Niech sobie ten przebrzyd�y porywacz
my�li, co chce. Ukry� twarz pod ramieniem. Powinien chyba rozwa�y� kilka spraw.
Kyeia ju� nie ma. I nie by�o szans na jego powr�t. By� mo�e powinien zacz��
uk�ada� sobie �ycie bez niego, zamiast wci�� rozpami�tywa� chwile, gdy byli
razem. Przewr�ci� si� na bok i skuli� lekko - to na pewno nie b�dzie �atwe.
Mo�e... pierwsze, co powinien zrobi�, to znale�� sobie jakie� zaj�cie?
W�ciekanie
si� na Saytarla zdawa�o si� ca�kiem interesuj�ce. Mo�e jeszcze raz spr�bowa�
ucieczki albo... albo dowiedzie� si�, po co Saytarl go porwa�? U�miechn��
si� do w�asnych my�li i nawet nie spostrzeg�, kiedy zasn��.
Gdy ponownie otworzy� oczy, Saytarla ju� przy nim nie by�o. Usiad� i rozgl�daj�c
si�, my�la� nad nast�pnym krokiem. Zosta� porwany, a obowi�zkiem ka�dego
wi�nia by�y pr�by ucieczki. Teraz jest sam i ma dogodn� okazj�. Wi�c dlaczego
siedzi i knuje, zamiast wzi�� nogi za pas? Z drugiej strony - nic z�ego
go dot�d nie spotka�o. A przynajmniej nic, o co sam by si� nie prosi�.
Westchn��. Jakby na to nie patrze�, wreszcie co� ciekawego zdarzy�o si� w jego
monotonnym
�yciu i szkoda by�oby marnowa� tak� okazj�. Wcale nie mia� ochoty wraca� do
nudnej codzienno�ci.
Sam nie wiedzia�, kiedy podj�� decyzj� o pozostaniu. Na pewno nie w tej chwili,
ale dopiero teraz sobie to u�wiadomi�. Tak naprawd� zdecydowa� ju�
dawno temu. Mo�e to by�o wtedy, gdy Saytarl go zwi�za�, zamiast zabi�? A mo�e,
gdy tak troskliwie zaj�� si� jego d�o�mi? A mo�e w nocy, gdy czuj�c si�
w pe�ni bezpiecznie, spa� spokojnym snem? Potrz�sn�� lekko g�ow�. To si� chyba
jako� fachowo nazywa, gdy wi�zie� zakochuj� si� w swym oprawcy - za�mia�
si� w my�lach. Natychmiast jednak spowa�nia�. "Zakochuje"? Jak to -
"zakochuje"?! Tu nie ma mowy o �adnej mi�o�ci! Przecie� nawet go nie lubi! Poza,
tym
b�d�c Zwierciad�em o jego mocy i mo�liwo�ciach, nie powinien zakochiwa� si� w
byle s�u��cym. Nawet matka zawsze mu powtarza�a, �e powinien wybiera� sobie
partner�w w�r�d Mag�w i Zwierciade�. S�u�ba, szlachta i og�em ludzie, kt�rzy
nie w�adali moc�, nie powinni znajdowa� si� w kr�gu jego zainteresowa�. I
z ca�� pewno�ci� teraz te� tak nie by�o!
Mrucz�c pod nosem zapewnienia o braku jakichkolwiek cieplejszych uczu� do
Saytarla, zacz�� zwija� pos�anie. Gdy sko�czy�, krytycznie przyjrza� si�
tobo�kowi. By� dwa razy wi�kszy, ni� gdy z�o�y� go Saytarl. Skrzywi� si� lekko.
Nie potrafi� zrobi� tego lepiej. Westchn�� i usiad� na tobo�ku, czekaj�c
na Saytarla. Aby odci�gn�� my�li od przypominaj�cego o swoim istnieniu �o��dka,
podni�s� z ziemi sznur, kt�rym wczoraj by� zwi�zany, i zacz�� si� nim bawi�,
zawi�zuj�c co kilka centymetr�w kokardki. Przy kolejnej zatrzyma� si� - us�ysza�
stukot osuwaj�cych si� kamieni. Do jaskini wszed� Saytarl. Bez s�owa podszed�
do Raya i wyj�� z jego d�oni sznur. Widz�c ozdoby, jakimi upi�kszy� go Ray,
rzuci� mu takie spojrzenie, �e ch�opak zrobi� si� purpurowy ze wstydu.
- Ja... ja czeka�em... i by�em g�odny... wi�c pomy�la�em, �e si� czym� zajm�...
- Ray pr�bowa� si� wyt�umaczy�, czego efektem by�a tylko coraz g��bsza
czerwie� na jego twarzy i brwi Saytarla w�druj�ce coraz wy�ej.
- Lepiej... ju� nic nie m�wi�. - Ray schowa� twarz w ramionach. Ten facet
doprowadza� go do sza�u! Jak mo�e si� z niego na�miewa�?! Zacisn�� d�onie
w pi�ci. By� tak w�ciek�y, �e mia� ochot� gry��. Tylko nie by� pewien, czy
lepszym obiektem by�by Saytarl, czy du�e �niadanie.
- Masz - m�czyzna lekko szturchn�� go w rami�. Ray niepewnie uni�s� g�ow�. Tu�
przed nosem zobaczy� spor� gar�� le�nych owoc�w u�o�onych na szerokim
li�ciu. Ze zdumieniem dostrzeg� poziomki, maliny i je�yny. O tej porze roku?!
Przecie� jest p�ne lato!
Zauwa�y� rozbawione spojrzenie Saytarla.
- Co to? - Ray nieufnie popchn�� palcem najbli�sz� granatow� kuleczk�.
- Magiczne owoce - wyja�ni� m�czyzna z b�yskiem w oku. - Jak je zjesz, staniesz
si� pos�usznym ch�opcem, zamiast rozpuszczonym bachorem.
- Nie jestem...
- Och! Zjedz je po prostu, dobrze? Przecie� to lepsze ni� w�dzone mi�so, kt�re
zreszt� ju� si� sko�czy�o. Nie mia�em w planach zabierania dodatkowych
os�b. Czy ty zawsze musisz sprawia� tyle k�opot�w?
Ray mia� ju� gotow� ripost�, jednak si� powstrzyma�. Udaj�c spok�j si�gn�� po
owoce i zabra� si� do jedzenia. W tym czasie Saytarl zwali� go z tobo�ka
i zwin�� po swojemu. Ray tego r�wnie� nie skomentowa�. Gdy zjad� ju� przesz�o
po�ow� sk�din�d smacznych owoc�w, przysz�o mu co� do g�owy.
- A ty? Nie jeste� g�odny? - wyci�gn�� d�o� z owocami w stron� Saytarla.
- Ja ju� jad�em - Saytarl odm�wi� nawet nie patrz�c. - Te s� twoje.
Saytarl sko�czy� zwi�zywa� baga� i energicznie rozwi�za� wszystkie kokardki na
sznurze. Ray przygl�da� si� temu ponuro.
- Saytarl... - po raz pierwszy wym�wi� imi� m�czyzny. Jego g�os lekko dr�a�. -
Czy... czy m�g�by� mnie nie wi�za�? Nie b�d� robi� �adnych g�upot,
obiecuj�! Prosz�... - Ray z napi�ciem wpatrywa� si� w le��ce obok kamienie. Nie
mia� odwagi spojrze� na m�czyzn�. Naraz poczu�, jak Saytarl �apie go za
podbr�dek i lekko podnosi. Ich spojrzenia si� spotka�y. Dopiero teraz dostrzeg�
barw� oczu Saytarla - ciemny, lekko przydymiony b��kit, cho� z daleka wygl�da�y
na szare.
- Przysi�gnij - za��da�. - Przysi�gnij, �e b�dziesz mi pos�uszny.
- Ja... - Ray zawaha� si�.
- Przysi�gnij na co�, co jest dla ciebie najwa�niejsze!
Ray milcza�. Wcale nie mia� ochoty by� mu pos�uszny! Ten pomys� wcale, ale to
wcale mu nie odpowiada�.
- Je�li tego nie zrobisz, zwi��� ci�, zaknebluj� i zostawi� w tej jaskini, �eby�
umar� z g�odu. A potem zjedz� ci� robaki i zostanie z ciebie tylko
bia�y ko�ciotrup.
By� mo�e mia�o to zabrzmie� zabawnie, lecz Ray nie widzia� �adnych powod�w do
�miechu.
- Przysi�gam... na pami�� Kyeia... �e b�d� ci pos�uszny - powiedzia� niech�tnie.
- No, to idziemy. Ci, co nas �cigaj�, s� ju� przed nami, ale nadal musimy by�
ostro�ni. Gotowy? - Ray skin�� g�ow�. Coraz mniej z tego rozumia�. Jednak
bez s�owa wsta� i wyszed� z jaskini.
Szli wiele godzin, nie odzywaj�c si�. Tym razem to Saytarl szed� przodem,
toruj�c drog� Rayowi. Mimo pomocy Ray szybko traci� si�y. G��d, wyczerpanie,
nerwy i brak przyzwyczajenia do d�ugich marsz�w coraz bardziej dawa�y o sobie
zna�. Gdy w pewnym momencie upad�, nie mia� ju� si�y wsta�.
- Prze... przepraszam - wyszepta�, bezskutecznie pr�buj�c si� podnie��.
Saytarl westchn��. Przykucn�� obok ch�opaka i zajrza� mu w oczy. Zastanawia�
si�.
- Chyba nie ma innego wyj�cia... - wyszepta�. - Cholera... mam nadziej�, �e tego
nie wyczuj�...
Delikatnie po�o�y� d�o� na policzku ch�opaka. Ray zszokowany przygl�da� si�, jak
m�czyzna si� zbli�a. Gdy poczu� na ustach poca�unek, westchn�� lekko.
Powoli przymkn�� oczy. Jeszcze nikt nigdy go tak nie ca�owa�. Nawet nie
zauwa�y�, kiedy znalaz� si� na trawie, a jego ramiona obj�y szyj� Saytarla. Gdy
po d�ugiej chwili m�czyzna przerwa� poca�unek i cofn�� si�, Ray zaprotestowa� z
cichym j�kiem. Otworzy� oczy, napotykaj�c ciep�e spojrzenie.
- Musisz by� niesamowitym kochankiem - Saytarl musn�� ustami opuchni�te wargi
Raya. - Ten, kto b�dzie twoim partnerem, Zwierciade�ko, ma niesamowite
szcz�cie. Lepiej ju� si� czujesz?
Ray zastanowi� si�. Z zaskoczeniem odkry�, �e nie czuje ju� g�odu, a i zm�czenie
jako� min�o.
- T... tak... - potwierdzi�. - Jak to zrobi�e�? - nie mia� w�tpliwo�ci, �e to
zas�uga Saytarla.
- Je�li dobrze si� czujesz, to mo�emy rusza�. - Saytarl wsta� i pom�g� Rayowi
si� podnie��, ignoruj�c pytanie. A potem, nie czekaj�c, znik� za najbli�szym
krzewem.
Ray szed� za nim w g��bokim zamy�leniu. Po raz pierwszy zacz�� patrze� na
m�czyzn� w spos�b inny ni� dotychczas. By� zaskoczony, nie tym jak ca�owa�
(chocia� tym troch� te�), ale tym, jak poca�unek podzia�a� na jego samopoczucie.
Nigdy dot�d nic takiego go nie spotka�o. Czy Saytarl by� Magiem? Tylko
Magowie mieli dostateczn� moc, by uzdrawia� innych. Ale przecie� nie wyczu� jego
mocy. Ka�dy Mag i ka�de Zwierciad�o potrafi�o wyczu� moc tkwi�c� w innym
cz�owieku. Moc Saytarla by�a niewyczuwalna, zatem jej nie posiada�! Jednak
intuicja podpowiada�a mu co innego. Czy da si� ukry� moc? Raczej nie. To tak,
jakby wymaza� cz�stk� siebie... Poza tym moc jest dla Maga cz�ci� osobowo�ci.
U�ywa jej w wielu drobnych, codziennych czynno�ciach. I nawet tego nie zauwa�a.
Ostatnia my�l podsun�a Rayowi pewien pomys�. Zacz�� uwa�niej obserwowa� kroki
Saytarla. M�czyzna porusza� si� zupe�nie bezszelestnie. To by�o wr�cz
niemo�liwe - dla zwyk�ego cz�owieka.
Dopiero po godzinie spostrzeg� to, na co czeka�. Saytarl nadepn�� na such�
ga���, kt�ra p�k�a, nie wydaj�c �adnego d�wi�ku. Ray wlaz� na ni� zaraz
potem. Ga��� z suchym trzaskiem p�k�a w innym miejscu. Saytarl obejrza� si�,
rzucaj�c Zwierciad�u ostrzegawcze spojrzenie, na co Ray zatrzyma� si�
gwa�townie.
- Jeste� Magiem - stwierdzi� spokojnie. Potem wskaza� na niewinn� ga��zk�. - To
jest dow�d!
Saytarl prychn�� gniewnie.
- Jeste� najbardziej niezno�nym, krn�brnym, k�opotliwym i rozpuszczonym
smarkaczem z jakim kiedykolwiek...
Ray nie pozwoli� mu doko�czy�. Szybko podszed� do m�czyzny i zamkn�� mu usta
poca�unkiem. Dopiero po chwili zastanowi� si�, co robi. Jedno by�o pewne
- wcale nie mia� ochoty wys�uchiwa� przemowy Saytarla. Mia� ochot� si� z nim
kocha�. Gdy przerwa� poca�unek, spojrza� w oczy Saytarla.
- ...mia�em do czynienia - zako�czy� m�czyzna zupe�nie zrezygnowanym tonem.
- Powiesz mi prawd�? - zapyta�, cho� na ko�cu j�zyka mia� pytanie: "B�dziemy si�
kocha� od razu, czy najpierw roz�o�ymy pled?"
Oczy Saytarla zab�ys�y �miechem.
- My�l�, �e na pledzie b�dzie nam wygodniej - stwierdzi� spokojnie. S�ysz�c
gniewne prychni�cie Raya, machn�� lekko r�k�.
- Jeste�my ju� blisko. B�d� cicho i chod� za mn�. Sam zobaczysz.
- To chocia� powiedz, jak masz naprawd� na imi�!
- Say. Chod� ju�!
- Podobnie - Ray nie ruszy� si� z miejsca.
- Co "podobnie"? - tym razem m�czyzna si� zdenerwowa�. Chwyci� go za rami� i
poci�gn�� za sob�.
- Podobnie do mnie: Ray - Say. Prawie tak samo.
Say zignorowa� go ca�kowicie. Po prawie godzinie przedzierania si� przez krzewy
Mag nakaza� gestem zatrzymanie si� i zachowanie ciszy.
- S� tam - wyszepta�, wskazuj�c niewielk� polan�.
- Gdzie? - Ray wyjrza� mu zza ramienia. Poblad� na widok zwi�zanych Mag�w.
Pilnuj�cych ich stra�nik�w nie by�o a� tak wielu, a jednak �aden nie pr�bowa�
si� uwolni�.
- S... Say...? - wyszepta�. - Co... co si� sta�o? Kim oni s�? I gdzie s�
Zwierciad�a?! - mimo �e m�wi� szeptem, w jego g�osie brzmia�a coraz wi�ksza
panika.
Mag nie by� zaskoczony, cho� i na jego twarzy malowa�o si� przera�enie. Chwyci�
Raya wp� i prawie wyni�s� na bezpieczn� odleg�o��. Ch�opak dr�a� na
ca�ym ciele. Mimo mijaj�cych minut nie potrafi� si� uspokoi�.
- Czu�e� to? Ten strach, b�l i �al, jaki si� wok� roztacza�? - z trudem
wymawia� poszczeg�lne s�owa.
- Tak. - Say przyciska� do siebie Raya, staraj�c si� doda� mu otuchy. Jednak po
chwili ch�opak wyrwa� si� z ca�ej si�y. Oskar�ycielsko popatrzy� na
Saya.
- Ty wiedzia�e�! Wiedzia�e� od pocz�tku, �e zostaniemy zaatakowani. �e
Zwierciad�a zgin�! Uciek�e�, zamiast ich ratowa�!! Jeste� tch�rzliwym....
Say wymierzy� mu policzek, a ch�opak urwa�, �api�c si� za piek�ce miejsce. �aden
z nich nie odezwa� si� przez d�ug� chwil�. W ko�cu Say wsta� i otrzepa�
ubranie z piasku. Potem obr�ci� si� na pi�cie i ruszy� przed siebie. Ray z
przera�eniem poderwa� si� na nogi.
- Dok�d idziesz? Nie zostawiaj mnie!
- Nie jeste� mi ju� do niczego potrzebny - stwierdzi� ch�odno Say, nawet si� nie
ogl�daj�c. - Wiedzia�em, �e nasza grupa zostanie napadni�ta. Wiedzia�em,
�e je�li ciebie tam zostawi�, wszyscy zgin�. Teraz, kiedy ich odnalaz�em, mog�
spr�bowa� im pom�c. A ty - obejrza� si�, rzucaj�c Rayowi twarde spojrzenie
- Ty si� nie wtr�caj. Nie potrzebuj� ci�!
Ray zamruga� powiekami, pr�buj�c odgoni� �zy. Jeszcze nikt nigdy go tak nie
zrani� zwyk�ymi s�owami.
- Jeste� Magiem i potrzebujesz Zwierciad�a - rzek�, pr�buj�c by� spokojnym i
rzeczowym. - Ja jestem Zwierciad�em. Mog� pom�c. Beze mnie...
- Jeszcze tego nie rozumiesz? Nie potrzebuj� Zwierciad�a! Poradz� sobie sam. A
je�li kiedy� chcia�bym, aby kto� by� przy mnie... z ca�� pewno�ci� ciebie
o to nie poprosz�!
Nie czekaj�c na odpowied�, znik� za najbli�szymi krzewami. Ray zszokowany
wpatrywa� si� w miejsce, gdzie jeszcze przed chwil� sta� Say. Ka�de jego
s�owo wywa�one by�o tak, by jak najbardziej zrani� Zwierciad�o. Uda�o mu si� to
doskonale.
Ray upad� na kolana i skuli� si�, zaciskaj�c d�onie na ramionach. Z jego piersi
wyrwa� si� rozpaczliwy szloch. Tym razem nie by�o nikogo, kto chcia�by
go pocieszy�.
* * *
Min�a prawie godzina, zanim Ray pozbiera� si� na tyle, by wsta� i p�j�� w
stron� polany. Jaki� czas temu wyczu� podmuch mocy, kt�rej u�y� Say. Zrozumia�
wtedy, dlaczego Mag nie potrzebowa� Zwierciad�a. Panowa� nad moc� tak dobrze, �e
sam by� dla siebie "Zwierciad�em". Prawdopodobnie nawet gdyby nie ujarzmi�
swej mocy, i tak pokona�by stra�nik�w sam� jej pot�g�. Ray poczu� si� jeszcze
bardziej zraniony.
Gdy dotar� do obozowiska, trafi� na do�� ciekaw� scen�. Wszyscy stra�nicy
znikn�li - jakby ich nigdy nie by�o. Fra z Kryszta�owych G�r oraz Tyl i Sha,
Magowie z Rissarell, wrzeszczeli jeden przez drugiego na stoj�cego nieruchomo
Saya. Wszyscy Magowie, mimo podartych ubra� i wielu drobnych ran, zdawali
si� mie� wi�cej energii ni� ca�kowicie zdrowy Say. M�czyzna spokojnie pozwala�
reszcie si� wykrzycze�. Wydawa�o si�, �e wszystkich ignoruje, cho� tak
naprawd� nic nie umkn�o jego uwadze. A ju� na pewno nie pojawienie si� Raya.
M�odzieniec, widz�c jego ch�odne spojrzenie, stan�� niezdecydowany. Przez
d�ug� chwil� mierzyli si� wzrokiem. Ray przegra� ten cichy pojedynek,
spuszczaj�c wzrok na traw� u swych st�p.
Reszta zauwa�y�a go dopiero po kilku minutach. Cichli jeden po drugim, wpatruj�c
si� w niego z zaskoczeniem. Ostatni obejrza� si� Tyl.
- Ray? - rozpozna� go bez problemu, chocia� do chwili wsp�lnej podr�y prawie
wcale si� nie znali. - Jak uda�o ci si� uciec? Czy inne Zwierciad�a s�
z tob�? Czy nic im si� nie sta�o?
Gdy przez d�u�szy czas Ray milcza�, Tyl podszed� do niego ze zmarszczonymi
brwiami i zdecydowanie po�o�y� r�ce na ramionach ch�opaka. Ray skrzywi�
si� lekko, gdy poczu� jak Mag bezlito�nie �amie jego blokady i przeszukuje
umys�. Z ca�ej si�y odepchn�� go od siebie.
- Nigdy wi�cej... tego nie r�b! Zrozumia�e�?!
Mag jednak wcale go nie s�ucha�.
- Nie wie, gdzie s� nasze Zwierciad�a. By� ca�y czas z Sayem - zwr�ci� si� do
pozosta�ych Mag�w. - Ale... jest Wolnym Zwierciad�em. Mo�e pom�c nam
ich odnale��. Z tym, �e... - zawiesi� g�os i mru��c oczy spojrza� na Raya.
Ch�opak cofn�� si� o krok. Wcale, ale to wcale nie podoba�a mu si� mina Tyla.
Zreszt� pozostali Magowie patrzeli na niego takim samym, pe�nym bezwzgl�dno�ci
wzrokiem. To nie wr�y�o niczego dobrego. Panicznie szuka� ratunku u Saya.
Jednak m�czyzna by� zaj�ty przeszukiwaniem juk�w stra�nik�w i nie wygl�da�,
jakby mia� ch�� spieszy� mu z pomoc�.
Ray westchn��. Mia� w tej chwili dwa wyj�cia. Jedno - sprzeciwi� si� Magom,
pr�bowa� si� broni�. Efektem mo�e by� tylko �mier�, gdy� zdesperowani Magowie
nie zawahaj� si� przed niczym, by odnale�� swoich partner�w. Drugim wyj�ciem
by�a zgoda na wsp�prac�. Z w�asnej woli m�g� u�y� mocy, aby pom�c Magom.
Co prawdopodobnie r�wnie� sko�czy si� �mierci�, gdy� nie zdo�a wytrzyma�
przep�ywaj�cej przez niego energii. Mag�w musi by� przynajmniej trzech, by
rzuci�
takie zakl�cie. I przynajmniej dw�ch musi mie� Szar� Kart� przyznawan� tylko
najpot�niejszym. A trzeci powinien mie� co najmniej B��kitn�.
Jeszcze raz popatrzy� na Saya, ale ten nadal nie zwraca� na niego uwagi. Lekko
skin�� g�ow�.
- Pomog� wam - rzek�, patrz�c prosto w oczy Tyla.
- Zdajesz sobie spraw�, �e mo�esz przyp�aci� to �yciem? - Mag wygl�da�, jakby
nie m�g� si� zdecydowa�, czy powinien si� cieszy�, czy raczej denerwowa�.
- Jeste� sam, a �eby odnale�� pozosta�e Zwierciad�a, musimy we trzech rzuci�
zakl�cie. Potrzebne nam s� trzy Zwierciad�a, nie jedno.
- Jestem silniejszy, ni� podejrzewasz. Dam sobie rad� - Ray wzruszy� ramionami i
podszed� bli�ej. - A je�li nawet umr�... i tak nie zabior� nikogo
ze sob�. Jestem Wolnym Zwierciad�em, jak sam powiedzia�e� - spojrza� wprost w
ciemne oczy Tyla. - Je�li zgin�, nikomu nie b�dzie mnie brakowa�. Jestem...
sam. R�bcie, co musicie zrobi�.
Ray spokojnie usiad� na ziemi. By� zadowolony ze swej decyzji. Przynajmniej sam
zdecydowa� o tym, jak umrze. U�miechn�� si� gorzko na my�l, �e wybra�
teraz �mier� tak, jak kilka tygodni temu wybra� j� Kyei.
Magowie przez chwil� wahali si�, lecz po szybkiej wymianie spojrze� podeszli do
Raya, ustawiaj�c si� wok� niego. Pocz�tkowo powoli, a potem coraz
gwa�towniej zacz�li przelewa� moc przez jego cia�o. Ch�opak bez trudu j�
okie�zna� i zacz�� odsy�a� Magom z powrotem. Przez jaki� czas czu�, jak
m�czy�ni
splataj� zakl�cie, lecz wkr�tce ca�y �wiat znikn�� wyparty przez jasne, bia�e
�wiat�o. Dla Zwierciad�a czas si� zatrzyma�. Przesta� dla niego istnie� strach
i b�l. Nie czu� ch�odnej, pachn�cej wilgoci� ziemi, na kt�r� upad�. A wkr�tce
przesta� tak�e wyczuwa� w�asne cia�o. Przesy�a� moc Magom ju� bardziej
instynktownie
ni� �wiadomie. P�yn�� w ja�niej�cym niebycie, kt�ry powoli zasnuwa� jego my�li.
Zawsze widzia� moc pod postaci� r�nych kolor�w, zale�nie od Maga. Tym
razem wok� l�ni�a zimna biel. Czy tak wygl�da�a �mier�? By�a pi�kna i spokojna.
Jasna.
* * *
- ...Ray... Ray!... Ray!
G�os pocz�tkowo dochodz�cy jakby z du�ej odleg�o�ci, stopniowo stawa� si� coraz
wyra�niejszy i bardziej dono�ny. Jasno�� wype�niaj�ca umys� Raya powoli
znika�a, zast�powana przez s�odki odcie� b��kitu. Wraz z rozwianiem si� bieli
wr�ci� b�l.
Nie!
Ca�e jego cia�o zaprotestowa�o przeciwko tej zmianie. Nie chcia� wraca�! Chcia�
na zawsze zosta� w tym �wiecie stworzonym z bia�ego �wiat�a, gdzie
nie mia�y dost�pu strach, b�l czy smutek.
- Ray! Ocknij si�! - kto� wymierzy� mu piek�cy policzek. Skrzywi� si� lekko,
pr�buj�c otworzy� oczy i chc�c odda� uderzenie. Z zaskoczeniem spostrzeg�,
�e nie ma si�y unie�� r�ki, a otworzenie oczu kosztuje go tyle, co wtoczenie
g�azu na szczyt g�ry. Uni�s� powieki. Pierwsz� rzecz�, jak� spostrzeg�, by�
b��kit rozpo�cieraj�cy si� nie tylko wewn�trz jego umys�u, lecz i wok� cia�a.
Potem zauwa�y�, �e nie le�y na ziemi, lecz �e kto� trzyma go w ramionach.
Uni�s� lekko g�ow� i napotka� zaniepokojone spojrzenie szarob��kitnych oczu.
- Say? - poruszy� ustami, lecz nie wydoby� si� z nich �aden d�wi�k. Nie zwr�ci�
na to uwagi, zaskoczony sytuacj�, w jakiej si� znalaz�. Gdy m�czyzna
zauwa�y�, �e Ray wraca do si�, niepok�j w jego oczach zast�pi� gniew.
- Co ty sobie do jasnej cholery wyobra�asz?! Czy� ty totalnie zg�upia�?!
Bohaterstwa ci si� zachcia�o?!
- Ja... tylko... chcia�em pom�c... Musia�em... - Ray pr�bowa� si�
usprawiedliwi�, jednocze�nie zastanawiaj�c si�, po co to robi. Say nie okazywa�
do
tej pory jakiejkolwiek ch�ci pomocy. Ch�opak mia� ochot� za to na niego
nawrzeszcze�, lecz os�abiony organizm niezbyt na to pozwala�. Zdo�a� wydoby� z
siebie tylko cichy szept.
- Pom�c!?! - m�czyzna niezbyt delikatnie potrz�sn�� ramionami Zwierciad�a. -
Prawie umar�e�! Gdybym ich nie powstrzyma�, ju� by�by� zimnym trupem!
Czy ty w og�le nie my�lisz? Przecie� gdyby� zgin��, ja te� nie mia�bym tu czego
szuka�! Ty g�upi smarkaczu!
Ray otworzy� szerzej oczy. Zaj�o mu to d�u�sz� chwil�, ale wreszcie dotar� do
niego sens s��w Maga. Zaskoczony patrzy� na Saya, nie wiedz�c, co mu
odpowiedzie�.
- S... Say... - wyj�ka� wreszcie.
Ten chyba te� zrozumia�, co powiedzia�, bo jego policzki sta�y si� czerwone.
Wypu�ciwszy Raya z ramion wsta�, skrzy�owa� r�ce na piersi i odwr�ci�
si� do niego ty�em. Ch�opak z impetem uderzy� o ziemi�. To go ocuci�o do reszty.
Usiad� i popatrzy� w g�r�. Co prawda m�czyzna rzuci� go na ziemi�, lecz
b��kit wok� nawet na moment nie zamigota�. Uzdrawiaj�cy czar nadal dzia�a� i
Ray coraz szybciej odzyskiwa� si�y.
- Say... - zdo�a� tylko powt�rzy�, patrz�c z zdumieniem na Maga.
M�czyzna westchn�� ci�ko, garbi�c si� przy tym. Wygl�da� na za�amanego. Potem
gwa�townie obejrza� si� i przykl�kn�� przed Zwierciad�em. Delikatnie,
g�adz�c Raya po policzkach i w�osach, z lekkim u�miechem z�o�y� na jego ustach
niewinny poca�unek. P�niej cofn�� si� i zajrza� mu g��boko w oczy.
- Czy zostaniesz moim Zwierciad�em? Prosz�....
Ray d�ugo milcza�.
- Dlaczego? - spyta� w ko�cu. Ca�ym sercem z rado�ci� chcia� wykrzykn�� "tak",
lecz rozum podpowiada� mu, �e je�eli teraz nie uda mu si� wydoby� z
Saya szczerej odpowiedzi, to ju� nigdy jej nie uzyska.
- Poniewa� ci� kocham. Poniewa� jeste� najwa�niejsz� osob� w moim �yciu.
Poniewa� nie wyobra�am sobie przysz�o�ci bez ciebie. Przez ten kr�tki czas
zaj��e� w mym sercu najwa�niejsze miejsce. A teraz, gdy ci� prawie straci�em,
zrozumia�em, ile dla mnie znaczysz. Nie chc� �y� bez ciebie... - zamilk�
i na d�u�sz� chwil� zapad�a cisza. Ray uwa�nie bada� wzrokiem oczy Saya,
szukaj�c w nich fa�szu. Nic takiego nie znalaz�.
- Jaka jest twoja odpowied�? Zrozumiem, je�li mi odm�wisz. Nie jestem zbyt mi�ym
partnerem. Jestem apodyktyczny, czasem okrutny. Zrani� ci� z pewno�ci�
jeszcze nie raz - tym, co powiem albo zrobi�. To nie b�dzie �atwy uk�ad. I �ycie
ze mn� te� nie b�dzie �atwe. Dobrze si� zastan�w, zanim mi odpowiesz.
- Ja... ju� zdecydowa�em... - Ray zacisn�� palce na ciemnoszarej koszuli Saya.
Uni�s� g�ow�, chc�c mu spojrze� w oczy. - Chc� by� przy tobie, �y� tam
gdzie ty i umrze� przy tobie.
Zwyczajowa przysi�ga nabra�a nagle nowego znaczenia dla Raya. Nigdy nie s�dzi�,
�e te s�owa, kt�re wypowiedzia�o ju� tyle os�b, dla niego b�d� tak
wyj�tkowe.
Say przytuli� go mocno do siebie.
- Chc� by� z tob�... �y� tam gdzie ty i umrze� przy tobie - wyszepta� mu prosto
do ucha.
* * *
Godzin� p�niej grupa sk�adaj�ca si� z siedmiu Mag�w i Raya ruszy�a na
poszukiwanie pozosta�ych Zwierciade�. Na przedzie kolumny jecha� Say, kt�ry
o�wiadczy�, �e wie, gdzie s� Zwierciad�a i zaprowadzi wszystkich na miejsce.
Magowie z Kryszta�owych G�r w milczeniu pogodzili si� z obj�ciem przyw�dztwa
przez Saya, za to komentarzom ze strony Mag�w z Rissarell nie by�o ko�ca. Say
puszcza� je mimo uszu, zbyt zaabsorbowany Rayem, jad�cym z nim na tym samym
koniu. Ch�opak siedzia� przed Magiem ty�em do kierunku jazdy i z ca�ej si�y
obejmowa� go w pasie, wtulaj�c si� w jego ramiona. Niezbyt interesowa� si�
drog� i celem podr�y. W tej chwili liczy�a si� dla niego tylko blisko�� Maga i
pewno�� jego uczu�. Uszcz�liwiony, mocniej zacisn�� ramiona. W tym samym
momencie dosta� w �eb.
- Au!
- Puszczaj, dzieciaku! Nie mog� oddycha�!
- Nie jestem dzieciakiem - burkn�� Ray, masuj�c bol�ce miejsce. - Zreszt� to
niewa�ne - natychmiast si� rozpogodzi� i ponownie obj�� Saya. Nigdy dot�d
nie by� a� tak szcz�liwy. Czy w�a�nie o tym m�wi� Kyei? Teraz wreszcie
zrozumia�.
- Daleko jeszcze? - do Saya zbli�y� si� Mir. Rzuci� niech�tne spojrzenie Rayowi,
po czym podobnym obdarzy� Maga.
- Zje�d�aj! Przeszkadzasz - Say nawet na niego nie spojrza�. Jego wrogie
zachowanie wzburzy�o Mag�w z Rissarell.
- Jak ty si� odzywasz do Mira?! - Tyl zajecha� mu drog�. Wszyscy si� zatrzymali.
Say uni�s� lekko brwi.
- Radz� ci zej�� mi z oczu, zanim strac� cierpliwo��.
- Jak �miesz! Nie pozwol�, by zwyk�y stajenny...
- Przesta�! - Mir podjecha� do Tyla i gwa�townie szarpn�� go za rami�. -
My�la�em, �e po pokazie, jaki wam urz�dzi�, wszyscy zrozumieli�cie, i� Say
jest Magiem. A mo�e za�mi�o wam umys�y a� tak bardzo, �e nie dostrzegacie, kto
bez najmniejszego wysi�ku was powstrzyma�, gdy pr�bowali�cie zabi� jego
Zwierciad�o? Tyl? Sha?
Magowie z Rissarell spogl�dali na niego ze zdumieniem.
- Wcale nie pr�bowali�my... - zacz�� Sha, lecz Tyl wszed� mu w s�owo.
- On... jest Magiem? - nadal nie m�g� w to uwierzy�.
Say prychn�� pogardliwie.
- Powiedz im! - rzuci� ostro do Mira.
Starszy m�czyzna zmarszczy� brwi. Patrz�c na Saya z w�ciek�o�ci�, zacisn��
d�onie w pi�ci. Zaraz jednak si� opanowa�.
- Tyl, Sha, Lon - wym�wi� imiona Mag�w z Rissarell. - To nie ja jestem nast�pc�
Hya. Jest nim Say, Mag z Kryszta�owych G�r. Jedyny, kt�rego moc jest
tak pot�na, �e nie potrzebuje Zwierciad�a, aby rzuca� zakl�cia. Specjalizuje
si� w odgadywaniu przysz�o�ci. I jest w tym piekielnie dobry. Zna przysz�o��,
wie, co si� zdarzy, i swoimi czynami mo�e to zmienia�. �aden Mag nie ma takich
umiej�tno�ci jak on. �aden z nas... nigdy mu nie dor�wna. Poza tym - zmru�y�
oczy - ma parszywy charakter i z rado�ci� pozbywamy si� go z Kryszta�owych G�r.
Teraz wy si� z nim m�czcie!
Say prychn�� niech�tnie, lecz nie skomentowa� ostatnich s��w Mira.
- To... to niemo�liwe! - Tyl a� podni�s� si� w siodle z wra�enia. - Nikt nie zna
przysz�o�ci. �aden Mag nie potrafi obej�� si� bez Zwierciad�a, cho�
ka�dy z nas chocia� raz w �yciu pr�bowa�. A on... on nie ma Mocy! Nie wyczuwam
jej! Nikt jej nie wyczuwa!
Say wzruszy� lekcewa��co ramionami. A potem spokojnie zdj�� z nadgarstk�w
bransoletki i schowa� do sakiewki przy pasie. Wszyscy Magowie zadr�eli lekko,
gdy dotar� do nich podmuch wyzwolonej mocy. Pobledli nawet dawni towarzysze
Saya.
- Ja... nie zdawa�em sobie sprawy... - g�os Fra lekko dr�a�. - Nigdy dot�d ich
nie zdejmowa�e�... nie wiedzia�em... my�la�em, �e to zwyk�e ozdoby...
A to dzi�ki nim udawa�o ci si� kontrolowa� swoj� moc. Tak pot�na energia...
chyba nikt o niej nie wiedzia�...
Ray nie s�ucha� j�kaj�cego si� Fra. R�wnie� wyczu� poziom mocy Saya i teraz
spogl�da� na niego z lekkim przestrachem. Mag zrozumia� jego l�k na sw�j
spos�b.
- Nie b�j si� - u�miechn�� si� z gorycz�. - Nigdy nie b�dziesz musia� przyj��
tej mocy. Nie chc� nara�a� ci� na niebezpiecze�stwo. Nie b�dziesz moim
Zwierciad�em w pe�ni tego s�owa znaczeniu.
Jego s�owa zrani�y Raya. Zdawa� sobie spraw�, �e Mag chce go chroni�, lecz
wyczuwa� �al, jaki kry� si� za jego gorzkimi s�owami.
Podni�s� wzrok i zamar� zdumiony zmian�, jak� dostrzeg�. Dot�d oczy Saya by�y
szaroniebieskie. Teraz przypomina�y letnie niebo. Lekko musn�� policzek
m�czyzny. Rysy jego twarzy te� si� zmieni�y - sta� si� o wiele przystojniejszy.
Zmiana nast�pi�a te� w barwie w�os�w Maga. Do tej pory szarobr�zowe, teraz
przypomina�y kolorem ciemn� noc.
- Jak... jak wygl�dasz naprawd�? Tak jak teraz, czy tak jak przedtem?
- Bransoletki t�umi� moj� moc i troch� zmieniaj� m�j wygl�d - wyja�ni� Say. -
Dzi�ki nim mog� lepiej kontrolowa� zakl�cia. Teraz nie ma �adnych ogranicze�.
Moja moc i m�j wygl�d jest prawdziwy. Nie jeste�... zadowolony? - spojrza� mu w
oczy. Ch�opak prychn�� lekcewa��co.
- Co ty m�wisz! Say... - zawaha� si� odrobin�. Odwi�za� supe�ek na rzemieniu
wi���cym sakiewk� i wyj�� dwie metalowe obr�cze zdobione delikatnym wzorem.
- Czy gdyby� ich nie mia�, nie m�g�by� tak dobrze kontrolowa� swojej mocy?
- Z ca�� pewno�ci� s� mi pomocne. W pewnym stopniu zast�puj� mi Zwierciad�o -
Say skin�� g�ow�. - Bez nich te� powinienem da� sobie rad�, cho� na pewno
b�d� bardziej ograniczony.
- Czy kto� inny mo�e ich u�y� tak, jak ty to robisz?
- Nie.
- W takim razie - Ray wzi�� zamach i wyrzuci� je w pobliskie krzaki. - Chc�,
�eby� od tej pory u�ywa� swojego Zwierciad�a zamiast zabawek.
Say spogl�da� mu z powag� w oczy. Nie by� zaskoczony.
- Ty... wiedzia�e�, �e to zrobi�?
- Tak.
- Wi�c dlaczego mnie nie powstrzyma�e�?
Say wzruszy� ramionami.
- Odpowiedz! - Ray si� upar�.
- Zale�y mi na tobie. Boj� si�, �e mo�esz nie wytrzyma� mojej mocy. Ale zrobi�,
jak zechcesz. Te� nie chc� po�owicznego zwi�zku. Wszystko albo nic.
Ale decyzja nale�y do ciebie.
- Nie wiesz, jakie s� moje zdolno�ci - Ray m�wi� powoli, zastanawiaj�c si� nad
ka�dym s�owem. - By� mo�e faktycznie nie wytrzymam, ale przecie� mo�e
te� by� odwrotnie. Chc� spr�bowa�. Wierz�, �e mnie nie skrzywdzisz. Podobno - w
jego oczach zal�ni�y iskierki weso�o�ci - to jest lepsze ni� seks.
Say za�mia� si�.
- Chcesz to sprawdzi� tu i teraz? Musimy zrobi� obie rzeczy, �eby� mia�
por�wnanie.
Ray natychmiast zrobi� si� czerwony. Trzepn�� Maga w rami�.
- Przesta�. Oni wci�� s�uchaj� - wskaza� na pozosta�ych Mag�w, kt�rzy nagle
znale�li sobie zupe�nie inne zaj�cie. Say za�mia� si� cicho i pogoni� konia.
Gdy zn�w znale�li si� na czele grupy, delikatnie z�apa� Raya za podbr�dek,
unosz�c jego twarz.
- Zdajesz sobie spraw�, �e gdy dojedziemy do Rissarell i zostan� cz�onkiem Rady,