5380
Szczegóły |
Tytuł |
5380 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5380 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5380 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5380 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
EMMA POPIK
J�DRO WIECZNO�CI
Bieg� z pochodni� przez g�st� noc. P�omie�, intensywny i
dziki, bucha� k��bami, ci�gn�y si� za nim smugi dymu i
duszny zapach smo�y. Pi�ty biegn�cego dudni�y po zbitej
glinie, nad ziemi� unosi� si� rudy py�. Pochylone plecy i
wypuk�e �opatki, a ponad nimi nieforemna g�owa, porusza�y
si� w rytm krok�w.
Z lewej strony nadje�d�a�o w p�dzie dw�ch je�d�c�w na
bia�ych koniach o rozwianych grzywach. Szyje koni
przewi�zano czerwonymi kr�lewskimi szarfami. Je�d�cy nosili
s�u�bowe uniformy, byli na patrolu. Zza ich plec�w wystawa�y
linijki, sprawdzali, ile przyros�o materii. Gdy zauwa�yli
biegn�cego, osadzili konie. Starszy, dow�dca, spojrzawszy na
m�odszego, po�o�y� palec na ustach. Naci�gn�li kaptury
na twarze, aby biegn�cy ich nie zobaczy�, gdy� to przynosi�o
nieszcz�cie.
Biegn�cy nie rozgl�da� si�, tylko par� do przodu, do rana
musi przemierzy� krain� i znikn��. Sk�d si� pojawia�, tego
nikt nie wiedzia�. Co go wytwarza�o, nie mieli poj�cia. By�o
to wszystko tak straszne, �e nie trzeba by�o nakazywa�
milczenia, na jego widok i tak d�ugo nie mo�na by�o
przem�wi� ni s�owa. Biegn�cy znika� w mroku, p�omie�
pochodni zamienia� si� w punkt gorej�cy w ciemno�ci.
Pozosta� gorzki zapach dymu.
Dow�dca spi�� konia. M�odszy nie mia� takiego refleksu i
opanowania zwierz�cia. Kiedy ju� zdo�a� wykrztusi� s�owo,
krzykn�� w stron� plec�w oddalaj�cego si� towarzysza.
- Zwiastun, tak?
Przyw�dca tylko skin�� g�ow�.
- Nieszcz�cie dla wszystkich, zag�ada?
Tamten zamiast odpowiedzie� przyspieszy�. Robi�o si�
gor�co, to ruch wytwarza� ciep�o. Nogi koni siek�y
powietrze, wirowa�o w�osie grzyw i ogon�w. By�o bardzo
sucho. �ar, jaki wydzielali, wypi� ostatni� drobin� wilgoci.
Ma�o jej w sobie mieli, gdy� nie zadawali si� z Gisami.
Dow�dca by� zbyt obowi�zkowy, aby bra� urlop i jecha� do
bar�o�yska, a m�odemu jeszcze nie pozwalano. Nigdy nie mia�
Gisy, by� bardzo ci�ki i du�y, tote� jego ko� nie m�g�
nad��y�.
Wytworzyli wiele �aru, powietrze zafalowa�o jak nad
pustyni�. Wok� drogi dr�a�y smugi upa�u, je�d�cy nie mogli
oddycha�. Sucho�� ros�a, w ciemno�ci zacz�y si� zapala�
iskry, jakby noc by�a smolnym kawa�kiem drewna. Takie by�o
prawo fizyki, aby �wiat m�g� istnie�, m�czy�ni musieli
wytwarza� ruch. Gisy by�y wilgoci� i bezruchem, wieczno�ci�,
biegunem przeciwnym, koniecznym dla r�wnowagi. Bez Gis
rzeczywisto�� zakr�ci�aby si� w wir i sp�on�a.
- Zwolnij! - krzykn�� m�odszy.
Dow�dca przyspieszy�. Musieli ostrzec kr�la, �wiatu
grozi�o niebezpiecze�stwo. Iskry zapala�y si� cz�ciej, by�y
wi�ksze i nie gas�y szybko. Kilka przylgn�o do bok�w konia,
i wypali�o czarne plamy. Zwierz� wspi�o si� z b�lu, a
je�dziec z trudno�ci� utrzyma� si� w siodle. Iskry wpad�y w
g�st� grzyw�, w�osie tli�o si� niby lonty.
- Zwolnij, bo sp�on�!
Dow�dca uzna�, �e to nieuniknione, je�li ma ostrzec
pa�ac. Postanowi� po�wi�ci� towarzysza.
- Przecie� jeszcze nie mia�em Gisy!
To nie mog�o go zatrzyma�. Wiedzia� wi�cej. Aby utrzyma�
r�wnowag�, aby ten �wiat nie trwa� w spos�b kaleki i krzywy,
nale�a�o zabi� jedn� Gis�. Wiedzia�, �e to tragedia, gdy�
Gisy by�y bezcenne, ale nie mo�na post�pi� inaczej.
Iskry ��dli�y konia i je�d�ca. Ju� nie umiera�y. Ich
�ycie wch�on�o ruch m�czyzn i teraz mog�y trwa� a�
powo�aj� �ycie nowe - ogie�. Takie by�o prawo. Je�dziec i
ko�, po�erani przez iskry, p�on�li, wydaj�c �yciodajn�
energi�. Cz�owiek i zwierz� stali si� pochodni�, pal�c� si�
szale�czo, jak bywa, gdy nast�puje kreacja. Ogie� zamieni�
si� w kul�, kt�ra ulecia�a do g�ry, aby tam zap�odni�
powietrze. Takie by�o prawo, materia by�a �ywa i tw�rcza,
mo�na j� by�o wytwarza� i powiela�a si� sama, przechodz�c w
inn�. Gisy by�y my�l�, nadawa�y jej form� oraz tre��, bez
nich materia by�aby g�upia i pozbawiona sensu. Kula ognia
unios�a si� i lec�c coraz wy�ej zamienia�a si� w materi�
tlenu, a� natrafi�a na zapor�, oddzielaj�c� ten �wiat od
innych, i rozbi�a si� w wielk� zorz�.
W pa�acu dojrzeli �wiat�o. W wielkiej sali, o �cianach
podzielonych galeriami, zasiad� dw�r. Wszyscy odznaczali
si� niewielkim wzrostem bo mieli specjalne przywileje, wi�c
cz�sto zadawali si� z Gisami. Tylko Minister by� du�y,
nigdy nie mia� Gisy, a to dlatego, �e amputowano mu organ
kreacyjny i utraci� przyrodzon� sucho��. Jako istota
hybrydalna wydziela� wilgo�. Cz�sto pokrywa�o si� ni� ca�e
jego cia�o, tote� nosi� lu�n� odzie�, z zas�on� na twarz, w
kt�rej wyci�to otworki na oczy. Wszyscy znali jego s�abo��.
Ponad tronem wisia� portret Gisy - faworytki kr�la. Tylko
on mia� przywilej trzymania Gisy w pa�acu, w specjalnym,
wilgotnym pomieszczeniu. Mimo �e ta kwatera by�a oddalona,
wilgo� Gisy zagra�a�a wszystkim m�czyznom. Wzbudza�a w nich
szale�stwo. Je�li j� poczuli, tracili przyrodzon� sucho��,
kt�ra wynika�a z dzia�ania, a ono - jak wiadomo - wytwarza�o
materi�. Tote� istnia�y surowe przepisy reguluj�ce
przyst�powanie do Gis. Pilnowa� ich Minister z ca��
surowo�ci�, kt�ra - zwa�ywszy jego stan - zamieni�a si� w
fanatyzm.
Gisa na portrecie wygl�da�a tak jak wszystkie, co by�o
praktyczne, gdy� w�adca nie musia� zamawia� nowych
portret�w. Jej cia�o bardzo bia�e, zupe�nie bez kolor�w,
sk�ada�o si� z ob�ego tu�owia, przypominaj�cego g�, st�d
jej imi�. Tors przypominaj�cy purchawk�, przechodzi� w d�ug�
szyj�, zako�czon� czym�, co nazywano g�ow�, co jednak nie
mia�o jej kszta�tu. Z przodu, w g�rnej cz�ci znajdowa�a
si� pionowa i wilgotna szczelina, zawsze otwarta i wilgotna,
cz�sto ciek� z niej �luz, co we wszystkich wywo�ywa�o
dreszcz rozkoszy. Otworem Gisa pobiera�a pokarm, w ten otw�r
m�czy�ni wk�adali sw�j organ kreacyjny, by�o to dla nich
najwi�kszym marzeniem. Ale tylko kr�l m�g� zaspokaja� je
bez przerwy. Innych organ�w Gisy nie posiada�y. Nie umia�y
m�wi�, nie mia�y oczu ani uszu. M�czy�ni uznali je za
niepotrzebne, Gisy nigdy nie mia�y okazji ich u�ywa�, wi�c
organy zanik�y.
Gisa na portrecie przechadza�a si� po pa�acowych
ogrodach. Drzewa, jak wszystkie w tym kraju sk�ada�y si� z
kolczastych ga��zi, inne by� nie mog�y, gdy� stanowi�y
produkt materii wytwarzanej przez m�czyzn. Gdyby Gisy
mia�y funkcje kreacyjne, z pewno�ci� drzewa przyj�yby ich
ob�o�� oraz wilgo�, co nie by�o po��dane. Kolce zaczepia�y o
cia�o Gisy i oddziera�y z niego bia�e strz�pki
przypominaj�ce wat�. S�u�ba skrupulatnie je zbiera�a, gdy� z
niej powstawa�y nowe Gisy, r�d Gis dla kr�la. Strz�pki by�y
bardzo niebezpieczne, ich wilgo� intensywna, tote� s�u��cy
dostawali ob��du i nale�a�o cz�sto ich zmienia�.
Wszed� w�adca. By� bardzo ma�y. Ceremonialny str�j,
olbrzym p�aszcz, ci�gn�� si� za nim po ziemi. W r�kawach nie
by�o wida� d�oni, znajdowa�y si� na wysoko�ci �okci. G�owa
gin�a w ko�nierzu. Str�j uszyto w dniu koronacji. Tej samej
nocy dopuszczono kr�la do Gisy. Odt�d zmniejsza� si�.
Wszyscy mogli zmierzy�, ile ma w sobie woli i czy potrafi
sobie odm�wi� za�ywania Gisy. D�ugo�� �ycia zale�a�a
wy��cznie od tego. M�g� �y� i panowa�, ile chcia�, nawet w
pewn� niesko�czono��. (Pewn�, gdy� ta cecha by�a zastrze�ona
dla Gis i m�czy�ni uwa�ali, �e nie mo�na przejmowa� cudzych
zada�, tote� umierali.) Co do kr�la, jasne by�o, �e wkr�tce
zniknie zupe�nie, zamieniaj�c si� w ide� czystej woli, a
materialnie zostanie oddany do Krystalizatorni, aby ponownie
dojrza�. Stanowi� negatywn� ilustracj� zasady wolnego
wyboru. W�adca wdrapa� si� na tron, podsadzony przez s�u�b�,
i umo�ci� si� wygodnie.
Wpad� stra�nik z patrolu tak wysuszony, �e porusza� si�
skrzypi�c. Pozostawa� na s�u�bie i wszystkie jego czynno�ci
wynika�y z obowi�zkowo�ci, lecz ba� si�. Przynosi� z��
wiadomo�� i wyznanie, �e w wyniku jego solidno�ci musi
zgin�� Gisa. Nie wiedzia� tylko kt�ra. Oby nie ta, do kt�rej
go dopuszczano. Wprawdzie by�a tylko g�uch� i niem�
stra�niczk� wieczno�ci i r�wnowagi, ale stanowi�a sens jego
kreatywno�ci, tote� sta� przera�ony. Za wyt�umaczenie swojej
winy mia� istnienie �wiata, tak s�dzi� i mo�e si� nie myli�.
Prawd� zna�y Gisy, one zna�y wszystko, co jest g��bokie,
lecz nie umia�y tego wypowiedzie�.
- Da�e� znak, �e przybywasz z wa�n� wie�ci� - odezwa� si�
w�adca. - Ile przyby�o materii?
Stra�nik zdj�� z plec�w linijk� i pokaza� paznokciem
kresk� podzia�ki u do�u skali.
- Ma�o! Dlaczego tylko tyle jej wyprodukowali�cie?
Jeste�cie leniwi! Czy chcecie, aby materii przesta�o
przybywa�, aby wyr�wna�y si� nasze g�ry i podnios�y
rozpadliny!?
- Za du�o chodz� do Gis! - zawo�a� Minister, ale nikt nie
us�ucha�, gdy� dobrze go znano.
- B�dziemy si� stara�!
- No! - powiedzia� w�adca i poprawi� si� na tronie. -
Jaka� to wie��? Poczekaj, zgadn�. Powsta�a kolorowa Gisa?
- Nie! - stra�nik by� bardzo powa�ny.
- Co� gorszego? Mog�e� widzie� tylko Zwiastuna!
W�adca �artowa�, wcale nie wierzy� w istnienie Zwiastuna,
tego zastarza�ego i uparcie powtarzanego mitu. Nikt go nie
widzia�. M�czy�ni prowadzili zapiski, wszystko mia�o swoj�
dat�. By� to �wiat twardej rzeczywisto�ci oraz miary i wagi.
Istnienie Zwiastuna nale�a�o do wieczno�ci. Kiedy Gisy
posiada�y mow�, przekaza�y tak� wiadomo��. Teraz nie umia�y
nic, a je�eli co� uda�o si� im zrobi�, by�o to ob�e i
niekonkretne, jak one same. Nie poda�y faktu - dnia tego i
tego pojawi� si� taki a taki osobnik (tu powinny znajdowa�
si� jego parametry) oraz przekaza� nast�puj�c� informacj�.
One szepta�y do rymu o grozie i gromach, l�ni�cej
b�yskawicy, morzu �ez i niedoli. M�czyzn denerwowa�o s�owo
niedola. Przecie� los jest linearny oraz ustalany
intelektualnie, tote� wszystko daje si� przewidzie�. To, co
m�wi�y, by�o przeciwne rozumowi.
- Wr�ba nieszcz�cia! - zawo�a� Minister i zaraz si�
powstydzi�. Przemawia� jak Gisa ca�kowicie przeciw rozumowi
i logice, wprowadzaj�c czynnik niedookre�lenia i
probabilizmu, a tego nikt znie�� nie m�g�. Wr�ba! Jak to
przewidzie� matematycznie? Minister zamilk� i co gorsza
zwilgotnia�.
Wszyscy poczuli si� �le. Wilgo�, p�yn�ca od Ministra,
wywo�a�a w nich wra�enie konieczno�ci udania si� do Gis i
ka�dy nagle zobaczy� je w wyobra�ni, w s�odkim bar�o�ysku w
centrum kraju. Miejscu otoczonym bia�� zapor� materii, o
ob�ych kszta�tach. Udawali si� tam, d���c przez terytorium
naje�one niebezpiecze�stwami, realizuj�c staro�ytn� zasad�
pokonywania trudno�ci i wype�niania zadania. Aby dosta� si�
do Gis musieli wiele przebrn��, a to wzmaga�o szale�stwo. Na
drodze znajdowa�y si� przemy�lne pu�apki. Musieli walczy� i
zabija� materialne oraz realne potwory. Kiedy przybywali do
cudownego raju Gis, szale�stwo sprawia�o, �e by�o im
wszystko jedno i brali jak�kolwiek Gis�, co by�o realizacj�
zasady sprawiedliwo�ci.
Zanurzali si� w cudown� atmosfer�, nikt jej tak nie
nazywa�, gdy� to poj�cie by�o przynale�ne Gisom. Puszyste i
bia�e Gisy przechadza�y si� lub le�a�y leniwie. Ich szyje
falowa�y, by� mo�e stanowi�o to szcz�tkow� komunikacj�.
Czyni�y to bez przerwy i ruchy ich korespondowa�y ze sob�;
Gisy by�y ma�e i du�e, mi�kkie i poduchowate, stare i m�ode.
Znaczna liczba niedojrza�ych purchawek tkwi�a nieruchomo
przyczepiona do pod�o�a i te nie wzbudza�y zainteresowania.
Otwory na tak zwanych g�owach Gis by�y wilgotne.
Otwiera�y si� i porusza�y zach�caj�co. Wzd�u� cia� Gis
falowa�y nibyr�ce, nibyp�etwy - przejrzyste i b�oniaste. Gdy
Gisy otacza�y tymi mi�kkimi welonami cia�o m�czyzny traci�
on wtedy �wiadomo��. Wlok�y go na ubocze i przygniata�y
mi�kkim cia�em, w pionow� szczeline zanurza� si� jego
wyrostek kreacyjny. Wtedy przestawa� istnie� i trwa� w
otumanieniu, a� Gisa si� nie cofn�a. Nikt nie wiedzia�, ile
mija�o czasu, ka�dy pragn��, aby trwa�o to jak najd�u�ej.
Kiedy opuszcza� cia�o Gisy by� mniejszy. Ile materii w nim
uby�o, zale�a�o od trwania aktu oraz intensywno�ci dzia�a�
Gisy.
To przypomnienie �le wp�yn�o na zebranych. Siedzieli w
boksach milcz�c, zrobi�o si� jeszcze bardziej wilgotno.
Tylko Minister zachowa� przytomno�� i da� znak. Do sali
wszed� si�acz, wal�c pi�tami o posadzk�. Olbrzymie mi�nie i
wzrost �wiadczy�y, �e trzyma� si� z dala od Gis. Uj�� ci�ar
i zacz�� go d�wiga� z wysi�kiem. Pr�y�y si� mi�nie,
wykonywa� prac�, w �wiecie przyrasta�a materia.
Menzurki na �cianach mierz�ce wilgotno�� od razu
wskaza�y, �e sucho�ci przyby�o, a poziom wody opad�. Wszyscy
powr�cili do zmys��w i zacz�li klaska�. Echo odbija�o
drewniany klekot i poczuli si� lepiej. Si�acz wyszed� i
mo�na by�o kontynuowa� debat�.
- Wi�c? - zapyta� w�adca.
- Materia pami�ci. Oto rozwi�zanie - zaproponowa�
Minister. - Skoro nie chcecie przyj�� mojej tezy...
Do tronu przysuni�to du�y, przejrzysty sze�cian,
sk�adaj�cy si� z wielu warstw. Podano kr�lowi pa�eczk�, a on
we� uderzy�. Pierwsza warstwa uaktywni�a si�, pokazuj�c
wydarzenia z najnowszej historii. By�y to odkrycia naukowe,
dowodz�ce, �e Wszech�wiat jest materialny i pusty. Nie ma w
nim �adnych innych istot i cia�. Wszystko by�o uj�te liczb�
i dawa�o si� wyja�ni� na gruncie praw.
W�adca uaktywni� kolejn� warstw�. Pokazywa�a znane
zale�no�ci ruchu i materii. Uderza� coraz szybciej, gdy�
historia przebiega�a bez wydarze� i by�a tylko rozwojem
rozumu i krytycznego my�lenia. Pojawia�y si� obrazy
tysi�cleci, a� dotar� do wiek�w �rednich i zapanowa�a
ciemno��. Materia sta�a si� niewyra�na, plastyczna i
wilgotna, nie posiada�a pierwotnej formy. My�l i wola
stanowi�y jej przeciwny biegun - jak to nazwali - innej
materii, gdy� nic innego nie mo�e istnie�. Gisy wygl�da�y
wtedy inaczej. Ich g�owy by�y lepiej wykszta�cone, a na
twarzach znajdowa�y si� narz�dy zmys��w. Posiada�y mow� i
umia�y my�le�, cho� tego tak nie nazywano.
Na sali zapanowa�o oburzenie. Ogl�dali my�l Gis z wiek�w
�rednich. By�a kleista, przylega�a do materii i zaczyna�a j�
unieruchamia�, a jednocze�nie post�powa�o jej
uplastycznianie, nadawanie materii dziwacznych i
niepotrzebnych form. Materia z trudno�ci� poddawa�a si�
pomiarom, by�a czym� po�rednim pomi�dzy ni� sam� a my�l�.
Taki stan nie powinien istnie�. Gisy przeszkadza�y, usi�uj�c
nada� sens materii, jakby to by�o potrzebne. Materia to
materia. Nic dziwnego, �e ju� w wiekach �rednich
sprzeciwiano si� tej blasfemii.
Kolejny szok; zn�w pojawi�o si� niezrozumia�e wydarzenie.
Obraz sta� si� prostok�tny. By�y na nim dwie istoty,
niew�tpliwie m�czy�ni. Ci m�czy�ni byli dubletami. Nie
posiadali odzie�y i wida� by�o, �e r�ni� si� szczeg�ami
anatomicznymi. Jedni mieli wyrostki kreacyjne, inni nie,
lecz za to posiadali gisowate ob�o�ci w g�rnej cz�ci.
Bardzo dziwne.
Kr�l uderzy� w sze�cian. Na kolejnym obrazie znajdowali
si� m�czy�ni w stanie ruchu, wytwarzali materi�. By�a
czarna i cienka i ci�gn�a si� w pionie. Budowali j� w
trudzie. Kiedy uko�czyli, zapanowa�a ciemno��.
Zebrani s�dzili, �e to koniec dziej�w, a raczej pocz�tek,
gdy� poruszali si� w przesz�o��. Od zbudowania czarnej
�ciany zacz�a si� ich historia. Jednak u do�u sze�cianu
znajdowa�y si� inne warstwy. �eby rzecz wyja�ni�, w�adca
zn�w uderzy� pa�eczk�.
Kolejny fakt z mitycznej prehistorii. Gisy m�wi�y,
wydziela�y z siebie kleiste przylgi my�lokszta�t�w. Obraz
przedstawia� zebranie ludu na wysokiej g�rze, sk�d wida�
by�o Kosmos. Wszyscy spogl�dali w niebo, a Gisy wydziela�y
olbrzymie ilo�ci niszcz�cej interpretacji. Obraz by�,
niestety, niemy, wi�c trudno by�o okre�li�, co dok�adnie
wydobywa si� ze szczelin Gis. Zreszt� szczeliny by�y
umieszczone w poprzek i wygl�da�y odmiennie.
Kosmos te� wygl�da� inaczej. Porusza�y si� na nim kule,
z�ote i srebrne. Pomi�dzy nimi przelatywa�y cia�a sta�e,
liczne i bardzo drobne. Nie min�� dzie�, kiedy male�kich
cia� zacz�o przybywa�. Nagle na niebie pojawi�a si�
srebrna smuga ruchu i co� uderzy�o w sp�jny Wszech�wiat.
Spad�o i rozbi�o si�.
Siedzieli w milczeniu, usi�uj�c uporz�dkowa� wydarzenia,
poczynaj�c je od najstarszego, id�c ku tera�niejszo�ci. A
wi�c, je�li wzi�� pod uwag� okres nienaukowy, mityczny,
mo�na by s�dzi�, �e obraz Kosmosu by� odmienny od
wsp�czesnego. To absolutnie nie mog�o by� prawd�. Przecie�
obraz zosta� zinterpretowany przez Gisy, a wi�c wykrzywiony
zgodnie z ich umys�em, je�li w og�le mo�na m�wi� o czym�
takim. Poj�cie Kosmosu zawiera w sobie wielo�� �wiat�w, jak
udowodniono, co nie jest prawd�. Dlatego intelektualn�
konieczno�ci� sta�o si� wprowadzenie zasady jednolito�ci
materii.
Nast�pnym okresem by�a rewolucja. Gisy zebra�y
zwolennik�w i dowodzi�y, �e ich obraz Kosmosu jest s�uszny.
Fakt ten przedstawiono w formie zebrania na g�rze, niszcz�ca
interpretacja Gis zwyci�y�a wtedy po raz ostatni.
Nasta� dziwny obraz rzeczywisto�ci. Chodzi o �w kwadrat i
zawarte w nim dualistyczne postacie. By�o to niezgodne z
rozumem, a wi�c nie istniej�ce. �aden z zebranych nie
przyzna�by si�, �e ich przodkowie i oni sami mogliby
nieprawid�owo rozumowa�. Tak wi�c tajemnica przesz�o�ci nie
zosta�a rozwi�zana, nie znaleziono te� przyczyn pojawienia
si� Zwiastuna. Po chwili milczenia w�adca powiedzia�, �e
Stra�nik z patrolu musia� si� pomyli�, gdy� istnienia
Zwiastuna nie mo�na rozumowo uzasadni�.
- A gdzie jest tw�j towarzysz? - zada� wreszcie
przera�aj�ce pytanie.
- Znasz prawo. Nie jest ono naszym wymys�em, lecz
obiektywn� i naukow� zasad� - odpowiedzia� Stra�nik.
- Pozostaje kwesti�, kt�ra z Gis musi zosta� zniszczona?
- rzek� kr�l.
- Najja�niejszy panie - zacz�� Minister - uwa�am, �e
nale�y po�wi�ci� twoj� faworyt�...
Zapad�a przera�aj�ca cisza. Zdawali sobie spraw�, co to
oznacza. Kr�l ju� tak zmala�, �e jego przysz�o�� by�a
oczywista. Przejdzie w stan fetusalny, stanie si� ma�ym
zarodkiem, czekaj�cym w Krystalizatorni na stwardnienie i
zmian� we w�a�ciwy stan skupienia.
- Czy wszyscy przychylaj� si� do tego wniosku?
Nikt nie przerwa� milczenia. Kr�l zrozumia�, �e nie jest
ju� kr�lem, niewa�ne, co uczyni, wi�c nadal siedzia� na
tronie. Potem pomy�la�, �e utraci resztki godno�ci, je�li
wyniesie go kto� ze s�u�by. Powoli zsun�� si� z tronu jak
dziecko z wysokiego sto�ka. Pojawienie si� Zwiastuna co�
zmieni�o, wprowadzaj�c w ich my�lenie czynnik gisowato�ci,
czyli mg�awicowej niepewno�ci. Kr�l szed� powoli i mimo
mikrej postury wygl�da� monumentalnie. Jakby odczuwa� �al.
A przecie� tylko sobie odpocznie w Krystalizatorni, zanim zn�w
nie przyb�dzie w nim materii. Mieszka�cy b�d� wykonywali
prac� jak zwykle, nie ma powod�w do niepokoju. Szed�
powoli, ci�gn�� si� d�ugi p�aszcz obszyty purpur�, a r�ce w
r�kawach dr�a�y. Na sali wszyscy podzielali jego odczucia.
Siedzieli w boksach skurczeni i mali, my�l�c, �e czeka ich
to samo. Opu�ci�a ich logika. Kr�l w progu si� zatrzyma�,
wstrzymali oddechy. Sta�, czekano, co zrobi. Odwr�ci� si� i
popatrzy� na portret Gisy ponad tronem. Trwa�o to d�ugo.
Nikt nie widzia� wyrazu jego oczu. Nagle zas�oniwszy usta,
wybieg� z sali, walcz�c z obszernym p�aszczem. Milczenie
zrobi�o si� ci�sze. Drzwi si� zamkn�y, lecz kr�l nie uda�
si� do Krystalizatorni.
- Teraz ja! - krzykn�� Minister, wybiegaj�c na �rodek. -
Obieram si� kr�lem!
Podbieg� do tronu i wskoczy� na�. Usadowi� si�, poprawi�
kaptur.
- Jestem Hermafrodyta Pierwszy.
Imieniem mia�o by� przezwisko, jakim go obrzucano. Wielu
zazna� upokorze�, teraz postanowi� si� odku�.
- Chod� no tutaj! - kiwn�� na Stra�nika. - Zostaniesz
moim stronnikiem. Od dzi� tworzymy parti�. Dostaniesz
prezent. Wiesz jaki?
- Kr�lewsk� faworyt�. Ona nie b�dzie unicestwiona, a
tobie nie jest potrzebna. M�dre posuni�cie. - I zbli�ywszy
si� do Hermanfrodyty Pierwszego zerwa� mu z g�owy kaptur.
To, co si� pojawi�o, zniszczy�o resztki godno�ci. By�o
bia�e i ob�e, cho� m�skie. Nie zdawano sobie sprawy, �e
Minister tak wygl�da. Na jego twarzy pojawi�o si�
cierpienie, co spowodowa�o przyp�yw wsp�czucia, od czego na
sali zg�stnia�a wilgo�. Olbrzymie, szklane menzurki ci�gn�ce
si� od sali do sufitu, wskazywa�y wzrost jej poziomu.
Zjawi�o si� tak�e zawstydzenie i �al z powodu z�ego
potraktowania w�adcy... Jeszcze chwila i ze �cian pop�ynie
�luz i pojawi� si� wielkie usta, szepcz�ce Mane, tekel,
fares, co oznacza�o zmierzone, zwa�one i rozproszone. By�oby
to strasznym znakiem ko�ca i zag�ady, wynikaj�cym z zepsucia
i k�amstwa. Nikt nie mia� si�y, by wezwa� si�acza lub
zapa�nika.
I wtedy nast�pi�o co� nadzwyczajnego. Do sali wp�yn�a
kr�lewska faworyta. Nie zdawano sobie sprawy, �e jest a� tak
olbrzymia. Wp�yn�a, �lizgaj�c si� na olbrzymim tu�owiu,
kt�ry porusza� si� rytmicznie, jakby sz�a tysi�cem n�g.
Mi�kko falowa�y p�etwy, przypominaj�ce welony. Szpara na
twarzy porusza�a si� nerwowo i by�a zupe�nie sucha. Wydawa�o
si�, �e usi�uje co� im zakomunikowa�. Stan�a na �rodku,
jej p�etwy porusza�y si� fali�cie i dodawa�y jej pi�kna.
Unios�a jedn� z nich, a tam wisia� w�adca. By� bardzo ma�y i
wydawa�o si�, �e wykonuje ruchy ss�ce. Znajdowa� si� w
stanie upojenia, lecz jego ogromne i niesamowite oczy w
ma�ym zarodku patrzy�y na wszystkich.
Niezrozumia�e post�powanie. Gisa wykonywa�a ruchy, jakby
chcia�a przytuli� i ochroni� kr�la. By�o oczywiste, �e nie
chce go odda�. Czy by�a to uczuciowo��? Wilgotno�� tak si�
podnios�a, �e woda w menzurkach si�ga�a g�rnej kreski. Szok
by� wielki, nikt nie usi�owa� podej�� do Gisy i zabra� jej
kr�la.
Gisa podp�yn�a do sze�cianu i okr��y�a go p�ynnym
ruchem. Ku zdziwieniu wszystkich by� w tym czytelny zamiar.
Nie dotykaj�c sze�cianu spowodowa�a, �e zaja�nia�y i
uaktywni�y si� jednocze�nie wszystkie jego warstwy. Powsta�
ruch, ale r�ny od mechanicyzmu i prostoty, do kt�rych
przywykli.
Przedmioty na niebie zacz�y si� porusza� celowo i
rozumnie. Zobaczyli nagle swoj� rzeczywisto�� z wielu
stron. Jeden z przedmiot�w kierowa� si� prosto w ich �wiat.
Nagle w ich umys�ach pojawi�y si� nazwy. By� to pojazd
kosmiczny. Wyl�dowa� i po pewnym czasie uleg� dezintegracji.
Na ziemi pozosta�a prostok�tna plakietka, przedstawiaj�ca
mieszka�c�w innych �wiat�w. Zebrani przypomnieli sobie nagle
s�owo symbol. Zrozumieli, �e kwadratowy kszta�t
rzeczywisto�ci by� tylko u�ud�. Materia dodana do materii
wcale nie tworzy�y rozumnej realno�ci i jej nie wyja�nia�y.
Zebranie na g�rze uzyska�o inny sens. Gisy usi�owa�y
wyja�ni� istnienie wielo�ci �wiat�w oraz innych stron
rzeczywisto�ci, lecz ich nie wys�uchano.
Tego nie m�g� znie�� Hermafrodyta Pierwszy. Je�eli
przesz�o�� oka�e si� pomy�k�, jaki� sens ma pa�acowa
rewolucja? Panowanie zostanie zagro�one, zapanuje
zwi�kszona gisowato��, a sens reform, wynik�ych z
wst�pienia na tron nowego w�adcy, zblaknie.
- Dosy� tego! - krzykn��. - Cofam nadanie - zwr�ci� si�
do stra�nika. - Zabierzesz j� do obozu, a kr�la do
Krystalizatorni.
Stra�nik by� oburzony. Zrozumia�, �e taka rzeczywisto��
nie mo�e istnie�. Przyni�s� wielkie ostrze�enie o zag�adzie
�wiata, wyp�ywaj�ce z ich pod�wiadomo�ci, a oni, zdolni tylko
do n�dznej rewolucji pa�acowej, go nie uznali. Kiwn�� r�k� na
Gis� i opu�ci� sal�; pop�yn�a za nim. Us�ysza� jeszcze o
przygotowaniach do wytwarzania nowej materii. Ale nie o to
chodzi�o.
Wsiad� na mlecznobia�ego konia, na drugiego wsadzi� Gis�.
Wydawa�a si� smutna, tuli�a kr�la pod skrzyd�em i porusza�a
rytmicznie szyj�. By�a czarna noc. Jechali przez gliniast�
przestrze�, na kt�rej istnia�y kamienie, g�ry i pustynie.
Od Gisy co� p�yn�o, jakby usi�owa�a nawi�za� kontakt. W
jego m�zgu zapala�y si� �wiate�ka znacze�, lecz szybko
znika�y, gdy� stra�nik by� prosty i nienawyk�y do
komunikacji pozawerbalnej. Nie umia� rozumie� - jedynie
odnosi� wra�enia. Opanowa� go bezbrze�ny smutek
zaprzepaszczenia i utraty. Zacz�� odczuwa� twardo�� i
chamstwo materii. Nie m�g� przebaczy� dworakom z pa�acu, �e
dbali o ma�e sprawy, a nie dostrzegali ca�o�ci. Zaprzeczyli
istnieniu Zwiastuna. Nagle i on zacz�� we wszystko w�tpi�.
Wtedy zobaczy� �lady. By�y wyra�ne. Pozostawi�y je stopy
biegn�cego Zwiastuna. Odbi�y si� w glinie na zawsze.
- Czy ty rozumiesz, co oznacza s�owo wieczno��? - zapyta�
Gis�, a ona przygi�a szyj� w odpowiedzi.
- Czy jeste�my w ni� wpisani?
Odpowiedzia�a przecz�co.
- Istniejemy chwil�?
"Tak" - pojawi� si� gest odpowiedzi.
- Tote� znikniemy na zawsze, prawda?
Odpowied� twierdz�ca.
- Dlaczego? - Zapyta�, ale zrozumia�, �e niew�a�ciwie
sformu�owa� pytanie.
Co� jednak p�yn�o od Gisy i on spr�bowa� to zrozumie�.
- Gdy� nie znamy poj�cia wieczno�ci ani interpretacji.
Zaprzepa�cili�my sens i g��bi�, a wy nie umiecie nam o niej
powiedzie�. Jeste�cie jej stra�niczkami, milcz�cymi
stra�niczkami g��bszych znacze�?
Gisa nie zareagowa�a. Wiedzia� jednak, �e si� nie myli.
- S�uchaj, mo�e sens zawsze jest zastrze�ony i ukryty -
powiedzia� w ol�nieniu. - W waszej niemocie jest odpowied�,
lecz my nie potrafili�my jej poj��. Wasz brak j�zyka jest
symbolem, gdy� pewnych rzeczy nie mo�na powiedzie�, tylko
trzeba do nich samemu doj��.
Milcza�a, lecz zrozumia�, �e zgadza si� z nim ca�kowicie.
- I zostali�my powo�ani na chwil�, aby wyrazi� to
znaczenie. A skoro ja je zrozumia�em, nie ma potrzeby, aby
ten �wiat istnia�. Zginie jego materia, ale pozostanie
wymowa, jako... - tu si� zawaha�. - Jako idea, i ona b�dzie
tak d�ugo, jak... - nie sko�czy�, ale czu�, �e jest na
dobrej drodze.
- W�a�ciwie to ja jestem destruktorem tego �wiata, gdy�
ja go zrozumia�em, Zwiastun nie bez powodu objawi� si�
w�a�nie mnie i nie bez powodu musia� zgin�� m�j towarzysz.
Jeste�my materi�, tak, uwi�zili�my na chwil� i zatrzymali�my
my�l i sens. Ale to unieruchomienie nie mo�e trwa� zbyt
d�ugo, gdy� istnieje wieczno�� i trwanie. Musimy znikn��.
Gisa dawa�a znaki. Powinien jecha� we wskazanym przez ni�
kierunku. Zawr�ci� konia i zacz�li si� wspina� po skalistej
�cie�ce. Us�ysza� dudnienie i poci�gn�wszy konia Gisy, ukry�
si� za ska��. To kroki wali�y po skalistym pod�o�u, robi�o
si� coraz ja�niej, jakby kto� ni�s� pochodni�. To Czarny
Zwiastun zbli�a� si�. Przemierzy� krain� i musia� da�
ostatni znak. Kiedy ich mija�, Stra�nik wyjrza� zza ska�y,
wiedzia�, �e i tak zginie, ale przynajmniej b�dzie wiedzia�.
Lecz mijaj�c go, Zwiastun nie odwr�ci� g�owy, by� zaj�ty
wykonywaniem misji. Stra�nik zrozumia�, �e odwieczny strach
by� niepotrzebn� u�ud�. Zwiastun wbieg� na szczyt z
pochodni� w wyci�gni�tej r�ce. Stan�� nieruchomo, jak
kamienna rze�ba, tylko ogie� rozwiewa� si� na wszystkie
strony.
Ciekawe, komu Zwiastun daje znak, bo jasne by�o, �e ju�
nie nale�a� do ich krainy. Wytworzony przez pod�wiadomo��
Gis, czekaj�c d�ugo, a� b�dzie si� m�g� ujawni�, teraz
potrzebny jest komu innemu. Ale Stra�nik jeszcze istnia� i
chcia� si� dowiedzie� wszystkiego, wi�c da� znak Gisie. -
Prowad�.
Wspinali si�. Zwiastun sta� na szczycie z uniesionym w
g�r� ramieniem. Gdy dotarli do niego nie zwr�ci� na nich
uwagi. Gisa da�a znak wyci�gaj�c szyj� i Stra�nik zsiad� z
konia, lecz nie m�g� post�pi� ani kroku. Przed nim ci�gn�a
si� twarda matowa szyba, kt�r� kiedy� zbudowali, by
oddzieli� sw�j �wiat od innych, udowadniaj�c swoje racje.
Teraz ich ogranicza�a.
W oddali pojawi�o si� za ni� cia�o sta�e, lec�ce z wielk�
pr�dko�ci�. Zbli�a�o si� do matowej szyby i Stra�nik by�
przekonany, �e w ni� uderzy i ulegnie rozbiciu, co go
dziwi�o, gdy� wygl�da�o na kierowane rozumn� si��, kt�ra
powinna zauwa�y� przeszkod�. Pojazd zbli�y� si�, ale nie
uderzy� w zapor�, lecz przeszed� przez ni�, jakby jej nie
by�o. Wyl�dowa� przy Stra�niku w og�le go nie dostrzegaj�c,
a kiedy dotkn�� ich ziemi, zmieni�a si� jego struktura.
Zrobi� si� przejrzysty, trac�c materialno��, chocia� musia�
by� materi� wytwarzaj�c� materi�, gdy� z pojazdu wydobywa�
si� dym i gazy. Wysiad�y z niego dwie osoby i Stra�nik
zrozumia�, kogo przedstawia�a plakietka. Istoty nios�y w
r�kach urz�dzenia i kierowa�y je na r�ne przedmioty.
- Ta planeta jest zupe�nie martwa - powiedzia�a pierwsza,
z dwiema gisowatymi wypustkami z przodu.
- Moje pomiary to potwierdzaj� - doda�a druga.
Stra�nik oburzy� si�, przecie� by� �yw� materi�.
- Uwa�aj, stoi tu jaki� s�up.
Stali przed nieruchomym Zwiastunem.
- Na szczycie jest �wiat�o. Czy to sygna�, przejaw
�wiadomego dzia�ania?
- Nie, to refleksy s�o�ca.
M�ska istota zbli�y�a si� do konia Gisy i przesz�a
przeze�, jakby niczego w tym miejscu nie by�o.
- Szukamy inteligencji w Kosmosie, lecz nie odnale�li�my
nigdzie nawet �ladu przejawu �ycia. Nasze wysi�ki s�
nadaremne. Jeste�my samotni.
- Zatrzymaj si�! - ostrzeg�a istota z wypustkami. - Nad
tob� unosi si� jaka� forma energetyczna.
- Rzeczywi�cie! Teraz i moje przyrz�dy j� wy�apa�y. -
M�czyzna cofn�� si�.
- Czy jest obdarzona �wiadomo�ci�?
Zbli�yli si� do siebie stoj�c dok�adnie na pi�knym,
bia�ym koniu Gisy. Kr�lewski ko� z szyj� przewi�zan�
czerwon� szarf�, by� dla nich pustk�. Stra�nik spojrza� na
przyrz�dy pomiarowe, kt�re trzymali tu� pod Gis�. Nie
rozumia�, co mierz� i pokazuj�, ale wiedzia�, �e rejestruj�
istnienie.
- No wi�c? Masz co�, co to jest?
- My�l. Czysta, niematerialna �wiadomo��.
- O, Bo�e, przem�w do mnie!
Stra�nik zrozumia�, �e wielka matowa szyba jednak
istnieje i odgradza. Podni�s� rami�, by�a tam. A wtedy tych
dwoje odwr�ci�o si� i wst�pi�o na stopnie pojazdu. Dwie
samotne sylwetki na tle wielkiego Wszech�wiata, kt�ry
milcza� jak wieczno�� i tylko stawia� pytania, kt�re za
chwil� nale�a�o przekroczy�. Pojazd uni�s� si� w g�r� i
przebi� wielk� matow� szyb�, jakby jej wcale nie by�o. I
nie pozosta�a na niej nawet rysa, jak r�wnie� na niczym
innym.