5373
Szczegóły |
Tytuł |
5373 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5373 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5373 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5373 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JELENA PIERWUSZYNA
o spe�nieniu czasu
Alcybiades zosta� os�dzony zaocznie,
mienie jego skonfiskowano,
a poza tym zdecydowano,
�e maj� go przekl�� wszyscy kap�ani
i kap�anki,
z kt�rych tylko jedna,
Feano, c�rka Menona,
ze �wi�tyni Agrawy,
odm�wi�a podporz�dkowania si� decyzji,
o�wiadczywszy,
�e jest kap�ank�
b�ogos�awi�c�,
a nie przeklinaj�c�.
PLUTARCH - "�YWOTY"
1 Niegdy�, dawno temu, kiedy ziemia dopiero si� rodzi�a, pocz�tki jej historii
by�y trudne. Wszystkie Moce, jakie istnia�y, chcia�y j� zniszczy�. Nie ma
potrzeby, twierdzi�y, wprowadza� jakie� tam nowo�ci, nam nie jest wcale tak �le.
Wiatry, biedaczk�, tarmosi�y, fale k�sa�y brzegi, g��binowe duchy t�uk�y j�
pi�ciami w brzuch, s�o�ce albo si� chowa�o na p� roku, albo przez p� roku
pali�o jak w�ciek�e. Ludziom w�wczas by�o bardzo ci�ko. A bogowie tylko z�apali
si� za g�ow�. Wszak oni tylko chcieli si� zabawi� i wcale nie my�leli, �e ta ich
zabawka tak wszystkich roze�li...
P�aka� si� chce, a wstyd.
Moje r�kawy - w ko�cu to po�egnanie z ojczyzn� - s� mokre.
Co prawda, nie od �ez.
Na razie.
Stoj� w zakopconej kuchni "Ko�ca �wiata", wdycham zapach spalonego czosnku i
piwnej brzeczki, raz po raz przeje�d�am no�em po ose�ce, ws�uchuj� si� w radosne
"w�ik-w�ak!" kolejnego no�a. Nikt o nie nie dba, wi�c st�pi�y si�, biedactwa.
Paruje brudna woda w balii, obok wznosi si� gliniana wie�a wymytych talerzy.
Moje r�ce s� czerwone i spuchni�te. Oczy, pewnie, te�. Dobrze, �e jest tu
ciemno.
Jestem o dziesi�� dni drogi od stolicy, od morza, od mojej �wi�tyni.
O dziesi�� dni jazdy wierzchem.
Sama.
Zezuj� na kuchark� - patrzy na mnie? Widzi? I �eby nie wy� na g�os opowiadam
sobie bajki.
Co tu robi�? - martwili si� bogowie i poszli w ko�cu pok�oni� si� do morskiego
kr�la. Przyrzekli mu, �e je�li pomo�e im uwolni� ziemi� od cierpienia, to oni mu
z wdzi�czno�ci podaruj� ca�y gwiezdny �wiat. To si� kr�lowi spodoba�o, wi�c da�
bogom w�adz� nad �ywio�ami. Uciszyli wtedy bogowie huragany, sztormy, a i
g��binowym duchom oberwa�o si� pot�nie. Wszystko by�oby dobrze, tylko jedna
rzecz zosta�a niespe�niona: nie mieli bogowie poj�cia, jak zap�aci� morskiemu
kr�lowi. Wszak gwiazd z nieba nawet oni nie mogli zerwa�! My�leli, sprzeczali
si� i wymy�lili. Przywie�li do kr�la w�z soli i wysypali j� do wody. Sk�d ma
morski kr�l wiedzie�, jak wygl�da gwiezdny �wiat z bliska, powiedzieli. Od tej
pory woda w morzu jest s�ona.
A jeszcze si� okaza�o, �e od chwili, gdy bogowie morskie kr�lestwo odwiedzili,
m�odsza kr�lewna oczekuje potomka. Morski kr�l, jasna sprawa, strasznie si�
rozz�o�ci� i bog�w wraz z lud�mi przekl��. A przekle�stwo to polega na tym, �e
�ywio�y bogom s�u�y� b�d� d�ugo i wiernie, ale gdy wszyscy zapomn� o strachu,
zbuntuj� si� s�udzy i zetr� wszystko na miazg�. Powstanie wtedy nowe niebo i
nowa ziemia. A na tej ziemi wnuczek morskiego kr�la, ten niespodziewany potomek,
b�dzie kr�lem. A przed zag�ad� pojawi� si� trzy znaki. Najpierw wy� b�dzie
Czarny Pies. Potem zapieje Czarny Kogut. A potem p�knie ziemia i wylez� ze
szczelin straszliwe smoki, spal� wszystkie pola, otruj� wszystkie rzeki i po�r�
wszystko, co �ywe.
Ober�a nosi�a nazw� "Koniec �wiata" nie nadaremnie. Tu, na jednym brzegu rzeki
s� w�o�ci kr�la, a na drugim - ziemia dziwii. Tu - jeden �wiat, tam - inny. Co
prawda, na szyldzie wypisane jest zwyczajnie, bez �adnych wykr�tas�w: MI�SO -
PIWO - TYTO�. Ludzi, kt�rzy uciekaj� z g�oduj�cego Kr�lestwa, taki szyld
przyci�ga z nieprawdopodobn� si��.
Kiedy� wcze�niej walczyli�my z dziwiami. Ale ubieg�ej jesieni na wybrze�e
najecha�y ��dne krwi i okrutne ludy morza i nagle wszyscy sobie przypomnieli, �e
dziwie i ludzie Kr�lestwa to jeden nar�d, potomkowie dw�ch braci, co to z
jakiego� b�ahego powodu si� pok��cili; czy chodzi�o o podkow�, czy o uzd� - nikt
ju� nie pami�ta�. O starej wrogo�ci szybciutko zapomniano, dlatego dzi� na
rubie�ach jest spok�j i cisza. Niekt�rzy, co prawda, obawiaj� si� ciosu w plecy,
ale ja tak nie my�l�. Niechby nawet dziwie pokonali ludzi, a co potem - z lud�mi
morza sami b�d� walczy�?
Rano, kiedy tu trafi�am, rzeczywi�cie, by�o urwanie g�owy. Okaza�o si�, �e
poprzednia pomywaczka, na moje szcz�cie, dwa dni temu uciek�a z pastuchem z
dziwiej wsi. W kuchni uzbiera�o si� brudnych naczy� od pod�ogi do sufitu.
Gospodarz, ledwo go o prac� zapyta�am, zaraz mnie za r�kaw do balii zaci�gn��.
Oczywi�cie, natychmiast go osadzi�am - najpierw trzeba zap�aci�.
Dogadali�my si� za st�, dach, trzy miedziaki na tydzie� i kupon na sukni� w
zimie. Moim zdaniem nie�le. Z g�odu nie umr�, a i bogini� wykarmi�. Latem -
mlecz, w zimie zawsze mo�na zdoby� marchewk� albo rzep�.
Bogini mi szczeg�lnie �al. Mnie przynajmniej przep�dzili, bo mieli za co, a j� -
ot, tak, dla towarzystwa.
Ostrz� no�e i spogl�dam na kuchark�.
W�a�ciwie na to, co ona wyprawia z mi�sem.
Tnie je wzd�u� w��kien i ani jednego zi�ka do sosu nie wrzuci.
Mo�na uwa�a�, �e mam przysz�o�� w tej ober�y. Na mi�sie i piwie znam si� lepiej
od innych. Tylko w Panteonie kap�anki to same istoty wy�sze, kt�re potrafi� jeno
przewraca� oczami i wali� czo�em o pod�og�. A ja, powiem to bez przechwa�ek,
mia�am najporz�dniej utrzyman� �wi�tyni� w stolicy, chocia� sama jedna si� tam
kr�ci�am.
A go�ci w ober�y coraz wi�cej.
Najpierw mia�am nadziej�, �e przed p�noc� doczo�gam si� do pryczy i pop�acz�
sobie, ile b�d� chcia�a, ale gdzie tam!
Zreszt� go�cie niemal niczego nie zamawiaj� i nawet rozmawiaj� tylko p�g�osem,
jakby na co� czekali.
I doczekali si�.
Na podw�rzu nagle ze z�o�ci� zawy� pies.
Potem za �cian� w sieni wrzasn��, niczym oblany wrz�tkiem, kot.
A potem co� tam si� poturla�o i zabrz�cza�o.
Go�cie poderwali si�, s�ysz�c ten ha�as, a potem ruszyli w kierunku jego �r�d�a.
Ja - za nimi.
Kucharka �apie mnie za rami� i m�wi:
- Przesta�, nie ma na co patrze�, to znowu on.
Ale uwalniam si� od jej r�ki, przepycham si� do drzwi i widz�, kim jest ten
"on".
Na g�rze, przy por�czy, napuszone tak, �e wygl�da na trzy razy wi�ksze, ni� jest
w rzeczywisto�ci - kocisko. Na dole, na wi�zce przegni�ej trzciny i tkanym
dywaniku, jak powiedzia�by Gust, m�j przyjaciel z nocnej stra�y Portu - trup w
wieku mniej wi�cej lat dwudziestu.
To znaczy dwudziestoletni m�odzieniec, chyba, ch�opak, ze skr�conym karkiem.
Dok�adniej m�wi�c - trup ch�opaka.
Tak, to brzmi lepiej. Dok�adniej.
Potem kucharka nagle �apie mnie za �okcie, ci�gnie do ty�u.
- Id�, id� si� po��, zaraz mi tu zemdlejesz - syczy.
Pos�usznie wracam do kuchni, siadam na l�ni�cym od cudzych ty�k�w taborecie i
czekam co b�dzie dalej.
I s�ysz� jak tam, za moimi plecami, m�czy�ni rozmawiaj� rzeczowo i - nie
wiadomo dlaczego - weso�o. Nie rozr�niam s��w, ale s�ysz� chichot w ich
g�osach. M�czy�ni podnosz� biedaka z pod�ogi, wlok� na podw�rze i - w tym
momencie przylegam okiem do okienka - uk�adaj� na starym ko�le do ci�cia drewna.
Nieco dalej, pod �cian� drzemie �ebrak w ohydnym kapeluszu, na kolanach ma co�
okr�g�ego i bia�ego, ale co to jest nie widz� - zachodz�ce s�o�ce �wieci prosto
w oczy.
U jego st�p le�y podobny do wilka pies. Pewnie to w�a�nie ten pies wy�.
Kiedy orszak wychodzi przez drzwi ober�y, �ebrak i pies jednocze�nie unosz�
g�owy, ale natychmiast je opuszczaj�, jeden na pier�, drugi na �apy.
Przez chwil� mam wra�enie, �e wszystko mi si� popl�ta�o i trafi�am nie do
ober�y, lecz do namiotu cyrkowego na jarmarku; dwur�czna pi�a do "przecinania"
ludzi jednak si� nie pojawi�a.
Cia�o po prostu nakrywaj� derk�, potem go�cie wracaj� do ober�y, dokonuj�
kolejnych zam�wie� i mniej wi�cej godzin� p�niej rozchodz� si�.
Po zmierzchu zostaj� tylko dwaj czy trzej; pewnie zbyt daleko wypu�cili si� na
swych kulawych konikach.
Gospodarz podnosi le��cy przy schodach po�amany �uk i strza�� i wrzuca do ognia.
S�ysz� jak huczy, p�on�c, smo�owane drewno. Taki to znajomy d�wi�k.
- To nic, nie przyzwyczai�a� si� jeszcze. Poczekaj, niech wyjdzie ksi�yc, nie
takie rzeczy si� zaczn�.
Na pewno nie; nie zamierzam dzisiaj ani mdle�, ani p�aka�. Na pewno.
2 Tak naprawd� to nie boj� si� nieboszczyk�w.
Tak naprawd�, to boj� si� zazwyczaj ci, kt�rzy w og�le nie widzieli umarlaka.
Nie mieli jeszcze z tym do czynienia i nie wiedz�, na co sta� ich samych i
trupa. Wydaje si� im, �e wszystko nie jest takie proste, �e w �mierci jest co�,
o czym wszyscy milcz�. Wiedz�, ale milcz�. Co� jak miesi�czka u kobiet. Niby
drobiazg, a niezwyk�y.
Ju� widzia�am wystarczaj�co du�o, by nie tylko nie odczuwa� strachu, ale nawet
zdziwienia.
Dlatego, je�li godzin� temu omal nie pad�am jak worek na pod�og�, to wcale nie z
powodu strachu.
Po prostu pomy�la�am, sama nie wiem dlaczego, �e nieboszczycy si� dla mnie
sko�czyli, wraz ze stolic� i wojn�.
Je�li moj� bogini� interesuj� moje my�li, to pewnie chichocze teraz cichutko w
swoim koszyczku.
Jak ju� m�wi�am, wszystko si� pomiesza�o ubieg�ej jesieni.
A przez ca�� zim� i wiosn� patrzy�am na wojn�, nie by�am w stanie oderwa� od
niej oczu.
Wygl�da�a zupe�nie nie tak, jak oczekiwa�am.
Okr�t przyp�ywa� raz na siedmic�, czasem nawet raz na trzy dni. Dzia�o si� to
pod wiecz�r, skrada� si� i przybija� do odleg�ego pirsu.
Czasem znajdowa�o si� na nim tylko dwadzie�cia trup�w, czasem oko�o setki.
Jak t�umaczy� Gust, z tej liczby nie mo�na by�o s�dzi� o tym, ile rozegra�o si�
potyczek i kto zwyci�y�.
Wiele zale�a�o od pogody - zdarza� si� taki wiatr i takie fale, �e ani jednego
trupa nie da�o si� wy�owi�.
Albo na odwr�t - pe�ny sztil i upa�, a mimo decyzji Rady Starszych, wiele
r�nych r�no�ci lecia�o za burt�.
Na szcz�cie, mieli�my ma�o upalnych dni. Wojna z morskimi ludami zacz�a si�
jesieni� i przeci�gn�a si� na ca�� zim�. Tak wi�c r�ne by�y nowo�ci - i
p�nocny wiatr, przenikliwymi paluchami rachuj�cy ko�ci, i przemoczone s�onymi
kroplami ubranie, i skurcze zlodowacia�ych palc�w. Ale, co do zapachu - chwa�a
bogom! - �mierdzia�o zupe�nie zno�nie.
W mie�cie z ust do ust przekazywano opowie�� o tym, jak jakie� sto lat temu
zwyci�zcy z powodu sztormu nie pozbierali swoich zabitych i, gdy okr�ty wr�ci�y
do miasta w chwale, Rada zdecydowa�a o egzekucji dow�dc�w. I �adne b�agania nie
pomog�y.
Ale straszenie straszeniem, a je�li ktokolwiek zamiast na dno morskie trafia�
na miejski cmentarz, to i tak - dzi�ki.
A za to, �e trafiali w mniej lub bardziej przyzwoitym stanie trzeba podzi�kowa�
stra�y miejskiej. I mnie.
W sumie praca by�a dla kobiety - mycie, cerowanie, malowanie, perfumowanie. Tyle
�e zajmowa�a si� tym, nie licz�c mnie, pi�tka niezdatnych do s�u�by wojskowej
ch�opak�w, co i rusz biegaj�cych za najbli�ej usytuowany barak, by zwr�ci�
zawarto�� �o��dka.
A kiedy przed �witem na molo pojawiali si� krewni, Gust zawsze wciska� mi tak�
nar�cz drew, �e ledwo mog�am si� wyprostowa�. I mawia�:
- Gdy przyjdziesz do domu, koniecznie si� umyj. Dobrze si� umyj, s�yszysz? Nie
�a�uj ciep�ej wody.
W sumie:
M�ody m�od� umi�owa�,
M�ody m�odej nie �a�owa�:
"Kocham ciebie, to rzecz pewna,
Dlatego kupi� ci drewna!"
Tak, �mieszne to by�y czasy, kiedy ch�opak m�g� wyrazi� sw� sympati� w taki oto
spos�b.
Przy tym drewno by�o nie byle jakie - przede wszystkim smo�owane okr�towe deski;
jak�e one potem hucza�y i trzaska�y w piecu!
Potem, pod wiecz�r, kiedy wszystkie rozpoznane cia�a krewni odwozili do dom�w,
wraca�am do portu.
Do nierozpoznanych.
Teraz zaczyna�a si� moja w�a�ciwa dzia�alno��.
Po prostu patrzy�am na nich i zapami�tywa�am.
Potem Gust i ch�opaki wywozili ich, �eby pogrzeba� na starym cmentarzu.
A ja sz�am do �wi�tyni, karmi�am swoj� bogini�, i szczeg�owo opisywa�am jej
ka�dego. Ubranie, w�osy, pieprzyki, blizny, brwi, wargi, d�onie. Opowiada�am te�
o tym milcz�cym oczekiwaniu, kt�re widywa�am wypisane na ich twarzach. Jakby ich
dusze kr��y�y gdzie� jeszcze nieopodal, ale ba�y si� zwr�ci� na siebie uwag�,
jak dobrze u�o�one dzieci z porz�dnego domu. Starali si� nie okaza�, �e boj� si�
uda� w dalek� podr� bez przewodnika. Wi�c prosi�am swoj� bogini�, �eby
pilnowa�a ich, by nie zb��dzili, nie pomylili drogi. Nikt poza mn� o nic dla
nich nie prosi�.
Moja bogini nazywa si� Gesichja, co oznacza Cisza.
I je�li mam jakiekolwiek poj�cie o czym� pr�cz mi�sa, czyszczenia no�y, mycia
statk�w w ober�y i prania chodnik�w, to w�a�nie o ciszy.
Potem, spe�niaj�c obietnic� dan� Gustowi, grza�am wod� i my�am si�.
Nie dlatego, �e chcia�am z czego� si� oczy�ci�, wcale nie czu�am si�
spostponowana z powodu krz�taniny z nieboszczykami. Po prostu chcia�am zrobi�
przyjemno�� temu dobremu cz�owiekowi.
Mo�e Gust, ten czy�cioszek, ustrzeg� mnie w zimie przed wszaw� gor�czk�.
Chocia� po �wi�tyni hula�y takie przeci�gi, �e mia�am bardzo du�e szanse, by
zaprzyja�ni� si� z jej siostrzyczkami - Trz�si� i Uduszl�.
Tak� mieli�my wojn�.
Dziwn� troch�, ale pewnie nie gorsz� i nie lepsz� od innych.
Mia�am tylko nadziej�, �e wygnanie ze stolicy oznacza przynajmniej, �e ju�
jestem od tego wolna.
Ale nie.
3 Jednak�e sprawy w "Ko�cu �wiata" uk�ada�y si� lepiej ni� s�dzi�am wcze�niej.
Gdy tylko na niebie pokaza�a si� nier�wna, jak pierwszy z�b dziecka, po�owa
ksi�yca, derka na koz�ach nagle si� poruszy�a. Nieboszczyk drgn�� kilka razy,
powierci� si�, potem odrzuci� der�, rozejrza� si�, podrapa� po g�owie i
zeskoczy� na ziemi�.
Przy tym wygl�da� do�� �ywo.
Co prawda, nie spotyka�am wcze�niej od�ywaj�cych nieboszczyk�w, ale - nie wiem
dlaczego - wydawa�o mi si�, �e powinien od nich dochodzi� zapach martwizny. Nie
poczu�abym, oczywi�cie, tego zapachu, ale ten i tak porusza� si� lekko i
swobodnie, a i szyja w tej chwili ju� nie wygl�da�a na skr�con�.
Ludzie w ober�y nawet nie przerwali na jego widok rozm�w, jakby nic si� nie
sta�o.
�ebrak, spokojnie drzemi�cy pod �cian�, te� ani mrugn�� okiem.
I tylko psisko pod nogami �ebraka, czuj�c nieboszczyka, podnios�o g�ow� i
po�o�y�o uszy po sobie.
Nieboszczyk roz�o�y� r�ce, jakby chcia� powiedzie�, �e przeprasza, �e nie chce
niepokoi�, potem wyszed� cichutko przez wrota i znikn�� w ciemno�ciach.
Wr�ci�am do kucharki. Moje wytrzeszczone oczy i p�otwarte usta sprawi�y jej
wielk� przyjemno��.
Rano na kolanach szoruj� i drapi� pod�og� w ober�y, a sama rozmy�lam nad
przygod�, kt�r� uraczyli mnie wczoraj tutejsi stali bywalcy.
Ju� niemal dwa lata min�y od czasu, gdy osiedli� si� w "Ko�cu �wiata" ten
w��cz�ga-�ebrak i pies. W��cz�ga - ch�opak spokojny, nieszkodliwy, przez ca�y
dzie� wyplata koszyki. Piesek jest dobrze u�o�ony - ani razu niepotrzebnie nie
szczeknie. Dlatego nikt ich nie wyp�dza.
Ale, tak mi si� wydaje, ten w��cz�ga komu� nie�le dokuczy�. Co wiecz�r pojawia
si� w ober�y jaki� typ i usi�uje biedaka �ebraka wyko�czy�.
Lecz gdy tylko zab�jca za bro� chwyta, to czujny i wierny pies zaczyna szczeka�
i natychmiast zab�jcy co� z�ego si� przytrafia: a to na w�asny n� si� napruje,
a to potknie si� i �bem w kamienie walnie albo jak wczoraj: ze schod�w si�
z�omocze.
A naj�mieszniejsze jest to, �e gdy tylko wschodzi ksi�yc, zab�jca wstaje i
od�ywa. Do nast�pnego wieczora.
Najpierw ludziska si� go ba�y, ale przez dwa lata wszyscy przywykli i nawet
uczynili sobie z tego co� na kszta�t rozrywki - przychodz� co wiecz�r, �eby
zobaczy�, co tym razem ten fajt�apa wykombinuje.
�ebrak te� ju� si� nie boi, widocznie nie w�tpi w swojego obro�c�.
A gospodarz - wiadomo - ten cieszy si� jak �winia w bor�wkach, �e mo�e pieni�dze
�opat� zgarnia�.
Taka ci tam historia si� odbywa. O, dziwne s� sprawy wasze, bogowie! Ale jak
pomy�l�, jakie wy sobie zabawki prokurujecie, podczas gdy my tu pozabijanych
ludzi dziesi�tkami grzebiemy, to po prostu wlaz�abym do waszego nieba i
porz�dnie spra�a wam ty�ki.
Po zako�czeniu pracy wynios�am swoj� bogini�, �eby sobie pochodzi�a po trawie.
Na szcz�cie jest ciep�o, co tam ciep�o - gor�co, jak latem, oby tylko deszcz
nie pada�... Sama usiad�am sobie na ganku, �eby odpocz��.
I widz� jak za p�otem �ebrak bawi si� ze swoim psem. Przy okazji okaza�o si�, �e
do�� przyjemnie si� na niego patrzy. M�oda twarz, k�dzierzawe w�osy, szerokie
ramiona, w talii w�ski. Ch�op jak si� patrzy!
�ebrak rzuca psu kij, psisko szcz�liwe nad wyraz p�dzi po patyk, chwyta, wlecze
z powrotem, g�ow� majta, �e niby - nie oddam!
Wszystko by�oby fajnie, mog�abym tak patrze� na nich, rozczula� si� i �mia� do
rozpuku, ale jedna rzecz mnie martwi - milczy psina. Nie szczeka, nie popiskuje,
nie warczy.
Pierwszy raz takiego psa widz�.
Od razu zamykam sobie usta d�oni�. Boj� si�, �e nast�pna my�l wyleci mi z nich i
zacznie popiskiwa�: "Patrzcie! Czy nie widzicie?! Pies jest CZARNY!"
Nie wiem, jak u innych, ale w mojej g�owie nigdy my�li si� nie zatrzymuj� - od
razu wal� do r�k i n�g.
Dlatego wsuwam swoj� bogini� do koszyczka i, zostawiwszy j� na ganku, rzucam si�
do kurnika. Otwieram drzwi i widz�: p� tuzina niosek - cztery bielutkie, dwie
dropiate, i kogutek - czarny.
No tak.
Zaczynam post�powa� jakbym chcia�a, �eby mnie przep�dzili z ober�y na cztery
wiatry. Klaszcz�c w d�onie i powiewaj�c sp�dnic�, goni� kogutka po ca�ym
kurniku. Ten wieje ode mnie zr�cznie, wzlatuje na grz�d�, potem skacze w d�, a
wszystko to bez jednego jedynego d�wi�ku.
A tego w�a�nie si� ba�am.
Najbardziej prawdopodobne jest to, �e nied�ugo wybior� si� zbiera� kwiatuszki na
��kach Anoi - Sza�u.
Ale �ycie jest uparte. A je�li tak natr�tnie podsuwa ci co� pod nos, g�upio
zamyka� na to oczy.
Nie, no - naprawd� twardo postanowi�am sko�czy� ze swoj� wspania�� przysz�o�ci�
w tutejszej kuchni.
Nie, nie leni� si� i nie unikam pracy.
Na razie.
Po prostu je�li trafia mi si� wolna chwilka, w�a�� po drabinie na dach kurnika
i siedz� tam, przygl�daj�c si� okolicy.
Na szcz�cie karczma stoi na wzg�rku i z dachu dobrze wida� wszystko, a� do
horyzontu: rzeczka, wzg�rza, laski, wioski.
Pod wiecz�r zaczyna kropi� deszczyk, a ja ci�gle siedz�, jak za kar�, i
wypatruj� oczy.
Chwa�a mi i bogini, �e dojrza�am, nie przegapi�am!
Czarny punkcik pokazuje si� przy jednej le�nej wysepce i natychmiast zanurza si�
w drugiej.
Wpadam do karczmy, szybciutko prosz� gospodarza o chwil� wolnego czasu i biegn�
z ca�ych si� na spotkanie zab�jcy.
4 Tutejszych �cie�ek, niestety, nie znam, ale, skacz�c niczym m�oda koza po
zaro�lach i nazbierawszy na sukienk� gar�cie rzep�w, spotykam swego pupila w
pobli�u dziwiej wsi. Przekonuj� si� jeszcze raz - �ywy jak marzenie. Nikt by nie
powiedzia�, �e wczoraj le�a� na ko�le do pi�owania drewna.
Krzycz� do�:
- Hej, poczekaj, musimy porozmawia�!
A ten, nie miarkuj�c kroku, rzuca przez rami�:
- Czego chcesz?
- Musimy porozmawia�. Powiedz mi, kto ci tak� robot� narai�?
Zatrzymuje si�, odwraca, i zaskakuje mnie - jaki� taki ma�y, niewiele wy�szy ode
mnie, a chudy! Przecie� �ebrak go go�ymi r�kami po�amie!
- A ty kim jeste�? - pyta.
- Pomywaczka z "Ko�ca �wiata". Chc� ci pom�c.
Patrzy na mnie zdziwiony, jak i ja na niego. Potem doradza:
- Wracaj do siebie, �licznotko. Bo si� z m o c z y s z na deszczu.
Nie musz� d�ugo szuka� riposty.
- W stolicy takie �arciki przesta�y kr��y� jakie� pi�� lat temu - powiadam,
akcentuj�c smutek i pogard�.
- No to czego tu szukasz, zamiast siedzie� w stolicy?
- To d�uga opowie��. Usi�d�, dowiesz si� wszystkiego. Siadaj, siadaj. Pies z
kogutem poczekaj� jeszcze troch�. Nie tyle ju� czeka�y.
Wydaje si�, �e utrafi�am w dziesi�tk�, bo ch�opak pos�usznie przycupn�� na
przegni�ej, wy�amanej z p�otu belce, i rzuca:
- Dobra, wal. Wygadaj si�
W�a�ciwie - gdybym zacz�a teraz opowiada� szczeg�owo, za co mnie pogonili ze
stolicy, to by�oby to marnowaniem czasu.
Ale nie da si� inaczej.
Musz� wyci�gn�� z ch�opaka jego opowie��, ale zamiast to robi� opowiadam o
sobie.
Wiem ju�, �e nie�atwo b�dzie teraz z nim rozmawia�.
W ko�cu nastawi� si�, �e wkr�tce zabije i sam zginie, a nie, �e b�dzie ucina�
pogaduszki pod p�otem na polu.
Podobny jest teraz do strza�y - twardy jak bukowe drzewce. Wi�c - na razie -
musz� go przyzwyczai� do prowadzenia ludzkiej rozmowy.
Opowiadam mu najpierw nie o sobie, lecz o mie�cie, o tym, jak ucieka�y jesieni�
z Portu dumne okr�ty, jak p�on�o ogromne ognisko na placu przed �wi�tyni� Aety
Wojowniczki, jak r�ni�to na jej cze�� barany i ob�erano si� pieczonym mi�sem. W
tym momencie zab�jcy za�wieci�y si� oczy - albo nigdy nie widzia� okr�tu, albo
po prostu dawno pieczystego nie jad�.
Opowiadam jak potem, po dwutygodniowej ciszy, rozpe�z�y si� po mie�cie plotki,
jak zacz�am widywa� na targu coraz wi�cej kobiet z zaczerwienionymi oczami i
zaci�ni�tymi ustami, a kobiety te uchyla�y si� od odpowiedzi na pytania,
poniewa� - co zrozumia�am p�niej - ci�gle jeszcze wierzy�y, �e zasz�a pomy�ka
albo kt�ry� z domowych opieku�czych duch�w dokona cudu i ba�y si� ten cud
sp�oszy�.
Opowiadam jak pewnego wieczora przyszli kap�ani Panteonu i po raz pierwszy
zaprowadzili mnie do Portu.
- A ty komu s�u�ysz? - pyta mnie wreszcie ch�opak.
- Gesichji.
- W �yciu o takiej nie s�ysza�em.
- Bo jest ma�a - wyja�niam. - Ma�a i cicha.
- Hm...
Chc� zapyta�: "A komu ty?", ale zerkn�wszy na niego, decyduj�, �e trzeba jeszcze
troch� poczeka�.
Opowiadam wi�c o wysuni�tym pirsie, o zarzyganych deskach za barakiem, o
drewnie. I o nowych plotkach, kt�re pojawi�y si� na wiosn�, wraz z pierwszymi
k��biastymi chmurami i przelotnymi ptakami. O jednym z naszych dow�dc�w. Okaza�o
si�, �e niemal od samego pocz�tku przysta� on do ludzi morza i dlatego przez
ca�� zim� ponosili�my pora�ki, jedn� po drugiej. I Rada Starszych zdecydowa�a,
�e wszyscy kap�ani miasta maj� przekl�� tego taktyka. Wszyscy tak uczynili.
Pr�cz jednej durnej baby, kt�ra przez ca�e �ycie my�la�a, �e jest kap�ank� do
b�ogos�awienia, a nie przeklinania. I w �aden spos�b nie mo�na by�o jej
przekona�, �e jest inaczej.
- To by� tw�j krewny, czy jak? - pyta zab�jca.
Pytanie, kt�re zadawano mi niesko�czenie wiele razy.
- Kto, dow�dca?
- Tak.
- Nie, to obcy.
- No to po co?
To pytanie zadawano mi r�wnie cz�sto i mia�am na nie przygotowan� odpowied�.
Odpowied�, co ma wszystkie odpowiedzi pod sob�. Po prostu sfiksowa�am tej zimy i
ju�. Gust dosta� fio�a na punkcie drew, a ja - na punkcie tego taktyka.
Wspania�a odpowied�. Tylko po co mam k�ama� bez potrzeby, skoro i tak sprawa
przegrana? Wi�c odpowiadam czyst� prawd�:
- Dlatego, �e moim przeznaczeniem jest b�ogos�awi�, a nie przeklina�.
- A co robisz w tej okolicy?
- Czy to jest koniec �wiata?
- Gdzie?
- No, tu. Czarny pies, kt�ry nigdy nie szczeka, czarny kogut, kt�ry wcale nie
pieje, poniewa� czas jeszcze nie nadszed�. A �ebrak to kto?
- Wnuczek morskiego kr�la.
- Kto ci go kaza� zabi�?
- Et. W naszym ogrodzie wysz�a po prostu spod ziemi. W he�mie i pe�nej zbroi.
Trzy grz�dki wzrokiem spopieli�a.
Kiwam g�ow�.
Et, Opr�niaj�ca Ko�czany, inaczej Aeta, Wojowniczka - tysi�cletnia dziewica. To
w jej stylu wszcz�� t� spraw� tu, na kra�cu �wiata, po prostu po to, �eby
ponabija� si� z ch�opaka.
- Nie mog�a znale�� kogo� mocniejszego do tego zadania?
- Jestem si�dmym synem. - Roz�o�y� r�ce. - Si�dmy syn zawsze jest s�abszy. A ten
m�odziak morski nosi na lewej r�ce bransolet�. Dwa splecione srebrne w�e. A
bransoleta ma moc, dzi�ki kt�rej b�dzie on rz�dzi� �wiatem. Tak Et powiedzia�a.
Przyjrzyj si� dzi� wieczorem. Wieczorem mo�na j� zobaczy�.
- A kiedy kogut zapieje?
- Ten kur? A sk�d mam wiedzie�. Sam czekam co wiecz�r. M�wi�a�, �e wielu ludzi
poleg�o tej zimy. To Et si� �pieszy - zbiera dla siebie wojsko.
Je�li w og�le co� wiem, to to, kiedy nale�y milcze�. Milcz� i my�l�. O tym, jak
to jest: ca�e �ycie psu pod ogon i co wiecz�r umiera� po durnemu w
akompaniamencie cudzego rechotu, tylko dlatego, �e - mo�e - kiedy� obca magia
si� zagapi i mo�na b�dzie troch� odwlec koniec tego wszystkiego. Ca�y czas
trzeba czeka�, kiedy kur zapieje i ziemia pod stopami zacznie p�ka�. Nie wiedz�c
przy tym, czy ma si� najmniejsz� szans�, by dokona� czego�, czy to mo�e tylko
�arcik bogini. S�dz� jednak, �e chyba Aeta nie �artowa�a. Na taki dowcip ma za
ma�o rozumu. Bogowie w og�le s� tego... Przecie� i na ten pomys� z sol� zamiast
gwiezdnego �wiata wpadli z wielkim trudem.
Ma�o mam wsp�lnego z t� Aet�.
Ale jej przykazania pami�ta ka�dy rozumny cz�owiek.
To, co ma by� wykonane, musi by� wykonane.
Nie nale�y robi� tego, czego nie powinno si� robi�.
- Dobrze - powiadam. - A teraz porozmawiajmy o tym, co powinni�my robi� dalej.
5 Wieczorem w "Ko�cu �wiata" straszne zamieszanie - zab�jca nie pojawi� si�.
Wszyscy go�cie roze�leni, a gospodarz zachmurzony jak niebo przed burz�.
�ebrak te� si� czuje nieswojo. Zacz�� wyplata� koszyk, po�ama� witki, wyrzuci�
za p�ot. Niepokoi si�. I w�a�nie kiedy rzuca� tym koszykiem, zobaczy�am
bransolet�. S� w�e czy ich nie ma - nie wiem, za daleko by�o. Ale jaka�
bransoletka na pewno jest.
Obsztorcowa�am siebie jak tylko mog�am. Mia� racj� ch�opak, powinien by� przyj��
tu znowu, niepotrzebnie go nam�wi�am, �eby nie przychodzi�. Zrobi�am to dla
siebie, nie mog� ju� na to patrze�. Ani razu. Mam ju� do�� �mierci.
Ludziska siedzieli a� pojawi� si� ksi�yc. Potem ponarzekali i rozeszli si�.
Noc.
M�wi� do swojej bogini:
- Pos�uchaj, Gesichjo. Nigdy nie prosi�am ci�, �eby� decydowa�a za mnie, ale
mo�e tym razem jest taka okazja? Przecie� wiem, �e po prostu rozum mi si�
zm�ci�, jak i wszystkim innym tej zimy w stolicy, i nie potrafi� zdrowo my�le�.
Trz�sie mnie, mdli, nie wiem nawet, czego chc�: czy uchroni� ziemi� przed
ko�cem �wiata, czy przetr�ci� grzbiet tej wojnie, czy po prostu uwolni�
ch�opaka. A przede wszystkim, �eby to wszystko jako� szybko i beze mnie si�
odby�o. Ale czy wa�ne jest, czego ja chc�? I wojna, i zemsta morskiego kr�la
zupe�nie nie zale�� od mojego widzimisi� - ani ich pocz�tek, ani koniec. Nigdy
nie m�wi�am �wiatu, jaki ma by�, przecie� wiesz. W sumie, je�li nam jutro nie
pomo�esz, to wiedz, �e nie b�d� ci mia�a za z�e.
Odpowiedzi, rzecz jasna, nie by�o, z czarnych oczu bogini jak zwykle nie da si�
nic wyczyta�.
Ale je�li ju� komu� postanowi�am wierzy�, to wierz�.
Ranek zaczyna si� normalnie. �ebrak obcina no�em wierzbowe witki. Ja trzepi�
chodniki, bogini pe�za po trawie nieopodal mnie.
Dzie� jest podobny do wczorajszego: ranek s�oneczny, w po�udnie nadpe�za sina
deszczowa chmura, podw�rko ober�y zanurza si� w p�mroku, s�o�ce ucieka na
zach�d, wykre�la na ziemi d�ugie wyraziste kontury; kury od razu zacz�y si�
miota� i gdaka�, da�y o sobie zna� ostatnie �wierszcze. Jednym s�owem - od razu
zrobi�o si� nieswojo.
Patrz� na swoj� bogini�.
A ona nagle wyci�ga spod pancerza �apy, staje niemal na czubkach pazurk�w, unosi
najwy�ej jak si� da sk�rzast� g�ow�. S�ysz� ciche kla�ni�cie. Jakby p�k�a
mydlana ba�ka.
A potem ju� nie s�ysz� nic.
Umilk�y �wierszcze.
Biegaj� z rozpaczliwie otwartymi dziobami bezg�o�ne kury.
Bezd�wi�cznie ko�ysz� si� na wietrze korony drzew.
Cisza.
Ja, tak jak i wczoraj, wdrapuj� si� na dach kurnika i z ca�ej si�y macham
wytrzepanym bie�nikiem.
Pies unosi si� na tylnych �apach i rozgl�da si� czujnie.
Przez p�ot przeskakuje zab�jca i rzuca si� na �ebraka, unosz�c nad g�ow�
toporek, kt�ry pewnie gdzie� ukrad�.
�ebrak zd��y� pa�� na ziemi� i odturla� si�.
Pies z triumfuj�cym wyrazem pyska zaczyna wy�.
Bezd�wi�cznie.
Zab�jca z przyzwyczajenia odskakuje wystraszony, potem zdumiony patrzy na psa.
Nic si� nie sta�o.
�arcik, kt�ry od dwu lat zabawia wszystkich tutejszych go�ci, tym razem nie chce
si� spe�ni�.
Zab�jca �yje, pies jest niemy.
Zeskakuj� na ziemi� i na wszelki wypadek chwytam za polano, z takich ci�szych.
Zamierzam przy�adowa� psu w grzbiet, je�li rzuci si� na ch�opaka.
Ale pies, zamiast tego, kuli pod siebie ogon i na dr��cych �apach wpe�za pod
ganek.
Wida� nie podoba mu si� obca moc.
�ebrak, korzystaj�c z tego, �e na sekund� o nim zapomnia�am, rzuca si� do
ucieczki.
Najpierw na czworakach, potem wstaje na nogi.
Zab�jca gania go po ca�ym podw�rku, stopniowo spychaj�c pod stajni�.
K�tem oka widz� w oknie kuchark� i gospodarza.
Ich twarze zas�uguj� na oddzielny i szczeg�owy opis, ale nie mam czasu.
Zab�jca w ko�cu zap�dza przysz�ego w�adc� �wiata do stajni, wpadam tam po nich.
�ebrak odst�puje ku �cianie, wystraszony rozgl�da si�, potem twarz jego
wykrzywia grymas, zrywa z r�ki kr�lewsk� bransolet�, rzuca j� na stert� siana.
Zab�jca unosi top�r.
Wtedy wpadam na zab�jc�, od ty�u uderzam go swymi kolanami w zgi�cie kolan.
Tak mnie nauczy� Gust.
Na wszelki, na taki w�a�nie wypadek.
Zab�jca nie s�ysza� moich krok�w, nie oczekiwa� takiej pod�o�ci.
Wraz ze mn� upada na pod�og�.
Okazuje si�, �e nie jest ani taki lekki, ani taki zn�w ma�y!
�ebrak, przemieniwszy si� w ma�� jaszczurk�, trytona, smyrn�� do szczeliny w
�cianie.
Spod kopy siana uroczy�cie i rzeczowo wype�za moja bogini.
Jak tam trafi�a?
Nie mam poj�cia.
Ale je�li si� wierzy w boga naprawd�, to czasem mo�e on dokona� cudu.
Na jej pomarszczonej szyi po�yskuje malutka teraz bransoleta - dwa srebrzyste
w�e. Znak w�adzy nad �wiatem.
Nagle powracaj� d�wi�ki. Skrzypi� drzwi stajni, r�� wystraszone konie.
Zab�jca siada, pociera st�uczone rami� i m�wi wszystko, co o mnie my�li.
Obejmuj� go, tym razem ju� nie po to, �eby go skrzywdzi�, i szepcz�:
- Ju� dobrze, ciszej, nie z�o�� si�, wszystko b�dzie dobrze.
- Co ci si� tu dobre wydaje? Przecie� uciek�!
- Niech ucieka. Bez bransolety nie ma w nim mocy, chyba to wiesz? A po co
zabija� kogo� bezsilnego?
- A bransoleta? Stracili�my bransolet�!
- Nic to. Teraz ma j� Gesichja, i nie ma czego si� ba�. Ona jest najstarsza.
Starsza od nas, i bog�w, i ca�ego �wiata. A jej moc nie ma granic. Widzia�e�
dzisiaj tylko malutki skraweczek jej mocy. Da sobie rad� z �ywio�ami i bog�w
mo�e obsztorcowa�.
- I uwa�asz, �e to dobrze? Nie b�dziemy potem p�akali, �e ca�y �wiat jej
oddali�my?
- Wiesz co - powiadam - na pewno jestem g�upia jak but z lewej nogi i tak dalej,
ale je�li co� wiem na pewno, to jedno: ona jest bogini� b�ogos�awi�c�, a nie
przeklinaj�c�.
Postanowiono zwr�ci� mu jego w�asno��,
a kap�anom nakazano zdj�� z niego przekle�stwo,
przez nich samych na�o�one, po decyzji ludu.
Wszyscy kap�ani dokonali oczyszczenia, tylko jeden Teodor o�wiadczy�:
"Co si� tyczy mnie, to ja go nie przeklina�em,
i nie zrzuca�em na jego g�ow� nieszcz��,
skoro nie przyczyni� z�a Atenom".
PLUTARCH - "�YWOTY"
Prze�o�y� Eugeniusz D�bski
JELENA PIERWUSZYNA
Urodzi�a si� w 1979 r. w Sankt Petersburgu, gdzie mieszka i pracuje. Uko�czy�a
studia na Akademii Medycznej, jest lekarzem endokrynologiem. Fantastyk� pisze od
osiemnastego roku �ycia, pierwsze opowiadanie ukaza�o si� w ukrai�skim
czasopi�mie "Porog". Publikowa�a te� artyku�y o fantastyce i recenzje utwor�w
fantastycznych.
E.D.