5373

Szczegóły
Tytuł 5373
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5373 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5373 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5373 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JELENA PIERWUSZYNA o spe�nieniu czasu Alcybiades zosta� os�dzony zaocznie, mienie jego skonfiskowano, a poza tym zdecydowano, �e maj� go przekl�� wszyscy kap�ani i kap�anki, z kt�rych tylko jedna, Feano, c�rka Menona, ze �wi�tyni Agrawy, odm�wi�a podporz�dkowania si� decyzji, o�wiadczywszy, �e jest kap�ank� b�ogos�awi�c�, a nie przeklinaj�c�. PLUTARCH - "�YWOTY" 1 Niegdy�, dawno temu, kiedy ziemia dopiero si� rodzi�a, pocz�tki jej historii by�y trudne. Wszystkie Moce, jakie istnia�y, chcia�y j� zniszczy�. Nie ma potrzeby, twierdzi�y, wprowadza� jakie� tam nowo�ci, nam nie jest wcale tak �le. Wiatry, biedaczk�, tarmosi�y, fale k�sa�y brzegi, g��binowe duchy t�uk�y j� pi�ciami w brzuch, s�o�ce albo si� chowa�o na p� roku, albo przez p� roku pali�o jak w�ciek�e. Ludziom w�wczas by�o bardzo ci�ko. A bogowie tylko z�apali si� za g�ow�. Wszak oni tylko chcieli si� zabawi� i wcale nie my�leli, �e ta ich zabawka tak wszystkich roze�li... P�aka� si� chce, a wstyd. Moje r�kawy - w ko�cu to po�egnanie z ojczyzn� - s� mokre. Co prawda, nie od �ez. Na razie. Stoj� w zakopconej kuchni "Ko�ca �wiata", wdycham zapach spalonego czosnku i piwnej brzeczki, raz po raz przeje�d�am no�em po ose�ce, ws�uchuj� si� w radosne "w�ik-w�ak!" kolejnego no�a. Nikt o nie nie dba, wi�c st�pi�y si�, biedactwa. Paruje brudna woda w balii, obok wznosi si� gliniana wie�a wymytych talerzy. Moje r�ce s� czerwone i spuchni�te. Oczy, pewnie, te�. Dobrze, �e jest tu ciemno. Jestem o dziesi�� dni drogi od stolicy, od morza, od mojej �wi�tyni. O dziesi�� dni jazdy wierzchem. Sama. Zezuj� na kuchark� - patrzy na mnie? Widzi? I �eby nie wy� na g�os opowiadam sobie bajki. Co tu robi�? - martwili si� bogowie i poszli w ko�cu pok�oni� si� do morskiego kr�la. Przyrzekli mu, �e je�li pomo�e im uwolni� ziemi� od cierpienia, to oni mu z wdzi�czno�ci podaruj� ca�y gwiezdny �wiat. To si� kr�lowi spodoba�o, wi�c da� bogom w�adz� nad �ywio�ami. Uciszyli wtedy bogowie huragany, sztormy, a i g��binowym duchom oberwa�o si� pot�nie. Wszystko by�oby dobrze, tylko jedna rzecz zosta�a niespe�niona: nie mieli bogowie poj�cia, jak zap�aci� morskiemu kr�lowi. Wszak gwiazd z nieba nawet oni nie mogli zerwa�! My�leli, sprzeczali si� i wymy�lili. Przywie�li do kr�la w�z soli i wysypali j� do wody. Sk�d ma morski kr�l wiedzie�, jak wygl�da gwiezdny �wiat z bliska, powiedzieli. Od tej pory woda w morzu jest s�ona. A jeszcze si� okaza�o, �e od chwili, gdy bogowie morskie kr�lestwo odwiedzili, m�odsza kr�lewna oczekuje potomka. Morski kr�l, jasna sprawa, strasznie si� rozz�o�ci� i bog�w wraz z lud�mi przekl��. A przekle�stwo to polega na tym, �e �ywio�y bogom s�u�y� b�d� d�ugo i wiernie, ale gdy wszyscy zapomn� o strachu, zbuntuj� si� s�udzy i zetr� wszystko na miazg�. Powstanie wtedy nowe niebo i nowa ziemia. A na tej ziemi wnuczek morskiego kr�la, ten niespodziewany potomek, b�dzie kr�lem. A przed zag�ad� pojawi� si� trzy znaki. Najpierw wy� b�dzie Czarny Pies. Potem zapieje Czarny Kogut. A potem p�knie ziemia i wylez� ze szczelin straszliwe smoki, spal� wszystkie pola, otruj� wszystkie rzeki i po�r� wszystko, co �ywe. Ober�a nosi�a nazw� "Koniec �wiata" nie nadaremnie. Tu, na jednym brzegu rzeki s� w�o�ci kr�la, a na drugim - ziemia dziwii. Tu - jeden �wiat, tam - inny. Co prawda, na szyldzie wypisane jest zwyczajnie, bez �adnych wykr�tas�w: MI�SO - PIWO - TYTO�. Ludzi, kt�rzy uciekaj� z g�oduj�cego Kr�lestwa, taki szyld przyci�ga z nieprawdopodobn� si��. Kiedy� wcze�niej walczyli�my z dziwiami. Ale ubieg�ej jesieni na wybrze�e najecha�y ��dne krwi i okrutne ludy morza i nagle wszyscy sobie przypomnieli, �e dziwie i ludzie Kr�lestwa to jeden nar�d, potomkowie dw�ch braci, co to z jakiego� b�ahego powodu si� pok��cili; czy chodzi�o o podkow�, czy o uzd� - nikt ju� nie pami�ta�. O starej wrogo�ci szybciutko zapomniano, dlatego dzi� na rubie�ach jest spok�j i cisza. Niekt�rzy, co prawda, obawiaj� si� ciosu w plecy, ale ja tak nie my�l�. Niechby nawet dziwie pokonali ludzi, a co potem - z lud�mi morza sami b�d� walczy�? Rano, kiedy tu trafi�am, rzeczywi�cie, by�o urwanie g�owy. Okaza�o si�, �e poprzednia pomywaczka, na moje szcz�cie, dwa dni temu uciek�a z pastuchem z dziwiej wsi. W kuchni uzbiera�o si� brudnych naczy� od pod�ogi do sufitu. Gospodarz, ledwo go o prac� zapyta�am, zaraz mnie za r�kaw do balii zaci�gn��. Oczywi�cie, natychmiast go osadzi�am - najpierw trzeba zap�aci�. Dogadali�my si� za st�, dach, trzy miedziaki na tydzie� i kupon na sukni� w zimie. Moim zdaniem nie�le. Z g�odu nie umr�, a i bogini� wykarmi�. Latem - mlecz, w zimie zawsze mo�na zdoby� marchewk� albo rzep�. Bogini mi szczeg�lnie �al. Mnie przynajmniej przep�dzili, bo mieli za co, a j� - ot, tak, dla towarzystwa. Ostrz� no�e i spogl�dam na kuchark�. W�a�ciwie na to, co ona wyprawia z mi�sem. Tnie je wzd�u� w��kien i ani jednego zi�ka do sosu nie wrzuci. Mo�na uwa�a�, �e mam przysz�o�� w tej ober�y. Na mi�sie i piwie znam si� lepiej od innych. Tylko w Panteonie kap�anki to same istoty wy�sze, kt�re potrafi� jeno przewraca� oczami i wali� czo�em o pod�og�. A ja, powiem to bez przechwa�ek, mia�am najporz�dniej utrzyman� �wi�tyni� w stolicy, chocia� sama jedna si� tam kr�ci�am. A go�ci w ober�y coraz wi�cej. Najpierw mia�am nadziej�, �e przed p�noc� doczo�gam si� do pryczy i pop�acz� sobie, ile b�d� chcia�a, ale gdzie tam! Zreszt� go�cie niemal niczego nie zamawiaj� i nawet rozmawiaj� tylko p�g�osem, jakby na co� czekali. I doczekali si�. Na podw�rzu nagle ze z�o�ci� zawy� pies. Potem za �cian� w sieni wrzasn��, niczym oblany wrz�tkiem, kot. A potem co� tam si� poturla�o i zabrz�cza�o. Go�cie poderwali si�, s�ysz�c ten ha�as, a potem ruszyli w kierunku jego �r�d�a. Ja - za nimi. Kucharka �apie mnie za rami� i m�wi: - Przesta�, nie ma na co patrze�, to znowu on. Ale uwalniam si� od jej r�ki, przepycham si� do drzwi i widz�, kim jest ten "on". Na g�rze, przy por�czy, napuszone tak, �e wygl�da na trzy razy wi�ksze, ni� jest w rzeczywisto�ci - kocisko. Na dole, na wi�zce przegni�ej trzciny i tkanym dywaniku, jak powiedzia�by Gust, m�j przyjaciel z nocnej stra�y Portu - trup w wieku mniej wi�cej lat dwudziestu. To znaczy dwudziestoletni m�odzieniec, chyba, ch�opak, ze skr�conym karkiem. Dok�adniej m�wi�c - trup ch�opaka. Tak, to brzmi lepiej. Dok�adniej. Potem kucharka nagle �apie mnie za �okcie, ci�gnie do ty�u. - Id�, id� si� po��, zaraz mi tu zemdlejesz - syczy. Pos�usznie wracam do kuchni, siadam na l�ni�cym od cudzych ty�k�w taborecie i czekam co b�dzie dalej. I s�ysz� jak tam, za moimi plecami, m�czy�ni rozmawiaj� rzeczowo i - nie wiadomo dlaczego - weso�o. Nie rozr�niam s��w, ale s�ysz� chichot w ich g�osach. M�czy�ni podnosz� biedaka z pod�ogi, wlok� na podw�rze i - w tym momencie przylegam okiem do okienka - uk�adaj� na starym ko�le do ci�cia drewna. Nieco dalej, pod �cian� drzemie �ebrak w ohydnym kapeluszu, na kolanach ma co� okr�g�ego i bia�ego, ale co to jest nie widz� - zachodz�ce s�o�ce �wieci prosto w oczy. U jego st�p le�y podobny do wilka pies. Pewnie to w�a�nie ten pies wy�. Kiedy orszak wychodzi przez drzwi ober�y, �ebrak i pies jednocze�nie unosz� g�owy, ale natychmiast je opuszczaj�, jeden na pier�, drugi na �apy. Przez chwil� mam wra�enie, �e wszystko mi si� popl�ta�o i trafi�am nie do ober�y, lecz do namiotu cyrkowego na jarmarku; dwur�czna pi�a do "przecinania" ludzi jednak si� nie pojawi�a. Cia�o po prostu nakrywaj� derk�, potem go�cie wracaj� do ober�y, dokonuj� kolejnych zam�wie� i mniej wi�cej godzin� p�niej rozchodz� si�. Po zmierzchu zostaj� tylko dwaj czy trzej; pewnie zbyt daleko wypu�cili si� na swych kulawych konikach. Gospodarz podnosi le��cy przy schodach po�amany �uk i strza�� i wrzuca do ognia. S�ysz� jak huczy, p�on�c, smo�owane drewno. Taki to znajomy d�wi�k. - To nic, nie przyzwyczai�a� si� jeszcze. Poczekaj, niech wyjdzie ksi�yc, nie takie rzeczy si� zaczn�. Na pewno nie; nie zamierzam dzisiaj ani mdle�, ani p�aka�. Na pewno. 2 Tak naprawd� to nie boj� si� nieboszczyk�w. Tak naprawd�, to boj� si� zazwyczaj ci, kt�rzy w og�le nie widzieli umarlaka. Nie mieli jeszcze z tym do czynienia i nie wiedz�, na co sta� ich samych i trupa. Wydaje si� im, �e wszystko nie jest takie proste, �e w �mierci jest co�, o czym wszyscy milcz�. Wiedz�, ale milcz�. Co� jak miesi�czka u kobiet. Niby drobiazg, a niezwyk�y. Ju� widzia�am wystarczaj�co du�o, by nie tylko nie odczuwa� strachu, ale nawet zdziwienia. Dlatego, je�li godzin� temu omal nie pad�am jak worek na pod�og�, to wcale nie z powodu strachu. Po prostu pomy�la�am, sama nie wiem dlaczego, �e nieboszczycy si� dla mnie sko�czyli, wraz ze stolic� i wojn�. Je�li moj� bogini� interesuj� moje my�li, to pewnie chichocze teraz cichutko w swoim koszyczku. Jak ju� m�wi�am, wszystko si� pomiesza�o ubieg�ej jesieni. A przez ca�� zim� i wiosn� patrzy�am na wojn�, nie by�am w stanie oderwa� od niej oczu. Wygl�da�a zupe�nie nie tak, jak oczekiwa�am. Okr�t przyp�ywa� raz na siedmic�, czasem nawet raz na trzy dni. Dzia�o si� to pod wiecz�r, skrada� si� i przybija� do odleg�ego pirsu. Czasem znajdowa�o si� na nim tylko dwadzie�cia trup�w, czasem oko�o setki. Jak t�umaczy� Gust, z tej liczby nie mo�na by�o s�dzi� o tym, ile rozegra�o si� potyczek i kto zwyci�y�. Wiele zale�a�o od pogody - zdarza� si� taki wiatr i takie fale, �e ani jednego trupa nie da�o si� wy�owi�. Albo na odwr�t - pe�ny sztil i upa�, a mimo decyzji Rady Starszych, wiele r�nych r�no�ci lecia�o za burt�. Na szcz�cie, mieli�my ma�o upalnych dni. Wojna z morskimi ludami zacz�a si� jesieni� i przeci�gn�a si� na ca�� zim�. Tak wi�c r�ne by�y nowo�ci - i p�nocny wiatr, przenikliwymi paluchami rachuj�cy ko�ci, i przemoczone s�onymi kroplami ubranie, i skurcze zlodowacia�ych palc�w. Ale, co do zapachu - chwa�a bogom! - �mierdzia�o zupe�nie zno�nie. W mie�cie z ust do ust przekazywano opowie�� o tym, jak jakie� sto lat temu zwyci�zcy z powodu sztormu nie pozbierali swoich zabitych i, gdy okr�ty wr�ci�y do miasta w chwale, Rada zdecydowa�a o egzekucji dow�dc�w. I �adne b�agania nie pomog�y. Ale straszenie straszeniem, a je�li ktokolwiek zamiast na dno morskie trafia� na miejski cmentarz, to i tak - dzi�ki. A za to, �e trafiali w mniej lub bardziej przyzwoitym stanie trzeba podzi�kowa� stra�y miejskiej. I mnie. W sumie praca by�a dla kobiety - mycie, cerowanie, malowanie, perfumowanie. Tyle �e zajmowa�a si� tym, nie licz�c mnie, pi�tka niezdatnych do s�u�by wojskowej ch�opak�w, co i rusz biegaj�cych za najbli�ej usytuowany barak, by zwr�ci� zawarto�� �o��dka. A kiedy przed �witem na molo pojawiali si� krewni, Gust zawsze wciska� mi tak� nar�cz drew, �e ledwo mog�am si� wyprostowa�. I mawia�: - Gdy przyjdziesz do domu, koniecznie si� umyj. Dobrze si� umyj, s�yszysz? Nie �a�uj ciep�ej wody. W sumie: M�ody m�od� umi�owa�, M�ody m�odej nie �a�owa�: "Kocham ciebie, to rzecz pewna, Dlatego kupi� ci drewna!" Tak, �mieszne to by�y czasy, kiedy ch�opak m�g� wyrazi� sw� sympati� w taki oto spos�b. Przy tym drewno by�o nie byle jakie - przede wszystkim smo�owane okr�towe deski; jak�e one potem hucza�y i trzaska�y w piecu! Potem, pod wiecz�r, kiedy wszystkie rozpoznane cia�a krewni odwozili do dom�w, wraca�am do portu. Do nierozpoznanych. Teraz zaczyna�a si� moja w�a�ciwa dzia�alno��. Po prostu patrzy�am na nich i zapami�tywa�am. Potem Gust i ch�opaki wywozili ich, �eby pogrzeba� na starym cmentarzu. A ja sz�am do �wi�tyni, karmi�am swoj� bogini�, i szczeg�owo opisywa�am jej ka�dego. Ubranie, w�osy, pieprzyki, blizny, brwi, wargi, d�onie. Opowiada�am te� o tym milcz�cym oczekiwaniu, kt�re widywa�am wypisane na ich twarzach. Jakby ich dusze kr��y�y gdzie� jeszcze nieopodal, ale ba�y si� zwr�ci� na siebie uwag�, jak dobrze u�o�one dzieci z porz�dnego domu. Starali si� nie okaza�, �e boj� si� uda� w dalek� podr� bez przewodnika. Wi�c prosi�am swoj� bogini�, �eby pilnowa�a ich, by nie zb��dzili, nie pomylili drogi. Nikt poza mn� o nic dla nich nie prosi�. Moja bogini nazywa si� Gesichja, co oznacza Cisza. I je�li mam jakiekolwiek poj�cie o czym� pr�cz mi�sa, czyszczenia no�y, mycia statk�w w ober�y i prania chodnik�w, to w�a�nie o ciszy. Potem, spe�niaj�c obietnic� dan� Gustowi, grza�am wod� i my�am si�. Nie dlatego, �e chcia�am z czego� si� oczy�ci�, wcale nie czu�am si� spostponowana z powodu krz�taniny z nieboszczykami. Po prostu chcia�am zrobi� przyjemno�� temu dobremu cz�owiekowi. Mo�e Gust, ten czy�cioszek, ustrzeg� mnie w zimie przed wszaw� gor�czk�. Chocia� po �wi�tyni hula�y takie przeci�gi, �e mia�am bardzo du�e szanse, by zaprzyja�ni� si� z jej siostrzyczkami - Trz�si� i Uduszl�. Tak� mieli�my wojn�. Dziwn� troch�, ale pewnie nie gorsz� i nie lepsz� od innych. Mia�am tylko nadziej�, �e wygnanie ze stolicy oznacza przynajmniej, �e ju� jestem od tego wolna. Ale nie. 3 Jednak�e sprawy w "Ko�cu �wiata" uk�ada�y si� lepiej ni� s�dzi�am wcze�niej. Gdy tylko na niebie pokaza�a si� nier�wna, jak pierwszy z�b dziecka, po�owa ksi�yca, derka na koz�ach nagle si� poruszy�a. Nieboszczyk drgn�� kilka razy, powierci� si�, potem odrzuci� der�, rozejrza� si�, podrapa� po g�owie i zeskoczy� na ziemi�. Przy tym wygl�da� do�� �ywo. Co prawda, nie spotyka�am wcze�niej od�ywaj�cych nieboszczyk�w, ale - nie wiem dlaczego - wydawa�o mi si�, �e powinien od nich dochodzi� zapach martwizny. Nie poczu�abym, oczywi�cie, tego zapachu, ale ten i tak porusza� si� lekko i swobodnie, a i szyja w tej chwili ju� nie wygl�da�a na skr�con�. Ludzie w ober�y nawet nie przerwali na jego widok rozm�w, jakby nic si� nie sta�o. �ebrak, spokojnie drzemi�cy pod �cian�, te� ani mrugn�� okiem. I tylko psisko pod nogami �ebraka, czuj�c nieboszczyka, podnios�o g�ow� i po�o�y�o uszy po sobie. Nieboszczyk roz�o�y� r�ce, jakby chcia� powiedzie�, �e przeprasza, �e nie chce niepokoi�, potem wyszed� cichutko przez wrota i znikn�� w ciemno�ciach. Wr�ci�am do kucharki. Moje wytrzeszczone oczy i p�otwarte usta sprawi�y jej wielk� przyjemno��. Rano na kolanach szoruj� i drapi� pod�og� w ober�y, a sama rozmy�lam nad przygod�, kt�r� uraczyli mnie wczoraj tutejsi stali bywalcy. Ju� niemal dwa lata min�y od czasu, gdy osiedli� si� w "Ko�cu �wiata" ten w��cz�ga-�ebrak i pies. W��cz�ga - ch�opak spokojny, nieszkodliwy, przez ca�y dzie� wyplata koszyki. Piesek jest dobrze u�o�ony - ani razu niepotrzebnie nie szczeknie. Dlatego nikt ich nie wyp�dza. Ale, tak mi si� wydaje, ten w��cz�ga komu� nie�le dokuczy�. Co wiecz�r pojawia si� w ober�y jaki� typ i usi�uje biedaka �ebraka wyko�czy�. Lecz gdy tylko zab�jca za bro� chwyta, to czujny i wierny pies zaczyna szczeka� i natychmiast zab�jcy co� z�ego si� przytrafia: a to na w�asny n� si� napruje, a to potknie si� i �bem w kamienie walnie albo jak wczoraj: ze schod�w si� z�omocze. A naj�mieszniejsze jest to, �e gdy tylko wschodzi ksi�yc, zab�jca wstaje i od�ywa. Do nast�pnego wieczora. Najpierw ludziska si� go ba�y, ale przez dwa lata wszyscy przywykli i nawet uczynili sobie z tego co� na kszta�t rozrywki - przychodz� co wiecz�r, �eby zobaczy�, co tym razem ten fajt�apa wykombinuje. �ebrak te� ju� si� nie boi, widocznie nie w�tpi w swojego obro�c�. A gospodarz - wiadomo - ten cieszy si� jak �winia w bor�wkach, �e mo�e pieni�dze �opat� zgarnia�. Taka ci tam historia si� odbywa. O, dziwne s� sprawy wasze, bogowie! Ale jak pomy�l�, jakie wy sobie zabawki prokurujecie, podczas gdy my tu pozabijanych ludzi dziesi�tkami grzebiemy, to po prostu wlaz�abym do waszego nieba i porz�dnie spra�a wam ty�ki. Po zako�czeniu pracy wynios�am swoj� bogini�, �eby sobie pochodzi�a po trawie. Na szcz�cie jest ciep�o, co tam ciep�o - gor�co, jak latem, oby tylko deszcz nie pada�... Sama usiad�am sobie na ganku, �eby odpocz��. I widz� jak za p�otem �ebrak bawi si� ze swoim psem. Przy okazji okaza�o si�, �e do�� przyjemnie si� na niego patrzy. M�oda twarz, k�dzierzawe w�osy, szerokie ramiona, w talii w�ski. Ch�op jak si� patrzy! �ebrak rzuca psu kij, psisko szcz�liwe nad wyraz p�dzi po patyk, chwyta, wlecze z powrotem, g�ow� majta, �e niby - nie oddam! Wszystko by�oby fajnie, mog�abym tak patrze� na nich, rozczula� si� i �mia� do rozpuku, ale jedna rzecz mnie martwi - milczy psina. Nie szczeka, nie popiskuje, nie warczy. Pierwszy raz takiego psa widz�. Od razu zamykam sobie usta d�oni�. Boj� si�, �e nast�pna my�l wyleci mi z nich i zacznie popiskiwa�: "Patrzcie! Czy nie widzicie?! Pies jest CZARNY!" Nie wiem, jak u innych, ale w mojej g�owie nigdy my�li si� nie zatrzymuj� - od razu wal� do r�k i n�g. Dlatego wsuwam swoj� bogini� do koszyczka i, zostawiwszy j� na ganku, rzucam si� do kurnika. Otwieram drzwi i widz�: p� tuzina niosek - cztery bielutkie, dwie dropiate, i kogutek - czarny. No tak. Zaczynam post�powa� jakbym chcia�a, �eby mnie przep�dzili z ober�y na cztery wiatry. Klaszcz�c w d�onie i powiewaj�c sp�dnic�, goni� kogutka po ca�ym kurniku. Ten wieje ode mnie zr�cznie, wzlatuje na grz�d�, potem skacze w d�, a wszystko to bez jednego jedynego d�wi�ku. A tego w�a�nie si� ba�am. Najbardziej prawdopodobne jest to, �e nied�ugo wybior� si� zbiera� kwiatuszki na ��kach Anoi - Sza�u. Ale �ycie jest uparte. A je�li tak natr�tnie podsuwa ci co� pod nos, g�upio zamyka� na to oczy. Nie, no - naprawd� twardo postanowi�am sko�czy� ze swoj� wspania�� przysz�o�ci� w tutejszej kuchni. Nie, nie leni� si� i nie unikam pracy. Na razie. Po prostu je�li trafia mi si� wolna chwilka, w�a�� po drabinie na dach kurnika i siedz� tam, przygl�daj�c si� okolicy. Na szcz�cie karczma stoi na wzg�rku i z dachu dobrze wida� wszystko, a� do horyzontu: rzeczka, wzg�rza, laski, wioski. Pod wiecz�r zaczyna kropi� deszczyk, a ja ci�gle siedz�, jak za kar�, i wypatruj� oczy. Chwa�a mi i bogini, �e dojrza�am, nie przegapi�am! Czarny punkcik pokazuje si� przy jednej le�nej wysepce i natychmiast zanurza si� w drugiej. Wpadam do karczmy, szybciutko prosz� gospodarza o chwil� wolnego czasu i biegn� z ca�ych si� na spotkanie zab�jcy. 4 Tutejszych �cie�ek, niestety, nie znam, ale, skacz�c niczym m�oda koza po zaro�lach i nazbierawszy na sukienk� gar�cie rzep�w, spotykam swego pupila w pobli�u dziwiej wsi. Przekonuj� si� jeszcze raz - �ywy jak marzenie. Nikt by nie powiedzia�, �e wczoraj le�a� na ko�le do pi�owania drewna. Krzycz� do�: - Hej, poczekaj, musimy porozmawia�! A ten, nie miarkuj�c kroku, rzuca przez rami�: - Czego chcesz? - Musimy porozmawia�. Powiedz mi, kto ci tak� robot� narai�? Zatrzymuje si�, odwraca, i zaskakuje mnie - jaki� taki ma�y, niewiele wy�szy ode mnie, a chudy! Przecie� �ebrak go go�ymi r�kami po�amie! - A ty kim jeste�? - pyta. - Pomywaczka z "Ko�ca �wiata". Chc� ci pom�c. Patrzy na mnie zdziwiony, jak i ja na niego. Potem doradza: - Wracaj do siebie, �licznotko. Bo si� z m o c z y s z na deszczu. Nie musz� d�ugo szuka� riposty. - W stolicy takie �arciki przesta�y kr��y� jakie� pi�� lat temu - powiadam, akcentuj�c smutek i pogard�. - No to czego tu szukasz, zamiast siedzie� w stolicy? - To d�uga opowie��. Usi�d�, dowiesz si� wszystkiego. Siadaj, siadaj. Pies z kogutem poczekaj� jeszcze troch�. Nie tyle ju� czeka�y. Wydaje si�, �e utrafi�am w dziesi�tk�, bo ch�opak pos�usznie przycupn�� na przegni�ej, wy�amanej z p�otu belce, i rzuca: - Dobra, wal. Wygadaj si� W�a�ciwie - gdybym zacz�a teraz opowiada� szczeg�owo, za co mnie pogonili ze stolicy, to by�oby to marnowaniem czasu. Ale nie da si� inaczej. Musz� wyci�gn�� z ch�opaka jego opowie��, ale zamiast to robi� opowiadam o sobie. Wiem ju�, �e nie�atwo b�dzie teraz z nim rozmawia�. W ko�cu nastawi� si�, �e wkr�tce zabije i sam zginie, a nie, �e b�dzie ucina� pogaduszki pod p�otem na polu. Podobny jest teraz do strza�y - twardy jak bukowe drzewce. Wi�c - na razie - musz� go przyzwyczai� do prowadzenia ludzkiej rozmowy. Opowiadam mu najpierw nie o sobie, lecz o mie�cie, o tym, jak ucieka�y jesieni� z Portu dumne okr�ty, jak p�on�o ogromne ognisko na placu przed �wi�tyni� Aety Wojowniczki, jak r�ni�to na jej cze�� barany i ob�erano si� pieczonym mi�sem. W tym momencie zab�jcy za�wieci�y si� oczy - albo nigdy nie widzia� okr�tu, albo po prostu dawno pieczystego nie jad�. Opowiadam jak potem, po dwutygodniowej ciszy, rozpe�z�y si� po mie�cie plotki, jak zacz�am widywa� na targu coraz wi�cej kobiet z zaczerwienionymi oczami i zaci�ni�tymi ustami, a kobiety te uchyla�y si� od odpowiedzi na pytania, poniewa� - co zrozumia�am p�niej - ci�gle jeszcze wierzy�y, �e zasz�a pomy�ka albo kt�ry� z domowych opieku�czych duch�w dokona cudu i ba�y si� ten cud sp�oszy�. Opowiadam jak pewnego wieczora przyszli kap�ani Panteonu i po raz pierwszy zaprowadzili mnie do Portu. - A ty komu s�u�ysz? - pyta mnie wreszcie ch�opak. - Gesichji. - W �yciu o takiej nie s�ysza�em. - Bo jest ma�a - wyja�niam. - Ma�a i cicha. - Hm... Chc� zapyta�: "A komu ty?", ale zerkn�wszy na niego, decyduj�, �e trzeba jeszcze troch� poczeka�. Opowiadam wi�c o wysuni�tym pirsie, o zarzyganych deskach za barakiem, o drewnie. I o nowych plotkach, kt�re pojawi�y si� na wiosn�, wraz z pierwszymi k��biastymi chmurami i przelotnymi ptakami. O jednym z naszych dow�dc�w. Okaza�o si�, �e niemal od samego pocz�tku przysta� on do ludzi morza i dlatego przez ca�� zim� ponosili�my pora�ki, jedn� po drugiej. I Rada Starszych zdecydowa�a, �e wszyscy kap�ani miasta maj� przekl�� tego taktyka. Wszyscy tak uczynili. Pr�cz jednej durnej baby, kt�ra przez ca�e �ycie my�la�a, �e jest kap�ank� do b�ogos�awienia, a nie przeklinania. I w �aden spos�b nie mo�na by�o jej przekona�, �e jest inaczej. - To by� tw�j krewny, czy jak? - pyta zab�jca. Pytanie, kt�re zadawano mi niesko�czenie wiele razy. - Kto, dow�dca? - Tak. - Nie, to obcy. - No to po co? To pytanie zadawano mi r�wnie cz�sto i mia�am na nie przygotowan� odpowied�. Odpowied�, co ma wszystkie odpowiedzi pod sob�. Po prostu sfiksowa�am tej zimy i ju�. Gust dosta� fio�a na punkcie drew, a ja - na punkcie tego taktyka. Wspania�a odpowied�. Tylko po co mam k�ama� bez potrzeby, skoro i tak sprawa przegrana? Wi�c odpowiadam czyst� prawd�: - Dlatego, �e moim przeznaczeniem jest b�ogos�awi�, a nie przeklina�. - A co robisz w tej okolicy? - Czy to jest koniec �wiata? - Gdzie? - No, tu. Czarny pies, kt�ry nigdy nie szczeka, czarny kogut, kt�ry wcale nie pieje, poniewa� czas jeszcze nie nadszed�. A �ebrak to kto? - Wnuczek morskiego kr�la. - Kto ci go kaza� zabi�? - Et. W naszym ogrodzie wysz�a po prostu spod ziemi. W he�mie i pe�nej zbroi. Trzy grz�dki wzrokiem spopieli�a. Kiwam g�ow�. Et, Opr�niaj�ca Ko�czany, inaczej Aeta, Wojowniczka - tysi�cletnia dziewica. To w jej stylu wszcz�� t� spraw� tu, na kra�cu �wiata, po prostu po to, �eby ponabija� si� z ch�opaka. - Nie mog�a znale�� kogo� mocniejszego do tego zadania? - Jestem si�dmym synem. - Roz�o�y� r�ce. - Si�dmy syn zawsze jest s�abszy. A ten m�odziak morski nosi na lewej r�ce bransolet�. Dwa splecione srebrne w�e. A bransoleta ma moc, dzi�ki kt�rej b�dzie on rz�dzi� �wiatem. Tak Et powiedzia�a. Przyjrzyj si� dzi� wieczorem. Wieczorem mo�na j� zobaczy�. - A kiedy kogut zapieje? - Ten kur? A sk�d mam wiedzie�. Sam czekam co wiecz�r. M�wi�a�, �e wielu ludzi poleg�o tej zimy. To Et si� �pieszy - zbiera dla siebie wojsko. Je�li w og�le co� wiem, to to, kiedy nale�y milcze�. Milcz� i my�l�. O tym, jak to jest: ca�e �ycie psu pod ogon i co wiecz�r umiera� po durnemu w akompaniamencie cudzego rechotu, tylko dlatego, �e - mo�e - kiedy� obca magia si� zagapi i mo�na b�dzie troch� odwlec koniec tego wszystkiego. Ca�y czas trzeba czeka�, kiedy kur zapieje i ziemia pod stopami zacznie p�ka�. Nie wiedz�c przy tym, czy ma si� najmniejsz� szans�, by dokona� czego�, czy to mo�e tylko �arcik bogini. S�dz� jednak, �e chyba Aeta nie �artowa�a. Na taki dowcip ma za ma�o rozumu. Bogowie w og�le s� tego... Przecie� i na ten pomys� z sol� zamiast gwiezdnego �wiata wpadli z wielkim trudem. Ma�o mam wsp�lnego z t� Aet�. Ale jej przykazania pami�ta ka�dy rozumny cz�owiek. To, co ma by� wykonane, musi by� wykonane. Nie nale�y robi� tego, czego nie powinno si� robi�. - Dobrze - powiadam. - A teraz porozmawiajmy o tym, co powinni�my robi� dalej. 5 Wieczorem w "Ko�cu �wiata" straszne zamieszanie - zab�jca nie pojawi� si�. Wszyscy go�cie roze�leni, a gospodarz zachmurzony jak niebo przed burz�. �ebrak te� si� czuje nieswojo. Zacz�� wyplata� koszyk, po�ama� witki, wyrzuci� za p�ot. Niepokoi si�. I w�a�nie kiedy rzuca� tym koszykiem, zobaczy�am bransolet�. S� w�e czy ich nie ma - nie wiem, za daleko by�o. Ale jaka� bransoletka na pewno jest. Obsztorcowa�am siebie jak tylko mog�am. Mia� racj� ch�opak, powinien by� przyj�� tu znowu, niepotrzebnie go nam�wi�am, �eby nie przychodzi�. Zrobi�am to dla siebie, nie mog� ju� na to patrze�. Ani razu. Mam ju� do�� �mierci. Ludziska siedzieli a� pojawi� si� ksi�yc. Potem ponarzekali i rozeszli si�. Noc. M�wi� do swojej bogini: - Pos�uchaj, Gesichjo. Nigdy nie prosi�am ci�, �eby� decydowa�a za mnie, ale mo�e tym razem jest taka okazja? Przecie� wiem, �e po prostu rozum mi si� zm�ci�, jak i wszystkim innym tej zimy w stolicy, i nie potrafi� zdrowo my�le�. Trz�sie mnie, mdli, nie wiem nawet, czego chc�: czy uchroni� ziemi� przed ko�cem �wiata, czy przetr�ci� grzbiet tej wojnie, czy po prostu uwolni� ch�opaka. A przede wszystkim, �eby to wszystko jako� szybko i beze mnie si� odby�o. Ale czy wa�ne jest, czego ja chc�? I wojna, i zemsta morskiego kr�la zupe�nie nie zale�� od mojego widzimisi� - ani ich pocz�tek, ani koniec. Nigdy nie m�wi�am �wiatu, jaki ma by�, przecie� wiesz. W sumie, je�li nam jutro nie pomo�esz, to wiedz, �e nie b�d� ci mia�a za z�e. Odpowiedzi, rzecz jasna, nie by�o, z czarnych oczu bogini jak zwykle nie da si� nic wyczyta�. Ale je�li ju� komu� postanowi�am wierzy�, to wierz�. Ranek zaczyna si� normalnie. �ebrak obcina no�em wierzbowe witki. Ja trzepi� chodniki, bogini pe�za po trawie nieopodal mnie. Dzie� jest podobny do wczorajszego: ranek s�oneczny, w po�udnie nadpe�za sina deszczowa chmura, podw�rko ober�y zanurza si� w p�mroku, s�o�ce ucieka na zach�d, wykre�la na ziemi d�ugie wyraziste kontury; kury od razu zacz�y si� miota� i gdaka�, da�y o sobie zna� ostatnie �wierszcze. Jednym s�owem - od razu zrobi�o si� nieswojo. Patrz� na swoj� bogini�. A ona nagle wyci�ga spod pancerza �apy, staje niemal na czubkach pazurk�w, unosi najwy�ej jak si� da sk�rzast� g�ow�. S�ysz� ciche kla�ni�cie. Jakby p�k�a mydlana ba�ka. A potem ju� nie s�ysz� nic. Umilk�y �wierszcze. Biegaj� z rozpaczliwie otwartymi dziobami bezg�o�ne kury. Bezd�wi�cznie ko�ysz� si� na wietrze korony drzew. Cisza. Ja, tak jak i wczoraj, wdrapuj� si� na dach kurnika i z ca�ej si�y macham wytrzepanym bie�nikiem. Pies unosi si� na tylnych �apach i rozgl�da si� czujnie. Przez p�ot przeskakuje zab�jca i rzuca si� na �ebraka, unosz�c nad g�ow� toporek, kt�ry pewnie gdzie� ukrad�. �ebrak zd��y� pa�� na ziemi� i odturla� si�. Pies z triumfuj�cym wyrazem pyska zaczyna wy�. Bezd�wi�cznie. Zab�jca z przyzwyczajenia odskakuje wystraszony, potem zdumiony patrzy na psa. Nic si� nie sta�o. �arcik, kt�ry od dwu lat zabawia wszystkich tutejszych go�ci, tym razem nie chce si� spe�ni�. Zab�jca �yje, pies jest niemy. Zeskakuj� na ziemi� i na wszelki wypadek chwytam za polano, z takich ci�szych. Zamierzam przy�adowa� psu w grzbiet, je�li rzuci si� na ch�opaka. Ale pies, zamiast tego, kuli pod siebie ogon i na dr��cych �apach wpe�za pod ganek. Wida� nie podoba mu si� obca moc. �ebrak, korzystaj�c z tego, �e na sekund� o nim zapomnia�am, rzuca si� do ucieczki. Najpierw na czworakach, potem wstaje na nogi. Zab�jca gania go po ca�ym podw�rku, stopniowo spychaj�c pod stajni�. K�tem oka widz� w oknie kuchark� i gospodarza. Ich twarze zas�uguj� na oddzielny i szczeg�owy opis, ale nie mam czasu. Zab�jca w ko�cu zap�dza przysz�ego w�adc� �wiata do stajni, wpadam tam po nich. �ebrak odst�puje ku �cianie, wystraszony rozgl�da si�, potem twarz jego wykrzywia grymas, zrywa z r�ki kr�lewsk� bransolet�, rzuca j� na stert� siana. Zab�jca unosi top�r. Wtedy wpadam na zab�jc�, od ty�u uderzam go swymi kolanami w zgi�cie kolan. Tak mnie nauczy� Gust. Na wszelki, na taki w�a�nie wypadek. Zab�jca nie s�ysza� moich krok�w, nie oczekiwa� takiej pod�o�ci. Wraz ze mn� upada na pod�og�. Okazuje si�, �e nie jest ani taki lekki, ani taki zn�w ma�y! �ebrak, przemieniwszy si� w ma�� jaszczurk�, trytona, smyrn�� do szczeliny w �cianie. Spod kopy siana uroczy�cie i rzeczowo wype�za moja bogini. Jak tam trafi�a? Nie mam poj�cia. Ale je�li si� wierzy w boga naprawd�, to czasem mo�e on dokona� cudu. Na jej pomarszczonej szyi po�yskuje malutka teraz bransoleta - dwa srebrzyste w�e. Znak w�adzy nad �wiatem. Nagle powracaj� d�wi�ki. Skrzypi� drzwi stajni, r�� wystraszone konie. Zab�jca siada, pociera st�uczone rami� i m�wi wszystko, co o mnie my�li. Obejmuj� go, tym razem ju� nie po to, �eby go skrzywdzi�, i szepcz�: - Ju� dobrze, ciszej, nie z�o�� si�, wszystko b�dzie dobrze. - Co ci si� tu dobre wydaje? Przecie� uciek�! - Niech ucieka. Bez bransolety nie ma w nim mocy, chyba to wiesz? A po co zabija� kogo� bezsilnego? - A bransoleta? Stracili�my bransolet�! - Nic to. Teraz ma j� Gesichja, i nie ma czego si� ba�. Ona jest najstarsza. Starsza od nas, i bog�w, i ca�ego �wiata. A jej moc nie ma granic. Widzia�e� dzisiaj tylko malutki skraweczek jej mocy. Da sobie rad� z �ywio�ami i bog�w mo�e obsztorcowa�. - I uwa�asz, �e to dobrze? Nie b�dziemy potem p�akali, �e ca�y �wiat jej oddali�my? - Wiesz co - powiadam - na pewno jestem g�upia jak but z lewej nogi i tak dalej, ale je�li co� wiem na pewno, to jedno: ona jest bogini� b�ogos�awi�c�, a nie przeklinaj�c�. Postanowiono zwr�ci� mu jego w�asno��, a kap�anom nakazano zdj�� z niego przekle�stwo, przez nich samych na�o�one, po decyzji ludu. Wszyscy kap�ani dokonali oczyszczenia, tylko jeden Teodor o�wiadczy�: "Co si� tyczy mnie, to ja go nie przeklina�em, i nie zrzuca�em na jego g�ow� nieszcz��, skoro nie przyczyni� z�a Atenom". PLUTARCH - "�YWOTY" Prze�o�y� Eugeniusz D�bski JELENA PIERWUSZYNA Urodzi�a si� w 1979 r. w Sankt Petersburgu, gdzie mieszka i pracuje. Uko�czy�a studia na Akademii Medycznej, jest lekarzem endokrynologiem. Fantastyk� pisze od osiemnastego roku �ycia, pierwsze opowiadanie ukaza�o si� w ukrai�skim czasopi�mie "Porog". Publikowa�a te� artyku�y o fantastyce i recenzje utwor�w fantastycznych. E.D.