5332

Szczegóły
Tytuł 5332
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5332 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5332 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5332 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANTONI FERDYNAND OSSENDOWSKI ORLICA Powie�� z �ycia g�rali Wysokiego Atlasu ROZDZIA� PIERWSZY Na starej drodze karawanowej Pomi�dzy Tarudantem a hiszpa�sk� koloni� Sidi Ifni istnieje stara droga karawanowa. Przechodzi ona w�skimi dolinami, przecinaj�cymi ostatnie uskoki dw�ch grzbiet�w: od po�udnia Anty-Atlasu, od p�nocy � Wysokiego Atlasu. Droga ta niegdy� by�a bardzo ucz�szczana przez kupc�w, poniewa� tymi dolinami przedzierali si� oni ze swoimi wielb��dami z Mahrebu1 na brzeg Atlantyku i d��yli dalej na po�udnie, do Senegalu, po ko�� s�oniow�, po towary podzwrotnikowe i po czarne, niby z hebanu rze�bione, ros�e i p�omienne niewolnice o spi�owych piersiach, bia�ych z�bach i oczach o z�ocistym, nami�tnym po�ysku. Od pi�ciu lat karawany nie sun� ju� t� drog�, gdy� wytkni�to inne szlaki, kr�tsze i dogodniejsze. Pewnej nocy star� drog� karawanow� posuwa� si� ma�y oddzia� konny. Byli to je�d�cy ze szczepu Szleu. Mo�na by�o ich pozna� od razu z orlich nos�w, szlachetnych, rycerskich rys�w twarzy i postaw, a tak�e z d�ugich w�os�w, zwisaj�cych kosmykami z pod bia�ych zawoj�w. Je�d�cy mieli pi�kne konie g�rskie o cudnych, ko�cistych g�owach i cienkich, �mig�ych nogach, a byli dobrze uzbrojeni w d�ugie ska�kowe karabiny, ozdobione srebrem i per�ow� mas�, prochownice z cyzelowanej miedzi, haftowane, sk�rzane sakwy, �czakras�, z pe�nym �adunkiem kul, i za pasami krzywe �kumia�, obosieczne, do sierp�w podobne hand�ary. Oddzia� posuwa� si� szybko naprz�d, i bia�e lekkie burnusy, jak skrzyd�a drapie�nych ptak�w, miota�y si� nad pochylonymi do ko�skich kark�w je�d�cami. Gdy droga wcisn�a si� w g��boki w�w�z wcinaj�cy si� w spadki D�ebel Orak, je�d�cy wstrzymali konie, zeskoczyli z siode� i zwr�ciwszy rumaki pyskami ku wyj�ciu z w�wozu wydali kr�tki, chrapliwy krzyk. Wierzchowce nawyk�e do g�os�w swych pan�w wspi�y si� na zadnie nogi i jak strza�y wypuszczone z �uku pomkn�y przebyt� ju� drog� do domu. Je�d�cy tymczasem obejrzeli miejscowo�� i ukryli si� za kupami zwa��w skalnych i w wyrwach z obydw�ch stron drogi. W w�wozie zaleg�a i zaczai�a si� cisza. Najbardziej czujny cz�owiek nie zauwa�y�by obecno�ci o�miu uzbrojonych ludzi czyhaj�cych za ska�ami. � Ras ben Hoggar! � rozleg�o si� ciche wo�anie z poza kamieni. � Co powiesz, Achmedzie! � odpowiedzia� jeden z zaczajonych Szleu. � Czy dobre wybrali�my miejsce na zasadzk�? � Lepszego nie znajdziemy na ca�ej drodze! � odpar� Ras i zapyta�: � Czy wygodne macie do strza�u kryj�wki, towarzysze? � Zupe�nie dobre! � odpowiedzieli inni. � Widzimy z nich drog� a� do zakr�tu nad potokiem. � Niebezpieczne nasze przedsi�wzi�cie... � rozleg� si� niepewny g�os Achmeda. 1 Mahreb � arabska nazwa Maroka. � Nie m�wi�em tobie, Achmedzie, �e jest ono bezpieczniejsze od odwiedzenia kawiarni lub strza�u do zaj�ca � odpar� Ras. � Je�eli jednak boisz si�, to lepiej zmykaj p�ki czas! � Nie boj� si� � zaprotestowa� Achmed � ale nie chc� popa�� w r�ce wielkiego �kaida�2 Glaui, kt�ry z ramienia su�tana i Francuz�w rz�dzi g�rami i przysi�ga�, �e nawet kobieta i dziecko mog� bezpiecznie przechodzi� drogami g�rskimi. W zesz�ym roku, gdy oko�o Amizmis g�rale Suss napadli na jakiego� kupca, kaid schwyta� ich, kaza� �ci�� i g�owy ich wywiesi� na murach swej stolicy w Tarudant. � To inna rzecz! � za�mia� si� kt�ry� ze Szleu. � Tu napadniemy na karawan� hiszpa�sk�. D��y ona bez przepustki wielkiego kaida i bez eskorty jego spahis�w. Nikt si� o losie tej karawany nie dowie, chyba po roku, albo po dwu, gdy szakale i hieny zatr� resztki �lad�w. B�d� dobrej my�li, Achmedzie! Znowu zapanowa�a cisza i przez w�w�z przemyka� si� tylko lekki wietrzyk, szeleszcz�c w zaro�lach suchych tamarynd�w i aloes�w. Ras ben Hoggar, trzydziestoletni silny i zwinny cz�owiek, siedzia� w pierwszej kryj�wce kieruj�c ca�� wypraw�. On to mia� poda� sygna� do napadu wypuszczaj�c pierwsz� kul�. Ras wyci�gn�� si� wygodnie po�r�d kamieni, sw�j karabin, oparty na skale, skierowa� na drog�, czeka� i my�la�. Dusza jego b��ka�a si� w tej chwili w rodzimych g�rach oko�o �kasby�, wielkiego warownego gmachu z grubymi murami, wie�ycami i pot�n� bram�; w kasbie mie�ci�a si� ca�a wie�, gdzie dom sta� przy domu, gdzie przez wszystkie mury przechodzi�o szerokie, ciemne przej�cie, ��cz�c wszystkie budynki w jedn� ca�o��, przypominaj�c� ul z labiryntem woskowych kom�rek. G�ral widzia� sw�j dom, a w nim Czar Aziz�, najpi�kniejsz� z kobiet w ca�ej okolicy. Poj�� j� za �on� dopiero dwa lata temu, a by� szcz�liwy, jak tylko mo�e by� szcz�liwy cz�owiek, kt�rego kocha g�ralka Szleu. Ras u�miecha� si� do �ony, gdy� widzia� j� wiotk� i zgrabn� jak sarna, szybko id�c� z dzbanem na ramieniu do �r�d�a po wod�. Sz�a prawie nie dotykaj�c spr�ystymi nogami r�owej ziemi, lekko si� ko�ysz�c w w�skich, silnych biodrach. Dumnie nios�a wysok�, wybuja�� pier� i pi�kn� g�ow� o oczach jak gwiazdy i ustach podobnych do p�atk�w czerwonego oleandru. Ras kocha� i by� kochany. Gdy my�la� o pieszczotach Czar Azizy, dreszcz bieg� mu po grzbiecie i po stawach. Zacz�� nads�uchiwa�, gdy� wyda�o mu si�, �e dolatuje go g�os �ony �piewaj�cej star� piosenk� g�ralsk�. � Czy uda si� nam dzi�? � zapyta� cichym g�osem siedz�cy obok niego Achmed. Ras drgn�� i odpowiedzia�: � In Cza Allah! Jak zechce Allach! Tymczasem do mroku nocy wlewa� si� zacz�y niewidzialne potoki szarych cieni�w, p�niej bia�awych, sp�ywaj�cych z g�r. Zachichota�a gdzie� zupe�nie blisko b��kaj�ca si� w g�rach hiena, zaszlocha�a para szakali, gwizdn�y budz�ce si� ptaszki, a z ich ostatnim piskiem wierzcho�ki g�r r�owie� zacz�y. �wita�o... Up�yn�a jeszcze godzina i w�wozem przemkn�� szakal trwo�nie si� ogl�daj�c. Wtedy Ras podni�s� si�, obejrza� karabin, podsypa� prochu na panewk�, umocowa� si� na kolanach i cicho zakwili� jak jastrz�b. G�ucho szcz�kn�y w w�wozie odwiedzione kurki karabin�w. W p� godziny p�niej w ko�cu w�wozu zaczerni�y si� jakie� postacie. Bystre oczy Rasa dostrzeg�y ob�adowane wielb��dy. Sz�y po dwa i po trzy w rz�d, wyci�gaj�c si� powoli na w�skiej drodze w d�ugi sznur. Z ty�u jecha�o kilku je�d�c�w. 2 Kaid � ksi���, wezyr, gubernator. Ras przepu�ci� wielb��dy, a gdy przed ska��, gdzie si� czai�, zjawi�a si� gromadka je�d�c�w, wystrzeli�. Zawt�rowa�y mu karabiny towarzyszy. Dw�ch je�d�c�w spad�o z koni, reszta zawr�ci�a i zacz�a umyka�. Karawana dosta�a si� w r�ce Szleu. Wybiegli wi�c wszyscy ze swych kryj�wek na drog� i zacz�li �apa� wielb��dy, rozwi�zywa� wory i paki, przegl�daj�c zdobycz. Byli tak poch�oni�ci prac�, �e nie od razu mogli zrozumie�, co si� sta�o, gdy rozleg�y si� nowe strza�y, po kt�rych Achmed i dw�ch innych g�rali upad�o i zacz�o kopa� ziemi� nogami. Ras obejrza� si� i ujrza� kilkunastu je�d�c�w, szybko mkn�cych drog� i wymachuj�cych karabinami. Nie namy�laj�c si� ani chwili g�ral porwa� swoj� strzelb� i j�� jak �bik wspina� si� na ska�y, kryj�c si� w�r�d nich i czaj�c, obsypywany kulami eskorty broni�cej karawany. Widzia�, jak jeden po drugim padali jego towarzysze, rozpraszaj�cy si� w r�ne strony niby stadko sp�oszonych myszy. Ras dotar� nareszcie do szczytu g�ry i tu si� zaczai�. S�ucha� d�ugo i bacznie, lecz po�cigu nie by�o. Wytkn�wszy g�ow� z poza ska� zobaczy� ogon karawany wychodz�cej ju� na obszern� p�aszczyzn� za w�wozem. Na drodze za� Ras nie dojrza� cia� zabitych towarzyabrali ich ze sob�... � domy�li� si� g�ral. � �le! Teraz dowiedz� si�, kt�ra kasba dokona�a napadu. Nie mog� powraca� do domu, bo utnie mi wielki kaid g�ow�. Nie chcia� Allach dopom�c przedsi�wzi�ciu Rasa! Jakie� z�e i ci�kie przeczucia �cisn�y serce g�rala. Ze�lizn�� si� z g�r na drog�, gdzie padli jego towarzysze. Znalaz� tu ka�u�e krwi i �lad cia� wleczonych po piasku. � Zabrali zabitych czy rannych ze sob�, przekl�ci kupcy! � zamrucza� Ras ben Hoggar i g��boko si� zamy�li�. Ca�y dzie� sp�dzi� �r�d ska� przy ma�ym �r�de�ku, kt�re z trudno�ci� odnalaz�. Ras by� do�wiadczonym my�liwym, od dawna wa��saj�cym si� po g�rach Atlasu o g�odzie i ch�odzie, wi�c umia� sobie radzi�. Wynalaz� kilka stercz�cych z ziemi go�ych �odyg �kemji� i zacz�� je wyci�ga�. Ro�lina ta posiada�a d�ugie i grube korzenie, kt�rymi szuka�a dla siebie wody na wielkiej g��boko�ci pod ziemi�, jak prawdziwa mieszkanka pustyni. W ten spos�b Ras zaopatrzy� si� w paliwo, po czym przygotowa� sobie straw�, mia� bowiem w swojej sakwie kaw�, kocio�ek i du�y placek �keseras�, upieczony r�koma Czar Azizy. Przespa� si� do wieczora, a po modlitwie, o zachodzie s�o�ca, ruszy� ku domowi. Szed� lekkim, spr�ystym krokiem, nawyk�ym do szybkiego chodzenia; szed� a� do wschodu s�o�ca. Po modlitwie porannej przebrn�� rzek� Suss i zapad� w g�ry. Tu si� zaczai� oko�o �r�d�a, p�yn�cego w pobli�u jakiej� wioski. Narwa� sobie dojrza�ych oliwek i par� granatowych owoc�w, nape�ni� kocio�ek wod� i wlaz� w g�ste zaro�la fig berberyjskich. Musia� przeczeka� dzie�, aby po nocy przekra�� si� do swojej kasby. Wiedzia�, �e w nocy, gdy bram� zamknie wiejski �kadi�3 stary Achmed el Azuin, do kasby nikt si� ju� nie dostanie, gdy� pod�ug prawa do wschodu s�o�ca wej�cie i wyj�cie by�o surowo zakazane. Ras postanowi� wi�c wy�ledzi� i rozm�wi� si� z �on�, gdy ona p�jdzie rano do studni po wod�. Tak te� uczyni�. Dzie� ca�y przespa�, ca�� noc znowu szed� i gdy ujrza� nareszcie na jasnym niebie ciemne kontury wie�yc i mur�w kasby, prze�lizn�� si� przez gaje oliwne ku ma�emu bia�emu budynkowi o p�okr�g�ej kopule i z�batych �cianach. By�a to �kubba� � grobowiec �wi�tego cz�owieka Sidi Ali el Slimana, kt�ry �y� niegdy� w kasbie i by� kadim szy.Z 3 Kadi � w�jt i s�dzia. przed wiekami. Obok kubby mie�ci�a si� g��boka studnia z czyst� i cudotw�rcz� wod�, kt�r� codzie� nabiera�a w dwa wielkie dzbany gospodarna Czar Aziza dla domu. Wkr�tce potem, jak zamilk�y nawo�ywania starego muezzina do modlitwy porannej, z kasby wyszed� t�um kobiet i skierowa� si� ku studni. Z daleka ju� Ras rozpozna� swoj� �on�. By�a najzgrabniejsza, sz�a najl�ejszym krokiem i by�a najpi�kniejsza. � Czar Aziza! Umi�owana na ca�e �ycie! � szepn�� Ras, czuj�c jak serce mu zacz�o gwa�townie ko�ata� w piersi. Wkr�tce kobiety przesz�y blisko od zaczajonego Rasa, a wtedy on dojrza� pochmurne, strwo�one oczy Azizy i jej pi�kn�, blad� twarz. Nios�a tylko jeden dzban. � Drugi pewno st�uk�a � domy�li� si� Szleu. Gdy kobiety nagadawszy si� do syta przy studni sz�y z powrotem, Ras zauwa�y�, �e Aziza sz�a na ostatku i bacznie rozgl�da�a si� doko�a, trzymaj�c dzban na lewym ramieniu. Ras gwizdn�� z cicha. Kobieta drgn�a i obejrza�a si� w jego stron�, po chwili, za�o�ywszy woln� r�k� za siebie, uczyni�a jaki� znak. Ras u�miechn�� si� rado�nie. � M�dra i przebieg�a jak orlica � szepn�� nami�tnie; wiedzia� teraz, �e zobaczy si� z �on�. Istotnie, w porze obiadowej, gdy wszyscy siedzieli w swoich domach w otoczeniu rodziny, Aziza, klucz�c po gajach i ogrodach, przysz�a do niego. � B�d� pozdrowiony, panie m�j i m�u! � zawo�a�a z wybuchem, rzucaj�c mu si� w obj�cia i mru��c swoje promienne oczy pod jego nami�tnymi poca�unkami. � Ju� wiem o wszystkim! Dzi� po spytkach umar� ostatni z twoich towarzyszy Had� ben Abmar wyznawszy wszystko przed wielkim kaidem. Wiedzia�am, �e ty nie zginiesz, bo jeste� �mia�y jak �sid�4i chytry jak lis. Wiedzia�am, �e przyjdziesz i czeka�am na ciebie, Ras! Nie mo�esz jednak powraca� do kasby! Kadi dosta� rozkaz schwyta� ciebie i odstawi� na s�d do Tarudantu. Uciekaj! Przynios�am ci kilka keseras, kawa� mi�sa i cebuli. Uciekaj jak najpr�dzej i pami�taj, �e b�d� czeka�a na ciebie, chocia�by do staro�ci! Bywaj zdr�w, niech Allach prowadzi ciebie szcz�liwie! Gdy zapomn� ludzie o wypadku, a ty znajdziesz bezpieczne schronisko dla nas obojga, przyb�dziesz tu i zabierzesz st�d swoj� Aziz�, swoj� �on� i niewolnic�, cie� twego cia�a i cie� twojej duszy. Id� ju� w imi� Allacha! Nast�pi�o kr�tkie po�egnanie. Rasowi �zy �cisn�y gard�o, gdy odchodz�ca Aziza rzuci�a na� ostatnie spojrzenie. Smutek niezg��biony i rozpacz dojrza� m�czyzna w pi�knych oczach ukochanej. Jednak nie by�o czasu do namys�u. Czaj�c si� w krzakach, przypadaj�c za kamieniami d��y� w g�ry, jeszcze nie wiedz�c dok�d p�jdzie i jakie b�d� ich losy. Wkr�tce ju� g�ral drapa� si� na strome spadki poros�e g�stym lasem �adrar� i krzakami oleandr�w. Gdy podni�s� g�ow�, ujrza� szczyty Atlasu. Po�yskiwa�y i l�ni�y si� biel� �nieg�w i wo�a�y go do siebie g�osem niezm�conej ciszy i wielkiego spokoju. 4 Sid � lew. R O Z D Z I A � D R U G I W��cz�ga Ras dopiero przed wieczorem zatrzyma� si� w g��bokiej kotlinie g�rskiej. Zbiega�y si� tu zewsz�d zbocza g��wnego grzbietu Atlasu, od do�u poro�ni�te krzakami i drzewami, wy�ej � wysok� i soczyst� traw�, a jeszcze wy�ej po�yskuj�ce barwnymi ska�ami, uwie�czonymi turbanem ze skrz�cych si� lodowc�w. Ras sp�dzi� noc przy ma�ym ognisku, rozpalonym mi�dzy ska�ami. S�ysza� nieraz, budz�c si� co chwila, jakie� g�osy niewyra�ne i chrapliwe. Muflony! � domy�li� si� Szleu. � Jutro zapoluj� na nie... Gdy tak my�la�, czujnym uchem zacz�� �owi� jeszcze inne dalekie odg�osy. Dolatywa�y one z rzadka, lecz stawa�y si� coraz wyra�niejsze. By�o to g�uche, ponure miauczenie, przerywane niby g�o�nymi westchnieniami. Ras podni�s� g�ow� i nads�uchiwa� czujnie, zrozumia� bowiem, �e niebezpieczny s�siad kr��y doko�a jego kryj�wki. Miauczenie i coraz g�o�niejsze westchnienia zbli�a�y si� szybko, lecz wkr�tce umilk�y. Wtedy Ras wyra�nie poczu�, �e kto� gro�ny i gotowy do napadu przygl�da si� mu, nie spuszczaj�c z niego �renic. Szleu porwa� za karabin, a potem cisn�� do ognia kupk� suchej trawy i ga��zi. Ogie� z trzaskiem i sykiem buchn�� wy�ej, a jego czerwone cienie pobieg�y daleko i drga� pocz�y na pogr��onych w ciemno�ciach ska�ach. Ras us�ysza� wtedy mi�kki bieg zwierza, szmer tocz�cych si� z g�r kamyk�w i � wkr�tce zapanowa�a cisza. Czy�by pantera mia�a tu swe legowisko, a jam tu wlaz� nieproszony niby do zajazdu w s�siedniej wiosce? � pomy�la� cz�owiek, zawijaj�c si� w sw�j burnus i k�ad�c si� przy ognisku. Tak sp�dzi� swoj� pierwsz� noc w��cz�gi Ras ben Hoggar, mieszkaniec kasby z Ued Tafdift i najlepszy strzelec z ca�ej okolicy. Przed �witem Ras zala� wod� ognisko i wyruszy� na polowanie. Pami�ta� kierunek, sk�d dochodzi�y go g�osy muflon�w i skierowa� si� w g�ry, id�c �o�yskiem ma�ego potoku p�yn�cego z pod �niegu bielej�cego na szczytach grzbietu. Min�� pasmo las�w i krzak�w i wyszed� na spadki pokryte wysok� traw� i drobnymi krzaczkami kwitn�cych r�anecznik�w. G�ral szybko przecina� pi�kne ��ki szmaragdowej trawy z bukietami barwnych kwiat�w i szemrz�cymi strumykami i ostro�nie si� rozgl�da�. Nareszcie dojrza� stadko muflon�w. Pot�ny, stary samiec o wspania�ych rogach niby wykutych z ciemnego kamienia sta� na czatach, samki i m��d� pas�y si� doko�a, spokojnie skubi�c traw�. Ras zacz�� si� skrada� przypadaj�c do ziemi i czo�gaj�c si� od kamienia do kamienia, od �ogu do �ogu. Muflon zw�szy� jednak zbli�aj�cego si� my�liwego, a mo�e jaki� kamyk obsuwaj�c si� z pod kolan Rasa zdradzi� jego obecno��. Baran wyda� kr�tki, trwo�ny ryk i po chwili ca�e stado p�dzi�o ju� w szalonym biegu w g�ry, przesadzaj�c wysokie zwa�y kamieni i szerokie szczeliny. Ras �ciga� muflony i znowu podszed� je. Uda�o mu si� podkra�� o jakie pi��dziesi�t krok�w do najbli�szych zwierz�t. Wymierzy� starannie i chcia� ju� strzeli�, gdy stado w najwi�kszym pop�ochu zacz�o ucieka�, mkn�c wprost na Rasa. My�liwy strzeli� i jeden z m�odych samc�w potoczy� si� na d�, porywaj�c ze sob� wi�ksze kamienie i zsuwaj�ce si� lawiny drobnych od�amk�w i piasku. Nagle pomi�dzy ska�ami mign�o co� ��t� sk�r� w czarne plamy. By�a to pantera. Ras, nie namy�laj�c si�, �pieszy� si� z nabiciem swojej strzelby, aby by� przygotowanym do mo�liwego ataku drapie�nika. Pantera tymczasem znik�a Rasowi z oczu. Rozgl�da� si�, napr�no szukaj�c jej doko�a. My�liwy s�dzi�, �e drapie�nik uciek�, spostrzeg�szy cz�owieka, poszed� wi�c w t� stron�, gdzie stoczy� si� na dno w�wozu postrzelony przez niego muflon; �lizga� si� stromym spadkiem g�ry, skaka� przez szczeliny jak kozio� skalny i zbiega� coraz ni�ej i ni�ej. Nagle zatrzyma� si� jak wryty, bo us�ysza� tu� przed sob� g�uche mruczenie, a w chwil� p�niej ryk. Ras ledwie zd��y� podnie�� do ramienia karabin i strzeli�, gdy pantera, zaczajona za od�amkiem szaro��tej ska�y, zrobi�a szalony skok. Kula ugodzi�a besti� ju� w locie. Upad�a i j�a potwornymi pazurami szarpa� darnin� rozrzucaj�c doko�a ziemi�, traw� i drobne kamienie. Ras jednak nie zd��y� jeszcze na nowo nabi� swej strzelby, gdy pantera oprzytomnia�a, zebra�a pod siebie �apy i p�aszcz�c si� na ziemi, przygotowa�a si� do skoku. Szleu odrzuci� nie nabity karabin i porwa� za sw�j krzywy n�. W tej chwili pantera run�a na cz�owieka. Rozpocz�a si� walka na �mier� i �ycie. Zwinny Ras wymyka� si� panterze, ra��c j� no�em. Drapie�nik obficie broczy� krwi�, lecz ataku nie przerywa�, usi�uj�c wskoczy� na piersi lub na grzbiet my�liwemu. Widz�c, �e pantera s�abnie, Ras przyj�� wreszcie atak; gdy �apy drapie�nika dotkn�y jego cia�a, schyli� si� i wbiwszy krzywe ostrze kumii wyprostowa� si� poci�gaj�c n� do g�ry. Pantera z rozwalonym brzuchem i wypadaj�cymi wn�trzno�ciami run�a jak ra�ona piorunem, lecz zd��y�a zada� ostatni cios wrogowi. Od tego ciosu wszystko zako�owa�o przed oczami Rasa, wszystko si� pokry�o czarn� mg��. My�liwemu zapad�a si� pod nogami ziemia i potoczy� si� na d� nieprzytomny, zlany krwi�. Widocznie Allach gniewnym okiem spogl�da� na Rasa, gdy� spotyka� go zaw�d po zawodzie... S�o�ce zako�czy�o sw�j obieg dzienny i znik�o za g�rskimi szczytami na zachodzie, d�ugie cienie zacz�y si� ci�gn�� przez ��ki ku w�wozom i wylewa� si� do nich ciemnymi potokami, nape�niaj�c je mrokiem i wilgoci�. Le��cy na dnie g��bokiego jaru Ras dopiero wtedy po raz pierwszy d�wign�� si� z zalanej krwi� trawy. D�wign�� si� i znowu upad� na wznak, blady i wyczerpany. Wkr�tce jednak uczyni� nowy wysi�ek, j�kn�� cicho i usiad�. J�� maca� dr��cymi d�o�mi g�ow�, boki, nogi i pier�. Drgn�� ujrzawszy straszliw� ran� na piersi. Sk�ra i mi�nie by�y zerwane pot�nym uderzeniem pazur�w i wisia�y jak czerwone strz�py �achman�w, zupe�nie podobne do przesi�kni�tych krwi� skrawk�w poszarpanego burnusa. Rana piek�a i dotkliwie bola�a, przy najmniejszym ruchu powoduj�c omdlenie. Silny Ras walcz�c ze s�abo�ci� czo�ga� si� dnem w�wozu szukaj�c wody. Ju� nocna mg�a pe�z�a z g�r na dno w�woz�w, przepa�ci i jar�w, gdy ranny doczo�ga� si� do potoku wartko biegn�cego �r�d kamieni. Ras, omdlewaj�c z b�lu i gor�czki, obmy� rany, zanurzy� rozpalon� g�ow� do wody, napi� si� i znowu pad� na wznak, ci�ko oddychaj�c. Zemdla�, lecz omdlenie wkr�tce przesz�o w sen, niespokojny, gor�czkowy sen. Gor�czka zmieni�a si� w dreszcze, wstrz�saj�ce ca�ym cia�em rannego. Straszne sny i widziad�a dr�czy�y g�rala. Ras miota� si�, krzycza� i j�cza�. Coraz cz�ciej widzia� przed sob� pi�kn�, blad� twarz Czar Azizy. Schyla�a si� nad nim i skar�y�a si�, �e kto� krzywdzi j�, nastaje na jej �ycie, prze�laduje i gn�bi. Widzenia te by�y tak �ywe, �e Ras zerwa� si� i pobieg�, krzycz�c: � Id�, id�, Azizo, obroni� ciebie, zemszcz� si�!... Pr�no szuka� doko�a siebie karabinu i no�a. Kl�� i szuka�, a� nagle b�ysn�o mu wspomnienie o walce z panter�, gdy to odrzuci� od � Czekaj Azizo, czekaj, pi�kna, umi�owana Czar! Obroni� ci� go�ymi r�koma, z�bami Nic nie widz�c i nic nie zaznaj�c, bieg�, pada�, lecz znowu si� podnosi� i bieg� dalej. Nasiebie karabin, a swoj� wiern� kumia zostawi� w ciele zabitego zwierza. przegryz� gardziele tym, co krzywdz� ciebie, moj� �on�! reszcie potkn�� si� o kamie� i zacz�� si� stacza� coraz ni�ej i ni�ej, uderzaj�c si� g�ow� o kamienie i drapi�c sobie twarz i r�ce o ga��zie krzak�w. Zemdla�... Noc min�a, wyjrza�o s�o�ce i sta�o ju� wysoko, lecz Ras wci�� le�a� nieruchomo, do Gdy s�o�ce zacz�o przypieka� straszliwie, Ras poruszy� si� kilka razy i usiad�, pod- � Umr�... � j�kn�� � umr� i nigdy ju� nie nasyc� oczu swoich pi�kno�ci� Azizy! Nigdy Ranny zacz�� si� ogl�da� i nie m�g� zrozumie�, w jaki spos�b dosta� si� tu na drog�, trupa podobny, bielej�c w trawie poplamionym krwi� burnusem. trzymuj�c r�koma p�kaj�c� z b�lu g�ow�. nie wyjd� z tego w�wozu. poniewa� nie pami�ta�, �e bieg� dnem w�wozu, a� upad� i stoczy� si� z pochy�ych spadk�w do podn�a g�r, gdzie przechodzi�a droga, kt�r� wo�ono zwykle drzewo i w�giel z Atlasu. Podnie�� si� jednak Ras nie m�g�; s�aby by� i przed oczami lata�y mu zielone i czerwone p�atki. Zacz�� wi�c czo�ga� si� na brzuchu i kolanach od strumyka, gdzie troch� oprzytomnia�. Si�y zwolna mu powraca�y. � Odpoczn� i rusz� do domu... Niech mnie s�dz� i strac�, lecz musz� ujrze� �on� i by� pogrzebany, jak prawdziwy �mumen�...5 Nie mia� jednak si�, aby si� podnie�� i i��, m�g� tylko czo�ga� si�, pe�zn��, j�cz�c i omdlewaj�c z b�lu i zm�czenia. Pe�zn�� wi�c w stron� szczytu Sahrid�, od kt�rego zaczyna�a si� w�a�ciwa droga do jego wsi. Przeczo�gawszy si� oko�o stu krok�w zemdla� z wyczerpania. Obudzi� si� od przyjemnego zimna i nagle ustaj�cego b�lu. Ujrza� nad sob� jakiego� starszego cz�owieka w bia�ym zawoju na g�owie. Cz�owiek ten przemywa� mu rany na g�owie i piersi i przyk�ada� jakie� zi�ka, kt�re wyjmowa� ze sk�rzanego woreczka wisz�cego na pasie. Obok sta� osio�ek z dwiema torbami, przerzuconymi mu przez grzbiet. � Kim jeste�? � spyta� Ras s�abym g�osem, usi�uj�c podnie�� g�ow�. � Le�! � rzek� rozkazuj�cym g�osem starzec. � Jestem Abd er Ferhut, �kahin� i �hakim�. 6 Mieszkam tu w g�rach, je�dzi�em na poszukiwanie zi� magicznych i leczniczych i znalaz�em ciebie omdla�ego. Rany twoje s� niebezpieczne, gdy� pazury �namera�7 o tej porze roku s� pe�ne jadu. Zawioz� ci� do swego domu, gdzie musisz d�ugo le�e�, a� si� wyleczysz, inaczej � �mier�! Stary czarownik napoi� rannego zimn� wod� �r�dlan�, owi�za� mu szmatami oderwanymi od burnusa rany i z wielkim trudem wsadziwszy go na osio�ka, ruszy� z Rasem w drog�. Osio�ek zszed� niebawem z drogi i zacz�� si� wspina� spadkami g�r. � Gdzie mieszkasz, sidi?8 � zapyta� Ras. � W grocie szakali � odpowiedzia� starzec. � Francuzi �cigaj� lekarzy berberyjskich, a wielcy kaidowie dopomagaj� im w tym. Musz� si� kry�, mieszka� na odludziu, lecz wierni znaj� si�� lek�w moich i znajduj� moj� kryj�wk�. 5 Mumen � prawdziwy muzu�manin. 6 Kahin � czarownik; hakim � lekarz. 7 Namer � pantera. 8 Sidi � pan; tytu� ludzi znakomitych. 10 � S�ysza�em o tobie nieraz, sidi Abd er Ferhut � szepn�� Ras s�abym g�osem. � Jeste� dobroczy�c� ludzi cierpi�cych i moim teraz. Jak�e� ci si� odwdzi�cz�? Stary hakim zamy�li� si�. Milcza� d�ugo, a� rzek�: � Opowiedz mi, co ci si� przydarzy�o? Ras opowiedzia� o zaj�ciach ostatnich dni, a wi�c o nieszcz�liwym napadzie na karawan�, o �mierci towarzyszy, o gro��cej mu zem�cie wielkiego kaida Glaui, o porzuconej �onie i o wypadku na polowaniu. � Zabi�e�, m�odzie�cze, panter�! � wykrzykn�� stary. � Mo�esz mi si� od razu odwdzi�czy� za pomoc i leki. Czy jeste� do�� przytomny i silny, aby przypomnie� sobie miejsce, gdzie le�y zabity przez ciebie zwierz? � Je�eli znajdziesz czerwone ska�y D�urf, wska�� ci to miejsce, sidi � odpar� Ras. � Czy czujesz w sobie do�� si�y, aby dojecha� tam? � pyta� niespokojnie hakim. � My�l�, �e tak! Czuj� si� silniejszym teraz i b�l mi nie dolega � rzek� ranny. � No, to jedziemy, bo gdy drugie s�o�ce zajrzy zabitej panterze w oczy, straci ona si�� magiczn� � obja�ni� starzec. � Musimy si� spieszy�. Ras dopom�g� czarownikowi wyszuka� zabitego zwierza. Starzec by� uszcz�liwiony i od razu wzi�� si� do roboty. Wyd�uba� panterze oczy, wyrwa� jej niekt�re k�y i pazury, wyci�� serce i worek ��ciowy i w ko�cu zdar� z grzbietu du�y kawa� sk�ry. � Co b�dziesz, sidi, robi� z tym wszystkim? � pyta� zdziwiony Ras. Abd er Ferhut usiad� przy nim i starannie zawijaj�c w szmaty swoje skarby, obja�ni�: � Potrzebne mi to by�o od dawna na talizmany, na najbardziej pot�ne �herz� przeciwko ranom i �mierci od kul i no�a, na podniecenie odwagi, a ��� � na lekarstwo dla syn�w su�tana. �aden z hakim�w i kahin�w w Mahrebie nie posiada takiego skarbu, jaki trafi� dzi� w moje r�ce! Niech Allach wynagrodzi ciebie, synu! � To ja musia�bym wyrzec te s�owa przed tob�, sidi! � odpar� Ras, ca�uj�c pod�ug zwyczaju starca w r�k� i w po�� jego burnusa. P�no w nocy dowi�z� stary czarownik rannego do swej jaskini. Zanim weszli do wn�trza, hakim wyj�� ze skrytki w ska�ach butelk� z olejem, nala� z niej do ma�ej lampki kilka kropel, zapali� knot, a p�niej oderwa� od burnusu Rasa pasemko, przesi�kni�te krwi�. � Gdy wejdziemy do groty, gdzie, jak wiesz, zawsze maj� sw� siedzib� d�inny9, postaw na ziemi lampk� i spal na niej ofiar� z w�asnej krwi, m�wi�c dziewi�� razy te s�owa: Demrat- i-afrit, Mudib, El-Ahmer, Borkan...10 To powinno przeb�aga� duchy, b�d� one mi�osierne dla ciebie, synu! Ras uczyni� tak, jak radzi� starzec, i wkr�tce le�a� ju� na mi�kkim pos�aniu w zimnej jaskini, gdzie cicho dzwoni� strumyk wytryskuj�cy z piersi g�rskiej i potrzaskiwa� ogie� rozpalony przez czarownika gotuj�cego straw�. Ras sp�dzi� dwa tygodnie w kryj�wce Abd er Ferhuta, czaj�c si� w g��bi jaskini, gdy do lekarza przychodzili chorzy i potrzebuj�cy jego rady nie tylko g�rale Szleu, Suss i Draa, lecz nawet Berberowie z p�nocy, z ziemi Dukkala, � Cziadma i Ben-Ahmer. Wkr�tce ranny m�g� ju� chodzi�, wi�c pomaga� swemu dobroczy�cy w poszukiwaniu i zbiorach drogocennych i magicznych ro�lin, u�ywanych w lekach, talizmanach i amuletach, a wi�c henna, harmel, udn-ed-far, takandin, kerbiuna, aloes, korzeni dzikiego szafranu, kory drzewa adrar i setek innych traw, zi�, drzew i owoc�w; �apa� w sid�a czubate dudki i sowy, polowa� na hieny i szakale, bo z m�zgu, ��ci, oczu i serca tych ptak�w i zwierz�t Abd er Ferhut sporz�dza� czarowne, tajemnicze nufra, hed�ab, herz, d�eduel i inne talizmany, kt�rych nazwy g�ral nie m�g� zapami�ta�. 9 D�inn � duch, demon. 10 Niezrozumia�e s�owa u�ywane w zakl�ciach. Prawdopodobnie s� to zakl�cia, pozosta�e po Kartagi�czykach. 11 Tymczasem t�sknota za �on� nie opuszcza�a go. Ci�gle widzia� j� przed sob�, trwo�y� si� jej losem, rwa� si� dusz� i cia�em do swej orlicy, szepta� bezd�wi�cznymi ustami tysi�czne s�owa mi�osne a pieszczotliwe; po nocach rozmawia� z ni�, miota� si�, budzi� si�, my�l�c, i� przysz�a do niego, a p�niej, �ciskaj�c z�by, �ka� i sycza� z b�lu i rozpaczy. � Daj mi, sidi, amulet, aby zabi� t�sknot� za Czar Aziz� � wo�a� w rozpaczy, ca�uj�c po r�kach starca. Ten smutnie kiwa� g�ow� i odpowiada�: � T�sknota za kobiet� jest siostr� mi�o�ci, synu m�j! Wielka mi�o�� � to dar Allacha. Jak�e� mog� odbiera� ci dar Allacha? Mog� da� ci amulet, kt�ry odda mi�o�� twoj� w r�ce z�ego ducha, a ten zabije t� mi�o�� na zawsze, bezpowrotnie. Chcesz-li tego? � O nie, dobry sidi, o nie! � wo�a� g�ral. � Wol� jeszcze gorsz� m�k�, lecz bez mi�o�ci do Azizy � umr�! Umr�, sidi! Ras g�ow� bi� o ziemi�, twarz sobie do krwi drapa� i krzycza� z t�sknoty. Pewnego poranku podszed� do czarownika i rzek�: � Niech Allach ma ci�, sidi, w swojej opiece! Allach el Muhaimin, Allach en Nur, Allach el Hadi, Allach el Abad,11 niech b�dzie b�ogos�awiony Allach we wszystkich swych dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu imionach i niech On wynagrodzi ciebie za mnie � niegodnego niewolnika swego, swego s�ug� i wyznawc�! Musz� ju� i��, bo w bezczynno�ci nie uporam si� z my�lami i t�sknot� moj�... B�d� co� przemy�liwa�, co� robi�, aby pr�dzej czas bieg� i aby rychlej przysz�a godzina, gdy b�d� m�g� za�o�y� nowe gniazdo, rozpali� swoje ognisko i ujrze� przy nim Czar Aziz�. Niech Allach Akbar ma ci� w swej opiece, dobry starcze! Uca�owa� r�ce czarownikowi, do kolan mu pad� i poszed�, odprowadzony smutnym wejrzeniem du�ych czarnych oczu Abd er Ferhuta. Milcza� stary czarownik, nie m�g� s�owa pociechy znale�� w swej g�owie i sercu, gdy� rozumia�, �e Allach rzuci� odchodz�cemu taki dar, kt�ry przygniata go do ziemi �atwo zamieni� si� mo�e w przekle�stwo, kar� i zag�ad�. Za du�a jest ta mi�o�� dla serca Rasa ben Hoggar! � my�la� stary czarownik. � Ci�ki kawa� z�ota w�o�ony do ma�ego wora rozrywa go i toczy si� z g�ry, a inni ludzie podnosz� z�oto, rozerwany za� worek wyrzucony zostaje jak �achman nikomu nie potrzebny... Biedny nieszcz�liwy Ras ben Hoggar! Dok�d poprowadzi ci� tw�j los nieub�agany? Starzec opu�ci� g�ow� stroskan� i zapatrzy� si� w ogie�, gdzie �arzy�y si� szkar�atne i z�ote w�gle i powoli znika�y bez �ladu, zlewaj�c si� z szar�, martw� warstw� popio�u... 11 Rytualne imiona Allacha. 12 R O Z D Z I A � T R Z E C I 12 Meskin � �ebrak. W�r�d w��w Ras pozostawiwszy schronisko czarownika, szed� w�wozami g�rskimi, unikaj�c dr�g i �cie�ek w obawie przed spotkaniem z lud�mi. Szed� i my�la�, co ma ze sob� zrobi� teraz, gdy pozosta� znowu sam na �wiecie. W g�rach albo zginie, albo dostanie si� w r�ce spahis�w kaida. Postanowi� wi�c przedosta� si� do Marrakeszu, stolicy po�udnia, gdzie w�r�d dwustu tysi�cy mieszka�c�w utonie w morzu ludzkim, zmieni imi� i wygl�d i zniknie bez �ladu. Szed� wi�c g�rami na prze�aj, kieruj�c si� na Sahrid� i dalej na Amizmis, sk�d mia� przekrada� si� na r�wnin� setkami dr�g zat�oczonych karawanami, p�tnikami, w��cz�gami i meskinami12 � dr�g, prowadz�cych do Marrakeszu. Id�c o g�odzie, �ywi�c si� korzeniami, orzechami, oliwkami i wod� spotka� przy �r�d�ach rzeki Suss, na wysokich szczytach Atlasu, dziwnego cz�owieka. By� to wysoki, chudy jak tyka Berber z pod Meknesu, stary wyga, gadu�a i kawalarz, lecz zwinny jak w�� i jak w�� chytry i z�o�liwy w powiedzeniach i w b�yskach ma�ych zezowatych oczu. Nosi� d�ug�, rzadk�, kozi� brod�, kt�rej kosmyki zawi�zywa� w supe�ki. W okamgnieniu zada� kilka niespodziewanych pyta� prostodusznemu g�ralowi i ju� wiedzia� o nim ca�� prawd�. Gdy zmieszany Ras, czuj�c, �e si� zdradzi�, nie wiedzia�, co ma robi� � pozostawa�, ucieka�, czy po prostu wpakowa� tej tyce n� pod pi�te �ebro, ten za�mia� si� i rzek�: � Wiem, o czym my�lisz w tej chwili, m�ody byku! Ani uciekniesz ode mnie, ani zabijesz mnie, lecz pozostaniesz, bo �adna podkowa lepiej nie przypada�a memu koniowi ni� my obaj � do siebie! Za�mia� si� g�o�no i prawi� dalej: � Wyobra� sobie, �e nazywam si� Soff! Po prostu Soff i to bez �adnego �ben�, �el�, lub �er�, tylko � Soff! Nikt mi nie mo�e zabroni� nazywa� si� Soffem, cha! cha! A teraz znowu wyobra� sobie, m�ody byku czy o�le, je�eli wolisz tego bydlaka, �e kto� ci powie: �Soff przela� tyle krwi w swym �yciu, ile nie przelano w ca�ym Marrakeszu przez pi�� lat; albo, �e Soffa �ciga krwawa zemsta w Mahrebie, Algerii, Tunisie, Trypolitanii i w Saharze�. Wyobra�asz sobie? No, to dobrze! Wiec s�uchaj, gdy kto� tak powie przy tobie, odpowiedz mu: �Zna�em Soffa, ale on gwi�d�e sobie na krew i na zemst�!� Rozumiesz cho� odrobin� z tego, co chcia�em powiedzie�, ty pusty rogu bawoli? Ras zmarszczy� si� i odpar� spokojnie: � Mo�e masz racj�, �e dobrze nam b�dzie razem. Wi�c ani odejd�, ani pchn� ciebie no�em, lecz przysi�gam na Allacha i Mahometa, Proroka jego, �e je�eli jeszcze raz usta twoje wypowiedz� s�owa: �m�ody byku, m�ody o�le, pusty rogu bawoli�, lub co� innego, r�wnie przyjaznego � tyle z ciebie kurzu wytrzepi�, �e si� chyba prze�amiesz, tyko ogrodowa! Czy zrozumia�e�, ty, Soff, bez �ben�, �el� i �er?� Zrozumia�e�? To cieszy mnie. A 13 wi�c ty jeste� Soff, ja nazywa�em si� do tej chwili Ras, a teraz jestem Abd, te� bez �ben� i innych dodatk�w. Soff �mia� si� na ca�e gard�o, a� echo odzywa�o si� w g�rach, i wo�a�: � Zuch z ciebie, przyjacielu! Podobasz mi si�! Lecz Abd to nie idzie! � Dlaczego? � spyta� g�ral. � Bo Abd to znaczy niewolnik. Czyim jeste� niewolnikiem? Chyba moim? � Niech ludzie my�l�, �e jestem twoim niewolnikiem � zgodzi� si� Ras. � Na korzy�� to wypadnie i mnie, i tobie, Abd! � rzek� Soff. � In cza Allah! � zako�czy� t� rozmow� g�ral. Nowi przyjaciele uca�owali si� w policzki dwukrotnie, jak to stary zwyczaj nakazuje. Soff zacz�� opowiada� o sobie. By� zaklinaczem w��w i w��czy� si� po ca�ym Maroku, Algerii, Tunisji, zagl�daj�c nawet do Trypolitanii w�oskiej i do Egiptu. � Przyby�em tu po w�e � m�wi�. � Po nowe w�e, bo moje zupe�nie si� zestarza�y i os�ab�y. Nie chcia�y ani je��, ani z�o�ci� si�, ani gry��. Le�a�y jak kije lub kawa�y liny. Sprzeda�em je za dobre pieni�dze jakiemu� fuszerowi z Rabatu i oto jestem tu i �api� sobie w�e, mam ju� dwa, musz� mie� jeszcze trzy lub cztery. Im wi�cej ich b�d� mia�, tym powa�niej i straszliwiej b�d� wygl�da�, tym bardziej teraz, gdy b�d� mia� swego niewolnika. Naucz� ciebie swojej sztuki, gdy� mo�e ci si� to nieraz w �yciu przyda�, m�ody by... kochany przyjacielu. � Doskonale, �e si� poprawi�e�, Soff � za�mia� si� g�ral � i to, �e nauczysz mnie swego fachu. Tego wieczoru stary wyga rozpocz�� nauk�. Po wieczerzy, siedz�c przy ognisku, wystrz�sn�� z worka dwa w�e. Ujrzawszy je Ras skoczy� na r�wne nogi i odbieg� od ogniska. �Przecie� to jadowita �bham!�13 � krzykn�� przera�ony. � Tak, to bham � odpar� spokojnie Soff. M�wi�c to zaklinacz wyci�gn�� d�o� nad w�em. Ten podni�s� swoj� p�ask� g�ow� z szerok� paszcz� i bacznie �ledzi� za ruchami cz�owieka. Soff tymczasem rusza� palcami i trzyma� dr��c� r�k� nad g�ow� wipery. Wszystkie ruchy d�oni by�y powolne i miarowe, a r�ka coraz bardziej si� zni�a�a, a� zaklinacz szybkim ruchem dotkn�� g�owy w�a i przycisn�wszy j� do ziemi drug� r�k� zacz�� g�adzi� p�aza od szyi a� do ko�ca ogona. G�adzi� lekko i bardzo powolnie, a� w�� zacz�� z�yma� si� i dr�e�, przymkn�� oczy i raz po raz oblizywa� si� b�yskawicznymi ruchami d�ugiego i cienkiego j�zyka. � Lubi� one to! � szepn�� Soff. � Zaraz u�nie... Istotnie po chwili w�� le�a� nieruchomo, nie daj�c znak�w �ycia. Soff wzi�� go do r�k, przybli�y� do swej twarzy straszliw�, jadowit� paszcz� w�a, owin�� nim sw�j zaw�j, rzuca� go kilka razy na ziemi�, niby grub� kiszk� gumow�, i znowu bra� do r�k. � �mia�y z ciebie cz�owiek! � zawo�a� zdumiony Ras. � Nie tyle �mia�y, ile m�dry! � poprawi� go Soff. � Trzeba zna� obyczaje w��w. G�odny lub p�syty nie da si� wzi�� w r�ce, napadnie, ugryzie i zabije. Na wolno�ci w�� jest zawsze g�odny i rzecz� najtrudniejsz� i najniebezpieczniejsz� jest jego schwytanie. Gdy si� to ju� uda�o, wtedy reszta stanowi ju� zabawk�. Schwytanego w�a pakuje si� do wora, gdzie wpuszczam przedtem kilka �ab, myszy lub ma�ych ptaszk�w. G�odny gad rzuca si� na zdobycz i najada si� straszliwie, po czym jest zupe�nie bezsilny i obezw�adniony. Od tej chwili w�a stale si� trzyma w stanie zupe�nego nasycenia, a nawet przesycenia. Mo�na wtedy z nim robi�, co si� komu spodoba. Lubi wtedy, gdy go g�aszcz� po grzbiecie, bo to pomaga trawieniu i zmusza po�ywienie, po�kni�te z ko��mi, w�osami i pi�rami, posuwa� 13 Tak nazywaj� g�rale Atlasu w�a � wiper� (Vipera Mauritanica). 14 si� do �o��dka i dalej � do kiszek. Sprawia to w�owi tak� przyjemno��, �e b�ogo zasypia. Nieraz widzia�em w pustyni i w g�rach, gdzie si� gnie�d�� gady, �e w�e same, ledwo si� czo�gaj�c, szuka�y ga��zi krzak�w lub kamieni, aby si� ociera� o nie. Wyci�gni�ta d�o� i ruszaj�ce si� palce przypominaj� im w�a�nie ga��zie i dlatego z b�ogo�ci� patrz� na nie i podnosz� si�, aby si� o nie otrze�. W tym ca�a sztuka. Trzeba tylko rozumie� w�e. Tak zako�czy� swe opowiadanie Soff. � Czy�by bham nigdy nie rzuca�y si� na zaklinaczy? � spyta� zdziwiony g�ral. � Zdarza si� to, lecz my staramy si� chroni� przed jadem w��w � odpar� Soff. � Do�wiadczysz tego na sobie wkr�tce, musimy tylko z�apa� jeszcze kilka gad�w, a wtedy pojedziemy do kubby naszego patrona Mohammeda ben Snussen el D�ilali i tam uczyni� z ciebie najprawdziwszego zaklinacza! Nazajutrz od rana nowi przyjaciele szperali �r�d kamieni i g�stych krzak�w, p�osz�c w�e. Obaj byli uzbrojeni w d�ugie tyki z wide�kami na ko�cu. G�ral spotka� kilka w��w i przycisn�wszy je wide�kami do ziemi wo�a� na Soffa. Ten przychodzi� i obejrzawszy �mije wyrokowa�: � Pu�� je na wolno��, Abd, jest to nieszkodliwy w��, gro�ny chyba tylko dla myszy. Lecz zdobycz nareszcie wpad�a w r�ce g�rala. Spostrzeg� �r�d kamieni d�ugiego, prawie czarnego w�a szybko uciekaj�cego. Gdy cz�owiek dogoni� go, gad podni�s� si� i w tej chwili zacz�a mu nabrzmiewa� szyja, a� si� zmieni�a w okr�g�� tarcz�, czy kr�tki p�aszcz, zarzucony na kark. G�ral, nie namy�laj�c si� d�ugo, zr�cznie przycisn�� w�a do ziemi swymi wide�kami i pocz�� krzycze�: � Soff! Soff! Chod� pr�dzej! Z�apa�em co� du�ego i zdaje si� porz�dnego. Pr�dzej, pr�dzej, bo si� wyrywa! Zaklinacz przybieg� i ujrzawszy w�a b�ysn�� rado�nie oczami, w kt�rych jednak Ras dojrza� trwog�. � Trzymaj go mocno � szepn�� � trzymaj, bo inaczej zginiesz! Jest to najstraszliwszy ze wszystkich w��w kraju � to �naja�. Jad jej niesie �mier� pr�dsz�, ni� od kuli przeszywaj�cej serce. Trzymaj, ja zaraz powr�c�! Zaklinacz szybko si� oddali� w stron� obozu. Gdy powr�ci�, mia� ze sob� spor�, sk�rzan� sakw�, dobrze czym� wypchan�. Zapu�ci� do niej r�k� i wyrzuci� na ziemi� kilka szczur�w i myszy, �y�y, lecz pozostawa�y nieruchome, poniewa� by�y mocno skr�powane cienkimi drutami lub ko�skim w�osiem. Soff wybra� najwi�kszego szczura i dwie myszy, oswobodzi� je z p�t, a gdy poruszy�y si� �ywiej, przycisn�� im grzbiety d�ugim, do rogu podobnym paznokciem wielkiego palca. Zwierz�tka z prze�amanymi grzbietami bezradnie wi�y si� na ziemi. � Puszczaj w�a i uciekaj p�dem! � wykrzykn�� zaklinacz, odbiegaj�c na stron�. G�ral spe�ni� rozkaz i zatrzyma� si� o jakie dwadzie�cia krok�w dalej. Zwolniona naja natychmiast podnios�a si�, rozd�a szyj� i zacz�a si� ogl�da� w�ciek�ymi �renicami. Od razu dojrza�a ruszaj�ce si� zwierz�tka. Wpar�a w nie swe nieruchome, przenikliwe �renice, zamar�a, wypr�ona, podobna do rze�by ze spi�u lub czarnego agatu i raz po raz wysuwa� zacz�a cienki, d�ugi j�zyk, ostry na ko�cu jak ��d�o jadowitej muchy. Po chwili unios�a si� jeszcze wy�ej i w okamgnieniu z szybko�ci� b�yskawicy rzuci�a si� na szczura, zatopi�a w jego ciele straszliwe k�y, pe�ne zab�jczej trucizny, jednocze�nie obejmuj�c ofiar� czarnymi zwojami silnego cia�a, kt�re si� pr�y�o i drga�o w nami�tnym skurczu wszystkich mi�ni. Szczur ju� si� nie rusza�, wi�c naja wypu�ci�a go i rozpocz�o si� ohydne widowisko po�ykania ofiary z ko��mi i w�osem. W�� rozdziawi� paszcz� i wci�gn�� w ni� szczura, z trudem �ykaj�c i wypuszczaj�c ca�e potoki �liny. Cia�o w�a skr�ca�o si� w konwulsjach, drga�o, a ogon kurczowo czepia� si� kamieni lub z rozmachem uderza� o ziemi�. Nareszcie robota by�a sko�czona. Wida� by�o, �e szczur utkwi� w gardle, a naja wci�� �yka�a, usi�uj�c skurczami mi�ni przesun�� go dalej. Po szczurze przysz�a 15 kolej na myszy. Powt�rzy�a si� ta sama straszliwa i odra�aj�ca scena. Ostatnia mysz ju� nie mog�a si� zmie�ci� w gardle naji i do po�owy bezw�adnie zwisa�a jej z paszczy. � Teraz w�� nasz! � zawo�a� rado�nie Soff, podchodz�c do nieruchomej �miji. Bez �adnej obawy wzi�� j� do r�k i po�o�ywszy sobie na kolanach, zacz�� j� g�adzi� po grzbiecie i brzuchu. W�� wyci�gn�� si�, lecz wkr�tce drgawki j�y biec wzd�u� cia�a, dowodz�c, �e mi�nie znowu pracowa� zacz�y, przesuwaj�c prze�kni�te po�ywienie dalej i dalej. Powoli znika�a zwisaj�ca z paszczy mysz, a naja stawa�a si� coraz bardziej bezw�adna i nieruchoma, a� usn�a. Wtedy Soff rozwar� jej paszcz� i z mi�sistych fa�d�w dzi�se� ukaza�y si� straszliwe, zagi�te ku ty�owi, ostre k�y. � Wypu�ci�a wszystek jad � zauwa�y� zaklinacz � nie jest teraz gro�niejsza od �aby. Dopiero za dwie godziny w torebkach po�o�onych tu� przy podn�u k��w tworzy� si� zacznie bia�awy p�yn truj�cy, kt�rym naja zabija swoje ofiary. Starzy zaklinacze wyrywali w�om te torebki, lecz pokaleczone w�e �y�y p�niej kr�tko, bo nic nie jad�y. Teraz robimy inaczej, pozostawiamy im ich jad, lecz trzymamy gady w przesycie, aby by�y bezw�adne i nie mia�y potrzeby u�ywa� swych k��w do napadu. Szybko si� od tego odzwyczajaj� i rzadko, bardzo rzadko ujarzmiony w�� ugryzie cz�owieka, bo ju� po paru tygodniach nawet przy zabijaniu szczur�w nie posi�kuje si� z�bami, dusi je tylko i �yka. drog�. Dopiero przed wieczorem ujrzeli na szczycie g�ry ruiny bia�ego budynku z okr�g�� kopu��. M�wi�c to, Soff wrzuci� w�a do d�ugiego, w�skiego koszyka, obwi�zanego p��tnem. Po��w tego dnia by� udany, przyjaciele znale�li bowiem i schwytali jeszcze trzy wipery i kilka d�ugich czarnych �mij, zupe�nie do naji podobnych, lecz nie jadowitych i powolnych w ruchach. Sp�dziwszy noc przy ognisku, o �wicie na�adowali swoje koszyki na konia i ruszyli w � La Illah illa Allah u Mahomed rassul Allah, Allah Akbar14 � zawo�a� Soff. Ras z nabo�e�stwem powt�rzy� s�owa tradycyjnej modlitwy muzu�ma�skiej i spojrza� pytaj�co na towarzysza. � Jeste�my u celu naszej podr�y � rzek� Soff. � Mamy przed sob� grobowiec sidi Mohammeda ben Snussen el D�ilali, patrona zaklinaczy w��w i przewodnik�w karawan. Tu sp�dzimy kilka dni, aby� m�g� posi��� wszystkie tajemnice naszego zawodu i przygotowa� si� do niego nale�ycie. Soff sumiennie uczy� swego towarzysza wszystkich sztuk zaklinaczy w��w. Nie by�y one zbyt zawi�e i wymaga�y tylko pewnej zr�czno�ci i wymowy. Ras pr�dko si� nauczy�, jak potrzeba odwraca� uwag� widz�w od tego, co robi zaklinacz, kt�ry bez przerwy m�wi do otaczaj�cego go ko�em t�umu. Przej�� od Soffa jego pe�ne ognia modlitwy do Allacha i do patrona zaklinaczy Mohammeda el D�ilali, formu�y niezrozumia�ych, tajemniczych zakl��, nerwowe, porywcze ruchy, podniecaj�ce wykrzykniki i zagadkowe mruczenia nieznanych s��w. Soff pokaza� mu, jak si� nale�y obchodzi� z w�ami, kt�re maj� ugry�� zaklinacza na oczach widz�w. Soff bra� wipery, rozdziera� im jak najszerzej paszcze, a gdy ukazywa�y si� k�y, wtedy kapa�a z nich jadowita ciecz. � Widzisz, Abd � m�wi� stary zaklinacz � w�� nie ma teraz w sobie ani krzty trucizny, a wi�c jest zupe�nie bezpieczny. Mo�e teraz ugry�� nowonarodzone dziecko bez �adnej przeszkody. W�a�nie w takim ja�owym stanie powinien ten gad ugry�� zaklinacza. Lecz w�� jest opchany, nie ma ani z�o�ci w sobie, ani ch�ci do napadu. Jest przejedzony, ospa�y i prawie bezw�adny. Wi�c sam zmuszony jestem �gry�� si� jego k�ami. Uderzam paszcz� w swoj� g�ow�, a �e mam na niej g�st�, dobr� czupryn�, wycieram o ni� z z�b�w p�aza resztki trucizny, o ile ona jeszcze pozosta�a na nich lub w paszczy wipery, a teraz tr� si� 14 Nie ma Boga opr�cz Allacha i Mahometa � proroka przedwiecznego Allacha. 16 czo�em o k�y. Mog�yby mnie zadrasn��, gdyby nie by�y zagi�te w ty�, a wi�c nieznacznie dotykam r�k� czo�a i widzisz, jak sp�ywa z niego struga krwi. Ras krzykn�� przera�ony, widz�c krew, kt�r� Soff zr�cznie rozmaza� po ca�ej twarzy. Zaklinacz �mia� si� bezczelnie i obja�nia� dalej: � Rozdusi�em na czole woreczek z p�cherza, nape�niony czerwon� farb�, przyjacielu! Miotaj�c si� i krzycz�c, rozmazuj� j� po twarzy. Co? Wygl�dam przera�aj�co? A teraz drgawki i wymioty... Tego si� nauczysz p�niej, na praktyce.... Na ko�cu modlitwa do Allacha i naszego patrona, po kt�rej mokr� szmat� �cieram z twarzy krew i pokazuj�, �e rany, kt�rych wcale nie by�o, zabli�ni�y si� bez �ladu... Rozumiesz? � Rozumiem! � �mia� si� Ras. � Pami�tam, �e zawsze z przera�eniem spogl�da�em na zaklinaczy w��w i prosi�em Allacha, aby im nic z�ego si� nie sta�o. A to tymczasem zwyk�a sztuka!... � Za kt�r�, m�j bracie, g�upi t�um zawsze �akomy widowiska i niebezpiecze�stwa dla swego bli�niego, wrzuca do koszyka zaklinacza pieni�dze... To ju� lepiej, nieprawda�? G�ral �mia� si� serdecznie i zacz�� powtarza� pokazan� mu sztuk�, a �e by� to cz�owiek weso�y i dowcipny, tak zabawnie gada�, �e nawet nawyk�y do podobnych widowisk Soff nie m�g� powstrzyma� si� od �miechu. � Dobre pieni�dze b�dziesz zarabia�, przyjacielu Abd! � wo�a�, rado�nie zacieraj�c r�ce. � Gadasz nie gorzej od b�azn�w, �miesz�cych gapi�w na D�ema el Fna.15 To si� op�aca! Ja tego nie umiem, wol� nabiera� widz�w na strach i ponure miny, przera�aj�c t�um. � Po co na�owili�my tyle nieszkodliwych czarnych w��w? � zapyta� Ras. � Na sprzeda�! � odpowiedzia� Soff. � Kupuj� je ch�tnie Francuzi, gdy� te w�e wy�apuj� myszy w domach, ale najdro�ej za nie p�ac� zaklinacze w��w, o ile nale�� do sekty Ajsaua. � Ach! � przerwa� mu g�ral � to ci dziwacy, co �ebrz� po drogach i zjadaj� paj�ki, szara�cze, �aby i inne nieczyste twory? � Tak! tak! � odpar� zaklinacz. � Ot� oni, o ile trudni� si� naszym zawodem, po domniemanym ugryzieniu przez w�a zamiast modlitwy i zakl�� u�ywaj� innego sposobu �zniszczenia jadu�. Bior� te niewinne �mije, przegryzaj� im szyje, obdzieraj� ze sk�ry i zjadaj� ich mi�so, pal�c reszt� na w�glach, jako ofiar� demonom, zamieszkuj�cym w truj�cych �mijach. Ajsaua drogo, bo po pi�� frank�w p�ac� za ka�dego nieszkodliwego w�a. Gdy Ras posiada� ju� wszystkie tajemnice zaklinania w�y, Soff przyst�pi� do najtrudniejszej i najbardziej przykrej cz�ci zawodu. Musia� zrobi� swego towarzysza odpornym na jadowite ugryzienie, na wypadek, gdyby by� zaatakowany przez wiper� lub naj� czy to podczas schwytania dzikiego gada,czy podczas przedstawienia na placu, na oczach gawiedzi ulicznej. Zaklinacz zrobi� na ramieniu Rasa ma�e naci�cie i utoczywszy z k��w w�a troch� jadowitej cieczy, rozpu�ci� j� w wodzie, zmusiwszy towarzysza aby j� zmiesza� z w�asn� �lin�. Tak przyrz�dzonym p�ynem zala� r�k�. W kilka minut p�niej Ras dosta� zawrotu g�owy, krew mu nap�yn�a do czo�a, oczu i ust, drgawki wstrz�sn�y ca�ym cia�em, z nabrzmia�ych warg i j�zyka p�yn�a piana, w piersiach rz�zi�o. Trwa�o to przez kilka minut, po czym ca�e cia�o zla�o si� obfitym potem i Ras czu� wielkie os�abienie; w kwadrans p�niej wszelkie oznaki zatrucia min�y jednak bez �ladu. Dwa razy dziennie g�ral przechodzi� t� kuracj�, a Soff powoli zwi�ksza� dawki trucizny. � Jest to starodawny spos�b, wynaleziony przez jakiego� kr�la nubijskiego � opowiada� zaklinacz. � Ten kr�l obawia� si� zamachu na siebie i zwolna si� przyzwyczaja� do trucizny wszelkiego rodzaju. Nikt go nie m�g� stru�, nawet jad naji prawie nie dzia�a� na niego. 15 D�ema el Fna � g��wny plac Marrakeszu. 17 Zapisa� ten spos�b, ze s��w starc�w, znakomity hakim arabski Awicenna, a my, zaklinacze, stosujemy si� do rad tego lekarza. Tak sp�dza� czas g�ral w g�szczu krzak�w, otaczaj�cych kubb� Mohammeda ben Snussen el D�ilali, patrona zaklinaczy w��w, poniewa� on to podobno wynalaz� w lekarskiej i magicznej ksi��ce Rahm recept� s�awnego lekarza Awicenny. Lecz i przewodnicy karawan d���cych przez pustyni� te� ch�tnie zbaczali z drogi, aby przy samotnej kubbie mod�y zanie�� do Allacha i zaszy� do szkaplerza, wisz�cego na piersi, szczypt� ziemi z grobowca Mohammeda el D�ilali, gdy� to chroni� mia�o ludzi i wielb��dy od napadu jadowitych bham i straszliwych, �mier� nios�cych naja. Pewnego poranku Soff nalepi� kilka cienkich b�onek aloesu na policzki Rasa, zmieniaj�c do niepoznania jego twarz, gdy� zeszpeci�y j� sztuczne czarne blizny. Nawet twoja Czar Aziza nie pozna�aby ciebie, przyjacielu � za�mia� si� Soff, przygl�daj�c si� bacznie zmienionym rysom towarzysza. � Teraz mo�esz i�� do Marrakeszu bezpiecznie! Nazajutrz o wschodzie s�o�ca wyruszyli w drog� i ju� przed wieczorem weszli na nag� p�aszczyzn�, rozci�gaj�c� si� pomi�dzy Atlasem a rzek� Tensift, gdzie u podn�a g�r Gheliz czerni�a si� oaza Marrakeszu ze strzelaj�c� do nieba wzorzyst� kolumn� meczetu Kutubia, po�yskuj�cego na s�o�cu barwn� emali� swych �cian. 18 R O Z D Z I A � C Z W A R T Y Orlica Czar Aziza po�egnawszy m�a prawie nie wychodzi�a z domu. Czyni�a to nie dlatego, �eby si� kogo� ba�a, lecz ka�dym nerwem swoim czu�a, �e ukochany cz�owiek znajduje si� gdzie� w pobli�u. Instynktownie czeka�a na niego, gotowa ka�dej chwili zerwa� si� i biec mu z pomoc�. Nie by�o jednak �adnych wie�ci o Rasie. Kobieta wiedzia�a, �e wielki kaid pchn�� swych spahis�w16 na wszystkie drogi i w g��b g�r dla schwytania przyw�dcy napadu na karawan�, wi�c dr�a�a o los m�a. Aziza dowiedzia�a si� w kilka dni p�niej, �e po�cig powr�ci� nikogo nie znalaz�szy. Wtedy kobieta zrozumia�a, �e m�� jej jest ju� daleko i �e pozosta�a sama na �wiecie, bezbronna i bez opieki. D�ugo i gorzko p�aka�a Aziza, sp�dzi�a kilka nocy bezsennych, gdy dopiero przed �witem zapada�a w stan p�przytomny, a wtedy