5291

Szczegóły
Tytuł 5291
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5291 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5291 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5291 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Nastka Amy U�miechn�a si� do rudej wiewi�rki zbieraj�cej kwiaty jab�oni. Usiad�a pod drzewem i zacz�a wpatrywa� si� w sun�cego leniwie po niebie czerwono-��tego smoka. S�o�ce przygrzewa�o mocno, ale rozleg�e ga��zie jab�onki dawa�y jej schronienie. Zerwa� si� wiatr. To jab�o� zacz�a delikatnie wachlowa� Amy swymi ga��zkami. - Dzi�kuj� - pisn�a dziewczynka mru��c b��kitne oczy. - Nie ma za co - rozpromieni�o si� drzewo jednym ze swych u�miech�w przeznaczonych wy��cznie dla ma�ej. Poprzez jego ga��zie przenika�y promienie s�o�ca. W ich blasku srebrno-zielone li�cie mieni�y si� z�otem. Wzg�rze, na kt�rym ros�a jab�onka, otacza�a r�owa mgie�ka zwiastuj�ca zmierzch. Dziewczynka zda�a sobie spraw�, �e spa�a na wzg�rzu kilka dobrych godzin. Wsta�a powoli otrzepuj�c sukienk� z okruszk�w piasku i zacz�a schodzi� ze wzniesienia. Sz�a po ciemnozielonej, wilgotnej trawie. W oddali rysowa�y si� ostre kontury Czarnego Zamku. Promienie s�o�ca nie o�wietla�y go, ca�y czas panowa� tam p�mrok. Z opowiada� wiedzia�a, �e znajdowa� si� on na ska�ach, a wok� rozci�ga�a si� pustynia w kolorze ciemnej krwi z przeb�yskami br�zu. Amy odwr�ci�a g�ow�. Jej wzrok spocz�� teraz na R�owym Zamku otoczonym zewsz�d srebrno-niebiesk� mgie�k�. Sta� na zboczu g�sto poro�ni�tym traw�. Tam zmierza�a. S�o�ce ju� prawie ko�czy�o sw� ca�odniow� w�dr�wk� po niebie i powoli znika�o za Mrocznym Lasem. Przyspieszy�a. Wiedzia�a, �e noc� przychodz� z g��bi Mrocznego Lasu varloki. Robi�o si� coraz ciemniej, a Amy mia�a jeszcze dalek� drog� do domu. Nie spieszy�a si� jednak. Z krzak�w wybieg�a male�kie stworzenie, przebieg�o szybko ko�o jej nogi nie boj�c si� dziewczynki i b�yskawicznie znikn�o za wzg�rzem. Nad Mrocznym Lasem zacz�y zbiera� si� ciemne, burzliwe chmury. Amy spojrza�a na nie zaciekawiona. - Dawno ju� nie by�o burz w tej okolicy - wymrucza�a do siebie patrz�c z zafascynowaniem jak zbijaj� si� w coraz wi�ksz� mas�. Tam ju� zapad� zmrok. Z �alem oderwa�a wzrok od przepi�knego widowiska i ruszy�a w swoja stron�. Po chwili rozleg� si� grzmot. Nie przestraszy�a si� bynajmniej, tak rzadko mia�a okazje ogl�da� b�yskawice. Odwr�ci�a si� i rado�nie klasn�a w d�onie na widok srebrno fioletowej smugi na niebie. "Jaka �adna" - pomy�la�a oczarowana. Zupe�nie zapomnia�a o zbli�aj�cym si� mroku i tym co czai�o si� w Mrocznym Lesie. Teraz i nad polan�, na kt�rej sta�a dotar� drobny deszczyk. Zadar�a g��wk� do g�ry: czarne chmury zakry�y ju� prawie ca�e niebo przys�aniaj�c S�o�ce. Teraz dopiero zorientowa�a si�, �e umilk�y wszelkie le�ne stworzenia. Przerazi�a si� lekko. Krople deszczu na twarzy przypomina�y jej mgli�cie pewne wydarzenie z odleg�ej przesz�o�ci. Domy�la�a si�, �e maj� jakie� znaczenie, ale cho� bardzo si� stara�a, nie mog�a sobie przypomnie� jakie. By�a ju� prawie ca�a mokra, woda �cieka�a z jej delikatnych w�os�w mocz�c sukienk�. Przymkn�a oczy czuj�c dziwny dreszcz, fala wspomnie� przep�yn�a jej przed oczami: Woda, g��bia, lustro jeziora zamykaj�ce si� nad ni�, g�os w oddali, czyja� r�ka. Dusze si�, dusz� si�! - przera�ona otworzy�a oczy. Jeszcze nigdy nie prze�y�a tak silnej wizji. Ca�a si� trz�s�a. Powoli odgarn�a mokre kosmyki wpadaj�ce jej do oczu i szybko ruszy�a w kierunku R�owego Zamku. Zmrok zapad� ju� w ca�ej krainie, a burza nasili�a si� jeszcze bardziej. Nagle us�ysza�a w oddali przeci�g�e wycie. "To varloki!" - pomy�la�a. Ten d�wi�k by�a wstanie odr�ni� zawsze. Ostrzegano j� o niebezpiecze�stwie z ich strony wiele razy t�umacz�c by wraca�a zawsze przed zmierzchem. Zapomnia�a zupe�nie o tych przestrogach. Przyspieszy�a jeszcze bardziej z trudem odnajduj�c znajoma �cie�k� w mroku nocy. Postawi�a n�k� na �liskim kamieniu. Po�lizn�a si� i zacz�a stacza� z pag�rka. Bezskutecznie pr�bowa�a z�apa� r�wnowag�; jej stopy nie znalaz�y �adnego oparcia. Trawa poci�a jej d�onie, z kt�rych pop�yn�a w�skim strumieniem ciemnoczerwona krew pozostawiaj�c �lady na trawie. Szybko si� podnios�a i zacz�a biec s�ysz�c coraz g�o�niejsze wycie varlok�w. Nigdy tak naprawd� ich nie widzia�a, ale s�ysza�a o nich wiele mro��cych krew w �y�ach historii. Jeszcze kilka dni temu chcia�a nawet zobaczy� jak wygl�daj�, teraz jednak nie mia�a na to najmniejszej ochoty. Zapach burzy miesza� si� z zapachem mokrej sier�ci tych stworze�, im by�y bli�ej tym wyra�niej czu�a od�r st�chlizny, bagien zgni�ego mi�sa. Bieg�a coraz szybciej, a jej bose stopy �lizga�y si� po zroszonej deszczem trawie. Gdzie� za ni� zawy� wilk. Potkn�a si� o wystaj�cy korze� i ledwo utrzyma�a r�wnowag�. R�owy Zamek by� jeszcze daleko przed ni�, tymczasem wyra�nie s�ysza�a sapanie i k�apanie szcz�k wyg�odnia�ych varlok�w. Goni�y j�, by�y coraz bli�ej. Musia�y ju� zw�szy� zapach jej krwi na trawie. Wiele razy s�ysza�a, �e nie zabijaj� swych ofiar od razu tylko zjadaj� je �ywcem. Zawsze polowa�y w nocy, podobno nie wolno im by�o przekracza� granic Mrocznego Lasu w dzie�. "Musz� zd��y�, musz� zd��y�" - powtarza�a sobie ledwo �api�c oddech. Czu�a, �e ju� nie ma si�y, nogi bola�y j� coraz bardziej odmawiaj�c pos�usze�stwa. "To moja wina" - zbeszta�a si� miedzy jednym a drugim haustem powietrza. Zamek by� ju� coraz bli�ej, niestety nocne stwory r�wnie�. Wreszcie dotar�a do mostu. W dole rozci�ga�a si� przepa�� wype�niona przez bia�e chmury, kt�re zas�ania�y przera�aj�cy widok bezdennej otch�ani. Teraz w mroku nocy ledwo odr�nia�a kraw�dzie mostu. Musia�a zwolni� by wybada� drog�. Varloki doskonale widzia�y w ciemno�ciach wi�c zyska�y przewag�. Wyra�nie s�ysza�a ich sapanie, smr�d otaczaj�cy te istoty by� nie do wytrzymania. Ju� prawie dopad�a bramy ale potkn�a si� i przewr�ci�a si� na kolana ocieraj�c je do krwi. Tu� za ni� bieg�y varloki. Prawie czu�a gor�ce oddechy tych stworze� na plecach. Ich niewyra�ne kszta�ty wy�ania�y si� z mroku nocy. Pierwsze z nich wbieg�y ju� na most. Mia�y d�ugie �apy zako�czone ostrymi pazurami. Jednocze�nie pr�bowa�a si� podnie�� i si�gn�� klamki. Na wp� stoj�c na wp� kl�cz�c otworzy�a wreszcie drzwi w�lizguj�c si� do �rodka. * * * - Znowu spad�a z w�zka. Rozci�a sobie r�k�. Jest niemo�liwa - skar�y�a si� niska, kr�pa piel�gniarka przemywaj�c ran� chorej. W drzwiach ma�ego, niegdy� prawdopodobnie kremowego pokoiku, o ile mo�na tak nazwa� przypominaj�ce raczej bardzo kr�tki korytarz pomieszczenie, sta�a pani ordynator cierpliwie wys�uchuj�c skarg Soni. �ciany pokoju by�y teraz po��k�e, tynk sypa� si� z sufitu, okna za� w og�le nie mo�na by�o otworzy�. Drewniany, mahoniowy st�, pami�taj�cy zapewne lepsze czasy, nie wsp�gra� z bia�ym umeblowaniem reszty pokoju. ��ko za�cielone by�o od dawna nie zmienian� po�ciel�. Pod�og� pokrywa� wyblak�y i w niekt�rych miejscach wytarty dywan. Stru�ka �liny wyp�yn�a z ust chorej. Piel�gniarka wytar�a j� szybko nie dopuszczaj�c, by dotar�a do bia�ej, nocnej koszuli w r�owe, delikatne kwiatki. - Przewie� j� do jadalni - poleci�a kobieta stoj�ca nadal w drzwiach. Sonia wykona�a polecenie. W du�ej, przestronnej jadalni przy jednym z br�zowych stolik�w siedzia�a starsza kobieta. Gdy podjecha�a piel�gniarka z w�zkiem przesta�a uwa�nie bada� st� i jej zm�czone, szare oczy spojrza�y na chor�. - Witaj Anno- przywita�a c�rk�, po czym z wyczekiwaniem spojrza�a na Soni� Steller. - Dzi� rano by�o ju� troszeczk� lepiej, pr�bowa�a zacisn�� d�o� na kubku - donios�a piel�gniarka osch�ym tonem i pospiesznie si� oddali�a. Stara kobieta zosta�a sam na sam z bezw�adnym cia�em c�rki. - Wygl�dasz tak mizernie, kochanie - powiedzia�a z czu�o�ci� g�aszcz�c g�adk�, blad� d�o� Anny. Nast�pnie wyj�a gazet� codzienn� i zacz�a czyta� na g�os artyku�. Wierzy�a, �e c�rka j� s�yszy i rozumie. Tymczasem ta wci�� wpatrywa�a si� bezmy�lnie w pod�og�, g�ow� mia�a skr�con� pod dziwnym k�tem, a jej oczy straci�y ju� sw�j b��kitny odcie�. Teraz by�y matowe i puste jak wzrok starej, zm�czonej kobiety, a przecie� mia�a dopiero dziewi�tna�cie lat. Piel�gniarka wr�ci�a. - Jak ten czas szybko leci - powiedzia�a matka Anny patrz�c na zegarek. Wskazywa� w p� do pi�tej. - Musz� zabra� chor� - piel�gniarka patrzy�a z doskona�� oboj�tno�ci� w twarz zm�czonej i zrozpaczonej kobiety. - Przesta�am ju� wierzy�, �e b�dzie lepiej. - Kobieta pog�aska�a twarz c�rki - Jej stan w�a�ciwie nie zmienia si� od czternastu lat. Jest nawet coraz gorzej. - To ci�ki przypadek, straci�a w og�le kontakt ze �wiatem. Trudno jest wyleczy� chorych, kt�rzy zamkn�li si� w swoim w�asnym �wiecie - piel�gniarka chwyci�a r�czki lekarskiego w�zka. Chora nawet nie drgn�a. - Jest moj� najm�odsz� c�rk� - westchn�a kobieta czuj�c nap�ywaj�ce jej do oczu �zy. - Nie mam ju� za co op�aca� leczenia. Renta ledwo starcza mi na �ycie, a w dzisiejszych czasach szpitale s� strasznie drogie - dwie du�e �zy sp�yn�y jej po policzkach. - Rozmawia�am ju� z pani� dokt�r. Chyba b�d� musia�a zrezygnowa� z op�acania lekarstw.W ko�cu i tak jej nie pomagaj� - stara�a si� usprawiedliwi�. Na twarzy piel�gniarki nawet przelotnie nie zago�ci� cie� wsp�czucia. Chocia� doskonale zna�a histori� starej kobiety i jej chorej c�rki. Czterna�cie lat temu w jeziorze Kollekton, niedaleko rodzinnej farmy Person�w dwie bli�niaczki podczas burzy wpad�y do wody. By�a wtedy okropna zawierucha, la� deszcz, a pioruny i b�yskawice przecina�y bez przerwy niebo. Ludzie bali si� wskoczy� do wody na ratunek dziewczynk�. W ko�cu znalaz� si� jeden �mia�ek, kt�ry ruszy� na ratunek nie zwa�aj�c na rozszala�� wod�. Niestety by�o ju� za p�no. Znalaz� dwa cia�a. Gdy wraca� do brzegu w wod� uderzy� piorun. Nikt nie wiedzia� jakim cudem uda�o mu si� wygramoli� na brzeg z bezw�adnymi dzie�mi. M�czyzna prze�y�, ale dziewczynk� nie dawano �adnych szans. Przyjecha�a karetka i lekarz stwierdzi� zgon obydwu, za d�ugo by�y pozbawione powietrza. Wtedy, w�r�d narastaj�cej burzy, przera�liwego szumu wiatru i zrozpaczonego zawodzenia ich matki zdarzy� si� cud. M�odsza z c�rek otworzy�a oczy, usiad�a i zacz�a przera�liwie krzycze�. Natychmiast zawieziono j� do szpitala. �wiadkowie tego zdarzenia twierdzili, �e wykrzykiwa�a niezrozumia�a wyrazy, kto� mia� wra�enie, �e powiedzia�a "Varlo tu s�". Druga z dziewczynek - Kristi niestety zmar�a. O tym wydarzeniu rozpisywa�y si� wszystkie gazety. Na pierwszych stronach ukazywa�y si� taki nag��wki jak: "Cud nad Kollekton", "Niewiarygodne zmartwychwstanie", "Wyrwa�a si� �mierci". Chciano nawet przeprowadzi� wywiad z Ann�, ale dziewczynka d�ugo nie odzyskiwa�a �wiadomo�ci, lekarze nie wiedzieli dla czego. Gdy w ko�cu wydawa�o si�, �e powr�ci�a do normalno�ci zacz�a powoli traci�a kontakt z rzeczywisto�ci�. Do tego szpitala psychiatrycznego im. �wi�tej Tr�jcy trafi�a w wieku o�miu lat. Od tamtego dnia tkwi tu ca�y czas, dok�adnie jedena�cie lat. Lekarze ju� dawno temu przestali wierzy� w uleczenie chorej. Nic dziwnego, �e matka w ko�cu postanowi�a zrezygnowa� i si� podda�a. - Musz� j� zabra� - stwierdzi�a oschle Sonia wywo��c chor�. Starsza kobieta po�egna�a si� czule z c�rk�. By�a to jej ostatnia wizyta i doskonale o tym wiedzia�a. P�niej wysz�a nie mog�c dalej patrze� na bezw�adne cia�o Anny. Ca�ej tej rozmowie przys�uchiwa�a si� pani ordynator nie spuszczaj�c swych stalowoszarych oczu z matki i c�rki. P�nym wieczorem zawieziono chor� do obdrapanego pokoju. Ju� dawno zrezygnowano z terapii, cho� matka wci�� za ni� p�aci�a. - Teraz nie dostaniemy nic za opiekowanie si� t� kuk�� - g�os piel�gniarki by� jeszcze bardziej ozi�b�y. Zwraca�a si� do pani ordynator, kt�ra sta�a oparta o prawie pust�, staromodn� szaf�. Jej zimne oczy wpatrywa�y si� beznami�tnie w chor�. - Szpital ma problemy finansowe, nie starcza nawet na posi�ki, a jeszcze do tego musimy utrzymywa� pacjent�w - skomentowa�a Sonia opuszczaj�c wraz z prze�o�on� brzydki pok�j. * * * - Z tymi varlokami s� same problemy - zapiszcza� jeden z nuffak�w przecieraj�c skaleczenie Amy. - Wczoraj rozszarpa�y Bessi - zaskomla� onyk pocieraj�c �apk� pyszczek. Wszyscy rozumieli jego rozpacz. W ko�cu bardzo kocha� ma�� onk�. Amy wzi�a go na kolana i pog�aska�a jego bia��, posrebrzan� sier��. By� rozmiar�w du�ego kota o niebieskim, malutkim pyszczku. Wygl�da� zreszt� jak wszystkie onki. Nuffaki za� przypomina�y wielko�ci� puszyste wiewi�rki o t�czowych, cienkich ogonkach, d�u�szych od nich dwukrotnie. Ich g��wki uwie�czone by�y klapni�tymi, malutkimi uszkami. - Musimy co� z tym zrobi� - zacz�� powoli Jak, szanowany i powa�any w�r�d nuffak�w. - Mo�e porozmawia� z panem Czarnego Zamku - spyta� nie�mia�o jaki� onyk. - Nie! Nigdy! - krzykn�a zl�kniona Amy. Na sam� my�l o udaniu si� cho�by w tamtym kierunku zaczyna�a si� trz���. - My nie potrafimy powstrzyma� varlok�w, ale je�li sprzymierzymy si� z w�adc� Czerwonej Pustyni... - zacz�a Klara, starsza siostra Bessi. - Ale jak on mo�e nam pom�c? A je�li to on nasy�a na nas varloki?- przerwa�a jej Amy. - To nie on. One przychodz� zza Mrocznego Lasu - po wszystkich obecnych przesz�y ciarki. - Co ja mog� wsk�ra� w Czarnym Zamku? - podda�a si� Amy. - Tylko ty mo�esz wej�� na jego teren. Tylko ty masz tam wst�p. Pom� nam - poprosi� Jak. - Uratuj nas, bo inaczej wszystkich nas rozszarpi� - zaskomla� jaki� onyk. Amy wiedzia�a, �e wszystko zale�y od niej. - Ju� kiedy� stamt�d uciek�am - nigdy do ko�ca nie pami�ta�a, sk�d si� tam wzi�a, ale za to doskonale pami�ta�a przera�enie, kt�re wtedy j� ogarn�o. - Musisz przezwyci�y� strach. Mo�e nawet przypomnisz sobie, sk�d si� tu wzi�a�? Pomo�esz nam, a i tobie mo�e si� to przyda�. To bardzo wa�ne. Wierz�, �e ci si� uda - wspar� j� na duchu nuffak. - Dobrze - odpar�a dzielnie Amy ocieraj�c �zy - Ale nie wiem czy mi si� uda - Na pewno - ucieszy�y si� - Musisz tylko pami�ta�, �e nie wolno zgubi� drogi. Wiele razy pr�bowali�my wej�� na teren Czerwonej Pustyni, nikt jednak stamt�d nie wraca� - w komnacie zapad�a z�owroga cisza. Nare, stary nuffak po�o�y� ciep�� �apk� na d�oni dziewczynki patrz�c m�drymi �lepkami w jej niebieskie oczka. - Pami�taj. Czas jest tam zupe�nie inny. Nie tylko ruchome piaski i varloki s� zagro�eniem. Czarny Zamek ma wiele zabezpiecze�. Przyby�a� tu dawno temu, ale nadal nie wiesz jak si� tu znalaz�a�. Znale�li�my ci� przy granicy Czerwonej Pustyni. By�a� wycie�czona, ledwo �ywa. Wida� by�o, �e przeby�a� daleka drog�. By�em wtedy jeszcze m�ody, ale od razu domy�li�em si�, �e pokona�a� Czerwon� pustynie w pojedynk�. Doszli�my do wniosku, �e Pan Czarnego zamku musia� ci to umo�liwi� - s�dziwy nuffak rozejrza� si� po zgromadzeniu sprawdzaj�c jakie wra�enie wywar�y jego s�owa. - Niestety pami�tam tylko, �e by�am przera�ona i czu�am, ze musze ucieka�. Tam... Tam... W Zamku... by�o co�... bardzo z�ego. - Po twoim przybyciu na nasza krain� zacz�y napada� varloki. Od dawna ju� tego nie robi�y. Twoja obecno�� umo�liwi�a im przekraczanie noc� granic Mrocznego Lasu. - To nie moja wina - zaprzeczy�a zrozpaczona. - Nie kochanie, wcale nie twierdz�, �e twoja. My�l�, �e odpowiedz kryje si� w Czarnym Zamku. Nie przyby�a� tu sama. Kto� przyszed� z tob�... - Jak to? - zdziwi�a si� patrz�c po mordkach zgromadzonych istot. - Tak. Ten kto� nadal jest w Zamku. Tam kryje si� twoje przeznaczenie. Wiedzia�em to od dawna. Zrozum, tylko ty mo�esz nam pom�c. Nie l�kaj si� przesz�o�ci, jej duchy nie mog� ci� skrzywdzi� - stwierdzi� potakuj�c skwapliwie g�ow�. - Pos�ucham twej rady m�drcze - zgodzi�a si� i u�ciska�a jego �ap�. W g��bi serca czu�a, �e mia� racj�. Musia�a stawi� czo�a mar� przesz�o�ci. Poczu�a si� dziwnie doros�a, jakby prze�y�a ju� wiele lat. Dla pewno�ci spojrza�a na swe cia�o, nadal by�a dzieckiem. - Zauwa�y�a�, �e odk�d tu jeste� w og�le si� nie zestarza�a�? -spyta� nagle m�ody onek ocieraj�c si� o jej nog�. - Tak - wyszepta�a z roztargnieniem. - To te� oznaka, i� nie nale�ysz w pe�ni do naszego �wiata. By� mo�e wi� niezb�dna do tej procedury kryje si� w Czarnym Zamku - Nare zamy�li� si�. - Varloki poszukuj� g��wnie takich istot jak ty, rozerwanych miedzy dwoma �wiatami. Wiele o tym my�la�em od twego przybycia. Gdzie� tam musi istnie� cz�stka z kt�r� jeste� zwi�zana, tylko po��czenie b�d� ca�kowite zerwanie tej wi�zi zapewni ci prawdziwe istnienie w naszej krainie. - Prawdziwe? Przecie� jestem tu na prawd�. Krwawi� jak wy, jem i �pi� jak wy! - zaprotestowa�a oburzona. - Przez kilka lat, po tym jak ci� tu przenie�li�my, budzi�a� si� tylko na kilka godzin, wida� by�o, �e �yjesz w dw�ch r�nych p�aszczyznach, miedzy jaw� a snem. Cz�sto traci�a� z nami kontakt, nie pami�ta�a� co dzia�o si� kilka dni wcze�niej. Na szcz�cie po kilku latach zacz�a� wraca� do normy. Najwyra�niej wi� wi���ca ci� z innym �wiatem s�ab�a coraz bardziej. Niestety od jakiego� czasu tw�j stan nie ulega zmianie. Nadal nie dorastasz, a w twych oczach czasem da si� zauwa�y� obraz tamtego �wiata. - Tak, to prawda. Czasem mam SNY. Widz� jakie� dziwne osoby, kolory, kraty. Raz widzia�am taki �mieszne metalowe pud�o i co� co w nim siedzia�o. - Nasi przodkowie dowiedli, �e varloki s� w pewnym sensie stra�nikami stoj�cymi na pograniczu dw�ch �wiat�w. Broni� wyj�cia i wej�cie. Ty musia�a� znale�� jakie� boczne drzwi do tamtego �wiata, zapewne w Czarnym Zamku. Varloki wyczu�y to i teraz poluj� na ciebie. - Jak my�lisz, czy w tamtym �wiecie, te� s� tacy stra�nicy? - Musz�, bo inaczej by�o by wi�cej takich istot jak ty. W og�le nie jeste� do nas podobna. - Mo�e twoja rodzina mieszka w Czarnym Zamku? - zaproponowa� jeden z nuffak�w. - Raczej nie. Inaczej bym stamt�d nie uciek�a - stwierdzi�a z powa�na min�. Zgodnie ustalili, �e rankiem wezw� przewo�nika i Amy wyruszy na spotkanie przeznaczenia. Gdy tylko S�o�ce wyjrza�o zza horyzontu Mitrin wezwa� czerwonego smoka. Przylecia� prawie natychmiast i zgodzi� si� zawie�� Amy a� pod sam� granic� Czerwonej Pustyni. Dalej jednak nie m�g� lecie�. Dziewczynka wdrapa�a si� na jego po�yskuj�cy grzbiet i wyruszyli. Smok lecia� szybko omijaj�c korony drzew po chwili wzbi� si� jednak ponad nie. Pod nimi rozci�ga� si� wspania�y krajobraz: zielone ��ki, srebrne lasy z przeb�yskami s�o�ca poprzecinane cienkimi �cie�kami. Wszystko to wydawa�o si� teraz takie ma�e. Dziewczynka spojrza�a na niebo, po wczorajszej burzy nie by�o �ladu. Promienie s�oneczne grza�y coraz mocniej, ale delikatny wietrzyk wzmocniony szybkim lotem smoka och�adza� im podr�. Nigdy nie lecia�a tak wysoko nad ziemi�. Teraz widzia�a wyra�nie jak wielka jest ta kraina. Czarny Zamek rysowa� si� daleko, daleko za znanymi je ��kami i polanami. Czerwona Pustynia z tej wysoko�ci przedstawia�a si� jako niewielka plama czerwieni. Zamek znajdowa� si� w samym jej centrum sprawiaj�c wra�enie samotnej ska�y po�r�d morza krwi. Z lewej strony za� rozci�ga� si� d�ugi pas czerni, domy�li�a si�, �e to Mroczny Las. Varloki, kt�re �ciga�y ja noc� zapewne teraz spa�y skryte gdzie� tam, w�r�d drzew. Stara�a si� zobaczy� co znajduje si� za t� naturaln� granic�, ale nie mog�a tego dostrzec. W oddali Mroczny Las skryty by� we mgle, kt�ra przys�ania�a jego odleg�e granice. "Tam musi by� co� jeszcze' - pomy�la�a. P�nym popo�udniem dotarli do granicy Czerwonej Pustyni. Dziewczynka zsiad�a ze smoka, poprawi�a bia�o - niebiesk� sukienk� i uca�owa�a go. Musia�a si� spieszy�, gdy� zbli�a�a si� noc, a wraz z ni� nadchodzi�y varloki. Odetchn�a g��boko kilka razy i wkroczy�a na czerwony piasek. By� bardzo sypki co utrudnia�o w�dr�wk�. Ba�a si� i��. Wiedzia�a jednak, �e wszyscy w ni� wierz�. Teraz nie mog�a zrezygnowa�. Brn�a wi�c dalej w kierunku ledwo widocznego w oddali Czarnego Zamku. Jej bose stopy kaleczy�y si� o ostre kamienia, co rusz zapada�a si� w grz�skim piasku. S�o�ce przygrzewa�o niemi�osiernie cho� nadchodzi� ju� zmierzch. Krajobraz pozostawa� wci�� monotonny, nic si� nie zmienia�o. Mia�a wra�enie, �e stoi w miejscu. Zamek nadal by� ledwie widoczny ona za� mia�a przedziwne uczucie, �e z ka�dym jej krokiem zamek oddala si� kawa�ek. Nadal wi�c dzieli�a j� od niego ta sama odleg�o��. Nuffaki ostrzega�y j�, �e Czerwona Pustynia jest niesko�czona, a do Czarnego Zamku wiedzie tylko jedna droga, �adne ze zwierz�t nie potrafi�o jej odnale��, a zboczenie z raz obranej �cie�ki ko�czy�o si� �mierci� czy to w ruchomych piaskach, czy te� w p�tli czasowej. Ze zdenerwowania zasch�o jej w gardle. Otar�a drobn� r�czk� pot z czo�a rozmazuj�c przy okazji na nim piach. - Ju� raz t�dy przesz�am, cho� tego nie pami�tam. Raz mi si� uda�o uda si� i za drugim razem - powtarza�a sobie brn�c dalej przez grz�ski piach. Nadchodzi� mrok. Kontury zamku by�y coraz lepiej widoczne. Nie mia�a ju� si�, chcia�a chwil� odpocz��, gdy nagle w oddali, gdzie� z ty�u us�ysza�a znajome wycie. Varloki wyruszy�y na polowanie. Ostatnie promienie s�oneczne, jakby w odpowiedzi na ten okrzyk wojenny schowa�y si� za horyzontem. Przyspieszy�a ostatkiem si�. Powoli ogarnia�a j� wci�� narastaj�ca panika. Nie mog�a si� jednak zmusi� do biegu. "S� jeszcze daleko" - pociesza�a si� z trudem �api�c oddech. Zimny pot sp�ywa� jej po plecach. W otaczaj�cym j�, wci�� pog��biaj�cym si� mroku widzia�a z�owrogie cienie. Wyci�ga�y swe widmowe ramiona i stara�y si� j� pochwyci�. Gdzie� bardzo blisko zawy� wilk. Amy zakry�a uszy r�koma, sz�a jednak dalej, wci�� brn�c przez piaski pustyni. Zamek by� ju� naprawd� niedaleko. Jego ciemne wierze i wysokie mury rysowa�y si� wyra�nie. Wydawa�o si�, �e jest o wiele ciemniejszy od otaczaj�cej go czerni. Wy�ania� si� z niej jednocze�nie wtapiaj�c w mrok. By� jakby na pograniczu ciemno�ci i mroku. Tworzy� z ni� jedno��. "Niesamowite" - pomy�la�a zachwycona tym widokiem. Z bliska nie wydawa� si� straszny, by� wspania�y. Zdawa�o si�, i� jest pomnikiem na cze�� nocy postawionym na �rodku Czerwonej Pustyni by wyra�niej ukaza� kontrast barw. Nagle us�ysza�a przera�liwy skowyt, varloki dopad�y sw� pierwsza ofiar� tej nocy. "Musz� doj�� do zamku' - powtarza�a sobie nerwowo zatykaj�c uszy by nie s�ysze� pisk�w rozrywanego gdzie� w oddali stworzenia. W pewnym momencie zda�a sobie spraw�, �e sapanie varlok�w by�o coraz bli�ej, s�ysza�a je mimo zatkanych uszu. Przyspieszy�a jeszcze bardziej. Czu�a powoli od�r ich sier�ci, nieodzowny znak, �e by�y coraz bli�ej. Jednocze�nie przypomina�a sobie powoli, jak dawno temu ucieka�a przez t� krain�, oby dalej od Czarnego Zamku. Teraz by� jedynym schronieniem przed �cigaj�cymi j� varlokami. Dotar�a prawie do celu. "Nie wolno mi zrezygnowa�"- pomy�la�a i zacz�a biec zbieraj�c resztk� si�. Ogarniaj�ca j� panika by�a coraz wi�ksza, nie mog�a jednak pozwoli� by zaw�adn�a nad jej cia�em. Strach dodawa� jej si�. Za plecami us�ysza�a gro�ne warczenie i sapanie stworze� z mroku. Varloki by�y tu� za ni�. Od wr�t zamku dzieli� j� tylko stary, rozwalaj�cy si� most. Przez dziury wida� by�o bezdenn� przepa��. Ostro�nie st�paj�c po przegni�ych deskach zacz�a posuwa� si� w kierunku wr�t, ale varloki by�y coraz bli�ej. Jeden z nich w�a�nie wy�ania� si� z otaczaj�cych j� ciemno�ci. Jego wielkie, stalowoszare oczy wpatrywa�y si� w ni� �ar�ocznie, z pyska ciek�a krew sp�ywaj�ca po d�ugich, ostrych k�ach. Amy ostatkiem si� rzuci�a si� do bramy. Chwyci�a klamk�, ale ta nie ust�pi�a. Varlok wyci�gn�� sw� szpetn� �ap� by j� pochwyci�. Kopn�a go z ca�ej si�y. Zd��y� jednak rozerwa� jej sukienk� i poharata� udo. Drzwi ust�pi�y. Upad�a na pod�og� zatrzaskuj�c je za sob�. Przez chwil� nie mog�a z�apa� tchu, w ko�cu podnios�a si� i rozejrza�a po pomieszczeniu. - Jestem bezpieczna - pomy�la�a natychmiast �a�uj�c tych s��w. Znajdowa�a si� w du�ym, przestronnym holu. By� straszny, brudny i odpychaj�cy tak, jak ca�y zamek. Powoli skierowa�a si� do drzwi na ko�cu korytarza. Wewn�trznie czu�a, ze tam ma si� uda�. Rozpoznawa�a poszczeg�lne meble, obrazy i k�ty. Powoli przypomina�a sobie jak st�d ucieka�a. Wielkie, drewniane odrzwia na ko�cu holu otworzy�y si� przed ni� bezg�o�nie. Zaskoczona - cicho krzykn�a. Znajdowa�a si� teraz w sali tronowej. Pod�oga l�ni�a jak wielkie, czarne lustro. Gdzie� na samym ko�cu sta� kamienny tron, a na nim siedzia�a posta� odziana w czarny p�aszcz. Amy podesz�a bli�ej. Przeb�yski przesz�o�ci na chwil� zmusi�y ja do zatrzymania si�. Co� w tej komnacie przerazi�o j� gdy znalaz�a si� tu za pierwszym razem. Czu�a sw�j strach z tamtych czas�w i przera�enie. Wtedy opanowa�a j� panika i to ona da�a si�y do samotnej ucieczki przez Czerwon� Pustynie. - O Panie Czarnego Zamku - zacz�a dr��cym g�osem zbli�aj�c si� powoli do tronu. Pod�oga by�a bardzo �liska, niemal jak tafla lodu. - Prosz�, pom� mi pokona� potwory nocy, varloki - wci�� walczy�a z pragnieniem ucieczki. - Sama sobie nie poradz�. B�agam wys�uchaj mnie - w�adca nawet si� nie poruszy�, nie m�wi�c ju� o odpowiedzi. Amy postanowi�a nie rezygnowa�. W ko�cu zasz�a tak daleko, pokona�a tyle niebezpiecze�stw i przezwyci�y�a sw�j strach przed powrotem tutaj. Jeszcze raz powt�rzy�a sw� pro�b�. Gdy i teraz Czarny W�adca nie zareagowa� upad�a na kolana i zacz�a p�aka�. Tyle przesz�a i to wszystko na marne! Nagle zerwa� si� wiatr, posta� osnuta czarnym p�aszczem wsta�a i w otaczaj�cym j� �wietle zbli�a�a si� powoli do przera�onej dziewczynki. Wyci�gn�a w jej stron� r�k� i czarna peleryna opad�a. Obok Amy sta�a teraz dziewczynka jej wzrostu. Wygl�da�a tak samo, jak Amy, jakby by�a jej lustrzanym odbiciem. - Kim jeste�? - wyszepta�a wstaj�c z ziemi. - Zostawi�a� mnie - odpar�a posta�- Czeka�am na ciebie. - Kim jeste�? - powt�rzy�a pytanie Amy. - Nie chcia�a� odej�� razem ze mn�. Zostawi�a� mnie sam� - odpar�a z pretensj� tamta. - To nie tak- zaprotestowa�a Amy - Ba�am si�... - zacz�a p�aczliwie powoli przypominaj�c sobie histori� sprzed lat. �zy pop�yn�y jej z oczu. - Chcia�am wr�ci� do domu, do mamy - usprawiedliwia�a si�. - Przecie� wiesz, �e to niemo�liwe - przerwa� jej �agodnie sobowt�r. - Cho� ze mn�. T�skni�am za tob� - Amy przytuli�a si� do niej niewyra�nie be�koc�c: - Ja te�. - A co z varlokami? - spyta�a w ko�cu. - Odejd� gdy zerwiesz wi�. Amy bez strachu poda�a r�k� dziewczynce. * * * Piel�gniarki sta�y w kremowym pokoju i rozmawia�y przyciszonym g�osem. - Matk� wezwano, gdy tylko jej stan zacz�� si� pogarsza� - powiedzia�a jedna z nich. - Mamrota�a co� niewyra�nie, jakby obudzi�a si� z d�ugiego snu. - By�am tam, bo wezwa�a mnie pani ordynator - g�os nale�a� do Soni. - �al mi jej matki. Wci�� nie mo�e uwierzy� w to, co si� sta�o - doda�a szczup�a blondynka. - Tak, to by�o zadziwiaj�ce. Jeszcze nigdy czego� takiego nie widzia�am. Mo�na powiedzie�, �e to cud. - Ale teraz ju� po wszystkim. Matka jeszcze siedzi u pani doktor - doda�a konspiracyjnym tonem stara, t�ga kobieta. - Przynajmniej nie cierpia�a- doda�a ze wsp�czuciem blondynka - Odesz�a cicho, jak cie�, we �nie. - Co to za zbiegowisko?! Niech panie wr�c� lepiej do pracy! - w drzwiach sta�a pani ordynator. - Nie ma o czym rozmawia�. Mamy jeszcze wielu chorych do wyleczenia. - Piel�gniarki w po�piechu opu�ci�y pok�j. Ordynator poprawi�a ��ko. Na r�ce mia�a olbrzymiego, krwawego siniaka. Wychodz�c z pomieszczenia rzuci�a jeszcze raz spojrzenie na jego wn�trze; niegdy� zamieszka�e, a teraz opustosza�e. U�miechn�a si� do siebie, a jej stalowoszare oczy roziskrzy�y si� niebezpiecznie. Gdzie� w oddali s�ycha� by�o sapanie varlok�w, kraina znowu by�a wolna.