Piskulak Andrzej - Kluczem do baśni może wytrych

Szczegóły
Tytuł Piskulak Andrzej - Kluczem do baśni może wytrych
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Piskulak Andrzej - Kluczem do baśni może wytrych PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Piskulak Andrzej - Kluczem do baśni może wytrych PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Piskulak Andrzej - Kluczem do baśni może wytrych - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrzej Piskulak Kluczem do baśni może wytrych Arkusz poetycki wydany w ramach „Biblioteki Świętokrzyskiej”. Kielce 1980 r. Spis wierszy strona 4 : ech poeto strona 5 : ***(zwykły nóż) strona 6 : *** (świat wiruje...) strona 7 : jeden z nas strona 8 : przypływ strona 9 : ryba strona 10 : *** (w dniu urodzin....) strona 11 : syzyf strona 12 : umowa strona 13 : pejzaże nieba strona 14 : wtedy znaliśmy tylko jeden horoskop strona 15 : kabina strona 17 : ja panie Boże strona 18 : wit naszego świata Od autora na okładce: „Na przestrzeni dziejów literatury zostało sformułowane bardzo dużo postulatów, opinii i manifestów. Nie wszystko jednak zostało i nie wszystko zostanie powiedziane, bo prawdziwa poezja to człowiek. Ktoś powiedział, że artysta tym różni się od nerwicowca, iż pierwszy przy pomocy środków artystycznych przekazuje światu swój ból. Zaś drugi spala się. Na poezję składa się szereg wartości: artystyczne, estetyczne, poznawcze, emocjonalne, itp. Tak więc, poetą się jest, lecz nie koniecznie musi się to uzewnętrznić”. ech poeto I wdarłem się na skałę pięknej Kalijopy ech poeto po coś tutaj przyszedł na zebranie poetyckie? czy nie masz gdzie spać by tutaj wódkę chlać? ech poeto witasz świt czerwony jak straż pożarna witasz swoją Polskę z bólem głowy i przekrwionym wzrokiem ech poeto lepiej sprzedawać wodę z saturatora niż siebie samego ech poeto po coś tutaj przyszedł... *** zwykły nóż z czerwonym trzonkiem dwoma ostrzami i korkociągiem leży na stole ja leżę na wersalce także bez idei ze stalową obojętnością marki Gerlach nierdzewny czekam cierpliwie aż ktoś się posłuży mną *** świat wiruje jak wrzeciono tokarki pojedziemy w ramach wycieczki zakładowej z wizytą może do Boga może w miejsca zachwalane w telewizji zresztą nie ma znaczenia gdzie lecz z kim bo zapomnieliśmy swoich bohaterów (obecnie umierają smutnie na scenach) oni odkryli: eureka! żyjemy! oni z rozpaczy stworzyli filozofie oni z rozpaczy odkryli że ziemia obraca się oni z rozpaczy ułożyli wiersz oni z rozpaczy własną krwią... jeden z nas pamięci Baczyńskiego jeden z nas to właśnie ja przyszedł lecz zamiast karabinu ma butelkę wódki jeden z nas to właśnie ja przyszedł cierpi chociaż nikt nie rozkazuje jeden z nas to właśnie ja jest władcą w ogródku działkowym z grabiami w dłoni jeden z nas to właśnie ja jest tylko numerem w książeczce wojskowej Przypływ tłumy krzeseł oparte plecami o ściany właśnie stoją nad przepaścią dzikich skał konkretnie siedzą na wersalce huk zamęt gdzie ja jestem czy to błyskawica nie to szalik powieszony na drzwiach rozdarł sufit przypływ skończony na sedesie trzy minuty relaksu spokojnie skapuje zawartość kolejnej odsłony ryba tam głęboko w oceanie pośród koralów załamań dna mieszka ryba nietypowa niekształtna w dodatku ślepa z pewnością głupia bo nie widziała w telewizji pokazów akrobatycznych na olimpiadzie ani lotów kosmicznych żyje nieobyta towarzysko bo nie zna współczesnej poezji a szczególnie plotek o jej twórcach z nią nie można iść na piwo i porozmawiać o sensie istnienia nawet choćby na jej temat dlaczego taka ślepa ile ma lat z czego żyje ile zarabia jakie ma możliwości ona nie jest studentką ichtiologii nie potrudzi się by obejrzeć program jej poświęcony zresztą no bo jak ryba głębinowa po wyciągnięciu przez niestrudzonych wnuków na ląd zdechła *** w dniu urodzin znalazłem sobie lalkę była jakaś inna niż zawsze jednak radość przebijała z twarzy jej stronic przyszedł wokulski z życzeniami urodzinowymi więc poczęstowałem go sportami i zapytałem o zdrowie izabeli uśmiechnął się i coś tam mruknął po angielsku potem wypił mi wódkę i w milczeniu prześmialiśmy się całą noc syzyf wtaczał przez całe życie mięśnie kamień pchnięty wreszcie skończyła się kara zainstalował taśmociąg umowa umówiliśmy się że papierek z napisem 1000 zł bądź blaszki z reszką i orzełkiem to krawat buty skarpety koszula chleb wódka tak tak chodzi tu o srebrniki chowane – podobno – dla przyszłych pokoleń dla narodzonych bądź nienarodzonych dzieci zakładamy im książeczkę mieszkaniową bo gdy dorosną będą budowały nasze lepsze jutro dziś potem gdy zbudują staną na baczność przed pytaniem co robić jutro: pejzaże nieba na niebie już wstał świt a o szyby okna tłucze się przyjemny śpiew lecz to nie słowik tak śpiewa o świcie i nie wróble tak wściekle ćwierkają to ruszyła kolejna zmiana w pobliskich kamieniołomach oraz piły w tartaku o siódmej rano a na niebie skropionym poranną rosą (jest to odmiana potu po źle przespanej nocy) nie błyskawica tak błysnęła i nie poeta przeciął oko na dwoje to samolot ponaddźwiękowy wytycza nowe drogi poezji wtedy znaliśmy tylko jeden horoskop rodzice pewnego wieczoru wyszli z portretu zawieszonego nad łóżkiem zaprosili nas na pierwszą randkę my ukryci wtedy w sensie istnienia gdzieś w pocałunku w wizjach ogrodu zawieszonego w gwiazdozbiorze po ścieżkach jego biegaliśmy wtedy znaliśmy tylko jeden horoskop z wydrapanymi inicjałami białymi jak welon złotymi jak obrączki nabożnymi jak mszał tak tak wtedy znaliśmy tylko jedną miłość jak dziecko upominek na gwiazdkę ale ukryci szczelnie w pościel mocy poślubnej nie wiedzieliśmy że zjedzą jabłko a ból w zakrwawionym fartuchu trzyma miecz kabina Ani Chmielewskiej kabina poleciała na księżyc u sufitu na poddaszu mknie jak pociąg podmiejski po torach mlecznej drogi woźnica wielkiego wozu na przejeździe pokiwał czapką zaklął pod wąsem i pognał konie z nozdrzy uniosły się gęste obłoki mgławic (rejestrowane wytrwale przez astronomów) minęła gwiazdy powieszone przez szczęśliwych nieszczęśliwców na przydrożnych drzewach oni wzięli udział w krucjacie by urealnić abstrakcję szczęścia by z tej wyprawy przywieźć swoi8m dziewczynom klejnoty z wypalonych słońc bransoletę z mgławic pierścień saturna a nie stanęli w kolejce za mięsem za węglem nie zainwestowali w książeczkę mieszkaniową a teraz na wersalce z naświetlonymi oczami światłem gwiazd oddalonych o ileśtam lat świetlnych (gwiazd istniejących dla dzieci które ukręciły łby hydrom w wózku na spacerze w parku) minęła gwiazdozbiory i horoskopy w dziennikach i leci sobie ta ćma na papierowy księżyc ja panie Boże ja panie Boże w podróży galaktyką po torze krzywej czuję że pieśń ta jest machnięciem zniecierpliwionej ręki ja panie Boże kiwnięciem palca przywołałem anioła stróża wraz z rachunkiem podał mi tabletkę relanium i szklankę neospazminy ja panie Boże wczoraj oglądałem w telewizji program ”o potrzebie budowania domów dla upośledzonych umysłowo” czy świat ten cały jest taką inwestycją ja panie Boże na drodze krzyżowej jakiejkolwiek codzienności wszak zesłałeś tu swojego syna by w założeniach konstrukcyjno – technologicznych był człowiekiem ja panie Boże tak sobie myślę życie to taki obóz... z którego gdy się pryska to koniecznie trzeba wiedzieć dokąd ja panie Boże na zakończenie już jak ślepy żebrak obok kościoła w blasku dna swojego kapelusza piszę podanie na zakończenie proszę o pozytywne rozpatrzenie mojej sprawy wit naszego świata księżyc prześwietlił pośród bagien baszty wieże zabudowania obrońcy odeszli od pieczeni z żubra od rogu z lipowym miodem w niedźwiedzich skórach zgrzebnych sukmanach ostrzyć topory i miecze zaplatać końskie włosie bronić światowita by nie nałożono mu nowych szat liturgicznych by nie zamknięto go w okładkach trzech opasłych tomów tylko on nie zrezygnuje z własnej nie przymuszonej woli bo wrzeźbiona w niego jest nasza – zapomniana niestety – świadomość wiary niesteoretyzowanej KONIEC KSIĄŻKI