Tad Williams - Zaspać na Sąd Ostateczny

Szczegóły
Tytuł Tad Williams - Zaspać na Sąd Ostateczny
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Tad Williams - Zaspać na Sąd Ostateczny PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Tad Williams - Zaspać na Sąd Ostateczny PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Tad Williams - Zaspać na Sąd Ostateczny - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Strona 4 Przyg o d y Bo b b y’eg o Do la ra za czą łem o d d ed yka cji d la mo jeg o p rzyja ciela Da vid a Pierce’a , któ ry n a s o p u ścił. Od ta mteg o cza su stra ciłem jeszcze kilko ro b liskich lu d zi. To sa mo mo żn a p o wied zieć o n a szym g a tu n ku , fa n ta styce. Ś mierteln o ść to b ó l, a le ta kże p ersp ektywa . Bra ku je n a m Wa s wszystkich , p isa rze, twó rcy, a rtyści. Ja kże b ra k mi Cieb ie, Da ve! Ale ta ka ju ż, stra szn a i p iękn a za ra zem, ta jemn ica życia : n ie mo żn a ko ch a ć i n ie za zn a ć – kied yś ta m – p o czu cia stra ty. Strona 5 Podziękowania o ja k siążk a, m o je zasad y . A n ajważn iejsza z n ich to M p am iętać i d zięk o wać. Nie sk o ń czy łb y m jej b o wiem b ez p o m o cy , jak iej u d zieliło m i wiele o só b . Bard zo ważn ą ro lę p rzy p o wstawan iu tej k siążk i (jak i wszy stk ich in n y ch ) o d eg rały m o je p rzy jació łk i i red ak to rk i, Betsy Wo llh eim i Sh eila Gilb ert. Bo że Wam b ło g o sław. M ó j n ieo cen io n y ag en t, M att Bialer, p ro wad ził m n ie za ręk ę (g łó wn ie w p rzen o śn i, jak o że m ieszk a w No wy m Jo rk u ) p rzez liczn e k ry zy sy i o d p ały . Ch wała m u za to . M ary lo u Cap es-Platt zn ó w d o k o n ała cu d u ad iu stato rsk ieg o , zasy p u jąc m n ie p o p rawk am i i su g estiam i, an i razu p rzy ty m n ie sp rawiając, że ch ciałb y m się g ry źć i d rap ać. Nieu stające b ło g o sławień stwa, M ary lo u . M o ja żo n a Deb o rah Beale jak zawsze b y ła p rzy m n ie i d la m n ie n a k ażd y m k ro k u tej d ro g i. M iałem szczęście o żen ić się n ie ty lk o z cu d o wn ą o so b ą, lecz tak że ze zn ak o m ity m red ak to rem i wy d awcą. (Nie, n ie jestem b ig am istą; to jed n a i ta sam a d ziewczy n a). Bło g o sław jej, Pan ie. Zawsze. Ko ch an a Lisa Tv eit, Kró lo wa In tern etu , raz jeszcze sp rawiła, że Strona 6 wy szed łem n a g o ścia, k tó ry co ś tam wie o wsp ó łczesn y m świecie. M o ja wd zięczn o ść jest ró wn ie b ezg ran iczn a jak jej p o święcen ie d la m n ie. Wszelk ich Ci łask , Liso . Dro g a p rzy jació łk a Ylv a v o n Lö h n ey sen p o m o g ła m i p rzy wielu ważn y ch k westiach związan y ch z n iem ieck im , a d o teg o jest b ard zo co o l. I Cieb ie n iech strzeg ą an ieli. Pięk n e d zięk i ró wn ież d la Arm ii Bo b y ’eg o Do lara sfo rm o wan ej z wsp an iały ch Sm arch eró w z ta d willia ms.co m, fejsb u k o wej g ward ii z ta d .willia ms i Au th o rTa d Willia ms, tu d zież wiary z Twittera, k tó ry ch zd erzen ie z Cały m Szaleń stwem Tad a tro ch ę złag o d ziła d y sk retn a selek cja na MrsTa d w wy k o n an iu m o jej ży cio wej p artn erk i. Wszy stk im Wam p o trzy k ro ć b ło g o sławień stwo . I p o wiem Wam jed n o : n ie n ap isałb y m n ic, g d y b y n ie czy teln icy . Jestem g awęd ziarzem , n ie h erm ety czn y m ak ad em ik iem – a więc d zięk i wielk ie i Wam , k tó rzy to czy tacie. I n ie o d p u szczajcie, p ro szę! W ty m tem p ie sk o ń czy cie k siążk ę, an i się sp o strzeżecie. Strona 7 Prolog ig d y p rzed tem n ie b y łem n a ro zp rawie w Nieb ie. Nie zd arzają N się zresztą często . Ale zaraz, o m ąd ry an iele, p o wiecie. Jak że to w Nieb ie m o g ą się o d b y wać p ro cesy sąd o we? Do b re p y tan ie. No b o sk o ro ju ż k to ś raz się d o stał d o Krain y Wieczn ej Szczęśliwo ści, to ch y b a m a załatwio n e, n ie? Go ściu p rzeszed ł wery fik ację i zaliczy li g o d o Sp rawied liwy ch , b o in aczej b y się tam n ie d o stał, p rawd a? Po tem zaś ju ż ty lk o ch wali się Pan a – jak więc m o żn a p o d p aść p o d n ieb iesk ie p arag rafy ? No có ż… p o p ierwsze, jest cały ten g ip s z wo ln ą wo lą. Lu d zie i an io ły m u szą m ó c p o p ełn iać b łęd y , w p rzeciwn y m razie wszech świat b y łb y m ech an izm em , w k tó ry m wszy stk o jest z g ó ry u stalo n e i d o sk o n ałe. Ży cie w Nieb ie n ajczęściej tak właśn ie wy g ląd a: trzo d a p o g o d n y ch świetlisty ch stwo rzeń b y tu je w ab so lu tn ej h arm o n ii, w b zy czący m szczęściem u lu , z jed n y m wsp ó ln y m celem . Wszy scy jed n ak wiem y , że w p rzy ro d zie – ch o ćb y d an y ek o sy stem d ziałał id ealn ie – zawsze się zn ajd zie p arę d u rn y ch p tak ó w lecący ch n a p ó łn o c, g d y cała reszta u ciek a p rzed zim ą n a p o łu d n ie, czy jak iś rąb n ięty ło so ś su rfu jący w d ó ł rzeczn y ch b y strzy n z o k rzy k iem „Patrzcie, jak zasu wam !”, k tó ry co ru sz o b ija się o ro zsąd n iejszy ch Strona 8 zio m k ó w m o zo ln ie p ły n ący ch n a tarło p o d p rąd . I n ie m a zn aczen ia, że tacy o d m ień cy zam arzają i sp ad ają z n ieb a g d zieś w tu n d rę lu b zd y ch ają b ezp o to m n ie – liczy się wo ln a wo la. Najwy raźn iej zaś m y , an io ły , jesteśm y tak sam o zd o ln e d o k iep sk ieg o p an o wan ia n ad im p u lsam i jak wszy scy in n i. No i stąd się b io rą n ieb iesk ie sąd y i p ro cesy , a m n ie właśn ie p o raz p ierwszy czek ał u d ział w tak iej im p rezie. Ud ział to m o że źle p o wied zian e. I n iezu p ełn ie p ierwszy raz; zd arzało m i się ju ż wied zieć o p o d o b n y ch sp rawach . W raju tak ju ż jest, że wie się o p ewn y ch ważn y ch wy d arzen iach , a n awet m o żn a śled zić je u ważn ie, n iek o n ieczn ie w n ich u czestn icząc. Tru d n o to wy jaśn ić, jak wiele in n y ch n ieb iań sk ich n iewy tłu m aczaln y ch rzeczy . Po wied zm y , że sied zicie w zatło czo n y m b arze i trwa m ecz lig o wy z u d ziałem lo k aln ej d ru ży n y : n ie trzeb a wlep iać g ał w telewizo r, żeb y wied zieć, co się ak u rat d zieje n a b o isk u , n ie? Do ciera to d o was n a k ilk an aście sp o so b ó w. No więc ja n a zb liżo n ej zasad zie m iałem o k azję o b serwo wać p arę tak ich p ro cesó w. Ten jed n ak m iał się zd ecy d o wan ie ró żn ić o d p o p rzed n ich , d lateg o załatwiłem so b ie d o sk o n ałe m iejsce: w sam y m śro d k u p ierwszeg o rzęd u . Po d sąd n eg o (b ied n y sk rzy d laty sk u rczy b y k … ) czek ała k o n fro n tacja z n ajwy ższy m m ajestatem n ieb iesk ieg o p rawa i całe Lśn iące M iasto p u lso wało n iecierp liwy m o czek iwan iem . Pałac Sp rawied liwo ści jaśn iał o d wewn ętrzn eg o światła n iezliczo n y ch zastęp ó w an ielsk ich ; wszy stk im zależało , b y wid zieć to o so b iście i z b lisk a. Zd awało m i się n awet, że n ieo p o d al k ręci się m ó j szef, arch an io ł Tem u el (k sy wk a „M u ł”). Strona 9 Tłu m y Zb awio n y ch , ch o ć w zasad zie p o zb awio n e su b stan cji, p rzep y ch ały się i p o trącały wzajem w o g ro m n ej p o ły sk liwej m asie (teg o też n ie p o d ejm u ję się wy tłu m aczy ć). Po jawien ie się szaco wn eg o try b u n ału wzb u d ziło ro sn ący szm er ek scy tacji. Rząd ek p ro m ien n y ch arch an ielsk ich sy lwetek rep rezen to wał to , co wielk ie i d o b re – w p aru wy p ad k ach n awet n ajwięk sze i n ajlep sze – co n asza Trzecia Sfera m a d o zao fero wan ia. Ro zp o zn ałem wszy stk ie o d razu . – Zeb raliśm y się tu p o d o k iem Najwy ższeg o , ab y sp rawied liwo ści stało się zad o ść. – Te sło wa wy p ły n ęły z k o lu m n y b ry lan to weg o światła, k tó rej n a im ię Teren cja. Po zo stała czwó rk a sęd zió w: Karael, Razjel, An aita i Ch am u el, zasiad ła w p ło m ien n y m m ilczen iu wo k ó ł n iej, u stawio n a p o d szn u rek n iczy m świece n a m en o rze w p iąty d zień Ch an u k i. – Bó g was wszy stk ich k o ch a – d o d ała i o b ró ciła u wag ę n a m n ie. – An iele ad wo k acie Do lo riel, jesteś o sk arżo n y o sp isk o wan ie p rzeciwk o Nieb u tu d zież o in n e zb ro d n ie, w ty m g n iew, p y ch ę, zazd ro ść o raz ch ciwo ść, wszy stk ie w n ajo k ro p n iejszej p o staci. Jeżeli zo stan iesz u zn an y za win n eg o , b ęd ziesz u su n ięty z Nieb a i wrzu co n y w Czelu ść Piek ieln ą, g d zie sp ęd zisz wieczn o ść w m ęce i ro zp aczy . Czy m asz jak ieś p y tan ia, n im zaczn iem y p rzewó d sąd o wy ? Tak , tak . Z teg o właśn ie p o wo d u p rzy słu g iwało m i tak d o b re m iejsce w p rześwietn ej sali. M acie jak ieś p y tan ia? Ja też, i to n ajp ewn iej tak ie sam e, p o czy n ając o d „Jak się tu zn alazłem ?” aż p o „Jak się z teg o , k u rk a wo d n a, wy k arask ać?”. Jed n ak że z p rzy czy n , k tó re b ęd ę wy jaśn iał p o d ro d ze, n ie sąd ziłem , ab y ich zad awan ie p rzy n io sło m i co k o lwiek d o b reg o . – Wy so k i Sąd zie, zad ecy d o waliście ju ż, co ze m n ą zro b icie – Strona 10 p o wied ziałem z n ad zieją, że zab rzm iało to zn aczn ie b ard ziej h ard o i ch ło d n o , n iż się w tej ch wili czu łem . – Daru jm y więc so b ie te wstęp y , b o i tak wiad o m o , że n ajlep sza zab awa b ęd zie p rzy o g łaszan iu werd y k tu . Ale zaraz, p o wiecie, m o że b y tak o d p o czątk u , Bo b b y Do lar. Jak im że cu d em trafiłeś n a n ieb iań sk ą ławę o sk arżo n y ch ? Jak tak a p rzy k ro ść m o g ła sp o tk ać jed n eg o z u m iło wan y ch , szan o wan y ch an io łó w Pań sk ich ? Ha, h a. Jasn e. Nie żału jcie so b ie, k o p n ijcie leżąceg o jeszcze raz. Co tam lo s jeg o n ieśm ierteln ej d u szy , sk o ro m o żn a m ieć z teg o tro ch ę b ek i? Nap rawd ę ch cecie wied zieć, jak się zn alazłem w tej sy tu acji? Wszy stk o się ch y b a zaczęło o d sn u , k tó ry m n ie n awied ził p ewn ej n o cy . Strona 11 Jeden Po prostu anioł to s sięg ał p o n ad g ło wy ro zwrzeszczan y ch g ap ió w. Przy wiązan y S d o słu p a sk azan iec zwisał b ezwład n ie n a szn u rach , n ierealn y jak wy rzu co n y n a śm ietn ik m an ek in sk lep o wy czy zap o m n ian a wielk a lalk a. M iał n a so b ie ry cersk ą zb ro ję, ale sm u k ło ść fig u ry zd rad zała, że p o d żelazem n ie k ry je się m o carn y wo jo wn ik , lecz k ru ch a k o b ieta. Ro zp o czy n ała się eg zek u cja Jo an n y d ’Arc. Dziewica Orleań sk a u n io sła g ło wę i p o to czy ła wzro k iem p o zatło czo n y m p lacu . Nasze sp o jrzen ia się sp o tk ały . Ujrzałem jej b ard zo jasn e, p laty n o we wło sy i o czy czerwo n e jak k rew. Po czu łem ló d w sercu . To n ie b y ła święta Jo an n a, lecz Caz – m o ja cu d n a d em o n ica, k tó ra zawłaszczy ła i wy stawiła na śm ierteln e n ieb ezp ieczeń stwo m ą d u szę. Kto ś p o d ło ży ł o g ień p o d su ch e b ierwio n a. Po d p ałk a zajęła się o d razu . Wo k ó ł stó p Caz p o jawiły się p ierwsze b iałe o b ło czk i. Pło m ien ie b ły sk awiczn ie p ięły się w g ó rę, m alu jąc d y m w b arwy zach o d ząceg o sło ń ca. Caz szarp ała się w więzach co raz b ard ziej ro zp aczliwie, czu jąc szy b k o ro sn ący żar. Nie m o g łem się p o ru szy ć. Otwo rzy łem u sta, b y d o n iej zawo łać, lecz n ie wy d o b y ł się z n ich żad en d źwięk . Stałem jak Strona 12 sk am ien iały . W ch wili, g d y n ajb ard ziej b y łem jej p o trzeb n y , n ie m o g łem n ic zro b ić. – Jesteś za d alek o ! – k rzy k n ęła sp o śró d o tu lający ch ją ciasn o p asm d y m u . – Och , Bo b b y , tak d alek o ! Dalsze sło wa p rzero d ziły się w n iearty k u ło wan e b o lesn e wy cie. Pło m ien ie strzelały ju ż tak wy so k o , że led wo wid ziałem jej sy lwetk ę p o p rzez o g ień . Wijące się ciało , d y m , b u d y n k i w tle – wszy stk o g ięło się i d rg ało jak p o d wo d ą. Nag le wśró d wzn o szącej się k u n ieb u ciem n ej ch m u ry d o strzeg łem ru ch w p o wietrzu n ad sto sem : szy b u jące w d ó ł sk rzy d late k ształty . Allelu ja! M iejsk ie d zwo n y ro zd zwo n iły się m elo d ią p ieśn i o Od k u p ien iu . Allelu ja! Sk rzy d late p o stacie k o ło wały co raz n iżej – an io ły sp ieszące n a ratu n ek ! Po tem jed n ak zo b aczy łem je wy raźn iej. M o że sp rawiało to falu jące o d żaru p o wietrze, lecz twarze d o m n iem an y ch wy b awcó w m iały p o n u ry , o k ro p n y wy raz; o czy b ły sk ały p io ru n am i, a sk rzy d ła o k azały się m ato wo czarn e jak sp alo n y p ap ier i n awet żarzy ły się n a b rzeg ach , jak b y to o g ień , n ie p o wietrze, b y ł ich n atu raln y m śro d o wisk iem . An io ły czy d em o n y ? Przy b y wają z p o m o cą czy ch cą ją p o rwać d o m iejsca wieczn ej k aźn i? On iem iały , sp araliżo wan y m o g łem ty lk o p atrzeć i słu ch ać, jak d zwo n y b iją co raz g ło śn iej. Allelu ja! Allelu ja!! Allelu ja!!! Po d erwałem się n a łó żk u zap lątan y w k o łd rę. W p o k o ju b y ło Strona 13 ciem n o i ty lk o n ieśm iałe p asem k o światła z u licy wp ełzało d o śro d k a p o d zaciąg n ięty m i sto ram i. Zn ik n ęły p ło m ien ie i d y m , ale z m o jeg o telefo n u wciąż wy lewała się ta sam a m elo d ia, jak o k ru tn y żart. Allelu ja. Telefo n . To ty lk o d zwo n i telefo n . Ah a, jasn e, p o m y ślałem , p rzek rzy k u jąc w p o wo li zb ieran y ch m y ślach ło m o t ro zk o łatan eg o serca. Piep rz się, Haen d el, i p iep rzy ć twó j p iep rzo n y h y m n . A ju ż zwłaszcza teg o su k in sy n a, k tó rem u p rzy szło d o g ło wy u ży ć g o jak o d zwo n k a w n aszy ch słu żb o wy ch k o m ó rk ach . Zrzu ciłem p o ło wę b ałag an u z n o cn eg o sto lik a, zan im wreszcie n am acałem ap arat, wcisn ąłem g u zik z zielo n ą słu ch aweczk ą i u ciszy łem tę ch o lern ą h o san n ę. – Czeg o ? – wark n ąłem . Pu ls m i n ap iern iczał, jak b y m właśn ie d ał k ro k z u rwisk a w p u stą p rzestrzeń . – Ob y to b y ło co ś ważn eg o , b o in aczej k to ś u m rze. – Kto ś ju ż u m arł. – Po zn ałem g ło s Alice z b iu ra m iejsk ieg o (n aszeg o lo k aln eg o o d d ziału wład zy n ieb iesk iej). – M asz k lien ta, Do lar. – Wy recy to wała szczeg ó ły , jak b y o d czy ty wała listę zak u p ó w. – Po k aż im , k to tu rząd zi, k o wb o ju . I m o że n ie b y łb y ś tak im zrzęd liwy m d u p k iem , g d y b y ś wczo raj zasn ął jak czło wiek , zam iast się u rżn ąć d o p o d u szk i. Od ło ży ła słu ch awk ę, n im zd ąży łem p o m y śleć o jak iejś b ły sk o tliwej rip o ście. Jesteś za d alek o ! – k rzy czała Caz w m o im śn ie. I to się ak u rat Strona 14 zg ad zało , g d y ż d zieliło n as co ś zn aczn ie g o rszeg o n iż o d leg ło ść m ierzo n a w jed n o stk ach u k ład u SI. Jed n o z n as b y ło w Piek le. Dru g ie ty lk o się tak czu ło . Gd y tak leżałem w o czek iwan iu , aż o p ad n ie p o ran n y p rzy p ły w czarn ej b ezn ad ziei, za ścian ą n a wy so k o ści g ło wy u sły szałem jak ieś szu ran ie. Zau waży łem to ju ż wieczo rem , g d y k ład łem się sp ać, ale u zn ałem , że to szczu r alb o że sąsiad zd rap u je u b itą m u ch ę czy co ś w ty m ro d zaju . Ty m razem trwało to d łu żej; u p o rczy we sk ro b an ie, k tó re szy b k o zaczęło m i d ziałać n a n erwy . W k o ń cu rąb n ąłem p arę razy p ięścią w tap etę i wszy stk o u cich ło . M o ja n o wa g arso n iera w tan im b lo k u Tierra Green Ap artm en ts n ie b y ła szczy tem m arzeń , ale lu d zie i stwo ry , k tó ry m zależało , żeb y m i zaszk o d zić zd ro wo tn ie, su k cesy wn ie o d k ry wali k o lejn e m iejsca m o jeg o zam ieszk an ia, więc o statn im i czasy n ie m o g łem so b ie p o zwo lić n a d łu ższe p rzeb y wan ie w jed n y m lo k alu . A tak n ie cierp ię p rzep ro wad zek . Ob ijan ie się m ięd zy k o szm arem z cało p alen iem u k o ch an ej i u p io rn y m i o d g ło sam i zza ścian y k o szto wało m n ie p arę m in u t n u rzan ia g ło wy w zim n ej wo d zie, n im zd o łałem się u sp o k o ić n a ty le, b y m ó c sk u p ić m y śli n a ro b o cie. An iele ad wo k acie, n ap o m n iałem się, k to ś tam cię p o trzeb u je. M iejsce zd arzen ia b y ło n ied alek o , n a au to strad zie Bay sh o re, ale g d y w k o ń cu się wy g rzeb ałem z m ieszk an ia, d ziesięć m in u t n ie m o g łem zn aleźć sam o ch o d u . Nie d lateg o , sp ieszę wy jaśn ić, żeb y m p o p rzed n ieg o wieczo ru wró cił n ap ran y (ch o ć d o lek k ieg o rau szy k u Strona 15 się p rzy zn aję), ty lk o d lateg o , że p o n ied awn y ch d o świad czen iach z k rwio żerczy m zo m b i zwan y m Śm iszk iem n ab rałem zwy czaju p ark o wać za k ażd y m razem g d zie in d ziej. Czu łem się, jak b y m w n o cy p rzed rzem ał rap tem z k wad ran s, ale zb liżał się ju ż świt, czy li m u siałem zaliczy ć całk iem p rzy zwo ite sp an k o : p am iętałem , że p ad łem jak ścięty n aty ch m iast p o p o wro cie d o d o m u . I też n ie z p o wo d u n ad m iern eg o sp o ży cia; d o k o lacji wy p iłem wszy stk ieg o ze trzy p iwa. (Ostatn io p ró b u ję się o g ran iczać i w o g ó le p o czy n ać so b ie o d p o wied zialn iej). Wierzcie m i, p ad am zm ęczo n y i zap o m in am , g d zie zo stawiłem au to , ty lk o d lateg o , że b ard zo źle sy p iam . A sy p iam źle d lateg o , że ciąg le śn i m i się Piek ło . Wid zicie, d o p iero co sp ęd ziłem tam co ś k o ło p ó ł ro k u i b y ło właśn ie tak źle, jak so b ie wy o b rażacie. Nie, g o rzej. To n ie jest p rzeży cie, z jak ieg o m o żn a się o trząsn ąć w d zień czy d wa. Nie wsp o m n ę ju ż, że u d ałem się tam w celu o d b icia d em o n icy , w k tó rej się zak o ch ałem , Casim iry zwan ej też h rab in ą Zim n o ręk ą, i d o k u m en tn ie to sp arto liłem . No i d lateg o właśn ie wasz p rzy jaciel Bo b b y czu je się, jak się czu je, i n iem al co n o c m iewa p ask u d n e sn y . Ten d zisiejszy b y ł jed n ak in n y i g o rszy n iż zwy k le. Najczęściej śn iła m i się p o p ro stu to p ielica M arm o ra – fałszy wa Caz, za p o m o cą k tó rej arcy d iab eł Elig o r (jej szef i b y ły k o ch an ek ) o szwab ił m n ie n iczy m n ajd u rn iejszeg o z d u rn y ch frajeró w – jak ro ztap ia m i się w ram io n ach w wo d n iste n ic. Czasem jawiły m i się też straszn e m ęk i Caz, n a k tó re m u siałem p atrzeć sam to rtu ro wan y p rzez teg o b y d lak a – ch o ć jestem p rzek o n an y , że n ik t jej wted y n ic n ie ro b ił i b y ły to ty lk o d o d atk o we efek ty sp ecjaln e n a m ó j u ży tek . (Bard zo p o trzeb n a Strona 16 m i jest ta wiara). Có ż więc b y ło o d m ien n eg o w ty m d zisiejszy m k o szm arze? Caz p o wied ziała m i k ied y ś, że g d y ją sam ą u śm iercał k at, m y ślała wted y właśn ie o Jo an n ie d ’Arc; wcale m n ie n ie zd ziwiło , że m o ja p o k ręco n a p o d świad o m o ść wp lo tła to w k o ń cu m ięd zy stałe sen n e wątk i. By ło jed n ak i co ś in n eg o , g łęb szeg o , n iż m o g łem u ch wy cić m y ślą. Jak g d y b y o n a n ap rawd ę u siło wała się ze m n ą sk o n tak to wać. Ale jak , d laczeg o i w jak iej sp rawie – n ie m iałem zielo n eg o p o jęcia. Od szu k ałem wreszcie m o jeg o stareg o k an ciasteg o d atsu n a; stał w g łęb i zau łk a w b o k o d Heller Street, k tó reg o za Bo g a b y m so b ie sam n ie p rzy p o m n iał. Jak n a listo p ad o wy ran ek b y ło d o ść su ch o i wid n o , ru ch więc n ie b y ł trag iczn y , n awet tak b lisk o cen tru m . Do tarcie n a m iejsce wy p ad k u – k awałek n a p o łu d n ie o d „k o n iczy n k i” Wo o d sid e Ex p ressway – zajęło m i n ie więcej n iż k wad ran s. Jak iś m o cn o p o trzask an y m in iv an leżał d o g ó ry k o łam i p aręn aście zry ty ch i u sian y ch szczątk am i m etró w o d d ro g i; p o b o cze zastawio n e b y ło wo zam i p o licji, straży i p o g o to wia ratu n k o weg o m ig o czący m i d y sk o tek ą czerwo n y ch i n ieb iesk ich k o g u tó w. Jed y n y tru p sp o czy wał n a ziem i p rzy k ry ty zak rwawio n y m k o cem . Nik o m u się n ig d zie n ie sp ieszy ło . Po ra n a an io ła. Zap ark o wałem na p o b o czu jak ieś trzy d zieści m etró w za wszy stk im i i ru szy łem p ieszo n a p rzełaj p rzez zm arzn ięte b ad y le. Żad en z g lin iarzy n awet n a m n ie n ie sp o jrzał, g d y się zb liżałem , ale tak to ju ż z n am i jest: k ied y an io ły p racu ją, szczeg ó ln ie n a m iejscu Strona 17 zg o n u , są m ało zau ważaln e. Oczy wiście za p arę sek u n d d zieln i p rzed stawiciele słu żb m iejsk ich b ęd ą m n ie wid zieć jeszcze słab iej. Zatrzy m ałem się k ilk a k ro k ó w p rzed zwło k am i i o two rzy łem p o rtal z jasn eg o , lecz n iep ewn eg o światła, k tó ry n azy wam y Zam k iem Bły sk awiczn y m . Tak jest, właśn ie tak . Oszczęd źcie m i ru b aszn y ch żarcik ó w, b o sły szałem ju ż wszy stk ie. Przeważn ie o d k o lesi an io łó w. To d la n as p o p ro stu p rzejście d o m iejsca p racy . Dziu ra w Czasie, b y tak rzec. Wszy stk o , co p o d ru g iej stro n ie, jest czy m ś w ro d zaju b ań k i u two rzo n ej z tej jed n ej, k o n k retn ej ch wili. Od g ło sy z au to strad y u m ilk ły jak n o żem u ciął, g d y p rzelazłem p rzez Zam ek . Wszy stk o zasty g ło w b ezru ch u : rad io wo zy i p ęd zące szo są sam o ch o d y , n awet lu d zie. Jak g d y b y n ag le całą o k o licę zalały m iliard y litró w p rzezro czy steg o p lastik u i m o m en taln ie stężały . Glin iarze zatrzy m an i w k ad rze, światła awary jn e, cały wszech świat zn ieru ch o m iał i zro b iło się cich o jak w g ro b o wcu . Po za m n ą b y ła tam ty lk o jed n a p o ru szająca się p o stać – facet w ro b o czy ch ciu ch ach m io tał się m ięd zy p o jazd am i i stu k ał w szy b y , starając się zwró cić n a sieb ie czy jąk o lwiek u wag ę. Bezsk u teczn ie, m a się ro zu m ieć, jak o że o n zn alazł się p o za Czasem , o n i zaś tk wili w n im n ad al. Sp o strzeg ł m n ie i p u ścił się b ieg iem w m o ją stro n ę. M iał ciem n ą cerę i su m iaste wąsy , ale m o g łem się sk u p ić ty lk o n a b iałk ach jeg o wy trzeszczo n y ch z p rzerażen ia o czu . – Po m o cy ! – k rzy k n ął. – M iałem wy p ad ek ! – Gu rd ip ie M alh o tro – p o wied ziałem u ro czy sty m to n em . – Bó g Strona 18 cię k o ch a. – Kim … Kim p an jest? – M ó j k lien t p o tk n ął się, złap ał ró wn o wag ę i stan ął. – Nazy wam się Do lo riel i jestem two im an ielsk im ad wo k atem . – Dałem m u ch wilę, b y d o tarło d o n ieg o , co u sły szał. – Tak , m iałeś wy p ad ek i o b awiam się, że g o n ie p rzeży łeś. Wp atry wał się we m n ie ty m i wy b ału szo n y m i g ałam i. Gd y b y k rew wciąż p ły n ęła m u w ży łach , rzek łb y m , że zb lad ł. Na razie zwy czajn ie g o zam u ro wało . Szo k , g d y n ad szed ł, o g arn ął g o b ły sk awiczn ie. – Ale… ale ja n ie m o g ę! M ó j sy n … Dziś jeg o … – Po wo li k ręcił g ło wą. – M o ja żo n a! To ja ju ż n ig d y jej n ie zo b aczę? – Wiele jest rzeczy , o k tó ry ch n ie m o g ę ci n ic p o wied zieć – o d p arłem n ajłag o d n iej jak u m iałem . Ba, jeszcze więcej tak ich , o k tó ry ch sam g u zik wiem . – Najp ierw jed n ak m u sim y cię p rzy g o to wać n a sąd . To m o je zad an ie. Uczy n ię wszy stk o , żeb y cię wy b ro n ić. Wiem , że b y łeś d o b ry m czło wiek iem . Oczy wiście n ie m o g łem jeszcze teg o wied zieć. Ale n ig d y n ie zawad zi tro ch ę k lien ta u sp o k o ić, żeb y d ało się z n im p raco wać. Wciąż się n a m n ie g ap ił. – An io ł? – wy d u k ał w k o ń cu . – Ale… jak to m o żliwe? Ja n ie jestem ch rześcijan in em ! – Nie szk o d zi, p an ie M alh o tra. Ja też n ie jestem ch rześcijań sk i, ty lk o p o p ro stu an io ł. Werd y k t n ie zap ad ł tak szy b k o , jak b y m ch ciał. Dem o n em Strona 19 p ro k u rato rem b y ł d ro b n y k ariero wicz o im ien iu Szczu ry n ał, jed en z ty ch am b itn y ch n ied o u k ó w, k tó ry m się wy d aje, że k ażd ą sp rawę wy g rają jak im ś zd u m iewający m g am b item w sty lu Perry ’eg o M aso n a. Wy ciąg ał k ażd e wy k ro czo n k o , jak ie b ied aczy sk u M alh o trze k ied y k o lwiek zd arzy ło się p o p ełn ić – jak „Nieo d p o wied zialn a jazd a!” (za k tó rą g lin ie z d ro g ó wk i n ie ch ciało się n awet m an d atu wy p isać) – i u siło wał o d m alo wać jeg o ży cie w b arwach to taln eg o n iep o szan o wan ia d la in n y ch , ch o ciaż teg o ran k a m ó j Gu rd ip ty lk o d lateg o p rzek ro czy ł d o zwo lo n ą p ręd k o ść, że ch ciał zd ąży ć zap ak o wać p rezen t u ro d zin o wy d la sy n k a, zan im m ały się o b u d zi i p ó jd zie d o szk o ły . To m n ie zresztą ru szy ło i p rzy zn aję, że w m o wie o b ro ń czej m o g ły m i się wy p sn ąć w o d n iesien iu d o p ro k u rato ra ep itety w ro d zaju „ta szu m o win a zesk ro b an a z p o d ło g i k ib la w n ajg łęb szy m k ręg u Piek ła” – to zn aczy n iewiele m ijające się z p rawd ą, ale jed n ak d alek ie o d zawo d o wej k u rtu azji. Na szczęście d la m n ie i świętej p am ięci o b y watela M alh o try sęd zią b y ła ak u rat n ieco fleg m aty czn a k u la światła zwan a Sasan ielem , p rzed k tó rą ju ż n ieraz m iałem o k azję wy stęp o wać n a wo k an d zie; jeg o arch an ielsk o ść n ie jest sk ło n n y u leg ać p o d n iecen iu ty lk o d lateg o , że jak iś tam d iab ełek stara się zap raco wać n a rep u tację o rła p iek ieln ej p alestry . Dał m u p o g ad ać, sto so wn ie d o p o wag i sąd u u p rzejm ie o d czek ał jak iś czas i u ciąwszy w p ó ł zd an ia k o lejn ą lin ię o sk arżen ia, o g ło sił wy ro k k o rzy stn y d la m o jeg o k lien ta. Świsn ęło , b ły sn ęło i Gu rd ip M alh o tra p rzeszed ł d o n astęp n eg o etap u teg o , co się tam wy p rawia z d u szam i świeżo zm arły ch . (To sam o m u siało w swo im czasie d ziać się ze m n ą, ale n ic p o tem n ie p am iętam y , więc n iestety n ie m o g ę wam zap ełn ić Strona 20 ty ch b iały ch p lam ). Sęd zia p rzetelep o rto wał się tam , g d zie ich arch an ielsk o ści m ają zwy czaj p rzeb y wać m ięd zy ro zp rawam i, Szczu ry n ał ro zp ły n ął się w k łęb ach śm ierd ząceg o siark ą d y m u – i zo stałem sam , wo ln y jak p taszę n a resztę n o weg o ch o lern eg o d n ia.