5286
Szczegóły |
Tytuł |
5286 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5286 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5286 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5286 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Pat Murphy
�ona z w�asnego ogr�dka
Pierwszego dnia wiosny Flynn zasadzi� j� razem z
pomidorami w szklarni. Instrukcje na opakowaniu by�y podobne
do instrukcji na wszystkich torebkach z nasionami. Ro�linna
�ona: wskazana ziemia piaszczysta, stanowisko s�oneczne.
Sadzi� na g��boko�ci dw�ch cali, po ust�pieniu
niebezpiecze�stwa przymrozk�w. Kiedy ro�lina osi�gnie
wysoko�� dw�ch st�p, przesadzi�. Podlewa� obficie.
W tydzie� p�niej w plastykowym pojemniku obok pomidor�w
wykie�kowa�a delikatna sadzonka: prosto rosn�ce dwa silne
p�dy z ma�ymi ga��zkami. Kiedy mia�y dwie stopy d�ugo�ci,
Flynn przesadzi� j� w s�oneczne miejsce, w pobli�u zabudowa�
mieszkalnych, by widzie� j� ka�dego dnia w drodze na pole.
Po przesadzeniu sadzonki sta� pod zielonym niebem i
przygl�da� si� swemu imperium: po�piesznie zmontowanemu z
prefabrykat�w domowi, otoczonemu zabudowaniami
gospodarskimi; szklarni z pleksiglasowych p�yt, nachylonych
tak, �eby �apa� jak najwi�cej �wiat�a s�onecznego; i polom,
czterem �yznym akrom, kt�re sam uprawia� i obsadza�.
Wi�kszo�� ziemi przynosi�a doch�d: hodowa� tam cimmeg,
ro�lin� rodz�c� nasiona cenione dla ich smaku i w�a�ciwo�ci
medycznych. Ciemnozielone sadzonki, rz�d za rz�dem wznosi�y
ku blademu niebu swe szpiczaste li�cie.
Poza polami ros�a wysoka trawa typowa dla tej planety.
Ogromny obszar faluj�cych �odyg. Kiedy wia� wiatr, �odygi
porusza�y si� i trawy wydawa�y �wiszcz�cy d�wi�k. Cichy g�os
wiatru w trawach dra�ni� Flynna. My�la�, �e brzmi to jakby
ludzie przekazywali sobie szeptem sekrety. Sprawia�o mu
przyjemno�� �cinanie trawy otaczaj�cej zabudowania domowe,
ubijanie jej korzeni mechanicznym oraczem i sadzenie r�wnych
rz�d�w cimmegu.
Flynn by� m�czyzn� o kwadratowej szcz�ce, pospolitych
br�zowych w�osach i szorstkich, prozaicznych palcach. By�
cz�owiekiem metodycznym. Lubi� �y� sam, ale uwa�a�, �e
m�czyzna powinien mie� �on�. Nasienie wyszuka� starannie,
dobieraj�c odporny szczep, rezygnuj�c z delikatniejszych:
Ro�linnej Panny i Ro�linnej Narzeczonej. Wybra� gatunek,
kt�ry mia� dobrze przyj�� si� w ka�dych warunkach.
Sadzonka ros�a szybko. Dwa p�dy spotka�y si� i po��czy�y
formuj�c grubszy pie�. Zanim cimmeg wyr�s� na wysoko��
kolan, �ona si�ga�a mu do ramion. Jasnozielona ro�lina z
szerokimi, mi�kkimi li��mi i pniem pokrytym puszystymi
w�osami. S�o�ce wstawa�o wcze�niej ka�dego ranka, cimmeg
ur�s� do pasa, wype�niaj�c powietrze egzotycznym, korzennym
zapachem, a �odyga Ro�linnej �ony zgrubia�a i �ciemnia�a do
oliwkowo-zielonego koloru. Zacz�y wy�ania� si� zaokr�glenia
jej cia�a: nabrzmienie bioder po��czone w jeden kszta�t z
w�sk� tali�, zaokr�glone piersi pokryte delikatnym, jasnym
puchem, smuk�y kark podtrzymuj�cy okr�g�� wypuk�o��, kt�ra
stanie si� jej g�ow�. Ka�dego poranka Flynn sprawdza�
wilgotno�� ziemi wok� sadzonki i spogl�da� poprzez li�cie
na dojrzewaj�cy pie�.
P�n� wiosn� po raz pierwszy zobaczy� jej �onowe w�osy,
ciemny tr�jk�t tu� nad miejscem, gdzie podw�jny pie� ��czy�
si�. Z wahaniem rozsun�� li�cie i si�gn�� w mrok, by
pog�aska� nowy porost. Podnieci� go zapach: bogaty, ziemny i
ciep�y jak zapach szklarni. Drewno pod w�osami by�o ciep�e
i podda�o si� lekko jego dotkni�ciu. Przysun�� si� bli�ej
przesuwaj�c r�ce w g�r� do kielichowatych piersi, wyczuwaj�c
pod kciukami nier�wno�ci, obietnic� przysz�ych sutek.
Szelest wiatru w jej li�ciach spowodowa�, �e podni�s� wzrok.
Przygl�da�a mu si�. Widzia� jej ciemne oczy, zarys nosa,
usta, kt�re by�y zaledwie rozci�ciem, wargi lekko
rozchylone.
Cofn�� si� pospiesznie, wtedy dopiero zauwa�aj�c, �e
kiedy przysun�� si�, by popie�ci� pie�, z�ama� kilka li�ci.
Dotkn�� je z poczuciem winy, ale uprzytomni� sobie, �e ona
jest tylko ro�lin� i nie czuje b�lu. Mimo to podla� tego
dnia �on� hojniej ni� zwykle, a kiedy szed� do pracy na pola
cimmegu, pomrukiwa� sam do siebie, �eby nie s�ysze� szept�w
traw.
Instrukcje m�wi�y, �e �ona dojrzeje w ci�gu dw�ch
miesi�cy. Ka�dego ranka sprawdza� post�py, rozgarniaj�c
li�cie, �yby podziwia� zaokr�glenia jej cia�a, gi�tki trzon
karku i czysty, jasny blask oczu. Mia�a pe�ne cia�o i mi�kko
zaokr�glon� twarz. Chocia� jej oczy by�y otwarte, sprawia�a
wra�enie lunatyczki. M�odej, niewinnej dziewczyny, kt�ra
b��dzi w ciemno�ciach nie�wiadomo�ci.
Wyraz jej twarzy podnieca� go r�wnie mocno jak cia�o.
Czasami nie m�g� oprze� si�, by nie przywrze� do niej
prowadz�c d�o�mi po �agodnych �ukach po�ladk�w i plec�w,
g�aszcz�c delikatne ciemne w�osy na jej g�owie, nadal
kr�tkie, jak u ma�ego ch�opca, ale rosn�ce, doro�lej�ce jak
ca�a reszta.
By�a p�na wiosna, kiedy pierwszy raz poczu�, jak drgn�a
pod jego dotkni�ciem. Jego d�o� le�a�a na jej piersi i
poczu�, �e cia�o Ro�linnej �ony przesuwa si�, jakby chcia�a
si� odsun��.
- Ach - powiedzia� ciesz�c si� na to, co mia�o nadej��
ju� nied�ugo.
Jej r�ka, kt�ra niedawno oddzieli�a si� od zgrubia�ego
pnia, zadr�a�a na wietrze, jakby odpychaj�c go. U�miechn��
si�, gdy ro�lin� zako�ysa� podmuch wiatru, a jej li�cie
zaszele�ci�y.
Tego popo�udnia przyni�s� grub� lin�, zrobi� p�tl� wok�
jej kostki i przywi�za� starannie. U�miechaj�c si� do
anielskiej twarzy Ro�linnej �ony okolonej ciemnymi w�osami,
powiedzia� cicho:
- Teraz, kiedy ju� jeste� prawie dojrza�a, nie mog�
pozwoli� ci uciec.
Drugi koniec liny przywi�za� mocno do wspornika w �cianie
domu i sprawdza� w�ze� nie raz, lecz co najmniej trzy razy
dziennie.
Pierwszy raz od miesi�cy wyczy�ci� wn�trze domu, wypra�
koce na swym kawalerskim ��ku i otworzy� okna, �eby
wyp�dzi� zapach st�chlizny. Przez otwarte okno widzia�, jak
ko�ysa�a si� w delikatnych podmuchach wiatru. Czasami
wydawa�o mu si�, �e �ona szamocze si� z lin� i kiedy to
robi�a, sprawdza� sup�y, by upewni� si�, czy trzymaj�.
Cimmeg wyr�s� wysoko. Jego ostre, po�yskliwe li�cie
odbija�y �wiat�o s�oneczne i l�ni�y jak obsydianowe ostrza.
Li�cie Ro�linnej �ony zwi�d�y i opad�y, pozostawiaj�c nagie
zielono-oliwkowe cia�o wystawione na s�o�ce i wzrok Flynna.
Przygl�da� si� jej uwa�nie, wracaj�c po kilka razy dziennie
z pola, �eby sprawdzi� w�z�y.
Pewnego ranka obudzi� si� i zobaczy� j� schylon� przy
ko�cu powr�s�a, ci�gn�c� za supe� delikatnymi palcami, kt�re
krwawi�y jasnym sokiem w miejscach, gdzie poci�a je
szorstka lina.
- No, ju� - powiedzia� - zostaw to.
Kucn�� obok niej w kurzu i po�o�y� d�o� na nagrzanym
przez s�o�ce ramieniu, chc�c j� uspokoi�. Odwr�ci�a w jego
stron� g�ow� wolno, majestatycznie, z pe�n� godno�ci gracj�,
jak kwiat zwracaj�cy twarz do s�o�ca. Jej twarz by�a pusta;
oczy bez wyrazu. Kiedy usi�owa� j� poca�owa�, nie
odpowiedzia�a, tylko s�abo odpycha�a r�kami jego ramiona.
Opanowa�o go podniecenie, pchn�� j� na tward� ziemi�,
ustami szukaj�c piersi, gdzie chropowate sutki smakowa�y
wanili�, r�k� rozsun�� jej nogi, by otworzy� tajemnic� tego
ciemnego, puszystego tr�jk�ta w�os�w.
Kiedy sko�czy�, p�aka�a cicho wydaj�c wysoki, nie�mia�y
d�wi�k, jak �piew ptaszk�w, kt�re wi�y gniazda w wysokiej
trawie. To obudzi�o w nim wsp�czucie. Zsun�� si� z niej,
zapi�� spodnie, �a�uj�c teraz, �e by� tak niecierpliwy.
Le�a�a w kurzu, ciemne w�osy opad�y, zakrywaj�c twarz.
By�a cicha, m�g� s�ysze� wiatr w jej w�osach jak w wysokiej
trawie.
- Teraz chod� - powiedzia�, rozdarty pomi�dzy
wsp�czuciem i irytacj�. - Jeste� moj� �on�. Czy to takie
straszne?
Nie spojrza�a na niego.
Uj�� j� za podbr�dek tak, �eby zobaczy� jej twarz.
By�a niewzruszona, bez wyrazu i pusta. Poklepa� Ro�linn�
�on� po ramieniu uspokojony jej wygl�dem. Wiedzia�, �e nie
czu�a b�lu. Tak m�wi�y instrukcje.
Odwi�za� lin� od belki i zaprowadzi� �on� do domu. Obok
okna postawi� dla niej miednic� z wod�. Przymocowa� lin� do
nogi ��ka, zostawiaj�c wystarczaj�co du�o miejsca, �eby
mog�a sta� przy oknie lub drzwiach i patrze�, jak on pracuje
w polu.
Nie by�a ca�kiem taka, jak si� spodziewa�. Nie rozumia�a
go. Nie potrafi�a nic powiedzie�. Nie zwraca�a na niego
uwagi, chyba �e zmusi� j�, by na niego spojrza�a. Stara� si�
by� dla niej mi�y - przynosi� z pola kwiaty i nape�nia� jej
miednic� zimn�, czyst� wod�. Nie zwraca�a na to uwagi. Dniem
i noc� sta�a w oknie z nogami w miednicy. Instrukcja m�wi�a,
�e po�ywienia dostarcza�y jej woda, s�o�ce i powietrze,
kt�re absorbowa�a poprzez pory swojej sk�ry.
Wydawa�o si�, �e reagowa�a tylko na gwa�t, bezpo�rednie
zagro�enie. Kiedy si� z ni� kocha�, szarpa�a si� usi�uj�c
uwolni� i czasami p�aka�a wydaj�c niemy d�wi�k, jak szept
wody p�yn�cej nawadniaj�cym kana�em. Po jakim� czasie jej
p�acz zacz�� go podnieca� - jakakolwiek reakcja by�a lepsza
ni� brak reakcji.
Nie spa�a z nim. Je�eli zaci�gn�� j� do ��ka, uwalnia�a
si� w nocy i kiedy si� budzi�, zawsze sta�a przy oknie,
patrz�c na �wiat.
Pobi� j� pewnego popo�udnia, kiedy po powrocie z pola
przy�apa� j� na przecinaniu liny kuchennym no�em. Bi� j� po
plecach i ramionach paskiem. Jej p�acz i �lady jasnego soku
podnieci�y go i potem kocha� si� z ni�. Szorstkie koce na
jego ��ku by�y lepkie od jej soku i jego spermy.
Trzyma� j� tak, jak m�czyzna trzyma Ro�linn� �on�, jak
cz�owiek trzyma dzik� rzecz, kt�r� wzi�� do swego domu.
Czasami siada� i przygl�da� si� ciemno�ci pe�zn�cej nad jego
gospodarstwem i s�ucha� wiatru w trawach. Patrzy� na sw�
Ro�linna �on� i rozmy�la� o tych wszystkich kobietach, kt�re
kiedy� go zostawi�y. By�a to d�uga lista, rozpocz�ta przez
jego matk�, kt�ra odda�a go do adopcji.
Pewnego dnia przylecia� helikopterem przedstawiciel rz�du
na inspekcj� p�l cimmegu. Flynn nie lubi� tego cz�owieka.
Chocia� kierowa� uwag� inspektora w stron� p�l, ten wci��
zerka� w kierunku domu. �ona sta�a w oknie, jej naga sk�ra
l�ni�a w s�o�cu, g�adka, czysta i zapraszaj�ca.
- Ma pan dobry gust - odezwa� si� urz�dnik. - Pa�ska �ona
jest pi�kna.
Flynn z trudem opanowa� si�.
- S�ysza�em, �e s� bardzo wra�liwe - powiedzia� m�ody
cz�owiek.
Flynn wzruszy� ramionami.
Jab�o�, kt�r� posadzi� ko�o domu, urodzi�a owoce: Flynn
zebra� kosz ma�ych, twardych, zielonych jab�ek. Zmia�d�y� je
na zacier i po fermentacji otrzyma� rodzaj w�dki, mocny
nap�j pachn�cy zgni�kami. P�nym popo�udniem, gdy urz�dnik
ju� odlecia�, usiad� pod jab�oni� i pi� do czasu, kiedy
ledwo potrafi� utrzyma� si� na nogach. Potem poszed� do
swojej �ony i odci�gn�� j� od okna.
Flynn pobi� Ro�linn� �on� za wystawianie na pokaz swojej
nago�ci. Nazwa� j� wycieruchem, dziwk�, plugaw� kurw�.
Chocia� sok sp�ywa� z pr�g na plecach, jej oczy pozosta�y
suche. Nie broni�a si� i jej bierno�� rozj�trzy�a go jeszcze
bardziej.
- A niech ci�! - krzycza� uderzaj�c j� raz po raz. - A
niech ci�.
Zm�czy� si�, jego uderzenia sta�y si� s�absze, ale
w�ciek�o�� nie os�ab�a. Le��ca na ��ku Ro�linna �ona
odwr�ci�a twarz w jego stron�. D�o�mi odnalaz� jej szyj�.
Nacisn�� mi�kk� sk�r�, my�l�c jako�, w pijackim zamroczeniu,
�e gdy j� udusi, umilkn� szepty, kt�re s�ysza� i znikn�
otaczaj�ce go tajemnice.
Patrzy�a na niego baznami�tnie. Poniewa� absorbowa�a
powietrze przez ca�� sk�r�, nacisk na gard�o nie
przeszkadza� jej. Mimo to unios�a r�ce i po�o�y�a je na jego
szyi, powoli wzmacniaj�c ucisk. Szamota� si� pijacko, ale
przywar�a do niego, a� przesta� si� szarpa�.
Wreszcie by� spokojny, spokojny jak ro�lina, spokojny jak
drzewo, jak trawy na zewn�trz. Poszpera�a w jego kieszeni i
znalaz�a scyzoryk. Odci�a lin�, kt�ra j� trzyma�a. W
miejscu, gdzie pociera� sznur, sk�ra na kostce by�a
poraniona i zgrubia�a.
Sta�a w oknie czekaj�c na s�o�ce. Kiedy ziemia ogrzeje
si�, ona zasadzi tego m�czyzn� w taki spos�b, jak on sadzi�
nasiona. B�dzie sta�a po kostki w b�ocie, z wiatrem we
w�osach i zobaczy, co wyro�nie.