511

Szczegóły
Tytuł 511
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

511 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 511 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

511 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Konrad T. Lewandowski RӯANOOKA Wydawnictwo VICTORIA Gdynia 1992 Projekt ok�adki Renata Miastowska Rysunki Jaros�aw Musia� Redaktor Marek Nowowiejski ISBN 83-85522-06-9 (c) Copyright by Wydawnictwo "VICTORIA" Sp. z o.o. Gdynia 1992 Wydanie I PRAWO ONEGO Nad natur� Moc Ona trwa spod gwiazd przyby�a we sam rdze� �ywota wbita swoim ��d�em. L�k przed Ni� na wszystko d�ugie r�ce k�adzie �mier� s�ug� pos�usznym jest na Onej dworze i kornie pod os�d oddaje swe �upy: Skrzywdzona niewinno�� gdy nienawi�� skazi - przeciwny naturze mo�e wyda� owoc. Ten za�, co naznaczy� zbrodniami sw� drog� - za �ycie plugawe we�mie k�y wampira. Tej�e, co przed gadem otwiera swe �ono - za t� pod�� rozkosz da �eb i szpon strzygi. P��d nie pogrzebany sp�dzony ukradkiem na rozkaz Onego - przyjmie dzi�b poro�ca. �w, co swe nasienie trzewiom wilka odda� - za zniewag� Prawa we�mie bure �apy. Ci, co Moc Onego dla siebie chc� posi��� - za pych� tak wielk� �mier� poprzez jej Dzieci... (fragment "Kodeksu z Katidy" Stary Suminor, rok 305 ery Onego) l. Wisielica Kamienie, kt�re mija�a, szydzi�y z niej swoj� oboj�tno�ci�. Poro�ni�te mchem i po�yskuj�ce biel� nad�upanych kraw�dzi, kanciaste i ob�e. Wszystkie trwa�y tu dooko�a, pogr��one w zach�annej kontemplacji swej niezmienno�ci i martwoty. Chwilami mia�a wra�enie, �e patrz�c na ni� che�pi� si� t� swoj� wieczn� niezniszczalno�ci�, a wtedy lodowaty skurcz chwyta� j� za gard�o i serce, po czym gwa�townym dreszczem przenika� przez ca�e da�o. Tak bardzo chcia�aby sta� si� jednym z nich. One wiedzia�y, na pewno musia�y to wiedzie�, bo ich drwina z tej rozpaczliwej zazdro�ci przybiera�a na sile przechodz�c z wolna w szemrz�cy, szyderczy rechot. Wyci�gni�te leniwie przy �cie�ce, siedz�ce wygodnie na wygniecionej darni, wszystkie wydawa�y z siebie ten sam pulsuj�cy szept: Od- i chodzisz... Ty odchodzisz, my zostajemy... zostajemy... zostajeeemyyy... - Nie! Nieeee!!! - Zwi�zane na plecach ramiona wypr�y�y si� nagle i mocno szarpn�y sznurami. Palce zwin�y si� w pi�ci chwytaj�c powietrze. - Nie!!! To nie ja! Nie ja!!! Niewinna!... Ja niewinna!!! Prosz�!... Nie mnieeee!!! Wyrwa�a si� zaskoczonemu pacho�kowi i run�a na ziemi� krzycz�c rozdzieraj�co. Milcz�cy dotychczas t�um zafalowa� z g�uchym pomrukiem. S�dziowie w ceremonialnej czerni, stra�nicy po�yskuj�cy ciemn� stal� kolczug i he�m�w, papuzio kolorowi mieszczanie oraz ch�opi w bia�ych p��tniakach przybyli z okolic Kardy - wszyscy z po�piechem st�oczyli si� wok�, aby nic nie uroni� z tak interesuj�cego widowiska. - Pu��cie mnie! To nie ja!!! Przysi�gam! B�agam... - Jeszcze raz unikn�a pr�buj�cych przytrzyma� j� d�oni i d�ugim wyrzutem ca�ego cia�a przypad�a do n�g s�dziemu Molinie. Ten cofn�� si� wykrzywiaj�c twarz w dziwacznym grymasie. Rozpaczliwy szloch przeplatany co chwila zapewnieniami o niewinno�ci dociera� do wszystkich wywo�uj�c gniew albo kpi�ce okrzyki. S�dzia Maron s�ucha� tego z wyra�n� uciech�, zadowolony �e skazana tak dobrze odgrywa dla ludu sw� rol�, ale s�dzia Tares z niesmakiem odwr�ci� si� do stoj�cego obok kata. - Zacny Mefinie - mrukn�� p�g�osem ocieraj�c pot z czo�a - ucisz�e t� nieszcz�sn�... Dobrze wymierzony w �o��dek kopniak przerwa� b�agalny skowyt w p� s�owa. Chwil� p�niej r�ka nabita w�la- stymi mi�niami z�apa�a dziewczyn� za kark i postawi�a na nogi. Kilka mocnych uderze� otwart� d�oni� w twarz przywr�ci�o skazanej przytomno��, po czym uj�li j� pod ramiona dwaj pomocnicy. Wznowiono marsz. Sz�a teraz skulona, z trudem pow��cz�c nogami i potykaj�c si� tak, �e id�cy po bokach pacho�kowie chwilami musieli j� wlec. Be�kota�a co� cicho i niezrozumiale. Krew sp�ywaj�ca z rozbitego nosa i warg skapywa�a na jej zgrzebn�, �mierteln� sukni� z burego p��tna, oraz na drog� prowadz�c� do bliskiego ju� szczytu wzg�rza. Kamienie umilk�y i znikn�y. Wspinaczka, narastaj�cy przedpo�udniowy upa�, a teraz jeszcze mdl�cy, przenikliwy b�l przep�dzi�y uczucia i my�li. Oboj�tnie patrzy�a na stra�nika z wid�ami w r�ku, kt�ry, gdy byli ju� o kilkadziesi�t krok�w od celu, wysforowa� do przodu i pospiesznie przerzuci� w krzaki le��ce pod szubienic� szcz�tki. Zaraz te� pod��y�o tam trzech ludzi z drabin� i sznurem, by przygotowa� now� p�tl�. Kat skr�ci� niespodziewanie w bok i odwr�ciwszy si� plecami do t�umu przystan�� przy k�pie zaro�li. S�dzia Tares wyci�gn�� zza pazuchy rulon papieru i chcia� poda� go Molinowi, ale ten pokr�ci� tylko przecz�co g�ow�, wi�c Tares cofn�� si� i sam podszed� do Ridy. - Ridina, c�rka rymarza Dedy... - przeczyta� g�o�no. Gwar g�os�w umilk�, a kat odwr�ci� si� szybko i dopi�� spodnie - Wiosen dziewi�tna�cie, oskar�ona przez czcigodnego pana Dekelo... Zgaszone oczy Ridy zab�ys�y nagle nienawi�ci�. Wyprostowa�a si� nieco, unios�a g�ow�. - Ty �cierwo... - dotar�o do obu pacho�k�w - b�dziesz zdycha�... - ... o to, �e czarami sprowadzi�a �mier� na dwoje jego dzieci, kt�re rzeczonej w opiek� powierzone by�y. - Nienawidz�... nienawidz�... - Zosta�a uznana winn� i w imieniu naszego najja�niejszego pana Redrona III, dzier�cy Katimy i kr�la Suminoru, skazana na �mier� na sznurze. Podpisali imionami swymi jednomy�lnie s�dziowie Jego Wysoko�ci: Tares, Maron i Molino. - Ostatni z wymienionych gwa�townie poruszy� grdyk�. - Mistrzu Mefinie, niechaj si� wype�ni! - Tares zwin�� papier i odst�pi� od Ridy. - ... nienawidz�... P�tla ju� by�a gotowa. Kat Mefin z Kardy, mistrz cechowy, ucze� s�awnego Jakuba Katimskiego, sprawnie wszed� do po�owy drabiny opartej o poprzeczn� belk� szubienicy, chwyci� rozko�ysany sznur i sprawdziwszy staranno�� przygotowanych w�z��w, da� znak czekaj�cym na dole pomocnikom. Podprowadzili Rid�, podnie�li j� do g�ry i z pomoc� stra�nika postawili j� na trzecim szczeblu. Nie broni�a si�, by�a ju� ca�kowicie bezwolna i tylko jej nieustanny, monotonny szept towarzyszy� ka�dej czynno�ci mistrza. Ten za� po chwili zeskoczy� na ziemi� i stan�wszy z d�oni� opart� o drabin�, pytaj�co popatrzy� na s�dziego Taresa. Odpowiedzi� by� przyzwalaj�cy ruch g�owy. - Nienawidz�! Zatrzeszcza� napinany sznur. Drabina z g�uchym �omotem uderzy�a o ziemi�. Mefin pewnym ruchem chwyci� wierzgaj�ce nogi, przytrzyma� je i mocno poci�gn�� w d�. W�r�d zgromadzonych rozleg� si� nerwowy �miech, kto� splun��, kto� inny zblad� nagle i chwytaj�c si� za �o��dek z po�piechem ruszy� w powrotn� drog�. Blady jak �ciana Molino sta� ch�on�c wszystko szeroko otwartymi oczami. Niebawem kat da� zna�, �e sko�czone. Zebrani poruszyli si� i jak fala zacz�li odp�ywa� ze szczytu Szubienicznego Wzg�rza. Tares zaczeka�, a� mistrz Mefin podejdzie do niego, 10 bez s�owa wr�czy� mu ma�� sakiewk� i do��czy� do pozosta�ych. Nikt nie obejrza� si� ju�, aby nie zobaczy� twarzy patrz�cej za odchodz�cymi... By�o po�udnie. Chmura ods�oni�a powoli pe�ny ksi�yc, a wtedy ska�y, krzewy i trawy zal�ni�y szarosrebrzystym poblaskiem. Zbudzi�y si� cienie. Lekki powiew wiatru o�ywi� je i poruszy�. Smugi m�tnej po�wiaty rozpe�z�y si� w r�ne strony, a jedna z nich w�lizgn�a si� pod k�p� zaro�li wydobywaj�c z mroku wpatrzony w przestrze� oczod� i dwa rz�dy matowo po�yskuj�cych z�b�w. Jakby onie�mielona lizn�a jeszcze jak�� ko��, po czym cofn�a si� tam, sk�d przysz�a. W �lad za cichn�cym szmerem �odyg i li�ci pop�yn�o d�ugie, przeci�g�e skrzypni�cie. To napr�ona lina konopna otar�a si� o such� drewnian� belk�, za� pod�u�na plama czerni na ziemi ruszy�a tam i z powrotem. Nowy podmuch i nowy skrzyp. Monotonna, miarowa melodia, trwaj�ca tak ju� od kilkunastu godzin. Nag�y dysonans przerwa� �w pos�pny rytm. Kolejny zanikaj�cy odg�os, zamiast zamrze�, przeszed� w gwa�towny trzask . Cie� pod szubienic� zadr�a�, zafalowa� i o�y�! Ostre szarpni�cie zatrz�s�o ca�� konstrukcj�. Nogi Ridy podkurczy�y si� i wyprostowa�y, a ona sama zadygota�a jakby w nowej agonii. Mi�nie zn�w napina�y si� i wiotcza�y w chaotycznych zrywach, a piersi raz jeszcze podj�y rozpaczliw� walk� o oddech... Co� na kszta�t ob�oku ksi�ycowego �wiat�a pojawi�o si� tu� nad poprzeczn� belk� szubienicy, z wolna sp�yn�o w d� i niczym mg�a otuli�o szamocz�c� si� posta�. Pomi�dzy tym 11 �wietlistym kokonem a l�ni�c� wysoko na niebie tarcz�, na moment, niczym smuga srebrnego dymu, zab�ys� d�ugi i prosty snop blasku. Chwil� p�niej ca�e zjawisko przygas�o, skurczy�o si�, a mleczna po�wiata pulsuj�c wnikn�a w wisz�c� posta�. Teraz... Wystaj�ce spod �miertelnej sukni bose stopy Ridy poruszy�y si� wolno i wypr�y�y tak, jakby chcia�a dotkn�� ziemi czubkami palc�w. Te za� naprawd� wyd�u�y�y si� nieco, lecz wtem wygi�y wraz z ca�ymi stopami tak mocno i nienaturalnie, �e a� chrupn�y p�kaj�ce ko�ci i �ci�gna. Z tych konwulsyjnie drgaj�cych i chrz�szcz�cych bry�, przypominaj�cych p�ki upiornych ro�lin wykie�kowa�y nagle podobne do hak�w szpony. Po nogach przysz�a kolej na d�onie, g�ow� i reszt� cia�a. Przemiana dope�ni�a si�. Niebawem na ziemi� spad�y zerwane z przedramion powrozy i strz�py podartej sukni. Potem pazury potwora wczepi�y si� w lin� nad �bem, d�wigaj�c cia�o do g�ry. Ostre k�y szybko przegryz�y sznur od wisielczej p�tli, po czym w ciszy nad Szubienicznym Wzg�rzem rozleg� si� �oskot towarzysz�cy skokowi z niewielkiej wysoko�ci. Jeszcze tylko gwa�townie zaszele�ci�y krzewy rosn�ce na zboczu i ju� nic wi�cej nie zm�ci�o spokoju tej nocy. Wstaj�cy brzask wydoby� z granatowego mroku du��, nieregularn� bry�� miasteczka Kardy, podzieli� j� na gromad� pomniejszych kontur�w i plam, a te pod dotykiem promieni zacz�y uwypukla� si� i rozja�nia�, przybieraj�c powoli kszta�t dom�w, dwu-, trzypi�trowych kamienic, obronnych mur�w, wie�yczek i baszt. G��wna droga prowadz�ca do bramy odci�a si� jasnoszar� smug� na tle zieleni poboczy, 12 a jako ostatni wyparowa� cie� z g��bi fosy. Zaj�cza� nie naoliwiony ko�owr�t i p�yta zwodzonego mostu zacz�a z wolna opada� na drugi brzeg. Gdy by�a ju� o kilka pi�dzi od obmurowanej czerwonym granitem ko�c�wki go�ci�ca, korba musia�a wymkn�� si� z r�k rozespanego stra�nika i platforma z drewnianych bali nabijanych �elaznymi �wiekami z piekielnym rumorem wyr�n�a o kamienie. Brz�k �a�cuch�w i t�py dudni�cy �omot szeroko przetoczy�y si� po okolicy. Na ten odg�os otworzy�y si� drzwi przydro�nej gospody odleg�ej od mostu o par� strzela� z �uku. Wyszed� z niej jaki� cz�owiek. Chwil� posta� na ganku, po czym niepewnie, na mi�kkich nogach pocz�apa� w kierunku bramy. Szed� d�ugimi, z rozmachem zakre�lanymi zakosami, wyra�nie zadowolony, �e nikogo nie musi o tej porze wymija�. Nagle stan�� gwa�townie i uwa�nie przypatrzy� si� kszta�towi le��cemu w przydro�nym rowie. Jeszcze jeden, dwa kroki... Zd�awiony krzyk, zwrot i szale�czy zryw. Potkn�� si�, run�� jak d�ugi, wstaj�c przez moment bieg� na czworakach i zn�w pop�dzi� wrzeszcz�c i wymachuj�c r�kami. W drzwiach gospody zaczepi� butem o pr�g i wraz z tumanem py�u zatrzyma� si� na najbli�szym stole. - Gambo, czy ci na rozum pad�o?! Karczmarz Riken odstawi� kufel, kt�ry w�a�nie wyciera� i wyszed� zza kontuaru. - No, co ty? Tamten dysz�c ci�ko i wyrzucaj�c z siebie pojedyncze, niezrozumia�e okrzyki, chwyci� go za r�kaw koszuli i poci�gn�� do wyj�cia. - Kat... Mefin... p-pomocnik... - wykrztusi� dopiero na zewn�trz. - Gdzie?!! - W oczach Rikena b�ysn�o zrozumienie. Odpowiedzi� by� gest wyci�gni�tej r�ki. Po chwili Riken sta� nad rowem. Zbyt wiele podobnych obrazk�w widzia� 13 przez dwadzie�cia kilka lat pracy w swojej karczmie, aby traci� czas na kontemplacj�. Skoczy� w d� i przypad� do wykr�conego nienaturalnie cia�a kata. By�o zimne i sztywne. Z rozmachem przewr�ci� je na bok i zobaczy� wyrw� wielko�ci pi�ci, na karku, tu� poni�ej w�os�w. Lewy policzek trupa naznaczony by� trzema r�wnoleg�ymi ranami, si�gaj�cymi a� do z�b�w. Riken zrozumia�, �e nic tu po nim, ruszy� wi�c ku le��cemu o trzy kroki dalej pomocnikowi. Ten �y�, ale straszliwe uderzenie w g�ow� obna�y�o mu m�zg i jedno oko wyrwa�o razem z po�ow� ucha. nieprzytomny, oddycha� nier�wno, tocz�c r�ow� pian�. Wida� mia� strzaskane �ebra. Pod�u�ny cie� pad� na dno rowu. - Gambo, po stra�e! Szybko! - krzykn�� karczmarz nie patrz�c za siebie. Cie� znikn��, a Riken ostro�nie zaj�� si� rannym. U�o�y� go w wygodniejszej pozycji i zabra� si� za podwi�zywanie �eber. Za moment odkry�, �e od�amki niekt�rych poprzebija�y cia�o i wylaz�y pod kaftan... Na drodze zadudni�y kroki wielu biegn�cych ludzi, szcz�kn�o �elazo. - Riki, co z nim? - rozleg� si� g�os dow�dcy stra�y przy g��wnej bramie, starszego dziesi�tnika Tadina. - Nic z tego - Karczmarz wsta� i wytar� w fartuch zakrwawione d�onie - Jemu ju� nic nie pomo�e - doda� zrezygnowany. - A mistrz Mefin? - Co najmniej od dw�ch czy trzech godzin. Tadin wskoczy� do rowu i zbli�y� si� do pomocnika kata. - Niech to zaraza... - mrukn�� p�g�osem, a zaraz krzykn��: - Hej wy tam! Dajcie tu p�aszcz i dwie w��cznie! I bierzcie go, tylko uwa�a�! - Cofn�� si�, aby zrobi� miejsce �o�nierzom i stan�� obok Rikena. - Jak s�dzisz, kto to zrobi�? - zapyta�. 14 Karczmarz spojrza� na niego dziwnie zamy�lony. - Nie kto, tylko co. Pami�tasz strzyg� Liret pi�tna�cie lat temu?... Dziesi�tnik zblad� i z niepokojem popatrzy� na najbli�sze krzaki. - Sk�d ci to przysz�o do g�owy? - G�os mu dr�a�. - Twarz mistrza... - odpowiedzia� powoli Riken - na policzku ma �lad od pazur�w, a poza tym co� mu przegryz�o kark. - Ale strzygi wywlekaj� bebechy. A ci tutaj... - Wi�c by�o to co� podobnego, tylko �e mia�o odmienne zwyczaje. Tadin szybko odwr�ci� si� do stoj�cych na go�ci�cu �o�nierzy. - Wy dwaj! - pokaza�. - Natychmiast zawiadomi� s�dziego Taresa! - Panie, a co z onym nieborakiem? - odezwa� si� jeden z tych, kt�rzy po�o�yli rannego na prowizorycznych noszach. - Nie�cie go do mnie, do gospody - poleci� Riken. Po kilkudziesi�ciu krokach cichy, przeci�g�y j�k nagle poruszy� id�cych. - Na Reha? - zawo�a� Tadin. - To� on si� budzi... St�jcie! Pospiesznie pochyli� si� nad zmasakrowan� twarz�. - Cz�owieku, m�w, co si� sta�o! Otwarte oko nieruchomo patrzy�o gdzie� w niebo. - Nie s�yszy ci� - mrukn�� karczmarz, ale r�wnie� przybli�y� ucho do ust konaj�cego. Zsinia�e wargi poruszy�y si� najpierw bezg�o�nie. - ... wisielic... - szept by� cichy jak szum deszczu za �cian� - ... to ona... wi... si�... lic... ooo... - Koniec, po wszystkim... - Riken si�gn�� i zamkn�� to jedyne, zgas�e ju� oko. 15 - Rozumiesz co�? - Tadin zrobi� nieokre�lony gest d�oni�. Karczmarz skin�� g�ow�. - Wisielic... wisielica... Prawda, jest co� takiego. R�ne rzeczy s�yszy si� czasami przy szynkwasie - powiedzia� zadumany i nagle o�ywi� si�.- Trzeba sprawdzi� na Szubie-nicznym Wzg�rzu? -Rida? - W�a�nie, wy�lij tam kogo�. - Tak, zaraz... Tadin dotkn�� czo�a, jakby op�dza� si� od nat�oku my�li. - Hej, czterech do mnie! - Panie, mamy nie��? - Ju� nie trzeba. Zostawcie tu, z boku. - Riken nawet nie spojrza� na pytaj�cego. Odt�d nikt nie odezwa� si� a� do przybycia s�dzi�w. Przyszli wszyscy trzej; spokojny jak zawsze Tares, pysza�kowaty Maron i roztrz�siony, spocony Molino. W milczeniu wys�uchali Tadina i karczmarza. - "Skrzywdzona niewinno��, gdy nienawi�� skazi, przeciwny naturze mo�e wyda� owoc..." - zacytowa� p�g�osem, na wp� do siebie Tares. - Co to jest?! Co ty bredzisz?! - sykn�� z furi� Maron. - Oszala�e�? - To stary poemat o wszystkim co nadnaturalne, "Prawo Onego". Czyta�e�? Nie... Tak my�la�em. M�wi�c prosto: wydali�my niesprawiedliwy wyrok! Pos�ali�my na sznur niewinn�. - A sk�d wiesz, �e to ona? Gdzie dow�d?! -Dow�d? O, zaraz to rozstrzygniemy. Widz�, �e wracaj� ju� stra�nicy, kt�rych wys�a� zacny Tadin... �o�nierze nadbiegli zziajani, wyra�nie wzburzeni. Wida� by�o, �e gnali na �eb na szyj� przynajmniej przez ca�� powrotn� drog�. 16 - Nie ma trupa, nie ma! - wykrzycza� �api�c oddech pierwszy z nich. - I szmaty na ziemi podarte! - doda� inny. Milcz�cy do tej pory Molino zsinia�, poruszy� wargami jak ryba i wydawa�o si�, �e zaraz porazi go apopleksja. - Sp�jrz, panie! - Stra�nik wyci�gn�� w stron� Taresa r�k�, w kt�rej sznur odci�ty od szubienicznej belki trzyma� tak, aby jego dwa ko�ce by�y tu� obok siebie. Kontrast pomi�dzy jednym - r�wno przeci�tym ostrzem sztyletu, a drugim - postrz�pionym i lepkim od �luzu by� a� nadto wymowny. - Przegryziony - wyja�ni� niepotrzebnie. Tares bez s�owa odwr�ci� si� i ruszy� szybkim krokiem w kierunku miasta. Dwaj pozostali s�dziowie natychmiast pod��yli za nim. - I co teraz, co teraz?! - wybuchn�� Maron. - B�dzie si� m�ci� - odpar� Tares z jakim� nieludzkim spokojem - Mefinowi odp�aci�a tak samo szybk� �mierci�, jak� on jej zada�. Chyba nawet nie poczu�, kiedy mu skoczy�a na plecy... - A ten ch�opak? - Cynizm Taresa sprawi�, �e Maron zacz�� my�le� logicznie. - Przypadek, zwyczajnie si� napatoczy�. -Przez was to!!! Wszystko przez was!! Zmusili�cie mnie! A ja wiedzia�em! Czu�em, �e to nie ona! To wy mi kazali�cie podpisa� ten przekl�ty wyrok! Wyyy!!! - rozwrzeszcza� si� histerycznie Molino. Tares skoczy� do niego, chwyci� za kaftan i z ca�ej si�y potrz�sn��. - Opami�taj si�, ty... Co�e� my�la�, �e wolno ci nasz� niepewno�� t�umowi przed oczy wywleka�?! Zreszt� prawo jest jeszcze i je�li ja i Maron byli�my pewni jej winy, to i ty jako trzeci z nami winiene� si� zgodzi�! Tak czy nie? - Jest, ale... 17 - To swoje "ale" powiedz tamtej, je�li ciebie wys�ucha� teraz zechce. - Czekajcie no... - odezwa� si� Molino - trzeba by rych�o wie�ci rozes�a� i t�picieli sprowadzi�. Aha! I pana Dekelo o wszystkim uwiadomi�. A potem... - Tak, tylko �e opr�cz tego jest jeszcze sprawiedliwo��... - powiedzia� Tares cicho i ju� tylko do siebie. Wie�� za spraw� Gamby b�yskawicznie obieg�a miasto. Mieszanina strachu, ciekawo�ci i wsp�czucia dla Ridy niczym lotny opar wype�ni�a uliczki i domy i zakrzep�a w pe�ne napi�cia oczekiwanie. By�o znowu po�udnie. Ach, Rida! Nieuchwytny, bezd�wi�czny, ale og�uszaj�cy krzyk przenika� falami ca�y jego umys�, utrzymuj�c go na pograniczu szale�stwa. Przejmuj�cy b�l. Kiedy odp�ywa� zostawia� po sobie czarn� pustk�, a gdy wraca�, to mimo i� nie mia� postaci, by� gorszy ni� dotyk rozpalonego �elaza. Ta bezcielesno�� sprawia�a, �e chwilami doprowadzony do sza�u chwyta� si� za �eb z usilnym pragnieniem, aby rozerwa� sobie czaszk�, wyci�gn�� m�zg i wycisn�� z niego to ob��dne cierpienie. Chcia� wy�, miota� si�, t�uc g�ow� o �cian�, ale zamiast tego bra� kubek i wypija� nast�pn� miark� gorza�y. Nic nie dawa�o si� okre�li�, nazwa� czy wyt�umaczy�, tylko beznadziejno�� i poczucie nieodwracalno�ci trwa�y tu, w tej ponurej otch�ani, w kt�r� bez przerwy spada�. Nowe hausty piek�cego p�ynu nie zmniejsza�y udr�ki, a� do chwili, gdy kolejny �yk sprawi�, �e wielki i ci�ki m�ot spad� wreszcie i rozgni�t� wszelkie uczucia. Potem znowu wszystko zaczyna�o si� od pocz�tku i powtarza�o jak ruch karuzeli. Czas i miejsce przesta�y 18 mie� jakiekolwiek znaczenie. Rozp�yn�a si� rzeczywisto��, a w ko�cu w spranym okowit� m�zgu nie zosta�a ju� �adna my�l. Zasn��. - Mino, mo�e chcesz mleka? Jest kwa�ne - nagle zobaczy� nad sob� puco�owat� twarz szynkarza Hety. Zaskoczony spokojem i cisz�, kt�ra teraz zapad�a w jego duszy, powoli, jakby boj�c si� j� zm�ci�, przyj�� kubek i wypi�. Wydawa�o si� nie mie� smaku, ale pragnienie przynajmniej na chwil� znik�o. - Na Reha! - odezwa� si� Heto odbieraj�c naczynie. - W �yciu nie widzia�em, by kto� tak chla�... Ju� dwa razy sprawdza�em, czy jeszcze �yjesz! R�wnie zdumiony jak i ucieszony niespodziewan� ulg� wyprostowa� si� i opar� plecami o �cian�. - Ile czasu? - zapyta� ostro�nie. - Trzy dni... - odrzek� Heto, a widz�c os�upienie rozm�wcy, doda� po�piesznie: - no, mo�e bez kilku godzin... Przyszed�e� tu zaraz, jak si� s�d sko�czy�. - A pieni�dze? - zmieni� po�piesznie temat. Karczmarz obejrza� si� i zerkn�� na wisz�c� nad szynk-wasem tablic�. - Na razie jeszcze to ja jestem ci troch� d�u�ny. Koniec ko�c�w nie tak �atwo jest przepi� siedem sztuk z�ota... - To nalej. - Daj pok�j! Lepiej co� zjedz. - Odczep si�, Heto! Nie twoja rzecz! - warkn��. - Niby nie, ale skoro� taki mocny, to lepiej we� si� w gar��! Ale, ale... ty przecie� nic nie wiesz! - A co mam wiedzie�?! - odpar� zgry�liwie. - Mefin i jego pomocnik nie �yj�... Wielkie pi�ci Mina zacisn�y si�, a� zatrzeszcza�y palce. - Jak to!? - Po robocie poszli pi� pod miasto do Rikena. No wiesz, 19 wcze�niej to oni zawsze przychodzili do mnie, ale teraz Mefin wida� wola� zej�� d z oczu... - I mia� racj�! - wycedzi� przez z�by Mino. - No w�a�nie, wi�c dlatego tam. A wyszli gdzie� tak w �rodku nocy. - Po co? Przecie� brama zamkni�ta! - A bo ja tam wiem! - roze�li� si� nagle Heto. - Wida� mieli jaki� interes do siebie... Nic mi do tego! A rano... I pop�yn�a opowie��, w trakcie kt�rej oczy Mina otwiera�y si� coraz szerzej i szerzej. - Wi�c �yje... - wyszepta�, gdy zamilk� Heto. - Co �yje? - nie poj�� szynkarz. - Ridka, Ridka �yje! - wykrzykn�� i zacz�� kr��y� po izbie. - Cz�owieku, szalony�?! Co ty gadasz?!! Mino zatrzyma� si� i popatrzy� przytomniej. - Niewa�ne - powiedzia� powoli. - Daj co� je��! - No, chyba �e... - burkn�� Heto i zabra� si� za krojenie kie�basy. - Konia mi trzeba i jad�a na drog�... - rzek� Mino z pe�nymi ustami p� godziny p�niej. - A gdzie ci� niesie? - Do Katimy. I to dzi� jeszcze ruszam! - Do stolicy... - powt�rzy� cicho Heto. - B�dzie trzeba liczy� pi�� dni... Tego, co mi da�e�, na to za ma�o! - Wida� i by�o, �e chcia�by o co� zapyta�, ale zrezygnowa�. Mino si�gn�� do kieszenie, wyj�� z niej du�y z�oty pier�cie� z migocz�cym w nim sennie kocim okiem o poda� go karczmarzowi. - Po ojcu... Teraz wystarczy? - A� nadto! - No to jak wr�c�, wykupi�. Szukaj co trza! Zanim min�a godzina, uliczne brukowce zaiskrzy�y pod 20 l �elazem podk�w spi�tego ostrogami rumaka. Mino pop�dzi� jak burza. Z �oskotem i szcz�kiem przemkn�� przez w�skie przestrzenie mi�dzy kamieniczkami, a ludzie umykali spod kopyt jego wierzchowca niczym kr�liki. Zadudni�y jeszcze belki zwodzonego mostu, po czym gwa�towny t�tent �cich� wyt�umiony przez zbity grunt go�ci�ca. M�odzieniec u�miechn�� si� mijaj�c na poboczu traktu grup� dyskutuj�cych mieszczan, dalej zostawi� za sob� karczm� Rikena i razem z ob�okiem kurzu pomkn�� w stron� lasu na horyzoncie. Dzikie uniesienie i rado�� doprowadzi�y do wrzenia krew, a p�d powietrza rozwia� mu w�osy i ch�odzi� rozpalone cia�o wdzieraj�c si� pod rozche�stan� koszul�. Pulsuj�ce rytmicznie sploty ko�skich mi�ni, kt�re czu� pod sob�, sprawi�y �e wci�gn�� go i poch�on�� nieodparty �ywio�, �piew, hymn si�y i mocy. Czu� to wszystkimi nerwami, ka�dym drgnieniem my�li, uczu� i woli... Ona �y�a!!! �y�a! Niewa�ne w jakiej postaci! Niewa�ne gdzie! Wszystko jedno! Uprosi pomocy i p�niej po ni� cho�by na samo dno piek�a! Zabierze, wy-kradnie stamt�d, a potem, drugi nie odda ju� swej mi�o�ci pod �aden s�d! �aden kat ani prawo go nie powstrzyma. Do�� tego! Do��! Kocham, kocham! O Rida! Rida! Ridka!!! Maszerowali przez korytarze pa�acu kr�la Redrena mijaj�c kolumny z r�owego marmuru, komnaty o hebanowych drzwiach, kryszta�owe �wieczniki wisz�ce u wysmuk�ych sklepie� i misternie rze�bione kru�ganki, przy kt�rych te w kardyjskim ratuszu wygl�da�y jak kurze grz�dy ob-srane przez go��bie. Przewodnik Mina, m�ody oficer z odznakami setnika, oraz dwaj towarzysz�cy im gwardzi�ci nie odezwali si� ani s�owem od czasu, gdy opu�cili wartowni�. Mino z ka�d� chwil� czu� si� coraz bardziej nieswojo i g�upio. 21 W brudnym p�aszczu i zakurzonych butach, w por�wnaniu z tamtymi w wypolerowanych do blasku pancerzach i w og�le wymuskanymi w ka�dym calu, wygl�da� jak drobny z�odziejaszek z�apany na gor�cym uczynku i prowadzony w�a�nie pod pr�gierz. Najgorsze by�o jednak to, �e damy w wykwintnych strojach i wyperfumowani dworacy, kt�rych napotykali, odnosili najwyra�niej takie samo wra�enie. Na szcz�cie wszystko sko�czy�o si� niebawem pod jednymi z tych hebanowych drzwi. Oficer zapuka� i weszli. - Pani, to jest ten cz�owiek z Kardy, kt�ry chcia� si� z tob� widzie�. - Dzi�kuj�, Zefio, mo�esz odej��. �o�nierze oddali uk�on i wyszli pozostawiaj�c Mina w wy�o�onej barwnymi, jedwabnymi draperiami komnacie, zupe�nie zagubionego z g�b� wyci�gni�t� jak u t�pego, prowincjonalnego barana, niezdolnego wykrztusi� p� s�owa. Po prostu zatka�o go! Zawsze wyobra�a� j� sobie jako kobiet� co najmniej stateczn�, no, mo�e jeszcze nie star�, a ju� na pewno nie pi�kn�... Tymczasem na sofie siedzia�a dziewczyna mniej wi�cej w jego wieku, w kr�tkiej sk�rzanej, stylizowanej na zbroj� sukni, spod kt�rej wystawa�y zgrabne i piekielnie d�ugie nogi w rzemiennych sanda�ach. Po jej ramionach sp�ywa�y pofa�dowane r�kawki b��kitnej tuniki, a splecione d�onie opiera�a o udo. Na palcach i nadgarstkach nie mia�a �adnych pier�cieni ani bransolet, si�gaj�ce za� plec�w z�ociste w�osy obejmowa�a na czole tylko prosta srebrna obr�cz podtrzymuj�ca zielon�, finezyjnie r�ni�t� w chryzoprazie przy�bic� albo raczej woalk� przys�aniaj�c� twarz od czubka nosa do brwi. - Na imi� mam Irian... - rozleg� si� d�wi�czny g�os - Dowodz� gwardi� pa�acow� Jego Wysoko�ci, a ty, panie, kim jeste�?! - z�ama�a etykiet� nie mog�c doczeka� si� stosownego zachowania z jego strony. 22 Wzi�� g��boki oddech. - Mino Dergo z Kardy, szlachetnie urodzony... - No tak, zapomnia�am doda�: ja jestem z urodzenia ch�opk�. Zmiesza� si� i b�kn�� co� bez sensu. -Ju� dobrze... - wsta�a, podesz�a do sto�u, nala�a wina i poda�a mu kubek. - Wsi�d�, panie, i m�w, z czym przybywasz. - Pani... - upi� niewielki �yk - Mia�em... znaczy mam jeszcze, chyba... dziewczyn�, narzeczon�. Rida jej na imi�... - m�wi� po�piesznie, rw�c s�owa i zdania, mieszaj�c niekiedy zdarzenia, byle pr�dzej dobrn�� do ko�ca. Irian usiad�a i uwa�nie na niego patrz�c s�ucha�a w milczeniu. - Lecz czego chcesz ode mnie? - zapyta�a, gdy sko�czy�. - Co ja mam zrobi�? Przez chwil� zbiera� si� na odwag�. - S�ysza�em pie�ni, bajania... Ty, pani... - Co o mnie gadaj�?! - przerwa�a mu ostro. - �e by�a� strzyg�! - wyrzuci� z siebie. - �e gdy by�a� dzieckiem, rzucono na ciebie urok i umar�a�... �e wysz�a� z grobu... A potem potrafi�a� sprzeciwi� si� swojej naturze i w nagrod� za to odzyska�a� �ycie w ludzkiej postaci. - To nie ca�kiem tak. Ale niech b�dzie... - dziewczyna z�agodnia�a. - Powiadaj�, �e masz pami�tk�... - Spojrza� na ni�. - Tak... - si�gn�a do czo�a i unios�a do g�ry zielon� os�on� - oto ona! By� przygotowany na ten widok, a jednak wzdrygn�� si� mimo woli - oczy mia�a jaskrawoczerwone, o jakim� szczeg�lnym, jakby per�owym po�ysku. - I dlatego nazywaj� ci� R�anook�. - Tak, to prawda. - Cofn�a d�onie i opadaj�ca woalka zamieni�a z powrotem czerwie� na br�z. 23 - Wi�c pom� mi, prosz�! Skoro mog�a� ty, pani, to mo�e i uda si� Ridzie. Tylko ty wiesz, jak to uczyni�! Zapad�o milczenie. Irian podnios�a si� i zacz�a chodzi� po komnacie. Mino nie wa�y� si� g�o�niej odetchn��. - Dobrze! - odrzek�a nagle. - Pomog� ci... Fala ulgi przyprawi�a go niemal o zawr�t g�owy. - ... ale nie mog� opu�ci� pa�acu bez zgody Jego Wysoko�ci ani te� zostawi� �o�nierzy bez rozkaz�w. Musisz zaczeka�. Skin�� twierdz�co. - A zatem... - Klasn�a w d�onie i zza purpurowej kotary wybieg�a m�oda s�u�ebna. - Heliko, wychodz�, a ty zajmij si� naszym go�ciem i... - zawiesi�a g�os, z ukosa spojrza�a na Mina - Zdob�d� dla niego troch� ciep�ej wody i jakie� �wie�e ubranie... - doda�a, po czym wysz�a nie ogl�daj�c si� ju� na nieszcz�nika, kt�rego policzki i uszy nagle poczerwienia�y. Wr�ci�a po trzech godzinach z wiadomo�ci�, �e wszystko zosta�o za�atwione i mo�na szykowa� si� do wyjazdu. Reszt� dnia sp�dzili omawiaj�c pomniejsze sprawy zwi�zane z podr�, a nast�pnego ranka spotkali si� przy zachodniej bramie Katimy. - Witaj, szalony kochanku! - zawo�a�a na jego widok. Wygl�da�a jeszcze ciekawiej ni� wczoraj. Mia�a na sobie d�ugi ciemnozielony p�aszcz, dobrze pasuj�cy do jej nieod��cznej, chryzoprazowej woalki. Spod p�aszcza pob�yskiwa�a stal kolczugi. Jednak�e na tej plecionce z �elaznych ogniw ko�czy�o si� ca�e uzbrojenie Irian. Nie mia�a �adnej innej broni, nawet sztyletu. W�osy swobodnie sp�ywa�y jej na ramiona. Doprawdy, by� to niezwyk�y str�j jak na wodza kilku tysi�cy starannie dobranych, najlepiej wy�wiczonych i uzbrojonych �o�nierzy w pa�stwie Suminoru. - Ruszajmy - odpowiedzia� z lekkim u�miechem. 24 Jaki� czas jechali w milczeniu. - Powiedz mi, pani... - odezwa� si� Mino - s�ysza�em jeszcze, �e tw�j ojciec by� koto�akiem? - Przybrany ojciec - poprawi�a go. - Ten, kt�ry mnie sp�odzi�, by� zwyk�ym cz�owiekiem, smolarzem. Jego dostojno�� kapitan Ksin Fergo, koto�ak na s�u�bie kr�la - zamy�li�a si� na moment - dowodzi� gwardi� w czasie, kiedy uzna� mnie za sw� c�rk�. To po nim otrzyma�em ten urz�d. - A on? - Odszed�... - Popatrzy�a gdzie� w przestrze�. - A dlaczego ty, pani... ? - spr�bowa� zatrze� poprzednie, niezr�czne pytanie. - To kaprys Jego Wysoko�ci - odpar�a. - Kr�l uzna�, �e dobrze jest mie� dow�dc�w stra�y o nadnaturalnym pochodzeniu, bo jak stale powtarza, nad wyraz uspokajaj�co wp�ywa to na wszelkich spiskowc�w... Karda na pierwszy rzut oka wygl�da�a tak samo jak zawsze. Pozornie nic si� nie zmieni�o przez te prawie dwa tygodnie, kt�re up�yn�y od wyjazdu Mina. Ludzie �wawo kr�cili si� po ulicach, rozmawiali, handlowali, k��cili, a je�li przerywali swoje zaj�cia, aby odpowiedzie� na pozdrowienie Mina albo ze zdumieniem popatrze� na Irian, to by�a w tym tylko zwyk�a ciekawo�� mieszka�c�w ma�ego miasteczka. �ycie toczy�o si� tu w rytmie niezmiennym od wiek�w i najwyra�niej, nawet tamto niezwyk�e wydarzenie nie zdo�a�o naruszy� jego zewn�trznego porz�dku. - Chyba bior� mnie za twoj� now� kobiet� - powiedzia�a Irian, kiedy zatrzymali si� przed gospod� Heta. - Tacy s�... - odpar� z gorycz� Mino zeskakuj�c na ziemi� - wiadomo, ch�opak m�ody, popi�, od�a�owa�... i zna-25 laz� now�. Zwyk�a to rzecz i gada� nie ma o czym. A rych�o zapomn� ca�kiem, �e ze mn� i Rid� co� by�o! Ech... - Witamy!!! Witamy czcigodnych pa�stwa. - Karczmarz zamilk� nagle na widok Mina. - Ty� to? - A ja, ja... - odburkn�� ponuro. - Prowad� do �rodka. Wybrali st� w najodleglejszym k�cie izby, a Heto nieproszony, przyni�s� dwa kufle piwa. - Zaczekaj - Mino przytrzyma� go za r�kaw. - Siadaj i m�w�e co z Rid�?! - A bo to ci� jeszcze obchodzi? - Gospodarz zerkn�� na siedz�c� bez ruchu Irian. - A tak, jeszcze! Heto spos�pnia� i skrzywi� si� z niech�ci�. - Tares i Maron do piachu... Fala gor�ca przesz�a przez skronie i policzki m�odzie�ca. - M�w! - Marona sprawi�a w noc po twoim wyje�dzie. Broni� si� chcia�, pacho�k�w i s�u�b� uzbroi�. W domu okiennice i drzwi sztabami zawarli, ale przepatrzyli ma�e okienko w wychodku. Tam na niego czeka�a... - Widzia� j� kto? - Nie, ale ci, co s�dziego widzieli, podobno rzygali jak koty. Ca�y by� we krwi, m�zgu i w�asnych g�wnach. - Wzi�� g��bszy oddech. - Ona ciszej od ducha przychodzi. Nikt nic tak samo nie spostrzeg�, kiedy Taresa nasz�a. Ten za� jakby na ni� czeka�. S�ugi odprawi�, wszystko otwarte by�o. Albo oszala�, albo taki ci by� sprawiedliwy... - Na Reha! - Mino a� zadr�a� z wra�enia. - A potem dopad�a pana Dekelo. - To i Dekelo te� trup?! - wykrzykn�� zdumiony. - Gdzie tam trup... - Karczmarz splun�� pod st� - Jeszcze gorzej! J�zyk mu wywlok�a, a reszt� twarzy razem o oczami pazurami wydar�a. Dot�d le�y z tak� wyrw� od 26 czo�a do gard�a, �e ob��du na sam widok mo�na dosta�, i zdycha dok�adnie tak, jak mu to pod szubienic� przyobieca�a. - A Molino? - Ten ca�y, bo ci�giem w s�dzie zawarowanym na wszystkie skoble siedzi. Ale od strachu to rozum mu si� ze szcz�tem pomiesza�. Nikogo nie wpuszcza, a �arcie mu pode drzwi przynosz�. Tylko wtedy otwiera i st�d zna�, �e �yw. - Innym ona nie szkodzi? - A daj�e mi wreszcie pok�j! - wybuchn�� nagle. - Na co mi o niej gada�?! �eby i do mnie przysz�a? Starczy! - Wsta� gwa�townie i odszed� obs�u�y� przyby�ego przed chwil� mieszczanina. Irian tr�ci�a w rami� patrz�cego za gospodarzem Mina. - Nic z tego nie b�dzie - powiedzia�a cicho. - Jak to? - Zblad� jak �ciana. - Zbyt wiele krwi, z�a. Zasmakowa�o jej zabijanie... - Ale ty... - droga zbli�y�a ich na tyle, �e zd��yli przej�� na mniej oficjaln� form� zwracania si� do siebie - ty przecie� te� zabija�a�! - wyszepta� z pasj�. - Czy� nie?! - Jednego t�piciela tak... - skin�a g�ow� twierdz�co. - Tylko �e to on polowa� na mnie, a nie na odwr�t. - A za co? - Za nic, strzygi zabija si� dlatego, �e s�. - Naprawd� nie zrobi�a� nic wcze�niej? Nie m�ci�a� si�? - Nie mia�am na kim. Ludzie z mojej wsi spalili �ywcem t� wied�m�, zanim... - A widzisz! - sykn�� triumfalnie. - Ridy nikt nie wyr�czy�! - Mo�e masz racj�, ale to... - Pos�uchaj! - wpad� jej w s�owo. - By�em z ni�, byli�my. .. Moja matka i ojciec nie �yj� od lat. Po�ar... Ona by�a dla mnie wszystkim! Nie wa�ne, �e z ni�szego stanu. Nie mam krewnych, kt�rzy by si� mogli sprzeciwi�! Spotykali�my 27 si�, szykowa�em ju� z�oto dla �wi�tcy, �eby da� �lub, ona si� zgodzi�a, kocha�a mnie! Zawsze kiedy spyta�em, okazywa�o si�, �e czu�a to samo co ja... Rozumiesz?! Byli�my dla siebie stworzeni! Potwierdza� to ka�dy dzie�, ka�da chwila z ni�! Zreszt�... Nie wiem, jak ci to m�wi�. Jej rozmi�owane oczy m�wi�y wszystko! Mam j� teraz zostawi�? J�, jakby po�ow� mnie? Kiedy Dekelo oskar�y�, �e ona te dzieciaki... A to przecie� nie ona! Pewnie on sam, bydlak! Zawsze je mia� za �mieci! Zabawi� si� po swojemu i... potem s�d. Trzeba mi by�o porozwala� �by s�dziom, katu, Dekelo, nawet ca�emu miastu i zabra� j�! A ja poszed�em si� zapi�! Zamiast ratowa�! Teraz mam jeszcze szans�... - przerwa�, spojrza� przytomniej. - Czy je�eli stan� przed ni� i przekonam j�, by z dobrej woli zaniecha�a zemsty i darowa�a Melinie �ycie, czy wtedy b�dzie mo�na odczyni� urok? - zapyta�. -Je�eli przekonasz... - powt�rzy�a Irian - Tak, w�wczas, z pomoc� jakiego� wielkiego maga, by� mo�e uda si� tego dokona�. Poderwa� si� na r�wne nogi. - Wi�c id�my do Moliny! - Zaczekaj. A je�li ci� zapomnia�a? - Nie! Niewiele wiem o potworach, ale to na pewno, �e najg��bsze i najmocniejsze uczucia nietkni�te przechodz� przez �mier� i Przemian�. - Tak by�o ze mn�... - zamy�li�a si�. - Wi�c i z Rid� te�! Musz� tylko j� obudzi�, przypomnie�. .. Ona przecie� za �ycia mi�owa�a mnie ponad wszystko! - Rzecz w tym, aby� zd��y� to zrobi�. Bo inaczej sko�czysz jak tamci... - Wsta�a i rzuci�a na st� drobn� monet�. - Chod�my! 28 Dopiero po kwadransie walenia w okute drzwi, kiedy zaczynali ju� zastanawia� si� nad sposobem ich wywa�enia, z wn�trza wielkiego, zamkni�tego na g�ucho budynku ze sczernia�ego kamienia dobieg� szmer. - Od-dejd� st�d, od-dejd�..., ja niewinny... nie chcia�em ci� zabi�... - rozleg� si� �a�osny, piskliwy be�kot przypominaj�cy skomlenie psa. Mino i jego towarzyszka popatrzyli po sobie bezradnie. Gdyby Irian odezwa�a si� teraz, mog�aby swoim kobiecym g�osem sp�oszy� s�dziego na dobre. Gdyby za� Mino powiedzia� swoje imi�, to chocia� z nieco innego powodu, skutek by�by pewnie ten sam. - Ja wiem, �e jeste� niewinny! - za�wita�a mu nagle w�a�ciwa my�l. - I dlatego przyszed�em ci pom�c! - Kto� t-ty? - Mino Dergo! Przychodz�, bo� nie chcia� jej �mierci! - doda� pospiesznie. Odpowiedzi� by� cichy, nerwowy chichot. - P-prawda to... - us�yszeli po chwili. - Szczera prawda! Przyszli�my uwolni� ci� od niej! - J-jjacy m-my? - Jest tu ze mn� s�awna czarownica - wyja�ni� Mino modl�c si� w duchu, aby stary nie przypomnia� sobie przypadkiem jakiej� historii o Irian, w kt�rej by�aby mowa o jej zielonej woalce. - Ona ci� obroni! Zapad�a g�ucha, denerwuj�ca cisza, po czym wreszcie szcz�kn�a zasuwa. - A prawda t-to? - rozleg�o si� znowu. - Prawda, �wi�ta prawda! - powt�rzy� Mino. - Przysi�gam! Ci�kie drzwi uchyli�y si� w ko�cu i w ciemnej szparze zab�ys�y rozbiegane oczy ob��kanego cz�owieka. - Wpu�� nas. Ona ju� nie b�dzie ci� prze�ladowa�. 29 - D-dobrze... Ledwie weszli. Melino szale�czym rzutem ca�ego cia�a napar� gwa�townie na uchwyty od skobli i z piekielnym rumorem zatrzasn�� wej�cie, jakby tu� przed nosem kogo� trzeciego. Za�omota�y szybko, przesuwane z impetem rygle. - H�? - Po chwili, chuda, pokryta szczeciniastym zarostem twarz s�dziego wykrzywi�a si� w migocz�cym blasku �ojowej �wiecy. - Prowad�! B�dziemy czeka�. Nie ogl�daj�c si�, ruszy� pos�usznie przed siebie i znikn�� za zakr�tem korytarza. Zaskrzypia�y drewniane schody. W tym momencie Irian pochyli�a si� nagle, z niewiarygodn� szybko�ci� zzu�a sanda�y i b�yskawicznie, na palcach odbieg�a gdzie� w bok. Mino, nie patrz�c na ni�, poszed� za s�dzi� staraj�c si� robi� jak najwi�cej ha�asu. Ona powr�ci�a po chwili i zr�wna�a z nimi tak nagle i cicho, �e a� si� przestraszy�. - Poluzowa�am skobel przy okiennicy... - szepn�a dopinaj�c w marszu rzemienne paski. Czekaj�cy na g�rze Molino nie domy�li� si� niczego. Zaprowadzi� ich do pozbawionej okien komnaty, w kt�rej trzymano przest�pc�w tu� przed rozpocz�ciem procesu. Mino popatrzy� w g�r�. Tam... Na drugim pi�trze jest sala, gdzie zapad� wyrok. Usiedli na prostych �awach ci�gn�cych si� wzd�u� �cian. Mino i Irian ciasno, jedno obok drugiego, a s�dzia po drugiej stronie, dok�adnie na przeciw. Wszyscy znieruchomieli, lecz ogromne cienie, powo�ane do �ycia przez p�omie� �wiecy, falowa�y pe�za�y i drga�y w rytm ciszy panuj�cej tu, w tym pos�pnym gmachu, drugim co do wielko�ci po ratuszu, w Kardzie, ma�ej stolicy wielkiego Kaladenu - prowincji Suminoru. W kraju, w kt�rym demony i ludzie od kilkunastu wiek�w toczyli ze sob� nieko�cz�c� si� walk� na �mier� i �ycie, czasami tylko pr�buj�c �y� obok siebie w zgodzie. 30 Trwali. �wieca z wolna przemieni�a si� w pe�gaj�cy nie�mia�o ogarek, a ten za�, po kt�rym� z niemrawych rozb�ysk�w, sta� si� �wiec�c� w mroku czerwon� plamk�. Ciemno�� jednak nie zapad�a. Przez szpary w masywnych okiennicach korytarza, a stamt�d przez otwarte drzwi zacz�o ws�cza� si� do komnaty �wiat�o delikatne jak paj�cza sie�. By�o ju� po pe�ni, ale blasku nad�amanej tarczy ksi�yca starcza�o jednak dla oczu przywyk�ych do wielogodzinnego czuwania i dla potwora, pe�nego mocy po niedawnej Przemianie. - Jest! - tchn�a Irian Minowi w ucho. - Czuj� j�... - Jak? - Cichsze ni� najsubtelniejszy szept pytanie pozosta�o bez odpowiedzi. - Idzie. Wyt�y� s�uch a� do granic mo�liwo�ci, ale dopiero po d�ugiej, bardzo d�ugiej chwili us�ysza� tylko jeden st�umiony stuk, gdzie� na dole... - Nyyyyyeeeee!!! - Molino z przera�liwym wrzaskiem zerwa� si� z miejsca i skoczy� do wyj�cia. - Za nim! - krzykn�a Irian. Nie zd��yli. Ciemno�� spad�a na nich z �omotem, a w zamku zazgrzyta� klucz. Mino z desperack� furi� uderzy� barkiem w zamkni�te drzwi. Raz, drugi... a� mdl�cy b�l rozszed� si� po jego wn�trzno�ciach. - Nie mog�! - Odejd�! - odepchn�a go. Kr�tki, g�o�ny huk, a potem przeci�g�y trzask rozrywanego drewna. Fala bladego �wiat�a, a w niej skulona na progu Irian. - Jak ty!? - Nie pytaj! - wysycza�a dziwnie zmienionym g�osem. - Id�, bo nie zd��ysz. Szybko!!! Ju� nie ogl�daj�c si� na nic, z jedn� tylko my�l� t�uk�c� 31 si� w g�owie, pogna� przed siebie na z�amanie karku. Prosto! W prawo! Droga?! Droga!!! Kt�r�dy?!!! Tam! Teraz schody! Bieg! Jeszcze kawa�ek! To te w�skie drzwi! Wpad� do izby rozpraw bocznym wej�ciem - tym dla przest�pc�w. Ona wraca�a tu g��wnymi drzwiami... Molino, wpatrzony w g�sty cie� za ich progiem, w og�le nie spostrzeg� obecno�ci Mina. - Za co?! Za coooo... nie mnie! To oniiii!!! - zawodz�cy szloch rozni�s� si� echem po sali. Drobna i szczup�a, ale jakby zlepiona ze zbitych w�z��w mi�ni i �ci�gien sylwetka wychyn�a bezszelestnie z mroku. P�ynnie i szybko, chyba lewituj�c tu� nad pod�og�, ruszy�a w kierunku s�dziego. - Rida! Potw�r zwolni�, a jego �eb z kr�tkim, ob�ym pyskiem wykrzywionym w upiornym u�miechu przekr�ci� si� w stron� Mina i zastyg� w pozie charakterystycznej dla wisielca z przerwanym kr�gos�upem. Nieruchome, sinawo �wiec�ce �lepia patrzy�y jednak gdzie� ponad ramieniem m�odzie�ca - na co� za jego plecami. Ale on tego nie spostrzeg�... Pozna�a mnie! Radosna my�l zab�ys�a w zdr�twia�ym ze zgrozy i wstr�tu umy�le. Zrobi� krok w prz�d. - TYY!!! Tyyyyy!!! - w ob��ka�czym, histerycznym wrzasku Moliny zabrzmia�a furia. Dygocz�c na ca�ym ciele cofa� si� w stron� drzwi za s�dziowskim sto�em, prowadz�cych do pokoju narad. - Ty �cierwoooo!!! - zawy� rozdzieraj�co - Zabij� ci�! Zabije�����!!!!!! - rzuci� si� do ucieczki... Wisielica niczym olbrzymi czarny nietoperz pomkn�a za nim. - Ridka! Ridka, nie!!! - Mino zabieg� jej drog�. Charkotliwy �wist jak z krtani duszonego cz�owieka. Czarna obro�a z zaci�ni�tej wisielczej p�tli i zwisaj�cy z niej 32 postrz�piony kawa�ek sznura. K�Y!!! Odruchowo os�oni� twarz przedramieniem, zanim dosi�g�y j� zamykaj�ce si� szcz�ki. Przeszywaj�cy b�l od nadgarstka do �okcia. A potem na gardle m�odzie�ca zacisn�y si� szpony z tak� si��, �e oddech i krzyki urwa�y si� w jednej chwili. Pod czaszk� zadudni�y pot�ne m�oty, za� przed oczami zawirowa�y gwa�townie ciemne p�aty. Gdzie� obok buchn�� w�ciek�y, gadzi syk i zanim straci� przytomno��, pomi�dzy sob� a Rid� zobaczy� �eb strzygi... To by�a Irian! Z impetem wystrzelonego z katapulty pocisku wpad�a na wisielic� i oderwa�a jej kosmate �apy od szyi Mina, kt�ry uwolniony, bezw�adnie zwali� si� na pod�og�. U�amek chwili p�niej oba potwory, sczepione z sob� pyskami, z piekielnym wizgiem run�y na rz�dy drewnianych �aw druzgocz�c je, �ami�c i rozrzucaj�c. Ich si�a i moc by�y r�wne. Wprawdzie paszcza strzygi by�a wi�ksza i szersza, ale mocniejsze pazury wisielicy z �atwo�ci� rozdar�y chroni�c� Irian kolczug� i dosi�g�y cia�a. Bryzgn�a pierwsza krew, lecz podw�jny, szale�czo miotaj�cy si� k��b nie zwolni� ani na moment. Dalej toczy� si� z w�ciek�ym �omotem i trzaskiem w sali pogr��onej w g��bokim p�mroku. Za�arta walka wydawa�a si� nie mi�� ko�ca. Poturbowany Mino przyszed� ju� troch� do siebie t trupioblady, wsparty na �okciu prawej, zdrowej r�ki patrzy� ha walk� t�pym wzrokiem, pe�nym rozpaczy i niedowierzania. Wreszcie do�wiadczenie i rozumny spryt Irian wzi�y g�r� nad �ywio�ow� furi� i nienawi�ci� Ridy. Strzyga zwolni�a u�cisk szcz�k wypuszczaj�c z nich zmia�d�ony pysk tamtej i zwinnie wy�lizgn�a si� z jej uchwytu siadaj�c na wisielicy okrakiem. B�ysn�y i spad�y uniesione do g�ry szpony. Be�kotliwy charkot Ridy �cich� nagle, a ona sama leg�a sparali�owana. Celnie wbite w serce pazury istoty pokrewnej podzia�a�y jak osikowy ko�ek lub srebrne ostrze. 33 Ale to jeszcze nie by�o wszystko. Nale�a�o doko�czy� dzie�a. Irian ju� spokojniej pochyli�a si� i wydar�a upiorzycy przek�ute przed chwil� �r�d�o si�y i �ycia, po czym rozszarpa�a je na kawa�ki. Jaskrawa po�wiata ma kr�tki moment rozja�ni�a dok�adnie ca�� sal�. To uwolnione �wiat�o ksi�yca wydzieli�o si� z trupa, aby zaraz rozproszy� si� po k�tach i zgasn��. U st�p strzygi pozosta�y tylko pokaleczone zw�oki m�odej dziewczyny z oznakami kilkunastodniowego rozk�adu. Irian odczeka�a, a� znikn� rany pokrywaj�ce jej da�o. W przypadku istoty nadnaturalnej, je�li nie by�y �miertelne, goi�y si� niemal natychmiast. Po chwili otoczy�a j� �agodna, mieni�ca si� mgie�ka. Wraca�a do ludzkiej postaci. To by� przywilej, ukrywana w najg��bszej tajemnicy przed wszystkimi z wyj�tkiem kr�la i kilka zaufanych os�b, nagroda za to, �e pi�� lat temu stan�a w obronie mieszka�c�w Katimy. Wbrew instynktowi, wiedziona wspomnieniami zachowanymi z okresu gdy jeszcze �y�a, zabi�a napastuj�c� ich inn� strzyg�. W my�l nie zbadanych praw rz�dz�cych �wiatem demon�w i ludzi, mog�a od tej pory czerpa� si�� nie tylko z ksi�yca, ale i ze s�o�ca, oraz, wedle swej woli, swobodnie zmienia� posta�. Szybkim krokiem, wycieraj�c chust� palce, kt�re przed momentem by�y szponami, podesz�a do le��cego bez ruchu Mina. Sprawia� wra�enie jakby to, co zobaczy�, pomiesza�o mu rozum. Wpatrzony w jaki� punkt na �cianie bezg�o�nie porusza� wargami. - Nie przebudzi�em jej... nie przebudzi�em... - odezwa� si� jednak zd�awionym szeptem. - Nie uda�o si�... - Nie mia�e� czego w niej budzi�! - odrzek�a Irian oschle. Spojrza� na ni� zdumiony. - Kocha�em j�. Tak kocha�em... Dlaczego? 34 - W tym ca�y k�opot - powiedzia�a z naciskiem - �e do takiej mi�o�ci, jak ta twoja, Rida nie by�a ci wcale potrzebna. - Coo...? - G�os uwi�z� mu w zgniecionej krtani. - Co tyy... m.. .wisz?... - �eby� na przysz�o�� �ywe czy martwe dziewki zostawi� w spokoju! Ryj je sobie w kamieniu albo w spi�u. Takie �atwiej i lepiej wezm� kszta�t, kt�ry dla nich wymyslisz. Mo�e by�, �e od tego wielkim artyst� zostaniesz, a guz�w na �bie i si�c�w na szyi to na pewno mniej zbierzesz... No, rusz�e si�! Wstawaj! - zawo�a�a szorstko, ale w jej g�osie zabrzmia�y teraz cieplejsze tony. Pochyli�a si� nad nim i nie bacz�c, �e jej pe�ne piersi wysun�y si� spod strz�p�w kolczugi, obj�a go i pomog�a stan�� na nogi. Usiedli na jednej z pcala�ych �aw. - Masz szcz�cie... - ostro�nie\podwin�a mu rozszarpany i nasi�kni�ty krwi� r�kaw bluzy\ Nie zareagowa�. Nawet nie sykn�� z^�lu, kiedy obwi�zywa�a ran�. \ - Ko�ci i mi�nie ca�e, tylko ci p�at sk�ry wydar�a. B�dzie du�a blizna, ale to nic strasznego. - Wsta�a. - Gdzie-ie... idzie-sz? - Dopiero teraz ockn�� si� z zadumy. - Trzeba przecie� odszuka� Molin�! - Ruszy�a do drzwi, kt�rymi uciek� s�dzia. - Woo-oal-ka! - wychrypia� po�piesznie. - Dzi�ki... - Jej czerwone oczy spojrza�y z wdzi�czno�ci�. Cofn�a si�, odnalaz�a le��c� pod �cian� os�on� i wysz�a. Wr�ci�a prawie natychmiast. - Wyno�my si� st�d! - krzykn�a. - Pr�dzej! To stary dure�... - Co z nim? - On si� powiesi�! 35 2. �WIADKOWIE S�oneczne ciep�o powoli sp�ywa�o po twarzy Mina. G�adzi�o policzki, nos i zamkni�te powieki. Rana na przedramieniu mrowi�a przyjemnie pod gruba warstw� zaschni�tego strupa. Ca�e cia�o bezwolnie podda�o si� tej jasnej, koj�cej pieszczocie. Pr�cz niej nie czu� nic wi�cej. Czarna wyrwa w duszy ju� nie bola�a, nie piek�a. Po prostu by�a tam niczym co� najzupe�niej oczywistego. Bez obawy m�g�by dotkn�� j� my�l�. Mino wola� jednak nie my�le�. Chcia� zasn�� i rozp�yn�� si� w promieniach s�o�ca zalewaj�cych balkon w gmachu s�du w Kardzie, na kt�rym siedzia� teraz pogr��ony w ciszy pogodnego przedpo�udnia. Skrzyp desek i odg�os krok�w Irian zmusi�y go do otwarcia oczu. Stan�a przed nim z kart� pergaminu w r�ku i opar�a si� o balustrad�. - Pos�uchaj! - powiedzia�a unosz�c dokument. - "Szesnastego dnia miesi�ca Koni, pi�tego roku Psa dokonali�my badania truch�a w�pierza uprzedniej nocy w lesie Larim, zabitego osikowym ko�kiem przez w�o�cianina Fret� z wioski Dery. Trupie� wygl�du by� niezgni�ego, niesuchy. Po rozkrojeniu, w piersiach onego jedno niespotykanie ogromne serce znale�li�my, kt�re miejsce p�uc zajmowa�o i �y�� prosto z gardziel� po��czone by�o. Wn�trzno�ci innych wcale. Osobliwo�� ow� s�dzia Maron podpisem swoim na niniejszej karcie po�wiadczy�." - Sko�czy�a czyta� i doda�a: - Podpis Marona jest. Mino wzruszy� ramionami. - I co z tego? - prychn��. - Nie mam nastroju do s�uchania opowiastek o dziwach i upiorach. Dzi�ki za wszystko, co dla mnie zrobi�a�, ale teraz naprawd� nie musisz si� mn� zajmowa�... - Nic nie rozumiesz! - przerwa�a mu roze�lona. - Jak s�dzisz, co ja tu robi�? - Z rozkazu kr�la zast�pujesz czasowo tragicznie zmar�ych s�dzi�w Jego Wysoko�ci - Mino wyrecytowa� znudzonym g�osem tekst pe�nomocnictwa. - A przyjecha�am do tej dziury tylko dlatego, �e tak �yczy� sobie pewien durny i �lepo zakochany narwaniec... Tak my�lisz? - A nie? - m�odzieniec spojrza� zdumiony. - Wyobra� sobie! Czy s�dzisz, �e kto� z moim urz�dem 37 mo�e ot tak, kiedy mu przyjdzie fantazja, jecha� na prowincj� z romantyczn� krucjat�? Zniech�cenie znikn�o z twarzy Mina. Wsta� z fotela i przez ziele� chryzoprazowej os�ony z uwag� wpatrzy� si� w oczy Irian. - Wi�c dlaczego? - zapyta�. - I co to ma wsp�lnego z wampirem martwym od czterech lat? - Kto� tutaj bawi si� magi� - odpowiedzia�a dziewczyna. - A wi�c Rida mog�a przekszta�ci� si� nie tylko sama z siebie... - Jak to?! Przecie� m�wi�a�! A "Prawo Onego"? - Ten poemat powsta� w czasach, kiedy nie wiedziano jeszcze wszystkiego. Nie ka�dy niewinnie stracony cz�owiek musi przemieni� si� w upiora. Chyba �e... - zawiesi�a g�os - pomo�e mu w tym czyja� z�a wola i czary. S�dz�, �e tak by�o z Rid�! Mino poblad�, siad� ci�ko i chwyci� si� za skronie. - Nic nie pojmuj�! - wychrypia�. - Wyt�umacz... Irian powoli zwin�a pergamin. - Redrena szczeg�lnie interesuj� wszelkie przest�pstwa pope�nione z pomoc� magii. Ju� kilka razy pr�bowano go w ten spos�b pozbawi� tronu. Moim zdaniem jest ochrona osoby kr�la oraz bezpiecze�stwa Suminoru. Dosta�am rozkaz, by ca�kowicie wyja�ni� przypadek Ridy. Ta historia z wampirem potwierdza istnienie kogo� znaj�cego doskonale zasady magii nekrokreatywnej i wykorzystuj�cego je do swoich cel�w. Takie wampiry stwarza si� na zam�wienie. - Coo??! - Mino os�upia�. - A tak. - Irian u�miechn�a si� z wy�szo�ci�. - Zwyk�y wampir to o�ywiony albo animowany trup. Mo�e by� nadgni�y lub zasuszony, w zale�no�ci od tego, w jaki spos�b przebiega� rozk�ad przed przemian�. Kiedy ssie krew, to ca�y nasi�ka ni� niczym g�bka. Tylko w ten spos�b mo�e wch�o-38 n�� znajduj�c� si� w niej �yciow� energi�. Wi�kszo�� marnuje, rzecz jasna. Co innego, gdy cz�owieka przeznaczonego do zamiany w upiora najpierw si� umiej�tnie zabije, a potem odpowiednio spreparuje chirurgicznie, na przyk�ad usunie zb�dne jelita i p�uca, prze�yk za� pod��czy do serca i dopiero wtedy rzuci si� czar przemiany. Taki potw�r ju� nie straci bezu�ytecznie ani kropli wypitej krwi. B�dzie silniejszy, wytrzymalszy i nie zaszkodzi mu s�o�ce. Jego uchroniony przed rozk�adem m�zg �atwo przejmie rozkazy i podda si� tresurze. Do tego wystarczy prosty amulet kieruj�cy. Jest wielu takich, kt�rzy zap�aciliby godziw� cen� za pos�usznego i dyskretnego morderc�. - Uwa�asz, �e z Rid� by�o podobnie? - Nie, tu musia�o chodzi� o co� innego. Mo�e o zatarcie �lad�w? - Jakich?! - Dekelo to wiedzia�. - On zdech� tak, jak na to zas�u�y�. Nic ju� nie powie... - Mino u�miechn�� si� m�ciwie. - Czyta�e� dokumenty z procesu Ridy? -Nie. - Szkoda. Dowiedzia�by� si� wtedy, dlaczego umarli synowie Dekelo. To by� urok upozorowany na zwyk�� chorob�. Bardzo podobny do tego, kt�rym u�mierca si� ludzi przy tworzeniu wampir�w z wielkim sercem... My�l�, �e kto� to zrobi� dla niego. - Po�wi�ci