509

Szczegóły
Tytuł 509
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

509 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 509 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

509 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stanis�aw Lem �wiat na kraw�dzi Pocz�tek podr�y Te rozmowy przypomina�y �eglug� po wodach burzliwych i s�abo oznakowanych, w�dr�wk� w g�szczu zmiennych i zaskakuj�cych temat�w, mi�dzy przesz�o�ci� a przysz�o�ci�, tym, co prywatne, i tym, co publiczne. Kraw�d� wieku, kraw�d� tysi�clecia - to tylko umowne granice, wynik�e z przyj�cia takiego, a nie innego kalendarza. Niezale�nie jednak od sposobu odmierzania czasu, znale�li�my si� na progu nowej epoki - epoki biotechnologii. P�yniemy z nurtem wielkiej rzeki ku nieznanemu oceanowi i znajdujemy si� dopiero u pocz�tku podr�y - m�wi Stanis�aw Lem. �wiat rzeczywi�cie znalaz� si� na kraw�dzi. Przewidywania zawarte w Summie technologicznej zaczynaj� si� spe�nia�. Nie potrafimy jeszcze okre�li� zagro�e�, jakie nas czekaj�. Wida� jednak wyra�nie, jak p�ynne s� w dziedzinie in�ynierii genowej granice mi�dzy dzia�aniami o charakterze terapeutycznym a tworzeniem nowych organizm�w, jak ro�nie odpowiedzialno�� cz�owieka, w kt�rego r�ce trafia moc decydowania o �yciu i �mierci. Ka�da nowa technologia rozpoczyna�a si� od niepewnych pr�b, kt�re cz�sto kosztowa�y wiele ofiar. Tak�e i biotechnologia nie zdo�a unikn�� takich zagro�e�, a kto s�dzi inaczej, jest utopist� - uwa�a Lem. Kolizje z przyj�tymi dot�d zasadami etycznymi i religijnymi s� nie- uchronne. Nie ma jednak odwrotu, a palisady paragraf�w rych�o zostan� przez rozw�j nauki omini�te. Trzeba wi�c zachowa� zdrowy rozs�dek, unikaj�c te� przesadnego optymizmu tych, co s�dz�, �e po przej�ciu zabagnionej sfery zagro�e� wyjdziemy na rozkoszny p�askowy� technobiologicznego raju. Lepiej patrze� rzeczywisto�ci prosto w oczy - s�dzi pisarz - probierzem nowego czyni�c wra�liwe i niezawis�e sumienie. Wspomnia�em o Summie technologicznej; wymieni� trzeba te� inny tytu�, wydane niedawno Okamgnienie, konfrontuj�ce wizje sprzed lat czterdziestu z obecnym stanem rzeczy. �wiat na kraw�dzi dotyka podobnych problem�w, ale przynosi te� wiele szczeg��w z biografii Stanis�awa Lema. O jej tle, kt�rym jest historia mijaj�cego stulecia, mo�na dzi� pisa� zupe�nie otwarcie, inaczej ni� to by�o na pocz�tku lat osiemdziesi�tych, kiedy Stanis�aw Bere� nagrywa� swe rozmowy z autorem Summy. Tak�e i dlatego s� to dwie r�ne ksi��ki. Te rozmowy by�y dla mnie niezwyk�� przygod�. Mam nadziej�, �e tak� sam� przygod� stan� si� i dla czytelnika. Tomasz Fia�kowski Rozmowa pierwsza O pracowitym dzieci�stwie, lwowskiej Arkadii i �yciu poza czasem - Kiedy czyta si� "Wysoki Zamek", ksi��k� o pa�skim dzieci�stwie, wchodzi si� w obszar poza czasem i histori�. Nie ma prawie odbicia wydarze� zewn�trznych, jest zamkni�ty �wiat pasji dzieci�cego bohatera. Czy to cecha w�a�ciwa odbiorowi rzeczywisto�ci przez dziecko, czy tez pa�ska szczeg�lna w�a�ciwo��? - Ch�tnie przyjm�, �e nie jestem ca�kiem normalny. Opowiem anegdot� - p�na sprawa, ale rzuca �wiat�o wstecz. Kiedy m�j syn studiowa� fizyk� w Princeton - sp�dzi� tam cztery lata - utrzymywa�em z nim do�� intensywn� korespondencj�. I on si� skar�y� matce w li�cie, �e ojciec, zamiast pisa� o swoim �yciu wewn�trznym albo pyta� o jego nastroje, pisze o galaktykach, o czarnych dziurach, o zakrzywieniu przestrzeni. �ona moja odpowiedzia�a mu: �yciem wewn�trznym twojego ojca s� w�a�nie czarne dziury i galaktyki. I naprawd� tak jest. Tak jest te� z moimi wynalazkami opisanymi w Wysokim Zaniku - a nie przyzna�em si� tam do wszystkiego, nie chc�c robi� wra�enia, �e si� chwal�. Naprawd� wynalaz�em mechanizm r�nicowy, nie wiedz�c, �e jest ju� znany; parokrotnie w podobny spos�b odkrywa�em Ameryk�. Stwarza�em te� rozmaite zwierz�ta. Nie konkurowa�em z Panem Bogiem, tylko po prostu wymy�la�em je, rysuj�c w specjalnych zeszytach; wszystko to robi�em skrycie. I kr�lestwo legitymacyjne z Zamku jest naj�wi�tsz� prawd�, rzeczywi�cie stworzy�em je jako ch�opiec, chocia� Sadkowski bodaj napisa�, �e to jaka� blaga. Nasze gimnazjum nosi�o numer 560; przedtem by�o to Drugie Gimnazjum imienia Karola Szajnochy. Cyfry na naszych tarczach zrobione by�y z cienkich srebrnych nitek, i ja naprawd� tymi nitkami zszywa�em swoje legitymacje. Mia�em oczywi�cie koleg�w, gra�em z nimi w pi�k� no�n�, ale najwa�niejsze by�o moje �ycie wewn�trzne, kt�rego z nikim w�a�ciwie nie dzieli�em. Nie mia�em a� do samej matury �adnego romansu ch�opi�cego. Naturalnie spotyka�em si� z dziewcz�tami, chocia� wtedy nie by�o jeszcze koedukacji, ale - jak dzi� przypuszczam - odstrasza�em je, opowiadaj�c im o gwiazdach. Inaczej nie umia�em, a gwiazdami interesowa�em si� bardzo. Latem je�dzi�em przewa�nie w g�ry. Moja najm�odsza ciotka wysz�a za nauczyciela gimnazjalnego. �eby dorobi�, co roku wynajmowa�a w Sokolem albo w Worochcie dom na ca�y okres wakacji i prowadzi�a w nim pensjonat dla m�odzie�y. Je�dzi�em tam i ja; rodzice byli radzi, �e znajduj� si� pod opiek�. Opieka polega�a g��wnie na tym, �e dostawa�em podw�jn� legumin�, poza tym nikt si� mn� nie interesowa�. To by�o wspania�e: Prut, wy prawa na Howerl�. S�ysza�em legendy o �mijach, kt�re na Howerli �y� mia�y w wielkiej obfito�ci, ale daremne by�y moje poszukiwania - �adnej nie uda�o si� znale��. Silne wra�enie zrobi�a na mnie te� pewna przeja�d�ka. Ogromna cz�� Czarnohory by�a wtedy w�asno�ci� barona Groedla. Prowadzono wyr�b lasu i pnie ostrugane �ci�gano kolejk� w�skotorow�. Kiedy ta kolejka wyjecha�a na g�r�, siada�o si� obok hamulcowego i zje�d�a�o w d� stromymi serpentynami. Strasznie mi si� to podoba�o. Krajobrazy w Karpatach by�y niezmiernie urokliwe, i tam powsta�y moje pierwsze wiersze - trudno sobie wyobrazi� gorsze. "Nad g�rami za� wynika szczyt Jawomika" albo historia o "wodospadziku-wodogrzmociku" i temu podobne okropno�ci, kt�re potem starannie przed �wiatem ukry�em. Nawet kiedy jako szesnastolatek by�em w Delatynie na obozie przysposobienia wojskowego - opisuj� ten ob�z w Wysokim Zamku - i po osiemnastu ch�opa spali�my w namiotach, te� si� w�a�ciwie z nikim bli�ej nie zaprzyja�ni�em. Jako podoficer dy�urny, nosi�em kolegom na przemian smalec, mas�o lub marmelad�. Przedwojenna marmelada by�a pakowana w pude�ka z cienkiej jakby dykty, jab�kowa, pyszna i bardzo twarda. Kiedy si� przychodzi�o do sier�anta sztabowego, odkrawa� najpierw gruby kawa�ek dla siebie; ja w �lad za nim odkrawa�em sobie kawa�ek nieco cie�szy i pozosta�� cz�� dopiero przekazywa�em dalej. Uwa�a�em, �e mi si� to nale�y, skoro jestem podoficerem s�u�bowym. Karabiny mieli�my poaustriackie, lebele z 1890 zdaje si� roku, zupe�nie rozkalibrowane; strzela�o si� na manewrach �lepakami. Pami�tam, �e raz zerwali nas o czwartej rano - to by�o w lipcu - i �wiat wyda� mi si� cudowny, obiecywa�em sobie, �e cz�ciej postaram si� go takim ogl�da�. Po powrocie do domu opowiedzia�em o tym ojcu, a on na to: - Wiesz, nas te� na manewrach zbudzono kiedy� o czwartej i te� postanowi�em sobie, �e cz�sto b�d� w przysz�o�ci wstawa� o tej cudownej porze - nigdy jednak tego postanowienia nie zrealizowa�em... - Ojciec pa�ski s�u�y� w wojsku austriackim? - Tak, podobnie jak ojciec mojej �ony. M�j ojciec, jako lekarz, by� oberarztem, a ojciec �ony - kapitanem. Gdyby nie rodzina, kt�ra go fikcyjn� depesz� z frontu w�oskiego �ci�gn�a do domu, zgin��by niechybnie, bo okopy, gdzie� nad Piaw�, w kt�rych jego oddzia� si� znajdowa�, W�osi wkr�tce zatopili. Straszne hekatomby si� tam odbywa�y. Gdyby za� poleg� nad Piaw�, ojcem przysz�ej �ony mojej nie m�g�by zosta�. Podobnie i ja wcale bym si� nie narodzi�, gdyby nie pewien �ydowski fryzjer w ma�ym miasteczku na Ukrainie, kt�ry si� akurat napatoczy�, gdy ojca mojego czerwoni prowadzili pod broni�, �eby go jako oficera rozstrzela�. Fryzjer zna� ojca ze Lwowa, a tutaj goli� miejscowego komendanta, i ten jego pro�by o zwolnienie ojca wys�ucha�. Dzia�o si� to oczywi�cie ju� podczas rewolucji, gdy p�k�a obr�cz otaczaj�ca ob�z je�c�w austriackich w Turkiestanie, dok�d ojca zawieziono po upadku twierdzy Przemy�l w 1915 roku. Co zabawne, a zarazem troch� makabryczne: doktor Wolfgang Kraus, kt�ry na pocz�tku lat osiemdziesi�tych zaprosi� mnie z �on� do Wiednia, opo- 10 wiada� nam, �e on z kolei m�g� przyj�� na �wiat dzi�ki temu, �e jego ojciec, austriacki oficer, w rosyjskiej niewoli zatrudniony przy wyr�bie drzewa na Syberii, nabawi� si� podczas tej pracy nagniotk�w. Gdy czerwonoarmi�ci zatrzymali poci�g, kt�rym z Syberii wraca�, kazali pokaza� wszystkim d�onie. Kto mia� bia�e r�czki - tego rozstrzeliwano, kto mia� na d�oniach modzele - ocala�. Dziwaczna to r�wnoleg�o�� los�w. Ojciec opowiada� te�, �e za honorow� postaw� Rosjanie pozwolili im i�� do niewoli z szablami u boku; na pierwszej stacji za Przemy�lem ju� im jednak ten przywilej odebrano. W obozie w Turkiestanie przyczepi� si� do ojca piesek, kt�ry otrzyma� imi� Sralik - oficerowie spali we wsp�lnej sali i pies robi� kupki pod wszystkimi ��kami, z wyj�tkiem ��ka mego ojca. Kiedy ojciec wr�ci� do Lwowa, cesarstwo austro-w�gierskie jeszcze istnia�o, i dosta� Goldenes Verdienstkreuz am Bande der Tapferkeitsmedaille, czyli Z�oty Krzy� Zas�ugi na Wst�dze Medalu za Odwag�. Jako ma�e dziecko ch�tnie si� nim bawi�em - pozwalano mi na to. Po powrocie ojciec zosta� asystentem profesora Jurasza, jednego z tw�rc�w polskiej otolaryngologii, na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Mam tu gdzie� �wiadectwo, szalenie pozytywne, jakie Jurasz mu wystawi�. - Ojciec studiowa� tak�e we Lwowie? -- Tak, i studiowa� medycyn� lat dziesi��. Zajmowa�y go bowiem inne sprawy: pisa� i drukowa� wiersze i proz�. Pami�tam z dzieci�stwa szuflad� 11 pe�n� wycink�w z gazet z jego utworami - wcale si� tym wtedy nie interesowa�em. Po pi�tym czy sz�stym roku studi�w dziadek zawezwa� go i powiedzia�: - Skoro ju� zacz��e� studia, trzeba je sko�czy�, potem mo�esz robi�, co chcesz. Ojciec pos�ucha�, a kiedy ju� dosta� si� w tryby maszynerii szpitalno-klinicznej, nie pr�bowa� si� z niej uwolni�, by� zreszt� lekarzem szalenie sumiennym. Panowa�a wtedy moda na tak zwane konsylia: do trudnych przypadk�w bra�o si� co najmniej dw�ch specjalist�w. Ojca zawezwano do jakiego� dziecka wraz z doktorem Mincerem, pediatr�, kt�ry i do mnie przychodzi�. Kiedy ju� po wyj�ciu stali na klatce schodowej, ojciec zacz�� dalej m�wi� o tym przypadku, a tamten na to: - Panie kolego, z chwil� kiedy zamykaj� si� drzwi od mieszkania pacjenta, sprawa przestaje dla mnie istnie�, w przeciwnym razie dawno zachorowa�bym na nerwy. Ojciec natomiast - pami�tam to dobrze - wstawa� w �rodku nocy i dzwoni� na klinik� (telefon mieli�my 53 14, nie by�o ich wtedy wiele we Lwowie), �eby si� dowiedzie�, jak si� ma operowany, u kt�rego przeprowadzono mastoidektomi�, czyli doszcz�tne wyd�utowanie tak zwanego wyrostka sutkowego przy muszli usznej. By� znanym i dobrym specjalist�. Na p�kach sta�a olbrzymia, kilkunastotomowa bateria po�wi�cona otolaryngologii. Z cicha gardzi�em ma�o czcigodn� dziedzin�, jak� mi si� wydawa�y choroby nosa, uszu i gard�a - czym�e s� wobec reszty cia�a! Zachwyca�y mnie natomiast w atlasach anatomicznych kolorowe obrazy m�zgu - poszczeg�lne zwoje pomalowane by�y na r�owo czy zielono, uk�ada- 12 �y si� niemal w t�cz�. Bardzo si� potem rozczarowa�em, gdy w prosektorium zobaczy�em, �e m�zg wcale nie jest r�owy ani zielony. Ojciec by� przy tym nerwowcem, mo�e dlatego, �e tyle pracowa� - bo i w klinice, i w kasie chorych, i praktyk� mia� w domu. Opowiadano, �e gdy doktor Lem na trzecim pi�trze krzyczy, wyrzucaj�c pacjenta za drzwi, s�ycha� nawet na dole. Mia� rozmaite fobie: nie wolno by�o u nas pali� w�glem, tylko drzewem, bo tlenkiem w�gla mo�na si� �miertelnie zatru�. Nie �yczy� sobie, bym je�dzi� na rowerze, bo to niezdrowo. Niech�tnie u�ywa�o si� aut; wynajmowali�my doro�k�. Do dzi� nie mog� od�a�owa�, �e kiedy w gimnazjum urz�dzono wycieczk� do Pary�a, ojciec mnie na ni� nie pu�ci�, uznaj�c tak dalek� podr� za straszliwie ryzykown�. Przed wojn� nie by�em zreszt� w �adnym wi�kszym mie�cie poza Lwowem - ani w Warszawie, ani w Krakowie. Mo�e dlatego tak jestem do Lwowa przywi�zany. Ojciec sam tak�e Lwowa nie opuszcza�. Pami�tam, �e jeden jedyny raz pojecha� do Truskawca na kuracj�, poniewa� rozpoznano u niego kamie� nerkowy - i przez ca�y czas pobytu w sanatorium r�n�� w karci�ta. Bardzo zreszt� ch�tnie ze znajomymi i wujkiem w karty grywa�. Matka niezbyt by�a zadowolona, bo kiedy wujek przegrywa�, nigdy przegranej nie p�aci�, tylko sz�a ona ,,na kred�". Wszystko to jednak rozgrywa�o si� ponad moj� g�ow�, sprawy rodzinne ma�o mnie interesowa�y i pami�tam z nich tylko strz�py. - Pa�scy rodzice poznali si� po pierwszej wojnie �wiatowej czy przed ni�? 13 - To zabawna opowie��, kt�r� us�ysza�em p�no. Rodzice zar�czyli si� przed wojn�; ojciec urodzi� si� w 1879, matka w 1892. Kiedy ojciec trafi� do niewoli, matka moja tak by�a niezadowolona z jego przed�u�aj�cego si� pobytu w rosyjskim obozie jenieckim, �e pojecha�a do Wiednia, do Katarzyny Schratt, przyjaci�ki cesarza Franciszka J�zefa, prosi�, by cesarz ponad frontami zwr�ci� si� do cara o zwolnienie mojego taty. Pani Schratt przyj�a matk� bardzo grzecznie, ale oczywi�cie nic z tej audiencji nie wynik�o. Ojciec zawsze bardzo �mia� si� z tego, �e jego narzeczona uzna�a spraw� ich zawieszonego �lubu za tak wa�n�. W ko�cu wr�ci� jednak z Turkiestanu, nie zabili go te� czerwonoarmi�ci, i �lub si� odby�. Polska wybuch�a przed moimi narodzinami. Przyszed�em na �wiat w tym samym mieszkaniu na Brajerowskiej, w kt�rym mieszkali przedtem moi dziadkowie po mieczu. Zeszli z tego �wiata, nim si� urodzi�em, zna�em ich tylko z fotografii. - A dziurka po kuli w szybie okiennej, o kt�rej czytamy w "Zamku", pochodzi�a z roku 1918? - Tak, z czasu wojny polsko-ukrai�skiej, kiedy Ukrai�cy chcieli Lw�w zaw�aszczy�. Dowiedzia�em si� o tym oczywi�cie znacznie p�niej - by�o to dla mnie co� w rodzaju historycznej legendy. Przys�a� mi niedawno W�adek Bartoszewski do�� poruszaj�cy niemiecki reporta� ze Lwowa i wschodniej Galicji. Lw�w jest dzi� porz�dnie podniszczony - zobaczy�em na fotografii, �e wszystkie ulice �r�dmie�cia s� jak przed wojn� wybrukowane koci- 14 mi �bami. Asfalt po�o�ono tylko na placu Mariackim, kt�ry si� teraz inaczej nazywa - nie wiem i nie chc� wiedzie� jak. Z wycinka tego dowiedzia�em si� te�, �e moja Szko�a Powszechna imienia ��kiewskiego nosi dzisiaj numer �smy. W szkole dosta� mo�na by�o tak zwane pace: niegrzeczne dzieci nadstawia�y r�k� i nauczyciel wali� w ni� lini� na p�ask. Ja jednak nigdy nie by�em bity. Do pierwszej klasy w og�le nie ucz�szcza�em; nauczycielka, panna Usarz�wna, przychodzi�a uczy� mnie do domu. Podkochiwa�em si� w niej troch�. Mia�em ju� siedem lat i by�em m�odym cz�owiekiem zdolnym do wy�szych uczu�. Co jeszcze pami�tam? Strasznie du�o czasu zajmowa�o klejenie ozd�bek na drzewko, bardzo wcze�nie zaczyna�o si� to robi�. Od urodzenia mieszka�em wi�c na Brajerowskiej. Kiedy sta�em si� ju� pisarzem tak znanym, �e moja s�awa i chwa�a si�gn�a Ukrainy, jaki� Ukrainiec z Kijowa, kt�ry szczeg�lnie ukocha� moj� tw�rczo��, pojecha� specjalnie do Lwowa, sfotografowa� kamienic� na Brajerowskiej od zewn�trz, a nast�pnie wdar� si� do �rodka i uwieczni� na kliszy wszystko, co opisa�em w Wysokim Zamku, mi�dzy innymi sufit, na kt�rym znajduj� si� stiuki w kszta�cie d�bowych li�ci z �o��dziami - ich obraz stanowi najwcze�niejsze moje wspomnienie, patrzy�em na nie bowiem z mojego ��eczka. Dziwnie mi by�o ogl�da� te fotografie i te kruche stiuki, kt�re przetrwa�y wszystko - i wojn�, i nadej�cie Sowiet�w... Drzewa tylko na ulicy kolosalnie si� rozros�y. Pami�tam tamte czasy jako epok� betonowego, niewzruszonego �adu, i Wysoki Zamek opromieniony jest takim klimatem - nie ma tam przy tym 15 �adnego szczeg�u, �adnego faktu, kt�ry by�by zmy�lony. Zdaj� sobie oczywi�cie spraw� z mojej naiwno�ci dzieci�cej, kt�ra pozwala�a mi tak �wiat postrzega�. Kres temu przyj�� musia�. Mia�em �wink� glinian� i do tej �winki wk�ada�em oszcz�dno�ci. Kiedy si� dowiedzia�em, �e wybuch�a wojna, rozbi�em j� i za z�oty sze��dziesi�t kupi�em dwie czekolady, wi�ksz� i niniejsz� - �eby mie� zapas na czas wojny. Po czym jednego dnia obie czekolady zjad�em... Jeden z moich felieton�w w Lubych czasach nosi tytu� Z �abiej perspektywy - dzieci�stwo naprawd� tak� perspektyw� daje. Obok naszego gimnazjum sta�a i stoi do dzisiaj stara prochownia z szesnastego wieku. Codziennie j� mija�em, wcale jednak jej nie zauwa�aj�c. Z ulicy Ruskiej wychodzi�o si� na kamienne lwy przed Ratuszem, obok przy Rynku jest s�ynna Czarna Kamienica - w og�le nie zdawa�em sobie sprawy, �e stanowi ona tak czcigodny zabytek; nic a nic mnie to nie obchodzi�o. Tramwaj ,,czw�rka" omija� nasze gimnazjum i wje�d�a� Teaty�sk� do g�ry, a tam gdzie stawa�, by� ju� park, w kt�rym wznosi� si� Wysoki Zamek i sk�d by� wspania�y panoramiczny widok na krajobraz miejski Lwowa. Jak si� wraca�o do domu, to si� sz�o najpierw przez ulic� Rusk�, potem schodzi�o si� na d�, gdzie by�a kawiarnia "Wiede�ska", skr�ca�o si� w bok, mo�na by�o i�� przez plac �w. Ducha, gdzie wznosi�a si� g��wna w mojej pami�ci budowla, to znaczy kiosk z cha�w� pana Kawurasa. Rozterki przy wystawie tego kiosku prze�ywane opisa�em w Wysokim Zamku i tkwi� one w mojej pami�ci g��boko. Niedawno w hipermarkecie Carrefour zo- 16 baczy�em kilogramowe paczki cha�wy wytw�rni Goplana, serce we mnie zamar�o i kilkakrotnie wraca�em w to miejsce, jak do �wi�tej relikwii, bo przecie� wiedzia�em, �e na cha�w� pozwoli� sobie dzisiaj nie mog� ze wzgl�du na zdrowie... Trasa bieg�a dalej przez Legion�w, w perspektywie by�o wida� teatr, kt�rego krakowski "S�owacki" jest tylko ma�� kopi�. Przechodzi�o si� przez Jagiello�sk�, gdzie mieszka�a moja ciotka, matka Hemara. Z ciotk� t� ��cz� mnie dwa straszliwe wspomnienia. Raz, kiedy wszed�em przez bram�, zaatakowa� mnie na podw�rzu olbrzymi gulgocz�cy indyk, nie wiem, dlaczego - i uciek�em. Innym razem prze�y�em u niej znaczne rozczarowanie. Ciotka mia�a w mieszkaniu to, co si� po niemiecku nazywa eine feine Stube, czyli salon, do kt�rego nikt nie wchodzi�, posadzka jak lustro wyglansowana, meble w bia�ych pokrowcach, a na wspania�ym kredensie wielka misa pe�na kolorowych marcepanowych owoc�w. Kiedy raz si� tam wkrad�em i usi�owa�em te owoce nadgry��, o ma�o nie po�ama�em z�b�w, gdy� czas odmieni� zawarto�� misy w skamielin�. By�o to jedno z wi�kszych rozczarowa� mojego �ycia. Mi�dzy mn� a Hemarem by�a r�nica dwudziestu paru lat: ja by�em szczeniakiem, on doros�ym cz�owiekiem i mieszka� w Warszawie. Pami�tam tylko, �e kiedy na p�tli ulic Pe�czy�skiej, Stryj skiej i Kadeckiej odbywa�y si� wy�cigi samochodowe - szyny tramwajowe zalano nawet gipsem - Hemar te� w nich startowa�, w samochodzie Bugatti, i zaj�� miejsce przedostatnie. Wyje�d�ali�my za miasto do ogrodu pana Ruckiego. Syn pana Ruckiego kilkadziesi�t lat p�niej 17 z drugiego ko�ca Polski napisa� do mnie, aby mi podzi�kowa�, �e wspomnia�em jego nazwisko w Wysokim Zamku. Z restauracji ogrodowej Ruckiego pami�tam cztery ciekawe rzeczy. Po pierwsze, kr�gielni�: kule by�y tak wielkie, �e mia�em nie lada trudno�ci z ich uj�ciem. Po drugie, olbrzymi� hu�tawk�, w kt�rej siedzia�o si� w czym� w rodzaju wielkiej �odzi. Po trzecie, g�szcze malinowe tak przero�ni�te pokrzywami, �e do tej pory jestem zdziwiony, kiedy widz� maliny, kt�re wcale nie parz�. Po czwarte wreszcie, sadzawk�, w kt�rej �owi�em ryby. Raz z�owi�em rybk� wielko�ci palca, ale zrobi�o mi si� jej �al i z powrotem wpu�ci�em j� do wody. Nasz doro�karz, z kt�rym te wyprawy odbywali�my, nazywa� si� Kremer; dojechawszy na miejsce, odprz�ga� konia, zamiast siod�a k�ad� pled czy sukno, i je�dzi�em troch� konno. Uczni�w naszego gimnazjum najpierw nazywano kanarkami, bo nosili�my czapki rogatywki z ��tymi otokami, jak �andarmeria, potem zmieniono je na okr�g�e maciej�wki z niebiesk� wypustk�. Tarcza z numerem 560 powinna by�a by� mocno przyszyta - koledzy nosili j� na szpilce, a dyrektor kontrolowa�. Matka moja starannie tarcz� przyszywa�a, mowy nie by�o, �eby j� zdj��. Po co zreszt� si� j� zdejmowa�o - do dzi� nie wiem. Nie dowiedzia�em si� te� nigdy, po jakich wyst�pnych szlakach kr��yli moi koledzy, wychowywano mnie bowiem w typowo przedwojenny spos�b. Nie wolno si� by�o na przyk�ad odzywa� przy stole jadalnym, nie do pomy�lenia by�o, by dzieci m�wi�y i robi�y, co chcia�y, nawet szpinak trzeba by�o je��... 18 By�y we Lwowie niezwyk�e atrakcje, przynajmniej dla dziecka. Po pierwsze - Panorama Rac�awicka. Po drugie - Targi Wschodnie. Czu�o si� na nich oddech Europy, ale my�my z kolegami biegali tam g��wnie po to, by si� napi� darmowego roso�u Maggi i pozbiera� mo�liwie wiele reklamowych druk�w. Wspomnienia dzieci�stwa maj� magiczn� aur�, podobnie jak pierwsze wierszyki, kt�rych si� nauczymy. Pr�bowali�my niedawno z �on� przypomnie� sobie wierszyki Porazi�skiej - ,, Jedna wrona bez ogona, druga wrona bez ogona...", i ten o wr�blu na kalenicy, do kt�rego kot w�azi - mia�y one niew�tpliwie charakter magicznej inkantacji, cho� dzi� si� je czyta jak zwyczajne rymowanki. Wiele z tego, co si� w naszym gimnazjum dzia�o, wydawa�o mi si� na bardzo wysokim poziomie. Pami�tam do dzisiaj, jak profesor Lewicki w�o�y� do s�oja wype�nionego tlenem tl�cy si� pr�t i pr�t ten wybuchn�� p�omieniem. Pami�tam te�, jak s�d wyci�gni�ty bodaj z oliwy zapala� si� �ywym ogniem. W pi�knym gabinecie profesora geografii Nawrockiego znajdowa� si� straszny przedmiot: sporej wielko�ci globus, ca�y czarny, na kt�rym trzeba by�o kred� zaznaczy� zarysy kontynent�w, wskaza� najwa�niejsze miasta czy rzeki. By�o to do�� okropne -ja jednak dawa�em sobie jako� rad�, poniewa� pilnie, cho� na wyrywki, kartkowa�em przywleczon� do domu od wuja adwokata dwudziestotomow� niemieck� encyklopedi� Brockhausa, drukowan� szwabach�, i cho� z tekstu nic prawie nie rozumia�em, studiowa�em ilustruj�ce j� sztychy i mapy. W gimnazjum czyta�em po raz pierwszy Grabi�-skiego opowie�ci o duchach, kt�re na mnie straszne 19 wywar�y wra�enie. Chyba z tymi lekturami wi��e si� dziwne zdarzenie, kt�re zosta�o mi w pami�ci. Rodzice wynajmowali w Teatrze Wielkim lo�� na pierwszym pi�trze i chodzili na przedstawienia, ja za� zostawa�em w domu i odrabia�em szkolne zadania. Kt�rego� razu, siedz�c nad zadaniami, us�ysza�em g�os matki dobiegaj�cy z pokoju rodzic�w, kt�ry znajdowa� si� za moimi plecami; drzwi by�y uchylone, w �rodku ciemno. Odpowiedzia�em automatycznie i nagle si� zorientowa�em, �e przecie� jestem w mieszkaniu sam. Bardzo si� przestraszy�em, pomy�la�em, �e to jaki� znak, i natychmiast pogna�em do teatru. By�a mo�e dziewi�ta, mo�e p� do dziesi�tej. Wpad�em do lo�y, rodzice si� przel�kli: - Co si� sta�o? - S�ysza�em g�os. - A wszed�e� do pokoju? - Wszed�em, zapali�em �wiat�o, i nikogo tam nie by�o. Musia�a to by� halucynacja, cho� nigdy, ani przedtem, ani potem, nie mia�em podobnych objaw�w. - A czy w pana rodzinnym domu czytywa�o si� na przyk�ad "Wiadomo�ci Literackie"? - Owszem, ciekawi�y mnie zw�aszcza konkursy, kt�re na ostatniej stronie urz�dza� Marian Eile. Kupowa�o si� czasami "Cyrulika", tygodnik "As" i chyba prenumerowa�o si� "Gazet� Polsk�", bo to by�a gazeta rz�dowa. Z gazet miejscowych - "Wiek Nowy". Ja, prawd� powiedziawszy, czyta�em wszystko, co mi wpad�o w r�ce. Naprzeciw naszego domu znajdowa�a si� wypo�yczalnia ksi��ek "Ewers", podobna troch� do krakowskiej wypo�yczalni na �w. Jana. Post�powa�em w niej systematycznie, wy- 20 po�yczaj�c ksi��ki od lewej ku prawej. Jak si� co� okazywa�o ma�o interesuj�ce, oddawa�em na drugi dzie�. Znano mnie tam dobrze, mog�em wi�c bra� ksi��ki hurtem, na przyk�ad Karola Maya: Przez pustyni�. Przez dziki Kurdystan, Przez kraj Skipetar�w, i tak dalej. Zagl�da�em te� do strasznych �wczesnych pornografii, jak Pitigrilli, ale wydawa�y mi si� potwornie nudne. - By�o tego wtedy sporo: Pitigrilli, Dekobra... - Tak, tak. " Madonna sleeping�w to powie�� niedobra./ Napisa� j� kiedy� Maurycy Dekobra". Madonny sleeping�w akurat nie czyta�em, na erotycznie podbudowan� literatur� by�em zreszt� zupe�nie niewra�liwy - i to mi w gruncie rzeczy zosta�o. Eddington, kt�rego zreszt� te� w wypo�yczalni "E-wers" odkry�em, wewn�trzna budowa gwiazd - prosz� bardzo, ale Dekobra? Po co? - Zna� pan .^Bibliotek� Wiedzy" Trzaski, Everta i Michalskiego? Alexis Carrel, Paul de Cruif... - Naturalnie, ale jeszcze lepsz� seri� by�a "Mathesis Polska". Poza tym strasznie ci�gn�o mnie do historii techniki: montgolfiery, pocz�tki lotnictwa, Otto Lilienthal, bracia Wright. Z niezmiern� szczeg�owo�ci� j� studiowa�em. Mia�em te� s�abo�� do chodzenia na tandet� i nabywania starych, cz�ciowo ju� rozpadaj�cych si� przedmiot�w, takich jak magneto samochodowe, stare iskrowniki, szpulki z nawini�tym drutem, cewki. Diabli wiedz�, po co - ale lubi�em to bardzo. Przywleczone do domu cz�ci 21 s�u�y�y mi do budowy rozmaitych urz�dze�. Ojciec kupi� mi zreszt�, z drugiej r�ki, zestaw do budownictwa metalowego. Strasznie kocha�em wy�adowania elektryczne: zrobi�em cewk� Ruhmkorffa, zrobi�em transformator Tesli... Kupi�em sobie niemieck� ksi��k� Elektrotechnisches Expe�mentierbuch, wydrukowan� szwabach�, i w pocie czo�a, ze s�ownikiem w r�ku przedziera�em si� przez ni� jak przez d�ungl�. Do manii moich w tamtym czasie nale�a�o robienie w domu do�wiadcze� chemicznych. Spali�em cz�ciowo parapet okienny, mia�em te� nadziej�, �e nalot, kt�ry osiada� na elektrodach, kiedy przepuszcza�em pr�d przez roztw�r nie pami�tam ju� czego, oka�e si� substancj�, kt�rej nikt dot�d nie odkry�. Mia�em wi�c - jak ju� w Wysokim Zamku napisa�em - dzieci�stwo niezmiernie pracowite. I co charakterystyczne: wszystkie te skomplikowane dzia�ania podejmowa�em sam. Nie odczuwa�em potrzeby, aby w pracy towarzyszy� mi r�wie�nik, mia�bym wtedy raczej, jak dzi� przypuszczam, wra�enie, �e on mi przeszkadza. - Chcia� pan by� samotnym Kreatorem? - Chyba tak, by�em absolutnie samowystarczalny. Co wi�cej, z moimi legitymacjami kry�em si� przed �wiatem i przed rodzicami, i przed kolegami, bo czu�em, �e mnie wy�miej�. Nie znaczy to, �e nie bra�em udzia�u w szkolnych zabawach: ot, dw�ch ch�opc�w si� zmawia�o i wychodzili z klasy rzekomo za potrzeb�, a w rzeczywisto�ci w przedsionku ubikacji rzucali monetami, tak by jedna drug� przy- 22 kry�a. Gra�o si� w guziki, w okr�ciki papierowe, dmucha�o si� w ich �agle, by przesz�y przez lini� przeciwnika. Serca jednak do tego specjalnie nie mia�em. Prawie w ka�d� niedziel� przychodzi�o do nas niewielkie grono - m�j wujek, znajomi doktorostwo, kt�rzy potem wraz z nami przyjechali do Krakowa i z ojcem grali albo w brid�a, albo w pokera. Owszem, terminy, jakich u�ywali, pami�tam - sama jednak gra wydawa�a mi si� zawsze �mierteln� nud�. Nie mam najmniejszego poci�gu do kart, a wszelki hazard jest mi z natury obcy. Dobrze, mog� wygra� - ale po co mi jakie� wygrane? A je�li przegram, dlaczego mam komu� p�aci�? Po latach, w Wiedniu, w trafice, do kt�rej zachodzi�em po "Heralda", kupi�em los loteryjny. Kosztowa� dziesi�� szyling�w. Otwar�em go i dowiedzia�em si�, �e wygra�em... dziesi�� szyling�w, czyli zwr�cono mi poniesione koszta. Wcale si� jednak do kolektury nie pofatygowa�em. - Zwyk�e ch�opi�ce zabawy nie by�y panu jednak ca�kiem obce? - Jak wszyscy ch�opcy, lubi�em na przyk�ad puszcza� kaczki, czyli te p�askie kamyki na wodzie - tylko, niestety, nie mog�em si� nauczy� p�ywa�. Ojciec wynaj�� pana, kt�ry uczy� mnie tej umiej�tno�ci, trzymaj�c na specjalnej w�dce. P�ki znajdowa�em si� na uwi�zi, pi�knie p�ywa�em �abk�, ale uwolniony, natychmiast skosem w d� szed�em na dno. Nie wiem, dlaczego. Strza�� potrafi�em zrobi� na osiem metr�w, ale jak tylko zaczyna�em porusza� r�kami i nogami, ko�czy�o si� to fatalnie. 23 Nauka odbywa�a si� na k�pielisku, nigdy jednak nie przynios�a spodziewanego efektu. Znacznie wcze�niej, kiedy jeszcze by�em ca�kiem ma�y, chodzi�em z matk� na tak zwan� �elazn� Wod�. By�y tam oddzielne baseny dla m�czyzn i dla kobiet. Ma�e dzieci, takie jak ja, mog�y si� k�pa� z kobietami. Siedzia�em na brzegu, trzymaj�c moj� trzcinow� laseczk�, s�siadka nasza tak d�ugo za t� laseczk� poci�ga�a, a� zsun��em si� i wpad�em do wody. Pami�tam, �e zrobi�o si� zielono, potem ciemno, potem ju� zupe�nie nic. Wyci�gni�to mnie za nogi, wytrz�sano ze mnie wod�, robiono mi sztuczne oddychanie. Nie by�o to przyjemne. Pami�tam epok�, w kt�rej pojawi�y si� doro�ki mechaniczne - dwucylindrowe tatry z silnikami ch�odzonymi powietrzem nad ka�dym przednim ko�em. Steyery z kolei mia�y ch�odnice w kszta�cie dziobu okr�towego. W 1938, kiedy sko�czy�em szesna�cie lat - w Polsce mo�na ju� by�o w tym wieku dosta� zielone, czyli amatorskie, prawo jazdy - ojciec wpisa� mnie na kurs. Prawo jazdy zdoby�em na kilka miesi�cy przed wybuchem wojny i nie mia�em okazji, by si� nim wtedy nacieszy�. A dos�ownie na sze�� tygodni przed wojn�, na strzelnicy, kt�ra znajdowa�a si� na zakr�cie, gdzie "czw�rka" jecha�a na Wysoki Zamek, wystrzela�em z�ot� odznak� strzeleck�. Wkr�tce potem wszystko si� sko�czy�o, i Polska tak�e... Wtedy jednak nie mog�em si� spodziewa�, �e nied�ugo b�d� biega� po Ogrodzie Jezuickim i zbiera� tak zwane zegary ze szrapneli, jeszcze gor�ce od wybuchu. Wiedzia�em niby, �e od tego mo�na zgin��, ale bardzo mi na nich zale�a�o. Jak si� ma kilkana�cie lat, cz�owiek jest nie�miertelny. 24 - W "Wysokim Zamku" wspomina pan pewien moment, gdy ju� przed wojn� spotka� si� pan z Histori� - my�l� o pochodzie robotnik�w po �mierci Kozaka, przeci�gaj�cym pod oknami kamienicy. - A tak, ojciec m�j gniewa� si� wtedy na mnie troch�, bo ja ten poch�d filmowa�em. Ojciec kupi� mi kamer� filmow�, Cinekodak 8. Na�wietlon� rolk� wysy�a�o si� do Warszawy, w jej cen� - 10 z�otych - wliczony by� ju� koszt wywo�ania i odes�ania. Z naszego balkonu robi�em zdj�cia ulicy Kazimierzowskiej dok�adnie w chwili, kiedy wzburzeni robotnicy �ci�gali za nogi policjanta z konia. Raz jeden i do naszego mieszkania wszed� policjant - zdarzy�o si� to, gdy pacjentce mojego ojca ukradziono futro, kt�re powiesi�a na wieszaku w naszym przedpokoju, i policjant �w spisa� protok�, poza tym jednak obowi�zywa�a zasada: my home is my castle. P�niej dopiero pojawili si� jacy� enkawudy�ci, jacy� Niemcy, w�azi� ka�dy, kto chcia�... Jest jeszcze jedno wa�ne zdarzenie z mojego dzieci�stwa, cho� niech�tnie o nim m�wi�. Dosta�em kiedy� pi�kn� niemieck� czterowagonow� kolejk� elektryczn�; znakomicie dzia�a�a! Wkr�tce rozpocz�a si� niemiecko-polska wojna celna i kupi� cokolwiek w Niemczech by�o bardzo trudno. Pewien znajomy rentgenolog sprowadza� z Niemiec zakupion� tam aparatur� rentgenowsk�. Wewn�trz tej aparatury ukryto cz�ci do mojej kolejki, kt�re sam wybra�em z katalogu: dwa wagony towarowe i male�k� kas� drukuj�c� bilety. Tymczasem drab rentgenolog uzna�, �e to s� upominki dla niego - i nigdy ich nie odda�! D�ugo nie mog�em przebole�, 25 �e tak plugawi� zachowa� si� wobec niewinnego dziecka; nawet wtedy, gdy ojciec uzna�, �e jako szesnastolatek jestem ju� za stary, by bawi� si� kolejk� elektryczn�, i odda� j� musia�em dziecku wujka. - Wspomnia� pan o studiowaniu encyklopedii Brockhausa i niemieckiej ksi��ki o elektrotechnice; a czy w gimnazjum by�y lekcje niemieckiego? - By�y. Mieli�my najpierw profesora Rollauera - po wkroczeniu Niemc�w zosta� Reichsdeutschem - potem Ukrai�ca, profesora Turczyna; mia� troszk� twardy akcent, ale by� dobrym germanist�. Rollauer nauczy� nasz� klas� �ydowskiego wierszyka, do dzi� go pami�tam: Awrum Itzik, giter tencer, hat er sich gemacht a rojten szpencer. A rojten szpencer hat er sich gemacht, und hat getanct die ganze nacht. Wybija� palcem po katedrze rytm, a my�my deklamowali. - Dlaczego uczy� was tego wierszyka?! - To by� czas do�� oryginalnych profesor�w; takich, o jakich w Zmorach sporo pisa� Zegad�owicz. Nie lubi� tej powie�ci, ale wiele w niej obserwacji prawdziwych. - Ukrai�skiego tez pana uczono? - Tak, robi� to tak�e Turczyn. W�r�d uczni�w kr��y�y rozmaite �arty, na przyk�ad: Czetyre perioda ukrai�sko] literatury - perszyj bu�, ale zahynu�, dru-hoho ne bu�o, tretyj Szewczenko ta Iwan Franko, a czetwertyj bud�. Niew�tpliwie kry�a si� w nich 26 z�o�liwo�� w stosunku do Ukrai�c�w. W�r�d uczni�w byli zreszt� Ukrai�cy, to by�o przecie� rz�dowe gimnazjum. Mi�ku Wo�k siedzia� ko�o mnie w �awce. Zawsze jednak rozmawiali�my po polsku. Ani jeden z Ukrai�c�w nie odezwa� si� w szkole po ukrai�sku poza godzinami ukrai�skiego. Mi�ku pierwszy raz zwr�ci� si� do mnie po ukrai�sku, kiedy go spotka�em na ulicy po przyj�ciu Sowiet�w. Zdumia�o mnie to tak, �e zapyta�em: - Ty szew, zduri�? Wtedy obowi�zywa�o ju� has�o: Ukrai�sko misto Lwiw buto, je i bud� radianske. A kiedy Ukrai�cy studiuj�cy za sowieckich czas�w medycyn� m�wili, �e co� tam jest sowi�ke, poprawiano ich: ne sowi�ke, a radian�ke. W gimnazjum jednak ta odmienno�� zaznacza�a si� dopiero na lekcjach religii - wtedy wida� by�o, kto, b�d�c grekokatolikiem, wychodzi z klasy. Na co dzie� nie zwraca�o si� na to uwagi, wszyscy m�wili po polsku. Wiedzia�em oczywi�cie, �e m�j profesor matematyki Zarycki jest Ukrai�cem, ojcem dziewczyny, kt�ra bra�a udzia� w zab�jstwie ministra Pierackiego i dosta�a za to bodaj siedem lat - ale nie wywo�ywa�o to sensacji. Troch� jak w anegdocie o dw�ch dyrygentach wielkich orkiestr, sowieckiej i ameryka�skiej. Spotykaj� si� i dyrygent sowiecki m�wi: - U mnie w zespole jest tylu i tylu �yd�w, a u was? - Amerykanin na to: - Ja nie mam poj�cia, nigdy mnie to nie interesowa�o! W pami�ci znajduj� jeszcze kilka nazwisk z mojego grona pedagogicznego. Dw�ch dobrych �acin-nik�w, Auerbach i Rappaport, obaj zabici zostali przez Niemc�w - Rappaport by� �agodnym staruszkiem, za to Auerbach wydawa� mi si� bardzo gro�- 27 ny. Wspomniany ju� profesor fizyki, Lewicki, kt�remu podpowiada�em temperatur� zamarzania rt�ci; sze�� razy mu podpowiedzia�em, a� wreszcie da� mi porz�dnie po g�owie, �ebym przesta�. Pani Maria Lewicka, polonistka, nie maj�ca z �owickim poza nazwiskiem nic wsp�lnego, kt�ra nigdy nie dawa�a mi sko�czy� moich wypracowa� na wolne tematy i wypisywa�a o nich na p� strony r�ne wspania�e rzeczy. Dyrektorem by� Stanis�aw Buzath, kt�ry prosi� przed �mierci�, by je�li Lw�w b�dzie znowu polski, przyj�� nad jego mogi�� i cicho mu o tym powiedzie�. Profesor Starzewski, komendant hufca harcerskiego. Nauczyciel gimnastyki, oficer rezerwy Kajetan Janowicz. Mieli�my te� w�r�d grona pedagogicznego rozmaitych artyst�w - jeden si� nazywa� Knobloch, od tak zwanych rob�t r�cznych. Oczywi�cie katecheta. Czy jeszcze kto�? Nie pami�tam. - Zapytani, jak �w sowiecki dyrygent: jakie by�y proporcje narodowo�ciowe w�r�d uczni�w? - Na trzydziestu ch�opc�w mniej wi�cej jedna czwarta albo jedna pi�ta to byli �ydzi, dwie albo trzy pi�te Polacy, reszta Ukrai�cy. Tak mi si� dzisiaj zdaje - dok�adnie powiedzie� nie potrafi�. Wojna doprowadzi�a do zerwania wszelkich kontakt�w. Niedawno przyjecha� z Ameryki jaki� nie znany mi bli�ej cz�owiek, kt�ry za oceanem prowadzi wytw�rni� sprz�tu medycznego, i koniecznie chcia� si� ze mn� widzie�; powo�ywa� si� na czasy gimnazjalne. Nie poszed�em na to spotkanie; nie przypomina�em sobie, o kogo chodzi, a sztuczne, po sze��dziesi�ciu latach, o�ywianie zamar�ych kontakt�w 28 wydaje mi si� pozbawione sensu. Nasze drogi zupe�nie si� rozesz�y. Owszem, pami�tam, �e jeden z koleg�w Ukrai�c�w po�yczy� ode mnie Komizm Bystronia i nigdy nie odda� - do dzi� �a�uj�, bo by�o to przedwojenne wydanie, a wznawiaj�c t� ksi��k� po wojnie, szereg rzeczy usuni�to. - Czy �wiadom pan byt, czym dla Ukrai�c�w jest cerkiew �wi�tego Jura, gdzie mia� swoj� siedzib� metropolita Szeptycki? - Tak, ale jej nie odwiedza�em. Co niedziel� spacerowali�my z ojcem alej� Mickiewicza od Brajerowskiej w g�r�, a� do mur�w otaczaj�cych Jura - ale do �rodka nie wchodzili�my. Wiem, �e gdy za niemieckiej okupacji zacz�y si� polsko-ukrai�skie rzezie, kiedy to polskie podziemie zastrzeli�o mojego profesora fizyki �astowe�kiego, a Ukrai�cy odpowiedzieli zab�jstwem histologa profesora Boles�awa Ja�owego, wtedy czo�owy polityk ukrai�ski Pa�czyszyn schroni� si� u Jura w�a�nie - i tam umar� na serce. A� trzech ukrai�skich lekarzy podpisa�o akt zgonu, �eby tej �mierci nie uznano za dalszy ci�g polsko-ukrai�skich porachunk�w. - W felietonach wspomina pan, ze studiuj�c podczas wojny medycyn�, przygotowywa� si� pan do egzamin�w na Cmentarzu Orl�t - a czy w czas�w gimnazjalnych te� pan chodzi� na ten cmentarz? - Naturalnie, ale najlepiej pami�tam go w�a�nie z lat wojny, ��cznie z napisami na niekt�rych nagrobkach, nie �ebym si� ich specjalnie uczy�, tylko dlatego, �e tyle tam godzin sp�dzi�em w pi�kne dni 29 s�oneczne. Lubi�em tam chodzi�, cho� sentencja na kolumnadzie - Mortui sunt, ut nos liberi vivamus -brzmia�a za sowieckich czas�w jako� szyderczo... Ch�tnie siadywa�em przy grobie, na kt�rym umieszczono wiersz: "Na wiosny id�cej gody / Ci�ki uj�wszy sw�j m�ot / Wykuj� jeden dzie� m�ody / i jeden najwy�szy lot". Zapami�ta�em te� kamienn� wn�k� ze �mig�ami: le�eli tam podobno ameryka�scy lotnicy, kt�rzy spieszyli na odsiecz Lwowa. Czy rzeczywi�cie - nie wiem, dla mnie by�a to zamar�a i zastyg�a w kamie� historia. Kiedy wyje�d�a�em ze Lwowa, Cmentarz Orl�t by� jeszcze nietkni�ty, nikt nie wpad� na tak �wietn� my�l, by prowadzi� walk� z nieboszczykami. O p�niejszym jego losie tylko czyta�em, nie chcia�em go ogl�da�, tak jak nigdy nie chcia�em odwiedzi� powojennego Lwowa. Wiele ju� razy t�umaczy�em, dlaczego. Nie chodzi o kultywowanie jakich� antyukrai�skich resentyment�w. Kiedy zwr�ci�o si� do mnie ukrai�skie wydawnictwo "Kameniar" - "Kameniar" to zdaje si� z wiersza Iwana Franki - o prawo do publikacji jednej z moich ksi��ek, ale bez honorarium, bo nie maj� pieni�dzy - zgodzi�em si�. Podobnie jak redaktor Giedroyc, uwa�am, �e Ukrain� trzeba wspiera�, bo jej niepodleg�o�� jest jedn� z gwarancji naszej niepodleg�o�ci. - Zbli�a�a si� wojna - czy mia� pan poczucie zagro�enia? Czy dostrzega� pan s�abo�� pa�stwa? - Mi�osz w swojej Wyprawie w Dwudziestolecie zawiesi� bardzo du�� liczb� zdech�ych ps�w na Drugiej Rzeczypospolitej. By� mo�e wynika to z r�nicy pokoleniowej mi�dzy nami - bo to jest r�nica, czy 30 si� kto� urodzi� jak ja w 1921, czy jak on w 1911 - ale moje wspomnienia z tamtych lat s� odmienne. Ja sobie w og�le nie wyobra�a�em, �e mo�e istnie� inna rzeczywisto��: dziecko wrasta w krajobraz, w kt�rym si� wychowuje. Chyba dopiero podczas obozu przysposobienia wojskowego w Delatynie spotka�em si� z prawdziw� przedwojenn� n�dz�: dziewczynki huculskie za pi�� groszy albo za pajd� chleba wype�nia�y litrow� mena�k� wojskow� poziomkami le�nymi. Sporo trzeba si� by�o napracowa�, �eby ich tyle nazbiera�. Przygotowywano nas niby do wojny; w�chali�my w prob�wkach truj�ce gazy. Nikt nam jednak nigdy nie powiedzia�, �e istnieje co� takiego jak czo�gi. Ale te� i nie mieli�my tych czo�g�w! Kiedy Cat-Mackiewicz zwr�ci� si� do premiera w "Kurierze Wile�skim", �eby Polska wystawi�a jeszcze jedn� prawdziw� dywizj� pancern�, to S�awoj-Sk�adkowski szybko wsadzi� Cata do Berezy. Czo�g�w nie by�o, za to mieli�my dw�ch pot�nych przeciwnik�w. Niedawno czyta�em, w jaki spos�b nasz Korpus Ochrony Pogranicza zosta� 17 wrze�nia nieprawdopodobn� przewag� sowieck� zmia�d�ony. Jak oni si� we wszystkich stra�nicach bronili, ile to istnie� ludzkich kosztowa�o - i wszyscy o tym p�niej zapomnieli! Trudno si� zreszt� dziwi�, niewola by�a zbyt straszna. Dobrze jednak, �e losy tych �o�nierzy przypomniano, anonimowe i tragiczne bohaterstwa te� powinny by� pami�tane. �atwiej mi jako� pogodzi� si� z my�l�, �e zostali�my pokonani, trudniej z tym, �e tak nas uderzono no�em w plecy. Moje wspomnienia z okresu lwowskiego dzieci�stwa i m�odo�ci tym si� przede wszystkim odznacza- 31 j�, �e nie mog� patrze� na to, co si� wtedy we Lwowie i w Polsce dzia�o, oczami cz�owieka doros�ego. Mnie si� wtedy na przyk�ad szalenie podoba�a Weso�a Lwowska Fala, To�cio, Szczepcie i radca Stro��. Obawiam si�, �e dzi� by�bym mniej zachwycony. Tamten �wiat by� mi dany jak ziemia, jak co�, co stanowi ostateczne, trwa�e ugruntowanie wszystkiego - i w naszych oczach uleg� zmia�d�eniu dwustronnemu. Fakt, �e w tak pod�y spos�b dobili nas Sowieci, kiedy�my si� pod nawa�� niemieck� znajdowali, sprawia, �e w�troba mi si� przewraca. Nie chc� si� do Prometeusza przyr�wnywa�, ale tak jest. To, co cz�owiek wyczyta� o historii z ksi��ek, zawsze jest przepuszczone przez filtr druku, przez martw� liter�. Natomiast wydarzenia, kt�re si� samemu prze�y�o albo kt�re si� widzia�o, nabieraj� zupe�nie innej jako�ci. R�nica jest fundamentalna. Tragedi� powstania styczniowego, pokazan� na przyk�ad w Wiernej rzece �eromskiego, ogarniam rozumem, ale mnie ona zbyt silnie nie porusza. Inaczej z takim wspomnieniem: rozpocz�o si� ju� bombardowanie lotnicze Lwowa, sta�em na balkonie na Brajerowskiej, ch�opiec po maturze, i widzia�em, jak nasz� ulic� przeje�d�aj� furgony z g�r� trup�w. Pierwszy raz widzia�em wtedy trupy. Pami�tam dygocz�ce od wstrz�s�w furgonu cia�a, uda kobiet zabitych przez bomby niemieckie. To s� rzeczy, kt�rych ju� do �mierci nie mo�na zapomnie�. Jest bowiem rzecz� do�� okrutn�, �e pami�� nasza nie podlega aktom woli. Nie mog� zapami�ta� dok�adnie tego, czego bym sobie �yczy�, a innych obraz�w wymaza�. Rozmowa druga O dw�ch okupacjach, wojennej pami�ci i rzeczywisto�ci w rozpadzie - Wybucha wojna i nagle zostaje pan mieszka�cem Lwowa sowieckiego. - Najpierw pod Lw�w podeszli Niemcy. Z cmentarza ostrzeliwa�a si� polska policja, a w kamienicy na Brajerowskiej 4 pojawi� si� oddzia�, kt�rego dow�dca o�wiadczy�, �e na naszym balkonie postawi� karabin maszynowy i zrobi� z mieszkania co� w rodzaju sza�ca: "Ju� w gruzach le�� Maur�w posady, nar�d ich d�wiga �elaza..." Siedzia�em troch� z tymi �o�nierzami na dole, piastuj�c r�czn� korb� od syreny przeciwlotniczej, a oni dawali nam kostki kawy zbo�owej z cukrem, znane mi jeszcze z obozu w Delatynie. Moja matka bardzo si� jednak przel�k�a i wyruszyli�my do jej brata na Sykstusk�. Stamt�d w�a�nie pami�tam najokropniejsze moje prze�ycie, ju� po wkroczeniu Sowiet�w. Patrzyli�my, jak pu�k artylerii zje�d�a� z Cytadeli, rozwini�ty na ca�� d�ugo�� Sykstuskiej. Z bocznych ulic wyjechali na koniach sowieccy �o�nierze, nie wiem, 33 dlaczego wszyscy o rysach mongolskich, ka�dy mia� w prawej r�ce nagan, a w lewej granat zaczepny. Kazali naszym zdj�� pasy, zostawi� jaszcze, armaty i konie i i�� sobie. To by�o straszne: widzie�, jak Polska upada, widzie� to naprawd�. Straszniejsze ni� przegrana bitwa, bo wszystko si� odbywa�o w jakiej� cmentarnej ciszy: wszyscy�my stali w milczeniu i p�akali, ja tak�e - w bramie pod dwudziestym dziewi�tym - a dozorca, by� zdaje si� �wiadkiem Jehowy, okrywa� konie derkami. Kiedy Niemcy si� wycofali i nadeszli Sowieci, to by�o zetkni�cie dw�ch �wiat�w tak obcych i tak niepodobnych, �e trudno dzi� sobie to wyobrazi�. Pierwszy okres sowiecki miesza mi si� przy tym troch� z drugim, trudno mi odr�ni� to, co si� dzia�o w 1940 i 1941, od tego, co by�o w 1944 roku. Pocz�tek okupacji sowieckiej traktowa�em jako rodzaj pe�nej zwar� rozgrywki. Nam osobi�cie nie grozi�o wywiezienie; nie byli�my "bie�e�cami", ojciec pozosta�, jako dobry laryngolog, na swoim stanowisku w szpitalu. Matka, osoba politycznie nieu�wiadomiona, enkawudyst� Smimowa, kt�ry przyszed� do nas na kwater�, po prostu wyrzuci�a. Kiedy ojciec si� o tym dowiedzia�, nogi si� pod nim ugi�y. Enkawudysta okaza� si� jednak cz�owiekiem dosy� �agodnym, wr�ci� i zaj�� pok�j, nie czyni�c nikomu krzywdy. A kiedy Sowieci uciekli przed Niemcami, jego pok�j okaza� si� zasypany zeszytami, w kt�rych on wiersze pisa�. - Wspomina� pan, ze dzi�ki lokatorowi poecie wiedzieli�cie, kiedy rozpoczyna si� akcja wyw�zki "bie�e�c�w". 34 - Istotnie. Sowieci mieli tyle wojska, �e mogli rzuci� na Lw�w dwie dywizje naraz, by tej samej nocy, mi�dzy dwunast� a pierwsz�, w ka�dej kamienicy sprawdzi� dowody osobiste mieszka�c�w, a w�a�ciwie tak zwane pasporty - odbywa�o si� to w towarzystwie dozorcy. Wygarniano wtedy wszystkich "bie�e�c�w" - nie wiedzieli�my dok�d. Wiedzieli�my natomiast, �e kiedy nasz enkawudysta zak�ada wieczorem mundur, pas i wychodzi na miasto, nale�y si� spodziewa� najgorszego, wi�c biegli�my ostrzec znajomych i znajomych naszych znajomych, kt�rzy w�a�ciwych dokument�w nie mieli. Sprowadzali�my ich do wspomnianej ju� wypo�yczalni "Ewers" naprzeciwko naszej kamienicy, spuszcza�o si� blaszan� �aluzj� i siedzieli za ni�, a� si� tak zwana "akcja" sko�czy�a - do nast�pnej by� wzgl�dny spok�j. Traktowali�my to jednak jako rodzaj sportu - ot, �eby Sowietom zrobi� na z�o��. Rzecz nie mia�a posmaku czynno�ci z wy�szymi patriotycznymi motywacjami - stanowczo nie. - Wkr�tce zacz�� pan studiowa� medycyn�. - Owszem, dosta�em si� na studia medyczne, na kt�re si� dosta� wcale nie chcia�em. Chcia�em na politechnik�, i m�ody cz�owiek nazwiskiem Lubelski uczy� mnie geometrii projektowej Monge'a. Zda�em dobrze, ale przez ojca bur�uazyjne pochodzenie nie zosta�em przyj�ty. Ojciec dzi�ki swym znajomo�ciom - by� przedtem, jak wspomnia�em, asystentem profesora Jurasza, zna� tak�e profesora Parnasa - wsadzi� mnie na medycyn�; nie by�o wyboru, rozumia�em, �e alternatyw� jest Armia Czerwona. 35 Ojciec zreszt�, pracuj�c w tym samym szpitalu co przedtem, znalaz� si� nominalnie na poliklinice, bo zmieni�a si� nazwa. Uniwersytet Jana Kazimierza przemianowano na Iwana Franki, a Wydzia� Lekarski zosta� ode� odseparowany jako Lwiwskij Der�awnyj Medyczny] Institut. Na naszym roku by�o czterystu student�w, wyk�ady odbywa�y si� wi�c w tak zwanych dw�ch potokach: przed po�udniem i po po�udniu. Na studiach by�a dzika mieszanina. Nie tylko Polacy i Ukrai�cy, tak�e jacy� przybysze z g��bi Rosji. Ko�o mnie kr�ci� si� niejaki Sinielnikow, ca�y obwieszony blaszkami typu Got�w k trudu i oboranie. By�o te� troch� �yd�w, cz�sto z g��bokiej prowincji - pewnie Niemcy ich potem wszystkich zabili. Zapami�ta�em szczeg�lnie dziewczyn� nazwiskiem Kaufman: z�otow�osa przystojna blondynka o oczach jak niebo, kt�ra, jak si� odezwa�a, �yd�aczy�a nie do poj�cia. Profesorami w wi�kszo�ci byli Polacy, kt�rzy na pytanie, czy potrafi� wyk�ada� po ukrai�sku, z regu�y m�wili, �e nie potrafi�. Jedynym, kt�ry wyk�ada� po ukrai�sku, by� profesor fizyki �astowe�kyj, jak ju� wspomnia�em, zabity potem przez podziemn� polsk� organizacj�. W rezultacie Rosjanie znajdowali si� w gorszej sytuacji ni� my. Anatomii na przyk�ad uczy� nas profesor Markowski, a jego asystent nazywa� si� Krechowiecki - bardzo przystojny, o bladej twarzy i kruczych w�osach, wysoki m�ody cz�owiek, w kt�rym prawie wszystkie kole�anki z naszego roku si� kocha�y. Mieli�my wobec Sowiet�w poczucie wy�szo�ci, troch� mo�e brzydkie. M�wi�o si�, �e poci�gi z Rosji do Lwowa jad� szybko: ,,spiczki-machorka, spiczki- 36 -machorka, spiczki-machorka", a z powrotem poma�u: "sk�ra-manufaktura, sk�ra-manufaktura". Przyjecha� do nas, chyba z Moskwy, profesor fizjologii Worobiow - by�em p�niej asystentem wolontariuszem przy jego katedrze. Nosi� biedak strasznie wy�wiecone portki, nie mia� te� zegarka i na wyk�ad przychodzi� z blaszanym budzikiem, �eby wiedzie�, kiedy zacz�� i kiedy sko�czy�. Budzik chodzi� tylko wtedy, jak si� go po�o�y�o na katedrze bokiem, wi�c kiedy Worobiow chcia� zobaczy�, kt�ra godzina, musia� si� nachyli�. Nie chcia� si� jednak ustawia� do nas ty�em, bo wtedy te portki straszliwie l�ni�y, i dziwnie si� wykr�ca�. By� to zreszt� zacny cz�owiek; twierdzi�, �e jest uczniem Pawiowa, cho� nie wiem, czy to prawda. - Jak d�ugo ta nauka trwa�a? - Studia moje trwa�y rok, a kiedy przyszed� czas sesji egzaminacyjnej, rozpocz�a si� napa�� niemiecka i papiery diabli wzi�li: indeksy z�o�one by�y w�a�nie w dziekanacie do podpis�w. Niemcy kazali je po prostu wyrzuci� na ulic� czy do �mieci, na szcz�cie archiwariusz od Bernardyn�w zebra� wszystko na taczki i przechowa�. Kiedy Niemcy sobie poszli, poszed�em do Bernardyn�w, archiwariusz znalaz� m�j indeks i chcia� nawet podwy�szy� moje kwalifikacje, mia� te� bowiem potrzebne piecz�tki. Naiwnie odpowiedzia�em, �e skoro nie zda�em egzaminu, to nie mog� k�ama�: popatrzy� na mnie jak na p�g��wka... Wpisa�em si� zn�w na medycyn�, jeszcze sowieck�, ale ju� kr�tko chodzi�em na wyk�ady. Kiedy 37 zdawa�em egzamin z chemii organicznej u docenta Sobczuka, Ukrai�ca, wiadomo ju� by�o, �e wracamy z rodzin� do Polski. Na egzamin przyszed� ca�y nasz rok: wiedzieli, �e Sobczuk b�dzie zagina� Lema, a Lem b�dzie walczy�. Nauczy�em si� wtedy grubego podr�cznika chemii organicznej Abderhaldena prawie na pami��, umia�em nawet narysowa� ca�y bardzo skomplikowany schemat hemoglobiny. Ten �otr jednak, widz�c, na co si� zanosi, zacz�� mnie pyta� o jakie� substancje, wytwarzane wy��cznie w czaszce pewnego typu wieloryb�w; to by� temat wyk�adu w przeddzie� egzaminu, kiedy ja si� przygotowywa�em, i na tym mnie zagi��; zamiast bardzo dobrego dosta�em tylko dobry i z tym wr�ci�em do Polski. - A jak wygl�da�o �ycie codzienne? - Kiedy zacz��em studia, okaza�o si�, �e studenci pierwszego roku dostaj� 150 rubli stypendium. Za ca�e te pieni�dze kupi�em rurki Geissiera - takie rurki pr�niowe wype�nione gazami, kt�re pi�knie �wiec� pod wysokim napi�ciem. Do dzi� mam szcz�tki maszyny Wimshursta, kt�ra wytwarza iskry wysokiego napi�cia; rozkoszowa�em si� kolorowymi wy�adowaniami, zawsze bowiem mia�em takie dziwne zainteresowania. Kupi� wtedy wiele i tak nie mo�na by�o; pami�tam, jak w sklepie przy placu Sm�ki sprzedawano po sto junak�w - to by� gatunek tanich papieros�w - i po od�amie andru-t�w wype�nionych gor�c� jeszcze mas� kakaow�. Stworzyli�my z kolegami tak zwan� kohort� Aleksandra Macedo�skiego, ustawiaj�c si� w tr�jk�t, wbili�my si� w napuch�� g�ow� ogonka, i dzi�ki 38 temu przynios�em do domu z triumfem �w dziwny �up. Ojciec bardzo nad nami kr�ci� g�ow�. Nie by�o ju� oczywi�cie cha�wy, ale pojawi�y si� suszone morele, zwane uriuk - i jako� si� da�o prze�y�. Jedyna rzecz, kt�ra za czas�w sowieckich by�a dla mnie nowo�ci�, to tak zwana gimnastyka przyrz�dowa na fizkulturze - por�cze, dr��ek, ko�. Bardzo to lubi�em