5050
Szczegóły |
Tytuł |
5050 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5050 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5050 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5050 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JAMES PATRICK KELLY
potwory
Patrz�c w stare lustro taty, Henry nie widzia� potwora. Dotkn�� swojego odbicia
- i nic. �adnego wstrz�su, skrytego dr�enia czy cho�by dreszczyku. Zazwyczaj
twardnia�y mu brodawki piersiowe albo wg��bienia z ty�u kolan pokrywa�y si�
zmarszczkami, a je�li akurat by� w nastroju, wpe�za� z powrotem pod ko�dr� i
bardzo usilnie my�la� o kobietach w czarnych biustonoszach bez rami�czek. Tego
ranka jednak - nic a nic. Wbija� wzrok w bia�ego, grubawego golasa o rzedn�cych
w�osach i po��k�ych z�bach. Twarz frapuj�ca jak paprochy z kieszeni. Marzy� o
d�ugim fioletowym j�zyku albo ohydnej bli�nie, rozwidlaj�cej si� na policzku,
ale nie chcia� b�lu. Przynajmniej nie �eby to jego bola�o. Nienawidzi� tego
swojego budyniowatego wygl�du. Nie by�o w nim nic przera�aj�cego, z wyj�tkiem
parszywych my�li, a o nich nie m�wi� nikomu, nawet Bogu. Jednak tego ranka
potw�r, mimo �e ukryty, z pewno�ci� zechce si� zerwa� ze smyczy, a Henry mia�
ju� dosy� powstrzymywania go. Co� si� stanie. Zdecydowa�, �e si� nie ogoli.
Szara dakronowa koszula i l�ni�ce niebieskie spodnie z poliestru, rozwieszone na
sznurku nad wann�, wysch�y przez noc. Nylonowa bielizna te� by�a ju� sucha, ale
skarpetki z orlonu jeszcze nie, wi�c przewiesi� je na wieszak do r�cznik�w.
Henry ubiera� si� w syntetyki, bo nie kurczy�y si�, nie mi�y i m�g� je pra� w
umywalce. Czasami, po ca�ym dniu babrania si� w cudzym plugastwie, wygotowywa�
swoje ubrania. Lubi� te� naprawd� gor�cy prysznic - sta� w starej, pordzewia�ej
wannie na niby-lwich �apach przez p� godziny, a� jego sk�ra sp�sowia�a niczym
r�a. Woda wybija�a mu z g�owy wszystkie my�li, w wannie nigdy nie zdarzy�o si�
nic paskudnego. Otworzy� usta, pozwoli�, by wype�ni�y si� gor�c� wod�, i splun��
na �cian�.
Posiada� tylko pi�� koszul: szar�, bia��, be�ow�, niebiesk� g�adk� i drug� w
pr��ki. Do tego trzy pary spodni - niebieskie, szare i czarne. Gdy pr�bowa�
zdecydowa�, co za�o�y do pracy, nasz�a go paskudna my�l. Nawet niezupe�nie my�l
- raczej przeb�ysk, wizja samego siebie, pochylonego w stron� kamery wideo z
telewizji, gdy z r�kami skutymi za plecami wpychano go do radiowozu. W
wiadomo�ciach o sz�stej najlepiej wypad�by w niebieskiej - g�adkiej albo
pr��kowanej.
Poklepa� koszule. Mo�e ju� mu odbi�o, ale mia� wra�enie, �e je�li dzi� ubierze
si� na niebiesko, mo�e w�a�nie sprowokowa� reakcj� �a�cuchow�, kt�r� zawsze
chcia� wywo�a� potw�r. �ci�gn�� z wieszaka bia�� koszul�.
Henry spo�ywa� tylko dwa rodzaje p�atk�w �niadaniowych - Cheerios i Rice Chex.
Od lat usi�owa� upro�ci� sobie �ycie. Rytua� by� zapor� dla z�ych my�li. Dlatego
te� zawsze przy jedzeniu Cheerios ogl�da� kana� z wiadomo�ciami o pogodzie.
Lubi� robione z satelity zdj�cia szalej�cych w kraju burz, bo s�dzi�, �e mniej
wi�cej tak pogod� widzi B�g. Nie rozumia� ludzi, kt�rych nudzi�y wiadomo�ci o
pogodzie - najwyra�niej nigdy nie widzieli, do czego jest zdolna, gdy j� spu�ci�
ze smyczy.
Po �niadaniu pr�bowa� wymkn�� si� z mieszkania omijaj�c kapliczk�, ale nie
zdo�a�. Cho� za�o�y� bia�� koszul�, potw�r budzi� si�. Henry wygrzeba� z
kieszeni klucz, otworzy� kapliczk� i w��czy� �wiat�o. By� w jedynym schowku w
mieszkaniu - metr na dwa metry. Zamkn�� drzwi na zasuwk�.
�ciany by�y grubo oblepione zdj�ciami, kt�re wyrwa� z kolorowych pism, ale nie
patrzy� na fotografie. Jeszcze nie. Nacisn�� guzik "play" na boomboxie i
rozbrzmia�y bongosy - Stonesi pu�cili si� w "Sympathy for the Devil". Ukl�k�
przy d�bowym kufrze, kt�ry s�u�y� za o�tarz. Wewn�trz by�o plastykowe pude�ko. W
pude�ku, zagnie�d�ona w r�owym aksamicie, spoczywa�a beretta.
Wybra� model 92SB za uczciw� sylwetk�. Sprzedawca powiedzia�, �e r�koje�� jest
raczej masywna, ale to dlatego, �e mie�ci si� w niej dwurz�dowy magazynek na
pi�tna�cie naboi. W dotyku beretta by�a zimna jak w��, trzydzie�ci pi�� twardych
uncji stali, anodyzowanego aluminium i czarnego plastyku. Zacisn�� praw� d�o� na
r�koje�ci i poczu�, jak �agodnie wrzynaj� si� w sk�r� szorstkie naci�cia z
przodu i ty�u uchwytu. Wsta�, podpar� praw� d�o� lew�, wyci�gn�� r�ce i zawy�
wraz z Jaggerem:
- Auuuu!
Schwarzenegger dygota� w szczerbince - nawet cyborgi l�ka�y si� tego, co czai�o
si� wewn�trz Henry'ego Westa.
- No! - Waga pistoletu przyprawia�a o dreszczyk - bro� by�a bardziej realna ni�
on sam. - Bach! - krzykn�� i pozwoli� r�kom opa��. Zaro�ni�ty Manson skrzywi�
si� z aprobat�. Madonna kusi�a cyckami. Potw�r przeci�ga� si�, jego pazur pe�z�
w g�r� prze�yku Henry'ego.
Wtedy obr�ci� si� i skasowa� Roberta Englunda, bach, Davida Duke'a, bach, i
Mike'a Tysona, bach bach bach. Spoceni kolesie z Metalliki patrzyli w�ciekle.
Imelda Marcos sili�a si� na u�miech. Henry pozwoli�, �eby zala� go czarny deszcz
z�ych my�li. Podda si�, uwolni potwora w autobusie na Market Street albo w banku
First Savings, tam, gdzie ta kasjerka-wiercidupka nigdy na niego nie spojrza�a,
gdy realizowa� czeki z wyp�at�. Albo wejdzie strzelaj�c do knajpy Rudy's Lunch
Bucket, jak ten facet w Teksasie, i b�dzie tylko zmienia� magazynki, a� nabije
nowy rekord w konkurencji "masowe morderstwo". No, chyba �e akurat Stefan
obs�ugiwa�by klient�w. Stefan zawsze dawa� mu dodatkowego pikla. Albo po prostu
sam zassie kulk�, poci�gnie wielki, krwawy �yk �mierci. Osun�� si� na Jima
Jonesa, �miej�c si�, �eby nie wrzeszcze�.
- Bo�e, czemu ja? - zapyta�, skrobi�c luf� szczecin� na podbr�dku. - Mo�e
odpu�ci�bym to sobie, co?
Ale B�g nie s�ucha�. M�g� by� wsz�dzie, ale to wcale nie znaczy�o, �e chcia� by�
wsz�dzie. B�g nie zapu�ci�by si� tutaj, nie wtedy, gdy Henry celebrowa� masakr�.
Gdy muzyka ucich�a, z powrotem wcisn�� pistolet w jego aksamitne �o�e. Mia�
wra�enie, �e rozpad� si� na dw�ch odr�bnych Henrych, a ka�dy z nich by� wilgotny
i wyczerpany. Cz�� jego umys�u traktowa�a to jak jaki� wariacki �art, jak pl�sy
Jaggera, udaj�cego Lucyfera na kt�rej� ze scen. Przecie� beretta nie by�a nawet
za�adowana - schowa� naboje pod zlewem, za papierowymi r�cznikami. Skoro jednak
by�o to tylko na niby, czemu mia� z tego wi�cej przyjemno�ci ni� z pizzy z
pieczarkami z dodatkiem karafki r�owego chablis Carlo Rossi i nowego pornola?
Mo�e z pocz�tku by�a to tylko zabawa, ale teraz chyba sta�a si� rzeczywisto�ci�.
Pod wp�ywem pistoletu by� twardy niczym ceg�a. Reszta jego �ycia by�a truj�c�
mg��. Zamkn�� za sob� drzwi kapliczki i wr�ci� do lustra, jedynej rzeczy, kt�r�
zachowa� opuszczaj�c dom ojca. Stw�r wyszczerzy� si� do niego. D�gn�� kciukiem,
rozmazuj�c odbicie oka. Poczu�, jak je�� mu si� w�osy na karku. Wtedy pomy�la�,
�e wie, co si� stanie. Monstrum chcia�o kogo� dotkn��, a on mia� zamiar mu na to
pozwoli�.
Nowym kierowc� autobusu by�a puszysta kobieta z twarz� jak ksi�yc w pe�ni. Nie
zaszczyci�a go nawet spojrzeniem, gdy wsun�� dolara w jej wyci�gni�t� d�o�. Jego
opuszki przemkn�y po fa�dkach jej sk�ry. By� dla niej nikim, kolejnym zerem.
Zap�tlona, mordercza furia potwora gromadzi�a si� jak �adunek elektryczny, kiedy
kobieta szturchn�a automat z monetami, �eby wyda� mu reszt�. Zauwa� mnie, zwr��
uwag�. Upu�ci�a �wier�dolar�wk� w jego d�o� i wtedy nagle zagi�� palce, muskaj�c
jej r�k�. Przeskoczy�a mi�dzy nimi piekielna iskierka szale�stwa. Kobieta
pisn�a, szarpni�ciem cofn�a d�o� i wbi�a w Henry'ego z�y wzrok.
- Ojej, przepraszam - powiedzia�.
Za�mia�a si� niepewnie, jak kto�, kto w�a�nie przecierpia� s�uchanie
obrzydliwego dowcipu, na kt�ry wcale nie mia� ochoty. B�dzie my�la�a, �e to
zwyk�e wy�adowanie elektryczne, no bo c� innego? Nie mog�a wiedzie�, jak dobrze
jest rozdawa� b�l. Wci�� u�miecha� si� szeroko, kiedy siad� na wolnym miejscu i
zobaczy�, �e kobieta obserwuje go we wstecznym lusterku.
W pralni chemicznej Kaplana pracowa�o kolejne monstrum. Celeste Sloboda
prasowa�a i sk�ada�a koszule po drugiej stronie pokoju. Tyle �e ona si� nie
liczy�a. Nie wybra�a swojego losu - by�a garbata od urodzenia. Poza tym po
pracy, usi�uj�c ukry� deformacj�, nosi�a swoje g�ste czarne w�osy rozpuszczone
tak, �e si�ga�y jej pasa. �atwiej by�oby schowa� w torebce pi�� �a�cuchow�. Co
gorsza, Celeste by�a drobniutka, ledwie metr pi��dziesi�t dwa. Wygl�da�a jak
dwunastolatka dobijaj�ca do czterdziestki, z pe�nym zestawem zwiotcze�,
zmarszczek i garbem wielko�ci indyka. Za cz�sto si� u�miecha�a, nuci�a pod nosem
i papla�a o swoich kotach, jakby by�y m�drzejsze od niej. Jerry m�wi�, �e je�li
nie zwraca� uwagi na przechy�, to nawet niez�a z niej laska, ale Henry'emu nie
stawa�o wyobra�ni.
Wiedzia�, �e Celeste wci�� si� do niego przymila tylko dlatego, �e chce przej��
do czyszczenia. Kaplan w k�ko narzeka�, �e koszule to �aden interes, �e
przyjmowa� je tylko po to, �eby klienci oddaj�cy je do prasowania przynosili te�
rzeczy do czyszczenia. Je�li skre�li koszule, b�dzie musia� skre�li� r�wnie�
Celeste - albo przenie�� j� do dzia�u Henry'ego. Tyle �e Henry ju� mia�
pomocnika, i cho� Jerry by� totalnym obibokiem, to przynajmniej nie zawraca� mu
g�owy.
Celeste siedzia�a na wysokim sto�ku, prasuj�c koszule na prasie parowej, kt�r�
nazywali zuzi�. Z pralni przysz�y tylko trzy siatkowe worki ubra� - przewa�nie
by�o ich pi�� do o�miu.
- Zgadnij, co dzi� jad�am na �niadanie? - odezwa�a si�.
Henry, stoj�c przy �awie do usuwania plam, nie odpowiedzia�. Przez sze��
miesi�cy pracy Celeste u Kaplana nauczy� si� ju� udawa�, �e dudnienie b�bna
maszyny czyszcz�cej zag�usza jej g�os.
- Broku�y w sosie warzywnym. Wiem, my�lisz, �e to wariactwo, ale to samo my�lisz
o wszystkim, co robi�. A ja w og�le lubi� je�� na �niadanie resztki z obiadu.
Piecze�, ziemniaki, lasagne - wszystko jedno. Jak by�am ma�a, zna�am tak�
dziewczynk�, kt�ra jad�a p�atki kukurydziane z piwem korzennym, wi�c chyba
broku�y na �niadanie nie s� takie straszne.
Henry tropi� szereg plam po kawie na kieszonce jedwabnej bluzki, tr�c je
wilgotn� g�bk�. Potem zebra� nadmiar p�ynu i od�o�y� bluzk� na par� chwil.
- A gdyby nasze cia�a nie budzi�y si� ca�e naraz? No wiesz, oczy s� zawsze na
ko�cu, prawda? Wcze�niej budz� si� uszy. Przysi�gam, �e czuj� zapach gotuj�cej
si� kawy nawet przez sen. Wi�c mo�e moje kubki smakowe cierpi� na bezsenno��
albo co�. Powiedzmy, �e wstaj� o drugiej rano. Dla nich wp� do si�dmej to ju�
pora na lunch. Nie pami�tam, kiedy ostatnio jad�am jajka na boczku. A co ty
jad�e� dzi� na �niadanie, Henry?
Poskroba� paznokciem substancj� rozbry�ni�t� na klapie czarnej jak w�giel
marynarki. Jaki� wosk - nieudana kolacja przy �wiecach? Maszyna czyszcz�ca
zabrz�cza�a i jej b�ben zatrzyma� si� ze skrzypieniem. Celeste przy�o�y�a do ust
zwini�t� w tr�bk� d�o�:
- Pytam, co jad�e� na �niadanie?
- Do mnie m�wisz? - Sp�uka� wosk parownic�. - Cheerios. - Cisn�� marynark� do
kosza pe�nego ciemnych ubra�. - Z mlekiem.
By�o ju� dosy� ubra�, �eby zn�w za�adowa� maszyn�.
- Jerry! - zawo�a�. - Ej, Jerry!
- Udaje, �e ci� nie s�yszy. - Celeste zachichota�a. - Pewnie pr�buje si� dobra�
do majtek Maggie.
To go dra�ni�o u Jerry'ego. Kiedy by�a robota, facet albo siedzia� w toalecie,
albo podrywa� kasjerk� przy ladzie. Henry uchyli� si� przed p�aszczem wisz�cym
przy �awie do odplamiania, z�apa� pusty kosz i podtoczy� go do maszyny.
Wyci�gaj�c z b�bna nagrzane ubrania wdycha� gryz�ce opary perchloroetylenu.
Przetoczy� kosz do wolnego stela�a przy prasowalni. Niekt�rych od
perchloroetylenu mdli�o, ale Henry lubi� jego wo�. Wype�nia�a mu ona g�ow�,
niczym "Stairway To Heaven".
- Tak w og�le, jak si� usuwa plamy po syropie? - spyta�a Celeste.
- H�? - Zacz�� zak�ada� ubrania na wieszaki i odwiesza� je na rurk�. - Chcesz
moj� posad�, tak?
- Twoj� posad�? - Zapi�a na zuzi guziki bia�ej koszuli z wyk�adanym ko�nierzem
i nacisn�a peda� spr�arki. Para z sykiem strzeli�a z r�kaw�w i ko�nierza.
Koszula wyd�a si� jak balon, odklejaj�c si� od formy. - Nie popadaj w paranoj�,
Henry, jeste� najlepszy. Po prostu usi�uj� prowadzi� przyjazn� pogaw�dk�. -
Poci�gn�a siateczk� na w�osach. - S�uchaj, niezgu�a ze mnie. Jak nic zdarzy mi
si� kiedy� plama z syropu.
Ze st�kni�ciem odwiesi� na rurk� ostatnie ubrania.
- Zwil�y� g�bk�, potem u�y� mokrej �ciereczki z paroma kroplami octu. Gdy ju�
odejdzie, zebra� such� szmatk�.
- I co, by�o tak strasznie? Cholera, czemu �eby zmusi� ci� do m�wienia, naharuj�
si� zawsze jak przy przestawianiu lod�wki? - Otar�a czo�o. Kitel, ju�
nasi�kni�ty wilgoci�, okleja� jej dzieci�ce cia�o.
Prasowanie koszul na zuzi by�o gor�cym, paskudnym zaj�ciem. Przynajmniej na jego
stanowisku ka�de ubranie by�o inne. Henry nie mia� pretensji do Celeste za to,
�e si� nudzi, ale nie chcia� dostarcza� jej rozrywki.
W�a�nie �adowa� ciemne rzeczy do maszyny czyszcz�cej, gdy Kaplan pchni�ciem
�okcia otworzy� drzwi od zaplecza. Ni�s� torb� pe�n� jedzenia na wynos z knajpy
Rudy'ego.
- B�dzie pada�. - Louis Kaplan by� niewysoki i r�owiutki, ubrany w koszul� z
kr�tkim r�kawem i krawat z deseniem w pawi ogon, kiedy� pozostawiony w pralni
przez klienta - zapewne z rozmys�em. Postawi� torb� na p�ce obok ba�ki z
acetonem. - Co ty robisz? - Nawet nie czekaj�c na odpowied�, obr�ci� si� do
Celeste. - Co on robi?
- Przygotowuje maszyn� do w��czenia - odpowiedzia�a.
- To sam widz�, ale nie p�ac� mu za robot� g�upiego. Gdzie Jerry?
- Nie wiedzia�am, �e teraz moja kolej, �eby go pilnowa�. - Z niebieskiego
siatkowego worka wyci�gn�a wilgotn� koszul� i strzepn�a j�.
Kaplan ruszy� chy�kiem w stron� wej�cia dla klient�w pralni.
- Je�li to dzieje si� z lud�mi, gdy zostaj� szefami, to ciesz� si� jak cholera,
�e pad�o na niego, a nie na mnie. - U�o�y�a koszul� na zuzi. - No, jestem gotowa
na przerw�.
Gdy Henry ko�czy� wy�adowywa� zawarto�� kosza do b�bna maszyny, ona wyci�ga�a z
torby kolejne styropianowe kubki i kartonowe pude�ka z kanapkami.
- Chcesz ju� swoj�?
- Jeszcze nie. - Nie chcia�, �eby do niego podchodzi�a. Dotkni�cie kierowcy
autobusu nie zadowoli�o stwora, kt�ry w nim siedzia�. Mo�e kobieta nie poczu�a
dosy� b�lu. Przez ca�y ranek stw�r p�cznia� jak balon. Gdyby Celeste dotkn�a go
przypadkiem, nie by� pewien, czy zdo�a�by powstrzyma� potwora przed atakiem.
Jeszcze nigdy nie pozwoli� mu dotkn�� kogokolwiek w pracy.
- Za dobre zachowanie skracaj� wyrok, Henry.
- Za chwil�, powiedzia�em.
Wzruszy�a ramionami i wr�ci�a na sw�j sto�ek, rozpakowuj�c obwarzanka z jajkiem,
twaro�kiem i w�dzonym �ososiem. Dopiero gdy ju� siedzia�a na sto�ku, Henry
wyci�gn�� swoj� herbat� z dodatkowym mlekiem i babeczk�, jedn� z tych
angielskich. Przerwa na kaw� potrafi�a zamieni� si� w najd�u�szy kwadrans dnia.
Teraz przyda�by si� Jerry, �eby os�oni� go przed Celeste. Ten szczeniak chyba
tylko do tego si� nadawa�. Co w og�le dzia�o si� tam przy kasie?
- Nigdy ci si� nie nudzi dzie� w dzie� je�� t� sam� babeczk�? - zapyta�a.
- Ka�dego dnia to nowa babeczka.
Zaparza� sobie w�a�nie herbat� z torebki, gdy us�ysza� jakie� krzyki z cz�ci
dla klient�w. Stela�e obwieszone czystymi ubraniami t�umi�y d�wi�k.
- Ciiicho! - Wyt�aj�c s�uch poczu� dotyk strachu. Ha�as zbli�a� si� - Henry
rozpozna� skomlenie Jerry'ego.
- No to co mam powiedzie�? Nie, powa�nie, powiedz mi pan, co chcesz us�ysze�.
Wiesz pan, przepraszam i w og�le, i to si� ju� wi�cej nie zdarzy.
Kaplan jako pierwszy przeszed� przez drzwi. Jego r�ow� twarz zalewa� krwisty
rumieniec.
- Czemu mnie pan nie s�ucha? - Jerry ci�gn�� za nim jak z�y pies na kr�tkiej
smyczy. - Naprawd� nikt nie widzia�. Niby jak? Byli�my z samego ty�u, naprawd�,
za stela�em "W".
Kaplan zawaha� si�, osaczony przez w�asne maszyny. Je�li wci�� b�dzie ucieka�
przed Jerrym, b�dzie musia� wyj�� z pralni. Nieprzytomnie rozejrza� si� wok� i
w ko�cu zdecydowa�, �e jedynym sposobem ucieczki by�o zatopienie si� w kubku
kawy od Rudy'ego.
- Louis, prosz�.
Jerry pr�bowa� zaj�� Kaplana tak, �eby patrze� mu w twarz, ale Louis obr�ci�
si�. Tuli� do cia�a styropianowy kubek z kaw�, wpatrzony we�, jakby naczynie
wyjawia�o mu jakie� tajemnice.
- Nikt nie m�g� nas zobaczy� tam z ty�u - powt�rzy� Jerry. - Sprawd� pan sam.
Poza tym nie by�o �adnych klient�w. Maggie nas�uchiwa�a dzwonka w drzwiach.
Panie Kaplan, niech pan co� powie.
Stw�r wi� si� z rozkoszy patrz�c na udr�k� Kaplana, kt�ry maltretowa� wieczko
kubka.
- Wetkn��e� r�k� w jej majtki.
Celeste obiema d�o�mi t�umi�a chichot. Jerry zorientowa� si�, �e gra do szerszej
widowni. Skoro Kaplan sta� do niego ty�em, Jerry pozwoli�, by na twarz wype�z�
mu szeroki u�miech.
- Nie, nie! Pan nie rozumie. Zgoda, ca�owali�my si�. To w�a�nie pan widzia�, i
przepraszam, ale to nie jest to, co pan my�li.
Kaplan zerwa� plastykowe wieczko i gor�ca kawa chlusn�a mu na d�o� i spodnie.
- Kurwa ma�!
Gdy pr�bowa� tanecznym zwodem unikn�� p�ynu, wpad� na Jerry'ego i p� kubka
wyla�o si� na buty. Celeste za�mia�a si� w g�os.
- No dobra, pobawi�em si� troch� gumk�. - Wredny u�miech Jerry'ego zatar�
resztki szczero�ci w jego g�osie. - Wi�cej nic nie robili�my, naprawd�. W ko�cu,
no, to miejsce publiczne. Nie jeste�my g�upi ani nic.
- Masz racj�, Jerry. Nie jeste� g�upi. - Kaplan odstawi� ociekaj�cy kubek na
p�k�, niczym brzemi�, kt�rego z ch�ci� si� pozby�. - To ja jestem g�upek. -
Wreszcie obr�ci� si� twarz� do Jerry'ego. - Pracowa�e� tu ca�e dwa miesi�ce i
nic, tylko to spieprzy�, tamto spartoli�. No to chyba musz� by� durny jak puszka
gwo�dzi. A jednak ucz� si� na b��dach, synu�. Spakuj swoje zabawki. Ju� tu nie
pracujesz.
- Zwalnia mnie pan? - Jerry jakby skurczy� si� o pi�tna�cie centymetr�w. - Co
to, �art?
- Dam ci tygodniow� odpraw�. Czek b�dzie gotowy, gdy b�dziemy zamyka�. Wtedy
mo�esz przyj��.
- Ale chwileczk�, panie Kaplan. Daj mi pan szans�.
S�owa Kaplana by�y twarde jak p�yty chodnikowe.
- Zabieraj sw�j lunch, mo�esz nawet zabra� kaw�, je�li chcesz. Tylko id�.
- Henry - Jerry w desperacji zwr�ci� si� do niego - nie mo�esz na to pozwoli�.
Ka�e ci pracowa� za nas dw�ch, Henry. Powiedz mu, �e potrzebujesz pomocnika.
Henry by� pewien, �e je�li tylko otworzy usta, potw�r wyskoczy i podusi ich
wszystkich. Jerry wyci�gn�� z kosza kamizelk� i potrz�sn�� ni� przed nosem
Henry'ego.
- A to niby kto wyczy�ci? Panna Quasimodo?
- On i tak odwala wi�kszo�� twojej roboty, palancie - odezwa�a si� Celeste.
- Celeste, dosy� - rzuci� ostro Kaplan.
- Nie. - Jerry rzuci� kamizelk� na pod�og�. - Nigdzie nie id�, je�li nie spyta
pan Henry'ego. On tu rz�dzi, ale wy wszyscy si� go boicie. Tylko ze mn� w og�le
rozmawia.
G�ow� Henry'ego wype�ni� odg�os, przypominaj�cy pisk hamulc�w. Henry wiedzia�,
�e to z�udzenie, ale z zapartym tchem czeka� na �oskot zderzenia.
- Celeste, chyba powinna� zadzwoni� na policj�. - Policzki Kaplana
poczerwienia�y jeszcze bardziej. - Powiedz im, �e mamy tu malutki problem.
- Widzisz, Henry? - Jerry by� pe�en wzgardy. - Boj� si� nawet pozwoli� ci
zatelefonowa�.
- Won z mojej pralni, do cholery! - Kaplan ruszy� w stron� Jerry'ego.
Celeste zsun�a si� ze sto�ka. Henry wyt�a� umys�, pr�buj�c znale�� spos�b na
zatrzymanie jej. Wiedzia�, �e Jerry i Kaplan s� o krok od b�jki, a ona mia�a
zamiar powstrzyma� ich przed zrobieniem sobie krzywdy. Gdy zamyka� oczy, widzia�
na posadzce wybite z�by i ciemne krople krwi. Jego d�onie zacisn�y si� w
pi�ci. To by�o o tyle lepsze od kapliczki. Jeszcze nigdy prawdziwa przemoc nie
by�a tak blisko.
- A jeba� was wszystkich. - Jerry chwyci� sw�j p�aszcz. - I tak nigdy nie
lubi�em tu pracowa�. Pensja do dupy, a z was jest banda �wir�w i z�amas�w. -
Cofa� si� do tylnego wyj�cia. - Tylko �eby m�j czek z wyp�at� by� gotowy. -
Wymkn�� si�, nawet nie zaszczycaj�c ich trza�ni�ciem drzwiami.
Kaplan osun�� si� ci�ko na �aw� do odplamiania.
- Przepraszam za t� awantur�. - Henry domy�li� si�, �e mia� na my�li ich oboje,
cho� m�wi� do Celeste. - Powinienem by� policzy� si� z nim po godzinach, ale...
S�uchajcie, przez par� dni b�dziemy musieli zebra� si� do kupy. - Sam wygl�da�
na pozbieranego jak kurz na pod�odze.
- Zaraz dam og�oszenie do gazety. A... a dzi� zostan� przy kasie, b�d� mia� oko
na Maggie. My�l�, �e powinni�my przede wszystkim na czas za�atwia� czyszczenie
ubra�, co znaczy, �e b�dziesz musia�a pomaga� Henry'emu. Potem b�dziemy si�
martwi� o koszule. Cho� i tak, cholera, z koszul nie ma zarobku. - Namy�la� si�
chwil�, po czym wsta�. - Ma�a gnida! - Odepchn�� si� od �awy i klasn��. - No
jak, poradzimy sobie?
Wcze�niej Henry mia� wizj� Kaplana wyrzucaj�cego Jerry'ego z roboty po
godzinach, kiedy nie by�oby �wiadk�w. Jerry og�usza� w�t�ego staruszka, siada�
na nim okrakiem i chwyta� r�ow� g�ow� w obie d�onie. T�uk� ni� o pod�og�, a�
p�ka�a jak �ar�wka. Brak przemocy frustrowa� potwora.
- Do dupy! - rzuci� Henry.
- Przepraszam, Henry. Prosz� tylko o par� dni.
- Nie martw si�, Louis - odezwa�a si� Celeste. - Damy rad�.
Kaplan obrzuci� j� wdzi�cznym spojrzeniem i pop�dzi�, �eby odwie�� Maggie od
z�upienia kasy. Henry pochyli� si� po porzucon� przez Jerry'ego kamizelk�.
Wrzuci� j� z powrotem do kosza.
- Sp�jrz na siebie. - Celeste zachichota�a. - Jerry wylany, a ty i tak po nim
sprz�tasz.
- Twoja wina! - warkn�� na ni�. - Ty si� �mia�a�, przez ciebie zosta� zwolniony.
- Pieprzysz, Henry, i dobrze o tym wiesz. Jerry od dawna mia� t� posad� w dupie.
Dosta�, na co zas�u�y�, jakby� si� pyta�. Je�li to ci� boli, przykro mi. Je�li z
ca�ego serca mnie nienawidzisz - przepraszam. Ale to nie inni ludzie zmuszaj�
nas do robienia z�ych rzeczy. To zawsze nasza robota.
Nie mia�a racji, ale i tak nie odpowiedzia� - wtedy tylko d�u�ej zawraca�aby mu
g�ow�. Zgni�t� nietkni�t� babeczk� i wbi� j� w kubek, wci�� w po�owie wype�niony
letni� herbat�. Pewnie, �e inni mogli zmusi� cz�owieka, by robi� z�e rzeczy.
Henry stanowi� tego �ywy dow�d. I tak naprawd� wcale nie nienawidzi� Celeste.
Zgoda, ten groteskowy garb odstr�cza� go, a jej osobowo�� kojarzy�a mu si� z
brylantyn�, ale by�o mu jej te� troszk� �al. To potw�r jej nienawidzi�.
- No to co chcesz, �ebym dla ciebie zrobi�a? - zapyta�a.
Henry wykombinowa�, �e w ko�cio�ach jest zawsze ciemno, bo B�g nie lubi jasnych
miejsc. Jego B�g z regu�y czai� si� w cieniu i odzywa� si� z rzadka, jak obcy
cz�owiek na weselu. Je�li ju� przem�wi� szeptem o p�nocy, zawsze zaskakiwa�
Henry'ego. B�g niew�tpliwie nie terkota� jak Celeste, nie by� pyskaczem, jak
Jerry. Henry wierzy�, �e B�g woli mrok, bo jest nie�mia�y jak on sam.
Cho� od pralni do Matki Boskiej Mi�osiernej mia� tylko dwie przecznice, Henry
zawsze nosi� sw�j lunch do �wi�tego Sebastiana, bo by�o tam tak kiepskie
o�wietlenie, �e trudno by�oby go przy�apa� na jedzeniu. Poza tym Sebastian to
m�czennik. Kt�ry� rzymski cezar kaza� naszpikowa� go strza�ami i odpowiedni
obraz wisia� w bocznej kaplicy. Henry lubi� siada� w trzeciej �awce od ty�u ze
swoim sta�ym zestawem: kanapka z tu�czyka, pikle i mleko czekoladowe. Ksi�a
przewa�nie dawali mu spok�j, bo nigdy nie nabrudzi�, ale czasami czepiali si�
parafianie.
Deszcz nadszed� wcze�niej, ni� przewidywano, zap�dzaj�c do ko�cio�a co najmniej
tuzin innych przechodni�w, wi�c Henry musia� kry� si� z lunchem. W dodatku przez
chmury jego ulubione witra�e straci�y blask - czerwie� sta�a si� brunatna,
b��kit niemal sczernia�. Ka�de z czternastu wysmuk�ych okien u �wi�tego
Sebastiana prezentowa�o jedn� ze stacji Drogi Krzy�owej. Henry lubi� modli� si�
do sz�stej z nich, na kt�rej Weronika ociera�a twarz Jezusa. Kiedy�, ca�e lata
temu, zastanawia� si�, czy odcisk Boskiej twarzy, pozostawiony przez Jezusa na
chu�cie Weroniki, da�oby si� usun�� zwil�on� �ciereczk� czy raczej przez
namoczenie w wodzie utlenionej. To by�a najgorsza z my�li, jakie kiedykolwiek
nawiedzi�y go w ko�ciele.
Gdy sko�czy� z piklem, osun�� si� na kl�cznik, by odm�wi� "Zdrowa�, Mario".
Potw�r skre�li� modlitw�, gdy jego pi�� jak taran wystrzeli�a w g�r� tchawicy
Henry'ego, kt�ry, krztusz�c si�, zatoczy� si� z powrotem na �awk�. Ludzie
obracali si� w jego stron� i bacznie patrzyli. Przy�o�y� d�o� do ust i udawa�,
�e kaszle. Min�a jeszcze chwila, nim m�g� normalnie oddycha�. Siedzia� ca�kiem
nieruchomo, zamkn�� oczy i walczy� z napieraj�c� panik�. Ojcze nasz, pomy�la�,
kt�ry� jest... Szarpn�� g�ow� do ty�u, gdy ogniste �y�y zapulsowa�y w powiekach.
Bola�o, jakby kto� wgniata� mu oczy do wn�trza czaszki. Nie m�g� m�wi� do Boga
ani nawet kierowa� do Niego my�li. Henry nigdy w �yciu bardziej nie potrzebowa�
Bo�ej pomocy. Czemu nie m�g� o ni� poprosi�? Poza tym wszystko by�o bez zmian -
na o�tarzu p�omyki wotywnych �wiec wci�� migota�y jak anio�ki, a tabernakulum
l�ni�o niebia�skim z�otem. A jednak Henry nie m�g� si� modli�. Ukry� twarz w
d�oniach.
- Ej, ty, szmaciarzu!
Henry obr�ci� si�, mrugaj�c, i ujrza� bladego, nerwowego m�czyzn� w poznaczonej
deszczem niebieskiej kurtce z wyszytym imieniem "Phil".
- To ko�ci�, �mieciu! - G�os Phila, uniesiony oburzeniem, ci�� przez mrok jak
kazanie. - Nie jaki� przytu�ek, gdzie mo�esz odespa� popijaw�. Zrozumia�?
Popatrz na te wszystkie �mieci. Won st�d, ale ju�!
Henry zgni�t� w kul� pude�ko po kanapce i woskowany papier. Najmniej ze
wszystkiego chcia�, �eby co� si� sta�o w domu Bo�ym. Czu�, jak stw�r pod��cza
si� do gniewu tamtego faceta, zasilaj�c nim w�asn� furi�. Je�li Phil spr�buje
zrobi� mu krzywd�, potw�r odpowie tym samym. O Bo�e! Musia� ucieka�, zanim
b�dzie za p�no. Gdy zabiera� kartonik po mleku, Phil zdecydowa�, �e trzeba
jeszcze podkr�ci� tempo.
- Ju�, szmaciarzu! Albo dzwoni� po gliny. - Wyci�gn�� r�ce, by wywlec Henry'ego
z �awki.
Ten pr�bowa� si� wywin��, ale Phil chwyci� go za rami�. Henry j�kn�� z l�ku i
przyjemno�ci, ulegaj�c szale�stwu. Przez r�k� przebieg�a iskra, mi�nie
roz�adowa�y energi� w eksplozji potwornej si�y. Strzepn�� napastnika tak �atwo,
jakby by� on tylko mokr� koszul�. Phil uderzy� w �cian� ko�cio�a z ostrym
trzaskiem. Osun�� si� na pod�og� z bezw�adn� twarz� i wyba�uszonymi oczyma.
Kto� wrzasn��. Wstrz�s potwornej przyjemno�ci sprawi�, �e Henry na moment
zwiotcza�. Teraz zatrz�s� si� i wyskoczy� z �awki, przebieg� obok le��cego
cia�a. Dotyk jeszcze nigdy nie by� taki dobry, tak jadowity. Przemkn�� przez
baptysterium i bocznymi drzwiami wypad� na deszcz. Przebieg� pi�� przecznic,
zanim zda� sobie spraw�, �e nikt nie zwraca na niego uwagi. Wszyscy kulili si�
pod atakiem niepogody. Zwolni�, szed� normalnym krokiem. Mia� rozpalone
policzki, nie by� szczeg�lnie skory do ukrycia si� przed deszczem. Potw�r wy�y�
si� i Henry zn�w mia� pe�n� kontrol�. Od wielu tygodni nie by� tak odpr�ony. W
ko�cu, czy sta�o si� co� naprawd� z�ego? Phil ocknie si� z b�lem g�owy i b�dzie
mia� historyjk�, kt�ra zyska na dramatyzmie przy ka�dym opowiedzeniu w knajpie
na rogu. Tyle �e Henry b�dzie musia� przez jaki� czas je�� lunch u Matki Boskiej
Mi�osiernej. Albo znajdzie sobie jeszcze gorzej o�wietlony ko�ci�.
- Zdrowa�, Mario, �aski� pe�na - powiedzia� parkometrowi. - Pan z tob�. -
Wygrzeba� w kieszeni dziesi�ciocent�wk�, wrzuci� j� w szczelin� i czerwona
chor�giewka opad�a z pstrykni�ciem. - Zachowaj nas od z�ego. - Roze�mia� si�. -
Amen.
Nim wr�ci� do Kaplana, zd��y� sobie wm�wi�, �e przynajmniej na dzisiaj ma ju�
spok�j z koszmarem.
Tego popo�udnia zmokli wszyscy, tylko nie Henry, kt�ry wci�� promienia� ca�e
godziny po lunchu. Nie irytowa� go nawet trajkot Celeste, mo�e dlatego, �e
m�wi�a g��wnie o czyszczeniu ubra�, a nie o swoich kotach, zapiekankach z ry�u i
najwy�szej kobiecie �wiata. Do tego pracowa�a du�o lepiej ni� Jerry. Henry by�
pod wra�eniem, ale nie dawa� tego po sobie pozna� - mo�e by�a z niej terkotka,
ale jak si� za co� wzi�a, to ko�czy�a robot�. Prasowa� spodnie, a ona
rozwiesza�a bia�e rzeczy.
- A w og�le, to jak d�ugo pracujesz w tej bran�y? - zapyta�a. - Dziesi�� lat?
Dwadzie�cia?
- Jeszcze ci� na �wiecie nie by�o.
- Powa�nie? - Rozpromieni�a si�. - Jak my�lisz, ile mam lat?
Nie mia� poj�cia, czemu ona wci�� si� do niego przymila, skoro ju� dosta�a to,
czego chcia�a. �ci�gn�� ze stela�a par� szarych spodni w pr��ki i zignorowa� j�.
- Nie b�d� taki d�entelmen. Odpowied�: trzydzie�ci sze��, tyle samo co ty.
Przynajmniej Jerry m�wi�, �e tyle masz lat. Chyba �e to sobie zmy�li�.
- Nie.
- Wi�c czemu nigdy nie otworzy�e� w�asnej pralni?
Nadepn�� na peda� spr�arki. Para wyd�a spodnie. W�asna pralnia? Tata zawsze o
tym m�wi�, ale ten pomys� nie trafia� do Henry'ego. On mia� do�� w�asnych
zmartwie�.
- Przecie� znasz si� na tym - doda�a Celeste.
Skinieniem g�owy wskaza� maszyn� czyszcz�c�.
- Najmniejsze, jakie robi�, s� na dwana�cie kilo prania. Ta kosztowa�a Kaplana
trzydzie�ci patoli. - Pu�ci� peda� i spodnie zwiotcza�y. - �eby gra� o takie
stawki, trzeba rozumu.
- Tak jakby� go nie mia�. Potrzebny ci tylko bogaty wujek. Albo szcz�cie na
loterii. Ja co tydzie� obstawiam urodziny, swoje i Madonny. Dwudziesty �smy
lipca pi��dziesi�tego sz�stego i szesnasty sierpnia pi��dziesi�tego �smego.
Wiesz co? Jak wygram, za�o�� za ciebie. B�dziesz tylko musia� nazwa� firm� po
mnie. Pralnia Slobody.
Nast�pne na stela�u by�y br�zowe spodnie z gabardyny. Milcza�.
- Bo to fajna robota, znaczy pranie chemiczne. Wiesz, jest nie�le, bo wida�
post�p. Na koniec dnia widzisz, co zrobi�e�, nie tak jak przy pakowaniu zakup�w
w supermarkecie albo przy szyciu but�w. Dostajesz jakie� paskudztwo i zamieniasz
je w �adn� rzecz. Ile jest takich zaj��, przy kt�rych pr�bujemy zrobi� ze �wiata
co� pi�kniejszego?
Henry nie mia� poj�cia. �wiat mu zwisa�. Lubi� �elazisty posmak pary, kt�ra z
sykiem ucieka�a z prasy, szorstko�� wilgotnej we�ny, w tle dudnienie wiruj�cego
b�bna, jedwab, czepiaj�cy si� jego szorstkiej sk�ry jak jakie� robaczki, idealny
chemiczny poblask nylonu, zat�ch�y zapach tekturek do uk�adania koszul, sk�rzane
kurtki ci�kie jak surowe steki, lekko�� wiskozy, delikatny szelest �wie�o
odwini�tych z rolki plastykowych toreb, a ju� szczeg�lnie odurzaj�cy zapach
chemikali�w u�ywanych do usuwania plam. Lubi� przepocon� koszulk� na plecach w
obezw�adniaj�cym lipcowym upale i p�awienie si� w przytulnym, wilgotnym cieple
pralni w czasie Bo�ego Narodzenia. Dla niego liczy�o si� to, �e ta praca
zalewa�a zmys�y i powstrzymywa�a z�e my�li. Zazwyczaj.
- Tak, tu mi si� naprawd� podoba - ci�gn�a dalej Celeste - cho� nie jest to
mo�e co�, przy czym chcia�abym sp�dzi� reszt� �ycia. - Pogrozi�a mu palcem. -
Tylko nie wygadaj Kaplanowi. Ufam ci.
Para be�owych spodni od garnituru.
- Nie, tak naprawd� chcia�abym kiedy� kierowa� biurem podr�y. Wtedy mog�abym
je�dzi� po ca�ym �wiecie, opowiada� ludziom, gdzie najlepiej si� zabawi�. No
wiesz, tak jak bibliotekarka musi przeczyta� te wszystkie ksi��ki, nie? No, bo
bardzo chcia�abym zobaczy� piramidy, Chiny i San Francisco, i Disneylandy -
wszystkie. Gdzie� czyta�am, �e teraz jest nawet jeden we Francji. I nauczy�abym
si� je�dzi� na nartach. I chc� wypr�bowa� wszystkie te gor�ce miejsca, gdzie po
prostu mog�abym wylegiwa� si� na pla�y w bikini, a kelnerzy przynosiliby drinki
z wisienkami.
Wyobrazi� sobie Celeste w bikini i parskn�� �miechem. Musia�aby mie�
trzycz�ciowe, �eby zakrywa�o garb.
- Hej, co w tym �miesznego? My�lisz, �e mi si� nie uda? - Znienacka brzmia�a
krucho, jakby jedno okrutne s�owo mog�o j� roztrzaska�.
Nigdy nie widzia� jej tak za�amanej. Mo�e nigdy jeszcze nie m�wi�a o rzeczach
tak istotnych. Czu�, �e je�li powie Celeste, co naprawd� my�li, mo�e ona ju�
nigdy si� do niego nie odezwa�. Par� godzin temu by�by got�w zabi� za ten
przywilej. Teraz da� sobie spok�j.
- Nie trzeba by sko�czy� jakiego� kursu? - Machn�� r�k� gdzie� w stron� centrum
miasta.
- Pewnie tak. Nie wiem. Niewa�ne. Takie tam moje pomys�y. - Zdj�a ze stela�a
nar�cze ubra� i zanios�a je pod wielk� pras�.
Przez nast�pny kwadrans nie m�wi�a, nie �piewa�a, nie nuci�a, tylko ciska�a
ubraniami jak obelgami - rzuca�a je na pras�, szarpni�ciem �ci�ga�a pokryw�, po
wszystkim zarzuca�a je na wieszaki. Kaplan przyturla� �wie�y kosz brudnych
ciuch�w i postawi� go przy stanowisku usuwania plam. Rozpromieni� si�, gdy
zobaczy�, ile wcze�niejszych zam�wie� jest ju� gotowe do zapakowania.
- Powinienem by� zrobi� z was zesp� ca�e tygodnie temu - powiedzia�, zacieraj�c
r�ce. - Jeste�cie �wietni, powa�nie. S�uchajcie, dzie� by� ci�ki. Jak tylko
sko�czycie koszule, mo�ecie si� urwa� p� godziny wcze�niej.
Oliwkowe z diagonalu.
- Dzi�ki, Louis - rzuci�a Celeste, patrz�c za odchodz�cym Kaplanem z kwa�n�
min�. - P� godziny wcze�niej? Kurna, mogliby�my p�j�� teraz. Ju� zrobili�my
du�o wi�cej, ni� mia� prawo si�, cholera, spodziewa�. - Zachichota�a; z natury
nie mog�a si� d�ugo gniewa�. - No, je�li popakujesz pranie, ja zabior� si� za
koszule.
- Pewnie.
- Dziwny jeste�, Henry, wiesz? Najpierw my�la�am, �e mnie nie lubisz. Potem
Jerry powiedzia�, �e nikogo nie lubisz. Jednak dzisiaj porozmawiali�my i nie
umar�e� od tego. Tak mi si� wydaje, �e jeste� po prostu nie�mia�y.
Odwiesi� ostatni� par� spodni.
- Mog� ci zada� pytanie?
Westchn��.
- Co robisz po pracy?
Henry ostatni raz jecha� samochodem trzy lata temu - potem zacz�y si� z�e
my�li. Teraz przypomnia� sobie, dlaczego zrezygnowa� z samochod�w. Autobus m�g�
by� powolny i zat�oczony, ale dawa� bezpiecze�stwo jak kanapa w salonie.
Samochody by�y wredne. Na ulicach roili si� spi�ci, pijani, w�ciekli,
zdenerwowani, niecierpliwi kierowcy. Zab��dzili, byli sp�nieni, grz�li w
korkach, zaparowywa�y im szyby. Nie mieli gdzie zaparkowa�, jaki� ciul zajecha�
im drog�, wi�c wrzeszczeli na komentator�w radiowych. Widzia�, jak dygocz� za
kierownicami swoich woz�w bojowych, czu�, jak ukryty w nim mrok karmi si� ich
w�ciek�o�ci�.
Powinien wiedzie�, �e nie wolno zak��ca� porz�dku. Potw�r wr�ci�.
- To dlatego, �e my�l�, �e jestem ich matk�. - Celeste prowadzi�a, jakby by�a
sama na jezdni. - Dla kota zostawienie zabitej myszy na �rodku kuchni jest
najlepszym sposobem, by powiedzie� "Kocham ci�". Nie mog� zrozumie�, czemu si�
nie ciesz�. Pewnie maj� mnie za wariatk�.
Jej gruchot, escort rocznik 1982, przegra�by w starciu z kartonowym pud�em. Lew�
d�oni� Henry wpi� si� w pas bezpiecze�stwa, praw� mia�d�y� pod�okietnik na
drzwiach. Dzia�o si�.
- Moja mama m�wi�a, �e na �wiecie s� tylko dwa rodzaje ludzi - mi�o�nicy kot�w
albo ps�w. Ja tam stwierdzi�am, �e jest masa rodzaj�w. Ludzie od ptak�w, od ryb,
od w�y, od ro�linek, a nawet tacy, co niczego nie lubi�. I to chyba na przyk�ad
ty. Nie wygl�dasz mi na takiego, co by co� hodowa�.
Pokr�ci� g�ow�.
- No widzisz? I co to znaczy? �e nie jeste� cz�owiekiem?
Jazda ulicami bezprawia w tej mydelniczce by�a sama w sobie koszmarem, ale
naprawd� przera�a� go spos�b, w jaki Celeste prowadzi�a samoch�d. By�a tak
niska, �e ledwie widzia�a cokolwiek nad desk� rozdzielcz�. Nawet nie zdawa�
sobie sprawy z wielko�ci jej garbu, p�ki nie zobaczy�, ile gimnastyki wymaga od
niej ulokowanie si� w samochodziku. Przez to te� musia�a si� pochyla�, tak �e
wydawa�a si� patrze� na jezdni� przez kierownic�. �eby chocia� faktycznie
obserwowa�a jezdni�. Ca�y czas pr�bowa�a nawi�za� z nim kontakt wzrokowy,
jednocze�nie bez ustanku plot�c o kotach.
- Oczywi�cie, teraz to Paputek zostawia wi�kszo�� tych nagr�d. Figaro od
operacji nie jest ju� taki �owny. Wyci�li mu guz z klatki piersiowej. Kosztowa�o
mnie to dwie�cie dolar�w. A co z twoim tat�? Nie m�wi�e�, czy jest od tego
ubezpieczony.
- Dajemy sobie rad�. - Henry �a�owa�, �e w og�le powiedzia� jej, �e zawsze
odwiedza ojca wracaj�c z pracy. Powinien te� domy�li� si�, co si� szykuje, gdy
spyta�a, w kt�rym szpitalu le�y. Powinien j� ok�ama�, nie m�wi� o tym, �e po
czterdziestu minutach jazdy autobusem by� w szpitalu na pi�tna�cie minut przed
ko�cem regulaminowych godzin odwiedzin. Zreszt� nie mieli sobie z ojcem za wiele
do powiedzenia.
- Hej, babcia, wybierz wreszcie pas! - Wyprzedzi�a chryslera na tablicach z
Alabamy. - To macie szcz�cie, bo rachunek za szpital mo�e zabi� szybciej ni�
jaki� przyg�upi lekarzyna. Uwierz mi, wysz�oby taniej, gdyby mieszka� w
apartamencie prezydenckim w Sheratonie. Pewnie i milej. Jak mu tam w og�le jest?
Moja matka umar�a na raka p�uc - �adna niespodzianka, bo kopci�a jak huta stali.
Jak na matk� by�a w porz�dku, lepsza, ni� zas�u�y�am. Powiem ci jednak, �e pod
koniec wysz�a z niej straszna suka. Naprawd� by�o ci�ko.
- Jest na prochach - mrukn�� Henry. - Niewiele m�wi.
Wyrzuci�a lewy kierunkowskaz i escort z grzechotem wturla� si� na ramp� wiod�c�
na mi�dzystanow�.
- Widzisz? Ju� prawie jeste�my na miejscu. Zrobisz tacie mi�� niespodziank�.
Strza�ka pr�dko�ciomierza skrada�a si� do stu dziesi�ciu. Henry zapar� si�
stopami w pod�og� z tak� si��, �e chyba wyt�oczy� do�ki.
- Najgorsze by�o to, �e zdecydowa�a, �e zanim umrze, musi odnale�� Boga. Od
czterdziestu lat nie podesz�a do ko�cio�a na odleg�o�� rzutu kamieniem, a tu
znienacka mam na karku nowo narodzon� baptystk�. Pochowa�am j� trzy tygodnie
p�niej. Tyle �e to ja musia�am si� u�era� z tym �ulem w koloratce, kt�ry rzuci�
na ni� gar�� ziemi i opowiada�, jak to teraz popija herbatk� z Jezuskiem w
Kr�lestwie Bo�ym. I do tego jeszcze zgoli� ze mnie pi�� dych za przys�ug�.
Jeste� niewierz�cy, prawda, Henry?
Henry zawaha� si�, walcz�c ze z�� my�l�. Zemdla�aby, gdyby j� teraz dotkn��.
Mog�aby gwa�townie skr�ci� i przedarliby si� przez barierk� prosto w
nadci�gaj�ce z naprzeciwka samochody.
- Codziennie chodz� do ko�cio�a - powiedzia�.
- Oj! - Zblad�a, jakby powiedzia�, �e jego hobby to topienie koci�t. - Jak ja
co� paln�... - W��czy�a kierunkowskaz, zbli�a� si� zjazd nr 7. - Przepraszam.
Chyba da�am cia�a.
U st�p rampy zjazdu pi�trzy� si� szpital Memorial, niczym nagrobek olbrzyma.
Zajecha�a przed g��wne wej�cie.
- No, to do jutra. Przepraszam.
- Dobra. - Henry zwia� z samochodu, �eby potw�r nie wyrwa� jej garbu i nie
zatka� nim jej gard�a.
- Wygl�dasz jak kloszard. Chcesz przyj�� znowu, to si� og�l. - ��ko podkr�cono
tak, �e Roger West na wp� siedzia�, podparty poduszkami. Rak ogryza� go, a�
pozostawi� z m�czyzny tylko pomarszczon�, br�zow� pestk�. - Czemu tu jeste�? -
Jego oczy jarzy�y si� cierpieniem.
- Przyjecha�em z wizyt�, tato. Jak zawsze.
- Nie przeje�d�asz przed pigu�k�. Kt�ra?
Henry zerkn�� na zegarek.
- Czwarta jedena�cie.
- Chryste Jezu, dziewi�tna�cie lat do wp� do pi�tej. No, znajd� piel�gniark�,
powiedz jej, �e nie wytrzymam. Obs�uga jest do dupy w tym dennym szpitalu, w
kt�rym mnie ulokowa�e�, synu. Ci�gle b�agam ich o pigu�k�, ale nic mi nie
przynosz�. - Zgi�te palce zacz�y porusza� si� po ko�drze jak kraby. - Czemu tu
jestem? Nienawidz� tego.
- Jeste� chory, tato. Zabra� ci� doktor, �eby si� tob� zaopiekowa�.
- To fakt. - Obliza� wargi. - Dobra.
- A dzi� jestem wcze�niej, bo nie jecha�em autobusem. Podwie�li mnie.
Ojciec zamkn�� oczy. Jego oddech brzmia� tak, jakby wci�ga� powietrze przez
s�omk�. Ramiona, w kt�rych niegdy� trzyma� Henry'ego, by�y wiotkie jak mokra
tektura. Henry usiad� przy ��ku i patrzy� przez okno. Przynajmniej ojciec mia�
miejsce z widokiem. �rodkowe ��ko by�o wolne. Przy drzwiach, wok� ��ka pana
DeCredicio dla prywatno�ci zaci�gni�to zas�onk�.
- Co powiedzia�a? - Ojciec nie otwiera� oczu.
- Kto?
- Piel�gniarka. Nie rozumiesz? Przyjedzie m�j syn. Potrzebuj� pigu�ki.
Wtedy pok�j sta� si� bardzo ciasny, wi�c Henry wyszed� na korytarz. Opar� si� o
framug� i s�ucha� brz�czenia �wietl�wek. Gdzie� dalej kto� ogl�da� Va Banque.
Podzwania�y g�o�niki radiow�z�a. Henry potar� butem wyk�adzin�. By�a szara jak
lufa pistoletu. Tapeta za� be�owa, l�ni�ca, �atwa do zmywania. Potar� r�k�
szczecin� na �uchwie. Ch�� zabicia taty nie nale�a�a do z�ych my�li. M�g� to
zrobi� poduszk�, nawet nie potrzebowa�by beretty. Tata by�by wdzi�czny za
przys�ug�. Henry odwdzi�czy�by si� za wszystko, co tata dla niego zrobi�,
wychowuj�c go samotnie. To jednak by�o jedyne morderstwo, kt�rego potw�r nie
pragn��, a Henry nie mia� do�� si�y ducha, by dokona� tego samemu. Wr�ci� do
pokoju.
- Wcze�nie jeste� - odezwa� si� tata. - Nie wylali ci� czasem, co?
- Nie, tato, ju� ci m�wi�em, kto� mnie podwi�z�.
- Podwi�z� ci�? Kto�?
Potw�r nienawidzi� Celeste i w tej chwili Henry czu� to samo. To ona im to
zrobi�a, zak��caj�c rutynowy przebieg dnia. Powinien by� pojecha� autobusem.
Ojciec zd��y�by strzeli� sobie pigu�� i ca�y ten szajs by si� nie zdarzy�.
- Kt�ra?
- Prawie wp� do pi�tej.
�miech ojca brzmia� jak kaszel. Przy oknie sta�a ro�lina o li�ciach d�ugich i
l�ni�cych jak miecze, kt�r� Henry kupi� tacie. J�zyk te�ciowej, powiedzia�
kwiaciarz. Nie do zabicia. Henry widzia� autostrad�, mosty i rzek�, l�ni�c� jak
go�ciniec do nieba. Jego tata mia� pok�j z widokiem na dwunastym pi�trze.
Wszyscy snobi od wykwintnych tkanin, kt�rym czy�ci� garnitury z czesankowej
we�ny, byliby gotowi zabi� za szans� na biurko z takim widokiem.
- Wiesz, czemu nie dostaj� pigu�ki? Nie mog� zap�aci�. Gdybym wci�� mia� kart�
kredytow�, m�g�bym zam�wi� wszystkie pigu�ki, jakich potrzebuj�. - Prze�kn�� z
b�lem. - Wiem, o co im chodzi. Maj� nadziej�, �e przez t� wszaw� obs�ug� trafi
mnie szlag i p�jd� sobie. I powinienem. Prosto do domu.
- Jeste� chory, tato.
- Powiedzia�, co wiedzia�. Nawet nie wiesz, co to choroba. Leci ci z nosa i
bierzesz dzie� wolnego. A ja jestem pusty. Nic w �rodku. Przynajmniej pigu�ki
mnie wype�niaj�. - Rozchyli� usta, �api�c oddech. - Ale nie dostaj� ich, bo
sprzeda�e� dom. To dlatego nie mog� wr�ci� do domu, prawda? Ledwie si�
pochorowa�em, pozwoli�e� im wszystko zabra�. Zbudowa�em ten dom. Gdzie s� moje
meble, Henry?
- Spokojnie, tato. Meble s� bezpieczne, w magazynie.
- My�lisz, cholera, �e mog� mieszka� w jakim� magazynie?
- Nie przeklinaj. Kiedy wyjdziesz, wynajmiemy mieszkanie.
- Nigdzie nie wychodz�. Jeste� jak te cholerne piel�gniarki. Ja tu umieram, a ty
chcesz czeka� do wp� do pi�tej. Nie wiem, czemu sobie ciebie sprawi�em. Z psa
by�oby wi�cej po�ytku.
- O, dzie� dobry, panie West. - Piel�gniarka wnios�a tac�, a na niej
przezroczysty plastykowy kubek soku jab�kowego i papierowy kubeczek z pigu�k�.
Jej akrylowy uniform roboczy by� bielszy od czegokolwiek, co Henry w �yciu
czy�ci�. - Jest pan dzi� wcze�niej.
W pokoju by�o tyle b�lu, �e ledwie powstrzyma� si� przed dotkni�ciem kobiety. W
przeb�ysku ujrza� potwora ciskaj�cego ni� przez okno. Tych plam na jej kitlu nie
da�oby si� ju� wywabi�.
- Ojciec chce swoj� pigu�k�.
- No jasne, przecie� jest wp� do pi�tej.
- Nie przejmuje si� nim, siostra. - Roger West uni�s� g�ow� z poduszki. - Ma
ci�ki dzie�. - Otworzy� usta na pigu�k�, jakby przyjmowa� sakrament.
Henry ta�czy� z boomboxem. Koniec z rytua�ami, nadesz�a pora dzia�ania.
Podkr�ci� Guns 'N Roses do wariackiego poziomu. Tuli� �oskot do piersi, unosi�
go na ramionach jak elektroniczny garb, wymachiwa� nim nad g�ow� zataczaj�c �uki
wyprostowanym ramieniem. Kto� chcia� dopa�� Axla Rose'a, ale on nie mia� zamiaru
im si� da�. Henry te� nie, jak d�ugo Slashowi pozwalali dokonywa� zabieg�w
neurochirurgicznych z pomoc� gitary. Bielizna Henry'ego nie by�a tak bia�a jak
kitel piel�gniarki. Na wp� �ci�gn�� jedn� skarpetk�. W wannie przybywa�o wody.
W piruetach wpad� do sypialni, odstawi� boombox na szafk� nocn� i rzuci� si� na
niepos�ane ��ko. Odbi� si� i zn�w skoczy�. I znowu, trzy, pi�� razy, jakby
materac by� powierzchni� normalno�ci, kt�r� zdo�a�by przebi�, gdyby tylko w�o�y�
w to dosy� wysi�ku. Piosenka sko�czy�a si�, nast�pna by�a o prochach. Henry nie
potrzebowa� narkotyk�w, odurza�a go �mier�. Otworzy� kiesze� magnetofonu, cisn��
kaset� przez pok�j i zani�s� boombox do kapliczki. Drzwi sta�y otworem.
Wrzuci� do odtwarzacza Talking Heads i wyszarpn�� berett� z o�tarza. Bach!
Koniec z Louisem Farrakhanem. Bach! Gi�, Robercie DeNiro. Tyle �e udawanie
przesta�o wystarcza�. Chcia� takiego rozb�ysku, jak wtedy gdy z�apa� go Phil.
Gdy David Byrne kw�ka� o morderczych psycholach, Henry zdecydowa�, �e poka�e
pistoletowi reszt� ich paskudnego mieszkanka. Boombox te� si� z nimi zabra�.
Zakr�cili wod� w �azience, zmieniali kana�y w telewizji i poprawili zdj�cie
Henry'ego i taty nad jeziorem. W�a�nie szli do kuchni, �eby zajrze� za papierowe
r�czniki pod zlewem, gdy zadzwoni� telefon. Qu'est-ce que c'est?
Gdy tylko wy��czy� muzyk�, wiedzia�, �e to dzwoni� ze szpitala z wie�ci� o
�mierci ojca. Henry zawi�d� go, nie dawa� tego, czego Roger potrzebowa�. Pi��
dzwonk�w, sze��. Niezupe�nie kontrolowa� d�o�, kt�ra zawis�a nad s�uchawk�, ale
jej nie podnios�a. Dzy�. P�aka�. Dzy�.
- Halo - rzuci� w s�uchawk�.
- Henry? Tu Celeste.
Zdrowa�, Mario, �aski� pe�na, pomy�la�.
- Aha?
- Hej, s�uchaj, przepraszam za to, co powiedzia�am dzi� po po�udniu. No, wiesz,
o religii i w og�le. Mam z tym problem, wiesz? Nic zwi�zanego z tob�.
- Aha.
Otar� sp�ywaj�c� po policzku �z�.
- No i od tamtej pory je�d�� sobie w k�ko i my�l�, na jak� kretynk� wysz�am, i
w�a�nie spojrza�am na zegarek, i widz�, �e jest wp� do si�dmej, i zda�am sobie
spraw�, �e jestem g�odna, a do pizzerii Angelina jest raptem jedna przecznica, i
tak sobie pomy�la�am... Pomy�la�am, �e mo�e lubisz pizz�? No bo wymy�li�am, �e
mog�abym postawi� jedn� du�� z pepperoni albo z grzybami, albo dodatkowym serem,
czy co by� chcia�, i podjecha�abym do ciebie, i zjedliby�my j� razem, i mo�e
uda�oby mi si� przekona� ci�, �eby� mi wybaczy�, �e jestem tak� idiotk�. Znaczy,
je�li nie masz czasu, to w porz�dku, ale...
- Z pieczarkami - powiedzia� potw�r.
Zapiszcza�a z rado�ci, a� zabrz�cza�o w s�uchawce.
- Pieczarki? Ekstra! A do picia? Piwo? Wino?
- R�owe chablis Carlo Rossi.
- Luz. Super, Henry. Wiedzia�am, �e zrozumiesz. Nie powinno mi zej�� zbyt d�ugo.
Co ty na to, �ebym przyjecha�a o si�dmej pi�tna�cie? Znaczy, je�li to za
wcze�nie, to mog� p�niej.
- Si�dma pi�tna�cie - potwierdzi� potw�r. - Wiesz, gdzie mieszkam?
- Pewnie, Queensberry 117, mieszkania 22. Jerry mi powiedzia�. No to na razie.
Potw�r od�o�y� s�uchawk� i rozejrza� si�. Mieszkanie trzeba by�o nieco ogarn��.
Trzeba by�o to i owo od�o�y� na miejsce. Wetkn�� pistolet za pasek i poszed� do
kuchni rozejrze� si� za papierowymi r�cznikami.
��ko pos�ane, naczynia po �niadaniu zmyte i odstawione, pod�oga salonu
odkurzona, drzwi do kapliczki zamkni�te na klucz, beretta za�adowana i ukryta
pod poduszk� na kanapie. Gdy potw�r otwiera� drzwi na powitanie go�cia, s�ysza�
jakby z oddali miaucz�ce b�agania Henry'ego, by przesta�.
- Ale� leje. - Deszcz rozp�aszczy� fryzur� Celeste, ale nie zmy� jej u�miechu. -
Dobra noc na siedzenie w domu.
- Dzi�ki, �e przysz�a�. - Potw�r wzi�� od niej pude�ko z pizz�. - Wejd�. - G�ra
przemok�a, ale sp�d wci�� jeszcze parzy�.
- Ta-da! - Z papierowego worka wydoby�a przysadzisty dzban wina. - Znalaz�am
dopiero w trzecim sklepie.
Potw�r powiesi� jej wiatr�wk� nad wann�, zauwa�aj�c, �e Celeste si� przebra�a.
Pod kitlem w pracy nosi�a czerwon� koszulk� z kieszonk� i sprane d�insy. Teraz
mia�a na sobie si�gaj�c� prawie do kolan sp�dniczk� z ramii i udaj�c� batik
bluzk� z poliestru - rozs�dny wyb�r tkanin. Z ramii mo�na by�o z �atwo�ci�
usun�� plamy krwi, p�ki �wie�e.
Potw�r ju� zdecydowa�, �e nie ma co si� spieszy�. Skoro to on obj�� kontrol�,
nie musia� szar�owa�, m�g� napawa� si� chwil�. Poza tym nawet potwory lubi�y
pizz� z pieczarkami, a on od lunchu nie mia� nic w ustach. Siedli przy stole
kuchennym i wsun�li prawie ca��, poza jednym kawa�kiem, popijaj�c s�odkie wino z
fili�anek do kawy, a ona trajkota�a o cie�cie, niezwyk�ych dodatkach do pizzy,
Roseanne, o tym, jak drogie s� samochodowe t�umiki i koci �wirek. Zapyta�a,
jakie filmy lubi, i potw�r odrzek�, �e komedie, ale wysiad�o mu wideo. Celeste
przyzna�a si� do zbyt wielu nocy zarwanych przez horrory. Najbardziej lubi�a
seri� "Koszmar�w z ulicy Wi�z�w".
- Jak dla mnie zbyt wiele w nich przemocy. - Potw�r nie m�g� nie zauwa�y�, �e
Celeste ogl�da�a go jak film. Nie spuszcza�a wzroku z jego twarzy. Promienia�a
zafascynowanym oczekiwaniem, z ka�d� fili�ank� wina coraz ja�niej.
- Problem w tym, �e zaczyna im brakowa� pomys��w - ci�gn�� swoje. - Ile
urwanych g��w mo�na zobaczy�, zanim przestanie si� bra� to na serio? Ostatnimi
czasy po�owa horror�w jest robiona dla �miechu, a reszta straszy r�wnie
skutecznie co Wampir Kaczula.
Potw�r uni�s� dzbanek, oferuj�c dolewk�. Za�mia�a si�, odm�wi�a gestem.
- Jeszcze sporo mam. Chcesz si� go na gwa�t pozby� czy co?
Teraz potw�r odczuwa� podniecenie.
- Mo�e przejdziemy na kanap�? Tam b�dzie wygodniej.
Potkn�a si� wstaj�c z krzes�a i potw�r podtrzyma� j�, zachowuj�c si� tak
pow�ci�gliwie, �e mia� wra�enie, �e p�knie.
- Szszepraszam. Kurcz�, jestem bardziej pijana ni� my�la�am. - Jej g�os
znienacka sta� si� chrapliwy.
Opasa�a potwora ramieniem, by utrzyma� si� na nogach, i pozwoli�a mu poprowadzi�
si� korytarzem. Pod ubraniem jej cia�o by�o j�drne, potw�r wyczuwa� bicie serca.
- �e niby gdzie idziemy?
Potw�r poprowadzi� j� do drzwi:
- Pami�tasz salon?
- A, tak. Byli�my ju� sobie przedstawieni. Panno Lampo. - Uk�oni�a si�. - Panie
Telewizorze. Panie Stole. - Zachichota�a i obr�ci�a si� tak sprytnie, �e
zaskoczy�a monstrum. Napiera�a bardziej i bardziej, wspinaj�c si� na palce,
wyci�gaj�c si�, a� wreszcie ich wargi zetkn�y si�. Jej j�zyk przemkn�� po jego
z�bach i ca�owa�a Henry'ego, nie potwora. Gdy Henry zda